Skocz do zawartości

otton

Redaktorzy
  • Zawartość

    2306
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Komentarze blogu napisane przez otton

  1. Nie pamiętam już szczegółów, ale nie przypominam sobie, by wśród wybrańców Galta znajdowały się tego typu osoby. Miałoby to sens, gdyby obiektywizm motywował do czegoś na wzór reformy społecznej, lecz odniosłem wrażenie, iż nakłania on do bardziej radykalnych kroków - wymarzoną sytuacją jest utopia zamieszkiwana jedynie przez geniuszy.

    Nie do końca. Obiektywizm zawiera wśród swoich haseł także coś na temat samego zatrudniania ludzi. Pracownik i pracodawca powinni współistnieć jako partnerzy, którzy wymieniają się usługami. Pracownik oferuje pracodawcy swoją pracę, a w zamian dostaje tyle pieniędzy, ile ta praca jest warta. Nie zapominaj o pewnym, dość istotnym problemie - ludzkość ukierunkowana w jedną stronę nie ma szans przetrwania. Społeczeństwo złożone z samych lekarzy nie przetrwa, bo nie będzie miał kto zbudować dróg, żeby dojechać do szpitala. Będą tylko inżynierowie? Zabiją nas choroby. Podobnie mamy z resztą tutaj: muszą być na świecie i jednostki kreatywne i takie, które będą mniej kreatywne, ale będą potrafiły wcielić te ambitne plany w życie. Inżynier może zaprojektować most, ale bez budowlańców pozostanie on tylko rysunkiem. Wydaje mi się, że Rand doskonale to dostrzegała, więc skłaniałbym się raczej ku temu, iż owym geniuszem nie jest wcale uzyskanie jak najwyższej pozycji społecznej, a po prostu życie za samego siebie.

    Przypominam też o tym, że dolina z powieści nie była ostatecznym celem obiektywistów. Przez ten motyw odbiera się Atlasa jako opowieść o cudownej dolinie, tak jak Bioshock jest odbierany jako historia podwodnego miasta. Przecież sam Galt mówił, że jest gotów wrócić do normalnego świata, jeżeli ten zrozumie, że rzeczywiście go potrzebuje. Dolina była w powieści jedynie formą strajku, środkiem. Rapture w Bioshocku jest natomiast celem - moim zdaniem jest to akurat błąd artystyczny.

    Niemniej w moich oczach filozofię Rand w tym punkcie dyskredytuje już sam fakt radykalnego podziału ludzkości na pożytecznych i pasożytniczych, gdzie tymi ostatnimi należy gardzić.

    Wiesz, możemy w zasadzie nikim nie gardzić. Możemy udawać, że wszystko jest znakomicie. Ale czy i bez obiektywizmu nie dokonujemy podziałów na pasożytów i pożytecznych? Czy nie gardzimy podświadomie choćby żulami? W tym aspekcie dzielenia ludzi na jednostki o różnej wartości obiektywizm niczym nie różni się od innych filozofii... Nawet religia w pewnym stopniu dzieli ludzi według własnych zasad moralnych.

    Swoją drogą nie pomyślałem o tym wcześniej, ale można by wykazać paralele między Raskolnikowem a Taggart - oboje, choć z nieco odmiennych przyczyn, popełniają morderstwo, które uważają za uzasadnione moralnie właśnie z powodu elitaryzmu.

    Kurcze, książkę teoretycznie czytałem jakieś 2-3 tygodnie temu, ale aż sobie muszę jeszcze raz przeczytać wspomniany fragment, bo coś mi się nie podoba. Może też błąd artystyczny...

