Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Książki ogólnie

Polecane posty

Ja będę pisał nietypowo, bo z mało poważnie traktowanego na forum Warhammera Fantasy i Warhammera 40,000. Konkretnie to przedstawię dwie pozycje, które z pewnych względów uznałem za godne uwagi.

"Malleus" Dana Abnetta - książka stanowi drugi tom trylogii Eisenhorna, który jest inkwizytorem. Tyle słowem wstępu. Mam wrażenie, że sam autor mógł się postarać wszystko opisać lepiej. Ewentualnie to tłumacz coś spaprał, bo treść nie jest przesadnie pociągająca, a dialogi widziałem o wiele lepsze w innych książkach. Dlaczego jednak zdecydowałem się o niej napisać? Bo pomimo kiepskiej narracji - facet powinien się od Andre Norton uczyć - porusza się szereg zmuszających do myślenia tematów z rodzaju "gdy uznają cię za wroga nie masz już powodu, żeby się tym wrogiem nie stać" albo "żeby pokonać wroga należy wykorzystać jego broń przeciwko niemu samemu" i "poznaj swojego wroga zbyt dobrze, a zostaniesz tym wrogiem". Uważam, że książka zasługuje na 5+/10. Da się to przeczytać bez bólu zębów, ale osobom nie przepadającym za science fiction, cyberpunkiem i Warhammerem 40,000 odradzam.

"Wewnętrzny wróg" Richarda Lee Bayersa - bardzo ciekawa rzecz. Mamy człowieka, który został zmuszony do infiltracji kultu Chaosu. Akcja jest całkiem nieźle skręcona, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że nie raz i nie dwa może kogoś zaskoczyć. W sumie do książki nie mam żadnych zarzutów: dialogi są na poziomie, narracja pokazuje odkształcający się pogląd bohatera, fabuła jest porządna i kończy się wdzięcznie. Zwłaszcza interesujący jest wątek, że nawet człowiek chcący zniszczyć jakiś kult z biegiem czasu zostaje prawie że pełnoprawnym członkiem tego kultu ze wszystkimi tego konsekwencjami. W sumie to dosyć ironiczne. Polecam. 9/10. Nie tylko dla fanów Warhammera Fantasy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha! Mam Wiedźmena od 2 do 5 części + Coś się kończy, coś zaczyna.

Adam___R

Malowanego Człeka też mam za sobą, co do Lema mam takie samo zdanie jak Ty ;p Solaris mnie usypiało przez 50-60 stron teraz już lepiej ;d

Może Ty coś wiesz o III tomie człeka?

Ależ wiem i to nawet sporo. Polecam odwiedzić stronę Petera Bretta:

http://www.petervbrett.com/

tam nieco dowiesz się o 2 części (tak, drugiej, bo pierwsze dwie w Polsce to jeden tom podzielony na 2 księgi), polecam wstukać w Google "Peter Brett Desert spear" - coś powinieneś znaleźć (oczywiście po angielsku, po polsku raczej nic nie znajdziesz, nawet wpisując spolszczony tytuł). Poniżej okładka:

desert_spear_cover_sm.jpg

I nadal apeluję z prośbą o pomoc:

Przeczytałem Wiedźmina, Malowanego człowieka - wszystkie książki dla mnie rewelacyjne i upatrzyłem teraz: "Głową w mur" Rafała W. Orkana oraz "Mroczny zbawiciel" Miroslava Zambocha. Co myślicie o tych książkach? Warto? Jeśli nie, to co?

/edit/

dodam, że lubuję gł. w sci-fi i fantasy, pod warunkiem, że nie będzie to jakiś bardzo bajkowy/fantazyjny świat. Lem odpada, jakoś nie mogę go czytać mimo wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

Ja ostatnio przeczytałem sagę o Wiedźminie :) (7 tomów) . Naprawdę świetna i polecam każdemu, nawet tym którzy jeszcze nie odkryli w sobie fana fantasy :)

Wiem co mówię - mój ojciec się wciągnął hehe

Przed Wiedźminem przeczytałem Trylogię Czarnego Maga, bardzo przyjemna opowieść, również polecam. Niestety nie posiadam jeszcze prequela ,,Uczennica Maga'' - podobno nie jest tak dobra no ale nie ma co opierać się na opiniach innych czytelników :P Sam przeczytam i będę wiedział czy dobra czy nie :)

Na pewno zakupię - ale jeszcze nie teraz.

