Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

47

To ja, sen - chwytam cię za rzęsę.

Polecane posty

Przedwczorajsza burza i stanowcza próba zapamiętania, że trzeba zadzwonić do matki sprawiły, że nocą wyśniłem sobie koszmar.

Byłem w Rotterdamie, niedaleko rzeki. Mieszkałem w jednym z wieżowców, na wysokim poziomie, tak iż widziałem całe miasto. Był wieczór i zachodziło słonce, choć chmury były burzowe. Wychodzę na balkon i widzę, że rzeka coś mocno faluje i do tego jest też dosyć wysoko. Po chwili fale zaczęły uderzać w budynki. Nie widziałem zupełnie ludzi. Po chwili fale były tak gigantyczne, że zalewały mi balkon na wysokim piętrze w wieżowcu. Po chwili woda zalewała całe miasto, kryjąc pod sobą budynki. Widziałem ogromne fale, jak tsunami i pędzące tajfuny pełne ognia i błyskawic. Pamiętam, że byłem tak przerażony, że w ogóle nie mogłem uwierzyć w to, co widzę.

Matka miała pracować w pobliżu wielkiego statku. Wybiegłem na zewnątrz, a mój budynek nie był zalany, bo centrum unosiło się na gigantycznej poduszce niczym miasto z Bioshock Infinite. Wsiadłem na rower i pojechałem do parku, po czym zadzwoniłem do matki życząc jej wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki. Powiedziała, że schowała się na statku, jak tylko się zaczęło. Zgubiłem rower, a miasto na poduszkach zniknęło, razem z nim. Byłem bardzo zasmucony. Słońce nadal zachodziło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śniło mi się, że poszedłem ze znajomymi (że niby mam znajomych? Sny bywają dziwne) do kina. Poszliśmy do kas, które poza tymi przy samym kinie, były jeszcze piętro niżej zamiast jednego ze sklepów w centrum handlowym, z jednokierunkowymi schodami ruchomymi ze strefy z samymi salami (nawiasem mówiąc, jestem prawie pewien, że widziałem taką konstrukcję kina w innym moim śnie). Poszedłem do kibla i jak wróciłem, znajomych nie było. Na zewnątrz kas też ich nie było. Udałem się więc w stronę samego kina, bo może tam będą. Nie było ich, ale zobaczyłem że stoi tam parę automatów ze starymi grami - wyhaczyłem Centipede (o którym zacząłem rozmawiać z jakimś gościem) i chyba jakieś Puyo? 

Nagle, pojawia się chmara ludzi na zewnątrz, jak pod Walmartem na Black Friday i zaczynają napierać na nasza grupę ludzi w środku (chyba chodzi o to, że stoimy na drodze do kas?) - poczułem się jakby to była jakaś Ściana Śmierci, czy inna formacja podscenowa na koncercie. No, ale udało mi się wypchać z tłumu i wyjść. Zjeżdżam chodnikiem ruchomym, który jest cholernie długi - dwa (czy może nawet trzy?) piętra na raz i do tego bez żadnych podpór. Wypadło mi 2 złote, które jakaś mała dziewczynka zaanektowała "bo ona to znalazła", mimo że ewidentnie złapała monetę jak się toczyła, a ja ją goniłem. Kompletnie byłem wkurzony, więc nie wytrzymałem i zabrałem jej, najprawdopodobniej po krótkiej kłótni. 

Coś tam po tym chyba jeszcze było, ale nie pamiętam co. W każdym razie niedługo się obudziłem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To... dz-dzięki.

 

Śniło mi się, że fejs wprowadził kolejną zmianę w emotkach i były jeszcze gorsze niż obecne.

Ponadto, śniło mi się, że żyłam w jakimś dziwnym świecie fantasy, niektóre wydarzenia mocno kojarzyły mi się z finalami, walki z bossami itp. Oczywiście w trakcie ostatecznej walki, pewien niemiły i wielki koleś ze skrzydłami zrobił mi krzywdę, przez co nie mogłam go pokonać, na szczęście wtedy do akcji wkroczyli moi towarzysze i doprowadzili do tego, że jakiś lodowy posąg ożył. Okazało się, że to był uwięziony brat tego złego gościa, który mnie tak chamsko urządził. Ten dobry pokonał złego, podczas gdy ja leżałam prawie nieprzytomna. Pamiętam jeszcze tyle, że wszyscy poszli robić porządek na świecie i znaleźć jakieś lekarstwo dla mnie, kiedy ja leżałam w łóżku w nie najlepszym stanie. I jakiś koleś z białymi włosami siedział obok mnie. Ostatecznie chyba udało im się przywrócić mnie do normalnego stanu, ale wychodzi na to, że odwalili całą czarną robotę za mnie :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znowu miałam fajne sny. Groziło mi i grupie znajomych z uczelni + jakimś randomom zarażenie się tajemniczą chorobą, przez którą zamienilibyśmy się w zombie. Wieźli nas jakimś starym busikiem, nie wiadomo gdzie; znajomy obok zaczął mówić, że mu przykro, że widział jak postrzelili naszą wspólną koleżankę, ogólnie panika mocno. Niestety niewiele więcej pamiętam akurat z tego fragmentu, poza tym, że pilnował nas jakiś strażnik. 

Oprócz tego, pamiętam, że byłam w domu przyjaciółki razem ze znajomym z grupy. Jej mieszkanie wyglądało jak dość sporych rozmiarów willa. Nagle przyjaciółka dostała telefon, po krótkiej rozmowie powiedziała nam, że musi iść do babci zobaczyć, co u niej. Kiedy tylko wyszła, znajomy powiedział, że to podejrzane i nikt się nie barykaduje w mieszkaniu i pewnie jej babcia już nie żyje.
I dalej nie wiem, co było, bo chyba mnie muzyka z parku obudziła.

ALE! Zanim mnie wywieźli busem, miałam taki sen, w którym uczestniczyłam w jakimś wykładzie z prawa, kuzyn (no, już kilkuletni prawnik) mnie na niego zaprosił, nie wiem po co. Nie wiem też, co tam robili znajomi z grupy, no ale już ok. Na sali były z tyłu takie śmieszne czerwone fotele, więc od razu zajęłam jeden i zaczęłam się na nim kręcić. Po kilku obrotach przewróciłam się z fotelem na plecy, ale stwierdziłam, że już tak zostanę, bo inni w tych fotelach też leżeli. Koleś prowadzący wykład śmiał się z osób zaproszonych, bo niczego nie zrozumieją i tak. A potem jakaś laska kazała mi narysować drzewo, gdzie zamiast korony miała być sylwetka kobiety. Przyjaciółka siedziała obok i zajęło jej to dosłownie kilka sekund, więc dostała pochwałę. 

No i tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam taki dziwny sen, że ojaniemogę

Niestety rano nie miałam czasu, żeby napisać, więc teraz spróbuję spisać to, co jeszcze pamiętam.

Oczywiście sen zaczął się niewinnie, wyszłam z pokoju na korytarz, było bardzo ciemno, jedynie małe lampki zawieszone na ścianach dawały odrobinę światła. Jakimś cudem dom, po którym się wałęsałam należał do mnie. Bardziej przypomniał dwór bogacza niż zwykły dom, podłogi, ściany i sufit były z ciemnego drewna, na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, a na podłodze leżały bardzo miękkie dywany. W końcu dotarłam do schodów, byłam na najwyższym, drugim, piętrze. Złapałam się balustrady, wychyliłam się i spojrzałam w dół. Na parterze dostrzegłam jakiś cień, niestety w ciemności ciężko było dostrzec, co lub kto to było. Jednak byłam przekonana, że to włamywacz. W tym samym momencie do balustrady na pierwszym piętrze podeszły dwie dziewczyny w nocnych koszulach, zawołałam do nich, że na dole ktoś jest i żeby pomogły mi go przepędzić. Zaczęłam zbiegać po schodach aż dobiegłam na sam dół. Było tak ciemno, że totalnie nic nie widziałam. Skierowałam się ostrożnie w stronę kuchni i nacisnęłam przełącznik do światła, żeby w ogóle coś zobaczyć. Jednak światło nie chciało się zapalić, coś lub ktoś wcisnęło pstryczek niemal w tym samym momencie co ja. Nacisnęłam ponownie. To samo. Powtórzyłam to jeszcze ze dwa razy, aż w końcu się poddałam i wtedy światło się zapaliło. No i tutaj już nie pamiętam, co się działo, w każdym razie poszłam na pierwsze piętro do tych dziewczyn dowiedzieć się, czemu za mną nie przyszły na pomoc. Jedną zastałam w łóżku, mamrotała coś przez sen, jedno oko miała otwarte, a drugie zamknięte. Próbowałam dowiedzieć się, co jej się stało, obudzić ją, na nic. Po jej dziwnym bełkocie wywnioskowałam, że na parterze istnieje jednocześnie kilka wszechświatów, schodząc w dół zeszłam do jednego, a te dwie dziewczyny idąc zaraz za mną trafiły do innego. Nie mogłyśmy siebie widzieć ani słyszeć, ale miałyśmy możliwość manipulowania przedmiotami, więc gdybym włączyła światło, one też by je zobaczyły, wyjaśniła się więc zagadka, kto ciągle wciskał przycisk od światła i kto je ostatecznie włączył.
E, no i dalej też niestety nie bardzo pamiętam, co się wydarzyło, ale jestem prawie pewna, że dotyczyło tej mamroczącej dziewczyny, prawdopodobnie umarła, ale mogę się mylić.

Annyway, później śniło mi się, że jechałam samochodem z rodzicami i bratem, staliśmy na przejeździe kolejowym w jakimś małym miasteczku i czekaliśmy aż podniosą się szlabany. Z nudów spojrzałam za okno i zobaczyłam, że z uliczki obok szarżuje prosto na nas ogromny byk. Zaczęłam wołać do taty, żeby jak najprędzej odjechał, bo w przeciwnym razie zostaniemy staranowani, ale nikt nie zareagował i co najlepsze, byk, tuż przed naszym autem wyhamował i ominął nas. Za nim biegł mały, szary byczek i zaczął uderzać rogami w bok auta. Z tego, co pamiętam, pojawiło się jeszcze kilka innych zwierząt, w tym jakiś jaguar polujący na jakiegoś innego zwierza, ale nie mam pojęcia, jak to było ze sobą powiązane. No, i więcej nie pamiętam. D:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śniło mi się, że byłem w swojej podstawówce na wizytacji na lekcji i akurat był tam egzamin na koniec podstawówki, który nadzorowała moja matka (nadal tam uczy). Egzamin ten pisał m.in. taki tłumok (z którym chodziłem kiedyś do klasy), bo ciągle nie zdawał (tak absolutnie serio, to w rzeczywistości powtarzał 1 klasę podstawówki...). Podczas pisania moja matka przyłapała go na ściąganiu i wpadła w furię, zaczęła drzeć ściągi, egzamin, wrzeszczeć ("w końcu cię wyrzucą z tej szkoły", itp.), przewracać ławki, itd. Śmiesznie :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...