Quinngate, czyli o korupcji i o tym, jak 4chan stał się "tymi dobrymi"
To, że recenzje tytułów AAA często zawsze mocno zależą od sponsoringu, jest tajemnicą poliszynela, którą czasem przełamują szybko zamiatane pod dywan afery tak, jak to było z gamestop i wywaleniem autora za zbyt krytyczny tekst recenzji tytułu akurat reklamowanego na stronie, czy też z niesławną "Doritosgate", gdzie autor felietonu został pozwany o znieważenie i wyrzucony z pracy. "Rynek" indie zdawał się być wolny od tego typu afer...
...zdawał się. Uwaga: tekst bardzo tl;dr
xXX[mały update na końcu]XXx
---===[kolejny update]===---
Final words: timeline afery z linkami
Wszystko zaczęło się od jednej osoby: Zoe Quinn (imię i nazwisko przybrane). Niektórzy mogą kojarzyć ją z gry zwanej Depression Quest. Pomińmy dyskusje na temat jakości gry, a przyjrzyjmy się sposobowi, w jaki gra zyskała pozytywne oceny i miejsce na Steam.
Pierwsze podejście DQ na greenlight było wybitnie nieudane. Zalew negatywnych głosów i recenzji sprawił, że gra nie przeszła eliminacji. Trudno, zdarza się, prawda? Trzeba pogodzić się z porażką, może przemyśleć i poprawić grę, może spróbować czegoś innego... No, logiczne opcje. Zoe Quinn zrobiła coś innego. Ogłosiła wszem i wobec, że jest nękana i uciskana i jak to zwykle bywa, natychmiast jej historię - bez cienia dowodu! - powtórzyła tona stron, w tym chociażby escapist, czy - bardziej lokalnie - CDA (cześć, Berlin).
Problem wyjawia się gdy przyjrzymy się rzekomemu źródłu ataków i nękania - Wizardchan. Nie, to nie 4chan, a jedynie imageboard oparty na zbliżonym silniku, stąd -chan w nazwie. Co łączy userów Wizardchan? Jest to strona dla "male virigins", a de facto - ostra depresja, stany lękowe i ogólna niechęć do kontaktów z innymi ludźmi. Tacy ludzie mają problemy z samym dzwonieniem do innych ludzi, a co dopiero wysyłaniem gróźb. To nie przeszkodziło jednak tonom ludzi mylących nienawiść ze sprawiedliwością w bardzo realnym nękaniu i mieszaniu z błotem "atakujących" (cześć, Berlin).
Do innych wyczynów panny Quinn należy chociażby sabotaż game jamu The Fine Young Capitalist. Ponad dwadzieścia szyderczych i kłamliwych tweetów jej autorstwa wystarczyło, żeby TFYC został skutecznie zmieszany z błotem przez jej armię twitterowych followerów. Sama ZQ nie odpowiedziała na żadne próby kontaktu ze strony TFYC, a - co dziwniejsze - zostali też oni nagle olani przez strony z newsami. Te same strony newsów nie omieszkały jednak rozgłosić i rozreklamować niedługo potem ogłoszonego game jam ZQ, mimo, że - w przeciwieństwie do TFYC - nie miał ustalonej daty ani miejsca, a pieniądze nań szły na prywatny paypal ZQ. To też przeszło bez większego echa.
Przysłowiowe shit hit the fan ledwo tydzień temu. Eks-chłopak Zoe (on rzucił ją, nie na odwrót, co chętnie sugerują niektórzy) podzielił się ze światem informacjami na temat Zoe Quinn. Informacjami popartymi dowodami w postaci zrzutów ekranu konwersacji i fotografii. Co w nich było zawarte? Bomba. Nie, nie dosłownie. Dowody na związki - seksualne - Zoe z minimum pięcioma osobami ze środowiska game journalism i indie, w tym jej szefem, a także Nathanem Graysonem z RPS. Aktywność seksualna osoby jest jej prywatną sprawą... zazwyczaj. Problem wyjawił się ludziom, którzy porównali parę dat, a także twórczość wymienionych osób - wydały się zbieżności między związkami Zoe a pozytywnymi tekstami na temat jej gier. Czy to faktycznie był "seks za plus" - kto może wiedzieć? Ja nie wiem, wiem za to, że sama etyka dziennikarska nie powinna była dopuścić do powstania takich tekstów - tych autorów.
