Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie

Polecane posty

- Nie no, bez takich! Musi być jakiś, przynajmniej jeden standardowy składnik wszystkich lekarstw, no...

I lekko wkurzony zaczął wykręcać gniewnie ustami. Wówczas widzi dwie szklanki i słyszy pytanie:

- Napijesz się Holzenie?

Nie trzeba się chwili nawet zastanawiać.

- Pewno!

Chwyta jedną ze szklanek, przybija wraz z tytokusowską szklanką i bierze łyk.

- Ohu, ale dobre! Dawno już żem nie pił takiego gładkiego i przyjemnego napoju.

Stoi więc obok Tytokusa, trzymając wciąż swą szklankę.

- Skoro to lekarze Casulona badają Jane, to czy coś uczciwie uczynić mogę, by ulgę choć drobną przynieść strudzonym? Z chęcią pomogę Ci chociażby w uciążliwych zajęciach, tylko powiedz - co uczynić mam.

Rozgląda się naokoło.

- Wiesz przecież, żeś lekarz wspaniały i ceniony. Póki to choć jedna osoba Cię ceni i którąś to ocalił jest Ci wdzięczna, to jesteś wielki. Coś o tym wiem.

Holzen wraca wspomnieniami do czasów wyborów nowego króla Polski i walki z Pysią i Dżarosławem.

- I pomyśleć, że teraz ta kicia biega za Naoko...

Spotyka zadziwione spojrzenie Tytokusa.

- A... Nieważne... Ważne, żeś mi pomoc i ulgę wtenczas przywiódł i na nogi postawił. Wszakże bym do Ciebie chociażby w beznadziejnej z pozoru sytuacji przyszedł, niźli w ręce kłócących się innych doktorków choćby ze zwykłą boską grypą doń zaszedł.

Uśmiecha się.

- Pustymi nie są te słowa - pewności ku temu winieneś nie tracić. A jeśliś widzisz, żeś niedoceniany, to pewnoś utrudzony sporo. Wiedz przeto, że zawsze ostanie się ktoś, kto pamięci twej nie poskąpi napomnieć z łzą wspomnień... Pamiętasz li, jako to jeno pomarańczowy wiatyr po tobie pozostawiwszy, pomoc swą niósł nam - utrudzonym losem nobliwych nas person. Nie patrzaj pierwej na to, co powłokami swymi prezentują wielicy tegoż globu. Krom jesteś galant toś i chędogi bóg!

Ciężko to rozszyfrować, aczkolwiek sens ogólny zrozumieć się da.

- Ogólnie to żeś wielka persona, chociażby w tym, że służbę swą niesiesz wszystkim.

I wziął spory łyk ze szklanki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już chyba ostatni raz, kiedy uratuję Cygnusa. Ktoś ryczy na pomoc, a inni nadal się zajmują swoimi sprawami. Dziwne :dry:

-------

<Neko usłyszała ryk, więc zaraz odpowiedziała na niego. Nie usłyszała jednak odpowiedzi, więc zaniepokojona ruszyła na poszukiwania lwa, który ryknął. Na wszelki wypadek przed poszukiwaniami poszła do kuchni i zabrała DUŻĄ kość, która była tam od... Właściwie to nie wiadomo, od kiedy.

Mija 5 minut...

Neko stanęła przed Cytadelą Boginek. Rzecz jasna boginki stojące na straży od razu rzuciły się na nią w celu zrobienia słitfoci na NK, ale Neko-jak to Neko- zagryzła je wszystkie. Wlazła do środka, zagryzając kolejne boginki, aż w końcu zjawiła się w sali tronowej, gdzie...>

KYA*!!!!!! NAJBARDZIEJ SŁITAŚNA NA ŚWIECIE KSIĘŻNICZKO DE- DE! DZIŚ DOBRY DZIEŃ! MAMY KOLEJNE SŁITFOCIE NA NK!!!!!!

