Skocz do zawartości

Qbuś

Hall of FAme
  • Zawartość

    8393
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Qbuś

  1. Qbuś
    Ten wpis jest kolejnym przykładem na to, że studia jednak się na coś przydają. Pewien czas temu na zajęcia z pisania zadaną miałem prace o tytule 'Your favourite childhood toy'. Przyznam szczerze, że miałem pewien problem z wybraniem tylko jednej ulubionej zabawki, a na dodatek takie, o której można napisać więcej niż parę słów. Olśnienie przyszło w trakcie wizyty w domu rodzinnym. A przybrało ono taką formę:

    Kilka zakrętów, kilka prostych, jedno skrzyżowanie, bandy z mocowaniami, trzy samochody, dwa 'joysticki' i zasilacz. Jedno kartonowe pudło pełne radości. W stanie obecnym bez zasilacza, ale da się temu zaradzić. Konfiguracji toru nie było za wiele, ale kuzyn miał drugi zestaw, więc możliwości wzrastały. Do tego poduszka pod tor i już było wzniesienie - poszaleć można było w ograniczonym zakresie, ale co tam.

    Pomimo tego, że samochody były identyczne, a trasa równa dla obu pojazdów, to i tak przy ściganiu było trochę emocji. Po pierwsze - trzeba było uważać na zakrętach, bo przy zbyt dużej prędkości autka lubiły wypadać z toru. Po drugie i najważniejsze - na krzyżówce auta mogły się zderzyć, więc dochodziło do swoistej odmiany gry w 'tchórza'. Kto zwolni, żeby przepuścić drugiego? Nie muszę chyba dodawać, że najczęściej wybieraną opcją była efektowna kraksa.
    Ale to było kiedyś... Teraz trzeba zapolować na zasilacz (może ktoś oblatany w temacie podpowie gdzie szukać), żeby uruchomić zestaw i pokazać Maksowi. Na razie pewnie nie będzie mógł obsłużyć małą rączką tego joysticka, ale obsługa jest na tyle prosta, że pewnie niedługo da radę. A wtedy nadejdzie nowa era mistrzów kierownicy!
    A na koniec - jak zwykle - pora na Was. Pora na Wasze sentymentalne zabawkowe wspomnienia. A najlepiej te niebanalne i oryginalne. Rozumiem, że większość z nas namiętnie bawiła się LEGO, ale na pewno były i inne zabawki. Może kolejki? Może modele? Może zdalnie sterowane samochody? Może to niezbyt poważny temat, ale za to jak przyjemny.

    Ech, żeby jeszcze takie mieć

    Dzieci trudniej oszukać niż dorosłych. Ian McEwan
    Marzyciel
  2. Qbuś
    Wiem, że pisałem, że nie będę wrzucał tu zajawek wpisów z zewnętrznego bloga. Komentarz Stillborna sprawił jednak, że gotów jestem przemyśleć sprawę. Nadal nie jestem do końca przekonany i dlatego też: ankieta!
  3. Qbuś
    Qbuś zakłada bloga.
    Zaraz, zaraz - przecież to też jest blog. Macie rację, ale po kolejnym powróci i zniknięciu stwierdzam, że Forum to nienajlepsze miejsce na bloga książkowo-kulturowego. Forumowy dział książkowy od dawien dawna nie zachwyca aktywnością (ech, teeufemizmy), a ja chciałbym trafić do szerszego grona odbiorców chcących o książkach czytać i dyskutować.
    Moja bytność na tym forum, liczne posty i dyskusje, a potem i prowadzenie bloga, które przeszło w pisanie recenzji, uświadamiają mi, że ciężko mi usiedzieć bez pisania. Jeszcze ciężej byłoby mi bez książek, więc pisanie o książkach wydaje się niezłym rozwiązaniem. A poza tym do szewskiej pasji doprowadza mnie marność wieluksiążkowych blogów.
    Zapraszam wiec na pozeracz.pl - czytajcie, komentujcie, odwiedzajcie, facebookujcie, twitterujcie i co tam jeszcze Wam wpadnie do głowy. Pod jednym warunkiem: jeśli się Wam spodoba. Jako, że zawsze irytowały mnie na FA wpisy prowadzące do zewnętrznych blogów, nie będę nigdy w ten sposób dublował treści.



  4. Qbuś
    Wpisów muzycznych na tym blogu było już wiele. Kiedyś byłem nawet na tyle okrutny, że prosiłem Was o wybranie jednego jedynego kawałka, który uważacie za najlepszy. Jeden. Nie dwa, nie trzy. Jeden. Dziś nie będę tak okrutny. Nieco okrutny będę, bo znów zadam Wam pytanie muzyczne, ale nie będę Was ograniczał ilościowo.
    Skąd jednak pomysł na kolejny muzyczny wpis? A ze smartfona. Muzyki z telefonu nie słucham zbyt często - ostatnio głównie jako akompaniament do przyspiania w poranym pociągu do Poznania - lecz wyklarowała mi się w nim pewna stała grupa kawałków. Skład zmieniał się często, ale koniec końców wyszło na to, że tylko pewnych konkretnych. Na karcie SD został więc tylko album Jagged Little Pill Alasnis Morissette, o którym zresztą też pisałem na tym blogu, oraz pewien zestaw singli. Wśród nich jest ten kawałek:



    I am a lone wolf.
    It blows my mind
    That people wanna try to get
    Inside my tired head.

    Nie jest to mój ulubiony utwór muzyczny, nie uważam go za wybitne dzieło. Jest on jednak mi niezwykle bliski, gdyż niemal w pełni identyfikuję się z tekstem. Innymi słowy - mógłbym zaśpiewać ten kawałek i nie skłamać. Z muzyką tak dziwnie bywa, że często wykonawca nie jest autorem słów, że często opowiada tylko historię, a poza tym - podobnie jak w przypadku literatury - nie powinno się identyfikować dzieła z autorem. W tym przypadku jednak z dziełem identyfikuję się ja.
    Pewnie już doskonale wiecie, o co będę pytał i prosił. Czy Wy też macie takie kawałki? Czy się nimi podzielicie? Doskonale zdaję sobie sprawę, że może być to nieco trudne, głównie z emocjonalnego punktu widzenia. Zastrzegam też, że nie musicie tłumaczyć, dlaczego akurat ten kawałek i wcale nie musicie indentyfikować się z każym jego słowem.
    A na zachętę jeszcze dwa ode mnie...










    I nienawidzę ludzi za każde kłamstwo, które musiałem połknąć, żeby teraz nim rzygać,
    Bisz
    Banicja

  5. Qbuś
    Znakomita większośc filmów produkowanych w Hollywood (i nie tylko zresztą) to dzieła zamknięte. Mogą mieć i dwie wuchty zwrotów fabularnych, ale koniec końców wszystko jest jasne i oczywiste, a kowboj odjeżdża w stronę zachodzącego słońca. Figlarne wpływy postomodernistyczne oraz sami w sobie figlarni reżyserowie i scenarzyści lubią czasem jednak spłatać widzom figla. Czasem taki żarcik przybiera formę drobnego wątku lub tajemniczego przedmiotu, a czasem bywa głównym elementem fabuły.
    Takie figle mogą być czasem irytujące, gdyż wielu widzów po prostu chce wiedzeć, co to było, co się stało i dlaczego. Potrzebują odpowiedzi. Teraz już. Jednak często figiel ten staje się przyczynkiem do dyskusji, kłótni i powstawania teorii spiskowych. Ostrzegam też na wstępie, że wpis może zawierać spoilery - dzieła w nim omawiane do nowości nie należą, ale ostrzegam i tak.
    Niech teraz rękę do góry podnosią wszyscy, którzy od razu pomyśleli o walizce z Pulp Fiction.


