Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Qn`ik

Kacik staruszka :)

Polecane posty

No teraz to rozumiem sorki nie zauważyłem jednego twojego posta mianowicie:

Wydaje mi się, że nie. Po prostu trzeba unikać kopiowania postaci Mario i tych, które pojawiają się w grze. Ta gra, jaką podałem, ewidentnie nawiązuje do oryginału. Możliwe, iż twórcy tego klona Mario nie czerpali korzyści finansowych i dlatego nie ponieśli konsekwencji, ponieważ nie stwarzali konkurencji dla oryginału, a wręcz przeciwnie - reklama Mario dla PCtowców.

Myślałem, że chodzi Ci o to żeby do gry dać tą samą postać. Dobra zgodzę się z tym, że jeśli weźmiesz inną postać i inne otoczenie, ale gra będzie polegała praktycznie na tym samym to nie jest to plagiat. Ale jeżeli zmienisz tylko samą postać a reszta pozostanie bez zmian to już jest plagiat. Ale to tylko moje zdanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Giana Sisters to było to samo co Mario - identyczne plansze, tylko inaczej wyglądające postacie

Nie, nie i nie. Obejrzyjcie sobie gameplaye na tubie. Początek pierwszego poziomu GGS przypomina początek pierwszego SMB. Drugi poziom GGS też jest w podziemiach. I na tym podbieństwa się kończą; siostry nie rosną, ich pociski mogą się naprowadzać, walka z bossami jest diametralnie różna, wygrywa się grę w dość inny sposób, jest więcej doładowań niż grzybek-kwiatek-gwiazdka...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest, coś podobnego do problemu pracy magisterskiej. 100 stron jest twojego autorska, a 1 skopiowana, wtedy też już jest plagiat.

To też mówiłem, niektórzy inni natomiast twierdzili że nie da się nic udowodnić - zajrzyj na poprzednią stronę tematu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz będę mówił o zupełnie innej grze, której poszukuję.

Pewnie niewielu z was ją pamięta, ale ja tak. Gra nazywała się Outlaw (i nie wiem, czy miała jakiś podtytuł). Była to jedna z pierwszych strategii, w jaką grałem (tak, to była strategia). Desperacko jej poszukuję, gdyby ktoś znał jej rok wydania, ew. podtytuł (jeśli miała), niech da znać w tym temacie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jestem już dość starym graczem - zaczynałem od Lords 2, Warcrafta i Q 1 i 2 - więc myślę że spokojnie wyprzedzam o epokę większość obecnych graczy. Zauważyłem pewną ciekawą rzecz. Otóż gry są w pewien sposób pożyteczne. Nie mówię o łojeniu 10 godzin dziennie - od tego tylko oczy mogą wypaść ;) Mam tu na myśli pewne mechanizmy rządzące grami, o wyłapywanie mechanizmów rządzących wirtualnym światem. Wiadomo - gry nigdy nie będą idealnie imitować losowości życia, zawsze będzie jakiś wzór, który podpowie co będzie, jak potoczą się wydarzenia. Tak się składa że całkiem spora część pytań z testu do Mensy opiera się na bardzo podobnej zasadzie - trzeba wskazać następną liczbę, symbol itp.

Coś w tym jest.

Oczywiście nie dopasowujcie zaraz różnych dziwnych tytułów do mojej tezy - mi chodzi o takie ogólne zjawisko. Ja jako wieoletni gracz dużo szybciej kumam np. mechanizmy działania przygodówek, strzelanek i innych. Nie zaskoczy mnie wyłażący niby nagle zza ściany zombiak (tekstury ściany podpowiadają że coś się zaraz stanie :D ). Poza tym w testach mensy błędy z pytań o ciągi, kontynuacje jakiegoś szeregu mi się raczej nie zdarzają (nie żebym się jakoś wywyższał, ale ta zasada się sprawdza :D ). Do tego dochodzą pytania o bryły geometryczne (których działanie można sobie przetestować w wieeelu grach obecnie), umiejętność szybkiego liczenia i szacowania - wszystko to jest niezbędne żeby zdać test iq do mensy :D

Nie wiem za bardzo jak granie na dłuższą metę może wpłynąć na inteligencję człowieka, ale z całą pewnością jakiś wpływ ma. Do tego dochodzi trening szybkości reakcji, a w moich czasach (tak koło 98 roku :D) większość gier była po angielsku - pamiętam jak sobie radziłem z falloutami, diablo, Unrealem 1 - na maturce potem miałem o wiele większy zasób słownictwa niż wymagano i 4 (a miałem na ustnej mocno pod górkę) wyciągnąłem bez specjalnego męczenia się. Już pomijam sytuacje gdy jest się za granicą i jak bardzo przydaje się bogate słownictwo.

