Skocz do zawartości
niziołka

Studia

Polecane posty

Więc jak? Na studia prawnicze twoim zdaniem idą tylko źli, pazerni ludzie, czy nawet ci dobrzy mają robione pranie mózgu w trakcie studiów? Bo ja raczej nie wierzę w żadną z tych opcji. Wszędzie trafią się gnidy, jak i wszędzie trafią się porządni ludzie - czasami jest to tylko kiepsko zbalansowane.

Zadam takie pytanie... Czy wiesz jak wygląda rekrutacja na takie studia i kto potem robi aplikacje i dostaje fuche w sądzie?

Tu masz poniekąd odp:

Z resztą o tym, że normalni studenci prawa, mają wielkie trudności z zaistnieniem w zawodzie wiadomo już od dawna.

Po drugie - pamiętaj, że ci sami 'specjaliści od wkręcania gwoździa nr 7, ale tylko tego', to są też ludzie, którzy cię otaczają, ludzie, którzy tworzą społeczeństwo, w którym żyjesz. Twoja potencjalna partnerka i dzieci, twoja rodzina, przyjaciele, a także inni mniej lub bardziej ważni dla ciebie ludzie. Także ci, którzy są przy władzy.

Strzał w 10, bo akurat po kim jak po kim ale po naszej władzy to widać :D

Co do potencjalnej partnerki/rodziny itp. Kazdy jest kowalem własnego losu i ma wpływ na to kim sie otacza ;)

Sad true...sam jestem ofiarą takiego stanu rzeczy. Póki zajęcia stanowiły głównie analiza, algebra i fizyka szło jak po maśle, bo nauka wyglądała identycznie jak w liceum, czyli kilka kolokwiuw w semestrze, po których zaliczeniu nie trzeba było martwić się o udział w egzaminie smile_prosty.gif

Niestety z czwartym semestrem wszystko się zmieniło i wszystko się rypło zarazem, bo nagle przed nami stanęły same projekty, z których większość nie była kontrolowana przez prowadzącego, aż do nadejścia terminu oddania...Tu jeszcze jakoś udało mi się nagiąć czasoprzestrzeń i wskoczyć wyżej, ale gdy na piątym semestrze projekty straszliwie się rozrosły już nie dałem rady

Zalezy kto co woli. ja wole to 2 i modle sie o koniec anala, fizyki, algebry. uw? :P

Dentysta, ktory nie umie traic w nerw szybko by skonczyl swoja kariere, bo IMO nie zdal by egzaminu lekarskiego, a osoba,

Uuu to coś nie tak bo wybacz ale mi pewna pani wbijała igle od środka11 razy! Potem stwierdziła, że mam dziwnie umiejscowiony nerw i chciała wbijać igłe... Od zewnątrz. Dodam, że wierciła 12 letniemu dziecku dziurę wiertłem o średnicy 2mm i założyła źle lekarstwo. Oczywiście wizyta była prywatna.

daj spokoj to ma byc rzeczowa dyskusja, a nie z marsa wziete przyklady.

Gratuluje, bo znam osoby dla ktorych san to taka rybka. Z JPII fakt troche przerysowany przykład ale znajde mase innych z życia wziętych.

San to ryba to tak skrajny przyklad ak bym powiedzial, ze wybralbym lekarza, ktory jest pedofilem, bo swietnie zna sie na sprawach serca,

Kompletnie nie obchodzi mnie kim był by mój lekarz, pedofilem, psycholem, mordercą - jezeli by mnie leczył dobrze. Oddzielam sprawy zawodowe od prywatnych.

Edytowano przez M@TH3V
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy wiesz jak wygląda rekrutacja na takie studia i kto potem robi aplikacje i dostaje fuche w sądzie?

A ty wiesz? Pytam serio.

Pięcioro moich znajomych składało rok temu papiery na prawo. Troje na UMK (Toruń), a dwoje na UAM (Poznań). Tylko jedna osoba z tych pięciu ma w rodzinie prawnika (ojca konkretnie). I wiesz co się okazało? Właśnie ta osoba nie dostała się na dzienne. Oprócz tego, jak wynika z relacji moich znajomych, po pierwszym roku zaskakująco spora ilość synów i córek prawników pożegnało się już ze studiami. Jasne, że nie odpadli zaraz wszyscy, ale to, że masz w rodzinie prawnika jeszcze o niczym nie świadczy.

Z pracą będą mieli pewnie łatwiej, ale to chyba normalne? Jeśli mój ojciec byłby dajmy na to piekarzem, to chyba oczywiste jest, że pracowałbym u niego bez większych problemów? Tak jest w każdej dziedzinie życia, a nie tylko na prawie.

M@TH3V: Owszem, nie powinno. Ale z tym nic nie da się niestety zrobić - układy są wszędzie. ;]

Edytowano przez 47
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@M@TH3V

Ja nie znam ludzi twierdzacych, ze San to ryba zgadzam sie, ze ludzi po prostu glupich jest w Polsce calkiem sporo. Nie bede sie wdawal w dyskusje dokladna na temat poziomu ludzi, bo nie jest to ten temat. Moj brat po prostu zapisal sie na studia prawnicze na IRK i sie dostal, bo mial odpowiednia ilosc pkt. na egzaminie maturalnym, jesli znasz jakies konkretne przekrety to je opisz, bo nie lube opisywania wielokrotnie powielonego stereotypu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak jest w Toruniu, Poznaniu, Gdansku, Szczyrku itp.

Wystarczy mi, że wiem jak to wygląda w Warszawie i zwłaszcza w Krakowie. I nie tak pieknie jak piszesz.

Ja nie znam ludzi twierdzacych, ze San to ryba zgadzam sie, ze ludzi po prostu glupich jest w Polsce calkiem sporo

Bym rozgraniczył przy tym głupich i niedokształconych.

A chcesz wiedziec jak wygląda w Krakowie? Przjerzyj nazwiska prawników, sędziów i zobaczysz pewną ciekawą rzecz.

Z pracą będą mieli pewnie łatwiej, ale to chyba normalne?

W pewnych zawodach tak nie powinno być i nie powinno być czymś normalnym. Prawnik, lekarz, inzynier. Bo synowie/córeczki tatusia/mamusi moga wiele złego narobić ;)

Edytowano przez M@TH3V
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie brzmi banalnie, a po prostu idiotycznie, jesli czlowiek wie ile jest warty i ma pewne swoje zasady traktowania ludzi to nie wmanewruje sie w to co mowia inni. Jestes urzednikiem, ze opowiadaz czego ucza stare urzedniczki mlodych ? Ja spotkalem pare urzedniczek, ktore byly usmiechniete i sympatyczne, ale lepiej ulegac stereotypom i pisac bzdury, prawda ?

Po pierwsze proponuję zapoznać się z zasadami kulturalnej dyskusji.

Po drugie w wolnym czasie czesto pomagam tacie w prowadzeniu firmy budowlanej i np. w czasie wakacji w urzędzie jestem czasem kilka razy w tygodniu i wierz mi, sympatyczne na pierwszy rzut oka Panie zdecydowanie częściej okazują się typowymi betonami, które starają się mnie jak najszybciej spławić. No sry, ale jeśli zasuwam do urzędu z jakimś byle świstkiem, czekam na wejście do biura pół godziny, pani po zerknięciu na kartkę informuje mnie, że sprawa potrwa 2 tygodnie, a kiedy wracam za te 2 tygodnie Pani wyciąga tę samą karteczkę, spogląda na nią krótko i bez zastanowienia podbija, to ja się pytam, co kierowało nią gdy wcześniej odsyłała mnie do domu. Moja strata wynosi: paliwo na 2 kursy po 60 kilometrów w dwie strony i godzina siedzienia na korytarzu w oczekiwaniu na swoją kolej. A panią kosztowało to ruch nadgarstkiem... Nie wspominając już o sytuacjach, gdy przez takie właśnie olewactwo urzędników okazuje się, że firma budowlana jest w stanie dokonać remontu kilkuset metrowego pomieszczenia w 2 dni. Oczywiście tylko na papierze...:wink:

Nie kieruję się tu żadnymi stereotypami, a własnymi doświadczeniami z kontaktów z urzędnikami...tak więc proszę nie imputować mi rzeczy, których nie napisałem. Nie zaszufladkowałem wszystkich urzędników, a jedynie stwierdziłem ogrom zjawiska, z którym na co dzień się spotykam...EOT

uw?

polibuda... :sleep:

Edytowano przez RIP1988
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie brzmi banalnie, a po prostu idiotycznie, jesli czlowiek wie ile jest warty i ma pewne swoje zasady traktowania ludzi to nie wmanewruje sie w to co mowia inni. Jestes urzednikiem, ze opowiadaz czego ucza stare urzedniczki mlodych ? Ja spotkalem pare urzedniczek, ktore byly usmiechniete i sympatyczne, ale lepiej ulegac stereotypom i pisac bzdury, prawda ?
Ale ze stereotypami jest łatwiej, bo człowiek nie musi myśleć - wystarczy mu zobaczyć jakąś osobę, dowiedzieć, czym się zajmuje, żeby móc dokładnie wiedzieć, jaką jest osobą. Wiara w stereotypy jest jak wiara w horoskopy z gazet. Mnie jakoś nie przekonuje wizja, że co 12 osobę tego dnia ma spotkać to samo :P Z urzędnikami jest jak ze wszystkimi innymi ludźmi - są i ci niesympatyczni i leniwi, i zwyczajni, i ci uśmiechnięci i pomocni. Osobiście częściej natykam się na ten drugi typ, bo wiem, że idąc do takiego miejsca, to JA potrzebuję mieć coś załatwionego - a nie ktoś inny potrzebuje mi coś załatwić. Dlatego też uprzejmie witam się, tłumaczę, o co mi chodzi i prawie nie zdarza się, abym była niesympatycznie potraktowana.

Gratuluje, bo znam osoby dla ktorych san to taka rybka. Z JPII fakt troche przerysowany przykład ale znajde mase innych z życia wziętych.
No właśnie - masę... I wreszcie docieramy do tego, o co mi chodziło od początku rozmowy: ponieważ ludzie coraz bardziej się specjalizują w jakiejś wąziutkiej dziedzinie, a kultura przestaje mieć jakąkolwiek wartość, w szkołach, a także na uczelniach - czyli tam, gdzie kształci się młodych ludzi, którzy stanowią 'wymiennik' pokoleniowy, to takich przykładów z życia wziętych będzie coraz więcej. Dlatego też uważam, że osoba o tzw. 'wyższym wykształceniu' powinna umieć coś więcej, niż tylko znać się na jakiejś wąziutkiej specjalizacji, mieć jakiekolwiek zaczepienie w tle kulturowym. Zamiast tego, wszyscy nauczyciele związani z rozwijaniem kulturalnym uczniów (jak plastycy, muzycy) są najbardziej gnębionymi osobami w szkole.

Zalezy kto co woli. ja wole to 2 i modle sie o koniec anala
To rzeczywiście was męczą na tej uczelni :D

A chcesz wiedziec jak wygląda w Krakowie? Przjerzyj nazwiska prawników, sędziów i zobaczysz pewną ciekawą rzecz.
Dziwne by było, gdyby takie stanowisko było wolne od nepotyzmu, jeżeli tyle innych jest ;] Ciekawe jest jednak to, że nawet nie zauważyłeś innej prawidłowości - tego, że studenci z rodziny prawniczej/lekarskiej/urzędniczej często wybierają taki zawód, jak rodzice nie dlatego, że liczą na jakieś bonusy, tylko dlatego, że wiedzą, czego się tam spodziewać, mają pewność, że znajdą kogoś, kto im pomoże, dodatkowo - wiele firm, np. prawniczych jest firmami rodzinnymi i dzieci same przygotowują się do tego, żeby początkowo odciążyć rodziców w pracy, a później samemu przejąć firmę, kiedy rodzice odejdą na emeryturę.

