Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie VIII

Polecane posty

Ja najczęściej w dalsze podróże po mieście wybieram się autobusem, dlatego że z mojego osiedla mam wręcz idealne połączenie. Tramwajami jeżdżę bardzo rzadko. Własnych czterech kółek nie mam. Rower mi się rozwalił, dlatego też odpada.;) Ogólnie, o ile nie jest za daleko to lubię piesze przechadzki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, to jest dobry temat - jak często korzystacie z komunikacji miejskiej? Lubicie ten środek lokomocji? Co lepsze - tramwaje, autobusy, czy może trolejbusy? Czy wolicie wozić się własnymi czterema lub dwoma kółkami? A może klasycznie i niespieszne per pedes?

Ooo, dobry temat, ja się trochę tym interesuję. Całe życie przejeździłem autobusami, szczególnie Ikarusami i mam do nich sentyment, jednak w Gdańsku już je wycofali, zastępując Solarisami, które coraz bardziej mnie wkurzają (twarde, głupio ułożone siedzenia, brak miejsca na nogi itp.). Nafajniejsze są IMO przegubowe mercedesy 0405GN2 - można sobie wyciągnąć nogi na tych "płaszczach" na przegubie, i siedzenia mają mięciutkie. :icon_smile:

Co do tramwajów - jeżdżę nimi dość często, wiadomo - jak jest korek, to fajnie jest się pośmiać z tych, co w nim stoją :diabelek: . W 2010 roku mają zacząć dostarczać nowiutkie PESY, pozbywając się starych stopiątek (na pewno znacie, jeżdżą w praktycznie każdym mieście). Jednak Gdańska sieć tramwajowa nie jest zbyt rozbudowana, dzielnice górnego tarasu (oprócz Chełmu) nie mają połączenia tramwajowego, przez co czasem trzeba stać w masakrycznych korkach jadąc autobusem. No i wiadomo - bujanie w starych bimbajach jest bezcennym uczuciem. :D

Rowerem w wakacje jeździłem codziennie po parędziesiąt kilometrów do pracy na starówkę i z powrotem. Muszę powiedzieć, że jazda na rowerze to jeden z nielicznych sportów, które naprawdę lubię, i które mi wychodzą (chociaż nie wiem jak może nie wychodzić jazda na rowerze :P).

Czy wolicie wozić się własnymi czterema kółkami

Właśnie robię prawko, w listopadzie mam nadzieję będę miał egzamin, to wtedy na pewno będę jeździł autkiem (od dziadka mam dostać Golfa 2 lub 3). Jak już stać w korkach, to swoim samochodem! :icon_mrgreen:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komunikację miejską uważam za zło konieczne. Na granicy świadomości zdaję sobie sprawę, że niektórym jest niezbędna do życia. Mnie nie, bo mieszkam w samym centrum Krakowa i wszędzie mogę dojść piechotą (mówiąc wszędzie mam na myśli oczywiście obręb Starego Miasta, nie będę na wole drałował :P).

Jeżeli już muszę wybierać między autobusem a tramwajem, to raczej ten drugi. Przyznam, że jest to wcale wygodna forma komunikacji, jeżeli musisz gdzieś daleko się dostać.

Jednak dla wszystkich ludzi, którzy mieszkają w Krakowie jest znacznie lepsza perspektywa - w obrębie centrum funkcjonuje sieć wypożyczalni rowerów Bike One. Możesz wziąć rower w jednym miejscu i zostawić w innym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oficjalnie witam w forum klubie masochistów.
E tam, ostrość jedzenia potęguje tylko doznania smakowe. Natomiast słodkość tylko usypia lub powoduje mdłości. Ja tam uwielbiam ostre potrawy. Tylko raz puściłem dym uszami. Było to w knajpie z tajską kuchnią. Zamówiłem sobie super ostre curry, a przed nim zupę bazyliową z owoców morza. Tę zupę to tak, żeby nie wszystko tak całkiem na ostro było. No i okazało się, że ta zupka oprócz bazylii, to jeszcze inne zioła w sobie miała. Pierwszy raz w połowie jedzenia musiałem zrobić sobie przerwę, żeby otrzeć pot z twarzy. Jak mi po zupce przynieśli curry, to zjadłem je narzekając, że w ogóle nie jest ostre.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda autobusem to smutna konieczność. Zazwyczaj nawet nie ma gdzie stanąć i czego się złapać. Po mieście wolę niespiesznie się przechadzać o ile mam czas, wtedy trzeba wrzucić wyższy bieg czyli biegnąć. A jeśli nie jadę akurat do szkoły to po mieście tylko rower, świetny środek komunikacji swoją drogą :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największy plus dla komunikacji miejskiej - w jaki inny sposób można po drodze poczytać książkę? Oczywiście zdarza się przegapić właściwy przystanek, ale to i tak niewielki problem w porównaniu z ryzykiem wypadku przy innym rodzaju transportu.

