Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie IX

Polecane posty

A u mnie nigdy nie było barszczu czerwonego na wigilii. Lubię go, ale ze świętami mi się nie kojarzy.

Bardzo lubię za to makiełki i kapustę z grochem. Tego zawsze zjadam najwięcej. :smile: No i zawsze staram się spróbować chociaż trochę każdej potrawy. Nawet karpia, za którym nie przepadam. Te świąteczne zawsze są spasione jakimś syfem, przez co nie da się ich z przyjemnością jeść.

U mnie zaczął padać pierwszy poważniejszy śnieg w tym roku. Dosłownie przed paroma minutami. Takie grube płaty w dużej ilości. Może już się utrzyma? Już powoli zaczynam odczuwać magię świąt, więc i śniegu trochę mimo wszystko brakuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A u nas jak nie było, tak nie ma śniegu. A co na Wigilii jadam? Nie lubię barszczu, więc odpada. Babcia robi świetne paszteciki, więc to priorytet :D I Ruskie pierogi. Koniecznie podsmażone. Również podstawą świąt są ciasteczka. Bez ciasteczek się nie obejdzie. A że ja lubię ciasteczka.. "Dzieci, zostawcie trochę do Wigilii!". Słowa mojej babci, nigdy nie spełnione :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie na święta rzeczą oczywistą jest barszcz, ale z uszkami, bo bez nich już nie jest ten sam. Z potraw raczej każdej próbuję nie licząc ryb, gdyż szczerze ich nie znoszę, ale tylko tych z ośćmi.

W kwestii śniegu- nie wiem czy to wina globalnego ocieplenia, ale najpierw śnieg pada, wkrótce przestaje, potem znów. A i tak na drugi dzień go nie ma. Nici z mojej nadziei na porzucanie się śnieżkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie na Wigilii zawsze można znaleźć barszcz z uszkami, grzybową, krokiety z kapustą i grzybami, karpia, rybę w galarecie (matko jak ja jej nie cierpię) i pierogi, czy to ruskie, czy z miętą. Bez tych potraw stół wigilijnym takim stołem być przestaje.

PS. Coraz bardziej się boję, że święta będą deszczowe, a nie śniegowe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok temu na święta zrobiłem sobie zupkę chińską - nie chciało mi się gotować, za to dwa lata temu zaszalałem i zrobiłem naleśniki i taki meksykańskie, hmm rodzaj gulaszu, składającą się głównie z papryki i mięsa oraz sałatkę wielowarzywną. W tym roku jeszcze nie wiem co będę gotował, zależy na co będę miał ochotę i czy akurat będzie chciało mi się coś robić - chleb z masłem, zły też nie jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tradycje? Mamy kilka. Po pierwsze - wigilia zawsze zaczyna się co najmniej pół godziny później, niż się wszyscy umówiliśmy. Najpierw opłatek, potem dania:

- zupa: barszcz lub grzybowa z uszkami

- 'drugie': pierogi ruskie, z kapustą i grzybami, krokiety grzybowo-serowe i grzybowo-kapuściane, bigos, chleb i dodatki, sałatki

- ryba: filety z mintaja, soli i pangi (nie, nie tykamy karpia! Zbyt duża część rodziny słucha 'Trójki' :D )

- desery: sernik, piernik, kutia, makowiec i inne ;)

Wychodzi 'trochę' tych potraw, ale do stołu siada kilkanaście osób.

Następnie najmłodsza osoba (jeśli umie czytać) rozdaje prezenty. Czasami dochodzi dzięki temu do śmiesznych sytuacji (tym bardziej, że mamy 2 osoby o identycznym imieniu i nazwisku :D), np. moja siostra w prezencie dostała blejtram (rama z płótnem do malowania). Kilkuletni wtedy kuzyn spojrzał na prezent, skupił się i podał z konsternacją "hej, zobacz, dostałaś okno!"

PS. Coraz bardziej się boję, że święta będą deszczowe, a nie śniegowe.
Zależy mi na śniegu jak najszybciej i jak najfajniejszym, ale tylko 24 i 31 XII, 1 i 15 I uznaję go za niezbędny :)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A potem zrzucamy kalorie siedząc namiętnie przy komputerze ;). Ja zapewne po świątecznym opychaniu będę ćwiczył chociaż trucht w czasie zimy i minusowych temperatur to nie jest dobry pomysł ;). Oczywiście Święta to nie tylko tapety świąteczne z zakonnicami... e to znaczy z pięknymi kobietami czy też kolędy dodawane do czasopism, ale także siedzenie z rodziną i oglądanie telewizji chociaż nie wiem jak w moim przypadku to będzie bo Polsat zapowiedział Roboty, Kevina i Epokę Lodowcową3 Ho Ho :D.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam święta bo są uszka z grzybami, jasiek i czerwony barszcz. Zawsze wchłaniam tego tyle, że nie mam siły na nic innego. No ale, na to czekam co roku :D Szkoda tylko, że w tym roku święta wypadają w weekend...

