Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

BTW 5 lat mija a na forum te same osoby - pozdrawiam Qbusia, niziolke i PzkwVIb ;)

Pokonaliśmy czas - on przemija, a my nie. Tkwimy niezmiennie na straży... Zresztą, co ja będę gadał. Witam niegdysiejszego naczelnego tropiciela forumowych spisków 'na górze'. Na dłużej? Jak tam prawo? Nie poszło na lewo?

Też nie lubię, gdy ktoś mi przerywa, kiedy już zacząłem mówić.

Ja momentami bywam w tym bardzo drażliwy. Gdy ktoś mi raz przerwie, to jeszcze wytrzymam, ale za drugim razem po prosto kończę mówić i tyle. Nie chcieli słuchać, to nie. Zostawię me złote mądrości dla siebie.

... gofrownicy ...

To coś jak kołkownica z Painkillera, ale strzela goferami?

Ja spędziłem weekend spacerowo z Maksem, bo luba ma miała dwa popołudnia pracujące. Przy okazji niedzielnego spaceru zawędrowałem niedaleko stadionu Zawiszy. Mecz zaczynał się o godzinie 17, a o 17:10 pod stadionem kolejka wyglądała tak:

6115944776_7da6943111.jpg

Ciekawe czy Ci na końcu załapali się na drugą połowę... Choć w sumie nawet jeśli ktoś wszedł na stadion w 80 minucie, to nie było źle - pod koniec meczu padły trzy bramki. Niektórzy jednak popisali się wyjątkowych 'sprytem', bo pod kupić bilety szli dopiero o 17.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Gofer + bita śmietana + sos czekoladowy również polecam :). Chociaz suche gofry też mógłbym jeść bez opamiętania :).
Heh, gofry to właściwie jedyna zjadalna rzecz jaka kojarzy mi się z polskim morzem :) Zresztą, nie powiem, przez te 12 czy tam 13 lat kiedy wybywałem nad Bałtyk z rodziną wchłonęło się ich parę, ale wtedy jeszcze nie doceniałem smaku różnorakich polew albo dodatków. Poza tym ostatnio odkryłem w Pabianicach świetną kawiarnię gdzie serwują niesamowite (i wielkie!) desery lodowe. Miód na moje serce ^_^

Też nie lubię, gdy ktoś mi przerywa, kiedy już zacząłem mówić. Nie lubię także, gdy ktoś zamiast rozmowy uskutecznia monolog z przerwami taki krótkimi, że nie można nic powiedzieć.
Heh, akurat w moim wypadku problem z komunikacją i przerywaniem głównie objawia się podczas wieczorów co-opowych w ArmA2 jeszcze przed grą kiedy na TeamSpeaku siedzi, powiedzmy, z piętnaście osób i nie ma siły, żeby mówiły na raz więcej niż dwie osoby, bo po prostu wszyscy się zagłuszają a sens wypowiedzi pozostaje nieuchwytny. Cóż, w normalnej rozmowie w więcej niż cztery oczy w dobrym tonie nie przerywam rozmówcy (ew. wtrącam jakąś uwagę, ale od razu rzecze coś w stylu "wybacz, że ci przerwałem, proszę, kontynuuj" =)), jak dla mnie im więcej potencjalnych osób do dyskusji - i nie mówię tu o jakimś gronie naukowym tylko o kumplach i koleżankach w czasie przerwy między zajęciami - to utrzymanie "dyscypliny" zaczyna być IMO kłopotliwe :P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, gofry to właściwie jedyna zjadalna rzecz jaka kojarzy mi się z polskim morzem
No nie wiem, mi z morzem jednak bardziej kojarzy się zapach jakiejś pysznie upieczonej rybki i przypieczone ziemniaki/frytki.

Poza tym ostatnio odkryłem w Pabianicach świetną kawiarnię gdzie serwują niesamowite (i wielkie!) desery lodowe. Miód na moje serce ^_^
Miód na twoje serce? Czyli lody z wkładką mięsną? No nie wiem, ja tam nie jestem zwolenniczką tak ekscentrycznych potraw @_@

No już naprawdę to lekka przesada. Skoro jest tutaj tyle fanów jedzenia i kucharzenia, to może jednak pójdziemy do działu "Kuchnia"? :P

Ja momentami bywam w tym bardzo drażliwy. Gdy ktoś mi raz przerwie, to jeszcze wytrzymam, ale za drugim razem po prosto kończę mówić i tyle. Nie chcieli słuchać, to nie. Zostawię me złote mądrości dla siebie.
O, też tak robię, jeśli ktoś mi po prostu przerywa. Ale co naprawdę mnie irytuje, to kiedy najpierw ktoś przerwie mi wypowiedź, żeby dopowiedzieć 'co ja chciałam zaraz dodać' i jeszcze się obrazi za to, co sam wymyślił.

