Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Accoun

Japońska muzyka

  

44 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Lubisz/znasz wykonawców z Japonii?

    • Tak! Słucham prawie wszystkiego!
      5
    • Coś tam kojarzę i lubię. Staram się sprawdzać różne rzeczy.
      10
    • Tych bardziej popularnych/przystępnych: J-Pop, J-Rock itp.
      3
    • Noo... OP w moim ulubionym anime był fajny...
      7
    • Jakoś w tym nie siedzę...
      8
    • Japońska muzyka? Tfu!
      11


Polecane posty

([kaszel] Podejście drugie, wcześniej wywaliło mi prawie całego posta i wkurzyłbym się nielicho gdyby nie fakt, że o 3 nad ranem już nie miałem na to siły... :wallbash: )

Temat wyskoczył przy okazji rozmowy o ulubionych openingach/endingach w anime. Jako, że japońska muzyka nie jest chyba aż tak popularna na tym forum (zwłaszcza taka, której ja słucham), żeby zakładać tematy o poszczególnych wykonawcach - mamy temat zbiorczy. Może ktoś coś kojarzy, może ktoś pozna coś fajnego w temacie.

Tak więc, kto czego słucha?

Zacznę od Melt-Banana. Co grają? Noise Rock/Noisecore. I grają świetnie! To prawdopodobnie moje największe muzyczne odkrycie od czasu Electric Wizarda. Zresztą za dodatkową rekomendację może służyć fakt, że do fanów zespołu należą m. in. Mike Patton, John Zorn, Melvins, Lou Reed, czy członkowie Toola. Ja polecam, warto chociaż sprawdzić... ;)

Kolejnym IMO świetnym japońskim bandem jest ??? (Midori w naszym alfabecie). Klimaty podobne, choć tutaj Noise Rock jest tylko jednym z elementów noisowo-jazzowo-popowo-punkowo-awangardowej układanki. Czego tu nie ma! W jednym kawałku mogą grać kawaii pioseneczkę, kojarzącą się raczej z dziecięcymi zespolikami i w jednym momencie zmienić ją w naparzankę, jakiej nie powstydziłyby się zespoły grające HC czy Ekstremalny Jazz. Wszysko okraszone pięknie chodzącym kontrabasem i pianinkiem. :3

Po raz kolejny: Gorąco polecam! Niestety tym razem linków nie będzie, bo najwyraźniej na YT są same Bootlegi, Mimo wszystko zachęcam do sprawdzenia na własną rękę...

Przy okazji wspomnianej pogawędki o OP-ach z anime wspomniałem o Boom Boom Satellites. Szczerze mówiąc, znałem tylko ich nowsze dokonania i klasyfikowałem ich po prostu jako Electro Rock. Ostatnio coś mnie wzięło, żeby sprawdzić coś z ich wcześniejszych płyt. I nie zawiodłem się, choć grali trochę inaczej - mniej rockowo (nie jestem specjalistą od Elektroniki, nie będę próbował ich klasyfikować), - podobno - bardziej w stylu Chemical Brothers...

-Shut Up And Explode

-Morning After (live)

-

Teraz przejdziemy w "normalniesze" dla większości klimaty. ;) W sumie z J-Popu słucham tylko dwóch wykonawców (plus kilka poledynczych piosenek).

Pierwsza jest Nana Mizuki (????) znana pewnie bywalcom działu o m&a. Nie-mangowcom powiem, że jest jedną z najpopularniejzych seiyuu ("aktorek głosowych")/piosenkarek w Japonii. Jak dla mnie nie bez powodu. Ma charakterystyczny (przynajmniej jak na typowo komercyjny Pop) głos i... ten, no... po prostu jej piosenki mi podchodzą. I bywają naprawdę zróżnicowane...

Ostatni jest Ho-kago Tea Time, przedstawiciel "muzyki z anime", a dokładniej pochodzący z jednego z nich - K-ON!'a. Ogólnie jest to Pop/Pop "Roczek", czasem z delikatnymi wpływami starszego Rocka i lżejszego Jazzu (jedna z bohaterek jest fanką np. The Who, a rodzice innej są muzykami Jazzowymi). Podobnie jak w przypadku Nany Mizuki po prostu mają naprawdę fajnie napisane piosenki. Tylko tyle i aż tyle.

