Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

Jak widzę masa mściwych osób tutaj. Ja może nie mam z tym problemu, bo z definicji wyznaje zasadę Ograniczonego Zaufania we większości sfer mojego życia i unikam kłopotów i wszelkich osób i sytuacji potencjalnie niebezpiecznych :P Ale jednocześnie jak ktoś mi podpadnie to jeżeli pierwszy wyciągnie rękę do zgody, to czemu nie? Życie jest za krótkie by palić mosty i nosić w sobie negatywne emocje. Po prawdzie jakbym miał zrywać kontakty ze wszystkimi którzy mi kiedykolwiek podpadli (i vice versa) to nie miałbym do kogo mordy na wsi otworzyć :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Ale jednocześnie jak ktoś mi podpadnie to jeżeli pierwszy wyciągnie rękę do zgody, to czemu nie?

Właśnie, czemu to nie przebaczać? Ja jako przedstawiciel choleryków szybko wpadam w złość i szybko zapominam o kłótniach. Nie raz ktoś mi podpadł (ja też podpadałem) i pewnie to się zdarzy w przyszłości. Jeżeli na serio trafiliśmy na chamskiego jegomościa to radzę prowadzić rozmowę w takim stylu :

Ktoś : Jak to jest być idiotą ( z nastawieniem że to my nim jesteśmy).

Ja : No to chyba powinieneś o tym coś wiedzieć.

Riposta i sprawa prosta. I tak następnego dnia wszystko jest po staremu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspominacie o szeroko pojętych relacjach, więc i ja dołożę swe 3 grosze.

Jeśli miałbym ocenić siebie pod względem przebaczania, to owszem - przebaczać trzeba, a ja wiecznie nie pamiętam o jakiejś kłótni itd.. Błędy to coś powszechnego, coś co popełnia każdy, a jeśli ktoś popełnił błąd w stosunku do nas, to należy o tym jak najszybciej zapomnieć. Chyba, że sytuacja będzie się powtarzać. Wtedy coś jest nie tak. Wracając do rzeczy: pamiętliwy nie jestem i łatwo wybaczam, choć największym wrogom z przeszłości nie wybaczę chyba nigdy. Są pewne granice - np. sprzeczka o jakąś błahą sprawę, nawet taka poważna jest jak najbardziej do przebaczenia, ale co innego zakapowanie bliskiego kumpla. Wiem o czym mówię, bo niestety padłem ofiarą takiego zachowania i prawie skończyło się to dla mnie bardzo źle. Takiego czegoś szybko nie zapomnę i na pewno pierwszy nie wyciągnę dłoni. Bez przeprosin osoby, która zawiniła nawet nie ma o czym gadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kruczek11 - poniekąd poruszyłeś problem, który mnie nurtuje, mianowicie: czy donos na bliską osobę (czy zakapowanie, zdradzenie, jakkolwiek to nazwać), która popełnia przestępstwo, jest czymś złym? Szczerze, według mnie nie. Nawet jeśli "przyłapanie" było planowane i intencjonalne. Irytująco bawią mnie grupy, które stawiają lojalność wobec reszty członków ponad wszystkie inne zasady moralne (kibole mogą być niezłym przykładem), ba - nawet w rodzinie coś takiego wydaje mi się czymś złym. Oczywiście, są sytuacje, w których można wziąć stronę osoby bliskiej, pomimo oczywistości jej winy - w końcu konkretnego człowieka znamy lepiej i możemy znać okoliczności zdarzenia, a sam czyn nie musiał być tak nikczemny.

Nie wiem, czy ktokolwiek tutaj czytał "Ojca Goriot" - ci, którzy mieli okazję, mogą pamiętać scenę, w której jedna z mieszkanek pensjonatu jest odtrącona (wręcz wypędzona) przez współlokatorów, ponieważ zgodziła się pomóc policji (?) w schwytaniu nielichego przestępcy, którego to podstępem pozbawiła przytomności, by móc sprawdzić coś w rodzaju znamienia na jego szyi. Vautrin (ów rzezimieszek) ostatecznie okazał się być winny, do czego przyznał się wobec wszystkich. Jaka więc była wina tej kobiety? Nadużycie zaufania, zdrada? Przecież dotyczyła zbrodniarza :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, czemu to nie przebaczać? Ja jako przedstawiciel choleryków szybko wpadam w złość i szybko zapominam o kłótniach. Nie raz ktoś mi podpadł (ja też podpadałem) i pewnie to się zdarzy w przyszłości.
Wiesz, jeśli to są jakieś drobne sprawy, to jeśli to z czyjejś winy, to zwykle nawet się nie wygłupiam z zapamiętywaniem tego. Ale tych naprawdę porządnych kopniaków nigdy nie wybaczam ani nie zapominam, po prostu przechodzę nad nimi do porządku dziennego. A dlaczego? Bo zwykle najboleśniejsze ciosy idą ze strony najbliższych. A jeśli ktoś naprawdę bliski zadaje ci cios, to nieprzypadkowo... A praktycznie każda z tych osób po pierwszym wybaczaniu robi to samo. A mnie po prostu psychicznie nie stać na to, żeby z góry nie spodziewać się najgorszego, co mają do zaoferowania. I przed niejednym kolejnym ciosem mnie uchroniła umiejętność odpowiedzenia na słowa "Już taki/a nie będę, obiecuję, zmieniłem/am się!" myślą "Akurat".
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tebeg - Kurde, no ale bez przesady - jeśli zna się człowieka i wie się, że przy donosie można mieć nieźle przechlapane, to chyba nie dzwoni się od razu na policję? Ja przecież nikogo nie zabiłem... :P Ludzie to czasami dziwni bywają. Mam nauczkę, żeby zbytnio nie zaprzyjaźniać się z takimi ludźmi i to wszystko w temacie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kruczek11 - nie chciałem odnieść całego postu do Twojej sytuacji, dlatego dodałem "poniekąd" :) Nie znam Twojej sytuacji, zresztą pewną "furtkę" pozostawiłem. Jasne, że powiadamianie policji w sytuacji, gdy na dobrą sprawę nikt nie ucierpiał, a zdarzenie jest incydentalne, a mogące być nieadekwatnie* ukarane, jest przesadą. Tutaj wkracza chęć uprzykrzenia komuś życia, nie zaś troska o kogokolwiek.

