Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

Swoją drogą... Zauważyłem, że zbyt mocno ostatnio tolerancyjny się stałem. Czy to może być oznaka dojrzałości emocjonalnej ?

nie, po prostu zaczynasz się starzec :wink:

Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Od zawsze bylem tolerancyjny, ale im dluzej siedze w Dublinie (robiac sie przy tym coraz starszy), tym bardziej zauwazam, ze po prostu nie lubie Murzynow. I nie chodzi tu o jakas moja nietolerancje, ale o brak cierpliwosci do ich sposobu bycia i ich wlasnej nietolernacji w stosunku do bialych. Niestety dosyc czesto mialem okazje sie przekonac, jak prawdziwe moga okazac sie stereotypy. Ale to akurat jest temat na troche dluzsza wypowiedz, a ja w pracy jestem i teoretycznie mam pracowac. ;)

Dawno mnie nie było w FoSie ;p

U mnie pogoda do luftu. Albo ciągle pada, albo pada co chwila :/ Masakra, ani to pograć w piłkę ani wyjść "tak po prostu". A burz ogólnie nie lubię, nie boję się ich, ale po prostu nie przepadam jak mi wali coś jak gram :X

W Irlandii pogoda tez do luftu. Srodek lipca, a temperatura waha sie miedzy 13 a 17 stopni. Od poczatku czerwca byl chyba tylko jeden tydzien, w ktorym temperatura doszla do "az" 23-24 stopni, przez reszte czasu termometr pokazywal ponizej 20. No i w dodatku pada. Nie jakies super wielkie ulewy, ale trwajaca kilka godzin mzawka padajaca z zasnutego szarymi chmurami nieba, przez co jest ponuro, sennie, nudno i lata nie czuc za bardzo. Polskich burz Wam zazdroszcze. Tu przez ostatnie 7 lat bylo ich tylko kilka (mniej niz 10), a i to zawsze jakies male popierdolki, podczas ktorych co prawda grzmialo, ale na porzadne blyskawice funduszy juz nie starczylo chyba. Nie ma porownania do dynamicznych, widowiskowych i glosnych letnich burz w Polsce. Na obrone tutejszej pogody moge napisac, ze ostatniej zimy trafila nam sie prawdziwa burza sniezna - nie dosc, ze niespotykanie mocno sypal snieg, to jeszcze sie blyskalo i dosc glosno grzmialo. No a poza tym pogoda jest tu nudna, powietrze wilgotne, wprost idealne warunki do tego by siedziec w domu przed kompem lub w pubie na piwku. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Jeśli ktoś na moim profilu był, mógł się już domyśleć, że pracuje w Lasach Państwowych.

Dżizas, chłopie ile ja bym dał by się wyrwać z codziennego harmideru i znaleźć spokój w takiej głuszy... Nie potrzebujecie kogoś do "patrolowania ściółki"? Chętnie wstąpię do służby :D Lubię ciszę, spokój i podobnie jak Ty, mam spory sentyment do flory i fauny (poza homo sapiens ;) - to najupierdliwszy z upierdliwych bożych stworzonek). Poza tym nie ma to jak dobra lektura na łonie natury. Mam jakieś takie dziwaczne zboczenie, że książek najczęściej nie czytam w domu. Nawet zimą czy ogólnie podczas spieprzonej aury wyłażę z krzesłem do ogrodu i czytam - a jak leje / pada / siąpi itede, to kitram się pod dachem altany i czytam dalej. A propos deszczu. Lubię pochmurną pogodę, lubię naście stopni na termometrze (bez znaczenia czy na plusie czy minusie), lubię jak pada deszcz i jak para leci z pyska :D Słowem jestem prawdziwym fanem tzw. "angielskiej pogody" a dodatkowo jak łubudnie i błyśnie z nieba, to robi się jeszcze lepiej. Nie trawię wysokich temperatur, nie trawię słońca w zenicie, bezchmurnego nieba, duchoty połączonej z wilgotnością zahaczającą o klimaty rodem z Mozambiku. Nie jestem typem zmarzlucha. Ponoć tolerancja danego człowieka na wysokie bądź niskie temperatury jest jakoś powiązana z porą roku, w której przyszło się na świat. Chyba coś w tym jest, bo ja jestem z października a moja małżonka, fanka upałów, byczenia się na plaży, nienawidząca zimy i niskich temperatur, ma urodziny w lipcu. Zimą, nawet na wysokim minusie, nigdy nie zakładam kalesonów, a górna część mojego ubioru to koszulka z krótkim rękawem i kurtka. Wtedy jest idealnie - nie marznę i nie przegrzewam się. Co innego Ona - koszulka, bluzka i rozpinany gruby sweter to minimum (oczywiście grzejniki w chacie są wówczas ustawione na maksa - ja zdycham z gorąca, po domu łażę jak jakiś debil tylko w gaciach, mam ochotę zedrzeć z siebie skórę, Ona - jest w siódmym niebie...). Co ciekawe - ja uwielbiam gorącą kawę, herbatę, zupę czy rosół. Ona przeciwnie - to wszystko musi być letnie czyt. gotowe do swobodnej konsumpcji. Ja lubię tzw. "grzańca" Ona znów przeciwnie - "%" wyłącznie na zimno. Dziwne i interesujące zarazem.

