Skocz do zawartości

Soaps

Akademia CD-Action [GAMMA]
  • Zawartość

    1996
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    10

Soaps wygrał w ostatnim dniu 6 Maj 2014

Soaps ma najbardziej lubianą zawartość!

Reputacja

644 Znakomita

O Soaps

  • Ranga
    I murder a rhyme one word at a time
    Skalny Troll
  • Urodziny 20.06.1997

Dodatkowe informacje

  • Ulubione gry
    Array
  • Ulubiony gatunek gier
    Array
  • Konfiguracja komputera
    Array

Sposób kontaktu

  • Discord
    Array
  • Strona WWW
    Array

Informacje profilowe

  • Płeć
    Array
  • Skąd
    Array
  • Zainteresowania
    Array

Ostatnio na profilu byli

29731 wyświetleń profilu
  1. Dzięki za reckę Otto, noszę się od premiery z zamiarem kupna i chyba jednak trochę poczekam zwłaszcza, że za rogiem czeka już na mnie nowa Fifa. Największym chyba problemem tego Deusa jest świetna poprzedniczka, przez nią sequel wydaje się po prostu blady. Nie wiem czy nie lepiej było twórcom zmienić głównego bohatera i zamiast bezpośredniej kontynuacji zrobić coś na kształt nowego Mass Effecta.
  2. @shinis No jasne, zawsze jest tak, że nasze gusta i preferencje > opinia ogółu. Jednak są dzieła mocno uniwersalne poruszające ogół widowni o zróżnicowanym "smaku". Dubbing w Personach nie jest wcale aż taki zły, po prostu z racji na styl wskazujący od razu na Japończyków ich rodzimy język bardziej pasuje. Tak samo jak chociażby z Wiedźminem. Angielskie głosy są niezłe, zatrudniono dobrych aktorów, ale jednak ci polscy pasują mi o wiele bardziej ze względu na słowiański klimat panujący w produkcji. Ale masz rację, również w Personach chciałbym mieć wybór jakim głosem przemawiają bohaterowie, nowsze FF-y oferują z tego co wiem paczki językowe w formie DLC. Zależy co kto woli, przepiękny design postaci i zapierające dech w piersiach tła jednak połączone z mało płynną i oszczednościową animacją czy jednak trochę mniej wizualnych fajerwerków i płynniejsza animacja. Ja chyba jednak wolę to drugie, pamiętając oczywiście, że są animacje, które obie drogi łączą w jedno. A bajki 3D potrafią być naprawdę piękne i znów przywołuję przykład Zaplątanych czy Krainy Lodu. Albo chociażby trailerów zapowiadających Overwatcha. Można wiedzieć jakie anime uważasz za wybitne i ogólnie co zapadło ci w pamięć przy oglądaniu. Zero złośliwości, może znajdzie się jakiś tytuł, którego nie widziałem, a zdecydowanie powinienem, bo powiem szczerze, że ze znajdowaniem dzieł wybitnych z Kraju kwitnącej wiśni mam nie lada problem.
  3. To takim tokiem rozumowania wszystko jest wybitne, bo "każda potwora znajdzie swojego amatora". Tak to nie działa. Filmy, które wymieniłem są uważane przez masy za wybitne nie bez powodu - mają dobre elementy, które są po prostu dobre. Nie według mnie, nie według kogoś, tylko tak jest. Tobie mogą się nie podobać, ale nie zaprzeczysz na przykład, że aktorzy się świetnie spisali itd. Dla mnie oceny też są mało warte, ale to nie znaczy, że zawsze się z nimi nie zgadzam. Tylko w Japonii, chociażby tacy przykładowo Amerykanie (nie przypadkowo wymieniam ich, jeśli chodzi o filmy, animacje i tym podobne zdecydowanie są jednym z największych rynków świata) o