Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie IX

Polecane posty

Ech, nie mogę czytać o tych Waszych poszukiwaniach. Każdy Czuciowiec w takich warunkach cierpi.

Na myśl nasuwają mi się zwierzęta. Wybaczcie, ale takie jest moje zdanie. Szanuję wszystkich forumowiczów, ale po prostu nie mogę Was zrozumieć.

W pamięć zapadła mi historia czytelnika CDA zamieszczona w Action Magu kilka lat temu. Pisał on o przypadkowym spotkaniu z pewną dziewczyną. Nie była zbyt ładna, tylko po prostu przeciętna. Jednak autor zakochał się w niej. Po prostu coś go do niej ciągnęło, coś, czego nie umiał opisać. Była jego ideałem, mimo że... wcześniej by się za nią nie obejrzał na ulicy.

Niestety później rozstał się z nią z własnej winy, ale akurat nie o to mi chodzi.

Główną moją myślą jest to, że obecnie dziewczyny nie szukają miłości, tylko... chłopaka. Wysokiego, zabawnego, przystojnego, inteligentnego, wysportowanego, skromnego, tolerancyjnego, lubiącego imprezy... To są cechy, które według moich obserwacji są najbardziej pożądane. (Czyt. 90% moich koleżanek takie cechy sobie wybrało. :)) Kilka takich par już widziałem i jestem... Nie wiem, co myśleć po prostu. To jest po prostu komiczne: żart, hehe, przytul. Żart, hehe, przytul. Kochasz mnie? Kocham, żart, hehe. Nawet inteligentni tak robią, zupełnie jakby durnieli kompletnie przy przyklejonej do siebie dziewczynie. Wzbudza się jakiś instynkt macho, chęć zaimponowania męskością czy coś.

Nie wiem, po co Wam te całe polowania. Poza tym IMO ważna jest cierpliwość - lepiej poczekać na kogoś fajnego niż chodzić co miesiąc z innym, którego dobrze się nie zna i jest 'na próbę, bo może być fajny, trzeba go sobie zaklepać' (autentyczny tekst), a potem narzekać 'wszyscy faceci są tacy sami' i obrażać się na cały świat. Cierpliwości, bo te trwalsze związki w większości związki osób po dwudziestce. Ideały nie istnieją. Sam nie mam żadnej wymarzonej dziewczyny. Wydaje mi się, że okażę się takim szczęśliwcem jak autor ww. tekstu i kiedyś spotkam Ją i poczuję, że to Ona. :) Mam też nadzieję, że nie zmarnuję takiej szansy...

Pewnie powyższy tekst Was zniesmaczy, ale moje oczy tak to widzą. Nie obrażajcie się, bo nie o Was tutaj piszę (nawet was nie znam :D), tylko o moim otoczeniu. To piszę ja, piętnastoletni szczyl, mający zerowe pojęcie o temacie. ;D

Dyskoteki? Fuj. Odpicowane żelusie, ruszofe panienki, alkohol i ja stojący pod ścianą, robiąc facepalm. To nie dla mnie.

Inne imprezy raczej też mi nie pasują. Jestem samotnikiem i nic na to nie poradzę - na takich imprezkach czuję się... zagubiony, nie wiem co się dzieje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie pisałem tego wcześniej więc wyjaśniam.

Nie poluję na dziewczyny. Ja taki nie jestem. Spotkam tą jedyną - to dobrze. Moja wrodzona nieśmiałość nie pozwala mi na poderwanie przypadkowo spotkanej dziewczyny. Niektórzy to umieją. Ja nie. Nie odczuwam też takiej potrzeby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na dyskoteki nie chodzę, wolałabym już na koncert ;) Poza zjazdami moje ulubione imprezy to takie z kilkoma bliskimi znajomymi. Puszczamy muzykę, którą lubimy, tak głośno, by nie przeszkadzała grać. Rozmawiamy, gramy w Sesje RPG/w planszówki/na konsolach/na komputerach/oglądamy filmy. Może też np. na sylwestra zorganizujemy coś w stylu 'sushi party' :)
Exactly!

Nawet nie macie pojęcia, ile boskich koncertów ominę w tym i w przyszłym roku, bo... STUDIA. Ta, właśnie. Wszystko jasne. :x Terminy absolutnie mi nie pasują, a przecież egzaminy nie zostaną przesunięte z powodu przyjazdu genialnego zespołu do Polski... A tym bardziej same występy. Ech, no cóż. Ważne, że jeszcze będę miała sporo okazji, by pojawić się na jakimś evencie. Nie tracę więc na nadziei. ;]

Na dyskoteki również nie chodzę, wystarczyły mi osiemnastki w liceum. Atmosfera zupełnie mi nie odpowiada, nie lubię dziko podskakiwać w rytm muzyki, której nawet nie słucham; poza tym na takich dyskotekach różne rzeczy się zdarzają. No i samo wejście do takiego klubu grozi omdleniami (duszne powietrze, często przesycone dymem papierosowym, brrr). Oczywiście są zakazy, ale nie zawsze się je przestrzega.