Kiedyś, dokładnie to podczas lata, kiedy to nasz zaje_boski Sejm wznosił modły o deszcz*, rozważałem nawet przeprowadzkę na Alaskę. Serio - wolę telepać tyłkiem z mrozu niż od owego odklejać gacie z przegrzania.

*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O losie... Ile kilogramów tego mięsa żeś Pan kupił?

2. Sam nie wiem, co mnie podkusiło... W sumie jak na spokojnie o tym myślę, to naprawdę sam siebie nie rozumiem - przecież dobrze wiedziałem ile trwa zjedzenie 0,5 kg mięsa...

Dobrze mi jedynie wychodzą placki ziemniaczane w odmianach wszelkich, racuchy i niektóre zupy.

I tak nieźle - znam, ba, mieszkałem przez rok z gościem, który nawet wody nie potrafi dobrze ugotować. Całe piękne życie gotowała mu mama, więc jak nagle przyszło do przeprowadzki na studia, to się chłop od tamtej pory żywi w barach. Albo "chińczykami".

Serio - wolę telepać tyłkiem z mrozu niż od owego odklejać gacie z przegrzania.

Jak już ktoś kiedyś słusznie zauważył - w przypadku mrozu zawsze można coś jeszcze na siebie założyć. W przypadku upału jest moment krytyczny, gdy nic już z siebie zdjąć nie możesz, a gorąco dalej jest.

Choć ja akurat dość lubię, gdy jest ciepło, co zasadniczo zgadza się z Twoją teorią - urodzony jestem pod koniec czerwca.

ze po prostu nie lubie Murzynow. I nie chodzi tu o jakas moja nietolerancje, ale o brak cierpliwosci do ich sposobu bycia i ich wlasnej nietolernacji w stosunku do bialych.

Well, well, well, czyli jednak chodzi o Twoją nietolerancję. Jakby o nią nie chodziło, to nie oceniałbyś ludzi po kolorze skóry, tylko po indywidualnych cechach charakteru. I oczywiście można wyodrębniać pewne cechy charakterystyczne dla danej grupy społecznej (w tym przypadku - etnicznej), ale odgórne przyjmowanie, że dana cecha jest obecna dla każdego przedstawiciela w/w grupy jest głupie.

Swoją drogą przenigdy nie mogłem zrozumieć skąd się bierze ewentualna niechęć do osób o danym kolorze skóry - stężenie melaniny ma raczej niewielki wpływ na charakter. O wiele bardziej zawsze byłem w stanie pojąć skąd się bierze niechęć/uwielbienie dla danej narodowości - w narodach cechy wspólne są dużo bardziej widoczne, niż u ras.

