Skocz do zawartości

Dawid2207

Forumowicze
  • Zawartość

    1375
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Komentarze blogu napisane przez Dawid2207

  1. Trolololo :>

    IMO jeden z... może nie najlepszych, ale najmocniejszych filmów, jakie w życiu widziałem. Podsumować można to tak: usunąć w szkołach WDŻ, zlikwidować bezsensowne pogadanki itd., itp. - a zamiast tego puścić dzieciakom ten film. Po czymś takim chyba nikomu nawet do łba nie przyjdzie spojrzeć się na jakieś dragi.

    Ba, nawet telewizję można ograniczyć :D. Dla mnie wątek staruszki chcącej ubrać się w czerwoną sukienkę (ci, którzy oglądali, wiedzą, o co chodzi :P) był dużo fajniej zrealizowany od wątków narkomanów.

    No i ten montaż... cudo.

    No i sceny brania narkotyków.

    No i główny motyw muzyczny.

  2. -Proszę, proszę, mamy dzisiaj szczęście - powiedziałem ujrzawszy przybitego do drzewa Alicorna.

    -Co się dzieje? - zapytało dziecko.

    -Nic, nic... po prostu czuję, że to będzie szczęśliwy dzień.

    Alicorn patrzył na mnie spode łba. Cicho jęczał z bólu.

    -Nie podchodź! Nie podchodź nawet, bo nie wiesz, do czego jestem zdolny! Zabiję cię!

    -Tym nożem tkwiącym w twoim brzuchu?

    Caecus pokręcił głową zdezorientowany. Zaczął krzyczeć, nie wiedząc, co się dzieje. Nie chciałem go martwić, ale... tak, czy inaczej - nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Muszę go wypytać o parę rzeczy... ale przecież nie powie mi tego sam z siebie.

    -Mam do ciebie parę pyta...

    Napluł mi w twarz.

    -Jak mówiłem, mam kilka pytań. Mam nadzieję, że odpowiesz. Jeśli nie... będą nieprzyjemności - powiedziałem słodkim głosem i spojrzałem znacząco na widły leżące kilka metrów dalej.

    -Nie ośmielisz się.

    -Założymy się? To jak, odpowiesz na kilka pytań?

  3. Nie zgadzam się.

    Tyle :trollface:

    A serio: ja uważam, że - mimo wszystko - dając ciemnemu ludowi taki "Rok 1984", czy jakiekolwiek inne klasyczne dzieło, trzeba powiedzieć: przykro mi, ale ta książka jest lepsza od twojego Sapkowskiego, Pratchetta, czy kogo tam jeszcze. Może ci się nie podobać, ale masz na nią zwrócić uwagę i zapamiętać ją.

    Pardon, ale niektóre rzeczy po prostu TRZEBA znać, aby mieć jakiekolwiek obycie.

    PS@up Może i Sapkowski ma większe walory czysto rozrywkowe od "Pana Tadeusza", ale nikt, powtarzam - NIKT nie wmówi mi, że głupia fantastyka może być lepsza od epopei narodowej stanowiącą niejako podstawę naszego narodu.

    Tak, powiedziałem, że książki Sapka są głupie. Bo są. Ale się je przyjemnie czyta. I jak mi ktoś naskoczy, że się nie znam, niech sobie przeczyta wpis Morty'ego :D

    PPS @Prometheus - bo liczy się skromność :D

    PPPS Ale poza tym, Morty, to całkowicie się zgadzam. Tak, jak powiedziała Ylthin - wkurzają mnie ludzie uważający się za nie wiadomo jakich artystów, a jedyne, co potrafią zrobić, to parafrazy istniejących już dzieł. IMO aby nazwać się artystą, trzeba stworzyć coś z niczego.

  4. Nie. Nie noszę ze sobą światła. Jestem egoistą, jestem samolubem, nie troszczę się o nikogo. Nigdy nie nosiłem. I nie będę nosił. Chcę to wszystko rzucić, cofnąć czas i powrócić do rutynowego oszukiwania klientów. Ale na głos powiedziałem:

    -Jasne, zebra. Powodzenia.

    -Zanim wyjdziesz...

    -No?

    -Dziecko jest ważniejsze, niż ci się wydaje.

