Skocz do zawartości

piotrekn

Forumowicze
  • Zawartość

    3467
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez piotrekn

  1. piotrekn
    Zapowiadało się jako coś zupełnie innego, niż to czym jest lub na co wygląda. Miła niespodzianka jesiennego sezonu.



    Bliźnięta Kasugano Haruka i Sora niedawno stracili rodziców w wypadku, zatem przenoszą się do domu nieżyjących również dziadków na odludziu. Z tym miejscem i zamieszkującymi je osobami wiążą się różne wspomnienia, z którymi przyjdzie się rodzeństwu zmierzyć w najbliższej przyszłości.
    Na wstępie małe ostrzeżenie: to anime zawiera sceny NSFW, zaś ostatnie odcinki poświęcone są relacji Haruki z Sorą. You have been warned.
    Yosuga no Sora przedstawia podobny format, co Amagami SS z tą małą różnicą, że arci mają niejako 'wspólne odcinki', czyli np. dwa pierwsze niejako 'należą' zarówno do arca Kazuhy, jak i Akiry. Może się to wydawać nieco mylące, ale wbrew pozorom historia jest przejrzysta, zaś taki a nie inny układ pozwala dużo zrozumieć bez powtarzania wszystkiego raz za razem.
    Sama fabuła zresztą jest bardzo ciekawa. Przewijają się 4 heroiny: lokalna ojou Migiwa Kazuha, towarzysząca jej miko Amatsume Akira, związana z przeszłością Haruki Yorihime Nao i wspomniana już jego siostra, Sora. Każda z historii jest naprawdę ciekawa i wciągająca, okraszona przy tym naprawdę dobrą muzyką (co ciekawe, niepochodzącą z gry - anime ma własny zestaw muzyki, niestety nie opublikowany w formie albumu). Wygląda całkiem ładnie, zaś całości dopełnia 'poboczna' historia z przesympatyczną meido. Jak najbardziej polecam, oczywiście z ostrzeżeniem: w niektórych kręgach Yosuga no Sora może zostać określone jako 'mild hentai'.
  2. piotrekn
    Rzadko sięgam po rzeczy aż z okolic 2002 roku, ale tego nie wypada nie znać



    Kolejny slice of life, który trudno jakoś konkretnie streścić. Mamy tutaj hiperaktywną Tomo, kontrolującą ją Yomi, skrytą i podatną na kjutne obiekty Sakaki, 10-latkę w liceum Chiyo, niezbyt dynamiczną Osakę (nikt nawet nie pamięta jak się biedaczysko nazywa) i wiele, wiele innych, co daje mieszankę piorunującą. W grupie wspomnianych 5 (i czasem więcej) osób oprócz chodzenia do szkoły robią wiele różnych rzeczy, jak choćby wyjeżdżanie na wakacje do willi, z bardzo różnymi efektami (jak np. Osaka chcąca obudzić Yukari patelnią...).
    Jak (być może) widać na arcie, kreska jest niczego sobie i bardzo charakterystyczna. Do dźwięku nie mam żadnych zastrzeżeń, zaś od czasu do czasu wracam do Soramimi Cake (OP) czy Raspberry Heaven (ED). A fabuła? Konkretniejszej brak, ale i tak jest genialna. Na mojej liście zasłużyło sobie na ocenę 9 i z całego serca polecam do obejrzenia.
  3. piotrekn
    Sekirei to w niewielkim stopniu nietypowa seria, a to dlatego, że mangaka jest kobietą. Nie przeszkadza to jednak w pojawianiu się praktycznie dziesiątek pań z rzucającymi się w oczy walorami. No, ale do rzeczy.
    Jest niedaleka przyszłość, niejaki Sahashi Minato drugi raz z rzędu zawalił egzaminy wstępne na uniwersytet - o ile raczej problemów z nauką nie ma, problemy pojawiają się jednak w sytuacjach stresowych. Podczas powrotu do domu spotyka niewiastę, uciekającą przed parą dwóch innych, miotających piorunami. Nie przeszkadza mu to jednak stanąć w obronie ściganej, z którą zaczyna uciekać, jednak nieskutecznie. W sytuacji okrążenia dziewczę, przedstawiwszy się jako numer 88 Musubi, całuje Minato dopełniając czynności zwanej 'uskrzydleniem', po czym napastniczki się oddalają. Docierając do lokalu Sahashiego Musubi zaczyna tłumaczyć, że należy do grupy osób pod nazwą Sekirei, których zadaniem jest znaleźć swoich Ashikabi i walczyć z resztą. Już na miejscu w telewizorze pojawia się swoista prywatna transmisja do protagonisty od samego właściciela MBI, korporacji władającej miastem, imieniem Minaka Hiroto, który wyjawia wszelkie istotne szczegóły Planu Sekirei. Od tego momentu Musubi musi walczyć dla Minato, aby wygrać cały Plan.
    Na samym początku to anime jest jak najbardziej, potem z lekka zaczyna tracić, ponieważ jest troszkę mniej walk. Pierwszy sezon koncentruje się na zdobyciu zestawu Sekirei (wliczając w to sympatyczną jak na swój typ tsundere pod postacią Tsukiumi), a później na pomocy w ucieczce. Choć może to i lepiej, bo walk wtedy jest jakby więcej, a przeciwnicy wymagający, bo wygląda na to, że Musubi, Matsu, Tsukiumi i Kuu to jedne z silniejszych, a jak jeszcze do tego dochodzą
    ... Pure Engagement (drugi sezon) na pewno jest o wiele ciekawszy i zafundował o wiele lepszy cliffhanger niż pierwszy.
    Do kreski, jak to zwykle bywa, nie mogę się przyczepić. Normalna, obfituje w gainaxing, "współczesna" - jak dla mnie bez wad. Dźwięk - duuży plus za głos Yukari (nishishishi), wścibskiej młodszej siostry. Fabuła i postaci - z grubsza żale wszelakie już wylałem, do zbudowania charakterów nie mogę się przyczepić. Sporo (choć nie za dużo) ecchi, trochę walk, no i wspomniana budowa pań. 7 za sezon pierwszy i 9 za drugi (oba na dłuższą metę krótkawe, materiału pewnie starczyłoby na porządnego long-runnera), tak więc ocena zdecydowanie pozytywna. Polecam.
  4. piotrekn
    Tu miał się znajdować wpis o Happiness!, ale ze względu na zewnętrzne czynniki, w tym brak czasu, oraz milczenie m.in. Kondzia, znajduje się coś zastępczego i przy okazji inauguracja nowej kategorii, czyli visual novel. Nie będzie tych wpisów zbyt wiele, bo większość godnych uwagi i opisywalnych tutaj VN pochłania całkiem spore ilości czasu choćby dla poznania całej historii, nie mówiąc o różnorakich dodatkach.



