Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Forumowicze o Sobie VIII

Polecane posty

O, to co w takim razie z domkami na drzewach? Czy wy też mieliście permanentne zboczenie na ich punkcie?

Zboczenie to może zbyt duże słowo, ale budowało się na wsi u dziadeczka różnorakie konstrukcje. Z tym że zawsze miałem pociąg do wbijania gwoździ, więc nasze drzewne fortece (sztuk dwie w strategicznych punktach wioski) były solidne do tego stopnia, że tak ze 2-3 lata temu widziałem jeszcze resztki jednej z nich, kiedy wizytowałem tamte okolice. Oprócz tego jedną z fajniejszych zabaw na wsi były wycieczki w pole kukurydzy, kiedyś nawet urządziliśmy sobie w środku bazę, do której ciężko było trafić, bo łany (kłosy?) były od nas wyższe o dobre kilkanaście centymetrów i tworzyły nie lada labirynt. Wtedy jeszcze nie czytywałem Kinga, więc nie zdawałem sobie sprawy z zagrożenia, które może tam na nas czyhać. ;] Aha - i do pewnego momentu straszliwie bałem się kombajnu. o_0

Pomijając tradycyjne nawalanie się kijaszkami (dla nas zawsze były to miecze świetlne), budowanie pojazdów z desek, znalezionych kółek i innego tałatajstwa, często tworzyliśmy tzw. bazy Vipera. Polegało to na wnoszeniu w przeróżne krzaki pudeł, malunków przedstawiających zaawansowany sprzęt komputerowy oraz innych gratów, a potem się w takiej bazie siedziało, zajadało słodkości i czekało na misje. Na misje jeździło się oczywiście Viperami-rowerami, a najbardziej epickie momenty następowały przy opuszczaniu bazy, czemu towarzyszyło nucenie motywu muzycznego z serialu. Good times!

Jedną z takich misji zapamiętam dobrze, bowiem bliznę pod dolną wargą mam do dziś. Ścigaliśmy jakiegoś złoczyńcę i trzeba było przejechać przez bramę; kumpel trafił, ja niestety nie, acz podobno moje rozsmarowanie się na betonowym słupie było artystycznie na najwyższym poziomie. ;] Wtedy odkryłem, ile krwi może takiemu małemu człowiekowi wyciec z twarzy. ;]

Ech, childhood. :icon_rolleyes:

A w ogóle, to zimno, c'nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha - i do pewnego momentu straszliwie bałem się kombajnu. o_0

Phew, co tam kombajn ;)

Ja do pewnego momentu w dzieciństwie bałem się... Świętego Mikołaja! Jak widziałem tą dłuuugą brodę, czerwony strój i worek wypchany kit wie czym, to zaraz dostawałem trzęsawicy kolan i chowałem się za spódnicę mamy (lub pod, whatever) :D

I nie liczyły się wtedy prezenty, bo nie wziąłbym od niego niczego do ręki, a i tak podobno długo po jego wyjściu patrzałem podejrzliwie na to co przyniósł zanim tego dotknąłem ;)

A w ogóle, to zimno, c'nie?

Taaa (u nas -18)... A ja muszę jeszcze iść do urzędu, lokalnej gazety (Nowości) i do jakiegoś marketu na małe zakupy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taaa (u nas -18)... A ja muszę jeszcze iść do urzędu, lokalnej gazety (Nowości) i do jakiegoś marketu na małe zakupy...

Współczuje :) Ja właśnie wróciłem ze sklepu rowerkiem. Byłem kartę kobiecie kupić. 3 km w jedną stronę. Istne samobójstwo. A raczej samoodmrożenie :) Palców od rąk i nóg nie czuję :) Mam nadzieje, że moje cierpienia zostaną odpowiednio wynagrodzone :]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, to co w takim razie z domkami na drzewach?
Domki na drzewach? Nieee. Nie było (i w sumie nadal nie ma) w okolicy wystarczająco mocnego drzewa. Ale kiedy jest się dzieckiem, to świat wydaje się dużo prostszy i nawet domek na drzewie można było zawsze czymś zastąpić. ;] i tak na przykład na moim balkonie powstawały fortece zbudowane z kocy, ręczników, parasola i poduszek. Przynajmniej latem można się było tam schronić przed upałem (i ciekawskim wzrokiem sąsiada).

