Skocz do zawartości

bielik42

Forumowicze
  • Zawartość

    2636
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    19

Wpisy blogu napisane przez bielik42

  1. bielik42
    Irlandzkie piękno chrześcijaństwa



    ?Sekret księgi z Kells?






    Reżyseria: Tomm Moore
    Czas trwania: 1 godz. 15 min.
    Rok wydania: 2009
    Gatunek: Animacja, Familijny

    Otoczony murem, który chroni przed złem
    Nieczęsto na tym świecie pojawiają się arcydzieła. Rzadko widz ma okazję zobaczyć dzieło, które na pierwszy rzut oka nie posiada żadnych wad. Zawsze znajdzie się ?ale?, komuś nie spodoba się muzyka, innemu nie pasuje aktor, krytyk ponarzeka na mieliznę fabularną. Inaczej jest z ?Sekretem księgi z Kells?. Moim skromnym zdaniem jest to film, na który po prostu nie można być złym. Stawianie zarzutów tej animacji wydaje mi się być najprawdziwszym zaprzeczeniem tego, co cywilizacja ludzka określiła jako ?poczucie estetyki?. Co w tym filmie jest takiego, co porusza najgłębiej zakorzenione zmysły estetyczne?



    Dziecięca ciekawość
    Być może jest to historia opowiedziana w filmie? Fabuła cofa nas niemal 1200 lat, prosto do Irlandii i znajdującym się tam miasteczku Kells. Bohaterem jest młody chłopak Brendan, spędzający swój czas razem z mnichami. Jego wuj jest opatem, czyli właściwym zarządcą tej niewielkiej wioski. Na Irlandię pada mrok ? Normanowie lądują na wyspach, palą, grabią i mordują. Opat Cellach postanawia zbudować ogromny mur dookoła wioski, aby obronić się przed najazdem agresorów.



    Chłopaka poznajemy, gdy razem z przyjaciółmi goni gęś, aby wyrwać jej z kupra kilka piór, potrzebnych do skryptorium, z którego Kells słynie (skryptorium to miejsce, w którym mnisi przepisywali ręcznie księgi, tworząc przy tym wspaniałe ornamenty). Brendan poznaje legendę o mnichu Aidanie, twórcy tajemniczej księgi, potrafiącej ?wypalić oczy grzesznikowi? i rozświetlać mrok swą jasnością. To właśnie ta tytułowa księga trafia razem z Aidanem do Kells. Legendarny mnich (wraz z puchatym kotkiem) zupełnie różni się od zimnego opata, otwarcie proponuje ucieczkę, wytykając Cellachowi, że żaden mur nie powstrzyma najeźdźców. Aidan odkrywa w Brendanie talent do tworzenia ornamentów, lecz do tworzenia potrzebuje specjalnych jagód, które można znaleźć w otaczających Kells lasach. Wysyła więc chłopca, który przezwycięża strach i wyrusza w nieznane, aby wykonać zadanie. W mrokach lasu poznaje zagadkową istotę o imieniu Aisling. Tak przedstawia się główna historia, opowiadająca losy powstawania księgi, która faktycznie istnieje.



    W mroku i w pełnym świetle
    Historia opiera się na mitologii irlandzkiej, znacząco zmieszanej z religią chrześcijańską. W ten sposób przedstawia pewien błąd, którego dopuścili się misjonarze katoliccy. Otóż wielokrotnie wytępiali oni stare wierzenia, przynosząc i wprowadzając swoje teorie. Naprzeciw temu występuje właśnie postać Aisling ? sprytnej, zaradnej dziewczynki o białych włosach i tajemniczych zdolnościach. Ukazuje ona równowagę, jaką tworzyły religie oparte na wierzeniach w naturę. Jeżeli kiedyś sami wędrowaliście samemu po lasach, to mogliście w pewnych okolicach odczuć pewne zaniepokojenie i ciarki na plecach. Jest tak, ponieważ niektóre miejsca zawierają mrok, siłę mocniejszą od natury. Dawne kultury znały takie punkty i dbały, aby pozostały nienaruszone. Harmonia ? oto słowo klucz. Tajniki tej wiedzy poznaje Brendan, ale postanawia zmierzyć się z odwiecznym mrokiem.



    Piękno przyrody
    Przejdźmy do tego, co zachwyca, czyli oprawy graficznej. Tak pięknych rysunków nie widziałem od czasów serialu ?Samuraj Jack?. Styl jest niby prosty, ale po pewnym czasie odczuwamy, że prostota potężnie wpływa na klimat, tworząc tym samym przedziwne, zachwycające scenerie. Zwłaszcza postacie i zwierzęta są charakterystyczne ? na pierwszy rzut oka widz poznaje, jaką osobowość ma dany człowiek. Wygląd sprawia, że znamy bohaterów na wylot, utożsamiamy się z nimi. Kolejnym wielkim osiągnięciem jest przyroda, określona żywymi barwami, często kontrastem i zabawą światłocieniem. Jakość rysunków jest po prostu powalająca. Do tego puszczone w ruch sekwencje powodują oczopląs i wzruszenie w najczystszej postaci. Wspaniałe obrazy podkreśla klimatyczna muzyka, typowo irlandzka, gdy trzeba melancholijna, innym razem dramatyczna i wzruszająca. Arcydzieło pod względem technicznym.



    Czysta przyjemność
    Myślę, że powyższe wywody powinny was zachęcić do zapoznania się z tym dziełem Polecam obejrzeć w wersji angielskiej (z polskimi napisami), ponieważ polski dubbing nie oddaje pełni klimatu i może przeszkadzać w poczuciu ducha tej krainy. Jedyną wadą tego mistrzostwa jest to, że kończy się zbyt szybko. Jak na pierwszy film studia ? absolutnie najwyższa półka. Da wam to, czego często brakowało w produkcjach Disneya, przekaże ułamek świata, w którym religia nie stanowiła pytania, broniła człowieka i stwarzała cuda. Miejscami smutny, zawsze zachwycający. Genialny film.
  2. bielik42
    Komiksowo ? ?Orient Man Forewer Na Zawsze?



    Scenariusz i rysunki: Tadeusz Baranowski
    Wydawnictwo: Egmont
    Format: A4
    Cena: 19,90 zł

    Menów dzielimy podobnie jak kawę, na: Super Menów, Wyborowych Menów i Orient
    Menów.
    Tymi oto słowami rozpoczyna się niedługi, lecz niesamowicie barwny i przepełniony absurdem album, zawierający przygody tytułowego Orient Mana, stworzonego przez Tadeusza Baranowskiego. Autor ten jest niestety mało znanym twórcą, który nigdy nie uzyskał tak wielkiej popularności jak Janusz Christa. A szkoda, bowiem styl fabularny i rysunkowy stoi w tym komiksie na najwyższym poziomie. Przygody Orient Mena to jedynie jedna z wielu opowieści, snutych przez tego znakomitego komiksiarza ( inne jego dzieło, to ?Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa? chociażby). Czyżby Polska twórczość miała doczekać się własnego Supermena?



    Śmieszy ? Tumani ? Przestrasza
    Po pierwsze ? to nie jest kalka twórczości zachodu, bowiem nasz superbohater nie walczy tu z ogromnymi przestępstwami, niegodziwością czy uciskiem. Nie, fajtłapowaty osobnik w czerwonym kapeluszu na oczach przebywa długą podróż, której celem jest Cel. Nie będzie to łatwe, bowiem goni go zdenerwowany posiadacz zimnego kaloryfera ? tajemniczy Eskimos (któremu wcześniej Orient Men próbował ów kaloryfer naprawić). Wspomniane wątki są jedynie zarysem, który utrzymuje przygody bohatera, w jako-tako ?spójnej? całości. Tak naprawdę chodzi tu jedynie o ukazanie absurdów naszego życia, moralności, języka i systemu władzy. A ironia jest tu na najwyższym poziomie!



    Szkoła walki z bykami
    Album zawiera przygody wydane w czasopiśmie ?Relax?, tomu rysunkowego ?Na co dybie[?]? oraz z pisma ?Świat Komiksu?. Nie jest to jednak wiele, ponieważ mieszczą się one na zaledwie 48 stronach A4, ale po dokończeniu czytania nie ma się wrażenia, że czegoś brakuje. Historia jest spójna, zabawna i miejscami edukująca. Orient Men odwiedza m. in. nowoczesną Magister Wróżkę, zegarmistrza, restaurację, w której można coś odrestaurować, Senior Alfonso ? pogromcę byków (ortograficznych), smoka Yaki-Taki, obcych, ogląda Sztuki w cyrku lub łowi ryby w kominie ? niemal każda historia jest zaskakująca i kryje w sobie sprytnie zamaskowane znaczenie.



    Bajka o postkapturku
    Przygody Orient Mena możemy podzielić na trzy części: początki ( 3 przygody), najlepsze przygody (14 historyjek z czasów świetności Baranowskiego) oraz ?Orient Men Forewer Na Zawsze? (10 osobnych przygód, niektóre dwustronicowe). Zwykle każda z przygód zajmuje jedną stronę A4, czasem też nawiązują do siebie nawzajem, co zawsze jest pewnym smaczkiem. Dla mnie, który z rysunkami Baranowskiego zapoznawał się w wieku lat ok. dziesięciu, najlepsza wydaje się środkowa część. Głównym tego powodem są niesamowicie kolorowe, szczegółowe rysunki, tętniące życiem i humorem. Również fabuła tej części, pełna paradoksów wprost z naszego życia oraz gier słownych, zachwyca i nie pozostawia obojętnym. Pozostałe części albumu mają pewne wady. Początki Orient Mena są dość ubogie graficznie, nie zawierają też tak wybitnych absurdów, których jest pełno w części drugiej. Można zrozumieć, że to był dopiero start, ale nie rozumiem, dlaczego rysownik postanowił w serii ?Na Zawsze? dodać do przygód Orient Mena krytykę ustroju, jako element dominujący. Owszem, w części trzeciej nie brakuje satyry, ironii i śmiechu z popkultury, ale czuje się, że nie jest już tak samo. Według mnie w kontynuacji brakuje dziecięcej duszy, która napędzała fragmenty poprzednie. Trochę szkoda.



    ? Ależ wodzu, co wódz?
    ? To ja przepraszam.
    Ciężko jest podsumować wspomnienia z dzieciństwa. Tom ?Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa? wygrzebałem z czeluści szkolnej biblioteki w podstawówce. Wspaniałość, kolory i humor uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Pan Baranowski bardzo wpłynął na moją wyobraźnię dzięki swemu smakowitemu surrealizmowi oraz hektolitrom ironii. Album o przygodach Orient Mena (który jest przecież tylko jednym z bohaterów Baranowskiego) przywołał we mnie ciepłe uczucia, serwując jednocześnie dodatkowe dwie części, z którymi wcześniej się nie spotkałem. I choć nie dorównują one przygodom z wyżej wspomnianego tomu, to zawsze miło poznać początek i koniec legendy. Polecam fanom polskiego komiksu, a także miłośnikom surrealizmu dla dzieci.
    Natomiast Orient Men trafił wreszcie pod strzechy, przytłoczony przyciężkawym dowcipem powyższego odcinka.


    Bimbrownikus

  3. bielik42
    PolKino ? Romans tragiczny



    ?Jak być kochaną?







    Reżyseria: Wojciech Has
    Rok wydania: 1963 r.
    Czas trwania: 1 godz. 37 min.
    Gatunek: Melodramat, Obyczajowy, Psychologiczny

    Przedstawiam zupełnie nową serię recenzji, które mają za zadanie udowodnić, że Polacy nie gęsi, i swe kino mają. Niestety w dzisiejszych czasach powszechna opinia o polskim kinie jest dość? wątpliwa. Ten oto cykl być może zdoła nieco załagodzić ostry stosunek publiki do niemal zapomnianych dzieł.



    Mężczyzna wybiera sobie kobietę, żeby jego porażki i zmartwienia miały twarz. I oczy.
    Pierwszym filmem w cyklu recenzji nie bez powodu został ?Jak być kochaną? Hasa. Trzeba bowiem wiedzieć, że późniejszy film tego reżysera zdobył światową sławę i jest ulubionym filmem samego Scorsese oraz Francisa Forda Coppoli. Przed ukazaniem tego tajemniczego filmu, warto zagłębić się w jego poprzednie dzieła. A ?Jak być[?]? jest dość nietuzinkowym tworem, ponieważ nsizczy mit walki powstańczej w okupowanej Warszawie.



    Nigdy nie sądziłam, że tak to się skończy?
    Główną bohaterkę filmu ? Felicję (Barbara Krafftówna) ? poznajemy w momencie, gdy podróżuje samolotem do Paryża, zaproszona przez jednego z fanów. Jako dystyngowana dama siada tuż obok mężczyzny (Wieńczysław Gliński), z którym w czasie podróży prowadzi niezobowiązującą konwersację. Główną osią fabuły nie jest jednak sam lot, a retrospekcje nawiedzające Felicję w chwilach zadumy. Przenosimy się więc do okupowanej Warszawy, gdzie nasza bohaterka przygotowuje się do pierwszej ważnej roli na scenie. Przed występem poznaje główną gwiazdę teatru ? Wiktora Rawicza (Zbigniew Cybulski). Sztukę zakłóca bombardowanie, kreśląc tym samym nadzieje Felicji na karierę aktorską.



    Piloci mawiają, że w czasie pierwszej podróży człowiek przypomina sobie całe swoje życie.
    Ciąg nieszczęśliwych zdarzeń sprawia, że Rawicza zaczęli poszukiwać niemieccy żołnierze. Podziemie zwróciło się więc o pomoc do Felicji, która pracowała, jako kelnerka w jednej z warszawskich restauracji. Dziewczyna zgadza się bez wahania, ponieważ aktor już wcześniej wpadł jej w oko, a teraz miała okazję uratować mu życie, ukrywając go w swoim mieszkaniu. Niestety dla niej Rawicz jest nieczułym, zarozumiałym bufonem, pokładającym wszystkie swe marzenia w popularności i rozgłosie. Tak więc Felicja ukrywa go, wielokrotnie narażając się Niemcom, a on nie potrafi zapłacić jej choćby poprzez wdzięczność. Rozpoczyna się historia nieszczęśliwej miłości.



    Kieliszek koniaku poproszę
    Choć jest to na pozór kolejna, sztampowa opowieść o ludziach, starających się żyć normalnie w czasie wojny, to okazuje się, że reżyser wziął na warsztat o wiele ważniejsze motywy, niż tylko cierpienie ojczyzny (o ile można mówić o ważniejszych). Na początku rozprawia się z mitem polski walczącej. Życie toczy się normalnie, jedyną zmianą są patrole niemieckie na ulicach. W scenie, gdy niemieccy żołnierze przychodzą do Felicji i gwałcą ją bez żadnej żenady, główny bohater męski siedzi ukryty pod materacami w pokoju obok. Widz ma nadzieję, że wyjdzie, zajdzie agresorów i ocali swoją towarzyszkę, ale nic takiego się nie dzieje. Mało tego! ? Rawicz sam niemal umiera, dusząc się pod zwałami pościeli. Okrutne, groteskowe ukazanie rzeczywistości, zazwyczaj pomijanej w naszej historii, bądź wspominanej wyłącznie na marginesie.



    Pozorne życie
    Kolejnym atakiem na polski mit jest ukazanie całej historii tragicznej z perspektywy kobiety, podczas gdy zazwyczaj reżyserzy karmili publiczność przeżyciami młodych, walecznych mężczyzn. Delikatność i bezradność głównej bohaterki jest symbolem rozpaczy, braku wspomnienia o roli kobiet w powstaniach. I ostateczna sprawa ? śmierć. W wypadku wojny powinna być chwalebna, symboliczna, wręcz heroiczna! Tu jest głupia, żałosna i niepotrzebna. Ten atak jest wycelowany prosto w bohaterów naszej literatury i kinematografii (?Kamienie na szaniec?, ?Popiół i diament?). Gdzie tu jest miejsce na umieranie, gdy trzeba budować nowy kraj, nowy naród? Wyjątkowo pesymistyczne rozliczenie z przeszłością, ale także fascynujące.



    A człowiek żyje nadal.
    Zarówno Cybulski, jak i Krafftówna pokazali wybitny kunszt aktorski w tej produkcji. Role są wiarygodne i dopieszczone w najmniejszych szczegółach. Bardzo przyjemne wrażenie robi głos Felicji ? ciepły, ale zarazem pełen rezygnacji i cynizmu. Film jest czarno-biały, więc pochwalić można wybitną grę cieni oraz pewną ?nierealność? wydarzeń. Trzos głównych dialogów odbywa się w mieszkaniu aktorki, przez co sam pokój urasta do rangi symbolicznej. Zgodnie z tradycją w polskim filmie, możemy wypatrzyć tu bardzo wiele odniesień do kultury i historii Polski, ale także do psychologii człowieka. Nie jest to łatwy film, ale nie sprawia też wrażenia niezrozumiałego. Muzyka jest oszczędna, co nie przeszkadza jednak w wyśmienitym dawkowaniu klimatu tragedii, rozgrywającej się w Warszawie.



    Czy pozostało nam cokolwiek?
    Reasumując ? ?Jak być kochaną? jest pozycją psychologiczną, dla miłośników kina i ciekawych polskiej twórczości filmowej. Stanowi świetną wprawkę przed typowo ?bohaterskimi? dziełami Wajdy, poprzez przekazanie widzowi pewnej dozy cynicznego spojrzenia na świat. Polecam zapoznanie się z tym dziełem, być może zachęci was do sięgnięcia po kolejne ?starocie??


    [niestety nie znalazłem stosownego zwiastuna, przykro mi]

  4. bielik42
    Komiksowo ? ? Hellblazer: Niebezpieczne nawyki?






    Scenariusz: Garth Ennis
    Rysunki: William Simpson
    Kolory: Tom Ziuko

    Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy
    Seria ?Hellblazer? jest najbardziej rozbudowaną serią grozy w komiksowym świecie DC. Za postać bohatera tego komiksu ? Johna Constantine ? odpowiada okryty legendą Alan Moore. Ten sławny scenarzysta wprowadził go po raz pierwszy w serii ?Saga o potworze z bagien?, a popularność, jaką uzyskał doprowadziła do stworzenia osobnej serii z jego udziałem. Constantine żyje w świecie, w którym istnieją zarówno anioły, jak i demony, on zaś ma w sobie krew demonów, a zajmuje się egzorcyzmami. Swoją popularność zawdzięcza odmiennej osobowości. Na tle wszystkich prawych, sprawiedliwych i kryształowych superbohaterów on jest pijakiem, nałogowym palaczem i niestałym kochankiem. Dzięki tym przywarom staje się bardziej ludzki, co zbliża czytelników do niego. O czym jest ten konkretny komiks?



    ?Umieranie to bardzo kiepski sposób na życie?
    Pierwszą zmianą jest scenarzysta. Alana Moore?a zastąpił mniej znany Garth Ennis odpowiedzialny za kilkanaście wydań ?Punishera? oraz serię ?Kaznodzieja?. Nowy scenariusz wymagał od Ennisa wielkiego wysiłku, ponieważ musiał zadowolić fanów, przyzwyczajonych do historii mistrza. Aby sprostać zadaniu autor postanowił dokonać czegoś, co nieczęsto robi się z popularnym bohaterem (chyba, że mówimy o Marvelu) ? zabić Johna Constantine.



    Cholerny tchórz, znów uciekam?
    Ale nie zwyczajnie. Nasz bohater nie zginie w walce z piekielnymi siłami, nie ocali tym samym świata, ani ukochanej, niczego. Dlaczego? Ponieważ John umiera na raka, wywołanego nałogowym paleniem. Przez całą fabułę nasz egzorcysta stara się uniknąć śmierci, odnaleźć kogoś, kto mu pomoże, ocali. Odwiedza więc wielu starych znajomych, poznaje podobnego mu człowieka ? Matta, który leży na oddziale dla umierających. Ostatecznie Constantine chwyta się ostatniej deski ratunku ? paktuje z władcami piekła. Czy wyjdzie mu na zdrowie układ z szatanem i jego braćmi? Odpowiedź znajdziecie w tym komiksie.



    Zrobiłem to po mojemu
    Warto nieco zagłębić się w fabułę, która, choć miejscami przegadana, niesie ze sobą całkiem sporą dawkę emocji oraz morałów. Ważną rolę odgrywa wspomniany Matt, który razem z Johnem cynicznie ocenia ten świat. Będąc na skraju śmierci obaj bohaterowie filozofują nad sensem i celem życia człowieka, a ich wnioski dość dobrze oddają prawdę. Kolejnym czynnikiem, który sprawia, że powinniście zwrócić uwagę na ten komiks, jest świetnie oddana paranoja, która powoli ogarnia Constantina, umysł człowieka umierającego oddano z pietyzmem i szczegółami. Wadą (ale i zaletą) może być wiele wątków odnoszących się do wcześniejszych przygód egzorcysty. Ja sam nie miałem styczności z wcześniejszymi przygodami i miejscami czułem się zagubiony. Nie każdemu mogą się też spodobać częste wtrącenia w dialogach. Owszem, czytamy ?myśli? Johna, ale miejscami są dość banalne i zanadto poetyckie jak na takiego bohatera. Trochę to wytrąca z klimatu. Same dialogi są dość rzeczywiste, zawierają sporo wulgarności oraz budują wizerunek zmęczonego cynika, jakim nasz bohater jest. Fabuła i (niemal) wszystkie jej części składowe są na plus, jak to wygląda z rysunkiem?



    Rozsiądźcie się wygodnie i patrzcie
    I tu bywa różnie. Sam styl jest całkiem niezły. Dobrze oddano emocje, twarze i ubrania. Gorzej z otoczeniem, które zwykle jest zamazane albo nie ma go wcale. Trochę to psuje wrażenia. Ogromną zaletą są okładki poszczególnych zeszytów, które zawiera ten album. Oszczędnie wykonane, z kawałkiem wyciętego, powiększonego rysunku, sprawiają bardzo dobre wrażenie, ponieważ świetnie oddają emocje. Niestety nie mogę tego powiedzieć o okładce albumu, której styl zupełnie nie pasuje do wnętrza komiksu. Trochę szkoda, bo dla mnie sama okładka nieco cuchnie kiczem, co może zrazić potencjalnego czytelnika. No, ale nie ocenia się komiksu po okładce, nieprawdaż? Kolorystyka, tak jak rysunek, jest dość nierówna, raz strony są wielobarwne, innym razem dominuje jeden kolor. Sceny w szpitalu są nieprzyjemnie szarobure, ale poza tym większych problemów nie uświadczyłem.



    Przyjaciół naszych dorastanie,
    wzloty, upadki, tak rok w rok,
    Jedni upadli w otchłań nieba,
    a inni prosto w piekła mrok.
    Ostatecznie można uznać ten album za całkiem niezły kawałek historii, ozdobiony poprawnym rysunkiem. Część wątków w nim zawartych wykorzystała ekranizacja pt. ?Constantine?, ale nie powtarza bezsensownie wszystkiego. Inna sprawa, że obdarzenie bohatera rakiem nie jest częste w komiksach, i pod tym względem ?Niebezpieczne nawyki? są dość interesującą historią. Fanom komiksowych horrorów polecam, a jeśli nie gustujesz w historiach grozy, to sięgnij chociażby po fascynującą fabułę z bardzo sprytnym punktem kulminacyjnym.
  5. bielik42
    RetroKino ? Bratobójstwo w wydaniu serbskim



    ?Underground?






