Kratos zakonnikiem ? recenzja ?Castlevania: Lords of Shadow Ultimate Edition"
Castlevania: Lords of Shadow Ultimate Edition
Studio: MercurySteam
Gatunek: God of War
Czy wspominałem już, że nie należę do szczęśliwej kasty graczy, którzy grają zarówno na konsolach jak i na komputerach? Podejrzewam, że owszem ? na całe szczęście dwa lata temu udało mi się skombinować domowe PS3, dla którego wcześniej byłem w stanie spieniężyć swój komputer i cały dorobek gier pudełkowych. Powód był jeden ? God of War. Cóż to była za przyjemność, rozerwać na strzępy cały Olimp, a następnie wpaść po szyję do groteskowego świata Bayonetty. Niestety konsola oddaliła się na czas nieokreślony, a mi pozostał ograniczony wybór gier ?kratosopodobnych? ? Castlevania: Lords of Shadow? była jedną z nich.
Dzięki temu bydlakowi przerwałem grę na pół roku
W sumie to nie mam pojęcia, jak się ów gatunek growy nazywa ? TPP hack?n?slash? TPP Brawler? Najszybciej chyba rzec ?to jest jak God of War? ? każdy skojarzy. O nowej ?Castlevanii? słyszałem sporo dobrego, zapewne dlatego, że zaskoczyła wszystkich dobrym wykonaniem (bądź zerżnięciem z przygód Kratosa, jak kto woli), co ostatnio rzadko zdarzało się w przypadku gier z serii Castlevania. Seria ta jest dla mnie równie czarną magią, co np. gry z serii Spyro, na dodatek wierni fani krzyczeli tak głośno, że w mig zorientowałem się czym ?Lords of Shadow? nie jest. A nie jest grą o podróży przez ogromny zamek, polegającej na tłuczeniu odradzających się stworów i zjadaniu kurczaków wmurowanych w ściany. Co nieco z owej serii zostało, lecz zacznijmy od wprowadzenia fabularnego, które serwuje nam nie kto inny, a Patrick ?Pickard? Stewart. Właściwie jego głos.
Zagadki rzadko kiedy są aż tak łatwe
Nasz protagonista ma na imię Gabriel i jest członkiem Bractwa, stojącego na straży równowagi pomiędzy dobrem i złem na świecie (przynajmniej tak mi się wydaje ? niewiele dowiadujemy się o samym Bractwie). Razem z resztą braci musi bronić ludzi przed zakusami złych sił, a że ostatnimi czasy potężni Władcy Cieni (spolszczenie moje?) znacząco urośli w siłę ? roboty jest dość. Ofiarą złego padła również żona Gabriela, co zmotywowało go do wyruszenia w podróż, której celem jest ostateczne starcie z powierzchni ziemi tytułowych Władców, przy okazji mordując wszystko co złe (i nie) po drodze. Razem z naszym żądnym krwi zakonnikiem (i Patrickiem Stewartem w roli jego towarzysza Zobeka, robiącym za naszego narratora w ekranach ładowania) wyruszymy w trwające XII rozdziałów wojaże (+ 2 rozdziały dodatkowe) poprzez świat Wilkołaków, Wampirów i Nieumarłych.
