Skocz do zawartości

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie


Rankin

Polecane posty

- "Fajnie"... - mówi Holzen, wychodząc z pojazdu - Daję słowo, cwany bóg z Ciebie Blade! Niby pomoc, niby smutek, a tu jeno nasza obecność wystarczyła, a sam żeś ją ocalił. Nic nie przychodzi mi do głowy, jak tylko Ci pogratulować sprawności!

Holzen tworzy kamienną tacę, na niej sporą ilość różnorodnych gatunków serów (z nieskończenie wielką datą ważności) i stawia na półce obok nieprzytomnej Jane.

- Może i się na mnie wkurzyła, ale jak sery lubi, to na nią zły nie jestem. No i obyczaj takowy, żeby obłożnym źle nie życzyć.

Wyciąga jeszcze jakąś karteczkę i skrobie na niej:

Widać od kogo, to co się będę podpisywać!

- Musi dużo i solidnie zjeść, napić się, wyleżeć swoje, a wróci jej zdrowie!

Holzen wychodzi z domu Blade idąc do swojej iglicy. Zastanawia się, czy aby nie pójść na nauki do Casulona, ale widząc go zajętego, postanawia na razie nie przeszkadzać.

- Hej, Casul, zarezerwuj mnie jakiś termin niedługo!

Udał się więc na PWB. Będąc na swych ziemiach, widzi, stojąc na linii granicznej, że na ziemiach Nekomimi jest jakieś poruszenie.

- O, Naoko... Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do żadnych utarczek przygranicznych... Kogo my tu jeszcze mamy...

Patrzy na północ.

- Tak, tutaj ziemie Glatryda... Tutaj może być gorzej, ale miejmy nadzieję, że jakoś się utrzymam...

Holzen glebnął na trawie i począł zastanawiać się nad sensem życia pod kątem 45 stopni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,7k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

- Kogo ta chodząca kamienica nazywa obłożnym?!

Jane usiadła na stole, na którym leżała. Spojrzała na ranę postrzałową, i wstała.

Zwróciła się do Tytokusa:

- Doktorku, coś przyciąga mnie na Planetę Wojen Bogów, ale zaraz padnę na podłogę... Mógłbyś... Pomóc?

Ugryzła kawałek sera.

---------

Podnoszę się ze stolika, i odlatuję na zewnątrz.

Teraz jak mam się powiększyć? Hm, najprostsze sposoby są zazwyczaj najskuteczniejsze.

- Chcę być już duży!

Nic się nie stało. No tak.

Hmm... Wiem!

Wstałem, i odgrzebałem kartonik mleka z pokładowej lodówki. Wlałem szklankę do baku, i sam się napiłem.

Taak, poczułem jak rosnę! Wróciłem do normalnych rozmiarów, tak samo statek. Ale nadal leciałem. Teraz przyspieszyłem do 300 km/h...

STAAĆ....

BAM ŁUP KRACH

Ał.

Wycofałem Orła, i włączyłem autonaprawę. Wysiadłem.

No tak, domek nie jest w najlepszym stanie. Ale jestem bogiem.

Pstryknąłem palcami, i wszystko było jak dawniej. Wszedłem do domu, i opadłem na fotel.

MMMIAAAŁ!!!

Płomień rzucił mną o ścianę. Odbiłem się od niej, i potoczyłem po ziemi. No tak, muszę uważać. Wuj Bajcurus nie jest tolrancyjny.

- Usiądź na mnie jeszcze raz, to wypruję ci flaki, ty niekompetentny głupcze!! - posłyszałem. Podniosłem się.

- Przepraszam - rzekłem, i przywróciłem dom do 'porządku'.

- Przepraszam?! Przepraszam?! Jakbyś mi zmiażdżył łapę, to też byś przeprosił!?!? Zrób tak jeszcze raz, a osobiście urwę ci łeb i nabiję go na pal przy bramach piekła!!

Zniknął. I dobrze, będzie spokój. Poszedłem na górę, i klapnąłem na fotel, uprzednio go sprawdzając.

BIP BIP BIP

Agh, czy nikt nigdy nie da mi spokoju?!

Przełączyłem sygnał na telewizor ścienny. To Altair. Odkąd stracił pozycję jako mój heros, stał się dowódcą zwykłych Asasynów. I wykonuje moje rozkazy.

- O co znów chodzi... - rzekłem nieco gniewnie. Chciałem, żeby dali mi spokój.

- Szefie... Projekt Lazarus się powiódł. On żyje.

- Doskonale! - zmęczenie i sfrustrowanie nagle zniknęło. - kiedy będzie całkiem gotów?

- Nie wiadomo, ale to już niedługo. - oczy Altaria zabłysły. - dziś był świadom przez 20 sekund. O ile informacje o tym miejscu nie wyciekną, wszystko się powiedzie. - rzekł, skłonił się i zniknął.

Doskonale! Trzeba to jakoś uczcić. Może wyjść z tych ciuchów? Bo ile można łazić w tym samym ubraniu?

Postanowiłem udać się do mojego sekretnego gabinetu. Zbliżyłem się do swojego łóżka, i podniosłem budzik. Nigdy go nie używałem, został więc przerobiony na... klucz. Wysunąłem z niego kilka specjalnych końcówek, i włożyłem do kontaktu nad łóżkiem. Przekręciłem klucz dwa i pół raza, i wyjąłem. Odstawiłem normalny już budzik. W ścianie pojawił się portal. Przeszedłem na drugą stronę, i zamknąłem go.

Byłem u siebie. Sam, bez nikogo. Tylko ja.

Przede mną widoczna była wielka gwiazda, ze środka czerwona, a przy końcach widać było niebieską poświatę. Wokół kosmiczna pustka, i na środku krzesło. Pstryknięcie palcem, i byłem odziany w zupełnie inne ubranie. wygodne, i ładne, oto, czego potrzebowałem. Usiadłem na krześle.

Cisza i spokój.

I ja.

___

Tak wygląda to drugie wcielenie Asasyna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena w końcu przełamała niepewność i wchodząc do domu Tytokusa, zapaliła światło. Podeszła do łóżka gdzie leżała martwa paladynka i ścisnęła jej zimną dłoń. Po krótkim milczeniu samodzielnie przeniosła ciało na cmentarz, gdzie pochowała je, niedaleko płaczącej wierzby. Lekko przybita dziewczyna złożyła ręce jak do modlitwy, stojąc przed grobem. Oszalałam? Do kogo chcę się modlić? Nie ma nikogo takiego... Zrezygnowana machnęła ręką i rzucając czerwone tulipany, wróciła do domu>

-Muszę odpocząć...