*kwestia subiektywna ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie po prostu psychicznie nie stać na to, żeby z góry nie spodziewać się najgorszego, co mają do zaoferowania.

Ludzie są zawsze i nieodmiennie źli, po prostu czasem stoją po różnych stronach barykady. To jeden z najlepszych cytatów z wiadomo kogo (cytat z pamięci) i moim zdaniem świetnie obrazuje naturę ludzką. Poza naprawdę nikłymi przykładami altruizmu i bezinteresowności, najczęściej powodowanymi przez geny (jak uczucia matki do dziecka), niemal każdy człowiek jest w stanie dokopać drugiemu. Wcale nie trzeba wiele aby sprzedać najlepszego przyjaciela. Inna sprawa, czy samo słowo "przyjaciel" ma jeszcze faktycznie istniejący desygnat. Po skończeniu szkoły średniej ludzie znający się od kołyski rozjeżdżają, a wszelkie udogodnienia typu portale społecznościowe wbrew pozorom jeszcze utrudniają sprawę. W teorii od każdego dzieli nas kilka kliknięć myszką i coraz częściej to zastępuje potrzebę spotkania w cztery oczy. Zresztą o czym ja piszę - jesteśmy na forum internetowym dla graczy, z których spory odsetek to tzw. nolife. Sam się zbliżam do tego poziomu, z tą różnicą, że nie mam na to wpływu, biorąc pod uwagę natłok nauki, długie dojazdy, mało rozrywkowy charakter i w końcu to, że (jak wspominałem) znajomi mieszkają na drugim końcu Polski. A wracając do tematu - Czy samo to, że ludzie z którymi przesiedziało się w jednej ławie 9 lat, teraz nie dają znaku życia, to powód do skreślenia człowieka?

W życiu zawiodło mnie kilka naprawdę bliskich mi osób; wobec nich stosuję 2 metody: jeśli mogę się od tej osoby odciąć, to robię to na wszelkie możliwe sposoby

Stosuję metodę podobną, z tym, że nic na siłę. Odcinam się od człowieka, lecz nie pozostawiam mu żadnych złudzeń, że istnieje między nami jakakolwiek nić porozumienia. Miałem w swoim życiu kilka przypadków, kiedy zostałem urażony do żywego. Raz w żartach została objechana moja dziewczyna. Sprawy zaszły za daleko, a znajomy nawet nie raczył przeprosić. Tego typu ludzie są dla mnie niczym. Zerem. Pyłem. Mijam taką karykaturę człowieka codziennie na ulicy, jedynie czasami rzucając pogardliwym wzrokiem. Co było kiedyś, nie ma żadnego znaczenia. Jako, że to raczej do mnie znajomi przychodzą po radę, zaoszczędzam w ten sposób cenny czas. Żadnej pomocy, żadnej litości. Jak ktoś chce być kozakiem, to musi się liczyć z konsekwencjami.

Oprócz tego irytuje mnie jeszcze jedno. Zachowanie młodszych znajomych. Jako, że lubię pokopać na boisku czy pograć przez sieć na komputerze, nazbierałem nieco kolegów z młodszych roczników. Szokiem jest dla mnie, kiedy przypadkiem spotykam gdzieś takiego łebka, a ten się nawet nie przywita. To mnie jednak bardziej bawi niż bulwersuje. To mi ma zależeć na znajomości z kilka lat młodszym szczeniakiem? Może powinienem mu "dzień dobry" powiedzieć? W mojej utopii, utarte jest, że młodszy (zwłaszcza jeśli różnica jest wyraźna) powinien się pierwszy odezwać. Tego typu chamstwo to rzecz codzienna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, jeśli to są jakieś drobne sprawy, to jeśli to z czyjejś winy, to zwykle nawet się nie wygłupiam z zapamiętywaniem tego. Ale tych naprawdę porządnych kopniaków nigdy nie wybaczam ani nie zapominam, po prostu przechodzę nad nimi do porządku dziennego. A dlaczego? Bo zwykle najboleśniejsze ciosy idą ze strony najbliższych. A jeśli ktoś naprawdę bliski zadaje ci cios, to nieprzypadkowo... A praktycznie każda z tych osób po pierwszym wybaczaniu robi to samo. A mnie po prostu psychicznie nie stać na to, żeby z góry nie spodziewać się najgorszego, co mają do zaoferowania. I przed niejednym kolejnym ciosem mnie uchroniła umiejętność odpowiedzenia na słowa "Już taki/a nie będę, obiecuję, zmieniłem/am się!" myślą "Akurat".

No cóż, bije się w pierś, ponieważ pominąłem tzw. "porządne kopniaki". Też zgadzam się z twoim twierdzeniem, że najboleśniejsze ciosy idą od najbliższych. Osoby, które darzyliśmy zaufaniem nagle robią nam coś potwornego. I cytat podany przez ...AAA... świetnie tu pasuje.

No cóż - większość mnie skreśla (w szkole - gimnazjum) dlatego że nie palę fajek ( 1/4 chłopaków pali), dobrze się uczę, nie słucham Hip-Hopu (w tym najgorszej Firmy ). Zresztą mogą znaleść 1000000 różnych powodów a ja i tak to mam gdzieś. Jeżeli ktoś mnie nie akceptuje takim jakim jestem, to po jakiego grzyba chce się ze mną kumplować?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up:

Słusznie, miałem podobną sytuację, zwłaszcza w drugiej klasie gimnazjum. Nie słuchałem rapu, nie paliłem, miałem poglądy odrobinę inne od większości (

nie latałem wszędzie, krzycząc że policja jest **^^&#$$, a nauczyciele to po***by i tak dalej

), no i najważniejszy powód - postanowiłem zapuścić długie pióra, co było rzeczą niewybaczalną. Bo jak to tak? Koleś w długich włosach? A j***ć go! Co raz spotykałem się z przezwiskami, epitetami i zaczepkami, ale musiałem jakoś sobie z tym radzić (dodam, że pochodziły one od osób, które mnie zupełnie nie znały, od tych które zdążyły poznać mnie nieco bliżej, były delikatne sugestie, albo nie było ich wcale). Jednak po pewnym czasie niemiłe odczucia zmniejszyły się, aż miałem zupełny spokój (zaczął się on wraz z początkiem III klasy). Zapewne z powodu odejścia starszych, którzy, nawiasem mówiąc byli cholernie ograniczeni i chyba pozbawieni czegoś przez los.