I tak jak niziołka napisała - wolę spędzać czas z przyjaciółmi. To na graniu, to na godzinnych rozmowach o wszystkim i o niczym, oglądaniu filmów, wyjściu do kina czy włóczeniu się po parku.

Edit:

A co do spraw sercowych... W pełni zgadzam się z moim klonem.

I wcale mnie nie zniesmacza Twój tekst, Pani Bólu. Taka jest prawda, ot. Cieszy mnie, że tak to widzisz. ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dyskoteki

Nie chodzę i nie zamierzam chodzić. Wiek mi na to nie pozwala, ale przede wszystkim nienawidzę tych "macho z żelem na głowie przez 24/7" również nie cierpię tych wszystkich blachar co zakładają miniówkę i szukają "sponsora". Jak dla mnie taka dyskoteka wygląda jak wybieg małp w zoo, ale co kto woli...

@Sprawy sercowe

Jestem singlem i przez najbliższy czas zamierzam nim być. Dlaczego? Ponieważ nie ma sensu znajdywać teraz dziewczyny, bo wątpię żebym z jakąś był już do końca życia, więc po co mam się o nią starać, prawić komplementy i martwić się co jej mam kupić skoro i tak ze sobą zerwiemy. Taka miłość od dziecka zdarza się raz na milion, a z moim szczęściem się nie uda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lewis - Nie wiem czy z mojej poprzedniej wypowiedzi to widać, ale mam praktycznie identyczne podejście jak Ty. I nie czuję się zniesmaczony, chętnie bym się pod tym podpisał i chciałbym aby więcej i "piętnastoletnich szczyli" i dużo więcej letnich miało takie podejście jak Ty, świat wtedy byłby lepszy ;)

Choć sama sytuacja "żart, hehe, żart, przytulenie" itd. może wydawać się poniekąd żałosna, pozostaje jeszcze pytanie jak oni się zachowują w obliczu problemów itp., ponieważ poważny związek i w/w sytuacja siebie nawzajem nie wykluczają :)

@thefiend2 - Nie ma to jak wieczny optymizm :D

W mojej opinii masz trochę złe podejście, zakładając że i tak z dziewczyną zerwiesz, trochę więcej optymizmu :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, po co Wam te całe polowania. Poza tym IMO ważna jest cierpliwość - lepiej poczekać na kogoś fajnego niż chodzić co miesiąc z innym, którego dobrze się nie zna i jest 'na próbę, bo może być fajny, trzeba go sobie zaklepać' (autentyczny tekst), a potem narzekać 'wszyscy faceci są tacy sami' i obrażać się na cały świat. Cierpliwości, bo te trwalsze związki w większości związki osób po dwudziestce. Ideały nie istnieją. Sam nie mam żadnej wymarzonej dziewczyny. Wydaje mi się, że okażę się takim szczęśliwcem jak autor ww. tekstu i kiedyś spotkam Ją i poczuję, że to Ona
No nie wiem, ja przede wszystkim poszukiwałam wierności, szczerości, wyrozumiałości :) W jakim 'opakowaniu' to już nie ma znaczenia. Dopiero trzeba się zakochać (i to dojrzale, a nie zauroczyć), żeby wiedzieć, iż tak naprawdę jak kogoś pokochamy, to wygląd i 'ideał' nie będzie miał znaczenia (albo będzie miał, ale niewielkie). Mój chłopak jest zupełnie niepodobny do mojego wymarzonego 'ideału' wyglądu sprzed kilku lat, a i tak w jego wyglądzie nie zmieniłabym absolutnie nic. I mam nadzieję, że on o mnie myśli tak samo :D

Natomiast nie wiem, czy polowanie to dobre słowo. Polować to można na zwierzynę, coś słabszego, co ma być podbite. Tak to można polować na dyskotece. Mimo wszystko jestem starą romantyczką i ja mogę co najwyżej popierać szukania zaginionej, drugiej połówki :)

Ale w sumie ze śmiercią w samotności też się pogodziłem tongue_prosty.gif
A brudnymi plecami przez całe życie? :icon_mrgreen:

I wcale mnie nie zniesmacza Twój tekst, Pani Bólu
No i już nie wiem, czy mówisz do Lewisa za avatarek, czy do mnie za zdolności :icon_twisted:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[cały post]

No wiesz, ja tu nie widzę czegoś szczególnie niezwykłego. Przecież jak się ma piętnaście lat to w ogóle nawet (IMHO) nie można mówić o poważnym związku, niezależnie od tego czy trwa dwa tygodnie, czy pięć miesięcy. Z tego, co pamiętam, to w moim otoczeniu też nikt nie szukał miłości, bo to jest strasznie duże słowo. Wydaje mi się, że eksperymentowanie to coś zupełnie normalnego, jak się jest nastolatkiem i dlatego spotykanie się z kimś 'na próbę' to prawidłowy objaw. Co do instynktu macho, znów zwaliłbym to na dojrzewanie - testosteron robi swoje, każdy stroszy piórka, jak tylko się da ;) Z jednej strony słusznie piszesz, że trwalsze są związki osób po dwudziestce, a z drugiej dziwi Cię tak lekkie podejście rówieśników. Moim zdaniem zdecydowanie fajniej jest we dwójkę, nawet jak się nie planuje być razem nawet do następnej pory roku. Wydaje mi się, że dopóki w grę nie wchodzą jakieś świńskie zagrywki i złe emocje, to wszystko jest mniej więcej w porządku :)