<Powiedziała do siebie i włączyła wieżę stereo. Leciał w niej akurat ten kawałek. Grzebiąc w szafie, bogini wygrzebała białą, lekko przeźroczystą szatę i kładąc ją na łóżku poszła pod prysznic, ciągle wsłuchując się w muzykę. Opierając się o ściankę włączyła letnią wodę ciągle mając przed oczyma martwą przyjaciółkę. W końcu westchnęła i spokojnie zamykając oczy zanuciła piosenkę, przez sekundę zapominając o wszystkich problemach>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle czynił, co do niego przystało. Odprawił standardowy rytułał i wysłał duszę palladynki do zaświatów, by przekazać ją tamtejszym opiekunom.

Przechodząc się po Osiedlu, zauważył zmianę w jedym z grobów, które znajdowały się na osiedlu, jakby ktoś już dawno rozkopał go. Dodatkowo ziemie była trochę obsunięta, jakby trumny ubyło.

Ktoś tu eksperymentuje ze zwłokami zapewne...Lepiej, żeby mi nie wzywali zmarłych, bo będzie więcej kłopotów.

Odetchnął i poszedł dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż... Trzeba się chyba przenieść na to PWB...

*PUF*

- No i jestem, co robimy?

Tymczasem odwiedźmy planetę Phi. Phi, jak wiadomo, jest liczbą o wiele doskonalszą od pi, występującą w wielu miejscach w naturze. Nic dziwnego więc, że ta planeta rozwijała się lepiej od bliźniaczki. Tu też pojawiły się pierwsze technologie pozwalające na inwigilację społeczności białkowców. Celem badań było stworzenie robota zdolnego poruszać się wśród ludzi bez ryzyka wykrycia. Hologram byłby dobrym rozwiązaniem, jednak w pewnych źródłach jest on klasyfikowany jako iluzja, poza tym nie zamaskuje dotyku. Oczywistym następstwem było więc stworzenie jednostki pokrytej żywą, odnawialną tkanką. Tak zaczął się projekt, którego zwieńczeniem stał się ktoś, kogo można nazwać moim herosem. to chyba najbliższe określenie.

Alva.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Abyssal nie brał udziału w akcji ratowania Jane. Nie interesowało go udzielanie bezinteresownej pomocy, tym bardziej, jeśli chodziło o opóźnianie czyjejś śmierci. Zamiast tego siedział w swoim zrujnowanym pałacu i zajmował się tym, czym się zajmuje się bóg pustki i przemijania. Gasił stare gwiazdy, regulował powstawanie czarnych dziur, nadzorował życia bogów i ważnych śmiertelników, pilnując, by ich odejście zostało zapisane na monolitach na Końcu Wieczności, obserwował rozkład światów i wszystkiego, co żyje.

W tej chwili siedzi na swym tronie w samym środku Niczego i medytuje. Kontempluje Pustkę. Coś jednak przerwało mu rozmyślania. Jakby cichy, ale przesiąknięty nieskończoną rozpaczą jęk.

-Dokonało się.

Abyssal wyszedł ze swego pałac i poszedł na cmentarz, gdzie pochowano Kendrę. Stanął przed grobem i patrzy się na niego, zamarły w bezruchu.

-Może gdybym się postarał, udałoby mi się znaleźć sposób na jej uratowanie? Ale dlaczego się przejmuję? I tak by umarła prędzej czy później. Jak wszystko i wszyscy.

Nie sposób powiedzieć, o czym w tej chwili myśli Abyssal, bóg Końca i dlaczego los jednej nieistotnej duszyczki tak go zainteresował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Markos mógł wziąć udział w akcji ratowania Jane, jednak nie wiedział po co miałby to robić. Racja - od środka mógł wyrządzić Jane wiele "szkód", co pewnie by drowa ucieszyło, wolał jednak być w innym miejscu.

Miejsce to było przerażające. Zewsząd buchały płomienie. Niebo wyglądało jak płynąca lawa. Istoty tu żyjące nie występują nawet w najgorszych koszmarach istot żyjących, a nawet zwykły kolczasty krzew może "ożywić się" i zabić nieuważną osobę/boga.

To złe miejsce.

Markos czuł się jednak tutaj jak u siebie. Tutaj miał zapewniony odpoczynek. Tutaj mógł powiększać swoją moc. Tu wreszcie mógł się widzieć ze swoim nowym panem.

-------------

Markos pojawił się na Planecie Wojen Bogów. Był w swojej komnacie w Drzewie Życia i Sztuki. Wystrój sali jakoś nie przypadł mrocznemu bardowi do gustu. Nie miał jednak czasu, by to... zmienić. Do sali wpadł podwładny:

- Panie...

Markos domyślał się o co chodzi.

- Kto tym razem? A może znowu Asasyn?

- Nie, panie. Tym razem to medyk. Jego symbolem jest pomarańcza. Nie wiem o kogo chodzi...

- Ale ja wiem. Odejdź. I zorganizuj mi najpotężniejszą armię, jaką widział boski świat.

Podwładny odbiegł jak najprędzej przerażony (wyglądem swego pana). Markos udał się do posiadłości Seleny na Planecie Wojen Bogów, by tam na nią zaczekać.

-------------

Przybył na miejsce z mieczem i ogniem, a siłą jego jest bluźnierstwo, a ramieniem zaprzaństwo, a prawicą jego zagłada, a lewicą - mrok. Twarz jego jak dzikiego zwierza, czoło wysokie, brwi zrośnięte... Prawe oko jego było jak gwiazda powstająca o świcie. Lewe zaś nieporuszone, jako u demona czerwone, dwie - zamiast jednej - źrenice mające. Nos jego jak otchłań, usta na łokieć, zęby na piędź. Palce miał jak żelazne kosy...

Wysłał mentalną wiadomość o dość skąpej treści do Zielonowłosej:

"Czekam na PWB w Twoim pałacu."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena otworzyła oczy. Wiadomość którą dostała, wielce ją zaciekawiła>

-Chce się spotkać? Ciekawe co robi u mnie w pałacu.

<Powiedziała do Kazuna, który w tym czasie ułożył się na łóżku. Wychodząc z pod prysznica wytarła się białym ręcznikiem i założyła szatę. Miła odmiana... Wszystko w porę by usłyszeć pukanie>

-Proszę!

<Drzwi się otworzyły, stanął w nich Crean. Nie uśmiechał się jak zwykle>

-Seleno, mam do ciebie sprawę.

-Coś ty powiedział?

<Bogini nie przywykła do tego że jej heros, śmiertelnik mówił jej po imieniu. Przyzna że lekko ją to oburzyło>

-Czego chcesz? Tylko szybko! Jestem zajęta.

-Na to znajdziesz czas. Posłuchaj, chciałbym... cóż. Chcę złożyć rezygnację z bycia twoim herosem. Nie mogę narażać swego życia, chcę wrócić do domu. Nie wiesz nawet pa... Seleno, ale postanowiłem się zmienić. Jakiś czas temu oświadczyłem się pewnej łuczniczce pracującej w zamku hrabiego Perh. Wczoraj powiedziała mi, że jest w ciąży. Teraz nie mogę ryzykować. Dla niej... dla nich. Muszę sobie ułożyć życie.