    Ona też nie wie, co było w walizce

    Diamenty? Atomówka? Dusza Marcelusa Wallace'a? Royal z serem? Teorii jest wiele, ale żadna nie została potwierdzona. I pewnie nigdy nie zostanie. O ile to jest drobiazg, to w przypadku Incepcji Christophera Nolana mamy do czynienia z poważniejszą zagwozdką. Jak interpretować zakończenie filmu? Na drugim końcu ekstremum znaleźć zaś można filmy pokroju Mulholland Drive Davida Lyncha, który cały sprawia wrażenie postmodernistycznego odlotu przesyconego tylko pozornie wieloznacznymi sekwencjami oderwanych od siebie ujęć. Widz po tym odrealnionym seansie długo będzie próbował intepretować ten szalony misz-masz albo od razu poczuje się zrobiony w balona.




    Jest jeszcze tajemnicze zdjęcie z Lśnienia, jest zakończenie Psychozy, słowa wyszeptane przez Billa Murray'a do Scarlett Johansson w pamiętnej scenie z Lost in Translation. Tajemnic do (nie)rozwikłania pozostaje wiele. Jakie Wy macie podejście do takich zagrywek? Irytują czy motywują? A może macie własne przykłady? Nie tylko z filmów - w grach ich na pewno nie brakuje.
    A w ramach motywacji...






    Bo tak naprawdę jedyna droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz.
    Wiesław Myśliwski
    Widnokrąg

  6. Qbuś
    Dziś miał tu się pojawić wpis na pewien poważny temat. Miałem pomysł. Miałem się rozpisać. Na całe szczęście do tego nie doszło. Narażony bowiem zostałem na najbardziej epickie dzieło w historii Internetu i okolic. Nie będę więc nadmierni smęcił tu ni pitolil.


    Stop! Hammer time.







    I was hit by lightning. And bitten by a cobra
    Kung Fury
    Kung Fury

  7. Qbuś
    Dzisiejszy wpis blogowy sponsosuje literka S w trzech osłonach: statystyki, statystyki, statystyki. Nigdy nie miałem natury perfekcjonisty, a co za tym idzie - w grach nie kłopocze mnie coś, co z angielska nazwane zostało "completionism". Nigdy nie odczuwałem przemożnej potrzeby skończenia gry na 100%. Czai się we mnie co prawda nieco achievement whore - lubię zdobywać osiąnięcia, ale wcale nie ciągnie mnie, by zdobywać wszystkie. Nawet Pokemonów wszystkich nie chciałem złapać.


    Choć Tazo miałem wszystkie

    Zawsze jednak ciągnęło mnie do statystyk. Lubiłem, gdy na koniec etapu gra podawała mi ilość zabitych wrogów, odnalezionych sekretów, celność i tym podobne informacje. Czasem może i motywowało mnie to do poprawiania wyników, ale głównie wzbudzało jakąś irracjonalną radość z poznawania samych statystyk. Z tego też powodu zdecydowanie za często przeglądam ekran statystyk mojej postaci z World of Warcraft. A w dodatku ta słabość zaowocowała sympatią do pewnej trójcy elektroniczno-użytkowej.



    Każda z tych strona dużo walorów samych w sobie: last.fm pozwoliło mi poznać wuchtę ciekawej muzyki, Goodreads uporządkowało moje czytelnictwo, a Endomondo motywuje mnie to tego, by od czasu do czasu ruszyć tyłek i iść biegać. Choć łączą się też one ze zjawiskami wkurzającymi. Da się spotkać wiele osób, które mają o sobie niezwykle wysokie mniemanie, bo przeczytały w danym roku ileśtam książek i chwalą się tym w swych kółkach wzajemnej adoracji. Irytujące zaczynają się stawać także spływające zewsząd fitnesowo-motywacyjne bełkoty o kaloryferach, weiderach i innych torturach.
    Ale każda z tych usług cieszy me serce za sprawą statystyk. Może nie są to jakieś nieprzemierzone danych, ale frajdę sprawia mi porównanie średniej prędkości jednego biegu z drugim oraz pokonanego danego dnia wzniesienia. Chętnie spoglądam na to, ile książek przeczytałem w danym roku i ile średnio miały stron. Nierzadko sprawdzam sobie, kiedy słuchałem najwięcej Pink Floyd. Bardzo możliwe, że zwierzam się właśnie z przypadłości, której nikt z Was nie dzieli, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Dobrze mi ze swoimi dziwnostkami.
    A na koniec przerywnik muzyczny w duchu ciekawsko-cyferkowym.






    W istocie, myślał Apollo, sporo się na ziemi zmieniło, ale na plus: jest śmieszniej. Zwłaszcza odkąd ludzie wynaleźli kanalizację oraz Coehlo.
    Ignacy Karpowicz
    Balladyny i Romanse

  8. Qbuś
    Minął kolejny rok, przybył następny Smugglerek, nadszedł czas na powrót. Albo i nie. Nie będę nic szumnie głosił, nie będę uderzał w patosu pełne tony - ostatni powrót nie skończył się niczym pięknym. Tym razem nie będę chyba nawet próbował powrotu na forum, ale w blogu wytrwam.
    By jednak nie pleść po próżnicy, podzielę się pewną refleksją. Rok temu skończyłem lat trzydzieści, jutro stuknie mi kolejny rok. Nigdy nie byłem jednak osobnikiem przywiązującym specjalną wagę do tych arbitralnych wskaźników. Owszem, "za dzieciaka" czekałem na prezenty i gości, ale od pewnego czasu średnio mnie to rusza. Podobnie zresztą mam z obchodami sylwestro-noworocznymi. Można tu jeszcze wspomnieć o oczywistej oczywistości, czyli o tym, że traktowanie wieku jako jakiegokolwiek wyznacznika dojrzałości to kompletna pomyłka. Przyznam jednak, że muszę tu tłumić wewnętrznego pryka, który chce zacząć narzekać na "dzisiejszą młodzież".



    W tym zakresie nie mam więc sentymentów. Sentyment mam jednak nadal do Forum Actionum. Mimo tego sentymentu zastanawiam się jednak, czy nie zacząć może blogować na jakichś nieco szerszych wodach. Tylko czy nie jest to tylko wynik zapatrzenia w Zwierza Popkulturalnego? Czy ktoś to by w ogóle czytał?
    Na razie jestem tu i postaram się wygospodarować nieco czasu wolnego na pisanie. Z pewnych względów powinno to być łatwiejsze, a z innych dużo trudniejsze. A mówiłem już, że się przeprowadziłem?
    A w ramach bonusu kilka zdjęć autorstwa Qbusiowego.


    |




    Od razu mnie adoptował. Mimo moich oporów, okazał mi zrozumienie (...) i dzięki jego łaskawej zgodzie wolno mi było pozostać w jego mieszkaniu.
    Harry Dresden
    Pełnia księżyca

  9. Qbuś
    Jak czas powrotów, to czas powrotów. Tym razem wracam do serii wpisów poświęconych grom mobilnym i flashowym. Na razie jednak będą to gry tylko smatfoniaste. We flashowe nie gram właściwie, a w dodatku mam też komputer, który umożliwia mi granie nie tylko w gry bardzo stare lub o przyzerowych wymaganiach sprzętowych.
    Rynek gier dla Androida, co pokazuje np. zamieszanie z ostatnim Dungeon Keeperem, to bagno. Śmierdząca kraina mikrotransakji i czarny ląd pay-to-win. W przypadku części gier elementy te są rozwiązane w miarę fair, ale zdecydowana większość po prostu chce wyssać każdego grosza z graczowego konta. Tym bardziej warto polecać ciekawe gry na ten system.
    Ja zacznę zaś do gatunku, który w większości przypadków mocno mnie odrzucał ze względu na poziom trudności, czyli roguelike. Na ratunek przyszła mi znienawidzona casualizacja, gdyż pojawiać zaczęło się nieco uproszczonych (choć niekoniecznie łatwiejszych) gier w tym stylu. Ktoś nawet ukuł dla nich nazwę "roguelite". Gwoli ścisłości dodam, że aktualnie posiadame telefon HTC Desire X i na nim też w gry grywam.