@Sprawy sercowe

Jestem singlem i przez najbliższy czas zamierzam nim być. Dlaczego? Ponieważ nie ma sensu znajdywać teraz dziewczyny, bo wątpię żebym z jakąś był już do końca życia, więc po co mam się o nią starać, prawić komplementy i martwić się co jej mam kupić skoro i tak ze sobą zerwiemy. Taka miłość od dziecka zdarza się raz na milion, a z moim szczęściem się nie uda.

Najprostsza odpowiedź na Twoje pytanie jest taka, że po to, aby (pardon za nieeleganckie wyrażenie) ćwiczyć warsztat ;) No bo przecież, zgodnie z tą logiką, jeśli marzy Ci się od razu miłość do grobowej deski, to chyba chciałbyś, żeby Twoja partnerka była szczęśliwa? Otóż, w mojej opinii, bycia w związku też się trzeba nauczyć - chodzi mi tu zarówno o sprawy związane z cielesnością/intymnością, jak i kwestie dotyczące liczenia się ze zdaniem drugiej osoby, zawierania kompromisów czy formułowania swoich potrzeb. Osoba, która w wieku tych dwudziestukilku lat nie posiada tych umiejętności jest w pewien sposób nieprzystosowana do życia. Przecież wszystkiego uczymy się na swoich błędach - dlaczego relacje damsko-męskie miałyby być w tym wypadku wyjątkiem? Szczeniackie związki też czegoś uczą.

Na koniec @dyskoteki:

Ja nie wiem, gdzie wy się prowadzacie, po remizach? Przecież różne miejsca mają różne profile - ja do klubów raczej chadzam, niż chodzę, bez specjalnej regularności, ale bardzo dawno nie spotkałem w takim miejscu "żelka" albo "słit lalki" - dotyczy to również klubów bez selekcji. Wystarczy wiedzieć, gdzie się chodzi ;)

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dyskoteki - nie byłem jeszcze na żadnym disco, już w podstawówce omijałem zabawy szkolne, nie lubię takich klimatów, co innego rockoteka, piękna rzecz. Pogo, pogo, pogo, nie ma piękniejszego tańca na świecie, czysta energia. Hm, chociaż najlepsze są koncerty, czasami trzeba się pomęczyć, jadąc kilkadziesiąt godzin przez cały kontynent, ale warto - atmosfera i energia koncertu napędzają mnie na kilka następnych tygodni.

Trzymając się tematu niewiast/facetów - na takich koncertach, festiwalach (Woodstock), można poznać interesujących ludzi, zauważyłem, że atmosfera koncertowa udziela się ludziom nieśmiałym, dzięki czemu łatwiej nawiązują kontakty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dyskoteki? Od dzieciństwa już mam je w (_!_). Na koloniach było się trochę, trochę się pokręciło, ale nigdy się tam dobrze nie bawiłem. W ogóle. Za to koncerty... To jest to! Wokalista, którego słowa da się rozumieć tylko w czasie, gdy gra utwór. Perkusista grający trampkiem rzuconym przez fana... Klimat wspólnoty, zabawy, hulanki, czyli ludzie tańczący na parapetach, wszechobecny headbang i POGO! Jeszcze trochę i pójdę w ten bój w nowiuśkich glanach! MHROK. PORZOGA. ZUO! Szkoda, tylko, że po zamknięciu lokalnego pubu, muszę przeboleć wszelkie trudności organizacyjne związane z wyjazdem do tego oddalonego o parędziesiąt kilometrów. Nocleg, dojazd, odjazd, więcej sałaty. Jednak spotkanie ze zacnymi osobistościami totalnie to rekompensuje, z ogromną nadwyżką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzymając się tematu niewiast/facetów - na takich koncertach, festiwalach (Woodstock), można poznać interesujących ludzi, zauważyłem, że atmosfera koncertowa udziela się ludziom nieśmiałym, dzięki czemu łatwiej nawiązują kontakty.