Więc nie wiem jak można mówić że gry robią ludziom wodę z mózgów, czy tym podobne dyrdymały :D

oczywiście mówię tu o graniu z głową - tzn. nie tylko siedzeniu przed kompem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, masz rację.

Mnie gry nauczyły historii (Medieval), Angielskiego (The Nomad Soul-pamięta ktoś tą przygotówkę :P) czy fizyki (Atomix-taka stara gra polegająca na łączeniu atomów).

Gry są pożyteczne (nie mówię tu o Manhuncie :/ ), ale w odpowiednich ilościach.

Sorry, ale maniacy "łupiący" w Cs'a po 25 godzin dziennie, mnie nie przekonują.

Chodzź z drugiej strony-znam ludzi, który mają taki iloraz inteligencji że k"kapują" tylko Fife :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie ze starych gier najbardziej kręciło Front Mission 3 :biggrin:

Moim zdaniem to idealne połączenie strategii turowej i RPG-a. Szkoda tylko, że stareńka PSone odmówiła posłuszeństwa :/

Domyślam się, że zaraz ktoś mi napisze iż są przecież emulatory, ale IMO to nie to samo co zarywanie nocek przed konsolą :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Giana Sisters to do dzisiaj pamiętam kod na przechodzenie leveli.

Jednoczesne wciśnięcie klawiszy WDZX. Zamiast rośnięcia w Giana Sisters zwykła postać po przyjęciu piłki na główkę zamieniała się we "wkurzonego Szopena" i mogła zgniatać potworki i rozwalać mury. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piłce był bardzo mocny żel do włosów:D Ogólnie gry z C64 miały swój niepowtarzalny klimat. Jest wiele gier w które bardzo chciałbym dzisiaj zagrać, ale nie pamiętam tytułów:( musiałbym odkopać stare kasety:D A tak w ogóle pamięta ktoś jak w zamierzchłych czasach były audycje radiowe gdzie puszczano gry, co by można było sobie na kasetę nagrać? To były czasy, istny radiowy stream, prawie jak dzisiejszy Steam tyle że szybszy i lepszy:D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam to-wujek mi nagrywał z rozgłośni harcerskiej takie gry:D między innym giana sisters;d

a z moich ulubionych starych platformówek to Crash Bandicoot 1,2 i3

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, Commodore 64 jest dla mnie o tyle "magiczną" maszynką, że nierozerwalnie łączy się z okresem dzieciństwa. Wiadomo, wtedy wszystko było lepsze, ciekawsze i miało więcej kolorów.

"Giana Sisters" również mi utkwiło w pamięci. Nigdy nie przebiłem się ponad trzecią planszę. Nie zmienia to jednak faktu, że kombinowanie wraz z bratem, jak ominąć konkretną przeszkodę miało swój urok.

Jednak najlepiej grało się w sportówki na "Komodzie". Czy to hokej, czy niezapomniany "Microprose Soccer" (do teraz pamiętam muzyczkę z menu). Dwa dżojstiki starczały wtedy, by mieć kupę radochy, bez żadnych kabli, połączeń internetowych i innych kombinacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest wiele gier w które bardzo chciałbym dzisiaj zagrać, ale nie pamiętam tytułów:(

Pytaj, opisuj, może ktoś pomoże.

Heh, Commodore 64 jest dla mnie o tyle "magiczną" maszynką, że nierozerwalnie łączy się z okresem dzieciństwa. Wiadomo, wtedy wszystko było lepsze, ciekawsze i miało więcej kolorów.

Ach te piękne i romantyczne czasy. Dzieciaki mają zawsze mniejsze wymagania, a do tego pamięć lubi zacierać te negatywne aspekty. Niby pamięta się o wgrywaniu, ustawianiu głowicy i rozwalających się joyach, ale już setek dennych gier się raczej nie wspomina. A przecież, gdy miało się kasetę z 20 grami, to góra parę z nich było dobrych.

Jednak najlepiej grało się w sportówki na "Komodzie". Czy to hokej, czy niezapomniany "Microprose Soccer" (do teraz pamiętam muzyczkę z menu). Dwa dżojstiki starczały wtedy, by mieć kupę radochy, bez żadnych kabli, połączeń internetowych i innych kombinacji.

