Skocz do zawartości

Qbuś

Hall of FAme
  • Zawartość

    8393
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Qbuś

  1. Qbuś

    Mr. Robot

    A czemu obecność tych "innych" ma być fabularnie uzasadniona bardziej niż jest? W USA mieszkają afroamerykanie, mieszkają muzułmanie - czemu nie mogą być hakerami? Ba, ze względu na swoją odmienną mają właśnie większe predyspozycje do buntowania się przeciwko establishmentowi.
  2. Knight Martius - Na początek: dziękuję. To nie do końca narzekanie, a bardziej kwestia osobistych preferencji. Patrząc na to chłodno, to nie ma w tym nic złego. Po prostu kolejna forma promocji. Mi po prostu trochę szkoda przekształcać tego bloga w taką zajawkę. Choć to chyba po prostu sentyment, bo przecież i tak leży tu pusty.
  3. Tzar - Wystaczy przczytać poprzedni wpis To mój blog, przeca. nerv0 - A widzisz, zapraszam więc do polubienia https://www.facebook.com/qbuspozeraksiazki/ Ale rozumiem i dziękuję za głos. Komentowanie w różnych miejscach jest o tyle kłopotliwe, że ciężko właśnie bez np. Facebooka pamiętać o każdym miejscu, blogu i tak dalej.
  4. Wiem, że pisałem, że nie będę wrzucał tu zajawek wpisów z zewnętrznego bloga. Komentarz Stillborna sprawił jednak, że gotów jestem przemyśleć sprawę. Nadal nie jestem do końca przekonany i dlatego też: ankieta!
  5. Postaram się aktualizować boczne okienko, ale wpisów raczej nie będę wrzucał jako wpisów.
  6. Qbuś zakłada bloga. Zaraz, zaraz - przecież to też jest blog. Macie rację, ale po kolejnym powróci i zniknięciu stwierdzam, że Forum to nienajlepsze miejsce na bloga książkowo-kulturowego. Forumowy dział książkowy od dawien dawna nie zachwyca aktywnością (ech, teeufemizmy), a ja chciałbym trafić do szerszego grona odbiorców chcących o książkach czytać i dyskutować. Moja bytność na tym forum, liczne posty i dyskusje, a potem i prowadzenie bloga, które przeszło w pisanie recenzji, uświadamiają mi, że ciężko mi usiedzieć bez pisania. Jeszcze ciężej byłoby mi bez książek, więc pisanie o książkach wydaje się niezłym rozwiązaniem. A poza tym do szewskiej pasji doprowadza mnie marność wieluksiążkowych blogów. Zapraszam wiec na pozeracz.pl - czytajcie, komentujcie, odwiedzajcie, facebookujcie, twitterujcie i co tam jeszcze Wam wpadnie do głowy. Pod jednym warunkiem: jeśli się Wam spodoba. Jako, że zawsze irytowały mnie na FA wpisy prowadzące do zewnętrznych blogów, nie będę nigdy w ten sposób dublował treści.
  7. Stillborn - Spisałeś może już historię Twego rodu? Chętnie poznam historię tego przydomka. Kathai - Amarante zdecydowanie w moim guście. Żadne uzasadnienia potrzebne nie są.
  8. OnceAThief - Dla mnie z kolei słowa to podstawa. Stillborn - Rozumiem, że od dziś mogę się do Ciebie zwracać per Świńska Piczko? MarcinCthulu - Ja do Hansa mam jakąś dziwną sympatię, choć nie słuchałem go prawie wcale. A utwór niezły.