Tak więc, w III klasie sytuacja obróciła się diametralnie - z outsidera zmieniłem się w...hm... "Duszę towarzystwa"? To chyba zbyt duże słowa, dość powiedzieć, że stałem się ogólnie lubianą/szanowaną postacią, co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, gdyż w porządku okazały się nawet osoby ewidentnie wrogo do mnie nastawione (i vice versa). Aczkolwiek postarałem się zapomnieć o dawnych urazach i okazały się one (zapewne ja dla nich też) wartościowymi postaciami...

Dostajesz upomnienie za użycie wulgaryzmów, Regulamin nie dopuszcza nawet wykropkowanych. Następne takie posty będą nagradzane ostrzeżeniami - NZK

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... w sumie to dawno się tu nie wypowiadałem to co mi szkodzi ;)

RaxusV i jaskier95 Czyli mamy "podobnie" jeżeli chodzi o poglądy na te sprawy. Ja też nie słucham żadnych kretynów śpiewających o tym jak to mają w samochodzie cztery osiemnastki (czy coś tam) ani nie palę, nie upijam się do nieprzytomności (tak jak moi koledzy - 15-16 lat!!!), więc wiem co czujecie ;)

Ale akurat ja nie miałem żadnych problemów w klasie. Też mam długie włosy, a nikt nie nazywał mnie metalem ani kotożercą ;)

Oczywiście nikomu się nie podlizywałem, bo to bardzo nie w moim stylu, ale nie miałem żadnych problemów ze strony innych (no chyba że dresów na ulicy :X)

Ale rozumiem, że niektórzy ludzie są lekko ograniczeni i nie mogą zrozumieć jak ktoś może nie lubić Firmy, nie pić alkoholu itd. itp.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróciłem znad morza (5 dni deszcz + 2x 1/2 dnia (pierwszego i ostatniego) blu skaj :-|). Nie umywało się do zjazdu, ale skubnąć prawdziwego dorsza dopiero co złowionego czy zbieranie kurek w lesie... było naprawdę miło. Co innego odpędzanie się od ludzi upłynniających PKB Chin (czyli wciskających plastikową tandetę).

Co do przebaczania czy zapominania, to zazwyczaj stosuję krótką piłkę - jeżeli wszyscy mają cierpieć z powodu jakiejś sprzeczki, to już wolę przeprosić i mieć to z głowy. Że w 99% to nie moja wina? Cóż... Czynię tak z kilku powodów:

1. Gdy jestem naprawdę zdeterminowany i wkurzony, mogę wbijać w serca najbliższych osób (w sensie przestrzeni) sztylety, które ich bolą przez najbliższy miesiąc. Mnie też. Za dużo już razy raniłem innych i wolę już mieć ręce związane niż nimi w emocjach nabroić na kilka pokoleń.

2. Bardziej cenię spokój niż dumę, prawdę, postawienie na swoim - zazwyczaj w kręgu najbliższych.

3. Ludzie nie lubią prawdy, a przynajmniej na razie planuję mieć jak najbardziej dobre kontakty z otoczeniem. Jako że mają zazwyczaj lepsze umiejętności przekonywania pozostałych bliskich lub otoczenia, a ja mam zamiar jeszcze pożyć...

Później małymi krokami pokazuję, że to nie była moja wina, że wyciągnąłem rękę, by w obu kierunkach nie padały rzeczy tak obelżywe, że forumowe trole to przykład kultury. Zazwyczaj skutkuje. Jak ktoś nie chce za nic usłyszeć prawdy, to najczęściej strzela focha na cały świat. Jak to mężczyzna, to po 2-3 nocach mu przejdzie (jesteśmy prości!!!). Jak kobieta, to zależy. Może się zdarzyć, że w nawet najmniej odpowiednim momencie na starość do wypomni, nawet jak dnia następnego wszystko wróci do normy.

A w tych poważniejszych sprzeczkach? Różnie reaguję. Zazwyczaj można to wyłapać. Wybaczać, to wybaczam - nie tylko z obowiązku, ale też z chęci niezaprzątania sobie głowy urazą, zdenerwowaniem, niesmakiem czy inną mało przyjemnym uczuciem, zazwyczaj. Wolę poświęcić myśli chociażby potencjalnym abstraktom hiperempirycznym niż wypominać jakiegoś pyskacza (tureckie przysłowie w moim profilu, polecam). Jeżeli człowiek przestaje być człowiekiem i pluje na nasze starania czy darowania - olewam. Najprościej. Staje się dla mnie czymś na kształt masy, która przybiera na rozmiarach i powoli opanowuje glob. Przykre.

Zapomnieć - nie ma mowy, chyba że to była błahostka.

Jak pisał ...AAA...: ludzie są z natury źli (moim zdaniem, są jeszcze dwie klasyczne grupy poglądów: człowiek z natury dobry; człowiek z natury niezdefiniowany). Dodam, że nie zasługują na wolność, którą obecnie mają, z kilku powodów... ale to do innego tematu.

Co do przyjaciół: tacy prawdziwi to są na całe życie, ale... czasem nie można iść drogą, którą oni wybrali. Dość ciężko o tym mówić i chyba nie mógłbym w zgodzie z regulaminem o tym napisać, więc niech wystarczy tyle. Dodam tylko, że od takiego, nawet za największe świństwo nie trzeba usłyszeć "przepraszam". Z takim da się zrozumieć bez słów, tak samo wybaczyć.