Kilka dni temu będąc w pewnym sklepie :P przyciągnęła moją uwagę książka pt. ,,Czarna Ikona'' po przeczytaniu recenzji wiedziałem że muszę ją mieć (gildia złodziei, magowie ? to coś dla mnie :) ) Jestem w połowie pierwszego tomu i nie żałuję wydanych pieniędzy.

Na koniec dodam że kiedyś nabyłem tytuł ,,Uczeń Skrytobójcy'' i muszę powiedzieć że bardzo ciężko mi się czytało i jakos mnie nie wciągnęło... może kiedyś :)

Jeżeli znacie tytuły związane z mrocznym światkiem gildii złodziei, skrytobójców itp. to proszę o informację (tylko fantasy :) )

Pozdrawiam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja polecę coś z innej półki. :) Jeśli ktoś chce być przyszłym hakerem lub(to niby ważniejsze XD ) ma dużą firmę i chce zadbać o jej bezpieczeństwo to polecam dwie książki jednego autora. :) Tym autorem jest Kevin Mittnick i napisał dwie bardzo fajne książki: "Sztuka podstępu" i "Sztuka Infiltracji". Obie książki są poświęcone włamaniom nie za pośrednictwem super zaawansowanych programów a za pomocą zwykłej prośby o hasło. Tak w skrócie. A tak naprawdę to książki przedstawiają pełno prawdziwych akcji socjotechnicznych które właśnie polegały na prośbie o hasło :) Polecam wszystkim

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje oko kusi ostatnio inny tytuł, mianowicie "Zwiadowcy Gorlanu". Czy ktoś już to czytał? Bo na okładce chwalą się wielotygodniowym bestsellerem New York Times'a bodajże. No ale "Eragon" też takim bestsellerem był, a jakiej jest jakości wiedzą chyba wszyscy. Więc wolałbym zasięgnąć opinii tych, którzy się już ze "Zwiadowcami" zapoznali.

Swoją drogą: ostatnio skończyłem czytać "Lśnienie". Jakoś wcześniej mnie ominęła zarówno książka jak i filmy, więc była to dla mnie nowość. Książka jest dobra i nieźle się ją czyta jednak... jest wg mnie zbyt przewidywalna. Od początku wiadomo o co chodzi z wizjami Danny'ego więc po prostu czekałem kiedy się to zdarzy. Nie wiadomo jedynie było

kto i czy w ogóle przeżyje

jednak i tutaj nic mnie nie zaskoczyło. Spodziewałem się czegoś więcej, ale kasy wydanej na ten tytuł nie żałuję.

Teraz zamierzam się na "Miasteczko Salem", podobno jedna z najlepszych książek Kinga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę tu o wiedźminie i moich przemyśleniach o nim. Dwa opowiadania (ostatnie życzenie, miecz przeznaczenia) to gratka dla "wiedźminiaków" przepadających za wiedźminem znanym z gry komputerowej (ja przeczytałem książki przed zagraniem w grę), czyli polowania na potwory, ochrona kodeksem, nie ingerencja w politykę. Jednak saga zaprzecza temu wszystkiemu i robi na odwrót. Jako fan "tradycyjnej wiedźminki" ciężko mi było kiedy

wiedźmin rezygnował z kodeksu, wtrącał się do polityki, czy nie dbał o swój medalion który został zniszczony, a kiedy w piątej część zniszczył swój miecz miałem ochotę porwać książkę i wyrzucić poprzednie księgi na szczęście z tym mieczem to była iluzja

:).

PS. To taka moja refleksja czyli: dzieciaka, nerwusa, beztalencia czy jak już tam wolicie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co do tej pory pamiętam bo Sagę czytałem kilka lat temu (przymierzam się do powtórki) to

żaden wiedźmiński kodeks nigdy nie istniał. Geralt po prostu posługiwał się nim jako wymówką kiedy było to dla niego wygodne. Żył wg własnych przekonań, więc mieszał się tam gdzie chciał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja natomiast właśnie ukończyłem "Roland Mroczna Wieża I" Stephena Kinga, pierwszą część wspomnianej Mrocznej Wieży...

Było to moje pierwsze starcie się z tym autorem, nie wiedziałem czy ta właśnie saga będzie najlepsza na sam początek, ale będąc w empiku coś mnie natknęło żeby tą pozycję nabyć...

I w żadnym wypadku nie żałuję, King naprawdę bardzo dobrze pisze, jak wspomniał w przedmowie pierwsza część Mrocznej Wieży jest najtrudniejsza ze wszystkich i czyta się ją najciężej, z dalszymi książkami jest już coraz lepiej...

