Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie IX


Turambar

Polecane posty

  • Odpowiedzi 3,9k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Powiem wam, że te wakacje w kwestii pogody są o niebo lepsze od poprzednich. Bo u mnie nie ma wcale aż tak dużo burz jak rok temu, a jak sobie popada u mnie jak w poprzednim tygodniu, to też przyjemnie jest. :)

Swoją drogą... Ostatnio mam taki dziwny stan. Nie jest ani dobrze, ani też źle. Choć nie ukrywam martwię się o matkę bo się rozchorowała przez przepracowanie, i jeszcze mam ten swój problem miłosny.

Dobre chociaż tyle, że mam znak od kumpla że jest coraz lepiej. ;) Jednak że... Nie będę ukrywał, że najchętniej bym się teraz do niej przytulił, i w milczeniu był tak z nią na zawsze... W ogóle ostatnio mam niespokojne noce przez stan matki, bo nie wiem co z nią rano będzie. Wiem że to są chore zmartwienia, ale matka była zemną przez większość życia, to ona sprawiła że w sumie żyję. :/ To chyba mam uzasadnione obawy ?

Ale powiem wam, że tak jak mówiłem nie jest ani dobrze ani źle. Jest tak neutralnie ostatnio. :pokerface:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Spriggs

No cóż, przykro mi z powodu Twojej mamy. Jest z nią aż tak źle, że spodziewasz się najgorszego?

Co do wakacji, to u mnie pogoda zrąbana. Jest taki schemat: 1 dzień słoneczny, 1 dzień deszczowy, 1-2 dni pochmurne. Najgorsze wakacje jakie pamiętam. Jeszcze przechodzę załamanie growe, które polega na tym, że bym sobie pograł (bo mam w co, oj mam), a mi się nie chce ;( Też tak mieliście?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up yhy właśnie ja też tak miałem. Że jest z co grać ale się nie chce. Na szczęście ostatnio tego nie mam i wręcz przeżywam rozkwit growy jak nigdy. Wszystkie swoje gry przechodzę hurtowo. :) a co do pogody to u mnie jest jak u Ciebie luki970. Jeden dzień ładny, słoneczny a drugi- leje deszcz. Więc czasem wieje sandałem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy temat - prawdziwe problemy są tu przeplatane przez narzekanie na pogodę i/lub nudę... Ludzie, jeszcze będziecie za tą nudą tęsknili, jak zacznie się rok szkolny i nie będziecie wiedzieli co robić NAJPIERW, bo tak dużo tego będzie. A na razie trzeba się cieszyć tym beztroskim okresem, póki jeszcze jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, połowa wakacji minęła, można pokusić się o małe podsumowanie.

Na rowerze pokonałem do tej pory koło 1000km, wiec nie jest źle, ale mam nadzieje, że uda mi się podwoić wynik do 1 września. Pierwszy sezon Twin peaks oglądnięty, czas się zabierać za 2. Kilka gier przeszedłem, ale to akurat najmniej ważny wakacyjny "priorytet", choć nie powiem, Bioshock zrobił na mnie duże wrażenie. We Wrocławiu, upalnych dni też za dużo nie było, wiec zaliczamy to na plus. Taka pogody zachęca do czytania książek, czyli najważniejszego "pochłaniacza czasy" tego rocznych wakacji :happy: Tylko dlaczego te książki są takie drogie... Mój skromny budżet, staje się coraz bardzie skromny z każdą wizyta w empiku, traficu bądź księgarni. Byłem co prawda ostatnio w 4 bibliotekach ale na nazwisko Martin, panie bibliotekarki robią smutne oczy i odsyłają do innego gdzie indziej. :dry:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

oglądnięty

Nie wiem, może wyjdę na czepialskiego tetryka, może nie ten temat, ale od dawna się zastanawiam kto przywlókł ten regionalizm do regularnej polszczyzny :dry: Dla mnie brzmi to fatalnie, a jak słyszę tę formę w telewizji to coś się we mnie przekręca. Ba, bodajże raz nawet w CDA to słówko znalazłem... Czemu ludzie wolą używać tragicznie brzmiących "oglądnąć", "przeglądnąć" czy "zaglądnąć" zamiast "obejrzeć", "przejrzeć" i "zajrzeć"... I don't get it at all... :dry:

Może jest tu jakiś filolog, nawet z zainteresowania, który mi to wyjaśni?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Klekotsan

Czemu ludzie wolą używać tragicznie brzmiących "oglądnąć", "przeglądnąć" czy "zaglądnąć"
A czy nie można po prostu raz napisać "obejrzeć", a innym razem "oglądnąć"? Fakt, gdy się zastanowiłem to słowo "oglądnąć" bardziej razi niż " obejrzeć", ale nie przesadzajmy. Poczytałem trochę na ten temat w internecie i zdania są podzielone. Niektórych to pierwsze raziło tak jak ciebie, inni natomiast byli zdziwieni, że ktoś może się do niego przyczepić.

