Skocz do zawartości

haunter

Forumowicze
  • Zawartość

    84
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez haunter

  1. haunter
    Już za nieco ponad miesiąc, tj. w dniach 25-27 marca, odbędzie się kolejna edycja poznańskiego Pyrkonu - konwentu dla fanów szeroko pojętej fantastyki.



    Zapożyczając ten wstęp z Informatora Konwentowego chciałbym zachęcić wszystkich fanów fantastyki, aby zjawili się w pierwszy weekend wiosny w Poznaniu, bo zapowiada się, że naprawdę warto. Będą panele dyskusyjne z udziałem znanych polskich pisarzy (m.in. Jacek Komuda i Jakub Ćwiek), spotkania z wydawcami książek i gier, sesje RPG i wiele, wiele innych.

    Więc jeśli jesteś fanem fantasy, Gwiezdnych Wojen, lubisz gry RPG lub po prostu lubisz dobrą zabawę, to powinieneś tam być. Ja tam będę na pewno.

    haunter
  2. haunter
    Wiem, miałem nie pisać, ale się rozchorowałem i nie mam nic lepszego do roboty. A więc przedstawiam wam ostatnią część moich wypocin o ekranizacjach gier komputerowych.
    Rok 2002 przyniósł nam kolejną, tym razem całkiem niezłą, ekranizację - Resident Evil w reżyserii dobrze już nam znanego Paula W.S. Andersona. Film, jak wiele innych, wybitny nie był, ale zjednał sobie całkiem spore grono wiernych fanów i (co najważniejsze) przyniósł twórcom zyski. Można również, że rola Alice była największą rolą w karierze Milli Jovovich. Warto również wspomnieć o tym, że w związku z sukcesem pierwszej części powstały jeszcze trzy kontynuacje - Resident Evil: Apokalipsa (2004), Resident Evil: Zagłada (2007) i Resident Evil: Afterlife (2010). Ogólnie wydaje mi się, że film ten można ocenić jako jedną z najlepiej przyjętych ekranizacji, bo została w miarę zaakceptowana przez fanów oryginału. A to jest przecież najważniejsze.
    Teraz pora na polski akcent, gdyż w roku 2005 światło dzienne ujrzał film Andrzeja Bartkowiaka, pod tytułem Doom. Film został przyjęty dosyć chłodno (jak zresztą większość dzieł Bartkowiaka) i nie odniósł sukcesu kasowego. W głównej roli mogliśmy "podziwiać" Dwayne'a "The Rock" Johnsona, który jak wiemy wybitnym artystą nie jest. Warto natomiast przyjrzeć się aktorom drugoplanowym, bo tu jest dużo ciekawiej - występuje tu Dexter Fletcher znany z Lock, Stock and Two Smoking Barrels, Kompanii Braci czy Hotelu Babylon oraz Karl Urban, znany głównie jako Eomer z Władcy Pierścieni czy jako William Cooper z RED'a. Niestety dla nas pan Bartkowiak nie przejął się zbytnio opiniami o Doomie i wziął pod nóż Street Fightera (którego jeszcze nie widziałem, więc na razie jedynie o nim wspominam).
    Następne dzieło można bez wahania określić perełką. Tak moi mili, przed wami Silent Hill - prawdopodobnie najlepszy film na podstawie gry. Świetny klimat, dobra gra aktorska i ciekawy scenariusz to największe plusy tego filmu. Wyreżyserowany przez mało znanego reżysera Christopha Gansa film, w którym chyba jedynym znanym aktorem był Sean Bean okazał się jednym z lepszych horrorów i zjednał sobie całą masę fanów, którzy określają go mianem kultowego. Film nie odniósł może jakiegoś spektakularnego sukcesu kasowego, ale co najważniejsze się zwrócił z nawiązką.
    Niestety, sukcesu Silent Hilla nie powtórzyła następna produkcja na podstawie gry - Dead or Alive. Reżyserii tej fajnej bijatyki podjął się reżyser świetnego w końcu Transportera - Corey Yuen, ale szczerze mówiąc, to mu nie wyszło. Jedyne co film ten sobą oferuje to tłum roznegliżowanych panienek, słabe efekty specjalne i głupie żarciki. A, no prawda, są jeszcze sceny walki. I powiem jedną rzecz - lepsze sceny walki są w najstarszych filmach z Brucem Lee. DOA poniosła ogromną klapę finansową i całe szczęście nie zanosi się na sequel.
    W roku 2007 mieliśmy okazję oglądać ekranizacje Hitmana, gry o słynnym zabójcy na zlecenie. Cóż, film w sumie zły nie był, ale nie mam najmniejszej ochoty go oglądać, bo poza tym, że mam sentyment do gry nie ma w tym filmie nic nadzwyczajnego. Ot trochę strzelania, trochę jeżdżenia, troszkę seksu. Nic czego nie zobaczyłbym w jakimkolwiek innym filmie akcji. Ale czego w końcu spodziewać się po reżyserze, którego jedynym innym znanym filmem jest Fronti?re(s)? Ale trzeba przyznać, że film odniósł spory sukces, bo przy stosunkowo niskim budżecie zarobił naprawdę spore pieniądze.
    Rok 2008 nie był dla nas, graczy, łaskawy, bo oprócz fatalnego Far Cry autorstwa UB dostaliśmy coś jeszcze, coś co boli dużo bardziej. Dostaliśmy ekranizację Max Payne'a. Film w reżyserii Johna Moore'a okazał się bardzo, ale to bardzo słaby. Po naprawdę niezłym trailerze oczekiwano filmu świetnego, a tu kicha. Otrzymaliśmy film nudny, pozbawiony jakichkolwiek emocji i przede wszystkim niesamowicie sztywny. Gra aktorska Marka Wahlberga aż wołała o pomstę do nieba. Nie lepiej było zresztą z grą Beau Bridgesa. Nie rozumiem jak można było zrobić tak słaby film na podstawie gry, która była wręcz gotowym scenariuszem. Dla mnie jest to nie do ogarnięcia. Wspomnę jeszcze tylko o tym, że film okazał się sukcesem kasowym i przyniósł twórcom zyski. Szkoda.
    W zeszłym roku mogliśmy za to oglądać kolejną niezłą adaptację, a mianowicie Prince of Persia: Piaski Czasu. Film może był nieco infantylny i disneyowski, ale trzeba przyznać, że oglądało się go naprawdę przyjemnie. Jest to także zasługa dobrej gry aktorskiej i jestem nawet w stanie wybaczyć filmowcom to, że Gemma Arterton na egzotyczną księżniczkę nie wygląda. Cóż, pozostaje mi tylko czekać na kontynuację i mieć nadzieję, że będzie przynajmniej równie dobra.
    To już koniec moich wypocin, niektórzy mogą mi zarzucić, że wiele filmów pominąłem, ale to prawdopodobnie dlatego, że icj jeszcze nie widziałem. Jak tylko obejrzę jakiś, to napiszę. Mam już zresztą Alone in the Dark II i Street Fighter: Legenda Chun-Li, ale na razie nie mam czasu ich obejrzeć.

    haunter
  3. haunter
    Dobra, kilka spraw. Po pierwsze - na ostatnią część cyklu o ekranizacjach gier trzeba poczekać do przyszłego tygodnia, bo nie mam teraz czasu. Odsypiam jeszcze osiemnastkę koleżanki, w sobotę mam studniówkę, a w maju maturę - a w życiu trzeba mieć priorytety
    Druga sprawa - moje podręczniki do Dungeons and Dragons przyszły. Jeszcze tylko znajdę jakichś ludzi do grania i zacznę przygodę.
    Trzecia sprawa - mam już pomysł na nowy cykl, tak że będzie fajne
    To by było na tyle, nowy wpis raczej dopiero po niedzieli.
    Aha, tytuł nic nie znaczy - nie wiedziałem co wpisać, to napisałem co mi pierwsze do głowy przyszło.

    haunter
  4. haunter
    Rynek RPG przeżywa ostatnio posuchę. Brakuje mi klasycznych erpegów pokroju Baldur's Gate czy Icewind Dale. Bo nie oszukujmy się - ostatnia wielka gra tego pokroju wyszła ponad rok temu i był nią Dragon Age (który zresztą mnie nieco zawiódł), a jego kontynuacja ma już być uproszczona i przerobiona na grę akcji. Niezbyt to fajne, bo owszem, podobał mi się Mass Effect, ale to nie znaczy, że chcę, aby każdy RPG tak wyglądał. Na dobrą sprawę najlepszym klasycznym RPG ostatnich lat był Drakensang, któremu brakowało jednak nieco epickości i interakcji między bohaterami. A szkoda, bo gra potencjał miała.
    Ale nie o tym w sumie miało być W związku z posuchą zakupiłem sobie oto następujące rzeczy:



    I jeśli tylko uda mi się opanować podstawy i znaleźć chętnych do gry, to może nawet wybaczę to, że Dragon Age 2 będzie siekanką xD

    haunter
  5. haunter
    Kiedy zadasz przeciętnemu człowiekowi pytanie ? z czym kojarzą ci się Niemcy ? możesz spodziewać się odpowiedzi w stylu ?z kiełbaskami?, ?z piwem?, ?z wojną?, ?z brzydkimi dziewczynami? itp. Gdybyś jednak zapytał o to sama człowieka nieprzeciętnego, obdarzonego czymś, czego inni powinni mu zazdrościć, Istotę Wybitną ? gracza ? co byś usłyszał? Tak, nie mylisz się drogi przyjacielu, zapewne gracz z nienawiścią w oczach zdoła wypowiedzieć tylko dwa słowa. Dwa słowa, które wywołują w niemal każdej Istocie Wybitnej śmiech, płacz i zgrzytanie zębów. Jesteś więc pewien, że chcesz usłyszeć te słowa? Cóż, twój wybór, żeby nie było, że nie ostrzegałem..
    Uwe Boll. Tak, człowiek niepozostawiający żadnego gracza obojętnym. Człowiek, którego spokojnie można uznać za naszego wroga. A wiesz co trzeba zrobić z wrogiem? Nie, nie wyeliminować ? wroga trzeba poznać. Cóż więc powinieneś wiedzieć o panu Uwe? Przede wszystkim to, że nie jest to jakiś głupek, który wziął się za robienie słabych filmów z braku lepszego zajęcia. O nie, imć Uwe jest osobą wykształconą, zdobył licencjat z literatury na uniwersytecie w Kolonii, a oprócz tego studiował również reżyserię filmową oraz marketing. Jego działanie nie jest więc dziełem przypadku, lecz sprawia wrażenie całkowicie zaplanowanej i przemyślanej. Wydawać by się mogło więc, że człowiek ten powinien znać się na filmach, prawda przyjacielu?
    Nic bardziej mylnego. Uwe Boll zna się na filmach, ale wyłącznie w swoim mniemaniu. Każdy niemal jego film został zniszczony zarówno przez krytyków jak i widzów, czego dowodem są miażdżące oceny na IMDb . Nasz kochany pan B zresztą bardzo rozumie swoich krytyków czego dowodem mogą być jego własne słowa:
    ?Ludzie piszą te wszystkie g**** o mnie, siedząc w domu, gdzie mamusia za wszystko płaci?
    Tak, Uwe kocha swoich przeciwników. Udowodnił to zresztą, kiedy w 2006 roku wyzwał swych krytyków na pojedynek bokserski. Całkiem oryginalnie, muszę przyznać.
    Ale właśnie, przecież napisałem, że jest krytykowany i jak sobie z krytyką radzi, lecz zapomniałem w sumie wspomnieć za co jest tak krytykowany. O ja głupi. Pan Boll tworzy filmy głównie na podstawie gier komputerowych i to właśnie za to go tak kochamy. Co więc w takim razie robi Uwe, że tak mu to nie wychodzi?
    Powodów jest kilka. Przede wszystkim dziwny wybór niektórych licencji. No bo jak mam zrozumieć to, że podjął się stworzenia filmu na podstawie House of The Dead czy Postala? Czy coś takiego ma w ogóle prawo się udać? Patrząc na jego filmy odpowiedź nasuwa się sama ? nie. House of The Dead okazał się jednym z najgorszych filmów jakie kiedykolwiek powstały. I to nie tylko wśród ekranizacji gier. Ot, banda licealistów przyjeżdża na małą wysepkę na techno party, lecz okazuje się, że okolica jest opanowana przez wygłodniałe zombie, a ostatni bastionem grupki nastolatków staje się pobliski cmentarz. Szczerze mówiąc, to będąc zombie też bym się wkurzył, gdyby w mojej okolicy urządzono techno party. Pomijając denną fabułę i marną charakteryzację pozostaje nam? nic. Tak, prócz tego co jest fatalne nie ma tam nic ? prawda, że fajnie? Inną zupełnie sprawą jest Postal. Film ten miał być chyba w zamierzeniu karykaturą współczesnych Stanów Zjednoczonych i społeczeństwa w nim żyjącego, ale szybko stał się parodią samego siebie. Mamy więc arabskich terrorystów, jakąś tam sektę, bandę buraków i masę niewybrednego humoru. Sceny, które z zamierzenia miały być śmieszne stały się żenujące i momentami wręcz niesmaczne. Owszem, zdarzyły się ze dwie niezłe sceny, przy których można było się zaśmiać, ale to wszystko na co stać reżysera. I tylko jedno pytanie nasuwa mi się na usta ? co poza bohaterem ma ten film wspólnego z grą? Bo fabularnie grę dużo bardziej przypomina mi nowszy film Bolla ? Rampage. A co do Postala, to nie mogę się powstrzymać i zacytuję tutaj pewnego użytkownika FilmWebu. I niech to świadczy o tym, dlaczego opieram się zwykle na IMDb.
    Postal jest wbrew pozorom kinem bardzo wyrafinowanym, przeznaczonym dla osób o wysokim ilorazie inteligencji.
    Ale to nie jedyne grzechy naszego niemieckiego znajomego, o nie.
    Mimo tego, iż Uwe kręci filmy na podstawie gier, to zdaje się ich nienawidzić. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zmienia w nich co tylko się da? Ja rozumiem, że reżyser nie chce korzystać z gotowca i ma ambicje stworzyć coś własnego, ale nasz wielbiciel kiełbasek nieco przesadza z tymi ambicjami. Dajmy więc taki Alone In the Dark. Pamiętacie grę? Tak, to taki survival horror. A na co przerobił to nasz kochany UB? Na film akcji z elementami sci-fi. Akcję przeniósł zaś do nowoczesnego miasta, dorobił nędzną historyjkę miłosną i, niech na ten fragment nieletni zamkną oczy, seks. O tak, dobry horror bez seksu? Nie ma szans. Inny przykład ? Bloodrayne. Zamiast nazistów dostaliśmy jakichś gotyckich lamusów (część pierwsza)i kowbojów-wampirów (część druga). Naprawdę muszę pogratulować Uwe za pomysłowość, bo ja bym nigdy nie wpadł na tak głupi pomysł, by zrobić z Billy Kida wampira. Za takie coś powinno się karać dożywotnim zakazem wykonywania zawodu. Przy okazji mimochodem wspomnę o nienagannej opaleniźnie Rayne, która o ile pamiętam musi słońca unikać. Ale cóż, nie moja sprawa. Nie potrafię jednak wybaczyć reżyserowi samej Rayne. Ta w grze była naprawdę dzika i seksowna, natomiast jej filmowa odpowiedniczka sprawiała co najwyżej wrażenie zagubionej i upośledzonej. A tak, tu też mieliśmy scenę seksu.
    Jak widać reżyser ten nie należy do wybitnych, lecz jakimś cudem udaje mu się namówić do gry w jego gniotach znanych aktorów. Tak więc na przykład w BloodRayne zagral Ben Kingsley, Michael Madsen i Michelle Rodriguez, w Dungeon Siege Jason Statham, Ray Liotta, Burt Reynolds, John Rhys-Davies i Ron Perlman,, w Alone In the Dark Christian Slater, a w Far Cry Til Schweiger. Szkoda, że tacy aktorzy rozmieniają się na drobne w filmach tego człowieka.
    Ale zaraz, być może zastanawiacie się, skąd Uwe Boll bierze pieniądze na to wszystko. W końcu licencje i wynajęcie aktorów trochę kosztuje, zaś jego filmy są kompletnymi klapami finansowymi. Otóż Uwe, jak na geniusza zła przystało, rozegrał to genialnie. Zresztą on sam wam to wyjawi:
    Być może to wiecie, ale nie jest łatwo skompletować budżet filmu. W Niemczech mam fundusz ochraniający podatek. Jeśli inwestujesz w Niemczech w film, zasadniczo możesz dostać pięćdziesięcioprocentowy zwrot podatku od rządu.

    Czyli jak widzicie Uwe nie jest jedyną osobą odpowiedzialną za ten crap. W równej mierze możemy obwiniać za to rząd niemiecki, który znowu robi całemu światu na złość.
    A więc jak przyjacielu, poznałeś już swojego wroga wystarczająco dobrze? Otóż mylisz się ? nie. Aby dokończyć swój trening i być gotowym na otwartą walkę z Uwe Bollem musisz zrobić coś jeszcze. Sam artykuł dotyczący jego filmów to za mało ? musisz zobaczyć to sam! Albo lepiej nie sam, zaproś kogoś kogo serdecznie nienawidzisz i obejrzyjcie to razem!

    haunter
  6. haunter
    Jedną z ekranizacji, która odniosła całkiem spory sukces jest z pewnością Mortal Kombat z roku 1995. Reżyserią zajął się mało znany wówczas reżyser Paul W.S. Anderson, którego być może znacie jako reżysera filmów takich jak Resident Evil, Obcy kontra predator czy Death Race. Główną gwiazdą filmu został zaś Christopher "Nieśmiertelny" Lambert, który wcielił się w rolę Raidena. Obok niego wystąpili aktorzy zdecydowanie nie znani szerszej publiczności - Robin Shou jako Liu Kang (warto wspomnieć, że wystąpił także jako 14K w Death Race), Linden Ashby jako Johnny Cage (ciekawostka: aktor ten wystąpił w filmie zatytułowanym Sub Zero, który nie miał żadnego związku z postacią z gry Mortal Kombat) oraz Bridgette Wilson jako Sonya Blade. Mimo iż film wybitny nie był zjednał sobie całkiem spore grono fanów na całym świecie i w niektórych kręgach uchodzi za kultowy. Warta wspomnienia jest niezła ścieżka dźwiękowa filmu oraz to, że film przyniósł twórcom naprawdę duże zyski. Należy także wspomnieć o tym, że nie jest to jedyna filmowa odsłona popularnej bijatyki, ale jako że późniejsze wersje nawet nie zbliżyły się do sukcesu tego filmu i ogólnie rzecz biorąc były bardzo słabe - nie będę o nich pisać.
    O kolejnym filmie, Wing Commander z roku 1999, ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo ani nie grałem w grę, ani nie oglądałem filmu. Zamierzam więc oprzeć się na samych faktach - reżyserem jest nieznany Chris Roberts, w głównych rolach występują aktorzy, których oglądać można było w filmie Scooby Doo - Freddie Prinze Jr. i Matthew Lillard, więc rewelacji nie ma. Film znalazł się w 10 najgorszych ekranizacji gier magazynu Time i odniósł kompletną klapę finansową, przynosząc niemal 20 mln dolarów strat.
    Następny film, Tomb Raider z 2001 r. okazał się dużym sukcesem kasowym, lecz oceniany był różnie. Dla mnie na przykład był filmem przede wszystkim nudnym - wydaje mi się, że te wszystkie efekty specjalne miały za zadanie ukryć to, że w filmie w sumie nic się nie dzieje. Ot, Lara poszukuje talizmanu gwarantującego władzę nad czasoprzestrzenią, zaś po piętach depcze jej zakon Iluminatów. Nuudaa. Jedynym co moi zdaniem może zachęcić do oglądania tego filmu to Angelina Jolie, która wciela się w tytułową rolę. Ja fanem jej urody nie jestem, więc niestety nie potrafię jej wybaczyć braków aktorskich w tej roli. Zapewne wielu się ze mną nie zgodzi, ale mnie to nie obchodzi. Nawet nie czuję jak rymuję. Aha, sprawa czysto statystyczna - reżyserem jest Simon West, którego zdecydowanie lepszym filmem był Con Air: Lot skazańców. Ale to tylko moje zdanie. Od razu tutaj wspomnę, że powstała też kontynuacja - Lara Croft Tomb Raider: The Cradle of Life, ale była jeszcze słabsza od jedynki.
    Na razie to tyle. Zdradzę tylko, że następna część poświęcona będzie w całości twórczości najlepsiejszego reżysera świata, którego wszystkie filmy osiągnęły niewiarygodny sukces i zapewniły ich twórcy dozgonną sławę i nieprawdopodobne bogactwo. Czy wiecie już o kogo chodzi?