-Czy wiesz z czego chcesz zrezygnować!?

-Wiem, jestem tego świadom. Nie wycofam się, dobrze o tym wiesz.

-Nie możesz odejść!

-Tak? To patrz.

<Chłopak odwrócił się, ale zanim odszedł, dodał>

-Wiem, że mnie nie rozumiesz. Ty dzieci mieć nie będziesz... O! I przy okazji. Dziś jest dzień wiosny, twój lud czeka na przebudzenie się natury. Nie zawiedź ich.

<Zniknął za portalem. Selena usiadła na łóżku, pogłaskała chowańca>

-On ma niestety rację. Cholera by go! Znów zostajemy sami... Eh... chodź mały, zobaczymy co chce ode mnie Markos. Może chociaż jego towarzystwo poprawi mi nastrój.

<Otworzyła portal i zniknęła w nim wraz z chowańcem>

_________________

Oficjalnie nie pozbyłam się herosa, ale póki co, nie ma go.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Odpowiada Holzenowi którego już nie ma.>

Tak, po urlopie na PWB.

<Stoi przed trumną. Nie patrzy do środka.>

Czy się udało? Nigdy wcześniej nie wskrzeszałem boga... Boginię. Może ciało uszkodziło się bezpowrotnie podczas rytuału?

Może pomógłbyś wstać?

Udało się!

<Pomaga wyjść z trumny gościowi. Na jej ciele widoczne są rany z ostatniej walki. Rozcięty bok i przebita klatka piersiowa. Po jej bladej skórze spływa strużka trucizny, którą została zainfekowana w czasie bitwy.>

Postawmy sprawę jasno. Przyzwałem cię byś mi służyła swoim mieczem i swoimi umiejętnościami. Jestem świadomy tego, że utraciłaś swoje patronaty, ale jestem pewien, że jako Rycerz Śmierci nabędziesz nowych zdolności. Duszy nie zamierzam sprowadzać. Jeszcze by cię naszły wyrzuty sumienia i wątpliwości w czasie wykonywania rozkazów. Zatem, Aksuki, witaj na Nowym Osiedlu.

<Aksuki wyciąga z trumny miecz, z którym została pochowana. Razem spacerują po Osiedlu. Casul opowiada jej wszystko, co ją ominęło z wiadomego powodu.>

A teraz obiecany sobie urlop.

<Razem zstępują na ziemie Lapidian, do pałacu Lapis Metalli. Wita ich król.>

Witaj, Stwórco i...

Jestem Aksuki.

I Aksuki. Pozwól, że ktoś cię oprowadzi po Magnis.

<Jeden z przybocznych golemów zabiera ?martwą? boginię.>

Stwórco, kim ona jest?

Mam chowańca, bandę lekarzy, osobistego robota i cywilizację. Dodałem do tego upadłą boginię w charakterze herosa.

A nie przypadkiem: heroski?

<Chwila milczenia.>

Bohaterki. Ale nie o tym chciałem. Jestem tu na urlopie. Dzieje się coś na granicy?

Sewastianie się odrodzili.

Na cały panteon! Bunt na naszych ziemiach?

Nie, są na ziemiach Kolonii bogini natury. Szykować się do podboju?

Jestem na urlopie. Dajcie im spokój.

<Idzie do komnaty wypoczynkowej, aby zrelaksować się. Siedzi już tam była bogini i obserwuje przez okno okolicę.>

____

Opis będzie w karcie boga w "OA - gdzie diabeł mówi..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielka dwudziestościenna szklana kostka sunęła przez przestrzeń kosmiczną.

Powszechnie wiadomo, że to normalne zjawisko występujące w przyrodzie...

Glatryd siedział za sterami i przyglądał się planecie do której się zbliżali. Duża, dziwnie niejednolita i wyraźnie dotknięta boskimi sprawami. Po prostu w sam raz.

Tylko gdzie wylądować...

- Hevdi, jak myślisz, gdzie będzie miejsce odpowiednie dla nas i naszej cywilizacji? - zapytał bóg włączając kierunkowskaz i skręcając w orbitę planety.

- Hmm... może tamta pustynia? Przyjemnie ciepło, na pewno nie ma mroźnych zim, w pobliżu jakiś łańcuch górski. No i sąsiednie ziemie wyglądają w miare normalnie. Ale tak naprawdę, to przekonuje mnie tamta mała tabliczka.

- Tak? Która?

- No, tamta z napisem "Ziemie Glatryda"

- Masz rację...

Dwudziestościan z gracją meteorytu wylądował pośrodku pustynii podnosząc wokół tumany kurzu i wywołując kilka małych burz piaskowych. Glatryd wraz z chowańcem "rozpakowali" Niebiańską Hutę z wersji do podróży międzygwiezdnych, do wersji stacjonarnej. Wielkie szklane panele które były dotąd ścianami dwudziestościanu rozłożyły się niczym pąk kwiatu i odsłoniły budynek Huty. Stały się teraz okromnymi panelami słonecznymi produkującymi całą niezbędną energię.

Po skończonej robocie obaj usiedli i spojrzeli w stronę niedalekich gór.

- No, teraz potrzebujemy tylko cywili... - urwał Glatryd. Od strony gór zbliżał się spory, rdzawoczerwony pochód niskich, podobnych do gadów stworzeń.

Nadchodziły koboldy.

Ubrany w purpurową szatę humanoid zatrzymał pochód i samotnie podszedł do dwójki golemów, by ukłonić się przed Glatrydem.

- Witamy, nasz panie - przemówił szczekliwym głosem - Prorocy powiedzieli, że przybędzie nowy władca, a przyjście jego zwiastować będzie błyszcząca kula. Oto więc jesteś, a my klękamy przed tobą i ślubujemy ci wierność. Prowadź nas w przyszłość.

Glatryd był w siódmym niebie.

- Uwaga! - krzyknął - rozpoczynamy nowy rozdział w historii waszej cywilizacji!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ksento wstaje powoli ze swego łoża na Osiedlu. >

- Chyba czas gdzieś wyruszyć...

<Rozgląda się>

- Coś słyszałem, że mamy się udać na PWB. Ciekawe co się wydarzy?

<Zwlókł się z łoża i zaczął się krzątać po siedzibie>

- Gdzie jest ten miecz?

<Po parunastu chwilach odnalazł Miecz Sprawiedliwości>

- Może jeszcze by tak wziąć... Hełm?

<Zaczął się zastanawiać>

- Tak dawno go nie ruszałem... Może?

- Weź, Panie!

<Rzekł Haveser stając w drzwiach>

- Dzięki Ci. Wezmę!

<Chwycił hełm i sobie tylko znanym sposobem teleportował się do swej siedziby na PWB>

- Witaj Panie!

<Rzekli Turtlanie>

- Witajcie moi mili! Przybyłem tu do Was! Jak Wam się żyje?