Naprawdę spodobała mi się historia Rolanda, fajny pomysł z tym rewolwerowcem i człowiekiem w czerni, ale nie mogę się już doczekać II części w której

Roland przejdzie przez drzwi do XX wieku a mianowicie do Nowego Jorku aby powołać trzy osoby, jestem bardzo ciekawy jakie one odegrają rolę w Jego życiu i jak nastąpi to zderzenie pokoleń i światów...

I ta saga popchnęła mnie do tego, że zaraz po niej zabiorę się za kolejne już samodzielne książki Kinga, zacznę oczywiście od "Miasteczka Salem" ;)

Mam jeszcze jedno do Was pytanie, czytał ktoś może książkę "Blizna" autobiografię lidera zespołu RHCP Anthonego Kiedisa???

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli zbliżam się do końca dostępnych dla mnie części kolekcji lemowskiej :pinch: Jakoś będzie trzeba zdobyć pozostałe... Choć na brak innych lektur nie narzekam. Do rzeczy jednak...

Stanisław Lem Powrót z Gwiazd

(Tom 11 kolekcji Gazety Wyborczej)

powrot.th.jpg

Lem nie zawodzi. Może i motyw zderzenia kulturowo-społecznego nie jest zbyt oryginalny sam w sobie, ale Lem wyciska z niego bardzo wiele czytelnicznego miodu. W książce poznajemy perypetie Hala Bregga, który wraca z gwiazd do kilku latach jego podróży oraz 127 latach ziemskich... I co tu dużo mówić - początkowo gubi się w nowym świecie. Co dalej się dzieje, przekonacie się - mam nadzieję - sami. A przekonać się warto, bo Lem prezentuje całą plejadę ciekawych pomysłów oraz przemyśleń. Czy człowiek po takich przejściach powinien uciec od świata i żyć izolując się w przeszłości, czy może spróbować życia w nowych warunkach? Czy w ogóle taki 'neandertalczyk' może poradzić sobie w takim świecie? Jednym z głównych elementów książki jest tzw. betryzacja... Ciekaw jestem co na jej temat sądzą osoby, które przeczytały książkę. Jeśli dałoby się wprowadzić takie rozwiązanie, czy poszlibyśmy na takie ustępstwa? Czy warto oddać część ludzkiej natury w imię jej dobra? Po lekturze każdej książki Lema w głowie rodzi się wiele ważnych pytań i za to mu chwała!

Hmmm... A nikt nie czytał książki pt. "Imię Wiatru" niejakiego Patricka Rothfussa?

A czytał, czytał. I to nawet w oryginale, o! :sweat: Nie będę za bardzo rozpisywał - wystarczy wyszukać sobie odpowiedniego posta, wpisując nazwisko autora gdzie trzeba. By nie było wątpliwości - mi się podobało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ooo widze ze ktos tu czyta Lema... Coz ja przeczytalem prawiue wszystkie jego ksiazki z czego najlepsze bylo wg mnie Solaris, Niezwyciezony, Eden, Wizja Lokalna, Opowiesci o pilocie Pirxie, no i oczywiscie Bajki Robotow.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym wiedział, że Wyborcza daje taką serię książkową, to pewnie bym kupił, jako że nie czytałem niestety jeszcze żadnej książki Lema, a chęci dostałem po postach Qbusia. Jak jeszcze będzie coś takiego organizowane w Wyborczej, to dajcie znać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli ktoś szuka ciekawej książki osadzonej w niesztampowym uniwersum, z bardzo zróżnicowanymi bohaterami, napisanej jednocześnie przystępnie i wyszukanie, to radzę zajrzeć do dzieł Marcina Przybyłka, czyli serii Gamedec. Ich głównym bohaterem jest tytułowy detektyw gier, gamedec (od game detective), Torkil Aymore, który żyje z rozwiązywania różnych problemów, jakie spotykają graczy. A że w świecie wykreowanym przez Marcina gry są praktycznie równie realne, co rzeczywistość (swoją drogą łatwo je pomylić), to i zadania Torkila odbiegają od standardowych 'zabij potwora i uratuj królewnę'. Autor łączy ze sobą wątki z baśni, opowieści noir, gier (każdy, kto grał w życiu kilka z nich rozpozna 'gatunek' niektórych światów). Wyobraźcie sobie świat, w którym możecie położyć się na łóżku, wziąć tabletkę, która ureguluje za was metabolizm i zapewni przeżycie nawet na kilka dni, założyć hełm i grać, czuć grę całym ciałem i wszystkimi zmysłami. Taki świat wykreował Marcin Przybyłek, a ten cały czas ewoluuje, autor dodaje do niego elementy, które go rozwijają i logicznie uzupełniają. Po przeczytaniu dwóch tomów jestem pewien, że trzecia książka wyląduje w mojej torbie w ciągu kilku dni, a gdy wyjdzie następna (w okolicach miesiąca) również wybiorę się po nią do księgarni. Polecam

PS. Książki te mają dla nas wszystkich jeszcze jednego plusa: na FA możemy zadać pytanie ich autorowi^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak jeszcze będzie coś takiego organizowane w Wyborczej, to dajcie znać.