    Informacja o amfetaminie odnosi się do uwagi autora artykułu o tym, że uzależnienie postaci z BioShocka od Adama nie pasuje do obrazu obiektywisty

    Wydaje mi się jednak, że obraz uzależnienia postaci z BioShocka faktycznie nie pasował do obrazu obiektywisty, choć z innych powodów. Pal licho sam fakt szkodzenia sobie, popatrzmy jak się to miało do sytuacji innych ludzi. Genofagi napadały na siostrzyczki, mordowały żeby zdobyć Adama - zażywały go więc cudzym kosztem. Wszystko zależy więc od tego czy Rand ćpała sobie za własne pieniądze czy zbierała drobniaki po ulicach. Nie zmienia to samego faktu zażywania narkotyku, ale już pierwszy sposób nabywania towaru jest zgodny z obiektywizmem. Drugi nie. Wydaje mi się, że jako autorka jednego z największych bestselerów w dziejach USA nie musiała wcale oglądać każdego dolara dwa razy ;).

    A tak poza tym to zapomniałem w poprzednim komentarzu - pomijając moje czepiactwo, fajnie że jeszcze takie teksty się na blogosferze zdarzają. Może nie jest tak źle z tym miejscem?

    • Upvote 4
  2. Jeśli nie jesteś w stanie zupełnie sam stworzyć czegoś wielkiego, żerujesz tylko na cudzej pracy

    Bzdura. Przypominam zatem postać brata Hanka Readerna, przypomnij sobie powody, dla których nie chciał dać mu pracy. Bo chciał pracować nie dlatego, że mu się przyda, ale dlatego, że jest jego bratem. To w książce Rand właśnie przykład postaci, która przy innym nastawieniu mogłaby również być bohaterem zgodnym z obiektywizmem, mimo braku własnych dokonań. Nie twórz niczego wielkiego. Pokaż po prostu, że masz umiejętności, choćby potrzebne babci klozetowej. Że potrafisz zarobić na siebie choćby i w taki sposób. Jesteś zatem jednostką wybitną, nie zaś pasożytem.

    Również inni przemysłowcy, występujący w książce, z których jeden wysadza swoje kopalnie a inny pali swe szyby naftowe, nie uciekają, ale dokonują demonstracji ? albo ja będę tym zarządzał, albo nikt.

    Oho, trochę nieuważnie czytałeś. Akt wysadzenia w kopalniach NIE BYŁ aktem pokazania, że tylko ja mogę tym zarządzać i nikt inny. Nie, wysadzenie było wymierzone przez D'Anconię w tych, którzy opierali się na jego przedsiębiorczym geniuszu - skoro on pakuje w to fortunę, to ja też mogę dać kasę i czekać aż urośnie.

    Przypominam natomiast, że przedsiębiorcy w Atlasie zostawiali swoje pracownie w stanie nienaruszonym z hasłem - "proszę, nie należy mi się, weźcie to sobie".

    Teoria Raskolnikowa jest przecież idealna, zatem wszelkie niedogodności muszą wynikać ze złego wprowadzanie jej w życie, a nie z niej samej.

    A ten Raskolnikow to nie wiem za bardzo skąd go wziąłeś tak właściwie, bo książka Dostojewskiego była dyskusją z filozofią, iż jednostki wybitne mogą łamać granice. Zupełnie inna para kaloszy.

    Wszystkie pozytywne postaci w książce są wyidealizowane do granic możliwości z prostego powodu ? Rand kreuje ludzi, o których marzy, prawdziwych obiektywistów

    Kolejna bzdura. Sama Rand w notatkach do Atlasa opisuje negatywne cechy u swoich bohaterów, choć oczywiście cechy złe według wyznawanego przez nią systemu wartości. O to trudno się czepiać, zwłaszcza w obliczu tego, że Atlas to prezentacja obiektywizmu. Jedyną, naprawdę wyidealizowaną (i to celowo) postacią w książce jest John Galt. Nie będę przytaczać przykładów, warto do zapisków Rand zajrzeć.

    która, nawiasem mówiąc, będąc sztandarową obiektywistką, nie stroniła od amfetaminy

    A przepraszam, co to ma do rzeczy?

    Dagny Taggart, projekcja autorki, obraz idealnej kobiety-obiektywistki [...] nie można jednak twierdzić, że światopogląd Rand jest przeciwny przemocy, jako odnoszący się do wzniosłego ideału rozumu (który zresztą poniekąd definiuje na nowo).