- Dobrze!

- To znakomicie. Pozwólcie więc, że pójdę rozejrzeć się po mych ziemiach.

<Wyszedł ze świątyni i zaczął przechadzać się po górach otaczających siedzibę>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie mówiąc pojawia się na PWB, albo raczej go tam przyciąga, choć sam nie wie co.

Pojawia się wreszcie jego dawno nie widziany feniks śmierci i siada mu na ramieniu.

- No to idziemy się przejść.

Przechadza się po PWB.

---------

Nie mam artefaktów i cywilizacji, jednak po moim queście wszystko się zmieni...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oderwał spojrzenie od grobu Kendry.

-Wyczuwam dziwne zaburzenie. Ktoś się bawi z cyklem życia i śmierci. Bez znaczenia. Tylko ciało. Dusza jest tam, gdzie powinna być. Interwencja nie jest potrzebna. Ale jest coś jeszcze...

Przez chwilę wygląda, jakby czegoś wypatrywał.

-Coś się dzieje na PWB. Nie wiem co, ale coś się dzieje. I nie chodzi o powrót Glatryda i Cygnusa albo spaczenie Markosa. Coś innego... Lepiej już tam być, kiedy się zacznie.

Przenosi się do swojego drugiego, mniejszego pałacu na swoich ziemiach na PWB.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszedł ze statku mamrocząc coś o niepotrzebnie budowanym dramatyzmie, stracie czasu i różnych innych rzeczach. Jednak przed wyjściem z pomieszczenia odwrócił się i spojrzał na Jane. Grunt, że jest zdrowa. Udał się do swojego Pałacu. Angelwing ciągle stał na dziedzińcu głównego Pałacu, więc przeteleportował go do specjalnego hangaru. Gotowy do użycia kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Usiadł sobie na tronie i zaczął rozmyślać kontemplując obroty Wszechświata i wiecznie płynącą rzekę zmian. Im dłużej przebywał na tym świecie, tym bardziej zadziwiała go jego różnorodność. Sam jednak musiał o to dbać. Równowaga była delikatna, choć oczywiście w kosmicznej skali. Jakaś galaktyka zboczy z kursu, Filary Stworzenia się przekrzywią i trzeba wszystko naprostowywać. Teraz jednak wyczuł coś. Całkiem niedaleko, na PWB. Coś się tam działo. Niektórzy z bogów już tam byli, poza tym cywilizacja Sewastian się odrodziła. Wyszedł ze swojego Pałacu i tuż przed teleportacją zauważył też, że wyczuwa kogoś... ale tylko częściowo, najważniejsza część ciągle była nieobecna. Potem się tym zajmie, teraz trzeba sprawdzić, co się święci na ich świecie. Pojawił się na ziemiach Lunarów, w jednym z niewielu stałych i przy okazji największym budynku, czyli swoim pałacu i głównej świątyni.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Blade szybko się uporał ze wszystkim. Bardzo szybko. Ravenos nie odwdzięczył się Jane za uratowanie życia. Nie miał powodu, aby siedzieć w pomieszczeniu, gdzie jeszcze przed chwilą umierała. Wyszedł i patrzył na latające w powietrzu światełka, złapał kilka, gdy przeszkadzały w swobodnym poruszaniu, latając obok oczu. Otworzył dłoń i wpatrywał się, niczym w hipnozie. Było w nich coś zadziwiającego... Coś pięknego... Coś...>

<Przechylił dłoń do ust i zjadł światełka. Smakowały... nieźle. Niestety, nie mógł chwycić już żadnych, wzlatywały zbyt wysoko... Ciekawe dlaczego?>

-Ech, gdybym się dostał do ciała siostry Blade'a... Przynajmniej do czegoś bym się przydał i może odkryłbym sposób na zapewnienie sobie ochrony przed święconą platyną. Znaleźć odpowiednie komórki... Ach, chciałbym dostać fiolkę z tym czymś, przez co umieramy od platyny...

<Coś mu zabulgotało w środku. Zwymiotował samo powietrze i jedno światełko, które nagle znikło. Usłyszał dźwięk uderzania wytrzymałego szkła o kamienny chodnik. Odwrócił się i zobaczył jakąś substancję w fiolce. Świeciła się jasnym fioletem. Podniósł ją zadziwiony...>

-Zaraza, głupi Rav. Nigdy więcej nie jedz światełek! Albo masz zwidy, albo te świecidełka mają ciekawą moc...

<Schował przedmiot za pazuchę i pomyślał. Kiedyś widział wspaniały pojazd... Należał do boga czasu innego uniwersum. Wspaniały motor, którym można było podróżować w czasie i w przestrzeni. Bez potrzeby otwierania portali, bez zmęczenia... Tylko ruszyć i pomyśleć o przejściu... To była piękna rzecz. A gdyby tak...>

*puf*

<Przetarł oczy. Wspaniały motor, należący do tego boga czasu stał przed nim. Złoto, skóra... Cudo! Na jego rozkazy. Nie można marnować jednak tych życzeń, warto zachować na potem. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Wydarzy... Poczuł coś dziwnego. Na PWB. Cywilizacja Jambańczyków już dawno została przez niego skazana na zniszczenie, co mogło go wołać? To było coś ważnego... Bardzo... Czas przetestować nowy pojazd. Został nazwany przez Ravenosa Gwiazdą Epoki. Nie do końca wiadomo czemu, ale epoka się z czasem kojarzyła, a gwiazdkę ma namalowaną... Usiadł i poczuł bijącą z niego moc. Uruchomił silnik parowy, przejechał 10 metrów, przyśpieszając i wjechał powoli w tunel czasoprzestrzenny, znikając z Osiedla, pojawiając się na pustkowiach PWB>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Na PWB, na ziemiach Nekomimi, w wielkim pałacu, na wielkim tronie siedziała Naoko. Czekała na podróżującego posłańca, Yoko, która miała lada moment zjawić się w pałacu i donieść wieści z innych cywilizacji oraz bieżące informacje Nekomimi. Jednak trzeba było trochę poczekać. Więc Naoko czekała cierpliwie. Za oknami jak zawsze padał deszcz, słabo świeciło światło, a po podłodze biegały młode dzikie koty, które czasami podejmowały próby wejścia na tron, zawsze, niestety, kończące się niepowodzeniem.

W końcu do sali wbiegła zdyszana postać w kapturze, która zaraz stanęła przed tronem. Zdjęła kaptur i ukazała się twarz młodej dziewczyny z ciemnoczerwonymi włosami i z kocimi uszami. Dziewczyna odetchnęła, po czym spojrzała na Naoko.>

Przepraszam za spóźnienie, ale zaszły małe komplikacje. Ale w każdym razie nie ma zbyt wiele wiadomości z innych cywilizacji, ale jest jedna. Odrodzili się Sewastianie.

Sewastianie?