    Uwaga: ta gra to eroge. Oznacza to, że dzieją się tu też rzeczy niecenzuralne. Można je jednak bez większych problemów ominąć.
    Moja pierwsza, ukończona w 100% visual novel (no, jeszcze zaliczyłem Sono Hanabira, ale tak troszkę niezbyt się nadają do opisania na blogu ). I kolejne podziękowania w stronę Kondzia, gdyż to właśnie on mi tą grę podsunął. Nie jest to jednak łączony wpis, m.in. ze względu na to, że ja ukończyłem też Kagetsu Tohya.
    Na początek parę słów wstępu. Tsukihime dzieje się w Nasuverse - uniwersum stworzonym przez studio TYPE-MOON, a w zasadzie głównego scenarzystę, od którego imienia pochodzi zresztą nazwa. W tym samym uniwersum dzieją się również rozpoczęta przed Tsukihime seria light novels Kara no Kyoukai, zekranizowana w filmach, oraz kolejna VN Fate/stay night, które być może niektórzy znają z co najwyżej przeciętnej ekranizacji (ten sam zresztą los spotkał opisywaną tu grę, ale o Shingetsutan Tsukihime się już wypowiadałem w odpowiednim temacie), stąd też i nawiązania choćby pod postacią Aozaki Aoko znanej jako Blue, potężnej magini i młodszej siostry Aozaki Touko, czy choćby zdolności Shikiego.
    Przechodząc jednak do rzeczy: Tohno Shiki przeżył osiem lat temu dość poważny wypadek, przez który w zasadzie nie mógł wrócić do domu rodziny Tohno będąc zbyt słabym jak na dziedzica i od tego czasu był wychowywany przez swoich krewnych, Arimów. Pamiątką po wypadku zostały mu blizna na piersi oraz ataki anemii. Jest też jeszcze jedna rzecz, o której w zasadzie nikt nie wie - jego oczy widzą śmierć pod postacią linii, w które wystarczy w zasadzie wsadzić nóż i obiekt się rozpada. Na szczęście przed obłędem i kalectwem uratowała go Aozaki Aoko, wręczając okulary blokujące tę zdolność.
    Osiem lat po wypadku głowa rodziny Tohno Makihisa umiera i pozycję tą przejmuje o rok młodsza od Shikiego Akiha, której jednym z pierwszych poleceń było sprowadzenie brata do domu.
    W zasadzie już od tego momentu zaczynają się wybory rozdzielające fabułę na Near Side of the Moon (front route) i Far Side of the Moon (back route, Tohno route). Pierwsza ścieżka to historie Arcueid, przezabawnej i arcyuroczej wampirzycy, która wygrywa wszelkie konkursy popularności wśród fanów, oraz Ciel, dość groźnej senpai, cierpiącej na wspomnianej popularności niedostatek. Tohno route, jak sama nazwa wskazuje, to z kolei penetrowanie sekretów rodziny, w tym pochodzenia i funkcji, jakie pełniły w domu Hisui i Kohaku czy pewnej tajemnicy skrywanej przez Akihę.
    Po zakończeniu wydarzeń w Tsukihime, dzieje się Alliance of Illusionary Eyes, króciutka historia wprowadzająca Seo Akirę, uroczą kouhai Akihy. Później zaczyna się Kagetsu Tohya, w zasadzie fabularny sequel, który ze względu na swoją formę dzieje się jednocześnie po każdym z zakończeń wprowadzając Len, ducha-pomocnika odpowiedzialnego za 'sen' będący prezentem od Arcueid, pod postacią niewielkiej, głównie milczącej dziewczynki. W porównaniu z samym Tsukihime, Kagetsu Tohya jest bardzo trudne i wymaga umiejętnego powtarzania tych samych schematów, jednocześnie nagradzając bardzo ciekawymi informacjami, jak np. zawartość szafy Arcueid, oraz historiami pobocznymi - historią ojca Shikiego, pewną zimową przygodą Akihy czy 'Hisui-chan, Inversion Impulse!'.
    Same postaci są bardzo fajne. Jak już wspomniałem, rekordy popularności bije Arcueid, głównie ze względu na swój nieodparty urok i niezmierzone pokłady energii. Całkiem popularna jest Akiha, obowiązkowa tsundere-chan, oraz aktualnie skryta i milcząca Hisui, okazjonalnie okazująca emocje. Nieco niżej, ze względu na nieco wątpliwe moralnie działania, plasują się Kohaku i Ciel. Są też Inui Arihiko, zaskakująco dobry zły przyjaciel, oraz Yumizuka Satsuki, biedaczysko pozbawione własnego scenariusza w ostatecznej wersji gry (sam scenariusz jest nawet obiektem wielu żartów w dodatkach).
    Gra sama w sobie nie przypomina większości VN, nie tylko ze względu na brak VA (jedyne udźwiękowienie to kilka efektów dźwiękowych oraz 10 ścieżek muzycznych), ale i również za bardzo książkowy sposób przedstawiania tekstu w całym oknie. Charakterystyczny wygląd również dodaje klimatu całej historii.
    Podsumowując, Tsukihime to kawał bardzo wciągającego czytadła, które da się 'wyczytać' w przeciągu tygodnia (a potem pozostają sequele i Melty Blood). Gorąco polecam!
  5. piotrekn
    Z przykrością muszę stwierdzić, że z dniem wczorajszym blog ten stracił wszelakie znamiona terminowości. Ja nie będę niestety w stanie udzielać się tu tak często jak bym chciał, pozostaje mi złudna nadzieja, że Kondzio i Sefnir zapewnią choćby jeden wpis na tydzień, oraz że kogoś ta notka zmartwi
  6. piotrekn
    Aby nieco zaburzyć rytm własnej pracy, pomyślałem, że zacznę opisywać niedawno zakończony sezon.



    Na pierwszy ogień pójdzie A Channel, yet another schoolgirls story i ekranizacja yonkomy. Kwartet na obrazku to, od lewej: cokolwiek roztrzepana Run, której logika się nie ima, strzegąca jej widocznym na obrazku kijem od kilku lat, bardzo przywiązana i jednocześnie o rok młodsza Tooru, podręczna tsukkomi z okazjonalnymi tendencjami do cokolwiek dziwnych zachowań i ciętego dowcipu Nagi oraz jakże ładna, jakże hojnie obdarzona, a przy tym jakże strachliwa i pechowa Yuuko mówiąca kansai-ben. Nagi i Yuuko to koleżanki z klasy Run, które Tooru poznaje w niecodziennych okolicznościach. Razem, jak to przystało na kwartet licealistek, robią dużo różnych rzeczy - ciasta, karaoke, gotowanie...
    Fabuła, której w zasadzie nie ma, jest całkiem sympatyczna - oprócz wspomnianej czwórki jest jeszcze troje nauczycieli - przepełniona entuzjazmem Kitou, jej w zasadzie skrajne przeciwieństwo Kamade (Ale zanim pójdę, sensei... jak ja się nazywam? ) oraz cokolwiek specyficzny Satou - oraz Yuutaka i Miho, zajmujące się zadręczaniem Tooru.
    Wygląd jest jak najbardziej w porządku, Yuuko jakoś wybitnie się wyglądem nie wyróżnia, mimo wszelakich uwag koleżanek. Dźwiękowo też nie jest źle. O ile Kotobuki Minako zazwyczaj się kojarzy z uroczymi blondynkami, nie ma absolutnie żadnego problemu, żeby podkładała głos pod modelowatą brunetkę. A opening to po prostu rewelacja.
    I to wszystko składa się razem na pełne humoru anime warte w mojej opinii dyszki.
  7. piotrekn
    Jedyne, co udało mi się obejrzeć podczas serii filmów Hayao Miyazakiego na TVP Kultura.



    Tysiąc lat temu zakończyła się wielka Wojna, która pozostawiła świat w dużej mierze opustoszałym i niezdatnym do życia, za wyjątkiem różnych osad. Jedną z nich jest Dolina Wiatru, w której żyje tytułowa bohaterka. Nazwa tego miejsca pochodzi od wiejącego tu wiatru (d'uh) napędzającego wiatraki.
    Świat (i osady) nękają dwa zasadnicze problemy - natura w postaci ogromnych, w zasadzie niezniszczalnych Ohmów i grzybowego lasu oraz inne osady. Ten drugi problem dotyka w filmie bezpośrednio Dolinę Wiatru, która zostaje siłą wciągnięta w nową wojnę po stronie Torumekian przez księżniczkę Kushanę. W wyniku splotu różnych wydarzeń, podczas ucieczki z Doliny Nausicaä spada do lasu i odkrywa jego kilka tajemnic.
    Nausicaä z Doliny Wiatru to film, który warto zobaczyć ze względu na treść. Jest w nim całkiem sporo akcji, ale jest też najważniejsze u Miyazakiego przesłanie proekologiczne i pacyfistyczne, którego uosobieniem jest główna bohaterka. Zdaję sobie sprawę, że wygląd może nie każdemu przypaść do gustu (1984), ale mimo wszystko jest jak najbardziej przemyślany i nieprzesadzony, pokazując ogromne statki powietrzne i roboty, które się rozbijają i niszczą, jednocześnie nie przesadzając z efektami graficznymi.
    Ogólnie rzecz biorąc, bardzo ciekawy i wciągający film, nienachalny ze swoim przekazem, ale nadal czytelny. Troszkę jednak w mojej opinii mu do ideału brakuje i dlatego dostaje 9 oczek na 10.
  8. piotrekn
    Bardzo miła niespodziewanka, do tego od SHAFTa.
    Miłą niespodzianką jest też chyba to, że wreszcie udało się mnie (znaczy Aidena) zaciągnąć do jakiegoś wpisu Jak dotąd zrobiłem tylko jeden, leżący hen daleko w głębinach bloga... Ale Bakemonogatari to na tyle doba produkcja, że pora się ruszyć i wrócić do pisania.



