Skocz do zawartości
RoZy

Mass Effect (seria)

Polecane posty

Szczerze mówiąc, naprawdę podziwiam jaja scenarzystów z BioWare. Na koniec prostej opowieści o walce z Tymi Złymi dać kompleksową, enigmatyczną, trochę metaforyczną konkluzję to ostra zmiana klimatu... i targetu.

Zakończenie ME3 naprawdę trzeba przemyśleć, zinterpretować, przetrawić. Takie rzeczy to dla miłośników Alana Wake'a, czy innego Planescape: Torment, nie fandomu BioWare, po którym to jest ostatnie, czego można się spodziewać... tak samo jak od ich hejterów, którzy w dużo bardziej konkretnych i samodzielnie broniących się momentach wykorzystają najmniejsze potknięcie (a jak go nie ma - to sobie takowe wymyślają), by dowodzić, że gra jest okropna.

Inna sprawa, że wykonanie tego finału jest naprawdę bardzo słabe z dwóch przyczyn - w przeciwieństwie do poprzednich części, finał nie dostaje żadnego boosta od entuzjazmu gracza wynikającego z rozgrywki, bo ostatnia misja jest dość nudnawa i mało grywalna; co więcej, oszczędzili w ostatnim miejscu, w którym powinni: na outrze.

Co się tyczy konsekwencji wyborów - konsekwencje z ME1 i ME2 były obecne przez prawie całą grę, całość zamyka się w systemie Galaxy at War, który wpływa na główny cel gry (

powstrzymanie Żniwiarzy przed zniszczeniem Ziemi

). Decyzji i drobnych elementów jest za dużo, żeby każdy uwiecznić w finale, zawarcie ich w systemowym rozwiązaniu, które sumarycznie wpływa na finał jest niezłym ruchem. Jest dobrze, mogłaby tylko (znowu) być obecna lepsza narracja w zakończeniu, bardziej podkreślona rola tych zebranych sił. Kurde, że trylogia z najlepszym storytellingiem w grach zalicza faila akurat na finiszu...?

No i powiązanie tego z multiplayerem jest tak złym pomysłem, jak sądziłem, że jest. Czyli bardzo. Ale to się samo naprawi, będą DLC, które dorzucą punkty, edycja kompletna ME3 zapewne będzie umożliwiała ultimate good ending za pomocą samego single player.

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakończenie ME3 naprawdę trzeba przemyśleć, zinterpretować, przetrawić. Takie rzeczy to dla miłośników Alana Wake'a, czy innego Planescape: Torment, nie fandomu BioWare, po którym to jest ostatnie, czego można się spodziewać... tak samo jak od ich hejterów, którzy w dużo bardziej konkretnych i samodzielnie broniących się momentach wykorzystają najmniejsze potknięcie (a jak go nie ma - to sobie takowe wymyślają), by dowodzić, że gra jest okropna.

Masz jakiekolwiek pojęcie, za co zakończenie jest krytykowane?

Edytowano przez Black Raven 100
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś zacząłem swoją przygodę z trzecią częścią serii, właściwie dla mnie pierwszą. Co prawda grałem we wcześniejsze odsłony ale niestety to była bieda z nędzą na śmierć można było się zanudzić :/ Strasznie spodobały mi się zwiastuny trzeciego mass effecta więc pomyślałem że dam raz jeszcze szansę serii, jak na razie bawię się całkiem dobrze (pograłem 2 godzinki) strzela się dużo przyjemniej i efektowniej niż wcześniej za co wielki plus no i oczywiście jest możliwość wybrania cut scenek zamiast samodzielnych rozmów :) Dzięki tym elementom gra stała się bardziej dynamiczna i filmowa a zarazem przystępniejsza ;]

A tak swoją drogą cieszę się że jest pani Sheppard, nie musiałem tworzyć własnej postaci ponieważ żeńska wersja postaci przygotowana przez twórców bardzo przypadała mi do gustu ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Black Raven 100

Rozmawianie z Frisem o dziurach fabularnych w grach Bioware jest jak machanie motyką na Godzillę.

Może i coś zdziałasz, ale i tak cię rozdepcze.

Wszystkim tym którym nie podobało się zakończenie polecam - http://social.bioware.com/forum/1/topic/355/index/9727423/1 - Mega spoilery oczywiście.

Prawdopodobieństwo że to je prawda są znikome...Ale bardzo łatwo można się do tego dostosować, tak więc dla mnie ostatnie minuty gry są już po prostu

Indoktrynacją Sheparda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobne wrażenie, jak po zakończeniu

LOST

. Myślę, że BW nie poprzestanie na tej części i będzie tego więcej. Już niekoniecznie RPG. Wszak BW ma zapędy na RTS (nowy C&C), więc kto wie... No i ta scenka, którą widzimy po napisach końcowych jest dosyć ciekawa, zwłaszcza gdy

ten chłopiec pyta swego ojca/dziadka o to, czy ten mu opowie kolejną historię o Shepardzie, a ten odpowiada, że dobrze, ale jeszcze tylko jedną. Skoro w ME2 Sheparda wskrzeszono, to w sumie co stoi na przeszkodzie?

:P

Nie, nie powiem, żeby mi się zakończenie nie podobało. Chyba muszę się z tym przespać, bo dopiero co ukończyłem tę grę. Z jednego powodu się cieszę - że to już koniec. A przynajmniej mam taką nadzieję, że nie będą tego doić jak Assassin's Creed. Taki największy zarzut, jaki bym postawił tej grze, to fakt, że w wielu miejscach sztucznie przedłuża misje poprzez wysyłanie hord wrogów na nas. A już najbardziej jest to widoczne w Londynie. Po prostu cisnęły mi się momentami przekleństwa na usta podczas osłaniania

dział Thanix

. I tylko pytanie, czemu to tak długo trwa...