A w ogóle, to zimno, c'nie?
Z-z-z-ziiiimno, to jest mało powiedziane. Bardziej pasuje morderczo&lodowato. Jak temperatura zejdzie do -20, to nie ruszam się z domu. Ale ponoć od piątku ma się zacząć ocieplać...

Wiosno, przybądź!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uskuteczniałam tam wysokich lotów wspinaczkę wysokogórską, na ogół kończącą się mnóstwem ran (kanty niektórych obłupanych kamieni były naprawdę ostre) i siniaków (każdemu się może noga obśliznąć, nie?), ale dostarczającą bajecznych wrażeń.
Oh, wait. Widzę tutaj pewien brak zaplecza teoretycznego: czy nikt Ci nie wspominał, że droga na górę powinna zajmować circa tyle co droga na dół?

Kardi, gdzie się podziały Twoje seksi avatary? ;/
Dla odmiany postanowiłem wrzucić na avika terrorystę i mass murderera. Zresztą, jak się nie czeszę i nie golę przez trzy dni, to zaczynam go trochę przypominać (w sensie wyglądu, nie zachowań (: ).

Poza tym dzielnie przejęłyście ode mnie akurat sferę seksi avatarków: wystarczy spojrzeć na Twój hahaha oh wow co tam robi Alistair?? Ponadto cokolwiek bym wsadził i tak nie przebije w męskim magnetyzmie Qbusiowego Totora, więc why bother?

To nie tak, że nie może się nikomu nic stać - Ci, którym coś się stało w sposób ostateczny i nieodwracalny nie mają możliwości pochwalenia się swoim wyczynem na forum
Haha, doskonale wyczułeś o co mi chodziło ;p Ale wiesz, taka jest prawda: jak jest się małym, to się żyje albo nie żyje. Health bar dostajemy dopiero w chwili pójścia do podstawówki ;]

Ponadto jak się człowiek za młodu nie wyszaleje, to na starość się robi stetryczały, fizycznie i mentalnie: dzisiaj w drodze na zajęcia niemal się wykopyrtnąłem na lodzie, co oczywiście spowodowało, że przez całą późniejszą drogę miałem przyspieszone tętno i bacznie patrzyłem gdzie stawiam nogi. Za młodu (he he) takie zdarzenie byłoby daleką i zapomnianą przeszłością w trzy sekundy po fakcie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiosno, przybądź!

Jeszcze czego ;P Ja tam ferie dopiero od przyszłego tygodnia mam i dobrze by było gdyby mróz i śnieg jeszcze trochę potrzymały. Niby nigdzie się nie wybieram (a szkoda), ale i tak fajniej będzie. Zresztą co to za mróz to minus 13-14? Nawet się z czapką za bardzo nie fatyguję ;] Dzisiaj rano przy minus 20 do szkoły musiałem iść i już trochę było czuć niestety.

O, to co w takim razie z domkami na drzewach?

Tak samo jak Kathai cierpiałem i cierpię na brak odpowiedniego drzewa, zresztą nigdy o tym w sumie nie myślałem. Z drugiej strony lubiłem robić "czołgi" i "twierdze" z poduszek, krzeseł i pościeli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aiden, tak się składa, że ja mam ferie od 15-go. ;> i wcale by mi nie przeszkadzało, gdyby już tego śniegu i lodu nie było. ;] chociaż znając moje szczęście, zima utrzyma się do kwietnia.

