Skocz do zawartości
Holy.Death

Polityka, gospodarka, społeczeństwo

Polecane posty

Szacunki, o których mówisz są mocno zaniżone, zważywszy, że same kliniki w Schwedt i Popradzie (i mowa tu o liczbie mnogiej) wykonują *naście tysięcy zabiegów rocznie. Raczej bliższe prawdzie są szacunki Feminoteki, o ok. 220 tysiącach Polek dokonujących zabiegów aborcyjnych, w większości poza granicami Polski.

Dlaczego nie mówi się o podziemiu aborcyjnym? Ponieważ szczera rozmowa o przyczynach i skutkach polskich aborcji jest nie do przyjęcia dla elit: kościelnych (bo otworzyłoby to puszkę Pandory dla heterordoksyjnych interpretacji nauk Jana Pawła II (godność matki kontra godność istoty poczętej, rozważania na temat istoty duszy)), lekarskich (przyznania, że solidarność zawodowa jest dużo mocniejsza od kodeksu etyki zawodowej), dziennikarskich, czy politycznych.

A rozpoczęcie debaty o przyczynach występowania potrzeb aborcyjnych - w tym bardzo kiepskim dostępie do opieki psychologicznej/psychiatrycznej, słabym dostępie do racjonalnej, zrozumiałej informacji o antykoncepcji, czy prawie zerowej wiedzy sporej części społeczeństwa o seksualności - mogłoby obnażyć dość smutną prawdę o kiepskiej kondycji społeczeństwa jako całości. Tego, że nie jesteśmy w stanie zapewnić wsparcia dla rodzin z dziećmi z wadami genetycznymi lub rozwojowymi, w tym darmowej psychoterapii. Przy czym nie mówmy tylko o wsparciu dla rodziców/ bezpośrednich opiekunów, ale także np. dla rodzeństwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 4.04.2016o00:54, JamesVoo napisał:
Dnia 4.04.2016o00:54, JamesVoo napisał:
Dnia 4.04.2016o00:54, JamesVoo napisał:

Dla mnie oczywistością jest, że punkt 6 to wyklucza, przynajmniej tak podpowiada zdrowy rozsądek. Ale cóż, niestety wiem że prawo czasami ma bardzo nie po drodze ze zdrowym rozsądkiem. 

Prezentujesz typową postawę ignoranta prawnego. Niepodleganie karze nie jest tym samym co brak cech przestępstwa. Ba, proponowane sformułowanie nie jest nawet wyłączeniem odpowiedzialności karnej na zasadzie kontratypu. To jest stosowane z urzędu odstąpienie od wymierzenia kary, co oznacza że kobieta zostanie uznana za przestępcę. Oznacza to również przeprowadzenie postępowania w tej sprawie, łącznie z postępowaniem sądowym. Oczywiście ten przepis dotyczy przypadków zawinionych w sposób nieumyślny. W polskim prawie karnym mamy takie dwa - lekkomyślność i niedbalstwo. Trudno powiedzieć jak pójdzie orzecznictwo sądów, ale w przypadku prokuratury pod światłym przywództwem Ziobry mam wrażenie, iż w aktach oskarżenia jako lekkomyślność będzie np. fakt, że oskarżona w listopadzie, będąc w ciąży, wyszła z domu w miniówie i ją podwiało, a jako niedbalstwo będzie podany fakt bycia przez matkę wegetarianką.

Pomijając takie przypadki, jeśli sądzisz iż kobiety, które poroniły w sposób niezawiniony będą bezpieczne, to jesteś w grubym błędzie. Przecież 'zdrowy rozum' nie wyjaśni przyczyn. Wszczynane więc będą postępowania. Pozwolę sobie porównać takie sprawy do przypadków samobójstw. Z ludzkiego punktu widzenia - tragedia, z prawnego - śmierć człowieka, którą trzeba wyjaśnić. Zdarzają się przecież, choć niezbyt często pozorowane samobójstwa. Dlatego też w przypadkach samobójstwa kwalifikuje się zdarzenie jako nieumyślne spowodowanie śmierci, przeprowadza czynności niecierpiące zwłoki i w oczywistych przypadkach umarza. Różnica polega na tym, że samobójca jest potencjalną ofiarą przestępstwa, natomiast w przypadku poronienia ofiarą jest 'dziecko poczęte', a potencjalnym sprawcą niedoszła matka. I o ile w przypadku samobójcy jest mu raczej wszystko jedno, że go kroją, to kobiecie, która właśnie straciła dziecko, robienie badań tuż po poronieniu, przesłuchiwanie jej i tym podobne rzeczy nie wyglądają mi na cywilizowane metody. A niestety tak będzie, gdyż kobieta stanie się automatycznie osoba podejrzaną i zgodnie z art. 308 kpk niezbędne czynności należy wykonać wciągu pięciu dni.

 

 

 

 

2 godziny temu, Irenez napisał:

Szacunki, o których mówisz są mocno zaniżone, zważywszy, że same kliniki w Schwedt i Popradzie (i mowa tu o liczbie mnogiej) wykonują *naście tysięcy zabiegów rocznie. Raczej bliższe prawdzie są szacunki Feminoteki, o ok. 220 tysiącach Polek dokonujących zabiegów aborcyjnych, w większości poza granicami Polski.

A na pokładzie tupolewa były trzy wybuchy.

Wybacz, ale Feminoteka jest tak samo wiarygodna jak Gazeta Polska.

220 tys. oznaczałoby, że co trzecia Polka się skrobie skoro roczna liczba urodzeń jest około 400 tys. Mnie się już nie chce poraz enty wyszukiwać danych z GUS. Z tego co pamiętam w drugiej połowie lat 80. XX w. liczba aborcji wahała się między 60 a 80 tys. rocznie. Legalnych - z tzw. przyczyn społecznych, czyli na żądanie. A czasy były trudne, wbrew pozorom trudniejsze niż dziś. Jak więc wytłumaczysz, że przy porównywalnej liczbie ludności było 3x mniej legalnych aborcji niż dziś nielegalnych?

 

  • Upvote 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W latach 70-ch szacunkowa liczba aborcji wynosiła pomiędzy 300, a 500 tysięcy rocznie - źródło, Zważywszy, że pod koniec pierwszej dekady XXI wieku w Hiszpanii (kraj podobnej wielkości) oficjalnie odnotowano ok. 110 tysięcy aborcji, a jednym z powodów dla liberalizacji tamtejszej ustawy aborcyjnej było stwierdzenie powszechnej turystyki aborcyjnej do innych krajów unijnych oraz unikanie raportowania przypadków przez lekarzy, to wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby liczba byłaby podobna, jeśli nie większa. Czy czasy były trudniejsze... - wbrew pozorom warunki do posiadania dzieci (powszechność wielopokoleniowych rodzin, w większych miastach jednak dość dobry dostęp do przedszkoli, pewność zatrudnienia), zwłaszcza dotyczące "małej stabilizacji" były lepsze (o czym częściowo świadczy zmniejszona dzietność - abstrahując od innych aspektów, typu opóźnienia macierzyństwa i zmiany modelu rodziny, zwłaszcza tego realnego).

Szacunki Feminoteki odnoszą się do wszystkich form przerywania ciąży, łącznie z farmakologicznymi, dokonanymi przez obywatelki RP (a ok. 10-15% populacji kobiet w wieku rozrodczym mieszka poza granicami RP w krajach, w których legalna aborcja jest dostępna efektywnie na żądanie).

I tak, osobiście uważam, że gdzieś w granicach 20-30% ciąż w Polsce, kończy się aborcją - zważywszy na to, że odsetek kobiet używających antykoncepcji od lat PRL-u jakoś drastycznie nie skończył, a nowoczesne środki hormonalne są przede wszystkim lepsze jakościowo (mniejsza liczba powikłań).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Repartee napisał:

Bo jeśli głównym argumentem jest walka o te nienarodzone dzieci, to dlaczego walczymy z legalnymi usunięciami ciąży (liczba zabiegów oscyluje wokół 2 tys. rocznie) a nie z podziemiem (liczba zabiegów szacowana na kilkadziesiąt tysięcy)? Ani razu w debacie medialnej na temat aborcji nie słyszałam nic o nielegalnych aborcjach. 

Bo PiS realizuje politykę bliską Kościołowi, który wszelaką aborcję uważa za nielegalną. Stąd walka z usunięciami ciąży jako takimi, a nie z nielegalnymi. Dla nich nie ma różnicy. Inna sprawa, że ci sami ludzie, którzy domagają się bądź popierają zakaz najpewniej sami będą szukać sposobu na usunięcie niechcianej ciąży. Za wyjątkiem osób, które z przekonań tego nie zrobią. A tym z kolei nie jest potrzebne zaostrzanie prawa. Na to jest tylko jedno słowo: szariat.

Edytowano przez Holy.Death
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Irenez, tak gwoli wtrącenia, to Pezet ma pełną rację jeśli chodzi o kwestię zaufania do "Feminoteki" (i nie tylko, ale akurat to chciałem wskazać). Ich szacunki są niewiarygodne (bo małpowały procenty amerykańskich feministek pt. 1/3 kobiet zgwałcona (obalone już dawno, ale ciągle pompowane i wmawiane, jak podały faktyczną liczbę, z której im niby wyszła ta 1/3 to wyszło, że 200% kobiet jest gwałconych, ergo...), 97% gwałcicieli nie spędzi dnia w więzieniu (biorąc osoby nawet nie oskarżone, ale podejrzane czy "zamieszane" jako pewnych gwałcicieli, w końcu 'mężczyźni wienc gwałcom') albo że 9x% gwałtów to mężowie, wujowie i przyjaciele oraz koledzy, o wałkowaniu z uporem maniaka fałszywego kółka załamania głowy pod tytułem 'wage gap' nie wspominając), a i same twierdzenia padające od nich przyprawiają o zażenowanie czy zawrót głowy ('ładnie wyglądasz/jesteś za chudy/jesteś za gruby = gwałt, bo słowa gwałcą' (tyle jeśli chodzi o trywializację...)). Nie istnieje jakikolwiek powód, by zawierzyć akurat temu ich 'szacunkowi'.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony masz szacunki prawicowych aktywistów (kilkanaście tysięcy aborcji rocznie) - z drugiej strony Feminotekę. Gdzieś pośrodku masz szacunki statystyków (na podstawie dzietności kobiet oraz liczby aborcji w krajach o podobnym profilu, co Polska) i HRW (najczęściej pojawiają się szacunki w granicach 80-150 tysięcy).

Przy czym zasadnicze jest pytanie, co nazywamy podziemiem aborcyjnym - można zawęzić je do aborcji chirurgicznych dokonywanych na terenie Polski (statystycy, prawicowi publicyści), można odnieść się do turystyki aborcyjnej (wyjazd na Litwę, Słowację, do Niemiec), a można wliczać aborcję farmokologiczną (mifepriston). Patrząc na prezentację Feminoteki, jeśli chcielibyśmy ograniczyć do liczby kobiet, które mieszkają na stałe na terytorium Polski i dokonały aborcji chirurgicznej (gdziekolwiek) to mamy bardziej akceptowalną liczbę (140-160 tysięcy). Nawet zakładając 60-80 tysięcy aborcji rocznie, mamy do czynienia z poważnym problemem społecznym dotyczącym ok. 10 procent kobiet w wieku rozrodczym.

W tematyce gwałtów/napaści seksualnych:

Badania Departamentu Sprawiedliwości mniej więcej pokrywają się ze statystykami organizacji pozarządowych (np. RAINN) - ok. 85-90% ofiar to kobiety, statystycznie rzecz biorąc 2% populacji kobiet jest ofiarami napaści seksualnych (znaczący trend spadkowy od początku lat 90-ch), 18% kobiet przyznało, że przynajmniej raz było ofiarą (w grupie 50+ - ponad 30%), ok. 93% sprawców to mężczyźni. Zakłada się też, że od 65 do 80% przypadków napaści seksualnej nie jest zgłaszanych. Prawdą jest też, że w systemie amerykańskim zdecydowana większość sprawców nie spędzi ani dnia w więzieniu (zakładając 34% zgłaszalność spraw i 40% wykrywalność, mamy ~13% z zarzutami z czego spora część otrzyma kary w zawieszeniu (plea-down).

I jakkolwiek normy w rodzaju "nawet w związku nie szukaj kontaktu fizycznego bez słownego przyzwolenia" mogą wydawać się mocno absurdalne i szokujące (w stylu "ale głupie te feministki"), to dla kogoś, kto nawet przypadkiem - doświadczył niepożądanego kontaktu, to takie zabawne już nie jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Irenez napisał:

Z jednej strony masz szacunki prawicowych aktywistów (kilkanaście tysięcy aborcji rocznie) - z drugiej strony Feminotekę. Gdzieś pośrodku masz szacunki statystyków (na podstawie dzietności kobiet oraz liczby aborcji w krajach o podobnym profilu, co Polska) i HRW (najczęściej pojawiają się szacunki w granicach 80-150 tysięcy).