    Araragi Koyomi wiedzie w dużej mierze normalne życie, skłócony ze swoją rodziną (głównie dwiema młodszymi siostrami) i bez jakiegoś wybitnie wyraźnego celu, regularnie wciągany w różne aktywności przez Hanekawę Tsubasę. Pewnego jednak dnia, idąc szkolnym korytarzem (tak naprawdę to schody były ), spada mu w ramiona dziewczyna. Jakby to samo w sobie nie było dostatecznie dziwne, ona nie waży niemal nic. Senjougahara Hitagi, bo tak się też i owa niewiasta zowie, wyciąga swój raczej groźny arsenał przeciwko Koyomiemu, jednak ten groźbom się nie poddaje i decyduje się jej z problemem pomóc.
    Tyle mogę w zasadzie powiedzieć na temat fabuły bez poważniejszego sypania spojlerami. Historia reprezentuje sobą całkiem wysoki poziom, pokazując spory i dość skomplikowany system łączący wszelkiej maści mity i legendy dalekiego wschodu i nie tylko.
    Zapomniałeś o jednym ważnym szczególe: główny bohater jest ćwierćwampirem, co znaczy, że bardzo szybko się regeneruje (w pewnym momencie przeżył częściowe wyrwanie sobie jelit) i ma bardziej czułe zmysły, ale świt wywołuje u niego dyskomfort. To żaden spoiler, bo wiadomo o tym od samego początku i czasami daje to o sobie znać. Nie ma w drzewie genealogicznym żadnego krwiopijcy, ale jakiś czas przed początkiem akcji krótko nim był. Klątwę pomógł mu zdjąć (nie całkowicie, ale jednak) Oshino Meme, egzorcysta i szaman specjalizujący się w tego typu przypadkach. Nie jest zasuszonym staruszkiem w kimono, czy czymś takim, a młodym blondynem w hawajskiej koszuli, to tak żeby nie było wątpliwości. Jego postać często przewija się też w samym anime, kiedy pomaga Araragiemu w rozwiązywaniu nadprzyrodzonych problemów napotkanych dziewczyn.
    I też w tym samym wydarzeniu brała udział Hanekawa, przez co oboje są mu dłużni. Warto też wspomnieć jak w ogóle skonstruowana jest fabuła. Araragi-kun spotyka w niezbyt typowych okolicznościach dziewczę, które ma problemy osobiste, a te zaś problemy doprowadziły do pewnych ponadnaturalnych konsekwencji - i tak Hitagi-san nic nie waży przez to, co ją spotkało w domu, Hachikuji Mayoi nie może znaleźć drogi do domu... No, nie będę tu wymieniał zbyt dużo, bo im dalej w las tym więcej drzew, innymi słowy - na kolejne historie oddziałują poprzednie.
    Tyle w temacie fabuły, przejdźmy do bardziej... technicznego aspektu. Na początek - dlaczego wspomniałem studio, jakby to było coś co najmniej istotnego? Bo to jest bardzo istotne. Anime od SHAFT cechują się nierzadko dość nietypowym prowadzeniem historii oraz charakterystycznym wyglądem, nawet pomimo różnic między tytułami. Zabawa kolorami, konturami, kształtami, to jeden ze znaków rozpoznawalnych studia - wystarczy spojrzeć na Mahou Shoujo Madoka?Magica, Maria?Holic czy Sayonara Zetsubou Sensei, z tych bardziej rozpoznawanych. Co więcej, anime od SHAFT to nie tylko specyficzny wygląd, ale i również dobra robota.
    Shaft to studio znane i wywołujące dość mieszane uczucia, to fakt. Niektórzy mówią, że tak naprawdę całe to udziwnianie jest bardzo tanie i to dosłownie. Innymi słowy zwyczajnie oszczędzają na animacji. W Bakemonogatari często pojawiają się całoekranowe plansze, czasami na ułamek sekundy i bywa, że nawet bez konkretnego tekstu. Fajny akcent, do tego czasami dostarcza dobrych tekstów (dziękujemy Kondziowi za ten screen jeszcze z forumowego tematu ), ale nie da się ukryć, że momentami trochę burzą dynamizm i jest ich odrobinę za dużo. Najbardziej było to widoczne w scenie egzorcyzmów Nadeko. Z drugiej strony scena walki przy wątku Kanbaru dzięki zabawie kolorami naprawdę mi się podobała (tak samo jak kręcenie Araragim za jego jelita). Ogółe z SHAFTem trzeba być ostrożnym, bo jego styl nie każdemu przypada do gustu. Inne cechy charakterystyczne, to np. szczegółowe tła, na których często pojawiają się postacie, pojedyncze "artystyczne" ujęcia i migawki, zbliżenia na oczy, absurdalny humor, nawiązania do innych produkcji, dużo dialogów, często pomiędzy oryginalnymi postaciami. Mi tam osobiście to wszystko się podoba, a SHAFT to jedno z moich ulubionych studiów animacyjnych, między innymi za pozycje takie właśnie jak Bakemonogatari, Madoka Magica, Arakawa Under the Bridge i Sayonara Zetsubou Sensei. Ale chwila, chyba nieco zszedłem z tematu.
    Nie, skądże - w końcu trzeba w jakiś sposób zjawisko wyjaśnić.
    Wracając jednak do opisywanego tytułu, pochwaliłem już wygląd (nawet jeśli to jest tanie, to tylko lepiej - wygląda dobrze i, jak już zostało wspomniane, nadaje dość niepowtarzalnego klimatu), fabułę zresztą też, teraz pora przejść do dźwięków. Dźwięków, niekoniecznie muzyki, ponieważ nierzadko podkład przypomina np. ten z Portala 2, składając się z różnych, no, dźwięków, całkiem nieźle wpasowując się w klimat. OPy i EDy też złe nie są, mnie osobiście urzekły Ren'Ai Circulation (OP4, Sengoku Nadeko) oraz Kimi no Shiranai Monogatari (ED - spoilers ahead!).
    O tak, muzykę należy pochwalić niewątpliwie. Zazwyczaj po prostu miło gra w tle, ale openingi i endingi są bardzo wysokiej klasy, szczególnie wspomniane już Kimi no Shiranai Monogatari autorstwa Supercell. Ren'Ai Ciculation zapadło mi w pamięć głównie dzięki
    (facet ogółem ma na koncie sporo fajnych rzeczy), a i opening Kanbaru był fajny (latające w tle lilie nie są tam bez przyczyny ;]).Taa, o liliach było już tu nie raz i nie trzy, i oby było jak najwięcej.
    I w zasadzie pora już na podsumowanie. Bakemonogatari to kawał porządnego animca, który można bardzo polubić albo znielubić za styl. Mnie osobiście przypadło do gustu zarabiając sobie ocenę 9.
    U mnie też dostało 9. Za fabułę, która nie jest jakoś wybitnie złożona czy pokręcona, ale trzyma poziom. Za bohaterów (w większości bohaterki w zasadzie), z których każda jest ciekawa i ma jakieś swoje nie mniej interesujące problemy. Za romans głównych bohaterów, ich rozwijające się trudne (Senjougahara to nie jest łatwa w odbiorze osoba, oj nie) relacje. Za muzykę i styl, nie tylko graficzny. Za ogólną, bardzo solidną i dającą dużo przyjemności całość. Innymi słowy polecam, tym bardziej, że ci, którzy zaczną oglądać teraz, nie będą musieli czekać po miesiąc na trzy ostatnie odcinki.
  9. piotrekn
    Opis brzmiał dość fajnie, więc postanowiłem w końcu obejrzeć. No i obejrzałem.
    Komputery osobiste wyewoluowały do postaci przypominającej ludzką. Motosuwa Hideki, niedoszły student, marzył zawsze o takim komputerze, jednak są one po prostu zbyt drogie, jednak pewnego dnia znajduje jeden wyrzucony przez kogoś egzemplarz. Zabiera go do domu i uruchamia nadając jej imię Chi. Nie jest ona jednak zwykłym modelem.
    Jakkolwiek nic przeciwko romansom nie mam, Chobits jakoś za bardzo do mnie nie przemówiło. Tak troszeczkę za mało się działo, albo było za mało postaci... trudno powiedzieć, o co chodzi. Wiem, że za fabułę nie mogę wystawić maxa, bo było przy tym wszystkim dość nudnawe, a postać Hidekiego strasznie mi do gustu nie przypadła (choć za plot twist związany z Chi należy się niezły plus). Kreska dość specyficzna, głosy dobrane fajnie. Summa summarum, 8/10.
  10. piotrekn
    Brzmiało fajnie, to i obejrzałem...



