Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

Powiedzenie w towarzystwie ?pani matka mi zachorzała? wywołałoby salwę śmiechu.

"Moja stara się rozchorowała" i "Moja starsza się rozchorowała" niewielka różnica a jak dla mnie ta pierwsza wersja wyraża brak szacunku. No ale to już tylko kwestia tego kto się jak na to zapatruje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Żadna to przyjemność, jeśli ktoś oblewa cię wodą od góry do dołu, to raz. Do tego dochodzi fakt, że noszę na sobie sprzęt - wart kilka(naście) tysięcy złotych - i kontakt tego sprzętu z wodą niechybnie skończyłby się przymusem wykupienia nowego, to dwa. Niewielu ma tyle pieniędzy na zbyciu, to trzy. Dla mnie to problem dużej wagi i dużych pieniędzy, to cztery. I powiem szczerze, że takiego "wesołka" od olewania ludzi przekierowałbym na Wszystkich Świętych, ale w formie odwiedzanego, a nie odwiedzającego. Dlatego nie warto, dla własnego zdrowia, urządzać niespodzianek osobom, których się nie zna i nie lubi, bo można sobie grube problemy sprawić. Dlatego ja żartów nie praktykuję, a jeśli już to są one w formie absolutnie nieszkodliwej dla wszystkich osób z nimi związanych.

Zawsze można wystąpić o odszkodowanie, jak jesteś ubezpieczony to także ubezpieczenie, wiadomo młodzi w większości nie wiedzą co robią, ale jakby miał Ci zapłacić za szkody to pewnie byłby jego ostatni "lany poniedziałek" :).

Osobiście dostałem kiedyś od "znajomych" wiadro jak szedłem do Kościoła (kiedy byłem jeszcze ministrantem :P), nie powiem, że to miłe doświadczenie, kiedy się tego nie spodziewamy. Ale uczestniczyłem także w ulicznych wojnach na wodę, co było całkiem przyjemne. Oczywiście starsi ludzie bali się wyjść z domu, ale i tak ich nie oblewaliśmy tylko siebie. Wystarczy kultura, ale wiadomo, nie od wszystkich można wymagać.

A co do stwierdzenia "moja stara" to dla mnie szczyt prostactwa i chamstwa, ktoś mający szacunek na pewno tak nie powie (chyba że pod wpływem emocji).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą to ciekawe jak wyglądają dialogi między członkami rodzin? "Stary, podaj mi masło", "Sam sobie weź, młody"?
No, 'młody' to jeszcze potrafię zrozumieć, chociaż mnie to irytuje; moja starsza siostra lubi używać tego określenia wobec brata.

Z mojego punktu widzenia jakiekolwiek święta są bez sensu.
Ja z kolei uważam święta za bardzo ważne... o ile się wie, czemu się je obchodzi. I nie chodzi mi tylko o religijne, ale także państwowe. Bo ilu Polaków pamięta, z jakiej okazji właśnie 11 listopada?

pobudzają ludzi, jak Boże Narodzenie, Wielkanoc czy właśnie kontrowersyjne Halloween, i ja właśnie uważam, że potrzebujemy więcej takich świąt, zamiast tych smutnych i patetycznych.
A ja uważam, że ludzie są różni i potrzebują różnych świąt. Jeśli takie święta, jak wymieniony już wcześniej 11 listopada choć kilku Polaków zrozumie i doceni, to już jest dobrze. Aczkolwiek moim zdaniem mamy za dużo świąt niepotrzebnych i niezrozumiałych (np. 3 Króli - ciekawe, czy ktoś rozumie po co to, skoro już na Wigilię się przedstawia szopkę z nimi klęczącymi...).

Osobiście nie mówię starzy na rodziców swoich ani nikogo innego, nie ze względu na prostactwo czy coś a raczej szacunek do rodziców swoich i czyichś. Używam pospolitego określenia rodzice albo starsi. "Starsi nie chcą mi kupić kompa" itp. I ten synonim uważam, ze jest w 100% OK.

A swego czasu strasznie nie lubiłem jak była moda na kawały o "Twojej starej"

To skoro tak ci się nie podoba, to po co przywołałeś je na forum jako ew. grożenie innym dzieciakom?