Przy czym zasadnicze jest pytanie, co nazywamy podziemiem aborcyjnym - można zawęzić je do aborcji chirurgicznych dokonywanych na terenie Polski (statystycy, prawicowi publicyści), można odnieść się do turystyki aborcyjnej (wyjazd na Litwę, Słowację, do Niemiec), a można wliczać aborcję farmokologiczną (mifepriston). Patrząc na prezentację Feminoteki, jeśli chcielibyśmy ograniczyć do liczby kobiet, które mieszkają na stałe na terytorium Polski i dokonały aborcji chirurgicznej (gdziekolwiek) to mamy bardziej akceptowalną liczbę (140-160 tysięcy). Nawet zakładając 60-80 tysięcy aborcji rocznie, mamy do czynienia z poważnym problemem społecznym dotyczącym ok. 10 procent kobiet w wieku rozrodczym.

W tematyce gwałtów/napaści seksualnych:

Badania Departamentu Sprawiedliwości mniej więcej pokrywają się ze statystykami organizacji pozarządowych (np. RAINN) - ok. 85-90% ofiar to kobiety, statystycznie rzecz biorąc 2% populacji kobiet jest ofiarami napaści seksualnych (znaczący trend spadkowy od początku lat 90-ch), 18% kobiet przyznało, że przynajmniej raz było ofiarą (w grupie 50+ - ponad 30%), ok. 93% sprawców to mężczyźni. Zakłada się też, że od 65 do 80% przypadków napaści seksualnej nie jest zgłaszanych. Prawdą jest też, że w systemie amerykańskim zdecydowana większość sprawców nie spędzi ani dnia w więzieniu (zakładając 34% zgłaszalność spraw i 40% wykrywalność, mamy ~13% z zarzutami z czego spora część otrzyma kary w zawieszeniu (plea-down).

I jakkolwiek normy w rodzaju "nawet w związku nie szukaj kontaktu fizycznego bez słownego przyzwolenia" mogą wydawać się mocno absurdalne i szokujące (w stylu "ale głupie te feministki"), to dla kogoś, kto nawet przypadkiem - doświadczył niepożądanego kontaktu, to takie zabawne już nie jest.

I uwierz mi, że jakby ktoś powołał to pierwsze, to bym analogicznie zareagował. Z drugiej jednak strony, histerii z prawej strony na ten temat nie ma zbyt wiele, a zza oceanu nie brak kwiatków, które logikę traktują jako śmiertelnego wroga.

Prezentacja Feminoteki (po raz kolejny...) jest kompletnie niewiarygodna właśnie dlatego, że podmiot ją prezentujący jest kompletnie niewiarygodny i robi rzeczy, o których pisałem w poście wyżej. Porównując rządowe statystyki stanowe (no chyba, że chcemy zagrać kartę 'patriarchy muh-soginy') dostajemy +/- to samo, co i u nas (co pokazał Pezet w kwestii aborcji i napompowanych od Feminoteki) - problem w tym, że (ponownie) Feminoteka małpuje to, co feministki i SJW piszą za oceanem, a które już od dawna są wyśmiewane jako obalone. Problem w tym, że są cały czas w obiegu, a są zwyczajnie nierzetelne.

2% to chyba mniej niż 33,(3)%, nieprawdaż? Prócz tego jest to w zasadzie standardowy odsetek ofiar w porównaniu do jakichkolwiek innych przestępstw (pomijając typowo kojarzone z Polakami, niestety) - co też było już podkreślane - zresztą analogicznie jest w przypadku amerykańskim - szansa na gwałt jest w zasadzie zbliżona do szansy zostania ofiarą innych przestępstw (niemniej facetowi o wiele łatwiej zginąć, zostać pobitym czy kaleką do końca życia albo obrabowanym czy postrzelonym, kobietom łatwiej o bycie zgwałconą). Całe chrzanienie o kulturze gwałtu można więc wyrzucić do kosza, zwłaszcza gdy obalony dawno argument jest nadal fundamentem całego zamorskiego rozumowania.

A ofiar gwałtów jest całkiem dużo po stronie męskiej - o wiele więcej niż 10%. Problem w tym, że jeśli gwałt dotknie mężczyzny, to ma naprawdę dużą szansę, że nie otrzyma żadnej pomocy ani ze strony społeczeństwa, ani ze strony organów sprawiedliwości. Nie uwzględnia się gwałtów na mężczyznach w więzieniach (i nie mówię tu o mordercach, gwałcicielach czy pedofilach, bo amerykański system więziennictwa jest naprawdę baaardzo kijowy), poza nimi też nieczęsto. Jakby uwzględnić, to odsetek ten wzrósłby, wedle różnych szacunków, trzy-, a nawet circa pięciokrotnie.

Należy też zdefiniować - ofiarą czego? Gwałtu czy napaści seksualnej? Jak zdefiniowano pytania do ankiety? Jeśli tak samo, jak do tej, z której wyszło im, że 25-33% jest gwałconych, to wcale mnie nie dziwi, bo seks po kolacji z lampką wina to już gwałt (skoro wg Feminoteki komplement dotyczący urody to gwałt (słowny), to mogli skopiować i 'rewelacje' od amerykańskiego RAINN - nie wiem skąd ci się wzięło, że się pokrywają, bo są ewidentnie różne, zwłaszcza że ankieta, na którą się powoływali byłą tak kijowo zrobiona, że głowa mała i miała manipulacji jak chociażby ta lampka wina - Christina Hoff Sommers na ten temat się wypowiadała całkiem celnie, jak już powoływać się na feministki (chociaż z tabliczką można się nie zgadzać - zresztą wyjaśniała, dlaczego chce się takową mienić, pomimo tego, że słusznie krytykuje i wskazuje nadużycia tego, co się tam dzieje od parudziesięciu już lat), to na te z głową). Trochę za mało informacji. 'Napaść seksualną wielokrotną' można zdefiniować jako regularne łapanie za tyłek albo cycki w zatłoczonym autobusie czy tramwaju, ale również jako 'wielokrotne 'ataki' podczas przechadzki po Nowym Jorku', gdzie tymi atakami było 'cześć piękna' albo 'jesteś ładna'. Jeśli opierasz się na tym drugim, to i to drugie będziesz miał co najmniej uwzględnione.

A co z rzekomą epidemią gwałtów i napaści na tle seksualnym na kampusach uniwersyteckich w Stanach? IIRC w miarę nowa statystyka pokazuje, że kobiety są tam o wiele bezpieczniejsze niż poza nimi (sporo mniej niż te 2%, które sam wskazałeś). I co? I nic, nadal wielka histeria, protesty przeciwko gwałtom, chodzenie z materacami i wrzaski 'patriarchy, muh-soginy' reeeejp kalczer'. Już samo to nastawia na to, by wszystko co leci z tego źródła traktować co najmniej z solidnym sceptycyzmem.

No i założenia o niezgłaszanych na jakiej podstawie? Nie no, serio piszę, zawsze mnie to ciekawi, bo dotychczas wszystkie prośby, które kierowałem o podanie metody uzyskania tych danych, jak i danych właściwych pozostawał bez odpowiedzi.

Akurat w systemie amerykańskim owszem, nie spędzi dnia w więzieniu (konkretnie to w areszcie), ale nie oskarżonych o gwałt, ale oskarżających o gwałt. Nie będę tutaj podawać szacunkowych procentów, ile takich zgłaszanych spraw może, ze słusznym podejrzeniem, być fałszywych (bo tutaj masz wszystko od 2% do 30%), ale w zasadzie takowe oskarżenie, które rujnuje całkowicie życie oskarżonego, jeśli okaże się fałszywe, jest z reguły karane zawiasami, o ile w ogóle. Strzelenie po rączkach za coś, co rujnuje ci całe życie. W Ameryce jest akurat histeria antygwałtowa wzięta z kosmosu, wiec szczerze mówiąc wątpię, czy zgłoszenia nie są traktowane serio.

Niemniej dlatego takie ważne jest zgłaszanie spraw - i to zgłaszanie czym prędzej, a nie po 10-20 latach. Wykrywalność sama z siebie nie wzrośnie, ze względu na charakter przestępstwa, a nie jakiś zakamuflowany patriarchalny układ czy system rządzący wszystkim. Mamy przejść do systemu domniemania winy dlatego, że może być trudno udowodnić dane przestępstwo? Nie widzisz niesamowitego pola do nadużyć, do których z różnych motywów dochodzi już teraz (vide 97% gwałcicieli, którzy nie pójdą do więzienia, bo przecież przyjmiemy że oskarżony to winny, bo przecież nie można skłamać na ten temat albo popularnych ostatnio nawoływań, że to nie sądy powinny decydować, czy coś było gwałtem; ludki wyrzucane z uniwersytetów bez możliwości obrony, za stwierdzenia, które ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że są celowo fałszywe)?

Jakim cudem w amerykańskim systemie mieliby dostać karę w zawieszeniu za udowodniony gwałt (ponownie - skąd 13% - serio proszę o źródło), bo szczerze mówiąc nie sądzę, by amerykańskie sądy za coś takie fundował zawiasy (oczywiście poproszę źródło, jeśli jest inaczej).

Wyobrażasz sobie seks, w którym albo podpisujesz umowę przy 2 świadkach z notariuszem, albo przed każdym dotknięciem pytasz o zgodę? Nie daj Boże, złapiesz za lewą pierś, gdy potwierdzono możliwość złapania za prawą, wtedy to już gwałt, bo kontakt intymny bez zgody... Na serio jednak - w każdym normalnym związku jest to oczywistością. Wiesz co jest głupotą? "Ticz men not tu rejp" albo próby sformowania takich zasad 'konsentu', że niemi ludzie w ogóle nie mogą seksu uprawiać, bo przecież musi być wyraźnie *powiedziane*, niesłowne oświadczenie woli nie istnieje :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, CBOS przeprowadził kilka lat temu badania, z których wynikało, iż ok. 15% Polek, które w wiek rozrodczy weszły po zaostrzeżeniu ustawy antyaborcyjnej przerwało ciążę (jednocześnie wśród wszystkich Polek odsetek ten był pomiędzy 25, a 33%. Badania były przeprowadzane w 2013 r. - wniosek, który się nasuwa to, że w granicach 1% kobiet w wieku rozrodczym rocznie (9,6 mln kobiet w wieku 16-49) poddaje się zabiegom aborcji, co daje minimalną liczbę ww. zabiegów na poziomie 90 tys. - dalej nie uwzględniając ew. wielokrotnego poddawania się tymże zabiegom, tudzież kwestiom farmakologicznym.

Dane Departamentu Sprawiedliwości dotyczą przestępstw przeciwko osobie, zasadniczo podobnych kategorii, jakie istnieją w polskim prawie (gwałt, dokonanie innej czynności seksualnej, molestowanie seksualne) przy czym gwałty (w kodeksie federalnym i większości kodeksów stanowych) są definiowane jako penetracja seksualna. Dane są zbierane na podstawie danych departamentów policyjnych, badań prowadzonych przez instytucje naukowe (m.in. Harvard, Cornell, University of Iowa, National Research Council). I nie ma tu mowy o 2% kobiet będących ofiarami przemocy seksualnej w ciągu życia, tylko o 18% ze znaczącym trendem spadkowym (w pokoleniu 45+ można mówić o 1/3). Według DoJ gwałty stanowią ok. 30-33% wszystkich przypadków napaści na tle seksualnym.

Przy czym molestowanie seksualne jest w praktyce definiowane jako zachowanie uporczywe i rozciągnięte w czasie - jakby ci koleżanka w pracy, z którą nie jesteś na jakieś intymnej stopie towarzyskiej komentowała  codziennie per "Hej ogierze" - nie czułbyś się nie swojo (i nie, według kryteriów nie jest to przestępstwo seksualne - raczej podpadałoby pod dyskryminację/mobbing)?

13% przestępstw seksualnych kończących się oskarżeniem: statystyki DoJ (34% zgłaszalności spraw, oficjalna wykrywalność sprawców w granicach 40%). 0,34*0,4=0,136 ;)

Co do seksu jako umowy - sprowadzenie zagadnienia do absurdu nie jest naprawdę pomocne. Skądinąd, praktyka prawna, nawet polska, wskazuje, iż zdarzają się intercyzy, które regulują częstotliwość i jakość/styl (sic!) kontaktów seksualnych.

Z drugiej strony, jeśli nastawiamy się na dłuższy związek, a nie przelotną przygodę to przedyskutowanie gotowości do współżycia na danym etapie (i granic) wcale nie jest złym pomysłem, ale do tego trzeba umieć rozmawiać o seksie/seksualności z partnerem (czy potencjalnym partnerem), co niestety dla wielu osób jest wiedzą tajemną.

Problem przyzwolenia na czynności seksualne jest czymś bardzo płynnym - z jednej strony potwierdzenie każdej czynności przy chcianym kontakcie wydaje się czymś absolutnie zaprzeczającym prawidłowemu funkcjonowaniu relacji międzyludzkich (element mechaniczny zaburza kwestie, które z gruntu rzeczy są domeną emocji/intymności), z drugiej strony - trzeba być przygotowanym na nieoczekiwane reakcje partnerki/partnera, czy własnego organizmu.

