Skocz do zawartości

MajinYoda

Zwycięzcy Smugglerków
  • Zawartość

    1166
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    100

Wszystko napisane przez MajinYoda

  1. Oczywiście - to wszyscy wiedzą. A najgorsze jest to, że o tym nie piszą w instrukcji :(. Tak szczerze, to o tym początkowo pomyślałem. "Wojny Klonów" bodaj się ta seria nazywała. Tak samo jak "Ben10". Ale czy można to nazwać bajką? To raczej seriale animowane skierowane do nastolatków (w sensie 11-14 lat). A "bajki" kojarzą się raczej z czymś dla młodszych osób. W sumie to zależy jaką definicję przyjąć - a Autor tego nie zrobił... Swoją drogą - ostatnio na tym e-sportowym kanale Polsatu zauważyłem, że leci "Dragon Ball Super" - w dodatku scena z Friezą torturującym Gohana i zabijającym Piccolo. Trochę mnie zaskoczyło, że leci to w paśmie porannym ze znaczkiem "od 7 lat" :O. Wyjdę na hipokrytę, bo DBZ oglądałem mając lat 9, ale raczej nie pozwoliłbym swojemu siedmioletniemu dziecku oglądać DBS...
  2. Po kilku tygodniach przerwy przyszedł czas na MSMa, nie sądzicie? Dziś zajmę się książką „Przestępczość nieletnich – teoria i praktyka” pod red. Sylwii Ćmiel (2012), a konkretniej artykułem „Realna i wirtualna rzeczywistość – agresywne zabawy i przestępstwa nieletnich w świecie wirtualnym” dra hab. Zdzisława Majchrzyka. Wpis nie będzie zbyt długi. Na początku jest dość nudno… Autor trochę plącze się między agresją realną a wirtualną. Niemniej, kilka fragmentów udało mi się wyłuskać: Ekhem… Pong nie był pierwszą grą video… chociaż, zależy jak na to spojrzeć…bo w końcu Nolan Bushnell „ukradł” pomysł na grę Ralphowi Baerowi, nie? (za: B. Kluska, Dawno temu w grach, 2008, s. 17). Dodatkowo, skoro PONG i jego… hmm… pierwowzór pojawiły się w 1972 roku, to czemu Autor cytuje tu tekst o pięć (!) lat starszy? Czyżby pan Rushkoff umiał podróżować w czasie? Tu jest tekst ciut nowszy, z 1999 roku… I moja Mama by się wtedy zdziwiła, gdybym tak krzyknął… Choć zawsze sobie z Mamą żartujemy, że gdy w 2000 roku grałem w demo Quake III Areny (z botem), siedziała za mną i patrzyła mi w monitor. Nagle, całkiem przypadkowo, nacisnąłem spust celując w ścianę. Jaki był komentarz mojej Mamy? „Nie po ścianach! Nie marnuj amunicji!” :D. Eeee… a świat rzeczywisty też nie jest dla geniuszy, psychopatów i przeciętniaków? Co Autor sugeruje? Później jest sporo nieprzydatnych (temu blogowi) zdań… ale jeden fragment przykuł moją uwagę, choć nie dotyczy gier: Po kolei: przede wszystkim chłopiec nazywał się Rhys Jones (więc nie wiem skąd „Jonem”). Druga kwestia: te gangi dziecięce są straszne – zabijają bez mrugnięcia okiem! Szkoda tylko, że Autor nie zechciał zapoznać się z całą sprawą, a oparł swój tekst na doniesieniach medialnych tuż po zabójstwie… Ale ja się zapoznałem, korzystając z internetowych wydań brytyjskiej prasy. I zajęło mi to raptem 10 minut! Zacząłem, typowo, od Wikipedii (https://en.wikipedia.org/wiki/Murder_of_Rhys_Jones), potem „The Telegraph", „BBC”... Krótko pisząc – jedenastolatek faktycznie zginął od kuli z S&M, ale za spust pociągnął… szesnastoletni wówczas Sean Mercer, członek jednego z lokalnych gangów (śmierć Rhusa była zresztą przypadkowa, ale to tak na marginesie). Coś się tu nie zgadza, prawda? Ale to by Autorowi do tezy nie pasowało, nie? Choć, w sumie, by pasowało… ale trzeba by było ruszyć się i poszukać… bo w 2012 roku przecież internet w wiadrach trzeba było do domu nosić :P. Spodobał mi się ten fragment – tylko dlatego go wrzuciłem :P. Zwyczajnie nie wiem co wnosi do całości tekstu – jaki „inny strój” Autor ma na myśli? Czemu nie rozwinął swojej wypowiedzi? Dobra, czas wrócić do interesujących nas treści: Oj tak, zawsze po pograniu w Cities: Skylines mam ochotę komuś dać po gębie :D. Już o tym tyle razy o tym pisałem… nie będę się powtarzać, dobrze? („Nowe życie” w 2012 roku – serio, Panie Badaczu?) Autor aż pogrubił ten tekst, by rzucił się w oczy – więc i ja tak zrobiłem. Owszem, gracze zapewne mają poczucie odwracalności wirtualnej śmierci – bo jest… wirtualna. Ale spychologia przecież wie, co siedzi w głowie każdego gracza, prawda? W przeciwieństwie do szachów, gdzie wcale nie biją się między sobą figury, wojen – gdzie ludzie się nie mordują – czy nawet pełna dobra literatura i sztuka (danse macabre, na przykład). Źródło: Memegenerator.net Ale to gry są złe… Tu mnie Autor zaskoczył - nagle filmy oberwały :O. Ale zastanawiają mnie dwie rzeczy: 1. kto przy zdrowych zmysłach pozwala dzieciom oglądać horrory (i dlaczego Autor nie pisze o głupocie rodziców w tym przypadku?)? 2. czym są bajki s-f? I na tym lepiej zakończę :).
  3. O tym triku dowiedziałem się dużo później, gdy już dawno podbiłem Polskę :). Niedawno wróciłem do WoWa - i wciąż jestem "For the Alliance!", ale może dlatego, że gram casualowo?