Daję znać :thumbsup: Seria jest nadal wydawana. W pierwszym 'rzucie' co dwa tygodnie wydano 16 części, ostatnią był Sknocony Kryminał. Ale teraz seria powróciła - jest znów wydawana, ale w nieregularnych odstępach czasowych. Na stronie GW ciężko znaleźć dobre informacje, dlatego polecam zajrzeć na odpowiednią stronę serwisuLem.pl

Początkowo kupowałem bez przerw, ale nie udało mi się to do końca, więc mam pewne braki w kolekcji. Z czasem może uda mi się je uzupełnić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W książce poznajemy perypetie Hala Bregga, który wraca z gwiazd do kilku latach jego podróży oraz 127 latach ziemskich... I co tu dużo mówić - początkowo gubi się w nowym świecie.

Czytelnik także się gubi. Przynajmniej tak było w moim przypadku, bo zostałem wepchnięty w środek akcji - z odniesieniami do przeszłości w rozmowach bohaterów i bezpośrednio w świecie przyszłości - na dobrą sprawę sytuacja zaczęła mi się klarować w okolicach czytania przez Hala "książek". Wcześniej wszystko było dziwne i obce. Nie podobały mi się jednak rozterki bohatera i jego rozmowy z przyjacielem. O ile zdarzyło mi się czytać książki, w których dzięki pierwszoosobowej narracji identyfikowałem się z bohaterem to tutaj tok myślenia i mówienia Hala był taki, że nieustannie mnie od niego odpychał. Tak jakby bohater nie skupiał się na tym, co jest ważne w danym momencie, tylko tkwił w swoim własnym świecie, mając czytelnika w nosie. Ale to takie moje odczucie.

Czy człowiek po takich przejściach powinien uciec od świata i żyć izolując się w przeszłości, czy może spróbować życia w nowych warunkach? Czy w ogóle taki 'neandertalczyk' może poradzić sobie w takim świecie? Jednym z głównych elementów książki jest tzw. betryzacja...

Od życia jako takiego nie da się uciec. Inna sprawa, że ten człowiek nie był betryzowany, a już w książce była mowa, że osobniki betryzowanie i niebetryzowane miały oddzielne dla siebie rozrywki. I w końcu pokolenie niebetryzowane wymarło. Biorąc na to poprawkę muszę stwierdzić, że człowiek ten siłą rzeczy nie mógłby pasować do tego świata. A kwestia przystosowywania się do nowych warunków jako takich... Trudna sprawa. Być może dałoby się żyć w nowych warunkach, ale musiałby chodzić do czegoś w rodzaju szkoły dla opóźnionych, albo dzieci, bo musiałby poznać od nowa rzeczy, które dzieci poznają od dnia narodzin. Myślę, że jest to możliwe.

Jeśli dałoby się wprowadzić takie rozwiązanie, czy poszlibyśmy na takie ustępstwa? Czy warto oddać część ludzkiej natury w imię jej dobra?

Ile ludzkiej natury trzeba oddać, żeby dalej można było nazwać ją ludzką? I nic nie jest w rzeczywistości niezawodne: jeśli nam zgaśnie światło to może być problem z wieloma rzeczami, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Jeśli nagle siądą roboty operujące pacjentów, a lekarze nie mogą patrzeć na widok krwi to niewesoło widzę przyszłość z takimi ludźmi. Pomijam też, że surowce ziemskie niekoniecznie muszą być nieskończone, a liczba ludności stale się powiększa, więc kolonizacja nowych planet i poszukiwanie nowych złóż niekoniecznie musi być fikcją litercką. A ludzie, którzy są betryzowani są chyba słabsi od niebetryzowanych, bo też znika potrzeba fizycznego kontaktu, zwykłego dotyku, który jest uznawany w książce za afront, więc i z podróżą może być problem, bo "nikt nie lata".

Po lekturze każdej książki Lema w głowie rodzi się wiele ważnych pytań i za to mu chwała!