PS: Z RAINN - spudłowałeś - jest to w zasadzie w tej chwili największa ogranizacja zajmująca się pomocą ofiarom gwałtów, kazirodztwa i przemocy w rodzinie. I raczej mająca trochę inne zdanie na temat powodów gwałtów od skrajnych grup nacisku: In the last few years, there has been an unfortunate trend towards blaming “rape culture” for the extensive problem of sexual violence on campus. While it is helpful to point out the systemic barriers to addressing the problem, it is important not to lose sight of a simple fact: Rape is caused not by cultural factors but by the conscious decisions, of a small percentage of the community, to commit a violent crime. Vide jest raczej głosem rozsądku

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Irenez napisał:

Przy czym zasadnicze jest pytanie, co nazywamy podziemiem aborcyjnym - można zawęzić je do aborcji chirurgicznych dokonywanych na terenie Polski (statystycy, prawicowi publicyści), można odnieść się do turystyki aborcyjnej (wyjazd na Litwę, Słowację, do Niemiec), a można wliczać aborcję farmokologiczną (mifepriston).

A można też doliczyć seks oralny. W końcu żyjemy w kraju, w którym ludzie są przeważnie wyznania katolickiego. Jak wiadomo katoliczki nie mogą uprawiać seksu oralnego, gdyż staja przed strasznym dylematem: połknąć to kanibalizm, wypluć to aborcja. W ten sposób można doliczyć się i setek milionów aborcji. Żarty żartami, ale tak mniej więcej wyglądają statystyki podawane przez Feminotekę. Nieprzypadkowo porównałem ją do GP, te same metody działania - manipulacja i demagogia. Zresztą jak już mówimy o ruchu feministycznym, to z przykrością i po raz kolejny muszę tu napisać, że banda oszołomskich lewackich działaczek zawłaszczyła sobie pojęcie feminizmu i tylko szkodzi postrzeganiu całego ruchu feministycznego. I nie jest to moje zdanie, ale większości kobiet, z którymi rozmawiam. Jakoś wśród moich znajomych płci odmiennej panie Środa, Szczuka, Dunin wywołują pianotok i drgawki. A są to kobiety, które uważają się za feministki, realizują się zawodowo i potrafią postawić na swoim.

 

  • Upvote 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Encyklopedia PWN:
 
ciąży przerywanie, pot. aborcja, sztuczne poronienie,
med.:
terminy używane na określenie ukończenia ciąży w okresie, gdy płód nie osiągnął jeszcze zdolności do życia pozamacicznego. Przerywanie ciąży może być dokonane technikami instrumentalnymi, farmakologicznie lub operacyjnie [...].
 
Definicja jest chyba dość jasna i raczej trudno przy tym źródle zarzucić, iż "ktoś sobie coś ubzdurał" (w tej definicji).
 
Druga sprawa. Nazywanie kogoś "bandą oszołomów" zamyka drogę do jakiejkolwiek debaty - jest postawieniem kogoś poza nawiasem konwersacji społecznej. Jakkolwiek poglądy w pewnych kwestiach można punktować (i wręcz należy to robić), to należy to robić przez racjonalne argumenty, nie odmawiając nielubianej stronie sceny politycznej racji w pewnych kwestiach.
Mówienie o kimkolwiek per "lewak", "faszysta", "naziol" jest metodą wykluczenia kogoś poza debatę publiczną - czymś, co jest niedopuszczalne do momentu, w którym ten ktoś, niezależnie od poglądów dąży do obalenia przemocą ustroju państwa i ograniczenia swobód publicznych/obywatelskich, tudzież odebrania praw innym.
 
Owszem, środowisko Feminoteki jest mocno lewicowe i związane z lewicą egalitarystyczną, ale nie słyszałem, żeby wzywało do ograniczania swobód obywatelskich, ani odbierania obywatelstwa/praw osobom o innych poglądach. Przy czym akurat Kazimiera Szczuka i Magdalena Środa (jak i np. Agnieszka Graff, czy Sylwia Chutnik) niczego bardziej radykalnego niż Irena Krzywicka w okresie międzywojennym - raczej nie głoszą (więc tutaj raczej też pudło jeśli chodzi o osoby, które są skrajne), a w porównaniu do skandynawskich ruchów neofeministycznych (zapatrzonych często i mocno w ideologię Dworkin) to nawet są zdecydowanie dość konserwatywne.
Jeśli już to lewactwo (w sensie skrajnego, antyustrojowego stosunku do państwa) można przypisywać ruchom trockistowskim (w Polsce się nie przyjęły), anarchistowskim (tych akurat jest sporo) lub maoistowskim.
 
 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Irenez napisał:

Ok, CBOS przeprowadził kilka lat temu badania, z których wynikało, iż ok. 15% Polek, które w wiek rozrodczy weszły po zaostrzeżeniu ustawy antyaborcyjnej przerwało ciążę (jednocześnie wśród wszystkich Polek odsetek ten był pomiędzy 25, a 33%. Badania były przeprowadzane w 2013 r. - wniosek, który się nasuwa to, że w granicach 1% kobiet w wieku rozrodczym rocznie (9,6 mln kobiet w wieku 16-49) poddaje się zabiegom aborcji, co daje minimalną liczbę ww. zabiegów na poziomie 90 tys. - dalej nie uwzględniając ew. wielokrotnego poddawania się tymże zabiegom, tudzież kwestiom farmakologicznym.

Dane Departamentu Sprawiedliwości dotyczą przestępstw przeciwko osobie, zasadniczo podobnych kategorii, jakie istnieją w polskim prawie (gwałt, dokonanie innej czynności seksualnej, molestowanie seksualne) przy czym gwałty (w kodeksie federalnym i większości kodeksów stanowych) są definiowane jako penetracja seksualna. Dane są zbierane na podstawie danych departamentów policyjnych, badań prowadzonych przez instytucje naukowe (m.in. Harvard, Cornell, University of Iowa, National Research Council). I nie ma tu mowy o 2% kobiet będących ofiarami przemocy seksualnej w ciągu życia, tylko o 18% ze znaczącym trendem spadkowym (w pokoleniu 45+ można mówić o 1/3). Według DoJ gwałty stanowią ok. 30-33% wszystkich przypadków napaści na tle seksualnym.

Przy czym molestowanie seksualne jest w praktyce definiowane jako zachowanie uporczywe i rozciągnięte w czasie - jakby ci koleżanka w pracy, z którą nie jesteś na jakieś intymnej stopie towarzyskiej komentowała  codziennie per "Hej ogierze" - nie czułbyś się nie swojo (i nie, według kryteriów nie jest to przestępstwo seksualne - raczej podpadałoby pod dyskryminację/mobbing)?

13% przestępstw seksualnych kończących się oskarżeniem: statystyki DoJ (34% zgłaszalności spraw, oficjalna wykrywalność sprawców w granicach 40%). 0,34*0,4=0,136 ;)

Co do seksu jako umowy - sprowadzenie zagadnienia do absurdu nie jest naprawdę pomocne. Skądinąd, praktyka prawna, nawet polska, wskazuje, iż zdarzają się intercyzy, które regulują częstotliwość i jakość/styl (sic!) kontaktów seksualnych.

Z drugiej strony, jeśli nastawiamy się na dłuższy związek, a nie przelotną przygodę to przedyskutowanie gotowości do współżycia na danym etapie (i granic) wcale nie jest złym pomysłem, ale do tego trzeba umieć rozmawiać o seksie/seksualności z partnerem (czy potencjalnym partnerem), co niestety dla wielu osób jest wiedzą tajemną.

Problem przyzwolenia na czynności seksualne jest czymś bardzo płynnym - z jednej strony potwierdzenie każdej czynności przy chcianym kontakcie wydaje się czymś absolutnie zaprzeczającym prawidłowemu funkcjonowaniu relacji międzyludzkich (element mechaniczny zaburza kwestie, które z gruntu rzeczy są domeną emocji/intymności), z drugiej strony - trzeba być przygotowanym na nieoczekiwane reakcje partnerki/partnera, czy własnego organizmu.

PS: Z RAINN - spudłowałeś - jest to w zasadzie w tej chwili największa ogranizacja zajmująca się pomocą ofiarom gwałtów, kazirodztwa i przemocy w rodzinie. I raczej mająca trochę inne zdanie na temat powodów gwałtów od skrajnych grup nacisku: In the last few years, there has been an unfortunate trend towards blaming “rape culture” for the extensive problem of sexual violence on campus. While it is helpful to point out the systemic barriers to addressing the problem, it is important not to lose sight of a simple fact: Rape is caused not by cultural factors but by the conscious decisions, of a small percentage of the community, to commit a violent crime. Vide jest raczej głosem rozsądku

15% to nie jest specjalnie duży odsetek, zwłaszcza w porównaniu z odsetkiem 45+. No i wiedz, że te 9,6 mln uwzględnia poprzedni stan, o czym pisał Pezet.

Już miałem odpisać, że RAINN faktycznie się poprawił i podał to, co ty napisałeś w PS. Nie dawało mi jednak spokoju, że pamiętałem, że gdzieś palnęli nielichą głupotę i faktycznie, nie myliłem się.

1, 2 - "o borze zielony, 3% gwałcicieli idzie do więzienia, reszta unika, rejp kalczer". Powstrzymując jednak wściekłe ryki oburzenia, to zwyczajnie posłużyli się tutaj przekłamaniem - nie 3% gwałcicieli, tylko 3% oskarżonych, nie 3%, a w okolicach 22%. Dodajmy do tego, że według nich, zazwyczaj mamy do czynienia z seryjnym gwałtem, więc z 3/100 robi się 3/20.  Jedziemy dalej - zabawiając się w adwokata diabła i uznając, że tylko 40% gwałtów jest zgłaszanych, to możemy mówić nie o 15%, tylko o 22,5%. Nie jest to procent mniejszy od skazanych w innych przestępstwach podobnego typu - ciężkich do ustalenia i udowodnienia. Poza tym, gdzieś chyba już widziałem tę liczbę...

60% pochodzi z ankiety Koss, o czym niżej.

Dalej w tym dokumencie, z którego pochodzi zacytowane przez Ciebie twierdzenie, dalej powiela to przekłamanie (strona 8 i 9), a na dodatek dalej krzyczy o '1 in 5 rape in koledż', co również jest kłamstwem sięgającym jeszcze lat osiemdziesiątych - o tym również niżej.

Dalej - 2013, statystyka FBI, 25,2 gwałtów na 100 tys. kobiet. 0,03%, ok. Albo 0,05% również w 2013, jeśli weźmiemy pod uwagę dane od BoJ za tamten rok.

Z 2012 - FBI: 78,5 tys oskarżonych mężczyzn, ofiar wśród kobiet: ~67,5 tys. i 13 tys. mężczyzn. Żeby statystyka 1 na 5 była prawdziwa (a jest to ta najłagodniejsza forsowana przez zaoceaniczne media), to wyszłoby, wziąwszy średni czas życia kobiet (81 lat) i uwzględnienie, że mowa jest o osobach co najmniej 12-letnich, oraz przyjmując najostrzejszy scenariusz, że do gwałtu dochodzi raz w życiu (żeby było, że więcej kobiet jest dotkniętych), to wychodzi, że populacja kobiet w Stanach Zjednoczonych musiałaby wynieść mniej niż 24 miliony... To się kupy nie trzyma. Zwiększmy to do najczęściej krzyczanego '1 in 3' albo '1 in 4' i jest jeszcze 'weselej'.

 

Przechodząc do sedna - 18%-20% kobiet doświadczających przemocy seksualnej (czy też później - po prostu 1 in 5 will be raped) - czyli dlaczego to bujda albo przekłamanie. Zacznijmy o czymś, o czym już napomknąłem - ankieta Pani Mary Koss z '85 (myślę, że na początek ten link wystarczy). Dlaczego cofam się aż tak bardzo? Z bardzo prostego powodu - to właśnie od tego się wszystko zaczęło, było dalej duplikowane, cytowane, a ostatecznie nie skuszono się na nic ciekawszego w kwestii statystycznej aż do 2000 roku (dojdziemy do tego). Wracając do ankiety Koss - była ona bardzo słabo skonstruowana, pytania były zadane w niewłaściwy sposób i kwalifikowały pod gwałt dobrowolny kontakt seksualny po kolacji z lampką wina - patrz tu. Ostatecznie po przeformułowaniu pytań i zapytaniu wprost, 3/4 z tych 18%-20% zaprzeczyło, że doświadczyło gwałtu.

2000 - NCWSV - 2,8% doświadczyło gwałtu albo usiłowania gwałtu (i to suma z procentów rozłącznych!).