  4. Właściwie to mam podobne odczucia - chociaż zwykle na początku gram Polską, by najpierw nią wygrać, a potem całą resztą (choć w takim Empire Total War bardzo mało grałem innymi nacjami).
  5. Całkiem o tym zapomniałem - wszystko przez to, że początkowo planowałem, by ten blog był tylko "namiastką" oryginału, a treści leciały na ten na bloggerze. Ale, ostatecznie, zdecydowałem się ten blog zrobić głównym, a z tamtego zrezygnować. Reszta wpisu jest już na swoim miejscu :).
  6. Nawet z samym Ghostem :). Nic to, niestety, nie dało...
  7. Jutro będziemy obchodzić setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości oraz zakończenia Pierwszej Wojny Światowej. Zacznijmy od naszej ojczyzny. W zeszłym roku próbowałem wymienić jak najwięcej przykładów, gdzie Polska i Polacy pojawili się w wirtualnym świecie. Tym razem pomyślałem, że można się zastanowić nad tym, jakimi patriotami jesteśmy w grach? Tu napiszę o sobie i bardzo chętnie poznam Wasze zdanie w komentarzach ;). Zacznę od tego, że jeśli w strategiach do wyboru jest Polska to zawsze ją wybieram (w Medieval II było to o tyle zabawne, że musiałem ją najpierw podbić Anglią, ale to inna sprawa ;)). Niezależnie czy to kolejne części Total Wara, Civilization czy Europa Universalis (w ten ostatni próbowałem kilka razy zagrać, ale jakoś nigdy mi nie szło…). Ba, nawet grając w FIFĘ na początku wybieram Polskę… wyjątkiem są polskie kluby ;). memotywatory.pl Zastanowiłem się jednak głębiej nad tematem. Co bowiem z innym rodzajem patriotyzmu – takim – nazwijmy to – wirtualnym? Weźmy takiego Skyrima. Grając Nordem mam wrażenie, że bardziej interesuje mnie los, jakby nie patrzeć, „mojej” małej ojczyzny, niż, gdy gram np. Bretonem. Z kolei w Fallout 4 w każdej osadzie zawsze pamiętam postawić lub zawiesić flagę USA (obok flagi Minutemanów i Instytutu ;)). Nie patrzyłem wcześniej w ten sposób na ten temat i uświadomiłem sobie, że dlatego w Gothic 3 nie umiałem się opowiedzieć po stronie orków (bo to tak jakby w grze o II WŚ wybrać Niemcy zamiast Polski). Uznałem bowiem, że dla Bezimiennego Myrtana jest ojczyzną. Doszło do tego też coś, co opisałem w tym poście. Może jest to nieco naciągane? Może zwyczajnie przesadzam i przesadnie wczuwam się w swoją rolę w grach? Jak sądzicie? I jakie są Wasze odczucia?
  8. Drugiego bloga, dla ścisłości ;).
  9. Nie, ale mam już telefon z Androidem - Huawei P9 Lite Mini :P. W międzyczasie doszedłem też do słusznego wniosku (którego wówczas nie widziałem) - jak producenci nie chcą mojej kasy to ich problem. Oraz: jak gra się sprawdzi to całkiem możliwe, że będzie port na PC. Ale nadal lubię sobie pomarudzić :P.
  10. Nie, na szczęście nie - co widać po tym, że wciąż piszę ;). W zasadzie to chyba nikt nie wie o co chodziło z tamtym blogiem i czemu przestał działać z dnia na dzień... Powoli wrzucam stare wpisy na tego bloga, ale wiadomo - trudniej (i nudniej) jest odbudowywać niż budować. Najbardziej mi szkoda, że straciłem wyświetlenia i komentarze :(.
  11. Koniec „zdrajcy” Ostatniego dnia lipca 1514 roku słońce powoli wschodziło nad Florencją. Na Piazza Della Signoria kupcy musieli ustąpić miejsca tłumowi, który chciał zobaczyć egzekucję zdrajcy. Dokładnie w południe Marcus Leone – pochodzący ze znamienitej florenckiej rodziny bankier - miał zostać ścięty za zdradę swego miasta. O godzinie jedenastej z lochów Pałacu Veccio skazaniec został wyprowadzony. W egzekucji miał wziąć udział władca Florencji – Julian Medyceusz, niegdysiejszy przyjaciel ojca Marcusa, o czym wiedzieli niemal wszyscy mieszkańcy miasta. Tuż po wpół do dwunastej procedura rozpoczęła się od przemówienia Gonfaloniere Francesco Albertiego. Mówił o winach Leone, chociaż tak naprawdę bardzo go lubił. Jednakże, zgodnie z wolą Medyceuszy, musiał wydać wyrok śmierci. Zaraz po przemówieniu pozwolono skazańcowi na wygłoszenie mowy, ale tłum głośno krzyczał – „Zdrajca! Nie może przemawiać!”. Na próby uciszenia tłumu było już zdecydowanie za późno, ponieważ dzwon nieubłaganie zaczął dzwonić. Ding! Skazaniec zostaje zaprowadzony do pieńka katowskiego. Dong! Obecny na egzekucji kapłan powiedział kilka słów modlitwy. Ding! Tłum zaczął głośniej skandować – „zabić zdrajcę!”