Skocz do zawartości

MajinYoda

Zwycięzcy Smugglerków
  • Zawartość

    1166
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    100

Wszystko napisane przez MajinYoda

  1. Twoja kandydatura zostanie rozpatrzona przez Króla Janusza XXXIV, Zrodzonego z Wody Ognistej po przysłaniu CV, listu motywacyjnego i kontakt do poprzedniego pracodawcy w językach: polskim, angielskim, chińskim, suahili, klingońskim, dalijskim, orcish i aldmeri. Po zapoznaniu się z Twoimi dokumentami odezwiemy się.
  2. Król Janusz XXXIV, Zrodzony z Wody Ognistej zapoznał się z twą prośbą i pozwolił mi dopisać edit.
  3. W imieniu miłościwie nam panującego Króla Janusza XXXIV, Zrodzonego z Wody Ognistej, ogłasza się co następuje: W związku z rosnącą aktywnością Ciemnych Sił, pojawieniem się Smoków oraz zniknięciem Caryny - następczyni tronu Jego Wysokość ogłasza, że poszukiwana jest osoba na stanowisko BOHATER Nasze wymagania: - bycie Wybrańcem, poświadczone odpowiednimi umiejętnościami i pisemnym zapewnieniem od Zakonu Tajemniczych Mnichów z Odległej Góry, na którą kandydat musi sam wejść, - przeżycie starcia ze Złem i ucieczka przed nim, - zaświadczenie od okolicznych właścicieli ziemskich o umiejętności zbierania rzepy, - zdolności walki bez znaczenia, - mile widziana amnezja i bezimienność, - niepunktualność i zdolność przedkładania pobocznych aktywności nad Ważne Zadania, - własne wyposażenie, - poziom bez znaczenia, - dodatkowym atutem będzie częste popadanie w konflikty ze strażą, - przyjmiemy też osobę z orzeczeniem o nekromancyjności*. W zamian oferujemy: - szkolenie opłacane z pieniędzy pracownika, - 75 exp, - uścisk dłoni od sprzątaczki w zamkowym holu, - uśmiech Króla, - 100 sztuk złota brutto od zadania, - umowę o dzieło, - Złoty Miecz Królewskiego Rodu (+1, 0,0001% ochrony przed magią) na lvl 1, - tytuł szlachecki (który niewiele daje i właściwie nikogo nie obchodzi), - super droga willa z widokiem na jezioro (znajduje się poza granicami miasta, w Jakieś Głuszy), za zakup której Bohater musi sam zapłacić, - badziewny achievement. Swoje podania proszę składać u nadwornego skryby w godzinach 0-24 w dni powszednie i w weekendy. Decydujcie się szybko, bo mamy już gnomy na to stanowisko! Z poważaniem MajinYoda Nadworny Skryba na dworze Króla Janusza XXXIV, Zrodzonego z Wody Ognistej *Osoba z orzeczeniem o nekromancyjności otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 85% proponowanej stawki, zgodnie z art. 34, pkt 67 Królewskiego Kodeksu Pracy
  4. W imieniu miłościwie nam panującego Króla Janusza XXXIV, Zrodzonego z Wody Ognistej, ogłasza się co następuje: W związku z rosnącą aktywnością Ciemnych Sił, pojawieniem się Smoków oraz zniknięciem Caryny - następczyni tronu Jego Wysokość ogłasza, że poszukiwana jest osoba na stanowisko BOHATER Nasze wymagania: - bycie Wybrańcem, poświadczone odpowiednimi umiejętnościami i pisemnym zapewnieniem od Zakonu Tajemniczych Mnichów z Odległej Góry, na którą kandydat musi sam wejść, - przeżycie starcia ze Złem i ucieczka przed nim, - zaświadczenie od okolicznych właścicieli ziemskich o umiejętności zbierania rzepy, - zdolności walki bez znaczenia, - mile widziana amnezja i bezimienność, - niepunktualność i zdolność przedkładania pobocznych aktywności nad Ważne Zadania, - własne wyposażenie, - poziom bez znaczenia, - dodatkowym atutem będzie częste popadanie w konflikty ze strażą, - przyjmiemy też osobę z orzeczeniem o nekromancyjności*. W zamian oferujemy: - szkolenie opłacane z pieniędzy pracownika, - 75 exp, - uścisk dłoni od sprzątaczki w zamkowym holu, - uśmiech Króla, - 100 sztuk złota brutto od zadania, - umowę o dzieło, - Złoty Miecz Królewskiego Rodu (+1, 0,0001% ochrony przed magią) na lvl 1, - tytuł szlachecki, niewiele daje i właściwie nikogo nie obchodzi - super droga willa z widokiem na jezioro (znajduje się poza granicami miasta, w Jakieś Głuszy), za jej zakup i budowę Bohater musi sam zapłacić - badziewny achievement. Swoje podania proszę składać u nadwornego skryby w godzinach 0-24 w dni powszednie i w weekendy. Decydujcie się szybko, bo mamy już gnomy na to stanowisko! Z poważaniem MajinYoda Nadworny Skryba na dworze Króla Janusza XXXIV, Zrodzonego z Wody Ognistej *Osoba z orzeczeniem o nekromancyjności otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 85% proponowanej stawki, zgodnie z art. 34, pkt 67 Królewskiego Kodeksu Pracy
  5. No co Ty - przecież wszyscy wiedzą, że tylko w grach i bajkach jest (tfu!) pornografia! A w muzyce jedynym złem jest metal :). Do tego - animacje tworzy się tylko dla dzieci, a jak dorosły coś takiego ogląda to: a) jest rodzicem; b) jest niedojrzały/zdziecinniały. Innej opcji nie ma :P.
  6. Niestety... A potem słyszę, że DB, Simpsonowie czy Futurama są dla dzieci :/. Ale South Park jakimś cudem nie (choć pamiętam jak kiedyś był w bodaj Comedy Central w godzinach wieczorynki ;)).
  7. MajinYoda

    Urodzinowy msm

    Mojemu blogowi stuknęły właśnie cztery lata (jak ten czas leci :)), więc postanowiłem wrzucić msma. Jest to inny artykuł z książki sprzed dwóch tygodni (link), więc tylko napiszę, że tym razem będzie mało o grach, ale więcej o filmach animowanych. I nie jest tak głupi, jak ten poprzedni, co musze przyznać. Przed Wami Marta Czerwiec - „Wirtualne dzieciństwo – realne zagrożenie dla najmłodszych” (przypominam – 2013). Gotowi? Nie wiem czy Autorka zauważyła, ale za wychowanie i sprawdzanie co robi dziecko odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice (i, nieco później i w innych aspektach, szkoła), a nie twórcy filmów czy gier. Ale skoro w 2013 roku wciąż pisze się o „życiach” w grach to tak się to kończy… Aż dziwne, że o punktach nie wspomniała ;). No to zakazujemy: „Zwariowane melodie”, „Tom i Jerry”, „Dora”, "Świnka Peppa"… Acha, jak zawsze złe anime winne wszystkiemu… Fajnie, że Autorka dodała "między innymi" :). Kurde, jakbym czytał charakterystykę (nie tylko japońskiej) kinematografii. Więc czemu Autorka twierdzi, że dotyczy to tylko anime? Jestem ciekaw odpowiedzi… Nie rozumiem też ostatniego punktu - co w tym niezwykłego? Czyżby m.in."Makbet" też był anime? Coś w tym jest – takie Muminki czy Pszczółka Maja cały czas biegały na golasa! Sodomia i Gomora, deprawacja dziatwy, tfu! wybaczcie – nie znam współczesnych anime. Ktoś poratuje? Jednakże, tutaj Autorka odwołuje się do strony www.abcb.com/parents, której kompletnie nie rozumiem… Wiem, że Dragon Ball Z w Japonii, USA i innych krajach jest różny, ale po co umieszczać go w dwóch kategoriach, skoro we wszystkich wersjach wpisuje się niemal to samo do opisu? Zdawaliby sobie sprawę, gdyby spychologia nauczyła ich sprawdzać co oglądają ich dzieci. Dobrze pamiętam jak moja Mama oglądała ze mną Pokemony i nie było problemu. Pominę też traktowanie przez Autorkę jedynie DB, Pokemonów i Sailor Moon (i im podobnych) jako jedynych anime i zapominaniu o wspomnianych w moich wcześniejszych wpisach m.in. Smurfach. Bo to tylko świadczy o jej znajomości tematu. Na zakończenie - mądre zdanie: Dziękuję Autorce, że nie zapomniała o rodzicach i ich obowiązkach związanymi z dziećmi. I na tym zakończę dzisiejszy wpis :).