    HOPLITE
    LINK - GOOGLE PLAY


    Idealny przykład na grę "easy to play, hard to master". Bardzo prosta rozgrywka - złożona z heksów plansza z losowo generowanymi polami z lawą, ogranioczony zestaw umiejętności i tylko cztery rodzaje przeciwników o określonych typach ataków. Cel: kill'em all! O ile pierwsze poziomy to bułka z masłem, to gdy zaczynamy mieć do czynienia z większą ilością przeciwników, zwłaszcza tych "ranged", to robią się z tego prawdziwe szachy. Trzeba intensywnie planować, gdyż łatwo dać się zagonić w kozi róg. Puntków życia malutko, a odzyskać je można tylko przy ołtarzu, lecz wtedy rezygnuje się z jakiejś umiejętności lub np. zwiększenia zasięgu naszej włóczni. Rozgrywki są bardzo krótkie, ale intensywne.


    PIXEL DUNGEON
    LINK - GOOGLE PLAY


    Pixel Dungeon to gra najbliższa korzeniom gatunku z trzech dziś prezentowanych. Jest ekwipunek do zidentyfikowania, są zwoje i napoje, których przeznaczenie trzeba odkryć za każdym razem, jest i głód. I bywa ciężko. Przyznam bez bicia, że mi na razie nie udało się pokonać pierwszego bossa, który siedzi na 5 poziomie lochów i morduje mnie bezlitośnie za każdym razem, gdy do niego dotrę. Trzeba mieć sporo szczęścia względem ekwipunku i całej resztym, żeby mieć z nim szanse, a do tego głód wymusza pośpiech. Ale w końcu mi się uda! Wstręny blob mnie popamięta!


    DUNGELOT
    LINK - GOOGLE PLAY


    Ta gra zaś dość daleko odchodzi od gatunkowym ram, ale nadal można ją w nie wcisnąć. Jest to bowiem mieszanka roguelike i... Sapera. Tak, tak. Tego sapera. Plansza 6x5 pól, każde pole trzeba odkryć dotknięciem palucha - czasem kryje się tam stwór, czasem znajdźka, czasem mnich do pożarcia (tak zakładam, bo przywraca nam punkty zdrowia), a czase pułapka lub drzwi na dodatkową arenę pełną stworów. Pojawienie się stwora oznacza, że nie możemy odkrywać pól wokół niego. Aby przejść planszę nie trzeba wcale mordować wszystkich potworów, lecz znaleźć tego z kluczem i można potem zwiewać piętro niżej. Do tego mamy cztery miejsca na czary i cztery na ekwipunek plus osobne na broń. Po nieuniknonej śmierci zdobyte złoto można przeznaczyć na ulepszenia danej klasy, tak aby mieć większe szanse następnym razem. Gra potrafi wciągnąć, ale paradoksalnym minusem jest to, że jedna rozgrywka trwa dość długo, zwłaszcza jeśli ma się nieco szczęścia względem zbroi i życia. Ta gra dostępna jest w wersji darmowej (Lite) i płatnej, ale jedyną znaczącą różnicą jest większa liczba klas w tej drugiej.


    ______

    I to by było na tyle. Ktoś dotrwał do końca? A może nawet ma coś ciekawego do zaproponowania w tym gatunku? Jestem też otwarty na wszelkie sugestie względem tej serii wpisów. I nie tylko tej zresztą. Z racji lekkiego upgrade'u sprzętu, może i kiedyś pokuszę się o recenzję czegoś świeższego. Gdyby jeszcze nie ciągły niedoczas...


    The past is always tense, the future perfect.
    Zadie Smith

  10. Qbuś
    Źródeł dzisiejszego wpisu należy szukać w braku czasu powodowanym walką z przedszkolną dżumą oraz w miejskich wędrówkach Jakuba z wózkiem (i bez). Względem punktu pierwszego - niezorientowanym muszę wyjaśnić: głównym zadaniem przedszkola nie jest wcale edukowanie dzieci przez zabawę, nie jest też nim zapewnienie rodzicom możliwości udania się do pracy. Nie, nie. Główną misją przedszkoli jest... rozprzestrzenianie chorób. Od niedawna jestem pewien, że wszystkie epidemie, które ludzkość nękały miały swe korzenie w przedszkolach! Na pohybel.
    Względem punktu drugiego... Nie wiem, jak to jest w innych miastach, lecz Bydgoszcz ma pewne szczęście do ciekawych projektów grafficiarskich. Ja mam zaś szczęście mieszkać w miejscu, z którego do większości jest dość blisko. Na forum same światłe jednostki bytują, lecz i tak warto pokazać, że malowanie po ścianach wcale złym być nie musi. Wszystkie zdjęcia autorstwa mego.


    |











    ^^ KLIK-KLIK FOR FULLRES ^^



    I dig my hole you build a wall
    I dig my hole you build a wall
    One day that wall is gonna fall
    Darren Korb
    Build That Wall

  11. Qbuś
    Doigraliście się. Zaiste się doigraliście. Tyle miesięcy niebytu. Tyle miesięcy milczącego czasem-zaglądania. Przegapione 10-lecie na forum.... A wystarczył jeden nierozważny rzut oka na SPAMowe odmęty skrzynki pocztowej, jedno zaproszenie na Galę Smugglerkową, nierozważne zaufanie sentymentowi, wizyta na stronie i teraz macie!!!



    "Cóż takie się stało?" zapytacie (albo i nie). Odpowiem zaś, że mnie... wzruszyliście. To niedopuszczalne. Nieodpowiedzialne. Nieodpowiednie! A jednak. Stało się. Doszło wręcz do tego, że zachciało mi się tu wrócić. I co Wy na to? Cóż teraz poczniecie?





    Nie staraj się tak za wszelką cenę być silny. Siła odgradza nas od innych ludzi.
    Wiesław Myśliwski
    Kamień na kamieniu