Generalnie uważam, że grało się fajnie, ale niech już BW wróci do tworzenia RPG z krwi i kości, hę? Może tak Neverwinter Nights 3? Albo coś innego z Wybrzeża Mieczy? I koniecznie z AD&D :)

Edytowano przez Nitrox
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz jakiekolwiek pojęcie, za co zakończenie jest krytykowane?

Nie wczytywałem się, ale z tego co widziałem na BWSN, to:

- lack of closure

- overall weirdness

-

SHEPARD DIES

- none of the decisions matter

Pierwsze dwa wynikają właśnie z tej niespodziewanej zmiany w kierunku artystycznym; czwarte z tego, że ludzie uwierzą w każdy marketingowy bełkot, niezależnie od tego, jak bardzo wyraźnymi bredniami by nie był, i zawiesili poprzeczkę oczekiwań za wysoko bez żadnych konkretnych przyczyn (no bo raczej ME1 i ME2 ich do tego nie skłoniły). Trzecie to rageposty "bo się nie skończyło tak jak chciałem" (bo nie grałem w multi).

Rozmawianie z Frisem o dziurach fabularnych w grach Bioware jest jak machanie motyką na Godzillę.

Może i coś zdziałasz, ale i tak cię rozdepcze.

Nie moja wina, że sobie uroiłeś garnuszek dziur fabularnych w DA2 tylko dlatego, że zapomniałeś o pewnych wątkach. Moja rola w naszych dyskusjach polegała zwykle tylko na przypomnieniu, co się właściwie działo i dlaczego to miało sens, bo pękł Ci łańcuch przyczynowo-skutkowy i zrzucałeś winę na storytelling.

Choć zasadniczo masz rację, uważam, że BioWare zasadniczo nie robi istotnych dziur fabularnych (z ostatnich gier przypominam sobie mostly granie magiem w DA2). Wycwanili się tak, że wszystko co dyskusyjne (zasiedlenie Cytadeli) zrzucają do limbo enigmatycznego niedomówienia. Bronią się jak mogą przed przeczeniem sobie samym nawet jeśli ich założenie ku temu wyraźnie dąży.

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czwarte z tego, że ludzie uwierzą w każdy marketingowy bełkot, niezależnie od tego, jak bardzo wyraźnymi bredniami by nie był,

Czyli Bioware powinno wyjść na przód i powiedzieć wprost ludziom ze wszystkie decyzje które podjęli podczas tych 100+ godzin gry są nie ważne bo zamiast tego chcieli walnąć na koniec:

kompleksową, enigmatyczną, trochę metaforyczną konkluzję

Nie wiem czy walnąć obrazek z facepalmem czy z mindblowem.

A po za tym przestań. Porównałem cię do Godzilli, a ja uwielbiam Godzillę :wub:

Edytowano przez LKAvallon
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I sądzisz, że ta zmiana w "kierunku artystycznym" w ciągu ostatnich 10 minut gry jest czymś dobrym? A nawet jeśli - nie, pod żadnym pozorem nie usprawiedliwia to całkowitego olania graczy w kwestii zapoznania go ze szczegółami wpływu, jakie wywarły nasze działania na galaktykę. BG2 które ukazało się 11 lat temu miało EPILOGI, które mówiły nam, co się działo z postaciami. Zmiany w stylu fabuły powinny być przeprowadzane stopniowo, a nie po 99 % całości! A co do "- none of the decisions matter" - zwalanie winy na graczy za to, że dali sie nabrać jest naprawdę nieprawdopodobnie nieuczciwe. To jakby uniewinniać złodzieja z kradzieży - ofiara mogła przecież lepiej pilnować własności!

I jeszcze coś - można usprawiedliwić końcowy wybór zmianą w stylu artystycznym, można zignorować dziury fabularne, brak wyboru co do klimatu zakończenia, ogólny brak logiki, ale dodatkowo zignorować fakt, że zakończenie

zerżnięto z Deus Exa?

Sorry, są granice tolerancji.

Edytowano przez Black Raven 100
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli Bioware powinno wyjść na przód i powiedzieć wprost ludziom ze wszystkie decyzje które podjęli podczas tych 100+ godzin gry są nie ważne bo zamiast tego chcieli walnąć na koniec:

kompleksową, enigmatyczną, trochę metaforyczną konkluzję

Nie wiem czy walnąć obrazek z facepalmem czy z mindblowem.

Nie. Ludzi wina, że wierzą w agresywny marketing. ;) ME3 ma sporo opcjonalnego contentu, ale łudzić się, że będzie pierdyliard zakończeń to naiwność przemieszana z głupotą.

One są ważne, bo się zawierają w Galaxy at War, ale przede wszystkim były ważne dlatego, że sprawiały frajdę przy podejmowaniu. Ja takie do nich podejście miałem już po tym, jak zobaczyłem jak to wyglądało w ME1, i może dlatego nie jestem rozczarowany tak bardzo - wystarczyłoby, żeby to zbieranie punktów zostało jakoś wyraźniej zamanifestowane. Scenki w stylu efektów ulepszeń Normandii w ME2 przy przechodzeniu przez Omega 4 by wystarczyły w zupełności, by dać znać, że gra pamięta co wyrabialiśmy. Tak to jest słabo, i ja o słabości narracyjnej strony zakończenia ME3 ciągle piszę. Merytorycznie jest dobrze.