wiele chętniej obejrzą animowanych Avengersów niż kreskówkę z Kraju kwitnącej wiśni. Poza tym ciężko tutaj wysunąć jakieś miarodajne wnioski, są Anime przepiękne, ale niczym ukrytym jest fakt, że są również takie co lubią oszczędzać na animacji kiedy tylko mogą, możliwe nawet, iż z większością tak jest. Poza tym jak mam porównać chociażby wspomnianego Pixara z jakimś pięknie narysowanym Anime skoro ten pierwszy pakuje o wiele więcej (przeważnie) pieniędzy w produkcję? Tacy np. Zaplątani czy Kraina Lodu to przepiękne animacje mimo, że skierowane raczej do najmłodszych. Luz, po prostu lubię dyskutować i wdawać się w polemikę, przecież to chyba nic złego? Tutaj całkowita racja, między innymi dlatego filmy i seriale jednak wygrywają w większości przypadków - są popularniejsze i łatwiej dostępne dla przeciętnego odbiorcy.
  4. @shinis ja podchodzę (albo się staram) do wszystkiego w ten sposób, że jeśli już zamierzam coś krytykować najpierw sprawdzam w ogóle z czym mam do czynienia, niestety nie każdy tak robi i większość ludzi potrafi krytykować bo... inni też krytykują. Z tymi debilami to bym nie przesadzał, chcąc nie chcąc większość dzisiejszego społeczeństwa opiera swoją wiedzę na półsłówkach i zasłyszanych stereotypach. Nie zgadzam się, a przynajmniej nie w całości. Znajdziemy świetne historie i wśród anime i wśród kinematografii w obu nurtach pojawia się również chłam. Jednak problem polega na tym, że przeciętnemu zjadaczowi chleba, który postanawia sprawdzić co to takiego te "chińskie bajki" trudniej znaleźć wybitne anime niż film. A wybitnych filmów jest cała masa, nawet ktoś kto dużo nie ogląda wymieni ci zaraz Ojca chrzestnego, Skazanych na Shawshank, Forrest Gumpa itp. Ogólnie anime nie mają na pewno konkurencji jeśli chodzi o kreskówki - najwięcej takowych robi się dziś w Ameryce i większość z nich to "dramat kurka", ale jak już o same animacje chodzi to taki Pixar czy Dreamworks wciąż potrafią wypuszczać świetne bajki, które doceniam pomimo, że generalnie do mnie średnio trafiają.
  5. @voda22 i warto, nie warto? Myślałem nad kupnem, ale jak nie jest to nic przesadnie specjalnego to raczej chwilowo odpuszczę. @shinis można krytykować wszystko, jak coś się komuś nie podoba i ma rzeczywiście powody aby czegoś nie lubić krytyka jest jak najbardziej uzasadniona. Pomijając jednak już fakt, że większość przeciwników nurtu A&M to kompletni ignoranci i niekiedy hipokryci oglądający po cichu jakieś popularne serie problem jest gdzie indziej. Ludzie nie dość, że sami nie chcą japońszczyzną się brukać to najchętniej zabroniliby tego wszystkim innym. No bo skoro JA uważam, że anime to gupie i pedau to znaczy, że tak JEST. Z jednej strony można to nawet zrozumieć, łatwiej jest przeciętnemu Kowalskiemu (bez obrazy dla osób o takim nazwisku) dokopać się do wybitnych dzieł kina aniżeli japońskiej animacji.
  6. @voda22 no ja tam jestem zadowolony, że w ogóle coś wydają, zresztą sam haremówki lubię i kupuję, raczej nigdy tego nie kryłem. Ogólnie jedyny problem polskich wydawnictw to ilość drukowanych tomów (oczywiście rozumiem, że to nie zależy od nich tylko od sprzedaży), bo czasem jakaś mniej popularna manga niedługi czas od premiery jest już nie do dostania albo zostaje wydana niepełna ilość tomów. Z ciekawości, sprawdzałeś może mangę Girls und Panzer? Widziałem, że trochę tego powychodziło choć nie ukrywam, po serii, filmówce i wszystkim co po drodze jestem dość "syty".