    Sasaki Yukinari, jak każdy szanujący się protagonista, ma problem. W jego przypadku chodzi konkretnie o alergiczne reakcje połączone z mizogynią - strachem przed kobietami. Trzeba tu bowiem zaznaczyć, że Yukinari, człeczyna postury cokolwiek nikczemnej, dręczon był przez niewiasty przez lwią część swego dotychczasowego żywota, w związku z czym obok wspomnianej fobii dostaje wysypki od samego kontaktu fizycznego. Sytuacji tej nie ułatwia Kojima Kirie, tsundere z dzieciństwa. Wyobraża sobie cholera jedna wie co traktując chłopaka, który boi się kobiet, jak regularnego licealistę zboczeńca.
    W tych cokolwiek niekorzystnych warunkach, za pomocą własnej wanny Yukinari przenosi się do świata o nazwie Seiren, na którego firmamencie znajduje się nasza błękitna planeta, gdzie poznaje różowowłosą Miharu-chan, jedyne dziewczę nie wywołujące reakcji alergicznej u Sasakiego. Po niedługim czasie wraca do domu, ściągając przy tym za sobą mały wianuszek dziewcząt.
    Z opisu wyglądało to na całkiem ciekawy pomysł, a wyszło niestety jak zwykle... Braciszka Fukuyamy miałem dość po paru minutach oglądania, zaś bezpodstawne i w ogóle idiotyczne oskarżenia Kirie zaczynają męczyć w połączeniu z fizyczną przemocą z jej strony. Na szczęście reszta obsady, nawet Risa, Tomoka i Maharu, są o wiele bardziej znośni. Dodatkowym problemem jest fabuła, która w lwiej części obraca się wokół mniej lub bardziej denerwujących dowciapów Fukuyamy, zaś cała reszta bez jego interwencji obyć się nie może. Podobno drugi sezon ma jakąś konkretniejszą fabułę, lecz gdy za pierwszym razem go spróbowałem, odbiłem się przy pierwszym odcinku pokazującym starą formułę.
    Udźwiękowienie w porządku, choć pierwszy raz usłyszałem Noto Mamiko w takiej roli. Nie, żeby to jakoś źle wypadło. Tomoka ma głos irytujący i tak w zasadzie być powinno, podobnie jak zresztą dopasowanie reszty. OP ani ED jakoś szczególnie w ucho mi nie wpadły. Kreska całkiem ciekawa, animacje płynne - całkiem ładnie wyglądały sekwencje z udziałem magii czy mechanicznych machlojek Kazuharu.
    Podsumowując, jest to wyjątkowo średnie harem comedy, które oceniłem na 7. Jeśli nie przeszkadzają ci typki gorsze od Tomokiego, możesz spróbować.
  11. piotrekn
    Seria ta jakoś tak przemknęła bokiem - ani o niej głośno nie było specjalnie, ani ogólny opis do zachęcających zbytnio nie należy, ale jednak jest to jedno z najlepszych anime tego sezonu.



    Tadakuni, Hidenori i Yoshitake [na obrazku] to trzej młodzi licealiści, uczęszczający do chłopięcej szkoły. Seria pokazuje codzienne życie ich, ich przyjaciół, znajomych, rodzin, sąsiadów etc. Wbrew tytułowi, choć zdecydowanie licealiści grają tu pierwsze skrzypce, nie są oni jedynymi bohaterami tej serii.
    Na początek wspomniane trio - Tadakuni, Hidenori i Yoshitake. Gdy są we trzech, Tadakuni jest wciągany w dziwne gry, zabawy i pomysły, choćby już na samym początku. Podstawowym zajęciem Hidenoriego i Yoshitake zdaje się być uprzykrzanie życia swojemu przyjacielowi, choć sami też mają troszkę na głowie. Drugie trio składa się z Motoharu, legendarnego chuligana, tajemniczego Karasawy w nieodłącznej czapce oraz wiceprzewodniczącego szkoły. Wbrew swojemu wyglądowi, wszyscy trzej sprawnie pracują w ramach samorządu, sumiennie wykonując swoje obowiązki i pomagając ludziom w potrzebie. Do tego przewija się cała gromada najprzeróżniejszych osób, w tym młodszych sióstr, starszych sióstr, niczyich sióstr, nauczycieli i zupełnie obcych ludzi.
    Zdecydowaną część serii stanowią dziwne, choć (zazwyczaj) całkiem normalne jak na młodych mężczyzn pomysły, przesądy i poglądy na przeróżne sprawy (np. co znaczy, że coś jest kawaii albo nagła zabawa w RPG z użyciem znalezionego kija jako miecza). Zgodnie zatem z oczekiwaniami oglądamy niedojrzałe przygody dojrzewającej młodzieży, jednak 'druga strona' wiele lepsza nie jest. I tak biedny Motoharu staje się ofiarą koleżanek swojej starszej siostry, a Karasawa jest atakowany przez koleżanki swojej sąsiadki. Sama sąsiadka wiele lepsza nie jest, bo za podstawówki siała spustoszenie w okolicy i do dziś każden młodzieniec boi się jej panicznie. Są nawet momenty, które mogą przywieść na myśl pupy z Gombowiczowego Ferdydurke - oto obserwujemy samorząd, który umiera ze wstydu, że sprowadzili nieświadomą niczego dziewczynę i wrobili w sytuację, gdzie mogli jej zajrzeć pod spódniczkę. Młodzież męska niewinna jest!, że pozwolę sobie zacytować Pimkę.
    Obsada tej serii to w dużej mierze parada znakomitości. Mimo to, niekwestionowaną gwiazdą całej serii jest Hidenori - jego rewelacyjny humor jest potęgowany przez niesamowite zdolności Sugity Tomokazu (znanego głównie z roli Kyona, po którym nastąpił wysyp przeróżnych, w większości co najmniej równie dobrych kreacji), zdolnego używać tak wielu różnych głosów, za każdym razem doskonale dopasowanych do sytuacji, że zapiera dech w piersiach (głównie ze śmiechu). Do tego jeszcze dochodzi Yassan o głosie Hikasy Youko (która w jednej scenie ostatniego odcinka powiedziała więcej niż przez całą resztę serii), ale to mój osobisty sentyment.
    Dużo jest serii, które opowiadają o licealistkach, a większość z nich należy do bardzo dobrych, oferując niemało naprawdę śmiesznych gagów. Wszystkie one jednak są zdeklasowane przez Nichibros oferujące ogromną dawkę nieprzeciętnego humoru. Za raczej nietuzinkowe podejście i bardzo fajną kreskę nie uciekającą się do deformacji, Danshi Koukousei no Nichijou zasługuje na 10 oczek.
  12. piotrekn
    Inien niż ostatnim razem kolega z klasy przebąkiwał coś o jakimś dziwnym anime, w którym nad miastem górowała fabryka w kształcie wielkiego żelazka, która regularnie wydawała z siebie donośny syk wypuszczając ogromne ilości pary. I że po 10 minutach oglądania się w tym pogubił. Troszkę go pognębiwszy, wydobyłem z niego tytuł, który znany jest pod wieloma wersjami - FLCL, Fooly Cooly, a także fonetyczna, którą dostałem - furikuri.
    Muszę przyznać, troszkę się z prawdą rozminął, choć co do pogubienia się jestem skłonny uwierzyć mu na słowo. Ten twór studia Gainax, znanego m.in. z gainaxingu oraz NGE, to czysta abstrakcja zamknięta w 6 odcinkach anime, opowiadającego o przeżyciach niejakiego Naoty, wyjątkowo cynicznego dwunastolatka, od momentu w którym Haruko Haruhara nadjeżdżając na swojej Vespie zdziela go w łeb swoją spalinową (tak, najwyraźniej ma wbudowany silnik z kosiarki, sporo posiada odpowiedni "zaciąg" i wydaje stosowne dźwięki) gitarą basową, po czym udziela mu pierwszej pomocy... czego świadkiem jest również przyjaciółka Naoty, bezdomna Mamimi, która w swojej historii ma m.in.
    . W efekcie uderzenia na czole Naoty pojawia się dziwny twór, który pod koniec odcinka przeradza się w robota z kineskopem zamiast głowy. Od tego momentu na cel bierze ich również organizacja rządowa, która najwyraźniej z Haruko już do czynienia miała, a której akcjom przewodzi osobnik o nietypowych brwiach.
    FLCL to, jak już wspomniałem, rzecz co najmniej dziwna. Kreskę ma osobliwą, udźwiękowienie zaś niezłe (wiele osób lubi podkreślać, że całą muzykę stworzy ł jeden zespół i że zrobił to w sposób świetny, mnie jednak ta muzyka jakoś nie urzekła - nie moje gusta). Fabuła z kolei to temat chyba na książkę. Jest dość dziwna, choć paradoksalnie trudno się w niej pogubić. Jest złożona, postaci się rozwijają (przynajmniej główne), dzieje się dużo, ale nie za dużo. No i pojawia się Maluch, kolejne nawiązanie do Polski, tym razem bardziej fortunne
    Seria jest krótka, więc i wiele o niej napisać się nie da. Niemniej jednak jest to coś co, myślę, warto obejrzeć, bo jest krótkie i nadaje się na sprawdzenie, jak na nas działa taka ilość pomieszania z poplątaniem i absurdu.
  13. piotrekn
    Wszystko względnie unormowane, toteż i znów ja popełniam dzisiaj tekst.