  8. Mojemu blogowi stuknęły właśnie cztery lata (jak ten czas leci :)), więc postanowiłem wrzucić MSMa. Jest to inny artykuł z książki sprzed dwóch tygodni (link), więc tylko napiszę, że tym razem będzie mało o grach, ale więcej o filmach animowanych. I nie jest tak głupi, jak ten poprzedni, co muszę przyznać. Przed Wami Marta Czerwiec - „Wirtualne dzieciństwo – realne zagrożenie dla najmłodszych” (przypominam – 2013). Gotowi? Nie wiem czy Autorka zauważyła, ale za wychowanie i sprawdzanie co robi dziecko odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice (i, nieco później i w innych aspektach, szkoła), a nie twórcy filmów czy gier. Ale skoro w 2013 roku wciąż pisze się o „życiach” w grach to tak się to kończy… Aż dziwne, że o punktach nie wspomniała ;). No to zakazujemy: „Zwariowane melodie”, „Tom i Jerry”, „Dora”, "Świnka Peppa"… Acha, jak zawsze złe anime winne wszystkiemu… Fajnie, że Autorka dodała "między innymi" :). Kurde, jakbym czytał charakterystykę (nie tylko japońskiej) kinematografii. Więc czemu Autorka twierdzi, że dotyczy to tylko anime? Jestem ciekaw odpowiedzi… Nie rozumiem też ostatniego punktu - co w tym niezwykłego? Czyżby m.in."Makbet" też był anime? Coś w tym jest – takie Muminki czy Pszczółka Maja cały czas biegały na golasa! Sodomia i Gomora, deprawacja dziatwy, tfu! wybaczcie – nie znam współczesnych anime. Ktoś poratuje? Jednakże, tutaj Autorka odwołuje się do strony www.abcb.com/parents, której kompletnie nie rozumiem… Wiem, że Dragon Ball Z w Japonii, USA i innych krajach jest różny, ale po co umieszczać go w dwóch kategoriach, skoro we wszystkich wersjach wpisuje się niemal to samo do opisu? Zdawaliby sobie sprawę, gdyby spychologia nauczyła ich sprawdzać co oglądają ich dzieci. Dobrze pamiętam jak moja Mama oglądała ze mną Pokemony i nie było problemu. Pominę też traktowanie przez Autorkę jedynie DB, Pokemonów i Sailor Moon (i im podobnych) jako jedynych anime i zapominaniu o wspomnianych w moich wcześniejszych wpisach m.in. Smurfach. Bo to tylko świadczy o jej znajomości tematu. Na zakończenie - mądre zdanie: Dziękuję Autorce, że nie zapomniała o rodzicach i ich obowiązkach związanymi z dziećmi. I na tym zakończę dzisiejszy wpis :).
  9. Nie odbieraj spychologom chleba :D. Po takiej terapii odwalisz coś, napiszą o Tobie w książce, pojawisz się w mediach... ;). I jeszcze nie obwinią Ciebie, a gry komputerowe! Same plusy :P.
  10. Oj tam zaraz komora gazowa - najpierw leczenie w ośrodku terapii, u jakiegoś psychologa :P.
  11. Mam podobnie, jak @Iselor - z tą różnicą, że... za jakiś czas chętnie obejrzę DBS jeszcze raz (jak się tylko skończy ). Rozumiem też Twoje zarzuty, choc dziwi mnie kilka kwestii z Twojej recenzji: W sumie to nie wiem czemu ktoś, kto z założenia ma kontrolować Boga Zniszczenia miałby go zastąpić? Whis, Vados i reszta zdają się pełnić rolę istot, które pilnują, by Gods of Destruction nie poniosło - a czy nadal byliby ta samo neutralni, gdyby byli tylko oni? Trudno określić. Inna sprawa, że całkiem możliwe, że Aniołowie mają także za zadanie szukać nowych istot, by w przyszłości mogły wymienić Boga (vide Whis zapraszający Vegetę na trening pod tym jednym warunkiem). A i ich "neutralność" może być jedynie złudą - choć póki co za mało nam seria o nich powiedziała (jedyne, co wiemy to to, że nie mogą działać bez swego Boga, ale mogą doprowadzić do wymienienia go). Więc, jest to dziura fabularna, ale możliwe, że coś się jeszcze wyjaśni. A po co miał o nim wspominać? Wystarczy, że Old Kai o nim wspomniał (choć nie wymienił go z imienia) w DBZ (jako o osobie, która zmieniła go w Miecz Z). Dodatkowo - podejrzewam, że Vegeta nie bardzo chciał mieć coś wspólnego z Beerusem po tym, jak poniżył króla. To chyba nic dziwnego? Cóż, wszyscy lubimy, gdy ktoś odwala za nas robotę, nie? Co do Cella - Beerus spał podczas jego istnienia, a Whis raczej nie budził go, by mógł sobie popatrzeć. Jedynie mogę się zgodzić z zarzutem odnośnie Buu (w końcu w interesie Beerusa było zapewnienie Kaioshinom bezpieczeństwa, bo od nich zależało jego życie), choć mam tu dziwne wrażenie, że czuł sie bezpiecznie ze względu na Old Kai zamkniętego w mieczu... Ale to tylko moja spekulacja. Nie byłbym taki pewny, że Vegeta wiedział wszystko. Szczególnie, że, jak podejrzewam, SSJ God powstał milenia przed narodzinami Vegety, może nawet na planecie Sadal? Koniec-końców książę nie wiedział w "Zetce" jak wygląda SSJ, to skąd u licha miał wiedzieć jak wygląda SSJ God (ani jak go stworzyć?). Prawdopodobnie użyto tego rytuału tylko raz. A Shenron, jako Smok, czyli istota mądra, mógł to wiedzieć. Dlatego go wezwali. Raczej głupio byłoby, gdyby Vegeta nagle palnął się w łeb i sobie przypomniał o tym rytuale - to by dopiero było dziwne (i byłoby marudzenie, ze czemu o tym nie powiedział itd. itp.). W dodatku nie wiem czy Bardock byłby właściwym wyborem - nic o nim nie wiemy tak naprawdę. Może był zły? Mówię tu oczywiście o kanonie, nie o filmach, które kanoniczne nie są. Jak każdej innej formy SSJ (poza 3 :)), więc to akurat nic nowego w DB :). I to nie po jakimś tam treningu, lecz po długim czasie spędzonym z Whisem. I, dla jasności - skoro oceniasz anime to nie wiem czy zauważyłeś, ale Vegeta nigdy nie zamienia się w SSJ God, lecz w SSJ Blue, który pod pewnymi względami jest gorszy (choćby to, że "żre" staminę, o czym jest mowa w Universe Survival Saga). Mógłbyś podrzucić, w którym odcinku tak mówi? Mogło mi coś umknąć :). Tu muszę się zgodzić - nie mam pojęcia po co Toriyama go wprowadził... Niby koncept był fajny, ale coś nie pykło. Akurat mi koncept Zen-Oh pasuje - serio chciałbyś kolejnego mięśniaka albo absurdalnie silną kobietę? To byłoby wyjątkowo nudne. A tak dostaliśmy postać, która ma potencjał (ponownie - niewiele wiemy o tym, co Zen-Oh skrywa w sobie). Wiemy jedynie, że jest wszechpotężny i łatwo go urobić. Kolejne odcinki pokażą (moim zdaniem Zen-Oh może nie tylko niszczyć, ale i tworzyć, więc może odtworzy zniszczone wszechświaty?). Ponownie się zgadzam - najsłabsza z dotychczasowych sag (choć i tak lepsza niż całe GT :P) z ciekawą fabułą, ale tylko do czasu... Cóż, fakt - zrobił to wbrew swoim planom, ale wiedział, że dowolny Bóg Zniszczenia przerwałby jego zwycięski marsz zaraz na samym początku - bo zwyczajnie by go zanihilował, co Beerus uczynił w "naszym" czasie. Więc, by usunąć ludzkość musiał też zniszczyć Bogów, którzy za mocno zbliżyli się do śmiertelników. Cel uświęca środki. Znów się zgodzę, choć podejrzewam, że miało to coś wspólnego z Great Priestem - ta postać wydaje mi się podejrzana :). Nie do końca gdzieś - koniec-końców Trunks i Mai muszą się pogodzić, że stracili na zawsze wszystkich przyjaciół