Skocz do zawartości

Blog pisany nocą

  • wpisy
    31
  • komentarzy
    90
  • wyświetleń
    39721

Złota Godzina, cz. 1 z 4


849

454 wyświetleń

Nadejście wieczoru nie przyniosło wytchnienia. Choć ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem dobrą godzinę temu, temperatura wciąż była bezlitośnie wysoka. Rozgrzane powietrze otulało miasto, usypiając każdy zakątek i zanurzając misterny labirynt budynków w stagnacji. Jedynie centrum, serce metropolii, zmuszone ciążącym na nim obowiązkiem utrzymywania świata w ruchu, nie poddawało się, z wysiłkiem rozlewając dokoła aktywność przez pozalepiane upałem arterie. Rozpoczynające swą zmianę latarnie uliczne zachęcały ludzi do wychynięcia na dwór, oświetlając przenajrozmaitsze lokale, które obiecywały miłośnikom nocy choć odrobinę ulgi od skwaru.

Wracając z pracy, Kaj rozważał, czy nie zaszyć się w jakimś barze. Mając w perspektywie kolejną noc w dusznym mieszkaniu w starej czynszówce wybudowanej wieki temu pod numerem sto trzynastym, klimatyzowane pomieszczenia kusiły jeszcze bardziej. Po chwili namysłu zrezygnował z tego planu, licząc na to, że zmęczenie sprowadzi na niego sen zaraz po powrocie. Przeszedł ostatnie kilkaset metrów od przystanku, podziwiając mozaikę świateł wydzierających cenną przestrzeń oblekającej miasto ciemności. Wszystkie pobliskie ulice wyglądały podobnie, wytyczane przez szeregi starych kamienic i czynszówek. Jednak każde z rozjaśnionych okien dodawało kilka ziaren indywidualności w postaci skrytych za nimi różnorakich sprzętów, mebli, rzeczy i ekscentrycznych drobnostek, które otaczały życia mieszkających wśród nich ludzi.

Otworzył ciężkie drzwi pokryte czymś, czego nie można było nazwać graffiti i przekroczył próg klatki schodowej, pozostawiając za sobą cichy szmer ulicy. Nastrój od razu mu się poprawił, gdy zobaczył stojącą na korytarzu Maję, jednak równie szybko go opuścił, kiedy zrozumiał, co jej obecność oznacza. Kaj odnosił wrażenie, że choć o dwa lata młodsza, dziewczyna przeszła w życiu o wiele więcej niż on. Nikt dokładnie nie wiedział, w jaki sposób otrzymała posadę zarządcy, skąd pochodzi, czy ma jakieś wykształcenie i czy planuje w najbliższym czasie znaleźć lepszą pracę, a ona sama za każdym razem, gdy tylko pojawiała się szansa na odpowiedź, zmieniała temat rozmowy. Niemniej ta część mieszkańców, która miała wątpliwą przyjemność spotkać kiedyś właściciela budynku, była mu niezmiernie wdzięczna, że postanowił wyznaczyć na to stanowisko zastępcę. Tym bardziej, że Maja pracowała sumiennie i zdecydowanie ponad zakres swoich obowiązków.

? Dobrze, że jesteś ? powiedziała, widząc Kaja.

Mężczyzna westchnął, ale tylko w myślach, nie chcąc okazywać swojego rozdrażnienia po całym dniu.

? Ktoś przyszedł do Mariki, tej dziewczyny, która mieszka pod czwórką. I chyba zaczyna sprawiać problemy.

Rzeczywiście, można było usłyszeć dobiegające zza drzwi opatrzonych wspomnianym numerem odgłosy kłótni, które przybierały na sile i intensywności. Jeśli słuch nie mylił Kaja, właśnie poszedł w ruch jakiś wazon. W otwartych drzwiach mieszkania obok stała i przyglądała się całemu zajściu stara kobieta. Kaj domyślił się, że to ona zawiadomiła Maję o całej sytuacji, a dziewczyna, oczywiście, od razu przyszła, choć jej dzień pracy już dawno się skończył. Wyglądało na to, że właśnie szykowała się do wejścia pod nieszczęsny numer, gdy przyszedł Kaj.

? Dobra ? odpowiedział mężczyzna, nie precyzując, co konkretnie przez to rozumie.