  7. @voda22 mimo wszystko polecam sprawdzić, bo Madoka jest dość... nietypowa. Zresztą pewnie o tym wiesz. Z tego co wymieniłeś to raczej ciężko znaleźć na polskim rynku (o ile interesuja cię wydania w rodzimym języku). Niestety większość mang, które wychodzą to popularne u nas serie, haremówki i yaoi. No cóż, lepsze to niż nic, ale i tak czasem się żałuje, iż temat manga/anime jest w kraju wciąż dość obcy.
  8. @voda22 pewnie będzie koło roku. Po prostu przy oglądaniu max dwóch serii jednocześnie nie był mi ten serwis do niczego potrzebny. U mnie też to zdecydowanie już nie to co kiedyś, przeważnie jak coś już w pierwszym epie mi nie leży to nie dotrwam. Poza tym zacząłem oglądać sporo seriali, a to tez czas. Z mangowych one-shotów polecam Madokę. Anime jest dużo lepsze, ale manga ma tylko trzy tomy więc bardzo gładko się to czyta bo historia jest skondensowana. Chyba nawet kiedyś robiłem obrazkową reckę tego. @Cado z jednej strony niby bardziej wybredny, z drugiej dalej podobają mu się haremówki, ale kto wie może rzeczywiście coś tam się wyrabia, na pewno nie dobry gust ;p. Poza tym rzeczywiście fajnie, że mozna znaleźć tyle zróżnicowanych (ekhm) serii, ale jednak czasem człowiek czuje się zwyrolem. Chociaż niektórzy mówią, iż do obejrzenie BnP jeszcze jesteś w miarę normalny.
  9. Nieco ponad trzy lata temu postanowiłem pochwalić się na łamach jeszcze całkiem żywych wtedy actionowych blogów, że udało mi się przebrnąć przez moje „pierwsze” anime. Nie była to oczywiście całkowita prawda, bo za młodu oglądało się to i owo (Król Szamanów, Songi… to znaczy Dragon Ball, Naruto), a telewizje chętnie kilka serii emitowały. Warto tu dodać, iż do momentu zapoznania się w całości z Elfen Lied (to było właśnie to „pierwsze” anime), patrzyłem na ten nurt rozrywki z niesmakiem i lekką pogardą. Może to, dlatego, że poza tymi z Japonii nie przepadam zbytnio za kreskówkami. Po seansie mój pogląd obrócił się kilkukrotnie, wstrząsnął, zrobił susła i ogólnie rzecz biorąc – zmienił. Jakby tego było mało, forumowa brać szybko podsunęła mi kolejne dziesiątki tytułów, które w wolnej chwili mogłem sobie potem obejrzeć. Sekcja komentarzy pękała w szwach od kolejnych osób wymieniających swoje propozycje. Wsiąkałem. Zacząłem interesować się japońską kulturą, kolejne serie lądowały na liście obejrzanych, wycieczka do Japonii stałą się jednym z priorytetowych marzeń, a na półce szybko pojawiły się pierwsze mangi. Niestety, skończyła się gimbaza, pomału zaczynało na przyjemności brakować czasu. Nie żeby liceum było jakieś okrutnie trudne do przebrnięcia, ale z powodu dwóch lewych rąk do matmy i uczęszczania do klasy o profilu właśnie matematycznym, bywało trudno. Jednak i tak udawało mi się gdzieś tam być na bieżąco, po prostu skończyło się oglądanie kilka serii w tygodniu i siedzenie po nocach. Dziś wiele rzeczy wygląda dla mnie inaczej. Niektóre serie, które w przypływie chwilowej euforii