    ________________________________________________________________________________________________________________________________________ Mały dopisek, ale nie mogłem tego przepuścić. Oto zwycięzcy People's Choice Awards - nagród przyznawanych przez amerykańską publiczność. Jak to zobaczyłem, to się załamałem.
    Ulubiony film: "Saga Zmierzch: Zaćmienie"
    Ulubiona aktorka filmowa: Kristen Stewart
    Ulubiony film dramatyczny: "Saga Zmierzch: Zaćmienie"
    Ulubiony ekranowy zespół: "Saga Zmierzch: Zaćmienie" - Robert Pattinson , Kristen Stewart , Taylor Lautner
    Ulubiona gwiazda poniżej 25 roku: Zac Efron

    haunter
  7. haunter
    Witajcie. Przeglądając dziś internet natknąłem się na pewien trailer. I od teraz jest to najbardziej przeze mnie oczekiwany film przyszłego roku. A oto i on:

    Youtube Video -> Oryginalne wideo Film zapowiada się na głupkowaty, ale jakoś mnie to nie zniechęca. A to dlatego, że ten trailer zawierał wszystko co lubię: dwa lubiane przeze mnie gatunki filmowe - komedię i fantasy, moją ulubioną aktorkę - Natalie Portman, a nawet (co mnie zaskoczyło kompletnie) muzykę mojego ulubionego zespołu - Dropkick Murphys. Jak dla mnie bomba, już nie mogę się doczekać.
    A to na zachętę dla tych, którym nie będzie chciało się obejrzeć trailera. Już dla tego opłaca się pójść do kina


    haunter
  8. haunter
    Oglądając ostatnio ENN natknąłem się na ciekawy polski akcent, a mianowicie na Wiedźmina 2. Co Graham miał do powiedzenia na jego temat, możecie zobaczyć pod tym linkiem:
    Wiedźmin 2 w ENN
    Polecam, bo filmik naprawdę dobry, a oprócz Wiedźmina można też zobaczyć coś na temat pozwu Rockstara przez muzyka Cypress Hill (Can we borrow your jetpack? ).
  9. haunter
    Dzisiaj pragnę zająć się problemem ekranizacji gier komputerowych. Kiedy człowiek słyszy, że powstaje film na podstawie gry, od razu myśli - Uwe Boll. Ale nasz kochany miłośnik kiełbasek zza zachodniej granicy wcale nie jest "tym pierwszym", który powziął sobie ten jakże szczytny cel. Nie, początki tych filmów przypadają na lata 90 ubiegłego wieku.
    Za protoplastę można chyba uznać Super Mario Bros. z roku 1993 (pomijam w tym momencie powstałe w latach 80 w Japonii anime Super Mario Bros.) w reżyserii nikomu nie znanych (ani wówczas ani teraz) reżyserów. Jeśli chodzi o aktorów grających w filmie pierwsze skrzypce niemal wszyscy pewnie poznają jedynie Dennisa "Easy Ridera" Hoopera, który wcielił się króla Koopa, głównego przeciwnika naszego dzielnego hydraulika. W roli Mario wystąpił Bob Hoskins (znany z takich filmów jak Kto wrobił królika Rogera? czy Wróg u bram), zaś w rolę Luigiego, jego brata, wcielił się John Leguizamo (znany głównie jako osoba podkładająca głos Sidowi w angielskiej wersji Epoki Lodowcowej). Film nie zachwycał efektami, gra aktorska była słaba, a fabuły praktycznie nie było. No, może była, ale w końcu czego oczekiwać po ekranizacji takiej gry jak Mario? Film nie odniósł sukcesu (średnia ocen na IMDb wynosi 3.8 ) i przyniósł twórcom duże straty (przy budżecie 48 mln przyniósł zysk w wysokości około 20 mln). Na uwagę zasługuje jednak soundtrack, na którym możemy usłyszeć takie zespoły jak Queen, Megadeth czy Roxette. Klapa filmu nie odstraszyła jednak filmowców przed ekranizacjami kolejnych gier.

    Następną zekranizowaną grą została chodzona bijatyka Double Dragon, której reżyserii podjął się James Yukich, reżyser znany głównie z reżyserowania koncertów lub programów telewizyjnych (jest zresztą reżyserem Iron Maiden: Live After Death). W filmie zagrały takie tuzy kina jak Robert Patrick (Terminator 2, Z Archiwum X), Mark Dacascos (Kickboxer 5), Scott Wolf (który niestety zbyt znany chyba nie jest) czy Alyssa Milano (Charmed, Commando). Film okazał się chyba jeszcze większą klapą niż Mario (zysk w wysokości niecałego 2,5 mln dolarów zatrważająco wysokim wynikiem nie jest, średnia ocen na IMDb - 3,3). Ale taka porażka nadal nie zniechęciła nikogo do produkcji nowych ekranizacji.

    Kolejny na liście film widzieliście niemal na pewno - chodzi o film Street Fighter w reżyserii Stevena E. de Souza, który reżyserem znanym nie jest, ale pracował przy scenariuszach takich filmów jak Szklana pułapka 2 czy Commando (więc scenarzystą też w sumie wybitnym nie jest). Jednak to nie reżyser spowodował, że film odniósł całkiem spory sukces (co nie zmienia faktu, że był całkiem słaby - ocena na IMDb 3.3), lecz obsada. W rolach głównych wystąpili Jean-Claude van Damme, Raul Julia (dla którego była to chyba ostatnia duża rola przed śmiercią) i Kylie Minogue. Mordobicia było sporo, ale wykonanie i scenariusz pozostawiały naprawdę dużo do życzenia. I dlatego mimo wszystko nie można go wymieniać w gronie najlepszych filmów na podstawie gier. A szkoda.