A mi się zdaje, że chodzi nie tylko o sportówki, ale ogólnie o gry dla dwóch graczy. Dlatego też tak popularne były różne Pegazusy oraz liczne ich odmiany, na który grało się głównie w różne Tanks i tym podobne. Rywalizacja przede wszystkim! Nie bez powodu cymbergaje nigdy nie znikają z salonów nie tylko nadmorskich...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc pytam:) Bardzo chciałbym znaleźć szczególnie jedną grę. Było to coś w rodzaju wyścigów, choć nie do końca. Ekran był podzielony na dwa horyzontalnie a sama rozgrywka polegała na tym, że plansza przesuwała się cały czas w lewo a my naszą postacią (małym zielonym potworkiem z tego co pamiętam) musieliśmy skakać bądź kucać, tak żeby nie wpaść na żadną przeszkodę. Wygrywał oczywiście pierwszy u mety. Gra liczyła kilka etapów z czego pierwszy był w lesie, drugi pod górkę a ostatnie w podziemiach. Można było grać z komputerem, albo z drugą osobą.

A co do łamiących się joysticków to zależy jaki się miało:D niektóre były bardziej wytrzymałe od innych (pamiętny świetny "scorpion") ale gry sportowe i tak przodowały jako łamacze owych urządzeń:D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Scorpion"? Toż to chyba był najbardziej wrażliwy z dżoi ;P. Ledwo trochę siły przyłożono i już blaszka pękała, nie to co Matt, który mógł najwyżej się zanieczyszczyć pod stykami. Z drugiej strony, Skorpion szybciej reagował... Przez jakiś czas miałem też taką czadową "dechę" w stylu automatów do gier, którą można było podłączyć do Amigi/c64/katarynki. Duże prawie jak klawiatura literowa, z jednej strony gałkodźwignia, z drugiej cztery (czy sześć? nie pamiętam :S) przycisków, i jeszcze przełączniki turbo i systemu. Gdzie ja to zapodziałem, jak ja to mogłem zapodziać? :C

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach te piękne i romantyczne czasy. Dzieciaki mają zawsze mniejsze wymagania, a do tego pamięć lubi zacierać te negatywne aspekty. Niby pamięta się o wgrywaniu, ustawianiu głowicy i rozwalających się joyach, ale już setek dennych gier się raczej nie wspomina. A przecież, gdy miało się kasetę z 20 grami, to góra parę z nich było dobrych.

Szczerze, to nawet proces wgrywania był dla mnie magiczny xD Ogólnie byłem dziwnym dzieciakiem, acz w te czerwone paski na czarnym tle lubiłem się wpatrywać. W sumie, to zdaje się, że w tym okresie nauczyłem się najpopularniejszych przekleństw, słuchając starszego brata, któremu nie wgrał się znowu Operation Wolf (kolejna świetna gra, acz nie wiem, jak udawało mi się w to grać na dżojstiku.

A mi się zdaje, że chodzi nie tylko o sportówki, ale ogólnie o gry dla dwóch graczy. Dlatego też tak popularne były różne Pegazusy oraz liczne ich odmiany, na który grało się głównie w różne Tanks i tym podobne. Rywalizacja przede wszystkim! Nie bez powodu cymbergaje nigdy nie znikają z salonów nie tylko nadmorskich...

I owszem. Acz sportówki najlepiej się nadawały do zabawy w kilka osób (przynajmniej spośród gier, którymi wtedy dysponowałem). Pamiętam, że cięło się jeszcze w Mario Bros na zmianę, acz to było dosyć nużące.

A co do łamiących się joysticków to zależy jaki się miało:D niektóre były bardziej wytrzymałe od innych (pamiętny świetny "scorpion") ale gry sportowe i tak przodowały jako łamacze owych urządzeń:D

Właśnie dlatego rodzinka wyposażyła mnie i brata w wspomnianego dżoja. Pamiętam jeszcze reklamę w tv (no i w Top Secret). Robiła taką furorę jak pamiętna kampania X-Boxa 360 z wykorzystaniem Gears of War, która miała miejsce nie tak dawno. Zawsze była zadyma, kto będzie nim grał xD Ogólnie, dopiero po latach, gdy wyszperałem w szpargałach już niesprawnego Scorpa, nauczyłem się go przestawiać z jednego trybu w drugi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Scorpion"? Toż to chyba był najbardziej wrażliwy z dżoi ;P. Ledwo trochę siły przyłożono i już blaszka pękała, nie to co Matt, który mógł najwyżej się zanieczyszczyć pod stykami. Z drugiej strony, Skorpion szybciej reagował...