Co do kierowców: można ich spotkać parkujących wszędzie: w piaskownicach, na trawnikach, przed wejściem na klatkę, przed tobą, gdy idziesz (wracając z domu, paniusia podjechała niebieską toyotą tuż przede mnie, zgasiła silnik i zadowolona wyszła), przed pomnikiem otoczonym schodami (nie pytajcie jak). O ile jestem w stanie zrozumieć kumulację różnych zmiennych, która jednorazowo w życiu mogłaby doprowadzić do takiej sytuacji, to jeżeli ktoś hula po drodze, jadąc 2-3 razy tyle, ile mu wolno, to różne myśli przechodzą mi przez głowę. Zazwyczaj różnych, mniej lub bardziej przyjemnych tortur. Wystarczy, że codzień ginie ~15 osób z tego powodu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Raxus, jaskier, Marcin

Tak żaląc się na swych rówieśników przypomnieliście mi o pewnej mało przyjemnej sytuacji z początku wakacji. Byłem na grillu u mojego starego kolegi z gimnazjum, kiedy nagle "na doczepkę" załadował się jego sąsiad. Na oko absolwent gimnazjum, ubrany w ciuszki "JP", głośny, irytujący, lekko podpity, kaleczący polszczyznę na wszelkie możliwe sposoby i używający wulgaryzmów co drugie słowo. Zazwyczaj jak trafiam na takiego to się wyłączam i zajmuje się sobą, jednakże ten typek jak zauważył, że towarzystwo średnio jest zainteresowane jego monologiem z kategorii "jaki to ja nie jestem" zaczął... mnie objeżdżać, mimo, że widział mnie pierwszy raz na oczy. No cóż, co zrobić, że mordę mam paskudną a na dodatek noszę okulary i mam długie włosy :) Wracając, to jak bozie kocham, po raz pierwszy od baaaardzo długiego czasu miałem komuś ochotę w pysk strzelić... Naprawdę się sobie dziwię, że jedyne co zrobiłem to objechanie go z góry do dołu przy wszystkich. Co jak co, ale nie będzie jakiś gnojek pozwalał sobie na obrażanie mnie przy kolegach :P Dobrze, że go to otrzeźwiło i się uspokoił, przynajmniej nie wyszedłem stamtąd zdenerwowany (tak, jestem cholerykiem).

Nie wiem jak dziś gimnazja wyglądają, ale ja byłem abstynentem do 18 urodzin i nikt nigdy z tego powodu mi nie robił przykrości... Coś dziwnego dzieje się z młodzieżą :P Zresztą słyszałem, że w mojej szkole grupa dziewczyn-emo się zbiorowo pocięły w toalecie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@dyskutanci powyżej

Elo, elo panowie. Wchodzicie na śliski grunt. Tak tylko lojalnie uprzedzę, że rozwój dyskusji na wiadomy temat skończy się czystką do kosza ;)

A poza tym jak powiedziała nam kadra nauczycielska w gimnazjum - rocznik '91 był prawdopodobnie ostatnim normalnym w naszym kraju ;] Jasne, to pojęcie względne o dosyć mglistej definicji, ale załóżmy, że odnosi się do większości, która nawet jak miała odchyły to jednak nie jechała po bandzie cały czas ^_^ Dość powiedzieć, że gimnazjum do, którego chodziłem miało opinię średnią, bo brali po prostu wszystkich, ale nigdy nie zostałem "zaproszony" do mierzenia zapałką, nigdy nie zaznałem "przyjemności" spłuczki, okradziony albo pobity. Można powiedzieć, że od jakiegoś czasu wyrabiam w sobie szóste oko, które informuje mnie o zagrożeniach a w każdym razie bardzo energicznie ich wypatruje co jest powodem np. tego, że rzadko mi się zdarza, że śpię w czasie jazdy (np. samochodem osobowym z rodziną, w autokarze mogę się zdrzemnąć ;P). Zakładam najgorsze (np. ciemna alejka, brak lamp, nieciekawa okolica - wysokie prawdopodobieństwo "killer squadu" kryjącego się w mroku) i jakoś żyje. Jakby to ująć - To nie kłopoty szukają mnie, to ja potrafię ich unikać. Na koniec powiem wam jeszcze jedno - IMO najlepszych i najfajniejszych ludzi spotkacie na studiach, ale nie wiem czy to czasem nie dyskusja do innego tematu :)

Jeżeli o wybaczaniu mowa to właściwie ciężko mi coś na ten temat powiedzieć, bo w swej szwankującej pamięci długotrwałej nie mogę przypomnieć sobie momentu, w którym autentycznie życzyłbym komuś źle bądź też darzył uczuciem nienawiści. Jasne, parę osób w klasie, zarówno w gimnazjum jak i liceum (muszę dopytać Gofra jakim cudem wie do jakiego chodziłem, chyba, że kiedyś tutaj napisałem ;P), nie czyniło mojego życia lekkim a pewnie jakiś psycholog stwierdził by wprost, że ich "wyczyny" prowadziły prostą droga do maltretowania psychicznego, ale zacząłem studia, urwał się z nimi kontakt i bardzo dobrze. Świetnie bym wręcz powiedział i właściwie dopiero teraz od dłuższego czasu o nich pomyślałem, zatem mogę stwierdzić, że w miarę łatwo odrzucam elementy z życia, które mi nie pasują, a które oczywiście usunąć mogę a znajduję się w takiej sytuacji, że zerwanie kontaktu z kimś robi mi mizerną krzywdę ^_^ Żadną aby być dokładnym. Najogólniej rzecz ujmując, do takiego doszedłem wniosku, nie jestem w stanie trzymać długiej urazy i żalu do kogoś co nie zmienia faktu, że jak nie pasuje mi dana osoba to po prostu się z nią nie zadaje :P

Życie zwali nam na głowy wystarczająco dużo problemów. Po co mamy sobie jeszcze dokładać w postaci niepożądanych elementów ludzkich z IQ na poziomie tostera? :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, widzę, że na temat wybaczania zdania są bardzo podzielone i co osoba, to osobna opinia na ten temat. Dorzucę do stosiku i coś od siebie. Pierwotnie nie miałem swoich przemyśleń na forum spisywać, ale w świetle tych kilku ostatnich postów stwierdzam, że pisanie w inne miejsce zwyczajnie nie ma sensu. Byłaby to kolejna próba skazana na niepowodzenie, a mam ich już na ten rok po prostu serdecznie dość i też nie stać mnie na kolejne podejście, oczekiwanie, i ogromne, bolesne rozczarowanie.