Wiem, że takie 'wsparcie' rodzinne działa w ten sposób, bo sama pochodzę z rodziny, w której wiele osób ma wykształcenie nauczycielskie - babcia, mama, wujostwo... Sama jednak zerwałam ten łańcuch z dwóch prostych powodów - jestem raczej typem wolącym pracować samodzielnie/w małym zespole. Drugi powód -za bardzo drażni mnie bezczelność i ignorancja. A patrząc na to, w jak koszmarnej sytuacji znajdują się teraz nauczyciele (i fakt, że zapowiada się, że będzie tylko gorzej - i z brakiem szacunku wobec zawodu i względem płac), wybrałam inną drogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie - masę... I wreszcie docieramy do tego, o co mi chodziło od początku rozmowy: ponieważ ludzie coraz bardziej się specjalizują w jakiejś wąziutkiej dziedzinie, a kultura przestaje mieć jakąkolwiek wartość, w szkołach, a także na uczelniach -

I znów wracamy do punktu wyjścia... Bo studia są od tego by sie specjalizować w wąskiej dziedzinie i być w nie najlepszym. Na kulture masz od 6 do 18 roku życia czas. Potem przychodzą studia, robisz wąską dobra specjalizacje i potem znów po studiach masz czas na kulturę, w czym tu widzi ktoś problem? :P Osoba z wyzszym wykształceniem powinna miec zaszczepione w sobie chęć poznania świata ;)

To rzeczywiście was męczą na tej uczelni biggrin_prosty.gif

:D Kiedys i tak było gorzej bo analiza była bardziej rozprzestrzeniona w czasie:)

jak rodzice nie dlatego, że liczą na jakieś bonusy, tylko dlatego, że wiedzą, czego się tam spodziewać, mają pewność, że znajdą kogoś, kto im pomoże, dodatkowo - wiele firm, np. prawniczych jest firmami rodzinnymi i dzieci same przygotowują się do tego, żeby początkowo odciążyć rodziców w pracy, a później samemu przejąć firmę, kiedy rodzice odejdą na emeryturę.

Nie. Rodzice jak i dzieci wiedzą, że jest to prosty, miły, zarobek bez ciężkiej pracy. Swoja drogą emerytura u prawników to dość takie dziwne określenie.

U nauczycieli kompletnie mi nie przeszkadza z ojca na syna, z babki na matke itp, bo jak pisałem wiekszych szkód to nie przynosi. A praca tez raczej milutka zwłaszcza dla kobiet, wakacje, pensja ok.

Osobiście częściej natykam się na ten drugi typ, bo wiem, że idąc do takiego miejsca, to JA potrzebuję mieć coś załatwionego

Na razie miły "urzędnik" a dokładnie urzędniczka zdarzyła mi sie tylko 1 raz, na WKU :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A praca tez raczej milutka zwłaszcza dla kobiet, wakacje, pensja ok.

Idź pracować z dwudziestoma ośmioma siedmiolatkami po 5-6 godzin dziennie, użeraj się z rodzicami, którzy skarżą się do dyrektorki, że "Pani wychowawczyni doprowadziła moją Martusię do płaczu, bo kazała jej przestać rozmawiać z koleżanką! Co za bezczelność!", a to wszystko za 2 tysie na rękę po dwudziestu latach pracy. No, chyba, że patrzymy na tą piękną pensję brutto ze wszystkimi możliwymi dodatkami, wtedy faktycznie moja matka jest bogata. Milutka praca :F

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisz to:

Policjantowi, Strażakowi, Górnikowi, Pielęgniarce, Listonoszowi, Dostawcy, Kierowcy, Robotnikowi, Drogowcom(*w kazdym innym panstwie tylko nie w Polsce), Sprzątaczce, właścicielowi rozwijającej się firmy.

Ich reakcja będzie bezcenna. :)

Edytowano przez M@TH3V
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minimum wiedzy ogólnej zdobywamy w szkole. Mój brat, po zakończeniu zajęć związanych ze sztuką i przygotowujący się do matury był zaskoczony, że Tycjan jest malarzem renesansowym, a nie starożytnym. Większość uczniów po szkole średniej dopiero od 10 IV 2010 albo od filmu A.Wajdy wie, że to Rosjanie, a nie Niemcy dokonali zbrodni katyńskiej, albo wymieniają Bolesława IV Rogatkę jako jednego z polskich królów (i to leżących na Wawelu!). Moim zdaniem - ogólna nauka w szkołach średnich jest niewystarczająca, a od osoby pretendującej do tyłu 'z wyższym wykształceniem' można by wymagać, aby rzeczywiście potrafiła powiedzieć cokolwiek więcej, niż tylko w swojej wąskiej specjalizacji?

To jest też powód upadku znaczenia tytułów magisterskich - okazuje się, że absolwenci szkół wyższych potrafią tylko wykonywać swoją pracę na podstawie obkutych formułek, nic poza tym sobą nie reprezentując.

Ciągle upierasz się przy wiedzy historycznej. A co z wiedzą bardziej praktyczną, jak ekonomia, prawo czy polityka? Tu również należałoby wymagać od osób, które studiują opanowania podstaw tych dziedzin. A czy przeciętny student historii posiada wiedzę o tym, co to jest pozew? No właśnie. Od tego jest prawnik i przyszły historyk z problemem prawnym uda się do prawnika. Z problemem zdrowotnym do lekarza itd.

Wiedza ogólna powinna być niezbędna tylko do zwykłego funkcjonowania, czyli każdy powinien znać np. Konstytucję RP, ale nie musi mieć opanowanych kodeksów. Podobnie z wiedzą dotyczącą zdrowia, wystarczą podstawy, żeby po prostu wiedzieć, kiedy dzieje się coś niedobrego z naszym organizmem i należy udać się do lekarza.

Nie do końca się z tym zgodzę. Zawsze było tak, że osoby wykształcone w danej dziedzinie tworzyły coś w rodzaju zamkniętych grup i np. informatycy tworzą inną społeczność od prawników. W zasadzie filolog i inżynier nie znajdą wspólnego naukowego tematu.

Ależ to są jego poglądy społeczne, dostosowane do tamtejszej kultury i warunków życia (jednak problem niewolnictwa dalej jest obecny - więc jest to temat aktualny, podchodzący też pod zajęcia z etyki). Poza tym - w czym przeszkadzałoby uczenie 'filozofii przyrody' - choćby tego, jak Demokryt wymyślił atom bez posiadania nowoczesnej aparatury (trudno powiedzieć o odkryciu, jeśli nie był w stanie udowodnić jego istnienia)? Poza tym - nawet, gdyby miały być omawiane bardziej społeczne i moralne strony filozofii, to co w tym złego? To właśnie charakteryzuje filozofię: jest ponadczasowa.

A więc czym wyjątkowym jest filozofia, jeżeli jest dostosowana do kultury i warunków życia? Taka filozofia nie wykracza poza żadne schematy, poza to, co jest obecne tu i teraz.

Niestety prawnicy to ludzie pozbawieni jakiejkolwiek logiki (i moralności). Więc matma/logika + masa etyki dla przyszłych prawników i sędziów była by wskazana.

Przecież logika jest jednym z podstawowym przedmiotów na prawie i to na dodatek przeważnie na pierwszym roku. Ponadto na UJ w tym roku podczas rekrutacji była brana pod uwagę matematyka, która mogła zastąpić... historię!

A tu się z Tobą zgadzam. Miałem do czynienia z wieloma "prawnikami" (o ile można tym terminem nazwać kogoś, kto nie ma jeszcze nawet podstawowej aplikacji) i muszę przyznać, że to ludzie myślący paragrafami i kodeksami - do logiki im daleko jak mi do tańca. Są to umysły nastawiane przez te lata, na postrzeganie świata w kategorii podwójnego S (no i przy okazji $$), ludzie działający automatycznie, bez jakiejkolwiek wiedzy praktycznej.

No i te rozmowy.... "kupiłem wczoraj kodeks w skórzanej oprawie, chłopaki"

"pokaż, pokaż"

"jaki fajny, ile dałeś"

"mogę potrzymać ?"

Nie, ja podziękuje za studentów prawa.

Prawnik właśnie jest zobowiązany do myślenia paragrafami!

W końcu mówi się nawet, że sędzia jest ustami ustawy.

Z tym myśleniem wyłącznie o pieniądzach przesadzasz. Co prawda spora część tak właśnie myśli, są to przeważnie osoby, których rodzice znajdą się w tym środowisku i ich zadaniem jest po prostu kontynuowanie rodzinnego interesu. Lecz zapomina się o tym, że dzisiaj praca prawnika wcale nie jest tak dochodowa. Bo w końcu praca w sektorze publicznym, czyli np. sędziowie czy prokuratorzy, nie jest już tak atrakcyjna jak za PRU-u, kiedy to w zasadzie nie było międzynarodowych firm. Dzisiaj dobry informatyk może zarobić dużo więcej od sędziego, jeżeli pracuje w międzynarodowej firmie.

Ponadto nie rozumiem, dlaczego panuje taki stereotyp, że studenci prawa sobie nie pomagają... Studenci prawa są takimi samymi studentami jak inni. I warto aby zarówno sami studenci prawa, jak i inni o tym pamiętali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problemy tutaj robią z cytowaniem poprzedających postów, a nie chce mi się czekać, aż ktoś coś mądrego napisze więc na odległość się odwołam do posta 8x9:)

Zgadzam się całkowicie z tym, że pożądana jest wiedza praktyczna, spoza studiowanego kierunku. Wiadomo, że niziołka się odwołuje do historii, bo to jej podwórko, a ten przykład z Rogatkami to nawiązanie do jednej z wcześniejszych dyskusji na forum. Niemniej jak dla człowiek z wyższym wykształceniem powinien legitymować się jakąś elementarną wiedzą z wielu dziedzin i dla przykładu nie mieszać Piastów z Jagiellonami, nawet w wypadku kiedy nie będzie to mieć nigdy dla niego jakiegoś ogromnego praktycznego zastosowania. Nie mam tutaj na myśli produkowania w dzisiejszych czasach ludzi renesansu, bo wiadomo, że specjalizowanie się jest dziś dużo bardziej opłacalne, ale moim zdaniem to wyższe wykształcenie powinno być nie tylko papierem poświadczającym pięć lat specjalizowania się, ale również takim moralnym świadectwem człowieka mającego szerokie horyzonty, bo w końcu człowieka nauki. Zdaję sobie jednak sprawę, że to tylko wyidealizowana fikcja, bo niestety wielu idiotów studiuje i spora ich cześć kończy te studia, tak więc powrót do czasów kiedy magister był poważaną personą raczej już nie powróci.

Jednak nie dam rady, najwyżej się jakiś moderator przyczepi (pozdrawiam gorąco :heej: )

Nie do końca się z tym zgodzę. Zawsze było tak, że osoby wykształcone w danej dziedzinie tworzyły coś w rodzaju zamkniętych grup i np. informatycy tworzą inną społeczność od prawników. W zasadzie filolog i inżynier nie znajdą wspólnego naukowego tematu.

Tutaj ja się do końca nie zgodzę. Jasne, że nie będę tłumaczył filologowi dowodu twierdzenia Hurwitza, ani rozwiązywał z nim całek podwójnych, ale jak już ktoś wcześniej wspominał choćby filozofia z logiką się przeplata w wielu miejscach, więc jak się znajdzie odpowiednią osobę to można wywiązać bardzo ciekawe dysputy i czasem spojrzeć z innej strony na swoją dziedzinę. BTW np. semantyka i syntaktyka, nie powinny być obce zarówno inżynierowi jak i filologowi :D

Abstrahując już od tych skrajnych przykładów, chętnie streszczę jakiego typu problemy ma spory odsetek ludzi zamkniętych właśnie w takiej grupie o jakiej wspominasz. Mowa o kolegach informatykach z kierunku, żeby nie było wątpliwości. Ludzie techniki, ścisłowcy, zdałoby się, że przyszła elita polskiej myśli technicznej. Gdzieś tak 50% stanowi właśnie takie hermetyczne grupki, duszą się tam we własnym sosie i całymi dniami siedzą przy kompach. Jedni programują w pocie czoła inni grają cały dzień w WoW-a, niemniej problemy mają wspólne. Na wszelakich laboratoriach, gdy coś nie jest napisane w instrukcji, to Ci ludzie są bezradni niczym żuczki gnojarki przewrócone na pancerzyk - machają jedynie nieporadnie nóżkami i zawodzą w swojej niemocy. Głupie zadanie z tekstem sprawia problem, bo nie ma podanych na tacy danych. W dziekanacie to prawie płaczą, bo jak ktoś nie powie jak krowie na rowie, co, gdzie i kiedy mają przynieść to są jak dzieci we mgle. Ile razy mnie ktoś molestuje na gg z banalnymi pytaniami, które są w pierwszych pięciu zapytaniach na google.

Jedyne czym się łudzę, to, że rynek pracy zweryfikuje takich studentów i skończą oni w Macu, bo gdzie indziej to zginą niechybnie (niestety ostatnie poszukiwania pracy udowodniły mi, że system rekrutacji, nie działa tak aby eleminiować ten element).

