Skocz do zawartości

piotrekn

Forumowicze
  • Zawartość

    3467
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez piotrekn

  1. piotrekn
    Inien niż ostatnim razem kolega z klasy przebąkiwał coś o jakimś dziwnym anime, w którym nad miastem górowała fabryka w kształcie wielkiego żelazka, która regularnie wydawała z siebie donośny syk wypuszczając ogromne ilości pary. I że po 10 minutach oglądania się w tym pogubił. Troszkę go pognębiwszy, wydobyłem z niego tytuł, który znany jest pod wieloma wersjami - FLCL, Fooly Cooly, a także fonetyczna, którą dostałem - furikuri.
    Muszę przyznać, troszkę się z prawdą rozminął, choć co do pogubienia się jestem skłonny uwierzyć mu na słowo. Ten twór studia Gainax, znanego m.in. z gainaxingu oraz NGE, to czysta abstrakcja zamknięta w 6 odcinkach anime, opowiadającego o przeżyciach niejakiego Naoty, wyjątkowo cynicznego dwunastolatka, od momentu w którym Haruko Haruhara nadjeżdżając na swojej Vespie zdziela go w łeb swoją spalinową (tak, najwyraźniej ma wbudowany silnik z kosiarki, sporo posiada odpowiedni "zaciąg" i wydaje stosowne dźwięki) gitarą basową, po czym udziela mu pierwszej pomocy... czego świadkiem jest również przyjaciółka Naoty, bezdomna Mamimi, która w swojej historii ma m.in.
    . W efekcie uderzenia na czole Naoty pojawia się dziwny twór, który pod koniec odcinka przeradza się w robota z kineskopem zamiast głowy. Od tego momentu na cel bierze ich również organizacja rządowa, która najwyraźniej z Haruko już do czynienia miała, a której akcjom przewodzi osobnik o nietypowych brwiach.
    FLCL to, jak już wspomniałem, rzecz co najmniej dziwna. Kreskę ma osobliwą, udźwiękowienie zaś niezłe (wiele osób lubi podkreślać, że całą muzykę stworzy ł jeden zespół i że zrobił to w sposób świetny, mnie jednak ta muzyka jakoś nie urzekła - nie moje gusta). Fabuła z kolei to temat chyba na książkę. Jest dość dziwna, choć paradoksalnie trudno się w niej pogubić. Jest złożona, postaci się rozwijają (przynajmniej główne), dzieje się dużo, ale nie za dużo. No i pojawia się Maluch, kolejne nawiązanie do Polski, tym razem bardziej fortunne
    Seria jest krótka, więc i wiele o niej napisać się nie da. Niemniej jednak jest to coś co, myślę, warto obejrzeć, bo jest krótkie i nadaje się na sprawdzenie, jak na nas działa taka ilość pomieszania z poplątaniem i absurdu.
  2. piotrekn
    Ekranizacja kolejnego wpisu do Nasuverse, tym razem nie pióra Kinoko-sensei, jednak nadal cenionego. Jakby tego było mało, studiem, które się tą ekranizacją zajęło zostało ufotable, które zdobyło famę filmami Kara no Kyoukai. Co z tego wyszło? Tym razem ja (Sefnir) zajmę miejsce Kondzia i spróbuję dotrzymać kroku w tej łączonej recenzji.



    Jak ktoś się choć troszkę interesuje Nasuverse (czyt. miał kontakt z Fate/stay night, choćby z animu) wie, że co -dziesiąt lat organizowana jest Wojna o Świętego Graala. Piąta, o której opowiada F/sn, była ewenementem dziejąc się raptem 10 lat po poprzedniej, dodatkowo zmuszając do walki osoby, na których Czwarta Wojna odcisnęła piętno. Fate/Zero opowiada o Czwartej Wojnie o Graala, gdzie mamy okazję poznać młodego Kotomine Kireia i jego starania, dumnego Tohsakę Tokiomiego, przekonanego o swoim zwycięstwie, a także Emiyę Kiritsugu - przybranego ojca Shirou. Oprócz nich zobaczymy także kilka dość mocno ciekawych i oryginalnych osóbek, jak choćby psychopatycznego mordercę i bardzo (może nawet za bardzo) ambitnego ucznia. Oczywiście nie mogło zabraknąć ich dzielnych sług, których tożsamości, rzecz jasna pozmieniane (z małym wyjątkiem).
    A jak to wyszło w praniu? Różnie. Bohaterowie po których dużo się spodziewałem, jak Kirei i Tokiomi, okazali się ostatecznie nieco nudni. Za to plusował zdecydowanie Waver Velvet za swoim Riderem. Epickość aż się wylewała z ekranu jak się pojawiali. Na pewno warto wspomnieć o magu rodziny Matou, czyli Kariyi. Co prawda nie było go zbyt dużo, ale ze wszystkich bohaterów to właśnie jego powód do walki wydał mi się najbardziej pozytywny. Kiritsugu zaś bronił się metodami walki. Może to źle zabrzmi, jednak podobały mi się. No bo po co omijać pułapki w hotelu jak można wysadzić budynek, prawda?. Żonkę też ma udaną. Iri nadała by się na kierowcę rajdowego. Zdecydowanie zgadzam się z opinią na temat Tohsaki (to samo się zresztą tyczy w dużej mierze jego Servanta, który został zbudowany w zasadzie tylko z kwestii Wszystko jest moje i swoich Noble Phantasmów), Kariyi oraz Ridera (on naprawdę robi wrażenie, zarówno swoim wyglądem, jak i działaniami, zaś najlepszym pokazem z jego strony był jego najpotężniejszy Noble Phantasm), jednam mnie bardziej niż Kirei rozczarował Kiritsugu. Przyznaję, metody nawet nie efektowne, a wręcz widowiskowe, jednak jako postać jest cokolwiek miałki, podobnie zresztą jak i jego Servant. W bardzo dużym stopniu ratują go panie Einzbern - Iri i ich córka Ilya w wersji lat ~6. Kirei z kolei jest całkiem ciekawy, być może dlatego, że znam jego historię (w przeciwienstwie do Sefa :3(Nadrobię, nadrobię) - no, ja myślę) i jego dysputy z Archerem wydają mi się nad wyraz ciekawe. Na pewno pozwalają dowiedzieć się nieco o samym świecie, jednak Kirei dla mnie bronił się przede wszystkim świetnym seiyuu. W tej roli ponownie wystąpił Jouji Nakata, który udzielał także głosu Arayi w Kara no Kyoukai czy Alucardowi z Hellsinga.
    Technicznie jest bardzo dobrze. Każdy kto oglądał Kara no Kyoukai powinien wiedzieć czego się spodziewać po tej produkcji (szczególnie w kwestii wyglądu postaci i efektów specjalnych). Za animację odpowiada studio ufotable a ścieżkę dźwiękową skomponowała Yuki Kajiura. Muszę przyznać że muzyka jest w stanie tu uratować nawet najnudniejsze momenty. Choć może to być tylko zasługa tego że jestem fanem tej artystki. Jednak ten duet potrafi stworzyć naprawdę zapierające w dech sceny (jak choćby użycie Noble Phantasm Ridera). Opowiedziana historia, mimo tego że niekiedy mocno przegadana jest całkiem niezła. W przeciwieństwie do Fate/Stay Night, oryginałem opisywanego tu tytuły jest powieść autorstwa Gena Urobuchiego. Któż to jest można spytać. Otóż ten pan napisał scenariusze do kilku dość popularnych gier VN studia Nitroplus (m.in Saya no Uta) oraz anime (Madoka Magicka) oraz opowiadanie poświęcone Kiritsugu i Natalii Kamiński (Kamińskiej?). Wybór ufotable jako studia był bardzo trafny, ponieważ styl graficzny bardzo przypomina grafiki z Fate/stay night, co mnie jak najbardziej pasuje - nie lubię zbytniego odchodzenia od oryginału (choć oczywiście filler z loli Rin jak najbardziej był fajny). Co do muzyki trudno mi się wypowiedzieć - ani OP ani ED jakoś wybitnie mnie nie porwały, muzyka z tła nie zapadła w pamięć. Co więcej, wydaje mi się, że głos Kireia z Fate/stay night niezbyt się nadawał do jego młodszej wersji. Z drugiej zaś strony, trudno mi znaleźć jakiekolwiek braki techniczne w całości. Najwyraźniej ufotable podeszło do każdego odcinka jak do filmów Kara no Kyoukai.
    Podsumowując, w mojej skromnej opinii Fate/Zero zasługuje na 8+/10 - technicznie bez wad, jedynie fabuła momentami wybrakowana (może to kwestia pierwszej połowy). Zdecydowanie warte obejrzenia (tudzież przeczytania) po zapoznaniu się z całością Fate/stay night. Oceniam nieco wyżej niż Piotrek bo na 9/10. W porównaniu do Fate/Stay Night jest kolosalna różnica. To już nie bajka dla dzieci od studia Deen tylko opowieść o dorosłych magach, którzy doskonale wiedzą czego chcą i jak to osiągnąć. Zdecydowanie polecam. Fate/Zero to mimo wszystko jeden z lepszych tytułów w sezonie i w roku.
  3. piotrekn
    Powoli zaczyna się sezon zimowy 2010/11, a na pierwszy ogień idzie masa czarnego humoru i absurdu skryta pod tytułem Korean Zombie Desk Car.



    Aikawa Ayumu, przeciętny licealista... wróć. Przeciętny (?) zombie licealista, żyjący sobie w spokoju z małomówną nekromantką, która go wskrzesiła, pewnego dnia (a w zasadzie nocy) spotyka na cmentarzu niedźwiedziopodobny twór w surducie, który go atakuje i m.in. przebija na wylot. Oczywiście, Ayumu od tego nie zginie - kilka godzin wcześniej przetrwał zderzenie z ciężarówką, a tak naprawdę najwięcej szkodzi mu wysuszające słońce. Ale ponieważ słońca o tej porze nie ma, pazury wchodzące plecami i wychodzące brzuchem mogą zostać uznane za największy problem w danej chwili. A już w następnej pojawia się odziana w róż Haruna z piłą mechaniczną i atakuje owo futrzaste cuś swoim kopnięciem nie zważając na to, że na drodze piły znalazł się nasz biedny protagonista. Po pokonaniu stwora próbuje pomóc naszemu wcale-nie-bliższemu śmierci Aikawie, lecz w efekcie zostaje pozbawiona mocy. I ubrania. A nasz dzielny protagonista zyskał możliwość transformowania się w masou shoujo (oczywiście, zachowując kolor i ekwipunek), aby walczyć z megalo, czyli stworami podobnymi do tego, który go niedawno próbował uśmiercić (chodzi o poczęściniedźwiedzia, nie Harunę). Nowe znajome, które jakoś-tak-przypadkiem-zamieszkały-u-protagonisty, jak i świeżo zdobyte moce ząbimagiczne, skłoniły naszego bohatera do rozpoczęcia poszukiwań osoby, która to bezpośrednio przyczyniła się do jego śmierci (używając do tego dużego i ostrego narzędzia). A to dopiero początek tej szalonej historii; kolejne zdarzenia dziwne a niebezpieczne dla zdrowia i życia, nie wspominając o większej ilości osobliwych postaci (głównie urodziwych samic), będą się wręcz kleić do Ayumu. Pośród urodziwych samic, oprócz wspomnianej Haruny, znajdziemy też m.in. Seraphim, które będą grać w Jengę, Twistera czy mahjongga.
    Pierwsza rzecz, jaką można o serii powiedzieć to to, że bardzo zręcznie łączy komedię (nierzadko czarną) z fajnymi poważniejszymi wstawkami, jak choćby przypomnienie pierwszego spotkania z Yuu czy właśnie poszukiwania osoby posługującej się długim i ostrym narzędziem, aby robić ludziom to, co zrobiła Aikawie. Ba, takie elementy mogą pojawić się nawet w ramach jednego odcinka, co wcale nie psuje efektu - wbrew pozorom umieszczenie dobermana próbującego wybić herbatę z kubka i późniejszy pościg za mordercą czy stopniowa przemiana stroju Ayumu (You can't get any cuter!) w suknię w ramach ratowania miasta przed olbrzymim wielorybem dryfującym w przestworzach wygląda całkiem nieźle. A owszem, ciekawa sprawa. Ta seria próbuje pokazywać poważne walki (z bardzo poważnymi obrażeniami w pakiecie) o poważne stawki, z facetem w różowej sukience w roli głównej... I nawet jakoś to wychodzi.
    Trzeba też dodać, że robi to cokolwiek niebrzydko. Paradoksalnie poza eye-catchami nie ma miejsca na deformacje, wszędzie posługując się bardzo fajną kreską, a w kwestii dźwięku warte wspomnienia są 3 aspekty: opening,
    i głos Seraphim. A jak o głosach mowa, warto dodać, że Eucliwood, choć odzywała się głównie w wyobraźni głównego bohatera, w każdym odcinku czyniła to dzięki innej seiyuu. Czemu? Nie mam pojęcia, ale pomysł ciekawy. Muzycznie owszem, seria wpada w ucho nawet. Animacja to wyższe stany średnie, czyli jakość przyzwoita, zwłaszcza pod koniec, jak to zwykle bywa.Seria mnie całkowicie zachwyciła, trudno mi w niej jakichś poważniejszych wad szukać i dlatego dostaje 10 oczek również za Serę wypalającą wok, Yuu, Tomonori ze swoim majonezem i Harunę i jej jajka. Było bardzo dobrze, to na pewno. Jak dla mnie, najwięcej bonusowych punktów idzie za konfigurację, tudzież bohatera, który pomimo skompletowania pokaźnych rozmiarów haremu, od początku do końca mierzy do jednej i tej samej panny Zarysowała się także całkiem fajna historia, gdzie jednak (póki co) więcej pytań niż odpowiedzi. Z mojej strony 8 i konkretne oczekiwania co do, zapowiedzianego jakiś czas temu, drugiego sezonu.
  4. piotrekn
    Kolejna z pozycji, które brzmiały tak dziwnie, że aż zachęcająco...