  9. Wpisów muzycznych na tym blogu było już wiele. Kiedyś byłem nawet na tyle okrutny, że prosiłem Was o wybranie jednego jedynego kawałka, który uważacie za najlepszy. Jeden. Nie dwa, nie trzy. Jeden. Dziś nie będę tak okrutny. Nieco okrutny będę, bo znów zadam Wam pytanie muzyczne, ale nie będę Was ograniczał ilościowo. Skąd jednak pomysł na kolejny muzyczny wpis? A ze smartfona. Muzyki z telefonu nie słucham zbyt często - ostatnio głównie jako akompaniament do przyspiania w poranym pociągu do Poznania - lecz wyklarowała mi się w nim pewna stała grupa kawałków. Skład zmieniał się często, ale koniec końców wyszło na to, że tylko pewnych konkretnych. Na karcie SD został więc tylko album Jagged Little Pill Alasnis Morissette, o którym zresztą też pisałem na tym blogu, oraz pewien zestaw singli. Wśród nich jest ten kawałek: I am a lone wolf. It blows my mind That people wanna try to get Inside my tired head. Nie jest to mój ulubiony utwór muzyczny, nie uważam go za wybitne dzieło. Jest on jednak mi niezwykle bliski, gdyż niemal w pełni identyfikuję się z tekstem. Innymi słowy - mógłbym zaśpiewać ten kawałek i nie skłamać. Z muzyką tak dziwnie bywa, że często wykonawca nie jest autorem słów, że często opowiada tylko historię, a poza tym - podobnie jak w przypadku literatury - nie powinno się identyfikować dzieła z autorem. W tym przypadku jednak z dziełem identyfikuję się ja. Pewnie już doskonale wiecie, o co będę pytał i prosił. Czy Wy też macie takie kawałki? Czy się nimi podzielicie? Doskonale zdaję sobie sprawę, że może być to nieco trudne, głównie z emocjonalnego punktu widzenia. Zastrzegam też, że nie musicie tłumaczyć, dlaczego akurat ten kawałek i wcale nie musicie indentyfikować się z każym jego słowem. A na zachętę jeszcze dwa ode mnie... I nienawidzę ludzi za każde kłamstwo, które musiałem połknąć, żeby teraz nim rzygać, Bisz Banicja
  10. FaceDancer - W polskiej polityce jest na pewno cała fura walizek pełnych.. haków Holy.Death - W pełni się z Tobą zgadzam. Rankin - Ach, Też bym musiał znów obejrzeć. Tak dawno oglądałem, że prawie nie pamiętam. No, ale ja prawie wcale filmów nie oglądam.
  11. Rankin - Diamenty to w ogóle lubią znikać. Albo być zjadane przez psy. OnceAThief - Tylko, że ten film oparty jest na sztuce, a proza i dramat są zdecydowanie bogatsze w takie rozwiązania. Drangir - Ale czy to były baterii alkaliczne? Kinght Martius - Innymi słowy był to MacGuffin.
  12. Znakomita większośc filmów produkowanych w Hollywood (i nie tylko zresztą) to dzieła zamknięte. Mogą mieć i dwie wuchty zwrotów fabularnych, ale koniec końców wszystko jest jasne i oczywiste, a kowboj odjeżdża w stronę zachodzącego słońca. Figlarne wpływy postomodernistyczne oraz sami w sobie figlarni reżyserowie i scenarzyści lubią czasem jednak spłatać widzom figla. Czasem taki żarcik przybiera formę drobnego wątku lub tajemniczego przedmiotu, a czasem bywa głównym elementem fabuły. Takie figle mogą być czasem irytujące, gdyż wielu widzów po prostu chce wiedzeć, co to było, co się stało i dlaczego. Potrzebują odpowiedzi. Teraz już. Jednak często figiel ten staje się przyczynkiem do dyskusji, kłótni i powstawania teorii spiskowych. Ostrzegam też na wstępie, że wpis może zawierać spoilery - dzieła w nim omawiane do nowości nie należą, ale ostrzegam i tak. Niech teraz rękę do góry podnosią wszyscy, którzy od razu pomyśleli o walizce z Pulp Fiction. Ona też nie wie, co było w walizce Diamenty? Atomówka? Dusza Marcelusa Wallace'a? Royal z serem? Teorii jest wiele, ale żadna nie została potwierdzona. I pewnie nigdy nie zostanie. O ile to jest drobiazg, to w przypadku Incepcji Christophera Nolana mamy do czynienia z poważniejszą zagwozdką. Jak interpretować zakończenie filmu? Na drugim końcu ekstremum znaleźć zaś można filmy pokroju Mulholland Drive Davida Lyncha, który cały sprawia wrażenie postmodernistycznego odlotu przesyconego tylko pozornie wieloznacznymi sekwencjami oderwanych od siebie ujęć. Widz po tym odrealnionym seansie długo będzie próbował intepretować ten szalony misz-masz albo od razu poczuje się zrobiony w balona. Jest jeszcze tajemnicze zdjęcie z Lśnienia, jest zakończenie Psychozy, słowa wyszeptane przez Billa Murray'a do Scarlett Johansson w pamiętnej scenie z Lost in Translation. Tajemnic do (nie)rozwikłania pozostaje wiele. Jakie Wy macie podejście do takich zagrywek? Irytują czy motywują? A może macie własne przykłady? Nie tylko z filmów - w grach ich na pewno nie brakuje. A w ramach motywacji... Bo tak naprawdę jedyna droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz. Wiesław Myśliwski Widnokrąg
  13. Baldur's Gate było pierwszy moim samodzielnie kupionym oryginałem. Ilość sentymentu ogromna, ale PoI mnie na razie nudzi. Gram od dwóch miesięcy, ale nie zaszedłem za daleko. Nie czuć tu żadnej wyższej sily, która by motywowała do grania. A sam sentyment na wiele nie starcza.