[linki jutro, dziś już nie mam czasu]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, z ręką na sercu jedyne kapele jakie znam kojarzę tylko dlatego, że użyczyli swoich kawałków do openingów jakiś animców ;) Nie zmienia to faktu, że niektórych z nich mogę bardzo długo słuchać, ale fanem jap. muzyki w ogóle nazwać mnie nie można. Ot, jak z innych gatunków lubię sobie posłuchać niecodziennych nut a przede wszystkim słów jak np. Hitori no Yoru albo JAP ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to tak na szybko -

Byakura ? Yume Tsutsumi Bako z 2009 jest świetne. Niby to tylko płytka z odrzutami, która nic do tematu nie wnosi, jednak przy tak skromnej dyskografii, jaką ma Byakura może być czymś ciekawym. Tym bardziej, że większość tego, co wydali to single po dwa kawałki ? dobrze więc zobaczyć siedem w jednym miejscu i ogarnąć co by było, gdyby w końcu wydali (wydały, w zasadzie) pełnometrażówkę (już się ukazała z tego, co pamiętam i jest chyba nawet równie dobra, albo trochę gorsza). Poza tym ? Yume Tsutsumi Bako nie ?może być czymś ciekawym?, ale jest: wreszcie coś porządnie nagranego od Byakury, i to pół godziny muzyki! To w ogóle dziwny zespół jest, bo spotkałem się z nimi przy okazji jednego z trzyutworowych singlii i tam było dużo darcia mordy, ale riff gitarowy był na tyle ***, że nie mogłem go zapomnieć. Ogarnąłem więcej i coś mi mocno nie pasowało w wokalach ? okazało się, że robi je kobita, a potem nawet gdzieś doczytałem, że tam wszystko to baby są. Ale nieważne, przecież nie można dyskryminować ze względu na płeć, cośtam? Oczywiście, że można bo wystarczy posłuchać na przykład "Uzu" z tej płyty, żeby ogarnąć, że Byakura ma więcej jaj, niż wielu ich kolegów z gitarami. Rozwala mnie jak umiejętnie połączyły te cziksy wstawki z muzyki tradycyjnej ze śpiewami w stylu typowego j-rocka i wjazdami na hardy metal z ***. Niewielu potrafi zrobić to dobrze, a Byakura jest w czołówce. Szczególnie dlatego, że mają masę prościutkich gitar, które łączą się z masą dziwacznych patentów i melodii na ichniej japońskiej skali (jakieś pentatoniki sroniki cośtam), która brzmi ciut dziwnie. Byakura to taki j-rock w wydaniu ciekawym ? nie powielają tylko schematów, którymi po dziesiątej już płycie można się porzygać. Mają doskonałe, ciężkie i sprzęgające przestery na gitarach. Jedynym mankamentem może być to, że japońskie melodie dla niewprawnego ucha brzmią wszędzie tak samo ? dobrze, że nie jest to schematyczna muzyka amerykańska, bo szło by się zanudzić? Na Yume Tsutsumi Bako jednak nawet po minucie śpiewania w stylu typowym wchodzi jakiś hardy przester, wariacka melodyjka, kop na gębę i do przodu. Dobry album, żeby zacząć z Byakurą ? tym bardziej, że po tym jak im się wytwórnia sypnęła chyba stają na nogi i w styczniu wydały jakąś promówkę, której ?nie można sprzedawać?.

9GOATS BLACK OUT ? devils in bedside z 2008 jest mega. Bardzo, ale to bardzo lubię ten zespół. Nawet nie wiem czemu ? po prostu jaram się ich muzyką, nazwą i gejowatym imidżem. Z tego, co ogarniam: jest to ich pierwszy minialbum (styczeń 2008) i chciałbym bardzo, żeby takie standardy panowały gdziekolwiek poza Japonią. Nagrali 20-parę minut muzyki, która spokojnie mogłaby znaleźć się na jakiejś pełnometrażówce, bo aż boli, kiedy po raz siódmy z rzędu zapętla ci się plejlista na plejerze. Chciałoby się więcej, bardziej, jeszcze ? dobrze, że się nie rozpadli po tej płytce. To jest taki? melancholijny rock, ale z jajami. Niesamowite jest to, że jak Japońce nagrają taką muzykę, to da się jej słuchać, bo jakby to zrobili ?nasi?, wyrzuciłbym przez okno. Możliwe, że różnica polega na tym, że u nas ten minialbum rozciągnięto by na cztery osobne płyty ? tyle się na devils in bedside dzieje. Jedną z opcji, które sprawiają, że te kilka piosenek się nie nudzi jest to, że słuchając ich nie ma się wrażenia słuchania kawałków robionych pod radio, czy w ogóle ?pod cokolwiek?. To jest muzyka, która płynie zamiast się powtarzać. Nawet kiedy lecą w schemacie intro ? zwrotka ? refren ? zwrotka? ta druga zwrotka będzie inna. Czasami dodają jakiś motyw na klawiszach, czasami na gitarze, czasami jakiś inny smaczek. To jest to świetne podejście Japończyków, na które nam by się nie chciało nawet wpaść. No ale tak: dużo gejowatych melodii, delikatne gitary, zero darcia mordy i wysokie, dosyć typowe, wokale. Gość jęczy, zawodzi, śpiewa, szepcze ? robi to wszystko, czego europejczycy nie dzierżą, chyba że słuchają powermetalu. No ale słyszałem fana Hammerfall, który twierdził, że -OZ- to cienizna, więc nie mam pytań. Dobra płyta, naprawdę dobra.