    No to niby dlaczego Galt twierdził, że jest jego największym wrogiem skoro niby była obrazem kobiety idealnej? Odpowiem: na gruncie obiektywizmu nie była. Mówi o tym przedmowa do powieści...

    • Upvote 1
  3. @ Knight Martius - fakt, zapędziłem się trochę z tą definicją. Poprawione. Dzięki za bystre oko ;).

    @ Darkstar181 - chyba trochę nie zrozumiałeś przesłania wpisu. Chodzi w nim o to, że z książki robi się synonim mądrości, co nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. Krytykuję w nim nie tych, którzy czytają czytadła, ale z tych, którzy czytają książki na ilość, nie na jakość, tylko po to żeby potem pochwalić się w necie swoim wynikiem i powiedzieć "patrzcie ludzie ile ja czytam, jestem mądrzejszy od tych co nie czytają książek". Poza tym skąd pomysł, że ci co czytają nieambitną literaturę, czytają ją dla siebie, a ten drugi rodzaj na pokaz...

  4. @Nevya

    Trzy strony - przecież to jest tyle co nic

    Dla niektórych trzy strony "Ulissesa" to już jakby górę przenieśli wink_prosty.gif.

    @R1P

    Bo to zaraz wychodzi, że tymi ambitnymi tekstami są tylko podręczniki i encyklopedie, bo przecież jakakolwiek proza i fikcja literacka nawet jeśli powszechnie uznana za arcydzieło literatury światowej raczej nie rozwinie mnie bardziej niż równie fikcyjne dzieło z gatunku fantasy.

    Nope, nie zgadzam się. Poza tym czytanie klasyki to też po części kształcenie się w kwestii epok literackich czy poznawanie dzieł, które później wpływały inspirująco na innych pisarzy. Takie książki zapewniają obycie w literaturze, a fikcyjne dzieła fantasy dość często - choć nie mówię, że zawsze - zakładają, że ważna jest fabuła i tyle. Przez to wiele książek z gatunku nie oferuje wiele od strony literackiej, a to przecież szalenie ważne zagadnienie. Bo dobrą fabułę może zaoferować też film. Ja natomiast kiedy sięgam po książkę, wymagam od niej czegoś, czego mogę spodziewać się tylko po książce.

    Osobiście nie lubię, gdy ludzie nie czytający straszne żachają się, że czytanie zwykłej beletrystyki wcale nie sprawia, że człowiek coś zyskuje

    A widzisz, i tu masz tekst inny - 2,5 strony narzekań człowieka, który beletrystykę czyta i to w dość sporych ilościach... na rekord w żadnym razie nie idę, ale...

    @nortlaf

    Prawdę mówiąc wypożyczanie książek z biblioteki jest już piractwem. Po podstawowym argumentem stosowanym przeciwko piractwie, jest "żeby twórca mógł zarobić". A ile kasy rocznie tracą przeze mnie autorzy książek? I to legalnie.

    Kurcze, mniej fajne od piractwa jest dla mnie to, że autorzy dostają za jeden sprzedany egzemplarz swojej książki coś około 2-3 złotych. Rozumiem, że wydawnictwo daje papier, płaci za wydrukowanie i dystrybucję. Z drugiej strony jednak bez tego autora to tym papierem by się mogli co najwyżej podetrzeć.

    @Earendil

    Wszakże książki potrafią zmieniać również przekonania i zawierać idee, a nie wszystkie kształcą "dobrze" np. dzieła Marksa lub ten bełkot w "Mein Kampf", książeczce słabej, acz dosyć ważnej w dziejach.