ze swego wszechświata, lecz mieli też świadomość, że przenoszą się w bezpieczne miejsce stworzone na wzór ich świata, ale bez Zamasu, gdzie na 100% założyli rodzinę (może jeszcze kiedyś DB do nich wróci?). Ponadto, wiedzieli, że ich rodzina i przyjaciele z "naszego" czasu są bezpieczni (póki co), więc pozostało im tylko się pogodzić z faktem, że oboje będą "nadprogramowymi" w nowym świecie. A co mieli - rozpaczać do końca trwania serialu? Właściwie to... nigdy nie miały. Już w DBZ i to ledwie je wprowadzono. Słynne "IT'S OVER 9000!" już kilka-kilkanaście odcinków później było żartem w porównaniu do ich poziomów. No... nie. Beerus wciąż jest najsilniejszy (po Whisie) w naszym wszechświecie, choć nie pokazuje swej siły. Przede wszystkim - może niszczyć cokolwiek zechce używając do tego jedynie palca a jego walka z Champą udowadnia, że niekontrolowani przez Aniołów zniszczyliby oba wszechświaty. Cóż, muszę się tu ponownie z Tobą zgodzić. Choć mam wrażenie, że C-17 mimo wszytko trenował, a jako android jest raczej silniejszy od zwykłego człowieka (np. się nie męczy). Wątpię też, by Goku użył na nim całej swojej siły, a i ci łowcy byli różni pod względem siły. Więc z C-17 raczej chodzi o jego styl walki i umiejętności nabyte, niż o faktyczną siłę (co pokazał podczas walki z Kakusą w USS). Ambitne plany Goku w DBZ? Jedynie spontan z zabraniem Cella z Ziemi był dobrym planem - ani fuzja Gotena i Trunksa, ani późniejsze użycie Potary nie było dobrym planem. Nawet użycie Spirit Bomby było pomysłem Vegety. Ale fakt - w DBS jest jeszcze głupszy (może wysoki poziom energii uczynił mu sieczkę z mózgu?), lecz, co znów powtórzę, nie wiemy jaki plan ma naprawdę Goku - jeśli chodzi o turniej. Podsumowując - szanuję Twoje zdanie, ja pozostanę przy swoim :). Ocenię całość po zakończeniu ostatniego odcinka (planuję porównać DBS z serią GT i zapewne też napiszę recenzję całości). Pozdrawiam
  12. Shrek to dość ciekawy przykład, ponieważ uważam, że Jerzy Stuhr był lepszym Osłem niż Eddie Murphy :). Tak samo mam zresztą z niektórymi innymi animacjami. Choćby głosy postaci w "Jak wytresować smoka". Popieram - zauważyłem to w Skyrim na jednym z pierwszych tekstów Stormcloaka, gdy "For the love of Talos, shut up and let's get this over with." zamieniono na bezsensowne (w tej sytuacji) "Będę Twoją pierwszą ofiarą"... Też to rozumiem, nawet, gdy tłumaczenie mnie mierzi (vide mój wpis o tłumaczeniach nazw w Hearthstone).
  13. Zastanawiając się nad kolejnym wpisem przyszedł mi do głowy pomysł, by poruszyć temat, który kilka razy zagościł na moim blogu, ale z nieco innej strony. Otóż - jakie są zalety i wady polskiego dubbingu oraz polskich napisów i co ma więcej plusów niż minusów? Oczywiście moi stali czytelnicy wiedzą, że wolę napisy (a jeszcze lepiej – oryginał) od dubbingu. Naturalnie, zachęcam Was do dopisywania w komentarzach własnych pomysłów oraz dyskusji :). Dubbing: Zalety: + świetny dla nie znających angielskiego; + świetny dla czytających wolno; + niektórzy polscy aktorzy głosowi są nieźli; + dostosowanie treści, by była zrozumiała dla polskiego odbiorcy; Wady: - powtarzający się aktorzy głosowi (vide Jarosław Boberek i Monika Kwiatkowska); - (czasami) "trąci studiem"; - częsty brak akcentów postaci; - zwykle brak lip-sync; - nieregularność dubbingu (vide Risen, Dragon Age i Mass Effect); - niezbyt udane tłumaczenia (WIR KOŚCI!, Mełko Gromiłło, Smocze Dziecię...). Napisy: Zalety: + zachowanie oryginalnych głosów itd.; + (niekiedy) nauka języka angielskiego (o ile ktoś umie się uczyć ze słuchu...); + (zwykle) lepiej zgrany lip-sync; + brak naszych rodzimych „gwiazdek”; Wady: - w zamian bywają zagraniczne „gwiazdki” :); - trzeba umieć czytać (niekiedy szybko); - napisy czasem znikają (także ze względu na ich niedopasowanie do koloru tła); - niekiedy specyfika obu języków nie pozwala na dokładne przetłumaczenie tekstu. Wpis będę oczywiście uzupełniał wraz z Waszymi komentarzami (chyba w to nie wątpiliście? ;)).
  14. Wbrew tytułowi nie jest to w żadnym wypadku „wybór najlepszych tekstów Prof. S. Jonalistów” (broń Boże! Nie muszę nic takiego robić, bo mam jeszcze ogrom materiałów na msm-y i emsm-y :)), lecz wpis o zupełnie nowej książce - „Człowiek w świecie rzeczywistym i wirtualnym” (2013!) pod redakcją Anny Andrzejewskiej, Józefa Bednarka i Sylwii Ćmiel. Oczywiście, nie opiszę od razu całej, takie rzeczy trzeba dawkować ;). Na początek: Katarzyna Bakalarczyk-Burakowska „Specyfika zabijania pod wpływem mediów”. Gotowi? Będzie długo, ale warto się pomęczyć ;). Wiecie z którego roku pochodzą te dane? Z 2001. Czyli Autorka założyła, że przez 12 lat nic się nie zmieniło? Hmm… to się nazywa nauka :). Widzę, że Autorka poruszyła kolejny temat, o którym zupełnie nie ma pojęcia – przecież walki gladiatorów nie zawsze kończyły się śmiercią (czy Autorka zdaje sobie sprawę ile kosztowało utrzymanie, wyszkolenie i wykarmienie takiego gladiatora? Bo dla mnie to tak, jakby kupić najnowsze Ferrari, by brać nim udział w Destruction Derby…). A może wiedzę historyczną Autorka czerpała z bezkrwawego Quo Vadis? Czy muszę pytać o to ile osób zabitych powinienem już mieć na koncie? Ups, właśnie to zrobiłem :). Bo kiedyś to młodzież była taka grzeczna, nie było przemocy i zabójstw. ^ taka była moje reakcja No to od dzisiaj nazywam się Trevor... Szukam jeszcze dwóch gości do składu :P. No to jestem ciekaw co by powiedziała Autorka, gdybym powiedział (i nie tylko ja), że gram głównie kobiecymi postaciami… Zaraz mi ktoś jakiś „dżąnder” zarzuci :/. Przecież to zdanie nie ma sensu! No dobra, ma – oglądanie morderstw w filmach powoduje zwiększenie ilości morderstw w grach… Czyli wszytko przez te durne i pełne brutalności filmy! Chociaż... może to wina pełnych brutalności książek, po których ogląda się brutalne filmy? Ej - coś w tym jest! Cóż, skoro filmy zwiększają ilość zabójstw w grach to gry zwiększają ilość morderstw… no właśnie – gdzie? Macie jakieś pomysły? Czy ktokolwiek rozumie sens tego zdania? Ktoś zna taką grę? Może chodziło o Mount and Blade’a? Nie wiem też dlaczego "coraz to nowsze fabuły" mają być czymś złym? No, chyba, że Autorka wyznaje zasadę "człowiek lubi tylko te utwory, które zna"? Nie, żeby było to coś złego (kwestia gustu), ale od razu robić z tego zarzut? Autorka właśnie zacytowała opis… pierwszego Dungeon Keepera! Czemu mnie nie dziwi dobieranie najnowszych gier przez spychologa? Całej jednej… Na dwóch jest Postal 2, a na jednym jest… cóż, sam nie wiem – może Wy rozpoznacie tę grę? A, wszystkie trzy screeny są równie marnej jakości. Tu naszło mnie coś jeszcze – dlaczego Autorka podała link do obrazków (niestety strona, z których pochodzą, już nie istnieje…) a nie podała tak trywialnej i ważnej rzeczy jak tytuły tych gier. To znaczy, w sumie, to wiem czemu – bo wzięła obrazki i nawet nie miała pojęcia z jakich gier pochodzą – wystarczyło, że pasowały do tezy… Zgadza się - rok 2013 i nadal mowa o życiach w grach. Autorka na bank to od kogoś spisała, bo to, że o temacie nie ma najbledszego pojęcia jest już chyba 100% pewne, nie? O swoim „kacu moralnym” już kiedyś pisałem, więc zmilczę ten fragment. Tu akurat, jak raz, muszę się z Autorką zgodzić. Tylko czemu zarzut jest głównie oparty o gry komputerowe? Czy to ich wina? Śmierć ważnych osób zawsze budziła sensację (wystarczy przypomnieć sobie „tabloidowe” zdjęcia Otto von Bismarcka na łożu śmierci) – nie jest więc to nic nowego. Ktoś jeszcze używa tego określenia? I czemu w 2013 roku wciąż najpopularniejszymi grami są Blood i Quake (bo z DOOMem to może chodzic o nowego... ta, jasne...)