Zgubiłeś coś! , , , i spacja między 'bo' i 'są' - Komando Interpunkcja [nzk]

Chyba wszystko poprawione. Ale ktoś ty? Dobry duch FA? Ja się na tych waszych skrótach nie znam :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ CriX - to teraz pomyśl, kto najczęściej z zielonych udziela się w tym wątku i wszystko będzie jasne. A skrót prosty do odgadnięcia, nie wiem co w tym trudnego? :)

Barszczu nie lubię (choć buraczki uwielbiam, na ciepło i na zimno jako surówkę), toteż w czasie Wigilii zazwyczaj naleję sobie pół łyżki wazowej i kilka uszek, żeby nie było, że siedzę jako jedyny przed pustym talerzem. :] Co do dań, u mnie na drugie są pieczone ziemniaczki z przyprawami, wszelakie ryby (po grecku, karp w galarecie albo smażony, śledzie - różne), gołąbki, pierogi z kapustą i grzybami... sporo tego jest i co najciekawsze, na święta te rzeczy smakują niesamowicie. Natomiast w każdym innym dniu to już nie to samo. Też tak macie? No, a na popitkę kompot z suszu, którego szczerze nie lubię, więc jest też Cola (niezbyt tradycyjna, bo nie dość, że w plastiku, to jeszcze sztuczna, ale to taka tradycja świąteczna ;]).

Atmosfera? Dla mnie zawsze Boże Narodzenie i Wigilia miały niesamowitą atmosferę, ale z upływem lat już znacznie mniej mnie to cieszy. To znaczy, zapach choinki, potraw, klimat - to jest niezastąpione, ale nie wygląda tak samo fajnie, kiedy byłem mały i głupi. :happy: Niestety. A że rodziny nie planuję (przynajmniej na chwilę obecną), to pewnie już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Bywa, nie przejmuję się tym specjalnie.

Jak nie będzie śniegu choćby w Wigilię, to będę zły. Kurczę, co to za święta bez śniegu?!

A poza tym, miło dowiedzieć się, że u każdego je się trochę co innego, co zapewne wynika z różnic kulturowych (w końcu Śląsk nieco się rożni od Mazowsza chociażby).

Skoro już padł temat różnic kulturowych ('wzniecony' przeze mnie, a jakże :P), czy poza różnymi daniami, macie jakieś szczególne tradycje około-świąteczne, czy one już przepadły z duchem czasu? :)

@ Down - nie, to była N i Z i o ł K a. ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się bardzo cieszę, że nie ma śniegu :) Wspólnie ze znajomymi gramy co sobota w piłkę i już w październiku nastawialiśmy się, że będziemy musieli kończyć sezon, a tutaj niemal połowa grudnia i dalej można grać. Rok temu o tej porze to nawet byśmy nie nadążali z odśnieżaniem boiska, bo tak padałao, a teraz ani śniegu nie ma, ani mrozu. Oby jak najdłużej :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również cieszę się że nie ma śniegu. Dojazd do szkoły i innych miast prostszy, nie ma tej ohydnej chlapy na ulicach spowodowanej zalegającym od kilku dni śniegiem i jakoś tak cieplej się wydaje. Niby śnieg to jeden z elementów tej słynnej magii świąt, którą ostatnio zupełnie przestałem odczuwać. Mikołaje nie te, światełka nie te, rodzina też wydaje się zupełnie inna, prezentów też nie oczekuje.