Jeśli chodzi o wybaczanie, to może mam w życiu fart, może jeszcze nie trafiłem na swojego dręczyciela, ale jakoś do tej pory nikt nie skrzywdził mnie w aż tak mocno, żebym musiał się nad tym zastanawiać. Darować, czy nie. Zgadzam się, jeśli osoba, co do której mamy pełne zaufanie zdradzi nas w jakiś paskudny sposób, który przysporzy nam problemów, upokorzeń i temu podobnych przyjemności, to raczej takiej osobie i ja bym nie był w stanie wybaczyć. Ale czasem zdarza się też, że ktoś zrobi nam jakiś głupi numer, zażartuje z nas w niewybredny sposób, który jednak bezpośrednio nam żadnych problemów nie przysporzy, a co najwyżej nas mocno wkurzy. Na dodatek żart ten nie będzie miał miejsca w jakimś większym gronie, ale 1 na 1. Dlaczego wtedy nie wybaczyć? Nie wspomnę już, że osoba została kilka, jeśli nie kilkanaście razy przeproszona...

Dlaczego o tym piszę? No bo w tym roku, 1 kwietnia zachowałem się jak debil i wykręciłem durny, powiedziałbym, że nawet chamski numer pewnej osobie. Przygotowywałem się chyba z tydzień, obmyśliłem swój "genialny" plan i wcieliłem go w życie owego nieszczęsnego 1 kwietnia. Wyszło po prostu świetnie, moja opisówka i następująca po niej dyskusja były tak przekonujące, że każdy by w to uwierzył. No i ja, debil skończony, zamiast po kilkunastu minutach takiego bredzenia głupot walnąć wielką, uśmiechniętą gębę i oświadczyć "prima aprilis", brnąłem w to dalej i dalej... Kilka godzin... Przywołałem swoje wszystkie zdolności pisarskie (połączone z notatkami, jak ewentualną dyskusję poprowadzić) i brnąłem głębiej, i głębiej zawsze będąc anty, zawsze mając odmienne zdanie. Wydawało mi się, że w końcu zostanę rozgryziony, że tę osobę zadziwi fakt, dlaczego ja tego dnia przeczę wszystkiemu, co pisałem przez ostatnie kilka miesięcy. Że skojarzy to wszystko z tym nieszczęsnym prima aprilisem no i się z tego na końcu trochę pośmiejemy. Skutek wyszedł, jaki wyszedł. Od tej nieszczęsnej daty wszelki kontakt urwał się i mimo licznych prób przeproszenia, przebłagania i temu podobnych, nic nie wskórałem

Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Cisza i milczenie. Gdybym po tym wszystkim dostał wiązankę, został wyzwany od debili, baranów i co tam tylko jeszcze można o osobie mego pokroju napisać, byłbym chyba szczęśliwym człowiekiem. A tu nic, nawet jednego zdania, nawet jednej litery. Ja po prostu nie istnieję. Wiem, prawdopodobnie zasłużyłem na olanie, skarcenie lub coś w tym stylu, ale nie w ten sposób. To boli, bardzo boli. Boli za każdym razem, gdy wchodzę na forum i widzę post tej osoby, boli gdy wchodzę na gadulca, gadam z innymi, a tej osoby brak w oknie. Boli od prawie 5 miesięcy i boleć będzie jeszcze długo. Ale jak to mawiają koledzy-scenowcy: takie rzycie (w tym wyrazie nie ma błędu, tak ma brzmieć). Za swoje głupie czyny trzeba ponosić konsekwencje i zebrać kopy w zad, choćby nawet tak bardzo bolesne.

Gdyby dało się cofnąć czas, tego feralnego dnia nie włączyłbym w ogóle komputera, a na moich paluchach zatrzasnął najbliższe drzwi. Mam je obok komputera, daleko bym nie musiał chodzić. Ale czasu nie cofnę, nie zmienię tego, że straciłem osobę, która stała się ważną częścią mojego życia. I raczej nigdy jej nie odzyskam, bo gdyby chciała mi wybaczyć, już by to zrobiła.

Nie, w sumie to nie osobę straciłem, straciłem przyjaciela. A w życiu nie mam ich zbyt wielu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A poza tym jak powiedziała nam kadra nauczycielska w gimnazjum - rocznik '91 był prawdopodobnie ostatnim normalnym w naszym kraju ;]
Zgadzam się! (przynajmniej na podstawie osób, które znam - nie mam zamiaru urazić żadnego współdyskutanta) Mój brat jest z '92 i będąc według wszelkich badań osobą ponadprzeciętnie inteligentną, jest przy tym tak absolutnie nienormalny i niezaradny, że aż mnie zatyka. No naprawdę, jak go widzę, to aż mam ochotę śpiewać jak Żaba Monika.

Dość powiedzieć, że gimnazjum do, którego chodziłem miało opinię średnią, bo brali po prostu wszystkich, ale nigdy nie zostałem "zaproszony" do mierzenia zapałką, nigdy nie zaznałem "przyjemności" spłuczki, okradziony albo pobity.
Jakoś też nigdy nie zdarzyło mi się kocenie, a okazji było sporo (poza standardowymi zmianami szkoły, jeszcze doszło do tego mieszkanie w bursie, gdzie również się to odbywało. Ale fakt, że osoby z markerami itd. mnie omijały, uważam za pochodną spojrzenia ciężkiego jak
(do której rodzina, część znajomych - w tym Amadrienia - lubili mnie zawsze porównywać :P

zbieranie kurek w lesie...
Automatyczną czynnością po znalezieniu kurki powinien być bieg do kuchni i zrobienie sobie z nią jajecznicy. Kto spróbował, ten wie! :)

Jak pisał ...AAA...: ludzie są z natury źli (moim zdaniem, są jeszcze dwie klasyczne grupy poglądów: człowiek z natury dobry; człowiek z natury niezdefiniowany).
A ja się z tym nie zgodzę. Choćby dlatego, że obserwuję od maleńkości wyrastające dzieci i jakoś tego zła znaleźć nie umiem. Poza tym - to jest zbyt duże uproszczenie. Już nie wspominając o tym, że wiele z tych osób, które na początku by się chętnie zaklasyfikowało do "złych" tak naprawdę jest po prostu... głupia.