They see me ridin' they dyin'
Z jednej strony fabuła ?Lords of Shadow? wydaje się być niezmiernie schematyczna i pompatyczna ? oto bohaterski zakonnik staje naprzeciw złu całego świata i zamierza przyjąć wszystkich na klatę, byleby tylko pomścić swą ukochaną. Sprawa brzmi prosto i klarownie, z miejsca osobiście dopisałbym na kolanie zaplecze fabularne, traktujące o romantycznych porywach naszego bohatera, gdy akurat nie wbijał swego krucyfiksu w pierś jakiejś maszkary, ale na całe szczęście scenarzyści MercurySteam postanowili nieco bardziej się wysilić ? dali nam opowieść ze zwrotami akcji. Pierwszą nowinką jest fakt, że Gabriela nie napędza wyłącznie żądza zemsty ? według dawnej legendy Władcy Cieni mają w posiadaniu trzy części potężnego artefaktu, mogącego przywrócić zmarłych do życia, dlatego też nasz bohater ma ochotę wytłuc posiadaczy i zabrać im potrzebne elementy, do czego zresztą zachęca go towarzysz. Z czasem zaczyna się robić coraz ciekawiej, gdy tylko w nasze ręce trafia zdolność korzystania z magii Światła i Chaosu ? bohater nie jest pewien, czy zdoła utrzymać w ryzach taką potęgę, bowiem nadmiar chaotycznej mocy zmienia duszę człowieka, a on pragnie pozostać ?tym, co serce ma czyste jak łza?. Wewnętrzne rozterki bohatera nasilają się, gdy tylko przydarza mu się pewne dziwaczna ułuda, w całą sprawę miesza się starożytne bóstwo ? Pan, a potyczka z pierwszym z Władców rzuca na naszą podróż kompletnie nowe ? i dosyć gorzkie ? światło. Nie jestem może zachwycony fabułą, ale utrzymywała mnie w zaciekawieniu.
Bossowie często giną w sposób bardzo efektowny
Być może gra ta nie błyszczy pod względem fabularnym, ale jej prawdziwy blask ujawnia się, gdy tylko do tego świata trafiamy ? scenarzyści czerpali pełnymi garściami z dorobku kulturalnego człowieka, wsadzając do swej gry elementy z niemal każdego zakątka świata, tworząc istną międzynarodową wystawę koszmarów i legend ? nawet nie potrzebowałbym fabuły, by czuć się zachęconym do zwiedzania tego świata. Po pierwsze ? każdy z odwiedzonych światów znacząco różni się od pozostałych, tak otoczeniem, jak i bestiariuszem. Wyróżnić możemy trzy światy: Wilkołaków -wieś w środku lasu, dzika puszcza, bagna, stare ruiny, oparte na legendzie o Atlantydzie, czyli mieście mędrców, zniszczonego w trakcie kataklizmu. pozostały po nim jedynie giganty obronne i tajemnicza technologia. Wampirów ? pogrążone w śniegu miasteczko, katakumby, ponura twierdza i przerażający Zamek Carmilli, pełen dziwacznych mechanizmów autorstwa Frankensteina. Nieumarłych ? spowite zieloną mgłą martwe lasy z elementami voodoo, cmentarzysko tytanów i pustkowia, wyglądające jakby były skopiowane z budzących wewnętrzny niepokój dzieł polskiego malarza - Beksińskiego. Na dodatek kilka razy twórcy każą nam zrobić postój w jakimś niecodziennym (lecz opanowanym przez zło, a jakże) miejscu ? trafiamy chociażby do samotnej twierdzy na skale, w którym zadomowił się ogromny Ogr oraz przeklęta królowa kruków, czy też wykonamy ciekawe zadanie dla Baby Jagi, polegające wpierw na walce z morderczymi strachami na wróble, by następnie zostać pomniejszonym i wejść do najeżonej pułapkami pozytywki w poszukiwaniu błękitnej róży. W pewnym momencie zagramy nawet w wampirze szachy?