    Nad wyraz młody (12-letni) Taro stracił matkę, w związku z czym musi się przenieść do domu dziadka. Niestety, chłopaczyna nie jest świadom, że dziadek mieszka w posiadłości, która rozmiarem może spokojnie rywalizować z co większymi pałacami świata. Jakby tego było mało, spora jego część zamieszkana jest przez pracujące odtąd na rzecz dziedzica pokojówki, do tego wszystkie bez wyjątku służące z niesamowitym oddaniem. Praktycznie każda czynność jest przez służbę wspomagana, wliczając w to obowiązki szkolne. Problemem dla Taro może być fakt, że jak na pokojówki przystało, wszystkie są dziewczętami - a a nie nasz biedny (?) protagonista ma uczulenie. Jedynym wyjątkiem jest tutaj nadzorująca wszystkie Mariel, co zresztą (ku umiarkowanemu zadowoleniu reszty ekipy) musiało prowadzić do nieco większego do niej przywiązania.
    Adaptacje serii są dwie, jedna z dodanym La Verite. Różnice między nimi są znaczne, zaczynając od kreski a na fabule kończąc. Pierwsza z nich to raczej dość lekkie podejście do tematu pokazująca życie Taro jako sielankę. Całkiem sympatyczna kreska, charakterystyczny wygląd Taro ze swymi regularnie zamkniętymi oczami i ogółem ładny, choć nie-aż-tak atrakcyjny wygląd.
    Druga adaptacja to cokolwiek odświeżony wygląd i nieco zmodyfikowane postaci (różnokolorowe mundurki nabierają aktualnie znaczenia, gdy dziewczęta zostają podzielone na dywizje; Ichigo, Ringo i Sango zostają przemianowane na Lemon, Marron i Melon, pojawia się Yashima Sanae) i troszeczkę zmienia się wygląd samej posiadłości. Bodaj jeszcze wypadł całkiem fragment ze szkołą... Tak czy siak, seria przeszła dość skuteczny lifting. Dochodzi jeszcze jakaś konkretniejsza fabuła dotycząca Mariel i jej przeszłości, która choć zapewne ciekawa, nie została najlepiej rozegrana.
    Nie jest to zbyt bogaty opis, zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego też seria na więcej niż 7 niestety nie zasługuje - choć jest przesympatyczna i ma tłumy meido, nie wpisuje się jakoś wybitnie w pamięć czymś więcej (no, nie licząc może Tsurugi Konoe, całkiem sympatycznej szefowej wydziału bezpieczeństwa i wielbiącej ją Yashimy). Tym niemniej, obejrzeć warto.
  5. piotrekn
    Wpisów koloru lila ciąg dalszy. Rzecz krótka, a fajna i treściwa.



    Sakurai Kanade i Yukino, bliźniaczki, przeprowadzają się z dalekiego Hokkaido do Tokio, aby móc uczyć się w dobrym liceum. Szkoła dysponuje noclegownią własnym dormitorium, w którym bliźniaczki zamieszkują. Aha, no i oczywiście obowiązkowa rzecz - całkiem trudno podciągnąć afekty, jakimi się darzą pod siostrzaną miłość... Prócz tego pojawia się pewna pierwszoklasistka zakochana po uszy w Kanade (śledzi ją, robi zdjęcia z ukrycia, nawet zbiera po niej śmieci:D), a także młodsza siostra bliźniaczek, która zdaje się Kanade nie lubić.
    Krótka (raptem 10 odcinków od 9 do 15 minut każdy), ale jakże miła w oglądaniu seria. A owszem. W gruncie rzeczy, to "tylko" wycinek z codziennego życia sióstr w wielkim mieście. Z małym dodatkiem wiadomego elementu, głównie dzięki rozmaitym pomysłom wspomnianej pierwszoklasistki. Sam charakter relacji bliźniaczek jest sprawą dyskusyjną, choć pewne jest, iż są do siebie bardzo przywiązane, co cały czas w anime widać. Sprawy wcale nie ułatwia przy tym fakt, że z jednej strony mamy całkiem sugestywne sceny plus wspólne wyrko (co też lubieją praktykować z Shizuku), zaś z drugiej nawet pół całusa ani nic...
    Na szczęście mamy całkiem przyjemną dla oka kreskę. Momentami pojawiają się małe zgrzyty jeśli chodzi o wygląd twarzy, przynajmniej Kanade, nie zawsze pasującej do tego cokolwiek cukierkowego stylu, ale poza tym jest bardzo ładnie. Jest dobrze, jak na niskobudżetową produkcję przeznaczoną do dystrybucji internetowej, nawet bardzo dobrze. Do tego całkiem przyjemne piosenki - spokojne i miłe dla ucha, śpiewane przez VA głównych bohaterek. Warto w tym momencie wspomnieć o genezie całej serii - powstała ona w zasadzie na bazie
    . Przypomina to nieco historię Black?Rock Shootera, który z jednego arta wyewoluował w piosenkę, a ta w animację, co tylko dowodzi do czego zdolny jest intraweb.Taka przeurocza animacja nie może zasłużyć w moich oczach na mniej niż 9 i tyle wystawiam odcinkowi 0 i EX1. Sama seria i EX2 zasługują na 10. Ja już nie pamiętam co się konkretnie w której części działo i jaka była moja reakcja na to, zbiorę zatem wszystkie w całość i zakwalifikuję jako sympatyczną serię obyczajową z wiadomym elementem, co zasługuje na solidne 8 z solidnym plusem.
  6. piotrekn
    Tu miał się znajdować wpis o Happiness!, ale ze względu na zewnętrzne czynniki, w tym brak czasu, oraz milczenie m.in. Kondzia, znajduje się coś zastępczego i przy okazji inauguracja nowej kategorii, czyli visual novel. Nie będzie tych wpisów zbyt wiele, bo większość godnych uwagi i opisywalnych tutaj VN pochłania całkiem spore ilości czasu choćby dla poznania całej historii, nie mówiąc o różnorakich dodatkach.



    Uwaga: ta gra to eroge. Oznacza to, że dzieją się tu też rzeczy niecenzuralne. Można je jednak bez większych problemów ominąć.
    Moja pierwsza, ukończona w 100% visual novel (no, jeszcze zaliczyłem Sono Hanabira, ale tak troszkę niezbyt się nadają do opisania na blogu ). I kolejne podziękowania w stronę Kondzia, gdyż to właśnie on mi tą grę podsunął. Nie jest to jednak łączony wpis, m.in. ze względu na to, że ja ukończyłem też Kagetsu Tohya.
    Na początek parę słów wstępu. Tsukihime dzieje się w Nasuverse - uniwersum stworzonym przez studio TYPE-MOON, a w zasadzie głównego scenarzystę, od którego imienia pochodzi zresztą nazwa. W tym samym uniwersum dzieją się również rozpoczęta przed Tsukihime seria light novels Kara no Kyoukai, zekranizowana w filmach, oraz kolejna VN Fate/stay night, które być może niektórzy znają z co najwyżej przeciętnej ekranizacji (ten sam zresztą los spotkał opisywaną tu grę, ale o Shingetsutan Tsukihime się już wypowiadałem w odpowiednim temacie), stąd też i nawiązania choćby pod postacią Aozaki Aoko znanej jako Blue, potężnej magini i młodszej siostry Aozaki Touko, czy choćby zdolności Shikiego.
    Przechodząc jednak do rzeczy: Tohno Shiki przeżył osiem lat temu dość poważny wypadek, przez który w zasadzie nie mógł wrócić do domu rodziny Tohno będąc zbyt słabym jak na dziedzica i od tego czasu był wychowywany przez swoich krewnych, Arimów. Pamiątką po wypadku zostały mu blizna na piersi oraz ataki anemii. Jest też jeszcze jedna rzecz, o której w zasadzie nikt nie wie - jego oczy widzą śmierć pod postacią linii, w które wystarczy w zasadzie wsadzić nóż i obiekt się rozpada. Na szczęście przed obłędem i kalectwem uratowała go Aozaki Aoko, wręczając okulary blokujące tę zdolność.
    Osiem lat po wypadku głowa rodziny Tohno Makihisa umiera i pozycję tą przejmuje o rok młodsza od Shikiego Akiha, której jednym z pierwszych poleceń było sprowadzenie brata do domu.
    W zasadzie już od tego momentu zaczynają się wybory rozdzielające fabułę na Near Side of the Moon (front route) i Far Side of the Moon (back route, Tohno route). Pierwsza ścieżka to historie Arcueid, przezabawnej i arcyuroczej wampirzycy, która wygrywa wszelkie konkursy popularności wśród fanów, oraz Ciel, dość groźnej senpai, cierpiącej na wspomnianej popularności niedostatek. Tohno route, jak sama nazwa wskazuje, to z kolei penetrowanie sekretów rodziny, w tym pochodzenia i funkcji, jakie pełniły w domu Hisui i Kohaku czy pewnej tajemnicy skrywanej przez Akihę.
    Po zakończeniu wydarzeń w Tsukihime, dzieje się Alliance of Illusionary Eyes, króciutka historia wprowadzająca Seo Akirę, uroczą kouhai Akihy. Później zaczyna się Kagetsu Tohya, w zasadzie fabularny sequel, który ze względu na swoją formę dzieje się jednocześnie po każdym z zakończeń wprowadzając Len, ducha-pomocnika odpowiedzialnego za 'sen' będący prezentem od Arcueid, pod postacią niewielkiej, głównie milczącej dziewczynki. W porównaniu z samym Tsukihime, Kagetsu Tohya jest bardzo trudne i wymaga umiejętnego powtarzania tych samych schematów, jednocześnie nagradzając bardzo ciekawymi informacjami, jak np. zawartość szafy Arcueid, oraz historiami pobocznymi - historią ojca Shikiego, pewną zimową przygodą Akihy czy 'Hisui-chan, Inversion Impulse!'.
    Same postaci są bardzo fajne. Jak już wspomniałem, rekordy popularności bije Arcueid, głównie ze względu na swój nieodparty urok i niezmierzone pokłady energii. Całkiem popularna jest Akiha, obowiązkowa tsundere-chan, oraz aktualnie skryta i milcząca Hisui, okazjonalnie okazująca emocje. Nieco niżej, ze względu na nieco wątpliwe moralnie działania, plasują się Kohaku i Ciel. Są też Inui Arihiko, zaskakująco dobry zły przyjaciel, oraz Yumizuka Satsuki, biedaczysko pozbawione własnego scenariusza w ostatecznej wersji gry (sam scenariusz jest nawet obiektem wielu żartów w dodatkach).
    Gra sama w sobie nie przypomina większości VN, nie tylko ze względu na brak VA (jedyne udźwiękowienie to kilka efektów dźwiękowych oraz 10 ścieżek muzycznych), ale i również za bardzo książkowy sposób przedstawiania tekstu w całym oknie. Charakterystyczny wygląd również dodaje klimatu całej historii.
    Podsumowując, Tsukihime to kawał bardzo wciągającego czytadła, które da się 'wyczytać' w przeciągu tygodnia (a potem pozostają sequele i Melty Blood). Gorąco polecam!
  7. piotrekn
    Ot, kolejna świeżynka z nietypowym pomysłem na fabułę, która wystartowała ostatniej jesieni. Samo anime, choć zrealizowane świetnie, blednie przy mandze, która po siedmiu 'zwykłych' podbojach zaczyna robić się zdecydowanie bardziej interesująca. No, ale zacznijmy od początku.