I sądzisz, że ta zmiana w "kierunku artystycznym" w ciągu ostatnich 10 minut gry jest czymś dobrym? (...) Zmiany w stylu fabuły powinny być przeprowadzane stopniowo, a nie po 99 % całości!

Mogłaby być, inaczej przeprowadzona. Gdyby troszkę inaczej poustawiać klocki, wpakować w to zakończenie więcej kasy, nie miałbym zastrzeżeń. To fajna niespodzianka, że gra o szczelaniu do kosmitów na koniec zaskakuje dodatkową głębią.

A elementy zakończenia,

rozumowania Catalysta

itd. były już dużo wcześniej. Rozmowa z Suwerenem z ME1, odzywki Harbringera w ME2,

rozmowa z Reaperem w ME3

, motywy TIMa... to wszystko się składało do kupy już od bardzo dawna jak tak sobie o tym myślę. Zresztą nie mogło inaczej, bo ja naprawdę sobie sam fantazjując o rozwoju akcji ME wymyśliłem taki finisz, o jakim mówi rozumowanie

Catalysta

.

A nawet jeśli - nie, pod żadnym pozorem nie usprawiedliwia to całkowitego olania graczy w kwestii zapoznania go ze szczegółami wpływu, jakie wywarły nasze działania na galaktykę. BG2 które ukazało się 11 lat temu miało EPILOGI, które mówiły nam, co się działo z postaciami.

Przecież tutaj byłyby bez sensu bo finałowy wybór odmienia oblicze galaktyki w takim stopniu, że poprzednie decyzje nie są już istotne. Należałoby zmienić całą koncepcję fabularną gry, a może i całej trylogii.

A co do "- none of the decisions matter" - zwalanie winy na graczy za to, że dali sie nabrać jest naprawdę nieprawdopodobnie nieuczciwe. To jakby uniewinniać złodzieja z kradzieży - ofiara mogła przecież lepiej pilnować własności!

Nie, to nie tak jakby. Mniej więcej z tych przyczyn, z których kradzież jest wbrew prawu, a marketing nie. :P

Trudno mi się tbh postawić w roli osoby, która oczekuje, że będzie gazylion zakończeń zależnie od tego czy znalazła wszystkich opiekunów do skanowania w ME1. Przecież to nonsens. A głównym źródłem tego zarzutu jest rozczarowanie, że nonsensowne oczekiwania się nie spełniły. Thus, nie umiem mieć o to pretensji do BioWare'u. Jeśli to pocieszenie, to napiszę, że moje, skromne oczekiwania w kwestii konsekwencji w zakończeniu też nie zostały spełnione. Tylko że reakcja w takim układzie to "meh, szkoda" a nie ściana ragepostów.

A zrzynka z DX to fakt. Tylko co z tego? DX też prochu tym zakończeniem nie wymyślił. Human Revolution też zrzynało w zakończeniu z jedynki w najlepsze i wszyscy byli happy.

(btw, zakończenie DX1 > HR > ME3, żeby nie było wątpliwości)

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie pomniejsze bolączki nowego mass effecta byłbym w stanie przełknąć z uśmiechem na twarzy, ale nie z takim zakończeniem. Ta gra jest i będzie oceniana właśnie przez pryzmat tego nieszczęsnego zakończenia. Zamierzałem przejść tą grę wiele razy na różnych sejwach. Po tym zakończeniu tego nie zrobię, bo grałbym ze świadomością tego, że wszystko co osiągam idzie na marne, a na końcu czeka tylko kilka beznadziejnych opcji. Jeśli Bioware nie doda normalnych zakończeń to nie wiem czy dotknę więcej Mass effecta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Fris

Boże mam nadzieję że teoria o

indoktrynacji

okaże się prawdą, tylko po to żeby później móc zrobić coś takiego - http://www.youtube.com/watch?v=oRf4CSHlNNw :P

Że kto miałby być zindoktrynowany?

Shepard

? I jak to się ma do mojej radosnej twórczości?

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Fristron

Zakończenie ME3 naprawdę trzeba przemyśleć, zinterpretować, przetrawić. Takie rzeczy to dla miłośników Alana Wake'a, czy innego Planescape: Torment, nie fandomu BioWare, po którym to jest ostatnie, czego można się spodziewać... tak samo jak od ich hejterów, którzy w dużo bardziej konkretnych i samodzielnie broniących się momentach wykorzystają najmniejsze potknięcie (a jak go nie ma - to sobie takowe wymyślają), by dowodzić, że gra jest okropna.

To jest według mnie najważniejsza wypowiedź, jak w temacie zakończenia padła w dotychczasowej dyskusji. Eksponuje i dotyka najgłębszego, smutnego problemu zwieńczenia sagi - ono zwyczajnie nie pasuje do wizerunku sagi, jaki był budowany do tej pory, do targetu graczy, do jakich z ME chciało trafić EA i BioWare. Zakończenia są po prostu zbyt trudne i wymagające. Mam dokładnie takie same przemyślenia ;) .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak że wtedy twoja "Kompleksowa, enigmatyczna, metaforyczna konkluzja" okaże się jednym wielkim trollingiem ze strony BW.

Wcześniej rzuciłem linka. Czytnij sobie.

Fajna teoria. Można to tak interpretować, I guess.

Najlepiej jakby nie wyjaśniali, czy tak jest, czy nie. Obie wersje są na swój sposób strasznie enigmatyczne i na swój sposób mają sens, komponują się z trylogią i kończą ją w interesujący sposób. Tym bardziej zakończenie jest dobre, nawet jeśli za bardzo odseparowane od reszty gry.