Cywilizacja boga lodu, Cygnusa.

Rozumiem.

Ale w ostatnich miesiącach sporo działo się na twoich ziemiach, pani. Doszło do podpalenia świątyni.

Podpalenia?

Tak. Nie wiadomo, kto to dokładnie zrobił, ale na szczęście świątynia jest już odbudowywana.

A inne wiadomości?

Końcowy egzamin ze sztuk walki przeszli prawie wszyscy najstarsi uczniowie, nie przeszły tylko trzy osoby. Wyrób broni i zbroi podniósł się o 5%, dzięki dostarczeniu odpowiednich zapasów różnych stali. Rozpoczęto kilka upraw kilku nowych roślin. Nie ma już więcej wiadomości. Czy masz pani jakieś rozkazy?

<Bogini zamyśliła się na chwilę. Wtedy przed oczami zobaczyła Nami bez jednej ręki. Skierowała swój wzrok na Yoko.>

Powiedz medykom, by zaczęli tworzyć protezę dla Namiki. W czasie odrodzenia straciła swoją lewą rękę, więc potrzebuje odpowiedniej protezy.

Ale pani... Nigdzie nie widać Namiki...

Za chwilę na pewno się zjawi. Kiedy proteza już będzie gotowa, zaprowadź ją do medyków, by wszczepili protezę w miejsce lewej ręki. To wszystko.

Dobrze pani.

<Yoko ukłoniła się, założyła na głowę kaptur i wyszła z pałacu. A Naoko spojrzała w okno i dostrzegła, że Holzen już zjawił się na ziemiach swojej cywilizacji.>

Skoro Holzen już jest. to inni bogowie też są z pewnością...

<Po ostatnim zdaniu powoli zamknęła oczy i zasnęła.>

------

Trzeba w końcu mieć bieżące wiadomości :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bogini przeniosła się na ogromny plac, gdzie przebywała większość jej ludu. W śnieżnobiałej, lekko przeźroczystej sukni, uniosła dłonie. Wszyscy wokół padli na kolana, modląc się w skupieniu i nasłuchując>

-Ludzie moi ukochani... Moja matka, Natura wysłała mnie tu dziś bym przebudziła jej dzieci do życia, po długiej a jakże uciążliwej zimie. Jesteście jej wierni do końca, za co chce wam podziękować w jej imieniu! Trwajcie w wierze!

<Jej głos był niezmiernie spokojny i delikatny, miły dla ucha>

-Przebudzenie jest dla was najważniejszym świętem, jestem tego świadoma. W tym roku Natura będzie niezmiernie obfita w zwierzynę więc wykorzystajcie to. Pamiętajcie jednak że trzeba ją szanować, nie bezkarnie zabijać.

<Ci co mieli odwagę, wstali, reszta klęczała przed boginią. Do jej uszu doszła muzyka rytualna grana przez najlepszych muzyków po tej stronie Międzyświecia. To był znak by zaczynać. Selena zaczęła coś szeptać, od czasu do czasu klaskać w dłonie. Była na tyle skupiona, że nic nie mogło ją oderwać od czynności. Oczy dziewczyny przez chwilę stały się całkowicie białe. Kiedy Aurorianie rozejrzeli się dookoła, zaczęli uśmiechać się i śmiać, bowiem cała natura wokół nich ożyła>

-Wasze szczęście rozpromieniło mnie i ogrzało serce. Trwajcie w wierze!

<Skłoniła się lekko i zniknęła. Na terenie przedstawienia chwilę później zabrzmiała jeszcze głośniej muzyka, a zebrana ludność zaczęła śpiewać,tańczyć, i ogólnie bawić się. Święto Przebudzenia trwało w najlepsze. Selena natomiast teleportowała się do swego ogrodu, czekając na rozwój wydarzeń>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzen wstaje, kończąc zastanawiać się nad sensem życia.

- Życie jest dobrem samym w sobie... Tak jak i śmierć... I cierpienie... I odkupienie...

Do Holzena podchodzi jeden z Saatów.

- Czego?!

- Panie, generał Vitesh melduje się! Czy mamy być przygotowani do najazdu, czy do obrony?

- A ktoś mówił, że w ogóle będzie jakiekolwiek starcie?

- Niby nie... W takim razie, po cóż tu przybyłeś, Panie?

- Sam nie wiem... Pewien bóg poprosił nas. No i mogę być bliżej innych...

- Kogoś konkretnie?

- Nie twój interes...

- Przepraszam, Panie! Oczekuję, bądź co bądź, rozkazów.

- Dobra... Powiedzmy, że przygotowujemy się w 75% do obrony, a 25% do ataku. Nastawiać broń na atak przeciwko istotom elektrycznym oraz istotom szybkim. Załóżcie sporo pułapek na plaży przy Morzu Brodorostu... Wątpię, czy tą drogą będą się przeprawiać, ale już jeżeli, to ustawcie też kamerę na jakimś wielkim statywie - ciekawe jak tam brody prezentować się najeźdźcy. Jakieś kolce wysysające płyny wewnętrzne mile widziane. Cóż jeszcze... Ze strony gór nastawcie się na ataki soniczne i podkopy. W ostateczności, zniszczycie te pasma górskie. Rzeki Ciszy nie będą raczej forsować istoty organiczne... Ale mimo wszystko lepiej się zabezpieczyć...

Od strony głównej iglicy należy przygotować ciąg placówek obserwacyjnych, połączonych bezpośrednio z dowództwem. Broń powinna być nastawiona na atak gorącem i atak obszarowy, bo stąd może nastąpić najbardziej zmasowane natarcie!

- A jak nikt nie zaatakuje?

- A jak nikt nie za-a-ta-ku-je... Hmm... To zróbcie sobie imprezkę! Wszystko na mój koszt!

- Hę?

- Róbta co chceta, ale nie przesadzać i mi potyczek nie prowokować, bo w dyby zakuję!

- ... Tak jest, Panie! Odmeldowuję się!

Generał odchodzi.

- No... Ciekawe, dlaczegoż to mieliśmy się tu zebrać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bogini siedziała w Ogrodach Pałacowych bawiąc się z Kazunem, jednocześnie czekając na przybycie Markosa. Kątem oka spostrzegła dziwną postać zbliżającą się do niej>

- Znowu mi to robi... Czy niczego się nie nauczyła? - pomyślał stając przed Seleną.

-Kim jesteś i co tu robisz?

<Dziewczyna nie rozpoznała boga. Kiedy do niej podszedł, odruchowo cofnęła się o krok>

- Vallabha (w języku drowów: najmilsza). Nie poznajesz mnie?

<mówił to głosem bynajmniej nieprzyjemnym. W jego prawym oku pojawił się czerwony, znaczący błysk>

<Jej serce zabiło niemiłosiernie szybko>

-Co? Ale to niemożliwe.