? A, no tak, przecież pisanie pod tezę i spisywanie od innych jest w spychologii wiecznie żywe… Tu, muszę przyznać, Autorka się postarała – jest nawet przypis! Hura! Szkoda tylko, że z… artykułu Iwony Ulfik-Jaworskiej… Co oznacza, że Autorka bezmyślnie przepisała od innego spychologa, nie sięgając do oryginalnego źródła… To samo – niby są przypisy harvardzkie, ale są zerżnięte z cudzego artykułu. Bo przecież fragmenty recenzji w 1997 i 1998 w 2013 roku wszyscy pamiętali (pomijam fakt, że Gambler już dawno nie istniał...). A tu z kolei przypisu brak. Ale w końcu amerykańscy naukowcy to jeden wielki mózg, jednomyślna grupa ostatecznych Wszechwiedzących Istot a nie jakieś kmioty z podrzędnego "uniwerka", którzy, zapewne, za pieniądze od Szatana pokazują, że gry nie są złe. A, na początku tekstu Autorka nie wstawiła cudzysłowu, więc nie jest to mój błąd :). Uuuu… brzmi groźnie, Ale podsumujmy tę opowiastkę: chłopak miał swoją strzelnicę (o której jego ojciec zapewne wiedział), chodził na polowania (zapewne z ojcem, choć z opisu równie dobrze wynika, że chodził sam) a winne były gry, w które grał w tajemnicy przed ojcem? W-T-F? W dodatku zabrakło najważniejszej informacji – jaki miał motyw? Zabił, bo…? Nie mogę wykluczyć winy gier na 100%, ale skoro jedenastolatkowi (!) pozwala się brać udział w polowaniu i uczy się korzystać z broni palnej to chyba nie pozostawia wątpliwości, ze coś tu z jego ojcem było nie tak. Ale okej, poczytałem też sobie o tym zabójstwie na stronie Guardiana. Wyraźnie wskazywana jest tam „zazdrość” młodego chłopaka o „nowe dziecko” w rodzinie. Czy to było przyczyną? Nie wiem, ale skoro chłopak miał (pewnie dostał od ojca) taką broń (i to z niej zastrzelił kobietę) to ja nie mam więcej pytań. To też jest ciekawe – ten zamachowiec, z tego, co znalazłem na angielskiej Wikipedii i ogólnie w Sieci, był rozpuszczony przez matkę i źle przyjmował wszelkie porażki – przy każdej wpadał w histerię i miał napady złości. Ale czy owy brak wychowania (a w każdym razie beznadziejne wychowanie) było powodem tego, co zrobił? A może to, że miał depresję, nawet ją leczył, ale po pięciu sesjach zrezygnował i nikogo to nie obeszło? Nieee, bo by do tezy to nie pasowało. Bo winne są przecież gry, w które grał – to chyba jasne, nie? Z powyższego można też doczytać się skąd zabójca wziął broń. Nie, nie z CS-a, lecz z... nocnej szafki ojca. Tak jest - "tatuś" trzymał broń i amunicję w zasięgu dłoni rozpieszczonego, histeryzującego nastolatka z niedoleczoną depresją i problemami w szkole i życiu osobistym. Ba, dzieciak miał nawet dostęp do domowej strzelnicy. Ale to nadal wina gier... Ciekawą kwestią jest informacja o wycofaniu gry ze sklepów Kaufland... poszukałem w Sieci i nie znalazłem potwierdzenia tych rewelacji! W końcu było to w 2009, więc powinienem znaleźć przynajmniej jedno potwierdzenie, nie? A tu nic... Dodatkowo - choć w moim mieście Kaufland nie ma sklepu - z tego, co widzę ta firma sprzedaje artykuły spożywcze itp. Swoją drogą - zauważyliście, że ci wszyscy mordercy wymieniani przez "naukowców" w publikacjach w znakomitej większości mieli problemy psychiczne? Z tego wynika, że winnymi tych wszystkich masakr są pełne przemocy i Szatana (oraz nekrofilii!) spotkania terapeutyczne i inne placówki prowadzone przez psychologów i psychiatrów :P. Trzeba zlikwidować te domy Diabła - na świecie od razu zrobi się bezpieczniej :D. Cóż za samokrytyka :P. A może ktoś to Autorce dopisał jak nie patrzyła? Chyba Autorka gdzieś w tym czasie wyszła, bo to kolejny sensowny fragment :). Tak samo, jak kolejny: Szkoda tylko, że większość tych naukowców robi wszystko, by ośmieszyć swoje badania i zamiast zrobić coś sensownego na rzecz poprawy (nie, zabranianie i prohibicja to nie jest właściwe działanie). Na tym Autorka kończy swój artykuł (dragi przestały działać?), tak więc i ja powoli kończę swój wpis. Tylko jedna rzecz na zakończenie – Autorka bardzo dużo przepisała od innych, czasem dając przypisy, czasem nie. I tak się zastanowiłem – czy to samo robiła w szkole i na uczelni? Czy jej praca dyplomowa (niestety, nie wiem jakie studia Autorka skończyła) też była zbiorem przepisanych od innych osób frazesów z niewielką ilością własnych przemyśleń/badań? Aż jestem ciekaw… A Wy? PS. Jak raz nie napisałem nic o swoich obserwacjach itp. Ale i tak "pozdro dla kumatych" ;).
  15. Wbrew tytułowi nie jest to w żadnym wypadku „wybór najlepszych tekstów Prof. S. Jonalistów” (broń Boże! Nie muszę nic takiego robić, bo mam jeszcze ogrom materiałów na msm-y i emsm-y :)), lecz wpis o zupełnie nowej książce - „Człowiek w świecie rzeczywistym i wirtualnym” (2013!) pod redakcją Anny Andrzejewskiej, Józefa Bednarka i Sylwii Ćmiel. Oczywiście, nie opiszę od razu całej, takie rzeczy trzeba dawkować ;). Na początek: Katarzyna Bakalarczyk-Burakowska „Specyfika zabijania pod wpływem mediów”. Gotowi? Będzie długo, ale warto się pomęczyć ;). Wiecie z którego roku pochodzą te dane? Z 2001. Czyli Autorka założyła, że przez 12 lat nic się nie zmieniło? Hmm… to się nazywa nauka :). Widzę, że Autorka poruszyła kolejny temat, o którym zupełnie nie ma pojęcia – przecież walki gladiatorów nie zawsze kończyły się śmiercią (czy Autorka zdaje sobie sprawę ile kosztowało utrzymanie, wyszkolenie i wykarmienie takiego gladiatora? Bo dla mnie to tak, jakby kupić najnowsze Ferrari, by brać nim udział w Destruction Derby…). A może wiedzę historyczną Autorka czerpała z bezkrwawego Quo Vadis? Czy muszę pytać o to ile osób zabitych powinienem już mieć na koncie? Ups, właśnie to zrobiłem :). Bo kiedyś to młodzież była taka grzeczna, nie było przemocy i zabójstw. ^ taka była moje reakcja No to od dzisiaj nazywam się Trevor... Szukam jeszcze dwóch gości do składu :P. No to jestem ciekaw co by powiedziała