IMHO naturalnie. Bo dla kogoś innego może być kiepskie, bo jest tak bardzo odseparowane. Jako że ja sobie wręcz marzyłem o takim zakończeniu już po ME2, nie wydaje mi się aż tak odległe - w końcu jest czymś, czego się spodziewałem (choć do Rannochu nie wierzyłem, że naprawdę wejdzie w życie :P ) i, w ten sposób, satysfakcjonuje mnie na poziomie historii. Natomiast nie podoba mi się jego wykonanie.

Edytowano przez Fristron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie żebym jakoś bardzo tego chciał, ale będę widocznie musiał odegrać rolę advocatus diaboli, bo hejterstwo w kierunku Bio, EA i

zakończenia Mass Effect

przekracza powoli poziom rozsądny i przez to sprowadza kwestię do absurdu...

Jakie fajne czasy, kiedyś to by się nazywało posiadaniem własnego zdania, teraz to hejcenie...

W teorii jest to ocalenie, transcendencja do wyższej, biomechanicznej hybrydy. W teorii, bo z praktyką jest już różnie... Cykl ma sens, przewrotny i okrutny, ale jest w nim logika.

I tu już się cała teoria sypie jak domek z kart.

Catalyst wyraźnie mówi, że kasują tylko zaawansowane cywilizacje, stojące u progu stworzenia rasy syntetycznej. Skoro cykl to jakaś wykrzywiona forma wprowadzania organicznych na wyższy poziom to dlaczego ogranicza się TYLKO do tych ras? Ba, w ogóle po co cały cykl, jak w sumie wystarczyło by się przelecieć po wszechświecie i skasować wszystkich raz. No organic -> no synthetic -> no problem. Skoro Catalyst z góry zakłada, że syntetyczni powstaną i będzie wojna to po co w ogóle dawać komukolwiek szansę na to? W ogóle całe jego rozumowanie można o kant d... potłuc biorąc pod uwagę, że w całej serii jedyni syntetyczni to Gethy, które nie dość, ze same zostały zaatakowane przez swoich twórców i tylko się broniły to jeszcze aż do akcji z Suwerenem nie wyściubiały nosa po za Całun. Faktycznie taakie zagrożenie te syntetyki, olbrzymie.

Do tego Żniwiarze bardziej przypominają pionki, bezwolne maszyny zagłady a nie wyższą formę czegokolwiek i kogokolwiek. Potwierdza to sama kwestia końcowego wyboru, Catalyst nam daje opcje, nie próbuje w żaden sposób przekonać, że zniszczenie Reaperów jest gorsze od pozostałych. Ergo, dla niego to nic, tymczasowe rozwiązanie problemu, które przestało działać. Hej Shep, masz tutaj istoty złożone z umysłów przedstawicieli starożytnych ras, ale jak chcesz to je zmieć, mi to rybka. Cykl wygląda jakby policja co kilka miesięcy robiła "kontrolowane" napady na niektóre banki, bo przecież po co mają prawdziwi złodzieje się obłowić. No i dalej jestem ciekaw po co cała akcja z ME 1 skoro twórca, pan i władca Reaperów cały czas sobie siedzi na Cytadeli. Ba, dlaczego nie zareagował na proteańską modyfikację Keeperów, przecież musiał o niej wiedzieć (na tekst Sheparda, że Catalystem miała być Cytadela odpowiada, że stacja to tylko jego część, ergo nie ma takiej opcji, aby nie wiedział co się na niej dzieje). Wybacz, podejście Catalysta jest tak głupie i dziurawe, że scenarzysta z BioWare chyba tydzień nad tym myślał, bo takiego szrota od ręki się stworzyć nie da.

Edytowano przez Demilisz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tu już się cała teoria sypie jak domek z kart.

Catalyst wyraźnie mówi, że kasują tylko zaawansowane cywilizacje, stojące u progu stworzenia rasy syntetycznej. Skoro cykl to jakaś wykrzywiona forma wprowadzania organicznych na wyższy poziom to dlaczego ogranicza się TYLKO do tych ras? Ba, w ogóle po co cały cykl, jak w sumie wystarczyło by się przelecieć po wszechświecie i skasować wszystkich raz. No organic -> no synthetic -> no problem. Skoro Catalyst z góry zakłada, że syntetyczni powstaną i będzie wojna to po co w ogóle dawać komukolwiek szansę na to?

Całkowicie pomieszałeś jego cele.

Catalyst nie pragnie całkowitej anihilacji; zezwala rasom na rozwój i życie, dopóki nie uzna, że istnieje groźba, że go przerosną i same sprowokują permanentne zniszczenie.

Istotna dlań jest egzystencja istot organicznych (prościej: ceni życie), i WŁAŚNIE DLATEGO za konieczne uznaje wprowadzenie cyklu, by kolejne cywilizacje mogły powstawać i trwać. Życie jest cyklem, warunki atmosferyczne na planetach się zmieniają, kolejne formy życia się pojawiają w zastępstwo zniszczonych cywilizacji - wszystko ma swoje miejsce. Zabicie wszystkiego naraz niekoniecznie powstrzymałoby powstawanie kolejnych form życia (trudno powiedzieć, w końcu nie wiadomo, skąd się wzięło życie), a doprowadziłoby do niepotrzebnej zagłady cywilizacji, które nie stanowiły jeszcze zagrożenia.

W ogóle całe jego rozumowanie można o kant d... potłuc biorąc pod uwagę, że w całej serii jedyni syntetyczni to Gethy, które nie dość, ze same zostały zaatakowane przez swoich twórców i tylko się broniły to jeszcze aż do akcji z Suwerenem nie wyściubiały nosa po za Całun. Faktycznie taakie zagrożenie te syntetyki, olbrzymie.