2007 - CSA, ankieta internetowa, ponownie niejasno sformułowane pytanie, niski odzew, licha liczba tworząca niereprezentatywną grupę. Faktyczna liczba z 2013-2014 roku kobiet doświadczających napaści na tle seksualnym, gwałtu czy przemocy seksualnej to... circa 1/53, około 2%, jak wskazałem (i to w latach najbardziej narażonych na takie czyny, czyli 18-24) w ciągu czteroletniego obozowania na kampusach (filmik, oczywiście). Nadal jest to dość wysokie, ale nie wyższe niż inne przestępstwa i 10 razy niższe niż krzyki ludków pokroju Chanty "Big Red" Binx.

Więcej do poczytania tu oraz tu.

2014 - opublikowanie danych z 2010 i 2011 przez CDC - polecam zapoznać się z tym filmikiem, bo wyjaśni to lepiej ode mnie. Ankieta miała charakter telefoniczny, miała malutki odzew (nawet nie 1/3), pytania nie były poprawnie zadawane (bardzo płytko i szeroko, nieprecyzyjnie), a kwalifikacja czynów była podobna jak w '85, czyli kłamliwa. ~61,5% rzekomych ofiar gwałtu zostało zakwalifikowanych jako 'spenetrowanych po alkoholu albo środkach odurzających'... Więcej w filmiku.

W porównaniu z danym z 2011 roku od BJS, cytując: " On page 2, Table 1, for 2011, it was estimated that there were 243,800 total cases of rape and sexual assault combined. This translates to a rate of 0.9/1000, or assuming that the vast majority of rape victims are women, 1.8/1000 for women."

Dalej - BJS z 2014 - 0,6% studentek zgłosiło gwałt albo napaść seksualną. Nawet przyjmując, że zgłasza się jeno 20% (jak wskazuje dokument), to mamy co najwyżej 3% odsetek.

 

Kończąc tę kwestię - myślę, że mam dość materiałów, by oceniać odsetek nie na 18%, ale na oscylujący między 2%-3% (niższy dla studentek, wyższy dla pozostałych kobiet, statystyka 1 na 5 prowadziłaby do zwyczajnie absurdalnych wniosków już w kwestii demograficznej, a co dopiero jak się w to zagłębić bardziej), co najwyżej.

Wracając do pozostałych kwestii.

 

Jakby mi koleżanka rzucała takim tekstem, to bym się nie przejmował, szczerze mówiąc. Byłoby mi jej nawet trochę żal. Zresztą polskie określenie na 'stud' jest jakieś takie liche :P

Spokojnie mógłbym znaleźć coś w swoich latach studenckich i prestudenckich zastosowanego wobec mnie, co mógłbym podciągnąć według zamorskiej definicji 'gwautu i pshemocy sexualnej' do czynów lubieżnych wbrew mojej woli, ale to byłaby kompletna paranoja, jeśli mam być szczery. Przystawiania się paru lasek nie skwitowałem płaczliwym wpisem na tumblerze, ani nie pobiegłem szukać pomocy w jednym z wielu centrów pomocy ofiarom przemocy seksualnej i to nie dlatego, że takowych dla mężczyzn zwyczajnie nie ma nawet w Stanach, a co dopiero tutaj :P

13% z przestępstw seksualnych. Ok, czyli od 32,5% do 80% tych zgłaszanych, no chyba że to tylko 13% z tych 20%-40% zgłoszonych. Ponownie posłużę się wałkowaniem - dlatego tak ważne jest to, by zgłaszać to jak najwcześniej się da. Sporą część tych zgłoszonych, lecz nieukaranych są zgłoszone za późno co skutkuje zwyczajnie niewystarczającym materiałem dowodowym. To gorzki wniosek, ale oparty na charakterze czynu, nie jakimś spisku czy pogardzie wobec kobiet. W niczym nie pomoże budowanie jawnie kłamliwego twierdzenia, że '3% gwałcicieli uniknie więzienia'.

Odnośnie wiedzy tajemnej, to się zgodzę. Zauważyłem, że ludzie sobie zwyczajnie nie ufają, bo boją się koszmarnej zawiści i rozpowiadania kwestii intymnych, co nie jest w naszym narodzie takie rzadkie. Jest to jedna z największych naszych narodowych przywar moim zdaniem i skutkuje ona, niestety tym, że boimy się zaufać drugiej osobie w dyskusjach na kwestie intymne. Brak właściwej edukacji i bzdury pompowane z wielu zatrutych ignorancją źródeł z pewnością nie pomagają.

1 godzinę temu, Irenez napisał:
Druga sprawa. Nazywanie kogoś "bandą oszołomów" zamyka drogę do jakiejkolwiek debaty - jest postawieniem kogoś poza nawiasem konwersacji społecznej. Jakkolwiek poglądy w pewnych kwestiach można punktować (i wręcz należy to robić), to należy to robić przez racjonalne argumenty, nie odmawiając nielubianej stronie sceny politycznej racji w pewnych kwestiach.
Mówienie o kimkolwiek per "lewak", "faszysta", "naziol" jest metodą wykluczenia kogoś poza debatę publiczną - czymś, co jest niedopuszczalne do momentu, w którym ten ktoś, niezależnie od poglądów dąży do obalenia przemocą ustroju państwa i ograniczenia swobód publicznych/obywatelskich, tudzież odebrania praw innym.
 
Owszem, środowisko Feminoteki jest mocno lewicowe i związane z lewicą egalitarystyczną, ale nie słyszałem, żeby wzywało do ograniczania swobód obywatelskich, ani odbierania obywatelstwa/praw osobom o innych poglądach. Przy czym akurat Kazimiera Szczuka i Magdalena Środa (jak i np. Agnieszka Graff, czy Sylwia Chutnik) niczego bardziej radykalnego niż Irena Krzywicka w okresie międzywojennym - raczej nie głoszą (więc tutaj raczej też pudło jeśli chodzi o osoby, które są skrajne), a w porównaniu do skandynawskich ruchów neofeministycznych (zapatrzonych często i mocno w ideologię Dworkin) to nawet są zdecydowanie dość konserwatywne.
Jeśli już to lewactwo (w sensie skrajnego, antyustrojowego stosunku do państwa) można przypisywać ruchom trockistowskim (w Polsce się nie przyjęły), anarchistowskim (tych akurat jest sporo) lub maoistowskim.
 
 

Nie, o wiele lepiej jest próbować dyskutować z grupą (opierając się na stanowych), która jest tak przesiąknięta toksyczną lewicowością czy wręcz marksizmem, że dyskutować się z nimi po prostu nie da, bo jak próbować z dyskutować z kimś, kto chce, byś najlepiej nie żył i że jesteś tak uprzywilejowanym korniszonem, że nie da się ciebie skrzywdzić, bo to nie jest 'opresja systemowa'. Albo z ludźmi, którzy chcą odbębniać takie głupoty, że solidnie rozważam emigrację na wschód.

Nie da się dyskutować z grupą, której jedyną reakcją na głosy co głośniejszych jej przedstawicielek nawołujących do mordowania, zamykania w obozach, kastrowania, ćwiartowania czy torturowania mężczyzn oraz odebrania im praw ludzkich jest kolejny z rzędu 'no true Scotsman falacy'.

Środowisko Feminoteki posługuje się fałszywymi liczbami, zmyślonymi pozycjami, wydumanymi z kłamliwych źródeł twierdzeniami, wszystkim zimportowanym z postępowego, walczącego z patriarchalnym faszystowskim uciskiem męskich szowinistycznych świń... Zgodnie z ich własnymi twierdzeniami, gwałcę każdego dnia co najmniej jedną kobietę, a i mnie gwałcą w zasadzie, gdy tylko przekroczę próg gabinetu lekarskiego, poza tym w pracy, w autobusie, na ulicy, poza tym sam się gwałcę, patrząc w lustro. Wybacz, ale takich głupot zwyczajnie nie można przyjąć ze stoicką miną.

 

@edit

Głupi skrypt, 2 razy to samo w jednej odpowiedzi wkleił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Irenez napisał:

terminy używane na określenie ukończenia ciąży w okresie, gdy płód nie osiągnął jeszcze zdolności do życia pozamacicznego. Przerywanie ciąży może być dokonane technikami instrumentalnymi, farmakologicznie lub operacyjnie

Jasne, ale przypominam Ci, że odnosiłem się do liczby aborcji w latach 80. Wtedy trudno było o dobre środki antykoncepcyjne, a co dopiero o środki poronne. Wiem, bo sam swojej przyszłej żonie patentex musiałem kupować w Peweksie za dolary. Nie wiem czy w szpitalach stosowano farmakologiczną metodę aborcji, ale nie przypuszczam. A nawet jeśli, to musiało to być doliczone do statystyk. Chociaż mam dość sceptyczny stosunek do statystyk z czasów komuny, to akurat w tym przypadku jestem skłonny im wierzyć. Po pierwsze dlatego, że akurat nie był to jakoś drażliwy temat, przeprowadzenie aborcji z tzw. przyczyn społecznych było legalne i dość łatwo dostępne. Po drugie lokalne wspólnoty nie były tak zatomizowane jak teraz. Każdy wiedział kto z kim, co gdzie i jak. Nawet jak kobieta chciała fakt aborcji ukryć, to i tak by się to wydało. A ja tam jakoś nie słyszałem, żeby moje koleżanki masowo poddawały się w tamtych czasach zabiegowi. Dlatego te 200 tys. rocznie traktuję w kategorii żartu jak ten o seksie oralnym.

23 godziny temu, Irenez napisał:
 
Druga sprawa. Nazywanie kogoś "bandą oszołomów" zamyka drogę do jakiejkolwiek debaty - jest postawieniem kogoś poza nawiasem konwersacji społecznej. Jakkolwiek poglądy w pewnych kwestiach można punktować (i wręcz należy to robić), to należy to robić przez racjonalne argumenty, nie odmawiając nielubianej stronie sceny politycznej racji w pewnych kwestiach.

Problem w tym, że to właśnie takie 'feministki' same stawiają się poza nawiasem dyskusji. To one nie uznają argumentów innych i wyznają swoja jedynie słuszną doktrynę. A każdy inny jest faszystą, nazistą i szowinistyczną świnią. No jak tu traktować takie towarzystwo poważnie? Ostatnio moja żona miała ochotę rzucać ciężkimi przedmiotami w telewizor, gdyż w TVN oglądała dyskusję jakiejś 'feministki' z ks. Sową. Ponoć ze strony kobiety był tylko słowotok bredni i oskarżeń oraz brak reakcji na jakiekolwiek argumenty. I moja żona, luteranka i uważająca się za feministkę kobieta stanęła po stronie katolickiego księdza. Nie dlatego, że się z nim zgadzała, ale nie mogła się zgodzić na oszołomstwo strony przeciwnej. Mnie, jak i moich znajomych płci właściwej może to najwyżej śmieszyć. Natomiast wiele kobiet szczerze ich po prostu nie cierpi bo takie 'feministki' tylko szkodzą sprawom kobiet i utrwalają stereotyp feministki jako rozhisteryzowanego kaszalota z zielonymi włosami szczającego na krzyż. Bo co takiego te 'feministki' robią? Pani Środa zachowuje się jakby jej proboszcz ojca gazetą zabił. Niezależnie od tego czy wypowiada się na temat tego, że krowa nasrała do studni, czy komentuje przepis kulinarny, puenta jest zawsze ta sama - zawinił Kościół. A gdzie była pani Środa parę dni temu, gdy synod ewangelicki debatował o dopuszczeniu ordynacji kobiet? Taka sprawa oczywiście nie leży w zainteresowaniu pani Środy. Łatwiej oczywiście organizować i chodzić na manify w dużych miastach, gdzie zbierze się trochę osób, niż aktywizować kobiety na obszarach objętych strukturalnym bezrobociem. Miarą sukcesu obecnych środowisk uzurpujących sobie prawo do nazywania się feministkami jest historia Partii Kobiet. Na początku projekt przyciągnął sporo osób, ale potem wszystkie myślące inaczej niż 'oficjalna linia partii' zostały wyrzucone lub same zrezygnowały i skończyło się klapą.

 

 

  • Upvote 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łeeeee.. znów zastępczy temat aborcji. Zawsze jest ożywiany gdy trzeba odwrócić uwagę od ważniejszych spraw - dobra zmiana musi być przeprowadzana "pod osłoną" aborcji. Niech zaostrzą i zniszczą kruchy kompromis który funkcjonuje. Efekt odbije się "reformatorom" czkawką prędzej czy później. Zawsze gdy kościół wzmagał "ewangelizację siłową" tracił wiernych. Wiara oparta na represji prawnej jest pusta/płytka.