Jak to dobrze, że nie mieszkam w mieście i u mnie niema takich udogodnień, jak "z któregoś piętra biggrin_prosty.gif". Ulic w sumie też niema.. blink.gif Tak, kiedyś obchodziło się pełną gębą takie święta. Z roku na rok jest coraz mniej chętnych by tą tradycję podtrzymać. Dzieciaki mają teraz po prostu "ciekawsze" rzeczy do roboty. Postęp technologii, komputery.. unsure.gif Niektóre rzeczy po prostu... znikają.
Czegoś takiego nie zaobserwowałam. Jedyne, co się zmienia współcześnie w Śmigusie (przynajmniej w moim otoczeniu) to fakt, że wiele dzieci zamiast biegać z wiadrami/jajkami na wodę/ maleńkimi pistolecikami ma karabiny na wodę z wymienialnymi magazynkami, kontrolą ilości wypuszczanej wody i jeszcze kilkoma bajerami. I o tyle, o ile rozmawiam z dziećmi i je obserwuję, to bawią się może tylko trochę mniej poza domem (choć jak słyszę o niektórych zabawach, np. polowaniu na pająki i lokowanie ich w piwnicy lub zakłady 'kto zje to świństwo leżące na ziemi', to zaczynam żałować, że nie wolą siedzieć przy komputerze :D ).
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli zwrot "mój stary" jest dla was szczytem chamstwa i prostactwa, to przyjmijcie moje gratulacje, gdyż jeszcze nigdy nie poznaliście żadnego chamstwa ani prostactwa. Sam miewam zachowania naprawdę chamskie (a ojciec twierdzi, iż przy tym jestem okazem aroganta doskonałego), które potrafią skrzywdzić osoby postronne, a o rodzicach per "starzy" nie mówię. Ba! Do samych rodzicieli kilka razy w życiu odezwałem się tak, że z dzisiejszej perspektywy dziwię się, że jeszcze żyję - to jest chamstwo. Także coś Wasza teoria wielkiego chamstwa nie gra. Około wieku gimnazjalnego na palcach jednej ręki mógłbym wyliczyć rówieśników, którzy oburzaliby się na dźwięk tego wyrażenia. Oczywiście niczego nie insynuuje, gdyż wiem, że FA to autentyczne forum najwyższej klasy kulturalnej i tu takie plugastwa nie przejdą.

No, 'młody' to jeszcze potrafię zrozumieć, chociaż mnie to irytuje; moja starsza siostra lubi używać tego określenia wobec brata.

Sam miewając napady chamstwa, lubiłem podejść do brata, uderzyć go w plecy z okrzykiem "cześć młodszy!" (kto pamięta jakim filmem inspirowane jest to zachowanie?). Kto nie czyni na złość swojemu młodszemu rodzeństwu, ręka do góry (i głowa w dół).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak ...AAA... nie zgadzam się, że zwrot "stary, stara" jest zły. Generalnie mówiąc, skończyłem z nim zamieniając go na "starszy", ale to nie szczyt chamstwa. Co byście powiedzieli na to, że ktoś (krąg znajomych) odzywał się do matki "Zabije cię szmato, nienawidzę cię, wy[beeeeep] z domu" ? Ja w domu też jestem uważany za chama, głównie ze względu na to że szybko się wkurzam i potrafię wykrzyczeć swoje argumenty. Ale jak nie chce mi się czegoś robić, to tego nie robię c'nie (mój skrót od co nie)? I nie rozumiem też co jest złego w zwracaniu się do ojca po imieniu, chociaż mój starszy wie że to są żarty :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co byście powiedzieli na to, że ktoś (krąg znajomych) odzywał się do matki "Zabije cię szmato, nienawidzę cię, wy[beeeeep] z domu" ?

Takich cartmanowskich ekstremów nie miałem na myśli ^^ .

I nie rozumiem też co jest złego w zwracaniu się do ojca po imieniu, chociaż mój starszy wie że to są żarty :).