Właśnie w takich życiowych sytuacjach wychodzi przydatność tej wiedzy ogólnej, to ona potrafi wspomóc zaradność życiową. Na cholerę komu inzynier - człowiek z natury posiadający smykałkę do techniki- , który nie potrafi wymienić oleju w kosiarce, nie wie co to jest imbus i z nikim nie gada, bo jego zainteresowania się kończą na graniu w WoW'a, a zresztą i tak miałby problem sklecić trzy zdania w ojczystym języku.

Ponadto nie rozumiem, dlaczego panuje taki stereotyp, że studenci prawa sobie nie pomagają... Studenci prawa są takimi samymi studentami jak inni. I warto aby zarówno sami studenci prawa, jak i inni o tym pamiętali.

Ja u siebie na kierunku widzę wyścig szczurów i w sumie pomocy nidy nikomu nie odmówiłem, a sam nie raz nie dwa byłem zbywany jakimiś tanimi wykrętami na poziomie pies mi zjadł notatki. Wiadomo są ludzi na których zawsze można liczyć, ale to bardzo wąska grupa. Co do studentów samego prawa, to nie mam bezpośredniego kontaktu, ale dwóch kolegów z ogólniaka studiuje prawo na UJ, no i jakoś mi nie wyperswadowali tych stereotypów. Wiadomo, że to nie jest tak, że prawo to zuo wcielone, jednak potwierdzili, że jest spory odsetek ludzi, którzy myślą, że studiując prawo (szczególnie na UJ) złapali Pana Boga za nogi i się tym strasznie podniecają. Akcje typu bieganie na każdy wykład w garniaku czy też pogardliwe traktowanie studentów innych kierunków nie są rzadkością.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UP: Problemem jest chyba cytowanie całego poprzedniego posta, w kawałeczkach już raczej można. :)

Ja u siebie na kierunku widzę wyścig szczurów i w sumie pomocy nidy nikomu nie odmówiłem, a sam nie raz nie dwa byłem zbywany jakimiś tanimi wykrętami na poziomie pies mi zjadł notatki. Wiadomo są ludzi na których zawsze można liczyć, ale to bardzo wąska grupa.

Może to zależy od prestiżu uczelni (a ATH w Bielsku raczej prestiżowe nie jest, he) albo nie dotyczy pierwszego roku (który wszędzie jest chyba lekko zwariowany, chaotyczny, ale przez to taki fajny), jednakowoż u nas od samego początku prawie wszyscy byli otwarci, skorzy do pomocy, a wspólna niewiedza dotycząca prawie wszystkiego podziałała integrująco - do tego stopnia, że po poproszeniu o notatki osoby, z którą się nie zamieniło jednego słowa, otrzymywało się je bez problemu (przy okazji zawierając kolejną nową znajomość). Oczywiście ciężko by było wydębić pomoce naukowe od kogoś mego pokroju, ale takie osobniki też się przydawały - choćby przy okazji dnia otwartego uczelni czy do zbajerowania pani z dziekanatu/kogokolwiek. Wyścig szczurów? A o co tu się, kurde-bele, ścigać? Ja zaobserwowałem raczej sytuację wręcz odwrotną, tym bardziej żałuję, że nie dane mi będzie studiować z tymi ludziskami dalej.

W kwestii przyszłych prawników, to znam - zdaje się - trzech i o żadnym nie da się powiedzieć "normalny", ale wszyscy są wypaczeni raczej w pozytywny sposób, dlatego nic nowego do opinii o ludziach idących na prawo nie wniosłem tą wypowiedzią. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

POLIPOLIK, często są to osoby, które mają naprawdę sporą wiedzę, a taka "nienormalność" bywa jedynie oznaką dystansu do swojej osoby. ;)

Zgadzam się całkowicie z tym, że pożądana jest wiedza praktyczna, spoza studiowanego kierunku. Wiadomo, że niziołka się odwołuje do historii, bo to jej podwórko, a ten przykład z Rogatkami to nawiązanie do jednej z wcześniejszych dyskusji na forum. Niemniej jak dla człowiek z wyższym wykształceniem powinien legitymować się jakąś elementarną wiedzą z wielu dziedzin i dla przykładu nie mieszać Piastów z Jagiellonami, nawet w wypadku kiedy nie będzie to mieć nigdy dla niego jakiegoś ogromnego praktycznego zastosowania. Nie mam tutaj na myśli produkowania w dzisiejszych czasach ludzi renesansu, bo wiadomo, że specjalizowanie się jest dziś dużo bardziej opłacalne, ale moim zdaniem to wyższe wykształcenie powinno być nie tylko papierem poświadczającym pięć lat specjalizowania się, ale również takim moralnym świadectwem człowieka mającego szerokie horyzonty, bo w końcu człowieka nauki. Zdaję sobie jednak sprawę, że to tylko wyidealizowana fikcja, bo niestety wielu idiotów studiuje i spora ich cześć kończy te studia, tak więc powrót do czasów kiedy magister był poważaną personą raczej już nie powróci.

Rozumiem. Również podzielam ten pogląd, ponieważ chciałbym, aby każda osoba z wyższym wykształceniem prezentowała wysoki poziom wiedzy nie tylko w swojej dziedzinie, lecz i poza nią. Jakby nie było, jest to w interesie nas wszystkich, ponieważ idąc do urzędu, byłbym pewien, że moją sprawę załatwi kompetentna osoba.

Ale jak słusznie zauważyłem, to idealizm, do którego mimo wszystko powinno się dążyć.

Ale na razie głównym priorytetem jest to, aby absolwenci przede wszystkim byli dobrzy z tego, co studiują. Na razie absolwenci szkół wyższych mają problem ze znalezieniem pracy i wydaje mi się, że to jest o wiele poważniejszy problem, ponieważ co z tego, że każdy mgr będzie miał wiedzę dużo większą od dr równorzędnego kierunku np. w Anglii, skoro taka osoba nie będzie pracować, a więc jej wiedza nie zostanie wykorzystana.

Tutaj ja się do końca nie zgodzę. Jasne, że nie będę tłumaczył filologowi dowodu twierdzenia Hurwitza, ani rozwiązywał z nim całek podwójnych, ale jak już ktoś wcześniej wspominał choćby filozofia z logiką się przeplata w wielu miejscach, więc jak się znajdzie odpowiednią osobę to można wywiązać bardzo ciekawe dysputy i czasem spojrzeć z innej strony na swoją dziedzinę. BTW np. semantyka i syntaktyka, nie powinny być obce zarówno inżynierowi jak i filologowi

Chodziło mi o tematy związane z daną dyscypliną. W końcu nawet często matematycy nie są w stanie porozumieć się z fizykami, a wydawałoby się, że nie powinno być z tym problemu. Na pewno gdzieś można znaleźć wspólny temat, ale nie w "rdzeniu" danej nauki, dlatego też tworzą się grupy. Inny przykład - zawodowi kierowcy samochodów. Tworzą oni "inny" język, który dla kogoś, kto wsiada za kółko po praz pierwszy, może być niezrozumiały, jak np. miśki itd.

Abstrahując już od tych skrajnych przykładów, chętnie streszczę jakiego typu problemy ma spory odsetek ludzi zamkniętych właśnie w takiej grupie o jakiej wspominasz. Mowa o kolegach informatykach z kierunku, żeby nie było wątpliwości. Ludzie techniki, ścisłowcy, zdałoby się, że przyszła elita polskiej myśli technicznej. Gdzieś tak 50% stanowi właśnie takie hermetyczne grupki, duszą się tam we własnym sosie i całymi dniami siedzą przy kompach. Jedni programują w pocie czoła inni grają cały dzień w WoW-a, niemniej problemy mają wspólne. Na wszelakich laboratoriach, gdy coś nie jest napisane w instrukcji, to Ci ludzie są bezradni niczym żuczki gnojarki przewrócone na pancerzyk - machają jedynie nieporadnie nóżkami i zawodzą w swojej niemocy. Głupie zadanie z tekstem sprawia problem, bo nie ma podanych na tacy danych. W dziekanacie to prawie płaczą, bo jak ktoś nie powie jak krowie na rowie, co, gdzie i kiedy mają przynieść to są jak dzieci we mgle. Ile razy mnie ktoś molestuje na gg z banalnymi pytaniami, które są w pierwszych pięciu zapytaniach na google.

Jedyne czym się łudzę, to, że rynek pracy zweryfikuje takich studentów i skończą oni w Macu, bo gdzie indziej to zginą niechybnie (niestety ostatnie poszukiwania pracy udowodniły mi, że system rekrutacji, nie działa tak aby eleminiować ten element).

No cóż. Ale takie osoby jak będą dobre w tym, co robią, to zarobią tyle, że zatrudnią sobie jakiegoś asystenta od załatwiania spraw, na których się nie znają, czyli ktoś za nich będzie załatwiał sprawy urzędowe. Ale o tym też piszę - ciężko byłoby mi z taką osobą porozumieć się, gdyby nagle zaczęła używać słów z WoW-a czy żargonu informatyków.

Właśnie w takich życiowych sytuacjach wychodzi przydatność tej wiedzy ogólnej, to ona potrafi wspomóc zaradność życiową. Na cholerę komu inzynier - człowiek z natury posiadający smykałkę do techniki- , który nie potrafi wymienić oleju w kosiarce, nie wie co to jest imbus i z nikim nie gada, bo jego zainteresowania się kończą na graniu w WoW'a, a zresztą i tak miałby problem sklecić trzy zdania w ojczystym języku.

Można byłoby zapytać po co komu mechanik, który nie zna się na elektronice samochodowej? Ano po to, że zna się na zawieszeniu. Dzisiaj w zasadzie już nie ma mechanika, do którego pojedziemy i z problemem elektronicznym, i mechanicznym. Epoka Maluchów czy Syrenek już się skończyła.

Jeżeli natomiast chodzi o brak komunikacji z innymi i nieumiejętność pisania po polsku, to te umiejętności powinien posiadać licealista. Należy do to wiedzy ogólnej, a więc tu błąd popełniono w trakcie edukacji. Pamiętajmy, że różnie to bywa i często "olewanie" w szkołach przez nauczycieli pewnych przedmiotów, jak np. WoS, skutkuje tym, że młodzież nie uczestniczy w życiu publicznym.

Ja u siebie na kierunku widzę wyścig szczurów i w sumie pomocy nidy nikomu nie odmówiłem, a sam nie raz nie dwa byłem zbywany jakimiś tanimi wykrętami na poziomie pies mi zjadł notatki. Wiadomo są ludzi na których zawsze można liczyć, ale to bardzo wąska grupa. Co do studentów samego prawa, to nie mam bezpośredniego kontaktu, ale dwóch kolegów z ogólniaka studiuje prawo na UJ, no i jakoś mi nie wyperswadowali tych stereotypów. Wiadomo, że to nie jest tak, że prawo to zuo wcielone, jednak potwierdzili, że jest spory odsetek ludzi, którzy myślą, że studiując prawo (szczególnie na UJ) złapali Pana Boga za nogi i się tym strasznie podniecają. Akcje typu bieganie na każdy wykład w garniaku czy też pogardliwe traktowanie studentów innych kierunków nie są rzadkością.

Zapomnieli dodać, że latanie na zajęcia z laptopem...

Ale nie tylko na kierunkach, na które trudno się dostać można spotkać takie osoby. Często jest tak, że ambitne panie po czterdziestce bywają o wiele bardziej szkodliwe dla otoczenia niż nadgorliwy student prawa. A, zwłaszcza na studiach niestacjonarnych, takich pań jest coraz więcej, dlatego że w niektórych zawodach istnieje taki wymóg.

Dlatego też takie osoby nie są tylko na prawie. Sam zresztą wspomniałeś, że i u Ciebie zdarzają się podobne zachowania.

Zdaję sobie sprawę z tego, dlatego napisałem, że zarówno studenci prawa, jak i pozostali studenci powinni przede wszystkim wiedzieć, że są takimi samymi studentami.

Ponadto dzisiaj prawo nie jest już takie prestiżowe, co zresztą wspomniałem w poprzednim wpisie.