    Kousaka Kyousuke ma dość bezstresowe podejście do życia (nie mylić z beztroskim). Żyje sobie w świętym spokoju, ignorowany na rzecz popularnej i 'sukcesywnej' młodszej siostry Kirino. Pewnego dnia znajduje przez przypadek pudełko z anime. Żeby było ciekawiej, w środku zamiast krążka z kilkudziesięcioma minutami animacji znajduje dysk z eroge. Na pewno nie jest to jego, a rodzice (szczególnie ojciec-policjant) krzywo patrzą na (zbyt) szeroko rozumianą kulturę otaku. Pozostaje więc jedna, również niezbyt prawdopodobna opcja, która jednak się potwierdza. Jeszcze tej samej nocy Kyousuke zostaje powiernikiem tajemnicy siostrzyczki zobowiązując się do udzielania konsultacji w istotnych sprawach i wspierania ukrycia owego hobby.
    Zapowiadało się w porządku. Takie też zresztą na samym początku było. Mimo wszystko jednak, mała ruda złośnica dość znacząco pogarszała wrażenia z oglądania całej serii, traktując brata w zasadzie jak śmiecia. A że on się przy tym jeszcze daje wykorzystywać... Sytuacji wiele nie poprawiają jej koleżanki po fachu - Ayase i Kanako. Ta pierwsza, na pozór miła i przyjacielska, okazuje się być osobą bez dystansu krytykującą otaku i darzącą Kyousuke niczym innym jak obrzydzeniem. Kanako w zasadzie odkrywa swoje karty niedługo po pojawieniu się, a konkretnie ujawnia swoją zadufaną i arogancką osobowość patrząc na wszystkich z góry. Wiele ratują tu inne panie: Saori, zdystansowana i podchodząca dość... ciekawie do wielu spraw
    , wygadana, sympatyczna i pracowita Ruri alias Kuroneko, a także przesympatyczna Manami, które w zasadzie jako jedyne z bezpośredniego otoczenia Kyousuke są w stanie docenić jego wysiłki. Historia, dopóki nie dotyczy bezpośrednio Kirino, jest fajna.
    Tyle o fabule. Wygląda to całkiem fajnie, do głosów też się nie mogę przyczepić szczególnie, że za Kyousuke odpowiada Nakamura Yuuichi (m.in. Okazaki z Clannada - nie kinówki); inne postaci zresztą są zrealizowane równie dobrze. Summa summarum, ja wystawiłem Oreimo 8 oczek. Mimo tego, oglądać na własną odpowiedzialność.
  14. piotrekn
    Z serią zapoznałem się zacząwszy od anime, które było ogólnie niekiepskie. Ot, typowa ecchi haremówka, której się trafił pełny sezon. Potem przejrzałem 6 odcinków OVA i, jako że całościowo mi do gustu przypadło, postanowiłem czekać na kolejny sezon, który właśnie wychodzi. W międzyczasie zabrałem się za mangę, która przekroczyła moje wszelkie oczekiwania. Ale zacznijmy od samej historii:
    Yuuki Rito to jeden z tych przeciętnych licealistów, ma też do kompletu dziewczynę, w której się (z wzajemnością) podkochuje - Sairenji Harunę. Mimo usilnych starań, nie udało mu się jeszcze przekazać jej swych uczuć, nie inaczej było też i tym razem. Zdruzgotany kolejną porażką wraca do domu, gdzie wieczorem, podczas kąpieli, z wody wyłania się różowowłosa dziewczyna o miłej dla oka posturze, ogonie i imieniu Lala, lecz pozbawiona ubrań. Po krótkiej panice, Rito wraca do pokoju, gdzie czeka nań wspomniana dziewczyna, ubrana jedynie w ręcznik, zaś po chwili przez okno wpadają dwa osobniki o mało sympatycznym wyglądzie chcący zabrać Lalę ze sobą. Rito zabiera pannicę i uciekają po dachach, lecz wkrótce pościg ich dogania. Co się okazuje? Lala Satalin Deviluke, księżniczka i następczyni tronu planety Deviluke, której władca rządzi całą galaktyką, uciekła z domu żeby nie musieć wybierać swego przyszłego męża. Po krótkim 'wykładzie' Rito ogłasza go swoim narzeczonym, zaś siepacze stają się całkiem przyjaznymi pomagierami. Problem cały w tym, że Rito to wszystko wcale na rękę nie jest...
    Wprowadzenie jest, dużo ecchi jest, harem jest. Brzmi przeciętnie? Na pewno. Należy do tego wszystkiego dodać jeszcze bardzo fajne i rozbudowane postaci, różne przygody i zadania stawiane przez ojca Lali, no i nieludzkie ilości fanserwisu, podane jednak w całkiem rozsądny sposób. W efekcie otrzymujemy nad wyraz fajną do czytania mangę. Jeśli cały czas to brzmi standardowo i nieatrakcyjnie, polecam choćby spróbować - postaci jest cala gama, a protagonista nie jest tylko 'chłopcem do bicia' (choć i tak dość często w ten sposób kończy). Mnie wciągnęło jak mało co, stąd ocena taka a nie inna - 10/10 plus "Warto!".
  15. piotrekn
    Angel Beats! to dzieło od Keya, tego samego, który stworzył visual novele Clannad, Kanon, Air i parę innych, również znanych obracającym się w tej materii. Anime to nie posiada jakiegoś "pierwowzoru", innymi słowy jest pierwszym medium opowiadającym taką historię (tak samo zresztą jak opisywane ostatnio SW). Historię zresztą (wydaje mi się) nietuzinkową.
    Młody, czerwonowłosy chłopak budzi się nocą na terenie jakiejś szkoły. Tuż obok niego stoi dziewczyna, trzymając w ręku karabin z celownikiem optycznym, celująca do innej niewiasty znajdującej się na boisku. Nie wierząc w słowa Yuri, gdyż tak zwie się zbrojna panna, iż jest martwy, postanawia porozmawiać z drugą, przedstawioną jako Tenshi (Anioł). Ta w efekcie rozmowy zadaje mu pchnięcie w serce. W efekcie późniejszych wydarzeń Otonashi (gdyż tak się zowie nasz protagonista) dołącza do Frontu Walki w Zaświatach prowadzonego przez wspomnianą Yuri i poznaje tam różnych zakręconych ludzi, z którymi wykonują różne zadania.
    Historia, tak jak te zrealizowane przez KyoAni, nie szczędzi humoru, ale jej głównym celem jest (co najmniej) chwycić za gardło, co nierzadko się udaje (historia Naoi, hipnoza zaaplikowana Yuri oraz historia Kanade, nie wspominając w zasadzie całego ostatniego odcinka). Jednym z zarzutów wobec Angel Beats! jest fakt, że mógłby być dłuższy. Z postaci drugoplanowych poznajemy historię jedynie Hinaty, Yui i Iwasawy, przy czym konkretnemu rozwinięciu i wykorzystaniu ulega tylko życie ogoniastej genki girl. Poza nimi pozostają Matsushita, TK, Takamatsu, Noda, Shiina... cała gama ciekawych postaci, o których prawdopodobnie nigdy się niczego nie dowiemy. Poza tym jednym mankamentem, seria wydaje się być bardzo w porządku, jak zwykle na udźwiękowienie nie narzekam, a co do obrazu... Angel Beats! jest w ok. 120% robione na komputerze, co widać po takim a nie innym wyglądzie postaci, cieniowaniu i innych zauważalnych cechach. Nie wszystkim się to może podobać.
    W moim uznaniu seria zasłużyła na 8, może zapowiedziany na nadchodzące lato drugi sezon, w którym
    , może zasłuży na oczko lub nawet dwa wyżej.
  16. piotrekn
    Tak jakoś dałem się namówić i wytrwałem do końca...



    Restauracja Meiji postępuje. Do niemal nieskażonego europejską kulturą Nipponu przenika coraz więcej różnych zmian przywiezionych z Zachodu. Warto tu jednak zaznaczyć, że nie wszystko w 100% zgadza się z tym, co napisane jest w książkach - youkai są jak najbardziej rzeczywiste. Rząd japoński powołał do życia ministerstwo odpowiedzialne za załatwianie spraw w jakimś stopniu 'duchowych', zaś do dołączenia do jego niewielkiej siły w postaci czworga pół-youkai (czyli w zasadzie dziewcząt z lisimi uszami) - tsundere Zakuro, cichej Susukihotaru oraz żywych bliźniaczek Bonbori i Hozuki - oddelegowano trzech oficerów - bojącego się youkai bishonena imieniem Agemaki Kei, uosobienie stoicyzmu znane jako Yoshinokazura Riken oraz najmłodszego porucznika, czyli Hanakiri Ganryuu.
    Po raz kolejny akcja przeplata się z romcomem; fabuła okazuje się być całkiem ciekawa, w dodatku z niezłym twistem. Kreska wygląda przyzwoicie (choć frontony budynków nieco kuleją...), brzmi też całkiem nieźle (trudno wyrzucić z głowy tą ichnią piosnkę bojową).
    Podsumowując, jakoś strasznie wybitne to to nie było, ale kiepskie też nie. 8 oczek z czystym sumieniem.
  17. piotrekn
    Dziś jedna z rzeczy, o której nie wszyscy pamiętają - dobry film anime. A konkretnie Dziewczę Skaczące przez Czas.