Nie zadawał żadnych pytań. Maja często ?wykorzystywała? go do przeróżnych prac, które wymagały silnej ręki i zdecydowania. Zapewne uważała, że Kaj, nie mając własnej rodziny, a więc i związanych z nią obowiązków, mógł wziąć na siebie trochę cudzych problemów. Miała rację. A jemu to nie przeszkadzało.

Zapukał do drzwi tylko dla formalności, po czym uchylił je, wypuszczając na zewnątrz wiązankę obelg i niedwuznacznych aluzji. W środku młody chłopak prowadził ożywiony dialog z bliską mu wiekiem dziewczyną.

? Szanowni państwo... ? zaczął Kaj bez cienia optymizmu, za to z dozą ironii, przekraczając próg.

? A ty czego tu, k*rwa, chcesz? ? przywitał się wyrostek.

Młody, dobrze zbudowany, krótko ostrzyżony, zakatarzony, pobudzony, miał rozszerzone źrenice. Kaj w jednej chwili stał się czujny.

? Nie powinieneś się w to mieszać ? powiedziała dziewczyna. Kaj nie przypominał sobie, by kiedykolwiek przeszli na ty.

? Odprowadzę twojego kolegę do wyjścia ? powiedział, zbliżając się w stronę wyrostka.

? Słuchaj, stary skur... ? Z ust chłopaka zaczął płynąć potok słów, którymi plastycznie opisywał, co myśli o Kaju, jego matce i całej reszcie. Sporo było w tej wypowiedzi powtórzeń.

Kaj czekał cierpliwie, aż chłopak się wyżali. Albo da mu pretekst do podjęcia bardziej stanowczych działań. Marika spróbowała przerwać trwający w najlepsze wywód, lecz wyrostek nie dał jej dojść do głosu.

? Ani słowa, szmato!

? Hej, bez takich! ? Kaj podszedł do wyrostka. Wykonał wolny, ale zdecydowany ruch, jakby chciał go chwycić za ramię.

Bez powodzenia.

Pierwszy cios trafił Kaja w szczękę. Mężczyzna zatoczył się lekko, ale nie stracił równowagi. Drugi, wymierzony w brzuch, odebrał mu dech. Kaj zgiął się wpół, wciąż trzymając się na nogach. Trzeci był definitywny. Wyrostek rąbnął mężczyznę kolanem w głowę, szczęśliwie nie trafiając w nos. Kaj zatoczył się dobre dwa metry w tył i wyrżnął na ziemię. Leżał, usiłując dojść do siebie, tymczasem chłopak z wyrazem zadowolenia na twarzy, ostentacyjnie wolno szedł w jego stronę. Zamierzał dołożyć kilka kopnięć do bilansu i popisać się przed publicznością. Co prawda widownia składała się z dwóch przerażonych kobiet i znudzonej staruszki, ale wyrostek nie miał zbyt wysokich aspiracji. Zgiął nogę, biorąc jak największy zamach.

I to był błąd. Kaj błyskawicznie kopnął napastnika w piszczel nogi, na której się opierał, pozbawiając go tym samym równowagi. Wyrostek zachwiał się mocno i pochylił tułów do przodu, rozpaczliwie próbując zachować balans, jednak jedyne co osiągnął, to zmniejszenie dystansu między swoją żuchwą a pięścią Kaja. Sytuacja zmieniła się w jednej chwili i zamiast paść na twarz, chłopak wyłożył się na plecy.

Kaj wstał, opierając się o ścianę. Uspokajając oddech, spojrzał na otumanionego napastnika, a potem na Marikę, która zakrywała usta dłońmi.

? Mam przejebane ? wyszeptała dziewczyna, patrząc na półprzytomnego wyrostka z czymś, co Kaj z lekkim niedowierzaniem zdiagnozował jako współczucie.

Chciał odpowiedzieć coś w stylu ?Nie ma za co?, ale się powstrzymał. Zamiast tego zadał pytanie, które powinno paść zanim padł choć jeden cios.

? Czego on chce? ? Kaj spojrzał na pokonanego. ? Chciał?

Marika najwyraźniej walczyła sama ze sobą, by nie zwyzywać mężczyzny. W końcu zamknęła oczy, westchnęła i jak najspokojniej odpowiedziała:

? Wiszę mu pieniądze.