Ja osobiście nie znoszę tej fałszywej Woodstockowej atmosfery, tego udawanego wzajemnego zaufania i miłości, gdzie wszyscy przez trzy dni się kochają złączeni muzyką której fanami są na czas trwania festiwalu, a po skończonej imprezie wracają do swojej szarej rzeczywistości i bycia wrednymi frajerami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Zwiazki

Z tym szukaniem swojej drugiej polowki jest tak, ze czlowiek czesto moze jej szukac i szukac i nie udaje mu sie jej znalezc, a pewnego dnia kiedy sie tego najmniej spodziewa to ona znajduje jego. Tak wiec jesli ktos aktualnie szuka i odnosi wrazenie, ze kiepsko mu idzie, to niech sie nie zalamuje. Znajdziecie ja kiedy wcale nie bedziecie o tym myslec... :)

@Dyskoteki

Kiedys owszem, lubilem ze znajomymi na nie chodzic i swietnie sie bawilem (taki urok mieszkania w Sopocie), ale teraz wiekszosc tych znajomych ma juz meza/zone, a coraz czesciej takze dzieci. Od czasu do czasu jeszcze uda mi sie wybrac, ale musi byc ku temu okazja i odpowiedni nastroj, a to sie zdarza raz, moze dwa razy w roku. Duzo bardziej wole spotykac sie ze znajomymi przy roznego rodzaju soczkach i przekaskach w warunkach domowych, gdzie w dyskusji nie bedzie przeszkadzac ogluszajaca muzyka (i malolaty ;)).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, słyszałem i o przypadkach przypalenia wody, ale to już chyba ekstrema totalne.
Ciotka mojej żony kupiła sobie za grube tysiące firmowe garnki z wieczystą gwarancją, z jakiś kosmicznych stopów, co to się nie przypalają, nie topią itp. już po dwóch tygodniach jeden był do wyrzucenia.

Jestem za względnie tradycyjnym modelem, podobnie jak moja partnerka. Nie wyobrażam sobie np., że żona zarabia 3x więcej, a ja siedzę w domu i bawię dzieci.
Ja tam sobie wyobrażam. Jakby żona zarabiała 3x tyle co ja, to spokojnie siedziałbym w domu. Wprawdzie dzieci bawić nie cierpię, ale nimi zajmowałaby się opiekunka, a ja bym się relaksował. Poza tym dzieci mam już na tyle dorosłe, że nie trzeba się nimi opiekować. Dodatkowy problem w tym, że żona, jako feministka czyli kobieta, która wie czego chce, suszy mi głowę, że to ja nie zarabiam 3x więcej niż ja, żeby to ona mogła ?zajmować się domem?.

Heh, rzeczywiście preferuję "tradycyjny" model rodziny. Wolę taki niż żeby żona naprawiała samochód w trakcie kiedy ja będę gotował obiad.
A jesteś w stanie podać jakieś racjonalne powody, czy posługujesz się stereotypami? Macho to jest facet, który siedzi w garażu/łazience i udaje, że coś robi, a głupia baba pichci dla niego? Ja tam od lat robię zakupy, gotuję i nie mam z tym problemów. Ba, wszelkie naprawy i remonty w domu robi moja żona. Niedawno nawet łazienkę pomalowała. I wcale nie czuję się przez to mniej męski. Małżeństwo to wspólny zapieprz, więc nie widzę powodów, żeby utrudniać sobie jeszcze życie tym, ze jakąś z prac domowych ma wykonać druga strona ze względu na stereotypy, a nie z upodobania i talentu. Mnie tam korona z głowy nie spada jak podaję żonie narzędzia gdy ona coś naprawia i drze się na mnie ?nie ten klucz, matole?. Tak samo, gdy gotuję, ona robi za podkuchenną i też jej to nie mierzi. A dodatkowo mam jeszcze plusa u innych osobników płci przeciwnej. Wg stereotypów kran to byle zapijaczony menel potrafi naprawić. Natomiast jak słyszą, że chodzę na zakupy i gotuję, to rozpływają się w zachwytach. Normalnie jestem mąż-cudo i zazdroszczą mojej żonie. Oczywiście o tym, że żona w tym czasie przetyka zlew, przez skromność, nie wspominam.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wolę spędzać czas z przyjaciółmi. To na graniu, to na godzinnych rozmowach o wszystkim i o niczym, oglądaniu filmów, wyjściu do kina czy włóczeniu się po parku.

Ej ;D

Zapomniałaś dodać o czasie przeznaczonym na Lorda Moszika. ;]

Na dyskotekach nie bywam, i jest mi z tym dobrze. Nie ciągnie mnie do tłumów gibających po parkietach, ani do żadnych imprez specjalnie. Wolę mantry Lorda Moszika w ciemnościach swego bunkra. :smile:

Co do związków, to jestem świadom że większość ludzi dziwnym trafem łączy się w pary, bo takim to kształtem Natura sprawiła i koniec, ale sam nie mam specjalnej potrzeby i przymusu by czynić podobnie. Na razie, bo co będzie później to się zobaczy i pomyśli. ;]

Strzelę z innej beczki:

Spotkaliście kiedyś kogoś sławnego? Bo ja dwa miesiące temu, w Zielonej Górze natknąłem się na Martynę Wojciechowską. Było z nią pełno ludzi, więc trochę nietaktownie byłoby podejść i poprosić znienacka o autograf. ;\

Ale mniejsza o moje rozterki, postawione zostało w tym wątku pytanie, i należy na nie odpowiadać pisząc tutaj cokolwiek.