  10. haunter
    Witajcie, dzisiaj pragnę zaprezentować wam pewien tekst autorstwa mojego kuzyna. I wiąże się z tym pewna prośba ode mnie i od niego - czy moglibyście w komentarzach wyrazić swoje opinie, uwagi, zastrzeżenia, rady czy co tam tylko chcecie? Bylibyśmy bardzo wdzięczni. Moim zdaniem jest całkiem niezłe, ale być może nie jestem obiektywny
    Zakapturzona postać sunęła samotnie ścieżką. Wokół kwitły kwiaty, a słodki zapach nektaru unosił się w powietrzu. Ogród o tej porze roku oszałamiał mieszaniną barw. Poruszający się niemal bezszelestnie ciemny kształt zbliżał się do siedzącej pod drzewem dziewczyny, wpatrującej się w spadające płatki kwitnącej wiśni. Jednak jej wzrok po chwili spoczął na zbliżającym się do niej młodzieńcu. Wysoki dziewiętnastolatek o mocnej budowie zobaczywszy uśmiech na twarzy dziewczyny przestał się skradać.
    - Witaj, co robisz po tej stronie ogrodu? ? powiedział uśmiechając się niepewnie.
    - Chciałam odpocząć a tutaj jest zawsze cicho o tej porze dnia. Niepotrzebnie się skradałeś, widziałam cię już od momentu gdy wyszedłeś z akademika.
    - Próbowałem cię zaskoczyć ale jak zawsze musiałaś być lepsza ? rzucił żartobliwie chłopak i dodał ? pójdziemy razem na zajęcia ?
    - Mizuru, zawsze się starasz lecz rzadko ci wychodzi. Chętnie, chodźmy.
    Fushima była dziewczyną z tego samego roku, miała krótkie, błękitne włosy, przypominające zimowy szron na gałęziach drzew, była serafinką, rzadko spotykaną rasą w tej części królestwa. Serafini byli ludem zamieszkującym północno-wschodnie góry, legenda głosi, że są potomkami aniołów zesłanych na ziemię. Nie różnili się od ludzi wyglądem czy zachowaniem lecz ich szybkość i zwinność była nadludzka. Jednak stronili od ludzi od czasu Wielkich Wojen kiedy to wojska Delonii atakowały i grabiły serafińskie miasta leżące u podnóży gór.
    - Co robimy dzisiaj na zajęciach?- zapytała Fushima.
    - Dzisiaj mamy zajęcia z kontroli, niestety każde z nas musi iść do swojej grupy - powiedział z niechęcią. - szkoda, że nie władamy taką samą mocą, powiedział Mizuru i skręcił w przeciwny korytarz.
    - Jeśli spędzalibyśmy zbyt dużo czasu to nie cieszył byś się tak na mój widok ? powiedziała i oddaliła się w stronę błoni.
    W akademii istniało pięć grup żywiołów: ogień, woda, powietrze, ziemia i życie. Każdy człowiek obdarzony mocą potrafił kontrolować tylko jeden żywioł. Posiadacze ostatniego żywiołu nie byli wojownikami lecz byli znani jako magowie wsparcia. Wykorzystywali siłę natury by leczyć lub zwiększać możliwości walczących na polu bitwy. Byli ważną częścią społeczeństwa ponieważ pełnili również rolę lekarzy w miastach.
    Po pierwszych zajęciach cała grupa spotkała się na teoretycznych wykładach z historii Delonii. Nikt z obecnych nie miał najmniejszych chęci na słuchanie okropnie długich i nudnych opowieści o tym, jak kolejny bohater uratował świat przed zagładą. Zajęcia prowadził niezmiennie od pięćdziesięciu lat profesor, którego broda sięgała prawie do podłogi i którego głos działał jak kołysanka na dzieci.
    - Dzisiaj, jako że mamy prawie koniec roku szkolnego, nie będzie zwykłych zajęć.
    W sali zapanowało ogólne ożywienie. ? Nie oznacza to jednak, że lekcji nie będzie ? rozległ się jęk zawodu. ? Dzisiaj opowiem wam w skrócie całą historię Delonii.
    - Wszystko zaczęło się trzy tysiące lat temu, kiedy pierwsi ludzie przypłynęli na te ziemie ze wschodniego krańca świata. Wybrali największą wyspę ponieważ chcieli założyć rozległe i silne królestwo. Jednakże ta kraina była już zamieszkana przez Serafinów, którzy zajmowali północno-zachodnie góry, oraz przez Beremitów, którzy panowali nad Mroczną Puszczą rozciągającą na wschodnim krańcu kontynentu. Ludzie założyli pierwsze miasto na środku Delonii, które z czasem przemieniło się w stolicę oraz siedzibę króla, nazwali je Dumas. Królestwo rosło w siłę i opanowywało kolejne ziemie czyniąc je swoimi hrabstwami. W 458r. od założenia Dumasu rozpoczął się okres Wielkich Wojen, które to Królestwo Delonii prowadziło jednocześnie na trzy fronty. Był to bardzo ciężki czas dla mieszkańców królestwa ponieważ każde miasto było zaangażowane w walkę z wrogiem. Ówcześnie panujący król Dorm chciał podbić ziemie zamieszkane przez Serafinów, Beremitów oraz pozbyć się wszelkich kreatur zamieszkujących jego kraj, od dzikich bestii po demony stworzone przez czyste zło. Początkowo król miał duże szanse na podbój całej Delonii jednakże nadludzie, tak nazywano Serafinów, nie chcieli odstąpić królowi swoich górskich miast. Również Beremici nie mieli zamiaru opuszczać swojej puszczy. W trakcie jednej z walk król Dorm zginął a na jego miejsce wybrano Neila, jego brata. Nowy władca chciał przerwać wojny i zaprowadzić pokój w całej krainie, wysłał więc najlepszych dyplomatów i zawarł przymierze z Serafinami oraz Beremitami tworząc Pakt Trzech. Wspólnie w ciągu dziesięciu lat zgładzono demony a te które przetrwały ukryły się w podziemnych jaskiniach. Dla zachowania pokoju w 500r. w Delonii założono Akademię Walki i Sztuk Magicznych, którą wybudowano na południu daleko od Dumasu. Od wieków absolwenci tej szkoły strzegą króla, granic państwa oraz podróżują po świecie pomagając innym potrzebującym.
    To powiedziawszy usiadł wygodnie na fotelu i rozejrzał się po klasie, w której panowała zupełna cisza. Jednak nie była to cisza w stylu: wszyscy zasnęli z nudów, lecz cisza pełna fascynacji, tak jakby wszyscy czekali na dalsze szczegóły.
    - Dziękuje za uwagę, jesteście wolni. ? powiedział profesor i opuścił salę.
    Na korytarz wylał się tłum uczniów. Wokół dwóch młodzieńców zgromadził się niemały tłum zaciekawionych osób.
    - Kto chce potrenować walkę w dolinie za akademikiem zamiast słuchać tych wywodów? ? zapytał jeden z nich. Wśród zgromadzonych słychać było szepty akceptacji.
    - Jeśli jesteście zainteresowani, chodźcie z nami.- rzucili i ruszyli w stronę drzwi wyjściowych. Za nimi wyszło kilkanaście osób w tym również Mizuru i Fushima, jednak trzymali się oni z dala od całej grupy.
    Słońce dopiero zaczynało górować nad akademią, gdy grupa dotarła na miejsce, jednak dolina już zaczynała pogrążać się w mroku. Zgromadzeni ustawili się wokół rozległego, płaskiego placu przypominającego arenę, który był wyłożony małymi płaskimi kamieniami. Właśnie z powodu tego placu miejsce to nazywa się Doliną Pojedynków, ponieważ przez jego kształt odbywały się tu walki pokazowe oraz prywatne potyczki uczniów.
    Na środek placu wyszedł wysoki, czerwono włosy chłopak. Wyglądał jak inni uczniowie lecz odróżniał go duży miecz zawieszony na plecach oraz zbroja ćwiekowa.
    - Kto chce walczyć ze mną jako pierwszy?- zapytał ? walka wręcz, żadnej magii. Keith był porywczy, co w połączeniu z odwagą i niezwykłą głupotą dawało mieszankę wybuchową. Chłopak był słaby w magii jednak jego umiejętności szermierskie były wyjątkowe.
    - Nie znajdzie się żaden odważny wojownik ?
    - Ja z chęcią się z tobą zmierzę - powiedział wysoki chłopak z włócznią na ramieniu. Ubrany był w czarną szatę, owiniętą dokładnie dookoła jago ciała. Jego długie, czarne włosy dodawały jego wyglądowi tajemniczości.
    - Cieszę się, że ktoś wyszedł tak szybko. Nie lubię czekać.
    - Walcz zamiast gadać.
    Powiedział nieznajomy i podbiegł do przeciwnika. Keith sięgnął po zawieszony na plecach miecz dwuręczny. Nie była to zwykła broń, otrzymał on ją bowiem od swojego ojca, który był strażnikiem króla Dyfunda. Jednym ruchem ręki zdjął miecz i sparował atak przeciwnika.
    - Powiedz chociaż jak masz na imię, ja nazywam się Keith.
    - Rufen, tyle ci wystarczy.- odpowiedział przeciwnik i atakował dalej.
    Pojedynek trwał już ponad dziesięć minut i obaj uczestnicy byli już wyczerpani ciągłymi atakami i unikami. Rufen postawił wszystko na ostatni atak, był to już jego limit wytrzymałości. Podbiegł do przeciwnika, włócznie trzymał przed sobą. Keith przygotowywał się do odparcia ataku, gdy nagle Rufen wbił swoją broń w ziemię i przeskoczył rywala, ten jednak nie dał się zaskoczyć i uderzył oponenta głownią w brzuch. Rufen padł na kamienistą arenę zwijając się przy tym z bólu. Keith podszedł do rywala i pomógł mu się podnieść.
    - Dziękuje Ci za wyborną walkę ? rzekł Keith i razem z nowym znajomym opuścili arenę.
    Zebrani klaskali i gwizdali na cześć zwycięzcy, który założył miecz z powrotem na plecy i powiedział:
    - Dziękuje Rufenowi za świetną walkę, dawno nie uczestniczyłem w takim pojedynku.
    Tłum zagłuszył go oklaskami.
    - Uspokójcie się ! ? wrzasnął ? niech następna para wyjdzie na arenę !
    Nastała cisza. Nikt nie miał zamiaru wystąpić na plac. Mizuru usiadł więc na ziemię, oparł się o drzewo i uciął sobie drzemkę. Fushima usiadła obok niego i wyciągnęła książkę ozdobioną dziwnymi symbolami. Z gromady wyszedł chłopak ubrany w skórzaną zbroje z dwoma długimi mieczami przewieszonymi w pasie oraz z tarczą w lewej ręce.
    - Mogę walczyć z kimkolwiek zechcę ? ? zapytał Keitha
    - Oczywiście.
