Skocz do zawartości

Knight Martius

Emerytowani Eksperci
  • Zawartość

    2680
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Komentarze blogu napisane przez Knight Martius

  1. Dunno, jedna z moich ulubionych postaci miała nieco na sumieniu właśnie w kontekście gwałtu, a mimo to autorowi udało się ją tak przedstawić, że nawet po tej "wstrząsającej" wieści nie czułem do niej pogardy. Myślę jednak, że przedstawiłeś ciekawy problem (choć z drugiej strony sam czytałem takiej literatury za mało :P).

    Co do problemu poruszonego przez Ciebie na blogu zewnętrznym, że miałbyś kłopot z opisywaniem takich scen m.in. przez zaimki osobowe, to uważam, że nie masz racji. Jest sporo sytuacji, w których nadużywania tychże zaimków można spokojnie uniknąć (widziałem nawet, że ktoś Ci to tak skomentował, i ja się z tym zgadzam).

  2. W odniesieniu do powyższej dyskusji nie wiem, czy szukanie za wszelką cenę (wyolbrzymiam?) podobieństw do czegoś, co zostało wymyślone już przy innej okazji, jest dobrą praktyką. Tak naprawdę wiele pomysłów bierze się skądś, w mniejszym lub większym stopniu.

    W ogóle to myśl, że jeszcze nie skomentowałem tego rozdziału, nie daje mi spać po nocach (figura retoryczna :P). Naprawiam ten błąd.

    Na początku pragnę nadmienić, że pamiętam, iż wolałeś, abyśmy krytykowali raczej warstwę merytoryczną Twojej twórczości niż stylistyczną, ale bardziej bym chciał pomówić właśnie o tej drugiej. Są bowiem pewne sprawy, które z lekka mnie drażnią, a niektóre dotyczą, nazwijmy to, swobodnego traktowania zasady/porady pisarskiej: "Nie opisuj w dwóch słowach czegoś, co możesz wyrazić jednym". Szczególnie gdy mamy scenę akcji.

    W związku z powyższym...

    Potwór, który pędził wprost na niego, wył pod gradem metalowych kul, a jednak parł nieprzerwanie naprzód, pomimo ran.

    "Pomimo ran" jest zbędne, bo skoro Jean wystrzelił w potwora, oczywiste jest, dlaczego ten wyje.

    Zerknął mimowolnie na ramiona stwora ? długie, muskularne, uzbrojone w szpony oraz bioniczne ostrza. Lada chwila miał wznieść jedno z tych ramion do ciosu w stojącego mu na drodze żołnierza.

    Powtórzenie.

    Rzucili się na hordę virinerów, strzelając z bezpośredniej odległości z posiadanych strzelb kasetowych, by później wdać się z nimi w walkę wręcz.

    Czy mogliby strzelać z broni, których by nie mieli/posiadali?

    Wstrząśnięty całą tą sceną, zachował jednak na tyle przytomności umysłu, by wznowić ogień, ostrzeliwując te virinery, których mógł dosięgnąć, nie rażąc przy tym Sorevian.

    Masło maślane.

    Wtedy jednak Sorevianka dopadła do niego i chwyciła go za ramię.

    Myślę, że "go" bez żadnej szkody można usunąć. Im mniej zaimków osobowych, tym lepiej.

    (...) brakowało jedynie hełmu, który leżał tuż obok. Tuż obok niego klęczał Kilai (...)

    Powtórzenie.

    A potem widziałem, jak te cholerne bydlęta rozrywają ich na strzępy.

    Mam wrażenie, że "bydlaki" brzmiałoby tu lepiej. Odczucie subiektywne.

    Tworzyło to w tej chwili silny kontrast z jego zachowaniem sprzed nieco ponad godziny, czego świadkiem był również sam Matson.

    Może jeszcze dokładnie określisz ten czas? :) Jeśli koniecznie chcesz to zostawić, sugeruję wyrzucić "nieco".

    - Przyjęliśmy, panie pułkowniku ? odrzekł za Richarda Akode, kiedy major przez dłuższą chwilę milczał, nie udzielając odpowiedzi

    Kolejna tautologia.

    - Na razie proponuję, żebyśmy działali zgodnie z dotychczasowym planem ? ponownie wtrącił McReady, który przemawiał najbardziej opanowanym głosem, choć wciąż dalekim od spokojnego

    IMO "najbardziej opanowany" miałoby sens, gdyby było jakieś większe zbiorowisko i rzeczywiście Matson wtedy wyglądałby na najspokojniejszego. Napisałbym "jak najbardziej opanowanym głosem", tak żeby było wiadomo, że mówił to tak spokojnie, jak to tylko było możliwe w tej sytuacji.