  12. Qbuś
    Wielce szanowny czytelNICK opublikował kolejny komentarz dotyczący CDA i lokalnej branży gier. Nie podoba mi się jego styl, nie podoba mi się jego podejście. Nie mam zamiaru się spierać, bo tak w zasadzie brak mi wiedzy i chęci.
    Ale... Jeśli znacie język angielski, to polecam nieco bardziej wyważoną i dogłebną wypowiedź:
    [media=]
  13. Qbuś
    Znikam na dwa tygodnie urlopowo. Poważnie rozważam też całkowite zniknięcie blogowe. Wam chyba przeszła ochota na czytanie, a mi nieco na pisanie. Może przez urlop zbierze mi się nieco motywacji.
    Nie chcę Was jednak zostawiać z takimi przykrymi wiadomościami, a bez pocieszenia. Mam więc dowód na to, że wszystkie produkcje wysokobudżetowe powinny tworzyć dzieci. Na pewno zaś pisać do nich scenariusze:
    [media=]
  14. Qbuś
    Na forum tym spotkać można całkiem sporo osobników lubujących się w literaturze. Niektórych nawet często wychodzących poza ogólnie pojmowaną 'literaturę rozrywkową'. Ale postawić mogę drobną sumkę na to, że pośród nich nie ma prawie nikogo, kto lubował by się w poezji. Może spodobało się coś w liceum, może gdzieś natknęli się na coś zabawnego. Sam częściowo do takich osób należę. Dlaczego 'częściowo'? Ano chyba dlatego, że na studiach miałem nieco więcej styczności z poezją i nieco bardziej ją doceniłem. Rzadko jednak sięgam po nią sam z siebie, a tomiku żadnego nigdy nie kupiłem ani nie przeczytałem.
    Cóż więc się stało, że tu piszę? Cóż więc się stało, że napisałem wpis? Przypadek i chwilowa frywolność sprawiły, że postanowiłem poznać resztę wiersza, z którego cytat znalazłem kiedyś w powieści Deana Koontza. Cytat mi się podobał, ale jakoś wiersza nigdy nie odszukałem. Wiedziony impulsem zrobiłem to dzisiaj. I zostałem dotknięty. Może i będzie to kolejny wpis, który przejdzie bez echa, ale chciałbym spróbować dotknąć i Was. Dotknąć T.S. Eliotem oraz Czesławem Miłoszem, który przełożył poniższy wiersz na język polski.
    The Hollow Men
    Mistah Kurz - he dead.
    A penny for the Guy!
    I
    We are the hollow men
    We are the stuffed men
    Leaning together
    Headpieces filled with straw. Alas!
    Our dried voices, when
    We whisper together
    Are quiet and meaningless
    As wind in dry grass
    Or rat's feet over broken glass
    In our dry cellar.
    Shape without form, shade without color,
    Paralyzed force, gesture without motion;
    Those who have crossed
    With direct eyes, to death's other Kingdom
    Remember us - if at all - not as lost
    Violent souls, but only
    As the hollow men
    The stuffed men.
    II
    Eyes I dare not meet in dreams
    In death's dream kingdom
    These do not appear:
    There, the eyes are
    Sunlight on a broken column
    There, is a tree swinging
    And voices are
    In the wind's singing
    More distant and more solemn
    Than a fading star.
    Let me be no nearer
    In death's dream kingdom
    Let me also wear
    Such deliberate disguises
    Rat's coat, crowskin, crossed staves
    In a field
    Behaving as the wind behaves
    No nearer-
    Not that final meeting
    In the twilight kingdom.
    III
    This is the dead land
    This is the cactus land
    Here the stone images
    Are raised, here they receive
    The supplication of a dead man's hand
    Under the twinkle of a fading star.
    Is it like this
    In death's other kingdom
    Waking alone
    At the hour when we are
    Trembling with tenderness
    Lips that would kiss
    Form prayers to broken stone.
    IV
    The eyes are not here
    There are no eyes here
    In this valley of dying stars
    In this hollow valley
    This broken jaw of our lost kingdom.
    In the last of meeting places
    We grope together
    And avoid speech
    Gathered on this beach of the tumid river
    Sightless, unless
    The eyes reappear
    As the perpetual star
    Multifoliate rose
    Of death's twilight kingdom
    The hope only
    Of empty men.
    V
    Here we go round the prickly pear
    Prickly pear prickly pear
    Here we go round the prickly pear
    At five o'clock in the morning.
    Between the idea
    And the reality
    Between the motion
    And the act
    Falls the Shadow
    For thine is the Kingdom
    Between the conception
    And the creation
    Between the emotion
    And the response
    Falls the Shadow
    Life is very long
    Between the desire
    And the spasm
    Between the potency
    And the existence
    Between the essence
    And the descent
    Falls the Shadow

    For Thine is the Kingdom
    For Thine is
    Life is
    For Thine is the
    This is the way the world ends
    This is the way the world ends
    This is the way the world ends
    Not with a bang but with a whimper.
    Wydrążeni ludzie
    Pan Kurtz - on umrzeć
    "A penny for the Old Guy"
    I
    My, wydrążeni ludzie
    My, chochołowi ludzie
    Razem się kołyszemy
    Głowy napełnia nam słoma
    Nie znaczy nic nasza mowa
    Kiedy do siebie szepczemy
    Głos nasz jak suchej trawy
    Przez którą wiatr dmie
    Jak chrobot szczurzej łapy
    Na rozbitym szkle
    W suchej naszej piwnicy
    Kształty bez formy, cienie bez barwy
    Siła odjęta, gesty bez ruchu.
    A którzy przekroczyli tamten próg
    I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
    Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
    Wspomną, jeżeli wspomną,
    Wydrążonych ludzi
    Chochołowych ludzi.
    II
    Oczu napotkać nie śmiem w moich snach
    W sennym królestwie śmierci
    Nigdy się nie ukarzą:
    Tam na złamanej kolumnie
    Oczami będzie blask słońca
    Tam tylko chwieją się drzewa
    I głosy, kiedy wiatr śpiewa,
    Są dalsze i uroczyste
    Niż gwiazda blednąca.
    I obcym nie był bliżej
    W sennym królestwie śmierci
    Niechaj jak inni noszę
    Takie umyślne przebranie
    Patyki stracha na polu
    Szczurzą sierść, pióra wronie
    Niechaj jak wiatr wieję się skłonię
    Nie bliżej -
    Niech ostatecznie ominie spotkanie
    W królestwie ni światła ni cienia
    III
    Tutaj kraina nieżywa
    Kraina kaktusowa
    Tu hodują kamienie
    Obrazy, ich łaski wzywa
    Dłoń umarłego błagalnie wzniesiona
    Pod migotem gwiazdy blednącej.
    Czy tak samo jest tam
    W drugim królestwie śmierci
    Czy budzimy się zupełnie sami
    W godzinę kiedy wszystko w nas
    Jest czułością i czystymi łzami
    Usta chcą pocałunku
    A modłą się do złamanego kamienia.
    IV
    Nie tu są oczy
    Nie ma tu oczu
    W tej dolinie umierających gwiazd
    W tej wydrążonej dolinie
    Złamanej szczęce naszych utraconych królestw
    W tym ostatnim miejscu spotkania
    Na oślep szukamy
    Nieufni i niemi
    Na żwirach zgromadzeni pod opuchłą rzeką
    Na zawsze niewidomi
    Bo nie ukażą się oczy
    Gwiazda nieustająca
    Wielolistna róża
    Królestwa śmierci bez świateł ni cienia
    Nadzieja tylko
    Pustych ludzi
    V
    Więc okrążajmy kaktus nasz
    Kaktus nasz kaktus nasz
    Więc okrążajmy kaktus nasz
    O piątej godzinie rano
    Pomiędzy ideę
    I rzeczywistość
    Pomiędzy zamiar
    I dokonanie
    Pada Cień
    Albowiem Tuum est Regnum
    Pomiędzy koncepcję
    I kreację
    Pomiędzy wzruszenie
    I odczucie
    Pada Cień
    A życie jest bardzo długie
    Pomiędzy pożądanie
    I miłosny spazm
    Pomiędzy potencjalność
    I egzystencję
    Pomiędzy esencję
    I owoc jej
    Pada Cień
    Albowiem Tuum est Regnum
    Albowiem Tuum est
    Życie jest
    Albowiem Tuum est
    I tak się właśnie kończy świat
    I tak się właśnie kończy świat
    I tak się właśnie kończy świat
    Nie hukiem ale skomleniem.



