Skocz do zawartości

Castiel

Forumowicze
  • Zawartość

    3172
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Castiel

  1. Castiel
    Niedawno na tym blogu napisałem o tym, ze nie pamiętam weekendu podczas którego wygrałyby wszystkie moje ulubione drużyny. I proszę, minęły dwa tygodnie i taki weekend nadszedł. A ja żadnego z tych spotkań nie widziałem. Brawo Łukasz!

    Liverpool grał na Anfield w West Hamem i wygrał 2-0. W skrócie z MOTD nie wyglądało to, źle. Kilka fajnych akcji, dwa gole, trzy punkty i co najważniejsze wielki powrót Daniela Sturridge?a. Pięć miesięcy bez gry w Premier League i od razu gol. Patrzę z optymizmem w przyszłość i mam nadzieję, że uda się wywalczyć miejsce w pierwszej czwórce. Strata do trzeciego w tabeli United to tylko 5 punktów. A już w środę replay meczu z Boltonem w F.A. Cup.
    Marsylia dzięki bramce Gignaca z karnego i po podobno jednym z najsłabszych spotkań w tym sezonie pokonała na Stade Velodrome Evian i po remisie OL z Monaco zmniejszyła stratę do prowadzącego Lyonu do 2 oczek. Tyle samo punktów traci do lidera PSG, które już w niedziele zagra z Lyonem. Liczę na świetne widowisko. A tak w ogóle to ta kolejka Ligue 1 była po prostu pasjonująca. 10 spotkań, 10 goli. Typowa Ligue 1.
    Natomiast Milan na San Siro ograł Parme. Choć trzeba przyznać, że wygrać z Parmą w tym sezonie to żadna sztuka. Drużynę Inzaghiego do wygranej poprowadził niezawodny Menez. Aż się boje pomyśleć co będzie z gra Milanu jeśli Francuz dozna jakiegoś urazu albo przyjdzie dołek formy. Egzekucja Pippo jak na razie odroczona, ale już w niedziele wyjazd do Turynu na mecz z Juve.. A co do Parmy to Gialloblu osiedli na dnie tabeli i do 17 Calgiari tracą już 9 oczek. Chyba już nikt nie wierzy, że na Ennio Tardini w przyszłym sezonie oglądać będą mecze Serie A.
    A teraz z innej beczki. Karierę zakończył jeden z moich ulubionych kolarzy, Australijczyk Cadel Evans. Zwycięzca Tour de France (dwa razy zajmował drugie miejsca), trzeci kolarz Giro i Vuelty, Mistrz Świata z 2009 roku i tak dalej i tak dalej. Po prostu wielki kolarz. Trochę smutno, że z peletonu odchodzą zawodnicy, których podziwiałem zaczynając przygodę z tym pięknym sportem jak właśnie Evans czy Jens Voight, ale taka jest kolej rzeczy. Już niedługo sezon kolarski ruszy w pełni i znów będzie co oglądać. Tour of Dubai już od środy. Szkoda tylko, że już bez Evansa na trasie. W ogóle ten sezon zapowiada się fantastycznie. CCC Sprandi z dziką karta na Giro, Michał Kwiatkowski w Tęczowej Koszulce, Rafał Majka już jako gwiazda peletonu, po prostu musi być pieknie.
  2. Castiel
    Może moja pamięć jest kiepska, ale nie pamiętam weekendu podczas którego wszystkie 4 moje ulubione drużyny wygrałyby swoje mecze. Teraz jest o tyle łatwiej, że nie gra Ekstraklasa, więc bez meczy Korony powinno być łatwiej, ale niestety tak nie jest. To, ze ten weekend nie zapisze sie piłkarsko idealnie w mojej pamięci było pewne już po piątkowym meczu Marsylii w Nicei.
    Mecz derbowy, wiec walki nie brakowało, niby działo sie sporo, ale do przerwy strzałów jak na lekarstwo i wynik bezbramkowy. OM ostatnio lubi strzelać gole po 70 minucie wiec byłem dobrej myśli przed druga połową i to mimo tego, ze Bielsa w związku z kłopotami kadrowymi wystawił lekko eksperymentalny skład, z Gignaciem na boku pomocy i kompletnie poprzestawianą linią obrony (nawet przy takich brakach w obronie Doria cały mecz przesiedział na ławce..). No i druga część spotkania zaczęła sie kapitalnie, tylko że dla Nicei, która juz w 47 minucie po bramce Genevoisa objęła prowadzenie. I dalej cisnęła. W 53 minucie sędzia wlał w moje serce trochę nadziei wyrzucając z boiska Gomisa, który w 3 minuty obejrzał dwie żółte kartki, choć trzeba przyznać że ta druga była dyskusyjna. Marsylia grając w przewadze zaczęła atakować, ale zamiast strzelić wyrównującego gola nadziała sie na kontrę Nice i w 73 minucie przegrywała juz 0-2. Dwie minuty później zwątpiłem już całkowicie . Kwadrans do końca, dwa gole w plecy a na boisko wchodzi 16-letni Boutobba. Chwile po jego wejściu Thauvin dostał kapitalne podanie z głębi pola od Imbuli, świetnie przyjął piłkę i strzelił kontaktową bramkę. W końcówce OM miało jeszcze kilka okazji, Nicea kontrowała ale wynik nie uległ zmianie. Kolejna wyjazdowa strata punktów, kolejny slaby mecz, Thauvin mimo gola tradycyjnie irytujący, po prostu bez zmian.. Jedynym plusem piątku był bezbramkowy remis Manchesteru United z IV ligowym Cambridge w F.A. Cup.

    Sobotę przesiedziałem w pracy i dopiero w drodze do domu zobaczyłem sensacyjne wyniki w F.A. Cup. Porażki Chelsea, City, Tottenhamu i kilku innych drużyn z teoretycznie słabszymi rywalami , myślę sobie-super! Wracam akurat na druga połowę meczu Liverpoolu z Boltonem. I ta skuteczność The Reds, Boże święty! Tyle okazji i żadnego gola. Niepojęte. W najbliższym czasie LFC nie będą narzekać na brak spotkań, więc powtórka meczu to nie jest dobra wiadomość, ale mam nadzieję, że uda się wywalczyć awans, tym bardziej, że w związku z sobotnim pogromem czołówki Premier League droga Wembley, przynajmniej teoretycznie stała się sporo łatwiejsza. No ale to Anglia, tego nie ogarniesz.

    Ogarnąć nie idzie tez tego co dzieje się z Milanem. Takiej za przeproszeniem chujni nawet najwięksi pesymiści nie byliby w stanie sobie wyobrazić. A jednak można. Milan jest beznadziejny, i nic nie wskazuje na jakąś poprawę. Berlusconi jest już podobno dogadany z Luciano Spallettim, ale Pippo dostanie jeszcze szanse we wtorkowym meczu pucharowym z Lazio na San Siro. Ale nawet on sam chyba jest już spakowany i tylko czeka na nieuniknione. Tylko czy tej drużynie jest jeszcze w stanie cokolwiek pomóc? Na pewno nie zrobi tego idiota Mexes, który po tym co odstawił w sobotni wieczór powinien dostać z pół roku dyskwalifikacji i zostać za zbity pysk wywalony z klubu.

    W niedzielę postanowiłem obejrzeć mecz Ajax-Feyenord. Klasyk Eredevisie i do tego Milik. Zapowiadało się smakowicie. Tym bardziej, że w poprzednich 176 spotkaniach miedzy tymi drużynami tylko raz padł wynik 0-0. No i wczoraj po raz drugi. Chyba przynoszę pecha, ale widziałem w tym sezonie kilkanaście spotkań w Ekstraklasie ciekawszych niż ten mecz. Ajaxowi nic nie wychodziło, w obronie wesołe nieogarnięcie, wiec Legia nie jest wcale na takiej straconej pozycji przed dwumeczem w Lidze Europy.
  3. Castiel
    W moich czterech ulubionych klubach mało jest zawodników, którzy jakoś szczególnie działają mi na nerwy. W Koronie jest Musa, ale to pozorant, a nie piłkarz, ale nawet on nie irytuje mnie tak jak Florian Thauvin z Marsylii. Kiedy okazało się, że ten zawodnik dołączy do OM byłem zadowolony i pełen wiary, że będzie ważnym punktem drużyny. Tym bardziej, że udało się go podebrać Lille. Im dłużej jednak miałem okazje go oglądać w barwach Marsylii, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że go nie lubię. Jego największym problemem jest, jak słusznie zauważył autor bloga Vive la Ligue 1, zbytnia pewność siebie. Nawet jak jest w formie irytuje jego boiskowy egoizm, bezsensowne rajdy i strzały z dystansu. A najgorsze jest to, że częściej jest bez formy niż w formie, a wtedy już nie da się na niego patrzeć. Miałem nadzieję, że Marcelo Bielsa zdoła jakoś do niego dotrzeć i będzie jeszcze z niego jakiś pożytek, ale powoli tracę już nadzieję. Liczę jeszcze na to, że może uda się go sprzedać i odzyskać cześć wyłożonych na niego pieniędzy.

    Pozostanę jeszcze na moment w temacie Ligue 1. Niesamowicie budująca jest dla mnie postawa Lyonu w tym sezonie. Piłkarze ze Stade de Gerland przewodzą ligowej stawce, wygrali 6 ostatnich spotkań z rzędu i grają tak, że aż miło popatrzeć. I pisze to kibic Marsylii. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że OL śmieje się w twarz PSG, klubowi, który wydaje na transfery masę pieniędzy, a mimo to traci do OL w tej chwili 4 punkty. W pierwszym składzie Lyonu wychodzi zwykle aż 8 wychowanków. To jakiś kosmos. Alexandre Lacazette rozgrywa sezon życia, dzielnie wspiera go młodziutki Nabil Fekir. Postawa Lyonu to piękny przykład tego, że nie zawsze potrzeba góry pieniędzy i wielkich transferów aby osiągnąć dobre wyniki. Oczywiście, do zmiany polityki władze OL zostały zmuszone z powodów finansowych, ale chyba nikt na Gerland nie narzeka teraz z tego powodu. I mam nadzieję, że jeśli nie OM to właśnie Les Gones okażą się najlepszą drużyną na koniec sezonu.

    W Koronie testy na całego. Ale to materiał już na osobny wpis, choć prawda jest taka, że żadnego z zawodników, którzy ostatecznie dołączą do drużyny Ryszarda Tarasiewicza nie ma co oceniać przed startem rundy. Niby to banał, ale liga wszystko zweryfikuje, jak zawsze. Mam tylko nadzieję, że do zespołu trafi jeszcze kilku młodych zdolnych chłopaków z rezerw już z niższych lig. Niech zapierdzielają za Koronke.
  4. Castiel
    Ludovic Obraniak stwierdził, że za kadencji Fornalika w kadrze już nie zagra. Zachowanie podobne do tego co robią dzieci podczas zabawy w piaskownicy. Innym nie podobają się moje sposoby zabawy, więc zabieram grabki i wiaderko i idę do domu. Bardzo to dojrzałe.