Kaj nie pytał o szczegóły. Może w ten sposób ominie go choć jedna awantura. Przez chwilę wahał się, czy nie zaoferować dziewczynie pomocy, ale jej wzrok rozwiewał wszelkie wątpliwości. Podszedł w milczeniu do wyrostka, który coś mamrotał, zapewne ciąg dalszy swoich wcześniejszych wywodów. Wziął go pod pachy i wytaszczył z budynku. Przekraczając próg, rzucił tylko:

? Następnym razem wybierz sobie lepszego chłopaka.

? Na przykład takiego jak ty? ? odparła dziewczyna cierpko.

? Albo kurator.

Skrzypienie schodów wypełniało niezwykłą ciszę klatki schodowej. Cienkie ściany pokryte zawiłymi wzorami, które wraz z odłażącą farbą tworzyły niepowtarzalną mozaikę upływającego czasu, nie sprawdzały się zbyt dobrze w roli stróżów historii, które się za nimi rozgrywały. Być może spowodowała to rozlewająca wokoło senność temperatura, a może ten dzień wykorzystał już swój limit wydarzeń, niemniej w tej chwili na klatce schodowej słychać było jedynie Maję i Kaja zmierzających na górę.

Dziewczyna chciała przerwać jakoś niezręczną ciszę, podziękować, może nawet wyrazić troskę. Ale zdołała tylko spytać:

? A jeśli wezwie policję?

Kaj trzymał się za obolały bok, poza tym nie okazywał oznak bólu. W każdym razie starał się.

? Nie wezwie ? odparł spokojnie. ? To ćpun. Byłoby mu to bardziej nie na rękę niż nam.

Patrzył pod nogi, zamyśliwszy się na krótką chwilę.

? Pewnie kolejny od Trzech Zer.

Trzy Zera parę lat temu, zanim jeszcze przybrali taką nazwę, byli zwykłą bandą, która gromadziła kilku kumpli z podwórka. Jednakże od czasu, kiedy dzielnica podwyższyła swój status, to znaczy dostała własnego dilera, szajka rozrosła się i zorganizowała. Kaj nie sądził, żeby wpływy gangu przekraczały granice jego rewiru, zwłaszcza sądząc po żargonowej nazwie, która miała w sobie ślady pewnej naiwności, można by wręcz powiedzieć ? dziecięcego optymizmu, cechującego ludzi, którzy stawiają pierwsze kroki w jakiejś branży. Nieprzyjemne promieniowanie w szczęce jednak szybko przypomniało mu, że ból jest taki sam, niezależnie od tego, jaką pozycję w półświatku zajmuje ten, kto go zadaje.

Spostrzeżenie Kaja nie poprawiło humoru Mai. Dostrzegł łagodny smutek w jej oczach, które szukały czegoś na schodach i pomyślał, że kłopoty w budynku dotkną ją o wiele bardziej niż jego. Choć może akurat nie w tym momencie, przemknęło mu przez głowę, gdy rozcierał obolałą twarz.

Maja spojrzała na niego. Będzie miał piękny siniec nad policzkiem.

? Hej... ? przerwała milczenie. ? Poradzisz sobie...?

Czyżby ślad troski w jej głosie? Kaj starał się ukryć cień ironii, który mimowolnie wkradał się do jego uśmiechu. Co miał odpowiedzieć?

? Przyzwyczaiłem się.

Zatrzymali się na piętrze Kaja. Dziewczyna mieszkała jeszcze wyżej. Przez okno na końcu korytarza sączyło się leniwie do przykrytego młodą nocą wnętrza neonowe światło, zastępując od dawna niedziałające w tej części przedpokoju lampy. Kaj właściwie powinien to zgłosić, ale nie chciał przysparzać Mai więcej pracy, więc udawał, że wszystko jest w porządku. Wiedziała o tym i była mu wdzięczna.

? Słuchaj... ? dziewczyna podjęła kolejną próbę nawiązania rozmowy. ? Wiem, że pewnie nie wiedzie ci się jakoś szczególnie... Ale twoja nowa praca chyba pozwala ci znaleźć lepsze lokum?

Sugestia, by się stąd wyprowadził. Doskonały sposób, żeby wyrazić podziękowania. Maja skarciła się w myślach.