Oczywiście że można o kant d... potłuc jego rozumowanie - i zlikwidować Żniwiarzy. Na tym polega Destroy.

A można uwierzyć istocie mającej na karku niezliczone eony, że ma rację - tak wiesz, z doświadczenia. I wybrać Synthesis albo Control.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gra ukończona i muszę przyznać ,że trzecia część przygód Sheparda mnie urzekła (jedna z najlepszych gier w jakie grałem). Tylko zakończenie jest trochę dziwne , zdobyłem ponad 5k w przygotowaniach i 100% w multi a mimo to Shep chyba nie przeżył bo jakiś dziadek opowiada historie komandora . Na tym filmiku widać że Shepard żyje (

Click scenka z nieśmiertelnikiem N7) u mnie ta scena była zaraz na początku a nie na końcu.

Edytowano przez Bethezer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I to nie jest dziwne że istnieje te przeżycie Sheparda. Coś mi się zdaje że EA nie chce stracić kury która znosi złote jaja (Mass Effect z Shepardem) i chyba powstanie kolejna część z Shepardem w roli głównej.

Mamy dwa filmiki kończące: a) Dziadek opowiadający wnukowi o Shepardzie, b) Wdech życia postaci z nieśmiertelnikiem N7. Też widać że ta scenka pasuje albo pod ruiny Cytadeli ale też równie dobrze może pasować pod to jak trafił pod laser Żniwiarza (leży wśród ruin po ataku i nagle kiedy nadzieja umiera on wraca do życia ale po co?).

Czy tylko ja mam takie wrażenie czy ten temat wygląda jak po Cenzurze w czasach Komunistycznych xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do zakończeń ME 3 i ich porównań do indoktrynacji:

Moim zdaniem, po długich przemyśleniach, to ma sens - popatrzcie:

Tuż przed końcowym biegiem do teleportu na cytadelę pojawia się Zwiastun (takie, moim zdaniem wejście ostatniej szansy) aby stoczyć ostateczną walkę z Shepardem. Tym razem toczy się ona w jego umyśle.

Sama postać tego chłopca jest dosyć zastanawiająca. Od początku gry Shepard jest prześladowany jego wizjami. Nikt nie wchodził z nim wcześniej w interakcję, nawet gdy wsiadał do promu podczas ucieczki z Ziemi, żaden z żołnierzy mu nie pomógł. Przychodzi mi na myśl że to może być awatar Zwiastuna.

No i ostateczny wybór zakończenia.

Mamy do wyboru 3 opcje:

-niebieską (paragon)- kontrola

-zieloną (neutralna)- połączenie

-czerwona (renegat)- zniszczenie

Sam dzieciak tłumacząc każdą ze ścieżek, bardzo zniechęca nas właśnie do tej czerwonej, mówi o zniszczeniu gethów i w ogóle ta ścieżka jest przedstawiona jako najgorsza. Czyli naturalne wydaje się, że Żniwiarze chcą ocalić własne tyłki. Co więcej widzimy tu postać Andersona- jako tego złego który niszczy życie syntetyczne. Ten który pomagał nam przez całą serię, można powiedzieć największy sojusznik nagle jest tym złym. Ktoś tu miesza Shepowi w głowie.

Synteza jest dla niego już ok. Bo wystarczy pomyśleć. Jeżeli cała galaktyka będzie posiadała w sobie technologię to Żniwiarze (którzy oczywiście w tym wypadku nie giną) mogą ich kontrolować tak samo łatwo jak kontrolowali Gethy.

No i kontrola. Tu też Żniwiarze nie giną. Shepard zostaje jednym z nich czyli ich cel został osiągnięty- zostaje awaterem jednego z nich. Tutaj Człowiek Iluzja jest przedstawiony jako ten dobry chociaż przez całą serię było odwrotnie.

Wybór dokonany określa to czy Shepard ostatecznie wygrał walkę o swój umysł czy też nie. Jedynie niszcząc Żniwiarzy może przeżyć. Zauważcie też, że budzi się na stercie gruzu a nie jakichś kabli czy innej technologii która wskazywałaby na szczątki Cytadeli.

Jeżeli to BioWare miało na myśli z tą całą finałową sceną to nawet jestem w stanie poprzeć te zakończenia jeżeli dodaliby jakieś porządne outro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się nazywa desperacja - ludzie chcą uwierzyć w ending wypuszczony po premierze (nie będzie to pierwszy raz, wszak ending ME2 został wypuszczony jako DLC Arrival). Tj., zakładają, że wyprą z głowy to mocne (czy to pozytywnie, jak u mnie, czy negatywnie, jak u części graczy) zakończenie i będą udawać, że nic się nie stało. Dla mnie to takie czarowanie rzeczywistości, tak samo jak pomysł z halucynacją i indoktrynacją (skądinąd bardzo fajny), który był brzytwą dla tonącego - którą sprawnie wykorzystuje teraz BW, sugerując, że to chodziło - będzie już tylko pustą zagrywką.