Ja o tym, że uogólnianie jest głupie przekonałem się w zeszłe wakacje, gdy z granicy węgiersko-słowackiej podrzuciła mnie rodzina Romów, nic mi nie ukradli, nie zabili, nie zgwałcili, nerki dalej mam, a nikomu z nich nawet przez usta nie przeszła kwestia zapłaty za autostop, co niestety było dość częste w przypadku, gdy zatrzymywali się rozmaici kierowcy (tak, Polacy też). Co to w ogóle za zwyczaj, żeby chcieć opłaty za autostop? Jakbym miał w planach płacić za przejazd, to bym pojechał pociągiem albo autobusem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem typem zmarzlucha. Ponoć tolerancja danego człowieka na wysokie bądź niskie temperatury jest jakoś powiązana z porą roku, w której przyszło się na świat.

To chyba jestem wyjątkiem, bo urodziłem się w grudniu, a nienawidzę zimy. Nawet gdy jest 30 stopni na zewnątrz i to w cieniu, wolę aby tak pozostało, niż mam się szlajać po przystankach w mroźne dni w grubych kurtkach, swetrach.

Serio - wolę telepać tyłkiem z mrozu niż od owego odklejać gacie z przegrzania.

Dobra, dobra - w zimę powiesz co innego, gdy śniegu będzie po kolana. A zapewne szykuje się jeszcze gorsza zima od dwóch poprzednich. Cieszmy się latem, tak szybko odchodzi... :(

Odnośnie murz... czarnoskórych: kolor nie ma nic do rzeczy, a ich charakter jest właśnie atutem. Znam paru ludzi o czarnym kolorze skóry i są to bardzo mili goście, inteligencją przewyższający wszystkich hejterów i rasistów, którzy niewiedzieć czemu pałają nienawiścią do ludzi o innym kolorze skóry, niż własny.

W Polsce jest jakaś moda na skrajną nietolerancję, czy jak?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do tolerancji, to nic nie mam do osoby o innym kolorze skóry, innej narodowości czy innego wyznania. Wychodze z założenia, że ludzi należy oceniać

tylko po indywidualnych cechach charakteru
. "Burakiem" może być tak samo biały jak i zielony.

Co do tempratury, przy której najlepiej się czujemy, to wpasowuje się w teorie, iż jest zalezna od tego kiedy się urodziliśmy. Nie cierpie gorąca a jak jest wiecej niż 25 stopni, to czuje się mniej komfortowo, niż np. przy 15. jestem z listopada. :happy:

Ostatnio też naszła mnie ochota na nauke języka francuskiego. Niestety w mojej szkole lekcji tego pięknego jezyka nie uświadcze, więc pozostaje nauka w domu z jakiś książek i nagrań, ewentualnie zapisanie się na jakiś kurs w trakcie roku(szkolnego, oczywiście). Cóż, mam nadzieję, że checi nie skończą się na wizycie w empiku w celu nabycia paru książek do nauki :wink: Choć obawiam się, że mój słomiany zapał wygra, jak zazwyczaj...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już ktoś kiedyś słusznie zauważył - w przypadku mrozu zawsze można coś jeszcze na siebie założyć. W przypadku upału jest moment krytyczny, gdy nic już z siebie zdjąć nie możesz, a gorąco dalej jest.
Ja już dawno o tym na forum pisałem. U mnie w robocie zawsze się dziwią, że nie biorę urlopu w lecie. I zawsze im odpowiadam, iż nie lubię ciepłych napitków i spoconych kobiet. Lato należy przeczekać w możliwie jak najchłodniejszym miejscu (piwnica?).