Nadal uważam, że na studiach powinno się poszerzać wiedzę z tej dziedziny, która nas szczególnie interesuje. Warto pamiętać o tym, że studia nie powinny, wręcz nie mogą, brać na siebie odpowiedzialności za błędy edukacyjne na niższych szczeblach. Każdy licealista czy absolwent technikum powinien przede wszystkim umieć pisać po polsku, znać co najmniej jeden język obcy na co najmniej komunikatywnym poziomie, znać historię Polski i najważniejsze wydarzenia historyczne świata, wiedzieć, że należy uczestniczyć w życiu publicznym itd. Jeżeli absolwent szkoły średniej tego nie potrafi, to na studia nie powinien iść, ale z drugiej strony taka osoba zdała maturę, a jak wiadomo to matura jest przepustką na studia, a nie świadectwo ukończenia szkoły średniej. A więc można wnioskować, że na studiach nie jest wymagana... elementarna wiedza, bo jeżeli ktoś ledwo, ledwo zdał maturę z podstawowych przedmiotów, lecz np. informatykę na 100% na poziomie rozszerzonym, to taka osoba na pewno dostanie się na studia informatyczne i podczas studiów w zasadzie brak umiejętności poprawnego pisania po polsku nie przekreśli kariery takiej osobie.

Edytowano przez 8x9
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znów wracamy do punktu wyjścia... Bo studia są od tego by sie specjalizować w wąskiej dziedzinie i być w nie najlepszym. Na kulture masz od 6 do 18 roku życia czas. Potem przychodzą studia, robisz wąską dobra specjalizacje i potem znów po studiach masz czas na kulturę, w czym tu widzi ktoś problem? tongue_prosty.gif Osoba z wyzszym wykształceniem powinna miec zaszczepione w sobie chęć poznania świata
Więc 3-5 lat studiów ma być okresem zupełnego ignorowania rozwoju 'pozaspcjalizacyjnego'? Bo wg. tego, co piszesz, kultury człowiek uczy się w do końca liceum i od zakończenia studiów, wobec czego przez cały okres pretendowania do posiadania wyższego wykształcenia można sobie ignorować wszystko poza wiedzą związaną tylko i wyłącznie z kierunkiem studiów?

Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie - studia mają być okresem, w czasie którego nauczymy się samodzielnie wydzielać czas 'poza obowiązkowy' właśnie na kulturę - choćby ze względu na mnóstwo imprez kulturalnych organizowanych i ogłaszanych na uczelniach, albo choćby poprzez czytanie odpowiedniej literatury, słuchaniem, co się dzieje na świecie.

U nauczycieli kompletnie mi nie przeszkadza z ojca na syna, z babki na matke itp, bo jak pisałem wiekszych szkód to nie przynosi. A praca tez raczej milutka zwłaszcza dla kobiet, wakacje, pensja ok.
Czyli całkowicie potwierdziłeś to, co wcześniej pisałam o tym 'dlaczego nie chciałam być nauczycielką' - bo zwyczajnie nie masz żadnego pojęcia na temat tego, jak wygląda ta praca i idziesz prosto z nurtem powszechnego stereotypu ;)

Nauczyciel ma wakacje - które są dla niego zwykle jedyną szansą na podleczenie gardła, bo jego choroby, wraz z utratą głosu, są zawodowymi chorobami nauczyciela. Wiele prac nie wymaga aktywności w każdej minucie pracy, praca nauczyciela - tak. Non-stop trzeba pilnować uczniów, być przygotowanym na każdą minutę, 5 minut, na każde zajęcia. A takie przygotowania zajmują często tyle samo czasu, co zwykła lekcja. Trzeba pilnować i coraz częściej przekrzywiać dzieci, bo rodzice w tej chwili uważają, że to 'nauczyciel ma obowiązek wychować dziecko', jednak kiedy nauczyciel chce zachować się konsekwentnie i w jakikolwiek sposób ukarać ucznia, nagle rodzice poczuwają się wychowawczo i... Usprawiedliwiają dziecko z nawet najgłupszych wybryków, grożąc nauczycielowi. Praca nauczyciela wymaga też ciągłego dokształcania się - co chwila pojawiają się nowe zarządzenia i zmiany programowe, przez co dokładnie dopracowywany plan zajęć z poprzedniego roku może trafić do kosza i trzeba zająć się innym, durnym, który opracował ktoś wyżej - albo w oparciu o 'najnowsze badania', albo o nowy typ egzaminów, albo o zwykłe widzimisię urzędników, którzy nie mają najczęściej pojęcia, jak wygląda praca z dziećmi.

Poza tym - nauczyciel, któremu te kilkadziesiąt godzin pracy (z których opłaconych ma kilkanaście), jeśli zostanie zmuszony do bycia wychowawcą (albo sam to wybierze), dostaje dodatek w wysokości... 20-100 złotych. Tyle, że wszyscy wychowawcy, których znam, wykorzystują go (a nawet często są zmuszeni dopłacać), żeby kupić jakiś poczęstunek dla rodziców (którzy do niektórych szkół muszą jechać i całe województwo). A rodzice zwykle albo się nie pojawiają, albo przychodzą i mają tylko o wszystko pretensje - zwykle proporcjonalne: im gorszy i bardziej chamski uczeń, tym zacieklej go bronią. Nauczyciel nie może też wiecznie odmawiać wycieczek, ale jeśli się na którąś zgodzi, to wszystko, co stanie się nie tak dzieciom, jest uznane za winę opiekuna-nauczyciela. Zgodnie z ostatnimi propozycjami - także to, jeśli jakaś uczennica na dłuższym wyjeździe puści się z uczniem, to nauczyciel ma płacić alimenty. Dodatkowo, co roku mówi się głośno o podwyżkach, które mają dostać, a których faktycznie nie dostają (no, poza tą kilka lat temu, kiedy dostali... ok. 2 złote 50 groszy ;] ), ale wszyscy dookoła są przekonani, że pazerni nauczyciele co rok je dostają. A to jest proponowanie tych samych podwyżek od lat kilku(nastu), które do tej pory nie zostały spełnione.

A ta praca byłaby jednak lepsza dla mężczyzn - bo i ładne nauczycielki i te brzydkie mogą liczyć na komentarze względem swojego wyglądu, zwykle równie obrzydliwe. Za które w najlepszym wypadku mogą liczyć na prawo do wpisania uwagi w dzienniku i rubaszny śmiech rodzica, jak ją przeczyta.

Tak, uważam, że miałam powody, żeby nie iść na kierunek nauczycielski.

Ciągle upierasz się przy wiedzy historycznej. A co z wiedzą bardziej praktyczną, jak ekonomia, prawo czy polityka? Tu również należałoby wymagać od osób, które studiują opanowania podstaw tych dziedzin. A czy przeciętny student historii posiada wiedzę o tym, co to jest pozew?
Nie mówię tutaj o wiedzy codziennej, praktycznej, tylko o tej, która ma związek z wychowaniem i kulturą człowieka. Ta pierwsza ma za zadanie tylko ułatwić mu życie, ta druga - świadczy o tym, jakim jest człowiekiem. I nie upieram się tutaj tylko przy wiedzy historycznej - chociaż uważam, że podstawowa jest potrzebna, aby móc się wypowiadać choćby o polityce, albo rozumieć, dlaczego niektóre współczesne mechanizmy są, jakie są, dlaczego należy chronić pewne zabytki i tak dalej. Trochę głębszej wiedzy historycznej oczekuję tylko od osób, które zarzekają się, że są patriotami, chociaż nie uważam, żeby to był jedyny wyznacznik.

Historię podałam też tylko jako przykład - są jeszcze inne dziedziny wiedzy, np. sztuka, muzyka, filozofia i wiele innych, które się przydają. Na przykład: wyobraź sobie, że przychodzisz do księgarni i chcesz kupić książkę o Leonardo da Vincim, a księgarz spogląda na ciebie jak na idiotę i mówi 'ależ ten aktor jeszcze nie wydał swojej biografii!'. To są właśnie takie małe powody, które sprawiają, że uważam kulturę za tak ważną, a już zwłaszcza dla studentów i absolwentów szkół wyższych.

Nie do końca się z tym zgodzę. Zawsze było tak, że osoby wykształcone w danej dziedzinie tworzyły coś w rodzaju zamkniętych grup i np. informatycy tworzą inną społeczność od prawników. W zasadzie filolog i inżynier nie znajdą wspólnego naukowego tematu.
A mogliby, gdyby tylko nie zamykali się w swojej dziedzinie.

Jedni programują w pocie czoła inni grają cały dzień w WoW-a, niemniej problemy mają wspólne. Na wszelakich laboratoriach, gdy coś nie jest napisane w instrukcji, to Ci ludzie są bezradni niczym żuczki gnojarki przewrócone na pancerzyk - machają jedynie nieporadnie nóżkami i zawodzą w swojej niemocy. Głupie zadanie z tekstem sprawia problem, bo nie ma podanych na tacy danych.
A jednak - są wśród nich wyjątki. Mój chłopak jest informatykiem, z dwoma znajomymi z politechniki dojeżdżam prawie codziennie i nie mam problemów z dogadaniem się z nimi, nigdy też żadna strona nie wygłupiła się przed inną. A to dlatego, że ja staram się trochę czytać także materiałów związanych z przedmiotami ścisłymi, więc jakoś podstawowe pojęcia skojarzę, oni także - czytają książki, słuchają wiadomości, interesują się tym, co się dzieje i działo. Da się, to nie jest trudne. Nie wydaje mi się, żeby zajęcia z filozofii miały też utrudnić taki kontakt, bo zbiera się przy nich także inną wiedzę z zakresu kultury. Tak samo nie będę płakać, jak my dostaniemy zajęcia ścisłe, a mamy je mieć.

Ale na razie głównym priorytetem jest to, aby absolwenci przede wszystkim byli dobrzy z tego, co studiują. Na razie absolwenci szkół wyższych mają problem ze znalezieniem pracy i wydaje mi się, że to jest o wiele poważniejszy problem, ponieważ co z tego, że każdy mgr będzie miał wiedzę dużo większą od dr równorzędnego kierunku np. w Anglii, skoro taka osoba nie będzie pracować, a więc jej wiedza nie zostanie wykorzystana.
A co jedno drugiemu przeszkadza? Być pilnym studentem, ale do tego nie interesować się tylko własnym kierunkiem, tylko choćby w ramach odpoczynku zająć się czymś innym?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SORRY, ZE SIE TAK POZNO ODNOSZE DO STARYCH JUZ WYPOWIEDZI. :)

@RIP1988

Po pierwsze proponuję zapoznać się z zasadami kulturalnej dyskusji.

Nie kieruję się tu żadnymi stereotypami, a własnymi doświadczeniami z kontaktów z urzędnikami...tak więc proszę nie imputować mi rzeczy, których nie napisałem. Nie zaszufladkowałem wszystkich urzędników, a jedynie stwierdziłem ogrom zjawiska, z którym na co dzień się spotykam...EOT

Ja dyskutuje kulturalnie, powiedzialem po prostu, ze dla mnie to co pisales brzmi idiotycznie, a nie banalnie, wyrazilem swoje zdanie, ktore potwierdzilem argumentami moim zdaniem odpowiednimi. Twierdzisz, ze nie szufladkujesz, ale z Twojej wypowiedzi wynika inaczej. Cytuje "Z urzędnikami jest tak samo. Bo albo stare wyjądaczki uczą młode dziewczyny jak szybko odprawić petenta,(...)".( Jesli ktos chcialby cala wypowiedz znajduje sie ona mniej wiecej w polowie strony 18 :)). Ja Tobie kolego nic nie imputuje tylko odnosze sie do tego co napisales, nie moge wnioskowac "co autor mial na mysli" jesli piszesz "krzeslo", a myslisz "fotel" to tylko Ty wiesz o tym, a inni odnosza sie do tego co napisales. Piszesz o wlasnym doswiadczeniu z urzednikami, mogles zatem napisac, ze Ci urzednicy, ktorzy Ciebie "obslugiwali" okazali sie niekompetentni, a nie "tak samo jest z urzednikami", bo w tym momencie uogolniasz, a skoro to robisz, poslugujesz sie stereotypem.

@Niziolka

Ale ze stereotypami jest łatwiej, bo człowiek nie musi myśleć - wystarczy mu zobaczyć jakąś osobę, dowiedzieć, czym się zajmuje, żeby móc dokładnie wiedzieć, jaką jest osobą. Wiara w stereotypy jest jak wiara w horoskopy z gazet. Mnie jakoś nie przekonuje wizja, że co 12 osobę tego dnia ma spotkać to samo Z urzędnikami jest jak ze wszystkimi innymi ludźmi - są i ci niesympatyczni i leniwi, i zwyczajni, i ci uśmiechnięci i pomocni. Osobiście częściej natykam się na ten drugi typ, bo wiem, że idąc do takiego miejsca, to JA potrzebuję mieć coś załatwionego - a nie ktoś inny potrzebuje mi coś załatwić. Dlatego też uprzejmie witam się, tłumaczę, o co mi chodzi i prawie nie zdarza się, abym była niesympatycznie potraktowana.