    Konno Makoto prowadzi beztroskie i umiarkowanie wesołe życie wraz ze swoimi przyjaciółmi - Mamiyą Chiakim i Tsudą Kousuke. Zbliża się jednak koniec liceum i pojawiają się nieco ambitniejsze plany. W międzyczasie jednak Makoto 'trafia' na urządzenie pozwalające jej przenosić się w czasie, a właściwie dające jej taką możliwość niejako 'ładując' ją. Z początku jest fajnie - zaczęła od ucieczki przed śmiercią, potem przeszła do usprawniania swojego życia. Jedno z takich usprawnień dotyczyło lekcji ZPT, na którym miała mały problem ze smażonymi krewetkami. Dlaczego by zatem nie wykombinować, aby ktoś inny znalazł się na jej miejscu? Jak jednak dane jej było się przekonać, taka sytuacja ma też swoje konsekwencje - w końcu ktoś musiał do tego wypadku doprowadzić.
    To jedynie jeden z 'problemów', jakim Makoto próbowała zaradzić, lecz najwyraźniej pokazuje nieprzewidziane konsekwencje mieszania z przeszłością w taki sposób. Podobna sytuacja była też z dziewczyną Kousuke i zepsutym rowerem Makoto. Do tego dochodzi jeszcze historia Chiakiego. Kolejne wydarzenia i próby naprawy całej sytuacji prowadzą jedynie do powiększenia istniejącego chaosu.
    To wszystko składa się na naprawdę ciekawą fabułę, choć z pozoru opartą na banalnym czy też ogranym motywie (Wehikuł Czasu, anyone?). W połączeniu z dość charakterystycznym wyglądem i niezłym udźwiękowieniem powstał naprawdę ciekawy film, opowiadający w sposób, którego zapewne mało kto by się spodziewał po anime. To jednak kolejny argument, żeby po ten film sięgnąć i pokazać go innym. Choć zarobił sobie na 9/10, wspominam go bardzo dobrze i pewnie chętnie do niego wrócę, i to nie raz.
  18. piotrekn
    Polowałem na to draństwo dość chwilę, ale w końcu udało mi się zdobyć i obejrzeć.
    O czym to jest? W zasadzie o niczym. Grupka (później dwie) licealistek robiących różne rzeczy, głównie rozmawiających. Pierwszy odcinek zaczyna się nawet rozmową na temat rożków z czekoladą trwajacą dobrych kilka minut, w czasie których poznajemy główne bohaterki - Konatę, Miyuki oraz bliźniaczki Tsukasę i Kagami. Konata to niereformowalna otaku, która (gdyby chciała) miałaby najlepsze wyniki, lecz jedyne co ją interesuje, to manga, anime oraz gry. Miyuki, określona przez Konatę jako walking pillar of moe, to bogata, mądra acz niezdarna dziewczyna w okularach, oczywiście całkiem sympatyczna (chyba odziedziczyła to po matce, którą zresztą też poznajemy) Kagami i Tsukasa różnią się jak ogień i woda. Ta pierwsza głównie zajmuje się sprowadzaniem Konaty na ziemię, zachowuje się lekko impulsywnie (bądź co bądź, jest lokalną tsundere, choć mocno 'urealnioną') i dobrze się uczy, a jej siostra należy to rodzaju 'mniej zdolnych', żeby nie powiedzieć wręcz 'leniwych'. Obie siostry przypominają też z lekka bliźniaczki Fujibayashi z Clannada, nosząc fioletowe włosy z ozdóbkami, impulsywna długie, spokojniejsza krótkie. Później dochodzą jeszcze inne, równie zabawne pannice, nauczycielka, przewija się też ojciec Konaty. Cała masa przeróżnych postaci.
    Fabułę, choć praktycznie nieistniejącą, oceniam na maxa. Nawet taki całkowity brak jakiejkolwiek historii da się przekazać w bardzo fajny sposób. Kreska jest bardzo charakterystyczna i nie mam nic przeciwko - bardzo dobrze się wpisuje w formułę tej serii. Dźwięki? Dwie osoby podkładające głosy pod całą masę nieokreślonych osób tutaj akurat problemu nie sprawiają, nawet jeśli 17 osoba z kolei mówi dokładnie tym samym głosem. Głosy dziewcząt jak zwykle dobrane przez specjalistów, bo dopasowane są idealnie. No i jeszcze kwestia OPa, którego słucham do dziś (i który doskonale nadaje się na dzwonek) - typowy earworm. Jeśli chodzi o endingi, tu też dodatkowy punkt dla twórców - do połowy obserwujemy drzwi, za którymi główny kwarter uprawia karoke, później mamy Shiraishiego Minoru (podkładającego głos zresztą pod niejakiego Shiraishiego Minoru), który śpiewa najprzeróżniejsze rzeczy oraz uczestniczy w dziwnych scenkach. Zatem, za całość i wszystko z osobna, z czystym sumieniem oceniam Lucky Star na 11/10. To trzeba obejrzeć!
  19. piotrekn
    Yuri Seijin Naoko-san

    Ot, niezbyt niewinny shorcik bazujący na podobno mocno pokręconej mandze.



    Na Ziemię przybyła z kosmosu niejaka Naoko-san, pochodząca z odległej Planety Yuri. Jej celem jest podbój naszej planety przez yurifikację. W tak zwanym międzyczasie dręczy Misuzu, gimnazjalistkę na której dachu żyje, oraz jej młodszego brata.
    Długie to nie jest, licząc sobie 6 minut, ale jest zabawne pokazując kilka ciekawych myków (jak np. telefon działający jedynie w pobliżu pantsu loli). Wygląd jest już nieco mniej ciekawy, bo wyraźnie sztuczny. Co do dźwięku, jedyne co byłem w stanie zapamiętać to nader charakterystyczny głos Naoko-san. Ogółem jako ciekawostka warte obejrzenia.


    Houkago no Pleiades

    Czyli jak wypromować samochód używając do tego moe dziewczynek.



    Pewnego dnia wielbicielka kosmosu Subaru odkrywa, że jej najlepsza przyjaciółka Aoi należy do jakiegoś dziwnego klubu. W wyniku różnych okoliczności dołącza do tej grupy mahou shoujo zbierających części silnika, coby bliżej nieokreślony byt z Plejad mógł do domu wrócić. Gdzie tu miejsce na samochody? Różdżki dziewcząt wydają autowe dźwięki i w zasadzie składają się z autowych części.
    Tu mamy 4 odcinki, razem składające się na w zasadzie pełnowymiarowy odcinek. Zamykając przy okazji większą część historii. Kolejne niewielkie coś, tym razem o całkiem ładnym wyglądzie (choć znów nieco sztucznym - chyba trzeba się do tego coraz bardziej przyzwyczajać), choć Subaru ma nieco irytujący (jak dla mnie) głos. Kolejna rzecz, która w zasadzie nie trwa nic, a obejrzeć nie szkoda.
  20. piotrekn
    Naciągnięty głównie tym, że autorem fabuły jest Key, a wykonawcą KyoAni, postanowiłem obejrzeć.
    Kunisaki Yukito to podróżny artysta zadziwiający swych widzów przy użyciu małej kukiełki. Nie idzie mu jednak za dobrze, bo po trafieniu do nadmorskiej mieściny zmorzony głodem zasypia na kilka dni. Zatrzymawszy się w tym miejscu na dłużej poznaje bardzo dziwną dziewczynę o imieniu Misuzu. Nie przypuszczał, że pozostanie w tym miasteczku drastycznie wpłynie na jego poszukiwania skrzydlatej dziewczyny...
    Anime takie jak właśnie Air czy Clannad mają to do siebie, że fabuła, nie aż tak złożona na początku (co zresztą widać), potrafi poruszyć widza. Wszystkie trzy historie zawarte w tej 12-odcinkowej serii są naprawdę ciekawe i wciągające, a także niepozbawione pierwiastka magicznego, jak zresztą spora część dzieł od Keya. Innymi słowy, za fabułę bardzo wysokie noty. Brakuje tu co prawda odpowiednika Sunohary, ale z humorem jest i tak nieźle. Kreska podobna do Clannada i nowego Kanona. Polecam zapoznanie się z terminem QUALITY (dużymi literami), gdyż internet dość... krytycznie odnosi się do wyglądu twarzy postaci. Na dźwięki oczywiście nie narzekam, ale w przeciwieństwie do Clannada nie zmusił mnie do zdobycia OST (3 CD!). Niemniej jednak, pomimo krótkości i (moim zdaniem) nie za fajnej drugiej części, seria dostaje całkiem zasłużone 10 punktów na 10.
  21. piotrekn
    Przyznam, że nie podchodziłem do tego tytuły zbyt poważnie. Zresztą, kto by próbował wiedząc, o czym opowiada?
    A opowiada o licealiście (a jakże!) o imieniu Daichi Kakeru. Pewnego razu wracając ze szkoły kupuje puszkę napoju o nazwie Melon Soda (a teraz niech ktoś to spróbuje przetłumaczyć, żeby oddać cały sens i żeby było krótko...) i zabiera ją do domu celem konsumpcji. Jakież było jego zdziwienie, gdy podczas picia zauważył, że... całuje się z dziewczyną trzymając ją w objęciach. Dziewczę zaczęło tłumaczyć, że jest Akikanem ("pusta puszka"), że jest ich więcej i jako stalowa puszka musi walczyć z aluminiowymi. Tak, walczyć. Miotając melony. OWOCE melony. Źródłem jej mocy jest sam napój, który tak naprawdę stanowi niejako jej główne pożywienie. W międzyczasie pojawia się również pewien pan o innej preferencji, który próbuje namówić Daichiego do współudziału w projekcie mającym na celu rozstrzygnięcie czy wygrają puszki stalowe czy aluminiowe. Kakeru się nie zgadza, ma zresztą ku temu powody. Dla dopełnienia fabuły Melon pokazuje objawy tsunderyzmu, z Kakeru związana jest Tenkuuji Najimi (tak, zgadliście, osana najimi - przyjaciółka z dzieciństwa), za nią ciągnie się Kochikaze Yurika (podkreślenie powinno wiele wytłumaczyć), plus kilka dodatkowych osób.
    Jak już wspomniałem, nie należy zbyt ambitnie podchodzić do tego tytułu. Przy całkiem luźnym potraktowaniu ogląda się to niezgorzej, bo protagonista jest jaki jest. Kreskę ta seria też ma dość charakterystyczną, ale nie jakoś specjalnie dziwną. Po prostu troszkę inną. Dobór seiyu jest dobry, wliczając w to Fukuyamę Juna jako Daichiego. Ogólnie rzecz biorąc, za przeciętność, ale też i specyficzną fabułę, niniejszym przyznaję w dziesięciopunktowej skali ocenę 8, zaś dla OVA - 6.
  22. piotrekn
    Kolejna visual novelka. Czekała na przejście chyba nawet dłużej niż Tsukihime (tj. miałem ją wcześniej), lecz poważniejszych sukcesów nie odnosiłem w materii grania. Jak zwykle jednak wystarczył niewielki impuls, tym razem w postaci... czekania na wizytę u lekarza. Tak oto zaczęła się moja półtoratygodniowa przygoda z Fate/stay night, którą wedle licznika w grze można przeliczyć na ponad 4 dni ciągłej gry.