Well, well, well, czyli jednak chodzi o Twoją nietolerancję. Jakby o nią nie chodziło, to nie oceniałbyś ludzi po kolorze skóry, tylko po indywidualnych cechach charakteru. I oczywiście można wyodrębniać pewne cechy charakterystyczne dla danej grupy społecznej (w tym przypadku - etnicznej), ale odgórne przyjmowanie, że dana cecha jest obecna dla każdego przedstawiciela w/w grupy jest głupie.
Oczywiście, ale ludzie mają skłonność do generalizowania. Jeśli większość jakiejś grupy społecznej/rasowej/narodowościowej zachowuje się w określony sposób, to inni postrzegają tak wszystkich jej członków. To normalne. IMO polityczna poprawność postawiła wszystko na głowie. Pamiętam jak w początku lat '90-tych Niemcy mieli dowcip: ?Jedź do Polski, twój samochód już tam jest?. I była to prawda. Sytuacja zmieniła się nie przez zakazy takich wypowiedzi, ale przez zmianę postępowania Polaków. Tak samo jest z innymi grupami. Parę miesięcy temu była u mnie z wizytą mieszkająca w UK powinowata rodem z Ugandy. I określenie ?chędożone czarnuchy?, które padło z jej ust, było jednym z łagodniejszych na określenie tego, co robi większość czarnej społeczności imigrantów w Anglii.

Jakby ktoś chciał odpowiedzieć na ten fragment, to proszę pisać w ?Poglądach?.

znam, ba, mieszkałem przez rok z gościem, który nawet wody nie potrafi dobrze ugotować.
To musiała być kobieta. Faceci potrafią gotować. A jakbyś szukał przepisów na coś z mięsa mielonego, to zajrzyj do ?Kuchni?. Podawałem tam już kiedyś przepisy, ale jak gdzieś zaginęły, to zawsze mogę jeszcze raz wrzucić.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja mam ostatnio tyły w czytaniu. W ciągu ostatnich 2 tygodni przeczytałam 4 ksiązki z czego 2 w ostatnią sobotę. POmijam już, że owe ksiązki nie były zbyt wysokich lotów, ale to nie zmienia faktu, że kiedyś to potrafiło byc i ze 20 w ciągu tych 2 tygodni, a tu taka obsuwa...
Zaraz... Aracely? Ta, legendarna Aracely? @_@ Jeśli tak, to strasznie się cieszę, że do nas wróciłaś ^____^

Swoją drogą... Zauważyłem, że zbyt mocno ostatnio tolerancyjny się stałem. Czy to może być oznaka dojrzałości emocjonalnej ?
nie, po prostu zaczynasz się starzec
Stawiam jednak na dojrzałość. Większość osób, które znam, z wiekiem radykalizuje swoje poglądy i staje się coraz mniej wyrozumiała.

To musiała być kobieta. Faceci potrafią gotować. A jakbyś szukał przepisów na coś z mięsa mielonego, to zajrzyj do ?Kuchni?. Podawałem tam już kiedyś przepisy, ale jak gdzieś zaginęły, to zawsze mogę jeszcze raz wrzucić.
Niektórzy umieją ;) Zdecydowana większość moich znajomych umiejętności związane z gotowaniem ogranicza do robienia jajecznicy. Aczkolwiek tak, jak Pzkw- w "Kuchni" umieściłam już niejeden przepis, w tym wiele studenckich (tanich+szybkich+łatwych+smacznych :D).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie w robocie zawsze się dziwią, że nie biorę urlopu w lecie.

Boże, właśnie odkryłem, że jednak są plusy bycia nauczycielem! Ma się urlop 2 razy w roku - w ferie zimowe i w wakacje... Może jednak zrobię doktorat i zostanę na uczelni?

To musiała być kobieta. Faceci potrafią gotować. A jakbyś szukał przepisów na coś z mięsa mielonego, to zajrzyj do ?Kuchni?. Podawałem tam już kiedyś przepisy, ale jak gdzieś zaginęły, to zawsze mogę jeszcze raz wrzucić.

Jego płeć akurat nie podlegała dyskusjom - między wieloma "zaletami" miał wspaniały zwyczaj przechadzać się po pokoju w akademiku odziany jeno w kuse gatki zza których wylewał mu się owłosiony tyłek. Swoją drogą stanowił dla mnie zawsze motywator, żeby jednak jeść normalnie, a nie jak on - same chipsy, batony i chińczyki. Motywatorem było choćby to, że miał zadyszkę po wejściu na 1 piętro.