Gotyckie katedry zawsze są w cenie
Choć sam wystrój i budowa lokacji jest doskonały ? nie wystarczyłby do zapewniania nam rozrywki przez tą naprawdę długą podróż ? dlatego też niemal każdy świat roi się od wszelkiego tałatajstwa, często odrębnego dla danego poziomu. Wrogów możemy podzielić na kilka rodzajów, odpowiednich dla zwiedzanych przez nas światów ? i tak u wilkołaków walczymy głównie z wilkołakami, u wampirów z wampirami, a u nieumarłych z? gigantycznymi, łażącymi na korzeniowatych odnóżach trumnami? Eee? znaczy z zombiakami. W międzyczasie przyjedzie nam też walczyć z paskudztwem powtarzalnym ? do tej grupki zaliczamy upierdliwe gobliny, małe i duże trolle, impy i nazgule (wyglądają tak samo, więc co za różnica?). Do tego w niektórych miejscach mamy okazję złapać sobie wierzchowca ? wybierać możemy pomiędzy Wargiem, opancerzonym dzikiem, gigantycznym pająkiem czy niemniejszym trollem. Poza oczywistym wykorzystaniem ich do walki, częstokroć jesteśmy zmuszeni do użycia ich, by otworzyć sobie przejście, np. poprzez zaszarżowanie na drzwi dzikiem. Na tym jednak bestiariusz się nie kończy ? czasami walczymy z wybitnie unikatowymi wrogami ? np. podziemne zombie, odrywające sobie głowę, ?one hit ? one kill? zjawy czy Chupacabry. Te ostatnie to prawdziwe utrapienie ? owe paskudne stworki zabierają nam wszystkie moce, a my musimy je odnaleźć i złapać, by je odzyskać, zdarza się to dość często, co jest bardzo typowym wydłużeniem zabawy. Do tego dorzućmy szeroki wybór bossów ? od przeklętej machiny Frankensteina, po demonicznego grabarza ? a otrzymamy grę, w której naprawdę ciężko się nudzić. Warto wspomnieć, że każdy potwór ma osobną kartę w naszej księdze, tam zaś znajdujemy wszystkie jego słabości i bogaty opis pochodzenia, ozdobiony
klimatycznym rysunkiem.
W grze znajdziemy też trochę elementów humorystycznych
A jak wygląda sama walka? Jest ona bardzo podobna do tej znanej z przygód Kratosa ? atak zwykły, obszarowy, blok, skok, chwyt, unik. Oczywiście możemy to wszystko łączyć w dosyć potężne kombosy, odblokowywane za punkty, które z kolei dostajemy w nagrodę za udany mord oraz rozwiązanie zagadki (o nich za moment). Wraz z postępami fabularnymi uzyskujemy kompletnie nowe możliwości, czy to poprzez odnalezienie ulepszenia dla naszego krucyfiksu (który zresztą działa jak ostrza Kratosa), czy poprzez szaber artefaktów po bossach. I tak uzyskujemy zdolność ?potężnego uderzenia? (doskonałe animacje ataków z powietrza), skakania wrogowi za plecy, morderczej szarży, bicia stworów anielskimi skrzydłami, kopania demonów w głowę (z rozpędu) itd. itp. Za zdobyte punkty wykupujemy też coraz to lepsze kombosy, ulepszamy też
nasze posługiwanie się magią światła i chaosu.
Śmiertelny uścisk
I tu się zaczyna robić nieco odmiennie od Kratosa ? tu z potworków nie lecą zielone kulki, a nasz heros nie posiada żadnych napojów leczących, jak więc podreperować drastycznie zmniejszający się pasek życia? Z pomocą przychodzi nam magia światła ? po aktywowaniu jej lewym triggerem każdy cios zadany przez nas kradnie życie wrogowi (najdroższa umiejętność w grze opiera się właśnie na tej mocy ? nasz bohater wpada w szał, zamieniając się w błękitny wir śmierci), natomiast magia chaosu potęguje naszą moc. Obie magie trwają tak długo, jak w odpowiednich kolumnach posiadamy zapas many, manę zaś odnawia się poprzez zostawiane z wrogów złote kule, które trzeba ?wessać? wciskając odpowiedni grzybek na padzie. Jeżeli prowadzimy walkę idealną ? tj. korzystamy z synchronizowanego bloku, kontr i nie dajemy się zadrapać ? ładuje się specjalny pasek, jeżeli zaś uda nam się go zapełnić, wówczas każdy cios wytrąca z wroga dodatkowe złote kule, co znacząco zachęca nas do przemyślanej walki. W trakcie bitwy możemy też korzystać z kilku dodatkowych przedmiotów ? srebrnych sztyletów do rzucania, odciągających uwagę wrogów wróżek, zabójczej wody święconej i uwalniającemu potężnego demona kryształu. Większość z tych przedmiotów ma dodatkowy tryb podczas korzystania z magii (np. sztylety wybuchają). Walkę podsumowałbym stwierdzeniem, że jest nadzwyczaj satysfakcjonująca, choć ani tak brutalna jak Kratosa, ani tak giętka jak Bayonetty. Porządny system, nic więcej.