    Ludo piłkarzem nie jest złym, ale jak większość zawodników naszej reprezentacji ma problem z grą na swoim optymalnym poziomie w klubie i w kadrze. Poza nieźle wykonywanymi stałymi fragmentami gry nie dawał zespołowi nic więcej, więc był krytykowany. To normalne. Jego problemem było chyba to, ze nie potrafił sobie z tą krytyką poradzić, poczuł się zaszczuty, nierozumiany i stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem problemu będzie rezygnacja. Zamiast powalczyć, podjąć próbę udowodnienia sobie i przede wszystkim krytykom, że jednak zasługuje na grę w kadrze postanowił odpuścić. Płakał za min nie będę.
    W Udinese jest młody Zieliński, w życiowej formie jest Adrian Mierzejewski a i talent Rafała Wolskiego jest ogromny, więc reprezentacja bez francuza sobie poradzi. Bardzo dobrze sprawę podsumował na twitterze Mateusz Borek, który stwierdził, że Obraniak powinien oddać teraz Polski paszport ponieważ cytuję: ?Polakiem sie jest zawsze albo wcale?. I chyba dziennikarz Polsatu Sport ma racje. Wielce prawdopodobne, że gdyby nie Euro 2012 i chęć wypromowania swojej osoby przez naszą reprezentację Obraniak o paszport by się nie starał. Przykre, ale niestety bardzo prawdopodobne.
    Na potępienie zasługuje sposób przekazania tej informacji. Obraniak najpierw porozmawiał z dziennikarzem Super Expresu a dopiero potem wysłał smsa do dyrektora kadry, że nie chce być więcej powoływany. Bardzo mądrze i odważnie. A pomyśleć, że kiedyś byłem wielkim zwolennikiem jego powołania do kadry. Zauroczył mnie swoją grą w Ligue 1, ale nie potrafił dać tyle samo reprezentacji. Szkoda, ale nic na siłę.
    PS. Wpis dedykuję mojej przeuroczej, przewspaniałej i przeskromnej koleżance :*
  5. Castiel
    Hit dnia dzisiejszego!
    Na stacje podjeżdża auto. Kolega wychodzi do tankowania. Z samochodu wychodzi kobieta, jakieś 25 lat, lekko przy kości. Kolega klepie nasze formułki i mówi klientce, że jeśli zatankuje 20 litrów będzie mogła kupić sobie kawę za 2 złote.
    -Dziękuję, ale nie piję kawy.
    -No to może gorącą czekoladę?
    -Nie, też dziękuję. Odchudzam się.
    Kolega chciał być miły i powiedzieć, że nie ma potrzeby odchudzania się, ale nie pomyślał i wyrwało mu się: - Nie widać.
    Mina klientki bezcenna. Powiedziała tylko smętnie: "wiem" i poszła do kasy...
  6. Castiel
    Wracam do pisania bloga. Nie będzie żadnej regularności, ale od czasu do czasu coś się będzie pojawiać. Nie liczcie raczej na długie teksty z wielkimi wywodami, nastawcie się bardziej na zbiór krótkich przemyśleń i spostrzeżeń. Jak tylko czas pozwoli i będę miał chęć coś naskrobać, na coś ponarzekać albo z czegoś się wyżalić to będę to robił. A teraz do rzeczy.
    Po katastrofalnym spotkaniu z Ukrainą naszej drużynie dostało się za wiele rzeczy, a mnie najbardziej raził brak zaangażowania, charakteru i chęci do walki. To wszystko oglądam co tydzień w meczach mojej ukochanej Korony Kielce. Dlatego ktoś w mediach podrzucił temat powołania kilku zawodników z Kielc do kadry. Od razu zrobiło się z tego wielkie larum, że się nie nadają, że za słabi, że coś tam. Fakt, że pod względem umiejętności czysto piłkarskich kadra to za wysokie progi, ale walecznością i ambicją Korzym, Kuzera, Lisowski i Golański mogli by obdzielić pięciu Lewandowskich i dwudziestu Obraniaków, a chyba tego teraz najbardziej kadrze brakuje.

    Bardziej od kadry zawiodłem się ostatnio tylko na ?wspaniałej? ofercie nowej platformy cyfrowej nc+. Jak głupi narobiłem sobie nadziei, że połączenie Cyfry+ i Telewizji ?n? przyniesie mi jako kibicowi sportowemu niemal wszystkie interesujące transmisje w jednym dekoderze i za rozsądną cenę. A tu d@@a. Za pakiet obejmujący wszystkie kanały sportowe życzą sobie ode mnie 119 zł plus jeszcze jakieś dwie stówy za dekoder. W tej cenie mam też mnóstwo kanałów, których w życiu nie miałem zamiaru oglądać i mnóstwo nieinteresującego mnie badziewia takiego jak usługi VOD i tak dalej. Zamiast podzielić kanały tematycznie i umożliwić dostep do sportu za 60 zł i do kanałów filmowych za drugie 60 do wyboru, oni postanowili zrobić wymieszaną papke i liczą na wielkie zyski. Zawiedzionych jak ja jest mnóstwo, ale niektórzy zapłacą. Mnie jednak nie stać przy pensji średnio 1300 zł na miesiąc nie mam zamiaru oddawać 10% na telewizje. Jakoś przeżyję. A pazerni francuzi niech się wypchają. Za 60 zł w Cyfrowym Polsacie tez mam sporo sportu.

    Czytam aktualnie ?Wyścig tajemnic?, książkę Tylera Hamiltona i Daniela Coyla opisującą cały dopingowy proceder Lance?a Armstronga samego Hamiltona i całej grupy Postal. Polecam!

    Może nie wszyscy wiedzą, ale pracuję na stacji paliw. Praca w handlu to jak wiadomo kontakt z ludźmi, a klienci bywają różni. Trafiają się i bardzo mili, i bardzo niemili, rozgarnięci i gamoniowaci. Następnym razem coś o nich napiszę.
  7. Castiel
    Wiecie co mnie najbardziej wk**wia? Wcale nie to, że przegraliśmy i odpadliśmy, bo do tego to już się przyzwyczaiłem. Najbardziej wk***iają mnie ludzie, którzy po zwycięstwie krzyczą wygraliśmy, ale jak juz przegramy to nie ma "przegraliśmy" tylko "przegrali". Wku**iają mnie Ci wszyscy, którzy zaraz po meczu zapier**lali do samochodów czy okien ściągać flagi. Na c**j je w ogole zakładali? Kibicować kiedy sie wygrywa to każdy głupi potrafi. Sztuką jest robić to bez względu na wyniki. Oczywiście można, albo nawet trzeba sie denerwować i smucić z porażek, ale skoro wygrywamy razem to razem też przegrywamy. Fajne, że dzieki Euro sporo osób sie zainteresowało piłką i może część z nich zostanie z tym zainteresowaniem na dluzej. A ci, którzy teraz najgłośniej wyzywają naszą reprezentację niech spie**alają. Zaraz zaczną wygrywać siatkarze, ręczni albo ktoś inny. Tam bedzie sukces i tam bedzie wasze [beeep] warte "kibicowanie"...
  8. Castiel
    Euro 2012 coraz bliżej, a ja coraz bardziej boję się uwierzyć w to, że nasza reprezentacja może odnieść tam sukces. Nie chodzi już o poziom jaki prezentuje drużyna narodowa. Nawet gdybyśmy grali pięknie i skutecznie jak Niemcy czy Hiszpanie i w sparingach ogrywali wszystkich rywali do zera i tak bałbym się uwierzyć w ten sukces. Wszystko dlatego, że już trzy razy uwierzyłem i trzy razy poczułem się oszukany i nie wiem czy i jak zniosę ewentualny czwarty raz. Zacznijmy jednak od początku.

    Pierwszy raz zostałem oszukany w 2002 roku. Miałem wtedy 12 lat i o sukcesach naszej reprezentacji słyszałem tylko z opowieści ojca i wuja. Nie odczuwałem też tak jak starsi kibice tych kilku przegranych eliminacji do mundiali i klątwy Piechniczka, dlatego że porażki naszej kadry były dla mnie chlebem powszednim, do którego się przyzwyczaiłem. Ale eliminacje do mistrzostw w Korei i Japonii zaczęły się wspaniale. Wygraliśmy z Ukrainą i Białorusią i awans okazał się realny jak nigdy. Walczyliśmy z Walią i Armenią, wygraliśmy z Norwegami na ich terenie i z Walią na Milenium Stadium. Pamiętam gole Olisadebe, radość Kryszałowicza czy Kałużnego i pamiętam jak człowiek odcinał się od świata żeby nie poznać wyniku meczu wyjazdowego kadry przed jego retransmisją w TVP. Nigdy nie zapomnę meczu z Norwegią na Stadionie Śląskim, kiedy zapewniliśmy sobie awans. To było coś pięknego. Potem dostaliśmy bęcki od Białorusi, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Zaczął się szał i prawdziwa kadro-mania. Piłkarze byli wszędzie, w radiu, telewizji, na opakowaniach wielu produktów, w chipsach. Po losowaniu grup turnieju finałowego trener Engel powiedział, że jedziemy do Korei po medal. Uwierzyłem w tą deklaracje. Im bliżej było turnieju tym bardziej balonik wiary w sukces napełniał się. Słabe wyniki meczów towarzyskich mało kogo martwiły, bo każdy wierzył. Nauczyłem się na pamięć hymnu naszej kadry ?Do boju Polsko!? i śpiewałem go biegając jak głupi za piłką w koszulce z orzełkiem. Kupiłem sobie mnóstwo gazet i czasopism, w których pisano o zbliżającym się turnieju. Samych ?Skarbów Kibica? miałem z siedem i nie zwracałem uwagi na to, że w każdym z nich jest prawie to samo. Pamiętam jak pod koniec roku szkolnego pojawił się u nas w szkole młody praktykant, wielki kibic z którym szybko znaleźliśmy wspólne tematy. Dostałem od niego zeszyt, w którym zapisywał wyniki mistrzostw z 1994 roku. Postanowiłem założyć taki sam. Pamiętam jak bardzo bałem się, że nie będę mógł obejrzeć naszej reprezentacji w telewizji. Prawa do transmisji wykupił Polsat i miał je pokazywać tylko na kanałach dostępnych dla posiadaczy dekoderów. Niemal w ostatniej chwili TVP doszła jednak do porozumienia z konkurentem i odkupiła część praw, a i Polsat najważniejsze mecze postanowił odkodować. Engel zabrał do Azji piłkarza Odry Wodzisław Pawła Sibika. Mało kto pamięta takiego piłkarza, za kilka lat tak samo będzie pewnie z tym klubem. Pamiętam jak przed turniejem Engel wpisał na listę rezerwową Ebiego Smolarka. Mówiło się, że to wielki talent, ale nikt chyba by nie uwierzył, że kiedyś zagra w razem z kadrą taki mecz jak ten z Portugalią w eliminacjach do Euro 2008. W zapewnienia trenera o walce o medale uwierzyli też i sami zawodnicy i to chyba był największy błąd. Nie miałem zamiaru wybierać się do szkoły w dzień meczy naszej kadry, rodzicom się to nie podobało, ale ostatecznie zlitowali się i pozwolili zostać. O ile dobrze pamiętam graliśmy zawsze o 13:30. W dzień meczu z Koreą obudziłem się koło 6 i już nie mogłem zasnąć. Stres, nerwy i ta wiara w sukces. No i przegraliśmy. 2-0. Z Koreą. Nie mogłem uwierzyć. To nie byli ci sami piłkarze, którzy wygrali eliminacje. Nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć. Zlekceważyliśmy ich czy po prostu byli zwyczajnie lepsi? Nie próbowałem nawet odpowiadać na to pytanie. Zostały jeszcze dwa mecze. Dzień przed spotkaniem z Portugalią miałem nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy zdanie, które potem towarzyszyło mi przez niemal całe ciężkie kibicowskie życie: ?Nadzieja zawsze umiera ostatnia?. I wtedy umarła wraz z golami Paulety. Byliśmy przeraźliwie słabi. Nic nam nie wychodziło. Było mi szkoda tych naszych piłkarzy. Nie chciałem nikogo obwiniać. Mecz z USA byłymi obojętny. Engel wystawił rezerwowych, na awans nie było już szans. Nie było też presji. I wygraliśmy 3-1. I pojawiły się pytania: dlaczego tak późno? Dlaczego oni nie zagrali w tych przegranych meczach? To i tak nie było ważne bo wracaliśmy do domu na tarczy. Ale ten ostatni mecz pozwolił mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś na mundialu zagramy. Może z lepszym skutkiem.