  14. Kathai_Nanjika - Na pewno były to męski zły męskiego wzruszenia OnceAThief - Rozumiem, że teraz ruszasz na krucjatę przeciw złu i Hitlerowi? UncleKaNe - Rozumiem, że chodzi Ci, że było z 4 razy za krótkie? b3rt - Serial, serial! Ja chcę serial!!! orzel286 - Nie strzel tylko komuś w krocze! zoldator - Don't hassle the Hoff! Demilisz - To na pewno dzięki Dudzie!
  15. Dziś miał tu się pojawić wpis na pewien poważny temat. Miałem pomysł. Miałem się rozpisać. Na całe szczęście do tego nie doszło. Narażony bowiem zostałem na najbardziej epickie dzieło w historii Internetu i okolic. Nie będę więc nadmierni smęcił tu ni pitolil. Stop! Hammer time. I was hit by lightning. And bitten by a cobra Kung Fury Kung Fury
  16. Drangir - To dobry temat na artykuł Zrzekam się wszelkich praw. Ja byłbym w stanie przekłnąć oceny tylko, gdyby pojawiały się na końcu etapu i miały jasne kryteria. Przykład trywialny, ale w temacie -irytuje mnie, że w Angry Birds podane są tylko ogólnikowe kryteria przyznawania tych 3 gwiazdek. Co do minusów w trakcie grania, to rozumiem zamysł (żeby gracz wiedział, że musi próbować od nowa, jeśli chcesz mieć idealny wynik), ale powinna być albo opcja wyłączenie tego, albo powinno to się pojawiać przy kolejnych przejściach poziomu - właśnie wtedy, gdy chcesz wykręcać lepsze wyniki.
  17. Drangir - Ta różnica między statystykami a ocenianiem wydaje się być kluczowa. Ktoś wie, która gra rozpoczęła to ocenianie? Skąd to się wzięło? Stillborn - Możliwe, że last.fm to byłem ja. Początkowo mocno tam wsiąkłem. Cały czas używam, ale raczej z przypadku. Stillborn & nerv0 - Cow clickery nie są takie złe, o ile nie udają, że są czymś innym. Przeraża mnie nieco, że cała fura gier przeglądarkowych i smartfonowych to w zasadzie cow clickers - różne strategie i tym podobne, gdzie w zasadzie tylko trzeba kliknąć parę razy na jakiś czas. Zero wyboru, zero zmiennych.
  18. Sergi & OnceAThief - Oceny też by mnie męczyły. Dla mnie ważniejsza jest subiektywna satysfakcja - czasem przecież zupełnie zawalona misja może dać dużo radochy dzięki temu, że właśnie ledwo-ledwo, ale jednak się uda. Elano - W przypadku last.fm odsłuchiwana muzyka jest rejestrowana automatyczna - wystarczy osobny program (są też na Androida) lub opcja w odtwarzaczu. A sportowe statystyki to wyższa szkoła jazdy, zwłaszcza współcześnie.