Widocznie zależy to od czytającego. Lem pisze bardzo specyficznie, ale w moim przypadku nie napisał nic, co skłaniałoby mnie do głębokiej refleksji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początek dworcowo-pociągowy rodzynek. Dlaczego takie określenie? Ponieważ do Kresowych powieści przymierzałem się od dłuższego czasu (słyszałem/czytałem wiele dobrego), a tu nowe wydanie znalazłem przypadkiem w dworcowym kiosku i od razu zakupiłem.

Feliks W. Kres Północna granica

(Tom 1 Księgi Całości)

polnocnagranica.th.jpg

Nie będę się tu silił na wprowadzenie fabuły książki, niech zrobi to za mnie okładkowy blurb:

Na północnych rubieżach Szereru trwa wojna. Tuż za granicą zaczynają się przeklęte ziemie, którymi włada szalony bóg - Aler. Stworzone przezeń dziwne, rozumne stwory - nazywane złotymi i srebrnymi Alerami - wdzierają się w coraz większej sile na terytorium Imperium. Rawat, oficer jazdy Legionu Dartańskiego w niewielkiej stanicy, musi powstrzymać zastępy bestii, mając do dyspozycji jedynie niewielki oddział i kota - zwiadowcę... Mroczny świat Szereru, władany przez tajemniczą potęgę - Szerń, która przybyła znikąd i dała rozum najpierw ludziom, potem kotom i sępom...

Nie wiem, co prawda skąd te sępy, ale co tam... Albo czytałem nie dość uważnie, albo pojawią się w dalszych częściach cyklu. Sam świat Szereru nie wydaj się być też zbyt mroczny - nie jest to co prawda kolorowy światek znany z wielu powieści fantasy, ale do mhroku tu daleko. Za mroczne można uznać, co najwyżej miejsce akcji, czyli tytułową Północną granicę oraz ziemie Alerów. Ale skończmy z tym czepianiem się okładkowych tekstów, bo świat powieści to jeden z jej zdecydowanych plusów. Na ten plusik składają się między innymi sama Szerń oraz Alerowie, którzy są dość oryginalnymi przeciwnikami. Kolejny plus należy się za język, którym autor posługuje się bardzo sprawnie, a na dodatek tworzy za jego pomocą ciekawe postaci. Dowódcy nie są nieomylnie, bohaterowie pozbawieni wad, a czasem bywają po prostu głupi. Nie czytałem co prawda (jeszcze!) następnych części, ale odnoszę wrażenie, że Północna Granica jest bardzo dobrym wprowadzeniem do tego świata, w którym będzie czekało mnie wiele przygód.

A że 22 maja wychodzi reedycja Króla Bezmiarów... Niedługo wrócę do świata Szerni.

Czytelnik także się gubi. Przynajmniej tak było w moim przypadku, bo zostałem wepchnięty w środek akcji - z odniesieniami do przeszłości w rozmowach bohaterów i bezpośrednio w świecie przyszłości - na dobrą sprawę sytuacja zaczęła mi się klarować w okolicach czytania przez Hala "książek". Wcześniej wszystko było dziwne i obce.

Nie mogę mieć w tym zakresie pewności, ale przypuszczam, że taki mógł być zamiar autora. Ja czułem się podobnie. Gdy Bregg dostał się na ten kosmiczny dworzec i wędruje po tych wszystkich platformach, windach i przenośnikach, momentami nie wiedziałem co, gdzie i jak. Jeśli był to zamierzony zabieg, to najwidoczniej się udał. Pozostaje tylko ocenić, czy był potrzebny, czy można było sobie darować. Mnie to irytowało w trakcie czytania, ale nie na tyle długo, by zniechęcić do dalszego czytania. Z perspektywy czasu wydaje się być to ciekawym zabiegiem literackim. Gorzej, jeśli zagubienie czytelnika jest efektem ubocznym pokrętnych opisów.

Tak jakby bohater nie skupiał się na tym, co jest ważne w danym momencie, tylko tkwił w swoim własnym świecie, mając czytelnika w nosie. Ale to takie moje odczucie.

Bohater skupiał się na tym, że sam jest zagubiony :sweat: Bardziej zasadnie byłoby się zastanowić na czym skupiał się autor.

I nic nie jest w rzeczywistości niezawodne: jeśli nam zgaśnie światło to może być problem z wieloma rzeczami, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Jeśli nagle siądą roboty operujące pacjentów, a lekarze nie mogą patrzeć na widok krwi to niewesoło widzę przyszłość z takimi ludźmi.