    Emiya Shirou to, jakżeby inaczej, licealista. Żyje sobie spokojnie ćwicząc magię, a przy tym samego siebie. Pewnego wieczora na terenie szkoły zauważa dwie potężne, walczące ze sobą istoty, lecz ponieważ sam został zauważony, niemal z tego powodu umarł. Parę godzin później jego niemal-zabójca znajduje go w domu, lecz tym razem starcie kończy się nieco inaczej - przed Shirou pojawia się dziewczę w błękitnej zbroi zwane Saber i ratuje mu życie. Shirou powstrzymuje ją przed odebraniem życia innej osobie, która również się tam znalazła, a którą na pewno wiele osób kojarzy - Tohsaka Rin. Okazuje się, że przez przyzwanie Saber Shirou został wplątany w walkę między siedmioma magami znaną jako Piąta Wojna Świętego Graala. Teraz musi zadbać przede wszystkim o swoje życie, a w efekcie wygrać Wojnę, odkrywając przy okazji przeszłość Saber oraz związek pożaru sprzed 10 lat, z którego jako jeden z nielicznych ocalał, z poprzednią Wojną.
    Fate/stay night jest umiejscowione w Nasuverse, razem z Tsukihime i (po części) Kara no Kyoukai. Świat spory i złożony, rządzący się całkiem logicznymi zasadami. Trafiają się też przez to różne nawiązania do innych dzieł. Samo w sobie też jest bardzo rozbudowane i choć posiada tylko 3 ścieżki, w dodatku odgrywane w ustalonej kolejności, w ogóle to nie przeszkadza, ponieważ po pierwsze są bardzo długie ('tylko' 15 dni każda, a każdy dzień to mnóstwo tekstu), a po drugie ilość informacji, jaka się w nich pojawia, no cóż, mogłaby być nieco miażdżąca po upchnięciu w każdą ścieżkę. Zatem, idąc po kolei...
    Gra zaczyna się od Fate. Pierwsza i najpopularniejsza ścieżka (to ona została zekranizowana), związana najmocniej z Saber i służąca jako pewne wprowadzenie do całej Wojny. Nie oferuje zbyt wiele, jednak można wyłapać sporo jej uroku, choćby w reakcji na pluszowego lwa. Niestety, posiada tylko jedno zakończenie, w którym Saber wypełnia swoje zadanie i wraca do przeszłości, aby w spokoju umrzeć. Spośród wszystkich Servantów ujawniona jest tożsamość i zdolności Berserkera, Assassina, Lancera i (jakżeby inaczej) Saber, a także wprowadzony jest po raz pierwszy Gilgamesz.
    Druga ścieżka to Unlimited Blade Works. Odgałęzia się od Fate w dniu przyzwania Saber i pozwala ją powstrzymać przed zadaniem potężnej rany Archerowi. Ścieżka jest związana z Rin i jej Archerem, ujawnia przeszłość jego oraz Caster, a także większą porcję prawdy na temat Graala. Jest to też jedyny dowód, że Rin to jednak jest tsundere, ponieważ w zasadzie poza UBW trudno uświadczyć tego typu momenty (choć nie mówię, że ich nie ma...). Jako jedyna oferuje też zakończenie, w którym Saber żyje i bardzo dobry True End.
    Jest też trzecia ścieżka, Heaven's Feel, która bardzo znacząco odbiega klimatem od reszty. Główną rolę gra tutaj Sakura oraz dowiadujemy się w zasadzie wszystkiego o Graalu. Ujawniona zostaje tożsamość Rider oraz zostaje przedstawiony prawdziwy Assassin, taki, jaki zostaje przyzwany przy każdej Wojnie. Trudno powiedzieć cokolwiek konkretniejszego o tej ścieżce, żeby nie było to jakimś poważniejszym spojlerem - Heaven's Feel pełne jest przeróżnych plot twistów dotyczących Rin, Sakury, a także Shirou i Ilyi. Najbardziej zaskakująca i przy tym najdłuższa, z bardzo fajnym True Endem.
    Gra jest zauważalnie dłuższa od Tsukihime, a także dość atrakcyjna graficznie (w końcu powstała później i na lepszym silniku). Ma rozbudowane i poręczne menu, w którym znajdziemy np. bazę broni pojawiających się w trakcie rozgrywki czy bazę Servantów z poznanymi dotąd informacjami, jak umiejętności, imię, imię Mastera czy Noble Phantasmy (menu włączane w trakcie gry pokazuje stan wiedzy na dany moment, zaś dostępne przez menu Extras - wszystkie uzyskane dotąd informacje). Galerię można sobie poustawiać do woli, zamieniając miejscami CG, zaś swoiste karty reprezentujące kolejne ścieżki są 'rozszerzane' o dodatkową treść. Jest miejsce do odsłuchania muzyki i efektów dźwiękowych z gry, kolekcja całych dwóch filmów (główny OP oraz OP Unlimited Blade Works - różnią się nieco treścią, ten drugi pokazuje już kilku Servantów z ich Masterami) oraz wspomniany na początku licznik czasu spędzonego w grze. Miejsce jest co prawda na 300 savów, co wydaje mi się lekką przesadą, ale cóż, może ktoś naprawdę potrzebuje aż tylu...
    Na dźwięk pozwolę sobie poświęcić oddzielny akapit. Głosy zostały dobrane świetnie, choćby Nakata Jouji doskonale pasujący do roli Kotomine czy idealna w roli Fujimury Taigi Itou Miki. Muzyka też stoi na bardzo wysokim poziomie: od openingu
    , poprzez tak świetne kawałki jak , , Embrace, The End of Reminiscence czy Turning Seasons (a to tylko stosunkowo niewielka część całej dostępnej muzyki). Najlepsze w tym wszystkim jest to, że można jej sobie przez menu gry słuchać i nabijać licznik czasu samą muzyką Jeszcze warto wspomnieć parę słów o postaciach: Shirou jest idealistą; większość ludzi uważa taki skrajny idealizm za coś dziwnego, jednak mało kto pamięta o tym, co przeżył. A że ja również niepoprawnym idealistą jestem, tym fajniej mi się grało. Saber jest niesamowicie urocza i odkrywanie kolejnych cokolwiek nietypowych aspektów jej osobowości sprawia niemałą frajdę - wspomniana reakcja na pluszowego lwa czy na temat jedzenia (rada: nigdy nie używać w kierunku Saber słów dziś pościmy). Do tego oczywisty dysonans, kiedy Fuji-Nee mówi o niej Saber-chan i mamy kolejną świetną blondynkę od TYPE-MOON. Rin, choć została zdefiniowana jako tsundere i nosi Zettai Ryouiki Grade S, wcale tylko z tego aspektu się nie składa - jest osobą bardzo barwną, zazwyczaj w pełni profesjonalną i przygotowaną, choć z talentem do potknięć w najistotniejszych momentach. Jak to Shirou słusznie zauważył, w rzeczywistości jest osobą, jaką tylko z pozoru udaje. Taiga to lokalny comedic relief, bardzo dorosła osoba, która nie umie sprzątać ani gotować i cały czas dostaje kieszonkowe. Choć tego po niej nie widać, jej rodzina przewodzi yakuzie, a ona sama jest bardzo utalentowana w sztukach walki, głównie w kendo. Do tego jest wielką zwolenniczką pairingu Shirou z Sakurą. Ilya, choć z początku wydaje się być co najmniej straszna (szczególnie, jak się spojrzy na kilka Bad Endów z jej udziałem - nie, nie Dead), to tak naprawdę w Fate po pozbawieniu jej Berserkera staje się małą dziewczynką, która rządzi yakuzą - dziadek Taigi polubił ją bardziej niż własną wnuczkę.
    Podsumowując: wciągająca i w pełni satysfakcjonująca historia, pełna świetnych postaci, okraszona bardzo ładną kreską i wpadającą w ucho muzyką. 10/10!
  23. piotrekn
    I kolejna seria posądzana o bycie moeblobem (pewnie dlatego, że wygląda trochę jak K-ON!), która okazuje się mieć oprócz tego całkiem ciekawą fabułę...