    Cztery lata później zostałem oszukany drugi raz. Po klęsce w Korei zwolniono Engela, a jego miejsce zajął Zbigniew Boniek. Długo na stanowisku nie wytrwał i zastąpił go Paweł Janas, któremu niewiele zabrakło od awansu na Euro 2004. Zdecydowanie bardziej udane były eliminacje do Mistrzostw Świata w Niemczech. Co prawda dwa razy przegraliśmy z Anglią, ale w pozostałych meczach graliśmy bardzo dobrze i z drugiego miejsca w grupie wywalczyliśmy awans. Pamiętam mecze z Austrią czy Azerbejdżanem, w których graliśmy kapitalnie. I znów zaczął się szał i pompowanie balonika. Gdy okazało się, że w grupie zagramy z gospodarzami (znowu), Kostaryką i Ekwadorem każdy uwierzył w awans. Mogliśmy nawet przegrać z Niemcami, wystarczyło pokonać dwóch rywali zza oceanu. Ale przed turniejem Janas sie pogubił, zresztą jego piłkarze też. Znów ważniejsze od przygotowań były reklamy i inne pierdoły. Co prawda wierzyłem, że drugi raz błędu Engela sienie popełni, ale nie brałem pod uwagę tego, że można popełnić inne błędy. Najpierw Janas nie powołał Dudka, Frankowskiego, Kłosa i Rząsy, którzy co by nie mówić byli ważnymi postaciami kadry. Potem tuż przed turniejem skoszarował się z kadrą w ośrodku i prawie nikt nie miał do nich dostępu. Z Ekwadorem przegraliśmy 2-0, a piłkarze zamiast skupić się na robili sobie zdjęcia i zajmowali się innymi głupotami. Potem graliśmy z Niemcami. Pamiętam doskonale każdy z trzech ostatnich meczy z tą reprezentacją. Graliśmy nieźle, walczyliśmy i w sumie nie można było mieć do naszych zawodników wielu pretensji, ale po błędzie w końcówce przegraliśmy i został nam tylko mecz o honor z Kostaryką. Wygraliśmy 2-0, a obie bramki strzelił Bartosz Bosacki, którego według pierwszych decyzji Janasa w kadrze w ogóle miało nie być. Różnie układają się piłkarskie losy. Jak można się było spodziewać Janas został zwolniony, a jego miejsce zajął Leo Beenhakker, który zostawił razem z Trynidadem i Tobago bardzo pozytywne wrażenie w Niemczech.

    Leo zaczął kiepsko, najpierw łatwo ograli nas Finowie a potem wymęczyliśmy remis z Serbią. Wielu wieszało na kadrze psy i domagało się naprawdę radykalnych zmian. W kolejnym spotkaniu udało się wygrać 1-0 z Kazachstanem i czekał nas mecz z wielką Portugalią na Stadionie Śląskim. Mieliśmy oglądać to spotkanie u mnie w domu razem z grupą znajomych, ale oni w ostatniej chwili zmienili plany i wybrali się chyba na jakąś imprezę, ale pewny do końca nie jestem. W każdym bądź razie ja zostałem w domu. Nie wiem dlaczego, każdy twierdził, że dostaniemy mocno po dupie i ja w sumie też wielkich nadziei nie miałem, ale z takimi drużynami nie gra się za często i nie chciałem tego przegapić. Może miałem jakieś przeczucie? Nie wiem. Wiem za to, że obejrzałem najlepszy mecz jaki ta reprezentacja zagrała za mojego krótkiego życia. Każdy zawodnik zaprezentował w tym spotkaniu wielką formę. Golański grał mecz życia i sprawiał ogromne problemy Cristiano Ronaldo, Bronowicki szalał na drugim boku obrony a Smolarek z Błaszczykowskim męczyli obronę Portugalczyków. No i wygraliśmy 2-1 po dwóch golach Ebiego, tracąc gola w końcówce, ale to było nie ważne. Byliśmy wielcy. Każdy znów uwierzył w tą kadrę i w magię Beenhkkera. W rewanżu w Lizbonie zremisowaliśmy 2-2, wydzierając jeden punkt w końcówce dzięki szczęśliwemu trafieniu Krzynówka. Awans był blisko. Zagraliśmy z Belgią, znów na Śląskim i znów Smolarek trawił dwa razy. Wygrywamy i jedziemy na Euro. Pierwszy raz w historii. Coś pięknego. I znów wielka wiara. W końcu Leo jest wielki, grupę mały średnio trudną (Austria, Niemcy i Chorwacja), a my trzeci raz nie możemy zawalić wielkiego turnieju. A jednak. Przegrywamy z Niemcami, remisujemy z Austrią (pechowo) i przegrywamy z Chorwacją. Gramy słabo i gdyby nie Boruc to i Austriacy wpakowaliby nam kilka goli więcej. Znowu uwierzyłem i znów poczułem się oszukany. Ale przynajmniej byłem do tego przyzwyczajony. Tego co się działo z kadrą potem nie będę już opisywał bo i tak napisałem za dużo i pora powoli kończyć.

    Teraz obiecuje sobie, że już nigdy nie uwierzę tej reprezentacji. Niby grupę na Euro mamy łatwą, drużyna ma momenty dobrej gry i mamy kilku niezłych piłkarzy, ale ja po prostu boję się uwierzyć. Nie chcę znów poczuć tego rozczarowania co 10, 6 i 4 lata temu. Już wystarczy. Wmawiam sobie, że lepiej być mile zaskoczonym niż po raz kolejny rozczarowanym. Wiem jednak, że i tak znów uwierzę. Może miesiąc przed Euro, może tydzień, a może na pięć minut przed pierwszym meczem, ale uwierzę bo inaczej po prostu nie potrafię. Co by się nie działo zawsze w głębi serca będę wierzył w tą kadrę. Niech piłkarze sobie piją, niech Smuda gubi się w tym co robi, niech powołuje ?niby polaków?, ja zawsze będę wierzył. Nie ważne ile razy zwątpię, ile razy zaklnę i wyzwie jakiegoś piłkarza. Zawsze będę wierzył.
  9. Castiel
    Różne były już pomysły na zwiększenie popularności blogów, poprawienie jakości tekstów i ogólne polepszenie blogosfery. Piątkowy przegląd blogów, blogowe konkursy, plebiscyty na wpis miesiąca itd. Każdy starał się choć trochę w tej słusznej sprawie pomóc. Blogowe konkursy nr 1 i 2 cieszyły się ogromną popularnością. Tekstów konkursowych była cała masa, jedne lepsze, drugie gorsze, ale najważniejsze, że były. Wielka szkoda, że 90% ludzi pisało te wpisy tylko dlatego, ze można było coś wygrać. Na początku łudziłem się, że to nie dlatego, i ludzie po prostu piszą dal siebie, dla radości z tego co robią i z tego, ze ktoś to przeczyta, a możliwa nagroda to tylko przyjemny dodatek. Niestety myliłem się. O naiwności mego myślenia przekonałem się przy okazji konkursu nr 3, który właśnie zmierza ku końcowi. Konkurs bez nagrody okazał się kompletną klapą. Do tej pory naliczyłem tylko 7 (słownie: siedem) tekstów z dopiskiem ?konkurs? w tytule. Wielki szacuj dla tych, którzy nie piszą dla nagród, tylko dla samych siebie. Każdej z tych osób należy się nagroda już za samo napisanie tekstu, bo jak widać jeśli nie ma nagrody to mało komu się chcę. Przykre? A jeszcze bardziej przykre jest usunięcie blogów ze strony głównej. Po co się starać, popularyzować blogi kiedy samo CDA ma to już gdzieś? Teraz na blogach zostaną tylko ci, którzy czerpią prawdziwą radość z pisania. Może to i lepiej? Ja sam bloga zaniedbuję przez brak czasu, ale postaram się od czasu do czasu coś naskrobać.
    Ps. Bardzo żałuję, że mistew zamknął swojego bloga, będzie mi go brakować?
    Pps. Zapraszam na blog ?AAA..., gdzie trwają nominacje do konkursu na wpis roku. Każdy Bloger nominuje swój jeden wpis. Warto! http://forum.cdaction.pl/blog/aaa/index.php?showentry=32663
  10. Castiel
    Na FIFE 12 zacząłem z niecierpliwością czekać mniej więcej w kwietniu, kiedy ?jedenastka? zaczynała mnie nudzić i przestała zaskakiwać. Z każdym obejrzanym trailerem i z każdą przeczytaną zapowiedzią, nakręcałem się coraz bardziej na grę idealną, w którą będę grał z taką samą radością zarówno w dniu premiery, jak i 10 miesięcy po niej. Jak to zwykle bywa, gdy balonik jest za bardzo napompowany, coś musiało pęknąć. No ale po kolei.
    Gdy tylko miałem trochę wolnej kasy postanowiłem zamówić sobie grę przed premierą. Dokładnie na początku września wysłałem swe zamowienie. Liczyłem, że dzięki temu dostanę grę troszeczkę wcześniej niż w oficjalną datę premiery, jak to miało miejsce rok temu. Niestety przeliczyłem się. Sklep w którym kupiłem ?dwunastkę? lekko nawalił i przesyłkę otrzymałem dopiero 4 dni po premierze, ale nic to, bo nawet ci, którzy dostali grę wcześniej do oficjalnej premiery sobie nie pograli. O przygodach podczas instalacji już pisałem tutaj, więc nie ma sensu się powtarzać. Chwile zwątpienia miałem już podczas gry w demo. Muszę przyznać, że nigdy tak ciężko w żadną ?kopankę? mi się nie grało. Liczyłem jednak, że pełna wersja bardziej mi się spodoba i nie będę żałował 130 złotych wydanych na grę.