    - W takim razie chcę walczyć z Fushimą.
    - Gran jak możesz walczyć z dziewczyną. ? rzucił Rufen
    Nagle wszyscy podnieśli głos. Nikomu nie podobał się taki układ.
    - Wyzywam ją na pojedynek - powiedział ? może pozbędę się jednego z tych splugawionych serafinów.
    Ledwo dokończył zdania a już za jego plecami pojawił się Mizuru ze sztyletem w lewej ręce. Poruszał się niemal z szybkością wiatru. Przyłożył sztylet to szyi zuchwałego osiłka i powiedział:
    - Gran debilu, odszczekaj to i wynoś się stąd albo pożałujesz.
    - Chciałbyś, nigdy mnie nie pokonasz. ? odpowiedział pewny siebie.
    Jednym szybkim uderzeniem Mizuru powalił przeciwnika na ziemie. Ten jednak szybko podniósł się i wyciągnął miecz zza pasa. Mizuru postanowił przejść w tryb walki na odległość. Schował swój sztylet i wyciągnął łańcuch, który posiadał zawieszone na obu jego końcach ostrza. Każdy uczeń akademii był szkolony w magii oraz dwóch stylach walki, w zwarciu oraz w walce na odległość.
    - Co boisz się podejść ? ? krzyknął rozłoszczony Gran.
    W jego głosie można było wyczuć lekki strach przed dziwną bronią przeciwnika. Jednak zaatakował jako pierwszy. Tarczą zasłonił swoje ciało od połowy ud po brodę i parł w szale bitewnym na przeciwnika. Mizuru wzbił się w powietrze i zaczął zasypywać przeciwnika gradem ciosów. Jego łańcuch latał jak oszalały, na zmianę uderzał w tarczę i przelatywał obok głowy przeciwnika, oba ostrza przypominały bliźniacze smoki atakujące zgodnie nieprzyjaciela. Gran nie poddawał się i parował natarcia. Odbił pierwsze z ostrzy, zrobił unik przed drugim i pędził w stronę Mizuru. Zbliżył się na tyle by móc zaatakować. Miecz przeciął powietrze pod skosem, celując w prawy bark oponenta lecz zatrzymał się na ścianie wody, nie była jednak zwykła woda. Użytkownicy elementu wody mogli manipulować nie tylko jej kształtem czy objętością lecz również jej gęstością oraz właściwościami. Mizuru zwiększył jej napięcie powierzchniowe co pozwalało jej zatrzymać każdą przeszkodę. Zaskoczony Gran odskoczył od zasłony przeciwnika uderzając przy tym pięścią w ziemię. Pod użytkownikiem wody ziemia zaczęła się rozpadać tworząc pułapkę w postaci głębokiego dołu. Gran odskoczył do osuwiska jednak podczas lądowania poślizgnął się, ponieważ wodna ściana rozpłynęła się po całej arenie. Miecz oraz tarcza wyleciały mu z rąk wpadając poza obszar areny. Mizuru wykorzystał ten moment i oplótł przegranego łańcuchami. Gran próbował wydostać się morderczego uścisku jednak nic to nie dawało, zdawało mu się nawet, że z każdym jego ruchem zacisk staje się mocniejszy. Leżąc odwrócił głowę i zawołał:
    - Chłopaki, pomóżcie
    Z tłumu podbiegło do niego trzech ludzi którzy próbowali rozplątać go z więzów. Jeden z nich wyciągnął nóż myśliwski i próbował rozgiąć ogniwo łańcucha. Jednym szarpnięciem Mizuru rozplątał węzeł i owinął łańcuch wokół rąk.
    - Nawet nie jesteś warty by cię wykończyć, śmieciu. - powiedział z pogardą i skierował się w stronę swojego miejsca drzemki.
    Gran wstał, i pobiegł podnieść swoją broń. Jego koledzy byli dość tędzy i wyglądali na silnych, nie zeszli z areny tylko zwrócili się do oddalającego się młodzieńca:
    - Zobaczymy czy teraz będziesz taki twardy.
    Po czym cała trójka sięgnęła po tarcze, masywne puklerze i krótkie miecze przypominające gladiusy. Zasłaniając swe ciała zmierzali powoli w stronę przeciwnika, który już rozwijał na ziemię swój oręż. Nagle, tuż przed maszerującymi, wbiła się w ziemię strzała. Cała trójka stanęła jakby coś oplotło ich nogi.
    - Chyba nie myśleliście, że pozwolę wam zaatakować mojego brata we trzech ? ? powiedział chłopak stojący z naprężonym łukiem obok Mizuru.
    Doki i Mizuru byli braćmi urodzonymi w tym samym roku jednak nie byli bliźniakami. Był to średniego wzrostu umięśniony chłopak, który przy pasie nosił kilka noży do rzucania a na plecach miał kołczan pełen strzał, który był przekrzywiony jakby ktoś zakładał go w pośpiechu.
    - Ja też wam się odpłacę ? rzekła Fushima z wyciągniętym mieczem półtora ręcznym.
    - Zapowiada się ciekawa walka - rzucił Doki ? możemy zaczynać.
    - Myślicie, że będę się tylko przyglądał ? powiedział Gran.
    Stanął przed trojgiem swoich pomocników, odrzucił tarczę i wyciągnął dodatkowy miecz. Ruszyli jednocześnie na grupę przed nimi, Gran środkiem a uzbrojeni w tarcze przeciwnicy otoczyli Mizuru i jego przyjaciół. Jednak szybko zaczęli chować się za tarczami ponieważ zasypał ich grad strzał. Pociski wbijały się tylko w tarcze jednak nie mogły zranić przeciwników. Doki odłożył łuk na bok, kucając położył obie dłonie na ziemi. Na powierzchnię wysunęło się kilkanaście szarych prętów, które lśniły w ostatnich promieniach słońca unoszącego się leniwie poda horyzontem.
    - Co ty robisz? ? zapytała Fushima.
    - Robi nowe, stalowe strzały ? odparł szybko Mizuru ? to jego zdolność, którą przekazał mu ojciec. Może wykorzystać każdy metal znajdujący się w ziemi i zamienić go w gotowe strzały lub groty.
    Naciągnął jedną strzałę na próbę i zwolnił cięciwę. Strzała przeleciała przez cały plac i zrobiła dziurę w jednej z tarcz. Przerażony Gran wyskoczył zza osłony i razem ze swoimi kolegami zaczął biec w stronę grupy przeciwników.
    - Ja zajmę się Granem, wy resztą, tylko starajcie się ich ogłuszyć ? powiedział Mizuru do towarzyszy.
    - Zrozumiano.
    Doki celnymi strzałami roztrzaskał tarcze dwóm osiłkom, którzy starali się unikać latających pocisków. Tracąc osłonę opuścili pobojowisko biegnąc w stronę uczelni. Fushima podbiegła do ostatniego posiadacza tarczy i rozpoczęła się między nimi zażarta walka. Jej zwinność i szybkość przewyższały zdolności przeciwnika. Nie musiała się wysilać, by wytrącić przeciwnikowi tarczę z ręki. Trójka osiłków uciekała z doliny, uważając na strzały Doki?ego, które przelatywały ze świstem ponad ich głowami.
    Mizuru tym razem walczył w zwarciu, chciał za wszelką cenę dać Gran?owi nauczkę. Gdy tylko zbliżyli się do siebie spomiędzy ich broni wylatywały snopy iskier. Nie patrząc gdzie walczą zbliżyli się do miejsca ich niedawnej potyczki. W jednej chwili Gran znalazł się w dole wypełnionym wodą. Pochłonięty walką nawet nie zwrócił uwagi na to, że Mizuru zamienił ziemię pod jego nogami w bagno.
    - Teraz masz przeprosić Fushimę, inaczej zostawię cię w tym bagnie.
    - Przepraszam! Przepraszam! Więcej nawet się do niej nie odezwę.
    Mizuru spojrzał na koleżankę, ta skinęła głową. Chłopak rzucił łańcuch zapadającemu się powoli Gran?owi. Ten chwycił jedną ręką łańcuch drugą chwycił swoje miecze. Usiadł wykończony na brzegu i zaczął czyścić miecze i swoje ubranie. Trójka zwycięzców odwróciła się i zaczęła podążać w stronę akademików. Dołączył do nich Keith i wspólnie z przyjaciółmi oddali się rozmowie. Podstępny Gran wykorzystał to i rzucił oboma mieczami w stronę odchodzących. Dwie jasne kule zderzyły się z mieczami, nikt nie wiedział co się dzieje. Jeden z mieczy Gran?a został stopiony, drugi niestety rozciął bok serafinki. Stojący obok bracia natychmiast złapali upadającą, ranną dziewczynę.
    - Pomocy! Jest tu jakiś mag mogący ją uleczyć!? Czy jest tu jakiś mag wsparcia ?! ? krzyczał Mizuru.
    - Może ja pomogę ? powiedział drżący głos z tyłu.
    Z tłumu wyszła drobna dziewczyna o ciemnym kolorze skóry. Nie była podobna do żadnej innej dziewczyny wśród zgromadzonych w dolinie. Miała długie, zielone włosy spomiędzy, których wyrastały dwa czarne, krótkie rogi. Miała na sobie czarną, lekką szatę jaką zazwyczaj noszą magowie, którzy pomagają na polu bitwy. Na plecy miała narzucony zielony płaszcz, spod którego wystawał ogon. W ręce trzymała brązową laskę z dębowego drzewa, oplecioną czerwonymi bluszczami. Zwieńczona była małą czerwoną kulą wypełnioną jakby krwistą mgłą.
    - Proszę, pośpiesz się ? rzekła przez zęby ranna.
    - Zrobię co w mojej mocy.
    Dziewczyna wbiła swój kostur w ziemię, kładąc jednocześnie rękę na ranie. Wokół nieznajomej dziewczyny można było odczuć drgania powietrza. Fushima wygięła się w spazmie bólu jednak po chwili zaczęła odczuwać ulgę. Orb na końcu laski zaczął emanować czerwonym, pulsującym światłem. Po chwili obie dziewczyny wstały. Fushima ledwo trzymała się na nogach więc Mizuru razem z Dokim pomagali jej iść. Z łagodnym uśmiechem na ustach, powiedziała:
    - Dziękuje za pomoc ? powiedziała Fushima.
    - Nie ma za co, to była tylko powierzchowna rana. Tunika zatrzymała część impetu ostrza. ? odpowiedziała zielonowłosa dziewczyna i zataczając łuk, zemdlała.
  11. haunter
    Dobra, mamy już Nowy Rok, więc z tej okazji chciałbym wam życzyć powodzenia i szczęścia w roku 2011. Pragnę także życzyć wszystkim graczom, aby nadchodzące w tym roku gry nie okazały się niewypałami, aby Duke Nukem Forever był wart tylu lat oczekiwania i aby ten rok przyniósł premiery (albo przynajmniej zapowiedzi) gier, których oczekuje wielu, a o których nic nie wiadomo - KotOR 3 czy kontynuacja Final Fantasy VII.
    A więc ogólnie - wszystkiego naj!