Dość powiedzieć, że gimnazjum do, którego chodziłem miało opinię średnią, bo brali po prostu wszystkich, ale nigdy nie zostałem "zaproszony" do mierzenia zapałką, nigdy nie zaznałem "przyjemności" spłuczki, okradziony albo pobity.
Jakoś też nigdy nie zdarzyło mi się kocenie, a okazji było sporo (poza standardowymi zmianami szkoły, jeszcze doszło do tego mieszkanie w bursie, gdzie również się to odbywało. Ale fakt, że osoby z markerami itd. mnie omijały, uważam za pochodną spojrzenia ciężkiego jak
(do której rodzina, część znajomych - w tym Amadrienia - lubili mnie zawsze porównywać :P

zbieranie kurek w lesie...
Automatyczną czynnością po znalezieniu kurki powinien być bieg do kuchni i zrobienie sobie z nią jajecznicy. Kto spróbował, ten wie! :)

Otoczenie - czasem trzeba zmienić się, czasem trzeba zmienić otoczenie, a czasem to ono musi się zmienić. Przykład: w gimnazjum miałam świetną klasę, ale trzymałam się z 4-5 najbliższymi osobami (do wspólnego wyjścia po zajęciach na CSa albo SoFa2 do kafejki internetowej, Sesję RPG i tak dalej), potem w liceum klasę miałam koszmarną, która budziła we mnie takie pokłady jadu, których się po sobie nie spodziewałam. Z drugiej strony - oni też mnie serdecznie nienawidzili (poza kilkoma nielicznymi wyjątkami, z którymi się dogadywałam), bo np. w momentach, gdy wpadali na genialny pomysł zamknięcia klasy przed wychowawcą, zwyczajnie wychodziłam z sali. Nie niszczyłam ich prac, nad którymi spędzali kilkadziesiąt godzin etc. I trochę to trwało na początku studiów, żeby się znów uspołecznić, ale udało mi się to dzięki genialnej grupie na uczelni, na którą trafiłam - wszyscy przyjaźni, nikt nikomu nie odmówił pomocy, każdy gentelman (co oczywiście nie przeszkadza nam się wymieniać 'ostrymi' żartami :D ). Każdy z nich ma skrajnie różne zainteresowania w historii, a dogadujemy się świetnie. Nawet na weekendy potrafię za nimi tęsknić, a co dopiero przez wakacje :)

Żarty primaaprillisowe - zawsze mam co do nich mieszane uczucia ;) Lubię popatrzeć na strony z wiadomościami - i zwykłymi, i growymi i zgadywać, co jest żartem; a ponieważ praktycznie zawsze rzeczy zmyślone są rozpoznawalne, to jeśli się pomylę, jestem mile zaskoczona. A skąd takie rozpoznawanie? Ano stąd, że przecież co roku staram się współuczestniczyć w wymyślaniu czegoś dla was :D Przyznam się też, że najbardziej lubię zawsze PA w wydaniu Blizzarda - specjalna klasa: Archiwista, miasto marines z SC2 zmieniające się w transformera, "spinacz" do WoWa... :)

EDIT: Nicek -> Oczywiście, że się opłaca :) ME to jeden z najlepszych RPG w ogóle i jest warty każdej poświęconej minuty ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łojezusie jak mnie tu dawno nie było :P

Co u mnie? Na razie pracuję w firmie, która "nikomu nie pozwala pobić swoich cen", więc na razie nie mam nawet okazji, by gdzieś wyjechać (ale pewnie i tak zarobione pieniądze odłożę na coś innego [ew. na "czarną godzinę]).

Dość powiedzieć, że gimnazjum do, którego chodziłem miało opinię średnią, bo brali po prostu wszystkich, ale nigdy nie zostałem "zaproszony" do mierzenia zapałką, nigdy nie zaznałem "przyjemności" spłuczki, okradziony albo pobity.

True, czasami aż mnie dziw bierze, że u mnie w szkole (patologia totalna) nie było nic takiego, co można nazwać koceniem. Ba! Powiem więcej; jeśli do czegoś dochodziło, to tylko i wyłącznie dlatego, bo młodsze roczniki same chciał być skocone. Sam widziałem na własne oczy, jak będąc w trzeciej klasie, do mojego kumpla podszedł chłopak z paczką zapałek i mówi "Skoć mnie".

Wiecie co? Nie chce nikogo obrażać, ale już od paru ładnych lat uważam, że nasz naród (im późniejszy rocznik) cofa się w rozwoju. Zdecydowanie za szybko się cofa. :P

BTW. Mam pytanko; Mass Effect: Warto kupić CDA dla samej gry? Przyznam, że już CeDeka nie kupuję, ale teraz MS wygląda dość obiecująco. Zaznaczam, że nigdy nie lubiłem strzelanek w kosmosie, ale czy ta gra jest na tyle dobra, by przykuć uwagę osoby, która nie znosi takich klimatów?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żarty primaaprillisowe - zawsze mam co do nich mieszane uczucia ;) Lubię popatrzeć na strony z wiadomościami - i zwykłymi, i growymi i zgadywać, co jest żartem; a ponieważ praktycznie zawsze rzeczy zmyślone są rozpoznawalne, to jeśli się pomylę, jestem mile zaskoczona.

Teoretycznie masz rację, ale tylko teoretycznie. Dlaczego tak twierdzę? Sam dwa, może 3 razy w życiu padłem ofiarą takiego żartu, jaki sam wykręciłem. Długo przygotowywanego, misternego i uderzającego w czyjeś czułe punkty. To jest do zrobienia, jeśli dobrze pozna się osobę, która ma być ofiarą takiego porąbanego i paskudnego żartu. Ja o swoich wkrętach dowiedziałem się praktycznie przypadkowo w kilka miesięcy po fakcie. Nie dowiedział bym się nigdy, dlaczego za plecami ktoś ma ubaw z mojej osoby, gdyby nie długi jęzor jednego z moich kumpli, którzy brali udział w owych wkrętach. Przyznaję, na początku byłem wściekły, bo nie lubię, gdy się ze mnie w ten sposób żartuje, ale po kilku dniach mi przechodziło i pozostawała tylko zdecydowanie większa ostrożność w kontaktach z osobą, która potrafi zrobić taki realistyczny wkręt. Po prostu perfekcja, mistrzostwo świata...

Ja zrobiłem identyczny, głupi myk no i mam za swoje. Nie trzeba było starać się być wiarygodnym, tylko zrobić jakieś głupie, rozpoznawalne głupstwo. Ale nie, trzeba było zabłysnąć... Baran jestem i tyle... Chociaż w moim przypadku podejrzane było by to, że osoba, którą w miarę dobrze poznałem, raptem jednego dnia (i to akurat 1.04...) zaprzecza swoimi wypowiedziami wszystkiemu, co sobą reprezentowała przez kilka miesięcy. Jest nastawiona anty na każde zdanie, każdy argument...