. Dong! Julian Medyceusz zszedł ze sceny. Ding! Marcus Leone po raz ostatni spojrzał na niebo nad Toskanią i zauważył latającego nad nimi orła. Dong! Skazaniec uklęknął przed pieńkiem, szepcząc coś cicho. Ding! Kat w czerwonym kapturze przygotował topór. Dong! Straż zebrała się wokół sceny, zgodnie z rozkazem Juliana Medyceusza. Ding! Marcus położył głowę na pieńku. Dong! Kat podszedł do pieńka z toporem gotowym do cięcia. Ding! Topór uderzył w szyję Marcusa. Głowa skazańca potoczyła się po scenie. ==== Ostra robota Jak ja nie lubię tej roboty. Nie mogą człowiekowi powiedzieć o tym wcześniej? Chciałem dzisiaj wybrać się z dziećmi poza mury miasta, ale nieee. Cholerny, zakłamany Gonfaloniere musiał akurat mnie wybrać do tego zadania. No cóż, przynajmniej dobrze mi płacą. Co oni się tak guzdrzą? Czy wyprowadzenie jednego człeka z lochu jest takie trudne? Swoją drogą – żal mi go. Nasi ojcowie dobrze się znali. Spotkali się w 1499 roku tu, we Florencji. No fakt, mój tatulo był rzeźnikiem, ale za to najlepszym w mieście to i bogaty bankier chciał mieć w nim przyjaciela. A teraz ja muszę ściąć jego syna? Cóż za dziwny zbieg okoliczności. Ale tłum! Od czasów tego całego Savonaroli takiego motłochu tu nie widziałem. O, nawet Medyceusz się z nami wybiera. Kolejny zakłamany buc. No dobra, ciekawe, czy tym razem wszystko jest w porządku. Nie chciałbym powtórki z zeszłego miesiąca. Jeżeli dzisiaj kowal znowu spartaczył robotę, to każę mu zeżreć trzonek topora. Pośpieszcie się! Strasznie mi gorąco w tym kapturze. No tak - muszę jeszcze czekać aż ten cały Alberti skończy ględzić. „Zdrajca i spiskowiec” – taaa, jasne. A ciekawe kto chodził do Leone po pożyczki? Kto częściej bywał u bogatego bankiera niż ja na targowisku? Ha, hipokryci. Niech te ludziska się zamkną. Zaraz będą mieli trupa, ale czy muszą tak wrzeszczeć? Jeszcze kilka minut i po krzyku. Dobra, zaczyna się. Strażnicy już go podprowadzają do pieńka. Jeszcze tylko paciorki i mogę podejść. Znowu się drą. Skazaniec spojrzał w niebo. O, leci orzeł. Piękne zwierzęta, takie manies… manest... majniest… no, ładnie wyglądają. Dobra, Leone klęknął przed pieńkiem – w końcu. Powoli… byle tylko dobrze trafić… i… ciach! Krew bryzgnęła i mnie ochlapała, ale trza się było do tego przyzwyczaić to i się przyzwyczaiłem. Ale chyba muszę tym razem pochwalić kowala – dobrze zaostrzył topór. ==== Spisek O godzinie jedenastej w jednym z domów przy Piazza Della Signoria spotkały się trzy zakapturzone postacie. Za pozamykanymi oknami słychać było hasał tłumu gromadzącego się wokół sceny. Postacie w milczeniu spoglądały na mapę Florencji rozłożoną na niewielkim stole. Tuż przed godziną dwunastą jedna z postaci – niski mężczyzna - odezwała się: - Jeszcze mamy szansę zaatakować… - To zbyt duże ryzyko. – przerwał mu dobrze zbudowany mężczyzna. – Powinniśmy wybrać się po wsparcie do Forli. - Jeżeli teraz uciekniemy to koniec. - Co masz na myśli? - Zamknijcie się obaj – powiedziała, dotąd milcząca, trzecia osoba - kobieta. Nastała chwila ciszy. Słychać było tylko wdzierające się każdą szparą w domu krzyki tłumu. Wysoki mężczyzna podszedł do okien i lekko otworzył okiennicę. Na scenie Gonfaloniere wciąż przemawiał. - To koniec – powiedział, po czym zwrócił się do kobiety. – Moja Pani, powinnaś wrócić do Ferrary. Pani ojciec i brat chcieliby Waszego bezpieczeństwa. - Micheletto, ja… - zaczęła kobieta. - A co z nami? – zapytał niski mężczyzna. Micheletto odszedł od okna i podszedł do kobiety. - Księżno Lukrecjo, musisz wrócić do Ferrary. Przynajmniej dopóki nie odnowimy kontaktów w Forli. - Zaczynasz mnie denerwować – odezwał się niski mężczyzna – możemy teraz pójść i zabić Medyceusza. Micheletto podszedł do niego, spojrzał mu w twarz, po czym znowu podszedł do okiennic. - Ty też powinieneś wyjechać. Najlepiej do Wenecji albo i dalej. - Nie. Jeżeli wy nie chcecie działać to jeszcze dziś wyruszę prosto do Rzymu. - Nie zabraniamy Ci – powiedziała Lukrecja bacznie przyglądając się jak Micheletto powoli podchodzi do trzeciego spiskowca, który chwilę wcześniej, wściekły, odwrócił się do niego tyłem. To był poważny błąd, którego najwyraźniej nie potrafił wcześniej dostrzec. Jednak w chwili, gdy słynny hiszpański zabójca Micheletto zarzucił mu sznur na szyję i zaczął dusić niski spiskowiec musiał zrozumieć, co uczynił nie tak. Charczeniu towarzyszyły dzwony z wieży Pałacu, a i tak tłum by ich nie usłyszał. W chwili gdy mężczyzna wydał ostatnie tchnienie katowski topór spadł na głowę Marcusa Leone. Wychodząc z kryjówki obie postacie zauważyły odlatującego w dal orła. ==== Mistrz handlu - Prawdziwe srebrne wyroby! Kupujcie srebrne puchary, talerze, czego sobie