Z przepisów na mięso mielone skorzystam przy najbliższej okazji, bo moje mielone dzięki wydatnej pomocy 2 kolegów już niemal zostały unicestwione - zostało mi 5 na jutrzejszy obiad.

Swoją drogą dopiero po wyprowadzce z domu człowiek dostrzega, że wyposażenie domu to nie taka błahostka - nie mam w Krakowie choćby maszynki do mielenie mięsa, przez co muszę je kupować już zmielone. I o ile mięso mielone na miejscu w mięsnym, czy takie, które wygląda jak przepuszczone przez maszynkę smakuje znośnie, tak sprzedawane w workach i konsystencją przypominające kisiel (pierwotnie miałem na myśli zupełnie inne porównanie) do spożycia przez ludzi raczej się nie nadaje.

Odnośnie murzynów to jeszcze wyprodukuję posta w Poglądach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość RaxusV

Dzisiaj w godzinach popołudniowych w końcu, po wielu poszukiwaniach kupiłem Frugo!

Zdziwiłem się czemu nie mogłem znaleść go w większych miastach (np. Szczecin), a znalazłem go w sklepiku w mojej wsi :). Buteleczkę zostawiam na pamiątke :).

Niestety (znowu!) wrócę do tematu pogody - dziś pada cały dzień, z co najwyżej półgodzinnymi przerwami. Współczuję powodzianom, bo chyba na kolejną wielką powódź się zanosi (oczywiście urzędnicy nie uczą się na błędach...). Na szczęście mi to nie grozi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem tak: w wakację się nudzę, w roku szkolnym się nudzę, więc ogólnie życie mam nudne. Ale się cieszę, że mnie nie zalało, że jestem zdrowy, że mam wszystkich w domu. Więc chyba nie jest tak źle, prawda?

PS

W przyszłym roku chcę "robic" prawko. Aż się boję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak można się nudzić na wakacjach? :) Mi to aż czasem dnia nie wystarcza. I w sumie muszę przyznać, że jak dotąd są to chyba najlepsze wakacje, jakie mam przyjemność przeżywać. Choć w sumie nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, bo 6 lat temu też tak mówiłem i przyszedł taki dzień, kiedy rozcinając sobie kolano w znaczny sposób unieruchomiłem siebie na skromny miesiąc "z hakiem" :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez przesady. Można jeździć na rowerze, grać w nogę/kosza itp., iść do kina, pograć na kompie, pogadać ze znajomymi niekoniecznie na imprezie. Mi alkohol do zabawy potrzebny nie jest i uwierz: nie jestem tym imprezowym typem ;) Jest tyle zajęć, a wszystko sprowadza się do jednego - zapomnieć o szkole i o męce, którą przechodzi się z dnia na dzień poczynając od 1. września. Bawmy się, póki możemy ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak. Przecież na imprezach się świat nie kończy. Można przykładowo zorganizować grupkę znajomych do sportów grupowych (choćby do nogi), albo samemu wyjść na rower... albo chociaż na kompie czy konsoli pograć - zawsze jakiś sposób na nudę.

Albo po prostu znaleźć sobie jakieś hobby i je w wakacje rozwijać ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ja wiem, ja się nie nudzę aż tak bardzo. Zdaję sobie sprawę, że z początkiem liceum, a więc i dodatkowych zajęć z chemii, fizyki, angielskiego, rosyjskiego i francuskiego, nie będę miał zbyt dużo wolnego czasu. W ogóle to idę na najcięższy kierunek w mojej szkole, biol-chem-fiz. No cóż, jeśli chcę się dostać na medycynę, nie mając ani jednego lekarza w rodzinie, muszę się męczyć :)

Wracając do wakacji, czytam książki, kończę wszystkie gry na kompa, bo nie wiem, czy znajdę na nie czas w roku szkolnym i na całe dnie znikam z domu. Jest całkiem przyjemnie, nawet paskudna pogoda mi nie przeszkadza.