Ale jak już mówiłem nic to, jakoś się z tym wszystkim w końcu uporam. Ofiara mego wkrętu może być z siebie dumna, bo o ile ja jej przysporzyłem smutku, rozczarowania i zdenerwowania dla niby to śmiesznej sytuacji, ona swoim zachowaniem po prostu mnie zabiła, zgnębiła i wyprostowała mój światopogląd na część internetowych znajomych... Są fajni, dopóki my jesteśmy fajni. A gdy coś się zmieni, kopną nas w zad tak mocno, że aż z rozpędu ziemie okrążymy kilka razy. Kiedyś ludziom ufałem, nawet tym, których nie poznałem osobiście. Dzieliłem się problemami, otwierałem się. Teraz ufam już tylko przyjaciołom i raczej nic tego nie zmieni. Takie kopniaki uczą bardzo wiele...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłaby to kolejna próba skazana na niepowodzenie
W sensie, że zostałbyś olany? Co jest takiego strasznego w byciu olanym na ogólnopolskim forum? Rozczarowanie i boleść w takim wypadku? I to ogromne? Zdecydowanie przesadzasz.

Czy osoba, która w wyniku żartu przekreśla człowieka który za nim stał, może być przez niego nazwana przyjacielem? Nawet jeśli żart był w bardzo złym guście, np. dotyczył czyjejś śmierci, czego akurat w tym wypadku nie wyczuwam. Będę szczery - z tego, co tutaj piszesz, wynika, że owa osoba wykazała się wręcz nietuzinkową naiwnością i niedomyślnością. Co gorsza, teraz unosi się dumą. Pomyśl, czy czasem nie lepiej, że te cechy charakteru odkryłeś w taki sposób. Za dużo winy zwalasz na siebie.

Kwestia przyjaciela - uważam, że poza rodziną takowego nie mam. Jest paru dobrych znajomych, których mógłbym prosić o pomoc, ale nie o większe poświęcenie, na które mogę liczyć w wypadku rodziców i siostry.

Kojarzycie może tekst "Przeraża mnie szybkość, z jaką osoba anonimowa staje się bliska, a bliska anonimową"? Hm. Czy tylko mi się wydaje, że to MY decydujemy o tym, kto jest nam bliski, a kto nie? Widać wiele osób ma problem z kontaktami z innymi (o ironio, i kto to mówi xD), wyobraża sobie jakąś więź już na początku znajomości - to chyba też pewna naiwność.

Ciekawi mnie, co jest częstsze - mylenie zauroczenia z miłością czy też koleżeństwa z przyjaźnią? A różnica jest przecież taka prosta - te drugie się nie kończą.

A poza tym jak powiedziała nam kadra nauczycielska w gimnazjum - rocznik '91 był prawdopodobnie ostatnim normalnym w naszym kraju ;]
A więc to nie tylko w moim mieście panuje takie przekonanie :) Niestety, Internet powinien być dozwolony od pewnego wieku. Moja mama pracuje w szkole podstawowej, więc z pierwszej ręki wiem, że dzisiejsze sześcio-(...)-dziewięciolatki są zdecydowanie mniej zręczne manualnie, myślą schematyczniej... Różnica jest przerażająca.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ofiara mego wkrętu może być z siebie dumna, bo o ile ja jej przysporzyłem smutku, rozczarowania i zdenerwowania dla niby to śmiesznej sytuacji, ona swoim zachowaniem po prostu mnie zabiła, zgnębiła i wyprostowała mój światopogląd na część internetowych znajomych... Są fajni, dopóki my jesteśmy fajni. A gdy coś się zmieni, kopną nas w zad tak mocno, że aż z rozpędu ziemie okrążymy kilka razy.

Ja się dziwię, że ty się dziwisz. Jeśli zdradziłeś zaufanie jakiejś osoby (mówiąc wprost - oszukałeś ją) to nie dziw się, że się do ciebie nie odzywa. Ja generalnie unikam żartowania sobie w taki sposób z ludzi, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to w gruncie rzeczy paskudna sprawa. Choćby z tego powodu biorę na forum wszystko śmiertelnie poważnie. Nie jest to jedyna przyczyna, ale jedna z kilku. Nic się nie stanie, jeśli chodzi o jakieś nieszkodliwe głupstwo. Ale głupstwo, a nie kłamstwo z premedytacją, bo do tego sprowadza się "uwiarygodnianie" żartu. Zastanów się, bo może to ty kopnąłeś kogoś tak boleśnie, że nie chce cię już więcej znać. Sam przyznajesz, że to twoja wina, więc nie widzę powodów do narzekań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tebeg

Dla mnie nie chodzi o olanie na ogólnopolskim forum, ale takie bardziej prywatne, gdyż nasze rozmowy odbywały się głównie poza forum. I owa osoba nie wykazała się wcale taką naiwnością i niedomyślnością, jak uważasz. Powtarzam jeszcze raz - wkręt to był naprawdę majstersztyk. Historia z życia wzięta, ale podrasowana tak, żeby była wiarygodna i w miarę trzymająca się kupy. A do tego postawa "jestem anty na wszystko, na każdy argument przytoczę przeczący przykład". Wierz mi, to naprawdę działa i to zdecydowanie za dobrze. Przekonałem się na własnej skórze... Nie polecam.

I tak naprawdę strata tego kontaktu jest poważna i niepowetowana, gdyż owa osoba potrafiła swoją mądrą radą i postawą w życiu pomóc mi podjąć wiele decyzji, lub wyjaśnić jakieś, dla mnie dziwne, ludzkie zachowania. Ogólnie pomóc w każdej kwestii, w jakiej tylko mogła.

@Holy

Zgadzam się z Twoim postem w całej rozciągłości, bo napisałem to w dwóch poprzednich. Zachowałem się jak gówniarz, debil i jeszcze parę innych ułomnych istot i na pewno bardzo skrzywdziłem te osobę, bo zawiodłem jej zaufanie. I masz rację, okłamałem tę osobę. Ale ona nie pozostała mi dłużna. Bo jak już tez pisałem, gdybym dostał wiązankę i polecenie spadania na drzewo, to odpuściłbym temat, bo sam jestem sobie winien i mi się należy. Ale to milczenie jest takie dobijające, że szkoda gadać.