No właśnie... I w naszych, i w powieściowych warunkach jest wiele elementów, których usunięcie spowodowałoby niemałą katastrofę. Z tym, że betryzowanie jest dziedziczone, więc gdyby zrobiło się źle, to pewnie ludzie przestaliby być betryzowani lub stałoby się to niemożliwe, więc i krew przestałaby być straszna.

A ludzie, którzy są betryzowani są chyba słabsi od niebetryzowanych, bo też znika potrzeba fizycznego kontaktu, zwykłego dotyku, który jest uznawany w książce za afront, więc i z podróżą może być problem, bo "nikt nie lata".

Efekt betryzowania na społeczeństwo jest jedną z ciekawszych kwestii poruszonych w tej książce. Odebranie ludziom agresji zabiera im też w pewnym stopniu i odwagę, pęd przed siebie. A przecież bez tego pędu nie byłoby sukcesu braci Wright, ba, nie byłoby niczego, co wymagałoby choć nieco niebezpiecznych eksperymentów. Nie byłoby też i betryzowania, co jest ciekawym paradoksem. I teraz pytanie - czy warto z tego rezygnować, żeby (górnolotnie rzecz ujmując) na Ziemi zapanował pokój?

Widocznie zależy to od czytającego. Lem pisze bardzo specyficznie, ale w moim przypadku nie napisał nic, co skłaniałoby mnie do głębokiej refleksji.

Jak jednak pokazuje ta dyskusja, potrafi jednak dostarczyć ciekawych tematów do dyskusji. Nie jest więc tak źle :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę mieć w tym zakresie pewności, ale przypuszczam, że taki mógł być zamiar autora. Ja czułem się podobnie. Gdy Bregg dostał się na ten kosmiczny dworzec i wędruje po tych wszystkich platformach, windach i przenośnikach, momentami nie wiedziałem co, gdzie i jak. Jeśli był to zamierzony zabieg, to najwidoczniej się udał. Pozostaje tylko ocenić, czy był potrzebny, czy można było sobie darować. Mnie to irytowało w trakcie czytania, ale nie na tyle długo, by zniechęcić do dalszego czytania.

Myślę, że tak miało być i zamiar autora się udał. Co nie zmienia faktu, że przez to początek odbiera się bardzo negatywnie i jest to na niekorzyść książki.

Bohater skupiał się na tym, że sam jest zagubiony Bardziej zasadnie byłoby się zastanowić na czym skupiał się autor.

Autor steruje bohaterem, więc można chyba powiedzieć, że odgrywa on bardzo ważną rolę w książce. To poprzez niego autor tworzy akcję (Hall zrobił to, pomyślał tamto, itp.), a tym samym wpływa na jej kształt i odbiór. Dlatego nie lekceważyłbym bohatera, bo to w końcu jedyny łącznik ze światem przedstawionym. Poza tym pozostaje jeszcze kwestia komfortu - dla mnie jest to jedna z najgorszych książek pierwszoosobowych, jeśli mam być szczery.

No właśnie... I w naszych, i w powieściowych warunkach jest wiele elementów, których usunięcie spowodowałoby niemałą katastrofę.

Dokładnie. Warto zauważyć, że w tamtym świecie jest szereg czynników, które powodują taki a nie inny rozwój wydarzeń. Wyjmij choć jeden i już cała wieża się posypie. W naszych warunkach betryzowanie nie miałoby najmniejszego sensu. Mamy więcej problemów związanych z ludzką naturą niż tylko agresja, których nie da się łatwo rozwiązać.

Z tym, że betryzowanie jest dziedziczone, więc gdyby zrobiło się źle, to pewnie ludzie przestaliby być betryzowani lub stałoby się to niemożliwe, więc i krew przestałaby być straszna.

Betryzowanie nie jest dziedziczone. I zauważ, że najpierw to dziecko musiałoby urosnąć, a w przypadku "pilnych" spraw na czekanie mogłoby nie być czasu. Poza tym kwestia rozwoju kulturowego - świat został nastawiony na betryzowanych, więc trzeba byłoby całą infrastrukturę rozrywkową przemodelować na niebetryzowaną i być może powróciłyby problemy związane z agresją, którą betryzacja likwiduje.

I teraz pytanie - czy warto z tego rezygnować, żeby (górnolotnie rzecz ujmując) na Ziemi zapanował pokój?

Trudno tu mówić o jakiejś rezygnacji, skoro ludziom się nie daje wyboru. Ale nawet zakładając możliwość wprowadzenia i wyboru to nie rozwiązuje sprawy. Betryzacja w tamtym świecie jest możliwa z powodu szeregu czynników, więc nie mamy warunków - ani nie ma to sensu - żeby wprowadzić powszechną betryzację. Moim zdaniem niezbyt się to opłaca.