Masz racje, ale wiary w stereotypy czy wspomniane horoskopy (brawo za porownanie) potrzebuje nasz system globalny, w ktorym dominuje konsumpcjonizm, a spoleczenstwo myslace w konumpcjoniznie jest zle dla systemu, bo generalnie jest tak, ze osoby majace sklonnosci do zachowania elastycznego maja mozliowsc w pewnym stopniu wplywac na system. Latwiej jest wiec starac sie spopularyzowac uogolnienia, zajac mozgi ludzkie mysleniem o tym, co jest praktycznie bezwartosciowe. Co do urzednikow rowniez sie zgadzam, jesli ktos idzie do urzedu z nastawieniem, ze zostanie potraktowany jak "smiec" to swoim zachowaniem i ruchami ciala w pewien sposob to okazuje, a wtedy rzeczywiscie nie moze liczyc na zbytnia sympatie dla swojej osoby, ja zawsze bylem w urzedach dobrze traktowany. Istnieje cos takiego jak prawo przyciagania, jesli Ty Jestes dla ludzi sympatyczna i uprzejma to im ciezko byloby potraktowac Cie jakos bardzo zle. :)

Więc 3-5 lat studiów ma być okresem zupełnego ignorowania rozwoju 'pozaspcjalizacyjnego'? Bo wg. tego, co piszesz, kultury człowiek uczy się w do końca liceum i od zakończenia studiów, wobec czego przez cały okres pretendowania do posiadania wyższego wykształcenia można sobie ignorować wszystko poza wiedzą związaną tylko i wyłącznie z kierunkiem studiów?

Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie - studia mają być okresem, w czasie którego nauczymy się samodzielnie wydzielać czas 'poza obowiązkowy' właśnie na kulturę - choćby ze względu na mnóstwo imprez kulturalnych organizowanych i ogłaszanych na uczelniach, albo choćby poprzez czytanie odpowiedniej literatury, słuchaniem, co się dzieje na świecie.

Zgadzam sie, niestety w szkolach czesto jest tak, ze one tylko "wpychaja" wiedze czysta na sile do glow bez nauki zrozumienia tej wiedzy (to zalezy w duzej mierze od tego jaki jest nauczyciel). Na studiach czlowiek sie rozwija, sam powinien wiedziec, w ktorym rozwijac sie ma kierunku. Ja czuje, ze od czasu pojscia na studia stalem sie po prostu dojrzalszy i te 2 lata na uczelni swoje zrobily. :) Na studiach rzeczywiscie jest masa roznego rodzaju spotkan z ciekawymi ludzmi, fajnych wykladow, ktore nie sa obowiazkowe i tylko od nas zalezy czy chcemy tam dobrowlonie osc i rozwijac sie :). W szkole brakowalo mi dyskusji i spotkan wlasnie z ciekawymi ludzmi (odpuszcze sobie pisanie o przymuszaniu do placenia za tandetne teatrzyki). :)

Edytowano przez pitus166
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poruszanie tutaj porozumienia z fizykami przez innych ludzi jest głupim pomysłem bo fizycy to dziwni ludzie w 90%. Przewaznie jednak posiadają super poczucie humoru i są bardzo błyskotliwy co nie zmienia faktu, ze mają pewne zboczenia :P

Przecież logika jest jednym z podstawowym przedmiotów na prawie i to na dodatek przeważnie na pierwszym roku. Ponadto na UJ w tym roku podczas rekrutacji była brana pod uwagę matematyka, która mogła zastąpić... historię!

Co do 1, słabo tą logike prowadzą, chyba.

Co do 2, i bardzo dobrze, że pojawia sie matma:)

Więc 3-5 lat studiów ma być okresem zupełnego ignorowania rozwoju 'pozaspcjalizacyjnego'? Bo wg. tego, co piszesz, kultury człowiek uczy się w do końca liceum i od zakończenia studiów, wobec czego przez cały okres pretendowania do posiadania wyższego wykształcenia można sobie ignorować wszystko poza wiedzą związaną tylko i wyłącznie z kierunkiem studiów?

Jak rozumiesz tą ignorancje? Bo chyba inaczej ode mnie. Ja rozumiem to poprzez przedmioty ktora są na studiach. Ja filozofii (pod postacią czystych rozwazan, nad szkołami filozoficznymi) na kierunku technicznym mówie stanowcze nie - chyba, że jest zapychaczem ECTS. Tak samo mowie nie na takim kierunku historii, j.polskiemu, plastyce, sztuce. Po to polazłem do liceum by się z polskim męczyć przez 3 lata - starczy. Historie, że lubie to nie powiem, ze się meczylem ale historia Polski przez wojnami nudziła mnie jak flaki z olejem. O wojnach światowych, starożytnym egipcie itp, ksiązki sobie teraz czytam bo czemu nie. Ale na studiach technicznych taki kierunek byłby durnotą.

Można byłoby zapytać po co komu mechanik, który nie zna się na elektronice samochodowej? Ano po to, że zna się na zawieszeniu. Dzisiaj w zasadzie już nie ma mechanika, do którego pojedziemy i z problemem elektronicznym, i mechanicznym.

Cięzko by taki był skoro elektronika w samochodach jest jak z filmu SF obecnie - z resztą dlatego teraz te auta są do pupci.

Nauczyciel ma wakacje - które są dla niego zwykle jedyną szansą na podleczenie gardła, bo jego choroby, wraz z utratą głosu, są zawodowymi chorobami nauczyciela. Wiele prac nie wymaga aktywności w każdej minucie pracy, praca nauczyciela - tak. Non-stop trzeba pilnować uczniów, być przygotowanym na każdą minutę, 5 minut, na każde zajęcia. A takie przygotowania zajmują często tyle samo czasu, co zwykła lekcja. Trzeba pilnować i coraz częściej przekrzywiać dzieci, bo rodzice w tej chwili uważają, że to 'nauczyciel ma obowiązek wychować dziecko', jednak kiedy nauczyciel chce zachować się konsekwentnie i w jakikolwiek sposób ukarać ucznia, nagle rodzice poczuwają się wychowawczo i...

Krótko w rodzinie mam dwóch nauczycieli i wiem jakie jest podejście wielu osób. Z resztą jeszcze nie tak dawno w LO byłem i wszystko dokładnie pamiętam, te chorobowe na lewo, nadgodziny z kosmosu - nauczycieli nikt w Polsce nie kontroluje.

Poza tym - nauczyciel, któremu te kilkadziesiąt godzin pracy (z których opłaconych ma kilkanaście), jeśli zostanie zmuszony do bycia wychowawcą (albo sam to wybierze), dostaje dodatek w wysokości... 20-100 złotych. Tyle, że wszyscy wychowawcy, których znam, wykorzystują go (a nawet często są zmuszeni dopłacać), żeby kupić jakiś poczęstunek dla rodziców (którzy do niektórych szkół muszą jechać i całe województwo

Dobre, bo w krakowskich szkołach zostają powoływane hieny (mamusie bedace w szkole codziennie) które dostają zadanie sepienia kasy. I tak na komitet rodzicielski ida chore czasami kwoty.

Z reszta jak pisałem kiedys pensja nauczyciela jest nieadekwatna do pracy jaka wykonuje i w jakich warunkach(Porównując z innymi zawodami...). Nie wiem czy dobrze się orientuje ale już jednej paranoi sie pozbyto - dodatku szkodliwego.

Szkoda, że nie dodajesz przy tym, choćby pracy w 2 (lub wiecej) szkołach na raz.

Nauczyciel ma wakacje - które są dla niego zwykle jedyną szansą na podleczenie gardła, bo jego choroby, wraz z utratą głosu, są zawodowymi chorobami nauczyciela

Niektórzy w ogóle nie maja takiego czasu. Ojej choroby gardła, straszne. Chyba się popłacze, co na to drogowiec który wdycha zapach smoły kilka godzin dzienie i jest narazony na promieniowanie sloneczne, policjant który ryzykuje zycie, zwykły pracownik fizyczny w jakims zakładzie.

Z resztą jak ktoś jest słabym nauczycielem bez autorytetu to i owszem ma problemy z gardłem - co chwile przekrzykuje 20-30 osób. Ale dobry nauczyciel ma cisze na lekcji i 0 problemów z gardłem.

Poza tym - nauczyciel, któremu te kilkadziesiąt godzin pracy (z których opłaconych ma kilkanaście), jeśli zostanie zmuszony do bycia wychowawcą (albo sam to wybierze), dostaje dodatek w wysokości... 20-100 złotych.

Prosze zrób jeszcze z nauczyciela męczennika który pracuje za darmo : D

Po za 2 osobami w rodzinie rozmawiałem z gościem od informatyki, że tak powiem taki fumfel i sobie szczerze pogadaliśmy. Owszem nauczyciela pensja od tak jakaś super nie jest, rozmawialiśmy o pensji nauczyciela kontraktowego. U nas w szkole okolo brutto około 20000zł -wiadomo +/- 100/200zł. Jakby nie patrzeć w dzisiejszych czasach nie jest to duzo. Jednak patrzmy teraz na godziny pracy, ile ma ich w tygodniu nauczyciel? Pomijając to, ze wielu ma 1 dzień tygodniowo wolny. Oczywiście zasłaniać można się sprawdzianami i kartkówkami, ale, nikt nie jest przymuszany do robienia stu kartkówek i 50 sprawdzianów. Do tego sprawdzanie ich, czesto mozna zaliczyc do przyjemności. Przygotowanie sie do lecji? Wiadomo na poczatku pracy jest to konieczne ale potem już nie. Dodajmy teraz ilośc dni wolnych.

Nastepnie nadgodziny, zastępstwa - tego jest pełno.

Kolejna rzecz, korepetycje, od 30 do 50zł za godzine. Czy też praca w dwóch szkołach.(Choć tu zalezy od przedmiotu)

I teraz dośc ważna kwestia rodzaj przedmiotu. Nauczyciel matematyki zarabia tyle samo co plastyki - dla mnie to pomyłka i tyle.

I nie chce tutaj wychodzić na osobe która mówi, ze nauczyciele zarabiają za dużo. Za mało uważam (- choćby patrzmy ile nauczyciel zarabia w Czechach.) jeżeli nie patrzymy na polskie realia. Ale patrząc i przyrównując pensje do innych zawodów i ich skomplikowania/trudności/eksploatowania ludziego ciała - to i owszem zarabiają za duzo. I znów przyrównam tu pensje do choćby policjanta - zwyklego posterunkowego.

Oczywiście tutaj można mówic: A studia? Przecie spory to wysiłek. - Tylko ja zapytam, a jakiż to wysiłek macie na Uniwersytecie Pedagogicznym? Studia miód malina.

Ale ok mamy te studia, tylko czy studia, i 5 lat nauki dają prawo do zarobków większych od ludzi którzy narażają często życie? Odpowiedzcie sobie sami.

Nie chce byc jednak niesprawiedliwy i spojrzę na to z 2 strony. Porównajmy pensje nauczyciela do pensji fryzjera, pedicureueee... (mam nadzieje, że wiecie o co chodzi) - śmiesznym staję się stawka jaka dostaje nauczyciel. Waga jego pracy jest nieporównywalnie wieksza do wagi pracy fryzjera.

A ta praca byłaby jednak lepsza dla mężczyzn - bo i ładne nauczycielki i te brzydkie mogą liczyć na komentarze względem swojego wyglądu, zwykle równie obrzydliwe. Za które w najlepszym wypadku mogą liczyć na prawo do wpisania uwagi w dzienniku i rubaszny śmiech rodzica, jak ją przeczyta

???

Do tego chciałbym dodać, że w polskich szkołach jest babiniec, ile facetów naucza? malo a czemu? Bo i owszem dla faceta pensja nauczyciela to za mało - bo z takiej kasy nie utrzyma rodziny. - Tutaj jednak ktoś może powiedziec, że czemu to niby uważam, ze ta pensja dla kobiety to nie jest mało a dla faceta tak? - Moj światopogląd, jestem zwolennikiem tego, ze to chłop utrzymuje rodzine a kobieta zajmuje się domem. Wieeem zaraz się feministki na mnie rzuca, tylko dokąd ten świat zaczyna zmierzać gdy te proporcje zaczęliśmy psuć. (Choć nie ulega watpliwości, ze kobieta np, dyrektorka jakiejś firmy powinna zarabiać tyle samo a nie o jakieś obecnie 20% mniej niż facet na tym samym stanowisku w tej samej firmie).