    Zecora po raz kolejny mnie przeraziła. Porzuciła swój styl mówienia, w jednej chwili stała się mroczna i poważna. Dziecko jest ważniejsze, niż ci się wydaje.

    Wyszliśmy i skierowaliśmy się do Canterlot. Dalsza przechadzka przez las odbyła się bez niespodzianek. Zupełnie, jakby sama Zecora oczyściła nam drogę. Co zrobię, gdy dotrę do stolicy? Mogę opowiedzieć im o majakach tej wariatki. Tylko po co? Jasność, ciemność, sraty-taty. Poza tym, kto mnie posłucha? Kto posłucha starego, umierającego kuca uzależnionego od Cydru, na dodatek z niewidomym, wygłodzonym dziecia

    Boże, jaki ja jestem żałosny...

    kiem przy boku. Kto?

    Wszystko mi już jedno. Ale nie mogę stać w miejscu.

    Kontynuowaliśmy drogę do Canterlot.

  5. Zecora oddaliła się ode mnie, nie ujawniając swojej twarzy spod kaptura. Ani razu nie obejrzała się za siebie, jednak zdawało mi się, że ma oczy z tyłu głowy i śledzi każdy nasz ruch. W tej postaci było zarazem coś tajemniczego, przyciągającego, jak i okrutnego, odpychającego. Dotąd myślałem, że znam się na charakterach innych osób. Już po sposobie czyjegoś chodzenia potrafiłem wstępnie nakreślić w myślach portret psychologiczny. Ale nie u Zecory, o nie. Była bardzo zamknięta w sobie.

    -Niech mały uważa. Zgubienie często się tu przydarza - rzuciła za siebie. Zorientowałem się, że przez parę minut nie pilnowałem dzieciaka. Odwróciłem się i nie mogłem go dostrzec.

    -Caecus? Caecus!

    Przestraszyłem się nie na żarty. Postąpiłem kilka kroków do tyłu. Oglądałem się na wszystkie strony. Nie dostrzegałem najmniejszego ruchu.

    -Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?! Wiedziałaś, że straciłem gówniarza z oczu.

    -To chyba twoje zadanie, aby obserwować go nieustannie.

    Zecora wydawała się być pewna siebie. Miałem wrażenie, że czerpała jakąś przyjemność z tego, że spanikowałem. Jednocześnie nie sprawiała na mnie wrażenia kogoś, kto naraziłby małe, niewidome dziecko na śmierć... chyba.

    -Dla ciebie to chyba żadna różnica? W końcu biedny mały ci się tylko uprzykrza.

    -Dosyć. Zawracam. Chcę, czy nie, jestem za niego teraz odpowiedzialny. Sayonara...

    -Trailer? - usłyszałem znajomy głos. Kilka kroków obok mnie stąpał mały kucyk. Gdy go zobaczyłem, żyły ponownie napełniły mi się krwią. Odetchnąłem z ulgą. Jak ta wiedźma to zrobiła? Czy w ogóle coś zrobiła, czy po prostu Caecus na chwilę zboczył z drogi? Miałem wrażenie, że zaplanowała to sobie już w chwili, kiedy mnie zobaczyła. Byłem gotów rzucić się ze złości na Zecorę, kiedy zobaczyłem małą, drewnianą chatkę. Jesteśmy na miejscu.

    ________________________________

    Sory za kwestie Zecory, ale poeta ze mnie jak z Orwella kapitalista.

  6. Oh, meine libe kinderniespodzianko, czy meine shon oczy widzą... EINE STHEREOTHYPEN?!

    Co do mnie... po kolei :P

    -partia: Nowa Prawica

    -wierzący: staram się najlepiej, jak mogę

    -tolerancyjność: zależy. Jednakże to, że nie lubię zwolenników aborcji, in vitro, legalizacji narkotyków etc. nie oznacza, że muszę się z nimi zaraz tłuc, nie?

    -narzekanie: w moim przypadku raczej nie... staram się być optymistą, aczkolwiek nie zawsze to wychodzi. Chyba każdy Polak ma coś z "narzekacza"

    -nie

    -tak

  7. jakie niosą niektóre lektury.
    -dobrze napisane.