@Kathai_Nanjika:

Nie chodziło mi o naukę, a czytanie dla przyjemności. W Wawie dobrym sposobem na spokojne czytanie podczas jazdy jest wsparcie się o barierkę na przegubie autobusu - nawet w godzinach szczytu za mało jest chętnych, by zrobić tam tłok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

heh Dzięki za pocieszenie, pewnie sobie jakoś poradzę. A co do ulubionych środków komunikacji to przez trzy lata byłem zmuszony dojeżdżać do liceum (20 kilometrów od mojego miasta) Więc siłą rzeczy autobusy i busy były moim głównym środkiem transportu (co nie znaczy ulubionym). Średnio te czasy wspominam, busy najczęściej były zapchane ludźmi po brzegi, ceny za bilet przez całe trzy lata systematycznie wzrastały no i czekanie mnie dobijało - zwłaszcza w zimie kiedy trzeba było czekać niekiedy pótora godziny (rekord to 2 h i 20 min około) na przyjazd czegokolwiek, co mogłoby mnie zabrać do domu. Dobrze, że nie byłem sam i kilku kumpli też dojeżdzało więc było raźniej. Gdy zamieszkam we Wrocku pewnie najczęściej będe jeździł tramwajem a moim ulubionym środkiem transportu tak w ogóle są pociągi - niestety bardzo rzadko nimi jeżdzę - w ciągu ostatnich 8 lat jechałem nimi zaledwie 3 razy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam mieszkam w nie za dużym mieście, do szkoły zawsze miałem (i mam) dość blisko, a wszyscy koledzy też mieszkają w pobliżu więc z autobusu skorzystałem w całym swoim życiu może ze 4 razy. W większość miejsc udaję się piechotą lub rowerem. Czasami wybieramy się całą rodziną, to wtedy samochodem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Och, we Wrocku poruszanie się tramwajami i autobusami to przyjemność ^^

Wracając do najulubieńszych środków lokomocji: Tramwaje (nie licząc pociągów ofcoz). I w sumie nic dziwnego; tramwaj od pociągu niewiele się różni ;] niestety rzadko mam okazję nimi podróżować. Znacznie częściej jeżdżę autobusami.

W mojej okolicy nie ma tramwajów, więc żeby się nimi w ogóle przejechać, trza najpierw dostać się do Katowic - najlepiej autobusem. A jeżeli mam czas i chęci, to po centrum poruszam pieszo ;)

Z autobusami najgorzej jest popołudniem. Żeby owy pojazd dojechał pod moją szkołę, musi najpierw wyjechać z zakorkowanego centrum... Czasem spóźnienie jest większe niż 20 minut :/ jeszcze rok temu, kiedy coś takiego się przytrafiało, to po prostu szłam pieszo do domu (ok. 30 min), ale teraz stałam się leniwa i piesze wycieczki niezbyt mi odpowiadają ;P

Największy plus dla komunikacji miejskiej - w jaki inny sposób można po drodze poczytać książkę?
O, dokładnie ^^ jeżeli ktoś musi dojeżdżać do szkoły/na uczelnię/etc. i droga zajmuje mu, powiedzmy, 30 minut (w moim przypadku 10/15 min), to spokojnie może douczyć się do lekcji ;P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, dokładnie ^^ jeżeli ktoś musi dojeżdżać do szkoły/na uczelnię/etc. i droga zajmuje mu, powiedzmy, 30 minut (w moim przypadku 10/15 min), to spokojnie może douczyć się do lekcji ;P
Jak w autobusie nie ma miejsca siedzącego bo inni zajeli, to wtedy takie coś jest niemożliwe ^^ Chociaż cuda sie zdarzają......(Spróbujcie coś czytać, i zapamiętać, gdy wokół was gada z 40 osób....)