Dzisiaj rano przy minus 20 do szkoły musiałem iść i już trochę było czuć niestety.
Przy -20 stopniach powinno się szkoły zamykać, ot co. A tak bardziej serio - fakt, już lepiej męczyć się w tym mrozie, niż żeby te dni, w które szkoła była zamknięta, odrabiano w wakacje/ferie.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj rano przy minus 20 do szkoły musiałem iść i już trochę było czuć niestety.

To ja przy -27 stopniach o 6 rano musiałem czekać na autobus, który spóźnia się już od jakiegoś czasu o co najmniej 15-20 min.

Przy -20 stopniach powinno się szkoły zamykać, ot co

O tuż to :smile:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aiden, tak się składa, że ja mam ferie od 15-go. ;>

Czyli jednak inni mają gorzej :D Z drugiej strony im bliżej, tym bardziej człowiek chciałby już, teraz, zaraz.

To ja przy -27 stopniach o 6 rano musiałem czekać na autobus,

Czyli jeszcze inni mają jeszcze gorzej :D Nie zazdroszczę, tym bardziej, że idąc można się chociaż troszeczkę rozgrzać, nie to co siedząc/stojąc. A do tego jak zawieje to odczuwalna temperatura od razu spada o jakieś 5 stopni.

O tuż to smile.gif

Właśnie nie, jak już Kathai napisała lepiej troszkę pocierpieć, a potem mieć więcej wolnego naraz niż odrabiać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja miałem tak jak Cragir... w pewnym sensie.

Także miałem rano -27 stopni tylko ja nie stałem sobie tych kilkanaście minut i nie czekałem na autobus, tylko zapychałem z buta 40 minut do tej szkoły... gdzie na dodatek także nie było gorąco... Dopust boży jakiś chyba. Także nie tylko Cragir miał nieciekawy ranek dzisiejszy. A może i nie tylko dzisiejszy? Może przyszłe także...? :icon_biggrin:

Co do samej szkoły - dyrektor ma PODSTAWĘ by zwolnić uczniów ze szkoły, kiedy we WNĘTRZU panuje temperatura około -15 stopni. I nawet wtedy nie MUSI zwalniać, tylko "ma podstawę". Czyli może lub nie, wedle własnego widzimisię. Fantastyczna reguła...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie w szkole było ogrzewanie. Ale tylko w jednej części budynku, gdyż "z przyczyn konstrukcyjnych" ogrzewanie w pozostałej części jest niemożliwe. Czyli lekcje w czapkach i szalikach. Bosko. Następnym razem mają załatwić piecyki elektryczne. Zobaczy się, jak to będzie. ;dry:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie w całej szkole działało ogrzewanie. Dopóki nie było lekcji zwanej wychowaniem fizycznym... Plus 8 stopni na sali, po prostu jakaś masakra, powinni nas wtedy zwalniać z WFu! Dobrze, że miałem ciepłą bluzę... Choć w następny wfik biorę już dresik :) Jedyny plus takiej sytuacji to to, że dziewczyny z drugiej klasy w ogóle nie ćwiczyły, dzięki czemu cała sala była nasza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do samej szkoły - dyrektor ma PODSTAWĘ by zwolnić uczniów ze szkoły, kiedy we WNĘTRZU panuje temperatura około -15 stopni. I nawet wtedy nie MUSI zwalniać, tylko "ma podstawę". Czyli może lub nie, wedle własnego widzimisię. Fantastyczna reguła...

Chyba mniej niż 15 stopni, a nie -15... I niestety mylisz się.

Nauczyciel jak każdy inny pracownik ma prawo opuścić miejsce pracy (jeśli nie jest fizyczna), gdy temperatura w pomieszczeniu spadnie poniżej 18 stopni. Tyczy się to też ucznia, więc jeśli temperatura w klasach wynosi mniej niż 18 stopni, to możesz się spakować, iść do domu i wrócić do szkoły dopiero wtedy, gdy temperatura będzie taka, jak powinna.