  15. Qbuś
    Powodowany chwilowym brakiem książki w torbie sięgnąłem po mą lekturę zapasową, czyli POLITYKĘ. Padło akurat na artykuł "Co się stanie z naszą klasą" autorstwa Juliusza Ćwielucha. Zapraszam serdecznie do lektury, gdyż może on posłużyć za punkty wyjściowydla tego wpisu. Na pewno zaś wzbudził we mnie sporo sentymentu i skłonił do paru przemyśleń.



    Od mojej matury minęło niedawno 9 lat (za rok trzeba będzie zorganizować jakiś zlot), więc całkiem sporo czasu. Czasu na skończenie studiów, rozpoczęcia pracy, spłodzenie potomków, posadzenie drzewa i tym podobne. Nie przypominam sobie zbyt wielu rozmów o planach, przyszłych karierach i tak dalej. Przed maturą wszyscy pewnie wiedzieli mniej lub więcej, na które kierunki/uczelnie chcą zdawać. Może niektórzy planowali już jakąś pracę. Nie wiem. Wiem jednak, że większość sobie poradziła całkiem nieźle. Parę osób skończyło za granicą po nieudanym starciu ze studiami, ale radzą tam sobie dobrze. Jest prawnik albo i dwóch, budowlanka, marketingowiec w Warszawce, pracownica linii lotniczych, która lata po całym świecie... Były śluby, są dzieci. I o dziwo, kontakt wcale nie jest taki zły. To jedna z niespodzianek.



    Nie pamiętam jednak, czy byliśmy tak pragmatyczni i czy myśleliśmy tak realistycznie, jak uczniowie z artykułu. Chyba nieco bardziej beztrosko podchodziliśmy do tych spraw. Ale, ale... Jako, że ze mnie stary dziad i nie pamiętam - to zapytam Was. Starych dziadów też jest pośród Was kilku, ale może pamiętacie. Jest też pewnie nieco czytelników jeszcze przed liceum, ale i tu jest o co pytać.

    Jakie Wy macie plany? Jakie plany (jeśli jakiekolwiek) mają Wasi koledzy i koleżanki? Jesteście zadowoleni z wyboru gimnazjum/liceum/studiów? Jaki będzie dla Was następny krok? Jak zżyliście się ze swoim rokiem/klasą? Jaki będzie ten kontakt za parę lat? Chcecie utrzymać kontakt? Jaki widzicie swoje szanse na rynku pracy?Wszelkie inne refleksje mile widziane. A ku refleksji:


    [media=]



    Odnalazłem klasę całą - na wygnaniu, w kraju, w grobie
    Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie
    Odnalazłem całą klasę, wyrośniętą i dojrzałą
    Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało
    Lecz za bardzo nie bolało...
    Jacek Kaczmarski
    Nasza klasa

  16. Qbuś
    Mógłbym spokojnie napisać o 3-4 grach. Większość z nich byłoby jakąś wariacją na temat CCG, ale miałbym o czym pisać. Gra, która będzie bohaterką tego wpisu zasługuje jednak na coś więcej niż wyróżnienie z pośród innych. Zasługuje na osobny wpis. Nie będzie to pełnoprawna recenzja, choć w zasadzie mógłbym napisać wiele znaków zachwytu na jej temat. Nie przedłużam jednak i zdradzę Wam jej tytuł.


    SEEDLING
    LINK - KONGREGATE
    LINK - NEWGROUNDS


    Nigdy nie byłem wielkim fanem Nintendo, ale raczej z braku okazji. Miałem co prawda Gameboya, ale ograniczony byłem w zasadzie tylko do gier, które dostałem wraz z nim "w spadku" od kuzyna z Niemiec. Pierwszego Mario przeszedłem kilka razy, Tetrisa męczyłem niemiłosiernie, a F1 Race stanowiło świetne pole do walki z innym kuzynem. Nigdy jednak nie załapałem się na Zeldę. Czytając różne wpisy, wspomnienia i będąc świadkiem różnych szaleństw, nieco żałuję. Seedling jest ponoć swoistym hołdem właśnie dla pierwszych części tego cyklu... Cóż, sam tego ocenić nie mogę, ale i podchodzę na świeżo.



    I nawet bez tego sentymentalnego bagażu stwierdzam, że gra jest prześwietna. Od razu jednak zaznaczę, że jeśli ktoś nie lubi grafiki stylizowanej na pixelartowe retro, muzyki chiptune i zagadek z przesuwaniem pudeł (old shool, [beeep] yeah), to gra mu może nie przypaść do gusty. Na nic zdadzą się me peany i pochwały. Fabuła jest nieco tajemnicza i oszczędnie prezentowana - jesteśmy dziecięciem zrodzonym z wiatru, a przywołanym do życia przez dziwnego Proroka, który informuje nas, że tylko my możemy pomóc mu uratować pewne drzewo. Brzmi enigmatycznie...



    Fabuła jednak nie jest tak ważna - liczy się głównie klimat i eksploracja. Jak na grę flashową świat jest bardzo rozbudowany. Co prawda na początku nasze możliwości ruchowe są dość ograniczone, ale z czasem znajdujemy miecz, dzięki któremu pokonamy pierwszych wrogów oraz zetniemy krzaczki stojące na przeszkodzie. Potem dochodzą kolejne klucze, przedmioty i tak dalej. Każdy pozwala nam dotrzeć do kolejnych obszarów świata - czasem są to lodowe bezmiary, czasem ciemne lasy, a często mroczne podziemia. Często przejście danego "ekranu" wymaga nieco sprytu oraz lub kombinowania, gdyż stanowią one mini-zagadki logiczne. Czasem trzeba nieco zręczności i refleksu. Stara szkoła pełną gębą.



    Zdecydowanym plus gry jest oprawa. Stylizowana grafika może komuś nie przypaść do gustu, lecz nikogo nie powinna odrzucić. Mimo celowej pikselowatości animacje są płynne, a efekty związane z oświetlenie urokliwe - np. na terenach śnieżnych z czasem robi się burzowo-śnieżnie i wszystko robi się szare i rozmyte. Ciekawie prezentują się też przeciwnicy. Ścieżka dźwiękowa to mała perełka chiptune'owa i z przyjemnością wydam więcej niż dolara proponowanego na Bandcamp (tam też można odsłuchać wszystkie utwory, do czego serdecznie zachęcam).
    I cóż pozostaje więcej do dodania? Zmykajcie grać! A jeśli nie ufacie mym zachwytom, to posłuchajcie tych:



    Artysta jest źródłem dzieła. Dzieło jest źródłem artysty.
    Martin Heidegger

  17. Qbuś
    Dziś pora na krótki powrót w Minecraftowe strony. Jak zapewne (nie) pamiętacie, gram sobie na razie bez żadnych modów, a jedynie z texture packami. Chciałbym jednak spróbować to zmienić. I tu zwracam się do Was o pomoc.



    Ze względu na słaby komputer nie mogę przesadzać z zasobożernością, a w dodatku chciałbym, żeby mod działał z mym aktualnym światem. Ciekawi mnie np. Equivalent Exchange, ale w zasadzie rozpatrzę wszystko, co może mi umilić/poszerzyć rozgrywkę. Mody graficzne i tym podobne niekoniecznie mnie interesują - chyba, że usprawnią mi działanie gry ma mym zabytku.



  18. Qbuś
    Nie, nie. Dziś nie będzie po polskim rapie (choć pewnie nikt cytatu tytułowego nie rozpoznał). Dziś będzie nieco o moim i nie tylko moim podejściu do życia. Jestem człowiekiem charakterem bardzo spokojnym i raczej introwertykiem. Samopoczucie mam raczej dobre i pogodne, ale ciężko powiedzieć, żebym tryskał energią i cały czas skakał z radości. A w dodatku nie jestem też osobnikiem przesadnie ambitnym. Łatwo osiągam ukontentowanie.