    Reżyseria: Emir Kusturica
    Rok wydania: 1995
    Czas trwania: 2 godz. 43 min.
    Gatunek: Dramat, Komedia, Wojenny




    Kino wprost z szarych, niezauważanych krajów tego świata jest znane jedynie nielicznym zapaleńcom i fanatykom. Jednak dla reżyserów takich państw istnieje pewna przepustka na rynek światowy, zdominowany sztampowym kinem wprost ze zgniłego Hollywoodu. Ta przepustka to zdobycie nagrody na jednym z festiwali światowych, i właśnie dzięki złotej palmie, przyznanej za najlepszy film roku 1995 Emir Kusturicka, serbski reżyser, wkroczył na salony, powalając na kolana konkurencję. Jak tego dokonał?



    Proste ­? pokazał prawdę. Wydarzenia w tzw. ?bałkańskim kotle? wiele razy mroziły krew w żyłach, gdy świat obiegała wieść o kolejnej bratobójczej wojnie. Reżyser postanowił wykorzystać wrodzone przywary krajan i rozliczyć się z rzeczywistością, od II wojny światowej, aż do krwawej rzezi zapoczątkowanej w 1991 roku. Jest to więc film po części historyczny, ale dominuje w nim metafora oraz alegoria, nieraz zrozumiała jedynie przez lud bałkański, ale zwykłemu widzowi to nie przeszkadza.



    Historia krąży wokół dwóch postaci ? typowych serbów, niemal braci, którzy chętni są zarówno do czynienia dobra, jak i do wszczęcia mordobicia. Pierwszy z nich ma na imię Marko Dren (Miki Manojlović) i jest ?tym niższym?, ale walecznym. Charakteryzuje się szarmancką postawą wobec kobiet, sprytem i niezwykłym refleksem. Drugi ? Petar ?Czarny? Popara (Lazar Ristovski) to zwalisty, brutalny facet, który nie przebiera w słowach i zawsze znajdzie wyjście z danej sytuacji. Nie zna strachu, kocha swoją żonę (która umiera, dając mu syna Jovana) i jego główną wartością jest ojczyzna. Do tego na boku ugania się za młodziutką aktoreczką o imieniu Natalija (Mirjana Joković) w której później zadurza się również Marko.



    Pomiędzy nimi pojawia się czasem brat Marko ? Ivan (Slavko Štimac), nieco upośledzony chłopak, niegdyś będący dozorcą w zoo, ale z bombardowania udaje mu się uratować jedynie małą małpkę, którą potem niańczy i się do niej przywiązuje.
    Film podzielono na trzy części: czas II wojny światowej, rozkwit komunizmu oraz początek wojny bratobójczej. Każda z części jest warta osobnego akapitu.



    Wy faszystowskie świnie!
    Pierwsza część służy za wprowadzenie oraz zaznajomienie się z bohaterami. Widz poznaje wspaniałą, żywą duszę serbską, napędzaną szybką muzyką trąbek, w które dmuchają niemal cały czas muzycy, podążający za bohaterami. Ta muzyka jest symbolem pojednania, wszyscy dobrze się przy niej bawią, nie czują różnic ni wrogości. Wraz z wybuchem wojny Marko i Czarny postanawiają walczyć z okupantem poprzez dostarczanie broni partyzantom i ataki na konwoje. Ich interes powoli się rozrasta, gdy wreszcie cała wojna zamienia się dla Czarnego w sprawę osobistą: niestała w uczuciach Natalija oddaje się dowódcy sił niemieckich ? Francowi, aby zapewnić ochronę sobie i swojemu kalekiemu bratu. Obserwujemy dążenia do porwania aktorki (świetna scena w teatrze zasługuje na najwyższe uznanie) oraz urządzenia ślubu. Oczywiście plan bierze w łeb, a Czarny po wielu problemach trafia ostatecznie do piwnicy Marko, który stworzył pod swoim domem niewielkie społeczeństwo ukrywających się ludzi. Ta część promieniuje miejscami komediowymi chwytami, wywołuje szczery uśmiech i podziw dla kunsztu aktorów. Ale wojna jednak się kończy.



    Ale ja mówię O PRAWDZIE!
    Wtedy rozpoczyna się druga część filmu, a mianowicie czasy komunistyczne. Cała ta część zdaje się być osobnym filmem, ponieważ opowiada o tragicznej, utopijnej sytuacji, w jakiej znaleźli się mieszkańcy piwnicy Marko. Otóż właściciel postanowił wykorzystać ludzi i wprowadzać ich w błąd, jakoby wojna trwała nadal, a on jest jedynym łącznikiem ze światem. Sam zyskuje sławę, władzę, pieniądze i Nataliję, jest czołowym komunistą w kraju, a to wszystko buduje na pamięci o Czarnym, z którego stworzono symbol walki z niemieckim okupantem. Ta część jest słodko-gorzkim szaleństwem, w który zagłębiamy się razem z Marko. Jest to też najbardziej emocjonalna ze wszystkich części. Punkt kulminacyjny rozgrywa się w czasie wesela syna Czarnego, wszystko pod ziemią oczywiście.



    Ja? szukałem? chciałem? nie mogę znaleźć syna?
    Ostatnia część, będąca fatalistycznym i naturalistycznych obrazem krwawego bratobójstwa w Jugosławii najsilniej uderza w podświadomość widza. Obserwujemy szaleństwo, do którego doprowadziła żądza, pycha i chciwość. Upadek człowieka i apokalipsa na ziemi. A to wszystko kontrastuje z charakterem mieszkańców, którzy przecież byli weseli, szczęśliwi. Ogromna ilość symboli i dwuznaczności stanowi prawdziwy rarytas dla wielbiciela sztuki wysokiej, prawdziwy, autentyczny zachwyt i podziw. Morał jest miażdżący, uderza prosto w naszą naturę i w nasze umysły. Za to wszystko należą się ogromne brawa dla reżysera.



    Graj! Nie przestawaj!
    A właśnie, znalazło się miejsce na wątek o światku reżyserskim. Twórca w brutalny sposób pokazuje manipulację służącą propagandzie, jaką przeprowadzali i nadal przeprowadzają filmowcy na całym świecie. Różnice między prawdą a ?prawdą kina? są wprost oszałamiające, na pierwszy rzut oka nie do przyjęcia. Ale kto o tym wie? Czy wiemy ile razy już byliśmy okłamani przez artystów? Historyków? Polityków? Te emocje, przemyślenia budują w nas lęk, strach o własny rozum, który nagle stał się obiektem zagrożonym.



    Pora na dokończenie tego zwyczaju, gdy przyjaciel zabija przyjaciela.
    Co do kwestii technicznych ? aktorzy są tak niesamowicie naturalni, tak przekonywujący, że zadziwia ich niewielka popularność w kinie światowym. Obserwujemy prawdziwą grę, realne emocje, łzy, krzyk i rozpacz. Czujemy, gdy Czarny rozpaczliwie szuka swego syna, razem z Ivanem poszukujemy małpki, trzymamy kciuki, żeby kłamstwa się skończyły, ale czy to pomoże? Każdy czegoś szuka, pragnie swojej korzyści lub odkupienia. Nie liczy się z otoczeniem, własnego brata prowadzi na rzeź. Gdzie tu logika? Gdzie oświecenie? Muzyka i scenografia również stoją na najwyższym możliwym poziomie. Zwłaszcza podziemne korytarze, pełne pary i maszynerii przypominają wspaniałe czasy, gdy jeszcze tego typu widoki dominowały w kinie s-f. No i sama muzyka ? wyśmienita, wprost z bałkańskiej duszy.



    Musimy przejrzeć na oczy?
    Jestem zmuszony to przyznać ? ?Underground? ogromnie mnie poruszył, wywołał łzy i zadumę. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wielkiego zepsucia, tak wielkiej nienawiści i zakłamania. Śmierć, dominująca część tego zakątka ziemi. Ale ludzie tu żyją. Starają się, bo kochają swój kraj. Ten film jest ogromnym symbolem upadku i wzlotu człowieczeństwa. Zawiera najważniejsze prawdy i cele. Grzechem byłoby nie zapoznanie się z nim. Szukajcie, starajcie się, bo nie wiemy, kiedy złość, pogarda i pycha ponownie uderzą w nasze serca, prowadząc jedynie do krwi i upodlenia.
  6. bielik42
    RetroKino ? Dyliżans



    ?Dyliżans? (ang. Stagecoach)






    Reżyseria: John Ford
    Rok wydania: 1939
    Czas trwania: 1 godz. 36 min.
    Gatunek: Western

    Oto początek zupełnie nowej serii recenzji, opisujących bardziej lub mniej zapomniane filmy sprzed lat. Na pierwszy ogień idzie produkcja typu Western z pamiętnego 1939 roku.



    Ach, 39 rok, era czarno-białego kina powoli zmierza ku końcowi za sprawą wydanego w tym samym roku ?Przeminęło z wiatrem?. Western nadal świecił triumfy na ekranach i nie zanosiło się, aby cokolwiek miało się zmienić. Omawiana przeze mnie produkcja jest 53 filmem reżysera Johna Forda, tworzącego od 1917 roku. Czym jednak wyróżniała się z całej masy podobnych jej filmów z tamtego okresu? Jakim cudem wciąż o niej pamiętamy?



    Zacznijmy od fabuły, a przedstawia się ona następująco: akcja rozgrywa się w 1885 roku, kilku podróżnych jedzie dyliżansem w stronę Noego Meksyku. Poznajemy ich, gdy wsiadają do niego w małym miasteczku. Dyliżans kolejno zabiera prostytutkę o imieniu Dallas, lekarza pijaka Boone?a, Samuela Peacocka ? producenta whisky, bankiera Gatewooda, żonę kapitana Lucy Mallory, szulera Hatfielda oraz Ringo Kida (granego przez sławnego Johna Wayne?a) ? bandytę, który wcześniej uciekł z więzienia. Pojazdem kieruje woźnica Buck, a o ochronę dba szeryf Curley Wilcox. Pasażerom grozi niebezpieczeństwo ? z rezerwatu uciekł Indianin zwany Geronimo, który bezlitośnie poluje na białe twarze. Obserwujemy całą podróż, aż do ostatniego celu, poznając zaskakujące wątki oraz efektowne sceny (atak Indian).



    Pewną innowacją było wprowadzenie ciągłej akcji, opierającej się na podróży, dzięki czemu widz ma ważenie niestabilności. Bohaterów wciąż goni czas, niebezpieczeństwo jest coraz bliżej, a sprawy poważnie się komplikują. Co ciekawe, sama podróż jest też wędrówką w głąb ludzkiej psychiki. Mając przed sobą siedem postaci: żonę kapitana, pijaka, szulera-gentelmena, bandytę, bankiera, prostytutkę i handlarza możemy nieświadomie podzielić to grono na bohaterów pozytywnych i negatywnych. To przecież oczywiste, że pijak, bandyta i prostytutka nie mogą być wzorami dla widzów, czyż nie? Ale tu reżyser zaskakuje, zupełnie tasując osobowości pasażerów, ukazując przy tym, że pozycja społeczna nie zawsze jest wyznacznikiem człowieka. Wątek psychologiczny jest bardzo rozbudowany, i to właśnie dzięki niemu ten film został zapamiętany.



    Jak wspominałem na wstępie, mamy do czynienia z czarno-białym westernem. Scenerie są typowe dla tego gatunku i nie wyróżnia ich nic szczególnego. O wiele lepiej prezentują się role, zwłaszcza Johna Wayne?a jako Ringo Kida oraz Clarie Trevor w roli Dallas. Kostiumy nie sprawiają wrażenia sztucznych, potyczka z Indianami wzbudza emocje, a finał rzeczywiście sprawia, że widz przykuwa wzrok do ekranu. Muzyka nie wybija się, ale też nie przeszkadza. Najważniejszym elementem jest gra psychologiczna, świetnie odegrane role oraz morał, według którego każdy zasługuje na szczęście, bez względu na to, kim jest.



    Do dziś ten film zestarzał się tylko pod względem oprawy, cała reszta ? fabuła, aktorstwo i morał ? jest warta polecenia. Bardzo emocjonujący film, z ważnym przesłaniem. Polecam serdecznie.
  7. bielik42
    Ewenement! Oto podwójna recenzja ściśle powiązanych ze sobą dzieł. Dziś pod pióro wpadają dwie odmienne ?Koraliny?. Zapraszam do czytania.


    Dziecięcy strach



    ?Koralina?







    Adaptacja i rysunki: P. Craig Russel

    Książka pt. ?Koralina? znanego pisarza Neila Gaimana zdobyła ogromną popularność na świecie, stając się bestsellerem na rynku. Niestety do tej pory do książki nie dane mi było zajrzeć, choć interesuje się nią od dawna. W ramach rekompensaty udało mi się obejrzeć film ?Koralina i tajemnicze drzwi? oraz komiks ?Koralina?. W związku z tym, że nie mam porównania z oryginalnym źródłem nie jestem w stanie wskazać, które z tytułów wierniej ukazuje fabułę książki. Nic to, na pierwszy ogień rzucamy komiks.



    Zwykły polski czytelnik fantastyki mógł się zastanawiać, dlaczego znany autor humoresek Terry Pratchett wypowiedział się o jakiejś ?Koralinie? następująco: ?Sprawi, że twoje dziecko będzie obawiać się guzików!?. Dziwne, tajemnicze, ale jednocześnie intrygujące! Czyżbyśmy się doczekali pełnoprawnego horroru dla dzieci? Możemy odpowiedzieć sobie na to pytanie sięgając po komiks, będący adaptacją książki, w wykonaniu P. Craiga Russela ? człowieka, który wcześniej maczał palce w min. Batmanie. Sam album został wydany przez Egmont w serii ?Obrazy Grozy? (do której należy także recenzowany wcześniej ?Joker?). Wydanie jest schludne, twarda okładka, porządne, szyte strony z lśniącego papieru, o dziwo ponumerowane. Dostajemy 185 stron, zawierających 13 rozdziałów komiksu. Za jakość i poprawność wydania należą się pochwały. Przejdźmy więc do historii?



    Koralina jest sprytną, ciekawską dziewczynką jakich wiele. Jej rodzice postanowili jednak przenieść się w miejsce dalekie od cywilizacji ?do starego domu, w którym żyje również para starszych aktorek oraz emerytowany cyrkowiec, treser myszy. Posiadłość jest stara, wielka i otacza ją ogromny ogród z wieloma tajemniczymi zakamarkami. Jednak to nie on ciekawi najbardziej małą dziewczynkę. Zaradna psotnica odkrywa tajemnicze drzwi w salonie, które jednak skrywają jedynie surowy mur. Dziecko jak to dziecko ? zapyta, dlaczego ktoś zdał sobie trud wstawienia tu takich drzwi. Odpowiedź przychodzi nocą, wraz z tajemniczymi szczurami, nucącymi posępną pieśń. W mroku dziewczynka przechodzi przez drzwi i trafia do równoległego świata, w którym żyją jej drudzy rodzice. Od zwykłych różni ich to, że zamiast oczu mają czarne guziki, no i są dużo bardziej ?fajniejsi? od nudnych opiekunów, siedzących wciąż przed monitorami. Koralina z radością eksploruje tamten świat, spotyka wygadanego kota, oraz ponownie zagadkowe gryzonie. W idylli pojawia się pęknięcie, gdy druga matka prosi, aby dziewczynka przyszyła sobie do oczu guziki, aby uczynić ten raj codziennością. Wtedy też zaczynają się kłopoty?



    ?Ale są na tyle oryginalne, że nie chcę pozbawić was zabawy z odkrywania rzeczywistości razem z Koraliną. Fabuła jest solidna, potrafi zaskoczyć i dać do zastanowienia. Przez niemal cały czas przewija się wątek miłości, jako największego dobra w życiu. Ciekawa jest także zawarta pomiędzy stronicami prawda, o stereotypowej konsumpcji i pragnieniu posiadania wciąż nowszych zabawek. O dziwo scenarzysta z powodzeniem zanurzył się w psychice dziecka, czyniąc ją nieco bardziej zrozumiałą dla dorosłych. Nasza bohaterka, a my razem z nią, pozbywa się strachu i odkrywa najważniejsze prawdy, kibicujemy jej na każdym kroku i darzymy ją sympatią. Tak udane utożsamianie się z nierealną postacią jest według mnie dużym sukcesem twórcy.



    Niestety nie jest tak dobrze, jeśli chodzi o stronę artystyczną komiksu. Jedynym słowem, jakie przychodzi mi na myśl, aby określić rysunki, to ?biedne?. Aby nie być z góry krzywdzącym warto nadmienić, że postacie są narysowane z pietyzmem i dbałością. Rysownik dość dobrze potrafi oddać emocje twarzy, ale już tła są wybitnie biedne, zazwyczaj jest to po prostu jednokolorowy deseń, lub wzorek. Gdy pojawia się np. kuchnia, to meble, urządzenia są zazwyczaj słabo ukazane i nie przykuwają wzroku. Jako całość warstwa graficzna nie imponuje, gra światłem jest raczej prymitywna, w dodatku brak tu elementów typowych dla snu, choćby lekkiego surrealizmu. Wszystko jest tu schludne i prawdziwe ? szkoda, bo potencjał jest niesamowity.



    Przejdźmy do ogólnej oceny ? fabuła potrafi zaskoczyć, rysunki nie są brzydkie (ale ładne też nie bardzo) no i to, co jest najważniejsze: brak klimatu. Ani razu nie poczułem dreszczyku strachu, czy jakichkolwiek innych emocji. Może dlatego, że znałem już tą historię, może przez mało przerażający styl graficzny ? nie wiem. ?Horror dla dzieci? nie jest finalnie straszny, ale komiks można dla przyjemności przeczytać, choć cena, umieszczona na tylnej okładce (70 zł) raczej nie jest adekwatna co do zawartości. Jest wiele tańszych i do tego lepszych komiksów. Ostatecznie dziecku kupić można, a potem samemu obejrzeć. Umiarkowanie polecam.
    Pora na dużo ciekawszy element ? film!


    ?Koralina i tajemnicze drzwi?





    Reżyseria: Henry Selick
    Rok wydania: 2009
    Czas: 1 godz. 40 min.
    Ten film wywołał spore poruszenie wśród rodziców. Reklamowany jako ?horror dla dzieci? (oklepany slogan, ale działa) zachęcał do zabrania pociechy na seans, aby samemu też się nieco zabawić. Jak to się skończyło? Wielu rodziców wychodziło w trakcie pokazów, trzymając za rękę przerażone, zasmarkane, wyjące dzieciaki, aby narobić rabanu w kasie i żądać zwrotu kosztów. Bajka okazała się zbyt straszna! Jest w tym nutka prawdy, bowiem i mnie włosy zjeżyły się na karku, gdy pierwszy raz widziałem pewne sceny z tego dzieła. Ale zacznijmy od początku.

    Na pudełku zgrabnego wydania DVD (okładka to kartonik z trójwymiarowym obrazkiem!) przeczytamy napis: ?Film reżysera Miasteczka Halloween?. Racja, produkcja Selicka, tworzona pod skrzydłami Tima Burtona dorobiła się miana ?kultowej? w pewnych częściach naszego globu, ponieważ zgrabnie łączyła groteskę święta duchów z lukrowanym Bożym Narodzeniem. Ta zachęta ma też podłoże techniczne, ponieważ ?Koralinę[?]? wykonano w podobnym stylu, dodając jednak modne efekty 3D (co teraz nie ma żadnego znaczenia). Film oczywiście bazuje na książce Neila Gaimana, ale nieco od niej odbiega, dodając fabule wiele efektownych obrazków i momentów, co jest dla mnie sporą zaletą.

    Do historii Koraliny dodano nieco zwariowanego chłopca Wybiego Lovata, który mieszka nieopodal domu, w którym rodzice dziewczyny wynajęli mieszkanie. Chłopak odgrywa dość ważną rolę, przekazuje także Koralinie niewielką, szmacianą lalkę z guzikami zamiast oczu. Laleczka jest taka sama jak posiadaczka, a proces jej tworzenia widzimy w niezwykle gustownym, ociekającym klimatem prologu. Ponownie widzimy oryginalnych mieszkańców starego gmachu (jedynie szalony starzec z poddasza nazywa się Bobinski, a nie ?Bobo?, jak w komiksie), rozmownego kota oraz? a tak, zabrakło w filmie posępnej śpiewki szczurów, znanej z komiksu. Są za to myszki. Również budowa historii jest nieco inna. O ile w komiksie Koralina przechodzi przez drzwi jedynie 2 razy, to w filmie robi to wielokrotnie, aż do pewnego momentu.

    Ale cóż to są za wyprawy! Każda podróż do innego wymiaru ukazuje niezwykle kolorowe, bajkowe światy i sytuacje. Przepięknie wykonany ogród, przedstawienie oraz pokaz grających myszek. Po prostu ar-cy-dzie-ło. Również postacie są szczegółowo i pieczołowicie wykonane. To wszystko jest zasługą świetnej animacji poklatkowej, połączonej z efektami komputerowymi. Kolory, plastyczność, mimika i ruchy są świetne, sprawiają, że sama otoczka historii budzi zachwyt i zaciekawienie.

    Przejdźmy do najważniejszego elementu tego dzieła ? klimatu. Nie będę owijał w bawełnę, wypadł znakomicie. Wpierw ukazany zamglony, nijaki świat rzeczywisty, zawierający elementy naturalizmu (robactwo w łazience), później przekształcony w krainę snów, tętniącą kolorami i radością, by ostatecznie przeistoczyć się w świat wprost z horroru. Podkreślę przy tym niesamowitą zabawę światłem, a także warstwę muzyczną, świetnie dograną i wpadającą w ucho. W odróżnieniu do komiksu ten film budzi grozę. Spotkanie z duchami oraz konfrontacja z odbiciami dawnych aktorek. Obie te sceny są przesycone strachem i wyobcowaniem. Pod tym względem film nie zawodzi ani trochę.

    Jeżeli już jesteśmy przy dźwiękach, to warto pochwalić polski dubbing, a zwłaszcza Dominikę Kluźniak jako Koralinę, świetna robota, odpowiednio dopasowane do postaci głosy oraz wybitnie zarozumiały kot(Miłogost Reczek) ? pasuje i dodaje klimatu.



    Pora na podsumowanie. Oba wyżej wspomniane dzieła są jedynie adaptacją książki, która dzięki uniwersalnej formie pozwala widzieć Koralinę własną wyobraźnią. Choćby ze względu na ten aspekt, książka pokonuje i komiks, i film. Ale jeżeli zależy wam na odjechanej, oryginalnej wizji świata wprost ze snu, to powinniście sięgnąć po dzieło Selicka. ?Koralina i tajemnicze drzwi? to jedna z najpiękniejszych bajek, jakie powstały, polecam więc ją serdecznie. Co do komiksu ? opłaca się, jeżeli znajdziecie go w bibliotece, lub sprawiacie prezent dla dziecka. Ostateczny werdykt brzmi: Książka>Film>Komiks, i tego się trzymajmy.