    Na początku niestety żałowałem strasznie. Oprócz problemów z instalacją i Originem zawiedziony byłem brakiem instrukcji w pudełku, ale ostatecznie uznałem to za drobiazg. W końcu najważniejsza jest rozgrywka. A tam niestety kolejne rozczarowania. System kolizji niby fajny, ale tyłka nie urywa, co najwyżej od czasu do czasu można się pośmiać z jego bugów. Najgorzej było jednak z drugą nowością, taktyczną obroną. O mój Boże, ile ja się namęczyłem, próbując przyzwyczaić się do niego, ile nerwów przez to straciłem. Każdy mój błąd i każda głupio stracona bramka irytowały mnie i tylko zniechęcały do gry. Starałem się jednak uczyć, trenować, bo niestety w sieciowych meczach rankingowych można grać tylko z włączonym nowym sterowaniem w obronie. Może i ja jestem dziwny, ale w końcu doszedłem to wniosku, że bez kilku dodatkowych palców skuteczne używanie TD w moim przypadku się nie uda i postanowiłem wyłączyć go w pizdu. I wtedy gra od razu zaczęła sprawiać mi radość podobną do tej, jaką miałem grając w FIFE 11. Szkoda mi tylko trochę sezonu pojedynków, bardzo fajnego trybu online, ale z dwojga złego wolę poświęcić to, niż w ogóle przestać w nową FIFE grać.
    Kiedy myślałem, że to już koniec kłopotów problemy pojawiły się podczas nie rankingowych meczy w sieci. Gra bardzo często wyrzucała błąd braku synchronizacji i rozłączała mnie z drugim graczem uznając, że spotkanie w ogóle się nie odbyło. Co ciekawe po kilkunastu mailach wymienionych z pomocą techniczną EA, i po moich zapewnieniach, że w żaden sposób nie blokuje sobie połączenie internetowego problem sam ustąpił. Normalnie cud.

    Jeśli miałbym wystawić nowej FIFIE ocenę to za pierwsze dwa tygodnie z nią spędzone dałbym co najwyżej 5/10. Natomiast teraz po wszystkich perypetiach mogę stwierdzić, że gra mimo wszystko zawiodła moje oczekiwania i oceniłbym ją na 8. Plus za fajny i wciągający tryb kariery, który rekompensuje mi po części wszystkie opisane wyżej problemy. Oby tylko FIFA 13 była lepsza. I oby wreszcie zmienili coś w komentarzu, bo w tym roku Szpaka i Szarana wyłączyłem już w trakcie pierwszego meczu. Eh, marzy mi się duet Smokowski i Twarowski, ale to niestety tylko marzenia.
    Ps. Jakby ktoś chciał zagrać towarzyskie spotkanie w sieci niech szuka nicku CastielCK.
  11. Castiel
    Najnowsze zdobycze techniki pokazują, że sędzia Małek i sędzia Myrmus mieli rację nie uznając bramki Kaczmarka. Niech się schowa C+ i jego system Huston. Spalony był ewidentny i trzeba przyznać sędziemu specjalny medal za odwagę w podjęciu takiej decyzji. Panie Sławku, co pan na to?

  12. Castiel
    I jak tu wspierać twórców gier kupując oryginały, kiedy większość produkcji sprawia więcej problemów posiadaczom legalnej wersji niż piratom?
    Wydaje swoje ciężko zarobione 130 złotych na nową FIFĘ i nie dość, że muszę czekać do oficjalnej premiery żeby zagrać (piraci grają już bez problemu) to dodatkowo muszę instalować jakieś idiotyczne programy, które NIE DZIAŁAJĄ POPRAWNIE, muszę się męczyć i kombinować, dlaczego program pobiera mi całą grę z Internetu MIMO, ŻE MAM ORYGINALNĄ PŁYTĘ, a na koniec muszę pobierać 3,2 GB aktualizacji, a i tak nie mam pewności CZY GRA ZADZIAŁA! No ja pierdole?
    Aktualizacje pobierałem TRZY RAZY bo wywalało jakiś błąd, a w końcu okazało się, że mogę grać bez niej... Origin włącza się albo i nie- zależy jaki ma humor... Ale gra JAKOŚ działa... Piraci instalowali grę w 15 minut, ja posiadacz legalnej wersji straciłem na to 10 godzin i kupę nerwów. Tak się szanuje ludzi, którzy dają zarobić twórcom.
    Dziękuję EA? Kij wam w łeb... Za rok wracam do PESa?
  13. Castiel
    Sezon dopiero się zaczął. Za nami dopiero dwie kolejki i kilka spotkań w eliminacjach Europejskich Pucharów, ale już można kilka słów o każdej z drużyn napisać. Jak na razie na poziom ligi nie ma co narzekać. Meczę są ciekawe i emocjonujące. Możemy oglądać piękne gole, i poza Pawłodarską klęską Jagellonii całkiem nieźle idzie naszym klubom w pucharach. Zapraszam na krótki Ekstraklasowy przegląd.

    Na początek Wisła Kraków. Mistrzowie Polski stają przed ogromną szansą. Tak blisko awansu do Ligi Mistrzów nasz klub nie był już dawno. Jednak Wiślacy popełniają ubiegło sezonowy błąd Lecha i po spotkaniu pucharowym mają problem z dobrą grą w lidze. To, że Wisła jest w dobrej formie widzieliśmy. Jednak dwa ligowe remisy trochę psują ten obraz. Gdyby nie David Bitton, którego piłka niesamowicie szuka w polu karnym, równie dobrze zamiast tych remisów Wisła mogła mieć na koncie dwie porażki. Na razie jednak w Krakowie nikt o tym nie myśli. Wszyscy skupiają się tylko na dwumeczu z APOELEM, który jest ostatnią przeszkodą przed wymarzoną Liga Mistrzów. Żeby tylko nie obróciło się to wszystko przeciw Wiślakom. Lech pokazał, że polskim klubom ciężko pogodzić grę w pucharach z dobrymi występami w lidze, a straconych jesienią punktów może brakować na koniec sezonu. A skoro już o Lechu mowa, to kilka słów o nim. Poznaniacy po rozgromieniu ŁKS-u w pierwszej kolejce uwierzyli, że mimo braku wielkich transferów można coś w tej lidze ugrać. Jednak już w drugiej kolejce na ziemię sprowadziło ich Zagłębie. Lubinie, którzy dopiero zaczynali sezon, bo ich mecz z Legią w 1. kolejce został z powodu deszczu przełożony, wcale nie zagrali rewelacyjnego spotkania, a i tak w samej końcówce wyrwali Lechowi dwa punkty. Zawodnicy Kolejorza powinni się skupić na grze i deklaracje o walce o tytuł odłożyć co najmniej do wiosny. Mogą skupić się tylko na lidze, więc nie będzie wymówek o po pucharowym zmęczeniu. Piłkarze w Poznaniu ciągle są bardzo dobrzy i drużynę stać na wysokie miejsce w tabeli. A Zagłębie typowanie przez niektórych na czarnego konia sezonu jak na razie nie zachwyciło. No, ale w Lubinie maja czas. Nie ma tam jakiejś szalonej presji na sukces.

    Na naszych oczach tworzy się historia polskiej piłki. Tomasz Frankowski goni najlepszych strzelców ekstraklasy. Bez niego Jagiellonia traci ponad połowę swojej wartości. Klub z Białegostoku prezentuję się lepiej niż w dwumeczu z Irtyszem, ale to ciągle nie jest ta jaga z najlepszych momentów poprzedniego sezonu. Wydaje mi się jednak, że z czasem będzie coraz lepiej i praca trenera Michniewicza zacznie procentować. Już teraz nie jest źle, w końcu 4 punkty w dwóch spotkaniach to wynik całkiem dobry. Podobnym dorobkiem punktowym może się pochwalić Warszawska Polonia. Co prawda nie najlepiej dzieje się w Klubie Kokosa, w którym został już tylko kapitan i który potępiła UEFA, ale ogólnie pan Wojciechowski może być umiarkowanie zadowolony. Bruno dobrze spełnia się w roli następcy Adriana Mierzejewskiego, drużyna gra nieźle, więc trzeba się cieszyć. Co prawda wątpię w to, ze Polonia będzie się liczyła w walce o mistrzostwo, ale puchary są absolutnie w jej zasięgu. Co prawda jest lekki problem z napastnikami, ale jak na razie kto inny strzela gole. No i może w końcu obudzi się Daniel Sikorski, a jeśli nie, to zimą pan J.W. sięgnie do kieszeni i jakiegoś snajpera sprowadzi. W końcu pieniądze to nie problem. Zapowiada się, że będzie to ciężki sezon dla beniaminków. Zarówno ŁKS jak i Podbeskidzie mają ogromne kłopoty w grze obronnej. Łodzianie przegrali już dwa mecze do zera tracąc w nich aż 9 goli. Górale z Bielska, co prawda lepiej zaczęli, bo wydarli remis w meczu z Jagiellonią, ale potem dostali ?szóstkę? w Bełchatowie i na pewno nie są w najlepszych nastrojach. Jak tak dalej pójdzie to emocje związane z walką o utrzymanie skończą się bardzo wcześnie. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie. ŁKS ma bardzo trudny terminarz na początku ligi, ale to nie może być usprawiedliwienie dla słabej gry Łodzian. Akcje obu beniaminków stoją na razie bardzo nisko, ale jest za wcześnie, aby skazywać ich na spadek. Słabo sezon zaczęła też Lechia. Takimi wynikami ciężko będzie przyciągnąć kibiców na nowy stadion. Lechia będzie jednak co najwyżej ligowym średniakiem. Wielkich wzmocnień nie było, a kadra w końcu tak silna nie była. Trener Kafarski już nie raz pokazał, ze na swojej robocie się zna, ale cudów od Lechii wymagać nie można.