  19. Dzisiejszy wpis blogowy sponsosuje literka S w trzech osłonach: statystyki, statystyki, statystyki. Nigdy nie miałem natury perfekcjonisty, a co za tym idzie - w grach nie kłopocze mnie coś, co z angielska nazwane zostało "completionism". Nigdy nie odczuwałem przemożnej potrzeby skończenia gry na 100%. Czai się we mnie co prawda nieco achievement whore - lubię zdobywać osiąnięcia, ale wcale nie ciągnie mnie, by zdobywać wszystkie. Nawet Pokemonów wszystkich nie chciałem złapać. Choć Tazo miałem wszystkie Zawsze jednak ciągnęło mnie do statystyk. Lubiłem, gdy na koniec etapu gra podawała mi ilość zabitych wrogów, odnalezionych sekretów, celność i tym podobne informacje. Czasem może i motywowało mnie to do poprawiania wyników, ale głównie wzbudzało jakąś irracjonalną radość z poznawania samych statystyk. Z tego też powodu zdecydowanie za często przeglądam ekran statystyk mojej postaci z World of Warcraft. A w dodatku ta słabość zaowocowała sympatią do pewnej trójcy elektroniczno-użytkowej. Każda z tych strona dużo walorów samych w sobie: last.fm pozwoliło mi poznać wuchtę ciekawej muzyki, Goodreads uporządkowało moje czytelnictwo, a Endomondo motywuje mnie to tego, by od czasu do czasu ruszyć tyłek i iść biegać. Choć łączą się też one ze zjawiskami wkurzającymi. Da się spotkać wiele osób, które mają o sobie niezwykle wysokie mniemanie, bo przeczytały w danym roku ileśtam książek i chwalą się tym w swych kółkach wzajemnej adoracji. Irytujące zaczynają się stawać także spływające zewsząd fitnesowo-motywacyjne bełkoty o kaloryferach, weiderach i innych torturach. Ale każda z tych usług cieszy me serce za sprawą statystyk. Może nie są to jakieś nieprzemierzone danych, ale frajdę sprawia mi porównanie średniej prędkości jednego biegu z drugim oraz pokonanego danego dnia wzniesienia. Chętnie spoglądam na to, ile książek przeczytałem w danym roku i ile średnio miały stron. Nierzadko sprawdzam sobie, kiedy słuchałem najwięcej Pink Floyd. Bardzo możliwe, że zwierzam się właśnie z przypadłości, której nikt z Was nie dzieli, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Dobrze mi ze swoimi dziwnostkami. A na koniec przerywnik muzyczny w duchu ciekawsko-cyferkowym. W istocie, myślał Apollo, sporo się na ziemi zmieniło, ale na plus: jest śmieszniej. Zwłaszcza odkąd ludzie wynaleźli kanalizację oraz Coehlo. Ignacy Karpowicz Balladyny i Romanse
  20. Stillborn - to o mnie było. Jestem fajny i aktywny!
  21. Morrowind zdecydowanie. Przeszedłem dwa razy wraz ze sporą częścią wątków dodatkowych. Jest to gra, której poświęciłem bardzo dużo czasu. Więcej tylko World of Warcraft mi zeżarł, ale to rozłożone na dużo dłuższy okres czasu. A Half-Life to dla mnie raczej część pierwsza. Grało mi się świetnie i aż do dziwnej końcówki klimat przemawiał do mnie bardzo mocno. A inne gry... Pierwszy do głowy zdecydowanie przychodzi System Shock 2 dzięki strachowi, historiom pobocznym i The Many. No i World of Warcraft - nigdy nie raidowałem, nigdy nie pożerał mi wielkich ilości czasu na raz, ale i tak pamiętam zachwyt na ogromem i radość z odkrywania świata i różnych jego zakątków, historii i tak dalej. MSaint>>>WoW to jedyne MMORPG w które grałem dłużej niż jeden dzień (bo dwa), na free to play koncie łaziłem sobie po świecie i było to całkiem przyjemne, ale odinstalowałem sobie po zrozumieniu jak wysokie jest tam paywall.