Jak jednak pokazuje ta dyskusja, potrafi jednak dostarczyć ciekawych tematów do dyskusji. Nie jest więc tak źle

Dla mnie te rzeczy są zbyt oczywiste i mają zbyt proste rozwiązanie, nie są odpowiednio pokręcone, żeby trzeba było specjalnie tutaj rozmyślać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dalej czytam Wyprawę czarownic, bo ostatnio nie miałam na to czasu - i podoba mi się, może nie tak, jak np. Straż! Straż!, ale strasznie lubię humor Pterry'ego, a do tego rozmowy babci z nianią mnie powalają (:

Poza tym urzekł mnie motyw z opowieściami, naprawdę (Terry w ogóle ma dobre pomysły, jej, ale ten dla mnie jest świetny), i wróżkami chrzestnymi, polecam nawet i tylko ze względu na tę koncepcję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozdrowienia dla forumowego towarzysza Przybyłka - gdyby nie jego obecność na tym forum, to pewnie nie miałbym okazji przeczytać świetnego zbioru opowiadań.

Marcin Przybyłek Gamedec - Granica Rzeczywistości

(czyli Torkil Aymore po raz pierwszy)

gamedec1.th.jpg

Szydło wyszło z worka powyżej - jest bardzo dobrze, nie ma co ukrywać. Przygody Torkila Aymore'a dostarczyły mi dużo czytelniczej przyjemności. W świat gamedeków i wirtualnych światów wprowadził Was parę postów wstecz Raven, więc nie będę się powtarzał. Może napisanie, że w tych opowiadaniach jest wszystko byłoby przesadą, ale nie znów aż tak wielką. Mamy tu sporo humoru, pomysłowych i oryginalnych fabułek (zdrobnienie wyłącznie ze względu na długość, nie jakość), a i całe mnóstwo materiału do przemyśleń. Wizje autora dotyczące przyszłości bywają ciekawe, bywają nieco przerażające, ale najbardziej przerażające w nich jest to, że są bardzo mocno przekonywujące. Czasem wciągało mnie w świat niczym Torkila w jego wirtualne uniwersa. Krótka forma sprawdza się bardzo dobrze - w żadnym opowiadaniu nie miałem okazji się znudzić, a o każdym z nich można długo dyskutować. Zresztą mam nadzieję, że do takich dyskusji dojdzie. Apetyt mój został zdrowo rozbudzony i już zaczynam polowanie na następne części przygód gierczanego detektywa o trzech sercach.

Autor steruje bohaterem, więc można chyba powiedzieć, że odgrywa on bardzo ważną rolę w książce. To poprzez niego autor tworzy akcję (Hall zrobił to, pomyślał tamto, itp.), a tym samym wpływa na jej kształt i odbiór. Dlatego nie lekceważyłbym bohatera, bo to w końcu jedyny łącznik ze światem przedstawionym. Poza tym pozostaje jeszcze kwestia komfortu - dla mnie jest to jedna z najgorszych książek pierwszoosobowych, jeśli mam być szczery.

Nie tylko można, ale trzeba powiedzieć, że gra bardzo ważną rolę. Co jednak nie znaczy, że należy stawiać znak równości między nim, a autorem. Spore znaczenie może mieć to, co nie jest powiedziane. Ale w sumie o to nie ma co się spierać - ja po prostu nie miałem tak negatywnych wrażeń. Nie odniosłem w trakcie czytania wrażenia braku wiarygodności przemyśleń, działań czy zachowań głównego bohatera. Owszem - czasem były dziwne, ale to z kolei można zrzucić na to, że i świat był 'obcy' dla bohatera.

Mamy więcej problemów związanych z ludzką naturą niż tylko agresja, których nie da się łatwo rozwiązać.

Jakoś mi się wydaje, że większość naszych problemów w ten lub inny sposób ma swoje korzenie w agresji. Może ona przybierać różne formy lub mieć różnie kierunki, ale przejawia się bardzo często.

Betryzowanie nie jest dziedziczone.

Wpadka z mojej strony. 'Nie' mi gdzieś uciekło. Wychodzi na wierzch szybkie pisanie w trakcie pracy :confused:

Poza tym kwestia rozwoju kulturowego - świat został nastawiony na betryzowanych, więc trzeba byłoby całą infrastrukturę rozrywkową przemodelować na niebetryzowaną i być może powróciłyby problemy związane z agresją, którą betryzacja likwiduje.

Przy takim obrocie wypadków, o którym pisałem, rozrywka byłaby jednym z najmniejszych zmartwień.

