Skocz do zawartości

Klekotsan

Forumowicze
  • Zawartość

    2707
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Komentarze blogu napisane przez Klekotsan

  1. @Klekostan

    A ty jak zwykle dziadujesz w przeszłości. Buy PS3 already.

    Zaczekam na P5. Nie no, joking - zobaczę najpierw to Playstation Now. Jeżeli jakość będzie sensowna, a biblioteka spora to pewnie raczej zacznę odkładać na PS4 (bo Kingdom Hearts 3).

    EDIT

    Besides - dorwałem po taniości PSP, więc przydało by się na nim pokatować jakieś obscure japanese shit. :3

  2. Poruszenia nie ma ponieważ nie ma czym się poruszyć. Każdy ma prawo do swojej opinii, a akurat ta jest z kategorii tych, które nie prowokują do żywiołowej dyskusji.

    Tu możemy się zgodzić. Tym niemniej zawsze można porozmawiać na tematy niekoniecznie związane z samą wypowiedzią, czyli np. o tym, czy e-sport kiedyś wyprze zawodowe rozgrywki w pokera, brydża czy szachy.

    Jestem za tym, żeby gry kompleksowo wykorzystały rozwiązania Kinecta, Oculusa, kamizelek "postrzałowych", itd. bo uważam, że wyjdzie to z pożytkiem dla samych graczy, a przy okazji zwiększy immersję.

    A ja nie. Nie dość, że eliminuje to sporą grupę graczy (niepełnosprawni mogą mieć problemy z kontrolerami ruchowymi, osoby z silnymi wadami wzroku raczej nie mogą cieszyć się Oculusem, nie mówiąc o tych których na te nowalijki zwyczajnie nie stać), to jeszcze obawiam się tworzenia wydmuszek, będących demami technologicznymi nowych kontrolerów. Zresztą, wolę jak immersję buduje mi design i styl artystyczny, a nie jakieś pierdółki.

  3. To nie jest tematem wpisu.

    W takim razie wybacz, ale mnie gdzieś po drodze zgubiłeś. To na jaki temat chcesz rozmawiać? O szachach, League of Legends czy Garrim Kasparowie?

    Ale założę na chwilę, że chodzi Tobie o pytanie "dlaczego graczy w LoL ma obchodzić opinia szachisty?". Cóż, jakby nie patrzeć, to zarówno on jak i LoLowcy robią w jednej dziedzinie - grają w gry dla sportu i pieniędzy. Tylko, że tamten gra w planszówkę, a tamci grają na komputerach. Garri ma znacznie większe doświadczenie w dziedzinie (wiesz, autopromocja, reklama dyscypliny i szukanie sponsorów), więc po prostu wygłosił swoje zdanie. Czy jego proroctwo się sprawdzi, czy też nie - zobaczymy. Ja stawiam na szachy, zwłaszcza że popularność odradza się za sprawą Magnusa Carlsena, norweskiego modela i najmłodszego mistrza świata w historii.

  4. Ideały nie istnieją, Wiedźminie.

    Teraz to żeś mnie obraził cheesy.gif Foch z przytupem!

    Jokes aside. Nie wymagam od ludzi, by grali w szachy i je lubili. Ot, gusta i guściki, a większość zawsze wybierała albo łatwiejsze gry i zabawy bądź też popularniejsze w danym czasie. Gry przychodzą i odchodzą, to prawda, jednak szachom udało się przetrwać grubo ponad tysiąclecie i dalej są stosunkowo popularne. I naprawdę nie dbam o to, czy GoT ma bardziej rozbudowaną mechanikę albo czy LoL jest atrakcyjniejszy dla widowni. Szachom trzeba oddać co im należne jako jednej z najważniejszych gier w historii ludzkości i swoistemu dziedzictwu intelektualnemu.

    A jeżeli ktoś będzie się spierał, że szachy są przeterminowane, nieatrakcyjne i zbyt proste... Cóż, jestem wyznawcą tezy, że największą sztuką jest zrobienie gry/zabawy prostej, która jednak w swej prostocie zawiera olbrzymią głębię. Nie jest wyczynem wymyślić dziesiątki faktorów, ubarwiać rozgrywkę na setki sposobów i tym samym wymuszać tłumaczenie zasad przez co najmniej pół godziny (pozdrawiam GoT). Szachy są dla mnie świetne, bo są czytelne i obdarte z losowości. Czysty pojedynek umysłów, bez dziesiątków rozpraszaczy.