Wiele zależy od wieku rodziców. Jako, że moi są już od jakiegoś czasu dziadkami, takie żarty raczej nie wchodzą w grę. Zresztą, nie chciałbym utrzymywać z rodzicielami w żadnym wypadku stopy koleżeńskiej, choć znałem dziewczyny, które traktowały swoje matki jak "psiapsióły". Osobiście wolę zachowywać pewien dystans.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie napisałam, że dla mnie to jest szczyt chamstwa i prostactwa, tylko dowód jego jako takiego (chociaż jeżeli rodzicom to nie przeszkadza...). Aczkolwiek w mojej rodzinie wzajemny szacunek do siebie jest bardzo ważny, że (co dopiero uświadomiła mi ciotka, bo sama tego używałam, a nie zauważałam) zwracamy się do dziadków w 3. osobie "Czy mogłaby mi babcia podać", "Czy mógłby mi dziadzio powiedzieć" etc. A podane wcześniej przez Pzkw "pani matko" też się pojawia, ale raczej przy cytowaniu "Zemsty" Fredry :D

No ale nas w sumie bardziej chyba można byłoby nazwać klanem, niż rodziną ;)

Zresztą, nie chciałbym utrzymywać z rodzicielami w żadnym wypadku stopy koleżeńskiej, choć znałem dziewczyny, które traktowały swoje matki jak "psiapsióły".
Hm, traktuję moją mamę jak przyjaciółkę, ale po imieniu bym się do niej nie odezwała. Raz, że w ten sposób wyrażam szacunek. Dwa - już i tak jest dość chaosu, bo ona i ciotka mają identyczne imiona (a nawet nazwiska!), więc po prostu by nie zrozumiała, że chodzi akurat o nią :D
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To skoro tak ci się nie podoba, to po co przywołałeś je na forum jako ew. grożenie innym dzieciakom?

Bo chciałem upodobnić tą wypowiedź do wypowiedzi człowieka zgorzchniałego coś a'la Adaś Miauczyński z Dnia świra a nie można bluzgać więc musiałem użyć innych środków stylistycznych aby nadać jej właściwy ton.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie z kolei takie trzymanie dystansu od rodziny nie wydaje się zbytnio odpowiednie, ale jak wiadomo... wszystko zależy od tego jacy są, ile jest różnic między pokoleniami itd. Akurat utrzymuję dobry kontakt z rodziną i nie mam nic przeciw temu, żeby ojciec, wiadomo - oprócz więzi rodzinnych - traktował mnie jako faceta, z którym można też pogadać, napić się...kawy ;p (słodki nektarze bogów, gdzieś ty był przez całe moje życie?, jeżeli ktoś skojarzy kwejka :P) albo zagrać w tenisa ziemnego. Tak więc narzekać nie mogę ^_^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie każde święto jest miłe, z zasady. Jeżeli ludzie je schrzanią, to daję im to do zrozumienia. Niekiedy bardzo wyraźnie. Pewno będą mieli do mnie o to pretensje do końca życia, ale tym się zbytnio przejmować nie będę.

Próbowano ode mnie wyłudzić cukierki. Bezskutecznie. Dałem do zrozumienia, że psikusy to mogą sobie płatać w Stanach albo między sobą i jeżeli spróbują coś zrobić na moim piętrze (zgniłe jajka, inne śmierdzące rzeczy typu fiolki z płynem gorszym niż aminy), to niemile się to dla nich skończy.

"Stara" to mówiłem... dla żartu, co klarownie wyjaśniałem. W gronie kumpli mówiliśmy o rodzicach po imieniu. Było dość zabawnie, ale żaden nigdy nie gnoił żadnego z nich.

Swoją drogą, to pomału nadchodzi 11 listopada. Od jakiegoś czasu chodzę na marsze (2 lata temu nie byłem, bo impreza osiemnastkowa między 10 i 11) i także na ten planuję iść i, muszę dodać, że cieszy mnie przy okazji to, że Toruń to małe miasto. Tutaj (mam nadzieję) nikt się nie organizuje, by obrzucić "maszerujących faszystów" koktajlami Mołotowa, jak w Warszawie. Zresztą chyba takich "akcji" to tutaj nie było, przynajmniej od dłuższego czasu. To, co organizują "socjaliści" (specjalnie w cudzysłowie, bo zastanawiam się, czy nie iść też na 1 maja, bo idea jest cokolwiek ciekawa, chyba że mnie zwyzywają, bo wierzę) zakrawa na kolejny stopień walki między "nacjonalistami" a "antifą". To tacy sami ludzie, tylko, najwyraźniej, żeby zrobić rozróbę i może kogoś ukatrupić, kryją się pod innymi hasełkami. Cierpią na tym wszyscy.