Trudno tu mówić o jakiejś rezygnacji, skoro ludziom się nie daje wyboru. Ale nawet zakładając możliwość wprowadzenia i wyboru to nie rozwiązuje sprawy. Betryzacja w tamtym świecie jest możliwa z powodu szeregu czynników, więc nie mamy warunków - ani nie ma to sensu - żeby wprowadzić powszechną betryzację. Moim zdaniem niezbyt się to opłaca.

Z tym, że ja myślałem o mocno hipotetycznej sytuacji, w której jutro opracowywany jest 'nasz' odpowiednik betryzacji i można go wprowadzić bez większych problemów. Czy w takiej sytuacji powinno się go wprowadzać w naszym kolorowym świecie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio mam (nie)szczęście czytać książkę "Kwiat Kalafiora"(lektura) czytam dość szybko (inną lekturę "O Psie Który Jeździł Koleją" przeczytałem w pół godziny wiem że krótka ale dla przykładu "Hobbita" [kolejna lektura] przeczytałem w 2 dni i to uważnie!!) ale to czytam od 3 dni i jestem na 18 stronie...Ta książka jest po prostu denna!!!A termin mam na poniedziałek :/...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sacz e bulszit!

Być może to ja jestem odmienny światopoglądowo, ale sagę o rodzinie Borejków autorstwa pani Musierowicz wspominam bardzo miło i kompletnie nie mieści mi się w głowie jak można powiedzieć, że jest ona nudna. Naiwna owszem, ale wciąga niczym odkurzacz, zabawne dialogi, ponadto książki maja w sobie tak niewyobrażalną dawkę pozytywnej energii, że każdorazowo, gdy czytałem dowolną część Jeżycjady, aż chciało mi się być lepszym ;P

Może to i proza kobieca, ale za to bardzo miła, i przyjemna w obcowaniu z nią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cała klasa (po za dziewczynami) gada o tym jak ty o moim poście.Ba!Nawet gorzej ^^.Dla mnie to książka denna (i dla reszty klasy [28 osób w tym 18 chłopaków ;(] taka jest) i koniec...Zero "tego czegoś" co miały "Dzieci z Bulerbyn" (czytam po raz 10 i ciągle tak samo fajna).Ale to tylko moje zdanie (no i co najmniej 18 innych osób).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hah, you're young and foolish, jakby to rzekł Imperator Paplanina ;P

Ok, just kidding, nie miej mi tego za złe ;P

Ale tak serio, to zobaczysz, być może kiedyś Ci się to spodoba. Ja też w Twoim wieku wolałem książki przygodowe, sensacyjne. Musierowicz jest całkiem zręczną pisarką. A może rzecz w tym, że ja po prostu lubię sentymentalne bzdety? ;P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wykorzystując przerwy w symulowaniu nauki do matury (a ta w toku!) udało mi się zapoznać z Wściekłym od urodzenia znanego fanom motoryzacji (i nie tylko) Jeremy'ego Clarksona. Nie będę się rozwodził: ów zbiór 180 mini-felietonów zgryźliwego Angola zawiera wszystko to, do czego przyzwyczaił nas w poprzednich książkach, czyli jest ironicznie, zabawnie, wszystko kręci się wokół samochodów, nie brakuje także aluzji politycznych, szczególnie w kierunku brytyjskiego zarządu dróg i tak dalej. Clarkson głównie krytykuje durne przepisy, nieudane wozy lub rzeczywistość jako ogół, ale w lekki, wywołujący uśmiech na facjacie sposób, a że felietony są krótkie, sprawdzają się idealnie w roli relaksatora po ciężkim dniu. Jako ciekawostkę dodam, że dostało się między innymi naszemu Polonezowi oraz Maluchowi, ale i tak według autora nie są to najgorsze samochody na świecie, więc w zasadzie możemy się cieszyć. ;]

Obecnie poczytuję sobie od czasu do czasu Produkt uboczny niejakiego Tomasza Duszyńskiego, z tego tylko powodu, że okładka rzuciła mi się w oczy podczas grzebania w bibliotece. I jak na młodego, rozwijającego się (chyba) autora, Tomasz daje radę. Zbiór kilku opowiadań traktuje o podróżowaniu w czasie, klonowaniu, zwiedzaniu innych planet i tym podobne, czyli mamy niemal klasyczne sci-fiction, ale podlane odrobiną naszego polskiego, swojskiego sosu. Czyta się nieźle, a jak skończę, to opowiem o tym nieco szerzej (teraz akurat przykład ożywiają Hitlera czy coś takiego!). ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...