Korupcja i nepotyzm w środowisku indie - jak już rzekłem, bomba. Ale to był dopiero początek. Ludzie próbujący zgłosić historię do branżowych stron i źródeł przekonali się... że nikt nie chce tknąć tematu. Rozległy się huki banów, mniej lub bardziej oficjalnych. "Jakimś" cudem doszło do tego, że jedynymi miejscami, w których można było w miarę bezpiecznie dyskutować na temat powiązań Zoe Quinn z branżą były fora The Escapist (jeden temat, ale i tak zaskoczenie, biorąc pod uwagę zamieszanie Escapist w aferę), KYM (gdzie artykuł o "Quinnspiracy" ma się dobrze a komentującym się nic nie dzieje), oraz... 4chan. Na twitterze Zoe szalała, udając, że jest nękana, co oczywiście dało impuls do działania jej followerom, jej kolegom (o tym trochę za moment), a także wszelkiej maści feministkom i SJW (Social Justice Warrior, to osobna klika, o której dziś nie powiem nic). Filmiki kompilujące świeżo wydobywane informacje na temat afery były usuwane z powodu żądań DMCA (wysyłanych przez Zoe na podstawie "pokazania interfejsu Depression Quest"), ludzie na twitterze byli masowo oznaczani jako spamerzy, a - powtórzmy - żadna strona zajmująca się newsami z grami nie śmiała tknąć tematu. Gamenosh umieścił artykuł, ale musiał go usunąć... na żądanie hosta strony (ocb?). Najdziwniej może jest z redditem, z którego kasowano dziesiątki tysięcy postów i po cichu banowano wielu userów, nie, nie postowali nic zasługującego na takie traktowanie.
Szrapnelem dostało się niesławnemu Philowi Fish. Najpierw w obronie Quinn napisał infantylną tyradę, po czym naskoczył na Total Biscuita (który zabrał głos w sprawie), a potem zrobiło się dziwnie - strona Polytron, jego firmy, została shakowana przez tajemniczą osobę lub grupę przedstawiającą się jako "head mod of /V/". Co ten haker chciał osiągnąć, nie wiadomo. Wiadomo, że na stronie zostały umieszczone poufne dane firmy (finanse, umowy), a także pliki rzekomo dotyczące Fez 2. Na pytania, co u diabła te pliki robiły na stronie internetowej, jak haker je wydostał na kilka minut przed shakowaniem strony, a także parę innych nieścisłości - nie ma odpowiedzi. Wiadomo, że Phil już różne dziwne taktyki stosował (vide anonimowe, ale nieudolne nakręcanie dyskusji na swój temat). Jasne jest natomiast że haker usiłował zwalić winę na - wciąż dyskutujący o sprawie 4chan, a ściślej mówiąc poddział, czy też board /v/, zajmujący się grami wideo (spoiler: 4chan to nie tylko /b/, zarówno w zawartości, jak i zachowaniu). Nikt jednak mający choć pół mózgu nie wierzył, że to ich sprawka. Po pierwsze dlatego, że post od "head mod of /V/" jest równie wiarygodny co orędzie od "Dyrektora J. Kaczyńskiego z Pis sp. z o. o.", po drugie dlatego, że nikt na /v/ nie przyznał się do ataku, po trzecie dlatego, że jedyną stroną zyskującą na tym hakowaniu byli poplecznicy Zoe, którzy teraz mogli oficjalnie przyjąć pozycję ofiar "paskudnych nerdów z 4chan", a po czwarte dlatego, że wszelkie dyskusje poświęcone Zoe odbywały się tam tonem rzeczowym i spokojnym, bez śladu agresji skierowanej przeciwko Fishowi czy Quinn, ba, wielu userów samodzielnie zgłosiło do FBI atak na stronę Fisha. Po tym ataku Fish opuścił Twittera (po raz n-dziesiąty). Żeby było weselej, tumblr Zoe również został zhakowany, ale ten rzekomy hack był tak okrutnie fake, że tylko fanatycy weń uwierzyli.
Stało się jasne, że ktokolwiek nie chce, aby wieści się rozniosły, ma bardzo mocne kontakty w całej branży. Ale kontakty te nie były jednak mocniejsze od efektu Streisand, w myśl którego, im mocniej ktoś stara się uciszyć sprawę, tym głośniej i więcej o niej ludzie rozmawiają. Mimo masowego uciszania i wyraźnej zmowy milczenia userzy obwinianego o ataki hakerskie /v/ zwarli szeregi i zabrali się (przy pomocy /pol/ of all people) do wykopywania dowodów i informacji z początku na temat Zoe, a potem także i innych afer, korupcji i dowodów nepotyzmu. Drążyło ich jedno, zasadnicze pytanie - kim jest Zoe i dlaczego ma tyle posłuchu w branży? Efekty ich poszukiwań można znaleźć kompilacjach chowanych w wielu miejscach, mocniejsze rewelacje to dowody na nepotyzm i korupcję wielu "dziennikarzy" (Ben Kuchera, Patricia Hernandez, Nathan Grayson...), mnogie wątpliwości na temat wspomnianych ataków hakerskich, los TFYC...