Teoretycznie nie powinny Ci z tego tytułu grozić żadne konsekwencje, ale wiadomo... Na zachodzie pracodawca czy dyrektor przepraszaliby za taką sytuację, a Polska to dziwny kraj jest...

Co ciekawe jutro muszę wyjść o 6 rano na przystanek po mą lubą, więc czeka mnie miły spacer przy temperaturze około -30 (jeśli będzie tak samo jak dziś rano)*. Jeszcze lepsze jet to, że w domu mam piec i wczoraj wieczorem temperatura (po napaleniu) wynosiła 24. Rano było już tylko 14 stopni, co powodowało, że ciężko było wyjść z pod kołdry - normalnie temperatura nigdy nie spadała poniżej 19. I jutrzejszy ranek zapowiada się tak samo.

* Ostatnio gdy o 3 nocy wracałem do domu przy podobnej temperaturze to moje długie oszronione (to szron?) włosy nadawały mi wygląd wiedźmaka ^^'

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plus 8 stopni na sali, po prostu jakaś masakra

W starej sali w gimnazjum(jak na złość wzięli się za budowanie nowej jak ja je skończył)pewnej zimy były plus 4 stopnie.

A ogólnie miałem dzisiaj jak Cragir. Czyli -27, autobus spóźnił się na szczęście tylko 10 minut. Dobrze że jeszcze mam ferie i dzisiejsza poranna wyprawa była jednorazowa. Może przed moim powrotem do szkoły mróz trochę zelży. Bo w to że zima ustąpi wątpię ^^"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam niektóre posty to stwierdzam, że jestem szczęściarzem. Fakt, że na zajęcia jechać mi się przy -19 stopniach nie chciało, ale komunikacja miejska spisuje się bez zarzutu. Spóźnienia jeśli są to w granicach tolerancji tj. +/- 2-4 minuty. A na samej uczelni jest ciepło i to bardzo. Jedynym miejscem gdzie spędzanie wolnego czasu do przyjemnych nie należy to okolice szatni. W pobliżu jest wejście główne, które zaopatrzone jest w automatycznie otwierające się drzwi co przy ciągle napływających studentach sprawia, że drzwi są praktycznie cały czas otwarte. Dzisiaj nie jest źle, póki co -11, wczoraj było -15 o tej porze. Wszystko wskazuje na to, że powoli będzie robiło cię coraz cieplej...

Aha jeszcze jedna sprawa. Nie wiem co myśleć o palaczach, którzy nawet przy takim mrozie, niemiłosiernie się trzęsąc, nie odmówią sobie papierosa. Dodam, że palarnie mamy na zewnątrz, a co niektórzy chodzą tam bez kurtek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up Co do palaczy

Życie wymaga poświęceń czasami, niepalący nigdy nie zrozumieją tej potrzeby. Nie żebym zachęcał, bo toż to zło czyste, sam jestem w fazie żegnania się z owym nałogiem. Ja bardziej nie potrafię zrozumieć studentów biegających po kampusie między budynkami bez kurtek. Ja osobiście nie rozstaję się z moją kurteczką, mimo że panie w szatni są bardzo miłe to bardzo zniechęcają mnie kolejki. Ja ogólnie mam jakąś dziwną odrazę do miejsc w których trzeba na coś czekać. Wiadomo, tego nie lubi każdy, ale mnie czasami denerwuje nawet to jak muszę stać na czerwonym, wolę iść 30 minut na piechotę niż poczekać 7 minut na tramwaj, wolę się do sklepu obok po chleb, niż stać tam gdzie jest kolejka (choćby owy sklep był relatywnie daleko, najśmieszniejsze że jak w tamtym sklepie też jest kolejka to już zdesperowany jednak czekam. Cóż za brak konsekwencji.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie były bazy. Od 6 roku życia mieszkałem na nowym blokowisku, co wiązało się z tym, że wszędzie było pełno różnych wykopów, górek piaskowych i tym podobnych. A do tego zaraz obok są ładne wzgórza z laskami, zapomnianymi sadami, opuszczonymi budynkami, stawami - raj! Sam parę razy nie wleciałem zimą do takiego stawu, a paru kumpli sobie spodnie zamroziło w nich właśnie. Tak zwane 'górki' były też ulubionym miejscem eksperymentowania z fajerwerkami, które było ulubionym zajęciem w okresie długo przedsylwestrowym. Odkładało się wszystkie zaskórniaki na różne korsarzyki i inne ustrojstwa. Doszło nawet do tego, że udawało się wysadzić petardę pod wodą :cool:

No i fajno widzieć, że mimo niechęci większości mieszkańców naszych miast do tych drugich istnieje tyle podobieństw.

U mnie także wyglądało to podobnie. Może nie zaczęło się to w wieku 6 lat, niemniej było to gdzieś w okolicach końcowej fazy przeżywania mej siódmej wiosny. Wraz z młodymi chłopakami z blokowiska (tak, sem przeżył wielką część życia na jednym z nich), z których wielu uczęszczało do tej samej szkoły lub nawet klasy co ja i miało podobne zainteresowania, więc zaczęliśmy gromadzić się w tzw. paczki. I jak wyglądały standardowe dni takich "paczek"? Jazdy rowerowe po osiedlach, lakach, polach i lasach, budowanie właśnie baz, a w nich do wyboru do koloru: gry planszowe, mini-tory krosowe, dyskusje o tym, jak wykiwaliśmy rodziców, aby po szkole udać się na przejażdżki, ba, udało nam się załatwić dwa namioty i koce, przez co mogliśmy się bawić do nocy na swoistych dzikich obozowiskach. Raz udało nam się nawet "załatwić" bujaczkę - wtedy to radocha była, gdy nikt nie zajmował nam bujaczki, nie trzeba było stać w kolejce ani patrzeć co chwilę na zegarek. Później dochodziły też pojedynki na miecze świetlne (proste ręce, splecione palce i ramiona jako ostrze - świetna to była zabawa na długie przerwy)

A lokacje baz? Podobnie - przy naturalnych górkach, nasypach budowlanych, których części po dziś dzień nie ruszono i zarosły, w "małpich gajach", przy lasach, w ruinach - czyli tzw. bunkrach (co się utrwaliło po tym, jak wszyscy z naszej paczki poczęli grać w Starcrafta, po czym strzelać z odpustowych "replik" pistoletów do kartonowych zerglingów). A że jeziora od Torunia są relatywnie sporo oddalone, to obozowaliśmy też głównie nad Baszką. I zależnie od pory roku - albo gra w nogę, albo zapasy, albo jazdy na sankach, albo wyścigi, albo konkursowe lepienie bałwana - takiego, który najlepiej przedstawiałby postać nielubianego nauczyciela.

Podobnie było z fajerwerkowymi eksperymentami - również prym wiodły u nas (i wiodą nadal) górki. Zaczynało się skromnie, wiadomo - zwykłe kredki traktowaliśmy jak granaty, a gdy ktoś cyrkoball'a przyniósł, to wszyscy spendalaliśmy (nie doszukujta się wulgaryzmu) za opony otaczające górkę i jeden odważny go odpalał. Na tej górce rosły też jabłka, także jak ktoś był głodny, to mógł sobie bez strachu zjeść - chodziło się na pachtę, oj chodziło, a na to społeczne przyzwolenie było i nikt problemów nie robił.