Ostateczna synteza syntetyków i "organików" jako transcendencja tych form życia mnie w pełni przekonuje - owszem, byłbym rad, gdyby nieco posortowano takie bzdurki jak załoga teleportująca się na Normandię, czy Katalizator w formie dziecka, ale sam sens końcówki (przynajmniej tej merge) jest ciekawy. Jeden z kol. forumowiczów wspominał już, że wniosek podobny do tych płynących z Dżihadu w Diunie (tak, transcendencję jako określenie na to co dzieje się z nami po merge ending też zapożyczyłem od niego

:))

Po namyśle nie jest też tak smutno i tragicznie, przeanalizujmy parę aspektów:

- Podróże międzygwiezdne -

wstrzymane tylko na krótki (dla niektórych ras) okres. W najlepszym położeniu jesteśmy po Syntezie - te "nowe" istoty, które powstały, z pewnością o wiele sprawniej zaczną rozwijać technikę etc. w związku z czym ponowne wykorzystanie efektu masy do transportu, bądź wymyślenie innej metody jest kwestią czasu. Pamiętajmy, że żadna rasa od bardzo dawna nie miała więcej, niż te marne 50 tysięcy (z czego 48 tysięcy w jaskiniach) lat na takie zabawy w rozwój, a zważywszy, że dotychczasowa żywotność (Asari, Kroganie - ponad 1000 lat) czy inteligencja (Salarianie) zostanie wsparta przez możliwości syntetyków. Jest dość spora szansa, że przy tym endingu powrotu podróżny międzygwiezdnych doczekają Liara T'Soni i Grunt

:)

W przypadku Control, sytuacja jest zgoła podobna, tylko badania mogą potrwać dłużej, choć syntetycy oddzieleni od organicznych ras też mogą pomóc (póki zgodnie z przewidywaniem Catalysta się nie zbuntują) - tak jak to zaszło między Gethami a Quarianami, po zawarciu pokoju. Podróży doczeka dziecko Liary.

Zasadniczo w tej kwestii najgorzej mają Ci po Destroy - tu trzeba jeszcze dodatkowego czasu, na odtworzenie cywilizacji i syntetyków, generalnie może to trwać wiele wieków, troszku niefajnie byłoby wracać do uniwersum po tylu latach i tylu zmianach :)

Weźcie też pod uwagę, że sam efekt masy dalej istnieje (jako prawo fizyczne) więc statki zadokowane na planetach etc. (poza Destroy) dalej działają - czyt., jeśli członkowie załogi Normandii rozbili się w sąsiednim wobec U. Słonecznego układzie (co jest najlogiczniejsze, bo wykluczałoby tę dziurę z użyciem 2 przekaźników masy) to jest nawet szansa powrotu na Ziemię :) Generalnie wszystko ogranicza się w takim wypadku do kontaktu wewnątrz Gromad/Mgławic. Istnieje też komunikacja kwantowa (czy jak to tam się zwało) taka, jak na Normandii SR2. Nie wspomnę o tym, że w każdym z endingów mamy jeszcze "nawrócone" (tzn. możemy mieć) Raknii, które podróżują międzygwiezdnie bez użycia syntetycznych materiałów - i nie jest to wcale mega-powolna komunikacja.

Reasumując - dalej można latać wewnątrz Gromad/Mgławic, a komunikacja galaktyczna powrócić powinna w ciągu od jednego do kilku pokoleń Asari/Krogan

- Los różnych mieszkańców galaktyki zamkniętych w koloniach/stacjach etc. -

zależy od endingu. Synteza eliminuje prawdopodobnie problem głodu czy niektórych braków - straty minimalne, nawet nieszczęśni Garrus i Tali nie umierają jak to niektórzy usilnie wpierają, śmiercią głodową.

Control pozwala na podróże średniego zasięgu, więc jest spora szansa, że w każdym większym Systemie/Gromadzie znajdziemy żarło dla prawoskrętnych i lewoskrętnych, ba! Nie wierzę, że na takim świecie jak Ziemia, nie ma (szczególnie, że Kosiary nie dopadły jeszcze terenów mniej zaludnionych, wiejskich) hodowli, czy upraw obydwu rodzajów strawy (chociażby dla turystów np. turiańskich). Większość powinna sobie poradzić, nawet Ci nieszczęśni Quarianie, którym wydatnej pomocy jeszcze przed finałem udzieliły Gethy (budowały za nich, ładowały się do ich kombinezonów w roli symulatorów chorób, by wytwarzać przeciwciała etc.).

Destroy - jak zwykle, najgorzej z możliwych, bo jest szansa, że Quarianie mogą mieć problemy, z drugiej strony, to ich ojczysta planeta, prawdopodobnie mogą tam żyć, a przynajmniej próbować żyć bez kombinezonów, zaś środowiska naturalnego zapewne Gethy nie uszkodziły (bo jak i po co).

Jestem świeżo po zaliczeniu wszystkich endingów, także dodam już tylko, że pomimo tego, iż traciłem już nadzieję, przez falę pesymizmu, to mnie mimo to pozytywnie zaskoczyły.

Nie uważam, że ich "nie zrozumieliście" (tak niektórzy próbują streszczać argumentację tych, którym się podobało), zapewne rozumiecie dobrze, tylko Wam się nie podoba - to zrozumiałe, tylko po co pisać, że nie ma w tym sensu, (bardzo bolesnej) logiki czy wreszcie, iż niszczy to uniwersum na zawsze. To nie prawda. I nie mówię tu o bzdurkach, jak teleportacja na Normandię, bo jak już rzekłem, mnie też to zirytowało.

Jak czytam te wszystkie maniackie komentarze na niektórych serwisach, czy zwykłe update'y w tym temacie, to nabieram pewności, że w tym szale dot. zakończeń chodzi coraz mniej o sens i logikę, a coraz bardziej o ten przysłowiowy już, ślub z Tali, przez który rozumiem niepogodzenie się z takim, a nie innym losem członków załogi/uniwersum

PS. zapomniałbym - zgadzam się też z tym, że nasze wybory powinny raźniej wpływać na zakończenie, np. blokując jakąś ze ścieżek (nawet w prosty sposób poprzez punkty paragon/renegade). Bo owszem - wybory mają znaczenie, ale dla przebiegu rozgrywki i pewnych szczegółów finału. Nie ma się oczywiście co słuchać wariatów, którzy sądzą, że ileśtamset wyborów z poprzednich części powinno wpływać bezpośrednio na finał - one mają wpływ ale na rozgrywkę, natomiast ogólna obrana ścieżka mogłaby mieć znaczenie dla końcowego wyniku naszych działań. Ale to już czyste lenistwo BW i panów od cutscenek. I nie ma nic wspólnego z brakiem sensu, czy logiki.

