Powrót króla
Panie Andrzeju, Pan się nie boi...
Są takie książki, które nie tyle zapadają w pamięć, co wręcz budują człowieka. Konstruują osobowość, zmieniają światopogląd. Wyrastający z gałęzi rozrywkowej, pięcioksiąg Sapkowskiego o Wiedźminie, pięć razy dał mi w pysk. Dołożył też kilka kopniaków, a jakże. W samo serce. Przeczytałem całość dwa, trzy razy, nieodmiennie podekscytowany, usatysfakcjonowany. Maestria, z jedną, acz bolesną łyżką dziegciu - kaprawe, nieudolne, słabe zakończenie. Nie ma co się mitygować, pochwaliłem pod niebiosa, to i przyłożę raz, a dobrze. Zakończenie jest głupie, nieklimatyczne, aż zęby bolą. Kolejne dokonania mistrza Andrzeja nigdy nie zbliżyły się nawet do poziomu pięcioksięgu. Trylogia husycka - im dalej w las tym gorzej (Jak mawiał Paweł Suwała: "Za dużo Sapkowskiego w Sapkowskim"), Żmija, a i owszem niezła broszura, ale bez przejawów boskości, wszystko to spowodowało, że w moim osobistym rankingu gwiazda Andrzeja nieco przygasła. Do tego arogancja, wszechobecna łacina, brak szacunku dla fanów, pijaństwo. Czyżby Sapkowski skończył się na Kill'em all? Aż tu nagle, BUM! Powstaje nowy wolumin ze świata Wiedźmina. Początkowo miała to być opowieść z nieznanymi postaciami, bez Białego Wilka.
I tu pierwsze zaskoczenie. Jednak bohaterem jest, a jakże, Geralt. Oczekiwania wzrosły. Wielu miesza tę książkę z błotem, wyśmiewa Sapka, obrzucają kamieniami dawnego mistrza, twierdząc, że napisał "Sezon Burz" tylko dla kasy. Ten ostatni argument łatwo obalić. A kto nie potrzebuje pieniędzy? Zawód pisarza determinuje PISANIE książek. Na dobre i na złe. Moja początkowa euforia spowodowana powrotem Geralta, szybko została zduszona przez nieoryginalny, mierny początek powieści. Ponownie "za dużo Sapkowskiego w Sapkowskim". Biały Wilk przekształcił się w erudytę, zrobił nieco gapowaty (Ukradli mu miecze, doprawdy?!), nauczył kilku łacino - podobnych słów. Nie zrozumcie mnie źle, Gwynbleid zawsze potrafił filozofować na najwyższym poziomie, ale tym razem brzmi bardziej jak uczony z nosem w książkach, niż zabójca potworów, wymachujący mieczem. No błagam. Cała książka jest paskudnie nierówna. Andrzej wciąż dzierży pas mistrza zdania kończącego, potrafi spowodować opad szczęki, szeroki uśmiech, parsknięcie, daje radość. Wzbudza podziw. A potem serwuje gówniany monolog głównego antagonisty na temat jego motywacji do działania bla bla bla. Następnie rozdział mistrzowski, potem kolejny crap. Większość postaci jest ciekawa, choć mamy i kilka klisz. Nie chcę zdradzać fabuły, gdyż mimo wszystko warto przeczytać "Sezon Burz". Tak, oceniam książkę pozytywnie. Takie mocne 7/10. Dobra ocena dla jakiejkolwiek powieści. Słaba metryczka dla Wiedźmina. Najgorsze jest to, iż o ile końcówka jest naprawdę niezła i emocjonująca, to sam koniec znów okazuje się POTWORNIE słaby. Nieklimatyczny, nędzny twist na siłę. Cóż, trudno się pisze restart serii, gdy powstały dwie wspaniałe gry, kontynuujące w sposób klimatyczny sagę o Geralcie. Zignorować? Nawiązać? Zrobił jeszcze inaczej. Napisał swoisty Prequel. Pozostaje mieć nadzieję, że ten najtrudniejszy fundament powstał. Czekamy na więcej, Panie Andrzeju. Nie jest źle, ale nie da się ukryć, że mogłoby być zdecydowanie lepiej...
18 komentarzy
Rekomendowane komentarze