<Ogarnął ją narastający z chwili na chwilę strach>

<uniósł miecz - Jęzor Ognia - i założył go na ramię>

-Tak. Ol's uns'aa (To ja). Markos. Czy nieczego nie nauczyłaś się ostatnim razem? Naprawdę nic z tego nie wyniosłaś?

-Co miałabym wynieść? Nie rozumiem...

<spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Po chwili popatrzył na swój miecz>

- Czy naprawdę ta klinga jest przeznaczona dla Twojej szyi i wszystkich tych, z którymi się pod moją nieobecność zadajesz? Nie rozumiesz, mówisz. Bihurr (Wytłumaczę). Wcześniej Asasyn, którego od śmierci uratował cud. Teraz medyk, którego od śmierci nie uratuje nic.

- Już rozumiesz?

-Na bogów mieszkających trzy planety stąd, zwariowałeś?! Za co mnie winisz? Chodzi o to że w ogóle się z kimkolwiek zadaje? Nie wierzę...

<Usiadła na ławce nieopodal, spoglądając na Markosa>

-Co ci się stało? Zmieniłeś się nie do poznania. Kim jesteś teraz?

<pomyślał chwilę>

-Kim jestem teraz? Tym kim zawsze. Bogiem bardów, Ojcem artystów. Tylko potężniejszym. Ale nie uciekajmy od tematu. Nie chodzi o to, że się w ogóle z kimkolwiek zadajesz. Chodzi o to, że się z nimi... ichl mzilt (za bardzo)... zadajesz.

<Selena zaśmiała się>

-Jesteś przewrażliwiony mój drogi. Chcesz wiedzieć co robiłam w domu medyka pod twą nieobecność? Siedziałam przy łóżku Kendry, kiedy ta umierała! Przyznaj proszę, ostatnio rzadko kiedy mnie wspierasz, a kiedy rozmawiasz, to słyszę tylko zarzuty. Ostatnio mi się w ogóle życie nie układa, nie spotyka mnie nic dobrego. Jeszcze ty rozmyślasz nad przelaniem mej krwi!

<Dziewczyna traciła wewnętrzny spokój>

- Xun naut jiala (Nie śmiej się). Po pierwsze: nigdy bym nie przelał Twej krwi. Po drugie: zawsze będę bronił Cię przed Twej krwi przelaniem.

<zauważył, że Selena jest... zaniepokojona? W każdym razie nie wyglądała na zbyt pewną siebie>

- Po trzecie: moim drużbą będzie Holzen. Ty już kogoś wybrałaś?

<uśmiechnął się ujawniając długie, ostre, krzywe, zakrwawione i brudne zęby>

Póki co Markosie, nie chcę o tym słyszeć. Nie poznaje cię. Ciągle mi nie ufasz. Zapewne to mnie rani...

<Zakryła twarz dłońmi, spokojnie oddychając>

-Będę szczera... Markosie, ja się ciebie po prostu boję! Teraz tylko zastanawiam się czy po każdym wypowiedzianym przeze mnie słowie nie oberwę w łeb twoją bronią! Dlatego zanim na stałe się zwiążemy, muszę wiedzieć o tobie wszystko. Nie chcę niespodzianek. Poza tym... nie słuchasz mnie. Jestem teraz w ciężkim stanie, żyć mi się odechciewa! Mam tego dość, nie chcę udawać że wszystko jest dobrze.

<Chwilę potem szepnęła cicho>

-Dlaczego ja to w ogóle mówię?

- Usstan xun naut zhaun (Nie wiem). Ale dobrze: co chesz o mnie wiedzieć?

<mrugnął lewym okiem - tym z dwiema źrenicami miasto jedną>

-Co dokładnie ci się stało? Twoja pierwsza eee... forma była nawet fascynująca. A teraz? Po drugie: czego oczekiwałeś ode mnie, oświadczając się?

- Po pierwsze: Co mi się stało? Znaczy chodzi mi o to, że nie wyglądam jak zwykły drow? Otóż to tylko drobny skutek uboczny przyjęcia mocy od Pana. Po drugie: oczekiwałem, że (w końcu) się zgodzisz, że ślub się odbędzie, że będziemy żyć długo i szczęśliwie...

-Więc czemu nie chcesz mi zaufać?

- Usstan ssinssrin ulu (Chcę)! Ale nie mogę! Zrozum: jesteś dla mnie zbyt wielkim darem, bym cię stracił, dlatego chcę się tobą opiekować i nie pozwolę, by mi ktoś Ciebie odebrał. Wiem jak może się czuć bóg w twojej obecności, bo sam się tak czułem - będzie cię pożądał. O to mi chodzi.

-Chcesz mnie chronić raniąc mnie, tak? Muszę ci wyznać nie nie wiesz o mnie wszystkiego. Kiedyś byłam człowiekiem, śmiertelnikiem. Odebrano mi prawa boskie po pewnym... wypadku. To się stało bodajże po moich piętnastych urodzinach. Cudem wróciłam do swoich. Ale to nie wszystko...

<Głos się jej załamał więc wolała nie kończyć>

- Mów dalej.

-Nie mogę... po prostu nie mogę. Nie chcę byś o tym wiedział.

<W myślach powiedziała jednak 'Co ze mnie za córa Natury? Żałosne...'>

-Zapomnij o tym. Wracając do tematu...

- Siyo (tak)?

<Westchnęła>

-Nie mam nic więcej do dodania. Może ty chcesz się czegoś dowiedzieć?

- Dzięki memu Panu wiem o Tobie wszystko.

C.D.N.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<W lesie panował spokój. Nocne Elfy obchodziły dziś swoje święto. Ich ukochany bóg przebywał u nich, ale to nie był jedyny powód. Ich stwórca postanowił stworzyć swoje nowe (i ostatnie) ciało na wzór swych poddanych. Teraz wszyscy stali w ciszy przed świątynią. Nagle wrota otworzyły się i ze środka wyszła najwyższa kapłanka.>

-Nadszedł radosny dzień dla naszej rasy! Nasz bóg, nasz stwórca, nasz pan i władca postanowił stworzyć swe nowe ciało na nasze podobieństwo. Pokłońcie się przed Panem Snu, Królem Szmaragdowego Snu (krainy między snami), Bogiem Alfa Stad...

<5 minut później.>

-... naszym wspaniałym stwórcą. Oto nasz bóg Barto!

<Uśmiechnięty bóg wszedł w nowym ciele i z nową bronią na plecach. Stanął obok kapłanki.>

-Dziękuję Tyrande, ale przesadziłaś trochę z wymienianiem moich tytułów i wymyślaniem nowych.

-Tak, panie.

<Wyprostował się i zaczął przemowę.>

-Ludu mój! nadstawcie swych uszu! Moi drodzy poddani! Doceniam to, że przybyliście tu tak licznie! Nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć, bo zapomniałem ułożyć przemowę! Jeszcze raz dziękuję i pamiętajcie! Kocham was!