QuickShot QS-111 for the win!

quickshotii.th.jpg

Jakoś ten joystick był najbardziej wytrzymały, według mojego doświadczenia. Ale ogólnie to miałem szczęście, bo tata (technik mechanik) bardzo biegle opanował sztukę naprawiania styków i tylko permanenta śmierć joysticka mogła go uratować przed dalszym wykorzystywaniem.

Gdzie ja to zapodziałem, jak ja to mogłem zapodziać? :C

A gdyby to człowiek był mądry, gdy był głupi i młody... Wiedziałoby się, żeby nie wywalać/oddawać komodorynki i pozostawiać kasety i joye. Sporo frajdy by mogło teraz być przy spotkaniach innymi C64 nerdami/zgredami :sweat:

W sumie, to zdaje się, że w tym okresie nauczyłem się najpopularniejszych przekleństw, słuchając starszego brata, któremu nie wgrał się znowu Operation Wolf (kolejna świetna gra, acz nie wiem, jak udawało mi się w to grać na dżojstiku.

Impossible is nothing, dobry człowieku. Dobra gra potrafi wiele wymusić. O ile na C64 takie sytuacje to nic dziwnego (sam się w OW zagrywałem), ale już granie myszką w FIFA 98 to był pewien ewenement.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o tak:D quickshot to tez był niezły joy:) Jeszcze pamiętam Cobre - tyle że on był na gumki, a nie na styki. Naprawiało się poprzez wymienianie takich gumek w środku:D Na C64 najzabawniejsze było to, że oryginalne kasety z grami zazwyczaj nie działały, tzn gry wgrywały się zawsze z błędami, przynajmniej w moim wypadku. O wiele lepiej miała się sprawa z kardridżami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Impossible is nothing, dobry człowieku. Dobra gra potrafi wiele wymusić. O ile na C64 takie sytuacje to nic dziwnego (sam się w OW zagrywałem), ale już granie myszką w FIFA 98 to był pewien ewenement.

Za mistrzostwo świata trzeba by uznać granie w Tomb Raidera na kierownicy (acz to akurat mit miejski, tzn: słyszałem już o tym parę razy, ale opowieść wystąpiła w tylu różnych wersjach, że raczej ciężko dawać temu wiarę). Wielka szkoda, że dżojstiki zostały wyparte przez pady. Niby pad wygodniejszy, poręczniejszy, ale jednak "pałka radości" miała ten swój czar (nie wspominając o tym, że ruchy postaci znacznie lepiej się kontrolowało, gdy odpowiadała za nie cała dłoń a nie kciuk).

A gdyby to człowiek był mądry, gdy był głupi i młody... Wiedziałoby się, żeby nie wywalać/oddawać komodorynki i pozostawiać kasety i joye. Sporo frajdy by mogło teraz być przy spotkaniach innymi C64 nerdami/zgredami sweat.gif

Ja pod tym względem się wycwaniłem i sprawiłem sobie drugiego Commodora. Po latach zdarzyła się okazja. Kupiłem od kumpla (w potrzebie był bo do kafejki chciał skoczyć na "kantera", a ja jakoś nie miałem tego dnia nastroju na skrupuły) za 7zł w pełni sprawnego Commodore 64 z zasilaczem, dwoma dżojstikami (w takim sobie stanie), magnetofonem (głowica w zaskakująco dobrym stanie) oraz dwoma kartridżami i zestawem kaset. W sumie zabawna historia, bo negocjacje zaczęły się od 30zł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, stare, dobre czasy... To może ja przytoczę kilka PC-towych tytułów, z którymi zaczynałem moją przygodę z graniem. Z graniem na kompie, znaczy. Że o innych platformach nie wspomnę. :)

- Prince of Persia (tak, "ten pierwszy" wydany w 1989 roku)

- Dyna Blaster (do dziś dla mnie wszystkie "bombermeny" i inne podobne są klonami Dyny :))

- Another World (tego tytułu przedstawiać chyba nie muszę - ten niesamowity klimat i fabuła)

- Blockout (taki Tetris, tyle że w 3D)

- Tyrian

- Shadowlands (świetny RPG)

- Wolfenstein 3D (też klasyk)

- Duke Nukem 3D (a to już nieco później)

Kawał historii. Aż się łezka w oku kręci. Do dziś czasem powracam do większości z tych tytułów. Jak widać świetna grafika wcale nie jest konieczna do tego, aby się dobrze bawić. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...