Samo "oglądnąć" to regionalizm małopolski i tam zapewne nikomu nie przeszkadza. Jako, że jest dość popularnym regionalizmem, może być używany w całej Polsce. Tak przynajmniej twierdzi profesor Mirosław Bańko. Na koniec zacytuje fragment wypowiedzi innego profesora, Jerzego Bralczyka.

Umówmy się: obejrzeć jest ogólnopolskie, poprawne, literackie. A oglądnąć jest pewnym regionalnym smaczkiem.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra, regionalizm regionalizmem, ale nie wiem czemu taki import ma służyć. Może fakt, że jestem pomorzaninem i na co dzień nie stykam się z gwarą małopolską wywołuje u mnie taką reakcje alergiczną (fun fact: tusk to po kaszubsku pies :) ) :P Podobnie byłem zdziwiony jak mój współlokator w akademiku zadał pytanie czy widzieliśmy tu jakąś cnotkę. :D W końcu po zobaczeniu naszych twarzy wyjaśnił, że w jego rodzinnych stronach tak mówiło się na... taśmę samoprzylepną! :D Mimo wszystko jestem przeciwny niepotrzebnemu używaniu regionalizmów, bo idąc zgodnie z założeniem, że można ich używać naprzemiennie z ich odpowiednikami w polszczyźnie literackiej to mozna dojść do wniosku, że "Jo" można używać zamiennie do "tak". :P

@down Nie razi mnie sama gwara, tylko słówka wyrwane z tej gwary brzmią beznadziejnie w ustach ceprów ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I don't get it at all...
Tym razem ja się czepię. Mierzi Cię regionalizm polski, jednak w obu ostatnich postach tutaj użyłeś zwrotów angielskich. W jakim celu? Wyrażenie "fun fact" (swoją drogą, nie powinno być "funny"?) mogłeś z powodzeniem zastąpić "ciekawostką". Takie wtrącenia w moim odczuciu brzmią sztucznie. Nie mam zastrzeżeń do cytatów, które w oryginale są najlepsze, ale tutaj z nimi bynajmniej nie mamy do czynienia.

W sprawie "oglądnięcia" - nie wiedziałem, że to regionalizm :D Mieszkam w południowo-wschodniej Polsce i tutaj to słowo jest używane sporo częściej niż np. "obejrzeć".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bo idąc zgodnie z założeniem, że można ich używać naprzemiennie z ich odpowiednikami w polszczyźnie literackiej
Otóż nie, tych mniej znanych regionalizmów należy unikać w komunikacji w innych rejonach niż ten z którego dany regionalizm się wywodzi, gdyż może dojść do nieporozumienia. Zresztą w momencie w którym użyłem słowa "oglądnąłem" 2 posty temu, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jest to regionalizm :happy: Mimo wszystko, zgadzam się z tobą, iż nie powinno się ich nadużywać i będę się tego wystrzegał. :wink:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@2xUp Cóż, po prostu lubię wtrącać słówka z obcych języków do wypowiedzi, już taki mam styl :P Ale i tu staram się zachować poprawność językową. I uwierz, o ile gdzieś miałbym wtrącenia z języka niemieckiego (tak dla przykładu), to zdecydowanie bym się skrzywił czytając czyjeś wypociny najeżone "dawg" i innymi wyrażeniami zapożyczonymi z języka amerykańskich gett... Cóż, może to kwestia swoistej wrażliwości :P

@haha(ha) Miło, że się zgadzamy :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie najbardziej wkurza słownictwo używane przez niektórych. Gdy ktoś mówi np. piesa, piesowi, nie odmieniając w ogóle tego wyrazu, "gotuje" mi się w głowie i z chęcią bym komuś za to strzelił w nos (przepraszam za wyrażenie :D)

Czy to jest słowo zaciągnięte z jakiegoś regionu czy tylko stworzone przez niedbałość ludzi o język, którym się posługują?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kraków w istocie miastem pełnym magii i inspiracji jest. Unosząca się aura inwencji twórczej uderza znienacka i niespodzianie, najmniej się tego spodziewających obywateli, kładąc im na języki kwestie iście literackie. Do czego piję? Do krakowskich żuli :P