IMO nawet głupie spróbowanie, czy zupa jest dobra czy też malutka pomoc, która dla nas jest błaha, a dla wołającego nie do końca, jest ważniejsza. Wzajemny szacunek musi być :)
Oczywiście - nie chodzi mi o prośbę o pomoc w czymś (w domu to ja najczęściej gotuję, więc sama wołam rodzinę, żeby spróbowali - czy już im przeżarło język, czy jeszcze nie ;) ). Po prostu drażnią mnie zachowania takie jak 'a teraz przyjdę i opowiem ci o czymś po raz 15., żeby wzmocnić naszą więź'.

Hah, wygląda na to, że należę do szczęśliwców, którym nikt nie przeszkadza w sposób irytujący :D
Albo raczej to ciebie takie zachowania mniej irytują :)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy ktoś mi raz przerwie, to jeszcze wytrzymam, ale za drugim razem po prosto kończę mówić i tyle. Nie chcieli słuchać, to nie.

Mam podobnie. Dość często zdarza mi się jakiś paskudny dyskutant, który nie potrafi pohamować gęby i wcina się w kwestię. Też zazwyczaj pierwszy raz zmilczam i próbuję kontynuować, ale za drugim razem mam już serdecznie dość i się zamykam. Skoro ktoś ma ciekawsze rzeczy do powiedzenie, to po co ja mam się produkować... Oczywiście całe zajście muszę skomentować w jakiś odpowiedni sposób, a co ;> I wtedy można mnie prosić, grozić i co tam jeszcze komu do głowy przyjdzie, ale tematu już nie podejmę.

Co do gofrów, to preferuję jednak 'rękodzieło artystyczne', czyli gofry wyprodukowane w domu. Robiąc je samemu można fajnie poeksperymentować z ciastem i dodać do niego to, co nam najbardziej podchodzi i wzbogaci jego smak. No bo na wierzch to i tak każdy wali to, co mu najbardziej smakuje :)

Zmieniając temat, wczorajszy dzień zaliczam do puli najfajniejszych i najbardziej udanych. Dlaczego? Bo, jak to zdarza się dość często, zjawiło się u mnie czterech kumpli, z którymi razem w armii służyłem i pojechaliśmy sobie poszaleć z karabinami do paintball'u. Jest w mojej okolicy takie fajne miejsce, gdzie można wynająć sprzęt (15 zeta za jedną rozgrywkę/90 kulek) i zawsze spotka się ludzi chętnych postrzelać do siebie :D Tak było i tym razem. Miejscowa brygada, która nas zna, odsunęła się na bok z głupimi uśmieszkami, a przyjezdni kozacy od razu podjęli wyzwanie. Wynik mógł być tylko jeden: 6:1 dla nas. Ten jeden to też wynikł głównie dlatego, że po tym, jak jeden koleś z przeciwnej drużyny dostał trzy szybkie strzały w klatę, potknął się i padł na wznak do rowu pełnego wody, my zaczęliśmy się turlać dosłownie ze śmiechu... 3 z nas zostało wyeliminowanych w trakcie tego rotfla. :D Ja dostałem, zanim zebrałem się z gleby do kupy, a ostatniego kumpla po prostu otoczyli i wykonali egzekucję :) Ale nie to było w sumie najlepsze. Po całej zabawie miałem jeszcze w karabinku kilkanaście kulek i zaczął sobie z niego strzelać mój syn (6 lat). Jeden z pokonanych kozaków stwierdził, że jak on stanie w odległości 15 metrów, to mój syn go nie trafi. Oczywiście się o to założył... Skumał swój błąd dopiero po tym, gdy dostał piątą kulką z rzędu :D No ale skąd ten biedny koleś mógł wiedzieć, że od dobrych 3 miesięcy mój syn regularnie jeździ ze mną popaprać się farbą :D

Później już tylko były rozgrywki z miejscowymi chłopakami, którzy jakiś tam poziom reprezentują i przynajmniej walkę jest z kim podjąć. Czasem trzeba się ostro nakombinować, żeby wygrać, bo chłopaki szybko uczą się na swoich błędach i siniakach :) . Jeśli ktoś nie miał przyjemności się w to jeszcze pobawić - szczerze polecam. Wybitnie odstresowujące zajęcie. A siniaki zawsze wyglądają imponująco... :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie. Dość często zdarza mi się jakiś paskudny dyskutant, który nie potrafi pohamować gęby i wcina się w kwestię. Też zazwyczaj pierwszy raz zmilczam i próbuję kontynuować, ale za drugim razem mam już serdecznie dość i się zamykam. Skoro ktoś ma ciekawsze rzeczy do powiedzenie, to po co ja mam się produkować...

