Skocz do zawartości

Gedeon

Forumowicze
  • Zawartość

    39
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Komentarze blogu napisane przez Gedeon

  1. Hmm, nie jest tak źle z tym byciem złym.

    W wielu erpegach można być złym i realnie wpływa to na sposób wykonywania zadań. Fallouty, Arcanum, Tyranny, Kotor (na pewno dwójka) - tak na szybko przychodzą mi na myśl tytuły, w których "wybory moralne" mają realny wpływ na rozgrywkę, a nie jedynie zakończenie.

    W wielu strategiach, o ile nie większości, mamy do wyboru kampanię po stronie sił dobra lub zła. Co prawda przeważnie różni się to tylko tym, że grając dobrymi wybijamy do nogi złe wojska, a grając złymi - dobre, ale czasem ma to wpływ na gameplay. Np. w Crusader Kings 2 (w trójkę nie grałem, jedynka jest uboższa) można skrytobójczo mordować nie tylko wrogich przywódców, ale np. własną bezpłodną żonę czy niekompetentnego następce tronu, fabrykować roszczenia do tytułów, zabijać jeńców (w dodatku również kastrować), składać ofiary z ludzi czy uprawiać czarną magię. W Stellaris możesz niewolić podbitych kosmitów, a nawet wcielić się w rolę złego fanatycznego imperium/hordy szarańczy/morderczych robotów, które z założenia nie prowadzą dyplomacji i prowadzą permanentną wojnę ze wszystkimi (w zamian za bonusy militarne). W Rimworld można wziętych do niewoli wrogów przerabiać na pożywienie, rozparcelowywać na organy czy sprzedawać handlarzom niewolników. 

     

    Co ciekawe, gry, w których nie tyle mamy wybór między dobrem, a złem, co te z założenia dedykowane odgrywaniu "złego władcy ciemności" przeważnie ukazują zło z przymrużeniem oka. Dungeon Keeper, Dungeons, Impire, Evil Genius, Overlord... we wszystkich tych tytułach zło jest pokazane humorystycznie, groteskowo - no i przeważnie mamy sugestie, że nasi przeciwnicy też nie są znowu tacy dobrzy (albo wprost, że są hipokrytami jeszcze gorszymi od naszego czarnego charakteru).

    Wydaje mi się, że będący we wczesnych dostępie "Ruinarch" https://store.steampowered.com/app/909320/Ruinarch/ nieco poważniej podchodzi do kwestii symulowania "Władcy Ciemności". Jest też "Shadow Behind the Throne" darmowa (chyba, że ktoś chce dobrowolnie wesprzeć twórcę) gierka o demonicznej istocie manipulującej królestwami fantasy z ukrycia https://bobbytwohands.itch.io/shadows-behind-the-throne-2?download .

     

    • Upvote 1
  2. Cytat

    Świat przedstawiony jest chyba całkiem wiernie w stosunku do książek, chociaż nie miałem tu tego poczucia, że każdy jest zły. Owszem, niemal wszyscy bohaterowie dramatu mają swoje cele, ale wydaje mi się, że nie wszyscy dążą do nich bezwzględnie.

    Z drugiej strony, Nilfgaard pokazany dużo gorzej. Z prężnie działającego mocarstwa, przodującego nie tylko na polu walki, ale również w handlu i rzemiośle, zrobili typowe Złe i Mroczne Imperium, połączenie komunizmu z jakimś demonicznym sekciarstwem. Cahir też bardziej morderczy, niż w książce (chociaż jego relacja z Ciri straciła ten niepokojąco lekko pedo posmak). W sumie północni czarodzieje też na minus względem książek, konkretnie chodzi mi o te akcje z węgorzami - książkową Tissaię widziałem raczej jako surową "matkę", która swoim uczennicom nie robiłaby czegoś takiego.

    • Like 1
  3. Wydaje mi się, że chodzi bardziej o ćwiczenie procedur i nawyków, niż spostrzegawczości. Czyli nie tyle o to, żeby ćwiczący żołnierz faktycznie wypatrzył w wyświetlanej kępie trawy wroga, ile pamiętał, że kiedy obok drogi pojawia się taka kępa regulamin nakazuje zatrzymać się i go przeczesać (a to, czy w symulacji faktycznie cokolwiek tam znajdzie, czy nie, nie ma znaczenia - podobnie jak w rzeczywistości w większości przypadków w kępie nie będzie się nic czaić, ale żołnierz powinien mieć wpojone na poziomie odruchów, że lepiej 9 razy zachować nadmierną ostrożność niż 1 raz zaryzykować wpadnięciem w zasadzkę. Oczywiście, nie mówię, że dosłownie wojskowy regulamin nakazuje przeczesywać konkretnie kępy trawy, chodzi mi o ogólną zasadę).