? Chodzi mi o to, że zamiast tu tkwić, mógłbyś przenieść się gdzieś, gdzie można by zrobić coś pożytecznego. ? W jej głosie było zdecydowanie. I coś jeszcze. ? Po prostu uważam, że się tu marnujesz, że marnujesz swoje życie.

Spojrzał na nią bez uśmiechu, z łagodnością w oczach, której tak nie znosiła, zapewne dlatego, że na co dzień widziała coś zupełnie przeciwnego w spojrzeniach swoich petentów.

? Właśnie tu można zrobić coś pożytecznego. ? Starał się, by nie zabrzmiało to jak krytyka jej pracy, lecz obietnica ewentualnej pomocy. ? Zresztą, jestem zadowolony z tego, gdzie jestem.

Pomyślał, że skoro są już w temacie, może następne pytanie zabrzmi bardziej naturalnie.

? A ty?

? A co ja? ? spojrzała na niego uważniej.

? Czemu tutaj mieszkasz?

Kaj oparł się o ścianę, by dać odpór zmęczeniu, jednocześnie miał nadzieję, że taka poza wytworzy odrobinę dystansu i pytanie nie wyda się zbyt osobiste.

? Wiem, że kiedy masz wolne, czasem wyjeżdżasz do rodziny ? kontynuował.

? Skąd wiesz, że do rodziny?

? A co, do narzeczonego?

? Do rodziny ? odparła cierpko.

? Pewnie niełatwo znaleźć pracę zaraz po studiach ? Kaj szukał subtelniejszych słów. Nie znalazł. ? Ale zarządca czynszówki?

Nie zapytała, skąd wie, że jest świeżo po studiach, więc uznał, że znowu trafił.

? Tak wyszło ? odrzekła po prostu.

Kaj westchnął w duchu. ?Do przewidzenia?. Mimo wszystko jednak Maja nie ucięła od razu tematu, w jej głosie nie było ostrości. A może znalazłoby się i ziarno zachęty. Kaj zastanowił się chwilę, starając się dobrać odpowiednie słowa, by zrobić krok do przodu, ale zanim zdążył podtrzymać wątek, dziewczyna powiedziała:

? Jeremi dzisiaj dzwonił. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale przez to wszystko jakoś wypadło mi z głowy. Chciał, żebyś jutro do niego zajrzał.

Jeremi. Stary kolega ze szkoły. Zatelefonował do Mai, bo Kaj nie miał w swoim mieszkaniu własnego aparatu. Nie miał kto do niego dzwonić. Tak mu się przynajmniej do niedawna zdawało.

? Dlaczego sam tu nie przyjdzie?

? Mówił, że woli teraz nie wychodzić na dłużej z domu. Nie wiem. Chyba się czegoś obawiał.

Kaj zastanawiał się przez chwilę, czy może to mieć coś wspólnego z Zerami. Kto jak kto, ale Jeremi, choć niewątpliwie słusznej postury, nie potrafiłby umyślnie skrzywdzić nikogo, może nawet modliłby się za drania, kiedy tamten by go tłukł. Kaj doszedł jednak do wniosku, że nie wszyscy muszą mieć te same problemy, co on. Poza tym mieszkanie Jeremiego było znacznie poza rewirem Zer.

? Cóż... No dobra ? powiedział trochę zmieszany.

Maja skinęła lekko głową i ruszyła na swoje piętro.

? Dzięki ? powiedział Kaj. Nie chodziło mu o przekazanie wiadomości.

Dziewczyna odwróciła się na chwilę. Uśmiechnęła się, pierwszy raz tego wieczoru.

Kaj zamknął za sobą drzwi i nie włączając światła, rzucił klucze na stolik koło wejścia. Wylądowały obok nieskładnej sterty papierów z pracy, nad którymi pochylał się wiszący samotnie na ścianie krzyż. Kaj włączył mały wiatraczek, stojący na komodzie obok jakiejś książki, która miała szczęście być wyjętą z szuflady. Nie pamiętał nawet na czym skończył lekturę. Otworzył okno na całą szerokość i wyjrzał na ulicę. Pojedyncze samochody przetaczały się pod skrzydłami neonowego znaku, który sączył łagodną truciznę ciepłych barw na wszystko, co odważyło się do niego zbliżyć. Czerwień opływała wysuszone ulice, na które od czasu do czasu opadały szare nitki odległych pomruków metropolii, rozpływające się w nocy wraz z chwilą, gdy pozostawione samotne przez niknący w innej, złaknionej przypływu żywotności ulicy samochód, dotykały gorącego bruku.