A jak u was z nauką? Uczcie się cały czas, czy tylko kiedy potrzeba? (czyt. Sprawdzian z matmy) U mnie różnie jak mi się zachce ;D No ale trza będzie się wziąć za naukę aby dostać się do lepszej szkoły....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wyznaję zasadę: uważaj na lekcji będziesz mniej się uczył w domu. Ale na sprawdziany uczyć się trzeba w szczególności z chemii (koszmar), chyba że się chce powtarzać rok. Jednak nie wyobrażam sobie uczenia się dzień w dzień przez cały rok kalendarzowy, zero przyjaciół, wyjść z nimi totalny brak życia. Osobiście znam taką osobę przez całe wakacje widziałem ją dwa razy, a że mieszkam na wsi to jest to dla mnie szok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Środki lokomocji? OK :happy:

Lubię chodzić pieszo. Ot, sprawia mi to przyjemność. Niestety, chodzę teraz do liceum, które jest dosyć daleko od domu i jestem zmuszony korzystać z autobusów (w Płocku nie ma tramwajów, ale po wrażeniach ze stolicy raczej się cieszę, że ich nie spotykam :tongue:). O ile rano jest jeszcze jako tako; tak jak wspominaliście - można się douczyć, to powrót jest prawdziwym koszmarem. Korki, a przede wszystkim tłok. Jechanie leżąc na drzwiach, czy wręcz w kabinie kierowcy (! - naprawdę) to dla mnie żadna nowość. Są takie sytuacje, że nawet nie można wyjąć komórki z kieszeni ;/ Najlepsze jest to, że w godzinach kiedy wszyscy wracają ze szkoły/pracy wysyłają małe autobusy, a nie te większe. Nie ma to jak wyczucie :dry: Ale dość narzekania. Najbardziej lubię... pociągi. Tak wiem: opóżnienia, kiepskie wyposażenie i takie tam. Jednak mają niesamowity klimat. Wcale się nie dziwię, że Rowling tak kocha pociągi i umieściła je w swych powieściach jako symbol przejścia z jednego swiata do drugiego. Poza tym fajnie też jeździ się samochodami :P Zwłaszcza w Święta - te prawdziwe, tj. z szalejącym śniegiem za oknami i piosenkami świątecznymi w radiu ("Driving home for Christmas"!).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja pożeram głównie głąby, ale świeży liść kapusty też niczego sobie. Kiszona również mi smakuje.

Kapuuusta! Gdyby tylko nie była ciężkostrawna...

Powiem. Podzielę się rozkoszą... Lokalizacja zapisana, zapamiętana i wyryta w pamięci. Almę mam w miarę blisko, więc będę musiał udać się na łowy.

Ech, ja mam daleko, a rodzinę trudno na nią namówić, widzą, jak szybko znika..

Hmmm... Pluszowy kruk to dla mnie oksymoron.

Wiesz, idę tak sobie korytarzem na Avangardzie i naglę....O RANY,PLUSZOWY KRUK! Musiałam kupić. Jest trochę mniejszy od dłoni, pluszowy i ewidentnie kruczy.

Say "Nevermore"...

Niestety, nie odpowiada, tylko patrzy tymi czarnymi, pustymi oczkami. Ale i tak jest śliczny.

Pizza z ananasem. Najlepsza pizza ever.

Blasphemy!

Oficjalnie witam w forum klubie masochistów. W tym tygodniu oferujemy promocje na witki do samobiczowania oraz ekskluzywne wydanie filmu 'Ichi the Killer'. Poszukujemy też kontaktu z klubem sadystów w celu podjęcia współpracy.

Masochizm? Toż to przyjemność czysta. Niestety, pogarsza się po tym cera.

Komunikacja miejska? Lubię. Ostatnio wchodzę do autobusu na pętli i jest pięknie - zawsze mogę sobie usiąść, mam czas na czytanie... Oczywiście, jak nie wchodzę na pętli to może być gorzej...