Później, gdy w łaskę wszystkich wpadły pokemony z chipsów (jeno jajakobyły... znaczy się ja jako jedyny zbierałem karteczki równolegle z tazosami z Gwiezdnych Wojen (pamięta kto?), wszyscy wpadli w trans, z którego nieskutecznie próbowała wyciągnąć nas katechetka, twierdząc, że pokemony to narzędzie szatana. Później wpadły karty Dragon Ball'a, karty z Heroes'a IV, karty z Władcy Pierścieni... Zbieraliśmy wszystko. W międzyczasie dochodziło do ustawek. Wiadomo - Toruń = Apator vs Elana. Więc na fali walk klubowych poczęliśmy chodzić na mordobicia... Nie, to nie było tak straszne jak to się wydaje - nikt nie doznawał większych obrażeń niż siniak, niemniej takie "klubowe walki" były nie tylko częścią kultury blokowej, lecz także rozsądną alternatywą dla prawdziwych stadionowych starć.

Wtedy, w takiej erze, że gdy ktoś miał komputer, to mógł "zaszpamować" tym, a konfiguracje nie pozwalały na uruchomienie czegoś więcej od starego Gothic'a, wielu niemalże obozowało w osiedlowym Flash'u - kafejce internetowej, zabijając się o to, kto jest lepszym CeeS-owcem lub eSCe-owcem na osiedle. Nieskromnie przyznam, że zazwyczaj wygrywałem z największymi osiedlowymi sławami i top'ami, niemniej unikałem rozgłosu. Jako że tamtejsze kompy posiadały w miarę ograniczoną ilość gier, to zazwyczaj, gdy ktoś z paczki miał nową grę, to leciało się do niego czym prędzej, aby zagrać. Pamiętam jeszcze kumpla, do którego zawsze można było wejść, pod warunkiem, że kupowało mu się małą paczkę ketchupowych Maczug, a do którego wszyscy gnali, bo miał Little Fightera i demo Diablo II. Niemniej chodziło się wszędzie - kumpel miał Heroes'a III - pędziło się grać w każdej wolnej od pracy\zabawy na powietrzu chwili. Nic to, że był po angielsku, którego wówczas nie rozumieliśmy ponad żargon CS'a i SC'a, a był to ORYGINAŁ z Holandii (naprawdę...), który jakimś cudem udało się odpalić na naszych składakach. Jakże wspaniała grafika, ileż możliwości, co za płynne i realistyczne ruchy. Wszystkim szczeny opadły do samej podłogi i błagali o to, by pozwolić im zagrać... A ja... byłem jednym z nich.

Kiedyś wszystko było prostsze... i radowały nas rzeczy prostsze...

No, to tyle o mej młodości (przynajmniej na razie), braci blogowa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz na lekcjach zajmuję miejsca przy kaloryferach i usiłuję mordować wariatów otwierających okna. I jest w miarę znośnie...

A ja przychodzę do roboty i mam ochotę wymordować wariatów, którzy zamykają okna, włączają kaloryfery i olejaki na full, a klimę na grzanie. Do tego siedzą jeszcze w sweterkach a człowiek w koszulce z krótkim rękawem się poci. Natomiast fajny jest widok jak uciekają gdy się okna pootwiera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponadto cokolwiek bym wsadził i tak nie przebije w męskim magnetyzmie Qbusiowego Totora, więc why bother?

Męski magnetyzm Tororo... Hmmm... Oh, well. Do jakichś ideałów muszę przecież dążyć :happy:

Health bar dostajemy dopiero w chwili pójścia do podstawówki ;]

Ja tam ciągle czekam na shield upgrade :happy: Coś ten HUD mój nieco opóźniony...

Plus 8 stopni na sali, po prostu jakaś masakra, powinni nas wtedy zwalniać z WFu! Dobrze, że miałem ciepłą bluzę...

Iiii tam. Twardym trza być, nie mientkim. Nas nauczyciel wuefu z liceum na mrozie gonił na dwór. Nie wspominam tu nawet o zimowych obozach kondycyjnych, które sprowadzały się do biegania przez dwa tygodnie, dwa razy dziennie. Póki nie stoi się w miejscu za długo, to żadne choróbsko nie łapie. Nawet w sytuacji, gdyż pot przebijający się przez polar na ramionach zamienia się w szron :happy:

Teoretycznie nie powinny Ci z tego tytułu grozić żadne konsekwencje, ale wiadomo...