    Postąpił krok naprzód i zbliżył swój pysk tak blisko twarzy majora, że niemal dotkął jego czubkiem nosa człowieka.

    Czy mógł zbliżyć cudzy pysk? No i ja jeszcze usunąłbym "jego".

    W zasadzie to nie wszystko, ale też nie zależy mi, żeby punktować każdy błąd (?), który zauważę.

    Mimo to rozdział czytało mi się bardzo dobrze. Przede wszystkim rzeczywiście czuć, że relacje między postaciami są żywe. Plus - o ile wcześniej zdarzało mi się zwracać Ci uwagę na dialogi w Twojej twórczości, o tyle teraz naprawdę mi się podobały.

    To ja już pójdę spać. Zzzz...

  3. Ja z kolei cieszę się, że odpisałeś na mój komentarz, bo dla mnie nie ma w tej sytuacji nic bardziej irytującego niż brak informacji zwrotnej. Bo wtedy nie wiem, czy autor przyjął komentarz, czy się obraził i tym samym każe mi się... przytulić. A czasem chętnie bym przeczytał, że piszę głupoty...

    • Upvote 1
  4. Widzę, że popełniłem błąd, że przez jakiś czas tu nie zaglądałem...

    Ogólnie Kefka, punktując poruszenie wątku niechęci rasowej (który w Twojej twórczości widzieliśmy wcześniej - chyba - już trzy razy), moim zdaniem zbliżył się do powodu, dla którego postacie w Twoich utworach są przeważnie płaskie.

    Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że dla danych grup rasowych/etnicznych/społecznych etc. często stosujesz ten sam schemat zachowania, jakbyś sam postrzegał swoje postacie przez pryzmat stereotypu. Nie mówię tu tylko o wspomnianej już niechęci rasowej, ale też o konkretnych cechach charakteru, np. tej, że "wszystkie jaszczurzyce są złośliwe niezależnie od sytuacji". Podobna myśl pojawiła się u Sawickiego, kiedy rozmawiał z Sareną. O ile samo to jest całkiem naturalne (bo wszyscy postrzegamy inne grupy społeczne przez stereotypy, czy tego chcemy, czy nie), o tyle opisywanie postaci wyłącznie przez te cechy lub przyjęte w danej społeczności konwencje wcale nie sprawia, że będą się (postacie) wyróżniały w oczach czytelnika.

    Rzecz jasna, pisząc militarną SF, możesz stwierdzić, że Twoja twórczość może bronić się czym innym, a wtedy takie skupianie się na bohaterach nie musi być wymogiem.

    Swoją drogą, jeśli decydujesz się na pisanie dłuższych ekspozycji, myślę, że warto, abyś szczególnie wtedy starał się indywidualizować wypowiedź bohatera. W tym fragmencie "Odkrycia" opowieść Sareny czytało się gładko, albowiem w klarowny sposób zostało wyłożone, co działo się z Sorevianami i jak zaczęła się cała ta heca z "opętanymi". Tylko że mam wrażenie, że gdyby opowiedział to dowolny inny jaszczur, nie poczułbym różnicy. Proponowałbym zastanowić się nad środkami językowymi, żeby oddać nacechowanie emocjonalne bohaterki, jej spojrzenie na świat... cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że tak, właśnie ona o tym opowiada i jej wypowiedzi nie da się pomylić z żadną inną postacią. Jestem pewien, że coś takiego czytałoby się jeszcze lepiej.

    BTW, najnowszy rozdział "Wilczego stada" wydrukowałem, czytam, wypowiem się w wolnej chwili.

    Generalnie... jeszcze więcej powodów do radości, że dałem sobie spokój z wysyłaniem tego opowiadania do NF.

    Zamieść. To. Opowiadanie. Na. Ich. Forum. Literackim. Kurczę. Pieczone. ;)

  5. Podobna sytuacja miała też miejsce w HoMM 4, gdzie mieliśmy 5 miast, w których szkoliliśmy po 10 typów jednostek (ale używać mogliśmy ich tylko 5 typów)

    W Heroes IV mieliśmy sześć miast, w których rekrutowaliśmy akurat po osiem typów jednostek, a z nich rzeczywiście mogliśmy wykorzystywać jedynie pięć (wyjątek stanowił rezerwat, gdzie można było zakupić po prostu wszystkie jednostki Natury).