    Trailer 1 (głos Koraliny w filmie jest inny niż w zwiastunie)

  8. bielik42
    Włoska zemsta na dzikim zachodzie





    Tarantino należy do grona reżyserów, którzy nie szkolili się w ważnych, oficjalnych szkołach filmowych. Nie, on swój talent do tworzenia filmów zawdzięcza pracy w wypożyczalni filmów na Manhattanie, gdzie pracował przez kilka lat. Dzięki tej pracy zapoznał się ogromną ilością filmów i zauważył, że na półkach brakuje pewnych historii. Czując się na siłach postanowił sam zapełnić tą lukę i rozpoczął reżyserską działalność. Jak to już bywa z krytyką, wepchnęła go w ramy filmów kategorii ?B?, razem z podobnymi mu filmowcami (między innymi z Robertem Rodriguezem), ale jemu to nie wystarczało. Świat usłyszał o nim dzięki ?Wściekłym psom?, a zaszalał na jego punkcie po ?Pulp Fiction?. Dziś, 50-letni Quentin raczy nas kolejnym filmem, a właściwie pastiszo-hołdem dla zapomnianego gatunku spaghetti western.
    ?Django: Unchained? to, zdawałoby się, kolejna sztampowa opowieść o zemście i walce o wolność, którą znamy z ?Kill Billa?, czy ?Bękartów wojny?, ale tak nie jest! Główny bohater, tytułowy Django (Jamie Foxx) jest czarnoskórym niewolnikiem, który idąc w konwoju handlarzy żywym towarem spotyka niemieckiego łowcę nagród ? doktora Kinga Schultza (Christoph Waltz). Nieoczekiwane spotkanie przynosi mu wolność i daje możliwość odzyskania ukochanej (Kerry Washington), która została sprzedana innemu nabywcy. Duet zawodowych zabójców (niemiecki doktor brzydzi się niewolnictwem i postanawia włączyć Django do swojej profesji) przebywa dość długą drogę w celu odzyskania Broomhildy (żona Django), a na ich drodze staje wyrachowany Calvin Candie (Leonardo DiCaprio) ze swym zaufanym czarnoskórym lokajem Stephenem (Samuel L. Jackson). Tyle jeżeli chodzi o fabułę, przyjrzyjmy się więc filmowi w szczegółach.




    Po pierwsze ? aktorzy. Tarantino miał niezwykłe szczęście, że w poprzedniej produkcji
    (Bękarty wojny) umieścił Christopha Waltza, jako jednego z głównych bohaterów. Dzięki temu ruchowi Waltz okazał się być niesamowicie pogodnym i zarazem brutalnym aktorem, który potrafi grać tak prawdziwie i ujmująco, że nie dziwi złoty glob, który otrzymał na ostatnim rozdaniu. Postać niemieckiego łowcy głów jest wykreowana z niezwykłym pietyzmem, sam czułem do niej jedynie pozytywne odczucia, no i do tego wprost kipi humorem. Bohater pierwszoplanowy grany przez Jamiego Foxxa również nie zawodzi, bowiem spojrzenie tego aktora świetnie wyraża chęć zemsty, zgorzkniałość, ale także litość, ponieważ Django nie jest bohaterem złym (?Zabijanie białych i jeszcze za to płacą? Co ma mi się w tym nie podobać??), ale przechodzi tak wiele bólu, że jest nam go autentycznie żal. No i odzywki typu: ?Podoba mi się jak umierasz.?, ?D?Artagnan sku*wysyny!? czy ?Za rączkę?? autentycznie powalają i wywołują szczery uśmiech na twarzy widza. Jeśli zaś chodzi o antybohaterów?



    Leonardo DiCaprio przez wiele lat do mnie nie przemawiał. Zwykł grać dość mętne, ?pluchate?(moim zdaniem to słowo dobrze oddaje rzeczywistość) role, które albo robiły z niego cud-kochasia, albo biedną chłopczynę. Dopiero rola w ?Incepcji?, a potem w ?Wyspie tajemnic? przekonała mnie, że kryje on w sobie niezwykły potencjał. I to pojawia się również i tutaj. Otrzymujemy zimnokrwistego, wygadanego szelmę, który prowadzi ?hodowlę? murzynów do walki. Bogaty, udawany kosmopolita wyraża typowe dla tamtych czasów ?zło?, a udaje się to genialnie! Wzrok, gesty, szarmancki uśmiech i fałszywa grzeczność ? to wszystko wzbogaca tę postać, za co aktorowi należą się wielkie brawa. Jego postaci towarzyszy lokaj, grany przez Samuela L. Jacksona, w tym filmie wybitnie postarzony, trzęsący się staruszek, którego białe strzępki włosów niesamowicie kontrastują z ciemną skórą (Django celnie nazywa go ?Śnieżką?, co wzbudziło we mnie ciepłe wspomnienia ?Pełnego magazynku? Kubricka). Jest on ciekawą postacią, ponieważ symbolizuje murzynów, którzy sprzymierzyli się z białymi, nie wierząc, że ich pobratymcy (oraz oni sami) uzyskają kiedykolwiek wolność. Dość intrygująca rola (?Co ten czarnuch robi na koniu?!?), a zwłaszcza jego spojrzenie pogardy zasługuje na aplauz na stojąco. Pozostali bohaterowie są dość typowi, nie zauważyłem jakichś wielkich niedoróbek, a na dodatek dostrzegłem kilka miłych ciekawostek (jeden z kowbojów to pamiętny ?Sexmachine? z ?Od zmierzchu do świtu?, znajdziemy też samego Tarntino, który, jakby to powiedzieć, ma rolę dość ?wybuchową?).






    (nie masz zamiaru obejrzeć Django?)

    Przejdźmy do plenerów. Kręcony w całości ma terenie USA film wzbudza w miłośnikach westernów łzę wspomnienia, bowiem znajdziemy tu i ośnieżone szczyty, prerię, plantację, las na południu, miasteczko z saloonem, willę i bogate mieszkanie. Wspaniały powrót do dawnych czasów i dawnych widoków, niektóre sceneria naprawdę zapierają dech w piersiach. Ogromny plus za umiejscowienie.




    Co do techniki ? Quentin nadal jest niepoważny, co wcale nie znaczy, że stanowi to jakikolwiek minus. W filmie często pojawiają się szybkie najazdy na twarze bohaterów ? relikt z przeszłości, teraz budzący śmiech, ale jakże trafnie dobrany w tym filmie. Znajdziemy tu spowolnione tempo w momentach zabójstw. Pięknie spadające ciało z konia i do tego krew chlapiąca na śnieżnobiałą bawełnę? Choć brzmi kiczowato, to wzbudza emocje.
    Dodajmy, że krwi jest masa, wybucha niesamowicie sztucznie i stylowo, chlapiąc na wszystkie strony. Miód. Poza zachwytem są też ujęcia budzące grozę (biczowanie, psy rozszarpujące człowieka), ale jeżeli do tej techniki dodamy wybitnie dobraną muzykę, to otrzymujemy arcydzieło. Pędząca wataha członków KKK z pochodniami w rękach przy genialnym Dies Irae w tle. Poezja! A potem śmiech (?Czy ktoś ma drugi worek??). Jak to bywa z Tarantino, wyciągnął z otchłani zapomnienia wiele kawałków, nadając im ponownie błysk. Usłyszymy więc wspaniałych kompozytorów ( Enio Morricone), znanych artystów (Johnny Cash) i wiele, wiele innych, mniej znanych wykonawców, których muzyka potrafi chwytać za serce (nawet na przerobiony western-rap znalazło się miejsce). Zresztą polecam zapoznać się (www.unchainedsoundtrack.com).

    Pora na pojedynek w samo południe ? czy ?Django? rozlicza się z szumnych zapowiedzi i obietnic? Spójrzmy prawdzie w oczy, od czasów ?Płonących siodeł? Mela Brooksa tak nie polubiłem czarnoskórego kowboja. Nie jest to co prawda wielki powrót westernów, ani typowa reanimacja trupa, ale świetny, przyjemny, zapadający w pamięć film, który każdy powinien zobaczyć. Czy to z szacunku dla Tarantino, czy z powodu wspomnień do złotych czasów westernów, czy po prostu dlatego, że to genialny film ? każdy powinien zobaczyć. Nie dajcie się zwieść trollom, idźcie bez wahania. I jedyne, co mnie zmartwiło to to, że sala nie była nawet w połowie pełna.
    ?I count six shots, nigga.?
    ?I count two guns, nigga.?



  9. bielik42
    Słodka pogoń za równowagą



    ?Ralph Demolka?






    Reż.: Rich Moore
    Studio: Pixar
    Czas: 1 godz. 48 min.

    To dość zaskakujące, że recenzowany przeze mnie tytuł jest już pięćdziesiątą drugą produkcją studia Pixar, a do tego czuć, że twórcy nadal mają chęć, natchnienie i talent do wykonywania kolejnych dzieł. Zanim jednak przejdziemy do sedna, poświęćmy akapit na niewielką recenzję krótkometrażówki, która zgodnie ze zwyczajem jest puszczana przed właściwym filmem.



    ?Paperman?, bo o nim mowa, to 7-minutowa, czarnobiała (z wyjątkiem czerwieni szminki) produkcja, opowiadająca o młodym człowieku, jakich wiele. Osadzona w międzywojennym okresie, do którego nawiązuje stylistyką, ukazuje historię uczucia, przypadkowego, zaskakującego, wreszcie wybuchającego płomieniem miłości. Na najlepsze pochwały zasługuje zarówno stylistyka (ach, ta piękna postać kobieca) jak i muzyka, niesamowicie dostrojona do akcji. Mimo że jest to produkcja krótka, to stawia przed widzami ważne pytanie: ?czy szara rzeczywistość i stateczność jest więcej warta od uczuć??. Polecam zapoznać się, ponieważ jest to klasa sama w sobie.



    Przechodzimy do konkretów ? ?Ralph Demolka? to film, którego tytułowy bohater jest postacią negatywną, występującą w grze na automacie, podobnej nieco do kultowego ?Donkey Konga?. Ma on za zadanie wspinać się na kamienicę, zamieszkaną przez pociesznych mieszkańców i niszczyć okna, burzyć mury i zrzucać cegły na głowę przeciwnika ? Feliksa Zaradzisz, którym kieruje gracz. Odziany w niebieski kombinezonik, ruchami upodabniający się do Mario, typek dzierży w ręku złoty młotek, dający mu zdolność naprawy wszystkiego, co Ralph ciężką pracą zepsuł. Gdy gracz grę ukończy Feliks otrzymuje medal i ciasto, a pana Demolkę zdenerwowani mieszkańcy zrzucają z dachu, prosto w błoto. I tak przez 30 lat?



    Czasy się zmieniają, automaty przychodzą i odchodzą, ale nasza gra zostaje, a wraz z nią wielki, kanciasty niszczyciel z łapami jak bochny i z gigantycznym kinolem. Poznajemy go, gdy postanawia on wyznać na zebraniu postaci negatywnych wątpliwości, co do swojej roli w grze, a także chęć otrzymania choć raz statusu bohatera pozytywnego (oraz złotego medalu i ciasta). Trzeba wam wiedzieć, że po wyłączeniu automatów wszystkie postacie z gier mogą przemieszczać się przez kable do stacji ?Wasza Gra Główna? (smaczek), i tam spotykać się z pobratymcami, choćby przy kieliszku u ?Tappera?. Widać, że twórcy pozostają w konwencji znanej z ?Toy Story?, tylko że tym razem dzieci nie spełniają ważnych ról w fabule. Są one konsumentami, którzy decydują, czy dana gra przynosi zyski, czy nie. Gdy z jakiegoś powodu gra zostaje wyłączona kompletnie, wszystkie postacie uciekają do głównej stacji i wiodą życie wygnańców.



    Wracając do fabuły ? punktem zapalnym w historii okazuje się być impreza z okazji 30-lecia gry Ralpha, na którą oczywiście bohatera negatywnego nie zaproszono. Zgorzkniały Demolka stara się dołączyć do zabawy, ale na widok tortu (na którym jest przedstawiony dość poniżająco) oraz za sprawą zachowania mieszkańców postanawia udowodnić swoją wartość i zdobyć złoty medal, aby zagrać na nosie kolegom i koleżankom. Sprzyja mu szczęście, bowiem w barze trafia na jednostkę z gry ?Ku Polu Chwały? (ang. ?Call of Honor? ? gracze będą wiedzieli), która wyglądem przypomina terran ze Starcrafta II, a walczy z chordą ?robali? (czyżby zergi?). Na skutek serii szczęśliwych zdarzeń Ralph zastępuje żołnierza i wyrusza do strzelanki. Potem odwiedza jeszcze cukierkowy świat ?Sugar Rush?, przypominający wszelkie wariacje gatunku wyścigów go-kartów (Mario Cart, chociażby). Razem z nim poznajemy wygadaną Wandelopę von Cuks, przedstawiający ciekawy pomysł ?glitcha?, czyli usterki, wobec której reszta postaci z gry odnosi się do niej pogardliwie. Mała łobuziara wywołuje szczery uśmiech na twarzy, a pragnie wziąć udział w grze, poprzez zdobycie pucharu zwycięzcy. W fabule znajdziemy także zaskakujący wątek króla Candy, dla mnie będący zaskoczeniem, co jest dość niespotykane w przeważnie sztampowych produkcjach Disney/Pixar.



    Tak mniej więcej prezentuje się fabuła, pełna zaskakujących szczegółów i sekretów, które tylko wybitny fan rozrywki komputerowej będzie w stanie wyłapać. Za to wielki plus, podobnie jak i za rodzimy dubbing. Lubaszenko idealnie wpasowuje się w rolę nieporadnego niszczyciela, a to, jak Wandelopa przemawia głosem Fraszyńskiej zasługuje na osobną nagrodę. Kolejną zaletą jest muzyka i świat przedstawiony. Ogółem zwiedzimy trzy gry, nie licząc świata rzeczywistego oraz stacji głównej. Każda gra jest odmienna, dodatkowo klimat potęguje świetnie dobrana muzyka (w rozwałce słychać chociażby kawałki Skrillexa, którego niezbyt lubię, ale mi nie przeszkadzał).
    Na zakończenie należy wspomnieć, że ten film jest hołdem dla wirtualnych światów, na stałe wrastających w naszą kulturę i dzieciństwo. Każdy, kto bawił się kiedyś na automacie, Amidze, commodorze czy osławionym pegasusie odnajdzie w tej animacji część siebie. Swoje wewnętrzne dziecko, ukryte przez szarą rzeczywistość. Za radość, propagowanie elektronicznej rozrywki i ważny morał na końcu, film polecam z czystym sercem, nie tylko dzieciom.
    PS: (Ja oglądałem w 2D, ale wersja w 3D dla chcących też jest)





  10. bielik42
    Komiksowo cz. III



    Batman: Zabójczy Żart







    Scenariusz: Alan Moore
    Rysunki: Brian Bolland

    Było sobie dwóch gości w domu wariatów?
    Okładka polskiego wydania raczy nas świetnym rysunkiem Briana Bollanda (do którego zresztą użył własnego zdjęcia jako szkicu) oraz cytat Tima Burtona, który ma dość znaczną renomę w środowisku reżyserskim. Jego słowa gorąco polecają nam lekturę tego dzieła, podobnie zresztą jak cytaty z serwisów ?IGN.com? oraz ?Booklist?, umieszczone na tylnej okładce. Poza tradycyjnym (ale jakże klimatycznym!) skrótem fabuły znajdziemy tam także wielce interesujący znaczek ostrzegawczy ?Tylko dla dorosłych?. Już po tym wstępnym przeglądzie możemy czuć się zaciekawieni zawartością.




    Przejdźmy jednak do wnętrza. Komiks opowiada nam o kolejnym starciu Batman ? Joker, do którego nasz żartowniś dołączył komisarza Gordona, jako główny cel ataku. Historia niby niczym nie zaskakująca, ale jak błędne jest to stwierdzenie! Do głównej linii fabularnej, która zmierza do ostatecznego starcia mrocznego rycerza z komediantem, poznajemy genezę powstania bladego kryminalisty. Fragmenty te odznacza przejmująca sepia, w której kolorem czerwonym wybijają się ważne szczegóły. Historia tego człowieka jest dość przejmująca i stanowi kręgosłup fabularny całego komiksu. Dla Jokera nie jest ważne pokonanie swego oponenta ? chodzi mu o dowód. Porywa więc komisarza i korzystając z upiornego wesołego miasteczka stara się pokazać, że to, dlaczego stał się tym, kim jest mogło przydarzyć się każdemu. Cóż za zaskoczenie! Joker stara się usprawiedliwić swoje czyny, dotychczas zdające się być pozbawione sensu i celu. Żal i gorycz wypływają ze stron całymi hektolitrami, nie chodzi już o konflikt ? to ludzka natura poddana jest tu próbie.




    Przejdźmy więc do strony technicznej. Rysunki Bollanda robią piorunujące wrażenie doskonałą grą świateł, spotęgowanych odnowioną kolorystyką (która w czasie pojawienia się komiksu była dość krzykliwa, obecnie została stonowana, dodając dziełu mroku i powagi) oraz szaleństwem Jokera. Jego oczy, miny i usta ? opętanie w każdym calu, ale okazują również rozpacz! To jest w tym komiksie szalenie ważne. Naliczyłem 32 strony, zawierające poza główną historią dodatkowy komiks, będący wariacją rysownika na temat symboliki Batmana w kulturze amerykańskiej. Doliczmy do tego posłowie, wstęp, dwie strony ciekawostek na temat komiksu i oto mamy cały album, warty ok 60-90zł (sam nabyłem go w cenie 64zł, ale było to w tydzień po pojawieniu się komiksu na polskim rynku).




    Czy mogę dodać coś jeszcze? Cóż, jest to album niezwykle wartościowy pod względem treści, ale także wymaga ?drugiego spojrzenia? na historię Batmana. Ktoś niezorientowany ujrzy jedynie kolejną potyczkę z Jokerem, jakich było już wiele, ale prawdziwy miłośnik i czytelnik dotrze do tragizmu, ukrytego w tej fabule. Szaleństwo człowieka oraz całej cywilizacji, brak zahamowania ludzkiej natury, próba okiełznania swego umysłu. Joker okazuje się postacią tragiczną, której należy współczuć. Warto przeczytać ten komiks, aby dowiedzieć się, czy czyny Jokera mają usprawiedliwienie. Polecam każdemu.



  11. bielik42
    ?Jeśli ktoś przyłapie kogoś?






    J.D. Salinger
    ?Buszujący w zbożu?



    Stron: 223
    Format: A5
    Wydawnictwo: Iskry

    ? co buszuje w zbożu??
    Jako że chłystek ze mnie, i pod kątem literatury posiadam wiele znaczących braków, to zdecydowałem się sięgnąć po dzieła uznawane za ?kultowe?, ?podstawowe?? no, ogólnie klasyka. Nie jestem zbyt zaznajomiony z klasyką literatury amerykańskiej, ale opisywany przeze mnie tytuł kilkakrotnie obił mi się o uszy. Co ciekawe, od razu po wydaniu wzbudził wiele kontrowersji (choćby przez zawartą w nim wulgarność i swobodę seksualną), teraz jest na liście lektur w każdym kraju anglojęzycznym i do tego niedoszły zabójca prezydenta Ronalda Regana wprost uwielbiał tą książkę (?uwielbiał? to zbyt słabe słowo, bowiem chciał nawet zmienić imię i nazwisko na to, które posiada bohater książki). Z zaciekawieniem sięgnąłem po to ?klasyczne? dzieło.
    Młody, gniewny
    Pierwsze, co uderza w oczy to swobodny styl autora, charakteryzujący się naleciałościami młodzieżowego slangu oraz narracją pierwszoosobową. Choć w naszym wydaniu ?goddamn? zostało zastąpione przez ?cholerny?, a zamiast krwistego ?[beeep]? czytamy ?pieprzyć?, to i tak czytając mamy wyobrażenie bohatera, jako zblazowanego młodziaka, który czuje nienawiść do niemal całego świata. Dosłownie, jad i plugastwo leje się na otoczenie tak gęsto, że nie ma w tej książce niczego, co by nie denerwowało Holdena Caulfielda (bo tak właśnie nasz bohater ma na imię). Poznajemy go w momencie, gdy po raz n-ty zostaje wydalony ze szkoły. Normalnie poczułbym choć nutkę współczucia, ale może to być problem, biorąc pod uwagę jego charakter. Przez 26 rozdziałów poznajemy historię chłopaka, z licznymi retrospekcjami i osobistymi poglądami. Nie spodziewałem się tego, ale pod koniec rzeczywiście potrafiłem przekonać się do Holdena, choć całkiem długo działał mi na nerwy.
    ?Chciałem ze sobą skończyć.?
    Dlaczego jednak ta książka jest tak znana? Odpowiedzi jest kilka, a każda z nich rodzi kolejne wyjaśnienia, więc trudnością jest określenie, dlaczego tak jest. Najprościej jest rzec, że ukazuje ona powojenną, amerykańską rzeczywistość oraz sytuację, w jakiej znalazło się naprawdę wielu młodych ludzi. Holden niemal cały czas ma problemy: gubi floreny swojego zespołu szermierki w drodze do Nowego Jorku, współlokator umówił się z jego dawną sympatią i przyjaciółką, wyrzucają go ze szkoły, oszukują w hotelu, nie może przekonać się do znajomych i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej?
    Nieszczęścia i katastrofy spadają na niego często i gęsto, a on wypala po prostu kolejne papierosy i pije whisky z sodą. Nienawidzi szkoły, kolegów, rodziców, miasta i dziewczyn, pragnie uciec, wyjechać. Jest jednak jeden mały punkcik światła w życiu głównego bohatera ? jego siostrzyczka Phoebe, słodkie, małe stworzenie, które ma w sobie jedynie dobro i zrozumienie.
    Buntownik bez powodu
    Należy zastanowić się nad kilkoma problemami, które ukazuje ten tekst. Po pierwsze ? piętnuje upadek kulturalny społeczeństwa Amerykańskiego poprzez opinię Holdena o kinie i jego własnym bracie, który będąc pisarzem wyrusza do Hollywood (Holden nazywa go za to ?prostytutką?). Kolejnym problemem była szerząca się demoralizacja młodzieży, którą sam bohater ukazuje (pije, pali nałogowo, nie uczy się, pragnie seksu z prostytutką, ale w ostatniej chwili rezygnuje), a na którą sam się wścieka, widząc napis w podstawówce na ścianie, brzmiący ?pies cię??. Nasz protagonista przez całą książkę wspomina kilka ?idoli?, za którymi tęskni i które zdają się być zbawieniem dla niego. Marzy o swej przyjaciółce Jane oraz zmarłym bracie Aliku. Są to postacie-ideały, które powracają niemal cały czas w myślach bohatera. Ostatnią kwestią jest odizolowanie się od społeczeństwa, do którego dąży Caulfield w swoich planach na przyszłość. Pragnie odciąć się od zepsutego narodu, który nie spełnia jego oczekiwań.
    Strażnik
    Na zakończenie należy dodać, że nie jest to wielce wstrząsająca książka, ale pomaga ona w zrozumieniu, skąd wziął się ruch hipisowski, dlaczego Ameryka stała się symbolem moralnej dekadencji i pozwala na wejrzenie w myśli młodego człowieka. Ta ostatnia możliwość jest jednak niebezpieczna, ponieważ bez odpowiedniej dozy samozaparcia i chęci, czytelnik nie jest w stanie utożsamić się z Holdenem, a bez tego ?Buszujący w zbożu? staje się bezużyteczny.
    Tak czy owak ? warto.
  12. bielik42
    Dlaczego cz. IV? Gdzie wcześniejsze? Poszukajcie na Action Magu, z czasem trafią i tutaj.