    Drangir, też masz racje, o czym wspomniałem zresztą.

    Owszem, dobrze...? Nie bardzo ogarniam, przecież nie popełniłem żadnego ortografa...?

    Dobra, już ogarniam :P Sory, ale z racji, że jutro poniedziałek, nie wszystkie zmysły mam włączone.

  8. Po kilku godzinach wróciliśmy. Teren usłany jeszcze przed dniem barwnymi chatkami, wypełniony bawiącymi się kucykami zupełnie znikł. Zamiast niego mogliśmy ujrzeć jedynie czerń i pożogę...

    Nie ocalały nawet najmniejsze fragmenty Ponyville. Wszystko... wyparowało. Ot, tak. Po prostu.

    Nie został kamień na kamieniu.

    -Co? Czemu jest tak... cicho? - spytał dzieciak.

    -Tak jak przypuszczałem... Cholera.

    -Co? Co widzisz?

    -Nic. Zupełnie nic... Nie ma czego ratować. Nie został kamień na kamieniu. Nie ma nawet komu pomóc. Nie ma... już nic.

    Spędziliśmy kilka chwil w milczeniu.

    -To... co robimy?

    -Nie wiem. Muszę pomyśleć...

    Kusiła mnie droga do Canterlot. Ale czy to coś zmieni? Co, jeśli w Canterlot jest taka sama sytuacja?

    Co, jeśli zostaliśmy sami?

    Nie mogłem ryzykować stagnacji. Ktoś lub coś nas zaatakowało. Jak walczyć z wrogiem, którego nie znamy? Musimy się ruszyć. Ale... skąd mamy wiedzieć, co czeka nas po drodze? Zapewne wszyscy, którym udało się uciec, będą korzystali z głównych ścieżek. Głównych, zatłoczonych ścieżek. Jeśli tak zrobią - niech Celestia ma ich w opiece. Która droga będzie najmniej widoczna?

    Las Everfree.

    Wtem przypomniałem sobie o moim nowym towarzyszu podróży. Co z nim począć? Wreszcie się odezwałem:

    -Nie wiem, jak ty, ale ja już podjąłem decyzję - zwróciłem się do niego - idę przez las Everfree.

    -Co? Everfree? Nie brzmi zbyt zachęcająco...

    -Rób, jak chcesz. Ja odchodzę. Żegnaj i... powodzenia.

    Zostawiłem za sobą Fire Stringa i wszedłem w gęsty las.

    Wewnątrz panował mrok. Korony drzew były tak gęste, że trudno było ujrzeć nawet najmniejszy promyk słońca. Jednakże Everfree jak zwykle tętnił życiem. Po pustce, jakiej uświadczyłem, gdy zobaczylem pozostałości Ponyville, nawet dokuczliwe owady wydawały mi się zbawiennymi stworzeniami. Tutaj wróg nie dotarł.

    Czeka mnie (a raczej nas) jeszcze kilka dni marszu. Ja sam mógłbym dojść do Canterlot w ogóle nie odpoczywając... ale bez przerwy prowadziłem kopytem niewidomego kucyka.... cholera.

    Mały starał się być twardy. Nie narzekał, kiedy był głodny, tylko cierpliwie czekał, aż znajdziemy coś nadającego się do zjedzenia. Doświadczył już wcześniej głodu...

    Zbliża się zmierzch. Dzieciak długo nie pociągnie, ja zresztą też jestem zmęczony. Noc w Everfree nigdy nie jest bezpieczna... Dlatego staram się nie odchodzić daleko od Bezpiecznych Ścieżek, którymi lubią od czasu do czasu przechadzać się turyści, tylko po to, aby później pochwalić się znajomym o samodzielnym przejściu przez cały las.

    Jak przetrwamy noc bez namiotu? Można spać na drzewach, ale nie będzie to przyjemne... obudzimy się bardziej zmęczeni, niż jesteśmy teraz. Jest tu jakieś schronienie?

    Wiele mi opowiadano o tym miejscu - w większości kłamstwa grubasów w karczmach, którzy pragną tylko darmowego cydru wzamian za świetną historię. Można było wątpić w opowieści o strzygach czy kikimorach, ale jedno się powtarzało w ustach wielu osób - wiedźma Zecora. Ponoć jest to ostatni przedstawiciel wymarłego gatunku... podobno swymi czarami potrafi pojawiać się i znikać w dowolnym momencie... a może już za nami stoi?