Kaj usiadł na kanapie, zamknął oczy i pozwolił myślom błądzić.

Następnego dnia skończył pracę wcześniej. Przez okno tramwaju podziwiał miasto zanurzone w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Od przystanku szedł pieszo, wzdłuż kamienic, które tylko pozornie ustawiały się w równym rzędzie. Pod tą iluzją fasady budynków bezustannie przemieniały się, odrobina za odrobiną, to ujawniając nowe detale, ozdobniki, finezyjne gzymsy i załomy, ornamenty i ubytki, to znów ukrywając te, co do których zdawało się, że już na dobre są przyporządkowane do tej czy innej ulicy. Otworzył potężne drzwi jednej z owych kamienic i wszedł na klatkę schodową, na której melancholijne światło wydobywało fragmenty zapomnianych historii. Dotarł na właściwe piętro i zadzwonił do drzwi.

Jeremi przekręcił klucz w zamku i wpuścił Kaja do środka. Spory przedpokój zajmował więcej miejsca, niż każde z pozostałych pomieszczeń z osobna. Wymienili powitania, po czym Jeremi zaprosił gościa gestem do salonu. Kaj idąc za nim, zauważył uchylone drzwi do sąsiedniego pokoju. Wyglądała zza nich para dziewczęcych oczu znad urokliwie przyozdobionego piegami noska. Gdy ich spojrzenia spotkały się, dziewczyna skromnie spuściła wzrok i zniknęła w głębi pomieszczenia. Jeremi nie skomentował tego w żaden sposób.

Kaj usiadł na kanapie naprzeciw gospodarza.

? No ? zaczął rezolutnie ? trochę nastraszyłeś Maję tym telefonem.

Jeremi machnął ręką i pokręcił lekko głową.

? To nic poważnego. To znaczy, poważnego, ale nie chodzi o mnie.

Gospodarz pochylił się lekko do przodu.

? Pewnie słyszałeś o tej bandzie, która nazywa siebie Trzema Zerami.

Więc jednak, pomyślał Kaj, ale nic nie odpowiedział, bo Jeremi już mówił dalej.

? Znam trochę ludzi w okolicy, w końcu mieszkam tutaj od urodzenia. Wiem, że Zera sprawiają problemy w twoim rejonie. Coraz większe problemy. W każdym razie tu do niedawna nikt o nich nie słyszał, ale krążą pogłoski, że liczba kontaktów, które nawiązują w dzielnicy, stale rośnie. Ludzie gadają...

Spojrzał za okno, zastanawiając się chwilę.

? Kilka dni temu wracałem wieczorem po skończonej zmianie w porcie. W zasadzie była już noc. Nadłożyłem trochę drogi, żeby nacieszyć się chłodem wieczoru, w końcu ostatnio nieczęsto zdarza się taka okazja. Spacerowałem wzdłuż nabrzeża. Moje ubranie z roboty raczej nie obiecuje zbyt wielkiego zysku nocnym bywalcom tych okolic, zresztą, potrafię dać sobie radę, jakby co.

Kaj powstrzymał uśmiech, który wywoływały u niego podobne zapewnienia. Jeremiego dawno by ogłuszono, zanim zdążyłby podjąć decyzję, jak zająć się napastnikiem, by nie zrobić mu krzywdy.

? Zobaczyłem ją siedzącą na ziemi, opartą o barierkę przy brzegu ? kontynuował tymczasem. ? Płakała. Wtulała twarz w kolana objęte rękami. Jej ubranie ? Jeremi przez chwilę szukał eufemizmu ? cóż, nie było w najlepszym stanie. Zapytałem tak łagodnie, jak tylko potrafię, czy potrzebuje pomocy. Chociaż to akurat było oczywiste. Rozmawiałem z nią przez chwilę, właściwie to głównie ja mówiłem. Nie próbowała uciekać, chyba była już zbyt wyczerpana. Fizycznie i psychicznie. Nie chciała policji, nie chciała do nikogo zadzwonić. Wydaje mi się, że w tamtej chwili nie pragnęła już niczego. W końcu zgodziła się pójść ze mną do domu. Może mi zaufała, a może było jej już wszystko jedno.