;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jesteś w stanie podać jakieś racjonalne powody, czy posługujesz się stereotypami? Macho to jest facet, który siedzi w garażu/łazience i udaje, że coś robi, a głupia baba pichci dla niego? Ja tam od lat robię zakupy, gotuję i nie mam z tym problemów. Ba, wszelkie naprawy i remonty w domu robi moja żona. Niedawno nawet łazienkę pomalowała. I wcale nie czuję się przez to mniej męski. Małżeństwo to wspólny zapieprz, więc nie widzę powodów, żeby utrudniać sobie jeszcze życie tym, ze jakąś z prac domowych ma wykonać druga strona ze względu na stereotypy, a nie z upodobania i talentu. Mnie tam korona z głowy nie spada jak podaję żonie narzędzia gdy ona coś naprawia i drze się na mnie ?nie ten klucz, matole?. Tak samo, gdy gotuję, ona robi za podkuchenną i też jej to nie mierzi. A dodatkowo mam jeszcze plusa u innych osobników płci przeciwnej. Wg stereotypów kran to byle zapijaczony menel potrafi naprawić. Natomiast jak słyszą, że chodzę na zakupy i gotuję, to rozpływają się w zachwytach. Normalnie jestem mąż-cudo i zazdroszczą mojej żonie. Oczywiście o tym, że żona w tym czasie przetyka zlew, przez skromność, nie wspominam.

1. Życie nie kończy się na "racjonalnych powodach" ale jak już miałbym podać powód to: męskie kobiety mnie nie pociągają.

2. Na pewno nie chciałbym kobiety, która drze się na mnie "nie ten klucz matole".

3. Ja bym się źle czuł gdybym czasem coś nie pomajasterkował - typu naprawa czegoś tam itp (co nie znaczy oczywiście, że kobieta nie może żeby nie było).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natomiast nie wiem, czy polowanie to dobre słowo. Polować to można na zwierzynę, coś słabszego, co ma być podbite. Tak to można polować na dyskotece.
Właśnie dlatego użyłem tego słowa. :)

No wiesz, ja tu nie widzę czegoś szczególnie niezwykłego. Przecież jak się ma piętnaście lat to w ogóle nawet (IMHO) nie można mówić o poważnym związku, niezależnie od tego czy trwa dwa tygodnie, czy pięć miesięcy. Z tego, co pamiętam, to w moim otoczeniu też nikt nie szukał miłości, bo to jest strasznie duże słowo. Wydaje mi się, że eksperymentowanie to coś zupełnie normalnego, jak się jest nastolatkiem i dlatego spotykanie się z kimś 'na próbę' to prawidłowy objaw. (...) Wydaje mi się, że dopóki w grę nie wchodzą jakieś świńskie zagrywki i złe emocje, to wszystko jest mniej więcej w porządku :)
Szkoda tylko, że będąc w takim związku ludzie chwalą się, że 'ja jestem z nią, ale lachon, kocha mnie i ja ją', a rozstają się po tygodniu. Chłopak zwykle nie żyje, a dziewczyna ryczy wniebogłosy. Potem dochodzi nienawiść ('jak on/ona mógł/mogła mi to zrobić!'), a gdy tworzą się nowe związki dochodzi zazdrość i świńskie zagrywki. Gdyby to było normalne 'testowanie' (dobra, nie pasujemy do siebie, fajnie było, ale czas z tym skończyć), nie byłoby tak źle...

Strzelę z innej beczki:

Spotkaliście kiedyś kogoś sławnego?

Byłem na meczu Polska - Francja w siatkówkę i całkiem sporo sławnych człowieków tam było. :P Będąc w Warszawie widziałem też Olbrychskiego 'w cywilu' i... straszny z niego dziad. Prawie jak członek drużyny spod sklepu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Życie nie kończy się na "racjonalnych powodach" ale jak już miałbym podać powód to: męskie kobiety mnie nie pociągają.

2. Na pewno nie chciałbym kobiety, która drze się na mnie "nie ten klucz matole".

3. Ja bym się źle czuł gdybym czasem coś nie pomajasterkował - typu naprawa czegoś tam itp (co nie znaczy oczywiście, że kobieta nie może żeby nie było).

1) Ale jak? męskiej z zachowania, czy z wyglądu? Bo to nie musi iść ze sobą w parze. Sama znam jedną, dla której składanie mebli/naprawa urządzeń jest oczywistą oczywistością, a samochód to jest jej żywioł. A wygląda do tego bardzo kobieco.

2) Nawet, jeśli rzeczywiście miałaby rację? Poza tym - po wspólnych latach, kiedy już się zdąży na siebie poirytować, w niektórych sytuacjach 'truskaweczko', 'kotku' i inne nie spełniałoby swoje roli :D

3) Nie twierdzę, że nie rozumiesz, ale jak dla mnie wydajesz się nie rozumieć, co Pzkw ma na myśli. Tu nie chodzi o to, żeby na siłę łamać stereotypy i zabronić komuś czegoś robić. Chodzi o to, aby podział prac polegał na umowie i zdrowym rozsądku. Niech gotuje osoba ta, która lubi/umie to robić, ale druga niech za to też zajmie się czymś, co lubi/umie robić.