O właśnie! Spędzanie czasu z częścią rodziny przy wigilijnym stole bardziej przypomina mi horror niż miło spędzony czas. Wszyscy udają milutkich i słodziutkich. Dobrze, że nie widuje się z nimi częściej niż 2 razy w roku, bo chyba bym oszalał. Po prostu części rodziny zwyczajnie nie trawie, zalatują fałszem i obłudą na kilometr, a przed wbijaniem sobie noży w plecy przy tym stole powstrzymuje ich chyba tylko jego wielkość. Zawsze po wigilii staram się od nich jak najszybciej urwać i spędzać z nimi jak najmniej czasu, a że większość znajomych bawi się często przy wigilijnym stole i w pierwszy dzień świąt lepiej niż ja to czasem jest trudno, na dodatek jestem wtedy z dala od domu więc i pograć w spokoju odpada. Jedna zaleta takich spotkań to całkiem dobre jedzonko którego konsumpcje często ktoś ma czelność przerywać jakimś pytaniem... To już za 2 tygodnie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A no właśnie. Arnie mi przypomniał. Planuję może w następną sobotę (jak wyjdzie i pogoda będzie) wybrać się na mój pierwszy mecz AEG. Gadałem już z jednym gościem z Rzeszowa i nie ma przeciwwskazań. Czekam jeszcze tylko na paczkę z goglami :D Tak więc jeśli wszystko pójdzie dobrze to sobie postrzelam. W takim wypadku lepiej żeby śnieg nie spadł a pogoda była dobra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tylko czekam aż spadnie śnieg żeby w końcu wyjść z domu pojeździć trochę na nartach. Już mam dość tego błota. Kiedy w końcu będzie biało :<? Na dodatek śnieg bardzo zmienia reguły paintballu. Co piątek jadę z kumplami za miasto i strzelamy się w lesie, ale w zimę jest to o wiele ciekawsze. Osłony ze śniegu bądź zakopanie się pod śnieg i wyczekiwanie na przeciwnika. Mam nadzieję że chociaż w Wigilię będzie biało :P.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy tu o śniegu, a ja rzucę temacik, nieco pewnie oklepany, aczkolwiek strasznie mnie irytujący:

"Święta, święta i po świętach-czyli szał na promocje i prezenty".

Strasznie wkurza mnie marketing "hoł hoł hoł mery hristmas buy new gift hoł hoł hoł", denerwuje mnie to niezmiernie, a niektóre sklepy przekraczają wszelkie granice - u mnie w Gdańsku w większości Lidl'ów we wrześniu(!!!) były kalendarze adwentowe. No normalnie ręce, nogi opadają. Ja rozumiem kupowanie prezentów, troska o bliskich itp. Lecz tydzień przed wigilią brzydzę się wyjść z domu patrząc na ten kicz. Według mnie zbyt wielki przepych też szkodzi, tak jak to miało miejsce w Baroku. A szkoda, bo te wszystkie rzeczy przyćmiewają prawdziwe piękno i "ciepło" Świąt.

PS

Tak zupełnie na inny temat: Ktoś z forumowiczów nurkuje z butlą i całym osprzętem płetwonurkowym? Bo miło by było podzielić się z kimś podwodnymi doświadczeniami. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony, jako się rzekło, biały krajobraz jest naprawdę ładny i współgra z atmosferą świąt :D Z drugiej, zbyt duża ilość śniegu oraz opieszałość drogowców, zapewne znowu spowoduje totalny paraliż komunikacyjny czyli nastąpi powtórka z zeszłego roku, której nie polecam absolutnie nikomu ;] Coś tam przez ostatnie dwa dni padało, ale na plusie więc wszystko stapiało się w wodę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie obecnie też jest praktycznie cały czas plusowa temperatura. Świeci słońce więc nawet się n a odrobinę śniegu nie zapowiada. No trudno - przeżyję.

Co do sklepowych promocji. Jak dla mnie są nie raz super. Ale tylko czasami bo w znacznej mierze ceny są bardziej zawyżone niż zaniżone. Oczywiście jeśli się jest regularnie w sklepach to widać to od razu. Co innego jak robi się to rzadko. Kolorowe reklamy i napisy "promocja" bardzo kuszą i to właśnie jest bardzo zdradliwe. Najlepiej jest sobie robić "zwiad" przed zakupami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze dwa tygodnie do świąt więc nie należy tracić nadziei. Z drugiej strony rok temu chyba też nie było śniegu i nie byłem tym jakoś strasznie przejęty :]. Współczuje natomiast tym którzy muszą do szkoły jeździć autobusami i tramwajami. Rok temu w łodzi podczas intensywnych opadów śniegu musiałem wracać ponad godzinę ze szkoły bo miasto było ,,sparaliżowane".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuje natomiast tym którzy muszą do szkoły jeździć autobusami i tramwajami.
Taaak... Rok temu, jeszcze zanim "dali nam" nowe autobusy, jeździły te stare Jelcze. Wyobraźcie sobie, lód w środku, wszystko pozamrażane, na zewnątrz zimno i ciemno. Na szczęście, już niedługo prawko. A już jutro - autobus.rar właśnie podjechał na mój przystanek. Miodzio, po prostu. I jak te glonojady :D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuje natomiast tym którzy muszą do szkoły jeździć autobusami i tramwajami.
Taaak... Rok temu, jeszcze zanim "dali nam" nowe autobusy, jeździły te stare Jelcze.