Hm... W sumie to cały temat zacząłem ja, mając raczej na myśli przerywanie jakichś ważnych zajęć (prowadzenie ważnej rozmowy w komunikatorze, pisanie na FA ( :tongue: ), czytanie postów/artykułów/forów i tak dalej), ale i przerywanie w rozmowie można tu spokojnie podciągnąć. Pewnie zdziwi was, ale zbytnio mnie to nie irytuje. Zazwyczaj, jeżeli ktoś mi przerywa, spokojnie go wysłuchuję i kontynuuję przerwany wątek (lub wracam do niego później, jeśli dyskutant rozpocznie jakiś ciekawszy). Wiem, jestem dziwny ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up Mam tak samo. Jakoś nie zdarza mi się to często, a jak już to tylko raz albo dwa na rozmowę. Zachowuje się tak samo, czekam, aż swoje powie osoba druga i kontynuuje swój wątek, który również mogę uzupełnić o uwagi dyskutanta. Jest to o tyle niewkurzające, że zawsze jak ktoś mi przerywa robi w to sposób kulturalny. Ma się to towarzystwo gentlemanów. :)

@seeker2 A mnie zawsze ciekawiło czy można się w takie coś spokojnie bawić z dość słabą kondycją fizyczną i choróbskiem astmą zwaną. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachowuje się tak samo, czekam, aż swoje powie osoba druga i kontynuuje swój wątek, który również mogę uzupełnić o uwagi dyskutanta.
No, po pięciu dniach to z pewnością nie przerwiesz dyskutantowi wypowiedzi :)

Dzisiaj natomiast jest mój wielki dzień. Pierwszy raz od dawna postanowiłam coś sobie kupić. I to nie byle co, tylko dodatek do konsoli. Ale to nie ten konkretny zakup mnie poruszył, tylko wydanie pieniędzy jako takich. Nie wiem, jak z tym jest u was, ale ja absolutnie nie radzę sobie z wydawaniem pieniędzy. I to nie w znaczeniu takim, że wydaję je na jakieś bzdury, tylko tak, że ich nie wydaję. Nawet po kupieniu sobie rzeczy potrafię mieć długo wyrzuty sumienia (co potrafi obejmować nawet kawę na uczelni - bo przecież może wytrzymam jeszcze te 1,5 godziny, a potem pojadę do domu?). I to nie dlatego, że nie mam grosza przy duszy - ba, przez odkładanie wszelkiego typu stypendiów i pieniędzy z pracy (o ile nie przeznaczam części na utrzymanie domu), resztę zwyczajnie chomikuję na koncie. Aby sobie coś kupić naprawdę muszę się tygodnie do tego przekonywać. I nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że kiedykolwiek miałabym mieć kredyt :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jak z tym jest u was, ale ja absolutnie nie radzę sobie z wydawaniem pieniędzy. I to nie w znaczeniu takim, że wydaję je na jakieś bzdury, tylko tak, że ich nie wydaję. Nawet po kupieniu sobie rzeczy potrafię mieć długo wyrzuty sumienia

Mam IDENTYCZNIE! Myśle, że jest to kwestia indywidualnej psychiki/osobowości, którą akurat z tego co widzę mamy podobną.

Aby sobie coś kupić naprawdę muszę się tygodnie do tego przekonywać. I nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że kiedykolwiek miałabym mieć kredyt :/

Obecnie jesten na etapie "Czy kupić 'M&B Ogniem i mieczem'?" a gra jest już w serii TopSeller za 30 zl. A mimo, że jestem dalekooo od takich decyzji jak kredyt mieszkaniowy, to również mnie to przeraża :wink:

edit: A najbardziej to jest mi szkoda kasy na to, żeby na weekendzie ciężko imprezować, więc tego nie robie.

edit2: Nie grajcie w Empire Total War do 5.30 rano, nawet jak jest sobota. Potem sie w niedziele nie da żyć ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam zupełnie odwrotnie :) Znaczy, też długo się zastanawiam nad kupnem jakiejś drogiej, a w sumie nie potrzebnej rzeczy, jakiegoś gadgetu. Ale gdy wiem, że dana rzecz jest mi absolutnie potrzebna (np. cdaction czy odpowiednie napoje w sobotni wieczór) to się nie zastanawiam. A wyrzuty sumienia mam tylko jak na koncie pusto i do wypłaty daleko :)

Edit: A kredyt fajna sprawa :) Później się ludzie chwalą w towarzystwie kto ma więcej długów. Niestety często wygrywam.. :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydawanie pieniędzy to żaden problem w moim przypadku. Problemem jest ich częsty brak. Większość kasy przeznaczam na moje hobby: komiksy i rysowanie. Idzie na to trochę pieniążków, ale muszę rozwijać zainteresowania ( to taka forma tłumaczenia ;)) Wychodzę z założenia, że póki mam pieniądze i mogę je wydać to robię to. Zastanawiam się nad zakupami, ale nigdy wyrzutów sumienia nie mam. W końcu kupuje coś co bardzo lubię i nawet jeżeli nie jest to rzecz wymarzona to i tak mnie cieszy. Oczywiście w sytuacjach kryzysowych potrafię zacisnąć pasa i się powstrzymać. Od 30 września zaczynam studia, więc może to ten czas, w którym sto razy się zastanowię czy kupić komiks czy jedzenie :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

absolutnie nie radzę sobie z wydawaniem pieniędzy. I to nie w znaczeniu takim, że wydaję je na jakieś bzdury, tylko tak, że ich nie wydaję. Nawet po kupieniu sobie rzeczy potrafię mieć długo wyrzuty sumienia
Oszczędzanioholizm jest równie niebezpieczny jak zakupoholizm, to tylko dwie strony tego samego medalu. Na szczęście rozwiązania obu problemów są identyczne: kupić, tfu, ukraść/pożyczyć medalik z Tylerem Durdenem na trudne czasy, nosić go na piersi a jego rady w sercu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kupić, tfu, ukraść/pożyczyć medalik z Tylerem Durdenem na trudne czasy, nosić go na piersi a jego rady w sercu.
No nie wiem, chyba zbyt dawno nie oglądałam FC ;]