    Komiksowo cz. IV



    JOKER







    Scenariusz: Brian Azzarello
    Rysunki: Lee Bermejo
    Tusz: Mick Gray
    Kolory: Patricia Mulvihill

    Cha, cha, cha
    Przez wiele lat komiksy nie były uznawane za prawdziwie wartościową sztukę. Krytycy oskarżali twórców tego wielce zacnego odłamu kultury o spłycenie literatury na rzecz wprowadzenia obrazków, ograniczając tym samym wyobraźnię czytelnika. Był to dość długo przewlekany zarzut, ale z czasem na rynku zaczęły się pojawiać coraz bardziej ambitne produkcje, ocierające się swą fabułą o nie mniej ważne tematy co książkowa ?Dżuma?, ?Władca much? czy ?Jądro ciemności?. Teraz, nieoczekiwanie, w ręku trzymam wybitnie odrzucający, na pierwszy rzut oka, album, z którego okładki szczerzą się paskudnie zniszczone zęby, otoczone zdeformowanymi wargami. Czy to czyste szaleństwo tak pięknie się do nas uśmiecha?
    Bawi cię to, Abner?
    Komiks pod wiele mówiącym tytułem ?Joker? (wydany w Polsce przez Egmont w ramach cyklu ?Obrazy Grozy?) został stworzony przez duet dwóch ciekawych osobistości. Scenarzysta, niejaki Azarello, zdobył sławę dzięki wydaniu wielokrotnie nagradzanej serii ?100 naboi? (dość droga, ale dostępna i na naszym rynku). Ponownie połączył swe siły z Lee Bermejo, który także brał udział w tworzeniu wspomnianego cyklu. Razem stworzyli ?coś? wyjątkowego. ?Coś? tak oryginalnego, że łatwiej będzie podejść do tego tworu po kawałku, niż od razu stwierdzić czym ten komiks jest.
    Przyznaję, słaby żart
    Należące do DC miasto Ghotam, skąpane w wyjątkowo pesymistycznych barwach, pole bitwy pomiędzy dwoma głównymi siłami: Batmanem (symbol porządku i sprawiedliwości) a Jokerem (sługa chaosu). Co ciekawe, brakuje w nim nadnaturalnych elementów w stylu zmutowanych umiejętności Trującego Bluszczu. Jest to wizja bat-świata, do jakiej dążył Nolan w swoich filmach o Mrocznym Rycerzu. Myślę też, że postać Jokera z drugiej części trylogii w ogromnym stopniu bazuje na tym klaunie z omawianego przeze mnie komiksu. Jest to więc świat uniwersalny(to jest ­? może dziać się wszędzie). I bardzo dobrze, bo motyw przewodni dotyczy głęboko w nas zakorzenionych instynktów.
    Nowina rozeszła się od zaułków, przez kluby towarzyskie?
    Historia zaczyna się od wstrząsu, czyli od niezrozumiałego wypuszczenia Jokera z Azylu Arkham. Szaleńcowi jakoś udało się opuścić legalnie przybytek dla umysłowo chorych, wraca więc do miasta, którym niegdyś rządził, a które teraz zwróciło się przeciwko niemu. Dawni kompani zagarnęli dla siebie główne dochody, imię ?Joker? straciło na znaczeniu, a jego powrót nie każdego cieszy i urządza. Śledzimy więc historię niejakiego Johnnego Frosta, który postanowił zaryzykować i towarzyszyć Jokerowi w powrocie. Oczywiście od chwili spotkania pod ponurym gmachem Azylu nasz drugorzędny bandzior nie odpuszcza już Jokera na krok, starając mu się dorównać, a przynajmniej go choć trochę zrozumieć. Marzy o potędze i szacunku, które posiada Joker.
    Nasz główny bohater ? niezrównoważony psychicznie wariat w fioletowym garniturze ? pragnie zaś odzyskać swoje miasto, o które walczył niegdyś z Batmanem, ponosząc jednak porażkę. Teraz zaś chce odszukać dawnych wspólników i, powiedzmy, ?uregulować rachunki?. Obserwujemy więc szybką, efektowną walkę o szczyt pomiędzy najgorszymi mętami Ghotam City. Na drodze Jokera staje Pingwin, Dwie-Twarze i ostatecznie Batman, ale są i tacy, którzy wolą nie ryzykować gniewu komedianta. Znajdujemy więc ludzkiego Killer Croca, wyuzdaną Harley Quinn i zagadkowego Riddlera, każdy z nich świetnie opisany i barwnie ukazany. Postacie to wielka zaleta tego komiksu, zwłaszcza tytułowa postać, opisana szczegółowo i przerażająco. Poznajemy mordercze czyny i chore fascynacje Jokera, staramy się dociec, co tak naprawdę go napędza. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale z pewnością sprawi, że głębiej się zastanowimy nad korzeniami naszej cywilizacji.
    Powiedzieć ci coś śmiesznego?
    Przechodzimy do kolejnego punktu ? dialogów. Barwne, nie stroniące od wulgaryzmów i tętniące dramatyzmem. Czytając je, mając jednocześnie wzgląd na rysunki, niemal słyszymy w głowie chropowaty pomruk Croca, szaleńczy chichot Jokera i stalowy chłód Batmana. Jest w tym komiksie kilka takich pogadanek, których nie powstydziłaby się wielomilionowa produkcja filmowa, i to wcale nie jest przesada! Ciekawi, że styl wypowiedzi głównego bohatera, a także jego gesty, mimika, oczy ? to wszystko wykorzystał Heath Ledger w ?Mrocznym Rycerzu?. To jest prawdziwa natura Jokera, nieokiełznany żywioł, morderczy pod wpływem kaprysu.
    Bo on miał rację ? nie był obłąkany
    Nadszedł czas na zachwyty oprawą graficzną. Na początku uderzyła mnie zgnilizna i nieczęsto spotykany w komiksach naturalizm. Styl jest brutalny, szczegółowy i uderzający w gusta każdego miłośnika rysunku, bowiem wyróżnia się niesamowitymi kreacjami postaci. Na szczególną pochwałę zasługuje kunszt rysownika w ukazywaniu oczu, które zdają się być niezwykle żywe, a także genialne odwzorowanie materiałów, np. peleryny Batmana, która wygląda jak prawdziwa. Cienie i światło to prawdziwe arcydzieła w tym komiksie, chciałbym zwrócić uwagę na mrok wypływający z ostatecznej potyczki człowieka nietoperza z komediantem, czy rozświetlone kadry miasta, skąpanego w różowawej łunie. Prawdziwa uczta dla miłośników sztuki rysunkowej.
    Śmierć jest dla niego puentą
    Nadszedł czas na tytułową ?puentę? ? w cenie ok. 60 zł (polecam dobrze poszukać) otrzymujemy przesiąknięty skąpanym w mroku szaleństwem Jokera komiks. Dzięki niemu mamy wreszcie okazję rozejrzeć się po pokręconym i splugawionym umyśle największego wroga Mrocznego Rycerza. Wreszcie ? poznajemy odpowiedź na to, czym jest Joker, i dlaczego jego istnienie jest tak ważne dla naszej cywilizacji. W połączeniu z morderczym impulsem szaleństwa otrzymujemy fascynującą historię ludzkości, zła, zepsucia i naprawy. Czy jednak ta wyprawa jest bezpieczna?
    Polecam przekonać się na własną rękę. Dla mnie ten komiks jest jednym z największych arcydzieł kultury, na równi z wzruszającym ?Mausem?, filmowym ?Lotem nad kukułczym gniazdem? czy komputerowym ?Bioshockiem?. Wstyd nie znać.


    Forma moich recenzji przechodzi znaczną metamorfozę, z tego powodu rezygnuję z typowych ocen. Czy dane dzieło jest warte uwagi, czy nie ? tego należy się doszukiwać w tekście.
    Bimbrownikus

  13. bielik42
    Szary, drobny pył pokrywał czarne tabelki, stare wpisy pełne martwego tekstu i poszarpanych obrazków, przeżartych przez rozliczne wirusy. Nie wiadomo, w którym momencie pacjent zmarł, ale operacja wykazuje wszelkie objawy powodzenia. A więc zróbmy to!
    Często z bólem psychicznym łączy się silna chęć poprawy siebie samego. Ze zwykłego, lajtowego gracza staję się zaciekłym literatem, pragnącym podzielić się z tą częścią internetu własnymi wymysłami, gustami i komentarzami. Obecność na blogu nie jest obowiązkowa, ani tym bardziej punktowana. Warto dodać, że każde wejście na tą stronę dowartościowuje czytelnika, sprawia, że do mózgu przesyła litery, nie obrazy z gry sieciowej. Mnie też bawiło (i pewnie nadal bawi) dropienie itemów na TF'ie, ale ileż można? Jest to temat na tekst, owszem, ale nie mogę cały czas pisać: "... dziś 23/5 fragów, znalazłem sikwondo, to był kolejny dobry dzień! Jutro pogram na cp_dustbowl..." z całym szacunkiem dla wymiataczy, oczywiście.
    Pył podniósł się do góry, słowa ożyły, obrazki odzyskały kolor. Szaleńcze stukanie w klawiaturę rozbrzmiewa w pokoju, a światło mruga. Skumulowana moc twórcza wprost buzuje, przepływa przez koniuszki palców...
    Cóż nowego wysmaruje ten grafoman?
    Witam na odrodzonym blogu "Moje Fado".
  14. bielik42
    Grodyseja



    Dzieje i przygody "Bimbrownikusa" spisane roku pańskiego 2012.



    Rozdział Pierwszy - Quest of Holly Mouse

    Niektóre opowieści zaczynają się tak, aby przyciągnąć czytelnika. Może to być nadmierna brutalność, wulgaryzmy i obnażone...ekhm...zalety, jeśli mogę tak rzec. Podobnie ma się rzecz z zawartą na początku tajemnicą. Zaciekawiony czytelnik ma ochotę poznać, jak zakończyła się ta przygoda. Sam będzie próbował rozwiązać podaną zagadkę wedle własnego uznania. Poprzez czytanie chce porównać własny umysł z umysłem przedstawionego bohatera. Lecz to nie wszystko. Inne przygody rozpoczynają się powoli, poprzez szczegółowy opis otoczenia, wnętrza, charakteru. Dzięki temu czytelnik poznaje fakty, ma ułatwione zadanie, jeśli chodzi o świat przedstawiony. Nie musi sam wszystkiego sobie wyobrażać. Potrafi zobaczyć to, co miał na myśli autor.
    Taak... wszystkie te sposoby są dobre, lecz cóż się stanie, jeśli trochę je zmieszamy?
    Zacznijmy od tego, że była noc.
    Nie taka zwykła noc, gdyż w tym samym czasie szalała burza.
    O tak, bomba trafia prosto w biegnącego scouta. Rozprysk cieszy, szczątki śmieszą.
    Poznajemy to dzięki temu, że pogrążone w mroku pomieszczenie jest oświetlane miarowo, z każdą kolejną błyskawicą.
    Skok, strzał, wyciągam butelkę, uderzenie. Pyro robi małe salto, pod koniec którego jego ciało uderza w glebę. Pociągam łyk z mej broni, czując uniesienie.
    Pokój jest nieduży, jego ściany wytapetowane plakatami, w kącie stoi biurko, na nim komputer, a przed nim siedzi gracz.
    Czyżby w wąskim przejściu ktoś miał się pojawić? Biedni głupcy, nie wiedzą z kim mają do czynienia.
    Nieco się garbi, włosy ma rozczochrane, a na twarzy jawi się zawziętość. Czasem poprawia okulary. W ich szkłach odbija się rozgrywka. Mecz prowadzony w kolorowej grze pt. "Team Fortress 2". Gra on Demomanem, widocznie na coś czeka.
    Już nadchodzą, nieszczęśliwcy. Zaminowałem cały przesmyk tak, że nie widzą pułapki.
    Słyszę ich kroki, wrzaski.
    Jeden Heavy, z medykiem, żołnierz, pyro i scout.
    Wszyscy tu idą. Przejdą tędy.
    Moja twarz rozjaśnia się w uśmiechu.
    Chcę poczuć ten wybuch. Widzieć deszcz krwi i kończyn.
    Chcę wcisnąć magiczny przycisk "g", aby wykonać szydercze tango przed oniemiałymi, martwymi wrogami.
    Być może się zdenerwują.
    Być może uderzą z wściekłością w klawiaturę.
    Być może odłączą się od serwera.
    Nic mnie to nie obchodzi, niech wiedzą, kto ich zniszczył. Kto jest ich zabójcą. Przed kim muszą okazać szacunek.
    Czyżby to już?
    Widzę kawałek miniguna, błękitną wstęgę mediguna, zastygłe wściekłością twarze.
    Zaczynam się szaleńczo śmiać, gdy mój palec opada w miejsce, gdzie powinien być lewy przycisk myszki.
    Ale go nie ma.
    Palec niosący zagładę tak wielu wirtualnym istnieniom trafia w nicość, uderzając w podkładkę od myszki.
    Śmiech znika, ucięty jak nożem. W oczach pojawia się przerażenie.
    Nie czuje na swej cyfrowej twarzy ciepłej posoki, nie słyszę krzyków cierpienia.
    Moja postać upada, targana chmarą pocisków. Podpalona, jeszcze nie martwa wrzeszczy w agonii, a ten dźwięk wgryza się w mój gąbczasty mózg.
    Śmierć.
    W tym momencie czuje uderzenie w kark. Zapada ciemność.
    A byłem kimś. W rękach dzierżyłem moją kochaną "Elwirę" - minigun, który ma na sumieniu setki tysięcy wirtualnych żywotów. Byłem miażdżycielem czaszek, ognistym aniołem śmierci, łowcą ubranych w czapki głów, niewidzialnym mścicielem, szybką zagładą, niosącym apokalipsę serwerową. Teraz jestem nikim. Pustką.
    Obudziłem się wcześnie rano. Moja twarz przykleiła się do drewnianego blatu. Gdy wydostałem się z tej klejącej pułapki zerknąłem na monitor.
    "Kicked by Admin"
    Nic dziwnego. Spojrzałem na miejsce, gdzie niegdyś spoczywała moja ukochana towarzyszka walki. Mój nieoceniony oręż, łącznik z cyfrowym bytem. Teraz była tam pustka, wyciskająca łzy w oczach nicość. Powróciły wspomnienia z pierwszych chwil. Kupno, rozpakowanie, zabójcza jakość.
    Wszystko przepadło.
    Gdy już oczyściłem swe oczy z łez, zauważyłem, że na podłodze leży coś metalowego . W akcie rozpaczliwej nadziei rzuciłem się na podłogę, aby złapać ten ślad. Po drodze zahaczyłem o szafkę na płyty CD. Gdy deszcz plastikowych pudełek już ucichł, a huk upadającej szafki nie dźwięczał w uszach, spojrzałem na metalowy przedmiot.
    Tak, to był ciężarek z mojej zguby.
    Poderwałem się jak dziki. Szaleńczo rozejrzałem się wokół, szukając najmniejszej poszlaki. Wreszcie zobaczyłem kolejny ciężarek - był za drzwiami. Nadzieja ścisnęła me serce. Ruszyłem więc tym tropem, biorąc ze sobą starą klawiaturę. Przeczuwałem bowiem nadciągający konflikt.
    I miałem rację.
    Gdy dotarłem do źródła stanąłem jak wryty. Przy komputerze siedział mój brat. W ręku trzymał mą myszkę. Na monitorze toczyły się TF'owe boje.
    - Jak mogłeś! - wydarłem się szaleńczo, rzucając się na wroga. W locie przyjąłem pozę bojową, unosząc klawiaturę nad głowę.
    Mój wróg był jednak sprytny, gdyż szybko się odwrócił unosząc własną klawiaturę. Plastik skrzyżował się. Na boki rozprysnęły się przypadkowe klawisze. Widziałem gniew w oczach mego brata.
    - Zepsuła mi się moja własna, a ty swojej nie potrzebujesz, boś n00bem nieszczęsnym jest. - rzekł szyderczo się uśmiechając.
    Zawyłem groźnie uderzony przez palącą zniewagę. Kopniakiem odrzuciłem konkurenta w bok, sięgając po mą ukochaną. Wtedy poczułem kabel od klawy na szyi. Sprytny nienawistnik próbował pozbawić mnie tchu, ale nie docenił mej siły. Wbiłem mu oręż prosto w nerki, co on skwitował ciężkim sapnięciem i poluzowaniem chwytu. Wywinąłem się jak fryga. Złapałem go za fraki, zaszarżowałem i razem z nim wypadłem przez okno. Poniosłem jednak porażkę, gdyż w locie spryciarz odwrócił mnie pod siebie.
    Uderzenie w ziemię pozbawiło mnie tchu, poczułem na twarzy ciosy swego brata. Na szczęście w ręku miałem jego starą myszkę, którą porwałem przy okazji. Zamachnąłem się, uderzając przeciwnika twardym końcem prosto w ucho. Ryknął wściekły, lecz ja kopnąłem go, zrzucając tym samym z siebie. Zrobiłem wybitne salto w tył, ściskając w dłoni klawiaturę i myszkę. W tym samym czasie obaj rzuciliśmy się do przodu unosząc klawiatury. Zderzenie wywołało ogromną falę mocy, która zmiotła wszystko w okręgu dwudziestu metrów.
    Wstałem jako pierwszy, podszedłem do brata i podałem mu rękę.
    - Głupcze. - wyrzekłem - w mej szufladzie leży zapasowa mysz.
    Na jego twarzy pojawiło się zwątpienie. Uścisnął mą dłoń, a ja podciągnąłem go do pozycji stojącej. Objąłem ramieniem swego byłego wroga.
    Razem wróciliśmy do domu, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. Ja oddałem mu swą zapasową myszkę, a on zwrócił mi moją.
    Z zadowoleniem spojrzałem na leżącą obok towarzyszkę. Była gotowa do kolejnych walk, a ja chętny na nowe doznania. Czy jednak byłem na to gotowy?
    Zerknąłem na swą klawiaturę...
    ... której nie było!
    Moja piękna, czarna klawiatura zniknęła!
    Z ust toczyła się piana, włosy miałem zmierzwione, poszarpane, gdy ponownie tego dnia przestąpiłem próg pokoju.
    Ta walka nie była skończona, lecz to już zupełnie inna opowieść...
  15. bielik42
    Gwoli ścisłości - książki "Metro 2033" jeszcze nie miałem okazji przeczytać, więc do produkcji opartej na tym dziele podchodziłem jak pies do jeża - nieufnie. Ta gra wywarła na mnie jednak tak wielkie wrażenie, że zamiast zwykłej recenzji postanowiłem napisać dwie - jedna pisana przez komputerowca-literata, a druga pisana bardziej ściśle i dokładnie. To oczywiście zależy tylko od was, którą recenzję przeczytacie. Zapraszam do czytania!
    Recenzja nr 1 - czyli "ochy!" i "achy!"
    Tyleż czasu minęło od momentu, gdy wilgotny mrok rosyjskiego metra owinął mnie niczym kokon. Z każdą chwilą wspominam wspaniałe przygody przeżyte pod ziemią. Te momenty, gdy walczymy o życie, te momenty, gdy rozkoszujemy się ciepłym wnętrzem przyjaznej nam stacji, te momenty, gdy skradamy się za plecami naszych wrogów, kryjąc się w ciemności, te momenty, gdy paskudna morda mutanta ryczy nam prosto w twarz. Duchy, tajemnica, biblioteka, anomalie, stalkerzy - to wszystko wspomnienia minionych dni.
    Ok, może bardziej konkretnie. Gra "Metro 2033" wydana w 2010r. powstała w ukraińskim studiu składającym się z weteranów branży (pracowali między innymi przy S.T.A.L.K.E.R.Z.E) oraz debiutantów. Za cel postawili sobie wprowadzenie graczy w uniwersum jednej z najbardziej rozpoznawalnych książek s-f za naszą wschodnią granicą - mowa oczywiście o "Metro 2033" Dymitra Głuchowskiego. Tak jak i w książce i tu prowadzimy Artema - naszego bohatera. Warto nadmienić, że świat drastycznie się zmienił, za sprawą wojny atomowej(a czegóż by innego). Napromieniowanie na powierzchni doprowadziło do powstania wielu mutantów i ucieczki ludzkości do stacji moskiewskiego metra. Problem zaczyna się w momencie, gdy zupełnie nowy rodzaj mutantów atakuje naszą rodzinną stację. Aby uratować swoich pobratymców Artem rusza w podróż do Polis - największej stacji metra, a my razem z nim. Tak mniej więcej prezentuje się historia, którą dane nam będzie przeżyć. I wiecie co? Opłaca się jak diabli....



    Pora na kwestie techniczne (hurra?), gra hula na autorskim silniku, który jest wręcz powalający. Po dość rozległym, choć niesamowicie pustym i dość brzydkim Stalkerze, otrzymujemy grę praktycznie przepiękną. Iskry unoszące się znad ogniska, trujące opary nad toksycznymi kałużami, promienie słońca wpadające przez szyby, popiół unoszący się w powietrzu, realistyczne cienie - to wszystko tu jest, i tworzy niesamowitą wręcz atmosferę, która przytłacza od samego początku. Jest jednak jeden minus tego klimatu - da się go poczuć grając tylko po ciemku. Gdy naokoło nas znajdują się jakieś źródła światła atmosfera znika natychmiastowo. Pozostaje tylko czekać na noc, wyłączyć światła i zagłębić się w ten zatęchły świat.
    Skoro już technika - no to i muzyka. Jest ona dość sugestywna, typowa dla gier zza wschodniej granicy. Najczęściej towarzyszy nam cisza mrocznych tuneli i wymarłej Moskwy. Lecz gdy już pieśń popłynie z głośników otrzymujemy prawdziwą ucztę chórów. Odgłosy broni i przeciwników są na najwyższym poziomie. Ryk mutanta może autentycznie sprawić dreszcze na plecach, nawet faszyści (skąd oni w rosyjskim metrze? Tego nie wiem) mówią czasami po niemiecku, lub choć z niemieckim akcentem. A właśnie - dubbing.
    Do wyboru jest ich całkiem sporo, choć po polsku otrzymujemy wyłącznie napisy. Sam polecam zignorować dubbing angielski i odpalić rosyjski - klimacik tylko na tym zyskuje
    Przejdźmy do samej gry w grze. Mamy do czynienia z FPS'em podobnym do serii Call of Duty. Dlaczego akurat do poczciwego cod'a? Ponieważ dostajemy rozgrywkę wprost zapchaną skryptami i QTE. Nie twierdzę, że to źle, ale sam na początku nie mogłem w pełni stwierdzić że ta gra jest w pełni grą. No bo co my tu mamy? Skradanie, strzelanie z kilku rodzai broni ( rewolwer, strzelba, AK-47, kusza, wyrzutnia metalowych kulek, każdą (tą normalną) broń możemy kupić lub znaleźć w ulepszonej wersji), nie ma tu jakiegokolwiek ekwipunku, wszystko pokazują nam ukrywane na czas akcji okienka w różnych miejscach ekranu. Możemy więc zbierać filtry do maski przeciwgazowej (która o dziwo jest zniszczalna, i wielką przyjemność daje nam pozbawienie tej ochrony wroga), amunicję zwykłą, apteczki (wspomagają one dość mozolną regenerację), noktowizor oraz naboje wojskowe. Te ostatnie to niespotykany wcześniej w grach tego typu "ficzer". Działa on tak, że w różnych miejscach możemy znaleźć te naboje, które później posłużą nam jako waluta lub zwykła amunicja(broń jest wówczas potężniejsza, lecz my strzelamy pieniędzmi). Tak więc zbieractwo jest zminimalizowane. Tak samo i nadmiar skryptów sprawił, że przestałem uważać ten produkt za grę, ale nazwałem go dokładnym przeniesieniem książki na komputery. Mimo tych braków "gry w grze" to i tak ta przygoda jest świetna!