    Mam niezłą pracę, mam własne mieszkanie, kochaną żonę i synka, załapałem się do Poltera. Nie mam jednak samochodu, nie rzucam się w poszukiwaniu okazji do zarobienia dodatkowych pieniędzy, a przy obecnych kredytach, opłatach nie da się nic odłożyć. Przyznam szczerze, że bez pomocy teściów byłoby ciężko. Wiem jednak, że i tak żyje mi się dużo lepiej niż wielu. Dlatego tak bardzo irytuje mnie narzucanie ambicji. "Ten jest taki obrotny", "a bo Ci mają, jadą tam"... Jest to jedna z niewielu rzeczy, które wytrącają mnie z równowagi.



    Jestem typem człowieka, który patrzy na to, co ma, a nie na to, co mają inni. Podziwiam i doceniam osoby obrotne. Nie zazdroszczę jednak tym, którzy ciągle chcą mieć więcej. Wiem, że to właśnie taka ambicja pcha ludzi (czy wręcz ludzkość) do przodu, ale czasem odnoszę usilne wrażenie, że ten pęd w końcu skończy niczym sławny bon mot towarzysza Władysława: "Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu!". Ja może kokosów nie będę zbijał, świata nie zawojuję, ale i nie będę wiecznie nienasycony.



    Udało mi się niedawno przeprowadzić wywiad z Marcinem Przybyłkiem i padły tam dwa ciekawe stwierdzenie. Pierwsze dotyczy tego, że częstą przyczyną nerwic i tym podobnych schorzeń jest brak czasu na refleksję, zastanowienie się nad sobą i tym, co robimy. Drugie zaś nieco ważniejsze, na pozór banalne, lecz nie dla mnie. W życiu powinno robić się to, w co się wierzy.
    A skoro już jesteśmy przy reflekcji i kontemplacji, to... babeczka!





    [...] znalezienie się tam, gdzie się być pragnęło, umysłom o skłonnościach do refleksyji zawsze daje do myślenia.
    Virginia Woolf
    Orlando

  19. Qbuś
    Dzisiejszego poranka za sprawą fejsbukowego posta znajomka z czasów dawnych wpadłem w wir czaso-przestrzenny. Złapały mnie wiatry przeszłości i przegnały muzycznie w czasy początków mych licealnych. Tak to w muzycznym rozwoju najczęściej bywa, że zaczyna się od popowego chłamu przebojowego (plus ewentualnie rodzicielskie propozycje wyższej jakości), a z czasem przechodzi się przez różne muzyczne zajawki. Jako, że jest to często czas burzy hormonów, pierwszego zarostu i innych dojrzewających dolegliwości, to fascynacje te bywają dość fanatyczne.
    U mnie nie było tak "ostro", ale było kilka wyraźnych etapów - pod koniec szkoły podstawowej (informacja dla młodzieży - 8 klasa) z kuzynem wpadliśmy w rock i metal (choć w zasadzie głównie Metallica i Iron Maiden), a w pierwszej klasie liceum zostałem bardzo skutecznie zarażony rapem. Wiem, że dużo osób odczuwa bardzo silną awersję do całej kultury hip-hopowej, ale ja tam nadal mam spory sentyment i do niektórych albumów/wykonawców lubię wracać. Dziś sprezentuję Wam małą wycieczkę w mą przeszłość, a może i kogoś czymś zainteresuję. Ograniczę tekst, postawię na muzykę.
    Na początek ten, od którego się zaczęło, a przy tym jeden z wielkich tego gatunku


    NAS

    Zaczęło się dla wielu niemiło - grupa kolegów z magnetofonem w kółko puszczała jeden kawałek (N.Y. State of Mind Pt. ll). Większość ludzi miała dość, ale mnie coś przyciągało. Za najlepsze uważane są jego pierwsze albumu, ale moim ulubionym kawałkiem, a jednocześnie jednym z najlepszych w ogóle


    http://www.youtube.com/watch?v=JCOURZ-yx4E


    GANG STARR

    Tu z kolei pierwsza samodzielnie zakupiona kaseta - album Full Clip, który promował singiel:

    Youtube Video -> Oryginalne wideo

    JAY-Z

    Dziś biznesmen i celebryta, ale kiedyś zdrowo mieszał. Tu jeden z nielicznych kawałków HH, które lubiłem zanim lubiłem HH w ogóle.

    Youtube Video -> Oryginalne wideo

    OUTKAST

    Tu z kolei zespół, który przypadł do gustu wielu, a singiel poświecony pani Jackson był hitem iście mainstreamowym. Mi udało się jednak dorwać jeden z wcześniejszych albumów, który zdecydowanie bardziej mnie oczarował. M.in. dzięki...

    Youtube Video -> Oryginalne wideo

    EMINEM

    Postać kontrowersyjna i postrzegana często tylko przez pryzmat tych kontrowersji. Ja znam go z historii przedstawianych między wierszami jego tekstów. A od czasu, gdy stałem się tatą jeden z jego kawałków zawsze mocno mnie rusza emocjonalnie. I szczerze przyznam, że to dla mnie najlepszy wyznacznik tego, że i w HH wartość znaleźć można.


    ____________

    Jest jeszcze sporo pojedynczych kawałków, imprezowych bangerów, dobrych albumów oraz wykonawców, którzy przenoszą rap na wyższy poziom - The Roots, RJD2 i wielu innych. Ale tu akurat chodziło o pewną 'chwilową' perspektywę, a nie 'best of the best of the best'. No i celowo pominąłem polskie poletko - jeśli będzie zainteresowanie, to mogę wyruszyć i stronę polską i ogólniejszego zestawienia. Ciekaw jestem Waszych reakcji - opinii na temat rapu, (nie)lubianych kawałków.
    Przepraszam za brak wyśrodkowania części teledysków, ale do wpisu mogę dodać tylko dwa tagi "media", a tag "yt" nie chce się poddać tagowi "center". Niecnoty.
    Na sam koniec bonus kolaboracja (coś co raperom zdarza się często) kosmiczna:






    And if that mockingbird don't sing and that ring don't shine
    I'mma break that birdies neck
    I'll go back to the jeweler who sold it to ya
    And make him eat every carat don't [beeep] with dad
    Eminem
    Mockingbird

  20. Qbuś
    Przyznam szczerze, że przez wykupienie internetowego pakietu wraz z abonamentem stałem się nieco zbyt przywiązany do swojego telefonu. Poczta, wiadomości, Twitter, zaglądanie na Poltera... Bardzo łatwo sprawdzać i nawet w drodze z autobusu (świątynia mego czytelnictwa) do domu/pracy można być online. Me uzależnienie jednak to tylko taki pretekst - nawet bez niego przeglądanie niektórych stron w telefonie sprawia sporo kłopotów, a innych wręcz przeciwnie.
    HTC Wildfire S to nie tablet, więc przeglądanie pełnych wersji stron sprawdza się tylko, gdy jest to konieczne. Sporo stron ma wersje z przedrostkiem 'm.' i te właśnie mnie interesują. Podzielę się paroma z moich komórkowych zakładek i poproszę Was o następne. Jako, że jesteśmy na forum czasopisma związanego głównie z grami, na pierwszy ogień pójdzie



    Można z nimi nie przepadać, można krytykować za wiele rzeczy, ciężko traktować ich jako poważną stronę, ale w sumie i tak lubię tam zaglądać. Podkradają nieco treści z innych stron, mają sporo newsów, wesołych zestawień i tym podobnych. Strona w wersji mobilnej działa sprawnie, ale ma pewien feler - linkowanie Kotaku do Kotaku nie działa: nie przenosi nas to danego artykułu, ale przekierowuje z powrotem na stronę główną.