    Być może jednak czepiam się szczegółów. Bo dla mnie Heroes IV i V, tak mocno krytykowane przez fanów, też ogólnie świetne były.

  6. Disciples II to gra świetna klimatem, ale jeśli chodzi o grywalność, to IMO jest już gorzej. Przede wszystkim oferuje ona stosunkowo mało możliwości, np. przy dobieraniu sobie drużyny (np. chciałbym mieć w głównej ekipie dwóch wojowników, którzy po wylewelowaniu do maksimum różniliby się między sobą. Nie da się, bo mechanika każe wybierać tylko jedną ścieżkę rozwoju w danym scenariuszu). Na dodatek gra w dalszych scenariuszach kampanii wymusza na graczu stosowanie tylko jednej strategii, tj. toczenie niemal wszystkich walk tylko główną ekipą, ponieważ wrogie oddziały są tak mocne, że sklepać je może tylko główny dowódca (no i wiadomo, doświadczenie trzeba zdobyć). Poboczne drużyny służą wtedy tylko do tego, żeby wykańczać słabsze oddziały wroga, a i tu czasem trzeba posunąć się do zaklęć, żeby wyjść z tego bez strat. Plus gospodarka jest jak dla mnie niezbalansowana - przez pewien czas złota nie starcza prawie na nic, bo trzeba rozbudowywać stolicę, a przydałoby się je wykorzystać też do czego innego (choćby zakupów w sklepach. Dlatego wynajmowałem złodzieja i kradłem z nich wszystko, wspomagając się metodą "save & load"). A w późniejszej fazie gry okazywało się, że mam tego złota tyle, iż naprawdę musiałem solidnie się zastanawiać, na co mógłbym je wydać. Z drugiej strony ta akurat wada trochę zanika na wyższych poziomach trudności.

    To wszystko sprawia, że nigdy nie przeszedłem w Disciples II wszystkich kampanii. Gra mi się nudziła po prostu.

    Ale dla kontrastu powtórzę, że klimat ta gra ma fenomenalny. Wygląd jednostek też bardzo mi się podobał. Wystarczy spojrzeć na mój awatar.

    Poza tym z polskim dubbingiem jest taka ciekawostka, że w podstawce pod wszystkie postacie podkładały głos dwie osoby na krzyż (!!!). To jednak żadna ujma, ponieważ wyszło im to znakomicie. Dopiero w Buncie elfów była większa obsada, gdzie też nikt nie zawalił sprawy.

    • Upvote 2
  7. Pamiętam (tylko nie potrafię sobie przypomnieć, czy już o tym pisałem), że swego czasu oceniłaś nisko jeden odcinek "Mistrzów horroru", który mnie z kolei bardzo się podobał. Bodajże drugi odcinek pierwszego sezonu. Ale wiadomo, co kto lubi.

    Żeby nie było, że piszesz to dla nikogo - ja subskrybuję Twój blog zewnętrzny, tak więc czytam u Ciebie... może nie wszystko, ale na pewno na bieżąco. :P

    • Upvote 1
  8. Czytając to opowiadanie, odniosłem wrażenie, że widzę w nim pewne elementy, o których pisałeś u siebie na blogu, przynajmniej jeśli chodzi o tworzenie szwarccharaktera czy "niezobowiązujące" rozmowy. To nie jest żadna ujma, ponieważ widać, że miałeś pomysł na opowieść i ewidentnie wiedziałeś, jak go rozwinąć. Dzięki temu fabułę śledziłem z pewną dozą zainteresowania. Przyczepiłbym się jedynie do tego, że historia prowadzi raczej donikąd; aż krzyczy, żeby jakoś spróbować ją rozwinąć.

    Dla kontrastu całość pod względem warsztatowym jest taka sobie.

    W komentarzu do pierwszej części pisałem, że drugi akapit powinien być pierwszym. Okazuje się jednak, ze takie opisy jak na samym początku rozrzucasz po całym opowiadaniu. I powiem tak: pomijając to, że za opisami nie przepadam, są one całkiem nieźle zrobione, ale... po co? Takie ich upiększanie nic nie wnosi do tekstu, za to potrafi uśpić (serio, w pewnym momencie - w ostatnim rozdziale bodajże - zdarzyło mi się ziewnąć). Nie wiem nawet, czy w takiej formie pasują do przyjętych realiów. Można, a IMO nawet trzeba zrobić je oszczędniej, tak żeby wspierały historię, a nie próbowały ją przyćmić.