W środę postanowiłem na 2 dni nawiedzić dziadków w Lublinie, skutkiem czego udałem się posłusznie na dworzec główny aby tam dopaść środek lokomocji. Przechodząc przez podziemny tunel zostałem złapany w pułapkę, tj. na mej drodze stanął żul płci ciężkiej do określenia, i wyminąć dać się nie chciał, ba, coś do mnie mówi! Co tu począć, motyla noga, zatrzymuję się, wyciągam słuchawkę z ucha, "Słucham?" - pytam grzecznie, na co żul(jak będzie żul płci żeńskiej? ta żula?) odzywa się do mnie w te słowa:

-Panie, nie będę pana okłamywać (oho! Czyli od razu powie, że na winko - łatwa sprawa, spławi się z miejsca). Potrzebuję 2 złote na... maszynkę do golenia dla mojego brata.

Good Lord, dosłownie zamarłem z gębą na wpół otwartą do wyjaśnień, że jak będę miał zbędne pieniądze na winko, to sam je sobie kupię... Co tu odpowiedzieć? Chleb - rozumiem, bułkę - rozumiem, ale maszynkę do golenia?

Żul odnotowawszy moje zawahanie ruszył(a) do ataku z nowym naręczem sił, i obskakując mnie naokoło przyzywał(a) pamięć przodków, uderzał(a) do mego zmysłu empatii, zwierzał(a) mi się z tragicznych losów własnych, krótko mówiąc wyciągając wszystko, co miał(a) w arsenale.

- Yyyeee... - odezwałem się niezbyt mądrze, ale w miarę oddając to co działo się w mojej głowie.

- Panie! 2 złote! Na maszynkę do golenia! - żul spróbował(a) metody krótkich haseł widząc, że ma przed sobą jakiegoś abderytę.

Tu jednak naszło mnie olśnienie! Przecież ja mam nowiutką maszynkę, a jak się przez 2 dni nie ogolę, to się nikomu krzywda nie stanie.

- Ja pani dam maszynkę do golenia! - zawołałem ucieszony, zrzucając z siebie plecak, i zagłębiając się gorączkowo w jego trzewia.

- Nieee... Panie, daj pan 2 złote, ja tu pójdę i kupię - odrzekł(a) żul, i tym samym stracił(a) moje zaufanie bezpowrotnie.

A tak chciałem pomóc! A tak się starałem! A teraz przeze mnie żule krakowskie będą nieogolone :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ kakaowe - najgorzej jak ktoś mówi "weszedłem" "przyszłem". O takie coś, to można by się czepiać.

Dot. tego słówka. Pochodzę z małopolski, i tutaj nikogo nie razi, ale to już indywidualna kwestia. Mnie rażą np "pyry" ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kraków w istocie miastem pełnym magii i inspiracji jest. Unosząca się aura inwencji twórczej uderza znienacka i niespodzianie, najmniej się tego spodziewających obywateli, kładąc im na języki kwestie iście literackie.
Nie wiem, jakoś byłam kilkukrotnie w Krakowie i nie zrobił na mnie absolutnie żadnego wrażenia. Oczywiście, pojedyncze budowle z pewnością (w końcu studiuję historię ;] ), jednak samo miasto wydało mi się strasznie męczące... Ale to też dlatego, że jestem zwolenniczką raczej mniejszych miejscowości; choć całkiem lubię Wrocław, spędzam w nim jak najmniej czasu, bo jednak dla mnie największa miejscowość, w której mogłabym mieszkać nie przekracza 40k mieszkańców... A im mniej, tym lepiej. Tę niechęć do dużych miast zresztą mam od dawna, bo urodziłam się i kilka pierwszych lat mieszkałam w Łodzi, do której udało mi się bez problemu nie mieć absolutnie żadnego sentymentu.

Mnie najbardziej wkurza słownictwo używane przez niektórych. Gdy ktoś mówi np. piesa, piesowi, nie odmieniając w ogóle tego wyrazu, "gotuje" mi się w głowie i z chęcią bym komuś za to strzelił w nos (przepraszam za wyrażenie biggrin_prosty.gif)

Czy to jest słowo zaciągnięte z jakiegoś regionu czy tylko stworzone przez niedbałość ludzi o język, którym się posługują?