HeavensDust - Without A Voice z 2007 roku to przedostatnia płyta HeavensDust jak na razie (chociaż od lutego nie sprawdzałem) i jak na ich popowo-metalowy zwrot w karierze: bardzo dobra. Lepsza niż Closure Leading the Way, ale też to może być tylko moje odczucie. Przede wszystkim ma trochę więcej jajec, bo Shin drze mordę, że aż miło czasami ? nie tylko szepcze, krzyczy i śpiewa, ale także wchodzi na te wesolutkie pseudodeathmetalowe pseudogrowle, z którymi Japończycy mocno sobie nie radzą. Przede wszystkim jednak Without A Voice jest dużo lepsze gitarowo. Ma więcej ciekawych riffów i więcej takich typowych killerów muzycznych, które jeszcze parę lat temu mogłyby z powodzeniem lecieć na jakimś MTV2 pomiędzy Papa Roach i Limp Bizkit. Świetne jest też to, że HeavensDust unikają żenady kapel typowo folkmetalowych, bo nie budują swojej muzyki wokół starego fletu i podwójnych bębnów. Nie bawią się w kopiowanie starych melodyjek ? dodają za to te dawne, folkowe elementy do nowoczesnej muzyki i to jest prześwietne w ich wydaniu. Without A Voice nie jest może najlepszym albumem tego typu, który słyszałem, ale jest bardzo dobry w swojej lidze ? szczególnie w Japońskim metalu jest czymś ciekawym, bo tak czysto amerykańsko-europejskiej muzyki tam mało. Tym bardziej: kopii naszych zespołów na poziomie tam niewiele. HeavensDust nie jest typową kalką ? jest raczej mikserem, który ładuje wszystko, co popadnie i przewraca w dobrą muzykę. Na Without A Voice muzycznie pojawiają się elementy Papa Roach, Evanescence, KoRn, Lacuna Coil, Limp Bizkit? i tak dalej. Mam wrażenie też, że im dłużej tej płyty słucham, tym bardziej denerwuje mnie ta laska na wokalu. Dobrze, że już jej nie ma, dobrze że nagrali coś przed nią w składzie, ale o tym kiedy indziej. Zresztą, wystarczy posłuchać Insanity, żeby ogarnąć jak dobrze brzmi mieszanie amerykańskich patentów na przebojowość i metal z japońskim instrumentarium - http://www.youtube.com/watch?v=u2LOLHwLAKQ

Dobre to jest ? mocniejsze i ostrzejsze, niż Closure, ale w bardzo podobnym klimacie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Japończyki najbardziej kreatywne są :

Merzbow - czołowa postać nie tylko japońskiej sceny Noise

http://www.youtube.com/watch?v=hIsh1J4FbKU

DJ Baku mieszający abstrakcyjny hip hop z wieloma ekstremalnymi gatunkami typu dnb, breakcore, noisecore

DJ Krush - dla mnie ikona Japonii, jeden z najwybitniejszych twórców instrumentalnego hip hopu

Boris - zmieniający co płytę styl - od J-Popu do NoiseRocka (kolaborowali z Merzbowem)

Nujabes - nieżyjący już założyciel wytwórni Hyde Out Rec w której wyszedł m.in. Emancipator

itp itd

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

?????! I basta.

A po ludzku i na spokojnie - Yoko Kanno i jej soundtrack do Cowboya Bebopa. Nie oglądałem za wiele anime, muzyki japońskiej prawie wcale nie znam, ale Yoko uwielbiam. Zresztą wszyscy odwiedzający ten temat pewnie ją znają.

Do tego jeszcze niejaki Akeboshi i kawałek Wind, którym zaraził mnie kumpel - oglądacz Naruto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że ktoś ośmielił się powiedzieć o Yoko Ono i Merzbow.