Najchętniej jeździłabym po Warszawie rowerem,ale spróbujcie tam to zrobić. Masakra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak w autobusie nie ma miejsca siedzącego bo inni zajeli, to wtedy takie coś jest niemożliwe ^^
Przeważnie jak jeżdżę do szkoły, czyli raaano, to niewiele osób jest w autobusie. No, a przynajmniej większość wysiada przy Poligrafie, a potem przy gimnazjum. Wtedy to już można bez przeszkód biegać po autobusie ;P

A na stojąco da się uczyć, jak najbardziej ^^ w jednej ręce coś do podtrzymania się, w drugiej zeszyt/książka ;)

Lubię chodzić pieszo. Ot, sprawia mi to przyjemność.
A wędrować w miłym towarzystwie jest jeszcze lepiej ;) dlatego chodzenie jest zawsze czymś miłym, chociaż, kiedy szukałam przez cały upalny dzień nowej szkoły, to myślałam, że padnę na chodnik i już nie wstanę : )

Blasphemy!
Kwestia gustu ;] ale tego smaku pizzy nie zamieniłabym na żaden inny.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytając te posty zaczynam się NAPRAWDĘ cieszyć, że mieszkam w małym(50k mieszkańców) mieście.

Ot taka Zduńska Wola...i do Łodzi można pojechać...a jak już się ma domek blisko centrum, to już jest git-majonez :smile:

Ale ja niestety mieszkałem tam tylko do 5 roku życia. Nadal jestem zameldowany w Zduni, żeby chodzić tam do szkoły, ale tak to mieszkam 10km poza miastem :dry: Na wsi. :happy:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też mieszkam na wsi. Wszystko było dobrze do 10-12 roku życia, bo można było się bawić w różnego rodzaju wojny i Gothici :icon_biggrin: biegając po całej wsi (dosyć spora bo jakieś 1,5k - 2k mieszkańców). Ale kiedy jest się już troszeczkę starszym to wszystko drażni. Wszyscy cię znają, każdemu trzeba mówić dzień dobry, sporo "wiejskich fajterów" po 12-15 lat utrudniają życie (no bo dziecka nie uderzę przecież, a reszta to kozaki z łapą jak u Pudziana, a IQ poniżej przeciętnej inteligencji żula spod naszego sklepu). Wolałbym mieszkać w większym mieście, np takim jak Sokołów Podlaski. Nienawidzę swojej miejscowości, ale już za 3 latka przywitam stolicę :diabelek:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy cię znają, każdemu trzeba mówić dzień dobry, sporo "wiejskich fajterów" po 12-15 lat utrudniają życie (no bo dziecka nie uderzę przecież, a reszta to kozaki z łapą jak u Pudziana, a IQ poniżej przeciętnej inteligencji żula spod naszego sklepu).

No u mnie to samo niestety ;/ Banda "DresUW" zaczepiająca każdego który się przed nimi nie kłania ;} Coś czuję że jakby mieszkali w mieście to by dostali poważne wciery i koniec z tym ich zachowaniem ;)

Złamaliście sobie rękę (lub coś innego) kiedyś, a jak tak to w jakich okolicznościach? Ja prawdę mówiąc złamałem nadgarstek kiedy skakałem "jak ninja" po starych grzejnikach z których każdy waży sporo ponad 50 ( a było ich 7). No i gdzieś pod czas 15 skoku grzejniki zaczęły się sypać a ja z nimi ;/ Bolało ....;/ I na komie przez jakiś czas nie można było grać w normalne gry, tylko jakieś wolne strategie, i pasjanse ;/

Jaki smak chipsów jest waszym ulubionym? Bo ja uwielbiam borowikowe ;P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja bym chciał zamieszkać na wsi, tego typu miejsca zawsze kojarzyły mi się z ciszą, spokojem, z płynącym wolniej czasem, z blisko położonym lasem, gdzie można spacerować czy np. pojeździć na rowerze. Może moje spojrzenie jest nieco naiwne i doprawione nutką pt. idylla, jednak jak ktoś mieszka latami w dużym mieście, szczególnie przy jednej z głównych ulic (mieszkam prawie "na krawężniku"), codziennie słyszy dziesiątki samochodów, tramwajów, to ma ochotę się spakować i wyjechać gdzieś, gdzie cisza i spokój jest na wyciągnięcie ręki a nie tylko raz w roku - pierwszego stycznia, kiedy cały kraj odsypia sylwestrowe harce i swawole, leczy kaca i sam się modli o ciszę...