    Skradanie jest ważną częścią rozgrywki - jest też nadzwyczaj rozbudowane. Wrogowie są uważni, na naszej drodze stawiane są pułapki, możemy zniszczyć praktycznie każde źródło światła - miód po prostu. Czając się w głębokiej ciemności, słysząc jedynie oddechy celujesz w głowę niczego się nie spodziewającego wroga. W mroku lśni jedynie żarzący się papieros. Strzał - upadek - cisza. Szybko przeszukujemy ciało nieszczęśnika, gdyż każda amunicja jest na wagę złota. Znów wtapiamy się w mrok...
    Kilkakrotnie podążamy za towarzyszem trzymając się jego pleców. Wówczas strach jest nieco mniejszy, choć klimatyczne komentarze naszego znajomego doskonale oddają rzeczywistość, w której się znajdujemy. W wielu korytarzach poukrywane są ciała lub skrzynki z amunicją, trzeba jednak pamiętać, że oddalając się od kompanii możemy się zgubić, wpaść w jedną z wielu wymyślnych pułapek lub na gniazdo mutantów. Sam raczej nie odłączałem się od kolegi - zbytnio się bałem.
    W pewnych miejscach fabuły możemy doświadczyć niesamowitych graficznie "wizji", które spełniają ważną rolę w fabule. Nie chcę jej zdradzać, ale mogę wspomnieć, że wróg nie zawsze jest wrogiem, lecz "czymś" innym.
    Historię opowiedziano zgrabnie i przyjemnie dla gracza. Wszystko dzieje się wokół niego, nie pozostawiając zbyt wielu niedomówień czy też pobocznych wątków. Gra pełna jest monumentalnych zdarzeń, jak atak hordy (prawdziwej, liczącej setki osobników) mutantów pod wieżą transmisyjną, ucieczkę przed nad pełzającą anomalią czy też wędrówki po opuszczonej bazie wojskowej. Dla emocji, które wtedy się pojawiają warto w tę produkcję zagrać.
    Ocena nr 1:
    Plusy: klimat, KLIMAT, KLIMAT! no i jest przyjemna
    Minusy: za krótka (8h), brak multiplayera,





    Dobra, starczy tego słodzenia....

    Recenzja nr 2
    Jestem prostym człowiekiem. Od gry wymagam grania, a od książki czytania. Dlatego ten "miszmasz" jakim jest Metro 2033 niezbyt mnie przekonało co do powodzenia takiego projektu. Zacznijmy jednak od tego, że ta produkcja bardzo wątpliwie otrzymuje status "gry", gdyż nadmiar skryptów i praktycznie zerowa wolność bardzo ograniczają to, co zdarzało mi się nazywać "grą".
    Pierwsze wrażenie - co ja tu robię? Czy jestem do czegoś potrzebny? A może jestem duchem? Początkowa sekwencja pokazuje, że nasi towarzysze doskonale radzą sobie bez nas, możemy sobie kucnąć w rogu, a nasi kompani załatwią resztę. Ty masz tylko dialogów wysłuchać i ruszyć tym liniowym tunelem, który dla ciebie przygotowaliśmy - twórcy się nie patyczkują. Nie twierdzę, że gra jest zła, bo taka nie jest. Chciałbym jednak choć "trochę" na nią wpływać.
    Słabo wyjaśniono aspekt stworów, które ponoć zagrażają całej ludzkości zebranej w podziemnym schronie. I jak zwykle to na nas spoczywa wątpliwy "zaszczyt" ratowania tyłków wszystkim. Słabo.
    Grafika nie zawodzi, choć miejscami (powierzchnia) jest jednorodna kolorystycznie, co potrafi doprowadzić do zmęczenia ciągłym przebijaniem się przez takie same pomieszczenia. Pod ziemią jest o wiele lepiej (i bardziej klimatycznie). Jednak marudą nie będę więc grafika jest na +. Tak jak i muzyka oraz model strzelania, który nie zawodzi i jest dość wymagający. Razi za to głupota przeciwników (ludzkich), brak jakiejkolwiek interakcji z ludźmi na stacji oraz dziwny błąd, przez który mutanty mają dziwaczną wytrzymałość, i niemal zawsze padają po nieokreślonej liczbie strzałów. Czy to będzie jeden strzał z rewolweru, czy cały magazynek strzelby - nie wiesz kiedy gadzina padnie i tyle! Nieładnie.



    Warto nadmienić o jednym, piekielnie trudnym momencie, który dopadł mnie w środku gry. Trzeba tam strzelać z działka umieszczonego w pojeździe pędzącym po szynach. Problemem jest to, że "zdrowie" naszego pojazdu nie odnawia się pomiędzy checkpointami, przez co końcowe stadium walki przybiera krytyczne i dramatyczne "dla nas" obroty. Ginąłem niemal cały czas, niszczony przez JEDEN wrogi pojazd! Cudem udało mi się ukończyć ten etap, aczkolwiek prób miałem około pięćdziesiąt (!), a kosztowało mnie to dwutygodniową przerwę w graniu. Irytacja sięgnęła sufitu. Za ten brak dopracowania - DUŻY minus.
    Należałoby wspomnieć o krótkim czasie gry, oraz całkowitym braku motywacji dla gracza, aby przeszedł produkcję kolejny raz. Jasne, można się męczyć z wyższym stopniem trudności, ale raczej nie ma to wielkiego sensu. Dla najbardziej wytrwałych stworzono ukryte zakończenie, oraz sporą paczkę "aczików" do zdobycia. Dla mnie są to opcje niewarte zachodu.
    Trzeba ukończyć katowanie tego dziwacznego potworka będącego połączeniem gry, filmu i książki. Dla jednych - arcydzieło, dla mnie - poczciwa gra, dająca sporo zabawy, ale też irytacji. Ostrożnie polecam.
    Ocena:
    Plusy: Historia, klimat, grafika, muzyka, miejscówki
    Minusy: AI wrogów, nic nie można w grze zmienić, liniowość, bugi, skrypty, krótka, brak multi oraz dodatkowych trybów gry (chciałoby się coś jak "Horda" w Gearsach)


    [media=]

    ..............................................................................
    Posłowie.
    To rozszerzony wpis z listopada zeszłego roku, który gnił sobie powoli na moim blogu. Z powodu nadmiaru czasu postanowiłem go odgrzebać i zarazem przeprosić za brak jakiejkolwiek aktywności na przestrzeni niemal pół roku. Trochę mi zajęć wypadło, no i gier było dużo, dlatego też teraz postanawiam pisać częściej, choć zobaczymy, czy dam rady oderwać się od Diablo 3. Pozdrowienia!
  16. bielik42
    W Europie, w czasie XIX wieku, zaczął się pozytywizm, a rozwijały go myśli i tezy Ernesta Renana ? był on sceptykiem i chrześcijańskim platonikiem. Jedna z jego ważniejszych tez brzmiała : ?Pierwszym obowiązkiem człowieka jest nie wpływać na własne poglądy, pozwalać rzeczywistości, by odbijała się w nas jak w kamerze fotograficznej, i w walkach wewnętrznych, jakie toczą się w głębi świadomości, brać udział tylko w charakterze widza?. Nawoływał do bezstronności wobec poglądów i wiary, gdyż jak twierdził: ?Tylko oko całkowicie bezstronne ma możność ujrzenia prawdy?. Z początku chciał być jednym z ?dobrych księży?, lecz nadmierne studia pełne żonglowania pustymi sloganami i zwodniczymi dogmatami zmieniły światopogląd Renana. Również i na to miał wzniosłe słowa: ?Wiedza jest pierwszym warunkiem obcowania człowieka z rzeczami ? podniesie bankructwo systemów nienaukowych i utopijnych ? Wiedzieć, to znaczy zostać wtajemniczonym w Boga (?) Zmartwychwstanie ostatecznie dokona się przez wiedzę ? czy to człowieka, czy też innej istoty rozumnej?.



    Kwestionował również ingerencję Boga we Wszechświat, żartował jednak nad swoim powołaniem - ?Byłem predestynowany, aby być tym, kim jestem, romantykiem występującym przeciw romantyzmowi, utopistą głoszącym trzeźwą politykę, idealistą zadającym sobie wiele zbędnego trudu, aby wyglądać na mieszczucha?. Nie jest także zaślepiony utopijnymi ideami, z trzeźwością zauważa: ?Człowiek żyje pod warunkiem swej niedoskonałości. ? poddaje się autor Przyszłości nauki ? Umarłby, gdyby zdobył pełnię widzenia, ponieważ widziałby stale tak samo, miałby tylko jedną myśl, jedno uczucie, jedna nuta rozbrzmiewałaby bez końca w jego uszach, muzyka wszechświata (?) jednostajnej nieskończoności?. Widział on, jak szlachetne dążenia ponoszą klęskę przez naturę człowieka, wiedział doskonale, że ideału nie da się osiągnąć, lecz twierdził, że warto w niego wierzyć, gdyż stanowi on sens istnienia.
    Wiele z jego poglądów było kontynuowanych przez jednego z polskich myślicieli, mam tu na myśli Aleksandra Świętochowskiego i jego ?Dumania pesymisty?.
  17. bielik42
    Podobnie jak i w utworach wcześniej wymienionych pisarzy Henryk Sienkiewicz w swoich dziełach krytykował utopijne idee pozytywizmu oraz ciemnotę chłopstwa. Doskonałym przykładem była nowela pt. ?Szkice węglem?. Mimo iż jest to utwór groteskowy, ironiczny i humorystyczny, to zawarty w nim wyjątkowo pesymistyczny i ponury obraz polskiej wsi ?z dala od cywilizacji? okazuje się przerażający. W takich to wsiach ludzie, zepsuci do cna ?inteligenci?, tworzyli własne Utopie. Takim właśnie człowiekiem był Zołzikiewicz ? istna karykatura inteligencji, ukazany jako człowiek stale dłubiący w nosie, gdzie nad włosami jego unosiło się stado much. Jako że w czasie powstania uciekł, znał więc wszelkie sekrety pozostałych ludzi we wsi. Potrafił też pisać, a że jako jedyny we wsi posiadał tę umiejętność, był szanowany przez pozostałych mieszkańców. Posiadał w ręku niemal całkowitą władzę wykonawczą, mając za sobą sołtysa Buraka.



    Akcja zaczyna się, gdy Zołzikiewicz, pragnący młodej Rzepowej, podstępem zmusza jej męża do podpisania umowy na zaciągnięcie się do wojska. Podczas gdy sam Rzepa nie usiłuje unieważnić tej decyzji (twierdzi, że nikt nie pomógłby mu z tym problemem, szanuje umowy jako świętość, podczas gdy dla Zołzikiewicza taka umowa nie jest nic warta), jego żona wyrusza szukać pomocy. Udała się do kościoła ? ksiądz nie pomógł jej, zarzucił tylko jej mężowi pijaństwo i chwaląc ?sprawiedliwość?, jaka go spotkała. Prosiła o pomoc dziedzica, który niegdyś był właścicielem wsi Barania Głowa (w której toczy się akcja), on jednak stwierdził, że ?dziś ani wam do mnie, ani mi do was nic. Dziś wy moi sąsiedzi i basta!? . Wobec tego Rzepowa wyrusza do miasteczka, by porozmawiać z naczelnikiem, lecz i tam nie znajduje pomocy. Zdesperowana mężatka wkracza w stan zobojętnienia, taki sam, w jakim od początku był jej mąż. Ma dość i godzi się na wspólną noc z Zołzikiewiczem, aby tylko uratował męża przed wojskiem. On zaś wykorzystując ją, wyśmiewa i wyrzuca precz. Rzepa, widząc hańbę swojej żony, zabija ją siekierą.



    Cała ta historia jest tragiczną, brudną i depresyjną satyrą na polskie realia. Pokazuje, jak jeden człowiek potrafi doprowadzić do zniszczenia całej rodziny dla zaspokojenia żądzy. Zołzikiewicz stworzył własną utopię ? świat, w którym to on egzekwował najwyższe prawa i sprawował władzę absolutną. Ciemne chłopstwo nie znało się na zawiłościach prawnych, nie rozumiało, że mogło pokonać Zołzikiewicza. Jednak chłopi szanowali go jako człowieka ?inteligentnego?, przez całe życie pracowali na swojej ziemi, nie obchodziła ich reszta świata. To zapewniło Zołzikiewiczowi samowolę i władzę nad zbiorowiskiem nieuświadomionych chłopów. Był dla nich kimś godnym szacunku, co pozwoliło mu dokonywać tak wielu okropnych czynów i pozostać bezkarnym. Jednak i on nie był w swym świecie szczęśliwy, gdyż marzył o wyższej posadzie w większym mieście. Obrzydł mu już obraz wsi i całego jej ubóstwa. Czytywał także namiętnie romanse, które przekonały go o możliwościach miłosnych podbojów, które tylko na niego czekały. Pragnie się wydostać ze wsi Barania głowa, aby podróżować niczym bohater brukowego romansu. Jego ?inteligencja? również jest karykaturalna, gdyż ukończył tylko dwie klasy, a uznawał się za wielkiego myśliciela. Marzył o dworach i balach, a tkwił w zacofanej wsi. To przepełniało go goryczą, lecz nie przeszkodziło mu w zniszczeniu szczęścia chłopskiej rodziny. Cała nowela ukazuje chłopstwo pozostawione samemu sobie po wydaniu ?Ustawy o sądach gminnych? przez władze carskie. Władze wyższe traktujowały mieszkańców wsi z wyższością, są obojętne na ich problemy, traktują ich jako ?gorszych? ludzi. Do tego i wśród chłopów znajdowały się jednostki gotowe szkodzić innym, jak choćby sołtys Burak, który nie miał zamiaru pomóc Rzepowej.



    Ten okropny obraz utrzymują kolejne nowele: ?Jamioł? oraz ?Janko Muzykant?. W tej pierwszej ukazane zostało okrucieństwo i zobojętnienie chłopów wobec krzywdy innych, gdy przez pijaństwo dorosłych mała sierota zostaje rozszarpana przez wilki. Chłopów nie obchodziły problemy innych. Życie w wyjątkowo trudnych warunkach, pod batem pana sprawiło, że ci ludzie zostali ?wyprani? z uczuć. To tak, jakby zatracili własne człowieczeństwo.
    Podobną sytuację możemy zaobserwować w noweli ?Janko Muzykant?, której bohater ? Janko ? zostaje wychłostany na śmierć za zbliżenie się do skrzypiec bogatego człowieka. Od dziecka chorowity Janko umiera, do wsi wracają państwo z wycieczki z Włoch, chwaląc talenty włoskich dzieci: ?a nad Jankiem szumiały brzozy?? . Tu także ukazane zostało okrucieństwo człowieka, spowodowane poczuciem wyższości nad stanem chłopskim.



    Henryk Sienkiewicz w swoich nowelach starał się ukazać polskie realia kontrastujące z utopijnymi ideami pozytywizmu. Człowiek miał być równy, biedy miało nie być, każdy z każdym w zgodzie. Niestety, rzeczywistość okazała się ponura. Polskie wsie pełne ?ciemnoty? i zacofania, degradacja i zepsucie wyższych warstw społecznych, obojętność inteligencji i duchowieństwa na problemy chłopstwa ? to wszystko miało miejsce i znajdowało odzwierciedlenie w polskiej literaturze. Zarówno Bolesław Prus w ?Lalce? poprzez rodzinę Wysockich czy też Orzeszkowa w ?Australczyku?, a nade wszystko Sienkiewicz w ?Szkicach węglem? ? wszyscy oni pokazali marną sytuację polskiego chłopstwa i biedoty. Ale być może była to tylko wina utopijnych idei, które wyrosły w pozytywizmie?
    Powoli zbliżamy się do zakończenia....
  18. bielik42
    Ufff, tyle "Lalki", przechodzimy do kolejnego działu.

    ?Błogosławieni, którzy cierpią dla sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie.?
    Tym oto cytatem z Pisma Świętego rozpoczyna się ?Australczyk? Elizy Orzeszkowej. Tytułowym ?Australczykiem? jest Roman Darnowski ? młody urzędnik, który wyjechał z rodzinnej wsi, aby zostać człowiekiem ?światowym?. Poznajemy go w momencie, gdy przygotowuje się do wyjścia na bal organizowany przez jego ciotkę baronową. Zastanawia się głęboko, gdyż z jednej strony nie ma ochoty iść na bal, ponieważ czyta bardzo zajmującą książkę, z drugiej strony jednak wie, że ciotka go oczekuje, a nieobecność na balu będzie bardzo źle odebrana przez towarzystwo. W końcu poczucie obowiązku bierze górę. Tym samym zaczyna on podróż po świecie, do którego należy, a który jest światem utopijnym. Pierwszą tego oznaką jest podejście do miłości. Darnowski rozmyśla o pewnej artystce, która wyjątkowo mu się podoba, lecz nie ma do niej dostępu. Z lekceważeniem traktował kobiety, które pojawiały się na balu, uważał je za ?zabawki? dające chwilową przyjemność: ?Patrząc w tej chwili na Romana, można było zrozumieć to "kręcenie się" za sprawą jego głowy tej i innych. Smutki, tęsknoty, niepokoje, rozmyślania, zamknął na klucz w mieszkaniu opuszczonem i nie był teraz niczem innem, jak ładnym, wytwornym chłopcem, uradowanym z miłego spotkania, rumianemi usty uśmiechającym się do czarnych oczu, które z upodobaniem, patrzyły na niego z pod brylantowej gwiazdy. Było to zupełnie szczere. Bardzo widoczna sympatja kobiety powabnej i zajmującej w świecie stanowisko dość wysokie, sprawiała mu przyjemność podwójną.? . Tymi oto słowami autorka ujawnia, jak niewiele znaczące dla arystokracji były uczucia wobec innych.

    Ważnym tematem jest także zakładanie ?maski? przez bohatera: ?Gdyby zastanawiał się nad sobą, przyszedłby do przekonania, że nie jest jednym człowiekiem, ale dwoma ludźmi: tym, który przed godziną czuł się znużonym, rozczarowanym, głęboko smutnym, i tym, który teraz z rozkoszą uczuwa piękność, miękość, wykwint otoczenia i doświadcza bardzo przyjemnych wrażeń, flirtując z czarnemi oczyma, zalotnie i ogniście spoglądającemi na niego z pod brylantowej gwiazdy.? . Ta dwulicowość była charakterystyczna dla arystokracji ? kolejny dowód na zepsucie wyższych sfer.
    Doskonale ukazuje to zachowanie baronowej, która rozpaczała po stracie swej ukochanej papużki. Na ten widok nasz bohater popadł w wesołość, gdyż nie rozumiał, jak można płakać za zwierzęciem. Prawdą jest, że poza papużką baronowa nie miała nikogo, kto mógłby ją szczerze kochać. Jej mąż był zwykle zajęty interesami, a bale pełne są fałszu i obłudy. Na przyjęciach ? wesoła, towarzyska ?kokietka? z duszą dwudziestolatki, w swoim domu ? załamana, niekochana i nieszczęśliwa kobieta, która nie posiada niczego, co pomogłoby jej w trudach życia. Tylko ta papużka dawała jej namiastkę szczęścia. To kolejne echo utopii ? w życiu człowieka przeważają pieniądze, nie ma czasu na uczucia i emocje. Każdy staje się chłodnym, wykalkulowanym niewolnikiem pieniędzy, a zwierzęta imitują rodzinę i jej ciepło.


    Jednak kłamstwo i zepsucie, jakie niesie ze sobą utopia, bohater poznaje dopiero wtedy, gdy usłyszy smutną opowieść Domunta. Był ona tak jak bohater urzędnikiem, który otrzymał niezwykle wysoką posadę, zapewniającą mu życie w luksusach. Poznał życie w ?utopii?. Brak jakiejkolwiek pracy do wykonania, nieskończone pieniądze i przyjemności, piękne kobiety i świetnej jakości wina. To wszystko było mu dane, lecz nie na długo. Swoją pracę nazwał ?pracownią Midasa?, gdyż zewsząd przybywało złoto. Okazało się jednak, że cały ten interes zbudowano na ludzkiej krzywdzie i oszustwie. Domunt trafił do więzienia, a gdy udało mu się z niego wyjść, wrócił do swej rodzinnej wioski. Jego oczom ukazał się okropny widok ? dom w ruinie, matka w nędzy, wszystko zniszczone, i gdyby nie jego brat, który ciężką pracą zdobył pieniądze, z pewnością nasz szlachcic popełniłby samobójstwo. Teraz zrozumiał prawdziwe oblicze świata, w którym dane mu było żyć.

    Opisuje go słowami: ?Teraz, ilekroć z oczami zamkniętemi myśli o kilku latach przebytych w kuźni Midasa, widzi zawsze obraz szczególny. Jest to przestrzeń niczem nie obwiedziona, kulista, napełniona światłem gazowem czy elektrycznem i mgłą, podobną do szampana musującego, bo złożoną z mnóstwa kropelek złotych, drobniutkich, dokoła siebie wirujących. W tern świetle sztucznem, w tej mgiełce złotej i ruchliwej, w zmieszanych zapaszkach gazu, wina. perfum i sadzy, przesuwają się i krążą obrazy rzeczy i ludzi najrozmaitszych. Są to korowody kobiet z bukietami lub wachlarzami w rękach i mężczyzn z piersiami jaśniejącemi od honorowych odznaczeń, ramiona w czarnych rękawach, wznoszące kielichy toastowe, plecy w surdutach wytartych, zgięte w kształt pół obręczy nad stołami do pisania, nogi motyle na deskach scenicznych, fraki, białe krawaty, szmery jedwabiów, muzyka, powozy z grzmotem kół wjeżdżające w bramy wysokie, stoły do uczt nakryte, albo kartami zasypane, albo takie, na których piętrzą się papiery pełne cyfr... Cyfry! ach, te są wszędzie! Na twarzach i sukniach ludzkich, na obnażonych ramionach kobiecych, na frakach, wachlarzach, plecach zgiętych w kształt pół-obręczy, w źrenicach rozpalonych, na włosach siwych, na szafie żelaznej Midasa. Krążą one dokoła głów ludzkich, z ust wylatują, roją się w powietrzu, ziemia niemi usłana i niebo zakryte, latają, rozmijają się, układają szeregi nieskończone, tworzące pojęcia ilości niepojętych. Wszystko to razem pod zamkniętemi powiekami idzie, wiruje, zaciera się, rozprasza, powstaje znowu, ściska się w tłumy, rozciąga w szeregi... Zawsze w przestrzeni kulistej, jak w globie napełnionym światłem gazowem, mgłą musującą mirjadami kropelek złotych, mieszaniną zapaszków gazu, wina, perfum i sadzy. Sarabanda! Kaźmierzowi wystarcza, aby oczy zamknął i dłonią je przysłonił, już jest przed nim! Świeci, tańczy, pachnie, mieni się, jak Salamandra... Moloch, żrący plemię ludzkie, bestja apokaliptyczna...? .
    Te cyfry stały się przekleństwem, to one były podstawą tamtego świata. Człowiek został niewolnikiem ? oto prawdziwe oblicze wielkiego marzenia ludzi ? Utopii.
    PS: W internecie pojawiła się ważna petycja dotycząca Dark Souls na PC - znajdźcie, okażcie poparcie
  19. bielik42
    Marzenia profesora Geista ? echo fantastyki naukowej w ?Lalce?




    Profesor Geist ? wynalazca, naukowiec-banita, uważany za szarlatana i oszusta sprezentował Wokulskiemu swe życiowe dzieło, metale o niesamowitych właściwościach fizycznych i chemicznych. Jego wynalazek mógł zmienić świat na dobre, lecz inni naukowcy zaprzeczali pracom Geista i tak został wyrzucony, wykluczony z kręgu uczonych. Sam kontynuował swą pracę, jednak brak pieniędzy skierował go do Wokulskiego. Poza oczywistą fantastyką, jaką jest metal lżejszy od powietrza, Geist wniósł ciekawe wyobrażenie utopii. Według niego ludzie dzielili się na ?normalnych? oraz na ?ludzi-zwierzęta?. Pragnął dać swój wynalazek ?prawdziwym? ludziom, aby przepędzili tych, u których dominują cechy zwierzęce. Chciał nadać władzę ?wyższej? rasie człowieka i tym samym stworzyć utopię, w której nie będzie żadnego zła. Przekonanie to było błędne, gdyż nie możemy podzielić na pod ? i nadludzi. Należy pogodzić się z faktem, że w naszym społeczeństwie dominują różne typy ludzkie, nie zawsze czyste pod względem moralności.