Trochę głębszej wiedzy historycznej oczekuję tylko od osób, które zarzekają się, że są patriotami, chociaż nie uważam, żeby to był jedyny wyznacznik.

Osobiście uważam, że polska historia jest tak ukształtowana, że obecnie nikt nie powinien o sobie mówić "prawdziwy patriota" - prawdziwym patriotom/ami byli ludzie walczacy w powstaniach. Oczywiście takie moje zdanie.

#Do tego zauważyłem, ze wywołał się dziwny flejm (od kiedy poruszyłem sprawe prawników) na temat ludzi studiujących prawo. Przede wszystkim jak wszedzie na prawie sa fajni i gorsi studenci (jako ludzie)... Ja jedynie poruszylem kwestie osob pracujących wsadach.

#Wracając jeszcze do studiów i przedmiotów - jak coś jest do wszystkiego to jest... do niczego.

Edytowano przez M@TH3V
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak rozumiesz tą ignorancje? Bo chyba inaczej ode mnie. Ja rozumiem to poprzez przedmioty ktora są na studiach. Ja filozofii (pod postacią czystych rozwazan, nad szkołami filozoficznymi) na kierunku technicznym mówie stanowcze nie - chyba, że jest zapychaczem ECTS. Tak samo mowie nie na takim kierunku historii, j.polskiemu, plastyce, sztuce. Po to polazłem do liceum by się z polskim męczyć przez 3 lata - starczy. Historie, że lubie to nie powiem, ze się meczylem ale historia Polski przez wojnami nudziła mnie jak flaki z olejem. O wojnach światowych, starożytnym egipcie itp, ksiązki sobie teraz czytam bo czemu nie. Ale na studiach technicznych taki kierunek byłby durnotą.
Raczej nie proponowałabym tego jako zapychacz ECTS. Choćby dlatego, że zasady działania ECTS są dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo u nas po prostu się na nie nie zwraca uwagi - zaliczyć trzeba wszystko :D

Mówisz, że nie po to się męczyłeś tyle lat z polskim w liceum, żeby mieć go jeszcze na studiach. Tyle, że trudno korzystać z internetu i nie zauważyć, że mnóstwo osób po ukończeniu studiów nie potrafi pisać poprawnie. I nie mówię tutaj o tym, aby od każdego oczekiwać wiedzy na temat tego, czym są np. spójniki złożone. Jednak już od osoby, która skończyła gimnazjum można oczekiwać umiejętności poprawnego wysławiania się. Jednak ponieważ coraz bardziej powszechny jest pogląd, że 'to jest wiedza zbyt specjalistyczna humanistyczna, to ja nie muszę umieć pisać poprawnie, skoro jestem ścisłowcem', rodzi nam się społeczeństwo, w którym błędy i niewiedza z podstawowych zagadnień kultury przestaje być powodem do wstydu, a zaczyna być zwyczajnym elementem charakteryzującym ludzi o średnim i wyższym wykształceniu... Czy tylko ja czuję, że coś tu jest nie w porządku?

Przecież logika jest jednym z podstawowym przedmiotów na prawie i to na dodatek przeważnie na pierwszym roku. Ponadto na UJ w tym roku podczas rekrutacji była brana pod uwagę matematyka, która mogła zastąpić... historię!
Również mi się to jakoś nie podoba... Ale nie dlatego, że historia jest nauką, która posługuje się głównie związkami przyczynowo-skutkowymi (co teoretycznie pasuje do logiki), ale jest także nauką, która bada zachowania ludzi i całych społeczeństw na przestrzeni wieków, a to się nijak ma do logiki :D

Krótko w rodzinie mam dwóch nauczycieli i wiem jakie jest podejście wielu osób. Z resztą jeszcze nie tak dawno w LO byłem i wszystko dokładnie pamiętam, te chorobowe na lewo, nadgodziny z kosmosu - nauczycieli nikt w Polsce nie kontroluje.
Przykro mi więc, że najbliższe osoby z rodziny i twoi byli nauczyciele dali ci taką wizję tego zawodu, ja jednak mam inne doświadczenia związane z oglądaniem pracy nauczycieli od strony 'człowieka', a nie 'pracownika'; przyznam, że również spotykałam w swoim życiu także niesympatycznych nauczycieli, ale także wielu świetnych. Natomiast - wobec wszystkich większość uczniów zachowuje się tak samo źle.

I masz rację, że nauczycieli w Polsce nikt nie kontroluje, a szkoda. Tyle, że chyba mamy inną wizję tego - bo moim zdaniem, nauczycielom brakuje kogoś, do kogo mogliby się zwrócić o pomoc. Jeśli wyrośnięty uczeń w gimnazjum/liceum uderzy pięścią nauczyciela - ucznia nie można nawet tknąć, najgorsze, co go może czekać, to pogadanka u dyrektora, obniżenie stopnia, lub (co się rzadko zdarza) - przeniesienie go do innej szkoły. Natomiast jeśli nauczyciel choćby go złapie za ręce, żeby powstrzymać - grozi się mu więzieniem i odebraniem prawa do zawodu. Sama byłam świadkiem takiego przypadku u nauczyciela w gimnazjum. A także znacznie paskudniejsze przykłady zachowań w podstawówce.

Szkoda, że nie dodajesz przy tym, choćby pracy w 2 (lub wiecej) szkołach na raz.
Myślałam, że nie trzeba. Nie słyszałam jeszcze o nauczycielu, który by się z jednego etatu utrzymał.

Owszem nauczyciela pensja od tak jakaś super nie jest, rozmawialiśmy o pensji nauczyciela kontraktowego. U nas w szkole okolo brutto około 20000zł
20 tysięcy? :D Chyba raczej 2 :P

Oczywiście zasłaniać można się sprawdzianami i kartkówkami, ale, nikt nie jest przymuszany do robienia stu kartkówek i 50 sprawdzianów. Do tego sprawdzanie ich, czesto mozna zaliczyc do przyjemności. Przygotowanie sie do lecji? Wiadomo na poczatku pracy jest to konieczne ale potem już nie. Dodajmy teraz ilośc dni wolnych.
Każdorazowo trzeba mieć ułożony plan zajęć, co po kolei może - na 7-8 godzin lekcyjnych dziennie. Wymóg ciągłego dokształcania się. Choroba zmuszająca do nadgonienia materiału i przyśpieszania wszystkiego + pretensje dzieci, rodziców i kuratorium, jeśli się z czymkolwiek nie zdąży. Pilnowanie zadań domowych. Pamiętanie, że każda klasa, którą uczy nauczyciel, to 20-30 dzieciaków. A jeśli ma się te 16-18 godzin pracy, to daje zwykle co najmniej 5-9 klas, czyli 150-270 dzieciaków. I nie można wszystkim zrobić przecież kartkówek w tym samym tygodniu, więc się to rozkłada między różnymi. A uczniowie przecież mogą potrzebować przełożenia tego, bo im się z innych przedmiotów nałożyło. I tak dalej i tak dalej...

Ciekawi mnie to, dlaczego ci wszyscy ludzie twierdzący, że nauczycielstwo to praca marzeń, sami się nie przekwalifikują?

Bo i owszem dla faceta pensja nauczyciela to za mało - bo z takiej kasy nie utrzyma rodziny. - Tutaj jednak ktoś może powiedziec, że czemu to niby uważam, ze ta pensja dla kobiety to nie jest mało a dla faceta tak? - Moj światopogląd, jestem zwolennikiem tego, ze to chłop utrzymuje rodzine a kobieta zajmuje się domem. Wieeem zaraz się feministki na mnie rzuca, tylko dokąd ten świat zaczyna zmierzać gdy te proporcje zaczęliśmy psuć. (Choć nie ulega watpliwości, ze kobieta np, dyrektorka jakiejś firmy powinna zarabiać tyle samo a nie o jakieś obecnie 20% mniej niż facet na tym samym stanowisku w tej samej firmie).
Czyli jednak przyznajesz, że pensja nauczycielska jest niska - bo nie pozwala jednej osobie na utrzymanie rodziny. Ale zastanawia mnie, jak wobec tego kobiety sprawdzają się lepiej jako nauczycielki, skoro i w pracy spędzają mnóstwo czasu i poza nią, przygotowując się? To zabiera mnóstwo czasu na gotowanie, sprzątanie i dzieci (a nie dziwne jest, jeśli nauczyciel po spędzeniu dnia wśród kilkudziesiątki-kilkusetki rozwrzeszczanych cudzych dzieci ma mieć jeszcze cierpliwość do swoich).

To, że kobiety częściej wybierają zawód nauczycielski zrzuciłabym raczej na ich potrzeby opiekowania się i kompleks zbawiciela (zachęcający je do pracowania w miejscach, gdzie nie są szanowane), a także większą odporność na to, jak dzieci potrafią być czasem denerwujące. Poza tym - zdecyduj się. Kobiety zasługują na zarabianie tyle, co mężczyźni, czy jednak nie? Chociaż kontynuacja tej dyskusji już powinna trafić do działu o Społeczeństwie, Polityce i Gospodarce w "Poglądach".

<rozglądam się z ciekawością za dzikim atakiem feministek, które przypadkowo nie mają w zwyczaju tłumami kręcić się po forach czasopism o grach komputerowych>

Osobiście uważam, że polska historia jest tak ukształtowana, że obecnie nikt nie powinien o sobie mówić "prawdziwy patriota" - prawdziwym patriotom/ami byli ludzie walczacy w powstaniach. Oczywiście takie moje zdanie.
No widzisz, a moim zdaniem, współczesny patriota to osoba, która potrafi godnie żyć, a nie tylko czekać na możliwość godnej śmierci. Osoby, dla których patriotyzm to nie nazizm i rasizm, które stoją na przekór konstytucji ich kraju, ale prezentowanie swoją postawą uczciwości, bycia pomocnym i innych zalet, jako przedstawiciela swojego narodu. Jednak zgodnie z moją opinią - rzeczywiście, prawdziwych patriotów jest niewiele.

#Do tego zauważyłem, ze wywołał się dziwny flejm (od kiedy poruszyłem sprawe prawników) na temat ludzi studiujących prawo. Przede wszystkim jak wszedzie na prawie sa fajni i gorsi studenci (jako ludzie)... Ja jedynie poruszylem kwestie osob pracujących wsadach.
Czyli to jednak nie studia prawnicze zmieniają normalnego człowieka w chytrego, pazernego, leniwego szkodnika dbającego tylko o swoje dobro, tylko dopiero wybór kariery sądowej? Hm, jak widać źle zrozumiałam wcześniejsze wypowiedzi w tym temacie :P Osobiście - dalej utrzymuję, że wszędzie są osoby dobre i złe.

#Wracając jeszcze do studiów i przedmiotów - jak coś jest do wszystkiego to jest... do niczego.
Jak ktoś jest do niczego, to też jest do niczego :P Jak już pisałam wielokrotnie - nie uważam, aby studenci na specjalizacjach, które wybrali mieli się uczyć wszystkiego. Uważam, że powinni jednak rozwijać swoje zainteresowania i znajomość kultury ponad szczątki tej wiedzy, które otrzymuje się w szkołach średnich.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy tylko ja czuję, że coś tu jest nie w porządku?

Prawie każdy chyba. Tylko jak sie czlowiek nie naumiał pisać po polsku w podstawówce, gimnazjum i liceum to na studiach tez nie nabierze tej dośc trudnej umiejetności.

Ale czy tu winni nie są:

Kuratorium, ze zezwala na papierki z dysleksją.

nauczyciele, ze dyktand nie robia. Ile miałaś dyktand w gim + lo? Ja 1. Zapytaj rodziców ile mieli dyktand. łatwiej jest powiedzieć, dziecko ty masz dysleksje niż zrobić dyktando. I studia nic nie zmienią, z reszta robienie dyktand na studiach byłoby komiczne.

Przykro mi więc, że najbliższe osoby z rodziny i twoi byli nauczyciele dali ci taką wizję tego zawodu, ja jednak mam inne doświadczenia związane z oglądaniem pracy nauczycieli od strony 'człowieka', a nie 'pracownika'; przyznam, że również spotykałam w swoim życiu także niesympatycznych nauczycieli, ale także wielu świetnych. Natomiast - wobec wszystkich większość uczniów zachowuje się tak samo źle.