zapragniecie! – wykrzykiwał handlarz Mateo przechodząc między ludźmi zebranymi wokół sceny na Piazza Della Signoria. Czasem musiał użyć łokcia, by przedrzeć się dalej, ale prowadzenie biznesu wymaga niekiedy drastycznych metod. -Zwariowałeś? – zapytała jakaś kobieta widząc Mateo. – Przy pieńku katowskim handlujesz? - To nie jest handel, to zarobek. – odparł Mateo, który znał prawdopodobnie wszystkie sztuczki. – A co, jesteś zainteresowana kupnem? Mam tu ładny srebrny krzyż. Poświęcony jeszcze przez Jana Chrzciciela. - Odejdź bluźnierco – powiedział jakiś mieszczanin. – Albo powiem o wszystkim biskupowi. - Ale naprawdę mam tu dużo dobrego srebra – powiedział handlarz nie zrażając się, ze trafił na wymagających konsumentów. – Niskie ceny! Za puchar, z którego św. Piotr pił w czasie Ostatniej Wieczerzy tylko 15 florenów. - Odjedź! – zaczęli nawoływać kolejni. - Spójrzcie tylko jaki piękny orzeł – powiedział nagle handlarz wskazując na jeden z dachów. – Mam nawet srebrną figurkę orła. Przywiozłem ją prosto z Rusi. Tylko 20 florenów! Dzwony zaczęły bić godzinę dwunastą. - Kupujcie srebrne wyroby! – wykrzykiwał dalej handlarz. W tym momencie podeszło do niego dwóch strażników. Po chwili Mateo żałował, że nie umie szybciej przechodzić przez tłum. Strażnicy uderzyli go parę razy, gdy kat uderzył swoim toporem. - I więcej tu nie wracaj – powiedział jeden ze strażników, zabierając dwa srebrne puchary dla żony. - Jak cię jeszcze tu zobaczę to cię wsadzę do lochu za bluźnierstwa – dodał drugi, zabierając Matteo sakiewkę i z zadowoleniem przeglądając jej zawartość. Tłum powoli rozszedł się zostawiając handlarza zbierającego swoje rzeczy. ==== Śmieszne ludziki Ależ tam ludzi przyszło. Czegoś takiego to jeszcze nie widziałem, a widziałem już wiele. Może mają jakiś festyn? Nie, raczej nie. Za mało kolorowo. Co więc tam się dzieje? Podlecę niżej, może coś zauważę. Krążę i krążę, ale nie widzę nic szczególnego. Co ci ludzie tam robią? I czemu tak krzyczą? Może odbywa się tam jakieś przedstawienie? Lubię patrzeć na ludzkie przedstawienia. Nic z nich nie rozumiem, ale ładnie wyglądają. Ten dach wygląda na wygodny, wyląduje sobie. To chyba nie jest przedstawienie. Ludzie są zbyt głośno, to trochę irytujące. W dodatku tylko jeden na scenie coś gada. Chciałbym wiedzieć o co chodzi. No nic, chyba jednak polecę dalej. Zrobię jeszcze z jedno kółko, może coś zauważę. O, ten człowiek klęka i pada na twarz. Może to jakiś ich rytuał modlitewny? Chyba nigdy się tego nie dowiem… PS. Za tydzień wpisu nie będzie.
  12. Do tej pory opisałem całkiem sporo kwestii związanych z RPGami – płcie, rasy, klasy itd. Ale jest jeszcze coś, co zawsze lubię robić w tego typu grach – czytać. Sądzę, że część (a może nawet większość?) z Was też to ma – we wszelkiej maści Falloutach, TESach, Wieśkach czy innych Dragon Age’ach trzeba przeczytać wszystko. Ogłoszenie o sprzedaży kołyski w zapyziałej wiosce w Valen? Czytamy. Książka znaleziona na półce w domu NPC-a? Czytamy. Komputer sprzed wojny atomowej należący do ówczesnego komendanta policji? Czytamy. List z tajnymi rozkazami? Save i „tylko zerknę”. Cokolwiek, byle przeczytać i, być może, zobaczyć jakąś postać z innej strony (vide Ulfric Stormcloak ze Skyrima). Zawsze cieszę się niezmiernie, gdy twórcy pozwalają mi coś przeczytać. A jeszcze bardziej – gdy różnicują treści. W takim Skyrim (i częściowo Oblivionie i, zapewne, Morrowindzie) istnieją całe książki, które gracz może sobie przeczytać. I choć Lusty Argonian Maid jakoś nigdy nie trafiło w mój gust to doceniam, że twórcom się chciało. Źródło: https://www.memecenter.com Dodatkowo, żeby było zabawniej, ostatnio (szkoda, ze za sprawą modów, ale co tam) zarówno w Skyrimie jak i F4 lubię samodzielnie zapisywać notatki z przygód moich postaci. Gdy więc wracam po jakimś czasie to zaglądam do nich i wiem co robiłem ;). Co fajniejsze – także twórcy innych gier dają taką możliwość. W takim GTA IV spędziłem niemal godzinę rzeczywistego czasu (!) czytając internet. Najlepszy był chyba przewodnik dla amerykańskiego turysty po Europie. „Nie kupuj ich sera – dadzą ci jakieś śmierdzące coś, bo nie wiedzą, że ser to zapakowane plasterki” albo „mają dziwny kalendarz – składa się z 31 miesięcy podzielonych na 12 dni” itp. Niestety, co także muszę przyznać, większości tych treści nie zapamiętuję – i zawsze bardzo chętnie znów coś czytam. Choć i tak wolę „realne” książki ;). A jak jest u Was z czytelnictwem w grach?