    Wielką niewiadomą pozostaje GKS Bełchatów. Trener z nazwiskiem, kilku znanych i doświadczonych piłkarzy, a mimo to wielu uważało, że Bełchatowianie będą jedną ze słabszych drużyn w tym sezonie. Na inaugurację nie zachwycili i dali sobie wyrwać remis w samej końcówce meczu z Ruchem, ale rozbicie 6-0 Podbeskidzia musi budzić uznanie. W pierwszym meczu zawiódł Kamil Kosowski, który miał być liderem zespołu, ale już w drugim spotkaniu zagrał bardzo dobrze i GKS wygrał. Czyżby zanosiło się na to, że gra zespołu trenera Janas będzie uzależniona tylko od dobrej formy Kosy? Przekonamy się niedługo. Z Bełchatowa nie daleko do Łodzi, więc teraz kilka słów o Widzewie. Przed sezonem czytałem kilka artykułów o tym jak sypie się piłkarskie imperium pana Cacka. Fakt, w klubie mają lekkie kłopoty finansowe, odeszło kilku zawodników i trener, ale Widzew wciąż ma niezłą kadrę. Po meczu z Wisłą Łodzianie mogli czuć nawet niedosyt, bo byli bardzo blisko zwycięstwa, ale już mecz z Górnikiem pokazał, że aż tak dobrze to nie jest. Widzew to kolejny zespół, po którym nie bardzo wiadomo czego się spodziewać. Podobnie jest także z Górnikiem. Z Zabrza odeszło kilku ważnych piłkarzy, ale trener Nawałka nie załamał rąk i pracował z tymi, którzy mu zostali. Już w poprzednim sezonie pokazał, ze trenerem jest dobrym, więc i tym razem powinien sobie poradzić. Dwa remisy na początek to nie jest zły wynik, ale w końcu trzeba zacząć wygrywać. Śląsk Wrocław nieźle radzi sobie w pucharach, choć nie obyło się bez problemów. Liga też zaczęła się średnio, ale za remis z Górnikiem Wrocławianie zrehabilitowali się gromiąc ŁKS. Jeśli tylko nie będzie problemów ze zdobywaniem goli to Śląsk będzie sobie radził bardzo dobrze, gorzej będzie, gdy skuteczność będzie zawodzić. Trener Lenczyk to świetny fachowiec i ma zespół, z którym znów powinien zająć wysoką pozycje w lidze i przy odrobinie szczęścia zagrać w fazie grupowej Ligi Europy. Czego szczerze Śląskowi życzę.

    Legia sezon zaczęła od szczęśliwej wyjazdowej wygranej z Gaziantepsporem. Potem pogoda uniemożliwiła rozegranie meczu z Zagłębiem. Wypoczęta Legia w rewanżu z Turkami nie zachwyciła, ale udało się jej awansować to 4. rundy, w której czeka na nią ciężka rosyjska przeszkoda. No, ale miało być o lidze, a ja się rozpisałem o pucharach. Opóźniona o tydzień inauguracja wypadła dobrze. Co prawda pokonać Cracovie na początku sezonu to nie jest wielka sztuka, ale styl w jakim zdobywcy Pucharu polski to zrobili może budzić uznanie. Legia zdominowała cały mecz i ani na chwile nie pozwoliła Krakowianom uwierzyć, że mogą tutaj coś ugrać. Błysnął Manu, którego przez niemal cały poprzedni sezon niemiłosiernie krytykowano. Jeśli Legia utrzyma taką formę to może z powodzeniem walczyć o tytuł, a i pokonanie Spartaka nie będzie rzeczą niemożliwą. A Cracovia? Jak zwykle na początku sezonu dno. Obrona praktycznie nie istnieje, w ataku też nie ma szału. W meczu z Koroną można było mieć pretensje do sędziego, ale porażki z Legią nie usprawiedliwia już nic. Jak tak dalej pójdzie to Craxe czeka kolejny sezon walki o przetrwanie. A przecież miało być zupełnie inaczej. Korona Kielce przez wielu skazywana była na spadek, ale już w pierwszym meczu pokazała, ze nie można jej lekceważyć. Fakt, że wygranie z Cracovią na początku sezonu to nie jest wielka sztuka, i Koronie trochę pomógł sędzia, ale Kielczanie zagrali naprawdę dobrze. Z wielką ambicją i determinacją. Pokazali, że nawet jeśli braknie umiejętności to nadrobią te braki ambitną walka. W kolejnym meczu z Ruchem było już troszkę gorzej, ale po niezłym meczu padł zasłużony remis. Oba zespoły starały się, ale nie potrafiły przechylić zwycięskiej szali na swoją stronę. Ruch też może być zadowolony z inauguracji sezonu. W 1. kolejce w samej końcówce Chorzowianie wywalczyli 3 pkt. w meczu z Bełchatowem, a potem nieźle zaprezentowali się w Kielcach. Trzeba jednak przyznać, że obie drużyny powinny realnie celować co najwyżej w środek tabeli.

    Pierwsze dwie kolejki sezonu można uznać za udanie. Tak jak pisałem na poziom spotkań całkiem niezły, kilka ładnych goli, emocje. Widać, że poza małymi wyjątkami znów każdy będzie mógł wygrać z każdym, więc będzie ciekawie. Nie mamy na co narzekać, no może oprócz kiepskiej realizacji telewizyjnej, ale i to powoli się poprawia. Miało być krótko, a ja się tak rozpisałem. Kolejny Ekstraklasowy przegląd pojawi się za kilka tygodni, gdy ligowa tabeli powoli się zacznie układać i będzie można już zacząć na poważnie mówić o faworytach. Tym, którzy dotrwali do końca dziękuję i już teraz zapraszam na kolejny tego typu wpis. Ku chwale Ekstraklasy!
  14. Castiel
    Krótko, chaotycznie, ale inaczej nie mogę. Żyję w kraju debili. W kraju, w którym każdy debil szuka teorii spiskowych na wszystko co się dzieję wokół niego. Najpierw ludzie wymyślili sobie, ze wiadoma katastrofa, którą już rzygam była zamachem, który zorganizowała Rosja na spółkę z PO. Jeszcze tylko Żydów i masonów brakuje w tej wesołej gromadce. Potem mieliśmy problemy z krzyżem pod pałacem i mnóstwo innych głupot, które pokazały jak dużo debili jest w tym naszym pięknym kraju. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwi a tu proszę. Dzisiaj zostałem zdziwiony aż dwa razy. I tak się zastanawiam, który debil zdziwił mnie bardziej. Obaj debile mają niejako związek z samobójczą śmiercią Andrzeja Leppera.
    Debil nr 1 umieścił na Youtube film pt. Andrzej Lepper nie żyje-TVN 24. Myślałem, że obejrzę co tez w tej stacji o tym mówili, ale nieeeee. Okazało się, że film ten zawiera ?piosenkę? o rzekomych skłonnościach pedofilskich naszego polskiego Papieża. No kuwra? Kim trzeba być, żeby wrzucać takie coś do internetu? Jak się potem dowiedziałem na wykopie jest mnóstwo tego typu filmów, które tylko pokazują jak wielu idiotów żyje w tym kraju. Zamykać takich ludzi, innej opcji nie widzę.
    Druga grupa debili chce z samobójstwa Leppera zrobić drugi Smoleńsk. Że niby Lepper został zaszczuty, albo co gorsza ktoś go zabił,ze dzwonił do kogoś i mówił, że boi się o swoje życie? No ludzie, nie dajmy się zwariowac. Każdy ma prawo nie wytrzymać. Ś.P. pan Andrzej po prostu sobie z tym nie poradził. Nie róbmy z tego po raz kolejny cyrku. Nie ośmieszajmy naszego kraju, bo naprawdę jak ktoś z zagranicy zobaczy co się u nas dzieje, jak się zachowuje większość Polaków to pomyśli tylko jedno: kraj debili?
    Przepraszam za ten wpis, ale musiałem.
  15. Castiel
    Zdaje sobie sprawę, że nie jestem blogerem wybitnym. Więcej było wpisów słabych, niż świetnych, ale dwa razy dostąpiłem zaszczytu promowania. Może i było by ich więcej, ale czasu mało i łatwiej napisać krótki ?felieton?, niż długi, tematyczny wpis. Jednak i takie będą, ale ja nie o tym. To tylko słowem wstępu.
    Każdy teraz stara się jakoś rozruszać blogi. Ja ze swojej strony będę wrzucał linki do ciekawych według mnie wpisów na facebooka, twittera itd. mam nadzieję, że kilka osób więcej dzięki temu przeczyta warte uwagi wpisy. A tak poza tym to w tym wpisie chciałem kilka blogów polecić. Mam te blogi w ulubionych, czytam regularnie (ale nie zawsze komentuję), bardzo cenię i pozdrawiam ich autorów. No to zaczynamy!
    Tezy ...AAA...
    Mnóstwo ciekawych i promowanych wpisów. ?AAA? pisze na wiele tematów i każdy znajdzie tam coś dla siebie.
    to i owo ? mistewowo
    Wpisy piłkarskie, recenzje książek i filmów, a także wpisy osobiste. Czasem krótko, czasem długo, ale zawsze warto przeczytać.
    A idź pan w pyry
    Qbusia nikomu przedstawiać nie trzeba. Każdy jego wpis to gwarancja przyjemnej i ciekawej lektury.
    LOUźne przemyślenia
    LouisFreakman piszę głownie o grach, więc na brak czytelników nie powinien narzekać. Polecam!
    Trymheim
    Trymusowe ciekawostki historyczne i inne historyczne wpisy powinien przeczytać każdy, nawet jeśli historii nie lubi. Być może przez tego bloga ją polubi.
    Bezkresna odchłań...
    MattiR pisze długi i ciekawie o piłce. Jako wielki kibic zna się na tym jak mało kto.
    KruszynBlog
    Crouschynca ostatnio nic nie pisze, ale mam nadzieje, że to się niedługo zmieni i przeczytamy kolejne recenzje filmów i książek. Ciągle jednak warto przeczytać starsze wpisy.
    Na dziś to tyle. Zapraszam na polecone blogi i mam nadzieję, że autorzy nie uznają mojego wpisu za żadną autoreklamę Wiem, że nie wymieniłem każdego, kto na to zasługiwał, ale co za dużo to nie zdrowo.
  16. Castiel
    Wiem, że tytuł nie jest zbyt odkrywczy, ale lepiej poświęcić więcej czasu na myślenie o tym, co napisać, niż na zastanawianie się nad tytułem. Nieważne. Przejdźmy do wpisu, w którym trochę moich przemyśleń na temat gier. Pewnie tak samo mało odkrywczych jak tytuł, ale cóż zrobić.
    Jestem graczem. Nie gram bardzo dużo, chociaż może i gram dużo, ale w niewielka liczbę tytułów. Nie należę do tzw. ?połykaczy gier?, którzy kończą grę w jeden dwa wieczory i zaraz muszą zagrać w kolejną. Rzadko zdarza mi się przejść całą grę do końca. Było takich tylko kilkanaście. Wszystko przez to, że nie jestem mistrzem klawiatury, myszki i pada i zwykle dochodzę do pewnego momentu w grze, z którym sobie nie radzę, bo jest za trudny. Życie. Jednak nie będę narzekał na poziom trudności, bo wina leży po stronie mojej, a nie gry. Poza tym niekiedy gra po prostu zaczyna mnie nudzić i nie chcę się męczyć, tylko po to żeby ją skończyć. Wolę przerwać w połowie i zająć się czymś innym.