    "Myślę, że da się to zorganizować w znacznie krótszym czasie"

    Wydaje mi się, że sama długość i "nuda" ćwiczenia może mieć wartość edukacyjną z punktu widzenia wojska, np. w celu wybicia żołnierzowi z głowy pomysłów typu "Przez cztery godziny ćwiczenia uważałem na każdy krzaczek i nic się nie stało, więc uznaję, że już nic się nie stanie i mogę wyluzować". No i generalnie ćwiczenie cierpliwości - jeśli regulamin nakazuje, że maksymalna dopuszczalna prędkość konwoju na wrogim terenie to X km/h, elementem ćwiczenia jest to, żeby przez kilka godzin ćwiczący zachowywał właśnie taką prędkość i np. nie przyspieszał pod koniec, bo go już to nuży, a tyłek od siedzenia boli. Tak mi się wydaje.

    Generalnie tekst był tworzony m.in. na podstawie rozmów ze specjalistami wojskowymi i cywilnymi, ale przyznaję, że po latach nie jestem w stanie stwierdzić, czy ten konkretny fragment o symulacji kilkugodzinnych patroli padł w wypowiedzi któregoś z nich, skoro przy pisaniu nie oznaczyłem go jako cytat. Zatem i ja jakoś szczególnie mocno nie upieram się, że na pewno tak właśnie jest.  Skoro już temat został wywołany, to piszę, jak mi się wydaje, że jest (i ja dostrzegam sens w takim ćwiczeniu), ale może się mylę.

    Wydaje mi się, że chodzi bardziej o ćwiczenie procedur i nawyków, niż spostrzegawczości. Czyli nie tyle o to, żeby ćwiczący żołnierz faktycznie wypatrzył w wyświetlanej kępie trawy wroga, ile pamiętał, że kiedy obok drogi pojawia się taka kępa regulamin nakazuje zatrzymać się i go przeczesać (a to, czy w symulacji faktycznie cokolwiek tam znajdzie, czy nie, nie ma znaczenia - podobnie jak w rzeczywistości w większości przypadków w kępie nie będzie się nic czaić, ale żołnierz powinien mieć wpojone na poziomie odruchów, że lepiej 9 razy zachować nadmierną ostrożność niż 1 raz zaryzykować wpadnięciem w zasadzkę. Oczywiście, nie mówię, że dosłownie wojskowy regulamin nakazuje przeczesywać konkretnie kępy trawy, chodzi mi o ogólną zasadę).

    "Myślę, że da się to zorganizować w znacznie krótszym czasie"

    Wydaje mi się, że sama długość i "nuda" ćwiczenia może mieć wartość edukacyjną z punktu widzenia wojska, np. w celu wybicia żołnierzowi z głowy pomysłów typu "Przez cztery godziny ćwiczenia uważałem na każdy krzaczek i nic się nie stało, więc uznaję, że już nic się nie stanie i mogę wyluzować". No i generalnie ćwiczenie cierpliwości - jeśli regulamin nakazuje, że maksymalna dopuszczalna prędkość konwoju na wrogim terenie to X km/h, elementem ćwiczenia jest to, żeby przez kilka godzin ćwiczący zachowywał właśnie taką prędkość i np. nie przyspieszał pod koniec, bo go już to nuży, a tyłek od siedzenia boli. Tak mi się wydaje.

    Generalnie tekst był tworzony m.in. na podstawie rozmów ze specjalistami wojskowymi i cywilnymi, ale przyznaję, że po latach nie jestem w stanie stwierdzić, czy ten konkretny fragment o symulacji kilkugodzinnych patroli padł w wypowiedzi któregoś z nich, skoro przy pisaniu nie oznaczyłem go jako cytat. Zatem i ja jakoś szczególnie mocno nie upieram się, że na pewno tak właśnie jest.  Skoro już temat został wywołany, to piszę, jak mi się wydaje, że jest (i ja dostrzegam sens w takim ćwiczeniu), ale może się mylę.

  4. Dziękuję za uwagę, czcionka została powiększona. Odnośnie kilkugodzinnych patroli, wydaje mi się, że odpowiedziałem na to w tekście, chociaż może zbyt pobieżnie - "Bo przecież na prawdziwej wojnie więcej czasu niż starcia i bitwy zajmują rutynowe, nudne czynności".

    To, co najciekawsze z punktu widzenia gry traktowanej jako rozrywka, nie musi być najistotniejsze z punktu widzenia szkolenia wojskowego. Z podobnego  powodu w grach strategicznych rzadko kiedy mamy do czynienia np. z aspektami administracyjnymi czy prawnymi dowodzenia (choć akurat ta kwestia i w profesjonalnych symulacjach raczej nie jest podnoszona). Czyli - taki wirtualny kilkugodzinny konwój z punktu widzenia gracza to jałowa nuda, ale z punktu widzenia wojska pomaga w przećwiczeniu odpowiednich procedur - np. czy "dowodzący" konwojem zachowuje odpowiedni odstęp między pojazdami, czy zachowuje szczególną ostrożność w niebezpiecznych miejscach (nawet jeśli ostatecznie w danym scenariuszu okazuje się to zbytkiem ostrożności), tego rodzaju rzeczy. Wyrabianie odpowiednich nawyków. Więc oczywiście, jeśli ktoś zakupił wersję profesjonalną ale na użytek osobisty, nie zawodowy, to faktycznie nie ma po co tworzyć takich misji.