  13. Po kilku wpisach przerwy przyszedł czas na MSMa, nie sądzicie? Dzisiejszy tekst nie jest aż tak głupi, jak poprzedni (link do pierwszej jego części znajdziecie tu), ale przynajmniej jest o grach. Jednocześnie, po raz drugi w historii bloga, złamałem swoją żelazną zasadę – nie dawać zarobić tym wszystkim Prof. S. Jonalistom! Zresztą - wówczas zrobiłem to dla dokładnie tego samego pisma. Za dzisiejszy tekst pt. „Gry komputerowe – igraszki ze złem” autorstwa ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego zapłaciłem w kiosku 12 złotych polskich i dostałem wraz z nim cały numer Egzorcysty. I wiecie co? Źródło: KnowYourMeme Niemniej, skoro i tak planowałem MSM-a to pomyślałem, by chociaż był świeży… Bo numer jest podpisany jako „październik 2018”, ale lepiej ustawcie sobie jakiś kalendarz obok komputera, bo możecie mieć nieliche wątpliwości – zresztą tak samo jak ja. Poniższy tekst jest pisany na szybko, ale sądzę, że ująłem w nim wszystko, co trzeba. Będzie też dość krótko. Jesteście gotowi? Zagaja Autor w pierwszej połowie leadu i nie zwiastuje to tragedii. Niestety: Mogę uznać – okej. Autor przedstawił dwie strony medalu, własne dwie wizje świata gier komputerowych. Byłoby super, gdyby się tego trzymał… Czy ktoś z Was tak nazywa te gry? Co się mieści w tym pojęciu? Czy Warcraft 3 jest taką grą? A może Wiedźmin? Ewentualnie Assassin’s Creed? Serio – były takie przypadki? Całkiem możliwe, ale czy to na pewno wina RPGów, czy jednak psychiki gracza i jego osobistej ułomności w kwestii odróżniania fikcji od rzeczywistości? Przecież gdyby każdy tak miał to już dawno ktoś zabiłby tego cholernego smoka, który mi lata nad domem! I to jest ten moment, w którym wszyscy patrzymy w kalendarze, czy przypadkiem nie wpadliśmy w wir czasoprzestrzenny. Jeśli tak – to z tym tekstem jest wszystko okej (no, chyba, że trafiliśmy w czasy dinozaurów albo, co gorsza, Imperium Lechitów (:P)). Swoją drogą – kto, przy zdrowych zmysłach, nazwałby któregokolwiek Dooma grą fantastyczno-baśniową? Źródło Jeśli post-nuklearny świat rządzony przez złych kosmitów to dla Autora „niewinne początki” to ja chyba nie chcę znać jego wizji piekła. Dalej jest o symbolach satanistycznych w Doomie 2, ale to nudne i wielokrotnie na tym blogu opisywane, więc to pominę. Nadal jesteście w 2018 roku? Bo ja właśnie obserwuję jak Krzysztof Kolumb dopływa do Bahamów. Myślicie, że powinien mu powiedzieć, że to nie są Indie? I czemu wszyscy tak jakoś dziwnie na mnie patrzą? Co oni – nigdy smartfona nie widzieli? Bardziej serio – rozumiem, ze Autora brzydzi świat gier komputerowych, ale zwykła przyzwoitość nakazuje przedstawiać najnowsze możliwe źródła. Zapewne takich jest teraz mniej – bo i gier z takich wydźwiękiem jest mniej. Jednakże, jestem pewny, że w ciągu ostatnich, powiedzmy, dziesięciu latach znalazłoby się co najmniej piec tytułów, na które Autor mógłby się powołać. Zróbmy więc dobry uczynek i podrzućmy coś przyszłym ”łowcom satanizmu i okultyzmu w grach komputerowych”. Ja zacznę: jedną z grywanych frakcji w Might and Magic: Heroes VI jest Inferno (Piekło), a wśród jej jednostek są Czarty, Niszczyciele i Dręczyciele. Wasza kolej :P. Przejdźmy dalej: Czy ktoś mi łaskawie wyjaśni o co Autorowi chodziło? Wcięło mu część tekstu? Co mają gry fabularne (czymkolwiek w sumie są – chyba chodzi o przygodówki) wspólnego z platformówkami? Cieszę się, że Autor jednak dostrzega w grach coś ponad satanizm i przemoc (o której za chwilę). Nie wiem czy nazwałbym RTSy „echem” gier logicznych, ale niech będzie. Ta, nie to, co w szachach, stawiany w barach „bokser” czy realna wojna – tam przemoc (w jakiejkolwiek formie) prowadzi tylko do porażki. Na tym, w sumie, zakończę, bo reszta artykułu to zwykłe przynudzanie o uzależnieniach, usztywnianiu mięśni itp. Do zobaczenia za tydzień!
  14. Właściwie nie ma co mi współczuć - byłem obecny przy powstawaniu technologii, o których dawniej niekiedy nawet nie marzono. Nie rozpaczam z tak błahego powodu jak granie w gry robione "dla kasy" a nie przez "zapaleńców". Znak czasu, nic na to nie poradzę. Choć, fakt, niekiedy chciałbym być graczem 'wtedy". Pocieszam się tym, że są gracze młodsi ode mnie (choć z całą pewnością nie wszyscy) mają takie same odczucia grając np. w Gothica albo Half-Life'a 1 :).
  15. W zeszłym tygodniu pisałem o grach, w które zagrałem ponownie po latach i przy których znów bawiłem się całkiem nieźle. Jednakże, jest druga strona medalu związana ze starymi grami – tytuły, w które nie grałem i spróbowałem teraz. Ponad rok temu, pod postem o mojej przygodzie z darmowym weekendem z Fallout 4, jeden z moich czytelników (wybaczcie, nie pamiętam który, a jak wiecie – dostępu do tamtych komentarzy nie ma :() napisał wówczas, żebym zagrał w oryginalnego Fallouta. I wiecie co? Spróbowałem. Naprawdę, próbowałem… ale nie dałem rady pograć dłużej niż kilka minut. Najpierw myślałem „ta, bo grafika jest najważniejsza, co, MajinYoda?”, ale nie. To nie było to. To „coś” uświadomiłem sobie niedługo później. Źródło: kwejk.pl W „Straży nocnej” Pratchetta jest fragment, gdy Nobby i Fred Colon szykują się do wyjścia z gałązkami bzu, jeden z funkcjonariuszy - młody, niedoświadczony – spytał ich czemu mają te „fioletowe kwiatki?”, „czy on też może je założyć?” i „gdzie idą?”. Dostaje odpowiedź: „nie było Cię tam”. I to jest właśnie sedno – nie było mnie „tam”. Diablo, Warcraft, Dungeon Keeper, Fallout 1&2, Neverwinter Nights… i setki innych tytułów, w które (z różnych powodów) nie grałem „wtedy” i nie darzę ich najmniejszym nawet sentymentem. Przez to (lub dzięki temu – jak kto woli) nie jestem w stanie ogarnąć dawnych mechanik, nie podoba mi się grafika w tych grach a w ten sposób – nie jestem w stanie poznać ich fabuły. Źródło: kwejk.pl Nie sądźcie jednak, że jakoś strasznie się tym przejmuję. Nawet jeśli czegoś nie wiem (np. nie znam fabuły Warcraftów i nie znam przez to historii jakiejś postaci z WoWa) zwyczajnie sobie doczytuję w internecie. Właściwie nie czuję też ciśnienia, że "koniecznie muszę poznać grę X, bo to taki klasyk!". W końcu w takiego np. Death Race'a też nigdy nie grałem :P. Jednakże, co muszę koniecznie podkreślić, szanuję osoby, które „tam” były, dla których wymienione przeze mnie tytuły były tym, czym dla mnie opisywany w poprzednim wpisie SWAT 3. Oraz osoby, które potrafią się przemóc i, w przeciwieństwie do mnie, chciałyby być "tam", nie patrząc aż tak mocno na te aspekty, które mnie odrzucają. Ale, ostatecznie, wszyscy jesteśmy graczami i jakoś się dogadamy :P.