Dodatkowo sąsiedzi...piękna sprawa, szczególnie jak się mieszka "przez ścianę" z idiotą, który codziennie w mieszkaniu, tłucze worek treningowy; z nawiedzoną staruszką, która puszcza "ojca dyrektora" na full a jego słowa "płyną" za pośrednictwem hydrauliki po całym budynku; wreszcie z maniakiem permanentnych remontów - facet ma, delikatnie mówiąc, świra na punkcie wiertarek udarowych....Tak właśnie wygląda mieszkanie w dużym mieście. Oczywiście o co weekendowym darciu mordy przez nachlanych gówniarzy, wracających z imprezek o drugiej/trzeciej w nocy, już nie wspominam.

Złamaliście sobie rękę (lub coś innego) kiedyś, a jak tak to w jakich okolicznościach? Ja prawdę mówiąc złamałem nadgarstek kiedy skakałem "jak ninja" po starych grzejnikach z których każdy waży sporo ponad 50 ( a było ich 7). No i gdzieś pod czas 15 skoku grzejniki zaczęły się sypać a ja z nimi ;/ Bolało ....;/ I na komie przez jakiś czas nie można było grać w normalne gry, tylko jakieś wolne strategie, i pasjanse ;/

Na szczęście nigdy, ODPUKAĆ, nic sobie nie złamałem. Oczywiście były stłuczenia i to poważne, ale nigdy znajomi nie musieli składać autografów na mojej ręce czy nodze...

Skoro już poruszyłeś temat, dziecinnych i jednocześnie ehkm... idiotycznych, zabaw: mając całe 9 lat, pewnego dnia postanowiłem otworzyć barek rodziców. Otworzyłem. Usiadłem na drzwiczkach (to z tych barków, którego drzwi po otwarciu tworzą "półkę"). Nagle poczułem, że grawitacja faktycznie istnieje, poczułem, że meble zaczynają się przechylać. Niestety nie zdążyłem dać dyla... Cały segment, razem ze mną w dwie sekundy znalazł się na dywanie...Cała zawartość barku, butelki z alkoholem i z napojami, szklanki, lampki i cała masa innego badziewia...wszystko się potłukło.

Na szczęście mama była wtedy w domu, pamiętam, że zajęta była robieniem obiadu...Słysząc huk, brzęk bitego szkła i darcie mojej mordy, szybko przybiegła i podniosła cały ten regał, żebym mógł się wydostać (do tej pory zastanawia się, skąd wzięła wtedy tyle siły). Oczywiście jazda "na sygnale" do szpitala, prześwietlenie czachy. Na szczęście nic nie było uszkodzone. Natomiast ten nieszczęsny pokój...Rzecz jasna tato był w niebo wzięty jak po powrocie z pracy zastał taki bajzel. Sprzątaliśmy kilka godzin, jednak mimo szorowania dywanu, pod względem woni, ów pokój nie odbiegał poziomem od szeregowej gorzelni...

Jaki smak chipsów jest waszym ulubionym? Bo ja uwielbiam borowikowe ;P

Chipsy...hmmmm...kolejna cudowna "rzecz" z ziemniaków jaką, zaraz po frytkach, wymyśliła rasa ludzka.

Moje ulubione to te z Biedrony a ściślej to serowo-cebulowe "Top chipsy" (zielone opakowanie) i szynka z serem "Tasty" (grubo krojone, w fioletowym opakowaniu). Natomiast, bez względu na "markę", to lubię również "solone".

Pozostałe inne, często wymyślne, smaki są mi obojętne. Równie dobrze mogło by ich nie być.