    Ale wiesz, czytanie "Mein Kampf" ma jednak jakąśtam wartość historyczną. Fakt, bełkot straszny, ale kiedyś było bodajże jakieś polskie, przeredagowane tłumaczenie, w którym wykasowali powtórzenia - było 6 razy krótsze od oryginału. Jeżeli podejdzie się do lektury z odpowiednim przygotowaniem i wiedzą, jakie krzywdy taka "filozofia" spowodowała na świecie, czytanie "MK" może stanowić formę przestrogi. Sam czytywałem choćby fragmenty znalezionej na strychu "Ekonomii Politycznej Socjalizmu" - nie rzecz jasna bezkrytycznie. Takie czytanie kłamstw też ma sens. Pamiętam z resztą jak polonista uzasadnił nam kiedyś dlaczego warto przebrnąć przez "Dziady cz.II" - żeby zobaczyć jakie głupoty wyznawał Mickiewicz (Polska mesjaszem narodów... ta, a szlachta to w ogóle święta była) i podejść do takiej mentalności w sposób krytyczny. I rzecz jasna nie wprowadzać jej w życie, nie zasilać grona zaślepionych patryjotów.

    Jestem świadom, że Krzyżacy nie są ambitni, ale na taki ta książka jest kreowana. Gdy tylko przypomnę sobie w jakich superlatywach ją opisywała moja polonistka, to aż dech zapiera.

    Zależy od nauczyciela, nie każdy jest kłamcą. Miałem akurat takiego, który był szczery i otwarcie nam mówił, jakie lektury są dobre, a jakie omawia się z obowiązku. Dowiedziałem się od niego, że Słowacki prawdobnie był prawiczkiem, że Wyspiański zmarł na syfilis... i miejsca by mi zbrakło na inne ciekawostki. Także polski wcale nie musi być nudny wink_prosty.gif.

    "Lalka" nie jest nudna. To jedna z najlepszych książek jakie czytałem i jedna z moich ulubionych ever.

    Dżiz, przypadkiem zasugerowałem, że "Lalka" jest nudna, błąd w układzie zdań mi się wkradł. Nie uważam wcale, że jest nudna, sam połknąłem ją w jakieś 9 dni mając kryzys jedynie w okolicach Zasławka. Przestawiłem kolejność zdań, teraz powinno być ok.

  5. Po dniu pełnym umysłowej pracy milej jest przeczytać coś przyjemnego, niż katować się "ambitną literaturą" dla zasady - a przecież w życiu nie chodzi o to, by się unieszczęśliwiać.

    Jasne, ale ja wcale nie potępiam czytania nieambitnej literatury. Przeczytałem nowego Wiedźmina, bardzo lubię Władcę Pierścieni, przeczytałem praktycznie wszystkie książki Puza - w 80% też raczej rozrywkowe. Ale po co usprawiedliwiać rozrywkę jakimiś wyższymi celami...

    • Upvote 1
  6. Z doświadczenia wiemy, że niezwykle ciężko stworzyć film nie tylko dobry, ale i zadowalający fanów komiksu ? Marvelowi udało się to kilka razy, przebijając zarobki dużo bardziej poważnego Batmana od Nolana. W tym roku mieli

    Dokładniej to udało im się przebić zarobki Batmana Avengersami. Skąd więc w tekście sformułowanie "kilka razy"?

  7. Zarzucasz grze, że zmusza cię do interaktywności, po to by móc obejrzeć następny filmik, okay, ale w obecnej chwili każda gra to robi,

    Nie zarzucam grze, że zmusza mnie do interakcji, by obejrzeć kolejny filmik. Zarzucam grze, iż interakcje są zaprojektowane tak kiepsko, że zaczynam traktować je jako przeszkodę, stojącą mi na drodze do dalszego poznania fabuły. Dobrze zrobiona gra to taka, w której na równi mam ochotę pograć i nacieszyć się fabułą.

    choćby uwielbiane przez was Call of Duty. Mam wam przypomnieć słynny moment z bodajżę Black Ops, gdzie szczycono się, że cały poziom można przejść bez jednego wystrzału? Ponieważ co kilka kroków to cutscenka ? NA tle takich "gwiazd" LA Noir nie wypada aż tak źle. Choć faktycznie, te przesłuchiwania mogłyby mieć większy wpływ na świat gry...

    Po pierwsze mylisz pojęcia. Nie krytykuję L.A. Noire za to, że za mało w niej gry, a za to, że te growe elementy ewidentnie odstają jakością od fabuły.