O to 'wiadomo' cała sprawa się rozbija. W Polsce wiele jest takich częściowo martwych praw. Gdyby wszyscy nagle zaczęli korzystać ze wszystkich swoich przywilejów, to gospodarka by nam padła. Ja tam też miałem do tego okazję, bo przez pewien czas w naszym biurze hałas zdecydowanie przekraczał normę decybelową ze względu na toczony remont elewacji budynku. Wiertarka udarowa czy młot walący w ścianę pól metra obok zdecydowanie nie należą do miłych przerywników pracy umysłowej.

Nie wiem co myśleć o palaczach, którzy nawet przy takim mrozie, niemiłosiernie się trzęsąc, nie odmówią sobie papierosa. Dodam, że palarnie mamy na zewnątrz, a co niektórzy chodzą tam bez kurtek.

Nic Pan nie rozumiesz, Panie. To po prostu są procesy wzajemnie się uzupełniające. Mordują swoje płuca dymem papierosowym, a potem robię dokładkę z zimnego powietrza. Jak się truć, to na całego :tongue:

No i fajno widzieć, że mimo niechęci większości mieszkańców naszych miast do tych drugich istnieje tyle podobieństw.

Na całe szczęście u normalnych osób rzeczone animozje przejawiają się co najwyżej w żartach. Gdyby było inaczej, to moja firma rozleciałaby się w szwach :wink: Firma ma siedzibę w Bydgoszczy, ale sporo osób dojeżdża z Torunia. Wojen wewnętrznych nie stwierdzono.

Na tej górce rosły też jabłka, także jak ktoś był głodny, to mógł sobie bez strachu zjeść - chodziło się na pachtę, oj chodziło, a na to społeczne przyzwolenie było i nikt problemów nie robił.

Wyszukiwanie pożywienia w warunkach polowych to jedna z ważniejszych umiejętności każdego młodziana. U nas na górkach było sporo porzuconych sadów - były śliwki, jabłka i gruszki. Do tego w wielu miejscach rosły też jeżyny, a na dodatek był też mały lasek leszczynowy. Nie wspominam nawet o tym, że gdy się przeprowadzałem rolnicy jeszcze nie zwinęli działalności polowej... Pewne poletku kukurydzy było więc jednym z ulubionych miejsc wypadowo-łowczych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do samej szkoły - dyrektor ma PODSTAWĘ by zwolnić uczniów ze szkoły, kiedy we WNĘTRZU panuje temperatura około -15 stopni. I nawet wtedy nie MUSI zwalniać, tylko "ma podstawę". Czyli może lub nie, wedle własnego widzimisię. Fantastyczna reguła...

Chyba mniej niż 15 stopni, a nie -15... I niestety mylisz się.

Nauczyciel jak każdy inny pracownik ma prawo opuścić miejsce pracy (jeśli nie jest fizyczna), gdy temperatura w pomieszczeniu spadnie poniżej 18 stopni. Tyczy się to też ucznia, więc jeśli temperatura w klasach wynosi mniej niż 18 stopni, to możesz się spakować, iść do domu i wrócić do szkoły dopiero wtedy, gdy temperatura będzie taka, jak powinna.

Teoretycznie nie powinny Ci z tego tytułu grozić żadne konsekwencje, ale wiadomo... Na zachodzie pracodawca czy dyrektor przepraszaliby za taką sytuację, a Polska to dziwny kraj jest...

Wybacz, pokusiłem się o nieco zbyt duży skrót myślowy - chodziło mi o temperaturę poniżej 15 stopni Celsjusza na plusie. Zagalopowałem się nieco. Mimo wszystko, z tego co mi wiadomo, granicą temperatury (przynajmniej w szkołach w Polsce) jest te rzeczone 15 stopni, nie 18. A zwolnienie uczniów zależy od dyrektora. Skąd mam taką wiedzę zapytasz? Jedna z osób w rodzinie (tej bliskiej) jest dyrektorem zespołu szkół specjalnych i tak mi właśnie odpowiedziała na moje pytanie, brzmiące: "Przy jakiej temperaturze można iść do domu?". Co do innych zawodów i sytuacji - szczerze powiem, że nie wiem jak to wygląda.