    Nie ma dziewczyny, której 17-letni Keima Katsuragi nie potrafiłby zdobyć. Cały problem polega na tym, że dotyczy to tylko i wyłącznie gier... Pewnego dnia otrzymuje mejla, w którym tajemniczy nadawca proponuje mu wyzwanie jako Zdobywającego Boga (Capturing God, Otoshi-gami; jak ja uwielbiam te tłumaczenia...). Traktując to jak kolejną grę, zabiera się do odpowiedzi. W tym momencie z nieba spada przed nim zbrojne w miotłę i tajemniczy ni to szal, ni to różowy obłoczek lewitujący w tle przyjemne dla oka dziewczę tytułujące Keimę jako Kami-sama. Przedstawiwszy się jako Elucia de Lut Ima (w skrócie Elsea), tłumaczy, że Keima właśnie podpisał kontrakt polegający na łapaniu duchów, które uciekły z piekła i kryją się w delikatnych serduszkach młodych dziewoj i jedynym sposobem, aby je stamtąd wypędzić jest zająć ich miejsce. Innymi słowy, ma wyrywać lachony. Cały szkopuł w tym, że mechanizmy, jakimi rozumuje Katsuragi w grach nijak mają się do rzeczywistości, czego zresztą jest doskonale świadom. A, i jeszcze coś - jeśli złamie kontrakt, obroża na szyi odetnie mu głowę, po czym Elsee zginie razem z nim.
    Na początku jest po prostu zabawnie, i to nie tylko dlatego, że mechanizmy znane Katsuragiemu z gier doskonale działają w rzeczywistości. Niezdarność demonicy, czasami nieco groteskowe działania dziewcząt (no, ale w końcu do tego prowadzą 'złe duchy' gnieżdżące się w ich serduszkach) i cała specyfika Keimy - otamegane o wyglądzie bishounena, całe lekcje spędza na graniu, lecz zdobywa najlepsze wyniki etc. etc. - tworzą całkiem fajny efekt komediowy. Cała historia powiększa się na późniejszym etapie (ale to hen, poza zapowiedzianym drugim sezonem) o wielką intrygę mającą na celu zniszczenie nowego porządku świata, całą gamę barwnych postaci i kilka powracających (choćby aktualny arc kręci się wokół tychże). Dość mocnym szokiem było m.in. ujawnienie, że
    Dzieje się dużo, dzieje się dynamicznie, dzieje się ciekawie. Niestety, manga nie jest pozbawiona wad - w zasadzie ostatnie chaptery to wyjątkowo fragmentaryczna akcja, gdzie kolejne 'starcia' z dziewczętami są rozwiązywane na przestrzeni dwóch-trzech odcinków. Mimo to jest jak najbardziej warta uwagi.
    Zaś jeśli chodzi o anime, kolejna robota bez zarzutu. Keima ma głos dokładnie taki jak trzeba, podobnie Elsea. Opening, szczególnie w pełnej wersji, robi niezłe wrażenie. Zarówno animacja, jak i pierwowzór, dostały u mnie w pełni zasłużoną dychę, zaś za mangę szczerze polecam się zabrać.
  8. piotrekn
    Gdzieś pośród japońskich wysp jest sobie umieszczone w kotlinie miasteczko Sorami, praktycznie odcięte od świata. Żyje sobie w nim spokojnie niejaki Sakurai Tomoki, młodzieniec o z lekka przesadzonych zainteresowaniach, któremu regularnie powtarza się ten sam sen. W tym śnie przed Tomokim stojącym pośród pagórków pojawia się tajemnicza uskrzydlona dama, zaś niedługo później on budzi się ze łzami w oczach. Jego sąsiadka i jedyna przyjaciółka, Mitsuki Sohara, martwi się takim stanem rzeczy i chce, aby Sakurai coś z tym snem zrobił, toteż udają się do lokalnego nietypowego osobnika, żeby nie powiedzieć dosadniej, Sugaty Eishirou, po radę. Ten ogarnięty wizją nowego świata wierzy, że sny Tomokiego doń prowadzą, a do tego zwraca również uwagę gości na tajemnicze zjawisko - dziurę w niebie, zawieszoną aktualnie nad Sorami. Jeszcze tego samego dnia przed Tomokim spada z nieba uskrzydlona niewiasta przedstawiająca się jako Angeloid imieniem Ikaros i tytułująca Sakuraia "Mastah", meldując jednocześnie gotowość do spełnienia wszystkich jego życzeń.
    Kreska jest ładna, to na pewno. Podobnież udźwiękowienie. Co do fabuły, trudna sprawa. Jeśli patrzeć w kontekście tylko historii, której dotąd by starczyło co najwyżej na jeden sezon (a drugi jest już w połowie), to jest ona całkiem fajna i nieźle zbudowana. Zresztą, pierwszy sezon rozwijał ją bardzo dobrze. Drugi natomiast... Do połowy co się wydarzyło?
    Wszystko. Dopiero kolejne odcinki przynoszą jako-taki rozwój historii, dlatego serii mogę wystawić 8+/10, a ten plusik to mała szansa na poprawę na koniec drugiej serii.
  9. piotrekn
    Kilkoro moich znajomych chce wejść w świat yuri, ale nie za bardzo wie od której się strony za to zabrać. Postanowiliśmy z Kondziem podzielić się pewnymi wskazówkami co, gdzie i jak, aby spróbować i się nie zrazić za pierwszym podejściem. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, komentarze koloru liliowego pochodzą od Kondzia.
    A imię jej było Yuri, co znaczy: lilia
    Czym jest yuri? To w zasadzie podstawowe pytanie, na które wypadałoby odpowiedzieć. Yuri (jap. lilia) , Girls' Love, shoujo-ai - tymi terminami określimy twórczość opisującą związki między dwiema przedstawicielkami płci pięknej. Ogólnie te nazwy można stosować zamiennie, jednak warto wiedzieć, że istnieją pewne różnice. Po pierwsze, to, co nazwiemy yuri najczęściej nie pozostawia żadnych wątpliwości - bohaterki się kochają i najczęściej ani one, ani tym bardziej twórcy, nie starają się tego ukryć. Co więcej, miłość swoją najczęściej wyrażają nieco szerzej niż jeno czułe słówka. Przykłady? Yume i Yuuki z Kanamemo, niemal każdy (albo bezwzględnie każdy, tudzież każda, w zależności od wersji) w Strawberry Panic.
    Shoujo-ai (Girls' Love) z kolei to nieco... delikatniejszy gatunek. Najwięcej, na co sobie bohaterki pozwolą, to całusy, a i to nie zawsze. Oczywiście, mogą się też pojawić nieco odważniejsze... implikacje, jednak raczej w kontekście żartu. Wszystko jest łagodniej, delikatniej i ostrożniej niż w typowym yuri, choć i to nie zawsze... Jako przykłady niech posłużą Kashimashi, Maria-sama ga Miteru czy Yuru Yuri.
    Wszystko jednak najlepiej okraszać terminem yuri albo Girls' Love - są najprostsze do zrozumienia i w zasadzie najogólniejsze. Fun fact: w samej Japonii definicje są nieco inne - yuri to termin w stu procentach ogólny, podczas gdy shoujo-ai odnosi się do materiału ze zdecydowanie młodszymi bohaterkami.
    Historia gatunku liczy sobie już ponad 40 lat. Sporo zdążyło się w tym czasie zmienić, choć niektóre motywy i schematy przyjęły się na tyle dobrze, że do dziś są obecne w takiej samej formie jak niegdyś. Ale nie będziemy tu nikogo nudzić teorią i analizami. Na to przyjdzie jeszcze czas
    Z czym to się je?
    Yuri oferuje zarówno dramat (najczęściej ona/one przeciwko światu), jak i komedię pełną akcji i afektów. Twórczość sygnowana liliją bardzo często jest też otagowana jako shoujo lub josei, innymi słowy - dla pań. Oczywiście, target to nie wszystko, ale oglądanie choćby Marimite to zupełnie inna bajka niż choćby Strawberry Panic, przez co można się łatwo zrazić do yuri.
    Do rzeczy
    Na początek warto wziąć na warsztat coś lekkiego i przystępnego. Złym pomysłem jest ładować się w coś, co nie podejdzie... ale to już mówiłem nie raz. Poniżej przedstawię krótką listę mniej lub bardziej znanych yuri animu (a może i nieco więcej). Każdy tytuł zostanie oceniony jedną do pięciu lilii, zależnie od stężenia elementu yuri, gdzie jedna lilia oznaczać będzie jedną postać czy regularny gag, zaś 5 - wszystko dziejące się w zasadzie otwarcie i bez większej krępacji. W tytułach zostały umieszczone linki do MALa.
    Strawberry Panic
    Nasza recenzja
    Nagisa, ponieważ jej rodzice wyjechali za granicę, zmienia szkołę na jedną z trzech na wzgórzu Astraea, Akademię Miator. Każda z nich jest szkołą dziewczęcą i mają wspólne dormitorium, zwane Truskawkowym ze względu na jego kształt. Tam poznaje m.in. Shizumę, od której pocałunku mdleje i oszalałą na jej (Nagisy) punkcie Tamao. Coś pominąłem? A, racja. Tajemnicą poliszynela w szkole jest fakt, że biblioteka służy za miejsce schadzek, a uczucia Nagisy do koleżanek (ani koleżanek do Nagisy) nie są osamotnione.
    Nie-aż-tak-krótka, ale jakże urocza historia, pozbawiona jakichś poważniejszych sentymentów typu co ludzie powiedzą, ale jednak okraszona umiarkowanie pozytywną historią Shizumy.

    5 lilij na 5. Wydaje się dobrym pomysłem na początek, ja w zasadzie od tej serii zaczynałem. I ja tak samo, nie będąc ówcześnie entuzjastą gatunku. Co chcę przez to powiedzieć: bez względu na okoliczności, zaczynać trzeba zawsze od tytułów bardzo dobrych w ogóle. Dobrze skonstruowana fabuła, wiarygodne postacie i wciągająca historia, przypadną do gustu każdemu. A na dobieranie serii przez pryzmat elementów, które zawierają, pora przyjdzie później.
    Candy Boy
    Nasza recenzja
    Kanade wraz ze swoją bliźniaczką Yukino przeprowadzają się z dalekiej północy do Tokio, gdzie zamieszkują w dormitorium, aby móc się uczyć w porządnym liceum. Siostry łączy niemała zażyłość, nawet jak na bliźniaczki, jednak w zasadzie do niczego konkretniejszego między nimi nie dochodzi.
    Kana i Yuki świata poza sobą nie widzą, do tego yuri loli stalkerka, tsundere siostrzyczka... Słodkie i krótkie.

    3 lilie na 5 - są już nawet nie podteksty, a dość odważne deklaracje, ale poza tym nic się nie dzieje. Siostry robią do siebie maślane oczy i wygląda to świetnie, ale nie wiem czy nawet do całusa w policzek doszło. Mimo tego, warto na sam początek również w ramach sprawdzenia czy tak szeroko rozumiana siostrzana miłość odpowiada - tego typu treści jest troszkę wśród yuri, choć najczęściej bohaterki są nieco dalej spokrewnione.
    Yuru Yuri
    Nasza recenzja
    Akari zaczyna naukę w gimnazjum, do którego chodzą jej przyjaciółki Yui i Kyouko. Pierwszego dnia poznaje też wiceprzewodniczącą samorządu Ayano, towarzyszącą jej Chitose i co mają obie wspólnego z Kyouko. Z czasem na ekranie pojawiają się kolejne gimnazjalistki (i jedna nauczycielka), których działania mniej lub bardziej nawiązują do tytułu.
    Długo wyczekiwana i dobrze odebrana ekranizacja mangi z Yuri Hime S. Świetna komedia pełna charakterystycznych, ale nie jednowymiarowych postaci.