Carmilla raczej nie należy do zbyt urodziwych
Słówko o grafice ? pomimo odległej o 4 lata premiery gra wygląda zadziwiająco dobrze. Świeżość zachował doskonały projekt przeciwników i zapierający dech w piersiach świat, korzystający z dobrodziejstw dynamicznej kamery, czasem oddalającej się, a czasem przybliżającej. Co prawda świat nieumarłych staje się z czasem dość nudny i pusty, lecz podejrzewam, że stworzono go tak specjalnie. Walka wygląda płynnie i dynamicznie, zwłaszcza bardziej skomplikowane ataki robią potężne wrażenie swoim wpływem na otoczenie (podnoszące się chmury kurzu, płomienna burza itd.). Ciekawostką jest również fakt, że znamienita część cutscenek została stworzona w stylu CGI, na dodatek świetnie je wyreżyserowano, choć miejscami trochę szkoda, że ich poskąpiono (patrz. ostatnia walka). Poprawnie skomponowano ścieżkę dźwiękową ? takie typowo podniosłe tony, raczej niezapadające w pamięć.
Podobnie jak i baba jaga
Zanim przejdziemy do rzeczy złych ? chciałbym rzec słówko o dodatkach. Edycja komputerowa zawiera w sobie dwa dodatki (Reveire i Ressurection), dotyczące wydarzeń po zakończeniu podstawki. Pierwszy z nich to podróż po znanym już zamku Carmilli, ręka w rękę z wampirzym dzieckiem ? coś złego budzi się pod zamkiem i Gabriel musi to powstrzymać. Drugi dodatek to sama walka w więzieniu tego ?czegoś?, co zresztą okazuje się być ?Starszym? z prozy Lovecrafta. Oba dodatki są raczej biedne, z czego pierwszy cierpi na nadmiar zagadek, a drugi ? elementów platformowych. Zamieniono też wstawki CGI na komiksowe plansze, podobne do tych z
?Wiedźmina 2?.
Dlaczego nigdzie nie ma screenów z walki? Bo na padzie nie ma F12
A właśnie ? elementy platformowe i zagadki. Jak na grę z serii ?Castlevania? przystało ? często musimy wykazać się refleksem, nabytym podczas podróżowania wraz z Raymanem. Gabriel może skakać i korzystać z krucyfiksu, by łapać się pewnych części ścian, wiele razy musimy też łazić zaczepiając się o szpary i krawędzie murów, niczym jakiś średniowieczny książę Persji ? część z tych zabaw pozwala nieco ochłodzić emocje, część doprowadza do białej gorączki (pozytywka Baby Jagi, jezioro lawy w DLC), na całe szczęście kamera dobrze się sprawuje. Przechodząc do zagadek warto wspomnieć, że wszystkie możemy pominąć, uzyskując pisemne rozwiązanie logicznej przeszkadzajki. Znacznie częściej trafiamy na problemy typu ?układanka? niźli ciekawostki, aczkolwiek zdarzają się perełki, jak choćby wspomniane wampirze szachy, które na dodatek możemy rozegrać ze znajomym! Innym ciekawym bonusem do wykupienia za uciułane
punkty są artworki ? prawdziwa masa i większość jest przepiękna.