Co do porównania Polski i państw zachodnich... no, tutaj to (niestety) ciężko się z Tobą nie zgodzić. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli jednak inni mają gorzej :D
A śmiej się, śmiej ;> jedyny plus posiadania ferii na samym końcu jest taki, że przynajmniej Wy wszyscy będziecie już po feriach, kiedy ja będę od rana do wieczora wypoczywać i lenić się. ;P

Plus 8 stopni na sali, po prostu jakaś masakra
A Ty wiesz, jak się zdziwiłam, widząc grupkę chłopaków w towarzystwie wuefisty, który prowadził ich na zewnątrz, by trochę pobiegać? (o tyle dobrze, że nie jestem zmuszana do biegania w zimie, czy jakichś obozów kondycyjnych, tak jak Qbuś wspominał). Masakra o.0

Na ogrzewanie nie mogę narzekać, zawsze jest ciepło, można spokojnie paradować po szkole (unikając gabinetu dyrektora) w cieńszych bluzkach.

moje długie oszronione (to szron?) włosy nadawały mi wygląd wiedźmaka ^^'
Szron, a jakże. Też tak mam, idąc z samego rana na przystanek. Nawet ciekawie to wygląda.

Dodam, że palarnie mamy na zewnątrz, a co niektórzy chodzą tam bez kurtek.
Taaak, u mnie jest dokładnie tak samo. Czasem przyglądam się z okna niektórym "hardkorom". Wystarczy na nich spojrzeć i już człowiekowi robi się zimno. Naprawdę przerażający widok.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam jak kiedyś ze znajomymi bawiliśmy się w odkrywców. Chadzaliśmy po polach, bagnach i inyych zadupiach :) Raz poszliśmy po torach (nieużywanych) i znaleźliśmy jabłoń na której rosły OGROMNE jabłka i rzeczkę z mnóstwem ryb :) Później chodziliśmy tam codziennie i łowiliśmy ryby i jedliśmy jabłka ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zima, zima, zima.

Czy już wspominałem, że nie cierpię tego słowa? I w ogóle tej rzeczy.

Ostatnio, czyli w poniedziałek, wybiegłem z domu, pędząc na autobus. Zapomniałem rękawiczek i szalika...

Ostatni raz wyszedłem z domu bez tych rzeczy. I nieważne, czy jest zima, czy lato. Nie wyjdę i już.

Zresztą, dlatego też nie pójdę na wszelkie półmetki (ha! Ominęły mnie już całe 2...) Nie mam ochoty tłuc się przez całe miasto o 2-3 w nocy przy -25*C...Brrr.

A u mnie w szkole jest w miarę normalnie. Tj. Ciepło jest, chociaż mogłoby być więcej. 25-30 na plusie ^^

Jeszcze...2 dni i ferie na Dolnym Śląsku :). A potem nicnierobienie przez najbliższe 14 dni :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ile ja bym dal, zeby obcyndalac sie przez cale ferie... Zamiast tego musze przeczytac 10+ ksiazek potrzebnych do prezentacji maturalnej :/ Ale jestem optymista, znajac zycie wiekszosc czasu zwyczajnie przekimam :D

A motorniczego, ktory zrobil mi to swinstwo, normalnie bym udusil - wyszedlem ze szkoly i zobaczylem, ze na prztstanku stoi tramwaj. Wrzucilem piatke i sprintem pobeiglem w jego strone. Gdy juz dobieglem, to burak zamknal mi drzwi dokladnie przed nosem, pokazal "faka" i odjechal :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...