Aczkolwiek gdybym kupowała meble, to tylko takie wyrażające moją osobowość

.

Oszczędzanioholizm jest równie niebezpieczny jak zakupoholizm
No nie wiem, bo ostatecznie oszczędzanioholizm prowadzi do znacznie pełniejszego konta ;) Aczkolwiek gdyby to były Stany Zjednoczone, obydwa -holizmy skończyłyby się płaceniem sporo u terapeuty :)

Mam IDENTYCZNIE! Myśle, że jest to kwestia indywidualnej psychiki/osobowości, którą akurat z tego co widzę mamy podobną.
Pewnie tak :) Raczej nie sądzę, aby był to sposób wychowania, bo moi rodzice nigdy nie mieli problemów z kupowaniem tysiąca niepotrzebnych rzeczy. Tym bardziej niepotrzebnych, że jak mi się wydaje, jako pozostałość po wychowaniu w PRLu: wielu dorastających wtedy ma słabość do zatrzymywania mnóstwa rzeczy, które nie wiadomo do czego służą/ są zepsute etc., 'bo kiedyś się może do czegoś przyda'. Nie twierdzę, że ja nie jestem sentymentalna, a wszystko w moim pokoju trzymam dla jakiegoś celu. Ale przynajmniej dosyć sporą część tak ;)

Obecnie jesten na etapie "Czy kupić 'M&B Ogniem i mieczem'?" a gra jest już w serii TopSeller za 30 zl. A mimo, że jestem dalekooo od takich decyzji jak kredyt mieszkaniowy, to również mnie to przeraża wink.gif
Jedną z nielicznych rzeczy do kupienia, z jaką nie mam problemów, są książki ;) Wiem, że wiele dziewczyn się czuje lepiej kupując jakieś nowe ciuchy, spędzając godziny w centrach handlowych... Mnie to męczy. Ale kupowanie książek - nigdy! :) Zawsze wychodzę z księgarni ze znacznie lepszym humorem (nawet, jeśli to naukowa, a ja akurat kupiłam podręcznik :P ).

Ja mam zupełnie odwrotnie smile_prosty.gif Znaczy, też długo się zastanawiam nad kupnem jakiejś drogiej, a w sumie nie potrzebnej rzeczy, jakiegoś gadgetu.
U mnie to jest właśnie problem nawet wtedy, kiedy mam kupić coś taniego i bardzo przydatnego. Dopóki nie jestem 200% przekonana, że jest mi to bardzo potrzebne (i że powinnam to kupić teraz - bo jeśli wiem, że mogę to kupić później, to ostatecznie nigdy nie kupuję), nie jestem w stanie wydać pieniędzy.

edit: A najbardziej to jest mi szkoda kasy na to, żeby na weekendzie ciężko imprezować, więc tego nie robie.
Mi by też szkoda było. Dlatego nie imprezuję, nawet lekko :D Chociaż oczywiście, że gdy mają do mnie wpaść znajomi to bez mrugnięcia okiem zainwestuję w jakieś ciacha i napoje :)

Ale gdy wiem, że dana rzecz jest mi absolutnie potrzebna (np. cdaction czy odpowiednie napoje w sobotni wieczór) to się nie zastanawiam
CD-A akurat mam w prenumeracie, poza tym zwykle dostaję je nie za gotówkę, tylko z programu sieci komórkowej (za ileś tam minut za przegadane przez kogoś z rodziny - punkty do wymiany ;) ).

Wydawanie pieniędzy to żaden problem w moim przypadku. Problemem jest ich częsty brak. Większość kasy przeznaczam na moje hobby: komiksy i rysowanie. Idzie na to trochę pieniążków, ale muszę rozwijać zainteresowania ( to taka forma tłumaczenia
Na szczęście z moim hobby wiąże się przede wszystkim czytanie, a ponieważ literatura, która mnie interesuje jest dosyć trudno dostępna, to muszę ją kupić od razu, odwlekanie na później zwykle kończy się z niespotkaniem danej książki później przez lata ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aby sobie coś kupić naprawdę muszę się tygodnie do tego przekonywać. I nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że kiedykolwiek miałabym mieć kredyt

Sam nie wyobrażam sobie siebie z takim poważnym kredytem na karku. Może dlatego, że nie lubię u nikogo być zadłużonym. Inna sprawa, że z wydawaniem pieniędzy raczej nie mam problemu, a je same traktuję raczej jako środek do celu, a nie cel sam w sobie. Pieniądze są w końcu po to, żeby robić z nich użytek, a nie tylko je gromadzić (choć oszczędzanie to cenna zaleta). Jeśli definicją skąpstwa jest "niechęć do rozstawania się z pieniędzmi" to chyba masz właśnie cechę Ebenezera Scrooge'a i Sknerusa McKwacza. W sumie lepsze to niż być na przeciwległym końcu i być Kaczorem Donaldem.