Niedbałość i/lub nieoczytanie. Mnie również strasznie denerwują błędy językowe w mowie potocznej (zboczenie zawodowe - korekta językowa :P ), chociaż i mnie czasem się zdarza (chociaż raczej z premedytacji) bawić w słowotwórstwo. Denerwuje mnie także wciąganie na siłę do wypowiedzi obcojęzycznych zwrotów - przypomina to wtedy trochę język sarmacki, czyli wciąganie do języka polskiego wszelkich znanych zwrotów z łaciny - bez znaczenia, czy celnie, ważne, że można się pochwalić znajomością innego języka. Tak, zdarza mi się w wypowiedziach używać czasem "lol", a nawet "rotfl", ale to raczej wyjątki... I pojedyncze słówka, a nie całe zwroty i zdania. Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, jak męczące jest słuchanie osoby nadużywającej zapożyczeń... A czasami nawet żenujące.

Jeśli chodzi o regionalizmy - nie wiem, czy się jakimiś posługuję, a jeśli tak, to jakimi. Oczywiście jestem świadoma np. tego, że np. "wkasać" jest regionalizmem z centralnej Polski, ale trudno mi powiedzieć o jakichś innych... Ale to pewnie dlatego, że ja i moje otoczenie czytamy dużo książek, przez co język mamy raczej "ogólnopolski" :) Już prędzej posługujemy się na co dzień znanymi tylko w rodzinie/otoczeniu zwrotami, które u innych budzą zaskoczenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największa miejscowość, w której mogłabym mieszkać nie przekracza 40k mieszkańców... A im mniej, tym lepiej.
No to całkowicie na odwrót niż ja. Dla mnie, im miasto większe, tym lepsze. Miło jest pojechać podczas wakacji na wieś do rodzinki, posiedzieć tydzień lub dwa, lecz ani dnia więcej. Na początku taka zmiana klimatu jest całkiem przyjemna nie powiem, lecz z każdym dniem coraz bardziej zaczyna mi doskwierać brak miejskiego chaosu. Lubie te tabuny ludzi, hałas, wieczne zamieszanie. Właściwie jedyne co mnie pociąga w małomiasteczkowym życiu to to, że każdy każdego zna.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wolę mieszkać na wsi...

Nie ma problemów z sąsiadami podczas hucznych imprez, taki spokój, własne podwórko, no po prostu plusów jest bardzo wiele, w mieście czułbym się jak więzień, w jakimś ciasnym mieszkaniu, gdzie nie można spokojnie posiedzieć przed własnym domem z piwem, wszechobecny smród i hałas, to nie są warunki do normalnego życia...

Zastanawia mnie pewna kwestia dlatego zapytam co o tym sądzą forumowicze:

Mieszkam w Holandii i kupiłem na allegro program Prof. Henry 6.0 i miał mi go przywieźć brat, jak będzie wracał z urlopu z Polski, ale niestety nie spakował go ze sobą...

Więc ściągnąłem go z sieci, bo ja zjeżdżam do Polski dopiero za dwa miesiące...

Czy wg. was jestem piratem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do przyjemności związanych z życiem na wsi... Owszem, mam własny pokój, mogę mieć zwierzaki rozmaite, mam ciszę, spokój i świeże powietrze... Ale nie mam znajomych, z którymi mogę skoczyć do kina czy do kawiarni, nie mam pod bokiem księgarni i kiosku (a czytać lubię), siedzę sama jak palec (nie licząc starszego brata, który idzie na studia)...

I głaszczę moją ukochaną kotkę, patrząc, jak jej kocięta baraszkują na stosie drewna na opał, jak skaczą i nurzają się w trawie, jak naskakują na matkę i siebie nawzajem. Ten jeden widok wynagradza mi wszystkie niedogodności. Wliczając w to łatkę "dziewczyny ze wsi".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość RaxusV

Gdybym miał wybór gdzie mam mieszkać to na 90 % nie byłaby to wieś. Może i jest czyste powietrze, dużo lasów, stawów itp. ale reszta ssie. Kombajny jadące w żniwa od szóstej rano do jedenastej wieczór - niezapomniane (negatywne) uczucie. Wliczając pomoce w gospodarstwie, chodzenie do kościoła (u mnie są aż 2!) i siedzenie pod sklepem, to na wsi nie ma nic ciekawego*. No chyba że reprezentujemy firmę JP i kradniemy sąsiadom jabłka z sadu, ewentualnie coś niszczymy.

Pomimo tego, że w mieście nie mógłbym mieć tyle zwierząt (kury, kaczki, króliki) to i tak życie w mieście wydaje mi się ciekawsze.

Chociaż według mnie istnieje zasada : mieszkasz na wsi - wolisz miasto. I odwrotnie :).