Mnie interesuje inna sprawa. Ostatnio sąd II instancji umorzył/oddalił postępowanie wobec ułaskawieńca Kamińskiego. Mam kilka wątpliwości i może ktoś bardziej obeznany w prawie mi to wyjaśni (na was patrzę PZ i .AAA. :) ) Jak właściwie dział ułaskawienie? Czy to tylko zawieszenie wykonania kary czy jej darowanie/zatarcie? Czy osoba ułaskawiona jest w świetle prawa karana (tak jak ktoś kto odbył swoją karę) czy traktowana jako niewinna - tak jakby przestępstwo nie miało miejsca? Jeżeli działa to jak darowanie/zatarcie to prezydent może de-fakto robić za sąd decydując czy ktoś jest winny czy też nie - a tego chyba nie powinien robić. Przynajmniej w państwie prawa... czyli w zasadzie może teraz :/. Jeżeli to tylko zawieszenie wykonania kary to jaki jest status ministra Kamińskiego. Jest karany czy nie, skoro zapadł wyrok skazujący a procedura odwoławcza nie została przeprowadzona do końca. Czy wyrok się uprawomocnia sam? Czy może niczym kot schrodingera - który nie jest ani martwy ani żywy - minister nie jest ani winny, ani niewinny? Ostatnia sprawa czy funkcja którą piastuje może być powierzona osobie karanej, nawet jak jej wyrok uległ zatarciu?

Skoda że sąd nie zechciał przeprowadzić postępowania do końca, albo przynajmniej zadać pytanie do SN jak postąpić. Na mój prosty rozum ktoś naruszył prawo i nikt się tym specjalnie nie przejmuje.... ale zawsze można o aborcji podgadać.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skrótowo: procedura ułaskawienia jest unormowana w odpowiednim akcie prawnym - KPK. ""Dobra" zmiana" skrzyknęła paru swoich ludków po prawie i zaczęła twierdzić, że to wynika wprost z Konstytucji i żadnych przepisów ustawowych nie będą stosować, o!

Biedaczki zapomnieli jednak o całej reszcie przepisów konstytucyjnych, w tym przede wszystkim o trzech:

1) Art. 2 - RP to demokratyczne państwo prawne.

1) Art. 7 - działaniu na podstawie i w granicach prawa.

2) Art. 126 ust. 3 - Prezydent wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach.

Prezydent ma prawo 'stosowania prawa łaski', aczkolwiek nigdzie w Konstytucji nie jest określone, na jakich zasadach, w którym momencie etc. można je zastosować. Zastosowane podejście "a, to w sumie mogę kiedy chcę, bo mam prerogatywę i nie zakazują" jest skrajnie ignoranckie i bezczelne, no i wprost łamie powyżej przywołane przepisy.

Zakres i zasady stosowania tego prawa są unormowane w ustawie - jest to naprawdę ekstraordynaryjny środek, którego clou można odnaleźć w art. 565 KPK. Wykonanie takiego aktu (zgodnie z prawem, co tutaj zwyczajnie nie miało miejsca) anuluje konsekwencje winy, ale bez obejmowania zatarcia skazania, to statusu poza karą nie zmienia, jeśli pamiętam dobrze.

Winny, skazany, ale ułaskawiony, więc nie posiedzi, a być może i nie będzie mógł być takim nazwanym. Jakby było normalnie, czyli by swoje odsiedział i minęłoby 'trochę' lat i nastąpiłoby zwykłe zatarcie skazania, to owszem - jest uznany wówczas za nigdy niekaranego i za takowego może się podawać.

 

A sąd uznając, że "zapisane w konstytucji prawo łaski prezydenta jest niczym nieograniczone" zrobił albo błąd w stylu niedouczonego studenta, albo... nie za bardzo miał wybór. Konstytucja nie normuje trybu postępowania - skąd więc kosmiczny wniosek, że z tego wynika nieograniczone prawo prezydenckie? Bo "ta nie przewiduje żadnego szczególnego trybu ułaskawienia"? Kurna, ona nie przewiduje ŻADNEGO trybu, w związku z tym musimy się kierować do ustawy, bo władza musi działać na podstawie i w granicach prawa i może działać tylko wtedy i tylko tak, jak prawo to normuje (i jeśli to normuje) - to jest zupełny elementarz kogokolwiek, kto chce choćby dyskutować o prawie. Ja rozumiem, że by coś takiego wyskoczyło, jakbym gadał z jakimś 'ekspertem ds. prawnych' czy kolejnym, co się zna (a każdy Polak to zna się na medycynie, prawie, polityce, mechanice i prowadzeniu biznesu :p) i wtedy bym musiał tłumaczyć, ale jak takie jaja robi sąd, to chyba zorganizuję jakiś pozew przeciwko uniwersytetowi, że mi 5 lat kłamał i uczył w ogóle złych rzeczy, które nie mają odbicia w rzeczywistości...

Jest to rozumowanie rażąco sprzeczne z zasadami wynikającymi z art. 2 Konstytucji oraz art. 7 Konstytucji. Zwyczajnie przykro patrzeć na taki cyrk.

Zwyczajnie szkoda słów.

No, ale taki sąd teraz będzie miał więcej do gadania niż SN czy TK. Najwyżej po prostu znowu się nie opublikuje wyroku, bo 'co nam mogą zrobić'.

  • Upvote 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od siebie mogę powiedzieć tak: w normalnym trybie ułaskawienie oznacza po prostu anulowanie kary. W kpk przepisy o ułaskawieniu znajdują się w dziale zatytułowanym 'Postępowanie po uprawomocnieniu się orzeczenia'. Oznacza to, iż sąd na podstawie ustawy orzeka o winie i karze, a dopiero potem można wszcząć procedurę ułaskawienia, która winy nie zmazuje. Problem w tym, że tu prawomocnego wyroku nie było bo wciął się Duda ze swoim ułaskawieniem. IMO popełnił delikt konstytucyjny polegający na zawłaszczaniu sobie prerogatyw władzy sądowniczej. Jego wypowiedź o 'uwolnieniu sądu od kłopotu' była skandaliczna, ale jednocześnie zdradzała jego intencje. No i teraz są dwie opinie. Jedna mówiąca o tym, że skoro nie było prawomocnego wyroku, to Kamiński jest niewinny i biały jak lilija, druga, że swoim aktem łaski Duda uznał winę Kamińskiego. I tutaj moim zdaniem sąd drugiej instancji popełnił błąd umarzając postępowanie. Powinien jednak skierować zapytanie do SN, który ostatecznie rozstrzygnąłby tę sprawę. Brak takiej decyzji może oznaczać poważne konsekwencje. W tym konkretnym przypadku choćby skarżenie się pokrzywdzonych do ETPC, którzy w ten sposób stracili prawo do sądu. W szerszym wymiarze może oznaczać wystawianie 'glejtów' swoim zausznikom. Skoro można kogoś ułaskawić przed wydaniem przez sąd prawomocnego wyroku, to dlaczego nie można uczynić tego już na etapie postępowania przygotowawczego? Albo prewencyjnie, tak jak w 'Trzech muszkieterach' Richelieu dał Milady pismo, że jego okaziciel 'uczynił, co uczynił'.

  • Upvote 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ja tu widzę pewien potęp załamywania się stanowiska sądu.
W listopadzie było niedowierzanie, nawet oburzenie i krytyka władzy wykonawczej.
Potem jednak chłopaki się namyślili co z tym fantem (ułaskawieniem) zrobić i poszli najprostszą drogą faktów dokonanych.
Można w pierwszej chwili pomyśleć: no, musieli się podporządkować ustawie. Problem w tym, że


A) ustawa reguluje tylko tryb reakcji sądu na ułaskawienie w zgodzie z procedurą, więc kwestionowanie "nowego podejścia" jest jak najbardziej na miejscu
B) procedura ułaskawienia polega na współpracy władzy sądowniczej i wykonawczej, a nie na podporządkowaniu tej pierwszej tej drugiej
C) a miał być jakiś trójpodział, czy coś...
D) sąd na swojej "działce" podporządkował się decyzji podjętej na innej: uznano, że ułaskawienie załatwia jednym ciągiem odwołanie od wyroku, proces i całą procedurę ułaskawienia, czy jak?

E) No i jeszcze mamy jasne motywy prezydenta
 

Cytat

"Wymiar sprawiedliwości, który nie potrafi skazać bandytów z Pruszkowa, wypuszcza ich. Nie potrafi skazać ludzi zamieszanych w procedery łapówkarskie, ale z drugiej strony wymierza drakońskie kary ludziom, którzy chcą budować w Polsce silne państwo, którzy walczą z korupcją. To jest jedna stron a medalu, ja się z czymś takim czymś nie zgadzam. A druga strona medalu jest taka, że Państwo znacie doskonale tą sprawę, wiecie co było przy wyroku wydawanym w pierwszej instancji, wiecie Państwo co z tym wszystkim zrobił Pan sędzia Łączewski: że ta sprawa została przez niego maksymalnie upolityczniona, że pięć miesięcy pisał uzasadnienie, po czym tuż przed wyborami publicznie je ogłosił. Jeszcze w dodatku, w tej chwili Centralne Biuro Antykorupcyjne twierdzi ... że ujawnione tam zostały nazwiska funkcjonariuszy, którzy działali pod przykryciem, a więc, że prawo zostało złamane i wiem, że jakieś tam postępowanie w tej sprawie jest prowadzone. I teraz w drugiej instancji, prawda jest taka, no, ta sprawa tak rozpalała emocje, że jaki wyrok nie zostałby wydany, zawsze ktoś by powiedział, że to był wyrok polityczny. A więc ta sprawa była nieprawdopodobnie niszcząca i niekorzystna dla wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli mamy budować dobry obraz wymiaru sprawiedliwości w Polsce, a chciałbym, żeby tak było, i chciałbym żeby ten wymiar sprawiedliwości też taki dobry obraz budował, to postanowiłem w swoisty sposób zwolnić, uwolnić po prostu wymiar sprawiedliwości od tej sprawy, w której, powtarzam jeszcze raz, zawsze ktoś by powiedział, że sądy działy na polityczne zlecenie, i przeciąć ten problem, rozstrzygnąć ten spór. Na moją odpowiedzialność, jako Prezydenta Rzeczypospolitej, dlatego taka była moja decyzja."

powiedział gość z najmocniejszym immunitetem w kraju ;)
Gdzie sąd sobie nie radzi, wkraczam JA, Chuck Duda - powiedzcie mi, że to nie jest konflikt interesów.
F)

Wcześniej inni sędziowie zainteresowani też mieli świadomość wydźwięku tej decyzji

Cytat

"Nie sposób zaakceptować przedstawiania wymiaru sprawiedliwości jako instrumentu politycznego, a przez to kreowania wizerunku sądów jako instytucji niezdolnych do wykonywania konstytucyjnie powierzonych zadań"

G)

Ciekawostka 1, ze strony kancelarii Prezydenta RP
http://www.prezydent.pl/prawo/prawo-laski


Ciekawostka 2, z uchwały apelacji warszawskiej w spawie

Cytat

„Konstytucja stanowi, że ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, a żadna z nich nie jest zwierzchnią nad pozostałymi. Władza wykonawcza nie może konkurować z władzą sądowniczą, a Prezydent RP nie jest organem mogącym » uwolnić wymiar sprawiedliwości « od sprawowania władzy w konstytucyjnie zakreślonym obszarze”

Takie przemyślenia: skoro trójpodział władzy to jednak nie fikcja, to czy prawo łaski powinno obowiązywać na styku kompetencji władzy sądowniczej i wykonawczej?


Ciekawostka 3, z ust sekretarza prezydenta, za Polskim Radiem

Cytat

"Prezydencki minister Andrzej Dera mówił we wtorek, że prezydent ma prawo łaski na każdym etapie postępowania sądowego. Dodał, że w powszechnym odczuciu wyrok miał wydźwięk polityczny. Andrzej Dera tłumaczył, że wyrok nie musiał się uprawomocnić, aby prezydent mógł skorzystać z prawa łaski. Jego zdaniem wynika to ze 139. artykułu Konstytucji, który nie wskazuje żadnej procedury dotyczącej ułaskawienia, a prezydent może skorzystać z ułaskawienia na każdym etapie postępowania."

Takie przemyślenia: skąd oni  zawsze znają te powszechne odczucie? I czy sam Duda nie wspominał, że i tak i tak, opinia publiczna będzie się krzywić? Zwłaszcza, że wiadomo kto teraz rozdaje karty.


Chyba mało kto ma teraz wątpliwości, że podczas tej kadencji ani prezydent nie będzie bezstronny/bezpartyjny, ani rząd nie będzie działał zgonie z prawem. A przede wszystkim, że będą robić co im pasi, na bezczela i nikt im nie podskoczy. Welcome to IV RP.

 

19 godzin temu, RoZy napisał:

 Jeżeli to tylko zawieszenie wykonania kary to jaki jest status ministra Kamińskiego. Jest karany czy nie, skoro zapadł wyrok skazujący a procedura odwoławcza nie została przeprowadzona do końca. Czy wyrok się uprawomocnia sam? Czy może niczym kot schrodingera - który nie jest ani martwy ani żywy - minister nie jest ani winny, ani niewinny? Ostatnia sprawa czy funkcja którą piastuje może być powierzona osobie karanej, nawet jak jej wyrok uległ zatarciu?