Na szczęście z moim hobby wiąże się przede wszystkim czytanie, a ponieważ literatura, która mnie interesuje jest dosyć trudno dostępna, to muszę ją kupić od razu, odwlekanie na później zwykle kończy się z niespotkaniem danej książki później przez lata

Takie gromadzenie przedmiotów (np. książek) może być problematyczne, jeśli później będziesz chciała zamieszkać w mieszkaniu do wynajęcia i w efekcie będziesz musiała się ciągle co jakiś czas przenosić ze swoim dobytkiem. Miałem możliwość uczestniczyć kilka razy w przeprowadzce i żadnego nie wspominam miło - tona rzeczy do przenoszenia i z każdym razem rosnąca coraz bardziej (z paru zaledwie pudeł przy drugim razie nastąpiło rozmnożenie dóbr do wielkości sporej furgonetki).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli definicją skąpstwa jest "niechęć do rozstawania się z pieniędzmi" to chyba masz właśnie cechę Ebenezera Scrooge'a i Sknerusa McKwacza. W sumie lepsze to niż być na przeciwległym końcu i być Kaczorem Donaldem.
No właśnie nie do końca. Bo problem mam przede wszystkim z wydawaniem pieniędzy na siebie ('inwestowaniem', jak się dziś mówi ;] ). Za to walczyć jak o niepodległość będę o to, żeby np. mój chłopak za mnie nie płacił w kinie albo w kawiarni/restauracji (chociaż jeśli udaje mi się wygrać, to tylko podstępami).

Takie gromadzenie przedmiotów (np. książek) może być problematyczne, jeśli później będziesz chciała zamieszkać w mieszkaniu do wynajęcia i w efekcie będziesz musiała się ciągle co jakiś czas przenosić ze swoim dobytkiem
Przeprowadzałam się siedem razy. Wiem, że książki to dziewiąty, dziesiąty i jedenasty pasażer Nostromo. Walczę jak mogę, aby nie mieszkać w akademiku ani niczym takim, więc tym się nie martwię (jeśli już gdzieś będę mieszkała po wyprowadzce z domu, to już na stałe). Do tego książki to taki... przyjemny ciężar :D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

He, tak mi się nudziło, że postanowiłem tu zajrzeć (!) - a tu więcej znanych ksywek niż nieznanych! o_O

Co do gofrów (a nie wywali mnie nikt do Kuchni?), to w te wakacje zajadam się nimi niemal codziennie, a to z racji pracowania w niewielkim ustrońskim parku rozrywki (chociaż to chyba za duże słowo). Moja luba pichci goferki, a ja niedaleko wpycham ludzi do wody (dosłownie), więc przy każdej okazji marudzę jej o ten przysmak - odkryłem, że najbardziej podchodzi mi wersja z dżemem i polewą toffi. A jak w czasie wakacyjnego wypadu nad morze zamówiłem takowego, to pani zrobiła takie wielkie oczy -> o_O i zapytała, czy nie jestem w ciąży... :|

Jak już wspominałem, moją wakacyjną pracą w tym roku jest wpychanie ludzi (głównie dzieciaczków) do wody, innymi słowy pracuję jako obsługant kul wodnych i muszę przyznać, że jak na razie jest to najoryginalniejsze zajęcie, jakie wykonywałem w ramach letniego zarobku. Pomyślcie sami (to tak przy okazji dyskusji odnośnie wkurzających dzieci w autobusach): przychodzi do was nieznośny bachorek, a Wy go nie dość, że zamykacie szczelnie w ogromnej kuli tłumiącej dźwięki, to jeszcze wrzucacie do basenu! Kuszące, aye?

Ponarzekałbym na pogodę, ale jest niezgorsza. Jaki macie w tym roku ulubiony batonik?

Hejaho! :>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zamykacie szczelnie w ogromnej kuli tłumiącej dźwięki, to jeszcze wrzucacie do basenu! Kuszące, aye?

Aye. Czy Twoim zadaniem jest również późniejsze łowienie kul, czy też dzieci uwięzione w kulach są puszczane na pełne morze? ;]

Jaki macie w tym roku ulubiony batonik?

Ciekawe że pytasz, ale właśnie w te wakacje uświadomiłem sobie, że moim ulubionym batonem nie jest już Mars, a 3 Bit. Smuteczek... Choć oczywiście są też batony na specjalne okazje - Snickers na szczycie zdobytej góry to naprawdę jedno z najlepszych uczuć, jakie istnieją.