    4 lilie na 5 - wyobraźnia Chitose i eksperymenty z przewodniczącą to całkiem sporo, jednak nie wylewa się to z ekranu tak, jak choćby w Strawberry Panic. W jakimś stopniu na rozpoczęcie jest fajne, ale chyba lepiej wziąć się wcześniej za coś mocniejszego. Jak kto woli. YY to nieźle zakręcona komedia, oparta niemal w całości na krótkich i niezwiązanych ze sobą epizodach. Moim zdaniem, to kolejna seria z tych, które od razu mogą przypaść do gustu szerszej publiczności. O ile ktoś nie ma alergii na wiadome podteksty i/lub duże stężenie humoru.
    Yami to Boushi to Hon no Tabibito
    Nasza recenzja
    Jedno z bardziej niedocenianych anime, jakie przychodzi mi na myśl. Hazuki męczy się strasznie ze swoimi uczuciami wobec przyrodniej siostry, zdecydowanie siostrzaną miłością nie będącymi. Pewnej nocy, Hatsumi (wspomniana siostra) dosłownie znika z powierzchni Ziemi. Nawet to nie przeszkodziło jednak Hazuki w prowadzeniu poszukiwań. Dostając się do międzywymiarowej biblioteki, znajdującej się pod opieką niewyżytej Lilith, nasza bohaterka zaczyna przemierzać wszechświat, w nadziei na ponowne spotkanie ukochanej siostry.

    4 lilie na 5 - miłość do Hatsumi jest głównym i w zasadzie jedynym powodem dla którego Hazuki przemierza niezliczone światy, nierzadko z narażeniem własnego życia. Wyczyny Lilith, względem osób różnych (i to nie tylko płci żeńskiej), to już swego rodzaju legenda i jakość sama w sobie. Na dokładkę() mamy też porządną fabułę (po szczegóły odsyłam do recenzji). Tylko zakończenie wydało mi się być... dziwne, stąd tylko 4 kwiatki, a nie 5.
    Otome wa Boku ni Koishiteru
    Nasza recenzja
    Dziadek Mizuho zmarł pozostawiając za sobą testament. Wedle tego testamentu Mizuho ma pójść do tej samej szkoły, co jego matka. Dwa haczyki - owa szkoła jest dziewczęca, wraz z dormitorium, a Mizuho to chłopak.
    To nie żart, ta seria słusznie znajduje się w tym zestawieniu. Wbrew temu, co można sądzić po opisie oferuje całkiem sporą ilość shoujo-ai (do tego wręcz stopnia, że twórcy czasem chyba zapominają o płci naszego bohatera), czemu klimat dziewczęcej szkoły bardzo sprzyja.

    2 lilie na 5 - Mizuho jako dziewczę to całkiem atrakcyjny 'cel' dla koleżanek. Ciekawy pomysł na początek przygody z yuri oraz jako ciekawostka. A owszem. Jako że chęci też się liczą, dziewczęta nieznające prawdziwej tożsamości protagonisty, dostarczyły wiadomego elementu. A i wśród postaci dalszego planu działo się.
    Kannazuki no Miko
    Recenzji (jeszcze) brak
    Chikane i Himeko zdają się być swoimi przeciwieństwami - pierwsza jest szkolną idolką, druga - jedynie nieco niezdarną uczennicą. Nikt jednak nie wie, że łączy je uczucie, wynikające z ich historii...
    Yuri plus mecha (sic!) to całkiem ciekawa kombinacja. Dorzućmy do tego zazdrosną o swoją panią pokojówkę i fakt, że Chikane i Himeko są skazane na miłość... I nie tylko na to

    3 lilie na 5 - przez pierwszą połowę serii nie dzieje się wiele poza wyznaniami Chikane (choć na wyznaniach się nie kończy, zwłaszcza w mandze @.@) oraz dużą ilością walczących ze sobą mechów. Na szczęście po pewnym czasie seria się rozkręca, a ta końcówka... Warto dodać, iż Kannazuki no Miko jest częścią większego uniwersum, a różne wariacje na temat postaci Chikane i Himeko pojawiają się w kilku mangach autorstwa KaiShaku, jedna z nich doczekała się nawet ekranizacji: Kyoshiro to Towa no Sora (kolejna okrutnie niedoceniana seria).
    Kashimashi ~girl meets girl~
    Recenzji (jeszcze) brak
    Wyznanie Hazumu zostało odrzucone przez Yasunę, udaje się więc na pobliską górę. Zauważa spadającą gwiazdę, przystępuje do życzenia... ale gwiazda się w niego wbija, okazując się statkiem kosmicznym. Hazumu zostaje zrekonstruowany jako dziewczę i zostaje to ogłoszone wszem i wobec w zasadzie całemu światu.
    Zaczyna się robić dziwnie, ale to nadal yuri - ten początek właśnie daje Hazumu nową szansę u Yasuny, a do tego przyjaciółka z dzieciństwa objawia nieoczekiwane zacięcie, dlatego seria zasługuje na...

    3 lilie na 5 - wszystko obraca się wokół liliowego trójkąta miłosnego, jednak aż tak wiele się zaś nie dzieje.
    Sasameki Koto
    Recenzji brak
    Rozpoczął się nowy rok szkolny. Ushio jest wniebowzięta, gdyż jako uczennica drugiej klasy, może oczekiwać od uroczych młodszych koleżanek, tytułowania swojej osoby legendarnym w półświatku "onee-sama". Nawet jeśli niewiele z tego wychodzi, bohaterka i tak się nie przejmuje; powabne dziewczęta to po prostu jej "hobby" i regularnie traci głowę na punkcie jakiejś. Ekscesom wieloletniej przyjaciółki z niechęcią przygląda się Sumika, która to po cichu liczy na to, że ona sama zostanie kiedyś "zauważona" przez Ushio, najlepiej długodystansowo.

    3 lilie na 5 - za zmarnowany potencjał i ogólnie przeciętne wykonanie. Sporo tu napięcia i niepewności, dużo rozmyślań typu "ale obie jesteśmy dziewczynami" - za takie poważniejsze podejście dużo plusów. Jednak 13 odcinków nie zdążyło posunąć głównego wątku, tudzież wzajemnych relacji bohaterek, do przodu (o pokazaniu pewnej niemieckiej
    nie wspominając). Manga jest o klasę-dwie lepsza, choć i tam fabułę mamy dość mocno rozwleczoną.
    Kanamemo
    Recenzji (jeszcze) brak
    Kana mieszkała sobie z babcią, dopóki ta nie umarła. Nie chcąc zostać wystawioną na sprzedaż, ucieka z domu i trafia do rozwozicieli gazet, gdzie zamieszkuje i pracuje.
    Małe nieporozumienie na MALu - mangowy pierwowzór ma w tagach jeno yuri, a samo anime za bardzo od oryginału pod tym względem nie odbiega. Poza tym całkiem urocza komedia.

    3 lilie na 5 - sytuacja odwrotna niż w Kashimashi - Yuuki i Yume są bardzo... aktywne, Haruka jest w nieustannym pościgu za dziewczętami, Mika reaguje na Kanę w oczywisty sposób, jednak nie kręci się wokół tego fabuła.
    Aoi Hana
    Recenzji (jeszcze) brak
    Patrząc z perspektywy czasu, moja ulubiona seria z wiadomego gatunku. Adaptacja mangi Takako Shimury, znanej z poruszania w swoich dziełach tematów trudnych, zazwyczaj dotyczących orientacji seksualnej, przyglądania się im bardzo dokładnie i rzetelnego ich analizowania. Aoi Hana do bardzo złożona historia, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Na pierwszym planie mamy Fumi i Akirę - przyjaciółki, które spotykają się ponownie po wielu latach, oraz Kyouko i Yasuko, gdzie jedna żywi głębsze uczucia względem drugiej, choć ta druga ma cokolwiek... skomplikowaną sytuację, w więcej niż jednym znaczeniu tego słowa.

    5 lilii na 5 - choć tylko z punktu widzenia konesera - tak shoujo-ai, jak i wglądu w pewien obraz społeczeństwa. Około 95% serii jest poświęcone romansom damsko-damskim, z uwzględnieniem chyba wszystkich uczuć i zjawisk temu towarzyszących: niepewnościom, złym wspomnieniom, przekrojem reakcji otoczenia i szeroko pojętym "wyrastaniem" ze szkolnych związków jednopłciowych.
    Maria-sama ga Miteru
    Nasza recenzja
    Pewnego dnia Yumi zostaje poprawiona przez uwielbianą przez wszystkich Sachiko. Oczywiście, Yumi do adoratorek również należy, lecz z szansy większej zażyłości na początku rezygnuje...
    Coś, za co zdecydowanie nie warto brać się na początku. Marimite, choć serią zacną jest, nie jest zbyt przyjazne w odbiorze dla, hm.. niedoświadczonego widza. Rozwija się dość powoli (drugi sezon...) i wbrew oczekiwaniom wielu zasługuje jeno na...