@Matison:

Ten ending z żywym Shepardem też ma tę scenę astronom-dziecko, po napisach

Edytowano przez DrInfected
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Demilisz

Jakie fajne czasy, kiedyś to by się nazywało posiadaniem własnego zdania, teraz to hejcenie...

Wczytaj się dokładnie w to, co napisałem. Posiadanie własnego zdania kończy się w momencie, kiedy histeria i prymitywny gniew zmienia je w zwyczajny hejting, który nie ma żadnych podstaw logicznych poza jakimiś emocjonalnymi wymaganiami. Jak napisał DrInfected - chodzi o ten "ślub z Tali", o nic więcej.

Catalyst wyraźnie mówi, że kasują tylko zaawansowane cywilizacje, stojące u progu stworzenia rasy syntetycznej. Skoro cykl to jakaś wykrzywiona forma wprowadzania organicznych na wyższy poziom to dlaczego ogranicza się TYLKO do tych ras? Ba, w ogóle po co cały cykl, jak w sumie wystarczyło by się przelecieć po wszechświecie i skasować wszystkich raz. No organic -> no synthetic -> no problem. Skoro Catalyst z góry zakłada, że syntetyczni powstaną i będzie wojna to po co w ogóle dawać komukolwiek szansę na to? W ogóle całe jego rozumowanie można o kant d... potłuc biorąc pod uwagę, że w całej serii jedyni syntetyczni to Gethy, które nie dość, ze same zostały zaatakowane przez swoich twórców i tylko się broniły to jeszcze aż do akcji z Suwerenem nie wyściubiały nosa po za Całun. Faktycznie taakie zagrożenie te syntetyki, olbrzymie.

Kompletnie odleciałeś od argumentacji Catalysta. Ta kwestia nie rozbija się o jakieś fundamenty, jest skomplikowana - Żniwiarze zbierają zaawansowane technologicznie cywilizacje w momencie, kiedy dążą już do przełomu, czyli stworzenia syntetyków. Gethy powstały czy nie, były tylko zwiastunem tego, co miało i tak w konsekwencji w końcu nastać. Catalyst widzi nieuchronność cyklu, co już pisałem. Dlatego też prewencyjnie pojawiają się Żniwiarze. Po co? Ano właśnie po to, żeby uchronić rasy organiczne przed ich tworami poprzez podniesienie ich na wyższy stopień ewolucji, transcendencję w biomechaniczne hybrydy - w Żniwiarzy. Catalyst daje jednocześnie szansę innemu życiu na rozwój, pozostawiając w spokoju rasy prymitywne. Kwestia dyskusyjna, czy to dlatego, że takich nie da się przerobić na Żniwiarzy, czy po prostu byłoby to okrucieństwo w jego rozumieniu - tego się już raczej nie dowiemy.

Do tego Żniwiarze bardziej przypominają pionki, bezwolne maszyny zagłady a nie wyższą formę czegokolwiek i kogokolwiek. Potwierdza to sama kwestia końcowego wyboru, Catalyst nam daje opcje, nie próbuje w żaden sposób przekonać, że zniszczenie Reaperów jest gorsze od pozostałych. Ergo, dla niego to nic, tymczasowe rozwiązanie problemu, które przestało działać. Hej Shep, masz tutaj istoty złożone z umysłów przedstawicieli starożytnych ras, ale jak chcesz to je zmieć, mi to rybka. Cykl wygląda jakby policja co kilka miesięcy robiła "kontrolowane" napady na niektóre banki, bo przecież po co mają prawdziwi złodzieje się obłowić. No i dalej jestem ciekaw po co cała akcja z ME 1 skoro twórca, pan i władca Reaperów cały czas sobie siedzi na Cytadeli. Ba, dlaczego nie zareagował na proteańską modyfikację Keeperów, przecież musiał o niej wiedzieć (na tekst Sheparda, że Catalystem miała być Cytadela odpowiada, że stacja to tylko jego część, ergo nie ma takiej opcji, aby nie wiedział co się na niej dzieje). Wybacz, podejście Catalysta jest tak głupie i dziurawe, że scenarzysta z BioWare chyba tydzień nad tym myślał, bo takiego szrota od ręki się stworzyć nie da.

To, na co Ci wyglądają Żniwiarze, nie zmienia tego, jacy oni są - a tego, co oni sobie myślą i w jaki sposób myślą, tego to już nie wiesz. Możesz się zasugerować rozmową z Suwerenem - nie wydaje mi się on bezwolną marionetką. Raczej rozumie to, co musi się stać i nie stara się wyłożyć swoich racji malutkiemu, organicznemu żołnierzykowi, który i tak by go nie zrozumiał. Ty zresztą nie rozumiesz, co potwierdza jego i Catalysta sposób myślenia

;) . Metafora napadu na bank jest co najmniej nietrafiona. Argumentacja Catalysta... To faktycznie nieco skomplikowane, ale pomyśl - Catalyst sam Ci mówi, że to Crucible go zmienił w jakiś sposób, że dopiero teraz spojrzał na sprawę z innego punktu widzenia. Zastanawiałeś się nad tym?