? I tak po prostu wziąłeś obcą osobę do siebie do mieszkania?

Jeremi wzruszył ramionami.

? Rodzice zostawili mi po sobie trochę przestrzeni. Ale nie mam za bardzo czym jej wypełnić. Jeśli ktoś by chciał mnie kiedyś okraść, to się rozczaruje.

Okraść albo gorzej, przeszło Kajowi przez myśl. Czasem zazdrościł staremu znajomemu tej mieszaniny szczerości i dobroduszności.

? W każdym razie wzięła prysznic. Długi. Potem dałem jej parę swoich czystych ubrań. Raczej nie było kłopotu ze zbyt małymi rozmiarami. Posłałem łóżko w moim pokoju, sam poszedłem spać w dawnej sypialni rodziców.

Jeremi zamyślił się na chwilę, znów wyjrzał za okno.

? Przyszła do mnie w nocy. Wtuliła się we mnie bez słowa.

Westchnął melancholijnie.

? Mocno mnie tym zakłopotała. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić, ale cokolwiek przychodziło mi do głowy, wydawało się strasznie głupie i nieodpowiednie. Nie wiedziałem, jak ją pocieszyć. Objąć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze? W końcu nie zrobiłem nic. Leżałem długo bez ruchu, zawstydzony.

Spojrzał przelotnie na Kaja, a na jego twarz wstąpił ślad rumieńca.

? Nic nie zrobiliśmy... Znaczy, nie to... Ani w ogóle nic...

Odetchnął.

? Zresztą, nawet gdybym chciał... Nie mógłbym, po prostu nie mógłbym.

Jeremi przesunął dłonią po twarzy.

? Nie wiem, może w jakiś sposób wiedziała, że nie zrobię jej krzywdy... Następnego dnia też nie chciała nikogo powiadomić. Powiedziała, że potrzebuje tylko spokoju. Na szczęście udało mi się wziąć trochę wolnego, więc mogę z nią na razie zostać. Przez te parę dni opowiedziała mi wszystko. ? Jeremi przerwał na chwilę. ? Nie... Nie wszystko. Ale nieco się dowiedziałem. Potem popytałem znajomych...

Oparł łokcie na kolanach.

? Ci goście, którzy porwali ją... do zabawy... byli z Trzech Zer. Grupie przewodził jakiś młody facet o jasnych włosach. Nowy. Ale już, jak by to ująć, robi karierę. Nie wiem, czy się nią po prostu znudził, czy jakimś cudem uciekła.

Jeremi spojrzał Kajowi w oczy.

? Oni się organizują, Kaj. Od miesięcy systematycznie rozszerzają swoje wpływy, zdobywają ludzi. ? Przerwał na chwilę. ? Ale nie o tym chciałem ci powiedzieć. Dowiedziałem się jeszcze jednej rzeczy.

Kaj od początku zastanawiał się, co ta cała historia ma z nim wspólnego. Musiał przyznać, że Jeremi potrafi podtrzymać suspens.

? Szefem Trzech Zer jest Mihael.

Kaj nie słyszał tego imienia od dawna. Bardzo dawna. Zalała go fala emocji, niedowierzanie, zdziwienie i pewien niepokój, lecz zaraz ustąpiły licznym pytaniom, które bezładnie zaczęły się kłębić w jego głowie.

? Wiem, że znaliście się od małego ? kontynuował Jeremi ? i pamiętam jeszcze tamte dni ze szkoły. Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć.

Mężczyzna nie odpowiedział.

? A może nawet ? mówił dalej Jeremi, ale Kaj już wiedział, do czego zmierza. ? Może nawet mógłbyś coś w tej sprawie zrobić.

Po wyjściu z kamienicy Kaj szedł zamyślony. Wracały do niego wspomnienia z dawnych czasów. Ile to już lat...?

***

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Interesująco się zaczyna. Będę czytał dalej.

W zasadzie jedyna moja istotna uwaga jest taka, że IMO powinieneś tekst rozpocząć od akapitu drugiego, bo opis, który zapodałeś w pierwszym, raczej średnio zachęca do lektury.

  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...