Autorka, gdybym powiedział (i nie tylko ja), że gram głównie kobiecymi postaciami… Zaraz mi ktoś jakiś „dżąnder” zarzuci :/. Przecież to zdanie nie ma sensu! No dobra, ma – oglądanie morderstw w filmach powoduje zwiększenie ilości morderstw w grach… Czyli wszytko przez te durne i pełne brutalności filmy! Chociaż... może to wina pełnych brutalności książek, po których ogląda się brutalne filmy? Ej - coś w tym jest! Cóż, skoro filmy zwiększają ilość zabójstw w grach to gry zwiększają ilość morderstw… no właśnie – gdzie? Macie jakieś pomysły? Czy ktokolwiek rozumie sens tego zdania? (edit2018) Skoro w grach morderstwo ma status "zbrodni niegodnej człowieka" to chyba dobrze? Choć brzmi to irracjonalnie i chyba Autorka coś pokręciła... Ktoś zna taką grę? Może chodziło o Mount and Blade’a? Nie wiem też dlaczego "coraz to nowsze fabuły" mają być czymś złym? No, chyba, że Autorka wyznaje zasadę "człowiek lubi tylko te utwory, które zna"? Nie, żeby było to coś złego (kwestia gustu), ale od razu robić z tego zarzut? Autorka właśnie zacytowała opis… pierwszego Dungeon Keepera! Czemu mnie nie dziwi dobieranie najnowszych gier przez spychologa? Całej jednej… Na dwóch jest Postal 2, a na jednym jest… cóż, sam nie wiem – może Wy rozpoznacie tę grę? A, wszystkie trzy screeny są równie marnej jakości. Tu naszło mnie coś jeszcze – dlaczego Autorka podała link do obrazków (niestety strona, z których pochodzą, już nie istnieje…) a nie podała tak trywialnej i ważnej rzeczy jak tytuły tych gier. To znaczy, w sumie, to wiem czemu – bo wzięła obrazki i nawet nie miała pojęcia z jakich gier pochodzą – wystarczyło, że pasowały do tezy… Zgadza się - rok 2013 i nadal mowa o życiach w grach. Autorka na bank to od kogoś spisała, bo to, że o temacie nie ma najbledszego pojęcia jest już chyba 100% pewne, nie? O swoim „kacu moralnym” już kiedyś pisałem, więc zmilczę ten fragment. Tu akurat, jak raz, muszę się z Autorką zgodzić. Tylko czemu zarzut jest głównie oparty o gry komputerowe? Czy to ich wina? Śmierć ważnych osób zawsze budziła sensację (wystarczy przypomnieć sobie „tabloidowe” zdjęcia Otto von Bismarcka na łożu śmierci) – nie jest więc to nic nowego. Ktoś jeszcze używa tego określenia? I czemu w 2013 roku wciąż najpopularniejszymi grami są Blood i Quake (bo z DOOMem to może chodzić o tego nowego... ta, jasne...)? A, no tak, przecież pisanie pod tezę i spisywanie od innych jest w spychologii wiecznie żywe… Tu, muszę przyznać, Autorka się postarała – jest nawet przypis! Hura! Szkoda tylko, że z… artykułu Iwony Ulfik-Jaworskiej… Co oznacza, że Autorka bezmyślnie przepisała od innego spychologa, nie sięgając do oryginalnego źródła… To samo – niby są przypisy harvardzkie, ale są zerżnięte z cudzego artykułu. Bo przecież fragmenty recenzji w 1997 i 1998 w 2013 roku wszyscy pamiętali (pomijam fakt, że Gambler już dawno nie istniał...). Tutaj, z kolei, przypisu brak. Ale w końcu amerykańscy naukowcy to jeden wielki mózg, jednomyślna grupa ostatecznych Wszechwiedzących Istot a nie jakieś kmioty z podrzędnego "uniwerka", którzy, zapewne, za pieniądze od Szatana pokazują, że gry nie są złe. A, na początku tekstu Autorka nie wstawiła cudzysłowu, więc nie jest to mój błąd :). Uuuu… brzmi groźnie, Ale podsumujmy tę opowiastkę: chłopak miał swoją strzelnicę (o której jego ojciec zapewne wiedział), chodził na polowania (zapewne z ojcem, choć z opisu równie dobrze wynika, że chodził sam) a winne były gry, w które grał w tajemnicy przed ojcem? W-T-F? W dodatku zabrakło najważniejszej informacji – jaki miał motyw? Zabił, bo…? Nie mogę wykluczyć winy gier na 100%, ale skoro jedenastolatkowi (!) pozwala się brać udział w polowaniu i uczy się korzystać z broni palnej to chyba nie pozostawia wątpliwości, ze coś tu z jego ojcem było nie tak. Ale okej, poczytałem też sobie o tym zabójstwie na stronie Guardiana. Wyraźnie wskazywana jest tam „zazdrość” młodego chłopaka o „nowe dziecko” w rodzinie. Czy to było przyczyną? Nie wiem, ale skoro chłopak miał (pewnie dostał od ojca) taką broń (i to z niej zastrzelił kobietę) to ja nie mam więcej pytań. To też jest ciekawe – ten zamachowiec, z tego, co znalazłem na angielskiej Wikipedii i ogólnie w Sieci, był rozpuszczony przez matkę i źle przyjmował wszelkie porażki – przy każdej wpadał w histerię i miał napady złości. Ale czy brak wychowania (a w każdym razie - beznadziejne wychowanie) był powodem tego, co zrobił? A może to, że miał depresję, nawet ją leczył, ale po pięciu sesjach zrezygnował i nikogo to nie obeszło? Nieee, bo by do tezy to nie pasowało. Bo winne są przecież gry, w które grał – to chyba jasne, nie? Z powyższego można też doczytać się skąd zabójca wziął broń. Nie, nie z CS-a, lecz z... nocnej szafki ojca. Tak jest - "tatuś" trzymał broń i amunicję w zasięgu dłoni rozpieszczonego, histeryzującego nastolatka z niedoleczoną depresją i problemami w szkole i życiu osobistym. Ba, dzieciak miał nawet dostęp do domowej strzelnicy. Ale to nadal wina gier... Ciekawą kwestią jest informacja o wycofaniu gry ze sklepów Kaufland... poszukałem w Sieci i nie znalazłem potwierdzenia tych rewelacji! W końcu było to w 2009, więc powinienem znaleźć przynajmniej jedno potwierdzenie, nie? A tu nic... Dodatkowo - choć w moim mieście Kaufland nie ma sklepu - z tego, co widzę ta firma sprzedaje artykuły spożywcze itp. Swoją drogą - zauważyliście, że ci wszyscy mordercy wymieniani przez "naukowców" w publikacjach w znakomitej większości mieli problemy psychiczne? Z tego wynika, że winnymi tych wszystkich masakr są pełne przemocy i Szatana (oraz nekrofilii!) spotkania terapeutyczne i inne placówki prowadzone przez psychologów i psychiatrów :P. Trzeba zlikwidować te domy Diabła - na świecie od razu zrobi się bezpieczniej :D. Cóż za samokrytyka :P. A może ktoś to Autorce dopisał jak nie patrzyła? Chyba Autorka gdzieś w tym czasie wyszła, bo to kolejny sensowny fragment :). Tak samo, jak kolejny: Szkoda tylko, że większość tych naukowców robi wszystko, by ośmieszyć swoje badania i zamiast zrobić coś sensownego na rzecz poprawy (nie, zabranianie i prohibicja to nie jest właściwe działanie). Na tym Autorka kończy swój artykuł (dragi przestały działać?), tak więc i ja powoli kończę swój wpis. Tylko jedna rzecz na zakończenie – Autorka bardzo dużo przepisała od innych, czasem dając przypisy, czasem nie. I tak się zastanowiłem – czy to samo robiła w szkole i na uczelni? Czy jej praca dyplomowa (niestety, nie wiem jakie studia Autorka skończyła) też była zbiorem przepisanych od innych osób frazesów z niewielką ilością własnych przemyśleń/badań? Aż jestem ciekaw… A Wy? PS. Jak raz nie napisałem nic o swoich obserwacjach itp. Ale i tak "pozdro dla kumatych" ;).