Z tym szukaniem swojej drugiej polowki jest tak, ze czlowiek czesto moze jej szukac i szukac i nie udaje mu sie jej znalezc, a pewnego dnia kiedy sie tego najmniej spodziewa to ona znajduje jego. Tak wiec jesli ktos aktualnie szuka i odnosi wrazenie, ze kiepsko mu idzie, to niech sie nie zalamuje. Znajdziecie ja kiedy wcale nie bedziecie o tym myslec...
Pierwszy podział obowiązków :D Raz ty szukasz, raz dajesz się znaleźć :D

No wiesz, ja tu nie widzę czegoś szczególnie niezwykłego. Przecież jak się ma piętnaście lat to w ogóle nawet (IMHO) nie można mówić o poważnym związku, niezależnie od tego czy trwa dwa tygodnie, czy pięć miesięcy. Z tego, co pamiętam, to w moim otoczeniu też nikt nie szukał miłości, bo to jest strasznie duże słowo. Wydaje mi się, że eksperymentowanie to coś zupełnie normalnego, jak się jest nastolatkiem i dlatego spotykanie się z kimś 'na próbę' to prawidłowy objaw.
No nie wiem, nawet w wieku 15 lat można mówić o poważnym związku, jeśli tak do niego potrafią podejść sami zainteresowani (tzn. już teraz planują przyszłość i tak dalej). Oczywiście, że 'poważny związek' nie oznacza 'z pewnością wieczny', jednak nie oznacza to, że trzeba go rozpoczynać z założeniem 'jest niepoważny, ale w przyszłości kto wie'. Mnóstwo dziewczyn szuka poważnych związków. Tylko wiele z nich bardzo szybko zmienia obiekt, z którym chciałaby ten poważny związek tworzyć. A po pierwszym miesiącu to już można mieć praktycznie pewność, że przynajmniej raz czy dwa wyobraziła sobie ślub ;]

EDIT:

Byłem na meczu Polska - Francja w siatkówkę i całkiem sporo sławnych człowieków tam było. tongue_prosty.gif Będąc w Warszawie widziałem też Olbrychskiego 'w cywilu' i... straszny z niego dziad. Prawie jak członek drużyny spod sklepu.
Hm, ja jakieś 2 miesiące temu na stacji spotkałam bardzo sławną panią prof. socjologii, wypowiadającą się często w telewizji w sprawach politycznych. Byłam pewna, że to ona, bo akurat na uniwersytecie wisiało ogłoszenie. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, czy nie poprosić o autograf dla rodziny (jej wypowiedzi są lubiane u nas - sama słyszałam tylko jedną czy dwie, bo TV nie oglądam), jednak kiedy zobaczyłam, jaka jest zmęczona, to nie miałam serca jej pytać o cokolwiek :wink:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jakim 'opakowaniu' to już nie ma znaczenia. Dopiero trzeba się zakochać (i to dojrzale, a nie zauroczyć), żeby wiedzieć, iż tak naprawdę jak kogoś pokochamy, to wygląd i 'ideał' nie będzie miał znaczenia (albo będzie miał, ale niewielkie). Mój chłopak jest zupełnie niepodobny do mojego wymarzonego 'ideału' wyglądu sprzed kilku lat, a i tak w jego wyglądzie nie zmieniłabym absolutnie nic. I mam nadzieję, że on o mnie myśli tak samo :D

Problem z Wami jest jeszcze taki, że inny ideał widzicie jako nastolatki, inny jako 20-latki, a jeszcze inny później. Żadna rozważna kobieta nie zrezygnuje z opiekuńczego, wyrozumiałego i oddanego tatuśka (nie żebym ja do tego archetypu należał) na korzyść super przystojnego macho.

Ja tam sobie wyobrażam. Jakby żona zarabiała 3x tyle co ja, to spokojnie siedziałbym w domu. Wprawdzie dzieci bawić nie cierpię, ale nimi zajmowałaby się opiekunka, a ja bym się relaksował. Poza tym dzieci mam już na tyle dorosłe, że nie trzeba się nimi opiekować. Dodatkowy problem w tym, że żona, jako feministka czyli kobieta, która wie czego chce, suszy mi głowę, że to ja nie zarabiam 3x więcej niż ja, żeby to ona mogła ?zajmować się domem?.

To możesz pozdrowić małżonkę. Obawiam się, że moja przyszła przejawia podobne objawy "feminizmu".

No wiesz, ja tu nie widzę czegoś szczególnie niezwykłego. Przecież jak się ma piętnaście lat to w ogóle nawet (IMHO) nie można mówić o poważnym związku, niezależnie od tego czy trwa dwa tygodnie, czy pięć miesięcy. Z tego, co pamiętam, to w moim otoczeniu też nikt nie szukał miłości, bo to jest strasznie duże słowo. Wydaje mi się, że eksperymentowanie to coś zupełnie normalnego, jak się jest nastolatkiem i dlatego spotykanie się z kimś 'na próbę' to prawidłowy objaw.