    2 lilie na 5 - jest ten klimat (dziewczęca szkoła, kwiatowe motywy, onee-sama), ale... nic poza tym, przynajmniej w anime. Jedna lilia jest za famę i sentyment, niestety. Co tu kryć, wiele osób uważa Marimite za po prostu nudne, czy to miłośnicy yuri, czy nie. Ale jak ktoś oczekuje wodotrysków po serialu obyczajowym...
    Jest poza powyższymi na chwilę obecną kilka serii mniej lub bardziej znanych w kręgach fanów yuri, a z którymi niestety nie mieliśmy jeszcze bliższej styczności. Mai-HiME to historia trzynastu dziewcząt o supermocach. Wrzucone do jednej szkoły, zachodzą między nimi oczywiste tarcia, najwyraźniej prowadząc przy tym do czegoś więcej. Blue Drop opowiada o najeźdźcach (jednej płci) i o tym, jak jedna z dziewcząt jest przyciągana przez inną. Onii-sama e...... to seria uznawana za początek i będąca jedną z pierwszych o tematyce yuri; jest to opowieść o Nanako, która musi się bronić sama przed wieloma zagrożeniami w społeczności dziewczęcej szkoły. Oglądałoby się dużo łatwiej, gdyby niektóre postacie kobiece nie wyglądały bardziej męsko niż prawdziwi przedstawiciele tej brzydszej płci. W świecie Simoun młodzież w wieku lat 17 wybiera płeć, do tego momentu są dziewczętami; jedynym wyjątkiem od tego rytuału są pary pilotów Simounów, za pomocą których Simulicram broni się przed najeźdźcami.
    Mniej kolorów, więcej akcji!
    Nie można zapominać o niemałej ilości mang (i nie tylko) spod znaku lilii. W zasadzie każdej pozycji można przyznać 4 lub 5 lilii, a ponieważ jest tego mnóstwo (naprawdę, mnóstwo), wspomnimy o kilku bardziej charakterystycznych mangakach. Trzeba jednak zauważyć jedno: mangi, szczególnie te skierowane w konkretną niszę, nie są aż tak pruderyjne jak anime i zawierają sceny dla osób pełnoletnich. To tak gwoli ścisłości, żeby nie szerzyć bezkarnie bezeceństw. I gwoli ścisłości, podajemy dane personalne w oryginalnej kolejności: "nazwisko, imię".
    Fujieda Miyabi
    Jego prace, choć nieliczne i krótkie, mają przeuroczą kreskę, bohaterki są dość agresywne w swych podbojach, ale nic wybitnie zdrożnego też nie czynią. Jest odpowiedzialny za Iono-sama Fanatics o królowej pewnego małego, europejskiego kraju, która
    zbiera do swojego haremu dziewczęta z całego świata, Miko's Words and Witch's Incantations, w którym urocza czarownica Letty z Niemiec porywa nieznającą świata miko imieniem Tsumugi czy Chatting at the Amber Teahouse, gdzie licealistka Sarasa podrywa wspiera właścicielkę herbaciarni. Niezły pomysł również i na spróbowanie yuri.
    Morinaga Milk
    Jej kreska, choć nie tak urocza (główny problem to bodajże 4 projekty postaci, używane naprzemiennie we wszystkich jej dziełach), również jest bardzo przyjemna dla oka. Stworzyła kilka bardzo fajnych serii, wśród nich są Girl Friends o Mari, Akiko i ich starciu z uczuciami wobec siebie, The Secret Recipe gdzie Chihiro próbuje zdobyć serce przewodniczącej swojego klubu i Kisses, Sighs and Cherry-blossom Pink, kontynuacja oneshotów o związku Hitomi i Nany. Warto poczytać, żeby spróbować jak leży odrobinę poważniejsze yuri.
    Yoshitomi Akihito
    Podobnie jak u powyższych, jego mangi są bardzo charakterystyczne, a przy tym bardzo zróżnicowane jeśli chodzi o tematykę (wykraczając nawet poza yuri). Odpowiedzialny za Blue Drop i całą masę różnych oneshotów.
    Morishima Akiko
    I znów urocza kreska, również z nie-aż-tak uroczą tematyką. Całkiem sporo oneshotów, ale są też i serie, jak choćby Hanjuku Joshi.
    Hajime Mikuni
    Ta osoba (nie znalazłem oficjalnego potwierdzenia płci), jak ktoś ładnie stwierdził: "łączy w swoich pracach fanserwis i fabułę". Z pewnością jest na co popatrzeć (co tyczy się również charakterystycznej, miłej dla oka kreski), a i historie dają radę. Ten drugi element nie rzuca może na kolana, ale ma swoje momenty i potrafi wciągnąć czytelnika. Poza najpopularniejszą, jak dotąd, swoją mangą - Gokujou Drops, Hajime pisuje do magazynu Yuri Hime i kilku jego pochodnych. Na swoim koncie ma też komiks o słynnych już Digimonach.
    Eiki Eiki oraz Tsuda Mikiyo
    Interesujący projekt poboczny. Choć obie panie zazwyczaj zajmują się gatunkiem przeciwnym do opisywanego na niniejszym blogu (tak, o yaoi mówię), czasem zdarza im się połączyć siły, w celu uraczenia fanów jakąś mangą spod znaku lilii. Największą zaletą jest tu, moim zdaniem, fantastyczna kreska Tsudy. Za to większość historii to na dobrą sprawę zbiory okoliczności, umożliwiających pokazywanie dziewcząt w mniej lub bardziej niedwuznacznych sytuacjach. Wyjątkiem zdaje się tu być Renai Idenshi XX, oparte na całkiem ciekawym koncepcie i skupione nieco bardziej na rozwijaniu warstwy fabularnej.
    Strawberry Shake Sweet
    Warto wspomnieć o tej mandze pomimo faktu, że Hayashiya Shizuru yuri mangaką nie jest. 16-letnia idolka Julia zostaje poproszona o zaopiekowanie się Ran. Na początku odmawia, ale miłość od pierwszego wejrzenia działa cuda i natychmiast zmienia zdanie, podejmując liczne próby usidlenia swojej niewinnej kouhai.
    Magazyny koloru lila
    Japonia nie byłaby Japonią, gdyby dla takiej niszy nie posiadała własnych magazynów. Jako pierwsze pojawiło się Yuri Shimai, które po wypuszczeniu 6 numerów zostało zamknięte w lutym 2005 roku i wróciło po 5 miesiącach jako znane Yuri Hime, wydawane do dziś i znane z wielu pozycji - Strawberry Shake Sweet, Spring, Summer, Fall, Winter czy prequele do Aoishiro i Simoun to niewielki wycinek. Z tego magazynu odszczepiły się dwa - Yuri Hime S, nazwane tak od gatunku seinen, czyli dla mężczyzn, do których jest ta część skierowana (znajdziemy tam choćby Yuru Yuri, Gretel czy Otome-iro Stay Tune), oraz Yuri Hime Wildrose, przemianowane później na Girls Love poruszające bardziej... erotyczną stronę yuri. Ktoś mógłby się natknąć również na tytuły Sayuri Hime i Petit Yuri Hime - są to krótkie książeczki z dodatkowymi rozdziałami wielu mang 'głównego' magazynu i Yuri Hime S, dołączane do egzemplarzy Yuri Hime.
    Okazuje się jednak, że Yuri Hime monopolu na yuri nie ma - jest jeszcze Tsubomi, magazyn równie ciekawy co tajemniczy. Nie wiadomo w zasadzie nic o nim poza faktem, że oferuje The Secret Recipe, Kuroyome i Sisterism, całkiem fajne mangi.
    Liliowe zagrywki
    Anime i mangi to nie wszystko - yuri nie mogło ominąć również visual novel. Niestety, ponieważ jest to nisza, nie ma zbyt wiele przetłumaczonych produkcji, więc ta sekcja jest dość biedna.
    Aoishiro
    Recenzja
    Shouko wyjeżdża na letni obóz treningowy jako przewodnicząca klubu kendo Dziewczęcej Akademii Seijou. Po przyjeździe na miejsce zaczynają się dziać dziwne rzeczy, w które zdają się być zamieszane tajemnicza Kyan Migiwa czy bezimienna dziewczynka wyrzucona na brzeg przez morze.
    Znalazło się to tutaj pomimo faktu, że niewiele ma z shoujo-ai wspólnego. Niewiele to jednak nie nic, zatem gra dostaje...

    2 lilie na 5 - Yasumi kiepsko kryje swoją miłość do Shouko, której stosunki z bohaterkami zaogniają wyobraźnię wielu fanów. Licho jednak z tymi treściami w samej grze, a do drugiej lilii dociągnęła Kohaku.
    Katahane
    Recenzja
    Wakaba próbuje napisać sztukę i udaje jej się wciągnąć w jej inscenizację grupkę mniej lub bardziej znajomych. Wśród nich znajduje się aspirująca jeszcze-nie-aktorka Angelina i nieco tajemnicza Belle. Z czasem...
    Niezbyt krótka VN, która mnie mile zaskoczyła mając i yuri (w niemałych ilościach) i sporą, bardzo ciekawą fabułę. W związku z tym zasługuje na...

    3 lilie na 5 - między Belle a Angeliną dzieje się sporo, podobnie między Christiną i Efą. Niestety, dość łatwo może to utonąć w natłoku zdarzeń i jest traktowane raczej w ramach swoistego dodatku.
    Sono Hanabira ni Kuchizuke Wo
    Recenzji (niestety) nie będzie
    Nanami zaczyna naukę w liceum będącym częścią Akademii Św. Michała dla dziewcząt (Mikajo w skrócie). Na pomoc jej rozprutemu mundurkowi udaje się drugoklasistka Yuuna, robiąc na Nanami niemałe wrażenie.
    Drugoklasistka Kaede stara się nie wyróżniać i problemem jest dla niej, że zostaje wybrana przewodniczącą klasy. Jej życie zaczyna się dość drastycznie zmieniać, kiedy do grona pierwszorocznych dołącza sławna modelka Sara, zadziwiająco gorąco witająca się z Kaede.
    Na początku roku Mai spotyka zagubioną, drobną Reo i oferuje jej odnalezienie klasy. Reo okazuje się być koleżanką z klasy Mai, która właśnie zmieniła szkołę na Mikajo.
    To prawdopodobnie pierwsze i ostatnie wspomnienie o serii Sono Hanabira na łamach tego bloga, ponieważ są to eroge pełną gębą. Warto jednak zwrócić na nie uwagę choćby dlatego, że wśród mnóstwa cokolwiek... hardkorowych gier (i nie tylko) oznaczanych jako yuri, SonoHana przemyka z przeuroczymi bohaterkami (choćby Reo z artbooka w moim avatarze) zasługując na...

    5 lilii na 5 - każda linijka tekstu jest wypełniona miłością bohaterek, a sama szkoła... Wystarczy spojrzeć na reakcję koleżanek. Oczywiście, to samo się tyczy absolwentek, których jedna czy dwie się przewijają w tle.
    Momenty były?
    Na własne miejsce zasługują pozycje, którym można przyznać jedną lilię z tego czy innego powodu. Po takie rzeczy sięgają wygłodzeni liliomaniacy w przerwach między nowymi chapterami mang a nowymi yuri animu, inni z kolei na takich fragmentach mogą złapać bakcyla. Wśród wartych uwagi przykładów mamy:
    - Lucky ? Star - Hiyori ma tendencje do rysowania swoich koleżanek przez pryzmat yuri
    - Kämpfer - dziewczęca połowa szkoły całkiem... entuzjastycznie reaguje na nową koleżankę, zaś Kaede zgromadziła wokół siebie haremik.
    - To LOVE-Ru - mamy na pokładzie Risę i Mio, które zawstydziłyby większość haremowych protagonistów, a także siostry Deviluke, których jakże delikatne ogony są dodatkowo wyczulone na siostry właśnie...
    - Akikan - Yurika (cóż za imię) to samozwańcza kochanka Najimi
    - Mahou Shoujo Lyrical Nanoha - wiele mahou shoujo może pochwalić się mniej lub bardziej insynuowanymi związkami między bohaterkami, ale jeszcze nie spotkałem żadnego, w którym miałyby córkę.
    - Mahou Shoujo Madoka?Magica - przeróżnych materiałów pokazujących niesłabnące uczucie Homury do Madoki jest w internecie od groma
    - W zasadzie wszelakie mahou shoujo, od Sailor Moon po Heartcatch Precure
    - Hanaukyo Maid-tai: La Verite - Yashima darzy swoją przełożoną Konoe nie tylko szacunkiem
    - Azumanga Daioh - Kaorin jest nastawiona tylko i wyłącznie na Sakaki
    - Ben-To - Shiraume-san bardzo się troszczy o Oshiroi-san, a pojawienie się Shagi dodaje jeszcze więcej zabawy
    - Maria?Holic - Kanako regularnie próbuje doprowadzić do czegoś ze swoimi koleżankami (tracąc przy tym niemało krwi przez nos), jednak regularnie jej się to nie udaje.
    - Toaru Kagaku no Railgun - chyba wszyscy znają Kuroko nieustannie uganiającą się za Misaką.
    - Fate/stay night - podczas sceny w ścieżce Fate, która została zastąpiona niesławnym smokiem, Rin przygotowując Saber wygłasza stwierdzenie, które polecam doczytać osobiście...
    - Lucky ? Star - ponownie, tym razem ze względu na Kanatę i Kagami, o których gorących uczuciach wobec siebie środowisko jest przekonane
    - K-ON - wiele osób, w tym i Mugi-chan, lubi dopatrywać się czegoś więcej w relacjach Ritsu i Mio; sama Mugi też jest obiektem doujinizacji, zmieniona w kupującą przyjaciółki rozszalałą yuri fangirl. Zresztą, sporo podtekstów znajduje się w oryginalnej wersji mangowej (a odpowiednie doujiny powstają w zasadzie do wszystkiego:p)
    - A-Channel - jest Tooru zawzięcie podążająca za Run, sama Tooru ma fanki... Idealny materiał
    - Morita-san wa Mukuchi - moja osobista nominacja za kółko bliskich przyjaciółek zgromadzone wokół Mayu
    - Strike Witches - Yoshika zdaje się mieć słabość do hojnie obdarzonych przyjaciółek, zaś Sanya i Eila są dość mocno zżyte ze sobą.
    - Saki - również spłodziło niemałą ilość doujinów
    - W ogóle wszelkie światy, gdzie pań/dziewcząt jest zdecydowana przewaga, jak choćby Touhou
    Nie może oczywiście zabraknąć miejsca na kilka obrazków:




    I tak oto doszliśmy do limitu grafik końca wpisu. Miejmy nadzieję, że dzięki temu wpisowi ktoś się omawianym tematem zainteresuje, albo przynajmniej pojawi się jakiś odzew, gdyż powyższy tekst pochłonął trochę czasu, wysiłku i dobrych chęci (chęci rozprzestrzeniania yuri po świecie, oczywiście^^).
  10. piotrekn
    Seria ta jakoś tak przemknęła bokiem - ani o niej głośno nie było specjalnie, ani ogólny opis do zachęcających zbytnio nie należy, ale jednak jest to jedno z najlepszych anime tego sezonu.