Z TFYC zresztą wiąże się osobna, (nie)wesoła sprawa - /v/ zdecydowało się wesprzeć ich game jam, zarówno finansowo, jak i rozgłaszając ich sprawę; nie mówię tu o ich kontakcie z Zoe Quinn, a o samej idei game jamu "od kobiet dla kobiet". Fundusze zebrane przez /v/ były bardzo duże - dostatecznie duże aby board mógł zaprojektować postać, która zostanie umieszczona w grze. Fundowanie projektu feministek przez stereotypowo anty-feministyczny 4chan nie spodobało się niektórym feministkom - chociażby niesławna Anita Sarkeesian wygłosiła tyradę na twitterze o brudnych pieniądzach i "katedrze mizoginii", ale też nie spodobało się to komuś innemu: parę dni później strona indiegogo projektu TFYC została shakowana, a niedługo potem usunięta. Zhakowana strona zwierała wiadomość skierowaną do /V/ (z dużej litery) od rzekomo właścicieli indiegogo. W jej prawdziwość nikt nie uwierzył, ale ludzie natychmiast powiązali styl tekstu z niedawnym atakiem na polytron. Kampania TFYC po kilku zawirowaniach wróciła i jest aktualnie ufundowana na ok. 30 000 dolarów (z potrzebnych 60 000).
Kto stoi za tymi atakami hakerskimi - do dzisiaj nie ustalono. Sugerują one jednak, że ktoś obawia się wyniku poszukiwań /v/ i /pol/, albo też usiłuje siać zamęt dla jaj czy w jakimś innym celu. Wirtualna "bitwa" między 4chan a Zoe Quinn i jej poplecznikami trwa zresztą nadal, a świat zdaje się stać na głowie - strony branżowe milczą na temat gier i dziennikarstwa, 4chan funduje feministki, /pol/ ma rację, a hakerem jest jakieś anty-/v/. Ton debaty, o ile jednostronne rzucanie inwektywami można tak nazwać, jest niespodziewany. Ludzie stojący w obronie Zoe są agresywni, wulgarni i infantylni - popularne są chociażby porównania do terrorystów (szczególnie ISIS). W ruch poszły koreańskie twitterboty (podobno należące do stron branżowych) rozpowszechniające wersję wydarzeń według Zoe. Zoe narzeka na rzekome nękanie i groźby śmierci, zyskując sympatię osób pokroju Antony'ego Burcha (przepraszam, śmiechłem). Ludzie tacy jak JonTron są zakrzykiwani przez fanatyków. /v/ natomiast paradoksalnie jest bardziej wyważone i stonowane, jedynie coraz częste próby wywołania i ukierunkowania agresji na Zoe, Fisha i resztę (przez trollów bądź samych zainteresowanych), a także defeteystyczne posty spotykają masową reakcję typu "get out" "[beeep] off" itp. Wobec milczenia gigantów - giantbomb, Kotaku, RPS itd. - coraz więcej undergroundowych i obcojęzycznych (Francja, Japonia, ameryka łacińska), ba nawet niepowiązanych z grami stron zaczyna podejmować temat i są to często artykuły w miarę rzetelne i bezstronne... Pierwsze informacje wygrzebane na temat afery zebrane są w jednym albumie imgur, o tu, a na bieżąco jest, zdaje się, KYM
Do czego jeszcze dokopie się /v/, czy 4chan uratuje dziennikarstwo, jaki będzie następny ruch tajemniczego /V/, czy Zoe Quinn wyjdzie bez szwanku, czy któryś z gigantów się przełamie i podejmie temat - na to wszystko nie ma odpowiedzi. Sam niejeden raz wyrażałem niesmak wobec "rynku" indie i tej całej groteskowej otoczki wzajemnego circlejerku więc może będę stronniczy, ale mam nadzieję, że cała ta budowla kontaktów i koleżków promujących koleżków rozsypie się w pył, bo wszystko, dosłownie wszystko będzie lepsze od tego co mamy teraz. Pamiętajmy jednak o jednym:
Update: whoa. Niepotwierdzone plotki twierdzą, że to jest "zapasowe" konto Sarkeesian.
Update #2: JonTron wrócił i zrobił wraz z TotalBiscuitem podcast podejmujący temat. Reakcja na twitterze jest standardowa dla sprawy: z jednej strony ciepłe słowa wsparcia, z drugiej szyderstwo i niesmaczne inwektywy.
- 33
30 komentarzy
Rekomendowane komentarze