  16. Witajcie po wakacjach :). Mam nadzieję, że przez ten czas nieco odpoczęliście (tak jak ja :)). Przyznam, ze nieco nadrobiłem zaległości w filmach i książkach. I może nieco w grach, ale nie o tym dzisiaj :). „Piekło pocztowe” to jedna z książek autorstwa śp. sir Terry’ego Pratchetta, należąca do cyklu „Świat dysku”. I, co muszę przyznać już na wstępie, jedna z moich ulubionych pozycji w ogóle. Dlatego postanowiłem obejrzeć dwuczęściowy film na podstawie tej książki. A po obejrzeniu przydałaby się recenzja, wiec oto jest ;). Zanim zacznę muszę napisać, że wszystkie kadry z filmu pochodzą z Sieci. Z kolei śródtytuły zostały wzięte z polskiego tłumaczenia książki. Doręczenie Film w reżyserii Jona Jonesa całkiem dokładnie trzyma się fabuły pierwowzoru. Nawet mnie to ucieszyło po obejrzeniu, ponieważ dzięki temu scenariusz trzyma równy poziom i nie bardzo mam się czego przyczepić, jako „fan” książki. No, może poza jedną kwestią – w filmie nie było czuć tego… szaleństwa, w jakie, w książce, powoli popadał Moist von Lipwig – główny bohater - przebywając wśród niedoręczonych listów (i od którego pochodzi tytuł angielski i francuski). Fakt, listy pełniły wżną funkcje, ale jakoś ich brakowało w fabule filmu, Przynajmniej odniosłem takie wrażenie. Brakowało nawet ich „bólu”, który powinien odczuć główny bohater mniej-więcej w połowie filmu Z drobnostek dodam jeszcze, że, jak na mój gust, strój poczmistrza jest w filmie zbyt mało złoty. A Adora Belle Dearheart za mało pali :). No i nie ma pana Pieszczocha… Anioł Skoro już wspomniałem o postaciach to należałoby ocenić też aktorów. Sęk w tym, że nie ma tu słabych „występowaczy”. W większości są to mniej znani aktorzy (no, w każdym razie dużo mniej). Chociaż pojawiło się też kilka znanych nazwisk: David Suchet (znanego z roli serialowego Herculesa Poirota), który świetnie zagrał Reachera Gilta – czyli głównego złego, Andrew Sachs (Manuel z „Hotelu Zacisze”), który okazał się świetnym Tolliverem Groatem i Charles Dance (Lord Tywin Lannister) – czyli najlepszy aktor do zagrania najciekawszej, chyba, postaci ze Świata Dysku – lorda Vetinariego. Nie ma jednak co narzekać na pozostałych aktorów. Wprawdzie inaczej sobie wyobrażałem von Lipwiga, ale Richard Coyle zagrał go po prostu bezbłędnie. Z kolei Adora w wykonaniu Claire Foy była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałem w książce (no, może poza sceną z koniem Borysem i panną Dearheart trzymającą… bacik?). Z ważnych postaci nie mogę nie wspomnieć o Panu Pompie, którego wygląd początkowo mnie irytował, ale po dłuższej chwili przekonałem się do niego. Bo choć wygląda dość sztucznie to ta „sztuczność” bardzo dobrze pasuje do niego. Jakoś nie mogę za to powiedzieć nic dobrego o wyglądzie Pana Gryle’a. jakoś tak nie pasuje do tej postaci, przynajmniej moim zdaniem. A może to dlatego, że jednak ciut inaczej go sobie wyobrażałem? A może dlatego, ze ktoś tandetnie go ucharakteryzował… sam nie wiem. Nie zawodzą również postacie mocno poboczne, jak zagrana przez Ingrid Bolsø Berdal sierżant Angua (swoją drogą – jedyna członki książkowej straży miejskiej Ankh-Morpork, która pojawia się w filmie) czy Panna Cripslock, w którą wcieliła się Tamsin Grieg. Również Ian Bonar świetnie wypadł w roli młodego Stanleya Howlera. Na koniec omawiania postaci i aktorów muszę jeszcze za jedno pochwalić twórców – nie zapomnieli o ikonografiku „Pulsu Aknh-Morpork” – Otto von Chrieku – który pojawia się w tle i w zasadzie tylko osoby znające książkę go wyszukają w tłumie. Zagubione w poczcie Na tym w zasadzie powinienem zakończyć swój wpis, gdyż mimo trzygodzinnego seansu… nie bardzo jest co więcej dodać. Muzyka jest w porządku, nie irytuje, co jest chyba najlepszą rekomendacją. Dlatego z czystym sumieniem mogę napisać: fani ksiązki powinni obejrzeć a ci, którzy nie mieli styczności z dziełem śp. sir Pratchetta też w sumie mogą, bo film jest po prostu dobry. Osobiście daję mu 4+/6.
  17. Witajcie po wakacjach :). Mam nadzieję, że przez ten czas nieco odpoczęliście (tak jak ja :)). Przyznam, ze nieco nadrobiłem zaległości w filmach i książkach. I może nieco w grach, ale nie o tym dzisiaj :). „Piekło pocztowe” to jedna z książek autorstwa śp. sir Terry’ego Pratchetta, należąca do cyklu „Świat dysku”. I, co muszę przyznać już na wstępie, jedna z moich ulubionych pozycji w ogóle. Dlatego postanowiłem obejrzeć dwuczęściowy film na podstawie tej książki. A po obejrzeniu przydałaby się recenzja, wiec oto jest ;). Zanim zacznę muszę napisać, że wszystkie kadry z filmu pochodzą z Sieci. Z kolei śródtytuły zostały wzięte z polskiego tłumaczenia książki. Doręczenie Film w reżyserii Jona Jonesa całkiem dokładnie trzyma się fabuły pierwowzoru. Nawet mnie to ucieszyło po obejrzeniu, ponieważ dzięki temu scenariusz trzyma równy poziom i nie bardzo mam się czego przyczepić, jako „fan” książki. No, może poza jedną kwestią – w filmie nie było czuć tego… szaleństwa, w jakie, w książce, powoli popadał Moist von Lipwig – główny bohater - przebywając wśród niedoręczonych listów (i od którego pochodzi tytuł angielski i francuski). Fakt, listy pełniły ważną funkcje, ale jakoś ich brakowało w fabule filmu - takie odniosłem takie wrażenie. Brakowało nawet ich „bólu”, który powinien odczuć główny bohater mniej-więcej w połowie filmu Z drobnostek dodam jeszcze, że, jak na mój gust, strój poczmistrza jest w filmie zbyt mało złoty. A Adora Belle Dearheart za mało pali :). No i nie ma pana Pieszczocha… Anioł Skoro już wspomniałem o postaciach to należałoby ocenić też aktorów. Sęk w tym, że nie ma tu słabych „występowaczy”. W większości są to mniej znani aktorzy (no, w każdym razie dużo mniej). Chociaż pojawiło się też kilka znanych nazwisk: David Suchet (znanego z roli serialowego Herculesa Poirota), który genialnie zagrał Reachera Gilta – czyli głównego złego, Andrew Sachs (Manuel z „Hotelu Zacisze”), który okazał się świetnym Tolliverem Groatem i Charles Dance (Lord Tywin Lannister) – czyli najlepszy aktor do zagrania najciekawszej, chyba, postaci ze Świata Dysku – lorda Vetinariego. Nie ma jednak co narzekać na pozostałych aktorów. Wprawdzie inaczej sobie wyobrażałem von Lipwiga, ale Richard Coyle zagrał go po prostu bezbłędnie. Z kolei Adora w wykonaniu Claire Foy była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałem w książce (no, może poza sceną z koniem Borysem i panną Dearheart trzymającą… bacik?). Z ważnych postaci nie mogę nie wspomnieć o Panu Pompie, którego wygląd początkowo mnie irytował, ale po dłuższej chwili przekonałem się do niego. Bo choć wygląda dość sztucznie to ta „sztuczność” bardzo dobrze pasuje do niego. Jakoś nie mogę za to powiedzieć nic dobrego o wyglądzie Pana Gryle’a. Zwyczajnie nie pasuje do tej postaci, przynajmniej moim zdaniem. A może to dlatego, że jednak ciut inaczej go sobie wyobrażałem? A może dlatego, że ktoś tandetnie go ucharakteryzował… sam nie wiem. Nie zawodzą również postacie mocno poboczne, jak zagrana przez Ingrid Bolso Berdal sierżant Angua (swoją drogą – jedyna członki książkowej straży miejskiej Ankh-Morpork, która pojawia się w filmie) czy Panna Cripslock, w którą wcieliła się Tamsin Grieg. Również Ian Bonar świetnie wypadł w roli młodego Stanleya Howlera. Na koniec omawiania postaci i aktorów muszę jeszcze za jedno pochwalić twórców – nie zapomnieli o ikonografiku „Pulsu Aknh-Morpork” – Otto von Chrieku – który pojawia się w tle i w zasadzie tylko osoby znające książkę go wyszukają w tłumie. Zagubione w poczcie Na tym w zasadzie powinienem zakończyć swój wpis, gdyż mimo trzygodzinnego seansu… nie bardzo jest co więcej dodać. Muzyka jest w porządku, nie irytuje, co jest chyba najlepszą rekomendacją. Dlatego z czystym sumieniem mogę napisać: fani książki powinni obejrzeć a ci, którzy nie mieli styczności z dziełem śp. sir Pratchetta też w sumie mogą, bo film jest po prostu dobry. Osobiście daję mu 4+/6.