Ja w te wakacje zaatakowałem autostopem Grecję z zamiarem zdobycia Olimpu i poleżenia na plaży. Plan został zrealizowany w 100%, co uważam za cud. Czemu? O tym za moment. Nie sposób nie wspomnieć na wstępie o tym, jak serbski celnik na granicy z Macedonią rozkręcał przez 4 godziny auto którym jechałem na części pierwsze, po czym kontrolował mi i podwożącym mnie Włochom też bagaże w tak dokładny sposób, że nie wyobrażałem sobie, że to możliwe. Wywalał wszystko z toreb, jak były tam dajmy na to spodnie - sprawdzał wszystkie szwy, kieszenie, nogawki wywracał na lewą stronę. Ja w czasie kontroli zagotowałem się tylko raz, i to ze strachu, gdy uświadomiłem sobie, że mam w plecaku bardzo gustownie zawinięty w worek foliowy proszek do prania, który wygląda zupełnie jak filmowy transport kokainy. Całe szczęście celnik po odnalezieniu go tylko sprawdził gramaturę proszku w środku i szukał dalej. Żal za to było mi Włochów których to był samochód - jechali sobie na wakacje do Grecji, wieźli sporo jedzenia, a miły pan celnik rozszczelnił im słoiki celem sprawdzenia zawartości. Po 4 godzinach kontroli, jak już zrobiono nam też i rewizję osobistą pan celnik rzucił najlepszym tekstem, jaki słyszałem przez całe wakacje - "Don't be mad, it's a standard procedure". "Standard procedure my ass" (standardowa procedura dla mojego osła, w wolnym tłumaczeniu), miało się ochotę mu odrzec, ale nie miało się jaj by to zrobić.

Grecja w ogóle zaskoczyła mnie kilkoma rzeczami. Na dzień dobry dostałem ataku śmiechu gdy zobaczyłem ceny na stacji benzynowej. 1,80 ojro za litr diesela? Nawet w Norwegii jest taniej.

"W Grecji jest kryzys", they said... "Musi być tam przez to tanio", they said... Wchodzi ufny t3tris do supermarketu (duże słowo, jak na osiedlowy markecik, ale był to największy sklep w Litohoro z którego startowałem w wędrówce na Mytikas - najwyższy szczyt Olimpu), patrzy na półki, myśli "Hmm, normalne ceny w sumie, jak w Polsce zupełnie... Wait, tu jest Euro!".

1,5 litra Pepsi - 2 Euro. 2 litry wody - 3 Euro. "Gdzie tu logika?!?" - wołał zrozpaczony i skołowany rozum t3trisa, ale odpowiedź nie nadeszła... Dobrze, że w mieście był "wodopój", który pozwolił mi nie zbankrutować na wodzie, a piło się jej sporo. Why? A bo 40 stopni to była zwykła temperatura w czasie dnia, zaś w nocy nie bywało chłodniej niż 20 stopni Celsjusza.

Teraz dlaczego uważam osiągnięcie celu za cud. Targałem otóż ze sobą plecak ważący 26 kilo bez wody, więc gdy dopakowało się go piciem ważył okazałe 30 kg. Sprytny pomysł zabrania całego tego majdanu pozwalał mi na notoryczne niemieszczenie się w czasówkach na szlaku, i powodował u mnie rozpacz dającą się porównać jedynie z wrażeniami płynącymi z oglądania meczów piłkarskiej reprezentacji Polski. Jeśli podkreślę ponownie, że temperatura panująca na szlaku nie spadała poniżej 35 stopni, a dodatkowo byłem atakowany przez nienormalne wręcz ilości gzów i much (te skądinąd towarzyszyły mi do naprawdę niewyobrażalnych miejsc - gzy i muchy na 2500 n.p.m? Da hell?) sytuacja moja jawi się jako średnio komfortowa. Całe szczęście niosłem ze sobą naprawdę dużo determinacji, i mimo pobicia rekordu na najwolniejsze przejście odcinka między Litohoro (300 m.n.p.m.) a Prionią (1100 m.n.p.m.) (miało ono trwać 4 godziny, mi zajęło 16, ale usprawiedliwić muszę się faktem, że wliczam w to nocleg) szedłem dalej.