Buehehe. Obalam tę teorię. Moje "pięć miesięcy" rozrosło się do 7 lat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkaliście kiedyś kogoś sławnego?

Jesli widziec na wlasne oczy znaczy to samo co spotkac, to w moim przypadku bylo to kilka osob:

- Donald Tusk (jego syn chodzil do tego samego LO co ja, a grob ojca premiera sasiaduje z grobem mojego pradziadka na cmentarzu w Sopocie, wiec spotykalem go jeszcze zanim zostal premierem)

- Krzys "Wiecznie Mlody" Ibiszewski (podczas kwesty na Powazkach)

- Jan Pawel II (podczas audiencji generalnej w Rzymie - przez krotka chwile bylem jakies 3 metry od niego i chociaz nie naleze do osob wierzacych, bylo to niesamowite przezycie)

- Her Majesty Queen Elisabeth II (podczas jej niedawnej wizyty w Dublinie)

- chlopaki z U2 (tuz przed koncertem z trasy 360, na ktorym tez zreszta bylem)

- Angelina Jolie i Brad Pitt (podczas premiery filmu "Pan i Pani Smith" kilka lat temu)

- Andrzej Wajda (w krakowskim Centrum Sztuki i Techniki Japonskiej)

- Katarzyna Dowbor, Ryszard Rynkowski i jeszcze kilka innych osob znanych z TV (glownie przy okazji zakupow w podwarszawskich centrach handlowych)

Z tym szukaniem swojej drugiej polowki jest tak, ze czlowiek czesto moze jej szukac i szukac i nie udaje mu sie jej znalezc, a pewnego dnia kiedy sie tego najmniej spodziewa to ona znajduje jego. Tak wiec jesli ktos aktualnie szuka i odnosi wrazenie, ze kiepsko mu idzie, to niech sie nie zalamuje. Znajdziecie ja kiedy wcale nie bedziecie o tym myslec...
Pierwszy podział obowiązków :D Raz ty szukasz, raz dajesz się znaleźć :D

:ok: :ok: :ok:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) Ale jak? męskiej z zachowania, czy z wyglądu? Bo to nie musi iść ze sobą w parze. Sama znam jedną, dla której składanie mebli/naprawa urządzeń jest oczywistą oczywistością, a samochód to jest jej żywioł. A wygląda do tego bardzo kobieco.

2) Nawet, jeśli rzeczywiście miałaby rację? Poza tym - po wspólnych latach, kiedy już się zdąży na siebie poirytować, w niektórych sytuacjach 'truskaweczko', 'kotku' i inne nie spełniałoby swoje roli :D

3) Nie twierdzę, że nie rozumiesz, ale jak dla mnie wydajesz się nie rozumieć, co Pzkw ma na myśli. Tu nie chodzi o to, żeby na siłę łamać stereotypy i zabronić komuś czegoś robić. Chodzi o to, aby podział prac polegał na umowie i zdrowym rozsądku. Niech gotuje osoba ta, która lubi/umie to robić, ale druga niech za to też zajmie się czymś, co lubi/umie robić.

1. Z charakteru - czyli maksymalnie dominująca, wyrażająca się do swojego faceta w sposób opisany w punkcie 2, oraz taka, której nie brakuje kobiecości (wrażliwości, subtelności itp). Wygląd, umiejętności i hobby są mniej ważne.

2. Jeżeli, może nie jakieś tam słodziutkie słówka ale powiedzmy, że normalne wyrażanie się (zauważcie, że gdyby ktoś na tym forum napisał do kogoś per "matole" pewnie dostał by upomnienie conajmniej) nie działa (pomijam oczywiście kłótnie ale Pzkw przedstawił to jako normalną sytuację) to albo z jedną osobą, albo z drugą jest coś mocno nie tak. Chyba, że, jak piszesz, źle to rozumiem - w takim wypadku cofam co napisałem.

Dodam tylko, że jak się wiele razy pozwoli na "matole" to potem jest "debilu" i tak dalej do długich a soczystych wiązanek, których przykładu nie przytoczę bo regulamin zabrania i na tym się oczywiście nie kończy tylko idzie w kierunku przemocy fizycznej. Warto po prostu w pewnym momencie powiedzieć drugiej osobie STOP zanim ta stanie się katem - prawie zawsze pomaga. Inaczej niemal na pewno stanie się katem.

3. A ja mam właśnie wrażenie to jest trochę dalej od zdrowego rozsądku (ale jeśli masz rację i nie o to chodziło to oczywiście cofam to co napisałem i popieram "(...) Tu nie chodzi o to, żeby na siłę łamać stereotypy i zabronić komuś czegoś robić. Chodzi o to, aby podział prac polegał na umowie i zdrowym rozsądku. Niech gotuje osoba ta, która lubi/umie to robić, ale druga niech za to też zajmie się czymś, co lubi/umie robić.").