    Tu w zasadzie możnaby powtórzyć to samo, co powyżej, bo to ten sam konglomerat. Tu jednak mamy do czynienia z treściami powiązanymi raczej z nauką oraz science-fiction.





    ArsTechnica

    Tu zaś duuuużo bardziej profesjonalnie, technicznie i geekowsko. System, serwery, poprawki, batalie prawne, wirusy,
    supernowe, fizyka kwantowa i nieco rozrywki. Bardzo dobry poziom artykułów - jeśli tylko interesuje Was nauka i technika (nie tylko w wydaniu komputerowo-internetowym), to zaglądajcie koniecznie. A przy tym (zwłaszcza po ostatnim odświeżeniu) wygląda i działa bardzo sprawnie na mym smartfonie.


    CNN International

    Polskie serwisy irytują mnie tym, że z wiadomości z poletka międzynarodowego wybierają tylko te absolutnie najbardziej sensacyjne (niekoniecznie ważne) lub powiązane z Polską. Receptą na to może być wybranie serwisu anglojęzycznego, ale i z nimi trzeba uważać, bo często koncentrują się na swoich poletkach. Dlatego idealnym rozwiązaniem jest wybranie międzynarodowej edycji jednego z takich portali. Ja stawiam na CNN - sprawdza się dobrze i działa mobilnie.


    _______

    I to by było na tyle. Może nie jest to za wiele, ale na początek starczy. Gazeta.pl pominięta celowo, bo nie chcę polecać strony, która jakościowo spada niżej i niżej. A w ramach zastrzyku energii:
    http://www.youtube.com/watch?v=XKkmyMKbPKE


    Jeśli wyruszasz w podróż do Itaki,
    Pragnij tego, by długie było wędrowanie,
    Pełne przygód, pełne doświadczeń
    Itaka
    Konstandinos Kawafis

  21. Qbuś
    Souvent Qbuś varie, bien fol est qui s'y fie. Dziwne są koleje mych Minecraftowych poczynań na blogu. Ogłaszam założenie drugiego - okazuje się, że nie można. Pojawia się taka możliwość, zakładam bloga o jakże wdzięcznej nazwie Dziurka Qbusia - nie dodaję żadnych wpisów, blog kasuję. Podjąłem więc kolejną decyzję: na tym blogu nie ma za dużo wpisów, nie przewiduje też napływu weny Minecraftowej lub nie, więc dzieło Notcha wraca w pyry.
    Co więcej - udało mi się w końcu wrzucić robione screenshoty na Imageshacka, więc mogę w końcu się nimi z Wami podzielić.
    A tak w ramach raportu z pola bitwy - przez długi czas wiele się nie działo. Kopałem metodycznie, korzystając z siatki. Zlikwidowałem starą małą kwaterę i postawiłem większy zamek, dodając do niego czasem bibliotekę, przenosząc zapasy, stawiając w podziemi portal do Netheru. Poczyniłem krótką wycieczkę do tegoż wymiaru i przytargałem nieco obcych materiałów. Dotarłem też w końcu do skrzyni w opuszczonej kopalni i znalazłem melonowe ziarenka - nieco przypadkiem trafiłem też na inną skrzynię w lochu, do którego się podkopałem próbując się wydostać z kopalni (tam z kolei znalazłem cocoa beans). Przy okazji znalazłem w podziemiach cudnie wyglądający kanion. Oto i un:

    Potem dobudowałem jeszcze farmę pod ziemią, a na koniec mnie poniosło i ruszyłem eksplorować świat. Tu głupota ma nowicjuszowska dała się poważnie we znaki - nie dość, że nie wiedziałem, że mapa ogarnia tylko kawałek świata, to jeszcze zapomniałem, że kompas to nie kompas, a wskaźnik do spawn pointu. Dzięki temu spędziłem ponad dwie godziny próbując wrócić do domu... Jeszcze nie wróciłem. Przed tą wyprawą zmieniłem sobie jednak texture pack na dzieło Sphaxa, które upiększyło wspaniałe widoki, które napotkałem (wielkie wodospady w lodowych górach). Te zobaczycie jednak innym razem.


    Teraz pora na galerię z opisami

    Jeziorko w mini-dżungli (w tle początek lodowej krainy)




    Woda + Ogień = Obsydian




    Pierwsze diamenty




    Początki pierwszej farmy trzcinowo-cukrowej




    Biblioteka w trakcie powstawania






    Początki Twierdzy Q




    Cegiełka do cegiełki, kamyczek do kamyczka




    Welcome to the machine




    Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate




    W końcu! Everybody melon!

    I to by było na tyle tym razem. Jakieś propozycje na przyszłość? A może ktoś poleci mi dobrego moda mapującego, żebym się nie gubił?
  22. Qbuś
    ... każdej chwili szkoda. Gry przygodowe to jeden z tych gatunków, które nieco przyschnęły przez ostatnie lata. Co jakiś czas wychodzi jakiś tytuł, czasem nawet niezły. Co prawda nie mam komputera, który pozwoliłby mi grać w nowe gry, ale i tak widać, że duże studia zdecydowanie stronią od tego gatunku. Mamy powroty w stylu odświeżenia Monkey Island, mamy serię Runaway, ale właściwie jedynym studiem, którego nowe twory przebijają się na szczyty internetów, jest Quantic Dream. Najlepszą ilustracją obecnego status quo jest to, że studio Double Fine (za którym stoi przecież Tim Schafer) musiało skorzystać z Kickstartera...



    Skąd tu nagle ten dziwny obrazek? Pojawia się on tu dlatego, że w tym miejscu muszę się podzielić pewnym faktem. Niszowość gier przygodowych nie ma zastosowania dla Japonii. Około 70% (słownie: siedemdziesięciu procent) gier wydanych w Japonii w 2006 roku to tzw. visual novels. Powieści wizualne wielu kojarzyć mogą się z hentai i innymi mackami, ale trzeba przyznać, że statystka robi wrażenie.
    Wracając jednak do tematu głównego - wszystko to wina, jak to często bywa, gracza RPG. William Crowther stworzył w połowie lat 70 poprzedniego wieku pierwszą grę przygodową, o jakże odkrywczym tytule Adventure - wymagała ona 300 kilobajtów pamięci, a była to interaktywna podróż po Jaskini Mamuciej (Kentucky, USA) z pewnymi elementami fantastycznymi. Grę potem rozwijał jeszcze Don Woods, a sama gra stała się bardzo popularna wśród entuzjastów komputerów i rozprzestrzeniała się po sieci ARPANET.


    Późniejsza wersja gry z dodanymi obrazkami

    Z czasem pojawił się Zork, pojawił się Ron Gilber i LucasArts, pojawił się Myst, lecz w latach 90 sytuacja zaczęła się pogarszać. Najdłuższa Podróż, Syberia i tym podobne to już, niestety, wyjątki. Chlubne, lecz nieliczne przebłyski. Sam do wielkich fanów gier przygodowych się nie zaliczam - często brakuje mi cierpliwości i irytują mnie zagadki, ale tym bardziej pamiętam przechodzenie Broken Sword 2 bez solucji (chyba jako jedyna gra) czy też Prisoner of Ice w CD-Actionowej wersji pełnej. Pamiętam też granie na Amidze w Monkey Island... po niemiecku (nie pytajcie).