    Tadakuni, Hidenori i Yoshitake [na obrazku] to trzej młodzi licealiści, uczęszczający do chłopięcej szkoły. Seria pokazuje codzienne życie ich, ich przyjaciół, znajomych, rodzin, sąsiadów etc. Wbrew tytułowi, choć zdecydowanie licealiści grają tu pierwsze skrzypce, nie są oni jedynymi bohaterami tej serii.
    Na początek wspomniane trio - Tadakuni, Hidenori i Yoshitake. Gdy są we trzech, Tadakuni jest wciągany w dziwne gry, zabawy i pomysły, choćby już na samym początku. Podstawowym zajęciem Hidenoriego i Yoshitake zdaje się być uprzykrzanie życia swojemu przyjacielowi, choć sami też mają troszkę na głowie. Drugie trio składa się z Motoharu, legendarnego chuligana, tajemniczego Karasawy w nieodłącznej czapce oraz wiceprzewodniczącego szkoły. Wbrew swojemu wyglądowi, wszyscy trzej sprawnie pracują w ramach samorządu, sumiennie wykonując swoje obowiązki i pomagając ludziom w potrzebie. Do tego przewija się cała gromada najprzeróżniejszych osób, w tym młodszych sióstr, starszych sióstr, niczyich sióstr, nauczycieli i zupełnie obcych ludzi.
    Zdecydowaną część serii stanowią dziwne, choć (zazwyczaj) całkiem normalne jak na młodych mężczyzn pomysły, przesądy i poglądy na przeróżne sprawy (np. co znaczy, że coś jest kawaii albo nagła zabawa w RPG z użyciem znalezionego kija jako miecza). Zgodnie zatem z oczekiwaniami oglądamy niedojrzałe przygody dojrzewającej młodzieży, jednak 'druga strona' wiele lepsza nie jest. I tak biedny Motoharu staje się ofiarą koleżanek swojej starszej siostry, a Karasawa jest atakowany przez koleżanki swojej sąsiadki. Sama sąsiadka wiele lepsza nie jest, bo za podstawówki siała spustoszenie w okolicy i do dziś każden młodzieniec boi się jej panicznie. Są nawet momenty, które mogą przywieść na myśl pupy z Gombowiczowego Ferdydurke - oto obserwujemy samorząd, który umiera ze wstydu, że sprowadzili nieświadomą niczego dziewczynę i wrobili w sytuację, gdzie mogli jej zajrzeć pod spódniczkę. Młodzież męska niewinna jest!, że pozwolę sobie zacytować Pimkę.
    Obsada tej serii to w dużej mierze parada znakomitości. Mimo to, niekwestionowaną gwiazdą całej serii jest Hidenori - jego rewelacyjny humor jest potęgowany przez niesamowite zdolności Sugity Tomokazu (znanego głównie z roli Kyona, po którym nastąpił wysyp przeróżnych, w większości co najmniej równie dobrych kreacji), zdolnego używać tak wielu różnych głosów, za każdym razem doskonale dopasowanych do sytuacji, że zapiera dech w piersiach (głównie ze śmiechu). Do tego jeszcze dochodzi Yassan o głosie Hikasy Youko (która w jednej scenie ostatniego odcinka powiedziała więcej niż przez całą resztę serii), ale to mój osobisty sentyment.
    Dużo jest serii, które opowiadają o licealistkach, a większość z nich należy do bardzo dobrych, oferując niemało naprawdę śmiesznych gagów. Wszystkie one jednak są zdeklasowane przez Nichibros oferujące ogromną dawkę nieprzeciętnego humoru. Za raczej nietuzinkowe podejście i bardzo fajną kreskę nie uciekającą się do deformacji, Danshi Koukousei no Nichijou zasługuje na 10 oczek.
  11. piotrekn
    Opis brzmiał dość fajnie, więc postanowiłem w końcu obejrzeć. No i obejrzałem.
    Komputery osobiste wyewoluowały do postaci przypominającej ludzką. Motosuwa Hideki, niedoszły student, marzył zawsze o takim komputerze, jednak są one po prostu zbyt drogie, jednak pewnego dnia znajduje jeden wyrzucony przez kogoś egzemplarz. Zabiera go do domu i uruchamia nadając jej imię Chi. Nie jest ona jednak zwykłym modelem.
    Jakkolwiek nic przeciwko romansom nie mam, Chobits jakoś za bardzo do mnie nie przemówiło. Tak troszeczkę za mało się działo, albo było za mało postaci... trudno powiedzieć, o co chodzi. Wiem, że za fabułę nie mogę wystawić maxa, bo było przy tym wszystkim dość nudnawe, a postać Hidekiego strasznie mi do gustu nie przypadła (choć za plot twist związany z Chi należy się niezły plus). Kreska dość specyficzna, głosy dobrane fajnie. Summa summarum, 8/10.
  12. piotrekn
    Ten tytuł kojarzę dość bardzo, bo z kolegą chcemy zbudować sobie prywatne działo kinetyczne aka railgun i podczas przeszukiwania sieci w poszukiwaniu przydatnych informacji okazało się, iż jest to tak niszowa kwestia, że stosunek pozycji railgun-broń do railgun-anime wynosił mniej więcej 1:1. A że przy okazji rozkwitało moje zainteresowanie, kolejny tytuł znalazł się na mej liście.
    Na pewno kogoś może ciekawić, czym (a właściwie kim) jest esper. Nazwa ta to wariacja na temat skrótowca ESP (Extrasensory Perception, postrzeganie pozazmysłowe) i wbrew pozorom oznacza jakiekolwiek ponadnaturalne zdolności, jak teleportacja czy miotanie i manipulowanie elektrycznością.
    Railgun to spin-off od To Aru Majutsu no Index (o tym kiedy indziej), w którym pierwsze skrzypce gra drugi najpotężniejszy esper w supernowoczesnym, szkolnym mieście Academy City, młoda tsundere imieniem Misaka Mikoto vel Railgun - przydomek jakkolwiek bezzasadny, jeśli za punkt wyjścia przyjmiemy zasadę działania railguna, na której skupię się innym razem - wraz z psycho-lesbian (i jednocześnie współlokatorką) posiadającą jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów Shirai Kuroko (jedna z lepszych, poziom mocy 4 z 5), do których dołącza dość barwny duet Uiharu Kazari (moc raczej słabsza) i Saten Ruiko (mocy pozbawiona). Ogólnie całe anime można określić z grubsza jako "cztery panny i nic konkretnego", choć w sumie mamy jeden arc podzielony wpół i dość istotny, i jeden istotny mniej, w tak zwanym międzyczasie. Do tego jeszcze kilka odcinków autentycznie o niczym specjalnym.
    Na pewno ogląda się to fajnie. Kresce nie mam nic do zarzucenia, zaś głosy są dość charakterystyczne i lubią się powtarzać w produkcjach J.C. Staff (Ookami-san choćby). Głos Arai Satomi najszerzej znany jest właśnie jako Kuroko, i zawsze z nią porównywany. Fabuła fajna, też nie mam nic do zarzucenia. W efekcie pozostaje ocena niejako wyjściowa, czyli 8/10. Warto, obejrzeć nie zaszkodzi, a Index i Railgun to jedne z ciekawszych uniwersów.
  13. piotrekn
    Polowałem na to draństwo dość chwilę, ale w końcu udało mi się zdobyć i obejrzeć.
    O czym to jest? W zasadzie o niczym. Grupka (później dwie) licealistek robiących różne rzeczy, głównie rozmawiających. Pierwszy odcinek zaczyna się nawet rozmową na temat rożków z czekoladą trwajacą dobrych kilka minut, w czasie których poznajemy główne bohaterki - Konatę, Miyuki oraz bliźniaczki Tsukasę i Kagami. Konata to niereformowalna otaku, która (gdyby chciała) miałaby najlepsze wyniki, lecz jedyne co ją interesuje, to manga, anime oraz gry. Miyuki, określona przez Konatę jako walking pillar of moe, to bogata, mądra acz niezdarna dziewczyna w okularach, oczywiście całkiem sympatyczna (chyba odziedziczyła to po matce, którą zresztą też poznajemy) Kagami i Tsukasa różnią się jak ogień i woda. Ta pierwsza głównie zajmuje się sprowadzaniem Konaty na ziemię, zachowuje się lekko impulsywnie (bądź co bądź, jest lokalną tsundere, choć mocno 'urealnioną') i dobrze się uczy, a jej siostra należy to rodzaju 'mniej zdolnych', żeby nie powiedzieć wręcz 'leniwych'. Obie siostry przypominają też z lekka bliźniaczki Fujibayashi z Clannada, nosząc fioletowe włosy z ozdóbkami, impulsywna długie, spokojniejsza krótkie. Później dochodzą jeszcze inne, równie zabawne pannice, nauczycielka, przewija się też ojciec Konaty. Cała masa przeróżnych postaci.
    Fabułę, choć praktycznie nieistniejącą, oceniam na maxa. Nawet taki całkowity brak jakiejkolwiek historii da się przekazać w bardzo fajny sposób. Kreska jest bardzo charakterystyczna i nie mam nic przeciwko - bardzo dobrze się wpisuje w formułę tej serii. Dźwięki? Dwie osoby podkładające głosy pod całą masę nieokreślonych osób tutaj akurat problemu nie sprawiają, nawet jeśli 17 osoba z kolei mówi dokładnie tym samym głosem. Głosy dziewcząt jak zwykle dobrane przez specjalistów, bo dopasowane są idealnie. No i jeszcze kwestia OPa, którego słucham do dziś (i który doskonale nadaje się na dzwonek) - typowy earworm. Jeśli chodzi o endingi, tu też dodatkowy punkt dla twórców - do połowy obserwujemy drzwi, za którymi główny kwarter uprawia karoke, później mamy Shiraishiego Minoru (podkładającego głos zresztą pod niejakiego Shiraishiego Minoru), który śpiewa najprzeróżniejsze rzeczy oraz uczestniczy w dziwnych scenkach. Zatem, za całość i wszystko z osobna, z czystym sumieniem oceniam Lucky Star na 11/10. To trzeba obejrzeć!
  14. piotrekn
    Ta seria, na szczęście, do krótkich nie należy i to zdecydowanie bardzo dobrze. Historia rozłożona na pierwszy sezon i After Story dając blisko 60 odcinków ogląda się naprawdę genialnie i pozostawia niezapomniane wrażenia.
    Okazaki Tomoya, lat 17, nienawidzi swojego miasta. Wiążą się z nim wspomnienia, których najchętniej by się pozbył, ale nie jest w stanie. Prowadzi beztroskie, bezcelowe życie aż do momentu, w którym u stóp wzgórza prowadzącego do szkoły spotyka pewną osobliwą dziewczynę. Zdaje się ona mówić do kogoś, lecz nie do końca jest pewne do kogo. Tomoya, reagując na jej słowa, zachęca ją do wspięcia się na szczyt i tak zaczyna się ich historia...
    Opis wyjątkowo krótki, to prawda. Pomimo tego, stosunkowo trudno streścić zaczątki fabuły Clannada w troszkę dłuższej formie, czy też raczej byłoby to raczej błędem. W przeciągu tej serii w końcu większość swoich znajomych Tomoya poznaje praktycznie zupełnie na nowo, nie mówiąc o nowych znajomościach. Ta ekranizacja głównej ścieżki visual novel (z którym aktualnie się zmagam) w bardzo zręczny sposób odtwarza większość zawiłości, prezentując je w bardzo fajnej formie, z o wiele lepszym seiy? dla Okazakiego niż kinówka. Nie jestem do końca pewien dlaczego, ale wydaje mi się, że po prostu nie jestem w stanie oddać tej niesamowitej atmosfery, którą przedstawia i pozostawia po sobie Clannad za pomocą słów. Fabuła genialna, kreska ładna (choć wielu się czepia rozstawu i skali oczu żeńskich postaci), udźwiękowienie świetne z uwzględnieniem seiy? z VN. Zakończę ten problematyczny wywód oceną 12 na 10-stopniowej skali oraz poleceniem: obejrzeć za wszelką cenę!
  15. piotrekn
    Nadrabiania tzw. klasyków ciąg dalszy.