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi o dyskoteki to nigdy jak połowa za nimi nie przepadałem jakoś dziwi mnie ich fenomen wolę chodzić na koncerty (De Mono czy Kult ) można pobawić się świetnie z kulturalnymi osobami i śpiewać swoje ulubione piosenki ;).

Co do związku, to na razie jestem sam. Nie szukam na razie żadnej dziewczyny w tym roku jak i zeszłym wiele razy byłem rozczarowany. Byłem dla nich osoba w formię przyjaciela lub wiele osób oceniało mnie po wyglądzie, a nie po charakterze co mnie bardzo smuci, a takie ocenianie ludzi w dzisiejszych czasach jest codziennością.

"Spotkaliście kiedyś kogoś sławnego?"

- Zespół Kult w Katowickim Spodku.

- Piłkarzy Podbeskidzia

- W Krakowie na wycieczce przypadkowo zobaczyłem aktorkę z Barw Szczęścia ;p

- Anna Guzik w Bielsku

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy spotkałam kogoś sławnego? Tak. Kiedyś byłam na zawodach lekkoatletycznych w Bydgoszczy. Za Zawiszy konkretnie. Już wszyscy mieli się zwijać do domu, bo już dosyć późno było, a tu Pani Pyrek sobie koło bieżni stoi. Autografy rozdawała, więc grzechem było by nie podbiec. Sympatyczna kobietka, fajnie się rozmawiało :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- chlopaki z U2 (tuz przed koncertem z trasy 360, na ktorym tez zreszta bylem)
O, to skoro liczą się koncerty, to ja spotkałam też całą ekipę Paradise Lost :P Informowanie o znanych członkach mojej rodziny sobie podaruję, niech zostanie tajne/ poufne :D

1. Z charakteru - czyli maksymalnie dominująca, wyrażająca się do swojego faceta w sposób opisany w punkcie 2, oraz taka, której nie brakuje kobiecości (wrażliwości, subtelności itp). Wygląd, umiejętności i hobby są mniej ważne.
Hm, czyli męski charakter do maksymalnie dominujący zwracający się do kobiety w obraźliwy sposób. Często przypisuje się mi męski charakter, sama go kojarzę jako 'zachowania, które nie próbują niczego bezsensownie komplikować". Jeśli mam kupić kurtkę - idę do sklepu z odzieżą, zamiast krążyć po całym centrum handlowym, zataczając o meble, kosmetyki i inne. Jeśli jestem zła, to mówię "jestem zła, bo...", a nie "...nic..." i tak dalej. Tego typu cechy charakteru uznaję za typowe dla mężczyzn. Jedyne, czego nie potrafię zrozumieć to podejścia do komplementów: ogromna ilość facetów, których znam, uważa, że komplement wystarczy powiedzieć raz w życiu, a później powiedzieć, jeśli opinia się zmieni ;]

wiele osób oceniało mnie po wyglądzie, a nie po charakterze co mnie bardzo smuci, a takie ocenianie ludzi w dzisiejszych czasach jest codziennością.
O ile się nie mylę - we wszystkich czasach tak było ;) Teraz może nawet bardziej się ocenia po charakterze, bo kiedyś już prędzej liczył się wnoszony do związku majątek, zdrowie (do pracy, do rodzenia) i ew. to, czy ktoś ładnie się prezentuje :P Oczywiście, że od oceny po wyglądzie nie da się uciec choćby dlatego, że częściowo reprezentuje nasz charakter - choćby nasze dbałość o siebie (normalną, przesadną, niewystarczającą), gust, podejście do higieny... Aczkolwiek przenigdy nie powinien być to wyznacznik ostateczny. Charakter jest najważniejszy, ale mimo najbardziej górnolotnych haseł, każdy (choć w różnym stopniu) ocenia także po wyglądzie.

Dodam tylko, że jak się wiele razy pozwoli na "matole" to potem jest "debilu" i tak dalej do długich a soczystych wiązanek
To już zależy od osób. Ja jestem zdania, że jak ktoś się zachowuje jak głupek, to mu się należy takie określenie - ale to już zależy od tego, na co się sobie pozwala wzajemnie. I niekoniecznie od razu 'matole', bo nawet 'łosiu' może mieć przyjazne zabarwienie :D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyne, czego nie potrafię zrozumieć to podejścia do komplementów: ogromna ilość facetów, których znam, uważa, że komplement wystarczy powiedzieć raz w życiu, a później powiedzieć, jeśli opinia się zmieni ;]

Mały offtopic (chociaż w sumie nieco w temacie) - anegdota:

Przychodzi małżeństwo do psychologa, żona skarży się, że mąż od ślubu nie wyznał jej miłości. Po krótkim jej opowiadaniu przychodzi czas na wyrażenie zdania przez męża. Ten, najwyraźniej nauczony że mężczyzna nie powinien pokazywać emocji, jest cały czerwony, skupia się i głośno a nerwowo ostatkiem sił wybucha:

Przecież raz Ci już powiedziałem i tego nie odwołałem!

:-)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...