Generalnie "they said..." towarzyszyło mi całą podróż, bo zgodnie z "ich" sugestią szczyt atakowałem ze schroniska położonego na 2100 m. bardzo rano, bo podobno pozwala to uniknąć chmur. Tja, to ja się specjalnie nie wysypiam, wstaję o jakiś barbarzyńskich porach, a gdy już przybywam Zeusowi na chatę, to chmury spowijają szczyt tak szczelnie, że na 5 metrów nic nie widać. Skoro poruszam już temat schroniska, to muszę powiedzieć, że tam też zadziwiło mnie parę rzeczy. Przede wszystkim ceny wcale nie są wyśrubowane w stosunku do cen na dole, co w polskich schroniskach jest nie do pomyślenia. Po drugie panuje tam niesamowicie pozytywna atmosfera wzajemnego zaufania, przez co nikt się nie boi złodziei. Rozbijam sobie elegancko namiot, już zamierzam kłaść się spać z całym dobytkiem wewnątrz, a nagle z namiotu obok wylatują Meindle Himalaya, za nimi leci plecak Deutera, i całość zostaje pozostawiona poza namiotem do wyschnięcia na noc (nie ma tam w ogóle rosy, więc w nocy można suszyć rzeczy na zewnątrz). Ogólnie tak na oko cały szpej, który się przez noc suszył się wart był ~50k euro (nocowało tam prawie 150 osób). Gdy to zobaczyłem, to bez obaw wywaliłem i swoje śmierdzące treki z namiotu z myślą, że jak ktoś będzie chciał ukraść buty, to na pewno nie weźmie moich :] W polskim schronisku raczej bym się bał zostawić coś na noc na zewnątrz. Dokładnie takie samo wrażenie o Grekach miał tirowiec, który podwoził mnie spod Salonik do Katowic (trafiło się i ślepej kurze ziarnko, takiej podwózki to jeszcze nie miałem) - mówił on, że Grecja to jeden z niewielu krajów, gdzie nie trzeba się zamykać na noc, bo nie ma zagrożenia, że obudzi się w samych skarpetkach, związany i bez samochodu.

Generalnie moja wycieczka na Olimp zaowocowała taką ilością odcisków w naprawdę dziwnych miejscach (między innymi - na ramionach), że po dotarciu na plażę zdołałem już tylko jęknąć kilkukrotnie i zwaliłem się na kamienie, i tak leżąc spędziłem kolejne 4 dni. Co nie zmienia faktu, że każdemu odwiedzenie Grecji serdecznie polecam, bo kraj to naprawdę piękny. Tylko trochę drogi, ale mi na przykład udało się przeżyć za 34 euro przez prawie 2 tygodnie. Co prawda schudłem przy tej okazji 9 kg, ale kto by się przejmował szczegółami ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1,5 litra Pepsi - 2 Euro. 2 litry wody - 3 Euro. "Gdzie tu logika?!?" - wołał zrozpaczony i skołowany rozum t3trisa, ale odpowiedź nie nadeszła...

Nie odpowiem Ci na to pytanie, ale wyglada na to, ze tej logiki brakuje w wiekszosci UE. Sam pamietam jak kilka lat temu w Dublinie po raz pierwszy zobaczylem w sklepie butelke 1,5l coli za 69 centow i butelke 1,5l niegazowanej wody mineralnej za 99 centow. Chociaz z czyms takim mialem do czynienia jeszcze za czasow liceum, podczas szkolnej wycieczki do Czech. Butelka piwa byla tansza od malej butelki pepsi czy soku owocowego, co od razu stalo sie bardzo dogodnym usprawiedliwieniem dla zakupu kilku butelek chmielowego trunku... ;)

Co nie zmienia faktu, że każdemu odwiedzenie Grecji serdecznie polecam, bo kraj to naprawdę piękny.

Podpisuje sie pod tym obiema rekami. Ze wszystkich odwiedzonych krajow europejskich (a bedzie ich z 20), to wlasnie Grecja jest moim ulubionym. Piekne krajobrazy, starozytne zabytki, smaczna kuchnia i beztroska mentalnosc ludzi tam mieszkajacych (zwlaszcza poza wiekszymi miastami) sa niepowtarzalne i warte poznania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jaki macie w tym roku ulubiony batonik?

Nie batonik, lecz wafelek. Horalky ponad wszystko! Wafelek idealny, esencja waflowatości. Niedawno odkryłem też nową broń tej samej firmy - czekoladowo-miętowe wafelki Attack. Po prostu:

189814_o.gif

1,5 litra Pepsi - 2 Euro. 2 litry wody - 3 Euro. "Gdzie tu logika?!?" - wołał zrozpaczony i skołowany rozum t3trisa, ale odpowiedź nie nadeszła...

Woda mineralna to w ogóle dzieło Szatana. Wszystkim ciekawskim polecam nieco indoktrynacji, z którą się zgadzam: www.youtube.com/watch?v=Se12y9hSOM0

Generalnie moja wycieczka na Olimp zaowocowała taką ilością odcisków w naprawdę dziwnych miejscach (między innymi - na ramionach), że po dotarciu na plażę zdołałem już tylko jęknąć kilkukrotnie i zwaliłem się na kamienie, i tak leżąc spędziłem kolejne 4 dni.

Odcisków? Czy też należy osób, które mylą odciski z pęcherzami? Odcisków jest dość trudno się nabawić i jeszcze trudniej pozbyć. Pęcherze 'złapać' łatwo... Usunąć też. Choć przyjemnie nie jest.