    Nie mam swojego ulubionego gatunku. Lubię gry sportowe, samochodówki. Czasem zagram w jakąś grę akcji lub FPSa. Nie lubię RPGów i strategii, w sumie nie wiem, dlaczego, ale ciężko mi się gra w takie gry. No i są jeszcze przygodówki, które niestety szybko mnie nudzą. Komputer mam dopiero od 4 lat, ale zaległości w starszych tytułach też nadrobiłem i można powiedzieć, że jestem na bieżąco. Było kilka gier, które mają stałe miejsce na dysku, których nigdy nie usunę. Zawsze musi być jakaś kopanka, kiedyś były to PESy, teraz FIFA11, a już niedługo FIFA12. GTA Vice City i San Andreas, w których lubię od czasu do czasu trochę się po rozbijać. Poza tym to Call of Duty 2, pierwszy Dead Space, DSJ, Burnout Paradise, Unreal Turnament i Symulator Farmy. Do tych gier wracam wiele razy i pewnie wracał będę wiele razy. Mam też nadzieję, że do tego grona dołączą jeszcze nowe tytuły, które mnie urzekną.

    Co jest dla mnie najważniejsze w grach? Na pewno nie grafika. Wiadomo, że przyjemniej gra się, gdy na ekranie widać piękne animacje, wspaniałe tekstury itd., ale nigdy nie skreślałem żadnej gry tylko dlatego, ze jest brzydka. Zresztą mój sprzęt jest dosyć słaby, więc wiele gier trzeba uruchamiać w niskiej rozdzielczości i z detalami ustawionymi na minimum, ale nie przeszkadza mi to. Na muzykę też nie zwracam większej uwagi. W większości gier mi nie przeszkadza, a jeśli już zaczyna mnie irytować to po prostu puszczam sobie coś swojego i po problemie. Gra musi mnie wciągnąć ciekawą fabułą lub pomysłami na rozgrywkę. Musi mieć to coś.. Wiem, że świetne fabuły mam w grach RPG, ale jak już mówiłem, to nie mój klimat.
    Niemal wcale nie gram w sieci. Jedynie trochę w gry piłkarskie, ale i tak dużo tego nie ma. Olewam tryby multi z kilku względów. Po pierwsze tak jak pisałem wcześniej ? jestem za słaby. Nie chcę sobie psuć nerwów i tracić czas na to żeby dostać bęcki od sieciowych wymiataczy. Drugi powód to przeróżni oszuści. Ależ wkurzali mnie ci, którzy rozłączali się, gdy przegrywali mecz w FIFE. Pół biedy, jeśli po tym rozłączaniu zaliczało mi zasłużoną wygraną. Najgorzej było, gdy trafiał się cwaniak, który wykombinował tak, że po jego rozłączeniu nie mogłem zagrać kolejnego meczu i sam musiałem wyłączyć grę i wygraną zapisywało takiemu oszustowi. Jak tu się nie denerwować? W związku z moim graniem tylko w singlu marzy mi się, aby twórcy wydawali dwie wersje swoich gier. Jedną z trybami mutli i single, a drugą z samymi trybami dla jednego gracza. Oczywiście tańszą od tej wersji z multi. Dla przykładu gry z serii Call of Duty oferują singla na 5-6 godzin i do tego multi na wiele godzin. I taka gra kosztuje około 130-150 zł. Ja chętnie kupiłbym CoDa tylko z trybem single za powiedzmy 70-90 złotych. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze mógłbym przeznaczyć na kolejne gry. Myślę, że osób chętnych na takie rozwiązania było by więcej, ale twórcy pewnie czegoś takiego nigdy nie zrobią.

    Na koniec o tym skąd biorę gry. Premierówki kupuję rzadko, wolę poczekać kilka miesięcy i kupić grę w promocji lub w taniej serii, albo zapolować na okazję i znaleźć wersję używaną na Allegro. No i regularnie kupuję CD-Action. Od trzech i pół roku nie opuściłem żadnego numeru, więc dobrych gier mam pod dostatkiem. Zawsze kupuje wersje pudełkowe. Dla mnie gra kupiona cyfrowo to strata tego wspaniałego uczucia posiadania jej. Mam pudełko, instrukcję płytę. Mam co postawić na półce. Wkurza mnie tylko wszechobecna konieczność obecności płyty w napędzie. Piraci to omijają, a normalni gracze muszą się męczyć i drżeć o stan swojej płyty.

    Być może w najbliższym czasie postaram się pokusić o listę dziesięciu najlepszych gier, w które grałem, albo coś podobnego. W każdym bądź razie tematyka gier jeszcze na blogu się pojawi.
    Na koniec jeszcze chciałem polecić Wam wpis Zorzina o noworocznych obietnicach CD-Action. Zapraszam! http://forum.cdaction.pl/blog/zorzin/index...showentry=31059
  17. Castiel
    Europejskie Puchary w sezonie 2011/2012 zaczęły się dla polskich kibiców gorzej niż źle. Kompromitujący dwumecz Jagiellonii z Irtyszem Pawłodar nikogo nie nastrajał pozytywnie przed kolejnymi występami. Także pierwszy mecz Wisły w eliminacjach Ligi Mistrzów nie by taki jak oczekiwano. Jednak z każdym kolejnym meczem jest lepiej i może okazać się, że ten sezon będzie jednym z lepszych dla naszych klubów w rozgrywkach pucharowych.

    Krakowska Wisła powinna rozkręcać się z każdym kolejnym meczem i nawet, jeśli do upragnionej Ligi Mistrzów nie uda się awansować, to faza grupowa Ligi Europy na pocieszenie wystarczy. Litex Łowecz nie jest żadną potęgą europejskiej piłki, której w Krakowie powinni się bać. Trzeba w obydwu spotkaniach zrobić swoje i czekać na IV rundę.
    Sceptycy powiedzą, że Śląsk wielkim fuksem przeszedł szkockie Dundee. Według mnie wrocławianie zasłużyli na awans. Oba mecze były wyrównane, w obu decydowały detale i w tych detalach Śląsk był lepszy. Ogromna w tym zasługa Oresta Lenczyka, którzy wspaniale poradził sobie z kadrowymi problemami i tak zmotywował drużynę, że była wstanie dwa razy podnieść się z kolan w meczu rewanżowym. Lokomotiw Sofia na pewno jest drużyną w zasięgu wicemistrzów Polski. Wrocławianie mieli szczęście w losowaniu, bo mogli trafić zdecydowanie gorzej. Teraz trzeba szczęściu dopomóc i awansować do kolejnej rundy. Nawet jeśli nie uda się awansować do fazy grupowej to drużyna zdobędzie doświadczenie, które przyda się być może za rok, a co najważniejsze dorzuci kilka punktów do rankingu UEFA.
    Największą niewiadomą jest Warszawska Legia. Zdobywcy Pucharu Polski dokonali kilku niezłych transferów, ale w sparingach grali mocno nierówno. Mecz z Gaziantepsporem będzie pierwszym spotkaniem o stawkę w nowym sezonie i od razu będzie to spora stawka. Legia również miała szczęście w losowaniu, bo można było trafić dużo, dużo gorzej. Ljuboja, Żewłakow i spółka muszą się sprężyć i powalczyć o awans do kolejnej rundy, bo nikt w Warszawie nie chce, żeby przygoda z pucharami zakończyła się już po pierwszym dwumeczu.

    Skonto, Dundee, Gaziantepspor czy nawet ten nieszczęsny Irtysz to zespołu, które polskie kluby muszą pokonywać, jeśli chcą coś w Europie osiągnąć. Lech w ubiegłym sezonie pokazał, że można walczyć z najlepszymi, tylko potrzeba trochę wiary i szczęścia. Polscy kibice przeżyli wspaniałą przygodę i chcą więcej. Obyśmy i w tym roku przynajmniej do grudnia mieli komu kibicować w pucharach. Nie ważne czy w lidze kibicujemy Legii, Lechowi, Wiśle, Koronie czy Podbeskidziu. W pucharach kibicujmy Polskiej Piłce.

  18. Castiel
    Czerwiec i lipiec to dla piłkarskiego kibica zwykle trudny okres. Co prawda, co 2 lata odbywają się turnieje o mistrzostwo świata czy Europy, jest też Copa America czy Złoty Puchar Concacaf, ale nie każdy lubi oglądać takie turnieje. Ja osobiście Złoty Puchar i Copa zbojkotowałem, bo nie lubię oglądać piłki w czasie kiedy powinienem spać. Dla najbardziej wyposzczonych są jeszcze eliminacje Europejskich Pucharów i sparingi, ale poziom tych spotkań nie jest zbyt wysoki. Więc co zrobić? Przerwę od piłki kopanej, na rzecz innych sportów, które równie przyjemnie się ogląda. Te dwa miesiące można spędzić podziwiając inne ciekawe dyscypliny, które być może tak nam się spodobają, że zaczniemy je śledzić częściej. Co takiego może Wam polecić uzależniony od oglądania sportu maniak?
    Na pierwszy ogień idzie kolarstwo. Tour de France i Tour de Pologne to naprawdę fajne wyścigi, które przyjemnie się ogląda. TdF można oglądać tylko i wyłącznie dla podziwiania francuskich krajobrazów i słuchania komentatorów Eurosportu, którzy tak skutecznie zatrzymują widza przed ekranem jak nikt inny. Wyścig dookoła Polski to też przyjemnie spędzony czas. Z roku na rok coraz lepsi kolarze, coraz więcej Polaków na trasie. Naprawdę warto.

    Na TdF możemy podziwiać takie obrazki
    Lato należy również do siatkówki w wydaniu reprezentacyjnym. Panowie walczą w Lidze Światowej, a panie w Pucharze Świata. Reprezentacje mamy niezłe, Polacy to przecież mistrzowie Europy, a na polki zawsze miło popatrzeć, bo nawet, jeśli zagrają słabiej to nadrobią urodą. Żeby poczuć się trochę chłodniej w letnie dni można tez oglądać skoki narciarskie na igielicie. Co prawda Małysza już nie zobaczymy, ale może Stoch lub ktoś inny godnie go zastąpi.

    Sporty całoroczne latem też mają swoje rozgrywki. Fanom sportów motorowych mogę polecić żużel. Polska liga, Grand Prix i Drużynowy Puchar Świata dostarczają sporo emocji. Co najważniejsze Polacy w tym sporcie odnoszą niemałe sukcesy. A skoro o sukcesach mowa to ostatnio w tenisowych turniejach coraz lepiej radzi sobie Łukasz Kubot, więc może warto pokibicować rodakowi? Głośno zrobiło się ostatnio w naszym kraju o snookerze. A wszystko za sprawą 15-letniego Kacpra Filipiaka, który razem z Krzysztofem Wróblem całkiem nieźle radził sobie na turnieju w Tajladnii. Na koniec mogę jeszcze polecić mitingi lekkoatletyczne, np. Diamentową Ligę.