  16. Mam, właściwie, tak samo... nie wyobrażam sobie powrotu do np. GTA 2 (jedna z moich pierwszych gier) i nawet nie próbuję (inna sprawa, że zgubiłem gdzieś płytę :P). Czuję się też zaszczycony, że sam @Smuggler skomentował mój wpis - teraz jestem spełniony :).
  17. Cóż, też tak myślałem, aż nie dostałem tego kodu na SWAT ;). Jednakże, jeśli chodzi o przestarzałe mechaniki itp... napiszę coś o tym za tydzień ;).
  18. Ja tak właśnie mam ze wspomnianym SWATem ;). Bo z Gothic 3 mam ten kłopot, że w swoim czasie przeszedłem go wzdłuż i wszerz.
  19. Wiele lat temu napisałem tekst o „grach pogrzebanych” (jego reupload możecie znaleźć tu). Przyznam, że od tamtego czasu trochę się zmieniło i dziś bez problemów można kupić stare gry. Tylko, właściwie, po co? To pytanie zadaję sobie, choć chyba nie jestem do tego właściwą osobą, ponieważ sam, niedawno, zaopatrzyłem się w kilka „staroci”. Pierwszy był SWAT 3, do którego klucz gog otrzymałem za darmo ;). Uznałem, że trzeba zobaczyć tę produkcję „po latach”, bo, musicie wiedzieć, była to jedna z pierwszych gier, w które grałem (ściślej pisząc – najpierw grałem w demo tej produkcji a kilka lat później – w pełną wersję - obie z płyt z CDA (RIP CD/DVD, tak przy okazji ;))). Źródło: AszDziennik I wiecie co? Gra mnie wciągnęła, przeszedłem całą kampanię (poza misją w kanałach – nienawidzę jej!) i bawiłem się równie dobrze, co lata temu! Jedyny kłopot, jaki miałem, to włączenie gry na Win10, ale z pomocą internetu i kilku programów udało mi się ją włączyć. A, jeśli zechcecie, mogę przygotować recenzję tej gry ;). Drugą produkcją był Gothic 3 aka „najtańsza gra, jaką do tej pory kupiłem” (całe 3 złote na gogu). Wprawdzie na mojej półce dumnie stoi czerwone pudełko, które niegdyś zrobiło na mnie spore wrażenie, ale uznałem, że wersja cyfrowa będzie miała od razu wszystkie łatki wgrane i sobie pogram. Tym razem było nieco gorzej – grę przeszedłem wzdłuż i wszerz wiele lat temu i ostatecznie zatrzymałem się w Monterze (czyli, mniej-więcej w 5-10% gry), ale z pewnością jeszcze do niej wrócę. W końcu, to przy tej grze miałem swojego kaca moralnego ;). Trzeci zakup był bardzo nietypowy – kupiłem bowiem całą serię gier. Metal Slug to produkcje, które (pirackie, do czego ze wstydem się przyznaję) ogrywałem nie na pececie, lecz palmtopie (o którym kiedyś zrobię osobny wpis). Na Windows 95 (!) emulator się przycinał (gry zresztą też), ale miały tam swoją magię. Szkoda, że ich obecne wydanie jest pozbawione wielu elementów (m.in. save, którego albo nie ma albo mi nie działa – trudno określić). Nie działa mi też drugi kontroler, niestety, przez co nie mogę grać z bratem (ja na klawiaturze, on na padzie). W każdym razie, póki co pograłem trochę w pierwszą część i niebawem planuję ją ukończyć. Źródło: snk.wikia.com Opisując to starałem się znaleźć odpowiedź na postawione pytanie i chyba ją znam – ponieważ te gry kiedyś dawały mi radość i dziś, mimo upływu wielu lat, wciąż są to świetne produkcje. Nawet, jeśli nie ma już tego efektu „łał”. Jednakże, do wspomnianych wyżej produkcji mam sentyment… a co z innymi „starociami”? O tym będzie za tydzień. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
  20. Całkiem możliwe, ale, jak zauważyłeś dalej, sytuacja powtórzy się znów. A potem znowu i znowu... To nie ma sensu, ale nic się na to nie poradzi. Familiadę i Rolnik szuka żony zastąpią pewnie inne programy. Jakie? Trudno określić, ale TV będzie musiało się dostosować. Może będą to nowe seriale paradokumentalne? A może powrót do teatrów telewizji (ta, jasne :P)? trudno wyrokować. Równie dobrze TV może się zmienić w jeden wielki Twitch albo YouTube. Ale przetrwa, w tej czy innej formie - tak, jak prasa czy radio. A czy ja mam z czymś problem? No dobra - mam. Z dziennikarzami, którzy zamiast słuchać swoich gości (których po coś do studia zaprosili) majoryzują ich i narzucają widzom swój punkt widzenia. Jest to absolutnie nieprofesjonalne. Szczególnie, gdy jest się tak doświadczonym człowiekiem mediów, za jakiego chce uchodzić Piotr Kraśko. Odnośnie "kuzyna grającego w GTA" - nie mam akurat żadnego takiego, ale jakby ktoś w mojej rodzinie chciał dać 10-latkowi GTA to bym jednak mu odradzał - choć sam w GTA 2 i SoFa grałem będąc w tym wieku. Czemu? Bo uważam, że mimo wszystko należy dawkować gry. Piły nikt by takiemu dzieciakowi nie włączył, nie? Nie znam Cię i nie znam Twoich doświadczeń. Masz prawo do własnych odczuć, tak samo jak omawiani redaktorzy do własnego zdania. Ja też mam takie prawo :). Jeśli chodzi o desensytyzację - nie neguję jej. Ale nie można uogólniać, że każdy gracz "odwrażliwia się" - ja np. nie dałem rady wejść do krematorium w Muzeum na Majdanku, gdy byłem tam na szkolnej wycieczce, choć byłem już wtedy graczem od wielu lat. Moja wrażliwość nie pozwoliła mi na to. Zakładam, że w rzeczywistości na widok świeżo zabitej osoby zwymiotowałbym a potem zemdlał. Ludzie są różni i nie można wszystkich oceniać tak samo.