Ja tam przy okazji weekendowo-spacerowych podróży zawędrowałem nieco przypadkiem na koncert zespołu Poparzeni Kawą Trzy i miło chłopaki radiowo-telewizyjne śmigają. I znów się przekonałem, że bydgoski Myślęcinek to jest to. Nawet wbrew ludzki tłumom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odcisków? Czy też należysz do osób, które mylą odciski z pęcherzami?
//korekta mojego autorstwa

O kurczę... Rzeczywiście, do czasu przeczytania Twojego posta - należałem... Dzienx za uświadomienie ;]

Horalky ponad wszystko!

Mi w tym wafelku podoba się przede wszystkim to, że można go zjeść nie trzymając go przez opakowanie i mimo tego mieć czyste palce - pomysł z czekoladą tylko na brzegach zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O chmielowych trunkach proszę mi tu nie rozmawiać. A o podróżach w dziale 'Podróże' ;]

Aczkolwiek gratuluję t3trisowi fascynującej wycieczki i odwagi :)

Woda mineralna to w ogóle dzieło Szatana. Wszystkim ciekawskim polecam nieco indoktrynacji, z którą się zgadzam
Naprawdę interesujące :) Szczęśliwie mnie to specjalnie nie dotyczy, bo wodę pozyskuję nie z plastikowych butelek (z nich tylko smakową, którą rozcieńczam 'zwykłą'*), tylko wlewam wodę z kranu do filtra umieszczonego w specjalnym dzbanku, a stamtąd do szklanki ;)

Jaki macie w tym roku ulubiony batonik?
DIETETYCZNY :D

Co do gofrów (a nie wywali mnie nikt do Kuchni?), to w te wakacje zajadam się nimi niemal codziennie
Zaraz, ale jak? kebaby na obiad, gofry na deser? :D

* po prostu nie smakuje mi woda jako taka. Dlatego poszukałam sobie informacji o wodach smakowych, najlepsza potrafi być 4-8x mniej kaloryczna niż soki :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

E tam, batoniki. Szkoda na to kasy, bo jak dla mnie najlepszym deserkiem po obiedzie jest czekolada, a najlepiej - przepraszam za kryptoreklamę - milka jogurtowa. Jest po prostu przepyszna, i mogę wchłonąć całą po sytym objedzie. Na dobre słodycze zawsze znajdzie się miejsce w żoładku. Teraz staram się ograniczać jedzenie takich rzeczy, bo raz, że można łatwo przytyć, a dwa - ząbki ma się tylko jedne :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz staram się ograniczać jedzenie takich rzeczy, bo raz, że można łatwo przytyć, a dwa - ząbki ma się tylko jedne :)

Od słodyczy się tyje ?! No co Ty! :D Ja pożeram bardzo dużo słodyczy a waga pozostaje taka sama, chociaż chce przytyć :P Uwielbiam Snickersy i KitKaty, ale ulubionymi słodyczami są zdecydowanie M&M`sy z orzechami. Co do ząbków to właśnie wróciłem z kontroli i słodycze źle na nie nie wpływają. Obalam stereotypy ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekolada, batoniki błeee. Najlepsze są chipsy szczególnie takie jak nachosy wtedy cud, miód i orzeszki, wagą się nie przejmuję gdyż jestem szczuplutki (ale nie żadna anoreksja bez przesady) choć może to być spowodowane tym iż dużo pływam, zęby czyste i zdrowe (zadziwiam całą rodzinę, gdyż według nich moje odżywianie powinno się codziennie kończyć bólem brzucha i pruhnicą, a tu lipa :P ). Kocham pizzę (a ona mnie) :3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, a czy czasem już kiedyś dyskusja o batonikach w FoSie nie została rozpędzona w cztery strony świata przez Pezeta? :)

Czipsy mi nie pasują. Serio, jeden czy dwa wysępię chętnie, ale całej paczki nie zjem, bo po -nastym przestaję czuć smak i przekąska staje się niczym więcej jak breją. Wolę ciasteczka, ew. babeczki.

Ja tam mogę jeść ile chcę, czekolady, batoników i innych śmieci, a i tak gruby nie będę... na razie. Jam sama skóra i kości (no i mięśnie, które widzą tylko inteligentni, a które nie podlegają prawu ciążenia). I tak wolę być chudy niż przy kości. :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekolada, batoniki błeee.

? Czekolada & batony są świetne po wysiłku, chipsy to potrawa raczej imprezowa.

Wiadomix, chipsy czy nachosy są szalenie smaczne, ale spróbuj zjeść więcej niż jedną paczkę naraz, to gwarantuję, że odwiedzisz Rygę szybciej, niż byś się spodziewał.

pruhnicą

facezd.png

? propos pizzy - robiłem ostatnio eksperyment, i spróbowałem wzorem dawno widzianej reklamy zawinąć ser w brzegi. Efekt? Rewelacja! W końcu nie było tak, że każdy polował tylko na kawałki ze środka - brzegowe też miały swoich wielbicieli. Polecam, bo pomysł nie jest trudny w realizacji, a efekty są nadspodziewanie dobre ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...