Oczywiście, że są tacy i tacy. Dobrym nauczycielem jest osoba która wybrała ten zawód bo go lubi a złym taka która chciała zarobić. Do tego nie każdy nadaje się na nauczyciela. Na studiach sa wykladowcy których szanujesz choć są kosami i sa tacy których zlewasz.

Myślałam, że nie trzeba. Nie słyszałam jeszcze o nauczycielu, który by się z jednego etatu utrzymał.

Saludzie co mają mniej niż te 2 kawałki i jakoś żyja (Nie mowie tu o projekcie miesiąc za 500zł)

20 tysięcy? biggrin_prosty.gif Chyba raczej 2 tongue_prosty.gif

No tak:)

Ciekawi mnie to, dlaczego ci wszyscy ludzie twierdzący, że nauczycielstwo to praca marzeń, sami się nie przekwalifikują?

Ja tak nie twierdze, że praca marzeń. Tylko dla kogoś kto lubi dzieci/młodzież ta praca cięzka nie jest. Ja nie lubie dzieci, nie lubie uczyć więc bym sie nie nadał. A sa tacy co mimo tego idą na pedagogikę. Czemu? Chyba żeby ponarzekać.

Czyli jednak przyznajesz, że pensja nauczycielska jest niska - bo nie pozwala jednej osobie na utrzymanie rodziny. Ale zastanawia mnie, jak wobec tego kobiety sprawdzają się lepiej jako nauczycielki, skoro i w pracy spędzają mnóstwo czasu i poza nią, przygotowując się?

Oczywiście, że tak, ale w porównaniu z pensją innych cięższych zawodów jest ze wysoka. Ale jednocześnie za niska jak na te czasy, paradoks taki. Albo punkt odniesienia.

Czemu kobietą w pracy pedagoga sa lepsze? Proste pytanie, prosta odpowiedź, bo są stworzone do zajmowania dziećmi i tyle. Tak natura nas stworzyła :)

Kobiety zasługują na zarabianie tyle, co mężczyźni, czy jednak nie? Chociaż kontynuacja tej dyskusji już powinna trafić do działu o Społeczeństwie, Polityce i Gospodarce w "Poglądach".

Ale jak decydować? Przecież nauczyciel zarabia tyle co nauczycielka. Po prostu dla faceta za niska jest pensja nauczyciela skoro ma utrzymać rodzine(światopogląd). Wiem, ze nie ten dział ale jak już tu została kwestia poruszona:/ Kończę offtop w tym poście..

Czyli to jednak nie studia prawnicze zmieniają normalnego człowieka w chytrego, pazernego, leniwego szkodnika dbającego tylko o swoje dobro, tylko dopiero wybór kariery sądowej? Hm, jak widać źle zrozumiałam wcześniejsze wypowiedzi w tym temacie tongue_prosty.gif Osobiście - dalej utrzymuję, że wszędzie są osoby dobre i złe.

Studia zmieniają człowieka. Do tego synek napatrzy się na prace rodziców i juz ma wyrobione zdanie o pracy w sądzie. Te dobre osoby po prostu w sądach nie pracują :)

Edytowano przez M@TH3V
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawie każdy chyba. Tylko jak sie czlowiek nie naumiał pisać po polsku w podstawówce, gimnazjum i liceum to na studiach tez nie nabierze tej dośc trudnej umiejetności.

Ale czy tu winni nie są:

Kuratorium, ze zezwala na papierki z dysleksją.

nauczyciele, ze dyktand nie robia. Ile miałaś dyktand w gim + lo? Ja 1. Zapytaj rodziców ile mieli dyktand. łatwiej jest powiedzieć, dziecko ty masz dysleksje niż zrobić dyktando. I studia nic nie zmienią, z reszta robienie dyktand na studiach byłoby komiczne.

Zawsze mi się wydawało, że czytanie ze zrozumieniem ułatwia dyskusję... Spróbuj, naprawdę warto ;)

Nigdzie nie pisałam o tym, że powinno się robić dyktanda na studiach. Uważam tylko, że jeśli, jak wszyscy widzimy - zawodzi wpajanie uczniom w szkołach wszystkich stopni wpajanie szacunku dla kultury, bo uważają już tam, że specjalizacja w jakiejkolwiek innej dziedzinie uprawnia ich do nieznajomości podstawowych informacji, to uczelnie powinny upewnić się, że nie popełnią tego samego błędu. I nie rozumiem, czemu to byłby taki problem - jeżeli 1,5h tygodniowo spędzi się przy tej filozofii, to korona nikomu z głowy nie spadnie.

Jeśli zaś chodzi o dysleksję - musisz się jednak pogodzić z tym, że to nie jest tylko lenistwo, tylko fakt. Nie widziałam jeszcze klasy, w której byłoby więcej, niż 3 osoby z tą trudnością (i to łącznie z dysortografią, dysgrafią itd.), więc to nie tłumaczy niskiego poziomu kultury. Tym bardziej, że dysleksja nie upoważnia uczniów do lenistwa, tylko zmusza ich do dużej ilości pracy w domu, zgodnie z zaleceniami, które dostają wraz z papierkiem. Ci, którzy się lenią, twierdząc, że mają któreś z nich - pewnie udają. Ale dla reszty to jest fakt. A pretensje należy mieć nie do kuratorium, które wyciąga pomocną dłoń (dając 10 minut więcej na egzaminie, co jest raczej tylko odrobinę bardziej pomocne, niż żałosne), tylko do rodziców, którzy stają na głowie, żeby wyrobić swojemu dziecku papierek o dysfunkcji, nawet, jeśli jej nie mają - przez co tracą osoby, które naprawdę mają problemy z powodu dysleksji i pokrewnych.

Oczywiście, że są tacy i tacy. Dobrym nauczycielem jest osoba która wybrała ten zawód bo go lubi a złym taka która chciała zarobić.
A co z tymi, którzy wybrali pracę nauczycielską dlatego, że rzeczywiście się do tego nadają, ale do tego nie chcieliby rezygnować z możliwości posiadania dzieci? Bo jak je utrzymać z takiej pensji, to ja naprawdę nie wiem. Dodatkowo, poza niskimi zarobkami idzie też coraz mniejszy szacunek dla tego zawodu, z czym wiąże się także zagrożenie zdrowia i coraz gorsze warunki pracy. Poza tym - jak to się ma do lekarzy, którzy zarabiają znacznie więcej? Są źli, jeśli przy tym dużo zarabiają?

Czemu kobietą w pracy pedagoga sa lepsze? Proste pytanie, prosta odpowiedź, bo są stworzone do zajmowania dziećmi i tyle. Tak natura nas stworzyła
No proszę, ktoś tu się poczuł specjalistą z biologii? ;] Przypominam, że człowiek to kultura i natura. A obydwie wymagają od obydwu płci zajmowania się dzieci, poza tym - mężczyźni też wydzielają oksytocynę.

Ale jak decydować? Przecież nauczyciel zarabia tyle co nauczycielka. Po prostu dla faceta za niska jest pensja nauczyciela skoro ma utrzymać rodzine(światopogląd).
Niezależnie od światopoglądu, każdy potrzebuje tyle samo pieniędzy na utrzymanie rodziny. Zawód nauczyciela nie zapewnia wystarczających pieniędzy, czyli: nauczyciele są zbyt nisko opłacani.

Studia zmieniają człowieka. Do tego synek napatrzy się na prace rodziców i juz ma wyrobione zdanie o pracy w sądzie. Te dobre osoby po prostu w sądach nie pracują
Nie zgadzam się z tym. Kolejny stereotyp.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@M@TH3V

Prawie każdy chyba. Tylko jak sie czlowiek nie naumiał pisać po polsku w podstawówce, gimnazjum i liceum to na studiach tez nie nabierze tej dośc trudnej umiejetności.

Ale czy tu winni nie są:

Kuratorium, ze zezwala na papierki z dysleksją.

nauczyciele, ze dyktand nie robia. Ile miałaś dyktand w gim + lo? Ja 1. Zapytaj rodziców ile mieli dyktand. łatwiej jest powiedzieć, dziecko ty masz dysleksje niż zrobić dyktando. I studia nic nie zmienią, z reszta robienie dyktand na studiach byłoby komiczne.

Jesli chcesz sie czegos nauczyc to sie nauczysz. Nie ma sensu zwalac winy na problem na cos co za ten problem nieodpowiada. Studia nie naucza Cie pisac po Polsku, sam powinienes sie nauczyc, a uwierz mi mozna i to w calkiem latwy sposob. Jeszcze niedawno robilem bledy w prawie kazdym slowie, ale mialem tego dosc, nauczylem sie zasad ortografii i baaaaaardzo duzo czytalem. Nie grzmialem w szkole czy studia, ze nie umiem dobrze pisac, wiedzialem, ze zamiast skupiac sie na obwinieniu trzeba skupic sie na problemie. Zapytalem Pani od polskiego, co zrobic by poprawic sie w pisaniu ortografii itd. dowiedzialem sie i cwiczylem, cwiczylem i jeszcze raz cwiczylem, nadal robie sporo bledow, ale znacznie mniej, natomiast trening czyni mistrza ;).

Oczywiście, że są tacy i tacy. Dobrym nauczycielem jest osoba która wybrała ten zawód bo go lubi a złym taka która chciała zarobić. Do tego nie każdy nadaje się na nauczyciela. Na studiach sa wykladowcy których szanujesz choć są kosami i sa tacy których zlewasz.

Moi rodzice sa nauczycielami i zapewniam Cie, ze perspektywa zarobkow w zawodzie tym, nie jest zachecajaca ;). W liceum mailem paru nauczycieli z powolania, a dzieki jednemu z nich, od historii odkrylem swoje pasje (polityke i hist. 2 wojny).

Studia zmieniają człowieka. Do tego synek napatrzy się na prace rodziców i juz ma wyrobione zdanie o pracy w sądzie. Te dobre osoby po prostu w sądach nie pracują

Bzdury piszesz. Studia nie zmienia czlowieka, ktory zmienic sie nie chce. Uogolniasz, a to IMO wcale nie jest dobre. Z Twoje postu wynika, ze wszyscy pracownicy sadow to szuje. Ja patrze na prace rodzicow - nauczycieli, ale zdanie o pracy nauczyciela buduje nie tylko w oparciu o obserwacje ich. ;)

@Niziolka

Niezależnie od światopoglądu, każdy potrzebuje tyle samo pieniędzy na utrzymanie rodziny. Zawód nauczyciela nie zapewnia wystarczających pieniędzy, czyli: nauczyciele są zbyt nisko opłacani.

Masz racje, ale o tym wiedza osoby, ktore zawod nauczyciela znaja nie z gazety "Fakt" (albo z innych mediow), a od kuchni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pitus

Fakt, początkowo niezbyt jasno się wyraziłem i mogło dojść do nieporozumienia. Cieszę się, że ostatecznie jednak się zrozumieliśmy :)

Co do troszkę szerszego kształcenia studentów na specjalistycznych studiach - zależy kto jak uważa. Na pewno przyjemniej słuchałoby mi się na uczelni niektórych wykładowców, którzy czasem wypowiadają, lub piszą zdania językowo i ortograficznie tak poprawne, że aż człowieka skręca...ale z drugiej strony mogę ich zrozumieć. jeżeli są dobrzy w swojej dziedzinie i potrafią przekazać swoją wiedzę innym, mogę spokojnie przymknąć oko na niedoskonałości w innych dziedzinach.

Natomiast absolutnie nie mogę znieść, gdy słyszę profesora czy choćby nawet pożal się boże panią magister, nauczającą w liceum polskiego, wypowiadającą takie słowa jak np. standarTowy. Nie wiem wtedy absolutnie, za co taka pani bierze pieniądze, skoro popełnia tak elementarne błędy... AHA, żeby nie było, że piszę rzeczy bez poparcia: obie moje licealnie panie polonistki popełniały ten błąd...

Jestem więc raczej za tym, by człowiek, który uważa się za specjalistę w danej dziedzinie, rzeczywiście nim był, niż znał się na większej ilości rzeczy, ale słabiej...

Edytowano przez RIP1988
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mi się wydawało, że czytanie ze zrozumieniem ułatwia dyskusję... Spróbuj, naprawdę warto wink_prosty.gif

Nigdzie nie pisałam o tym, że powinno się robić dyktanda na studiach. Uważam tylko, że jeśli, jak wszyscy widzimy - zawodzi wpajanie uczniom w szkołach wszystkich stopni wpajanie szacunku dla kultury, bo uważają już tam, że specjalizacja w jakiejkolwiek innej dziedzinie uprawnia ich do nieznajomości podstawowych informacji, to uczelnie powinny upewnić się, że nie popełnią tego samego błędu. I nie rozumiem, czemu to byłby taki problem - jeżeli 1,5h tygodniowo spędzi się przy tej filozofii, to korona nikomu z głowy nie spadnie.