Pamiętam, że kiedyś to były tylko paprykowe i bekonowe chipsy. Dopiero z czasem zaczęto wmyślać jakieś cuda na kiju w stylu "Fromage" czy innych "czterech pór roku".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja sobie mieszkam niby na wsi, ale jednak jeszcze w mieście. To kiedyś była wiocha, a teraz należy do miasta, ale nadal zabudowa tylko domki jednorodzinne i pola i w ogóle śmierdzi jak na wsi. :) A jednak dojeżdżają aż 2 linie autobusowe komunikacji miejskiej, mam 5 minut do przystanku. Sklepik na miejscu jest, wszystko gitara - jedyna wada to to, że mieszkam przy drodze jeszcze prywatnej, przez co nie ma tu żadnych kabli telekomunikacyjnych - mobilny internet sux. :down:

Złamaliście sobie rękę (lub coś innego) kiedyś, a jak tak to w jakich okolicznościach?

Złamałem se 5 palca prawej ręki, podczas bójki. Najpierw w ogóle nie bolało, potem mi trochę spuchło i nie mogłem ruszać to się przestraszyłem że wybity jest. Na prześwietleniu wyszło paskudne złamanie z przesunięciem, do dzisiaj mam powikłania - czasem mnie boli, nie mogę go wyprostować itd.

Jaki smak chipsów jest waszym ulubionym?

Chipsy do paskudztwo, brzuch po nich boli. Jeżeli już, to lubiłem kiedyś pamiętam takie bekonowe...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złamaliście sobie rękę (lub coś innego)

Nic nie złamałem, aczkolwiek ostatnio miałem ciekawą przygodę, która przy odrobinie 'szczęścia' mogłaby zakończyć się utratą oka. :P Kumpel nie miał co robić, więc zaczął wymachiwać jakąś rurą, w której to rurze znajdowała się kolejna rura. Wycelował we mnie i stwierdził: "Sorry, ale muszę. Nie mogę się powstrzymać."

Oczywiście wszyscy myśleli, że nic się nie stanie, ale naturalnie 2 sekundy poźniej każdy mógł obserwować piękny krwotok z mej czaszki... Na szczęście krwawiło tylko ze 2h, stwierdzilśmy, że szyć nie trzeba - wystarczył jedynie pierwszy lepszy plaster. Niewesoło by było jakbym dostał w oko na przykład, bo siła uderzenia była całkiem niezła. o.O Ale czasem człek ma po prostu to głupie szczęście. Na przykład ostatnio kolega dostał z kulki od karabinku ASG dosłownie centymetr od oka. Co gorsza, nie brał udziału w żadnej strzelance - to była jedna z naszych głupich zabaw: jeden strzela, a reszta ucieka. :(

Tak się bawią tegoroczni studenci. -_-

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja, mając na koncie 8 lat złamałem sobie lewą rękę tuż nad łokciem. Nie wiem jak to możliwe, ale podczas jazdy rowerem straciłem równowagę i upadłem akurat na rękę. Złamanie okupiłem 6-miesięczną żmudną rehabilitacją.:(

Odnośnie chipsów. Najbardziej lubię solone. Innymi smakami też nie pogardzę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złamaliście sobie rękę (lub coś innego)

Jakoś nigdy mi się nie zdarzyło. Ogólnie to byłem (i jestem) raczej ostrożny i nawet kiedy zdarzyło mi się wejść na drzewo itp. to zawsze starałem się nie uszkodzić.

Jaki smak chipsów jest waszym ulubionym?

Serowo - cebulowe, szczypiorkowe, bekonowe i serowe. Nie ciepię solonych, a za paprykowymi średnio przepadam. Te wymyślne smaki typu "śmietana z ogórkiem" czy co tam jeszcze i tak smakują tak samo, a różnią się tylko nazwą. Inna sprawa, że chipsów prawie w ogóle nie jem, tylko na jakichś imprezach lub u znajomych, sam nie kupuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu skończyli tematy okołokuchenne. Dobrze, nie będzie trzeba nikogo zaganiać trzcinką do odpowiedniego tematu. Ogólnie powiem wam, że powiało starymi czasami. Gdy przylazłem na forum w FoS dominowały właśnie takie same tematy, jak ostatnio. I też było zwykle kilka aktualnych ;)

