Miałam kontakt z psychologiem/pedagogiem szkolnym w podstawówce oraz gimnazjum i - zgadnijcie co - nic mi to nie dało. Nikt nie udzielił ostrej reprymendy dzieciakom, które solidnie dokuczały mi przez trzy lata SP (jedyną karą były uwagi w dzienniku, które rzecz jasna dokuczający mieli tam, gdzie słońce nie dochodzi), zaś w gimnazjum ważniejsze było "krycie" olimpijczyków, niż zdziwaczałego, niestabilnego emocjonalnie Milfina bez jakichkolwiek osiągnięć. W liceum nawet nie próbowałam rozmawiać z psycholożką o tym, że wyniesiony z niższych poziomów edukacji dołek emocjonalny w trzy lata, pięć niezdanych egzaminów na prawko i jedno rozstanie rozrósł się do rozmiarów Rowu Mariańskiego. Zawalę przez to matury? Trudno - nawet z psychologiem szkolnym efekt byłby ten sam. Autor wpisu ma świętą rację - problemy zmiata się pod dywan, a sprawców karze tak absurdalnie delikatnymi karami, że aż scyzoryk w sąsiednim pokoju mi się otworzył. Nie jestem zwolenniczką lania ludzi linijką po łapach czy innego klęczenia na grochu, ale czemu dzieciak nie dostanie reprymendy na forum szkoły? Czemu nie zostanie zawieszony w prawach ucznia, nie zostaną wezwani opiekunowie, nie poprosi się o pomoc kompetentnego psychologa zamiast człowieka, który poszedł na studia, bo nie wiedział, co ze sobą w życiu zrobić? Potem mamy jazgot mediów o tym, że kolejny nastolatek popełnił samobójstwo lub zabił. Przepraszam, ale żeby doprowadzić człowieka do takiego stanu potrzeba z reguły kilku lat mniejszych doświadczeń lub jednorazowej ogromnej traumy. W pierwszym przypadku wystarczyłoby obserwować uważnie i w porę zareagować, w drugim - zapobiegać. A solidnie rozwiniętą depresję leczy się trudniej, niż stany depresyjne.