Ja jednak mam nadzieję, że nikt nie uzna, że jestem faszystą, jeżeli przejdę między kościołem garnizonowym i pomnikiem "Marszałka" i dożyję następnego dnia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście często używam określenia ''starszy" czy to z przyzwyczajenia, czy to w celu złagodzenia wyrażenia ''stary", które po prostu źle brzmi. Pewne teksty łapie po prostu od otoczenia w jakim się znajduje i mogę być najlepiej wychowanym człowiekiem świata, a i tak nic na to nie poradzę. To trochę jak powiedzieć zamiast ''nara", ''na razie" brzmi od razu lepiej. Nie widzę w tym nic zdrożnego ani chamskiego, po prostu kolejne określenie. Jeśli ktoś natomiast wyraża się niepochlebnie o swojej rodzinie i bluzga na lewo i prawo ''jaka to moja stara jest... " to już jest nieco gorzej.

Ja też wole trzymać się w pewnym dystansie od rodziny. Od zawsze mnie tak wychowywano, więc w sytuacjach gdyby nagle zaczęto mnie traktować po koleżeńsku czułbym się nieswojo i głupio. Czasem zdarzały się sytuacje, gdy ktoś z rodzicieli chciał ten dystans skrócić - pozwoliłem, ale czułem się głupio. Przykładowa sytuacja: Podchodzi mój ojciec i zagaja standardowym ''w co grasz?" I od czego mam zacząć... "No, w gre, strzelankę no" i zwykle na tym się kończy. Gdy dowiedzieli się, że oglądam anime byli zszokowani "ty ciągle bajki oglądasz?". Nawet nie próbuje tłumaczyć :rolleyes:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anime to nie bajki! :D A tak na poważnie, ja z ojcem nie rozmawiam za często. Mamy takie same charaktery, kłótnia czy coś, to łatwo możemy się "pogryźć". On nie odpuszcza i ja nie odpuszczam :D Ostatnimi czasy coraz to bliższy kontakt mam z mamą. Pośmiejemy się, dosyć długo potrafimy rozmawiać, nie to co kiedyś - gdy każda rozmowa kończyła się "pyskowaniem czy darciem się na siebie". To wszystko z wiekiem przychodzi. Bo nim się obejrzymy, to może nam ich zabraknąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie z kolei takie trzymanie dystansu od rodziny nie wydaje się zbytnio odpowiednie, ale jak wiadomo... wszystko zależy od tego jacy są, ile jest różnic między pokoleniami itd.
Również nie rozumiem trzymania dystansu od rodziny. Z moją rodziną jesteśmy bardzo blisko, praktycznie nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś komuś odmówił pomocy. Ogólnie możemy ze sobą rozmawiać o wszystkim... i to podobnie, bo np. cała moja rodzina czyta książki w ogromnych ilościach i to zwykle podobne, podobnie z grami komputerowymi (wyłączając tylko dziadków grają wszyscy - nawet 2-letni kuzyn ;) ). Takich rzeczy, które nas łączą, jest naprawdę wiele.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takich rzeczy, które nas łączą, jest naprawdę wiele.

Heh, masz bardzo fajną rodzinę, czasami - w chwilach słabości - zazdroszczę znajomym, posiadania rodziców z którymi do tej pory rozmawiają o wszystkim.

U mnie było zupełnie inaczej, pominę kwestię co, jak i dlaczego - nudny temat. Napiszę tylko, że po 17-nastu latach mieszkania z rodzicami i kolejnych sześciu, mieszkania na własny rachunek, bardziej cenię sobie czas, który spędziłem mieszkając sam niż z nimi. Nie uważam, żeby jakikolwiek kontakt z moją rodziną umilił mi egzystencję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zazdroszczę wam rodziców. Z moim ojcem mogę co najwyżej w szachy pograć, ale jest tak strasznie słaby że nie mam ochoty. Uważa komputer za dzieło szatana/belzebuba/lucyfera tudzież innego demona i strasznie się wkurza gdy przy nim siedzę. Paradoks jest taki, że w przyszłości zamierzam być informatykiem, więc zzielenieje za kilka lat ze złości :). Strasznie często się z nim kłócę, mamy podobne charaktery (ale ja nadal jestem bardziej opanowany :trollface: ). Z mamą raczej nie będę gadał o męskich sprawach typu piłka nożna (a szczególnie spalone) itp. bo to nie ma najmniejszego sensu.