    Po drugie, argument o Call of Duty jest jednak poniżej pewnego poziomu, jaki lubię w dyskusjach i mam aż trzy powody, żeby tak go odbierać:

    1.Wystosowanie go pod adresem człowieka, który identyfikuje się z obozem przeciwników gry od Acti jest zwyczajnie śmieszne.

    2. Komentowany przez Ciebie tekst dotyczy wyłącznie L.A. Noire, nie jest natomiast próbą pokazania wyższości Call of Duty nad grą od Team Bondi.

    3. Call of Duty z założenia ma być hamburgerem dla mas, powinno być więc oceniane pod względem tego czy jest dobrym hamburgerem czy jednak zapleśniałym. L.A. Noire chce być natomiast świeżym, ekskluzywnym daniem, powinno się je zatem oceniać według tego jak sprawdza się w roli świeżego, ekskluzywnego dania. Nie zaś hamburgera.

  8. Poza tym w Darkness II brakowało mi rozbudowania kilku wątków - dziwaczna relacja z Darklingiem, mało wspominek o ojcu Jackiego czy niemalże kompletny (nie licząc artefaktów) brak zaplecza fabularnego dla Bractwa. Z chęcią poznałbym nieco więcej tej historii

    Przypominam o rzymskiej dwójce w tytule. Jest ona odpowiedzią na wszystkie pytania.

  9. Taki Hard Reset dał mi 11 godzin zabawy, a Shadow Warrior 17, więc różnica jest całkiem spora, a gry wszakże podobne.

    Porównywać dwa fabularne szroty do narracyjnego dzieła sztuki? lolnope...

    A teraz się zastanów jak na jakość narracji w The Darkness II wpłynęłoby sztuczne wypchanie gry. Mamy już znakomity przykład gry, którą takie zabiegi zamordowały - Alan Wake.

    • Upvote 1
  10. Największym niedopatrzeniem ze strony twórców jest? długość kampanii single ? zaledwie 5 godzin to akurat tyle, by człowiek zaczął się poważnie wciągać, a tu nagle koniec.

    imo jedna z najgłupszych wad, jakie da się grze wytknąć w recenzji. Owszem, The Darkess II mogło trwać w singlu i 15 godzin. Można było wydłużyć kampanię trzykrotnie, porozciągać strzelaniny, dorzucić więcej przeciwników, powydłużać korytarze, wrzucić dodatkowe zwroty akcji i ogólnie zrobić z tego telenowelę. Pytanie tylko czy wpłynęłoby to na grę odpowiednio... Gry to nie jest do cholery salceson, żeby tanio kupić i dużo zeżreć tylko rozgrywka. Bardziej opłaca się zapłacić za 5 godzin zabawy, niż za 15 godzin nudów.

    • Upvote 1
  11. To chyba jest na razie wiadomość miesiąca. Pismo które czytały ludziki kiedy komputer w naszym kraju był czymś w rodzaju zakazanego owocu, WRACA!

    Nie, mylisz się okrutnie. Powstaje nowe pismo, które nazywa się dokładnie tak samo jak Secret Service, ale zapewne nie ma z nim nic wspólnego.

    • Upvote 2
  12. Jedynka jest zwyczajnie słaba, co do dwójki jeszcze się muszę przekonać.

    Jak dla mnie jedynka była generalnie lepsza od dwójki pod względem fabuły. Dwójka ma za to totalnie skopaną historię i całkiem przyjemny gameplay - takie typowe gry-siódemeczki...

    uważam, że to kawał dorosłych i oryginalnych erpegów

    O gustach się nie dyskutuje, ale tak mnie zaciekawiło to zdanie - co generalnie jest w nich takiego oryginalnego i dorosłego? W jaki sposób obie te gry wpłynęły na gatunek RPG? Bo raczej czerpały z dorobku istniejących już produkcji - i książkowej licencji - niż kreowały coś faktycznie świeżego...

×
×
  • Utwórz nowe...