    Z dialogami jest już lepiej, choć tu jak dla mnie są one nierówne. Naturalne jest, że postacie będą przeważnie posługiwały się raczej językiem potocznym, i niejako tak jest. W pewnym momencie pojawia się postać, która chwali się większym zasobem słownictwa, i to jeszcze mnie nie alarmowało. Ale kiedy Kaj i Mihael w wieku nastoletnim też rozmawiali ze sobą takim "literackim" językiem, to nie czułem, żeby to był celowy zabieg, tylko raczej błąd warsztatowy (żebyśmy dobrze się zrozumieli - czułem tutaj sztuczność).

    Jeszcze tytuł "Złota Godzina" wydaje mi się nie pasować do treści opowiadania. Znaczy fakt, w pewnym momencie pojawiło się odniesienie do niego, ale było ono tak niezwiązane z fabułą, że musiałbym sprawdzić, co to było, aby mieć pewność.

    Ale czy żałuję czasu spędzonego nad opowiadaniem? Ogólnie - nie. Fabuła i postacie nadal uważam za ciekawie obmyślone. No, może z postaciami jest trochę gorzej, ale zdaję sobie sprawę, jak trudno przedstawić je psychologicznie w tak krótkiej formie, a tu po prostu jest dobrze.

    Gdybyś pisał coś jeszcze, czytałbym.

    • Upvote 1
  9. No cóż, bywało gorzej. Zdarzało się, że wprawdzie było OK, ale poza tym miałeś jednak listę zastrzeżeń co do tego czy tamtego. :P

    Czyżbyś sugerował, że przez tę przerwę w komentowaniu tekstów wypadłem z formy? :D

    Psioniki i psychotroników to nie dotyczy.

    Goddammit. Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć.

    Pamiętasz, jak dawno temu, w temacie Proza, mówiłem ci o trzech rasach, które trzymam w sekrecie? To jest jedna z nich.

    Hm, pamiętam, że coś takiego pisałeś. Czyli - wytoczyłeś ciężką artylerię.

  10. Dziwię się, że na to narzekasz, bo w sumie wyjaśniła się tutaj jedna rzecz, która od jakiegoś czasu budziła twoje wątpliwości - mianowicie, co to była za heca z tym oddziałem, który przechwycili Auvelianie, lecz najwyraźniej to nie ten sam oddział, do jakiego należą bohaterowie opowiadania? No więc w tym rozdziale okazuje się, że to była przynęta - komandosi, którzy mieli przeprowadzić pozorowaną operację specjalną i odciągnąć uwagę Auvelian od prawdziwego celu.

    No i ja właśnie myślałem, że w tym rozdziale zostanie przypomniany ten właściwy cel, ale może jednak trochę się niecierpliwię. Niemniej jednak fakt, wyjaśnia się tu rzecz, co do której rzeczywiście miałem wątpliwości.

    chodzi mi po głowie jedno pytanie. Czy nie było aby jeszcze jakiegoś tekstu od ciebie, który chciałeś, żebym przeczytał i skomentował, a w końcu tego nie zrobiłem?

    Do opisu pasuje mi tylko odnowiona wersja "Przyjaciela". Nawet jeśli nie całość, to przynajmniej ekspozycje dotyczące tamtejszego uniwersum i ew. eskapada do kryjówki bandytów.

  11. Drugą część "Odkrycia" już ogarnąłem, a jakże. I... jest OK. Po prostu. Zastanawiam się tylko, czy wyjaśnienie obecności "nieumarłych" poprzez wątek nadprzyrodzony pasuje jeszcze do tego uniwersum, które jak na SF stara się być w miarę realistyczne. Z drugiej strony podczas czytania mi to nie przeszkadzało, a wiadomo - jeśli coś zgrzyta dopiero później, to przeważnie się nie liczy.

    Ze spraw technicznych tylko kilka kwestii dialogowych zawiało mi sztucznością.

  12. W końcu mam trochę czasu na skrobnięcie komentarza, czy raczej wymówkę, żeby niektóre obowiązki odłożyć na później. :P

    Przeczytałem rozdział "Wilczego stada" jako pierwszy, tylko, szczerze mówiąc, nie wiem, co o nim napisać. Trochę liczyłem na to, że wyjaśnią się niektóre szczegóły na temat planu "Wilków" (pozapominało się tego i owego ;)). Ogólnie po prostu czekam na ciąg dalszy, szczególnie że odnoszę wrażenie, iż historia jakoś wkrótce dobiegnie końca.