  18. Mogłoby tak być, ale ten program był wyemitowany w 2003 roku, a książka jest z 2000 ;). Dodatkowo, Bulma miała wówczas ~17 lat (jeśli dobrze pamiętam i według dragonball.wikia.com - urodzona w 733, a akcja miała miejsce w 750), więc trudno mówić o pedofilii. Przynajmniej nie miała 12, jak w przypadku pewnego znanego reżysera :P. Ale cóż, jedna niedouczona poszła do niedouków z telewizji i zrobiła aferę, a spychologia się tym zajęła. Z łatwym do przewidzenia skutkiem ;). A tu jest ładnie wszytko opisane: http://ataknadbz.republika.pl. Cieszę się, że czytasz i komentujesz :). Szybkość nie ma znaczenia ;).
  19. No cóż... wprawdzie mam 1, 2 i Tactics na gog-u, ale nigdy w nie nie grałem. Mam też obawy, że mogę się od nich odbić (brak sentymentu robi swoje ;)). Ale chyba dam im szansę czekając na odpowiednią cenę "czwórki" ;).
  20. Szczerze pisząc to bym nawet o tym nie wiedział, gdyby nie Niekryty :). Dodatkowo, uważam, że o tym też trzeba pisać - choć tutaj traktuję to jako ciekawostkę, ale też pewną wskazówkę "co ludzie sądzą o graczach". I że wiąże się to z książkami, które opisuję (jestem tego pewny - przecież takie "scenariusze" nie biorą się z kosmosu). A potem swoją "wiedzę" przekazują dalej. Niestety... Dinozaury też niektórzy lubią ;). Choć, przyznam, był to pierwszy jego filmik, jaki obejrzałem od kilku miesięcy. Wciąż lubię sobie jednak włączyć jego stare filmiki. I nie patrzę na "fejm" - jak wyświetli mi się coś ciekawego to to oglądam niekiedy. A jak mi się spodoba - daje suba. To fakt. Ale co z tego?
  21. No wiesz, skoro to wciąż powstaje to ktoś to ogląda. Obawiam się też, że niektórzy w to wierzą potem... No i?
  22. Jest to ostatni przedwakacyjny wpis, więc idźmy dalej z książką z wpisu sprzed dwóch tygodni: Pytanie do znawców – czy „manga” nie oznacza po prostu „komiks”? Nie ma chyba potrzeby dodawać „powieść obrazkowa”, bo jest to masło maślane. Równie dobrze można było napisać „powieść obrazkowa Komiks”. Nie czytałem mangi od dawna (kiedyś, dawno temu, czytałem jeden z zeszytów DBZ), więc nie wypowiem się o pedofilii w niej zawartej – może ktoś zabierze głos? Mam jednak wrażenie, że Autor czytał jakieś hentai… Co do drugiego zdania – co to za filmy o wyczynach sportowych bohaterów telewizji? Ktoś-coś? Komiks muzyczny? W sensie, że gra jak go otworzymy? A to ciekawe… mam dziwne wrażenie, że w żadnym produkcie (komiksie, filmie, grze itp.) nie da się osiągnąć czystego gatunku. Taki, nadużywany przeze mnie, Dragon Ball to, chyba, przygodowy i komediowy by był. Jak sądzicie? Tu nie mogę się spierać – takie wydarzenie miało miejsce. Choć przydałoby się, żeby Autor dodał, ze 685 młodych Japończyków trafiło do szpitala z objawami epilepsji (źródło), a także, że felerny odcinek nie został wyemitowany w innych krajach. Oraz, że twórcy zmodyfikowali ten i inne odcinki, by nie dochodziło do podobnych sytuacji. Czyli, innymi słowy, zachowali się w porządku. Ale te słowa chyba Autorowi nie przeszłyby przez pismo ;). Jak nic obraz Smerfów, Muminków i Pszczółki Mai. Choć w sumie dobrze, że Autor ich nie zauważył, bo oni tam cały czas są NADZY! Albo bardzo skąpo ubrani. Choć Autor chyba oglądał/czytał jakieś „hentaje”. Jak sądzicie? Nie wiem czemu, ale cały ten fragment wygląda jak znany dowcip: Kowalski poszedł na komisję poborowa. Po badaniach, wziął go na rozmowę seksuolog. Narysował mu kółko: - Kowalski, co to jest ? - Goła baba... Narysował mu kwadrat: - A to? - He, he, goła baba... Na koniec, narysował mu trójkąt: - No a to, przyjrzyjcie się dobrze. - Też goła baba... - Kowalski, wy jesteście zboczeni!!! - Jaaa??? A kto mi te gołe baby rysował?! Idźmy dalej: Nie będę się z tym spierał – pewnie tak było. Ale jedno mnie zastanawia - czym są TV1 i TV2? Chyba Autorowi chodziło o TVP1 i TVP2 – takie nazwy istniały już w 1997 roku. Ale - co właściwie było badane? Specjalnie przepisałem całość, by móc to rozstrzygnąć, ale nie mam pewności. Jeśli była to cała ramówka wymienionych telewizji to te 2,4 minuty to jakoś mało… Coś mi tu też nie pasuje – czy badania były prowadzone przez cały październik? Przecież TVN ruszył dopiero 3.10.1997. A może był to wybrany dzień? Takie informacje się podaje – inaczej można je wrzucić do kosza. Wicie co? Specjalnie trochę pogrzebałem i znalazłem ramówkę tych stacji – link – i zapoznałem się z niektórymi programami. I wiecie co? Nie wiem czy doliczyłbym się „średnio 2,4 minuty” przemocy. Ale podkreślam – zależy co uznać za przemoc i jaki był czas trwania badań. I co brano pod uwagę. Czas przejść dalej - do gier ;): I już wiecie skąd pochodziły dane z niedawnego wpisu. Tu źródła wprawdzie brakuje, ale co – nie uwierzycie naukowcowi na słowo? Łeee… żadnych robotów? Ani magii? Coś marne gry Autor „badał” :P. Oto przykład jak jednym prostym zdaniem opisać grafikę w grach :). Nie jestem jednak pewien czy określenie „prosta grafika” można odnieść do takiego „Króla Lwa” z 1994 roku. Choć, oczywiście, należałoby jeszcze przyjąć definicję „filmu rysunkowego”, czego Autor nie zrobił. Mam dziwne wrażenie, ze już to gdzieś czytałem… ktoś musiał to przepisać o Autora :). Szkoda, że Autor nie dał żadnego przykładu gry z taką opcją – pamiętam, że nawet w ultrabrutalnym SoF była przeciwna opcja… Jak nic obraz Need for Speeda i FIFA 1999 :P. Dobra, był rok 2000, niektóre gry jeszcze miały życia. Taki Half Life na przykład. „Wolf”? Nie mam 100% pewności, ale wydaje mi się, że jednak Autor powinien był podać pełny tytuł. Niemniej, tym razem doboru tytułów się nie przyczepię – bo te gry były wtedy jeszcze popularne. Mogę się za to przyczepić wymienienia tylko tych złych gier. FIFA i NfS też były wówczas popularne :D. Nie wspominając już o karach w postaci „gwiazdek” z GTA2 (tak, wiem, tam były głowy policjantów :)). No, ja to się zaprzyjaźniłem swego czasu z Claudem (Speedem?) z GTA 2. I tak jak on umiem wysadzać samochody i przeskakiwać nad nimi. Widok z góry trochę utrudnia mi życie, ale daję radę. I tu nasuwają się dwa pytania – pierwsze: co jest ze mną nie tak? Oraz z setkami, tysiącami nawet, graczy, którzy nie mordują innych? I drugie – co z dziewczętami? Rozumiem, ze wspomniane badania pochodziły z 1997 roku, ale takie stereotypowe podejście nigdy nie było dobre w nauce (choć to akurat zarzut do Autorki oryginalnych badań, a nie do Autora). Już prawie koniec – czas na porównanie obu omawianych przez Autora mediów: Nie rozumiem tego zdania. To znaczy, że przemoc oglądana „na żywo” w TV jest lepsza od tej nagranej? Ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć o co Autorowi chodziło? Nie jestem na 100% pewny, ale Autor miał chyba na myśli „agresję symulowaną”. Za to musze przyznać Autorowi rację w drugiej części fragmentu – ostatnio zaklinałem myszka dwóch dresów (nie zabiłem ich, bo jestem dobrym graczem). Chyba oglądałem niewłaściwe programy w telewizji :/. Może niezbyt dokładnie oglądałem moją ulubioną (w tamtym czasie) „Ciuchcię”? Hmm… Na tej refleksji zakończę. Życzę Wam udanych, bezpiecznych i leniwych oraz growych wakacji! Do zobaczenia we wrześniu!