Mnie również strasznie denerwują błędy językowe w mowie potocznej

Przypomniała mi się jedna sytuacja. Otóż mój ojciec powiedział do mnie kiedyś : " zrób mi herbat". Oczywiście go poprawiłem. Zauważyłem, że mój dziadek (Ś.P) też niektóre słowa przekręcał, oczywiście zrozumiane były ale brzmiały nieco inaczej. Przypomniało mi się, że pochodzi z okolic Kielc, gdzie gwara była nieco inna niż na zachodzie. Sądzę, że najczystrza mowa występuje na zachodzie kraju, gdzie w wyniku przesiedleń wiele gwar pomieszało się ze sobą.

* - no dobra może jest wiele innych rzeczy do roboty - gra w piłkę na przykład, ale ile można grać na nierównym boisku?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i jest czyste powietrze, dużo lasów, stawów itp. ale reszta ssie. Kombajny jadące w żniwa od szóstej rano do jedenastej wieczór - niezapomniane (negatywne) uczucie.

No to musiałeś trafić na wyjątkowo zaściankową, tudzież dziwną wieś. Sam mieszkam w małej wsi, kombajny owszem - jeżdżą, ale - do cholery - nikt normalny nie będzie kosił zboża o szóstej rano, kiedy rosa do końca nie wyschła, albo o 11, kiedy jest już zbyt ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć...

Wliczając pomoce w gospodarstwie, chodzenie do kościoła (u mnie są aż 2!) i siedzenie pod sklepem, to na wsi nie ma nic ciekawego

Nie ma sensu ujednoznaczniać. Dla jednych ciekawe okaże się chodzenie do kościoła i siedzenie pod sklepom, dla innych spędzanie czasu przed komputerem i/lub książką (co zresztą można robić niezależnie od miejsca zamieszkania). Wszystko zależy od ludzi (również tych, na których się na takiej wsi trafi).

Chociaż według mnie istnieje zasada : mieszkasz na wsi - wolisz miasto. I odwrotnie smile_prosty.gif.

No cóż, coś w tym jest. Cudze chwalicie, swego (często) nie znacie. Taka ludzka natura...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten jeden widok wynagradza mi wszystkie niedogodności. Wliczając w to łatkę "dziewczyny ze wsi".
Jakbyś pochodziła z największego miasta w Polsce, też dostałabyś łatkę. A przyznam się szczerze, że walczę ze stereotypami stereotypem. Ponieważ większość osób, które znam, a które posługują się stereotypami i rozciągają cechy jakiejś grupy na wszystkich, wykazuje się przez to głupotą, zwykłam zakładać, że wszyscy posługujący się stereotypami wykazują się głupotą. Wtedy albo muszą przyznać, że posługiwanie się stereotypami jest bezsensowne, albo pogodzić się ze smutną prawdą.

Gdybym miał wybór gdzie mam mieszkać to na 90 % nie byłaby to wieś. Może i jest czyste powietrze, dużo lasów, stawów itp. ale reszta ssie. Kombajny jadące w żniwa od szóstej rano do jedenastej wieczór - niezapomniane (negatywne) uczucie. Wliczając pomoce w gospodarstwie, chodzenie do kościoła (u mnie są aż 2!) i siedzenie pod sklepem, to na wsi nie ma nic ciekawego
Niekoniecznie - nie wszystkie wsie są rolnicze. I szczerze mówiąc- na wsi miałabym tyle samo do roboty, co w mieście, bo zwyczajnie nie wychodzę z domu - on zapewnia mi wszystko, czego potrzebuję. A dopiero, gdybym mogła pooddychać prawdziwie świeżym powietrzem, zaprosić do siebie znajomych i razem spędzić tak z nimi czas, miałabym, miałabym poważne powody, żeby wychodzić z domu. Do księgarni, kina czy restauracji raczej wychodzę z jakiejś okazji, a z biblioteki mogę naraz wypożyczać do 7 książek na miesiąc. Poza tym - coraz więcej serwisów oferuje możliwość zakupu muzyki, filmów czy ebooków w wersji cyfrowej tudzież z dostawą do domu.

Do tego - miejskie supermarkety, a często nawet i piekarnie mają jakiś paskudny żart w ofercie, a nie pieczywo. A ponieważ moje pierwsze mieszkanie było tuż nad piekarnią, to do dziś mam słabość do zapachu świeżego chleba... A nie jakiejś chemicznej podróbki, którą następnego dnia wybijać dziury w ścianach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...