    haunter
  12. haunter
    Święta za nami, a przed nami Nowy Rok. Dla jednych to sprawa wesoła, inni zaś ubolewają, że znowu rok starsi, że źle itd. I dla jednych i dla drugich coś wesołego

    Na początek tekst, który rozłożył mnie na łopatki. Pochodzi z gazetki z produktami Klub Dla Ciebie i jest wręcz rozbrajająca. Oto opis przy grze Symulator Śmieciarki:
    Zasiądź za kierownicą śmieciarki i zaplanuj niezapomnianą trasę pełną superprzygód. Kultowa gra!
    Prawda, że piękne?

    Bezbłędny tekst Barneya z How I Met Your Mother.
    Manny: "Pet Surprise"? What's that?
    Bernard: Oh you know the thing, they take the dog out for a walk, it thinks it's a normal walk, but when they come back, the kennel has a patio and french doors.
    Manny: Yeah, yeah, and they take the blindfold off...
    Bernard: Yeah and he's like "Oh my god", you know.
    Mój ulubiony cytat z Black Books (no dobra, jeden z ulubionych)
    A na koniec cytat mojego kumpla po tym, jak na Festiwalu Piosenki Internackiej Pogoda 2010 w Olsztynie koleś ze szkoły muzycznej śpiewał muzykę własnego autorstwa - disco polo.
    Śpiewanie disco polo po szkole muzycznej jest jak budowanie z klocków LEGO po budownictwie.

    haunter
  13. haunter
    Rywalizacja między Pro Evolution Soccer a FIFĄ trwała od całkiem dawna. Przez całkiem spory czas górą na PC był PES (o konsolach nie ma co mówić, bo tam FIFA króluje niepodzielnie (no, może z wyjątkiem PSP)), który zapewniał lepszą rozgrywkę niż dzieło EA Sports, której główną zaletą były licencje piłkarskie. Dzieło KONAMI ich tak wiele nie posiadało, ale można mu to było wybaczyć. Lecz było tak do czasu.
    A mianowicie do tego roku, roku 2010. Nowa edycja FIFY, tj. FIFA 11, wreszcie oferowała zmiany w kwestii grafiki i rozgrywki i choć trochę zbliżyła się do konsolowego krewniaka. Natomiast PES, no cóż, na pewno aż tak wielkiego postępu jak FIFA przez rok nie zrobił. Zmieniło się co prawda to i owo, ale niestety nie zawsze na dobre. A oto moje zarzuty do najnowszego dzieła KONAMI:
    1. Brak przywileju korzyści.
    W grze od EA bajer ten jest już całkiem długo. Nie jest może zrobiony idealnie i momentami irytuje (uwielbiam wręcz otrzymywać po 20 minutach od faulu czerwoną kartkę), ale jest. Natomiast PES nadal w coś takiego wyposażony nie jest, co jest jeszcze bardziej irytujące. Bo nie lubię sytuacji, w których mimo faulu mam sytuację bramkową, a sędzia gwiżdże karniaka. A co do karniaków...
    2. Rzuty karne
    Niech ktoś mi coś wytłumaczy - jak do cholery wykonuje się w PES-ie 2011 rzuty karne? Bo mam czasem wrażenie, że jest to sprawa kompletnie losowa. Raz gdy wcisnę strzałkę w bok - piłka leci z wysoko, innym razem leci obok bramki, jeszcze innym w sam środek. No i jeszcze ta kamera - kto wymyślił żeby karne strzelać i bronić w kamerze bocznej?! Bo jak go spotkam, to nie ręczę za siebie.
    3. Transfery
    Nie chodzi mi tutaj o sposób dokonywania transferów, bo ten mi się bardzo podoba - tak samo jak i w innych PES-ach. Chodzi mi o pieniądze za transfery, które z realizmem nie mają wspólnego nic. Za takiego Dżeko zapłaciłem na przykład 2,5 miliona euro, a za Messiego 48 milionów. Zabawne jest to, że zażądane zarobki Messiego wynosiły 28 milionów euro rocznie, podczas gdy za Cristiano Ronaldo zapłaciłem 20 milionów, a jego pensja nie przekracza 8...
    4. Opóźniona reakcja
    Bardzo denerwująca i zapewniająca mi niemal zawsze kartkę (zwykle koloru pięknej róży). Podczas gdy przeciwnik ma piłkę a ja biegnę w jego stronę i wciskam wślizg, on podaje do innego zawodnika. Wtedy przełącza się mój zawodnik i faulu dokonuje nie ten, który powinien. I nie chodzi tu o mój opóźniony zapłon, bo zdarzało się to także innym osobom, które znam.
    5. Nieintuicyjne wyszukiwanie zawodników
    Wyszukiwanie zawodników w nowym PES-ie stało się bardzo niewygodne. W opcji transferów nie ma już możliwości przeglądu zawodników poprzez kluby, są tylko jakieś cele transferowe (które zwykle zawierają samych emerytów).
    6. Dziwne parametry niektórych zawodników
    Wybaczcie, ale sytuacja, gdy Iker Casillas ma taką samą ilość punktów jak Jerzy Dudek jest co najmniej dziwna. Zresztą jest bardzo wielu starych zawodników, których statystyki są bardzo wymaksowane, podczas gdy w rzeczywistości są kompletnie bez formy i już nie błyszczą.
    7. Bezsensowne kartki
    Sprawa kartek wygląda niemal tak samo jak rzuty karne - jest kompletnie losowa. Możesz sfaulować przeciwnika leciutko i wylecieć za to z boiska, podczas gdy po naprawdę ostrym wejściu zakończonym kontuzją i przerwaniem dobrej akcji nie obejrzysz nawet żółtego kartoniku. I jest tak niestety w grze KONAMI od dawna.
    A na koniec dodam, że mimo tych wszystkich zalet, to właśnie PES przyciągnął mnie do komputera, a nie FIFA, która mimo iż jest bardzo dobra, dla mnie wydaje się nudna.

    haunter
  14. haunter
    Ahh, za kilka dni nadejdzie nowy, miejmy nadzieje, lepszy rok. I jak każdy nowy rok niesie ze sobą nadzieje i obawy w każdej dziedzinie. W tym wpisie postaram się przedstawić te filmy, które moim zdaniem zapowiadają się naprawdę ciekawie i na które czekam z niecierpliwością oraz te, które zapowiadają się na nie najlepsze.
    Your Highness - drugi co do najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów. Jest to komedia fantasy, która może do ambitnych nie należy, ale trailer potrafił mnie rozbawić. W skrócie: zły mag porywa narzeczoną księcia, który wyrusza wraz ze swoim leniwym bratem i jego giermkiem na pomoc. Po drodze dołącza do nich piękna wojowniczka (w tej roli, uwaga, Natalie Portman). Zapowiada się naprawdę niezła komedia, mam tylko nadzieję, że w elbląskim kinie będzie. Ale jak nie, to się nawet do Gdańska przejadę, co mi tam

    Sucker Punch - tego filmu się trochę obawiam, bo naprawdę podobały mi się inne tytuły Zacka Snydera - 300 i Watchmen. Natomiast ten zapowiada się moim zdaniem dużo mniej ciekawie. Nastolatka zamknięta przez ojczyma w psychiatryku tworzy alternatywny świat, by uciec od rzeczywistości. Nie brzmi to najciekawiej, a i obsada jest co najmniej niepokojąca. Bo co mam myśleć widząc, że w jednej z głównych ról występuje gwiazdka Disneya? Cóż, jak będzie zobaczymy w marcu.

    Captain America: The First Avenger - jedna z wielu adaptacji komiksów, które pojawią się w przyszłym roku. Jest to bodajże pierwsza próba przeniesienia Kapitana Ameryki, w roli którego wystąpi Chris Evans. W roli Nicka Fury wystąpi zaś Samuel L. Jackson, co jest nieco dziwne, bo o ile pamiętam, to Fury był biały. Zapowiada się ciekawie, zwłaszcza dlatego, że reżyserem jest Joe Johnston, którego Jumanji to jeden z moich ulubionych filmów. W kinach najprawdopodobniej w sierpniu.

    Red Riding Hood - w tym przypadku to nawet nie obawy - to czysta pewność, że ten film będzie beznadziejny. No bo co innego może powstać po połączeniu Czerwonego Kapturka ze Zmierzchem (z tą różnicą, że tu są tylko wilkołaki)? Na pewno nic dobrego. I tylko żal, że Gary Oldman gra w takich filmach...

    Megamocny - w nadziejach znalazł się głównie dlatego, że trailer był niczego sobie, a dawno nie widziałem dobrego animowanego filmu w kinie. Mam nadzieję, że Megamocny to zmieni. Premiera w styczniu.

    Miś Yogi - nie lubię tego typu filmów - po bardzo nieudanym Scooby-Doo filmowcy wzięli się za Misia Yogi, jedną z moich ulubionych bajek. Obawiam się, że to nie skończy się dobrze i film będzie po prostu słaby. Zamiast tego mogliby zrobić go całkowicie jako bajkę, wtedy może by coś z tego wyszło. Na plus przemawia jedynie Dan Aykroyd w roli tytułowej. Jak będzie zobaczymy w styczniu.

    Kac Vegas 2 - druga część jednej z najlepszych komedii ostatnich lat zapewne nie zawiedzie. Mimo podobnej jak w części pierwszej konstrukcji, twórcy zapowiadają, że film będzie zaskakiwał jeszcze bardziej niż jedynka. Oby, premiera w maju.

    Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II - zanosi się na taką samą porażkę jak część I. Z tą różnicą, że Yates ma tu jeszcze więcej okazji do spaprania sprawy. Do kina pewnie się nie wybiorę, bo mam już dość. Premiera w lipcu.

    Zombieland 2 - zdecydowanie najbardziej oczekiwany przeze mnie film, który jednak nie wiadomo, czy ukaże się w tym roku. Kontynuacja jednej z największych niespodzianek filmowych ostatnich lat i zarazem najlepszego moim zdaniem filmu roku 2009. Zombieland to film genialny, z niesamowitą dawką humoru i wspaniałą grą aktorską. Dwójka zawieść nie może.
    Myślę, że to wszystkie ciekawsze premiery przyszłego roku. Jeśli ktoś ma jakieś inne propozycje - zapraszam do dyskusji.