Pomimo tego, że jestem jedynakiem to czasami żałuje że nie mam podokuczać i pośmiać się z kimś :).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Moja stara się rozchorowała" i "Moja starsza się rozchorowała" niewielka różnica a jak dla mnie ta pierwsza wersja wyraża brak szacunku. No ale to już tylko kwestia tego kto się jak na to zapatruje.
Kochany, język się zmienia. W XIX wieku słowo kobieta było określeniem pejoratywnym. Ale masz rację, niewielka różnica ? tylko dwie literki. Jak już pisałem, wszystko zależy od sytuacji i kontekstu. Poza tym zawsze istniał jakiś młodzieżowy slang. Dawniej mówiło się ?rzuć wapno na druty?, czyli ?daj rodzica do telefonu?. Akurat określenie ?stary? nie jest tu jakoś wielce obraźliwe. W wieku lat -nastu człowiek czterdziestoletni wydaje się stary. Normalna sprawa.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JA mam super rodziców. Może nie wszystko im się podoba co zbieram, kupuje czy robię ale mimo wszystko akceptują to bez większego marudzenia.

Zawsze się śmieję że przejąłem ich najgorsze cechy. Co do moich pomysłów to nie zawsze im się podobają ale jak trzeba to zawsze mogę liczyć na ich wsparcie. Ja nie używam zwrotów "stary/stara". Zawsze jest rodzice, mama lub tata. Nie jestem grzecznym dzieckiem ale przestrzegam bezwzględnie pewnej granicy odnośnie zachowania względem rodziców.

Moja mama bardzo lubi się śmiać nawet z głupot. Ja uwielbiam tą cechę i dobrze ją wykorzystuję. Gdy widzę że coś jest nie tak zawsze staram się ją rozbawić - zawsze mi się udaje. Na mamę mogę zawsze liczyć. To ona najczęściej i najszybciej akceptuje moje dziwactwa.

Tata jest trudniejszym typem. Nie raz lubi marudzić (ja przejąłem tą cechę i podniosłem ją do kwadratu). Nie raz go o coś proszę to mówi żebym to zrobił sam - w ten sposób dba o moją motywację. Jednak w konkretnych sprawach zawsze pomoże. Rzadko go obchodzi co robię lub kupuję, ja jednak zawsze staram się wykrzesać z niego odrobinę zainteresowania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

heh heh, ja się z ojcem trochę bardziej lubie, bo teraz jesteśmy kumplami z roboty :D raz nawet w Norwegii robiliśmy instalacje na tej samej fabryce :) czad, w życiu tyle słów do ojca nie powiedziałem, co wtedy :D :D :D

'starzy'? ja o rodzicach to po imieniu mówię :) ale jeszcze niedawno to było per tatko i mama :)

oj jakie wychowanie takie i potem życie z rodzicami, moi drodzy :)

ja jestem typem wilczka samotnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, jeśli już rozmawiamy o naszych rodzicach to też wtrącę swoje "trzy grosze"

Ogólnie - rodzice są niewysocy, po nich niestety odziedziczyłem wzrost (170 cm, nie jest powodem do dumy), dalej zdaję mi się że są oni kompletnym siebie przeciwieństwem - Mama jest głośna, lubi żartować, jest otwarta i ogólnie miła, mówi szybko i dużo (ale przez to czasem zdarza mi się z nią pokłócić), a Ojciec jest raczej cichy, stonowany, mówi tylko, jeśli jest taka potrzeba, wszelkie emocje tłumi w sobie. Mimo tego, rzadko się sprzeczają - w pewnym stopniu, nawet na własnym przykładzie zdałem sobie sprawę że przeciwieństwa się przyciągają. Z ciekawszych rzeczy dodam jeszcze, że moja mama jest niemalże niewidoma (tylko jedno oko widzi około dwa procent tego co powinno), lecz nie daje po sobie tego poznać - porusza się praktycznie samodzielnie, wykonuje większość prac domowych, nawet za namową koleżanki rozpoczęła naukę pisania na komputerze, i jak na razie całkiem nieźle jej to idzie. W dodatku jest pogodna i wciąż powtarza że mogło by być gorzej, nigdy nie powiem jej tego w twarz, ale ją podziwiam. Z powodu jej dolegliwości jestem jedynakiem, czego bardzo żałuję, ale jak tłumaczyła mi kiedyś moja rodzicielka "Drugie dziecko było by zbyt dużym ryzykiem", nawet ze mną lekarze radzili jej nie zachodzić w ciążę, a jednak jestem, i jestem jej za to wdzięczny. Co do gier komputerowych Ojciec grał kiedyś w pierwsze Prince of Persia i inne starsze tytuły, ale teraz tłumaczy się brakiem czasu.. Cóż, może w odległej przyszłości, na emeryturze wciągnę do do gier.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój ojciec gra.. nie, inaczej zacznę.