    Bardzo wątpię w te plotki. Wierzę, że ktoś tu mieszka, ale nie daję wiary, aby był uzbrojony i niebezpieczny. Jeśli jednak ma doczynienia z magią, może wie, co się dzieje w Equestrii?

    Zboczyliśmy lekko z trasy i ruszyliśmy mniej więcej w stronę miejsca (ten kierunek przynajmniej wskazywało kilka różnych osób), które ponoć zamieszkuje słynna Zecora, wiedźma zebr.

  9. Kolejny odpis ode mnie i Puszczy, żeby móc pociągnąć dalej fabułę.

    Na fioletowo - dialogi Puszczy.

    ---------

    Powoli podchodziłem do wozu. Czułem smród alkoholu. Dużych ilości alkoholu. Sam zapach cydru sprawił, że poczułem się tak, jak jeszcze czułem się codziennie kilka dni temu. Zniknęły wszystkie potrzeby, zniknął dzieciak, zniknęło zło, zniknął ten pijak - została tylko przewrócona, niepełna butelka.

    Lekko się zbliżyłem.

    Wyciągnąłem kopyto w stronę jednej ze szklanych butelek.

    -Hej, kolego...

    Cofnąłem się lekko.

    -Stary, co ty robisz? Czekaj, czekaj czekaj... apple

    Jakie jabłka? Nie zamierzałem się go dopytywać. To nieważne, wszystko nieważne. Ważne jest to, co leży obok niego...

    -Kto to mówi? - spytał się Caecus. Że też musiał tu przyjść.

    -Nikt. Nieważne. Chodźmy.

    -Coś mu jest?

    -Nie, w porządku. Chodźmy.

    -Nie możemy go tak zostawić! Co mu jest? Jest ranny?

    "Można tak powiedzieć" - pomyślałem. Nie wiedziałem, co robić - dzieciak w życiu nie pozwoli mi go tu zostawić. Może to i lepiej? Przecież nie można przechodzić obojętnie obok potrzebujących. Tak?

    Wziąłem pijanego kucyka pod ramię.

    -Jak masz na imię, przyjacielu?

    -Ja? Fi... Fi... Fire String...

    -Trailer. I zapewne uznałeś, że upicie się w takiej sytuacji to najlepsze rozwiązanie? Wiesz, co się dzieje w Ponyville?

    -Pony... Ponyville? Byłem... tak, pamiętam... Co z Apple... Apple Jack?

    -Co? Zresztą nieważne. Słuchaj, pomogę ci. Idę w stronę...

    -Gitara... moja gitara... gdzie moja gitara? Weźcie moją gitarę...

    -Dobra, już biorę. Jak mówiłem, idę w stronę Canterlot...

    -Canterlot?! - wykrzyknął Caecus z niedowierzaniem - Nie... nie możemy iść do Canterlot! Zawracajmy... my... my musimy pomóc innym... my...

    -Słuchaj, może trudno w to uwierzyć, ale Ponyville już NIE MA. Idziemy do Canterlot. Musimy.

    -Ale nie możemy! Kucyki potrzebują naszej pomocy. Nie... nie ucieka się w takich sytuacjach!

    -Idziemy do Canterlot i nie ma żadnej dyskusji. Ruszamy!

    Oczy Caecusa, mimo że wciąż bez żadnego wyrazu, zalały się łzami. Dzieciak pochlipywał, ale mimo wszystko, powoli podreptał do przodu, dotykając mojego grzbietu dla zachowania równowagi.

    Nagle dotyk ustał. Natychmiast się odwróciłem. Przecierałem oczy ze zdziwienia. Caecus zawrócił i puścił się biegiem przed siebie. Czego oczekiwał? Że będzie potrafił komuś pomóc? On? Z jego ślepotą i ogólną nieporadnością, będzie tylko dla wszystkich ciężarem.

    A mimo wszystko biegł.

    Przewrócił się.

    -Hej! Zaczekaj!

×
×
  • Utwórz nowe...