A chodzi Ci o te Jelcze z PKSu? Bo jeżeli tak to znam ten urok, miałem zaszczyt jeździć do szkoły Jelczami, w lato kierowca podokręcał okna śrubokrętem żeby nie odsuwać bo my do szkoły to tylko na chwile a on potem musi zasuwać, to że jest 30 stopni nie gra roli. A za to w zimę zimno jak należy i trzeba wiedzieć gdzie usiąść żeby śnieg nie prószył ;)

Snieg: u mnie był ale się zbył.

PS: Przez naukę przegapiłem całą gale Smugglerków, wchodzę na forum a tu błękitnych przybyło :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam o tyle ciekawie, że choć do technikum mam 3,5 km, to wole iść na piechotę niż rozbijać się w autobusach. Przed wyjściem piję coś gorącego, porządnie się ubieram (o 6.50 często jest zimno) i heja. Idzie mi się fajnie i wcale nie zazdroszczę tym, którzy do szkoły dojeżdżają.

Zwłaszcza, że śniegu u mnie wciąż nie ma, co akurat mnie smuci. Przedwczoraj chwilę pruszyło, ale teraz na ulicy jest jak we wrześniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedawno skończyłam pisać próbny egzamin z języka angielskiego, poziom podstawowy i rozszerzony.

Wniosek?

Banał. Wszystkie pytania były proste i wymagały jedynie odrobiny myślenia. Albo i nie.

"Słuchania" były dobrej jakości, wyłowienie informacji było bezproblemowe. Żadnych dziwnych akcentów, sformułowań, zająknięć czy dźwięków tła, do których przyzwyczaiły mnie sprawdziany ze słuchania, które urządzała nam nasza anglistka.

W środę - polski, historia i WoS, w czwartek - matematyka i przedmioty ścisłe.

Miałam przesunięte egzaminy próbne ze względu na liczne konkursy w zeszłym tygodniu... Pisaliśmy ten sam test, co wszyscy inni. W związku z tym wiele osób zachowało się bardzo nieuczciwie i sprawdzało odpowiedzi w sieci - a nawet uczyło się ich na pamięć. Wstyd.

Ja pobieżnie przejrzałam oba testy w sobotę, n ie poświęcając im większej uwagi i nawet nie sprawdzając odpowiedzi. Z wcześniejszych testów próbnych wiedziałam, że część językowa jest bardzo prosta...

Przynajmniej dla osoby uczącej się języka od 10 lat z hakiem (z czego ostatnie 3 lata na poziomie Intermediate - czyli praktycznie liceum). Do tego aktywnie udzielającej się na anglojęzycznym forum (wiele osób pisze cokolwiek nieskładnie, z masą błędów, za to inni posługują się angielskim lepiej ode mnie - z reguły dlatego, że pochodzą z Nowej Zelandii lub uczą się dłużej/są starsi) i preferującej gry z polonizacją kinową/oryginalnym, angielskim dubbingiem (wyjątek: Wiedźmin i Gothic).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuje natomiast tym którzy muszą do szkoły jeździć autobusami i tramwajami.

Ja do mojego liceum mialem ok. 2 km, przystanek autobusowy praktycznie pod domem, kolejny pod szkola, a autobus odjezdzal o 7:45. Pomimo tego przez cztery lata chodzilem do liceum pieszo, korzystajac z tego atrakcyjnego polaczenia autobusowego tylko 2 czy 3 razy. Powod byl prosty ? pierwszy przystanek autobus mial na typowym polskim osiedlu z kilkoma wiezowcami, przez co rano zawsze byl zawalony uczniami i studentami jeszcze zanim ruszyl w trase. Nawet jesli jakims cudem udalo sie w niego wsiasc u mnie pod domem, to byla to jazda w niesamowitym scisku i duchocie. Z tego tez powodu wolalem codziennie korzystac z wlasnych nog, nawet jesli akurat byla zima, a ulice tradycyjnie odsniezone (czyli caly snieg z jezdni zepchniety na waski chodnik).

Niedawno skończyłam pisać próbny egzamin z języka angielskiego, poziom podstawowy i rozszerzony.

Wniosek? Banał. Wszystkie pytania były proste i wymagały jedynie odrobiny myślenia. Albo i nie.