    W kraju zwanym Tristein znajduje się wielka akademia magii, w której uczą się arystokraci, czyli osoby mogące wspomnianą magią władać. Do tego niezbyt zacnego grona należy m.in. Louise de La Valliere, która (jak się później okazuje - nie bez powodu) z władaniem magią ma pewne problemy - zdecydowana większość jej zaklęć (poza
    oraz przyzwaniem chowańca [tsukaima]) kończy się eksplozją (stąd przydomek 'Zero'). Przychodzi pora przyzwania chowańców dla uczniów, zaś podczas ceremonii z udziałem Louise ta przyzywa sobie człowieka imieniem Hiraga Saito. Obie strony są mocno skonfundowane, bo różowowłosa
    chce rytuał powtórzyć, zaś sam Saito nie rozumie co się dzieje. Stety albo i nie, jego nieświadomość wynikająca z nierozumienia słów ludzi dookoła niego zostaje przełamana jeszcze tego samego wieczora podczas dość (eufemizm alert) brutalnego traktowania przez swoją panią (zresztą, anime to nic - w nowelkach potrafiła go biczować do nieprzytomności). Mimo tego wszystkiego, nie mając zresztą wielkiego wyboru, zostaje w tym świecie i w ciągu następnych dni odkrywa tajemnice m.in. swojej obecności w innym świecie oraz nieumiejętności korzystania z magii przez Louise.
    Uczucia po obejrzeniu serii mam nieco mieszane. Z jednej strony całkiem fajna historia, ciekawy świat i postaci i wogle, podczas gdy z drugiej mamy tsundere
    o wyjątkowo nieludzkiej brutalności. Nieco po prostu to przeszkadza, gdy w jednej chwili są momenty, Saito robi za Big Damn Hero, tylko po to, żeby jeszcze tego samego wieczora skończyć pod biczami śpiąc na słomie. Na szczęście, w większości przypadków, między takimi scenami jest przynajmniej jeden odcinek różnicy...
    Co do technikaliów, oczywiście żadnych zarzutów nie mam. Płynna i ciesząca oko animacja, doskonale dopasowane głosy (jeśli ktoś zacząłby się zastanawiać czy spotkałem głosy dopasowane niedobrze, to tak - choćby protagonista Omamori Himari brzmi cokolwiek dziwnie) i świetny
    . Ja przyznałem tej serii 9 oczek, również dzięki Sieście, Marronowi i wielu, wielu różnym, ciekawym i zabawnym postaciom. Nie warto tego oglądać jako jednego z pierwszych anime, bo już spotkałem parę osób, które zraziły się do terminu 'tsundere' właśnie dzięki Louise.
  16. piotrekn
    Angel Beats! to dzieło od Keya, tego samego, który stworzył visual novele Clannad, Kanon, Air i parę innych, również znanych obracającym się w tej materii. Anime to nie posiada jakiegoś "pierwowzoru", innymi słowy jest pierwszym medium opowiadającym taką historię (tak samo zresztą jak opisywane ostatnio SW). Historię zresztą (wydaje mi się) nietuzinkową.
    Młody, czerwonowłosy chłopak budzi się nocą na terenie jakiejś szkoły. Tuż obok niego stoi dziewczyna, trzymając w ręku karabin z celownikiem optycznym, celująca do innej niewiasty znajdującej się na boisku. Nie wierząc w słowa Yuri, gdyż tak zwie się zbrojna panna, iż jest martwy, postanawia porozmawiać z drugą, przedstawioną jako Tenshi (Anioł). Ta w efekcie rozmowy zadaje mu pchnięcie w serce. W efekcie późniejszych wydarzeń Otonashi (gdyż tak się zowie nasz protagonista) dołącza do Frontu Walki w Zaświatach prowadzonego przez wspomnianą Yuri i poznaje tam różnych zakręconych ludzi, z którymi wykonują różne zadania.
    Historia, tak jak te zrealizowane przez KyoAni, nie szczędzi humoru, ale jej głównym celem jest (co najmniej) chwycić za gardło, co nierzadko się udaje (historia Naoi, hipnoza zaaplikowana Yuri oraz historia Kanade, nie wspominając w zasadzie całego ostatniego odcinka). Jednym z zarzutów wobec Angel Beats! jest fakt, że mógłby być dłuższy. Z postaci drugoplanowych poznajemy historię jedynie Hinaty, Yui i Iwasawy, przy czym konkretnemu rozwinięciu i wykorzystaniu ulega tylko życie ogoniastej genki girl. Poza nimi pozostają Matsushita, TK, Takamatsu, Noda, Shiina... cała gama ciekawych postaci, o których prawdopodobnie nigdy się niczego nie dowiemy. Poza tym jednym mankamentem, seria wydaje się być bardzo w porządku, jak zwykle na udźwiękowienie nie narzekam, a co do obrazu... Angel Beats! jest w ok. 120% robione na komputerze, co widać po takim a nie innym wyglądzie postaci, cieniowaniu i innych zauważalnych cechach. Nie wszystkim się to może podobać.
    W moim uznaniu seria zasłużyła na 8, może zapowiedziany na nadchodzące lato drugi sezon, w którym
    , może zasłuży na oczko lub nawet dwa wyżej.
  17. piotrekn
    Sefnir, cfaniak jeden, machnął taką reckę, że aż wstyd mnie tu cokolwiek pisać... No cóż, pozostaje się uczyć, zresztą po to (głównie) ten blog tu powstał.
    Aby uniknąć pisania po raz trzeci skrótu fabuły, odsyłam do tematu w dziale M&A oraz niedawnego Top10. Tu skoncentruję się bardziej na ocenianiu.
    BRS to samo w sobie dość ciekawe zjawisko, bo wyewoluowało z jednego arta pewnego internauty. Potem znalazł się inny, który ułożył piosnkę i zaciągnął do jej zaśpiewania Miku Hatsune i tak, krok po kroku, doszło do tego, że zrodziła się OVA na 40 minut, opowiadająca całkiem ciekawą historię. Opowiadająca zresztą też w dość zacny sposób.
    Jeśli chodzi o wygląd, w zasadzie jest to 100% CGI i to widać, nawet aż za bardzo. Troszeczkę to razi w oczy, przynajmniej mnie. Osobiście wolę troszkę wyraźniejszą kreskę. To w zasadzie jedyna rzecz, jakiej bym się uczepił, bo udźwiękowienie oczywiście świetne, a o fabule już się wypowiadałem. Zastosowany format też nijak nie przeszkadza, dlatego z czystym sumieniem stawiam 9/10.
  18. piotrekn
    Kilka tytułów na liście ominąłem, nie bez powodu zresztą - nie są one warte aż tyle uwagi. Dlatego pora teraz na film godny uwagi i będący niegoszczącym tu od dawna romansem.



    Pewnego dnia w szkole Inoue Konoha spostrzega swoją senpai jedzącą książkę. Ona nie chce, aby on wyjawił jej sekret, więc zostaje zmuszony do dołączenia do klubu literackiego i pisania jej codziennie przekąsek. Z czasem odkrywana jest przeszłość Konohy i pewne wydarzenie sprzed dwóch lat, które odcisnęło poważne piętno na życiu jego i jego przyjaciół.
    Film, jak już wspomniałem, jest bardzo ciekawy. Spokojny, nie obfituje w jakieś przeładowane akcją sceny, stopniowo odkrywa wspomniane wydarzenie i wszystko to, co do niego doprowadziło. Dźwięk jest, jak zwykle, bez zarzutu - nie było żadnych postaci denerwujących tonem ani barwą głosu, wszystko oczywiście świetnie dopasowane. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to wygląd twarzy - przy ujęciach en face nosy są zarysowane co najmniej dziwnie. Poza tym - bez zarzutu, za to ze świetnymi sekwencjami, jak choćby parowóz przy końcu.
    Ogółem rzecz jak najbardziej godna polecenia. Nie jest idealna, ale dostatecznie świetna, aby uzyskać u mnie 9 oczek.
  19. piotrekn
    No, to teraz pora na jeden z dziwniejszych tytułów na mojej liście.
    W 1939 roku Ziemię zaatakowali kosmici nazwani Neuroi, którzy względnie szybko podbili Europę i Azję. Jedyny skuteczny sposób aby z nimi walczyć to posłać w niebiosa młode dziewczęta władające magią, zbrojne w ciężką broń i ustrojstwa zakładane na nogi umożliwiające im lot - Strikery. Jedną z ostatnich linii obrony są Wyspy Brytyjskie, a założony w jednej z baz 501. szwadron otrzymał nazwę Strike Witches.
    Mieszkająca sobie spokojnie gdzieś w głębi kraju zwanego Fuso (Japonia) Miyafuji Yoshika zostaje znaleziona przez panią porucznik Sakamoto Mio, która próbuje zwerbować nasze dziewczę do wspomnianego szwadronu. Ta z kolei, straciwszy ojca dzięki wojnie, czuje do wojny wstręt potężny i nie chce walczyć, nie mówiąc nawet o wyjeździe. Pomimo tego wyrusza do Brytanii w poszukiwaniu ojca, po drodze będąc świadkiem walki z Neuroi, która zmienia jej podejście do całej sprawy i w efekcie której dołącza jednak do oddziału.
    Na początek parę słów o postaciach. Jest Yoshika, młoda, naiwna, lekko
    (wbrew temu, co się głównie sądzi, trudno tu uświadczyć jakąś true
    ), główna oś całej fabuły (w końcu po coś musiała dostać największą moc ze wszystkich panien). Mamy jej przyjaciółkę, Lynette Bishop z Brytanii (tak to się u nich nazywa), strzelec wyborowy. Jest archetyp francuskiego bufona, Perrine Clostermann z Gallii (no cóż to może być za kraj?), pałająca uwielbieniem dla nauk pani porucznik. Są też swoiste kompleciki - liberiońska (chameryka) maniaczka szybkości hojnie obdarowana przez naturę i jej całkowite przeciwieństwo Francesca Lucchini z Romagnii (północne Włochy, a jakże), obie z zamiłowaniem do skinshipu, Eila Juutilainen prawdopodobnie z ichniego odpowiednika Finlandii oraz utalentowana Sanya Litvyak z Orussii, a także asy całego zespołu, pochodzące z Karlslandu Gertrud Barkhorn (służbistka) oraz Erica Hartmann (obowiązkowy leń), jest jeszcze Minna Wilcke, dowódca oddziału, którą łączy zażyłość z porucznik Sakamoto.
    Chyba jeszcze nie wspomniałem, że Striker w jakiś niewyjaśniony dotąd sposób kłóci się z noszeniem spodni, toteż nie ma na horyzoncie żadnej, powtarzam ŻADNEJ przedstawicielki płci pięknej, którą uświadczymy w spodniach, czy nawet w spódnicy. Na tej płaszczyźnie wyróżnia się jedynie Perrine. A skoro już sobie to wyjaśniliśmy, można spokojnie powiedzieć, ze przez co najmniej połowę każdego z dwóch sezonów z ekranu wylewa się ecchi w niemałych ilościach (choć przy niektórych tytułach wymięka), głównie pod postacią (pod względem częstości występowania): pantyshotów, scen furo oraz skinshipu.
    Spoglądając od strony technicznej, głosy zrealizowane są bardzo dobrze, z charakterystycznym śmiechem Mio na czele. Na muzykę trudno narzekać, choć opening ani ending jakoś specjalnie mnie nie urzekły, szczególnie te z drugiego sezonu (jakaś dziwna tendencja się pojawia w OPach i EDach ostatnich sezonów). Wygląda to całkiem ładnie, okręty i bazy są całkiem "detalicznie" wykonane, no i za każdym razem inny Neuroi. Jako całokształt stoi na całkiem przyzwoitym poziomie, choć fabuła jako taka dzieje się w sumie tylko w pierwszych i ostatnich dwóch odcinkach sezonu. Polecam to głównie osobom, które ecchi uznają za obowiązkowy element każdego porządnego anime.
  20. piotrekn
    Małe opóźnienie, wynikające z natłoku zajęć i prokrastynacji...
    Kiedyś się ze znajomym umówiłem, że ja obejrzę TTGL, a on obejrzy Strike Witches. Ja swojej części umowy dotrzymałem i nie żałuję... (zgrzeszył byś żałując dop. Sefnir)