    Upadek cywilizacji w Polsce ? nastroje pozytywistyczne w ?Lalce?




    Jednym z marzeń Wokulskiego było całkowite wyeliminowanie biedy wśród ludzkości. Starał się pomagać (choćby poprzez pomoc rodzinie Wysockich), lecz uświadomił sobie, że działania jednostkowe nie mają najmniejszego sensu, gdyż ogrom nędzy przytłaczał jednego człowieka i wymagał zbiorowej odpowiedzialności. Niestety, arystokracja żyła we własnym świecie, nie przejmując się nizinami społecznymi. Cały ten obraz to argument na rzecz upadku cywilizacyjnego Polski rozbiorowej, kryzysu społecznego, ideałów pozytywistycznych bowiem okazały się tylko utopią.
    Wiem, wiem - króciutko, ale dorzucam bonus


    [media=]

  20. bielik42
    Stanisław Wokulski wiele zawdzięczał Izabeli Łęckiej ? to dzięki niej postanowił zdobyć fortunę za granicą, aby móc się jej przypodobać. Gdy został już bogaty, postanowił spróbować swych sił w wyścigu do ręki panny Łęckiej. Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej brutalna niż mógł sobie ją wyobrazić. Jako że w młodości czytał wiele utworów romantycznych, twierdził, że jego luba to ideał, nie posiadający wad. Widział swoją miłość jako czystą, najwyższą siłą we wszechświecie. Nie rozumiał jednak światopoglądu Izabeli, która uważała go za człowieka ?gorszego?, gdyż nie był arystokratą jak ona. Widząc, jak wielu adoratorów ma panna Łęcka, jak bardzo jej na nim nie zależy, Wokulski wiele razy przeżywał wzloty i upadki swojej miłości.



    Do Izabeli wielokrotnie przeklinał swoje zadurzenie, lecz zawsze wracał myślami do ukochanej. Szuman wiedział, jakie są realia pozytywistycznej miłości mówiąc: ?Jestem Żyd, więc nie wolno mi kochać chrześcijanki? On jest kupiec, więc nie ma prawa do hrabianki? A ty, który nie posiadasz pieniędzy, nie masz praw do żadnej zgoła kobiety? Podła wasza cywilizacja!? . Te słowa to smutne potwierdzenie ówczesnych realiów. Bez pieniędzy i odpowiedniego statusu społecznego miłość nie ma prawa istnieć, dlatego Szuman starał się przywrócić ?rozum? Wokulskiemu.



    Sam Wokulski rozumiał swoje błędy, choćby podczas czytania Mickiewicza: ? ?Zrywam się, biegnę, składam na pamięć wyrazy, którymi mam złorzeczyć okrucieństwu twemu, składane, zapomniane już po milion razy? Ale gdy ujrzę, nie pojmuję, czemu znowu jestem spokojny, zimniejszy nad głazy, aby goreć na nowo, milczeć po dawnemu?? ?Teraz już wiem, przez kogo jestem tak zaczarowany?? Uczuł łzę pod powieką, lecz pohamował się i nie splamiła mu twarzy. ?Zmarnowaliście życie moje? Zatruliście dwa pokolenia!... szepnął. ? Oto skutki waszych sentymentalnych poglądów na miłość??? . Tymi słowami Wokulski oskarżał romantyków o spaczenie jego zrozumienia miłości, zarzucał im nadmiar sentymentalizmu. Jego pojęcie miłości było dosyć ?utopijne?, gdyż widział Izabelę Łęcką jako ideał kobiety, prawdziwego anioła, a życie z nią miało być rajem. Niestety i tym razem fałsz oraz obłuda biorą górę, a Wokulski nieomal popełnia samobójstwo.
  21. bielik42
    Szuman to przyjaciel Wokulskiego z czasów powstania. Jest także postacią o dość dynamicznych poglądach, gdyż zmieniają się ona kilka razy w czasie trwania akcji powieści. Z początku ten żydowski doktor szczerze nie cierpiał swoich żydowskich braci, nazywając ich ?parchami? i wyszczególniając ich wady. Sam nie podzielał ich przekonań, lecz bał się zmienić wyznanie, gdyż przestałby być bratem społeczności żydowskiej, a nie zostałby uznany przez chrześcijańskie społeczeństwo za ?pełnoprawnego? chrześcijanina. Stał więc na granicy wyznań, nie mogąc się zdecydować, do którego obozu należy. Jednak w związku z narastającymi niepokojami antysemickimi, spowodowanymi coraz bardziej wzrastającym wpływem żydów na polską ekonomię i gospodarkę, postanowił zbratać się z całym żydowskim ogółem. Marzył mu się szczególny rodzaj utopii ? świat, w którym żydzi się łączą, tworząc silne państwo, z którym będzie się musiało liczyć każde mocarstwo. Przytaczał także przykłady, gdy jego lud był nękany, a mimo to przetrwał. Stwierdzał, że właśnie ta nienawiść do żydów uczyniła z nich najlepszy naród tego świata, który wkrótce powstanie, zjednoczy się i ostatecznie zwycięży.



    Niestety , nawet wśród swoich żydzi nie starali się o ?czystość? interesów, i tak Szuman został oszukany przez swoich wspólników. Ten bolesny incydent spowodował, że doktor ponownie odłączył się od swoich rodaków, nie porzucając jednak poprzednich poglądów, stanowczo zaprzeczając tym samym chęci brania udziału w tworzeniu żydowskiego świata.



    Zupełnie inną postacią okazał się młody Szlangbaum, który początkowo pracował u Wokulskiego, tam nie sprawiał mu problemów, był cichy, pracowity. Gdy jednak Wokulski sprzedał mu swój sklep, stał się jego właścicielem. Nie miał jednak takiego poważania wśród pracowników jak Wokulski. Zdenerwowany pytał ich, dlaczego oni go tak nie kochają, twierdził, że uwielbiali Wokulskiego za jego pieniądze. Nie rozumiał, że na szacunek trzeba zapracować. Będąc dobrym pracodawcą, ale złym właścicielem sklepu. Cenił wyłącznie pieniądze, którymi dysponował, nie obchodził go charakter kogokolwiek, oszukiwał na cenach i towarach gorszej jakości, by szybko się wzbogacić.
  22. bielik42
    Izabela Łęcka ? obiekt westchnień Wokulskiego, bohatera ?Lalki?. Była arystokratką, prowadziła wystawny styl życia, świat był dla niej wieczną wiosną. Od dziecka przyzwyczajona i stworzona do przyjmowania hołdów. Zapatrzona w siebie egoistka, która przywykła do niezwracania najmniejszej uwagi na inne osoby. Nie potrafiła nawet zaopiekować się swoim chorym ojcem. Z drugiej strony twierdził, że inni istnieją tylko po to, aby jej służyć. W takiej właśnie osobie zakochuje się Wokulski, dla niego był to ideał kobiety, ponieważ widział tylko to, co udawała Izabela. Przywdziała ona maskę obłudy, która pokazywała, jak wielką ofiarę ponosi, zgadzając się na wyjście za Wokulskiego, udawała także miłosierną i idealną. Prawda jest jednak okrutna ? panna Łęcka była przyzwyczajona do bywania na salonach, w sztucznym świetle, to w idealnym świecie, za nic nie chciała przyjąć do wiadomości, że tam, na zewnątrz, są inne światy. Owszem, widziała pracujących ludzi, lecz uznała ich za pokutników, dla których praca jest karą za grzechy, gdyż są ?niższym gatunkiem?. Ona zaś nie potrafiła zrobić nic i nie wyobrażała sobie możliwości robienia czegokolwiek dla pieniędzy. Według niej pieniądze są i służą do wycieczek, powozów, koni, balów i salonów. Nie miała pojęcia, czym spowodowane są straty finansowe jej ojca , ani dlaczego. Dla niej były jedynie przeszkodą do wyjazdu za granicę na kolejną wyprawę. Nie znała również miłości, nie była w stanie nikogo pokochać, potrafiła tylko flirtować, gdyż przywykła do bycia obiektem westchnień wielu adoratorów. Czuła się nieswojo, gdy zmniejszający się majątek jej ojca skutecznie zniechęcał tłumy wielbicieli zwracających uwagę na jej posag. Nie potrafiła docenić miłości Wokulskiego, gdyż nie mogła się powstrzymać od niezobowiązującego flirtu. Sam przymus wyjścia za mąż za Stanisława Wokulskiego jako człowieka z niższego stanu, uznała za ogromne poświęcenie i wielkie ustępstwo z jej strony. Zatraciła nawet pojęcie dobra i zła, ponieważ flirtując ze Starskim ? wyjątkowo odpychającą i ordynarną postacią, nie doceniała oddania Wokulskiego. Fascynowała się Molinarim, a nie zauważała ogromnej miłości, którą czuł do niej Stanisław. Izabela była więc postacią fałszywą i obłudną, wyuczoną ogłady, zachowania, wodzenia mężczyzn za nos. W środku pusta, egocentryczna i zepsuta doprowadzała do zniszczenia tak wspaniałego człowieka, jakim był Wokulski.



    Gdzie tu jednak utopia? To Izabela w niej żyła. Osiągnęła stan, w którym liczyła się tylko ona, wszelkie wygody i luksusy jakie były jej podane na złotej tacy. Nie miała własnych problemów, żyła tylko i wyłącznie dla siebie. Dla niej jest to raj, świat, który nigdy się nie zmieni i będzie trwał, przynosząc jej same przyjemności. Kraina wiecznej wiosny przyćmiła jej wzrok i sprawiła, że stała się nieczuła na ubóstwo i tragiczną sytuacje wielu rodzin z klas niższych. Udało się jej to wszystko osiągnąć dzięki wychowaniu w luksusie, które towarzyszyło jej od najmłodszych lat. Była uczona, aby flirtować, dawać nadzieję, otaczać się adoratorami. Wokulski to widział, i zastanawiał się, dlaczego tak mu na niej zależało, skoro był tylko ?jednym z całej watahy goniącej za nią?. Izabela, przebywając w swoim świecie, nie miała pojęcia o tym, jak stopniowo niszczyła Wokulskiego swoimi uczynkami, i co zaskakujące, ostatecznie zrezygnowała z tego świata, udając się do klasztoru. To jest dowód, że mimo całego zepsucia moralnego, gdzieś tam w jej sercu wciąż tliła się iskra człowieczeństwa.



    Bolesław Prus ukazuje nam świat, w którym rządzi egoizm i zepsucie moralne. Brak jakichkolwiek uczuć jest na porządku dziennym. Brak jakichkolwiek więzi rodzinnych czy przyjacielskich wynika tylko i wyłącznie z posiadania pieniędzy dla własnej przyjemności. Co prawda, nie cała arystokracja była zepsuta do cna, lecz kilka wyjątków nie było w stanie powstrzymać kryzysu, jaki ogarnął wyższe stany społeczne. Mieszczanie i robotnicy zaczęli mieć dość arystokratycznej samowoli bowiem arystokracja coraz bardziej traciła na znaczeniu dzięki ?dorobkiewiczom?, którzy posiadali ogromne pieniądze, na które łasiła się arystokracja. Przyjmując do siebie coraz więcej ludzi spoza swej sfery, niszczyła się od środka, gdyż nowi nieszczególnie przywiązywali uwagę do tradycji szlacheckich czy stylu życia, który prowadziła arystokracja.
    Utopia okazała się więc kłamstwem, czymś, co zwodzi, kusi człowieka luksusami i wyimaginowanym szczęściem. Jej celem stało się zepsucie moralne człowieka, wyzucie go ze wszelkich uczuć i emocji, zepsucie jego duszy i pozostawienie emocjonalnej zgnilizny. Tak więc ?raj? był przykrywką dla ?piekła?.
  23. bielik42
    Za nami kolejne eliminacje do Ogólnopolskiej Olimpiady z Języka Polskiego, tym razem pechowe dla mnie. Ale nic to, widocznie panowie profesorowie mieli inny klucz, ale dzięki temu wy, drodzy forumowicze otrzymacie moją pracę o wiele szybciej. I od razu kilka zmian względem poprzedniej:
    - Tym razem (biorąc pod uwagę komentarz Qubusia) cała praca będzie w odcinkach, aby czytało się lepiej
    - Więcej obrazków! (dla wzrokowców)
    - Uzupełnię pracę o nowe rozdziały, których nie mogłem stworzyć przez ograniczenia.
    - miłej lektury oczywiście życzę


    Znaczenie i istota ?Utopii?

    ?Utopia [gr. oú ?nie? lub éu ?dobry?, tópos ?miejsce?, czyli ?miejsce, którego nie ma? lub ?dobre miejsce?], termin pochodzący od tytułu łacińskiego dzieła Th. More?a Utopia (1516), przedstawiającego idealne społeczeństwo zorganizowane na fikcyjnej wyspie Utopia; Upowszechniony w trzech znaczeniach: 1) wizja nieistniejącego
    w rzeczywistości, doskonałego społeczeństwa lub państwa; 2) utwór o charakterze dyskursywnym lub literackim, który tę wizję zawiera; 3) potocznie, projekt przebudowy społeczeństwa, nieliczący się z rzeczywistością, nierealistyczny? .Tymi słowami wyjaśnione zostaje znaczenie wyrazu ?Utopia? według Encyklopedii PWN.



    Jednakże ?Utopia? nie istnieje tylko i wyłącznie w tej formie, prawdziwe zna-czenie ukryte jest głęboko w ludzkich umysłach, jest rajem, celem, do którego się dąży. ?Utopia? nie jest więc tylko wyrazem ? ona jest naszym sensem istnienia. Miejsce, gdzie nic i nikt nie jest w stanie nas ograniczać, mekka artystów i naukowców, których pętają łańcuchy etyki, moralności i praw boskich oraz ludzkich. W takim miejscu człowiek może osiągnąć najwyższy byt ? sięgnąć boskości, tym samym osobiście tworzyć prawa, zmieniać świat wedle własnego ?widzimisię?. Niestety ?Utopia? zaistniała tylko i wyłącznie w umysłach wielkich i małych twórców, oni zaś przelali swe myśli na papier, głosili je nieoświeconemu ?tłumowi?, tworzyli o niej filmy, obrazy, gry komputerowe, słowem ? wszystko, poza urzeczywistnieniem tej idei.



    Dlaczego więc nikt nie przeszedł od słów do czynów? Czy ludzkości nie starczało odwagi, aby stworzyć idealne społeczeństwo? Nie, do istnienia rzeczywistej utopii przeszkodą jest sam jej twórca ? człowiek, przeważają bowiem w nim częstokroć zwierzęce instynkty, które uniemożliwiają współpracę i dążenie do dobra ogółu. Tak więc do stworzenia takiego miejsca potrzebne by było:
    a) zniewolenie umysłu człowieka, przekształcając go tym samym w bezmyślne stworzenie, wykonujące wyłącznie rozkazy ?istot wyższych?, lub
    b) całkowita anihilacja ludzkości na rzecz maszyn, które nie popełniają błędów dzięki chłodnej logice komputerów.
    Po rozpatrzeniu tego problemu możemy stwierdzić, że utopia nigdy nie powstanie, a próby stworzenia takiego ustroju zwykle kończą się krwawo (vide II wojna światowa ? chęć stworzenia ustroju, w którym rządzą wyłącznie wyższe rasy ludzkie). Warto jednak spojrzeć na literaturę i określić, dlaczego na dany okres powstawało tak wiele marzeń utopijnych. Nasz wybór pada na pozytywizm, czyli XIX wiek. Wtedy to na świat przychodziły coraz to nowsze i lepsze rozwiązania technologiczne. Były produkowane maszyny, które z powodzeniem zastąpiły w pracy człowieka przy wielu czynnościach, problemem stało się jednak ich zasilanie. Aby znaleźć nieskończone źródło energii (czyt. Perpetuum mobile), wielu wynalazców poświęciło swoje życie. Była to jednak nierealna ścieżka. Istnienie takiej maszyny stało się więc częścią utopii oraz typową fantastyką naukową ? maszyną, która działa wbrew prawom fizyki. Takiego to urządzenia poszukiwał w czasach swej młodości Wokulski ? bohater ?Lalki? Bolesława Prusa.




    Wracając jednak do nastrojów panujących w okresie pozytywizmu ? Polska została zagarnięta przez wrogie mocarstwa, świat borykał się
    z problemami ekonomicznymi i starał się oswoić wspomniane już maszyny. Zmiany zaczynały się również w różnych sferach społeczeństwa. Klasa robotnicza zyskiwała na znaczeniu, a arystokracja coraz bardziej staczała się na dno, nie mogąc nadążyć
    za duchem czasu i żyjąc przeszłością. Klęska powstania sprawiła, że wielu Polaków straciło nadzieję na odzyskanie Polski niepodległej poprzez konflikt zbrojny. Aby jednak podtrzymać naród w duchu patriotyzmu, do szerzenia miłości ojczyzny stanęli polscy pisarze: Bolesław Prus, Eliza Orzeszkowa, Henryk Sienkiewicz i wielu, wielu innych. Niestety, cenzura zmuszała pisarzy do tworzenia dzieł, które będą niosły przesłanie ukryte, takie, którego nie wykryją cenzorzy zaborcy. W ten sposób powstały między innymi ?Lalka?, ?Nowele? , ?Nad Niemnem? czy ?Australczyk?. Jednak każdy z autorów inaczej widział utopię, i właśnie ich spojrzenie będzie wyznacznikiem do zrozumienia utopii w pozytywizmie .
    iiiiiiiiiiiii...........to wszystko na dziś, kolejne odcinki już niedługo!
  24. bielik42
    Dzisiejszy wpis jest szczególny, gdyż jest to skopiowana praca z zeszłorocznej ogólnopolskiej olimpiady z języka polskiego. Ta praca jest oczywiście moja, i postanowiłem się dziś nią z wami podzielić. UWAGA - jest dość długa, więc to wpis raczej dla lubujących się w czytaniu


    1.Wprowadzenie

    Dlaczego człowiek wymyślił lalki?
    Lalka?. czym jest ten przedmiot? Kształtem przypomina człowieka, lecz stworzona jest przez kogoś. Nie żyje własnym życiem, nie oddycha, nie je, nie mówi, a jej świecące oczy nigdy nie znikną pod powiekami. Z jakiego powodu została stworzona?



    Odpowiedź jest prosta: lalka została wykreowana z potrzeby władzy. Każdy człowiek podświadomie pragnie kimś rządzić, sprawować władzę absolutną tak, aby nikt nie śmiał mu w tym przeszkodzić. Jednakże co zrobić, gdy inni ludzie także pragną władzy i nie chcą się nam podporządkować? Niektórzy stosują różne fortele, inni polegają na swojej elokwencji i charyzmie, aby przekonać ludzi do swoich racji, ale człowiek sprytny stworzy sobie sługi. Tak właśnie powstała lalka, nie mówi, więc nie jest w stanie się nam sprzeciwić. Nie porusza się, czyli polega tylko na nas, jest nam ślepo oddana, ponieważ nie posiada rozumu. Człowiek jest dla lalki Stwórcą i Panem.
    Lalki jednak (na razie) nie pracują, nie zastępują człowieka w ciężkich pracach, nie wyręczają go. Lalki służą do zabawy.
    Lalki na przestrzeni wieków
    Właściwie nie wiadomo, w którym okresie wymyślono lalkę jako zabawkę. Ważne jest jednak to, że od tamtego momentu lalka stała się nieodłącznym przyjacielem każdego dziecka. Dziecko mogło powierzać lalce swoje najskrytsze tajemnice i bawić się nią ? czyli rozwijało swoją wyobraźnię. Na tle innych zabawek maluch najbardziej przywiązywał się do swojej lalki. Nawet dzieci z rodzin, które nie posiadały zbyt wiele i były bardzo biedne, tworzyły własne lalki za pomocą słomy, nici, guzików i innych tego rodzaju przedmiotów ogólnodostępnych. Warto także wspomnieć o szczególnym rodzaju lalek ? przytulankach. Dzięki nim dziecko spokojnie zasypiało, przezwyciężając tym samym lęk przed ciemnością.
    Los lalki w teraźniejszości
    Współcześnie lalka została odsunięta na dalszy plan na rzecz komputera i telewizji. Dzieje się tak przeważnie w krajach wysoko rozwiniętych i bogatych. Dziecko, zamiast bawić się zabawkami, woli usiąść przed telewizorem/konsolą/komputerem i cieszyć oczy barwnymi widokami wyświetlanymi na ekranie. Niestety są to nowsze formy rozrywki i przyciągają nas czymś nieznanym, odrywając tym samym od starszych zabaw. Kiedyś na każdym polskim blokowisku stał trzepak, na którym zgromadzała się cała okoliczna dzieciarnia. Teraz te miejsca stoją opustoszałe, gdyż dzieci siedzą przed różnego rodzaju monitorami. Lalki leżą na strychu, schowane przed wzrokiem człowieka, czekając, aż ktoś się nimi pobawi. Nowoczesne lalki dziewczynek to tak naprawdę proste roboty obleczone ?plastikową skórą?. Po co męczyć wyobraźnię, gdy lalka sama sika, płacze i mówi? Na szczęście pluszaki nadal trwają wiernie przy boku dziecka podczas snu.
    Przyszłość lalek
    Patrząc na obecną sytuację na rynku zabawek, możemy się spodziewać lalek żyjących własnym życiem ? czyli robotów. Dzieci oglądające telewizję od małego wpajają sobie przekonanie, według którego powinno mieć tylko TĘ najlepszą zabawkę i zapomnieć o innych. Cóż, stereotyp lalki jako szmacianej przyjaciółki każdego dziecka uległ zepsuciu poprzez nowe technologie i reklamy wygłaszane na każdym kroku. Obecnie ?idealna? lalka potrafi mówić, śpiewać, poruszać się. Ogólnie ? nie wymaga żadnej wyobraźni. Jest to smutna sytuacja i nic nie wskazuje na to, aby uległa poprawie.