Oki, skończmy temat. I tak zdecydowanie za dużo słów padło, ale musiałem to z siebie wreszcie wyrzucić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwne, dawno nikt nie pisał o pogodzie, a ta we Wrocławiu nie rozpieszcza. Gorąco jak w piekle i duszno do tego stopnia, iż sam sobie się dziwę, że jeszcze się nie udusiłem. Ile bym dał za małą burzę, od razu by się chłodniej zrobiło, a i spacer po niej to sama przyjemność.

Swoją drogą ostatnio doszedłem do wniosku, że w autobusach i tramwajach, powinny być specjalne "komory" dźwiękoszczelne, dla dzieci które drą się tak, że ludzie uciekają aż się kurzy. Sam byłem świadkiem ostatnio takiej sytuacji, gdzie jakaś kobieta próbowała nauczyć dziecka dyscypliny i w ramach kary za to, że ją bił, zabrała mu zabawkę i powiedziała, że odda mu ją dopiero jak się uspokoi i ją przerosi. Chryste panie, jak on się darł! Naprawdę, po 5 minutach sam miałem ochotę wyrwać tej kobiecinie zabawkę syna z ręki i mu ją oddać, byle tylko przestał się drzeć! Po tym jak wysiadłem z autobusu, pomyślałem, że bycie rodzice w takiej chwili jest naprawdę trudne. Z jednej strony trzeba dzieciaka nauczyć dyscypliny, a z drugiej... sam nie wiem czy miał bym na tyle silną wole, by sprostać morderczym spojrzeniom innych pasażerów i być konsekwentnym w swoim działaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@hahaha x ileś tam :P

No niby tak, ale czy autobus to odpowiednie miejsce do uczenia dyscypliny? Wg. mnie nie.

Ale jeśli mowa o dzieciakach, to także skrobnę cosik na ten temat.

Mianowicie: rzecz działa się wczoraj w kościele. Jak prawie co niedzielę chrzczono jakiegoś dzieciaka. W moich okolicach wszyscy wszystkich znają, bo to mała parafia i nawet wiadomo, kto do kościoła chodzi, a kto nie. No i trafili się tacy, którzy w tym miejscu byli ostatnio chyba na własnym bierzmowaniu. Nie mówię tutaj o dziecku, które było chrzczone. Mam na myśli bachora, któremu chyba nikt nie wytłumaczył po co chodzi się do kościoła. Mały miał jakieś 6-7 lat, a darł się jak opętany: przeklinał, wyzywał księdza (!!) i chyba nawet własną matkę, bo usłyszałem parę słów na k :ohmy:

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jego matka <CIACH> go tylko raz - po wyjściu z kościoła w połowie mszy, ale wróciła z nim z powrotem i znów musieliśmy słuchać, jak mały przeklina.

Dlaczego przy okazji wspomniałem o chrzcie? Ano dlatego, że przeklinający dzieciak był z tej rodziny, której członków ani razu w kościele nie widziałem - chrzest bliskiej osoby był powodem, dla którego poszli do świętego miejsca. Po prostu wstyd...

Dostajesz upomnienie za używanie wulgaryzmów - NZK

Nawet nie wiedziałem, że to wulgaryzm. Przepraszam zatem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat zamiera, więc pogadajmy o żarciu. A konkretniej o dietach.

Skąd taki durny pomysł? Ano stąd, że krew mnie zalewa, kiedy surfuję sobie w internecie i natrafiam na artykuły, wychwalające dietę taką a taką, dzięki której schudnie się 100 kilo w 34 sekundy. I potem zaczyna się dyskusja, w której prym wiodą grube kobiety, pragnące schudnąć stosując najbardziej wymyślne sposoby, typu połykanie jajeczek tasiemca, czy wcieranie paprykarzu szczecińskiego pod pachy.

A rozwiązanie problemu otyłości jest niezwykle proste - wystarczy mniej żreć. Koniec kropka, diety odchudzające są niepotrzebne.

No niby tak, ale czy autobus to odpowiednie miejsce do uczenia dyscypliny? Wg. mnie nie.

Wg mnie autobus to w ogóle nieodpowiednie miejsce do przewożenia dzieciaków. Zwłaszcza tych w wózkach. Nie wiem, może ja mam pecha, ale zawsze jak do autobusu (czy tramwaju) ładuje się jakaś baba z wózkiem, to mogę być pewien, że albo dzieciak będzie krzyczał, albo matka.

Przy okazji - po prostu nienawidzę, jak ktoś zwraca mi uwagę, że stoję w miejscu gdzie z reguły stawia się wózki. Tak jakbym nie wiedział, gdzie stanąłem. Kobieto, widzę, że włazisz z wielkim wóziskiem, to przesunę się kiedy tylko będę miał taką możliwość. Ale czasem jest tyle ludzi, że zanim człowiek zdąży ruszyć ręką, to musi minąć dobre pół godziny. Ale nieee, lepiej od razu grać wielce zbulwersowaną mamuśkę, której nikt nie ustępuje miejsca i wyzywać ludzi na prawo i lewo.

A płaczące dzieciaki, to już w ogóle koszmar. Nie wiem jak matki wytrzymują z czymś takim. :/ Ja to bym pewnie od razu zamordował, więc jeśli kiedykolwiek zostanę rodzicem (broń boże!), to moje dziecko chyba mnie nie polubi. :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czy wcieranie paprykarzu szczecińskiego pod pachy.
:laugh:

Mnie osobiście, mniej denerwują matki z dziećmi/wózkami/wózkami z dziećmi, a ludzie którzy stoją koło wolnego miejsca, ale nie chcą usiąść. Taka osoba, po pierwsze utrudnia posadzenie tyłka osobie, która nie chce stać przez całą podróż, po drugie, sprawia, że w autobusie lub tramwaju jest jeszcze większy tłok! O osobach, które nie zdejmują plecaka gdy wsiadają do autobusu lub innego środka podróży i okładają nim innych pasażerów, nawet szkodą gadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...