    Z rzeczy czysto językowych pamiętam, że jeden błąd zwrócił moją uwagę, tylko nie potrafię sobie przypomnieć, gdzie on był. Wiem jedynie, że w jakiejś kwestii mówionej.

  13. Cóż, wtedy, gdy o tej rezygnacji pisałem (czyli na początku marca), po prostu doszedłem do dość brutalnego wniosku, że czytanie dzieł zawodowych pisarzy, które przeszły przez profesjonalną redakcję, da mi więcej niż zapoznawanie się z twórczością amatorską. Teraz natomiast studiuję zaocznie, pracuję, próbuję dopiąć kilka spraw, a wkrótce muszę zacząć pracę magisterską, więc na drodze stoi mi zwyczajnie brak czasu. Nawet pisanie prozy idzie mi koszmarnie wolno, ale to akurat też dlatego, że chociażby do aktualnie tworzonej przeze mnie powieści straciłem serce i poważnie rozważam, czy po prostu nie zamieścić jej w sieci.

    Niemniej jednak do czytania twórczości amatorskiej planuję powoli wrócić, bo w sumie i w tym segmencie da się znaleźć naprawdę przyzwoite utwory. Poza tym, tak po prawdzie, brakuje mi komentowania takich tekstów. biggrin_prosty.gif

  14. Wiesz co? Powyższa dyskusja aż sprawiła, że dodałem sobie Twój blog do Feedspota. Masz więc kolejnego subskrybenta. :D

    W ankiecie zagłosowałem na "tak". Prawdę mówiąc, nigdy nie rozumiałem narzekania (bo tak to postrzegam) na umieszczanie wpisów w postaci zajawki, która ma zachęcić do odwiedzenia bloga zewnętrznego. Sprawa jest prosta - podoba mi się wpis? Klikam odnośnik do bloga zewnętrznego i czytam dalej. Jeśli nie, to nie klikam i tyle. Rozumiałbym te zażalenia, gdyby faktycznie trzeba było się nagimnastykować, aby przeczytać całość; tylko że tutaj jest to kwestia zaledwie jednego kliknięcia.

  15. Wpis mi się podobał, chociaż odnoszę wrażenie, że zalety, które przypisujesz urban fantasy, przynajmniej w pewnym stopniu można odnieść też do jej klasycznej odmiany (podobnie jak wady tejże można odnieść też do urban fantasy). Nie ma żadnego problemu, żeby autor w klasycznej fantasy bardziej niż na wizji świata skupił się na relacjach między postaciami, albo nawet nie zaniedbywał jednego kosztem drugiego.

    Chociaż myślę, że masz rację, iż urban fantasy jest wygodniejsza przez to, że siłą rzeczy musi być bardziej kameralna. Oraz że obejmuje środowisko, które jest nam lepiej znane.

    PS Popraw literówkę w tytule.

    • Upvote 3
  16. Wpis mi się podoba, bo w ciekawy sposób ukazuje, jak powinien prezentować się czarny charakter, ale chcę się tylko odnieść szybko do "Legendy Korry". Nawet jeśli Amona z pierwszego sezonu rzeczywiście dałoby się rozwinąć tak, że i na serię wielkości poprzedniego "Awatara" by starczyło, to pierwotnie twórcy chcieli zrobić z tego serialu miniserię. Dopiero w trakcie produkcji (albo emisji, nie pamiętam w tej chwili) okazało się, że powstanie jeszcze druga seria, a dopiero potem, że oprócz tego będą dwie kolejne. Tak więc budowanie w taki sposób serii uważam za logiczną konsekwencję, a i budowa świata przedstawiona aż się prosi o to, żeby sporo uwagi poświęcić akcji. Chociaż faktycznie twórcy pokazali, że potrafią tworzyć świetne postacie, co IMO widać w "Legendzie Korry" i (genialnym zresztą) "Awatarze: Legendzie Aanga".

    Korra zostaje lesbijką.

    Nie mów, że też w to wierzysz...

    • Upvote 1
  17. Meh. A ja sądziłem, że po przeczytaniu tego rozdziału będzie już jasne, że te dwa zestrzelone desantowce i komandosi na nim to NIE jest ten sam oddział, którym dowodzą Akode z Matsonem...

    Ale może to nawet i lepiej.

    Heh, a sam w swojej twórczości dążę do tego, żeby umieszczać informacje, które będą wynikały z tekstu, ale nie będą wyrażone eksplicytnie. Fstyt mi. D:

×
×
  • Utwórz nowe...