Ja jeszcze raz powtórzę - BORIS! Czyli efemeryda z psychodelicznym zacięciem i poszerzaniem horyzontów. Raz metal (brrrudny!), raz hard-rock jak z lat 70tych, później drone'y, psychodeliczne/space'owe odyseje i jeszcze raz hałas. Zmieniali się z płyty na płytę, ale ja wskażę na Altar gdzie przywalili mięsistymi drone'ami w kolaboracji z mistrzami Sunn 0))). No i płyta Akuna No Uta - piękna przeróbka okładki Nicka Drake'a (to fakt dla dociekliwych). :)

Ryuichi Sakamoto - postać legenda. Wykształcony jazzman, pianista, który wiele wykreował dla dobrego imienia muzyki eksperymentalnej. Ambient, podejrzana elektronika - ale też płyty pianistyczne, cudownie lekkie i przestrzenne. Człowiek dużej wrażliwości. Współpracował z wieloma - wskazałbym na Davida Sylviana i Fennesza w pierwszej kolejności. Warto też dodać, że na początku lat 80tych grał w synth-popowym Yellow Magic Orchestra. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja lubię... The Pillows - typowy j-rock. Do tego Kalafina - bardzo poetycka muzyka zespołu, składającego się wyłącznie z kobiet - okazjonalnie Kanon Wakeshima - dobrze mi się przy tym pisze - i, obowiązkowo, Vocaloidy, które są tematem tak rozległym, że... Że bardzo. Czasem też zapuszczę sobie Shakkazombie - z uwzględnieniem ,,Recover the sky of day".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tego Kalafina - bardzo poetycka muzyka zespołu, składającego się wyłącznie z kobiet

IMO strasznie kiczowate to jest - taki gotyk niby, ale nie do końca, bo z czymś na kształt rocka, trochę jakiegoś ambientowego klawisza... Nie rozumiem kompletnie, takie kiczowate trochę jak Versailles. W sumie. Chyba. Nie wiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, j-music to ja sobie zazwyczaj jako takie ,,plipladełko" w tle puszczam, żeby nie siedzieć w ciszy. Z całej twórczości na pewno lubię Arię i Magię, a tak średnio - Lacrimosę. Można powiedzieć, że lubię Kalafinę, bo dziewczyny mają niezłe głosy, a teksty nie są jakieś uber płytkie.

Nie, żebym je sama rozumiała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ UP

Jest wielu anglo i polskojęzycznych wykonawców ;)

Swego czasu bardzo namiętnie słuchałem kapeli Sunsgrind (

), ale z czasem przeszedłem w znacznie cięższe klimaty muzyczne niż rock, więc i j-rock sobie odpuściłem. No i czasem słuchałem Marty'ego Friedmana, by zobaczyć jak nisko upadł... :D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli o mnie chodzi to słucham całkiem sporo japońskiej muzyki - głównie z soundtracków. Ale jedna, jedyna wykonawczyni była w stanie totalnie zwalić mnie z nóg. Akiko Shikata. Przede wszystkim z powodu jej głosu, który potrafi brzmieć raz anielsko, raz demonicznie...a kiedy indziej po prostu pięknie. Drugim powodem jest to, że śpiewa w paru językach - i o dziwno nigdy chyba nie słyszałam u niej angielskiego. Za to w jej tekstach przewija się (oczywiście) japoński, ale też grecki i włoski.. A także hymmnos, język wymyślony na potrzeby gry Ar Tonelico (i tak, Akiko sama pisze w nim teksty o.O).

Zresztą posłuchajcie:

- tutaj pięknie i w hymmnos.

- a tu demonicznie...

http://www.youtube.com/watch?v=aDfbXm2lOsY - i po włosku ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muzyka made in Japan? Jasne, że słucham. Choć j-rock, czy j-pop zdarza mi się niezwykle rzadko, bo to imo "rzadka"* muzyka jest. Natomiast co do metalu (jako takiego), to i owszem.

  • Sabbat - überkvlt - podobno każdy trve'n'evil metylowy prawdziwek robi przy ich muzyce straszne rzeczy ze swoim przyrodzeniem. A tak serio? To załoga dowodzona przez Gezola rzeczywiście ma status kultowy i to nie bez przyczyny. Działają (wciąż bardzo aktywnie) od 1983, łupiąc całkiem zgrabny black/heavy metal. Swoją drogą, to ciekawi mnie, czy istnieje choć jedna osoba na świecie, która ma wszystko, co przez te lata naprodukowali. Sprawdźcie sobie ich stronę wiki: http://en.wikipedia.org/wiki/Sabbat_(Japanese_band)

    Już sama ilość wydawnictw live powoduje opad szczęki.