Sędzia apelacji warszawskiej wręcz nie ma wątpliwości, że

Cytat

"zastosowana formuła przebaczenia i puszczenia w niepamięć, oznacza, że przyjęto koncepcję szeroko rozumianego i niczym nie ograniczonego prawa łaski, przysługującego zgodnie z artykułem 139 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej głowie państwa, także sięgającego do pojęcia abolicji indywidualnej."

a więc jest niewinny jako te lelije. Inaczej pożegnałby się z mandatem posła.

Co do stołka ministerialnego: ewentualny wyrok może zawierać zakaz pełnienia funkcji publicznych, ale sam fakt skazania nie stoi na przeszkodzie do kariery szefa jakiegoś resortu - minister to nie poseł, nauczyciel czy policjant, więc może być nie tylko kanalią i bałwanem, ale i kryminalistą ;)

Ciekawe stanowisko na temat prawa łaski prezentuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka

Cytat

"Prezydent może ułaskawić skazanego, a więc zwolnić go z odbywania całości lub części kary, czy nawet zatrzeć skazanie. Nie może jednak decydować o uniewinnieniu oskarżonego ani też nakazywać sędziemu, aby ten umorzył postępowanie karne."

zwłaszcza to zatarcie skazania mnie intryguje.

 

Kolego, ale wiesz, że my widzimy też linijkę "powód edycji"? A że bluzganie na forum jest niedozwolone, wspominać więcej nie będę.

Tak, mnie też wkurza taki skrypt, ale musimy go dostosować - behemort

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z Bahemortem i Pezetem oczywiście nie mogę się nie zgodzić. Doszło do wytworzenia jakiegoś pokracznego potworka prawnego - zresztą już enty raz w ostatnich miesiącach. Nawet nie wdając się w jakieś szczegóły wykładni, "ułaskawienie" winno dotyczyć osoby skazanej i polegać na wybaczeniu i darowaniu kary. Tu mieliśmy całkowite wejście z butami w sam środek kompetencji władzy sądowniczej. Uzasadnienie prezydenta, który mówił o "uwolnieniu sądów" od konieczności wydania decyzji jest kolejnym groźnym i głupim precedensem, który odbije się nam wszystkim czkawką. Instytucja ułaskawienia nie powinna oznaczać samowoli głowy państwa. Nie pamiętam z którego to podręcznika, ale wbiło mi się w głowę, że "akt łaski nie może naruszać pewnego minimalnego poziomu akceptacji społecznej". Ale teraz to nawet Prawo Konstytucyjne Garlickiego czyta się jak książkę historyczną...

 

  • Upvote 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko to, o czym piszesz świadczy właśnie o dyskryminacji kobiet, a nie mężczyzn. Kobiety są traktowane inaczej, bo są uznawane za słabszą płeć, która sama sobie nie poradzi. Jest to próba wyrównywania szans przez stworzenie słabszym osobnikom lepszych warunków. Oczywiście zgadzam się, że nie tędy droga, ale jeśli już świadczy to o dyskryminacji kogokolwiek, to raczej kobiet.

Poza tym naprawdę bawi mnie pierwszy filmik, który wrzuciłeś i Twój komentarz do niego. To Waszczykowski chciał uchodźców uzbroić i wysłać do Syrii, bo to sami mężczyźni. Dziennikarka tylko zwróciła mu uwagę, że są tam też kobiety i dzieci, na co on się z nią zgodził, że ich wysyłać nie należy. Jeśli ktoś chce wysyłać tych mężczyzn na śmierć, to jest to minister Waszczykowski, a nie ta dziennikarka, do której się przyczepiłeś.

Drugiego filmiku nawet nie oglądam. Od dawna uważam, że Bosak ma takie nazwisko, jakie ma, nie bez powodu i źle mi się robi jak go słucham.

Pomysł z puszczeniem gazociągu od Norwegów upadł z powodu interesów i interesików ówczesnych polityków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Sevard napisał:

Tylko to, o czym piszesz świadczy właśnie o dyskryminacji kobiet, a nie mężczyzn. Kobiety są traktowane inaczej, bo są uznawane za słabszą płeć, która sama sobie nie poradzi. Jest to próba wyrównywania szans przez stworzenie słabszym osobnikom lepszych warunków. Oczywiście zgadzam się, że nie tędy droga, ale jeśli już świadczy to o dyskryminacji kogokolwiek, to raczej kobiet.

To ja jednak wolę być 'dyskryminowanym' i nie zostać powołanym do wojska, gdzie dadzą mi karabin powtarzalny, i zginę zanim się obejrzę. Trochę dziwne mówić, że bezpieczeństwo domu to dyskryminowanie (bo przecież zawodowo w wojsku kobiety mogą się bez prawnych problemów realizować (od ręki, dzień w dzień, panie w mundurach widywać można u mnie pomiędzy ulicą Sobieskiego a Placem Pokoju Toruńskiego, zapraszam; niekiedy mam wrażenie, że jest ich i więcej niż facetów), kpiących uśmieszków niektórych: ostrzyżonych na jeża poborowych, tłustych oficerów czy cywilów przepisem nie zniesiesz, chociaż za oceanem nie brakuje prób i tego; chodzi jeno o powołanie do obrony ojczyzny w razie zagrożenia - owszem, kobiety również można powołać, ale kiedyż to - zapraszam do ustawy o POO, zwłaszcza art. 32 i art. 48 (jako odstępstwo), art. 58 i art. 112a). Just sayin'. Problemu w powoływaniu wszystkich nie widzę, poza tym, że (modelowo) kobiety są jednak trochę mniej przystosowane do służby wojskowej w warunkach bojowych, w czasie wojny, po mobilizacji. No i przypominają mi się powiedzonka obecnej kandydatki na fotel najważniejszego człowieka na globie. Coś odnośnie dręczonych kobiet, ofiar wojny, mężczyźni gdzieś tam w tle, na drugim miejscu, że przesiedlenie to większa krzywda niż śmierć w okopie... Mniejsza.

Co do emerytury - nigdy nie rozumiałem rozróżnienia, myślałem, że 5 lat studiów, gdzie przez 3 lata ten wątek się przewijał, coś rozjaśni. Nic z tego, nie usłyszałem jakiejkolwiek argumentacji na poparcie tego stanu rzeczy. Najwyraźniej zły patriarchat chce bardziej uprzedmiotawiać kobiety, dając... im... więcej? He.

No i zgadnij, skąd się wzięły takie zwroty, jak '(...) w tym X kobiet'. Nie, nie z chęci dyskryminacji kobiet, no chyba że cały ruch krzykliwych, niegolących się i farbowanych kobiet, co SCUM Manifesto znają na pamięć do tego dąży. Nie jest to dalekie od prawdy, wszak robienie z siebie profesjonalnych ofiar jest bardzo dochodowe. Na szczęście, jeszcze nie u nas. Kompletna pierdółka, ale 'winny' spudłowany.

Zgadnij również, któryż to ruch co chwila postuluje, że kobiety nie można nigdy, w żadnym wypadku uderzyć, nieważne czy cię gwałci, bije, kastruje żywcem żyłką. Nie, i ciul. Albo który to ruch reaguje histerycznie, gdy ktokolwiek próbuje przedstawić kobietę na równi z mężczyzną - ciężko pracującą, mogącą zginąć, cierpiącą, nieważne czy w serialu, grze komputerowej czy przedstawieniu. Analogicznie, gdy wskazuje się, że przedstawianie kobiet jako nietykalnych nadludzi, męczonych przez całą 'płecioklasę', specjalnych płatków śniegu to głupota, to też, że zaraz atak na kobiety, mizoginia, homofobia czy, ostatnio, transfobia. Nie brzmi raczej jak patriarchat.

My jesteśmy jakieś pół wieku za postępową Ameryką, toteż u nas dopiero zaczynają kiełkować tego rodzaju pierdoły, na które ostatnio powoływał się Pezet. U nas takiego feminizmu jak za oceanem czy za morzem na całe szczęście nie ma, z kilkoma wyjątkami wysysającymi kompletne pierdoły wylewające się z zatrutej 'społeczną sprawiedliwością' placówek, że '3% gwałcicieli tylko skazujom', że 'kobieta zarabia 3/4 tego co mężczyzna', że 'poślady w grze, co za seksizm i uprzedmiotawianie'... chociaż czasem obrońców tumblerowych gwiazdek i u nas niekiedy nie brakuje.

Także analogiczna reakcja na cyrki dziejące się na uniwersytetach, każdej większej imprezie czy nawet w nowojorskim metrze po drugiej stronie globu nastąpi u nas również odpowiednio później... jeśli zdąży.

 

Nie żebym się skupiał na takich bądź co bądź pierdółkach przedstawionych wyżej, na chwilę obecną, w naszym klimacie, nie mają większego znaczenia. Telewizji nie oglądam, od polityki z daleka, bo jest źle, a będzie jeszcze gorzej, prawdopodobnie odetnę się od serwisów informacyjnych, bo od niektórych działań odechciewa się żyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, behemort napisał:

Co do emerytury - nigdy nie rozumiałem rozróżnienia, myślałem, że 5 lat studiów, gdzie przez 3 lata ten wątek się przewijał, coś rozjaśni. Nic z tego, nie usłyszałem jakiejkolwiek argumentacji na poparcie tego stanu rzeczy.

Osobiście też uważam te rozróżnienie za zbędne. Szczególnie, że wcześniejszy wiek emerytalny = niższa emerytura. Jedyny argument, jaki słyszałam to taki, że na kobiety spada opieka nad dziećmi. I choć to pewnie prawda, że ciąż to matki mają na ogół zdecydowanie większą rolę w wychowywaniu dzieci, nie czaję jak ten fakt wpływa na wiek emerytalny... Tj. kiedy mam 60 lat, to raczej swoimi dziećmi się już nie opiekuję.... 

3 godziny temu, behemort napisał:

To ja jednak wolę być 'dyskryminowanym' i nie zostać powołanym do wojska, gdzie dadzą mi karabin powtarzalny, i zginę zanim się obejrzę.

No dobra - co prawda kobiet nie obowiązuje pobór itd., ale odkąd mamy armię zawodową prawdopodobieństwo, że zostaniesz powołany jest... niewielkie? A wcześniej odbycie obowiązkowej służby dotyczyło nie-studentów i dla wielu stanowiło jednak szansę na to, żeby się czegoś przydatnego nauczyć. Podsumowując, całe to zamieszanie z badaniami, przyznawaniem kategorii jest i tak dla picu bardziej, zatem to argument o znikomej mocy... A czy państwo mogłoby wymagać od kobiet prezentowania się przed komisją itd., no mogłoby. Tylko po co? Ja bym prędzej w ogóle z tego zrezygnowała - także w stosunku do mężczyzn.

Dnia 20.04.2016o22:46, bowmanek napisał:

o dyskryminacji mężczyzn i to w świetle prawa to już nikt nie wspomina

Wspomina się. Tylko wiek emerytalny to kwestia polityczna, a w parlamencie zdecydowana większość to mężczyźni... O armii już się wypowiedziałam. A oprócz tego to jakie są przykłady dyskryminowania mężczyzn?

Dnia 20.04.2016o22:46, bowmanek napisał:

Denerwuje mnie jak w mediach mówi się o śmierci cywili, albo ofiarach dużych katastrof. "Wśród poszkodowanych były kobiety i dzieci".

A nie denerwuje Cię, że jak kinie kilkadziesiąt osób w Paryżu, a w tym samym czasie ginie też kilkadziesiąt w Afryce albo na Bliskim Wschodzie i też w zamachu terrorystycznym, to ogólnie Paryż to wielka katastrofa, a to co się dzieje poza Europą/USA to każdy ma gdzieś?  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Repartee napisał:

Osobiście też uważam te rozróżnienie za zbędne. Szczególnie, że wcześniejszy wiek emerytalny = niższa emerytura. Jedyny argument, jaki słyszałam to taki, że na kobiety spada opieka nad dziećmi. I choć to pewnie prawda, że ciąż to matki mają na ogół zdecydowanie większą rolę w wychowywaniu dzieci, nie czaję jak ten fakt wpływa na wiek emerytalny... Tj. kiedy mam 60 lat, to raczej swoimi dziećmi się już nie opiekuję....

Opieka nad dziećmi to świadomy wybór, podobnie jak ciąża (także z odpowiednikiem 'zamiaru ewentualnego'). Jedno może nawet istnieć bez drugiego i nie ma związku z prawem do, mimo wszystko, wcześniej emerytury.

Cytat

No dobra - co prawda kobiet nie obowiązuje pobór itd., ale odkąd mamy armię zawodową prawdopodobieństwo, że zostaniesz powołany jest... niewielkie?

Dość duże, bo jak będzie wojna, to raczej nie najedzie nas mniej liczebne wojsko, ani tym bardziej bardziej zacofane technologicznie.

Cytat

Wspomina się.