    haunter
  15. haunter
    A teraz obiecana druga część mojego podsumowania mijającego roku.
    Na plus:
    1. Predators
    Film naprawdę mnie pozytywnie zaskoczył. Po dwóch częściach AvP liczyłem na gniota tego pokroju. Bałem się go oglądać także dlatego, że maczał przy nim palce Robert Rodriguez, którego bardzo lubię i nie chciałem sobie psuć o nim zdania. Natomiast po obejrzeniu byłem bardzo zadowolony. Film ogląda się dobrze, nie jest nazbyt przejaskrawiony (jeśli można to powiedzieć o filmie dziejący się w kosmosie). Na plus jest także ciekawa obsada. W roli głównej wystąpił Adrien Brody (jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że gra najemnika) a oprócz niego wystąpili m.in. Topher Grace (tak, Eric Foreman!), Danny Trejo czy Laurence Fishburne. Nawet jeśli ktoś takich filmów nie lubi, lub uzna go za film słaby, to dla jednej sceny warto go obejrzeć -
    2. Autor Widmo
    Najnowszy film Polańskiego okazał się filmem dobrym. Solidny thriller, nieco polityczny, w którym ręka Polańskiego jest bardzo widoczna. Wystarczy spojrzeć na zakończenie filmu.
    3. Machete
    Najnowszy film Rodrigueza jest po prostu genialny. Wreszcie duża rola dla Danny'ego Trejo, poza tym Don Johnson (bardziej znany jako Nash Bridges), Steven Seagal, Robert De Niro, Cheech Marin, Michelle Rodriguez i Jessica Alba. A, no i oczywiście Sex Machine - Tom Savini. Dla mnie chyba najlepszy film tego roku, dawno będąc w kinie nie miałem takiej frajdy.
    4. Drużyna A
    Szczerze mówiąc, to chyba największe zaskoczenie. Serialu dawno już nie oglądałem, ale darzę go sporym sentymentem i gdy dowiedziałem się o tym filmie, to sądziłem, że jak zawsze skończy się profanacją. A tu proszę! Wyszedł całkiem niezły film, którego oglądanie sprawia sporą prawdę. Podobał mi się także dobór aktorów. Większość z nich bardzo lubię, a Rampage'a widziałem kilka razy w akcji, więc jestem zadowolony.
    5. Niezniszczalni
    Większość moich znajomych wypowiedziała się o tym filmie negatywnie. Głównym zarzutem było to, że w tym gatunku jest wiele dużo lepszych filmów. Ale dla mnie ten film jest fany. Nie jakiś wybitny czy świetny, ale po prostu fajny. To takie sentymentalne spojrzenie na aktorów, dziś już często nieco zapomnianych lub wyśmiewanych. Dla mnie w tym filmie niesamowicie odpowiadał klimat starych filmów sensacyjnych, w których jakiś Rambo niszczył wszystkich wrogów. Z tą różnicą, że tu ich było więcej (w sensie tych "Rambów" było więcej, nie wrogów). Zdecydowanie na plus.
    6. Vampires Suck
    Ostatni film na liście to film z gatunku tych głupich, którego nie powinno w tym zestawieniu być. Ale jest. A to dlatego, że nie był tak głupi jak się spodziewałem i czasem potrafił mnie zaskoczyć całkiem niezłym, przemyślanym dowcipem. No i całkiem ładnie pojechał po Zmierzchu, którego nie lubię (żeby nie było nieporozumień: książki przeczytałem, filmy obejrzałem - uważam, że jak się coś krytykuje to powinno się to dobrze znać). Nie zmienia to faktu, że jest to film prostacki i zdecydowanie z niższej półki, ale widzę pewien postęp i światełko nadziei dla parodii filmowych w przyszłości.
    To teraz coś na minus:
    1. Alicja w Krainie Czarów
    Po Timie Burtonie spodziewałem się filmu klimatycznego, ciekawego, niejednoznacznego i po prostu dobrego. Zawiodłem się na całej linii. Jest to jedyny film w moim życiu, na którym w kinie zdarzyło mi się przysnąć. I nie jestem z tego dumny, nawet mimo tego, że film jest żenująco słaby.
    2. Karate Kid
    Wybaczcie, może to przez głupi polski dubbing, ale ten film mnie odrzucił. Starsze części to jedne z moich ulubionych filmów, które widziałem wiele razy. Tego nie mam zamiaru oglądać nigdy więcej. Nawet dla Jackie Chana.
    3. Legion
    Film zapowiadany jako porównywalny do Armii Boga, może jej co najwyżej zbroje pucować, choć i na to bym mu nie pozwolił. Dawno nie widziałem tak marnego filmu o tej tematyce.
    Cóż, to by było na tyle. Na ranking trzeba poczekać jeszcze trochę, bo chcę zobaczyć TRON, ale niedługo postaram się go zrobić. Być może pojawi się w nim jakiś jeszcze film, zależy czy mi się coś przypomni. Jeśli macie jakieś sugestie, to piszcie - jestem otwarty na propozycje. Pozdrawiam.

    haunter
  16. haunter
    Rok 2010 powoli zbliża się ku końcowi i nie zanosi się na żadną większą premierę filmową, więc pozwolę sobie przedstawić filmy, które w tym roku mi się podobały i te, na których się zawiodłem. Dzisiaj, z uwagi na dość późną godzinę i na to, że mam trochę nauki, przedstawię tylko część z nich, na resztę będzie trzeba zaczekać - może do jutra a może do piątku, nie potrafię tego dokładnie stwierdzić. Aha, kolejność nie ma na razie znaczenia, ranking zrobię w części drugiej.
    A więc zacznijmy od pozytywnych aspektów filmowych AD 2010:
    1. Furia
    Tak, ta Furia z Melem Gibsonem w roli głównej. Film może nie jest wybitny, ale naprawdę przyjemnie mi się go oglądało i zapewnił mi trochę rozrywki. Poza tym, mimo tych wszystkich skandali, nadal Mela bardzo lubię.
    2. Prince of Persia: Piaski Czasu
    Wielu się może ze mną nie zgodzić, ale ten film naprawdę mnie zaskoczył. Pozytywnie, Spodziewałem się gniota jakich wiele, a tu proszę, całkiem przyjemny film przygodowy. I jestem w stanie nawet wybaczyć to, że w Persji wszyscy mówili z brytyjskim akcentem i to, że Gemma Arterton na egzotyczną księżniczkę nie wyglądała (co nie zmienia faktu, że całkiem ładna to ona jest). Na plus muszę zaliczyć Jake'a Gyllenhaala, który do roli księcia moim zdaniem pasował. No i jeszcze Alfred Molina, którego uwielbiam, zagrał całkiem fajną rólkę.
    3. RED
    Film sensacyjny z Brucem w roli głównej nie może być zły. Tak jest i tym razem. Willis, Malkovich, Freeman i Mirren mogą uczyć młodych aktorów, jak powinno się robić dobre filmy sensacyjne z domieszką (całkiem sporą) komedii. A co do Mary-Louise Parker, to nie mogłem po filmie uwierzyć, że ona ma już 46 lat. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów ostatnich lat.
    4. Kołysanka
    Nowy film Machulskiego może nie powoduje ciągłych salw śmiechu, ale jest bardzo przyjemny i taki sielski. Ogląda się go po prostu z lekkim uśmieszkiem na ustach i podziwia piękne mazurskie widoki. A jest co podziwiać. Chyba najlepszy polski film mijającego roku.
    To teraz coś na minus:
    1. Kick-Ass
    Poszedłem na ten film do kina ze sporymi nadziejami i zawiodłem się. Niby film całkiem niezły, ale coś jest z nim nie tak. Twórcy chyba nie do końca wiedzieli jaki ten film ma być, więc wrzucili tu komedię, sensację, romans, dramat i Bóg wie co jeszcze. Gdyby zdecydowali się, że ma to być sensacyjna komedia - film byłby prawdopodobnie świetny. Gdyby postawili na dramat sensacyjny - prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z filmem rewelacyjnym. Natomiast w takiej formie jest to jedynie film niezły, a to zdecydowanie za mało.
    2. Starcie Tytanów
    Moje najgorzej spożytkowane dwie godziny w tym roku. Jest to jeden z tych filmów, które moim zdaniem nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a Zeus powinien trafić scenarzystę i reżysera piorunem prosto w d... głowę. Tak spartolonej wersji mitologii chyba jeszcze nie widziałem, a gra aktorska leży na całej linii. Fanom mitologii polecam obejrzeć staruteńką Odyseję, a nie-fanom jakikolwiek inny film. A żeby mnie dobić zrobią sequel...
    3. Harry Potter i Insygnia Śmierci cz I
    Na ten temat napisałem już dużo i nie mam siły już więcej tracić na to czasu. Zainteresowanych odsyłam do pierwszego wpisu na moim blogu.
    Pozdrawiam czytających, zachęcam do wpisywania w komentarzach waszych propozycji i do zobaczenia (przeczytania?) niedługo.

    haunter
  17. haunter
    W akompaniamencie wszechobecnej paniki, związanej z atakiem zimy, w końcu zdobyłem się na zaczęcie tego bloga. Przymierzałem się do tego od dawna, lecz jakoś zawsze uważałem, że będzie zabierać mi to za dużo czasu, a matura sama się nie zda. Jednak dzisiaj, leżąc chory w łóżku, postanowiłem działać. I oto jestem, witajcie! A żeby nie było, mam też coś do powiedzenia.

    Jestem fanem Harrego Pottera. Znaczy się byłem jego fanem. W sumie sam już nie wiem jaki mam do niego stosunek. Książki o młodym czarodzieju ukształtowały moje dzieciństwo, zawdzięczam im naprawdę wiele. To one zaszczepiły we mnie miłość do literatury i pokazały, że czytanie to świetna zabawa. Czekałem z niecierpliwością na każdy kolejny tom, który następnie pochłaniałem kawałek po kawałku. I wtedy nadeszły Insygnia Śmierci i się zaczęło. Z jednej strony była to najlepsza ze wszystkich części. Przepełniona akcją, zdecydowanie poważniejsza i ciekawsza. Ale coś było nie tak. Czytając nie czułem już tej magii, los bohaterów stawał się coraz bardziej obojętny a główny bohater irytował jak nigdy. Sama książka wydaje się tylko niechcianym dzieckiem Rowling, którego jak najszybciej chciałaby się pozbyć. Czymś zrobionym na siłę, aby tylko już to skończyć.

    Ale w sumie to nie o książce chciałem mówić (pisać?), tylko o ekranizacjach. Kiedy byłem młodszy, Kamień Filozoficzny i Komnata Tajemnic były filmami, które naprawdę lubiłem. Były to świetne filmy, ale jednak dla dzieci, co dzisiaj dobrze widzę. Nie przeszkadza mi to zresztą nadal dobrze się przy nich bawić. Później było już coraz gorzej, lecz jeśli chodzi o część trzecią i czwartą, to mimo wszystko nadal znośnie. I wtedy nadeszła era Davida Yates'a. Zakon Feniksa był w zbyt wielu miejscach niezgodny z książką, a akcja, mimo doroślejszego klimatu, była zbyt nijaka. O Księciu Półkrwi, w którym nagle przestał obowiązywać nakaz noszenia szat, a czarodzieje pokochali jeansy, aż szkoda wspominać. I dochodzimy do najnowszego osiągnięcia pana Y, a mianowicie pierwszej części Insygni Śmierci. Jest to film, przez który żałuję wydanych na kino pieniędzy jeszcze bardziej niż po Księciu. Wybaczcie, to moje zdanie, ale dla mnie jest to jedna z najgorszych ekranizacji książek ogólnie. Nie ma w niej ani trochę magii, jaka zawarta była w powieściach Rowling, a gra aktorów porażała swoją sztucznością na kilometr. Najbardziej boli mnie jednak to, że sama Rowling uznała tę właśnie część za swoją ulubioną ekranizację. I ja się pytam - czemu? Co w niej było takiego, za co można ten film uznać aż tak dobrym? Bo niestety ja tego nie dostrzegam.