    Hilfe!

    Pamiętam oczarowanie Najdłuższą Podróżą, pamiętam absurdalne (i świetnie zagrane) teksty z Discworld. Do czego jednak zmierza ten mój nieco nieskładny wywód? Ano do tego, że 'świeży' lub niedoświadczony gracz może mieć spore problemy ze znalezieniem czegoś dla siebie po przejściu np. Runaway. Co wybrać z GoGa? Czego szukać na Allegro?
    A tak poza tym, tak jak zwykle, ciekaw jestem Waszych opinii. Jakie są Wasze przygody z przygodówkami? Czy niszowość przygodówek jest zasłużona czy to tylko wynik 'każualizacji'?





    Look behind you, a Three-Headed Monkey!
    Guybrush Threepwood
    The Secret of Monkey Island

  23. Qbuś
    Przejście na nowy skrypt spowodowało sporo zamieszania oraz kontrowersji, ale dodało też i jedną ciekawą możliwość. Założenie drugiego bloga. Choć szczerze powiedziawszy, może i było to możliwe wcześniej. Correct me if I'm wrong. Nie jest to zresztą ważne - ważne jest to, że zastanawiam się teraz nad tym, czy nie założyć osobnego bloga dla mych Minecraftowych przygód...





    ^^ Click to englarge ^^

    Nie chcę Was zamęczać wpisami na blogu głównym, bo nie on od tego. Nie gram regularnie - czasem jednego dnia zrobię spore postępy, a czasem przez tydzień wcale (studia). Wczoraj w końcu wróciłem do opuszczonej kopalni i odkryłem skrzynkę z melonowymi ziarnami. Powoli rozbudowuję sobie zamek, stworzyłem nawet sobie wrota do Netheru, o. Ale czy kogoś to interesuje? Nie ma sensu tworzyć dodatkowego bloga, jeśli interakcja będzie zerowa.



    Pytam więc Was bez-ankietowo - wolicie regularnie (w miarę możliwości) wpisy na osobnym blogu, rzadsze wpisy na tym blogu czy może spalicie mnie na stosie, jeśli w ogóle wspomnę tu o Minecrafcie?
  24. Qbuś
    Spoza gór i rzek wyszliśmy na brzeg... O, przepraszam, nie ta pieśń. Hiatus srogi zapanował w tej mej serii wpisów. Nie bójcie się jednak (jedyny czytelniku), brak wpisów nie był spowodowany porzuceniem pomysłu, lecz brakiem potencjalnych treści. Nie chciałem tworzyć całego wpisu o jednej grze przeglądarkowej. Tym razem coś niecoś się zebrało, ale i tak głównym bohaterem tego wpisu, perłą nad perełki, jest pierwsza gra.


    THE SETTLERS ONLINE
    LINK - SIEĆ


    Miłośnikiem Settlersów byłem od dawna - w zasadzie od pierwszej części, którą obserwowałem u kolegi na Amidze. Już wtedy gra urzekała szczegółami i urokliwością. Na PC też trochę pograłem, ale stanąłem w okolicach części czwartej. To jednak historie na inny wpis. Przeglądarkowe strategie w stylu Ikariam znudziły mi się dawno, ale wiedziony ciekawością i sentymentem postanowiłem internetowym Osadnikom dać szansę. I do tego samego namawiam Was. Grafika prezentuje się bardzo dobrze - nieco cukierkowo, bajkowo i dość szczegółowo. Nieco szkoda, że animacje osadników ograniczone są do ich własnych budynków, a nie ma interakcji między nimi - drwal rąbie drzewo, cieśla przerabia je na deski, ale nikt nie przenosi materiałów od jednego do drugiego. Choć i bez tego wszystko prezentuje się ładnie.
    Zawieść mogą się jedynie gracze, którzy oczekują dynamicznej rozgrywki i konieczności sprawdzania gry co pół godziny. Niby można to robić i coś tam będzie się z tego miało, ale tylko do pewnego stopnia. Rozgrywka jest leniwa i bezstresowa. Gra jest jeszcze w fazie beta (jak 95% gier przeglądarkowych) i zapowiada się, że rozgrywka będzie wzbogacana.


    MONSTER'S DEN: CHRONICLES
    LINK - KONGREGATE


    RPG to gatunek, który wśród gier przeglądarkowych nie cieszy się zbytnią popularnością. Gry przeważnie są proste i oparte na jednym schemacie. Monster's Den: Chronicles to ciekawy wyjątek. Gra nie ustrzegła się pewnych uproszczeń - są tylko 3 scenariusze, 4 główne statystyki i niezbyt wiele czarów/umiejętności, ale za to przegląd poczwar jest ciekawy, przedmiotów sporo, a i rozgrywka taktycznie ciekawa. I to w dodatku bardzo podobna do Desciples - dwa rzędy po trzy pola dla obu stron, 4 postacie z naszej strony. Kilka klas z dwoma różnymi specjalizacjami... Jest dobrze. Na niskich poziomach trudności jest nieco za prosto, na wyższych ciężko, ale postaci nie tracimy, więc można je dość mocno 'dopakować'. Graficznie jest średnio, ale sama rozgrywka nadrabia.


    YOU ARE THE ROAD
    LINK - KONGREGATE


    Wiecie kim jest @PeterMolydeux? Wiecie czym był MolyJam 2012? Nie. No to koniecznie się dowiedzcie! A tak serio - Peter Molydeux to Twitterowa parodia pewnego znanego twórcy gier - na jego profilu regularnie pojawiają się różne szalone i odpałowe pomysły na gry. Większość z nich wydaje się kompletnie niegrywalna, lecz - jak to w Internecie bywa - znalazła się spora grupa osób chętna na zorganizowanie 48-godzinnego szału twórczego. Jeśli będę miał czas, to może sprawdzę nieco więcej gier i zrobię mini-przegląd.
    Tak czy siak - You Are The Road to jeden z owoców MolyJam - gra, w której sterujemy drogą... Rozgrywka nieco ograniczona, ale jednorazowej frajdy sporo. Na pohybel kierowcom!


    Książki ukazują pory na twarzy życia. Wygodni ludzie chcą tylko woskowych księżycowych twarzy, bez porów, bez włosów, bez wyrazu
    Ray Bradbury
    451° Fahrenheita

  25. Qbuś
    Wiem, że w odpowiednim temacie forumowych dyskusja toczy się już przed ponad 10 stron. W dodatku pewnie i w realu wszędzie dookoła pełno dyskusji dotyczących Euro 2012. Niektórzy z Was pewnie mają już dość... Cóż, ja dołożę swą cegiełkę. Swego czasu przeprowadziłem sondę przedwyborczą, więc stwierdziłem, że i tym razem nie ograniczę się do suchego zapytania.
    Ankieta wyszła całkiem długa - mam też nadzieję, że wszystko jasne. Pytanie drugie dotyczy zdroworozsądkowych przewidywań - innymi słowo: na kogo postawilibyście swe pieniądze. Pytanie trzecie bardziej emocjonalne i dopuszcza wybranie więcej niż jednej odpowiedzi. Pytania można by było mnożyć, ale zdecydowałem się tylko na zestaw podstawowy.
    Zachęcam oczywiście do komentowanie - tak, żeby wszyscy widzieli, jak trafne były Wasze przewidywania. Na zachętę podzielę się tym, że liczę na ćwierćfinał dla Polaków, a kibicował będę też Irlandii.


    Some people believe football is a matter of life and death, I am very disappointed with that attitude. I can assure you it is much, much more important than that. Bill Shankly
×
×
  • Utwórz nowe...