Zazwyczaj w kontekście 'o, tak, gdzieś tam mężczyzn dyskryminują, ale to, że (wchodząc na grunt amerykański) nie mają praktycznie żadnych szans na opiekę nad swoimi dziećmi, mogą zostać wystrychnięci na alimentach za nieswoje dzieci, są często obrzezywani jako niemowlęta, dostają wielokrotnie wyższe wyroki za to samo (nacja więzienna, takie Stany), niemal nikt im nie wierzy, gdy zostaną zgwałceni (niemal nikt im wtedy nie pomoże) to mały pikuś w porównaniu do cierpień, jakie przeżywają wszystkie kobiety każdego dnia, a tak w ogóle to #killallmen, #diecisscum i #checkyourprivilege'.

Cytat

Tylko wiek emerytalny to kwestia polityczna, a w parlamencie zdecydowana większość to mężczyźni...

Patrz, myślałem że płeć nie ma znaczenia, a liczy się kandydat... Wiem, że to naiwne, bo politycy tak między sobą zbytnio nie różnią, ale...

Cytat

A oprócz tego to jakie są przykłady dyskryminowania mężczyzn?

Dyskryminacja to, jak mniemam, złe słowo. Raczej są nieuczciwie traktowani w tym (podobno) rozwijającym się świecie równości płci.

Cytat

A nie denerwuje Cię, że jak kinie kilkadziesiąt osób w Paryżu, a w tym samym czasie ginie też kilkadziesiąt w Afryce albo na Bliskim Wschodzie i też w zamachu terrorystycznym, to ogólnie Paryż to wielka katastrofa, a to co się dzieje poza Europą/USA to każdy ma gdzieś?

Jak ktoś nie słyszał o tym, to to rozumiem, bo to kwestia naszego pojmowania wydarzeń (im dalej, tym mniej zwracamy na to uwagę - to normalne), a i w mediach trochę mało. Mnie jednak kapkę wkurza społeczny spęd, co zmienią sobie avatara albo wyjdzie na marsz i myśli, że tym zmieni świat, a tak naprawdę, w sporej większości, chce podbudować swoje ego i pokazać, że nie jest jak cała reszta 'rasistowskiej białej rasy', no i w końcu 'not all muslims', zlewając rodziny ofiar ciepłym strumieniem. Ktoś w nerwach po zamachu powiedział parę złych słów na muzułmanów, których tak naprawdę nawet nie uważał za słuszne - aresztować, zamknąć, zabić najlepiej...

Ciała wtedy jeszcze nie ostygły, a już się budowanie kapitału politycznego zaczęło...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Repartee napisał:

No dobra - co prawda kobiet nie obowiązuje pobór itd., ale odkąd mamy armię zawodową prawdopodobieństwo, że zostaniesz powołany jest... niewielkie? A wcześniej odbycie obowiązkowej służby dotyczyło nie-studentów i dla wielu stanowiło jednak szansę na to, żeby się czegoś przydatnego nauczyć. Podsumowując, całe to zamieszanie z badaniami, przyznawaniem kategorii jest i tak dla picu bardziej, zatem to argument o znikomej mocy... A czy państwo mogłoby wymagać od kobiet prezentowania się przed komisją itd., no mogłoby.  

Hm... W dzisiejszych czasach nawet powinno, różnica w przydatności obu płci do służby wojskowej nie jest tak drastyczna jak kilkadziesiąt lat temu. A po co? By móc wybrać najlepszych kandydatów do ww. służby.

Przy czym zdziwi cię to, ale przynajmniej kilkaset tysięcy kobiet w Polsce ma przydziały mobilizacji - lekarki, pielęgniarki, absolwentki niektórych kierunków technicznych, lingwistycznych, pracownice administracji państwowej/samorządowej. Niekoniecznie do jednostek liniowych/ogólnowojskowych.

9 godzin temu, Repartee napisał:

A oprócz tego to jakie są przykłady dyskryminowania mężczyzn?

Sądownictwo rodzinne. Pielęgniarstwo. Zasadniczo każdy silnie sfeminizowany/zmaskulinizowany zawód ma tendencję do dyskryminacji płci przeciwnej.

Przy czym sądownictwo rodzinne jest instytucją silnie patologiczną w większości krajów, a rozstrzygnięcia zależą w dużej mierze od płci orzekającego. Przy czym spychanie wielu sędzin do orzecznictwa rodzinnego to dyskryminacja w drugą stronę.

9 godzin temu, behemort napisał:

dostają wielokrotnie wyższe wyroki za to samo (nacja więzienna, takie Stany)

Prawda. Przy czym tutaj nakładają się trzy kwestie:

- concurrent vs consecutive sentences - w jurysdykcjach dopuszczających brak łączenia kar (Hiszpania, kraje latynoamerykańskie, część stanów amerykańskich, jurysdykcja federalna), zdecydowanie częściej skazuje się na nie mężczyzn;

- ekonomiczność systemu sądownictwa - w przeciwieństwie do systemu kontynentalnego w USA/Wlk. Brytanii brane są pod uwagę koszty postępowania sądowego przy stawianiu zarzutów/procedowaniu z nimi, dodatkowo wybieralność urzędów prokuratorskich w USA powoduje, iż postępowania, które nie rodzą wysokich prawdopodobieństw skazania są umarzane. Instytucja grand jury, która miała chronić obywateli przed złośliwymi postępowaniami ze strony państwa, powoduje, że bez bardzo silnych dowodów, prokuratura częstokroć woli zmniejszyć kwalifikację czynu, by potencjalny sprawca dobrowolnie poddał się karze - jest to tańsze, szybsze i zmniejsza szansę na kompromitację urzędu (vide: wybory) - problem w tym, że spora część poważniejszych przestępstw popełnianych przez kobiet, w tym zabójstw, gwałtów - jest z gatunku tych bardziej poszlakowanych/trudniejszych do udowodnienia (on mnie zaatakował/bił);

- wychowanie - i tutaj genderyści mają racje, że mamy (w zachodnim społeczeństwie) tendencje do wyrażania większego współczucia i wyrozumiałości dla kobiet w określonych sytuacjach.

  • Upvote 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Irenez napisał:

Sądownictwo rodzinne. Pielęgniarstwo. Zasadniczo każdy silnie sfeminizowany/zmaskulinizowany zawód ma tendencję do dyskryminacji płci przeciwnej.

W pielęgniarstwie - chodzi Ci pewnie sfeminizowanie zawodu. No okej, jest sfeminizowany podobnie jak obecnie edukacja (nauczyciele w szkołach). Tylko gdzie tu dyskryminacja? Sektor publiczny, wiec zarobki są takie same. Dostęp do zawodu chyba też, podobnie jak ścieżka awansu jest raczej dla obu płci tak samo otwarta. Co najwyżej odbiór społeczny jest nieciekawy - "dziwnie wygląda facet pielęgniarka". 

A sądownictwo - masz na myśli sprawy przyznawania opieki na dziećmi? Nie wiem, jak duży jest procent spraw, gdzie rodzice tak zaciekle walczą o dzieci, ale faktycznie zazwyczaj trafiają pod opiekę matek. No dobra - tutaj zdarza się, że ojcowie są traktowani przez sądy niesprawiedliwie. Mogę tylko powiedzieć, że działają organizacje, fundacje, które pomagają ojcom w takich sytuacjach. 

2 godziny temu, Irenez napisał:

Przy czym sądownictwo rodzinne jest instytucją silnie patologiczną w większości krajów, a rozstrzygnięcia zależą w dużej mierze od płci orzekającego. Przy czym spychanie wielu sędzin do orzecznictwa rodzinnego to dyskryminacja w drugą stronę.

Hm, no niby sędzia to sędzia i płeć nie powinna mieć znaczenia. Faktycznie w wydziałach cywilnych, sądach rodzinnych jest często duża dysproporcja między sędziami-kobietami i sędziami-mężczyznami. 

12 godzin temu, behemort napisał:

Opieka nad dziećmi to świadomy wybór, podobnie jak ciąża (także z odpowiednikiem 'zamiaru ewentualnego'). Jedno może nawet istnieć bez drugiego i nie ma związku z prawem do, mimo wszystko, wcześniej emerytury.

W tym argumencie chodzi o to, że to jednak na kobiety spada obowiązek zajmowania się później dziećmi. Tzn. oczywiście ojcowie są i pomagają bardziej lub mniej, ale to wciąż na kobiety spada większość obowiązków związana z opieką nad dziećmi. A biorąc pod uwagę, ilość poświęconego na to czasu i wysiłku, to jest to właściwie praca równoległa do tej zawodowej, tylko nie opłacana. Świadomy wybór - tak, ale chyba jednak to dobrze dla państwa, że kobiety rodzą te dzieci. Z punktu widzenia państwa, to bardzo dobrze. No i zbierając to wszystko do kupy, masz uzasadnienie, dlaczego ta wcześniejsza emerytura kobietom "się należy". Mnie takie rozumowanie raczej nie przekonuje... Ten wiek emerytalny powinien być zrównany dawno temu. 

12 godzin temu, behemort napisał:

Dość duże, bo jak będzie wojna, to raczej nie najedzie nas mniej liczebne wojsko, ani tym bardziej bardziej zacofane technologicznie.

A będzie ta wojna? Bardziej o to mi chodziło niż o liczebność i technologię. 

12 godzin temu, behemort napisał:

Zazwyczaj w kontekście 'o, tak, gdzieś tam mężczyzn dyskryminują, ale to, że (wchodząc na grunt amerykański) nie mają praktycznie żadnych szans na opiekę nad swoimi dziećmi, mogą zostać wystrychnięci na alimentach za nieswoje dzieci, są często obrzezywani jako niemowlęta, dostają wielokrotnie wyższe wyroki za to samo (nacja więzienna, takie Stany), niemal nikt im nie wierzy, gdy zostaną zgwałceni (niemal nikt im wtedy nie pomoże) to mały pikuś w porównaniu do cierpień, jakie przeżywają wszystkie kobiety każdego dnia, a tak w ogóle to

Trochę przesadzasz. I jeśli zaczniemy rozmawiać o całym świecie, to myślę, że kobiety wygrają tę licytację "kogo bardziej dyskryminują". Wspomina się o dyskryminacji mężczyzn na niektórych polach - działają fundacje, jak te wspierające ojców (i pojawiają się w mediach też), w USA działają też te pomagające zgwałconym mężczyznom, coraz częściej przy okazji rozmów o gwałtach podnosi się fakt, że gwałceni są mężczyźni (to w USA).

Dziewczynki też bywają obrzezywane. 

Co do wyroków to prawda i dosyć złożony problem. Bo ten rozjazd w orzekaniu kar dotyczy nie tylko kobiet-mężczyzn, ale też białych-czarnych, białych-latynosów itd.    

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Repartee napisał:

W pielęgniarstwie - chodzi Ci pewnie sfeminizowanie zawodu. No okej, jest sfeminizowany podobnie jak obecnie edukacja (nauczyciele w szkołach). Tylko gdzie tu dyskryminacja? Sektor publiczny, wiec zarobki są takie same. Dostęp do zawodu chyba też, podobnie jak ścieżka awansu jest raczej dla obu płci tak samo otwarta. Co najwyżej odbiór społeczny jest nieciekawy - "dziwnie wygląda facet pielęgniarka".

Analogicznie na studiach i pracy po kierunkach ścisłych i praktycznych, ale patrz, wielki płacz, bo 'środowisko pełne męskich świń', 'nie ma szans dla kobiet', 'molestują i płacą mniej'. Jak gdyby konkursy świadectw maturalnych były ustawione...

Albo bawimy się w wymyślanie w obie strony, kto ma 'gorzej' (a większość ogłoszeń o pracę jest 'tylko dla kobiet', dziwne jak na ten patriarchat, gdzie kobiety mają siedzieć w kuchni i rodzić), albo bierzemy się do roboty.

Cytat

A sądownictwo - masz na myśli sprawy przyznawania opieki na dziećmi? Nie wiem, jak duży jest procent spraw, gdzie rodzice tak zaciekle walczą o dzieci, ale faktycznie zazwyczaj trafiają pod opiekę matek. No dobra - tutaj zdarza się, że ojcowie są traktowani przez sądy niesprawiedliwie. Mogę tylko powiedzieć, że działają organizacje, fundacje, które pomagają ojcom w takich sytuacjach. 

W Stanach to 83% dla kobiet, 17% dla mężczyzn. Zresztą nie ma znaczenia, dziecko i tak jest w znacznej mierze utrzymywane w zasadzie z majątku ojca, nawet jak nie ma możliwości się z nim widzieć częściej, niż raz w miesiącu, przez kilka godzin, pod kontrolą.

Cytat

W tym argumencie chodzi o to, że to jednak na kobiety spada obowiązek zajmowania się później dziećmi.

Ale jest to zwyczajny wybór. Nie musi zachodzić w ciążę, nie musi donosić ciąży (do niedługo...), nie musi rodzić i, finalnie, nie musi się dzieckiem opiekować, bo może je podrzucić do okna życia, na placówkę straży pożarnej czy zostawić w szpitalu. Kobieta, która nie chce mieć z dziećmi nic wspólnego, ma takie same uprawnienia emerytalne co utalentowana matka.

Mężczyzna nie ma żadnej możliwości decydowania o losie własnego dziecka (albo bardzo ograniczoną).