    2.Lalki dziecięce

    ?Lalki moich dzieci? Maria Konopnicka ? sytuacja w Polsce przedstawiona za pośrednictwem lalek
    ?Lalki moich dzieci? to nowela autorstwa Marii Konopnickiej umieszczona w zbiorze twórczości Konopnickiej pt.?Nowele?. W utworze czytamy o dwóch obozach lalek. Pierwszy obóz to Framużaki, toporne, proste lalki wytworzone rękami dziecka. W drugim obozie znajdują się Szkatulaki, są to framużaki, które przeniosły się do szkatułki. Tam przeobraziły się w wytwornych panów, przepiękne damy. W utworze znajdujemy zdanie: ?Przede wszystkim Szkatulaki zniewieścieli zupełnie?. Oznacza ono, ze pomiędzy Framużakami a Szkatulakami istniała spora różnica. Mianowicie Szkatulaki posiadali wszelkie wygody, przebywając w szkatułce, podczas gdy Framużaki musieli zadowolić się zwykłą framugą. W wyniku takich różnic między obozami zrodziła się niechęć oraz ?[?]nieprzyjaźń jawna?. Oba obozy spotykały się podczas wypraw, polowań i uczt. Oczywiście Szkatulaki mieli w pogardzie Framużaków i patrzyli na nich z wyższością, natomiast Framużaki brzydzili się wytwornością i bogactwem Szkatulaków. Podczas bankietu w szkatule rozpoczęła się kłótnia, przez co między obozami wybuchła wojna. Kulminacyjnym punktem działań wojennych była bitwa na jeziorze. Niestety cała flota Framużaków została doszczętnie zniszczona, a jedynymi ocalonymi był Juliusz z damami. Cała sytuacja opisana w tej noweli przypomina czasy, gdy w Polsce był podział na tych, którzy przyjmowali francuski styl życia i tych, którzy starali się utrzymywać tradycje narodowe. W utworze możemy się również doszukać pewnego hołdu dla dziecięcej wyobraźni. Często umysł dziecka potrafi wytworzyć niesamowite historie z udziałem ich ulubionych zabawek (jako przykład można podać historię zabawek z serii ?Toy Story? Disneya).
    ?Koralina?, ?Laleczka Chucky?, lalki voodoo - lalka jako przedmiot odpowiedzialny za nieszczęście, tragedie
    Nie zawsze lalka może oznaczać coś dobrego. Może się zdarzyć, że symbol przyjaźni z dzieciństwa został zmanipulowany tak, aby wywoływał strach. Jest tak w przypadku laleczki voodoo oraz filmu z 1988r. ?Child?s Play?(po polsku ?Laleczka Chucky?) w reżyserii Toma Hollanda. Laleczka voodoo wywodzi się z wierzeń ludów zachodnioafrykańskich, jest ona ważnym elementem w tej religii. Szamani i szamanki używają laleczek, aby rzucić klątwę na człowieka czyniącego źle . Robią to przy pomocy szpilek wbijanych w lalkę. Nieszczęśnik, którego podobizną jest lalka, odczuwa dotkliwy ból w miejscu, gdzie szpilka wbiła się w laleczkę. Takie panuje przekonanie o możliwościach laleczek voodoo. W filmie ?Child?s play? umierający morderca, przy pomocy magii, przenosi się do ciała lalki. Gdy trafia do dziecka, manipuluje nim tak, aby pomógł mu w morderstwie swojego byłego kolegi. Po tym wydarzeniu dowiaduje się, że musi przenieść się do innego ciała, bo inaczej zostanie uwięziony w lalce na zawsze. Od tej chwili bezlitośnie prze do przodu, aby uzyskać chłopca, do którego należy. Film jest oparty na dość prostym schemacie ? od jednej ofiary do drugiej. W tym obrazie filmowym ukazane jest zaufanie dziecka do lalki, które wykorzystuje Chucky. Chłopczyk nie opiera się, gdy lalka każe mu nieść siebie do siedziby swojego byłego współpracownika. Filmów o laleczce Chucky było aż pięć, choć żaden nie wzniósł się ponad poziom horroru klasy B.
    Zupełnie innym przypadkiem jest ?Coraline? (Koralina i tajemnicze drzwi). Film ten został zrealizowany na podstawie książki Neila Gaimana pt. ?Koralina?. Opowiada on o małej dziewczynce, która odkrywa tajemnicze drzwi we własnym domu. Gdy przechodzi przez portal, trafia do tajemniczego świata, w którym wszystko jest doskonałe, lecz po pewnym czasie odkrywa przerażającą prawdę. Mianowicie dowiaduje się, że nie była pierwsza w tym świecie, napotyka duchy trzech dzieci wyjaśniające jej całą prawdę. Druga matka Koraliny istniejąca w tym świecie jest wiedźmą, która przyciąga dzieci do swojego świata, po czym namawia je do przyszycia guzików na swoje oczy. W ten sposób zła wiedźma więzi dzieci w swoim świecie aż do ich śmierci. Ważną rolę w filmie odgrywają laleczki. Są one pewnym rodzajem zwiastunów. Do prawdziwego świata wiedźma wysyła lalki podobne do dzieci, które później trafiają do jej świata. Każda lalka ma zamiast oczu guziki. W pewnym momencie Koralinie udaje się uciec ze świata wiedźmy, lecz spostrzega nieobecność rodziców. Przeszukuje cały dom, ale dopiero, gdy znajduje dwie lalki podobne do jej opiekunów, domyśla się strasznej prawdy. Wyrusza z powrotem do innego świata, aby ocalić matkę i ojca. Film jest świetnie zrobiony, lecz spora część ludzi narzekała na to dzieło, ponieważ było momentami dosyć straszne, podczas gdy film był przeznaczony dla dzieci od siedmiu lat . Zarówno książka jak i film niosą spory ładunek emocjonalny, Być może jest zbyt duży dla małych dzieci. Oprawa filmu jest bajkowa, podczas gdy treść stanowczo lepiej zrozumie dorosły. Lalki wykorzystano aby wzbudzić strach. Pełnią bardzo ważną rolę w filmie ?zwiastują one wydarzenia. Znalezienie ich w prawdziwym świecie świadczy o tym, że człowiek, do którego ta lalka jest podobna, został porwany do innego świata. Widok tych szmacianych laleczek z guzikowymi oczami wywołuje w nas mieszane uczucia. Lalka oznacza szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa, podczas gdy w tym filmie budzi przerażenie.



    Historia lalki ?Barbie? w pigułce
    Najbardziej rozpoznawalna lalka na świecie została stworzona przez Rutha Handlera w 1958r. Pierwszy raz lalka Barbie została zaprezentowana 9 marca 1959r. na nowojorskich targach zabawek. Od tego momentu powstało wiele różnych serii Barbie, gadżety, ponad 18 filmów (1 w produkcji), gry komputerowe itd. Głównym celem lalki Barbie było zastąpienie starych, szmacianych lalek na nowy, plastikowy model ?ideału? dla małej dziewczynki. O ile pierwsze laki nie posiadały ruchomych części, to najnowsze modele mają wbudowane kamery.



    ?Żołnierzyk i Laleczka? Marek Dyjak
    ?Chodźcie pobawić się troszeczkę
    Ty w żołnierzyka ty w laleczkę[?]?
    Piosenka ta jest lekko zabarwiona erotyzmem, opowiada o spotkaniu dwojga ludzi zakochanych w sobie. Dążą oni do aktu, piosenkarz zaś omawia sytuację oraz wyjaśnia przyczyny spotkania. Możemy zrozumieć tę piosenkę jako metaforę ludzi, którzy często traktują siebie nawzajem niczym zabawki, świadczy o tym między innymi rosnąca z roku na rok liczba rozwodów w bogatych krajach zachodu.




    Interpretacja obrazu ?Lalki? Witolda Wojtkiewicza
    Obraz pt. ?Lalki? Witolda Wojkiewicza znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Został podzielony na dwa pasy. Na niższej części obrazu widzimy pięć lalek chwytających się za ręce. Kolorowe sukienki kontrastują z czarnym tłem, przez co można mieć wrażenie ?ucieczki? lalek przed ciemnością. Duże oczy i wyraźnie znaczone usta podkreślają prawdziwość owych lalek. Na drugiej części możemy rozpoznać cztery postacie kobiece w pozycji siedzącej. Ta część została umieszczona we wnętrzu, jest utrzymana w szarej kolorystyce wywołującej senność i melancholię. Nie wiemy, czy postacie widoczne na tej części obrazu to lalki czy ludzie. Do namalowania tego dzieła Wojtkiewicz użył sporej ilości kolorów, malował ruchami zamaszystymi, przez co widać doskonale ślady pędzla. Sposób ten był zupełnie odmienny od wszechobecnej linii secesyjnej, charakterystycznej dla tamtego okresu(1906r.).
    Pierwsza ?żywa? lalka w literaturze i filmie ? ?Frankenstein? Mary Wollstonecraft Shelley



    ?Frankenstein? to klasyk literatury grozy. Szalony naukowiec opętany chęcią stworzenia własnego życia, znalazł się na stałe w kanonie literatury światowej. Potwór Frankensteina jest także bardzo rozpoznawalną postacią wśród osób zainteresowanych tak filmem, jak i literaturą. W roku 1994 premierę miał film na podstawie opowieści Mary Shelley wyreżyserowany przez Kenetha Branagha. Oto mamy studenta głodnego wiedzy i potęgi. Odkrywa sposób na wprowadzenie życia w martwe ciało. Lecz po dokonaniu tego straszliwego czynu, jakim jest obdarzenie czegoś życiem, twórca brzydzi się swojego tworu i ucieka przed nim. Przerażony wraca po pewnym czasie do swojej pracowni, odkrywając przy tym całkowity brak jego ?dzieła?. Odetchnąwszy z ulgą, Frankenstein wraca do swojej rodziny, lecz tam zaczynają się kłopoty. Ktoś zamordował małe dziecko spokrewnione z Frankensteinem, a wina spada na młodą mieszkankę miasteczka. Frankenstein przekonany, że mordu dokonał jego własny twór, stara się uniewinnić młodą dziewczynę, lecz nie przyznaje, że to przez niego zginął chłopczyk. Niestety na nic zdało się jego wstawiennictwo, gdyż dziewczyna zostaje skazana i ścięta. Zrozpaczony Frankenstein przenosi się z rodziną w inne miejsce do zamieszkania, lecz i tam odnajduje go potwór. Podczas rozmowy naukowiec poznaje smutną historię życia ?swego dzieła?. Godzi się na stworzenie towarzyszki dla potwora, aby jego prześladowca mógł dzielić z kimś swój los. Zrezygnowany twórca opuszcza rodzinę i wyjeżdża do Anglii razem ze swoim przyjacielem. Podczas prac nad żeńską wersja potwora Frankenstein spostrzega śmiejącego się zabójcę zaglądającego przez okno. Wściekły na siebie rozrywa na części swoje kolejne dzieło. Na ten widok potwór odbiega z przeraźliwym wyciem. Od tej chwili życie młodego wynalazcy przeistoczyło się w koszmar. Najpierw znajduje ciało swego przyjaciela przyniesione przez morze, potem potwór morduje jego ukochaną. Wówczas Frankenstein postanowił ścigać potwora, aby dopełnić zemsty za członków swojej rodziny. Pogoń trwała aż do skutych lodem mórz północnych, niestety tam naukowiec umiera na statku człowieka, który go znalazł. Na oczach kapitana statku do umierającego podchodzi potwór i rozpacza nad swym losem mordercy w imię swojej samotności. Słowa, które rzuca na pożegnanie człowiekowi, pełne są smutku i patosu: ?- Lecz wkrótce umrę[?]i tego, co teraz, nie będę już więcej czuł. Już niedługo skończy się moja ciężka niedola. Wstąpię triumfalnie na mój stos ofiarny i z rozkoszą poddam się męce płomieni. Łuna tego ognia zblednie i zgaśnie, a wiatry rozniosą moje popioły i rzucą je w morze. Duch mój będzie spoczywać w pokoju, lub jeśli będzie jeszcze żył, to już nie tak, zaiste. Żegnaj!?(przekład: Henryk Goldmann). Owe zdania wyrażały cały żal i rozpacz zgromadzoną w duszy potwora, który dopiero teraz zrozumiał, co uczynił.
    Potwór Frankensteina jest postacią tragiczną, ponieważ stworzono go rękami ludzkimi i odrzucono. Nie rozumiał swojej odmienności i pragnął żyć razem z ludźmi. Bolała go nienawiść ludzka pojawiająca się w każdym człowieku, który go ujrzał. Chciał żyć razem z innymi, a nie czuć się jak zaszczute zwierzę unikające ludzkiego wzroku. Dzięki zapiskom znalezionym w kieszeni płaszcza, w którym uciekł z mieszkania Frankensteina, dowiedział się o istocie, która go stworzyła. Wściekły na ludzi i swojego stwórcę przyrzekł zemstę za to, że stworzył go i pogardził nim. Nie rozumiał, co czyni, gdyż nie pojął różnicy między dobrem a złem. Czuł tylko chęć zemsty i to go zniszczyło. Jest on pierwszą ożywioną lalką, co oznacza, że człowiek zechciał posiadać coś, co jest przynależne tylko i wyłącznie Bogu ? tworzenie życia. Czy
    Nie zawsze ?Frankenstein? był brany na poważnie, w roku 1974 ukazała się parodia powieści oraz wcześniejszych filmów o Frankensteinie. Owy film miał tytuł ?Young Frankenstein?(Pol. Młody Frankenstein). Wyreżyserowany został przez Mela Brooksa, twórcę ?Dwunastu Krzeseł? oraz ?Draculi ? wampirów bez zębów? z Leslie Nielsenem.



    Motyw tworzenia życia jest bardzo ważny dla człowieka. Naukowcy od dawna pragną stworzyć eliksir nieśmiertelności, wskrzeszać zmarłych i żyć w ciągłej młodości. Możemy mieć jednak wątpliwości co do życia bez śmierci. Mianowicie bardzo szybko stałoby się jasne, że Ziemi grozi przeludnienie. W takim wypadku przestałyby się rodzić dzieci, a ludzie żyliby w nieskończoność. Taki świat pozostałby w jednej formie, a bez zmian upadłby i znikł . Ale czy dzieło człowieka powinno uzyskać życie? Egzystencja tej rzeczy byłaby mizerna i bolesna. Nie potrafimy szanować tworów Boga, niszczymy lasy i prowadzimy wojny. Jak coś, co zostało stworzone przez człowieka miałoby przetrwać wśród takiej nienawiści? Moim zdaniem ludzkość nie powinna bawić się w Boga.


    3.Manekiny

    Funkcje manekinów na przykładzie ?Jędzy? Elizy Orzeszkowej
    Manekiny - nieodłączny element każdej wystawy sklepu z ubraniami. Te lalki, wielkością przypominające człowieka, patrzą na nas zza szyby swoimi pustymi oczami. Manekiny służą także do pracy, a właściwie są wykorzystywane jako modele ludzi. Z manekinem pracuje także bohaterka ?Jędzy? Elizy Orzeszkowej. Jej imię to Jadwiga, a trudzi się szyciem kostiumów i ich naprawą. Do tego zajęcia używa manekina pozbawionego rąk i głowy. Gdy bohaterka budzi się, widzi go i rozmyśla nad jego wyglądem: ?Ta trupiość i nieruchomość obok wyrazistości i pełności kształtów, najbardziej jej nadają w szarym świetle świtu pozór fantastycznego i zupełnie nadprzyrodzonego zjawiska?. Mamy w tym fragmencie kontrast między jaskrawymi barwami sukni założonej na manekina, a trupią bladością i kalectwem nieruchomego pomocnika. Manekin jest przedmiotem, nikt go nie kocha ani nie dzieli się z nim swoimi tajemnicami. Tkwi w samotności na zakurzonych wystawach, mając na celu reklamować założone na niego ubrania.
    Rola w społeczeństwie, sens istnienia i kalectwo manekinów
    W czasach gdy reklama pokazuje się nam niemal z każdego miejsca, trudno nie zauważyć roli manekina w reklamie. Bądź co bądź jest to idealny człowiek ? potrafi usiedzieć w miejscu, nie je, nie pije, nie trzeba mu płacić ? ideał pracownika! Manekiny wykorzystywane są także przez artystów. Specjalny rodzaj manekina(obrazek obok) służy do oddania pozy człowieka, którą artysta chce namalować. Manekin jest przedmiotem, martwym tworem nieposiadającym rozumu. Własną wolę będzie mógł mieć tylko robot lub android, a one wywodzą się z manekina. Jako przedmiot martwy nie zauważa swego kalectwa, wielokrotnie widzimy oszpecone manekiny, nieposiadające głów, rąk, nóg czy tułowia. Dla samych manekinów to nie problem, bo niby do czego jest im potrzebna głowa, gdy ma prezentować stanik? Można się domyślać, że pusty wzrok manekinów zniknie z tego świata, gdy zastąpi je hologram, lecz jest to jedna z opcji, gdyż nie wiadomo, co może nas czekać w przyszłości.


    4. Marionetki/Kukiełki

    Ten rozdział dotyczy lalek używanych do wyrażania myśli przez człowieka. Marionetki wykorzystywane są w różnych teatrzykach marionetkowych. Do marionetki są przywiązane linki, którymi porusza człowiek, aby nadać lalce wrażenie życia. Często człowiek twierdzi, że czuje się marionetką. Wyraża poprzez to, że ktoś kieruje jego życiem, podczas gdy on wolałby robić to sam. Jest to spory dylemat, gdy ten, kto nami kieruje, ma dobre intencje i chce jak najlepiej. Niestety nie zawsze wygląda to tak pięknie. O przypadku, gdy człowiek kieruje czyimś życiem, mówi film ?Piła?. Pewien psychopata umierający na raka mózgu postanowił pomóc ludziom. Problem w tym, że robi to dość brutalnie. Mianowicie brzydzi się ludźmi, którzy marnują swoje życie. Za pomocą marionetki ?Jigsawa?(obrazek obok) przekazuje swoim więźniom instrukcje, jak wyjść na wolność. Często kończy się to zgonem jednej z osób. W ten dosadny i brutalny sposób udowadnia ludziom, jak bardzo nie szanowali swojego życia. Film ten nie jest arcydziełem, a jedyną rzeczą, którą ma do zaoferowania, to ogromna brutalność. Przekazuje jednak dosyć ważną prawdę, a mianowicie to, że należy cieszyć się ze swojego życia, ponieważ zawsze może być gorzej.



    Czasem może nam się wydawać, że marionetka posiadła własne życie. Takim przypadkiem jest ?Pinokio? Carla Collodi oraz postać z serii komiksów o Batmanie, czyli ?Scarface?. Zajmiemy się historią tego drugiego. Człowiek o imieniu Arnold Wesker trafił do więzienia przez nieporozumienie. Tam spotyka współwięźnia, który posiadał marionetkę o imieniu Woody. Po pewnym czasie Wesker zaczyna rozmawiać z Woodym, który namawia go do ucieczki z więzienia, przy czym wyjaśnia, że jest lalką wystruganą z drzewa, na którym zawisło ponad 100 więźniów. Dając się zmanipulować Woody?emu, Arnold ucieka z więzienia, lecz podczas ucieczki jego współwięzień zarysowuje twarz Woody?ego korkociągiem.
    Po ucieczce Wesker przybiera pseudonim ?Brzuchomówca? a swego drewnianego towarzysza nazywa ?Scarface?em?. Od tej chwili rozpoczyna gangsterską działalność. Sam brzuchomówca jest zdrowy psychicznie i słaby w starciu z przeciwnikami, natomiast Scarface ma świetny umysł strategiczny i przekazuje część swych umiejętności brzuchomówcy. Razem potrafią dokonać bardzo zuchwałych przestępstw i często stwarzają spory problem bohaterowi komiksu ? Batmanowi. Scarface epizodycznie pojawił się w grze komputerowej ?Batman Arkham Asylum? . Przykład Brzuchomówcy świetnie pokazuje, jak łatwo możemy dać się zmanipulować. Bez swej lalki Wesker czuje się zagubiony i nie potrafi żyć. Inną sprawą jest to, że bez Scarface?a Brzuchomówca nigdy by nie zszedł na złą ścieżkę.


    5. Roboty

    Rola i funkcje robota dzisiaj.
    Dzisiejsze roboty są wykorzystywane do schematycznej pracy w fabrykach. Wykonują proste prace, niewymagające dużych umiejętności. Stosuje się je także w medycynie, ponieważ robot jest bardzo dokładny i nie może popełnić błędu, podczas gdy chirurgowi może się ?omsknąć ręka?. Taki robot kosztuje sporo pieniędzy, lecz później pomaga w zaoszczędzaniu, ponieważ zmniejsza, zatrudnienie ludzi. Gdy roboty wchodziły do użytku, między ludźmi panowało przekonanie, że odbiorą im pracę. Co niektórzy mieli rację, ale to roboty wykonują najbardziej niebezpieczne prace, więc człowiek nie musi narażać życia w swojej pracy(jeśli pracuje np. w kopalni).
    Robot przyszłości w filmach ?Ja, Robot?, ?A.I?, ?Blade Runner?, ?Wall-e?, ?Metropolis? i ?Star Wars?
    Roboty już teraz potrafią chodzić i wykonywać proste czynności, co będzie w przyszłości? Pisarze już dawno zaczęli się tego domyślać i stworzyli sporo książek na ten temat. Jedną z najoryginalniejszych w tym gatunku jest ?Blade Runner: Czy Androidy marzą o elektrycznych owocach?? Philipa K. Dicka. W książce znajdziemy bowiem świat po trzeciej wojnie światowej - prawie wszystkie zwierzęta wyginęły a ludzie ulegli zmianom. Większość ludzi wyemigrowała na inne planety, zachętą dla nich było otrzymanie własnego replikanta? sługi. Firma tworząca androidy stworzyła nowy procesor Nexus 6, dzięki któremu roboty właściwie nie odróżniały się od ludzi. Aby powstrzymać zbiegłe maszyny, powołano łowców. Jednym z nich jest bohater książki ? Rick Deckard. Na nieszczęście dla łowcy androidy tak bardzo przypominają ludzi, że łowca zaczyna mieć wątpliwości co do swoich czynów. Wiedziony rozterkami moralnymi stara się rozpoznać, którzy podejrzani są replikantami, a którzy nie. Książka ta ukazuje nam, jak nieostrożnie można postąpić, tworząc kogoś na swój wizerunek. Film pod tym samym tytułem (skróconym do ?Blade Runner?) rozszerza jeden z wątków książki. Mamy tego samego bohatera, ale inną sytuację. Na ziemię przedostało się osiem robotów typu Nexus 6. Po pewnym czasie przypuściły szturm na siedzibę firmy tworzącej androidy. Jeden z uciekinierów? Leon prawie zabija starszego łowcę, wówczas Decard wkracza do akcji. Po wytropieniu i zabiciu Leona łowca zaczyna poszukiwania kolejnych maszyn. Podczas gdy on wyrusza na łowy, dowódca replikantów stara się odnaleźć sposób na przedłużenie swojej egzystencji (roboty żyły tylko cztery lata). W akcie rozpaczy zabija stwórcę androidów i ucieka z budynku firmy W ostatecznej konfrontacji między Decardem a Nexusem 6 przegrywa Decard, lecz cyborg, zamiast go zabić, ocala mu życie. W ostatniej scenie Nexus 6 wypowiada bardzo ważne słowa(patrz. następny podrozdział) i umiera. Podobnie jak w książce żal jest androidów, ponieważ starali się tylko przetrwać. Bardzo duży ładunek emocjonalny zawarty w tym filmie każe się zastanowić nad przyszłością człowieka i rozważyć, czy ludzkość będzie w stanie zatrzymać się, zanim spróbuje stworzyć podgatunek sług.



    W animowanym filmie Disneya pt. ?Wall-e? głównym bohaterem jest mały robocik, sprzątający ziemię. Odpadów przekroczyły krytyczną ilość i ludzkość uciekła w kosmos na ogromnym statku kosmicznym, pozostawiając roboty. Wall-e był prawdopodobnie ostatnim robotem na planecie, wydaje się być także dość sentymentalny. W swoim kontenerze mieszkalnym chowa wszystko, co mu się spodoba. Jego ulubionym przedmiotem jest stary musical amerykański. Oglądając go, robot marzy o kimś, z kim mógłby dzielić los. Pewnego dnia odnajduje wśród śmieci zieloną roślinkę. Zabrawszy ją do kontenera, powraca do pracy. Po pewnym czasie na planecie ląduje sonda badawcza o imieniu EVA. W decydującej scenie, na pokładzie statku kosmicznego Wall-e własnym ciałem blokuje właz, aby roślina została wprowadzona, a statek poszybował w stronę ziemi. Robot poświęca własne ?życie?, aby uratować swoją ukochaną EVĘ i wszystkich ludzi. Wall-e przedstawia robota, który uzyskał uczucia, choć jego twórcy nie przewidzieli takiego obrotu sprawy. Bohater ?zaraża? uczuciami inne maszyny, które pracują na statku. Ostatecznie Wall-e i EVA przedstawiają najczystszą miłość, jaka kiedykolwiek może zaistnieć, ponieważ najważniejszym gestem w tej miłości jest trzymanie się za rękę. W dzisiejszych czasach pojęcie ?miłości? opiera się na gestach bardziej dosadnych.