A tak przy okazji, w zeszłym tygodniu dwa razy byłem w TVN24. Raz w sejmie, drugi raz na Jarocinie (wywiad z członkiem Cool Kids Of Death, przechodzę za nim w koszulce Pidżamy Porno i z torbą z Che Guevarą, jeśli ktoś kojarzy :D). Staję się medialną osobą. Czekam na jakiś angaż. Może zostanę pogodynkiem? :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do wakacji, czytam książki, kończę wszystkie gry na kompa, bo nie wiem, czy znajdę na nie czas w roku szkolnym
Ech... każdy tak mówi. Zobaczysz, liceum wcale nie jest takie straszne jak się wydaje ;)

Ja z ręką na sercu przyznam, że w liceum autentycznie uczyłem się mniej niż w gimnazjum... i, co najśmieszniejsze, były z tego lepsze efekty (wyższa średnia). Choć ja zapewne miałem łatwiejszy kierunek (mat-fiz).

Także głowa do góry :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yoshi, jak masz tą fizykę? Bo u mnie jest rozszerzona tylko biologia i chemia, a fizykę mam, khm, "z elementami rozszerzenia"... W sumie to dużo języków sobie wziąłeś. IMO nie warto jest uczyć się nic więcej oprócz angielskiego, ew. rosyjskiego. Bzdurą jest to, że np. we Francji nie chcą gadać po angielsku... A na medycynę podobno nie jest tak ciężko się dostać ;) Poza tym mam nadzieję, że po paru latach trudnych testów (2010, 2011, podejrzewam, że jeszcze ze 2 lata tak miną) państwu znowu zabraknie przeklętych wykształciuchów, i może nie dowalą takich trudnych tych matur.

Ja w każdym razie i tak uczyć się muszę, mam zamiar ruszyć się z biologii i chemii, spróbować sił w konkursach. Akurat z tych przedmiotów jestem niezły, bez uczenia się zabrakło mi 2% do przejścia na etap wojewódzki, więc przysiądę. Przydałby się indeks przed końcem liceum ;). W sumie i tak będzie się trzeba uczyć, bo w końcu co robić w bursie.

Jechałem dziś w deszczu nad wodę, buty mi przemokły i wyszło takie metalowe coś. Nie mogę chodzić, mam pęknęty pęcherz na pół stopy, mam nadzieję, że nie zepsuje mi to planów na ten tydzień...

Aha, przyznam, że takoż byłem w TV! Nie ogólno krajowej, bynajmniej, aczkolwiek prowadzono ze mną wywiad! Na temat przydatności konkursów z wiedzy biologicznej o własnym regionie. Dżizys, jakie ja tam bzdury wciskałem, no ale co powiedzieć: A takie tam, ja startowałem bo dostanę za to piątkę z biologii?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yoshi, jak masz tą fizykę? Bo u mnie jest rozszerzona tylko biologia i chemia, a fizykę mam, khm, "z elementami rozszerzenia"... W sumie to dużo języków sobie wziąłeś. IMO nie warto jest uczyć się nic więcej oprócz angielskiego, ew. rosyjskiego. Bzdurą jest to, że np. we Francji nie chcą gadać po angielsku... A na medycynę podobno nie jest tak ciężko się dostać ;) Poza tym mam nadzieję, że po paru latach trudnych testów (2010, 2011, podejrzewam, że jeszcze ze 2 lata tak miną) państwu znowu zabraknie przeklętych wykształciuchów, i może nie dowalą takich trudnych tych matur.

Ja w każdym razie i tak uczyć się muszę, mam zamiar ruszyć się z biologii i chemii, spróbować sił w konkursach. Akurat z tych przedmiotów jestem niezły, bez uczenia się zabrakło mi 2% do przejścia na etap wojewódzki, więc przysiądę. Przydałby się indeks przed końcem liceum ;). W sumie i tak będzie się trzeba uczyć, bo w końcu co robić w bursie.