    Świat się skończył. Po świecie rozrzucone są niewielkie miasteczka i miasta, które względnie żyją z ciągle zmniejszających się zasobów surowców na kurczących się zamieszkiwalnych terenach. Ponieważ dotyczy to również wiedzy, muzyki można się na ten przykład nauczyć tylko w armii.
    Z takim też zamiarem Sorami Konata się zaciągnęła do wojska. Dostała do ręki trąbkę i próbuje na niej grać, z cokolwiek miernym skutkiem. W międzyczasie zostaje przeniesiona do 1121. Plutonu armii Helwecji, stacjonującego w Fortecy Wieży Zegarowej na granicy Ziemi Niczyjej - zrujnowanego obszaru nie nadającego się do niczego. Tam powoli staje się częścią (dziewczęcej) załogi i uczy się kunsztu muzycznego, zaraz obok żołnierki.
    Fabuła startuje jako typowy moeblob, w dodatku aluzje do K-ON!a nie są aż tak nietrafione, właśnie ze względu na charakterystyczny styl animacji, zaś Konata jest tylko odrobinę bardziej rozgarnięta od Yui, nie wspominając o zgrupowaniu 5 dziewcząt. Na tym jednak podobieństwa się raczej kończą, bo Sora no Woto poświęca spory kawałek miejsca na historię końca świata, zaś fort okazuje się mieć co najmniej ciekawe źródło dodatkowego dochodu... Animacja oczywiście bardzo porządna, nie pamiętam jakichś braków, zaś animacje z czołgami jakoś konkretnie nie odstawały od reszty. Dźwiękowo też nie mam nic do zarzucenia, przez dość chwilę słuchałem sobie openingu tytułem Hikari no Senritsu od Kalafiny, ending (Girls, Be Ambitious) też jest niczego sobie. Warto też zwrócić uwagę na ichnią wersję
    , która to zresztą odegrana na trąbce zainspirowała Kanatę do nauki muzyki i która służy w zasadzie jako leitmotif serii.Summa summarum, świetna seria, w mojej skromnej opinii zasługująca na dyszkę. Warto obejrzeć, choćby dlatego, że to nie jest tylko moeblob.
  24. piotrekn
    Gdzieś pośród japońskich wysp jest sobie umieszczone w kotlinie miasteczko Sorami, praktycznie odcięte od świata. Żyje sobie w nim spokojnie niejaki Sakurai Tomoki, młodzieniec o z lekka przesadzonych zainteresowaniach, któremu regularnie powtarza się ten sam sen. W tym śnie przed Tomokim stojącym pośród pagórków pojawia się tajemnicza uskrzydlona dama, zaś niedługo później on budzi się ze łzami w oczach. Jego sąsiadka i jedyna przyjaciółka, Mitsuki Sohara, martwi się takim stanem rzeczy i chce, aby Sakurai coś z tym snem zrobił, toteż udają się do lokalnego nietypowego osobnika, żeby nie powiedzieć dosadniej, Sugaty Eishirou, po radę. Ten ogarnięty wizją nowego świata wierzy, że sny Tomokiego doń prowadzą, a do tego zwraca również uwagę gości na tajemnicze zjawisko - dziurę w niebie, zawieszoną aktualnie nad Sorami. Jeszcze tego samego dnia przed Tomokim spada z nieba uskrzydlona niewiasta przedstawiająca się jako Angeloid imieniem Ikaros i tytułująca Sakuraia "Mastah", meldując jednocześnie gotowość do spełnienia wszystkich jego życzeń.
    Kreska jest ładna, to na pewno. Podobnież udźwiękowienie. Co do fabuły, trudna sprawa. Jeśli patrzeć w kontekście tylko historii, której dotąd by starczyło co najwyżej na jeden sezon (a drugi jest już w połowie), to jest ona całkiem fajna i nieźle zbudowana. Zresztą, pierwszy sezon rozwijał ją bardzo dobrze. Drugi natomiast... Do połowy co się wydarzyło?
    Wszystko. Dopiero kolejne odcinki przynoszą jako-taki rozwój historii, dlatego serii mogę wystawić 8+/10, a ten plusik to mała szansa na poprawę na koniec drugiej serii.
  25. piotrekn
    A teraz będzie coś, czego się mało kto spodziewa, czyli o gimnazjaliście ratującym obcy świat...



    Izumi Shinku to ambitny 13-latek, półkrwi Brytyjczyk, pół - Japończyk. Uczęszcza do szkoły zrzeszającej uczniów ze świata całego i w zasadzie jego m4d sk1llz w gimnastyce osiągnęły poziom światowy, niemal mistrzowski wręcz (oczywiście, w swojej kategorii wiekowej). Właśnie skończył mu się semestr i zaczęły wakacje, zatem aby zdążyć na samolot wychodzi ze szkoły nieco wcześniej. Swoim najwyraźniej zwyczajem przechadza się po gzymsie i już ma lądować tuż przed wejściem, gdy nagle otwiera mu się przed nosem portal, przez który zostaje przeniesiony do nieco inszego świata, gdzie ludzie mają zwierzęce uszy i ogony. Okazuje się, że został przyzwany przez księżniczkę Millhiore Firianno Biscotti, aby odwrócić losy jej kraju w wojnie z królową Leonmichelli Galette des Rois. Z tym, że słowo 'wojna' jest tu troszeczkę na wyrost, bo polega bynajmniej nie na mordowaniu i sianiu zniszczenia, a jedynie na zdobywaniu punktów za wyłączanie z walki wrogich żołdaków. Jest to bardziej widowisko (z kamerami, komentatorami i czasem widownią), gdzie główną rolę odgrywają co zdolniejsi rycerze.
    Pod kątem jakichkolwiek ambicji, fabuła to dno. Klisza za kliszą, wszystko jest przesłodzone, wrogowie są w zasadzie przyjaciółmi, a główny zły wcale nie jest głównym złym. Znaczy, jest, ale ma słuszne intencje. Ale mimo wszystko... oglądało się to fajnie. Warto to było choćby obejrzeć dla sceny, w której Shinku proponuje księżniczce zabawę... frisbee. I nikt nie widzi w tym nic dziwnego, zdrożnego ani śmiesznego.
    Graficznie oczywiście było jak najbardziej OK. Postaci wyglądały fajnie, ich skille AoE też wyglądały nieźle. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to ostatni występ Millhi, który zbyt wyraźnie odstawał wyglądem od reszty. Może brakło czasu, może funduszy na moc obliczeniową, ale fakt pozostaje faktem - niezbyt ładnie to wyglądało.
    Dźwięk to zupełnie inna zabawa. OP całkiem znośny, choć typowy dla takich serii; ED już troszkę mniej. Do głosu Shinku zdecydowanie trzeba się nieco przyzwyczaić, z kolei wiele wynagradza obecność Hikasy Youko, Hanazawy Kany oraz Asumi Kany. I kilku innych znanych i fajnie kojarzonych głosów.
    Choć jest to seria z kategorii raczej guilty pleasure, może się podobać (podobnie zresztą jak Strike Witches...) i moim jakże skromnym zdaniem zasługuje na 8.
×
×
  • Utwórz nowe...