  21. @Rickerto - o ile uważam, że patostreamy są straszne to jednak ktoś to ogląda. A jak się robi materiał o czymkolwiek to wypada znać choćby podstawy i dać się wypowiedzieć zaproszonym gościom - nawet, jeśli się z nimi nie zgadzamy. Polityki też to dotyczy :).
  22. Dziś miał być zupełnie inny wpis, ale przez przypadek trafiłem na materiał Dzień Dobry TVN, wyemitowany w niedzielę 16 września br. na antenie TVN. Został on już omówiony na kilku portalach, więc i ja postanowiłem coś o tym napisać. Może być ciut chaotycznie, bo poniższe słowa pisałem wczoraj (czyli w piątek). Omawiany materiał możecie znaleźć pod tym adresem: https://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/czym-jest-e-sport-i-ile-mozna-na-tym-zarobic,273784.html. Przyznam, że nie rozumiem, dlaczego prowadzący (szczególnie Piotr Kraśko) od razu, na samym początku, zaczęli atakować swoich rozmówców - Aleksandra Szlachetkę i Kubę "Kubika" Kubiaka. Po co ich zapraszali, skoro nie chcieli poznać ich zdania? Kinga Rusin niby coś próbowała się dowiedzieć, ale zupełnie nie radziła sobie z dominującą w tym pseudowywiadzie arogancją i „wszechwiedzą” redaktora Kraśki. Jak to oglądałem to zastanawiałem się, czy gdyby zaprosili np. Agnieszkę Radwańską to czy red. Kraśko przez cały wywiad mówiłby o agresywnym zachowaniu Sereny Williams i imputował, że "tenis powoduje agresję"? No chyba nie. Oczywiście, rozumiem, że tzw. telewizja śniadaniowa rządzi się swoimi prawami – poruszane tematy powinny być łatwe i niezbyt długie oraz dotykające spraw dotyczących widza. Ale też nie może się to odbywać na zasadzie „goście są tylko dekoracją”, bo w ten sposób prowadzący się tylko ośmieszają przed „ogarniętą widownią”. Szczególnie, że oglądający ten program nie dowiedzieli się niczego o e-sporcie od zaproszonych gości – tylko o tym, że to strata czasu i zaprzeczenie idei sportu – oczywiście od prowadzących. Nie wspominając już o tym, że temat był zupełnie inny - chodziło o szkoły z klasami o profilu e-sportowym. I ten wątek próbował podjąć jeden z gości, ale "jaśnie oświecony" Kraśko wciąż mu przerywał. Trochę mnie też rozśmieszyło, że "dwa miliony osób traci czas, a zarabia na tym z tysiąc osób". Podliczając dźwiękowców, animatorów 3D, scenarzystów, reżyserów, aktorów, programistów, osoby odpowiedzialne za lokalizację, catering, sprzątaczki, kompozytorów itd. mam wrażenie, że wyjdzie grubo powyżej tysiąca osób. Choć, równie dobrze, można powiedzieć, że "DDTVN ogląda milion osób, a zarabia wyłącznie Piotr Kraśko". Ale czy taka nieudolna dyskredytacja ma jakikolwiek sens? Inna sprawa, że dla p. Kraśko występowanie w telewizji śniadaniowej jest sporym uwstecznieniem. Niegdyś prowadził Wiadomości w TVP, potem był jakimś ekspertem politycznym w TVN24 (bodajże), a teraz prowadzi taki program. Aż się boję oglądać jak traktuje innych gości, z którymi się nie zgadza. Skoro jednak o tym wspomniałem – uświadomiłem sobie, że to on prowadził Wiadomości, gdy pojawił się ten materiał: Wciąż jestem ciekaw, czy dożyję czasów, gdy gry komputerowe przestaną być postrzegane przez tradycyjne media jako źródło wszelkiego zła? Właściwie to nie jest aż tak źle – w końcu Telewizja Polsat, konkurent TVNu, otwiera kanał z e-sportem, więc, choć nie będę go oglądał, jest jakaś nadzieja. A co Wy o tym sądzicie? PS. W tym tygodniu Kącik Yody obchodzi swoje 5 urodziny!