@DrInfected

Ostateczna synteza syntetyków i "organików" jako transcendencja tych form życia mnie w pełni przekonuje - owszem, byłbym rad, gdyby nieco posortowano takie bzdurki jak załoga teleportująca się na Normandię, czy Katalizator w formie dziecka, ale sam sens końcówki (przynajmniej tej merge) jest ciekawy.

Na moje, Synteza jest kopią zakończenia

Diuny ;) . Tego dopisanego z notatek Herberta, czyli z Czerwiów. Tam dokładnie o to właśnie chodzi, a przy okazji jest wyjaśnione, czemu to zakończenie jest optymalne.

wstrzymane tylko na krótki (dla niektórych ras) okres. W najlepszym położeniu jesteśmy po Syntezie - te "nowe" istoty, które powstały, z pewnością o wiele sprawniej zaczną rozwijać technikę etc. w związku z czym ponowne wykorzystanie efektu masy do transportu, bądź wymyślenie innej metody jest kwestią czasu. Pamiętajmy, że żadna rasa od bardzo dawna nie miała więcej, niż te marne 50 tysięcy (z czego 48 tysięcy w jaskiniach) lat na takie zabawy w rozwój, a zważywszy, że dotychczasowa żywotność (Asari, Kroganie - ponad 1000 lat) czy inteligencja (Salarianie) zostanie wsparta przez możliwości syntetyków. Jest dość spora szansa, że przy tym endingu powrotu podróżny międzygwiezdnych doczekają Liara T'Soni i Grunt

No, a tego to już nie byłbym taki absolutnie pewny... Odtworzenie technologii przekaźników masy nie będzie proste. Połączenie syntetyków z istotami organicznymi nie zachodzi w wypadku Syntezy na tak wysokim poziomie, jak gdyby Żniwiarzom się powiodło. W gruncie rzeczy nie wiemy, jakie to daje korzyści, poza jakimiś oczywistościami, typu zwiększona wytrzymałość etc. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia. Dukaj napisał kiedyś takie opowiadanie, wydane w formie książkowej, pod nazwą

Extensa. Tam też jakimś cudem, w wyniku rozwoju technologicznego/apokalipsy/w sumie nie wiadomo większość populacji weszła na wyższy poziom istnienia, transcendowała do jakiś form ponadcielesnych etc. Jest jednak grupka, która chce żyć po staremu wbrew wszelkim przeciwnościom. To byłby IMHO największy problem galaktyki po zakończeniu Syntezy - czy aby na pewno cała ta populacja byłaby zadowolona z tego, że ktoś zmienił samą ich istotę wbrew ich woli? Dla mnie Synteza byłaby pozbawieniem mnie człowieczeństwa, ceną zbyt wysoką za wygraną, przyznaniem racji Żniwiarzom. Jestem pewny, że nie byłbym odosobniony w tym poglądzie. To mogłoby skutecznie zablokować wszelką współpracę w celu odtworzenia przekaźników etc.

W przypadku Control, sytuacja jest zgoła podobna, tylko badania mogą potrwać dłużej, choć syntetycy oddzieleni od organicznych ras też mogą pomóc (póki zgodnie z przewidywaniem Catalysta się nie zbuntują) - tak jak to zaszło między Gethami a Quarianami, po zawarciu pokoju. Podróży doczeka dziecko Liary.

A według mnie Kontrola to jest optimum. Shepard, kontrolując Żniwiarzy absolutnie, zwyczajnie nakazuje im odbudować przekaźniki. Nie byłoby z tym większych problemów. Nikt nie powiedział i w sumie nie wiemy, jaka jest rola Żniwiarzy po Syntezie - czy zwyczajnie odlatują w mrok przestrzeni międzygalaktycznej, czy może starają się dopasować do społeczności międzygwiezdnej jako jej członek, nie wiadomo. Powiem więcej. Shepard, jako taki overgod nad Żniwiarzami mógłby wprowadzić zmiany co cyklu, na dłuższą metę chroniąc galaktykę przed wyniszczeniem organicznych stwórców przez syntetyczne maszyny z SI.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję rady co do pewnego etapu w grze. Kto nie grał i nie skończył gry niech nie czyta. Spoiler.

Chodzi konkretnie o kwestie Gethy vs Quarianie. I tak:

Chcę mieć obie strony chętne do pomocy. Z tego co wyczytałem jednak w necie, trzeba spełnić szereg warunków za które przyznawane sa punkty:

-Przeprogramowanie Heretyków (0 pkt)

- Zniszczenie Heretyków (+2 pkt)

-Tali NIE została wygnana (+2 pkt)

-Tali została wygnana/Nie zrobiono Misj Lojalnościowej (0 pkt)

- Konflikt Legion/Tali rozwiązany przy opcji Paragon/Renegade (+1 pkt)

-N7 Mission: Ocalenie Admirala na Rannoch (+1 pkt)

-N7 Mission: Zniszczenie Gethów na Rannoch (+1 pkt)

-Zakończona misja Legiona w ME3

Plus oczywiście wysoka reputacja.

Ja niestety mam Tali wygnaną i przeprogramowałem Heretyków. Resztę mam, czyli Admirał (+1), konflikt Tali/Legion (+1), zniszczyłem Gethy (+1), zakończyłem misję Legiona przed odbijaniem Rannoch. Czy już nic nie mogę zrobić, by mieć (podobno 5) potrzebnych punktów? I czy nie ma jakiejś innej drogi?

Oglądanie jak ginie flota Quarian i samobójstwo Tali jest chyba najbardziej emocjonalną sceną jaka pojawiła się do tej pory w serii...Gethów też mi szkoda, a zwłaszcza Legiona. Stąd chce to zmienić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...