obdarowywałem „dziesiątkami” już tak nie czarują, a człowiek staje się bardziej wybredny. Coraz częściej dochodzi do sytuacji typu, oglądasz kilka sezonów Dragon Balla po kilkaset odcinków każdy by zaraz znaleźć serię, która pomimo 12 odcinków jakoś ci się dłuży. Zapuszczasz kolejne bliźniaczo podobne anime do tego, co widziałeś już przynajmniej 10 razy, ale czujesz się jak baran, ponieważ znowu ci się podoba, znowu wsiąkasz i znowu chcesz się żenić z główną bohaterką. Damn. W sumie sam nie wiem, co chcę tu przekazać. Nie spodziewałem się, że w trzy lata różne japońskie twory staną się tak przyjemnym i ważnym dla mnie hobby. Przecież pamiętam do dziś jak to było. Siedząc któregoś dnia na forum i przeglądając blogi przeczytałem recenzję Xerbera, w, której opisywał on jego wrażenia po obejrzeniu Elfen Lied. Pomimo niechęci do takich animacji fabuła wydała mi się na tyle ciekawa, iż w zaciszu własnego pokoju postanowiłem sam ją sprawdzić. I cóż, wzięło mnie. Po prawdzie to nawet lekko się sobie dziwię, bo patrząc na to dziś, to raczej mocno hardkorowy tytuł dla kogoś, kto chce zacząć. Nie wiem czy powinienem tutaj podziękować, co poniektórym za wdrożenie mnie w ten „świat czy raczej ich przekląć, że zamiast jakiś wybitnych dzieł kina oglądam zboczoną bajkę o dziewczynach skrzyżowanych ze zwierzętami i jeszcze mi się to podoba (Monster Musume polecam, może jak ktoś jeszcze tu zagląda to usmażę jakąś reckę). Szkoda tylko, iż dalej jest mnóstwo osób gardzących anime, mangami etc. Dla zasady, chociaż ich styczność z tym nurtem jest zerowa, a na swoim przykładzie wiem jak bardzo mogą się co do swoich gustów mylić. Pomyśleć, że taka przydługa refleksja mnie naszła, bo postanowiłem dziś zaktualizować MAL-a pierwszy raz o iluś miesięcy, bo zaczynałem gubić się już w tym, co oglądam i mam zamiar oglądać.
  10. @otton No w 100% bez stresu faktycznie się nie da. Poza tym rozszerzenia już tej wiedzy jednak wymagają - sam pisałem polski i historię i mam mieszane uczucia. Aczkolwiek mowię tu o samych podstawach czyli wymaganym minimum aby w ogóle zdać. I masz rację, to jest problem, bo ludzie, którzy prześlizgnęła się przez 3 czy 4 lata zdają maturę z palcem nie powiem gdzie. @Aroniusz bzdura. Ja byłem w klasie gdzie prawie nikt nie czytał lektur i zawsze większość jako argumentów używała Tolkiena, Gry o Tron czy chociażby Wiedźmina. Ja sam na egzaminie ustnym z polskiego (miałem 100%) podparłem się Grą o Tron i Ręką mistrza napisaną przez Kinga (jedna z moich ulubionych książek btw). A chińska bajka? Próbując udowodnić, ze warto brnąc w miłość pomimo cierpienia podałem przykład Yuno z Mirai Nikki.
  11. Pół felieton, pół historia życia. Wiem, nie każdy lubi czytać takie bzdety, ale jako że to blog i ja sam bzdety poczytać czasem lubię to... Jak pewnie wszyscy wiedzą maj jest miesiącem matur. Chociaż w teorii jest to jeden z najważniejszych (jeśli nie najważniejszy) egzamin w życiu, część osób wybiera kompletne olanie nauki, by następnie trząść portkami dopiero gdy będą przed lub po egzaminach. Ja sam nigdy nie miałem zbytniego zapału do nauki. Ludzie wokół mnie (rodzina, nauczyciele etc.) zwykli mawiać, że stać mnie na dużo więcej