"Słuchania" były dobrej jakości, wyłowienie informacji było bezproblemowe. Żadnych dziwnych akcentów, sformułowań, zająknięć czy dźwięków tła, do których przyzwyczaiły mnie sprawdziany ze słuchania, które urządzała nam nasza anglistka.

Testy ze sluchania organizowane w Polsce, nawet te oficjalne British Council, sa zazwyczaj bardzo proste i chociaz przydatne, to jednak do porozumiewania sie z obcokrajowcami czy na Zachodzie srednio sie nadaja. W Polsce ludzie ucza sie glownie brytyjskiego angielskiego, ktorego wymowa jest zazwyczaj na tyle wyrazna, ze latwo zrozumiec o co chodzi, nawet jesli na nagraniu sa jakies halasy w tle. To zawsze byla moja ulubiona czesc egzaminu na FCE, CAE czy Proficiency, szybka i latwa do ogarniecia. Tyle tylko, ze jak czlowiek juz wyjedzie z Polski i zacznie sie porozumiewac z obcokrajowcami, to nie jest juz tak latwo. Przez moj pierwszy tydzien spedzony w Irlandii wiecej nie rozumialem niz rozumialem z prowadzonych rozmow, pomimo tego ze kazdy z trzech wymienionych wczesniej egzaminow zdalem na mocne A. Podobnie zreszta bylo w Anglii. Niestety w szkole czy na kursie angielskiego nikt nie jest nas w stanie przygotowac na rozne akcenty i slang. Jak ma sie szczescie to mozna na kursie posluchac angielskiego w wykonaniu Australijczyka, Amerykanina czy Irlandczyka, ale to stanowczo za malo by przygotowac kogos na prawdziwa konwersacje. Dla przykladu podam Irlandie. Ludzie maja inny akcent i wymowe w Dublinie, a inny w pozostalych miastach ? w Cork, w Galway, w Limerick. Malo tego, nawet w obrebie samego Dublina ludzie mowia inaczej w zaleznosci od tego, czy pochodza z polnocnej, czy tez z poludniowej czesci miasta, a czasem nawet zalezy to od tego, z ktorej sa dzielnicy. Do tego dochodzi jeszcze lokalny slang. Efekt jest taki, ze o ile nie mam jakichkolwiek problemow z porozumiewaniem sie z Brytyjczykami mowiacymi z charakterystycznym ?posh? akcentem, Australijczykami, Amerykanami czy wiekszoscia Irlanczykow z Dublina, to juz rozmawiajac z Irlandczykiem, ktory wychowal sie w dublinskiej dzielnicy Ballymun i mowi z charakterystycznym dla tego miejsca belkotliwym akcentem, musze byc bardzo skupiony zeby go w pelni zrozumiec (a przynajmniej wiekszosc z tego co mowi). A jako deser dochodza do tego jeszcze rozmowy po angielsku z cudzoziemcami ? z Francuzami, Hiszpanami, Niemcami, Japonczykami, Chinczykami, Hindusami, Brazylijczykami czy Nigeryjczykami, z ktorych wszyscy, chociaz prawie nigdy nie uzywaja slangu, to zazwyczaj maja bardzo silne wlasne akcenty narodowe, przez co zrozumienie prostego angielskiego zdania w ich wykonaniu czasem bywa nielatwa sztuka?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat z nieanglojęzycznymi obcokrajowcami nie jest problemem dogadać się po angielsku (wyłączając Francuzów, którzy w ogóle nie gadają w tym języku). Może i akcenty mają różne, ale starają się naśladować to, czego nauczono ich w szkole, czyli przeważnie british english w wersji standard. Nie ma się co czarować, większość z Polaków, którzy zaliczyli jakikolwiek kurs nauki tego języka posługują się tym samym. Wesoło to się zaczyna robić, gdy przychodzi do rozmowy z osobnikiem posługującym się angielskim jako rodzimym językiem. Pierwszy szok przeżyłem, gdy poszedłem na spotkanie z Jamesem Gunnem. Jako młody wtedy człowiek, będący w liceum w klasie z poszerzonym angielskim, przeżyłem szok. Dla mnie był to bełkot, którego w ogóle nie rozumiałem. Równie dobrze mógłby mówić po fińsku. Parę lat później, siedziałem sobie w miłym towarzystwie, w którym byli między innymi Szkot, Amerykanin i Australijczyk. Szkota rozumiałem, tamtych dwóch nie. Co ciekawsze oni sami między sobą też nie mogli się zbytnio dogadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...