  22. Minął kolejny rok, przybył następny Smugglerek, nadszedł czas na powrót. Albo i nie. Nie będę nic szumnie głosił, nie będę uderzał w patosu pełne tony - ostatni powrót nie skończył się niczym pięknym. Tym razem nie będę chyba nawet próbował powrotu na forum, ale w blogu wytrwam. By jednak nie pleść po próżnicy, podzielę się pewną refleksją. Rok temu skończyłem lat trzydzieści, jutro stuknie mi kolejny rok. Nigdy nie byłem jednak osobnikiem przywiązującym specjalną wagę do tych arbitralnych wskaźników. Owszem, "za dzieciaka" czekałem na prezenty i gości, ale od pewnego czasu średnio mnie to rusza. Podobnie zresztą mam z obchodami sylwestro-noworocznymi. Można tu jeszcze wspomnieć o oczywistej oczywistości, czyli o tym, że traktowanie wieku jako jakiegokolwiek wyznacznika dojrzałości to kompletna pomyłka. Przyznam jednak, że muszę tu tłumić wewnętrznego pryka, który chce zacząć narzekać na "dzisiejszą młodzież". W tym zakresie nie mam więc sentymentów. Sentyment mam jednak nadal do Forum Actionum. Mimo tego sentymentu zastanawiam się jednak, czy nie zacząć może blogować na jakichś nieco szerszych wodach. Tylko czy nie jest to tylko wynik zapatrzenia w Zwierza Popkulturalnego? Czy ktoś to by w ogóle czytał? Na razie jestem tu i postaram się wygospodarować nieco czasu wolnego na pisanie. Z pewnych względów powinno to być łatwiejsze, a z innych dużo trudniejsze. A mówiłem już, że się przeprowadziłem? A w ramach bonusu kilka zdjęć autorstwa Qbusiowego. | Od razu mnie adoptował. Mimo moich oporów, okazał mi zrozumienie (...) i dzięki jego łaskawej zgodzie wolno mi było pozostać w jego mieszkaniu. Harry Dresden Pełnia księżyca
  23. Qbuś

    Auto draha!

    Ten wpis jest kolejnym przykładem na to, że studia jednak się na coś przydają. Pewien czas temu na zajęcia z pisania zadaną miałem prace o tytule 'Your favourite childhood toy'. Przyznam szczerze, że miałem pewien problem z wybraniem tylko jednej ulubionej zabawki, a na dodatek takie, o której można napisać więcej niż parę słów. Olśnienie przyszło w trakcie wizyty w domu rodzinnym. A przybrało ono taką formę: Kilka zakrętów, kilka prostych, jedno skrzyżowanie, bandy z mocowaniami, trzy samochody, dwa 'joysticki' i zasilacz. Jedno kartonowe pudło pełne radości. W stanie obecnym bez zasilacza, ale da się temu zaradzić. Konfiguracji toru nie było za wiele, ale kuzyn miał drugi zestaw, więc możliwości wzrastały. Do tego poduszka pod tor i już było wzniesienie - poszaleć można było w ograniczonym zakresie, ale co tam. Pomimo tego, że samochody były identyczne, a trasa równa dla obu pojazdów, to i tak przy ściganiu było trochę emocji. Po pierwsze - trzeba było uważać na zakrętach, bo przy zbyt dużej prędkości autka lubiły wypadać z toru. Po drugie i najważniejsze - na krzyżówce auta mogły się zderzyć, więc dochodziło do swoistej odmiany gry w 'tchórza'. Kto zwolni, żeby przepuścić drugiego? Nie muszę chyba dodawać, że najczęściej wybieraną opcją była efektowna kraksa. Ale to było kiedyś... Teraz trzeba zapolować na zasilacz (może ktoś oblatany w temacie podpowie gdzie szukać), żeby uruchomić zestaw i pokazać Maksowi. Na razie pewnie nie będzie mógł obsłużyć małą rączką tego joysticka, ale obsługa jest na tyle prosta, że pewnie niedługo da radę. A wtedy nadejdzie nowa era mistrzów kierownicy! A na koniec - jak zwykle - pora na Was. Pora na Wasze sentymentalne zabawkowe wspomnienia. A najlepiej te niebanalne i oryginalne. Rozumiem, że większość z nas namiętnie bawiła się LEGO, ale na pewno były i inne zabawki. Może kolejki? Może modele? Może zdalnie sterowane samochody? Może to niezbyt poważny temat, ale za to jak przyjemny. Ech, żeby jeszcze takie mieć Dzieci trudniej oszukać niż dorosłych. Ian McEwan Marzyciel
×
×
  • Utwórz nowe...