    Pierwszym filmem o robocie było wydane w 1927r. ?Metropolis?. Jego historia rozgrywa się w futurystycznym mieście ? Metropolis. Ludzie podzieleni są na dwie kasty: intelektualistów oraz robotników. Między kastami wybucha sprzeczka o przywileje. W pewnym momencie szalony naukowiec stwarza sobowtóra Marii ? jednej z przedstawicieli kasty robotniczej. Sobowtór okazuje się złym tworem i rozpoczyna siać chaos w mieście. Na przykładzie tego filmu można wywnioskować, ze linia pomiędzy stworzeniem czegoś dobrego i czegoś potwornego jest bardzo cienka. Dzieło człowieka, podobnie jak we ?Frankensteinie?, czuje tylko zło i tym żyje. Warto zastanowić się nad głupotą ludzką, przez którą niewinni cierpią. Jednocześnie sama maszyna nie jest świadoma swych czynów, przez co ciężko nazwać ją winną jej czynów.



    Ważna rolę odegrały roboty w jednej z najbardziej rozpoznawalnych sag filmowych świata ? ?Star Wars?. W 4 części(pierwszej wydanej) pt. ?New Hope? dwa roboty, C3PO i R2D2, wykonują misję ważną dla całego wszechświata. Znalazły się one w posiadaniu tajemnych planów stacji kosmicznej i miały za zadanie przekazać je Obi Wanowi Kenobi . Roboty te posiadały własny rozum, choć tylko C3PO posiadał głos. Był dosyć elokwentny jak na robota. R2D2 zaś był robotem- przyjacielem, wykonywał wiele różnych umiejętności przydatnych w walce oraz ratował bohaterów z wielu opresji. Umieszczenie robotów na pierwszym planie było dość ryzykowne, lecz George Lucas świetnie ich wykreował czyniąc jednymi z najlepiej rozpoznawalnych robotów na świecie.



    Mniej optymistyczną wizję świata z robotami miał reżyser filmu z 2004r. pt. ?Ja, Robot?. Według filmu w roku 2035 robot będzie integralną częścią każdej rodziny. Gdy jednak dochodzi do zamordowania jednego z naukowców, detektyw prowadzący śledztwo zaczyna podejrzewać o morderstwo robota. Z pozoru niewinna teoria przerodziła się w ogólno światowy spisek, mający na celu zawładnąć ludzkością. Osobą za to odpowiedzialną był zbuntowany komputer przeprogramowujący wszystkie roboty. Film ma na celu przekonać nas, że zabawa w Boga może się skończyć tragicznie, a roboty zniszczą ludzkość i zawładną ziemią. Motyw tworzenia życia pojawił się już wcześniej zarówno we ?Frankensteinie?, jak i w ?Łowcy Androidów?. Oto kolejna przestroga dla naukowców.



    Jednak najbardziej wzruszającym filmem o robocie był i jest ?A.I Sztuczna Inteligencja?. Przyszłość. Wielka korporacja tworzy roboty podobne do ludzi, w tym także dzieci. Rodzice, których dziecko zapadło w śpiączkę, kupują robota. Mały robot o imieniu David zachowuje się jak prawdziwe dziecko, boi się, kocha, odczuwa emocje. Problemy rozpoczynają się, gdy wcześniejszy syn ? Martin, budzi się ze śpiączki. Szczęśliwi rodzice zapoznają dwóch chłopców. Prawdziwy chłopak śmieje się z robota, stara się udowodnić swoją wyższość nad androidem. W czasie urodzin prawdziwego chłopaka, David wpada do basenu razem z Martinem, ciągnąc go na dno. Po tym incydencie matka chłopców postanowiła odwieźć Davida, jednak podczas podróży zmienia zdanie i zostawia chłopca w lesie, zamiast odwieźć go do fabryki. W tym momencie robot rozpoczyna swą wędrówkę, wyrzucony z domu. Za kompana ma elektrycznego misia, poznaje zło na tym świecie i sposób, w jaki ludzie traktują roboty. Destrukcja robotów i ogromne złomowiska nieruchomych ciał ? to wszystko widziały oczy małego dziecka-robota. David był przekonany, że jeśli odnajdzie błękitną wróżkę i poprosi ją, żeby zamieniła go w prawdziwego chłopca, to będzie mógł powrócić do domu. Ważnym elementem jest ?festiwal krwi i kości? organizowany przez ludzi. Polegał on na wyłapywaniu robotów i niszczeniu ich w jak najbardziej brutalny sposób. Obrazuje on głupotę ludzką - bo po co tworzyć coś, jeśli pała się do tego nienawiścią?.
    Opowieść ta powinna nas pouczyć, że należy szanować życie, a tylko utwierdza nas w przekonaniu, że człowiek jest z natury zły. Roboty miały w sobie więcej człowieczeństwa, niż ludzie ?A.I Sztuczna Inteligencja? jest powiązana z ?Blade Runnerem? pewnym ważnym szczegółem. Mianowicie w obu tych filmach ludzie traktują roboty jak śmieci. Różnicą jest jednak to, że w ?A.I? roboty są uległe i jedyną ich szansą na przeżycie jest ucieczka, natomiast w ?Blade Runnerze? replikanci starają się walczyć. Dla wolności zabijają swojego właściciela i uciekają. Oba filmy niosą bardzo ważne przesłanie: ludzkość odrzuca to, co jest inne. Tak było w przypadku rasizmu i tak samo będzie z robotami. Starajmy się szanować odmienność, bo inaczej odwróci się to przeciwko nam.
    Czy robot może mieć uczucia?
    W poprzednim podrozdziale czytaliśmy o filmie ?Blade Runner?. Jest on doskonałym przykładem rozterek moralnych robotów, w tym wypadku jednego z replikantów ? nexusa 6. Gdy Rick Decard zaczynał spadać z ostatniego piętra, nexus 6 złapał go i wciągnął na górę. Tam posadził go opartego o metalowe wywietrzniki. Rick widział półnagiego, zakrwawionego szaleńca trzymającego białego gołębia w dłoni przebitej ogromnym kolcem. Ów android siada obok niego i patrząc mu prosto w oczy, wymawia słowa:
    - ?Widziałem rzeczy, w które wy ludzie byście nie uwierzyli? statki bojowe w ogniu, w pobliżu Oriona? refleksy światła w mroku, koło TenHauser Gate? wszystkie te chwile znikną w czasie? jak łzy w deszczu? pora umrzeć?
    Po tych słowach umiera, wypuszczając z dłoni białego gołębia. Zastyga ze spuszczoną głową, wśród deszczu, a woda kapie mu z twarzy niczym najprawdziwsze łzy. Scenę tę nakręcono przepięknie, a nastrojowa muzyka podkreśla podniosłość obrazu. Piękne wyobrażenie równie pięknego końca. Żaden film wcześniejszy czy późniejszy od ?Blade Runnera? nie ukazał robotów w ten sposób. Najbliżej do niego ma animacja Disneya pt. ?Wall-e?. Sam przekaz owej sceny jest prosty i klarowny: nawet coś, czym gardzisz, może widzieć i zrozumieć piękno. Nie warto bezmyślnie zabijać, nawet jeśli jest to sztuczne.





    [media=]



    6. Cyborgi

    Kim jest Cyborg i czym odróżnia się od ludzi
    Cyborg to robot okryty żywą tkanką podobną do ludzkiej bądź człowiek z wmontowanym implantami. Sens stworzenia implantów można łatwo zrozumieć, mianowicie zawsze może się człowiekowi zdarzyć przypadek, wskutek którego oślepnie lub straci część ciała. Dla takiej osoby implant jest prawdziwym ratunkiem. Zastąpi utraconą nogę, przywróci wzrok, polepszy słuch, zastąpi serce ? uratuje człowieka. Jednak pomiędzy człowiekiem z implantami a cyborgiem jest zasadnicza różnica: cyborgiem zostaje nazwany ktoś, kto chcąc stać się niezniszczalny, nadużyje implantów, np. specjalnie zastąpi własne, zdrowe oko na rzecz elektrycznego pozwalającego widzieć w podczerwieni. Tacy ludzie pojawiają się jak na razie tylko w powieściach i filmach science ? fiction. Roboty okryte żywą tkanką nazywane cyborgami zostaną omówione w następnym podrozdziale. Dobrym przykładem zalet i wad posiadania implantów jest gra ?Bioshock?. W owej grze gracz miał okazje zdobywać nowe implanty dające mu nadludzkie moce, jak telekineza, miotanie ogniem itp. Szkopuł w tym, że do posiadania implantów wymagane było zdobycie specjalnego płynu nazywającego się ADAM. Pozyskiwało się go ze ślimaków żyjących na dnie morza(akcja gry toczy się w podwodnym mieście). Niestety ADAM wymagał nosiciela, ponieważ niszczył się, będąc odizolowany od ciała. Jako nosicielki stworzono małe dziewczynki noszące wielkie strzykawki, za pomocą których wyciągały substancję z ciał. W ich organizmach umieszczony był pasożyt, który przerabiał pozyskaną substancję na ADAM. Gracz miał wybór: mógł uratować dziewczynkę, pozyskując przy tym małe ilości ADAM, ale mógł także zabić dziewczynkę, wydobywając z niej pasożyta, uzyskując ogromne ilości ADAM. Z jednej strony każdy wolałby ocalić małe dziecko, ale jednocześnie mieć się czym bronić przed opętanymi mieszkańcami podwodnej utopii. Jeżeli gracz zabijał każdą dziewczynkę, gra kończyła się w połowie, natomiast gdyby zabił tylko jedną dziewczynkę, a resztę uratował, gra toczyła się dalej(było to powiązane z wydarzeniami fabularnymi). Po raz kolejny możemy przekonać się o tym, że okrucieństwo zawsze prowadzi do zguby. Jak może czuć się człowiek zagubiony w wielkim, podwodnym mieście opanowanym przez szaleńców i maszyny? Co jeśli implanty, zwane plazmidami, są jedyną obroną przed wrogami? Czy zabijanie dziewczynek w imię przetrwania jest dobre? Nie wiadomo. Mamy w grze oczywiście pewne osoby , które pomagają nam wybierać. Nasz przewodnik ? Atlas radzi nam zabijać dzieci, tłumaczy to nazywając je sztucznymi ?frankensteinami? dr Tanenbaum. Jego przeciwnikiem jest właśnie wspomniana dr Tanenbaum ? stworzycielka ?Little sisters?, czyli dziewczynek. Pragnie ona naprawić swój błąd i odzyskać wszystkie dzieci chodzące po Rapture ? podwodnym mieście. Zachęca nas do ratowania maluchów i zapewnia o nagrodzie za ratunek. Musimy wybrać ? poświęcenie życia dziewczynki czy uratowanie jej? Sam wybór pokazuje nasze prawdziwe ?ja? - czy jesteśmy potworem, czy bohaterem.



    Cyborg zabójca i cyborg opiekun w filmach Jamesa Camerona ?Terminator? oraz ?Terminator 2: Dzień sądu?
    Przyszły twórca ?Avatara? ? James Cameron stworzył cztery filmy o terminatorze. Fani twierdzą, że cykl skończył się na drugiej części i mają poniekąd rację. O ile pierwsze dwa filmy były fenomenalne, o tyle kolejne dwa wydawały się być tragiczne, dlatego naszą uwagę skupimy tylko na pierwszych dwóch częściach. Pierwszy ?Terminator? powstał w 1984r. i wywołał prawdziwą burzę. Oto mamy 2035r. i świat jest opanowany przez komputer SkyNet. Ludzkość została zaatakowana, a ostatnie oddziały ludzki walczą o życie pod dowództwem Johna Connora. Ich wrogiem są maszyny bojowe SkyNet?u oraz najgorsze z nich ? terminatory. Te roboty zostały stworzone, aby wyniszczyć do końca ludzkość. Z wierzchu posiadają żywą tkankę, a w środku metalowy szkielet. Są niezniszczalne i tylko psy potrafią odróżnić je od człowieka. Jeden z takich terminatorów został wysłany w przeszłość, aby zlikwidować Sarę Connor ? matkę przyszłego dowódcy. Zaraz za terminatorem przeteleportował się członek oddziału ludzi, aby uchronić Sarę przed Terminatorem. W rolę terminatora wcielił się Arnold Schwarzenegger. Film bazuje na prostym schemacie ucieczki Sary przed terminatorem. Finalnie terminator zabija komandosa z przyszłości, ale daje się złapać w pułapkę i ginie zmiażdżony przez gigantyczną prasę. Film pokazuje niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą tworzenie nowych technologii.



    Druga część Terminatora zatytułowana ?Dzień Sądu? jest nieco bardziej optymistyczna. Oto do przeszłości SkyNet wysyła kolejnego cyborga, ale nowszego typu. Ocaleni wysyłają w przeszłość przeprogramowanego terminatora starszej generacji (w tej roli nadal Arnold Shwarzenegger) jako opiekuna Johna Connora. Ważnym elementem filmu jest kłótnia pomiędzy Sarą Connor a jej synem. Sara koniecznie chce zniszczyć opiekuna, podczas gdy jej syn twierdzi, że bez niego nie dadzą rady. Ostatecznie przeważa słowo syna i terminator na stałe pomaga rodzinie Connorów. Podczas ucieczki przed nowym modelem John Connor uczy terminatora co to jest śmiech, rozmowa, stara się wyjaśnić mu działanie emocji. Terminator natomiast dziwi się, dlaczego ludzie płaczą. W ostatecznej rozgrywce pomiędzy terminatorami udaje się zgładzić nowszy model, lecz aby na świecie nie pozostała żadna nowa technologia, terminator opiekun dobrowolnie schodzi do kadzi roztopionego metalu. Jest to bardzo ofiarny gest i pokazuje, że człowiek może czegoś nauczyć maszynę, a ona będzie mu za to wdzięczna. Poznając nowe zachowania i uczucia, terminator zaczyna przypominać człowieka. Maszyna do zabijania zaczyna się uśmiechać i rozmawiać. Jeżeli roboty potrafiłyby przyjmować od ludzi złe cechy, takie jak nienawiść, złość i chęć zemsty, to dlaczego nie mogłyby przyswoić sobie dobrych cech? Wyobraźmy to sobie ? dwa oddzielne istnienia: robot i człowiek, żyjące obok siebie w zgodzie. Nierealne? Być może, ale zawsze jest nadzieja na taką przyszłość. Człowiek nie potrafi nawet żyć sam ze sobą, a dowodem na to są wojny. Jak mielibyśmy żyć obok maszyny, jeżeli nie potrafimy pogodzić się między sobą?
    Między tymi dwoma filmami możemy odczuć pewien kontrast. Mianowicie w pierwszym filmie terminator był bezwzględnym zabójcą, mordującym każdego, kto stanął mu na drodze do celu. Druga część przedstawiała opiekuna nie wyrządzającego krzywdy ani jednemu człowiekowi. Dlaczego w przeciągu siedmiu lat tak bardzo zmienił się wizerunek terminatora? Cóż, możemy przypuszczać, że pierwsza część narobiła sporo kontrowersji i reżyser przestraszył się działań prawnych. Inną opcją jest założenie, że pierwsza część miała bardzo pesymistyczne przedstawienie przyszłości. Może ekipa postanowiła ukazać przyszłość w nieco jaskrawszych kolorach? Tego się prawdopodobnie nie dowiemy.


    7. Zakończenie

    Jaka przyszłość czeka lalki?
    Na chwilę obecną lalka oznacza albo lalkę ?Barbie?, albo plastikowego niemowlaka poruszającego się mechanicznie. Coraz rzadziej w krajach wysoko rozwiniętych możemy spotkać dziecko chodzące wszędzie z małą szmacianą lalką. Niegdyś wszechobecne, dzisiaj raczej rzadko spotykane. Rolę lalek pełnią teraz gry komputerowe. Dla dziewczynek ?The Sims? ? czyli symulacja życia, a dla chłopaków gdy akcji jak np. seria ?Call of Duty? (działania wojenne w różnych czasach). Taka jest prawda i trzeba się z nią pogodzić. Inne standardy wyznaczają obecnie reklamy. Aby być respektowany w swoim otoczeniu, trzeba mieć modne ubrania, styl, słuchać muzyki, którą słuchają nasi rówieśnicy . Najgorzej to wygląda w USA, gdzie małe dziewczynki są poddawane operacjom plastycznym jak np. wycinanie dolnych żeber, aby w przyszłości dziewczyna miała ?talię osy?. Oczywiście nie jest to decyzja dziewczynki, tylko jej rodziców, którzy traktują swoje dziecko jak lalkę. W pogoni za pieniędzmi zapominamy o prawdziwych wartościach, a jedną z tych wartości jest właśnie lalka ? symbol dzieciństwa.
    Humorystyczne spojrzenie w przyszłość dzięki twórczości Stanisława Lema
    Na szczęście nie musimy się doczekać apokalipsy takiej jaka jest pokazywana w ? Terminatorze?. Świat wcale nie musi zostać zniszczony i zdeptany przez metalowe podeszwy bojowych cyborgów. Być może roboty postanowią opuścić Ziemię i zamieszkać na innej planecie. Tak jak opisywał to Stanisław Lem: we wszechświecie jest cała masa planet i na pewno pomieścimy się razem z robotami w jednej galaktyce. W twórczości Lema można zauważyć , że cechy robotów są podobne do ludzkich, lecz także odpowiednio wyolbrzymione. Tworzy to niesamowicie komiczne połączenie cech ludzkich z postacią robota. Jak będzie naprawdę? Myślę, że niedługo się dowiemy?.
    **********
    No i tak to wygląda - za tą pracę otrzymałem 48 pkt (na 50 chyba) ale rozłożyłem się na rejonach
    Dla każdego, kto zaliczył cały tekst -
  25. bielik42
    Ostatnio dość często gracze powtarzają jak mantrę: "Valve nie potrafi do 3 policzyć!". Spróbujmy jednak zrozumieć, dlaczego dotąd nie dane nam było zobaczyć dalszych przygód Gordona Freemana.





    Jeden z rzekomych screenów z HL3

    Aby to zrozumieć powinniśmy cofnąć się do zamierzchłych czasów pierwszego HL. Co dało mu taką popularność?
    Niespotykany klimat, szczegółowa grafika, tony dobrej zabawy i wysoka grywalność - typowy dobry FPS, jednak ten zapisał się w historii gier głównie dzięki....klimatowi!
    HL był jedną z pierwszych gier, w których nie było się super-mega-hiper-dabulblasta-marine wyrzynającym całą obcą rasę. Nie, tu byliśmy przerażonym profesorem fizyki, błąkającym się po laboratorium zniszczonym przez "wypadek" w pracy. I dzięki temu Gordon dotrwał do dziś. Panowie ze studia VALVE wiedzieli co zrobić, by ich produkcja została zauważona. (Pełne wspominki o tej produkcji znajdują się na tym blogu, szukajcie, a znajdziecie )





    Half Life

    Lecimy dalej - Valve wydało dwa dodatki(które również opisałem) - "Opposing Force" i "Blue Shift", oba nie były niczym wyjątkowym. Trochę rozbudowywały rozgrywkę, ale widać było, że Valve chce po prostu zarobić na produkcję kontynuacji HL. I tak czekaliśmy do 2005 roku, gdy na świat przyszedł Half Life 2. Ta produkcja miała szokować, i szokowała. Świetna grafika, niespotykana wcześniej fizyka, spójna fabuła i "ciężkawy" klimat, złożyły się na doskonałą produkcję, która szybko została okrzyknięta "Jednym z najlepszych FPS'ów w historii". Co ciekawe gra właściwie nie posiadała żadnych konkretnych czynników mogących zmienić FPS'y. Sama grafika (choć przepiękna i wykorzystywana do dziś) ustępowała wydanemu wcześniej Far Cry'owi. Tylko fizyka się wyróżniała, i to za sprawą Gravity Guna. Broń ta stała się kolejnym (zaraz po charakterystycznym łomie) symbolem serii. Bo gdzie indziej mogłeś zabić przeciwnika ciskając w niego kaloryferem lub piłą tarczową. Nie zrozumcie mnie źle, ta gra była i jest świetna. Jest w niej wszystko co powinno być w porządnym FPS'ie: porządna broń, pojazdy, zróżnicowane levele, walka z helikopterem itd.
    Zabrakło jakiejś OGROMNEJ innowacji.
    Po premierze HL2 czekaliśmy kilka lat na Half-Life 2: Aftermath, później przemianowanym na "Episode One", to wtedy Valve zdecydowało wydawać Half-Life w epizodach. "Episode One" nie był złym dodatkiem, choć czas trwania i cena sprawiły, że w dniu premiery (po przeliczeniu) jedna godzina gry kosztowała ok. 10zł, co nie zachwyciło graczy. Potem zaczęły się pojawiać plotki o "Episode Two" oraz "Team Fortress 2" i niewiadomym "Portalu". Tak to trwało do jesieni 2007, gdy pojawił się "The Orange Box" - czyli zestaw gier od Valve, w którym znaleźć mogliśmy "HL:EP2, TF2 oraz Portal". Wszystkie te gry okazały się świetne, i do dziś cieszą się ogromną popularnością. W "EP2" otrzymaliśmy zupełnie inne otoczenie, kilku nowych przeciwników i epicką bitwę na sam koniec. Fani już ostrzyli zęby na "Episode Three", który jednak nie pojawił się do dziś....
    Dlaczego?



    Czekamy już czwarty rok, zadając sobie to samo pytanie. Wciąż i wciąż chcemy poznać koniec historii milczącego naukowca. Jednak nikt nie powinien się niczemu dziwić, gdyż wyjaśnienie jest bardzo proste - to konsole .
    Tak, drodzy czytelnicy - KONSOLE - to dzięki nim produkowanie gier wyłącznie na PC stało się nieopłacalne (no, może poza MMORPG). Obecna generacja konsol ledwo ciągnie nowe gry, które nie wyglądają tak pięknie jak mogłyby (przykład Battlefielda 3 jest aż nazbyt oczywisty). Sprawa jest prosta - dopóki nie pojawi się nowy Xbox i Playstation nie mamy co liczyć na nowe gry od Valve (poza małymi wyjątkami, ale to nic wielkiego). Postawmy się w ich sytuacji - albo robią nową grę na stareńkim Source, albo czekają na nową generację, aby wyskoczyć z rozmachem i szokiem. to właśnie ten szok ma przyciągnąć graczy, gdyż w FPS'ach zbyt wiele nowego się nie wymyśli, więc gdyby HL3 miał pojawić się jeszcze jutro, ale działałby na Source, okazałby się....wtórny.
    To niestety smutna prawda - teraz bez porządnej grafiki żadna gra nie ma prawa na sukces (tu też są wyjątki, ale to gry Indie ). Tak więc nie zalewajmy Valve potokiem próśb, gróźb czy inny dupereli - oni wiedzą co robią, a my nic nie możemy zrobić. Możemy się tylko modlić o prawdziwość ostatnich plotek o nowej generacji konsol.
    Nastały mroczne czasy dla PC'towców - żeby konsole dyktowały twórcom warunki?





    wyrazy szacunku dla Runshina

×
×
  • Utwórz nowe...