  5. Nad szachy przekładałbym choćby planszową "Grę o Tron".

    Szachy są idealną grą strategiczną. Proste zasady połączone z dużą ilością możliwych taktyk, a to wszystko w formie pozwalającej na rozegranie partii chociażby na kartce papieru i z kapslami zamiast figur. Dlatego stawianie planszowej Gry o Tron wyżej od szachów to jednak lekka przesada. Kiedy skończy się moda na serial, a Martin napisze ostatnią książkę, planszówka GoT umrze śmiercią naturalną. A szachy będą trwać.

    Owszem, zawsze na uboczu, bo wielu ludzi nie uważa ich za atrakcyjną rozrywkę, ale ciągle będą ludzie gotowi w nie grać i je promować.

  6. @Face

    Muszę ci jednak powiedzieć, że parę pierwszych starć w Divekicka to festiwal śmiechu. Jakby nie patrzeć to założenie jest absurdalne, więc widok dwóch postaci skaczących wokół siebie i próbujących kopnąć przeciwnika poprawia humor niemożebnie. Jednak nie da się ukryć, że okazjonalnych graczy Divekick ostatecznie znudzi - w końcu ile można skakać i kopać, a nie będą oni mieć czasu i wiedzy by w pełni go docenić.

  7. Może kino fantasy nie jest dla ciebie, nie przepadasz za Evangeline.

    Najpierw piszesz o szanowaniu cudzych opinii, a potem dyskredytujesz moją. Nieładnie. Pierwszego Hobbita obejrzałem ze smakiem, a wolę nie mówić ile razy widziałem filmowego Władcę Pierścieni.

    Nie będę dyskutować o tym, czy Hobbit jest dobry, zły czy denny, bo to faktycznie subiektywne odczucie. Jednak mózg mi rapuje gdy czytam, że jest "bliski perfekcji". Nie jest, i to żadną miarą. Ten film wyraźnie cierpi z powodu rozbicia go na trzy części (dwie to powinno być absolutne maksimum), które trzeba było zapchać nawet tak kijowymi wątkami jak trójkącik z Kate... ekhm, znaczy się Tauriel czy tarcia polityczne, mimo iż żaden z nich nie wnosi prawie nic do filmu. Ponadto naprawdę rażą przefajnowane, efekciarskie ponad miarę sceny walk, które dla mnie kompletnie psuły fantasy immersję. A powiedzmy sobie szczerze - do momentu dotarcia do Góry film jest festiwalem takich walk, przez co na końcu byłem już kompletnie wymęczony i nie miałem sił podziwiać finału.

    Dla mnie ten Hobbit to lekko naciągane 7+/10, które daje na poczet trzeciej części. Może obejrzany razem z innymi częściami sporo zyska. Jeżeli miałbym oceniać go jako oddzielny film to dałbym 5+/10. Sorry Jackson, ale nie wyrywa się i nie ekranizuje kartek ze środka książki, bo psuje to kompozycje filmu (najbardziej mi doskwierał właśnie brak porządnego, wyraźnego rozpoczęcia i rozwinięcia akcji).

  8. Jeżeli "Pustkowie Smauga" jest filmem bliskim perfekcji, to wytłumacz mi:

    - dlaczego pod koniec miałem ochotę wyjść znużony z sali?

    - dlaczego dostawałem ataku śmiechawki za każdym razem gdy pojawiała się Evangeline Lilly (ona to dopiero biedna jest - musi znowu grać wątek miłosny a'la LOST. Czekam, aż będzie się rżnąć w trójkącie i mieć z tego powodu wyrzuty sumienia :3 )

    Problemem Hobbita również jest jego konstrukcja - to tak naprawdę 2.5h wyrwane z kontekstu (bo musimy zrobić 3 filmy!), pozbawione wprowadzenia, rozwinięcia i dobrego zakończenia, przefajnowane i wypchane wypełniaczami. Nie można nazwać go tragicznym, ale "bliski perfekcji" to zdecydowanie złe określenie. Jest przeciętny jak tylko można.

    • Upvote 3
×
×
  • Utwórz nowe...