<Elfy wiwatowały, a bóg z kapłanką u boku wrócił do świątyni. W środku czekał Leszcz.>

-Kiedy powiadomisz resztę bogów, że tu jesteśmy?

-Niedługo mój drogi, niedługo. Chyba, że ta głośna impreza za oknem starczy.

<Faktycznie było głośno. Wszyscy wierni świętowali przy świątyni.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedział niedaleko ogrodu i słyszał wszystko, co mówiła Selene i Markos, a przynajmniej jego druga ciemniejsza strona.

Ależ jestem podekscytowany.

Co cię tak cieszy?

Ten bard jest zabawny. Nie jest zaślepiony miłością, jakby się zdawało. Tylko czystą nienawiścią, zazdrością. On uważa, że wszystko co robi jest dla niej najważniejsze, lecz tak naprawdę próbuje nią żądzić, zniewolić. Nie chce dać jej wolności, bo chce ją mieć tylko dla siebie... Coraz bardziej mi się tu podoba. Fajnych masz kolegów. Dosłownie druga Boska Komedia.

Raczej Boska tragedia. Lepiej się stąd usunę, bo jeszcze mnie odkryje.

Myślałem, że nie dokończyłeś jeszcze dawnej rozmowy z Selene, kiedy była jeszcze u siebie w ogrodzie na Osiedlu.

Nie rób se jaj, mam jeszcze jej zaszkodzić?

Pomyśl tak, że jej pomorzesz mówiąc przyjacielskie słowa. Przy okazji wkurzymy Markosa... Chcę zobaczyć jego gniew w pełnym wymiarze.

Wstał i chciał odejść, lecz czerń rozszerzyła się trochę na ciele(nadal miał jeszcze część normalnej skóry) i przejęła kontrolę.

Oj nie pozwolę ci odejść w takiej chwili.

Zaśmiał się szyderczo obcy głos w jego głowie.

Nie mógł odzyskać kontroli nad ciałem, więc został w tym samym miejscu i choć nie słyszał rozmowy Selene i Marosa, to jego druga strona doskonale wiedziała o czym mówili, co go jeszcze bardziej denerwowało.

Oberwę przez to...czyli jak zwykle...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus stał gotowy do przewodzenia akcja, gdy ta nagle się zakończyła. Trzymał cały czas w ręce strzykawkę. Był w niej jasnopomarańczowy płyn. Usłyszał prośbę Jane.

- Nie ma problemu.

Substancja w strzykawce zabarwiła się na ciemnopomarańczowo. Wbił jej w skórę i wstrzyknął cała zawartość.

- Teraz powinno być lepiej.

Wyjmuje zza paska drugą strzykawkę, z takim samym płynem. Podaje jej mówiąc:

- Może ci się zdarzyć jakiś wypadek, albo po prostu rana może ci się otworzyć. Jeżeli będziesz dawkować to ostrożnie, to może ci to wystarczyć nawet na dwa razy. Powodzenia.

Klepie ją po ramieniu i wychodzi. Idzie w stronę swojego domku. Zauważa, że osiedle opustoszało. Wskakuje na swojego pomarańczowego ptaka i leci śladem Xysia. Dociera tropiąc ten ślad na PWB. Widzi, że większość Bogów już tu się znajduję. Lecąc nad pałacem Naoko słyszy, że zatrudniła sobie jakiś tam medyków. Robi facepalma. Najpierw lekarza u Casula, teraz medycy tutaj... do czego to dochodzi. W sumie, ciekawi go też, skąd wzięła tych medyków, skoro tylko jego cywilizacja zna się na PWB na leczeniu. Załamuje się.

- Kurcze, zapomniałem o Kendrze, a nie mogę już teraz wracać.

Ląduje w swoim pałacu na PWB. Wita najwyższą magiczkę, z rozkoszą widzi rozwijającą się cywilizację. Wypija troszkę soku pomarańczowego i wskakując na ptaka leci w stronę pałacu Seleny, by zapytać się o los Kendry. Lądując tam, widzi ją rozmawiającą z jakimś drowem. Domyśla się, że to Markos, który przecież jako jedyny był elfem, i tylko on, mógł zmienić się na złego elfa. Chcąc nie przeszkadzać rozmowie kochanków, wpada na Dantego, ale bez słowa odchodzi od niego. Robiąc kółko, na pewno został przez nich zauważony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Niesamowite przeżycie taka podróż. Przejechać przez czas... W zaledwie kilka chwil. Był na PWB, pierwszy raz od tak dawna. Ostatnio zawitał tutaj, jak walczyli z jakimś upadłym bogiem, czy kimś. Teraz nie było to ważne. Liczyła się jazda. Wielkie pustkowia tej planety, widocznie żaden bóg nie ruszał danej ziemi. Ogromny teren, czysta, popękana ziemia, z rzadka sucha trawa. Jechał. Cały czas. Nie myślał o niczym, po prostu jechał. Coś go wzywało... Ale co?>

-Stara, dobra planetka. Przeżyła już swoje. W poprzednim uniwersum, gdy jeszcze Khabumuss żył rozmemłaliśmy tu armię... kogoś. Potem trzeba było ją przyciągnąć do nowego Osiedla. Czuć tą łączność z historią, z czasem. Trzeba tu być, póki żaden inny bóg nie zniszczy tego pięknego miejsca swoją...

<Rozpoznał ten teren. Musiał się zatrzymać. Po prostu musiał. Zsiadł z Gwiazdy i spacerował powoli. Tutaj historia była najsilniejsza. Po 2 zmianach uniwersum wiele się zmieniło. Ale duch pozostał taki sam. Pochylił się, rozgrzebał trochę ziemi i znalazł sporą chorągiew. Niebieski środek, a symbol w centrum i krawędzie fioletowe. Symbol... Kilka ziaren kawy. Z tyłu miała napis>

-My, niżej podpisani, opuszczeni przez patrona swego, Ravenosa, oświadczamy, iż swe modły kierujemy od dzisiaj do innych bogów Osiedla, a Władcę Kawy wykreślamy z naszego panteonu. Zgodnie z naszą wolą, wszyscy Jambańczycy przestają wierzyć w Niego. Podpisani...

<Upadł na kolana. Nie chciał tego czytać. Było mu żal, żal bardziej niż kiedykolwiek. Jego ulubieńcy, wspaniałe twory umarły. Przeżyłyby, gdyby chciał je ocalić. Ale nie, zapomniał. Skazał ich na zagładę. Nie mieli żadnych szans>

-Gdybym mógł coś zmienić... Już za późno, nie ocalę tylu istnień, nie teraz. Nie cofnę czasu aż tak bardzo, nie zapobiegnę temu. A gdyby kiedyś zniewolili całe PWB? Dzieje potoczyłyby się inaczej. Stworzyć ich na nowo? Nie pomoże to zbyt wiele... Ale gdyby tak...