  23. Jest to ostatni wpis przed wakacjami, więc idźmy dalej z książką z wpisu sprzed dwóch tygodni: Pytanie do znawców – czy „manga” nie oznacza po prostu „komiks”? Nie ma chyba potrzeby dodawać „powieść obrazkowa”, bo jest to masło maślane. Równie dobrze można było napisać „powieść obrazkowa Komiks”. Nie czytałem mangi od dawna (kiedyś, dawno temu, czytałem jeden z zeszytów DBZ), więc nie wypowiem się o pedofilii w niej zawartej – może ktoś zabierze głos? Mam jednak wrażenie, że Autor czytał jakieś hentai… Co do drugiego zdania – co to za filmy o wyczynach sportowych bohaterów telewizji? Ktoś-coś? Komiks muzyczny? W sensie, że gra jak go otworzymy? A to ciekawe… mam dziwne wrażenie, że w żadnym produkcie (komiksie, filmie, grze itp.) nie da się osiągnąć czystego gatunku. Taki, nadużywany przeze mnie, Dragon Ball to, chyba, przygodowy i komediowy by był. Jak sądzicie? Tu nie mogę się spierać – takie wydarzenie miało miejsce. Choć przydałoby się, żeby Autor dodał, ze 685 młodych Japończyków trafiło do szpitala z objawami epilepsji (źródło), a także, że felerny odcinek nie został wyemitowany w innych krajach. Oraz, że twórcy zmodyfikowali ten i inne odcinki, by nie dochodziło do podobnych sytuacji. Czyli, innymi słowy, zachowali się w porządku. Ale te słowa chyba Autorowi nie przeszłyby przez pismo ;). Jak nic obraz Smerfów, Muminków i Pszczółki Mai. Choć w sumie dobrze, że Autor ich nie zauważył, bo oni tam cały czas są NADZY! Albo bardzo skąpo ubrani. Choć Autor chyba oglądał/czytał jakieś „hentaje”. Jak sądzicie? Nie wiem czemu, ale cały ten fragment wygląda jak znany dowcip: Kowalski poszedł na komisję poborowa. Po badaniach, wziął go na rozmowę seksuolog. Narysował mu kółko: - Kowalski, co to jest ? - Goła baba... Narysował mu kwadrat: - A to? - He, he, goła baba... Na koniec, narysował mu trójkąt: - No a to, przyjrzyjcie się dobrze. - Też goła baba... - Kowalski, wy jesteście zboczeni!!! - Jaaa??? A kto mi te gołe baby rysował?! Idźmy dalej: Nie będę się z tym spierał – pewnie tak było. Ale jedno mnie zastanawia - czym są TV1 i TV2? Chyba Autorowi chodziło o TVP1 i TVP2 – takie nazwy już istniały w 1997 roku. Ale - co właściwie było badane? Specjalnie przepisałem całość, by móc to rozstrzygnąć, ale nie mam pewności. Jeśli była to cała ramówka wymienionych telewizji to te 2,4 minuty to jakoś mało… Coś mi tu też nie pasuje – czy badania były prowadzane przez cały październik? Przecież TVN ruszył dopiero 3.10.1997. A może był to wybrany dzień? Takie informacje się podaje – inaczej można badanie wrzucić do kosza. Wiecie co? Specjalnie trochę pogrzebałem i znalazłem ramówkę tych stacji – link – i zapoznałem się z niektórymi programami. I wiecie co? Nie wiem czy doliczyłbym się „średnio 2,4 minuty” przemocy. Ale podkreślam – zależy co uznać za przemoc i jaki był czas trwania badań. I co brano pod uwagę. Czas przejść dalej - do gier ;): I już wiecie skąd pochodziły dane z niedawnego wpisu. Tu źródła wprawdzie brakuje, ale co – nie uwierzycie naukowcowi na słowo? Łeee… żadnych robotów? Ani magii? Coś marne gry Autor „badał” :P. Oto przykład jak jednym prostym zdaniem opisać grafikę w grach :). Nie jestem jednak pewien czy określenie „prosta grafika” można odnieść do takiego „Króla Lwa” z 1994 roku. Choć, oczywiście, należałoby jeszcze przyjąć definicję „filmu rysunkowego”, czego Autor nie zrobił. Mam dziwne wrażenie, że już to gdzieś czytałem… ktoś musiał to przepisać od Autora :). Szkoda, że Autor nie dał żadnego przykładu gry z taką opcją – pamiętam, że nawet w ultrabrutalnym SoF była przeciwna opcja… Jak nic obraz Need for Speeda i FIFA 1999 . Dobra, był rok 2000, niektóre gry jeszcze miały życia. Taki Half Life na przykład. „Wolf”? Nie mam 100% pewności, ale wydaje mi się, że jednak Autor powinien był podać pełny tytuł. Niemniej, tym razem doboru tytułów się nie przyczepię – bo te gry były wtedy jeszcze popularne. Mogę się za to przyczepić wymienienia tylko tych złych gier. FIFA i NfS też były wówczas popularne :D. Nie wspominając już o karach w postaci „gwiazdek” z GTA2 (tak, wiem, tam były głowy policjantów :)). No, ja to się zaprzyjaźniłem swego czasu z Claudem (Speedem?) z GTA 2. I tak jak on umiem wysadzać samochody i przeskakiwać nad nimi. Widok z góry trochę utrudnia mi życie, ale daję radę. I tu nasuwają się dwa pytania – pierwsze: co jest ze mną nie tak? Oraz z setkami, tysiącami nawet, graczy, którzy nie mordują innych? I drugie – co z dziewczętami? Rozumiem, ze wspomniane badania pochodziły z 1997 roku, ale takie stereotypowe podejście nigdy nie było dobre w nauce (choć to akurat zarzut do Autorki oryginalnych badań, a nie do Autora). Już prawie koniec – czas na porównanie obu omawianych przez Autora mediów: Nie rozumiem tego zdania. To znaczy, że przemoc oglądana „na żywo” w TV jest lepsza od tej nagranej? Ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć o co Autorowi chodziło? Nie jestem na 100% pewny, ale Autor miał chyba na myśli „agresję symulowaną”. Za to musze przyznać Autorowi rację w drugiej części fragmentu – ostatnio zaklinałem myszka dwóch dresów (nie zabiłem ich, bo jestem dobrym graczem). Chyba oglądałem niewłaściwe programy w telewizji :/. A może niezbyt dokładnie oglądałem moją ulubioną (w tamtym czasie) „Ciuchcię”? Hmm… Na tej refleksji zakończę. Życzę Wam udanych, bezpiecznych i leniwych oraz growych wakacji! Do zobaczenia we wrześniu!
  24. A czemu? Ukazał się w sumie dwa dni później - zawsze publikuję w soboty, tak się złożyło ;).
  25. W tym roku wyjątkowo nie czekałem na E3. gdyby nie licznik na cdaction.pl to kompletnie bym o nim zapomniał. Uważałem bowiem, że nie zostanie pokazane zupełnie nic, co by mnie zainteresowało. Po cichu liczyłem jednakże na TES VI. Betesda mnie jednak nie zawiodła – pokazała cośtam o karciance w tym uniwersum oraz Skyrim i Fallout 4 VR. Ech… Z o wiele mniejszym zainteresowaniem patrzyłem na Ubisoft, ściślej na lubianego przeze mnie Asasyna. Nie kręcą mnie klimaty starożytnego Egiptu, a i poważna zmiana sposobu gry jakoś mnie zniechęciła. Aczkolwiek, po obejrzeniu kilku gameplay’ów pomyślałem „a może się mylę?”. Wychodzi więc z tego, że… nie wiem co o tej grze myśleć. Z jednej strony bardziej, niż w Syndicate, rozbudowane elementy RPG mogą odświeżyć nieco serię, z drugiej zaś – czy to nadal będzie Asasyn, którego pokochały miliony (w tym ja)? Nie mam więc wyboru - z oceną Origins będę musiał się wstrzymać do premiery. Z innych gier pokazanych na E3, które będę musiał śledzić w 2017/2018, muszę wymienić jeszcze nowego Wolfa, Far Cry 5 (może wreszcie Ubi zmodyfikuje formułę i tej serii?), Mount and Blade II (o ile wyjdzie…), Tropico 6 (oby tylko nie był kolejnym klonem „trójki”…) oraz Cień wojny. Powinienem też wymienić nowego MUGENa nową bijatykę Dragon Ball, ale póki co, nie grałem jeszcze w żadną grę DB… Myślę też o nowym CoD. Podsumowując ten krótki wpis – mam na co czekać. Zapewne wszystkie wymienione produkcje kupię (o ile będą tego warte, rzecz jasna) dopiero gdzieś w 2019 (poczekam na GOTY), ale przynajmniej miałem na czym zawiesić oko. Do zobaczenia za tydzień :).
×
×
  • Utwórz nowe...