    Jak widać jest co oglądać w oczekiwaniu na nowy sezon piłkarski. Ale najlepiej w wakacje więcej czasu spędzić na dworze, nacieszyć się pogodą i zrobić coś pożytecznego
  19. Castiel
    Czytając wczoraj komentarze pod relacjami z meczu Wisły ze Skonto nie mogłem się nadziwić, jak wielu idiotów lubi wypowiadać się w internecie. Nie mam jednak pewności czy to tylko zwykły idiotyzm, czy też przez tych ludzi przemawia zazdrość lub chęć zaszpanowania w sieci. Pogodziłem się z tym, że głupota jest w internecie wszechobecna, ale wciąż będzie mnie to irytować.
    Ja sam nie jestem kibicem Wisły, nie będę ukrywał - nie lubię tego klubu. Ale kiedy Wisła czy jakikolwiek inny klub walczy w Europejskich Pucharach odkładam na bok ligowe antypatie i kibicuje po prostu polskiej piłce. Niestety wielu ludzi nie potrafi tego zrozumieć, a może po prostu nie jest jeszcze umysłowo gotowa na takie zachowanie. Ciężko powiedzieć. Faktem jest, że Wisła zagrała wczoraj bardzo słabo, ale wygrała, zdobywając jakieś punkty do rankingu UEFA dla Polski, nie tylko dla siebie. A co powiedzieć o ludziach, którzy wypisują brednie w stylu: niech Wisła nie kompromituje naszej pika, niech odpadną jak najszybciej itd. ? To zwyczajni idioci. Na punktach, które Wisła może zdobyć do rankingu skorzystają wszystkie kluby. Być może będą mieć łatwiejszych rywali, lub też dostaniemy dodatkowe miejsce w eliminacjach. Ale tacy ludzie tego nie rozumieją. Dla nich liczy się tylko żeby Wisła przegrała, bo oni jej nie lubią?
    Odnośnie samych szans Wisły na awans, to mam nadzieję, że krakowianie z meczu na mecz będą prezentować rosnącą formę i nawet, jeśli nie doczekamy się wymarzonej Ligi Mistrzów, to chociaż po emocjonujemy się Ligą Europy.
  20. Castiel
    Nie, nie będę w tym wpisie polecał filmów. Będę Was o to prosił. Mam spore filmowe zaległości. Nie oglądałem takich filmów jak Matrix czy Pulp Fiction. Jak tylko będę miał więcej czasu, mam zamiar, wiele filmów obejrzeć i potrzebuje listy tych naprawdę wartych uwagi. Polecajcie w komentarzach produkcje warte uwagi. Liczę na Waszą pomoc
  21. Castiel
    Kiedy Liverpool kończył sezon 2009/2010 na 7. miejscu w tabeli wszyscy mówili o klęsce i rozczarowaniu. Za ten słaby wynik posadą zapłacił Rafael Benitez, który po 6. latach pracy rozstał się z klubem z Anfield. Zastąpił go Roy Hodgson, który sezon wcześniej doprowadził Fulham do finału Ligi Europy. Spotkało się to z lekkim niezadowoleniem kibiców, którzy chcieli zatrudnienia na stanowisku menadżera klubowej legendy Kenny?ego Dalglisha. Jak się później okazało kibice mieli rację, ponieważ Hodgson kompletnie nie poradził sobie na Anfield i ostatecznie Dalglish zajął jego miejsce. Jednak nie uprzedzajmy faktów.

    Hodgson przejął zespół w trudnym momencie. Liverpool miał walczyć tylko w eliminacjach do Ligi Europy, co w klubie uznano za klęskę. W każdym okienku transferowym drużynę opuszczali kolejni ważni piłkarze i można było odnieść wrażenie, że wielki Liverpool powoli się rozpada. Angielski trener popełnił kilka błędów, które jeszcze tylko pogłębiły zapaść ?The Reds?.
    Transfery
    Przed sezonem z klubu odeszło kilku piłkarzy, którzy odgrywali w zespole istotne role. Luki po takich zawodnikach jak Yossi Benayoun, Javier Mascherano czy Albert Riera mieli zapełnić: Joe Cole, Paul Konchesky, Raul Meireles i Christian Poulsen. Za kadencji Hodgsona do klubu przyszedł także Jonjo Shelvey, ale o nim później. Z tych wszystkich piłkarzy jedynie Meireles wniósł do zespołu coś pożytecznego i stał się jednym z jego liderów. Hodgson bez żalu pozwolił na wypożyczenie Alberto Aquilaniego do Juventusu, chciał też pozbyć się Lucasa, który teraz jest jednym z najlepszych piłkarzy Liverpoolu. Można usprawiedliwiać Joe Cola, któremu w osiągnięciu optymalnej formy przeszkadzały kontuzje, ale Poulsen i Konchesky w ogóle się nie sprawdzili. Ostatecznie ten drugi zimą wylądował na wypożyczeniu w Championship, a Duńczyk zapewne odejdzie jak tylko znajdzie się chętny na jego zatrudnienie.

    Słaby kontakt z mediami, kibicami i zawodnikami
    Hodgson nie potrafił dotrzeć do zawodników, odpowiednio ich zmotywować i zdobyć ich sympatię tak, aby ci oddawali dla niego cale swoje serce na boisku. Z każdym kolejnym tygodniem w mediach pojawiały się doniesienia o nieporozumieniach miedzy menadżerem, a zawodnikami. Roy potrafił całkiem nieźle zmobilizować drużynę przed meczami z najsilniejszymi rywalami, ale miał z tym kłopoty, kiedy przychodziło grać z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. W miarę upływu czasu można było odnieść wrażenie, że Roy powoli godzi się z fatalnymi wynikami i nie ma pojęcia, co z tym zrobić. Na konferencjach prasowych tłumaczył, że za dużo wymaga się od jego zespołu. A wyniki i styl gry były coraz gorsze. Stopniowo tracił też poparcie wszystkich kibiców, aż w końcu nie wytrzymał i stwierdził, że winę za słabe wyniki ponoszą również kibice, którzy nie wspierają dostatecznie jego i drużyny.
    Taktyka
    54-letni trener doskonale zdawał sobie sprawę, że Fernando Torres i Steven Gerrard to dwaj najlepsi piłkarze w jego zespole i starał się jak najlepiej wykorzystywać ich potencjał. Popełnił jednak błąd podporządkowując cała grę drużyny tylko pod tych dwóch ludzi. Wystarczyło tylko żeby jeden z nich wypadł z powodu jakiegoś urazu, lub miał słabszy dzień i od razu cała gra LFC została pozbawiona koncepcji. Hodgson usilnie stawiał na Konchesky?ego, który nie dawał sobie rady na boku obrony. Anglik zbyt długo trzymał się ustawienia z wysuniętym Torresem i grającym tuz za nim Gerrardem, choć gołym okiem było widać, że Steve lepiej czuje się lekko cofnięty do środka. Zresztą analizując ustawienia Liverpoolu za kadencji Hodgsona nie trudno zauważyć częstych zmian formacji, które na pewno nie pomagały drużynie w stabilizacji formy na odpowiednim poziomie. Ostatnim zarzutem, jaki kieruję pod adresem Hodgsona jest to, że dawał za mało szans młodym i zdolnym zawodnikom, bo jak pokazał Dalglish takich na Anfield nie brakuje.

    W końcu właściciele ?The Reds? doszli do wniosku, że Hodgson niczego w Liverpoolu nie osiągnie i dla dobra klubu trzeba go zwolnić. John W. Henry zdecydował się powierzyć misję ratowania sezonu w ręce legendy LFC Kenny?ego Dalglisha, trenera, który wywalczył z Liverpoolem ostatnie mistrzostwo Anglii. Co prawda podpisano tylko tymczasową umowę do końca sezonu, ale Szkot zrobił wszystko żeby pokazać, iż zasługuję na nowy, długi kontrakt. Oczywiście nie wszystko zmieniło się od razu na lepsze, ale z każdym kolejnym meczem było widać jak Kenny powoli odbudowywał zespół.
    Świetni następcy Torresa
    Tuż przed zamknięciem zimowego okienka transferowego Dalglish musiał pogodzić się z tym, że straci jednego z najlepszych piłkarzy ?The Reds? w ostatnich latach Fernando Torresa. Nie ważne było to, że ?El Nino? przeżywał kryzys, takiego piłkarza po prostu zawsze warto mieć pod ręką. Ale Kenny długo nie rozpaczał po stracie Hiszpana, ponieważ nie miał na to czasu. Najpierw jeszcze zanim Torres oficjalnie opuścił klub, zakontraktował napastnika Ajaksu Amsterdam Luisa Suareza. Następnie po długich negocjacjach wykupił z Newcastle jedną z nadziei angielskiej piłki Andy?ego Carrolla. Według mnie Liverpool zrobił znakomity interes. Pomijam już tutaj ewidentny kryzys formy, jaki dotknął Torresa, ponieważ on w końcu wróci do dobrej dyspozycji, ale za jednego świetnego napastnika pojawiło się w klubie dwóch bardzo dobrych. Dzięki temu menadżer ma zdecydowanie większe pole manewru. Zarówno Suarez jak i Carroll świetnie odnaleźli się w nowym otoczeniu i w nadchodzącym sezonie mogą stworzyć jeden z lepszych duetów napastników w Anglii.

    Szansa dla młodych
    Wielki brawa należą się Szkotowi za umiejętne wprowadzanie do drużyny młodych zawodników, z których bał się korzystać jego poprzednik. Gdyby nie Kenny tacy zawodnicy jak Danny Wilson, John Flanagan, Jonjo Shelvey czy Martin Kelly jeszcze długo czekaliby na swoją szansę. Pod wodzą Dalglisha rozwinął się również talent Jay?a Spearinga, który pod nieobecność kontuzjowanego Stevena Gerrarda znakomicie prezentował się grając na środku pomocy. Każdy z tych młodziutkich chłopaków powinien już niedługo stanowić o sile Liverpoolu i chwała szkockiemu menadżerowi, że nie bał się na nich postawić. Pod wodzą Kenny?ego pełnię swoich możliwości zaczęli pokazywać Raul Meireles i Lucas Leiva, którego Hodgson chciał się latem pozbyć. To pokazuje, że Szkot ma nosa i potrafi wydobyć z piłkarzy to, co najlepsze.

    Na koniec wspomnieć trzeba o ogromnym poparciu, jakie Dalglish ma ze strony fanów ?The Reds?. Nawet gdyby Liverpoolowi nie szło, kibice z Anfield Road dalej wspieraliby Szkota. Hodgson mógł o czymś takim tylko pomarzyć, ale sam był sobie winien, ponieważ nie potrafił zbudować dobrych relacji z kibicami. Kenny doskonale wie jak rozmawiać z fanami LFC, w końcu sam jest jednym z nich. Dalglish w minionym sezonie miał komfort pracy, ponieważ nikt nie oczekiwał już od jego drużyny wielkich sukcesów, ale w nowym sezonie się to zmieni. Apetyty fanów zostały rozbudzone niezłą końcówką sezonu, właściciele zapowiadają wzmocnienia i celem będzie walka, co najmniej o najlepszą czwórkę, a może nawet o tytuł. Szkocki trener będzie miał ten komfort, że będzie mógł się skupić tylko na walce w krajowych rozgrywkach, ale zostanie zmuszony do tego, aby poradzić sobie z dużą presją na osiągnięcie sukcesu. Czy da sobie rade? Dowiemy się za jakiś czas.
  22. Castiel
    Jak co roku piłkarze Ligue 1 wybrali najlepszą ich zdaniem jedenastkę sezonu. Dla mnie takie plebiscyty mają zdecydowanie większą wartość niż wybory ekspertów, bo w końcu to piłkarze, na co dzień ze sobą rywalizujący, maja lepszy pogląd na to, kto zasłużył na takie wyróżnienie. Ta jedenastka opublikowana w L'équipe to naprawdę drużyna marzeń, z ofensywą, którą chciałby mieć chyba każdy trener na świecie. Zapraszam do krótkiego przedstawienia najlepszych piłkarzy tego sezonu we Francji.