<Wygrzebał kawałek coś, co kiedyś było podporą chorągwi. Wszystko ładnie scalił, po czym wbił w ziemię mamrocząc jakieś słowa. Z gruntu zaczęły wyrastać rzadkie rośliny, potem nieco gęste, choć wciąż marne, aż w końcu wielkie budowle. W niektórych miejscach ledwie ruiny, czasem całe, piękne przykłady architektury Jambańczyków. Wreszcie zobaczył wielką, zniszczoną Cytadelę - świątynie Ravenosa, najważniejszy punkt w mieście. Nie wierzył własnym oczom, kiedy jeszcze ich wspierał tworzyli małe lepianki... Podniesienie miasta wycieńczyło go, oparł się na sztandarze dysząc. Połowa roboty za nim... Potrzebował teraz wyznawców. Ale nie byle jakich - tych samych dusz>

-Jak... przy...przywołać dusze? Po-trze... ba nekromanty. Silnego nekro... manty. Casul...

<Wyciągnął komórkę i zadzwonił do przyjaciela. Tak jakby przyjaciela. Wątpliwe, żeby bóg łyżek czuł do kogoś coś więcej niż obojętność, ale co tam>

-Casulonie... Mam do Ciebie małą prośbę...

C.D.N

________________________________________

Wg TEJ mapy z wczoraj istnieją puste ziemie, więc chyba nie ma problemu :)

W "Gdzie Diabeł mówi..." umieszczę moje ziemię, chyba nie będzie problemu. Cywilizację miałem tylko w 1 edycji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena niecierpliwiła się, chwilą ciszy która nastąpiła, więc rzekła spokojnym głosem>

-Jeśli twój Pan powiedział ci o mnie wszystko to chyba cię nie zaskoczę kiedy... Cóż. Wybacz, ale muszę się iść przebrać. Ta ceremonialna suknia doprowadza mnie do szału, na dodatek strasznie krępuje mi ruchy. To zajmie tylko chwilkę...

<Bogini skierowała się w stronę pałacu, następnie weszła po schodach na piętro. tam zaczepił ją jakich chłopaczek, na oko miał może z 15 lat. Zaczęli wymieniać między sobą zdania w dziwnym języku. Selena mówiła z uśmiechem, udając że nic ją nie trapi. W końcu poprosiła go by zaczekał pod drzwiami jej sypialni. Usłuchał. Dziewczyna wchodząc do pokoju, zamknęła szczelnie drzwi i otwierając szafę zaczęła szukać jakiejś konkretnej sukni, jednak nie znalazła jej. Ze zrezygnowaniem przebrała się w swój charakterystyczny strój składający się zaledwie z kilkunastu liści. W końcu usiadła przy biurku i zaczęła pisać jakiś liścik. Kiedy skończyła, pośpiesznie wręczyła go posłańcowi czekającemu za drzwiami, mówiąc tylko>

-Wiesz do kogo.

<Kiedy ten wybiegł, drzwi same zamknęły się z trzaskiem. Selena odwróciła się i wtedy ujrzała Cadzycę stojącą koło jej szafy, która zresztą skrobała szponami. Uśmiechnęła się złowieszczo, i przerywając czynność powiedziała>

-On cię zabije, wiesz?

<Mroczne alter ego Seleny lubiło ją straszyć>

-Czy nie uważasz że to jest piękne? Delikatna i wrażliwa bogini, która pokochała a jakże uczynnego i spokojnego boga barda. Jednak to wszystko co w nim kochała, gdzieś... zanikło. Ach, z tego byłaby wspaniała pieśń czy ballada. Może zaraziłaś go tym wspaniałym darem? No wiesz, splątanie krwi. Może był ranny kiedy być może zraniłaś go zakrwawioną dłonią?

-Nie miał kontaktu z moją zarażoną krwią.

-Powiedziałaś mu o wszystkim?

-Nie, bo co? I tak nie chciałabym... zresztą! Dobrze o tym wiesz!

<Cadzyca nie odpowiedziała. Zgrabnymi ruchami skierowała się w stronę okna i przesyłając bogini całusa, wyskoczyła. Uciekając natrafiła przez omyłkę na Dantego. Przez sekundę patrzyła mu w oczy, czując w nim znajomą moc. Uśmiechnęła się tylko i pobiegła dalej. Selena w tym samym czasie wróciła do Markosa. W rzeczywistości ten szereg wydarzeń trwał zaledwie 6 minut.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KŁEST WŁAŚNIE SIĘ ROZPOCZYNA

Najpierw mała sprawa techniczna, wszystkie moce, prócz teleportacji, cofania czasu i innych pozwalających na ucieczkę działają.
-------------------------
PWB, noc... wszyscy śpią, nagle po całej planecie rozległ się głos J-Voo:
- Proszę was o pomoc, właśnie natrafiłem na ślad Jamesa, mojego brata, a waszego dawnego przyjaciela. Wiem gdzie jest, ale ma problemy, proszę pomóżcie mi go znaleźć.
Nie czekając na odpowiedź J-Voo wytworzył kilka świetlistych kul które wchłonęły wszystkich(którzy biorą udział w kłeście). Kule uniosły się nad powierzchnią ziemi i zamieniły się w jedną wielką. Nie zaważając na miny innych J-Voo przemówił.
- Przepraszam że was tak zabrałem, ale błagam, pomóżcie mi, znacie Jamesa, wiele razy wam pomagał, pomóżcie mu, złe rzeczy się z nim dzieją.
Znowu nie czekając na reakcje innych machnął ręką, co wywołało błysk światła na planecie i zniknięcie kuli. Wszyscy bogowie czuli że poruszają się z bardzo dużą prędkością, po chwili zatrzymali się.
- Jesteśmy na miejscu, na tej planecie przebywa mój brat, pomóżcie mi go uwolnić
Kula światła znikła, wszyscy spadli na planetę, w sam środek dżungli, w której rosły rośliny o której bogowie nigdy nie śnili. Las był mroczny, w oddali spowity ciemnością.
- Na razie jest noc, niedługo nastanie dzień. Wiedzcie że tu wszystko może was zaatakować, tu moce Jamesa działają w pełni, to są zmutowane rośliny, a za nimi zmutowane zwierzęta. Teraz musimy znaleźć Jamesa

-------------------------------
Jeszcze jedna sprawa, nie da się stąd uciec.
Druga, możecie tworzyć naprawdę dziwne rośliny i zwierzęta i z nimi walczyć. Dawno nie mieliście wesołej, staro szkolnej rozpierduchy, więc teraz macie okazję :) Korzystajcie z mojej mocy do woli, walczcie z nimi itd. Róbcie co chcecie, zabezpieczyłem się abyście kłesta nie zepsuli :P Możecie tu robić wszystko wedle woli, a jak coś zepsujecie to to naprawię :)
Miłej zabawy, mam nadzieję ze kłest się spodoba.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...