Mam twarde kości i niczego sobie nie złamałem, chodź od maleńkości miałem skłonność do wyglebiania się na prostej i równej drodze, na rowerze, na pieszo i buk wie jeszcze w jakich okolicznościach. Jedyne co mi się przytrafiało to nadwyrężone kostki, które teraz mają już zmniejszoną odporność na nadwyrężanie. Nie dziwię, się bo to chyba najsłabszy fragment mojego szkieletu, ścięgien i czego tam jeszcze. Ogólnie żyję i jestem w jednym kawałku :)

Lubię jeździć autobusami, cierpię jednak chyba na łagodną chorobę lokomocyjną, przez którą nie bardzo mogę w tym środku lokomocji czytać, bo narażam się na późniejsze bóle głowy. Na szczęście nie mam żadnych womitów, tylko po prostu głębokie poczucie dyskomfortu i łupanie pod czaszką. Czasem ryzykuję, ale raczej rzadko ;P

Tramwaje też lubię, jednak na uczelnię o niebo wygodniej dostać się autobusem. Jakoś nie jestem przekonany do tych 2 przesiadek, do których jestem zmuszony wybierając drogę autobusowo-szynową. Dużo wygodniej jechać spod samego bloku pod samą uczelnię autobusem. Przesiadek zero ;)

Lubię też, a nawet ubóstwiam perpedesa, z którego korzystam gdy mi się nigdzie nie spieszy. Jestem wytrwałym piechurem i nie raz zdarzało mi się przeleźć dość spory kawałek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, złamania...

W wieku lat 7 złamałem obie kości przedramienia w lewej ręce. Samo złamanie miało miejsce, kiedy potknąłem się o poduszkę fotelową leżącą na podłodze. Ręka wyglądała mniej więcej tak: (łokieć)--_--(nadgarstek). Dwa składania nie pomogły, to mi blachę na chyba miesiąc wstawili.

Trochę ponad rok później złamałem lewą nogę w udzie - hamulec + skręt na rowerku to był zły pomysł :-) 4 tygodnie w szpitalu na wyciągu, 4 tygodnie w gipsie w domu, 2 tygodnie rehabilitacji w szpitalu, parę tygodni rehabilitacji w odpowiednim przybytku (tu już codziennie trzeba było chodzić). Do tej pory pamiętam, jak dowiedziałem się, że spędzę 4 tygodnie w szpitalnym łóżku i tę myśl "4 tygodnie? Niemożliwe". A później jakoś się żyło - samolociki z papieru, rzucanie się lentilkami itd. Z tego miejsca pozdrowienia dla chłopaka o ksywce Toudi, który leżał w łóżku obok i był świetnym kompanem w niedoli (wjeżdżając na salę rzucił radośnie "Cześć! Jestem Toudi. Chce ktoś gumę do żucia?") :-)

Kiedy myślałem, że to już koniec, parę lat temu podkusiło mnie zjechać z górki na rowerze. Nic specjalnego, górka mi znana, już zjeżdżałem. Tylko co za człowiek na samym końcu usypał mały najazd?! Niestety dla mnie, zauważyłem go mknąc 40km/h i nie zdążyłem ominąć. Generalnie nie wiem, co się dokładnie stało. Pierwsze co pamiętam, to jak Wiesniakowa zbierała mnie z ziemi (szacunek dla niej, że nie uciekła od wariata, bo były to początki naszego związku) :D W każdym razie, poza drobnymi otarciami twarzy oraz pleców złamałem oba nadgarstki, w tym lewy z przemieszczeniem. Bardzo miły pan doktor pozwolił mi, jak to ujął, zakosztować pełnoletniości, nastawiając lewy nadgarstek na żywca. Coś mi wstrzykiwali w rękę przed zabiegiem, ale jakoś nie zauważyłem by znieczuliło. Ale nie krzyczałem! Tylko troszkę mi nogi podnosiło :-)

Na szczęście 3 tygodnie później (był to piątek) ściągnęli mi gips z prawej ręki, bo jakoś maturę (we wtorek) pisać musiałem.

To był koszmarny czas, bo bardzo niewygodnie pisało się na klawiaturze, o wysyłaniu smsów nawet nie wspomnę (a o korzystanie z WC nie pytajcie).

Oczywiście było wiele innych wypadków typu wpadnięcie z rowerem do wykopu, do rowu, wywalenie się na żwirze, spadnięcie ze schodów itd., ale na szczęście obyło się bez większych uszkodzeń ciała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...