    Przynajmniej tak to rozumiem. Jeśli jesteś bardziej w temacie i chcesz skorygować, bardzo o to proszę.

  5. Mi też się podobało, czy mistrzostwo to nie wiem, ale na pewno fajnie. Najbardziej mi się podobało to, że wybory gracza mają znaczenie (cztery główne ścieżki, a w ich ramach zadania, które można wykonać na kilka sposobów) no i "zły" klimat. Chociaż to w sumie zabawne, że jedna ze "złych" frakcji - Wzgardzeni - w realnym świecie moralnością odpowiadają ogromnej większości elit społecznych, takie połączenie legionów rzymskich z feudalizmem. Tyle, że większość gier (no i współczesne, humanitarno-egalitarne standardy, które z punktu widzenia ludzkiej historii są świeżym ewenementem) przyzwyczaiła nas do tego, że ta "normalność" = zło.

  6. A nie panowały wtedy jakieś zwyczaje nakazujące "skonsumować" małżeństwo w czasie nocy poślubnej?

    Faktycznie, do chwili w której małżeństwo nie zostało skonsumowane, nie było "w pełni ważne". Co nie znaczy, że zawsze było od razu konsumowane. Malżeństwa z dziećmi (wbrew pozorom także z małymi chłopcami, choć rzadziej niż z dziewczynkami) albo między dziećmi, w celu zapewnienia sojuszu były częste - i częste było odwlekanie nocy poślubnej (co z drugiej strony zwiększało ryzyko na potencjalne unieważnienie ślubu). Już nie mówiąc o tym, że dosyć popularne (przynajmniej popularniejsze niż dzisiaj - bo taka instytucja w prawie polskim wciąż istnieje) było zawieranie małżeństw in procura - król nie zawsze miał chęć/możliwośc tłuc się na drugi koniec świata na własny ślub (zwłaszcza, jeśli monarcha np. przebywał na wojnie), więc wysyłał zaufanego dworzanina jako pełnomocnika, który składał przysięgę w jego imieniu, co siłą rzeczy odwlekało moment konsumpcji. Oczywiście, nie twierdzę, że Jagiełło NA PEWNO poczekał, tym niemniej nie ma jednoznacznych dowodów na to, że tego nie zrobił, a taka możliwośc istnieje, więc wolę przyjmować taką opcję ;)

  7. Mojej znajomej, której już dużo do emerytury nie brakuje zasugerowałem, że skoro w naszej rozmowie wyszło, że złodziejstwem się brzydzi to niech nie pobiera emerytury (ściąganej od młodszych pokoleń, w tym od jej wnuków), sprzeda swoje mieszkanie i niech żyje z kasy za to mieszkanie. Sklęła mnie od najgorszych... No więc tego... Ta kobieta raczej Korwina nie poprze.

    Kobieta przez lata płaciła haracz państwu, teraz oczekuje, że państwo przynajmniej dotrzyma umowy i zwróci jej ułamek tego, co wcześniej zabrało pod przymusem. Ciężko mieć do niej pretensje.

    Wedle klasycznego podziału, ze swoim radykalnie socjalistycznym (3 miliony mieszkań, 500zł na każde dziecko, podwyższenie płacy minimalnej, obniżenie wieku emerytalnego; pomijam także populistyczny charakter niektórych idei) programem, jest to lewica. Klerykalno-narodowa, ale konserwatyzm nie oznacza jeszcze prawicy gospodarczej.

    Taki PiS ma program. Poprzednim razem też miał. W praktyce ów "socjalizm" objawił się m.in. w obniżeniu VAT-u, składek zusowskich, znaczącemu podwyższeniu kwoty wolnej od podatku, czy zwolnieniu z podatku od darowizn i spadków najbliższej rodziny darczyńcy/spadkobiercy (a warto wiedzieć, że dla komuchów wysoki podatek spadkowy to źrenica oka, bo jak to może być, że jakaś rodzina gromadzi przez pokolenia dobra? Tak powstaje szlachta i burżuazja! I co to w ogóle ma być, że ktoś dostaje pieniądze, chociaż nie pracuje na taśmie w państwowym zakładzie?).

    • Upvote 1
  8. Jeśli ktoś nazywa Platona pedofilem, to znaczy, że całkowicie olewa się kontekst społeczno-historyczny. Na tej zasadzie można nazywać pedofilami np. Władysława Jagiełłę i św. Józefa.

    Jagiełło raczej nie podjął współżycia z Jadwigą od razu po ślubie, skoro pierwszy (i ostatni) raz zaszła w ciążę jakieś 14 lat później... A św. Józef, jeśli wierzyć tradycyji katolickiej, z Maryją nigdy.

×
×
  • Utwórz nowe...