  23. Przedsłowie: Witajcie po wakacjach! Jak zauważyliście na tym blogu przybyło kilkanaście wpisów. Są to wpisy odzyskane z oryginalnego "Kącika Yody". Niniejszym ogłaszam więc, że ten blog jest oficjalny. Na tamten nie będę już wrzucał nowych wpisów (no, chyba, że mi go naprawią - na co się nie zanosi). Reupload wpisów jeszcze potrwa (zostało mi jeszcze 130...) - będę je jednak systematycznie zamieszczał. === Ostatnie kilka tygodni zajmuje polski internet jedna sprawa – obsada netflixowego serialu o Wiedźminie. Najpierw były spekulacje kto zagra Geralta z Rivii i ostatecznie zostało potwierdzone, że będzie to Henry Cavill, znany z roli Supermana. Szczerze pisząc, nie mam pojęcia czy to dobry wybór, bo nie oglądam filmów o superbohaterach. Ale, mam nadzieję, że będzie jednak lepszy od Michała Żebrowskiego… chociaż nie, ten aktor, choć uważam go za wyjątkowo drętwego, świetnie pasował na Białego Wilka. A już na pewno lepszy niż byłby Tomasz Karolak :P. Źródło: Kwejk Co innego z obsadzeniem roli Ciri, którą, według ostatnich nieoficjalnych (czyt. niekoniecznie prawdziwych) doniesień miałaby zagrać aktorka o innym kolorze skóry niż biały. Nie jestem rasistą, ale mam nadzieję, że to nie przejdzie. Jest przecież tyle innych postaci, które mogłyby być zagrane przez Azjatę, Murzyna czy nawet Indianina. Choć, jeśli pomysł z „niebiałoskórą” Zirael przejdzie to miałbym prośbę do twórców, jeśli to czytają: obsadźcie w roli Emhyra Samuela L. Jacksona i niech co jakiś czas mówi „motherf****r”. Przynajmniej będzie śmiesznie (bo tak, jakby Petroniusz, głosem Bogusława Lindy, mówił do Nerona: „co ty, k****, wiesz o śpiewaniu”). Ogólnie, w całym tym oburzeniu, umyka nam jedna rzecz: Netflix i tak zrobi po swojemu. I nie będzie się przejmował głosem polskich fanów Geralta z prostego powodu – Amerykanie i tak obejrzą a i u nas znajdzie się zapewne sporo widzów, którzy będą chcieli zobaczyć ten serial, choćby dla możliwości krytykowania go. Źródło: Kwejk Jednocześnie, od kilku dni, pojawiają się informację, że aktorka do roli Ciri poszukiwana jest w Polsce. Aż jestem ciekaw co okaże się prawdą :). Przy okazji pojawił się podobny temat: kobiet jako żołnierzy w Battlefield V. Jak wiecie, uwielbiam grać kobietami w grach, choć uważam, że w BF5 jest to mocno ahistoryczne - z tego, co pamiętam jedynie Związek Radziecki miał większe oddziały kobiet w swojej armii. Choć z całą pewnością żadna z nich nie miała mechanicznej ręki (no, chyba, że w BF5 pojawią się Charlize Theron i Tom Hardy ). Jednakże, co mnie interesuje, to wypowiedź jednego z pracowników EA Patrick Soderlund, który najpierw stwierdził, że „jego córka może grać w Fortnite’a postacią kobiecą a w BF’a nie” a potem dodał „że jak się komuś nie podoba to może nie kupować" i zwyzywał ludzi o niedouków. Świetny strzał we własną stopę. Koleś powinien dostać Ig-Nobla w dziedzinie marketingu ;). Zgadzam się jednak z nim, że kobiece postacie w grach nie są niczym nowym (pierwsza pojawiła się przecież już w 1981), ale jednak powiedzenie „hej, ludzie, to tylko gra! Jest tak dobra, że nawet nie będziecie sobie zawracać głowy, że można grać kobietą” brzmi lepiej niż „w d**** mam wasze zdanie, nie chcecie – nie kupujcie. Moja córka najwyżej nie dostanie nowej skórki do Fortnite’a” ;). Przyznam też, że nie rozumiem działania DICE/EA w tej sprawie - nie mam nic do grania tzw. "mniejszościami narodowymi", ale niech ma to jakiś sens. Nie wyobrażam sobie czarnoskórej kobiety w wehrmachcie. Ani Azjaty, choć to już prędzej. Dodatkowo, z tego co wiem od mojego brata, miłośnika serii BF, rozgrywka jest taka sobie - zupełnie jak w Battlefront II. Albo Fortnite, wspomniany wyżej. Szkoda, bo przecież to właśnie gameplay jest najważniejszy w grach, prawda? Kwestia kim się będzie prowadziło rozgrywkę jest drugorzędna, jeśli oprawa itd. wyrwą gracza z klapek. A tak - przez dziwaczne decyzje i jeszcze dziwniejsze działania EA mocno traci na giełdzie. Ale, ostatecznie, jest to producent gier znany z otrzymywania nagród dla najgorszej firmy :P. Na koniec przyznam, że nie mam nic do "poprawności politycznej" w grach. Nie mierzi mnie to już. Mam też wrażenie, że przez gry stałem się bardziej tolerancyjny. Dla mnie kłopot pojawia się, gdy twórcy próbują wepchnąć poprawność polityczną na siłę, bardziej przejmując się nią, niż dopracowaniem swojego produktu. A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii? PS. Jakoś tak wulgarny i ciut chaotyczny wpis mi dzisiaj wyszedł. Obiecuję, że za tydzień będzie spokojniej ;).
  24. Dla mnie był to fajny element - ale dopiero w Hearthfire, gdzie miałem jakiś wpływ na wygląd domów. "Vanilla" domy były raczej bajerem. O tak, tu Ubi się popisało. Szkoda, że później to zarzucili na rzecz sklepów itp. A potem porzucili ten pomysł całkowicie... Na temat Subnautica się nie wypowiem, bo nie grałem ;). Ogólnie, gdy kopiowałem i ponownie wrzucałem ten wpis korciło mnie, by dopisać osady w Fallout 4, bo to one zdecydowały o tym, że ostatecznie kupiłem tę grę. Ale wrzucam wpisy 1:1 z kosmetycznymi zmianami (typu literówki) ;).
  25. Masz rację - zapomniałem o tym :). "Stała przed nim sędziwa wiedźma trzymająca tacę pełną czegoś, co przypominało ludzkie paznokcie" (II, 61). Nie odgrywa to jednak żadnej większej roli. Oraz nie kupuje się ich na Pokątnej ;). Niemniej, za chwilę edytuję swój wpis, by mój komentarz był zgodny z prawdą .
×
×
  • Utwórz nowe...