  • Abigail - Podobnie, jak powyżej, tyle że bardziej thrashowo.
  • Barbatos - I znów mamy black thrash. Cóż poradzę, że lubię takie łupanie :]?
  • Sigh - A tutaj, proszę państwa, mamy awantgardowy black metal. Czasami tak awantgardowy, że nawet na siłę nie idzie tego pod black metal podciągnąć (ja tak z albumem Gallows Gallery nie potrafię zrobić).
  • Defiled - brutal death metal. Słabo znam, bo rzadko mi się zdarza słuchać tego gatunku, niemniej podobał mi się album Divination. Po którym zawiesili działalność... Ale zauważyłem, że w tamtym roku w końcu wydali coś nowego. Słuchał ktoś? Nie? -_-
  • ??? - co należałoby czytać jako Gotsu Totsu Kotsu. Gatunek? Sami muzycy określają, jako samurai metal. Ja bym to określił bardziej jako pagan death metal. Albo po prostu death metal z tekstami "opiewającymi" samurajów i historię WiadomoJakiegoKraju. Do tej pory wydali sporo demosów i aż jeden pełny album - ?? (Mouryou).

    Mógłbym tak jeszcze trochę czasu wymieniać, ale mi się nie chce :].

    Aha, żeby nie było, że słucham jakichś dziwnych wynalazków tylko, to:

  • Dir En Grey - chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej kapeli? Dodam, że uwielbiam album Vulgar, a już w szczególności utworek Obscure i obrazek do niego. Polecam poszukać na YouTube wersji uncut/uncensored. Piękne :].

Hmm, jak coś mi się jeszcze przypomni, to nie omieszkam napisać.

*

skojarzenia mam, hmm... natury fekalnej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

. Swoją drogą, to ciekawi mnie, czy istnieje choć jedna osoba na świecie, która ma wszystko, co przez te lata naprodukowali.

Zapewne nie, choćby biorąc pod uwagę, że istnieje osobna wytwórnia założona przez fanów i wydająca... bootlegi Sabbatu. :)

@Down:

Niby nie, ale skoro ma "błogosławieństwo" samego zespołu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie słucham prawie japońskiej muzyki (w sensie takiej typowo japońskiej, bo np. Merzbow czy DJ Krush japońscy są tylko z pochodzenia). ale wspomnę tutaj jeden zespół j-popowy - Perfume którego zeszłoroczny debiut JPN całkiem ostro katowałem i choć było tam trochę słabszych momentów, to całość generalnie trzyma wysoki poziom.

Nee

Fushizen na Girl

w ogóle panny są ładne i urocze, wszystkie utwory posiadają mnóstwo hooków i są świetnie dopracowane, w sumie czego chcieć więcej

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wbiłem się na YouTube i z ciekawości sprawdziłem, co to ta Mitsune Hiku. Pierwszy utworek oznaczony był jako "live". Zaraz zaraz. Live 0_o??? W pewnym sensie jest to prawda. Jeśli oczywiście weźmiemy i łykniemy fakt, że gibający na wielkim ekranie zbitek poligonów z głosem seyiuu, jest występem live. Cóż, Japonia to dziwny kraj ^^.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli oczywiście weźmiemy i łykniemy fakt, że gibający na wielkim ekranie zbitek poligonów z głosem seyiuu, jest występem live.

Powiedz to Gorillaz (choć fakt, tu ktoś śpiewał) lub spadkobiercom Tupaca, który ostatnio chyba wyruszył w pośmiertną trasę... ;-P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z japońskich zespołów lubię Gotsu Totsu Kotsu. Taki death metalowy zespół z thrashowym zacięciem. Jest agresywny, wyróżniają go świetne czyste wokale, gra basisty (chociaż mnie nie rusza - co innego to, co wyczynia perkusista lub solówki gitarzysty) i ogólnie takie agresywne wariactwo, ale szkoda, że sporo utworów, choć dobrych, niestety nie ma takiego wyrazistego stylu jak np. tytułowe Mouryou z tejże płyty (właściwie to ten utwór pokazuje najlepiej styl grupy i jest jej sztandarowym kawałkiem, bo zbiera wszystkie elementy muzyki zespołu składające się na jego unikatowość). Ogółem - dobra rzecz.

http://www.youtube.com/watch?v=57wdZIdvvNk

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do japońskiej muzyki to najbardziej lubię openingi do anime,oraz zespół Aqua Timez a zwłaszcza ten utwór.

Z bardziej mocniejszych klimatów to również Nightmere(alumina) oraz Maximum Hormone

http://www.youtube.com/watch?v=dwj6hpeojkA

.

Trochę Miku też słucham,ale to bardziej jeden/dwa kawałki...

Co to jeszcze...z tradycyjnej muzyki azjatyckiej raczej nic.sweat.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...