mój ojciec rżnie w hirołsy.

przeszedł wszystkie cześci z wszystkimi dodatkami.

plus bardzo pokaźną ilość map z netu.

i zachaczył serię Kings Bounty (legenda, ksiezniczka i nowe swiaty)..

:)

i po kim ja to mam ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A moi to się do komputera nawet nie tykają :D babcia mówi "Toż to prawdziwe dzieło szatana jest! Dzieci tylko mordują i zabijają, na kogo one potem wyrastać mają?" Tata nie tyle co komputerami się interesuje, a elektroniką (tam telewizory ogólnie taki sprzęt). Mama raczej lubi podróże i wszystko co ze sportem związane i sztuką. Ja mam z ich obu wszystko po trochu. A i właśnie, mama to uwielbia jeszcze adrenalinę, wiecie, jak mówię jej o tym, że się na kurs spadochroniarstwa zapiszę, to ona leci ze mną :D A tata tam przebiera nogami i mówi tak w przenośni co by się stało gdyby... nie powie tego wprost, tłumi to w sobie :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie mama od chyba już 8 lat gra w diablo i gry do niego podobne. Ostatnio przerzuciła się co prawda na facebookowe ''gry" i tylko co jakiś czas pyta ''Hej, synek, a kiedy to nowe Diablo ma wyjść?". Blizzard, pośpieszcie się zanim mi matka spadnie w otchłań każualizmu! :laugh: Ojciec natomiast tylko trochę się interesuje nowinkami technicznymi, ale głównie idzie z nim pogadać o samochodach, bo w końcu obaj z wykształcenia mechanicy to jakiś temat wspólny się znalazł. Wujek natomiast upiera się, że mam sobie kupić PS3 i pograć z nim w multi Battlefielda, a w zamian mi będzie wysyłał gry. Dobrze mieć czasem kogoś grającego w rodzinie ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zazdroszczę wam rodziców. Z moim ojcem mogę co najwyżej w szachy pograć, ale jest tak strasznie słaby że nie mam ochoty. Uważa komputer za dzieło szatana/belzebuba/lucyfera tudzież innego demona i strasznie się wkurza gdy przy nim siedzę.
Inaczej byś mówił, gdybyś miał w domu jeden komputer i 5 graczy! :D Miałam tak przez długi czas (w sumie tak zaczynała się moja kariera z graniem - ojciec mówił 'jak przejdziesz mi ten trudny etap w Duke Nukem 3D/Wolfenstaina/Dooma to dam ci pograć w tego twojego Jazza Jackrabbita' (czy inną grę z dysku B:); mama grała w Simsy i strategie, ja i rodzeństwo - w RPGi, strategie, strzelanki, zręcznościówki... Z jednej strony gier nigdy nie brakowało (dopóki siostra nie zaczęła pożyczać masowo naszych gier znajomym, których do tej pory nie chce się jej odzyskać, np. Diablo >_> ), z drugiej - kolejki do komputera były straszne.

Na szczęście od 15. roku życia ma własny komputer (teraz już drugi), a nawet konsolę od roku, więc jedyne, co mnie dzieli od grania, to tony materiałów do przeczytania na studia.

Jeśli zaś chodzi o wspólne zainteresowania z rodziną- jak już wcześniej wspominałam, są to książki. Ja, moja siostra i mama, babcia, dziadek, wujostwo i kuzynostwo czytamy praktycznie to samo - głównie fantastykę. Zwłaszcza w domu, jeśli kupujemy sobie jakiś prezent nawzajem (np. Pratchetta), to z pewnością książka zrobi kółeczko, nim wróci do właściciela ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...