Cytat

Tzn. oczywiście ojcowie są i pomagają bardziej lub mniej, ale to wciąż na kobiety spada większość obowiązków związana z opieką nad dziećmi. A biorąc pod uwagę, ilość poświęconego na to czasu i wysiłku, to jest to właściwie praca równoległa do tej zawodowej, tylko nie opłacana.

Ale mężczyźni biorący nadgodziny, nocki i dodatkowe zadania tak, że czasu wolnego mają kilka godzin na sen, by tylko rodzina miała za co przeżyć, to też 'trochę' pomagają.

Cytat

Świadomy wybór - tak, ale chyba jednak to dobrze dla państwa, że kobiety rodzą te dzieci.

Jak najbardziej, o ile te dzieci będą potem normalnie pracować i normalnie odprowadzać podatki. Patrząc na to, co się dzieje z programem 500+ w wielu rodzinach (branie na siłę dzieci z domów dziecka, tak że muszą je zamykać, bo nagle rodzice zapałali miłością - i to nie są jakieś plotki czy czarne scenariusze, kierownicy takich ośrodków oraz MOPSów czy MOPRów to potwierdzają) i to, jak już wszyscy zagospodarowali ten dochód (wróżę prężny rozwój rozlewni spirytusu, sklepów monopolowych oraz niektórych biur podróży przynajmniej do końca przyszłego roku). Ciężko oczekiwać, by nagle z gromadki dzieciarni, której rodzice mają je gdzieś, a każde ma innego ojca i dla zabawy bije, kradnie, wyzywa i gryzie, wyrośnie przykładny, uczciwy obywatel.

Cytat

Z punktu widzenia państwa, to bardzo dobrze. No i zbierając to wszystko do kupy, masz uzasadnienie, dlaczego ta wcześniejsza emerytura kobietom "się należy".

Jest, dla mnie, kompletnie niezasadne, patrzcie wyżej.

Cytat

A będzie ta wojna? Bardziej o to mi chodziło niż o liczebność i technologię. 

Podejrzewam, że będzie, prędzej czy później. Najpewniej jeszcze za naszego pokolenia.

Cytat

Trochę przesadzasz. I jeśli zaczniemy rozmawiać o całym świecie, to myślę, że kobiety wygrają tę licytację "kogo bardziej dyskryminują".

Nie przesadzam. Codziennie wypływają informację o kolejnych kretynizmach wymyślanych na siłę, by robić z najbardziej uprzywilejowanej (he) 'płcioklasy' na planecie największe (profesjonalne) ofiary dziejowego spisku.

Biorąc pod uwagę świat zachodni, to nie, niezbyt. Patrząc na Chiny, Indie, kraje arabskie i afrykańskie, to owszem. Jakim cudem jest to wina 'białych szowinistycznych świń' i 'prężnie działającego na zachodzie patriarchatu' - nie wiem. No i tam raczej ruchy feministyczne nie są zbyt aktywne, a jak tylko ktoś wskazuje, że tamta kultura, prawo czy społeczeństwo tak traktuje kobiety, to jest wyzywany od rasistów, ksenofobów, przy akompaniamencie lamentów, że wszystkie kultury są równe, trzeba je szanować, akceptować i, broń Boże Anito, nie przeszkadzać.

Cytat

Wspomina się o dyskryminacji mężczyzn na niektórych polach - działają fundacje, jak te wspierające ojców (i pojawiają się w mediach też), w USA działają też te pomagające zgwałconym mężczyznom, coraz częściej przy okazji rozmów o gwałtach podnosi się fakt, że gwałceni są mężczyźni (to w USA).

Ile jest tych fundacji w porównaniu do hord organizacji, które wylewają się z telewizorów, Internetu, prasy czy na protestach, gdy nawet najmniejsza pierdoła dotyczy kobiety? Ileż spotkań poświęconych problemom mężczyzn jest regularnie sabotowanych (groźby bombowe, bijatyki, zagłuszanie, nasyłanie służb policyjnych pod fałszywymi zarzutami, robienie rozrób, rzucanie kamieniami...)?

W mediach się pojawiają, różne grupy MRM czy MRA, ale raz, że głownie w Internecie, dwa - nie mają wsparcia z funduszy publicznych, bo ani ofiar z siebie nie robią, ani też ojciec i były mąż, który utracił wszystko, też nie jest materiałem, który przyciągnie sponsorów, trzy - regularne podminowywanie podmiotów (i tutaj nieważne, czy się identyfikują jako powyższe, czy nie) w formie przedstawiania ich jako zebrania skrajnie prawicowych gwałcicieli i pedofilów. Zabawne, że za zgwałcenie dziecka kobieta dostaje zawiasy, a mężczyzna za (udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że coś takiego nie zaszło) oskarżenie o gwałt ma spartolone całe swoje życie do końca, chyba że wyjedzie do Azji, Afryki czy Ameryki Południowej, podczas gdy 'biedna ofiara' biega z materacem, dostaje hajs i uwagę gazet oraz serwisów informacyjnych.

Damn, we are privileged.

"Działają", ale za wesoło to nie jest.

Dla przykładu, na rok 2013:

"In the United States, there is only one shelter for male victims of domestic violence (the Valley Oasis Shelter in Antelope, CA) out of the approximately 1,800 shelters available to women and their children nationwide. Canada also used to have a domestic violence shelter for men that was run by the late Earl Silverman.

Mr. Silverman committed suicide this past spring after succumbing to a state of learned helplessness and hopelessness after years of begging for funding and assistance for his much needed shelter. Essentially, Canadian women’s domestic violence organizations locked arms and blocked Mr. Silverman from the funding trough. The same thing happens to organizations like DAHMW in the United States.

The repeated message to organizations that want to help male domestic violence victims seems to be, “Be grateful for the few scraps of government funding that drop from the table and if you complain about the disparity, you won’t even get that.” The reality is that most governments are willfully blind to and/or profit from the suffering and victimization of their male citizens. Since men are currently the most underserved group of domestic violence victims, one would think funding the few organizations that help this population would receive priority from state and federal programs. Instead, male abuse victims are begrudgingly acknowledged, that is if they are acknowledged at all.

According to RADAR (Respecting Accuracy in Domestic Abuse Reporting), less than 10% of the United States OVW’s (Office of Violence Against Women) funding is used to help male victims. A big part of the problem lies in the very names of the OVW and the VAWA (Violence Against Women Act). “Violence against women” is exclusionary and ignores half of all domestic violence victims. Even worse, it demonizes men as perpetrators and women as victims in the majority of domestic violence cases, which simply is not true.

It also doesn’t help that the U.S. Department of Justice refuses to fund research about male victims of domestic violence."

Cytat

Dziewczynki też bywają obrzezywane. 

Tak, w Afryce. W Stanach za takie praktyki jest wieloletnie więzienie.

Obcinanie napletków nowonarodzonym mężczyznom bez żadnego powodu - pff, grow some balls, they don't even remember it XD.

Cytat

Co do wyroków to prawda i dosyć złożony problem. Bo ten rozjazd w orzekaniu kar dotyczy nie tylko kobiet-mężczyzn, ale też białych-czarnych, białych-latynosów itd.    

Ta, ale wśród Murzynów, Latynosów i innych grup etnicznych zgadnij, przedstawiciele której to płci trafiają do więzienia kilkudziesięciokrotnie częściej?

Tak tylko to tu zostawię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, behemort napisał:

To ja jednak wolę być 'dyskryminowanym' i nie zostać powołanym do wojska, gdzie dadzą mi karabin powtarzalny, i zginę zanim się obejrzę. Trochę dziwne mówić, że bezpieczeństwo domu to dyskryminowanie (bo przecież zawodowo w wojsku kobiety mogą się bez prawnych problemów realizować (od ręki, dzień w dzień, panie w mundurach widywać można u mnie pomiędzy ulicą Sobieskiego a Placem Pokoju Toruńskiego, zapraszam; niekiedy mam wrażenie, że jest ich i więcej niż facetów), kpiących uśmieszków niektórych: ostrzyżonych na jeża poborowych, tłustych oficerów czy cywilów przepisem nie zniesiesz, chociaż za oceanem nie brakuje prób i tego; chodzi jeno o powołanie do obrony ojczyzny w razie zagrożenia - owszem, kobiety również można powołać, ale kiedyż to - zapraszam do ustawy o POO, zwłaszcza art. 32 i art. 48 (jako odstępstwo), art. 58 i art. 112a). Just sayin'. Problemu w powoływaniu wszystkich nie widzę, poza tym, że (modelowo) kobiety są jednak trochę mniej przystosowane do służby wojskowej w warunkach bojowych, w czasie wojny, po mobilizacji. No i przypominają mi się powiedzonka obecnej kandydatki na fotel najważniejszego człowieka na globie. Coś odnośnie dręczonych kobiet, ofiar wojny, mężczyźni gdzieś tam w tle, na drugim miejscu, że przesiedlenie to większa krzywda niż śmierć w okopie... Mniejsza.

No i właśnie popełniasz to o czym pisałem. Dajmy kobietom to osądzić. Jeśli któraś czuje się na tyle silna, by spróbować się w "męskim zawodzie", to dajmy jej taką szansę, a nie szydźmy, że są modelowo nieprzystosowane. Kobiety naprawdę nie potrzebują tego, żebyśmy na każdym kroku przypominali im, że są słabszą płcią. Zwłaszcza, że w obecnych czasach często są tą płcią silniejszą, ale to temat na inną dyskusję.

A i ja problem w powoływaniu wszystkich widziałem, widzę i widzieć będę. Przy czym nie uzależniam tego od żadnych predyspozycji fizycznych, a raczej psychicznych.

Co do emerytury - nigdy nie rozumiałem rozróżnienia, myślałem, że 5 lat studiów, gdzie przez 3 lata ten wątek się przewijał, coś rozjaśni. Nic z tego, nie usłyszałem jakiejkolwiek argumentacji na poparcie tego stanu rzeczy. Najwyraźniej zły patriarchat chce bardziej uprzedmiotawiać kobiety, dając... im... więcej? He.

Zauważ proszę jakie jest powszechne uzasadnienie tego, że kobiety przechodzą na emeryturę wcześniej - kobiety są słabsze, więc powinny pracować krócej. Nie wynika to z tego, że ktoś chce być dżentelmenem i dać kobietom prawo do wcześniejszego odejścia na emeryturę, a z przeświadczenia, że kobiety sobie nie poradzą.

No i zgadnij, skąd się wzięły takie zwroty, jak '(...) w tym X kobiet'. Nie, nie z chęci dyskryminacji kobiet, no chyba że cały ruch krzykliwych, niegolących się i farbowanych kobiet, co

SCUM Manifesto

znają na pamięć do tego dąży. Nie jest to dalekie od prawdy, wszak robienie z siebie profesjonalnych ofiar jest bardzo dochodowe. Na szczęście, jeszcze nie u nas. Kompletna pierdółka, ale 'winny' spudłowany.[/quote]

SCUM Manifesto to rok 1967. Działania na rzecz równouprawnienia kobiet, czy ich szczególnego traktowania mają nieco dłuższą historię. Chociażby w IV Konwencji Genewskiej znajdują się zapisy o szczególnym traktowaniu kobiet. To fakt, że organizacje skrajnie feministyczne zrobiły bardzo dużo złego w wielu sprawach, ale tu są niewinne.

Zgadnij również, któryż to ruch co chwila postuluje, że kobiety nie można nigdy, w żadnym wypadku uderzyć, nieważne czy cię gwałci, bije, kastruje żywcem żyłką. Nie, i ciul. Albo który to ruch reaguje histerycznie, gdy ktokolwiek próbuje przedstawić kobietę na równi z mężczyzną - ciężko pracującą, mogącą zginąć, cierpiącą, nieważne czy w serialu, grze komputerowej czy przedstawieniu. Analogicznie, gdy wskazuje się, że przedstawianie kobiet jako nietykalnych nadludzi, męczonych przez całą 'płecioklasę', specjalnych płatków śniegu to głupota, to też, że zaraz atak na kobiety, mizoginia, homofobia czy, ostatnio, transfobia. Nie brzmi raczej jak patriarchat.

Nie mylmy równouprawnienia z "równouprawnieniem" w rozumieniu skrajnych feministek, skrajnych organizacji LGBT itp. Równouprawnienia jak sama nazwa wskazuje oznacza, że każdy ma mieć równe prawa. A nie, że potencjalnie słabszy ma być traktowany lepiej, bo jest słabszy. Jak wcześniej napisałem - są organizacja skrajnie feministyczne, które robią wiele złego, ale są też feministki, które wiedzą co równouprawnienie oznacza.

Należy skończyć z faworyzowaniem kogoś, bo jest teoretycznie silniejszy lub słabszy. Nie należy jednak winić kogoś za niepopełnione winy. Zwłaszcza w Polsce, gdzie te ruchy są jednak dosyć młode. Skrajne feministki, które postulują, żeby dać kobietom więcej praw, są jednak mimo wszystko w mniejszości. Tyle tylko, że najgłośniej krzyczą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...