    Ziemia, czas bliżej nieokreślony. Ludzkość żyje sobie na planecie... wróć. Ludzkość żyje pod powierzchnią planety, w podziemnych wioskach nękanych typowymi problemami podziemnych cywilizacji, czyli ograniczona żywność, ograniczony posłuch, ograniczona przestrzeń i zawały. Dawno już zdążyli zapomnieć, że istnieje coś takiego jak powierzchnia, a nad nią niebo.
    Ale, jak w każdej historii, i tu znajdują się nasi dzielni bohaterowie, będący na przekór wszystkiemu i uparcie wierzący, że gdzieś tam w górze jest duużo miejsca. W zasadzie jeden bohater, Kamina mu było, a za nim niewielka banda. Płochliwa przy tym, bo łamiąca się pod perspektywą byle kary, za wyjątkiem jednego sztuka - Simona. Tenże Simon znalazł razu pewnego jedno coś, a konkretnie stożek z wyrżniętą na nim spiralą, innymi słowy - miniaturowy świder, świecący do tego. Później znalazło się drugie coś, mianowicie twarz z nogami i ręcami, która miała gniazdo na wspomniany świder i okazjonalnie reagowała na jego wsadzenie.
    A ponieważ to jest anime, wyprowadzenie naszych bohaterów na powierzchnię nie może odbyć się spokojnie - na wioskę spada jeszcze większy mechaniczny głowonóg, ostrzeliwany przez skąpo odzianą snajperkę z bynajmniej nie snajperskiego dystansu. Maszyna zostaje pokonana, a dziewoja imieniem Yoko, wraz z Kaminą i Simonem w znalezisku, udaje się w górę...
    O TTGL było w internecie głośno, i to nie bez powodu - jednym z głównych był Kamina, przez którego zresztą część widzów przestała oglądać. Całej serii towarzyszy atmosfera niesamowitego rozmachu i niepoprawnie rozumianej epickości, a każdy kolejny przeciwnik jest większy od poprzedniego. Sama historia przyjmuje iście nieziemskie wymiary, a po time-skipie zaczynają się pojawiać pewne konflikty, nieco bardziej polityczne. Przez całość przewija się ogromna ilość różnych postaci, o mniejszym lub większym wpływie na bohaterów.
    Trudno mi powiedzieć o wyglądzie TTGL cokolwiek poza 'charakterystyczny' - każda postać wygląda na swój indywidualny sposób (Leeron, Lia, Yoko, Kamina...), jednocześnie wpasowując się w resztę. Większość krajobrazów z początku serii do najciekawszych nie należą, ale już gdy pojawiają się mobilne fortece, Teppelin i Kamina City (o nieco dalszych lokacjach nie wspominając), zaczyna to robić wrażenie. Muzyka jest wprost rewelacyjna - opening (Sora Iro Days), endingi, a także niektóre fragmenty z OST, szczególnie 'Libera Me' From Hell; kawałki potrafią rozbrzmiewać w głowie nawet po dłuższym czasie od obejrzenia.
    Seria jest niesamowita. Po kilku odcinkach wciągnie niczym odkurzacz Zelmer i nie wypuści aż do samego końca. Broni się przed nudą zwiększając skalę co kilka chwil i trudno jej przyznać ocenę niższą niż 9. Ja przyznaję wyższą - 10/10.
  21. piotrekn
    Z serią zapoznałem się zacząwszy od anime, które było ogólnie niekiepskie. Ot, typowa ecchi haremówka, której się trafił pełny sezon. Potem przejrzałem 6 odcinków OVA i, jako że całościowo mi do gustu przypadło, postanowiłem czekać na kolejny sezon, który właśnie wychodzi. W międzyczasie zabrałem się za mangę, która przekroczyła moje wszelkie oczekiwania. Ale zacznijmy od samej historii:
    Yuuki Rito to jeden z tych przeciętnych licealistów, ma też do kompletu dziewczynę, w której się (z wzajemnością) podkochuje - Sairenji Harunę. Mimo usilnych starań, nie udało mu się jeszcze przekazać jej swych uczuć, nie inaczej było też i tym razem. Zdruzgotany kolejną porażką wraca do domu, gdzie wieczorem, podczas kąpieli, z wody wyłania się różowowłosa dziewczyna o miłej dla oka posturze, ogonie i imieniu Lala, lecz pozbawiona ubrań. Po krótkiej panice, Rito wraca do pokoju, gdzie czeka nań wspomniana dziewczyna, ubrana jedynie w ręcznik, zaś po chwili przez okno wpadają dwa osobniki o mało sympatycznym wyglądzie chcący zabrać Lalę ze sobą. Rito zabiera pannicę i uciekają po dachach, lecz wkrótce pościg ich dogania. Co się okazuje? Lala Satalin Deviluke, księżniczka i następczyni tronu planety Deviluke, której władca rządzi całą galaktyką, uciekła z domu żeby nie musieć wybierać swego przyszłego męża. Po krótkim 'wykładzie' Rito ogłasza go swoim narzeczonym, zaś siepacze stają się całkiem przyjaznymi pomagierami. Problem cały w tym, że Rito to wszystko wcale na rękę nie jest...
    Wprowadzenie jest, dużo ecchi jest, harem jest. Brzmi przeciętnie? Na pewno. Należy do tego wszystkiego dodać jeszcze bardzo fajne i rozbudowane postaci, różne przygody i zadania stawiane przez ojca Lali, no i nieludzkie ilości fanserwisu, podane jednak w całkiem rozsądny sposób. W efekcie otrzymujemy nad wyraz fajną do czytania mangę. Jeśli cały czas to brzmi standardowo i nieatrakcyjnie, polecam choćby spróbować - postaci jest cala gama, a protagonista nie jest tylko 'chłopcem do bicia' (choć i tak dość często w ten sposób kończy). Mnie wciągnęło jak mało co, stąd ocena taka a nie inna - 10/10 plus "Warto!".
  22. piotrekn
    Jednym z dobrodziejstw przebywania na FA jest fakt, że posiada dość sporą i usystematyzowaną historię opisywanych serii. Zapoznanie się z tą zawdzięczam tylko i wyłącznie przypadkowemu znalezieniu tematu.
    W bliżej nieokreślonym gdzieś/kiedyś jest sobie kraina, wydawałoby się, mlekiem i miodem płynąca. Pozory jednak mylą, bo jakiś czas wcześniej przez kraj ten przetoczyła się niemała wojna. Jedną z jej głównych przyczyn był niejaki Valbanill, żyjący wewnątrz góry bóg, źródło demonów i w ogóle. Wyrył on na sercu każdego człowieka Słowa Śmierci, które po odczytaniu przemieniają właściciela narządu w demona dysponującego ogromną mocą. Wśród wojennej zawieruchy zaczęły się również pojawiać potężne Demoniczne Miecze (całkiem sporo tu demonów, nie?), niektóre zdolne przyjmować ludzką postać. Jednym z nich jest Aria, rapier zdolny do miotania wiatrem w różnych kierunkach, zarówno jako przyspieszenie, jak i pocisk. Aria zostaje oddana w przechowanie do czasu festynu w ręce niejakiej Cecily Cambell, młodej panny należącej do Rycerzy-Gwardzistów strzegących porządku w mieście, której nie za dobrze idzie rycerzowanie. Pojawia się również młodzieniec imieniem Luke Ainsworth zdolny wytwarzać katany, kompresując za pomocą magii wieloletni proces wyrobu do kilku/kilkunastu minut, i którego to młodzieńca Cecily prosi o takiż właśnie miecz.
    Prawdopodobnie nieskładnie przeze mnie opisana fabuła jest w rzeczywistości niczego sobie, przemycając po drodze niektóre elementy typowe dla typowych anime (jak np. co sobie takiego Aria upatrzyła za dobrą 'poduszkę', czy wręcz jak się na oczach Luke'a rozpadła zbroja Cecily i co ona potem mu za to zrobiła) dodające szczypty komediowości. Choć wielkim fanem fantasy jakoś nie jestem, nie mogę uznać czasu poświęconego na obejrzenie tych 12 odcinków za stracony. Kreska zdecydowanie ładna, animacje płynne, brak jakichś rzucających się w oczy spadków jakości animacji w sekwencjach walk (troszkę tu pomagają zapewne artystom krótkie włosy Cecily, nie aż tak trudne do zanimowania). Na udźwiękowienie też nie narzekam, choć OP i ED jakoś specjalnie przebojowe nie były - w większości przypadków przewijałem i jakoś specjalnie w pamięć mi się nie wryły. Z bardziej kojarzących się głosów jest Lisa-Uiharu, z resztą seiy? zapoznałem się przy seriach oglądanych później.
    Ogólnie rzecz biorąc, jest to seria warta obejrzenia. Ta pozbawiona romansu komedia fantasy z elementami magii i sporą ilością walk zasłużyła u mnie na 8/10 za bardzo solidną robotę bez jakichś wyraźnych uchybień (a zresztą ja mało wybredny zazwyczaj jestem), ale też i bez tego czegoś, co pozwoliłoby się wybić dość bardzo ponad przeciętność. Warto.
  23. piotrekn
    W Akademii Hekiyou samorząd szkolny jest wybierany w konkursie popularności, dlatego też przewodniczącą została przepełniona moe
    Sakurano Kurimu, jej zastępcą jest tsunderowata Shiina Minatsu (zettai ryouiki grade S!), pozycję skarbnika zajmuje jej młodsza siostra, rozkochana w grach i wszelkich odmianach BL Shiina Mafuyu, zaś sekretarzem jest tajemnicza tall dark and bishoujo Akaba Chizuru. Jest jeszcze jedno miejsce, przeznaczone dla najlepszego ucznia w całej szkole i zajął je niejaki Sugisaki Ken, który pragnie uczynić z samorządu swój harem.
    Prace samorządu, jeśli w ogóle można je tak nazwać, obejmują z grubsza wyjadanie przekąsek, gadanie o niczym, obrażanie i okładanie Sugisakiego, jego kolejne próby uwiedzenia dziewcząt i przeróżne dziwne aktywności, zależnie od okoliczności. Okazuje się, że Ken całkiem poważnie podchodzi do swojej 'obietnicy', jaką złożył na wejściu i sam wypełnia całą robotę po godzinach. Wbrew pozorom, jego zachowanie ma niemały wpływ na resztę obsady - wystarczy choćby spojrzeć na odcinek, gdy
    przychodzi siostra natrętnej dziennikarki albo gdy Sugisaki jest chory. Są zresztą konkretne powody dla takiego a nie innego zachowania z jego strony, które w pewnym momencie ujawnia (ale nie będę odbierał przyjemności z oglądania).
    Na pewno ogląda się to całkiem nieźle. Kreska jest fajna, ale troszkę brakuje, żeby opening czy ending wgryzły się głęboko w ucho. Seiyu są dobrani dobrze, same zaś postaci - ciekawe. Fabuły jakiejś konkretnej brak, ale to wcale wadą nie jest. Oglądane po raz pierwszy może sprawić dużo radości (szczególnie, gdy zna się sporą część odwołań na początku), ale za drugim razem troszkę trudno zacząć. Pomimo tego za naprawdę dużą ilość przyzwoitej komedii dostaje 9/10. Jak najbardziej.
  24. piotrekn
    Z przykrością muszę stwierdzić, że z dniem wczorajszym blog ten stracił wszelakie znamiona terminowości. Ja nie będę niestety w stanie udzielać się tu tak często jak bym chciał, pozostaje mi złudna nadzieja, że Kondzio i Sefnir zapewnią choćby jeden wpis na tydzień, oraz że kogoś ta notka zmartwi
  25. piotrekn
    Wszystko względnie unormowane, toteż i znów ja popełniam dzisiaj tekst.



    Kousaka Kyousuke ma dość bezstresowe podejście do życia (nie mylić z beztroskim). Żyje sobie w świętym spokoju, ignorowany na rzecz popularnej i 'sukcesywnej' młodszej siostry Kirino. Pewnego dnia znajduje przez przypadek pudełko z anime. Żeby było ciekawiej, w środku zamiast krążka z kilkudziesięcioma minutami animacji znajduje dysk z eroge. Na pewno nie jest to jego, a rodzice (szczególnie ojciec-policjant) krzywo patrzą na (zbyt) szeroko rozumianą kulturę otaku. Pozostaje więc jedna, również niezbyt prawdopodobna opcja, która jednak się potwierdza. Jeszcze tej samej nocy Kyousuke zostaje powiernikiem tajemnicy siostrzyczki zobowiązując się do udzielania konsultacji w istotnych sprawach i wspierania ukrycia owego hobby.
    Zapowiadało się w porządku. Takie też zresztą na samym początku było. Mimo wszystko jednak, mała ruda złośnica dość znacząco pogarszała wrażenia z oglądania całej serii, traktując brata w zasadzie jak śmiecia. A że on się przy tym jeszcze daje wykorzystywać... Sytuacji wiele nie poprawiają jej koleżanki po fachu - Ayase i Kanako. Ta pierwsza, na pozór miła i przyjacielska, okazuje się być osobą bez dystansu krytykującą otaku i darzącą Kyousuke niczym innym jak obrzydzeniem. Kanako w zasadzie odkrywa swoje karty niedługo po pojawieniu się, a konkretnie ujawnia swoją zadufaną i arogancką osobowość patrząc na wszystkich z góry. Wiele ratują tu inne panie: Saori, zdystansowana i podchodząca dość... ciekawie do wielu spraw
    , wygadana, sympatyczna i pracowita Ruri alias Kuroneko, a także przesympatyczna Manami, które w zasadzie jako jedyne z bezpośredniego otoczenia Kyousuke są w stanie docenić jego wysiłki. Historia, dopóki nie dotyczy bezpośrednio Kirino, jest fajna.
    Tyle o fabule. Wygląda to całkiem fajnie, do głosów też się nie mogę przyczepić szczególnie, że za Kyousuke odpowiada Nakamura Yuuichi (m.in. Okazaki z Clannada - nie kinówki); inne postaci zresztą są zrealizowane równie dobrze. Summa summarum, ja wystawiłem Oreimo 8 oczek. Mimo tego, oglądać na własną odpowiedzialność.
×
×
  • Utwórz nowe...