Fizykę mam w pełni rozszerzoną, więc w sumie to rozszerzone mam aż cztery przedmioty. Biol-chem-fiz i język. W szkole będę się uczył angielskiego i francuskiego(podstawkę, ale uczę się go prywatnie od dwóch lat), rosyjski dodatkowo. A jak z tą medycyną... Oczywiście, że nie jest aż tak trudno, jeśli jest się dzieckiem lekarza. Nie mam żadnego w rodzinie, więc mogę mieć z tym ogromny problem.

Z konkursów byłem laureatem tylko w podstawówce, w gimnazjum wystarczyło mi wiedzy na finalistę. Z angielskiego. Z chemii nawet nie spróbowałem, z biologii się nie uczyłem i mi nie wyszło. Trudno :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fizykę mam w pełni rozszerzoną

Tzn. zakres materiału taki sam jak na mat-fizie? A ile masz godzin tego przedmiotu w tygodniu? Ogólnie ciekawa sprawa, bo u mnie jest to raczej coś pośredniego pomiędzy poziomem podstawowym a rozszerzonym, czyli podobnie jak u gerbilosa. W mojej szkole realizujące "pełny" program mat-fizy mają trzy godziny fizyki tygodniowo, czyli tyle samo ile u nas jest zajęć z biologii w analogicznym okresie czasu. Jak to konkretnie wygląda u Ciebie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do mojego nudzenia się (fizykę zostawiam w spokoju, bo jestem w technikum, więc mam 2 fizyki w tyg. tylko przez dwa lata), owszem, na imprezach się życie nie kończy, ale ile można grać na kompie? Owszem, hobby sobie znaleźć można (ja na przykład nauczyłem się grać na keyboardzie), ale na dłuższą metę i tak nuda się wkrada...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idąc za tą ponurą myślą wszyscy sczeźniemy na nudę. :( Mój sposób na wakacje - robota :) Im więcej tym lepiej. Potem naprawdę człowiek zaczyna doceniać wolny czas i ma milion pomysłów jak go wypełnić ;) Czasem plany pokrzyżuje iście letnia (obecnie) aura, ale można pogrzebać w telefonie i poszukać numeru na który dawno nie dzwoniliśmy, zaskoczyć starego znajomego, odkurzyć gierkę sprzed dziesięciu lat, pojeździć na hulajnodze, przejść się na dłuższy spacer z parasolem (dla zdrowia), podciągać się na drążku. Większość z tych pomysłów może brzmieć pospolicie, albo nie będzie się nam chciało za nie zabierać, ale u mnie zwykle działa chęć przemożenia się i wszystko zaczyna nabierać sensu i wciągać. Z drugiej strony jak się nie uda mimo to, to odpuszczam: nic na siłę :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do wakacji, czytam książki, kończę wszystkie gry na kompa, bo nie wiem, czy znajdę na nie czas w roku szkolnym

Ech liceum... Czlowiekowi sie wydawalo, ze ma tyle do roboty (sporo lekcji, zadania domowe, lektury, uczenie sie na rozne testy, a potem przygotowania do matury), ze czasu na rozrywki typu rower czy granie ma wciaz za malo. A potem poszedlem do pracy, usamodzielnilem sie i choc owszem, prac domowych nie ma, a w dodatku dostaje sie jeszcze pensje, to czasu wolnego wcale wiecej nie ma, a wrecz przeciwnie. Nauke i sleczenie nad ksiazkami czy zadaniami zastapily obowiazki zawodowe i domowe, w formie tak prozaicznych czynnosci jak planowanie co bedzie sie jadlo w tygodniu, zakupy, gotowanie, sprzatanie, placenie rachunkow, znowu zakupy bo np. plyn do naczyn sie skonczyl, planowanie wydatkow... Dopiero po skonczeniu studiow i rozpoczeciu pracy czlowiek pojal, ile wolnego czasu mialo sie w liceum i jak beztroskim sie wtedy bylo. Czasem az chcialbym wrocic do tego okresu, nawet jesli znowu musialbym sie meczyc na lekcjach z najmniej lubianych przedmiotow i razem z reszta klasy przezywac terror charakterystyczny dla naszych lekcji jezyka niemieckiego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...