Ach ten szatan
Pora na kości złości! Po pierwsze ? ta gra wymusiła na mnie zakup pada i zaopatrzenie się w symulator kontrolera do Xboxa360, bo sama nie wykrywa podłączonego urządzenia. Z początku radziłem sobie klawiaturą i myszką, ale w pewnym momencie (podczas walki z bossem) musimy zakręcić koło na klawiaturze, co oznacza błyskawiczne naciśnięcie kombinacji W-D-S-A-W! Chyba nie muszę rzec, że jest to niemal niemożliwe? Na dodatek blokowanie jest w bardzo odległym miejscu, więc przerzucenie się na pada było prawdziwą rozkoszą. Kolejną bolączką jest upierdliwa budowa lokacji ? przechodząc od ?pokoju? do ?pokoju? całkowicie blokujemy sobie możliwość powrotu, co oznacza, że jeżeli do wyboru mamy dwie drogi ? w tym jedna prowadząca do trupa z klejnotem (w trakcie gry zbieramy trójkolorowe klejnoty, przedłużające nasze słupki życia, magii światła i magii chaosu) ? nie możemy się cofnąć. Owszem, można (i warto, ze względu na system Trial, polegający na dodatkowym wyzwaniu na każdej mapie, np. zabij ileś goblinów itp.) wracać do raz odwiedzonych lokacji, ale nie zawsze chce się to robić w środku podróży. Kolejny problem ? port PC, i dotyczy to głównie sterowania. Otóż jeżeli nie gra się na padzie, to gra cierpi na koszmarny lag sterowania ? nie możemy przerwać wystukanych wcześniej ataków. Jedynym ratunkiem jest obniżenie grafiki niemal do minimum i zlikwidowanie całego dźwięku! Przerzucenie się na pada naprawia wszystko?
I'm gonna kill that
Do zarzucenia mam jeszcze sporo ? choćby dosyć głupie pojedynki z kolosalnymi bossami ? ale nie liczy się to aż tak bardzo, zważywszy na czas, który w grze spędziłem: 25 godzin! To tyle, ile zaoferował mi Deus Ex: HR przy jednym podejściu! Jeszcze lepiej, że gra niemal nieustannie oferuje nam coś nowego, przerzuca do innych światów, odblokowuje nowe moce itd. Do gry chce się wracać, a jeżeli na dodatek macie ochotę odblokowania absolutnie wszystkiego ? możecie spędzić tam nawet 70 godzin, rączą rzezając wraże hordy paskudztwa. ?Castlevania: Lords of Shadow UE? zapewniła mi masę zabawy, oferując przeżycie niemal tak przyjemne, jak trzeci ?God of War?? Kalka? Owszem, ale zrobiona z pomysłem i zacięciem. Polecam!
Ocena: 9
Plusy:
+ Zadowalający system walki
+ Cios rękawicą z góry powala nie tylko wrogów
+ Świetna grafika
+ Projekt artystyczny poziomów
+ Przebogaty bestiariusz
+ Wampirze szachy
+ Patrick Stewart w obsadzie
+ Gabriel ma głos Roberta Carlyle (Begbie z ?Trainspotting?!)
+ Ogromny i bogaty świat
+ Fabuła jest całkiem niezła
+ Bardzo filmowa akcja
+ Grafika
+ Setki nawiązań do dorobku kulturalnego (np. jeden z dowódców Carmilli ma na imię Orlok ? czyli tak samo, jak wampir z kultowego ?Nosferatu: Symfonia grozy? z 1918 roku)
+ Wygląda i gra się jak w egranizację ?Van Helsinga? z Hughem Jackmanem (a nawet lepiej)
+ Nie nudzi
+ Kupiłem dla niej pada, więc będę mógł zagrać w Metal Gear Rising: Revengance
Minusy:
- To nie Castlevania
- To właściwie kalka ?God of War?
- Fabuła ma przebłyski, ale z tego nie korzysta
- Kiepskie i irytujące DLC
- Skopany port PC
- Musiałem kupić pada
- Muzyka nie powala
- Częste QTE
Zwiastun
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze