Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie IX

Polecane posty

Według mnie, na dłuższą metę to jednak miasto wygrywa. Na wsi nie uświadczysz rozrywek kulturalnych innych niż odpust. W mieście tymczasem nie trzeba wcale daleko jechać, żeby mieć operę, filharmonię, teatr, galerię sztuki, fajną kawiarnię, pub itp. Mówię oczywiście o dużych miastach.

Jeżeli dodatkowo mamy jeszcze rodzinę, to duże miasta dublują wsie w przedbiegach. Duże miasto - więcej szkół i wyższy ich poziom, większe sklepy, bliżej do pracy...

W mojej kochanej Zielonej Górze (Takie miasto, przy granicy z Niemcami)

Pozdro pińcet od długoletniego mieszkańca Nowej Soli ;p

Wręcz przeciwnie - to zazwyczaj ludzie równie lub bardziej sumienni, pracowici i zaradni niż mieszczanie.

Hmm, trochę kłóci się to z moimi wspomnieniami związanymi z wsią - loża szyderców z jabolami w dłoniach pod jedynym we wsi spożywczakiem to chyba stały element krajobrazu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

loża szyderców z jabolami w dłoniach pod jedynym we wsi spożywczakiem to chyba stały element krajobrazu.

Jako potwierdzenie tych słowa, podam zasłyszaną "rozmowę" koło sklepu spożywczego w jednej ze wsi (nazwy nie pamiętam) w okolicach Trzebnicy. Jeden ze stałych bywalców, na pytanie jak mu minął dzień w pracy odpowiedział:

-Aaa, ja to właściwie dziś w robicie nie byłem, "położyłem" się na cmentarzu(?!) i pokimałem.

Oczywiście odpowiedzią na jego wyzwanie, było pełne zrozumienie i aprobata. Przy okazji otwarty na oścież samochód i muzyka puszczonej tak głośno, że najprawdopodobniej krowy w pobliskich domach przestały znosić mleko.

Ale oczywiście poza takimi osobnikami, na wsi nie brakuje osób pracowitych i sumiennych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako mieszkaniec wsi z 12 letnim stażem muszę stwierdzić, że - i tu się zdziwicie - WIEŚ górą, ale ale... ( zawsze są jakieś ale ). Mieszkam w podkrakowskiej wiosce, do granicy z Krakowem mam co prawda 5 km - granica haha :) postawiona tabliczka "Witamy w królewskim mieście Krakowie" a wieś dalej sobie jest. Do prawdziwego miasta z Empikiem, kinem, pętlą tramwajową i Totomixem mam jakieś 20 minut autobusem / 10 samochodem. I dzięki takiej lokalizacji mojej 'małej twierdzy' nie odczuwam żadnego dyskomfortu związanego z miejscem zamieszkania. Do liceum z domu jechałem niecałą godzinę - Grzegórzki :P = Cracovia :( - raz urządzono mi sprint a la Usain Bolt na przystanek - głupi ja bujałem się z szalikiem Wisły pod szyją :) Od tej pory noszę arafatkę jako okrycie szyi - WRACAJĄC DO TEMATU - na uczelnię tzn. Rynek mam ok. 45 minut, więc tak czy siak wszędzie się mogę szybko dostać. No jedynym problemem jest powrót z miasta wieczorem a raczej nocą po jakimś piwku - ostatni autobus to 23:00. Potem jest co prawda nocny ale tylko w weekendy i to o 2:30 :/ Po imprezce to nocuję u znajomej z liceum na Ruczaju i u niej co chwilę słyszę - pfffff... pffffff... autobus hamuje - autobus startuje. Dobrze, że po dobrej imprezie słychać tylko przez pierwsze kilka minut, potem kimka :) Co jeszcze przemawia za wsią ? Świeże powietrze to już oklepany temat, ale jest w tym 100% racji; blisko mam las, więc można poszaleć na rowerze i grzyby pozbierać po deszczu, którego ostatnio nie brakuje. Żaden sąsiąd z 4. piętra nie napiernicza mi miotłą po suficie a jego podłodze, że w nocy oglądam dość głośno TV (taką mam przypadłość, że na 100 możliwych kresek to 60-70 to minimum). Mam ochotę na świeżą, niepryskaną Bóg wie czym truskawkę czy jabłko - idę do sadu za domem. Mam ochotę na relaks w ciszy ? No problem. Słuchawy na uszy i hamak - dopóki Bruno na niego nie wskoczy - a to jest taki mały labradorosłoń :) A co najważniejsze - CISZA jak makiem zasiał :) Mieszkańcy biorą sobie do serca zasadę: 22:00 = cisza nocna ! Mieszkam przy drodze głównej i rondzie i jedyne co w nocy słyszę to świersze, szczekanie psów i od święta piski opon lokalnych drifterów :laugh: Co mnie denerwuje ? To że idę do sklepu po byle pierdołę i wszyscy wiedzą jakie skarpetki dziś włożyłem, choć jestem w długich spodniach :) Co mnie rozbroiło najbardziej to to, że gdy kupiłem X360 to po godzinie wszyscy moi kumple i znajome wiedzieli o tym i tylko były smsy i pyatnia na fb: "Gramy w Fifę 11 ? Masz 2 pady ?" Skąd wiedzieli, jeśli nikomu się nie chwaliłem ? Sam Najwyższy tylko wie.

Jeszcze jakieś awersje do wsi, hę ? :)

EDIT: Atak emotek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Osoby, ktore ucieszyly sie widzac powyzsze krotkie slowo prawdopodobnie powinny zglosic sie do odpowiedniego specjalisty. Pragne przy tej okazji rowniez zdementowac pogloski, jakobym mogl byc widziany w okolicach Wysp Szczesliwych w towarzystwie urodziwej blondynki. Ponad studniowy poobyt w szpitalu w pewnym sensie przypominal wczasy, ale poziomem uslug przywodzil raczej na mysl okres wczesnego PRL. Kilka luznych mysli zwiazanych z mym pobytem mozna jak sadze sprowadzic do jednej, krotkiej (a przy tym malo odkrywczej) wypowiedzi: az strach byc chorym.

Niezwykle przy tym, iz wydarzenie ktorego nawet nie zdazylem zarejestrowac zmyslami skutecznie przykulo mnie do lozka na ostatnie kilka miesiecy, a w planie mam jeszcze kolejnych kilka. Zaiste fascynujacym jest, jak bardzo zmienia sie perspektywa, a proste rzeczy (takie jak na przyklad zdjecie nogi z wyciagu) daja nagle tak wiele radosci. W tym momencie wbrew panujacym w watku trendom mieszkaniowym pragne poinformowac, iz jezeli jezdzisz samochodem lamiac ograniczenia predkosci badz jakiekolwiek inne przepisy ruchu drogowego, wsiadasz za kolko na podwojnym gazie badz zwyczajnie niewyspany - to w tej wlasnie chwili w Twoja wlasnie strone kieruje me entuzjastyczne przeklenstwa i klatwy. Badz co badz z pierwszej reki wiem jak wielokrotne zlamanie spowodowane czyjas nieostrozna jazda potrafi skomplikowac zycie.

Moj powrot na ta sfere sponsorowany jest przez konsole Sony i jej przegladarke internetowa, wiec nie wiem jak bedzie wygladala ma dalsza kariera na forum, ale biorac pod uwage, ze bedac przykutym do lozka mam niewiele rzeczy do roboty, mozecie oczekiwac dalszej mej tworczosci co ja wieki pomna.

Ta optymistyczna grozba pragne zakonczyc niniejszego posta, za bledy ewentualne zarazem (bo czyms mnie zarazili podobno, ale pozniej zapewniali, zem tak mily i sympatyczny dla otoczenia, ze samo wzielo sie i zdechlo) przepraszajac.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witamy cię Mavericku i trzymamy kciuki za twój szybki powrót do zdrowia! Mam nadzieję, że rozmowy z innymi forumowiczami chociaż trochę pomogą ci w przeżyciu tego trudnego okresu :)

Zachowania na drodze to niestety bardzo przykry temat. Ostatnio sporo jeżdżę, też w nieco dalsze trasy, i niestety niektóre zachowania mnie przerażają. Sam, pomimo posiadania prawa jazdy ~4 lata, wciąż uważam się za początkującego kierowcę i jeżdżę najspokojniej, jak się da. Trudno, przejadę te 80 km dłużej niż inni, może trochę inni na mnie ponarzekają, ale za to zwiększam szanse na dowiezienie swoich pasażerów, pasażerów innych kierowców, jak i siebie samego do celu. Nie wszystkiego da się uniknąć, ale nie ma co kusić losu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat się dzisiaj zastanawiałem, co się stało z Maverickiem. W zasadzie od pewnego czasu podejrzewałem, że tak gwałtowne i niezapowiedziane zniknięcie musi być związane z jakimś przykrym, bolesnym wydarzeniem.

Ciekawe, czy nie żyje?

A co do kierowców zgadzam się w całej rozciągłości, aczkolwiek czasem nawet jazda zgodnie z przepisami i przy absolutnej trzeźwości może zakończyć się spowodowanie wypadku, ze względu na ciąg nieszczęsliwych okoliczności: źle skonstruowane skrzyżowanie, kierowca na przeciwległym pasie gwałtownie zmieniający swoje zachowanie - po fakcie nie do udowodnienia, że to nie Twoja wina. Rezultat jest taki, że pomimo wielkiej ostrożności przed policją Ty jesteś niezaprzeczalnie winny.

'Zasada ograniczonego zaufania?' Jak dla mnie 'zasada braku jakiegokolwiek zaufania' wobec innych kierowców.

I jeszcze oglądając różne dzienniki informacyjne ostatnio zadawałem sobie pytanie: 'czy tych kierowców ostatnio całkowicie po...mieszało w głowie? Pełno bardzo krwawych wypadków będących skutkiem brawury i głupoty, prawie codziennie słyszę o jakimś nowym zdarzeniu tego typu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachowania na drodzę to temat rozległy, ale w tym kraju szybko to się nie zmieni. Cwaniak dostanie 500 zł mandatu i dalej ciśnie ile wlezie, ryzykując tym samym życie swoje i innych. Podpisuję się pod tym, żeby mandaty były przynajmniej 2 razy większe. Jeśli chodzi o alkohol - ostatnio policjanci łapią coraz więcej kierowców jeżdżących na podwójnym gazie, ale tak nie wydaje mi się, że ich przybywa. Po prostu coraz więcej patroli wyjeżdża na drogi i dzięki temu wielu kierowców zostaje złapanych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maverick! Miło widzieć kolejny znajomy nick, tym bardziej po takiej przerwie, jak czytam, spowodowanej niezbyt przyjemnymi okolicznościami. Życzę powrotu do zdrowia jak pewnie nie jedyny :D

Skoro mowa o jeździe i uwadze to mimo nie posiadania prawa jazdy czasami widuję co młodzież na drogach potrafi odwalić, że aż czasami serce staje. Dlatego jedną z najbardziej przestrzeganych przeze mnie zasad to nigdy nie zakładać, że kierowca mnie widzi na przejściu dla pieszych, bo co z tego, że mam pierwszeństwo jak przegram z prawami fizyki, które w najlepszym wypadku połamią mi parę kości a w najgorszym mogą zabić? Czasami lepiej przystanąć, poczekać, bo pośpiech sprawi, że dogoni się Śmierć ;=/ W każdym razie mnie szczęśliwie jeszcze tak poważny wypadek się nie przytrafił (choć z rodziny ojciec miał zderzenie z samochodem kobitki, która wjechała na skrzyżowanie na czerwonym i dostała główny postrzał z boku) i generalnie szkolę swój umysł w kwestii obserwacji zagrożenia (to nie ono mnie szuka, to ja potrafię je omijać ;P) i np. wiem, że nigdy z jednym kumplem nie będę jechał kiedy on prowadzi (sytuacja: - Czerwone... czerwone! <hamulec> Nie widziałeś? - No widziałem, ale... SRSLY) :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maaav, dobrze Cię znowu widzieć na forumie. ^^ Kuruj się i wracaj do nas!

A co do kierowców, cóż, wielu z nich przepisowo jeździło jedynie podczas egzaminu na prawo jazdy... A kiedy już go zdali i prawko wyrobili, to gdzieś mają pieszych, innych kierowców, ograniczenia czy przepisy ruchu.

Z jednej strony sama chciałabym w końcu zapisać się gdzieś na kurs (ile razy już to powtarzałam?), żeby nauczyć się jeździć samochodem i nie musieć więcej tłuc się autobusami (choć nie jest tak znowu źle...), ale, szczerze mówiąc, nieraz bywa tak, że aż strach wyjechać na ulicę. Poza tym czuję, że sama mogę być większym zagrożeniem niż nietrzeźwi i nieprzepisowo jeżdżący kierowcy, ech. :)

Czasami lepiej przystanąć, poczekać
Prawda, prawda. Ile to już razy zdarzyło mi się, że jakiś pirat, mimo czerwonego światła, przejechał mi na przejściu tuż przed nosem, jak gdyby nigdy nic. Co tam, że to piesi mieli zielone...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cóż ja jakiś czas temu szłam sobie grzecznie do sklepu lewą stroną dróżki, bo drogą tego nazwac nie mozna (nieutwardzona droga wyglądu polnej i połozone na nia tzw płyty pokładowe betonowe i to nie na całości> wiadomo auta tam tez jadą, bo do sklepu jakoś dostac się trzeba. Przeważnie ajdą wolno, bo wąsko, bo piesi, bo wielkie dziury i to wielkie zagęszczenie tych wielkich dziur itd itp

No, więc ja idę, pcham sobie wózek przed sobą, a tu nagle jakis staruch <nie obrażając mojego taty> by mi wózek z dzieckiem skasował, gdybym sie nie wycofała. Wszystko dlatego, że pan sobie dziury omijał, by swojej cudnej urody audicy nie uszkodzic. Pojechał dalej. Za nim jechał inny pan i się zatrzymał, zapytał, czy wszystko ok i puscił wiązankę na temat tego pierwszego pana.

JA jak już wyrównałam oddech doszłam do sklepu, uw pan z audi wysiadał właśnie na parkingu, podeszłam grzecznie, uśmiechnęłam sie najmilej jak umiałam i najmilszym głosem jaki tylko byłam w stanie z siebie wydobyc objechałam go na wszystkie strony i nie powiedziałam ani jednego brzydiego słowa, no może poza wyrażeniem "głupi, slepy pseudo kierowca" W myśli to brzmiało mniej grzecznie, ale przecinki i kropki dresiarskie pominęłam. JA skonczyłam swój wywód <koleś ani słowa> a pojawił się ów pan, ktory pytał czy wszystko ok i znów ochromolił kolesia.

Zakupy zrobiłam i tylko się później zastanawiałąm why koleś mi znajomo wygladał...

I powiem wam, że nie jestem jakimś buraiem ani nie odstawiałam nigdy żadnej demolki ani nic, ale gdybym miała ostrzej zakonczone pazury, albo jakims cudem kawałek czegoś ostrego, to bym mu napisała na masce coś w stylu "uwaga palant za kierownicą", albo nakleiła karnego pompona ale nie za c*kiepsie parkowanie, tylko za c*kiepską jazdę

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kierowców - debili nie brakuje nigdzie. W mojej wsi jest taki jeden, za przeproszeniem, palant, który stara się wszystkim pokazać jaki to jego Golfik III jest szybki i zrywny. Zapiernicza przez wieś 100km/h nie zważając na to, że jest w niej cała kupa małych dzieci, które bawią się po podwórkach i czasem mogą mu niechcący wypaść na ulicę pod koła. Co prawda staram się, żeby brama od podwórka zawsze była zamknięta, ale mój młodszy i bardziej upierdliwy pokemon ma tendencję do notorycznych ucieczek, gdy tylko spuści się go na chwilę z oczu... Oczywiście jego celem jest zawsze otwarcie bramki i zwianie na ulicę. Gdy gościa objechałem za to, że tak po mojej ulicy zapiernicza, wzruszył tylko ramionami, bo przecież on jest świetnym kierowcą i nikomu krzywdy swoją jazdą nie robi. Uprzedziłem go więc, że albo zacznie jeździć normalnie, albo odbędzie raczej nieprzyjemną rozmowę z policjantami z pobliskiego miasteczka, bo nie będę czekał, aż do jakiegoś nieszczęścia dojdzie i mi dziecko potrąci. Najprościej pewnie byłoby mu dać w mordę, ale to nie jest metoda.

A co do pobliskiego miasteczka, to w każdy poniedziałek rano jest w nim istna masakra. Cała rzesza starszych panów wyciąga wtedy swoje samochody, które pamiętają jeszcze kartki na żywność i udaje się do owego miasteczka na rynek. Oczywiście wszystkie znaki, które są w mieście ustawione ich nie dotyczą, bo prawdopodobnie albo mają poselskie immunitety, albo po prostu brak im już mózgu (na mnie nie patrzcie, ja nie wyjadałem :D ). Zawsze mają pierwszeństwo i jak nie daj Boże jadąc drogą z pierwszeństwem zmusisz ich do ustąpienia Ci go, to oczywiście wysiądą i Cię opierniczą, a w najlepszym wypadku po długich poszukiwaniach klaksonu - obtrąbią. Nie wiem, być może moja opinia niektórych zbulwersuje, być może zemści się kiedyś na mnie osobiście, ale jestem zwolennikiem tego, żeby po osiągnięciu pewnego wieku kierowca był poddawany obowiązkowym badaniom, czy się jeszcze do prowadzenia pojazdów nadaje. Wiem, co mówię, bo mój 70-cio letni teść się już do tego zupełnie nie nadaje. Na szczęście zdaje sobie z tego sprawę i w samochód wsiada tylko wtedy, gdy ja albo żona zawieźć go gdzieś nie możemy, a musi jechać do lekarza czy w inne ważne miejsce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Ciesze sie, ze sie cieszycie, iz ciesze sie, ze moglem ucieszyc Was swym powrotem. Zaiste wielka radosc czuje, gdy widze iz tak wiele osob jest gotowych przyznac, niczym inna osoba tak wiele lat temu: wielkies poczynil pustki w sercu moim, moj drogi Mavericku tym zniknieniem swoim.

Niestety, biorac pod uwage, iz miednica, panewka stawu biodrowego i tym podobne - to takie francowate czesci ciala, ktore goja sie dlugie miesiace i sie bolesnie rehabilituja (wiecie, ze po kilku miesiacach lezenia w lozku traci sie staw kolanowy? Jego ponowne rozruszanie to prawdziwa radosc - czesto dla producentow srodkow przeciwbolowych), to slowo "szybko" zdecydowanie nie ma tutaj zastosowania (co mnie poczatkowo draznilo, pozniej pogodzilem sie z losem).

Sam zreszta zaszczyt wpisania sie do policyjnych statystyk mialem w miejscu, gdzie srednio co miesiac jest jakis wypadek (z ograniczenia predkosci i znakow ostrzegawczych malo kto sobie cos robi rzecz jasna), w mym konkretnym przypadku to bylo jakos w stylu: na lewo las, na prawo las, a z naprzeciwka matol jedzie. Nie wiem jak mu sie udalo stracic panowanie nad samochodem, ale po fakcie zachowywal sie przyzwoicie, wiec urazy wzgledem jego persony nie odczuwam... o dziwo. Troche tylko czasem irytuje, ze jak zawsze staralem sie jezdzic przepisowo i ostroznie, tak pokiereszowala mnie nieuwaga kogos innego (to jak w tej nowej irytujacej reklamie pzu).

W tym miejscu polecam gre w szachy. Myslcie co chcecie, ale jestem absolutnie pewien, mimo iz tego nie pamietam, iz Zniwiarz znow zapomnial jaki ruch wykonuje skoczek i udalo mi sie go ograc. To sensowniejsze wytlumaczenie niz zwykly fart, a farta mialem - jestem polamany, ale kompletny. Dla pelniejszego obrazu sytuacji: ludzie, ktorzy potem zbierali moj samochod byli podobno autentycznie zaskoczeni, iz obylo sie bez plastikowych workow.

Interesujace za to jest cos innego. Okazuje sie, ze po 90 dniach L4 Urzad Pracy moze skreslic chorego z ewidencji. Jezeli dobrze rozumiem przepisy - wiaze sie to z utrata ubezpieczenia w ZUS. Teoretycznie ubezpieczac sie w takiej sytuacji mam w opiece spolecznej albo czyms w tym stylu. Jest tylko jeden drobny, wrecz tyciusieni problem, ktory tworca ustawy najwyrazniej przeoczyl - ja nie chodze. Jeszcze przez kilka miesiecy nie bede chodzil. Interesujaca ciekawostka w tym kontekscie jest, ze osoby przykute do lozka (ja takowa bylem przez ponad 10 tygodni - z uwagi na wyciag - dosc doslownie) sa bardziej podatne na niektore choroby, jak na ten przykllad, powiedzmy: zapalenie pluc (ta przyjemnosc jak do tej pory mnie omija). Byc moze zle interpretuje przepisy - gdy zaczne chodzic, to przyjrze sie temu blizej - lecz jezeli dobrze to rozumiem, to trzeba bedzie zawracac glowy osobom takim jak RPO.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Osoby, ktore ucieszyly sie widzac powyzsze krotkie slowo prawdopodobnie powinny zglosic sie do odpowiedniego specjalisty. Pragne przy tej okazji rowniez zdementowac pogloski, jakobym mogl byc widziany w okolicach Wysp Szczesliwych w towarzystwie urodziwej blondynki. Ponad studniowy poobyt w szpitalu w pewnym sensie przypominal wczasy, ale poziomem uslug przywodzil raczej na mysl okres wczesnego PRL. Kilka luznych mysli zwiazanych z mym pobytem mozna jak sadze sprowadzic do jednej, krotkiej (a przy tym malo odkrywczej) wypowiedzi: az strach byc chorym.

A jednak wróciłeś :happy: A ostrzegałam, że mój Mroczny Rytuał sprowadzi więcej Mocy Ciemności, niż tylko mnie :D

Ze swojej strony mogę obiecać tylko jedno: dla zabezpieczenia społeczeństwa przed moimi morderczymi skłonnościami nieumiejętnościami jazdy, mam silne postanowienie nigdy nie siadania za kółkiem ;) Szczęście mam to, że w rodzinie i otoczeniu mam samych wzorowych kierowców, co sprawia, że wszelkiego typu statystyki związane z wypadkami zawsze mnie niepomiernie zaskakują, ale jak głupota ludzka potrafi być niespodziewana, to chyba każde z nas wie. Na szczęście tylko pół biedy, jeśli z powodu własnej głupoty cierpi się samemu, zamiast sprowadzać to na innych, że po przykład nie sięgnę daleko: na początku lipca moje bracięcie ulubione w wieku lat 19 postanowiło po zorientowaniu się, że przegapiło stację (dopiero 1 albo 2 jazda samotnie pociągiem w życiu, 5 albo 6 w ogóle)... wyskoczyć w ruchu pociągu, już za stacją. Szczęśliwie skończyło się tylko na kilku dniach w szpitalu, szwach na policzku i zadrapaniach na połowie ciała, aczkolwiek obawiam się, że wykorzystał tym zapas szczęścia na całe życie i jeszcze trochę.

Tak, on ma inteligencję przydzielaną dynamicznie - czasem potrafi się zachowywać jak głupek tygodniami, a nagle wyskoczyć z jakąś genialną myślą albo odpowiedzialnym zachowaniem, a czasem potrafi tygodniami być odpowiedzialny i dojrzały, żeby potem wyskoczyć z akcją tak głupią, jakby ją właśnie przez te całe tygodnie przygotowywał ;]

Niestety, biorac pod uwage, iz miednica, panewka stawu biodrowego i tym podobne - to takie francowate czesci ciala, ktore goja sie dlugie miesiace i sie bolesnie rehabilituja (wiecie, ze po kilku miesiacach lezenia w lozku traci sie staw kolanowy? Jego ponowne rozruszanie to prawdziwa radosc - czesto dla producentow srodkow przeciwbolowych), to slowo "szybko" zdecydowanie nie ma tutaj zastosowania (co mnie poczatkowo draznilo, pozniej pogodzilem sie z losem).
Domyślam się. Właśnie obserwuję, jaką frajdę stanowi uruchamianie mięśni nieczynnych od 10 lat :D Aczkolwiek jeszcze jakiś tydzień i nie będzie widać różnicy względem sytuacji sprzed miesiąca. Oby ;)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave, Mavericku :) Dołączam się do życzeń skutecznego powrotu do zdrowia (skoro na "szybki", jak sam piszesz, nie masz co liczyć).

Kierowcą jestem kiepskim i z małym doświadczeniem, dlatego jeżdżę wolno. Z moją koncentracją jest tak, że jest odpowiednia np. na kolosa czy inny sprawdzian, gdy potrzeba sporo, ale można robić przerwy. Gorzej, gdy jako trzeba ją utrzymać cały czas. Dlatego, jak prowadzę, staram się być ostrożny, by moje błędy były bardziej wstydliwe niż szkodliwe.

Osoby, ktore ucieszyly sie widzac powyzsze krotkie slowo prawdopodobnie powinny zglosic sie do odpowiedniego specjalisty
Tak się składa, że dzisiaj akurat byłem. Nie, nie u tego, którego pewnie miałeś na myśli, ale zawsze specjalisty ;) Pokazałem się z moimi wynikami spirometrii, z których wynika, że nie mam obturacji (hurra!), ale za to wciąż mam słabą pojemność płuc. Niestety, rok studiowania bez specjalnego wysiłku fizycznego musiał się tak na mnie odbić. Dwa lata temu tak słaba kondycja, jaką mam teraz, byłaby dla mnie nie do pomyślenia. Muszę się wziąć za siebie, koniecznie.

Co się tyczy prawa - chyba jest tworzone przez ludzi, którzy z daną sytuacją nie mają nic wspólnego. Naprawdę trudno jest podczas układania przepisów skonsultować się z osobami, których dane zagadnienie dotyczy bezpośrednio? W końcu ustawy nie są pisane szybko (prawda...?).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie kierowców, sam w ten piątek mam egzamin teoretyczny i praktyczny na prawo jazdy. Obecnie przypominam sobie jak mogę te wszystkie i niektóre nielogiczne pytania (mój ulubiony, co zrobić jak znajdzie się ludzki palec na miejscu wypadku) oraz już stresuje się jazdą. Póki co kursy nauczyły mnie, że rowerzyści też potrafią być niezłymi ignorantami, którzy przez własną winę zwiększają prawdopodobieństwo wypadków. Od nie złażenia z roweru na przejściu dla pieszych (sama nazwa wskazuje, PIESZYCH), wbijanie się na środek jezdni przed rondem, aż po jeździe po ulicach gdzie jest zakaz jazdy rowerem. W moim rodzinnym Legionowie, obok "Areny", została wybudowana specjalna ścieżka dla dwu kołowców (nie chce już powtarzać tego rzeczownika) i postawiony odpowiedni znak zakazu na drodze uniemożliwiający jazdę pojazdom napędzanym siłą nóg. To co robią ludzie? Wciskają się na nie swoją drogę, gdzie jest duży ruch samochodów, udowadniając, że na kartę rowerową też należałoby robić testy jak na prawko.

Zresztą, piesi też podczas moich kursów pokazywali swoją ignorancje. Niektórzy nie wiedzą, że gdy samochód jedzie te 40-50km/h i jest praktycznie przy pasach, to nie należy na nie włazić, bo to nazywa się już "wtargnięcie na jezdnie". Ogólnie jak uda mi się zdać za pierwszym razem (darujcie sobie pocieszanie, że mało kto z pierwszą próbą wychodzi zwycięsko) to w istocie, będę się nieźle bał, bo jednak mentor z dodatkowym hamulcem i sprzęgłem robił tą małą asekuracje.

A co do kierowców, cóż, wielu z nich przepisowo jeździło jedynie podczas egzaminu na prawo jazdy... A kiedy już go zdali i prawko wyrobili, to gdzieś mają pieszych, innych kierowców, ograniczenia czy przepisy ruchu.

Pozwolę sobie zacytować ten fragment. Ja sobie na poważnie postanowiłem, że jak zdobędę ten kawałek plastiku z moim imieniem i nazwiskiem, który upoważni mnie do kierowania samochodem na jezdni, to będę jeździł jak na kursach. Serio, skoro widzę, że jest to ograniczenie prędkości do 60, to należałoby jechać te 60, a nie 120, jak to ludzie robią na Modlińskiej w Warszawie (trasa Legionowo - Warszawa). Niektórzy mi nawet powtarzają "wiesz na kursach uczą cię, jeździć jak na egzaminie, a potem będziesz prowadził jak chcesz". Z jednym się zgadzam, na pewno jak będę parkować to nie będę się męczył na te przeklęte "na otwarcie drzwi", bo z tym mam problemy, a co do reszty to wolę jechać sobie wolniej i ostrożniej, niż spieszyć się nie wiadomo do czego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem co prawda najlepszym kierowcą, a i stażem w posiadaniu prawka nikogo pewnie z krzesła nie zrzucę (niecałe 2 lata), ale i mi zdarza się nie dowierzać, gdy widzę, co niektórzy wyczyniają na ulicy. Absolutnymi faworytami w moim uznaniu pozostają ludzie, którzy wyjeżdżają z osiedli oczekując, że ustąpię im pierwszeństwa, bo "wyjeżdżają z mojej prawej".

Ja sobie na poważnie postanowiłem, że jak zdobędę ten kawałek plastiku z moim imieniem i nazwiskiem, który upoważni mnie do kierowania samochodem na jezdni, to będę jeździł jak na kursach.

Też tak sobie postanawiałem, ale jednak czasem się nie da - najlepszym przykładem jest nieszczęsny prawy pas. Czasem aż mam ochotę przyłożyć głową w kierownicę, jak widzę następującą sytuacje na skrzyżowaniu: z prawego można skręcić w prawo albo jechać prosto, ze środkowego tylko do przodu, zielona strzałka się świeci a prawy pas stoi, bo na samym przedzie stoi człowiek, który do serca wziął sobie nakaz jazdy pasem najbardziej po prawej, i akurat chce jechać przed siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osoby, ktore ucieszyly sie widzac powyzsze krotkie slowo prawdopodobnie powinny zglosic sie do odpowiedniego specjalisty.

Też się cieszę, że cię widzę.

Niezwykle przy tym, iz wydarzenie ktorego nawet nie zdazylem zarejestrowac zmyslami skutecznie przykulo mnie do lozka na ostatnie kilka miesiecy, a w planie mam jeszcze kolejnych kilka. Zaiste fascynujacym jest, jak bardzo zmienia sie perspektywa, a proste rzeczy (takie jak na przyklad zdjecie nogi z wyciagu) daja nagle tak wiele radosci. W tym momencie wbrew panujacym w watku trendom mieszkaniowym pragne poinformowac, iz jezeli jezdzisz samochodem lamiac ograniczenia predkosci badz jakiekolwiek inne przepisy ruchu drogowego, wsiadasz za kolko na podwojnym gazie badz zwyczajnie niewyspany - to w tej wlasnie chwili w Twoja wlasnie strone kieruje me entuzjastyczne przeklenstwa i klatwy

Entuzjastyczne przekleństwa i klątwy? Tylko tyle? Ja od siebie dokładam szczere życzenia bolesnej śmierci na najbliższym drzewie/słupie/czymś twardym. Jeśli ktoś prowadzi w taki sposób, że naraża zdrowie i życie innych ludzi to sam nie zasługuje na to, żeby ktoś dbał o jego życie. Istnieje coś takiego jak odpowiedzialność. Człowiek, który nie poczuwa się do odpowiedzialności za innych w takiej sytuacji nie powinien dostać prawa jazdy, nie mówiąc już w ogóle o prowadzeniu czegokolwiek. Czasem widzę ludzi parkujących na przystanku autobusowym, przed bramą lub na miejscu dla niepełnosprawnych i wtedy myślę sobie, że ktoś powinien takim cwaniakom poprzebijać wszystkie opony. W kilku miejscach. Raz widziałem gigantyczny korek tramwajowy na szlaku Metro Politechnika - Koszykowa i myślałem, że zdarzył się jakiś wypadek. Podchodzę, pytam się o co chodzi, bo spory tłumek się zebrał, a okazało się, że to po prostu jakiś "kierowca" tak zaparkował auto, że tramwaje nie mogły przjechać i trzeba było wezwać specjalny wóz do odholowania pojazdu, który blokował przejazd. Genialne. Mam nadzieję, że samochodu nie odzyskał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ave!

Wbrew pozorom, Holy, nie jestem istota msciwa, czy pamietliwa... kogo ja probuje oszukac, jestem do tego stopnia, ze te akapity z wersetow nienawisci w ST o karaniu do trzeciego i czwartego pokolenia rownie dobrze moglyby byc o mnie. Po prostu upodabniam sie do moich kotow i wyznaje zasade, ze formulowanie jakichs bolesnych zyczen wymyslnej smierci byloby zbyt pracochlonne jak na moje indywidualne checi i zaangazowanie osobami ewentualnych zyczen tych adresatow. Jesli sie zastanowic to doprawdy wielka ulga dla uniwersum, iz jestem zbyt leniwy by byc aktywnie zly i niegodziwy, wiec zadowalam sie ma niegodziwoscia sama w sobie.

Problem zas z kretowcami (kretyn + kierowca, ma ktos jakies oryginalne pomysly na kreatywne okreslenia tej kategorii uzytkownikow ruchu?) polega na tym, ze zwykle ubijaja kogos innego, sami zas wychodza niemal bez szwanku. Jak chociazby ostatnio w mojej okolicy: 17 letnia dziewczyna-pasazerka, w dodatku w ciazy - trup na miejscu (hmmm... w zasadzie to nawet dwa trupy, troche jak ta rosyjska zabawka... nevermind); pijany kierowca-piorun (bo drzewo skutecznie kory pozbawil) - bez wiekszych obrazen ciala.

Osobiscie jestem za terapia szokowa - jak ktos lamie przepisy, to powinien zostac zawieziony na miejsce jakiegos bardziej widowiskowego wypadku (BTW - zwroccie uwage ile w przecietnej scenie poscigu samochodowego pada, rzecz jasna "poza ekranem", ciezko rannych ofiar) by przekonac sie czemu okreslenie "zdrapywac z asfaltu" bywa wtedy nader adekwatne.

A jednak wróciłeś A ostrzegałam, że mój Mroczny Rytuał sprowadzi więcej Mocy Ciemności, niż tylko mnie

Zaprawde, o Pani Ciemnosci, przybylem na Twe zadanie, jako mi swym slowem mocy nakazalas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wbrew pozorom, Holy, nie jestem istota msciwa, czy pamietliwa... kogo ja probuje oszukac, jestem do tego stopnia, ze te akapity z wersetow nienawisci w ST o karaniu do trzeciego i czwartego pokolenia rownie dobrze moglyby byc o mnie. Po prostu upodabniam sie do moich kotow i wyznaje zasade, ze formulowanie jakichs bolesnych zyczen wymyslnej smierci byloby zbyt pracochlonne jak na moje indywidualne checi i zaangazowanie osobami ewentualnych zyczen tych adresatow.

Po co formułować? Mnie nałożenie podobnego przekleństwa w duchu nie zajmuje nawet sekundy. Uwagi komuś takiemu też nie poświęcam więcej niż jedną chwilę zaledwie. Nie warto. Wystarczy znaczące spojrzenie na oddalające się auto. Sam nie jestem w stanie żywić do kogoś złych uczuć zbyt długo. Najbardziej mściwy jestem krótko po czymś, potem staję się żywym ucieleśnieniem nauk chrześcijańskich - wybaczam i zapominam grzechy. Do tego stopnia, że mam gdzieś listę osób, na której zapisałem za jaką "przysługę" kogoś trzeba zapamiętać na dłużej. Inna sprawa, że jak kogoś złapię w trakcie bycia paskudnym, złośliwym i mściwym to kąsam boleśnie. Nie jestem dyplomatą, nigdy nim nie byłem i nie będę, ale ogólnie nie piszę do kogoś tak, żeby swoim postem urazić. I nawet wtedy zdarza się ludziom spadać z krzeseł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po co formułować? Mnie nałożenie podobnego przekleństwa w duchu nie zajmuje nawet sekundy. Uwagi komuś takiemu też nie poświęcam więcej niż jedną chwilę zaledwie. Nie warto. Wystarczy znaczące spojrzenie na oddalające się auto. Sam nie jestem w stanie żywić do kogoś złych uczuć zbyt długo. Najbardziej mściwy jestem krótko po czymś, potem staję się żywym ucieleśnieniem nauk chrześcijańskich - wybaczam i zapominam grzechy. Do tego stopnia, że mam gdzieś listę osób, na której zapisałem za jaką "przysługę" kogoś trzeba zapamiętać na dłużej. Inna sprawa, że jak kogoś złapię w trakcie bycia paskudnym, złośliwym i mściwym to kąsam boleśnie. Nie jestem dyplomatą, nigdy nim nie byłem i nie będę, ale ogólnie nie piszę do kogoś tak, żeby swoim postem urazić. I nawet wtedy zdarza się ludziom spadać z krzeseł.
W życiu zawiodło mnie kilka naprawdę bliskich mi osób; wobec nich stosuję 2 metody: jeśli mogę się od tej osoby odciąć, to robię to na wszelkie możliwe sposoby, łącznie ze zrywaniem kontaktu z osobami, które przekazały prywatne informacje o mnie tym osobom*. I dzięki temu na co dzień nie marnuję nawet sekundy na to, żeby o nich myśleć. Od niektórych odciąć się jednak nie mogę - i tu zwyczajnie pamiętam, co zrobili. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób w kontaktach z nimi, aczkolwiek ciągle mam w myślach słowa: Fool me once, shame on you. Fool me twice, shame on me. Jeśli mnie kiedyś zapytają, co o nich myślę, o jakąś przysługę albo cokolwiek - spokojnie im powiem, co o tym myślę. Ale również nie życzę im źle ani nie planuję żadnej zemsty, czy cokolwiek - bo nie pozwolę, żeby czyjeś żałosne zachowanie sprowadziło mnie do takiego samego poziomu. Ani, żeby zabierały mi swoją osobą mój prywatny czas, który dosyć sobie cenię.

Podsumowując: Nie wybaczam, nie zapominam, ale i nie pozwalam, żeby czyjeś żałosne zachowania wpływały na moje życie.

* - dlatego też mam awersję do wszelkich portali społecznościowych, które wymagają podawania danych prywatnych. W bardzo silny sposób staram się oddzielić prywatne informacje o mnie od publicznych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Niziolka

:ok:

Grunt to wytworzyc u siebie banke interpersonalna, wiedziec gdzie jest granica miedzy sfera prywatna, a ta dostepna dla innych ludzi i pamietac, ze nie ma sensu psuc sobie nerwow i marnowac wlasnego czasu przez osoby, ktore nam podpadly. Nie jestem zwolennikiem obmyslania zemsty na osobach, ktore mi zawinily w jakis sposob, po prostu usuwam je ze swojego otoczenia i tyle. Na szczescie nie mialem wielu okazji do tego typu dzialania, a poza tym mocno wierze w prawdziwosc powiedzenia "what goes around, comes around"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Mnie raczej nikt tak poważnie nie zawiódł. Co najwyżej takie błahe sprawy z wieku młodzieńczego ;) Z tego co się dowiedziałem, to większość ludzi troszkę się mnie boi, ale w tym bardziej pozytywnym znaczeniu. Wolą nie obiecywać złotych gór, jeśli nie są pewni, że mogą spełnić obietnicę. Wiedzą, że czasem mogę nie być miły, szczególnie jeśli od rana jestem bojowo nastawiony ;) Ci co mnie znają, wiedzą, że jestem swój chłop, ale jak każdy mam nerwy ;)

Nie jestem zwolennikiem obmyslania zemsty na osobach, ktore mi zawinily w jakis sposob, po prostu usuwam je ze swojego otoczenia i tyle

A ja czasem lubię pograć na nosie komuś, kto ma u mnie na pieńku. Chociaż pisałem wyżej, że nikt nie ma u mnie ostro przerąbane, ale siedzi we mnie zwykła ludzka złośliwość, więc czasem nie unikam konfrontacji. Powiem więcej, czasem jeśli czuję, że jest okazja do zrobienia jakiegoś rozpierdu, to korzystam ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...