    Steve Mandanda (Olympique Marsylia)
    Zaliczył kolejny równy i dobry sezon, mimo że ciągle nie może zostać pierwszym bramkarzem w reprezentacji swoją postawą w klubie chce pokazać, że na to zasługuje. Co prawda Marsylia straciła aż 39 goli w tym sezonie, ale trzeba przyznać, że gdyby nie Mandanda tych bramek było by zdecydowanie więcej. Po raz kolejny powróci pytanie czy bramkarz zostanie we Francji na kolejny sezon, bo kilku chętnych do jego pozyskania na pewno będzie.

    Anthony Réveill?re (Olympique Lyon)
    Prawy obrońca Lyonu wystąpił w większości spotkań tego sezonu i nie zawodził. Stabilną formą prezentowaną przez cały sezon zasłużył według kolegów na miejsce w tej jedenastce. Bramki nie zdobył, zaliczył jedną asystę, ale za bardzo istotną, przy wspaniałym golu Jimmy?ego Brianda na 4-0 w meczy z Nancy.

    Adil Rami (OSC Lille)
    Lider defensywy nowych mistrzów Francji. Wybór oczywisty, zawodnik, który doskonale kieruje grą formacji obronnej Lille, ale też od czasu do czasu włączą się w akcje ofensywne, i to z dobrym skutkiem, o czym świadczyć mogą trzy asysty, co ciekawe wszystkie przy bramkach Moussy Sow. W przyszłym sezonie będzie występował w Valencii.

    Mamadou Sakho (Paris Saint-Gernain)
    Najlepszy młody piłkarz Ligue 1. Zawodnik, po którego już ustawiają się kolejki chętnych. Idealny środkowy defensor, który raz, że świetnie kieruje linia obrony, a dwa potrafi świetnie odnaleźć się w polu karnym i strzelić ważnego gola. W tym sezonie udało mu się to czterokrotnie, do tego dołożył jedną asystę. Obawiam się, że w przyszłym sezonie na boiskach Ligue 1 możemy go już nie zobaczyć.

    Taye Taiwo (Olympique Marsylia)
    Nigeryjczyk nie zaliczył jakiegoś wspaniałego sezonu, ale na trudnej do obsadzenia pozycji poradził sobie dobrze, co zresztą zaowocowało transferem do Milanu. Jak zwykle imponował szybkością i piekielnie mocnym uderzeniem z dystansu. Zdobył cztery gole, zaliczył trzy asysty, i mimo tego, że zdarzały mu się słabsze spotkania, na swojej pozycji był bezkonkurencyjny. Jego odejście będzie sporą stratą nie tylko dla Marsylii, ale dla całej Ligue 1.

    Yann M'Vila (Stade Rennes)
    Młody zawodnik, który za kilka lat będzie jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. Już teraz głośno było o zainteresowaniu ze strony takich klubów jak Real Madryt czy Manchester United, ale dwudziestolatek przedłużył z Rennes umowę do 2015 roku i nawet, jeśli do końca jej nie wypełni to jeszcze trochę w Ligue 1 pogra, z korzyścią dla siebie i dla całej ligi, ponieważ z Rennes będzie mu w tej chwili najbliżej do reprezentacji Francji. W tym sezonie strzelił dwa gole w lidze i zaliczył asystę.

    Gervinho (OSC Lille)
    Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej zaliczył wspaniały sezon, zresztą jak cała drużyna Lille. 15 goli i 10 asyst to dorobek, którego nie powstydziłby się żaden piłkarz. Iworyjczykowi świetnie układała się współpraca z Hazardem i z Sow. Ci piłkarze tworzyli razem magiczny trójkąt, który sprawiał kłopoty wszystkim rywalom w lidze. Jak zapowiedział niedawno w czerwcu ogłosi decyzje, co do swojej przyszłości w Lille.

    Eden Hazard (OSC Lille)
    Najlepszy zawodnik sezonu. 7 bramek, 10 asyst i co najważniejsze ogromna rola w funkcjonowaniu gry ofensywnej nowego mistrza Francji. Dwudziestoletniego Belga chcą u siebie największe kluby Europy, ale on sam chciałby chyba jeszcze trochę zostać w Lille i powalczyć w jego barwach w Lidze Mistrzów. Do końca życia zapamiętam jego gola strzelonego na Stade Velodrome Marsylii.

    Nen? (Paris Saint-Gernain)
    Znakomita pierwsza część sezonu, w drugiej niestety prezentował się słabiej, ale tak to już z nim jest. Strzelał wspaniałe i ważne dla PSG bramki, ogółem zdobył ich 14, do tego dorzucając 7 asyst. Był najważniejszą postacią zespołu z Paryża, kiedy Nen? był w formie, całe PSG grało zdecydowanie lepiej, kiedy Brazylijczykowi nie szło, wyniki PSG były gorsze. To chyba najlepiej obrazuje role, jaką ten piłkarz pełnił w tym sezonie w swoim klubie.

    Kévin Gameiro (FC Lorient)
    Najprawdopodobniej to jego ostatni sezon w Lorient, jak i ogólnie w Ligue 1, najpewniej wzmocni Valencię, choć wspomina się też o PSG. Jego odejście będzie dużą stratą dla klubu. ?Gamegol? strzelił w tym sezonie 22 gole, i zaliczył 3 asysty. Bez wątpienia jeden z najlepszych napastników Ligue 1. Bez jego bramek Lorient na pewno nie byłoby tak wysoko w tabeli. Niewielu jest takich napastników jak on, którzy tak znakomicie potrafią odnaleźć się w polu karnym, a kiedy trzeba także samemu wypracować sobie okazję.

    Moussa Sow (OSC Lille)
    Najlepszy strzelec ligi francuskiej. W całym sezonie zdobył 25 goli (średnio trafiał do siatki raz na 112 minut), do tego zaliczył 3 asysty. Co ciekawe Sow nie zobaczył w tym sezonie w meczu ligowym ani jednej kartki. Jego przejście rok temu z Rennes (za darmo) było transferem idealnym. Jego wartość według portalu Transfermarkt.de wynosi aktualnie około 8 milionów euro, ale nikt w Lille nie ma zamiaru pozbywać się takiego napastnika mając w planach dobre zaprezentowanie się w Lidze Mistrzów.
    Drużynę zdominowali gracze nowego mistrza Francji, ale nikogo, kto obserwował w tym sezonie grę Lille nie może to dziwić. Tak jak pisałem we wstępie, ofensywną piątkę z tej jedenastki chciałby mieć u siebie chyba każdy trener na świecie. Szkoda tylko, że kilku zawodników tutaj opisanych już w nowym sezonie na francuskich boiskach nie zobaczymy, ale taka już jest Ligue 1. Możemy mieć tylko nadzieję, ze w ich miejsce pojawią się nowi znakomici zawodnicy.
  23. Castiel
    Kto z nas nie zna postaci Sherlocka Holmesa, genialnego detektywa, mistrza dedukcji, bohatera książek Sir Artura Conan Doyla? Historia Holmesa jest tak znakomita, ze powstało mnóstwo seriali i filmów na jej podstawie. Ostatni film z 2009 roku odniósł spory sukces i przysporzył detektywowi nowych fanów. Ale wspomniany film to nie jedyna nowa opowieść o przygodach Holmesa i Watsona. Niejako w cieniu filmowej adaptacji stacja BBC pracowała nad serialem. Wyszła z tego produkcja pod kilkoma względami podobna do filmu, ale w jednym aspekcie całkowicie inna. Ale co najważniejsze, według mnie jest lepiej niż w filmie.

    Twórcy serialu Steven Moffat i Mark Gatiss zaryzykowali i dokonali rewolucji przenosząc całą historię w czasy współczesne. Holmes to tzw. detektyw doradczy, uzależniony od plastrów nikotynowych i swojego telefonu komórkowego. Poszukując osoby, z która mógłby wspólnie wynająć mieszkanie poznaje doktora Watsona, lekarza wojskowego, który właśnie wrócił z Afganistanu, i żeby poradzić sobie z wojenna traumą zaczyna prowadzić bloga. Szybko nawiązuję się miedzy nimi nić porozumienia i wynajmują pokój pod sławnym adresem Baker Street 221B. Warto wspomnieć, że twórcy postanowili zrobić z Holmesa homoseksualistę, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji z udziałem dwójki głównych bohaterów. Tak w skrócie przedstawia się zarys tej historii. Pierwszy sezon to trzy półtora godzinne odcinki, oczywiście fabularnie połączone, ale w każdym z nich bohaterowie pracują nad oddzielną sprawą. Fabuła pierwszego odcinka oparta jest luźno na ?Studium W Szkarłacie?, i muszę powiedzieć, ze wciąga niesamowicie. Drugi epizod trzyma trochę niższy poziom, ale w trzecim wszystko wraca do normy.

    Tyle o fabule, teraz pora przejść do kolejnej ogromnej zalety serialu, czyli obsady. Benedict Cumberbatch grający tytułową postać jest po prostu genialny. Akcent, sposób poruszania się, mimika, to wszystko tworzy postać zagraną lepiej niż w ostatnim filmie. Dr Watson w wykonaniu Martina Freemana też jest świetnie zagrany, ale jednak ustępuje postaci Sherlocka. Trzecią wspaniała postać poznajemy dopiero pod koniec trzeciego odcinka, ale warto na nią czekać. Jim Moriarty, czyli największy wróg Holmesa w wykonaniu Andrew Scotta to też kawał dobrego warsztatu aktorskiego. Postać lekko niezrównoważonego, ale równie genialnego jak Holmes młodzieńca, jest zagrana znakomicie. Nagłe napady szału lub zdziecinnienia są świetnie przedstawione. Ogromny plus za dobór obsady.

    Kolejna sprawa to muzyka. Od momentu usłyszenia openingu wiedziałem, że moje uszy będą się radować przy tym serialu. Zresztą, wystarczy posłuchać, te trzydzieści kilka sekund zastąpi wiele słów.
    http://www.youtube.com/watch?v=UdUGJSknnWM&feature=related
    Szybkie tempo akcji, zdjęcia i montaż w świetny sposób oddające tok myślenia największego z detektywów, brak przestojów, genialne dialogi (jeden z najlepszych według mnie:
    )
    To wszystko sprawia, że serial warto obejrzeć. Angielskie wydanie DVD można kupić na allegro za ok.. 60 zł, więc wydatek nie jest spory, a radość z oglądania ogromna. Ale co się dziwić skoro za serial odpowiada osoba, która zajmuje się również Doktorem Who? Polecam!!
×
×
  • Utwórz nowe...