A teraz będzie coś, czego się mało kto spodziewa, czyli o gimnazjaliście ratującym obcy świat...
Izumi Shinku to ambitny 13-latek, półkrwi Brytyjczyk, pół - Japończyk. Uczęszcza do szkoły zrzeszającej uczniów ze świata całego i w zasadzie jego m4d sk1llz w gimnastyce osiągnęły poziom światowy, niemal mistrzowski wręcz (oczywiście, w swojej kategorii wiekowej). Właśnie skończył mu się semestr i zaczęły wakacje, zatem aby zdążyć na samolot wychodzi ze szkoły nieco wcześniej. Swoim najwyraźniej zwyczajem przechadza się po gzymsie i już ma lądować tuż przed wejściem, gdy nagle otwiera mu się przed nosem portal, przez który zostaje przeniesiony do nieco inszego świata, gdzie ludzie mają zwierzęce uszy i ogony. Okazuje się, że został przyzwany przez księżniczkę Millhiore Firianno Biscotti, aby odwrócić losy jej kraju w wojnie z królową Leonmichelli Galette des Rois. Z tym, że słowo 'wojna' jest tu troszeczkę na wyrost, bo polega bynajmniej nie na mordowaniu i sianiu zniszczenia, a jedynie na zdobywaniu punktów za wyłączanie z walki wrogich żołdaków. Jest to bardziej widowisko (z kamerami, komentatorami i czasem widownią), gdzie główną rolę odgrywają co zdolniejsi rycerze.
Pod kątem jakichkolwiek ambicji, fabuła to dno. Klisza za kliszą, wszystko jest przesłodzone, wrogowie są w zasadzie przyjaciółmi, a główny zły wcale nie jest głównym złym. Znaczy, jest, ale ma słuszne intencje. Ale mimo wszystko... oglądało się to fajnie. Warto to było choćby obejrzeć dla sceny, w której Shinku proponuje księżniczce zabawę... frisbee. I nikt nie widzi w tym nic dziwnego, zdrożnego ani śmiesznego.
Graficznie oczywiście było jak najbardziej OK. Postaci wyglądały fajnie, ich skille AoE też wyglądały nieźle. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to ostatni występ Millhi, który zbyt wyraźnie odstawał wyglądem od reszty. Może brakło czasu, może funduszy na moc obliczeniową, ale fakt pozostaje faktem - niezbyt ładnie to wyglądało.
Dźwięk to zupełnie inna zabawa. OP całkiem znośny, choć typowy dla takich serii; ED już troszkę mniej. Do głosu Shinku zdecydowanie trzeba się nieco przyzwyczaić, z kolei wiele wynagradza obecność Hikasy Youko, Hanazawy Kany oraz Asumi Kany. I kilku innych znanych i fajnie kojarzonych głosów.
Choć jest to seria z kategorii raczej guilty pleasure, może się podobać (podobnie zresztą jak Strike Witches...) i moim jakże skromnym zdaniem zasługuje na 8.
3 komentarze
Rekomendowane komentarze