Związek przyczynowo skutkowy, nie ma dyktand studenci nie umieją pisac poprawnie. Nie widze problemu z moim czytaniem i rozumieniem tekstu koro napisałaś:

Tyle, że trudno korzystać z internetu i nie zauważyć, że mnóstwo osób po ukończeniu studiów nie potrafi pisać poprawnie.

Tym bardziej, że dysleksja nie upoważnia uczniów do lenistwa, tylko zmusza ich do dużej ilości pracy w domu, zgodnie z zaleceniami, które dostają wraz z papierkiem. Ci, którzy się lenią, twierdząc, że mają któreś z nich - pewnie udają. Ale dla reszty to jest fakt.

Fakt lewych papierów i tyle, nie maja dysleksji. Znam tylko 1 osobe z prawdziwą dysleksją i powiem szczerze nikt b nie chcial mieć tej choroby. Tłumaczenie lenistwa chorobą niczego nie załatwia.

Nie widziałam jeszcze klasy, w której byłoby więcej, niż 3 osoby z tą trudnością (i to łącznie z dysortografią, dysgrafią itd.)

U mnie w gim. na 28 osób 21 mialo "dysleksje". Ta klasa nie byla wyjątkiem.

A co z tymi, którzy wybrali pracę nauczycielską dlatego, że rzeczywiście się do tego nadają, ale do tego nie chcieliby rezygnować z możliwo :blink: ści posiadania dzieci? Bo jak je utrzymać z takiej pensji, to ja naprawdę nie wiem. Dodatkowo, poza niskimi zarobkami idzie też coraz mniejszy szacunek dla tego zawodu, z czym wiąże się także zagrożenie zdrowia i coraz gorsze warunki pracy. Poza tym - jak to się ma do lekarzy, którzy zarabiają znacznie więcej? Są źli, jeśli przy tym dużo zarabiają?

W Polsce z takiej pensji bez kredytów fakt dzieci nie utrzyma. Dlatego napisałem, że dla faceta ta praca sie nie nadaje i z marzeń powinien zrezygnować. Ale to juz 2 razy wyjaśniłem czemu. No chyba, ze jako nauczyciel uczelniany. A to już zupełnie inna liga.

Nie zgadzam się z tym. Kolejny stereotyp.

A z czym dokładnie? Z tym, ze studia nie zmieniaja czlowieka? :icon_rolleyes:

Niezależnie od światopoglądu, każdy potrzebuje tyle samo pieniędzy na utrzymanie rodziny. Zawód nauczyciela nie zapewnia wystarczających pieniędzy, czyli: nauczyciele są zbyt nisko opłacani.

To juz piszesz bzdury, ze "niezaleznie od światopoglądu". Jeżeli mój jest taki iż to ojciec utrzymuje rodzine a matka zajmuje się domem to jak najbardziej facet potrzebuje w takim układzie wiecej pieniędzy niż kobieta. Chyba, że to kobieta utrzymuje dom a facet wychowuje dzieci. W tedy to kobieta potrzebuje zarobić wiecej pieniędzy.

Jesli chcesz sie czegos nauczyc to sie nauczysz. Nie ma sensu zwalac winy na problem na cos co za ten problem nieodpowiada. Studia nie naucza Cie pisac po Polsku, sam powinienes sie nauczyc, a uwierz mi mozna i to w calkiem latwy sposob. Jeszcze niedawno robilem bledy w prawie kazdym slowie, ale mialem tego dosc, nauczylem sie zasad ortografii i baaaaaardzo duzo czytalem. Nie grzmialem w szkole czy studia, ze nie umiem dobrze pisac, wiedzialem, ze zamiast skupiac sie na obwinieniu trzeba skupic sie na problemie. Zapytalem Pani od polskiego, co zrobic by poprawic sie w pisaniu ortografii itd. dowiedzialem sie i cwiczylem, cwiczylem i jeszcze raz cwiczylem, nadal robie sporo bledow, ale znacznie mniej, natomiast trening czyni mistrza

Jezeli sam sie moge wszystkiego nauczyć to po co szkoła a? ;) Dyktanda czy ktoś chce czy nie sprawiają, ze się nauczy i tyle.

Moi rodzice sa nauczycielami i zapewniam Cie, ze perspektywa zarobkow w zawodzie tym, nie jest zachecajaca wink_prosty.gif. W liceum mailem paru nauczycieli z powolania, a dzieki jednemu z nich, od historii odkrylem swoje pasje (polityke i hist. 2 wojny).

Jezeli patrzymy na to bez odwołania się do Polski fakt te pensje sa niskie ale jak pisałem jeżeli porownamy pensje z górnikiem w Polsce (po studiach tez może byc bo czemu i nie) to jednak te pieniadze złe jak na prace która wykonuje nauczyciel nie są - zaznaczam teraz znowu: JEŻELI PORÓWNAMY... Górnik dostaje 2300 na reke (jezeli się myle poprawcie - nie biore pod uwage premii) a w jakim miejscu pracuje? Po prostu pensje w Polsce są za niskie i tyle.

Oczywiście gornik z wyższym wykształceniem ma perspektywę pracy w ZEA chocby przy nafcie. Tam kwoty są bajeczne ale ryzyko utraty zdrowia czy nawet zycia jest duże. Choć studia miłe są i sam się nad nimi zastanawiałem ale czy chciałbym wyjechac i kopac rope?

Co do nauczyciela z powołaniem, taki rzeczywiście potrafi zachęcić do pracy. Jak i na studiach, jak jest fajny gośc od cwiczeń to i dobrze sie uczy samemu. Wiemy, że na jakas nagrode w postaci plusa liczyc można a jak mamy doczynienia z burakiem ktory czeka tylko na wypłate? Przedmiot nie raz staje się koszmarem :)

Bzdury piszesz. Studia nie zmienia czlowieka, ktory zmienic sie nie chce. Uogolniasz, a to IMO wcale nie jest dobre. Z Twoje postu wynika, ze wszyscy pracownicy sadow to szuje. Ja patrze na prace rodzicow - nauczycieli, ale zdanie o pracy nauczyciela buduje nie tylko w oparciu o obserwacje ich

Jak już pisałem zdanie swe opieram o 20 prawników, sedziego. Dla mnie starczy.

Oczywiście, że na studiach się zmieniasz, i nie oszukasz biologii, w tym okresie cały czas się rozwijamy i studia kreują kierunek rozwoju.

Przykład nie zwiazany ze studiami? Trafisz do menelskiego otoczenia - zapewne i ty zostaniesz menelem. Pisze "zapewne" bo zdarzają się osobniki silne które są odporne na wpływy otoczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trafisz do menelskiego otoczenia - zapewne i ty zostaniesz menelem. Pisze "zapewne" bo zdarzają się osobniki silne które są odporne na wpływy otoczenia.
Takie coś nazywa się postawą asertywną (btw. dobrą minutę musiałem poświęcić na to aby przypomnieć sobie to konkretne słowo) i - dla przypomnienia - charakteryzuje się umiejętnością odmowy w wielu sytuacjach (choć najpopularniejszy przykład wiąże się z jakąś używką...) albo chyba każdej, która kłóci się z naszymi przekonaniami lub światopoglądem. Przynajmniej ja to tak odbieram. BTW. ta dyskusja powoli nie zaczyna pasować do PiG albo coś? ;=)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem więc raczej za tym, by człowiek, który uważa się za specjalistę w danej dziedzinie, rzeczywiście nim był, niż znał się na większej ilości rzeczy, ale słabiej...
Czyli się ze sobą zgadzamy ;) Również uważam, że specjalista powinien się znać bardzo dobrze na swojej specjalizacji. Uważam tylko, że nie powinien się do tego zamykać tylko i wyłącznie na nią, tylko starać się nie prezentować bycia człowiekiem 'specjalizacja w jednym, buc i idiota we wszystkim innym'.

Związek przyczynowo skutkowy, nie ma dyktand studenci nie umieją pisac poprawnie. Nie widze problemu z moim czytaniem i rozumieniem tekstu koro napisałaś
A co ty się tak dyktand przyczepiłeś? Od kiedy to jest jedyny sposób na naukę języka? Znam mnóstwo osób, które ani na studiach, ani w liceum nie miały dyktand, a umieją pisać poprawnie - nawet 'ścisłowcy'. I do dlatego, że:

- czytają książki (człowiek wtedy nawet podświadomie uczy się, jak słowo powinno wyglądać)

- w szkołach przykładali się do nauczenia się zasad ortografii. Tego się uczy w podstawówce i gimnazjum, zanim większość jest już pewna, do jakiego liceum pójdzie, a już zwłaszcza - na jakie studia.

U mnie w gim. na 28 osób 21 mialo "dysleksje". Ta klasa nie byla wyjątkiem.
Jak już mówiłam - miej pretensje do rodziców, że wychowali dzieci na małych oszustów, lub że sami pomagają im oszukiwać w testach, żeby im łatwiej w życiu było. To tak jakbyś miał pretensje do pielęgniarki, że zwolniła do domu dzieciaka, który za radą rodziców symulował. Prawie wszyscy ludzie, których znam, którzy naprawę mają dysleksję, starają się zrobić wszystko, żeby nie musieć się do niej przyznawać i zwalczać swoją słabość.

W Polsce z takiej pensji bez kredytów fakt dzieci nie utrzyma. Dlatego napisałem, że dla faceta ta praca sie nie nadaje i z marzeń powinien zrezygnować. Ale to juz 2 razy wyjaśniłem czemu. No chyba, ze jako nauczyciel uczelniany. A to już zupełnie inna liga. (...)To juz piszesz bzdury, ze "niezaleznie od światopoglądu". Jeżeli mój jest taki iż to ojciec utrzymuje rodzine a matka zajmuje się domem to jak najbardziej facet potrzebuje w takim układzie wiecej pieniędzy niż kobieta. Chyba, że to kobieta utrzymuje dom a facet wychowuje dzieci. W tedy to kobieta potrzebuje zarobić wiecej pieniędzy.
A co powiesz o osobie, która np. pierwsze 5 lat studiów poświęciła studiom pedagogiki dziecięcej, potem specjalizacji nauczycielskiej na studiach przedmiotowych, wzięła ślub i ma dzieci... Po czym mąż nie ma pracy/zginął/uciekł/miał wypadek? Po 5-10 latach studiów wydaje się, że taka osoba powinna mieć dobrze płatną pracę, by móc utrzymać w chociaż znośnych warunkach siebie i dzieci. Jednak ma mieć niską płacę za ciężką pracę tylko dlatego, że nic jej nie dynda między nogami? Jak dla mnie - brzmi trochę nierozsądnie.

A z czym dokładnie? Z tym, ze studia nie zmieniaja czlowieka? icon_rolleyes.gif
Dopiero co kilka postów temu pisałam, że studia zmieniają człowieka, więc staraj się proszę nie bawić w demagogię i wypaczanie moich wypowiedzi. Nie zgadzam się ze stereotypem z drugiej części twojej wypowiedzi: "Do tego synek napatrzy się na prace rodziców i juz ma wyrobione zdanie o pracy w sądzie. Te dobre osoby po prostu w sądach nie pracują". Z twojej wypowiedzi wynika, że studia prawnicze przygotowują człowieka do chłonięcia wszelkiej korupcji i zła, więc absolwent prawa widzący pracę sędziów, którzy 'z pewnością też są źli', też od razu się taki stanie. Uważam, że jest to z twojej strony straszne upraszczanie świata i ocenianie go tylko poprzez własny interes. Jak sam napisałeś - robiłeś to przez pryzmat 20 prawników i 1 sędziego, którzy wydali ci się nieuczciwi i pazerni. Czy to daje prawo do oceniania tysięcy prawników i sędziów, którzy pracują w kraju?

BTW. ta dyskusja powoli nie zaczyna pasować do PiG albo coś? ;=)
No zaraz - rozmawiamy tutaj o tym, na ile studentowi opłaca się wybierać kierunek nauczycielski w porównaniu do innych, o tym, jak studia mające złą etykietkę wpływają na studentów i o tym, czy studentom wolno spoczywać na laurach specjalizacji, czy powinni prezentować sobą coś więcej, jako posiadacze wyższego wykształcenia (lub pretendujący do posiadania go).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...