    A iż obiecałem, że jeśli Rowling uzna tę ekranizację za dobrą, to ja więcej jej książki nie przeczytam. Więc cóż, żegnaj Harry Potterze, było mi niezmiernie miło, ale między nami koniec.

    Haunter
  18. haunter
    Od dawna chciałem o tym napisać, bo wkurza mnie to niemiłosiernie. Ostatnio coraz częściej spotykam się z opinią, że jeśli masz konto na NK to jesteś frajerem, głupkiem, dzieckiem Neo i ostatnim debilem. Tylko niby dlaczego? Bo mam ochotę pogadać tam ze znajomymi, których dawno nie widziałem? Bo mam ochotę zobaczyć jak wygląda kumpel z kolonii wakacyjnej sprzed siedmiu lat? Przeciwnicy Naszej-Klasy argumentują swój stosunek tym, że portal upodabnia się do Fotki, że za niektóre rzeczy trzeba płacić, że wprowadzono Śledzika, gry a ostatnio nawet można dodawać wideo. I co, z tego właśnie powodu jestem frajerem i mam usunąć swoje konto? Wolne żarty. Przecież z większości tych rzeczy nawet nie korzystam, bo nie muszę. Zdjęć zwykle nie komentuję, za nic jeszcze nie zapłaciłem, z gier sprawdziłem tylko Icy Towera a Śledzik dla mnie nie istnieje. I nie przeszkadzają mi te wszystkie rzeczy w korzystaniu z tych elementów portalu, dla których został stworzony. A żeby nie być gołosłownym przytoczę kilka opinii przeciwników NK z pewnego forum.

    Czuję nutę zazdrości, a poza tym poza Demotami nie widziałem tam nigdy zdjęcia rozebranej nastolaty.

    To nie jest krytyka, ale wstawiam, żeby nie było, że wybieram tylko komentarze negatywne.

    Znowu ta zazdrość... A pomijam już poprawność językową.
    A teraz moje dwa ulubione, autorstwa tej samej osoby. Naprawdę zabawne.


    Wybaczcie, ale ten chłopiec (sugeruję się tą wstawką o mamie i złych wynikach w nauce) uważa mnie za kogoś gorszego? Bo tak się poczułem. Tekst o "głoszeniu swoich prawd" jest wręcz epicki.

    haunter
  19. haunter
    Wesa Cravena zna chyba każdy. A jeśli ktoś nie zna samego reżysera, to na pewno zna Koszmar z Ulicy Wiązów, który jest prawdopodobnie najlepszym jego filmem i klasykiem w świecie horroru. Postać Freddy'ego jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych w historii kina. Jednak Wes jest autorem także wielu innych filmów, w tym całkiem niezłego Krzyku. Jednak ostatnie filmy sygnowane jego nazwiskiem (bo jest on także producentem niektórych z nich) są, delikatnie mówiąc, rozczarowujące. Chodzi mi tu zwłaszcza o remake Ostatniego domu po lewej, który okazał się filmem kompletnie niewarty oglądania. Nudziłem się przez niemal całą długość filmu, który w wielu momentach wywoływał u mnie po prostu śmiech.
    Ale do rzeczy. Będąc ostatnio w kinie na nowym filmie Rodrigueza - Machete (który okazał się naprawdę fajnym filmem). Przed seansem zostałem tradycyjnie uraczony piętnastoma minutami reklam i trailerów. Wśród nich znalazł się także nowy film pana Cravena - My Soul to Take (lub jak ktoś woli Zbaw mnie od złego). Film niestety wydaje się bardzo podobny do poprzednich jego filmów - oto seryjny morderca, który obiecał, że powróci by zabić dzieci urodzone w dniu jego śmierci - powraca (zaskoczenie, nie?) i zaczyna rzeź młodzieży. Mi nasunęło się wiele skojarzeń z innym całkiem nowym horrorem - Krwawe walentynki, w którym to mordercą okazał się jeden z dzieciaków, które przeżyły masakrę. Znając życie, podobnie będzie i teraz. Jak będzie, dowiemy się dopiero w lutym, choć Ameryka ma ten film już od października. Trailer możecie zobaczyć pod tym adresem. Trailer sam w sobie całkiem niezły, podoba mi się zwłaszcza piosenka w tle - Sick Puppies - You're going down. Naprawdę fajny kawałek

  20. haunter
    Kojarzycie z jakiej gry pochodzi ten screen? Tak, pochodzi on z prawdopodobnie najnudniejszej gry, jaka kiedykolwiek powstała - Desert Bus. Jeśli o niej nie słyszeliście, pozwólcie, że przedstawię wam pokrótce tę wspaniałą grę. Polega ona na prowadzeniu autobusu na trasie Tuscon - Las Vegas. Akcja dzieje się w czasie rzeczywistym. Czy ja powiedziałem akcja? Przepraszam, tam nie ma żadnej akcji. Gra polega tylko na jeździe prosto przez 8(!) godzin. Czy są na świecie ludzie, którzy grają w to z własnej, nieprzymuszonej woli? Cóż, jak widać są.

    Ekipa LoadingReadyRun od 2007 roku gra w Desert Bus w zamian za pieniądze, które później przekazuje fundacji Child?s Play założonej przez Tycho i Gabe'a. Zbiera ona pieniądze na zabawki i gry dla szpitali dziecięcych. W 2007 roku ludzie z LRR zebrali 22 805$, w 2008 70 423$, w 2009 140 449$. W tegorocznej, czwartej, edycji uzbierano ponad 200 000$, co jest liczbą niewiarygodną. Graham i spółka grali w Najnudniejszą Grę Świata przez ponad 141 godzin bez przerwy! Ludzie nie płacili im wyłącznie za granie, lecz również za np. zaśpiewanie jakiejś piosenki lub taniec. Polecam chociażby obejrzeć na YouTube Gay Bar w wykonaniu Matta czy taniec do piosenki Thriller Michaela Jacksona.

    I czy nie pokazuje to, że gracze to nie tylko psychopaci czy Mali Seryjni Mordercy? Cóż, zapewne wielu Prof.S.Jonalistów i tak uznało by to za dzieło szatana, bo przecież Child's Play nie ratuje niczyjego życia. Ale myślę, że dzieciaki, które dzięki fundacji będą miały choć trochę przyjemniejszy pobyt w szpitalu mają zupełnie inne zdanie na ten temat. I to jest najważniejsze. A ekipie LRR należą się wielkie brawa i uznanie, bo zrobili coś wielkiego. Was natomiast zachęcam do oglądania Desert Bus for Hope w przyszłym roku, wszelkie informacje znajdziecie na stronie www.desertbus.org


    Ekipa LoadingReadyRun źródło:loadingreadyrun.com


    Haunter
  21. haunter
    I moje nadzieje się jednak nie sprawdziły. Lech awansował, remisując z Juve 1:1 po bardzo słabym meczu. No cóż, trochę szkoda, ale w końcu to sukces polskiej drużyny, więc nie ma co za bardzo rozpaczać. A mi zostaje wytrzymywać obelgi, jaki to Juventus jest slaby
  22. haunter
    Cóż, cała Polska żyje dzisiejszym meczem Kolejorza z Juve. Gdzie się nie spojrzy wszędzie widać newsy na temat meczu. Zajęły one wszystkich aż tak bardzo, że niemal bez echa przeszła porażka Manchesteru United z West Ham aż 4:0. Dziś jednak dla wielu nie liczy się nic poza szansą Lecha na historyczny awans w Lidze Europejskiej, co nie zdarzyło się jeszcze żadnej polskiej drużynie (inna sprawa, że jest to dopiero druga jej edycja). I jak na razie wszystko przemawia za piłkarzami z Poznania.



    Nie patrzę w tym momencie na mróz, który, moim zdaniem, aż tak wielkiego zamieszania nie zrobi. Mróz tyczy się obu stron i będzie im przeszkadzał w jednakowy sposób. Bardziej martwią mnie (tak, martwią, bo jestem fanem Juventusu i mimo, że jest to wielka szansa dla polskiego futbolu, to jestem za Starą Damą) kontuzje, które trapią klub z Turynu. Na spotkanie z Lechem nie przyjechali Motta, De Ceglie, Legrottaglie, Rinaudo, Martinez i Amauri, którzy narzekają ostatnio na kontuzję. Do tego nie zostali zgłoszeni Grosso, Salihamidzic, Aquilani oraz Quagliarella. Nie wystąpi więc spora część pierwszego zespołu Juventusu. Zastąpiona została ona przez młodzież z Primavery (juniorskiej drużyny Juventusu). I to mnie nieco niepokoi. Mimo, że młodzieżówkę Stara Dama miała (moi zdaniem) zawsze niezłą, to wątpię, by sprawdzili się oni w meczu o tak dużą stawkę. Pewną nadzieje może dawać fakt, że pan Bakero powołał na ten meczy tylko jednego napastnika. I to, że właśnie na Rudnevsa liczy cały Poznań może pomóc Juve w osiągnięciu sukcesu. Człowiek, który w pierwszym meczu doprowadził Turyn do płaczu, teraz ma przed sobą znacznie trudniejsze zadanie. Musi udowodnić, że ten hat-trick we Włoszech, to nie przypadek. Ale czy mu się to uda? Myślę, że będzie mu trudno. Do Turynu pojechał jako zawodnik szerzej nieznany, nikt na niego na dobrą sprawę nie stawiał, a on zaskoczył wszystkich. Do tego meczu już jednak nie podchodzi bez presji, liczy na niego cała Polska. A to nie musi mu wcale pomóc.



    Kończę więc mając nadzieję, że Juventus w Poznaniu wygra i 1/16 Ligi Europejskiej zawita do Turyna. Jeśli jednak im się nie uda, cóż, aż tak bardzo rozpaczać nie będę, bo w końcu Polski zespół coś osiągnie. I w tym momencie zachęcam Was wszystkich, abyście dziś, o godzinie 21, rzucili wszystko i usiedli przed telewizorem, aby przekonać się, czy mecz w Turynie był tylko wypadkiem przy pracy, czy czymś więcej.

    Haunter
×
×
  • Utwórz nowe...