niż sobą reprezentuje, ale ja zawsze wolałem poświęcać nauce tyle czasu ile uważałem za potrzebne. Szczerze mówiąc, nie pamiętam sytuacji, aby kiedykolwiek wyszło mi to na złe – podstawówkę przeszedłem gładko z naprawdę dobrymi ocenami, gimnzajum również poszło mi bezproblemowo przy naprawdę minimalnych nakładach pracy, a w liceum męczyłem się jedynie z matematyką. Chociaż to głównie z uwagi na wymagającą nauczycielkę (szczerze, nawet wyszło mi to na dobre, bo nigdy nie byłem ścisłowcem). Muszę przyznać, że czas matur, mimo wszelkich starań pozostania wyluzowanym, okazał się dość stresujący, nie tylko dla mnie. Nagle niewiedza lub wiedza powierzchowna w niektórych dziedzinach (na przykład moje makabryczne rozeznanie w lekturach, które zawsze wolałem zastąpić czymś bardziej poczytnym) stawała się dość przerażającą wadą, która mogła nieźle zaważyć na mojej przyszłości. Nie powiem, całkowitym laikiem nie byłem, bo też ograniczając Internet, gry, filmy i tym podobne przyjemności, trochę tego czasu na naukę poświęciłem (w 90% na matematykę, ale zawsze). Zdaje sobie sprawę, że z podobnymi odczuciami zmagają się miliony osób na całym świecie każdego roku. Po każdym kolejnym napisanym przeze mnie egzaminie przychodził stres związany z kolejnym, a gdy większość pisemnych była już za mną, na horyzoncie majaczyły ustne. I wiecie, do czego zmierzam? Może zabrzmi to bardzo morałowo, ale nie warto było marnować nerwów. Matura okazała się egzaminem jak każdy inny i naprawdę nie uważam żeby dobre jej napisanie wymagało gigantycznej wiedzy. Pewnie, nie znam jeszcze wyników matur pisemnych, ale pobieżne sprawdzenie odpowiedzi z Internetem oraz dobre wyniki ustnych napawają optymizmem. Gdzie zatem ten morał? Nie bójcie się. Ci co macie matury dopiero przed sobą – naprawdę nie ma się kompletnie czego bać. Ten wielki zły rogaty papier okazał się wcale nie taki straszny jak go malują, a pewnie im będę starszy tym bardziej dostrzegę, że matura była naprawdę prosta. Szczególnie gdy znajomi studenci straszą sesją. Jasne, minimalnie przygotować się trzeba, bo inaczej mielibyśmy w Polsce zdawalność na poziomie 100%, ale nie warto na pewno zaniedbywać przez to życia towarzyskiego, swoich hobby czy przyjemności. Bez odbioru.
  12. @Otton dokładnie. W MGS mam już ponad sto godzin i dalej końca dla mnie nie widać. Gra się w to po prostu znakomicie.
  13. Masz milion plusów za umieszczenie najwyżej MGS-a zamiast Wieśka.
  14. Tak jak pisałem, historia i pomysł na wymyślanie mitologii fajny oraz ciekawy. Wykonanie jednak dużo słabsze, do tego tak oczywiste jumpscare'y że cieżko się wystraszyć. Zobaczymy jak sequel.
  15. Z tych które wymieniłeś nie widziałem tylko Babadook i Eden Lake. Reszta obejrzana. Zdecydowanie Dom w głębi lasu na plus chociaż dla mnie to bardziej komedia albo nawet parodia niż horror. Co do Sinister widziałeś go i ci się nie wydawał czy nie widziałeś? Jak dla mnie wyglądał bardzo tanio, większość akcji dzieje się w domu, przez cały film mamy może z cztery osoby, które można uznać za pełnoprawne postacie i nie ma w sumie ani jednej sceny, która wyglądałaby na ciężką do nagrania nawet w warunkach domowych.
×
×
  • Utwórz nowe...