<Cała chmara boginek rzuciła się na Neko, jednak ta ryknęła tak, że usłyszano ją w całym wrzechświecie i zagryzła wszystkie boginki. Na końcu czekała trudna walka z księżniczką, ale w końcu Neko ją pokonała. Wtedy włączyły się systemy przeciwpożarowe, więc jaguar chwycił Cygnusa i po chwili już byli na Osiedlu. Neko tylko zaryczała przyjacielsko, zostawiła kość przed Cygnusem i udała się do swojego ulubionego miejsca... Czyli do ogrodu Naoko.>

-----

*Do dziś nie wiem, co wyraża Kya, ale według mnie oznacza zachwyt.

PS. Dla każdego jest 7 światełek, które spełniają życzenia. A pozostałe światełka są do użytku. Można je użyć do zrobienia zbroi, miecza lub do innych rzeczy. Nawet do zrobienia napoju :tongue:

@orzelek18

Nie chcę. Po prostu światełka mogą być materiałem na jakąś zbroję :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Patrzy niepewnie na świetlisty portal. Na początku myślał, że wystarczy cofnąć się, wykopać, wrócić i zapomnieć. Teraz wszystko się trochę skomplikowało. Zauważa dziwne świetliki, które krążą wokół niego i wyraźnie czegoś chcą.>

Później się wami zajmę.

<Szybko sprawdza sprzęt, który ma i wskakuje w portal. Dziwne to miejsce. Casul sunie przez tunel złożony ze scen filmowych, które przedstawiają wszystkie wydarzenia z przeszłości Osiedla.>

Nic dziwnego, że Ravenos został Władcą Czasu.

<Drogę zagradza mu przedstawiający atak Tytanów. Casulono omija go i dogania Ravenosa.>

No tak... Zapomniałem o wyznawcach, ale oni rzadko kiedy wchodzą na teraen Osiedla. Wolą przebywać w Moderatusopolu. Ciekaw jestem, jak jest na Osiedlu, gdy nie ma bogów.

______

@Tyt0k - Jane nie jest w Pałacu Casula, lecz w Pałacu ogólnodostępnym

@Cygnus - Jeśli zdążysz... Czemu nie?

@up - Chcesz mnie pozbawić pracy kowala? :P

@Math i Golo - Konferencja przez GG albo IRC lub oddzielne posty?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Selena zauważyła że inni bogowie tworzą swoje planety. Sama podeszła do maszyny, a kiedy została zapytana o nie, odpowiedziała>

-Jedna planeta... Jej nazwa, Kuglarz, będzie główną siedzibą kultów Natury. 65% planety niech pokrywają morza i oceany. Reszta to olbrzymie kontynenty, większe i mniejsze wyspy... Naturalnie, większość terenów będą tworzyć lasy, a jako że Aurorianie nie znają światła elektrycznego, niech Natura da im światło poprzez roślinność. Rozumiesz chyba, prawda? Kilka pustyń też nie zaszkodzi. Główną stolicę wybudują później... Druga planeta niech się nazywa Lorysa, ku czci tych pięknych stworzeń. Sama będzie wyglądała podobnie... Stwórz ją w miarę na wzór poprzedniej, tylko zmień położenie kontynentów, ich wielkość, takie tam. Pomyślałam by wyróżniała się nieco. Trawa zachowa swoją zieleń, ale niech będzie ona jaśniejsza, niby magiczna. Drzewa z niebiesko-czerwonymi liśćmi, krzewy tęczowe. Pory roku mają być standardowe na każdej planecie. Stworzenia skopiuj z auroriańskich bestariuszy.

<Maszyna potrzeszczała, jakby miała się zepsuć. Po chwili przestała, informując że planety zostały stworzone>

<W pokoju umierającej było ciemno, bowiem światło zostało zgaszone, by dziewczyna spała. nie czuła bólu ale wyglądała źle. W końcu z cichym trzaskiem otworzył się w rogu pomieszczenia niebieski portal. Zniknął za nim Crean, uprzednio puszczając już zimną i martwą dłoń Kendry. Był z nią do ostatniej chwili jej życia. Póki co, był niepotrzebny. Wrócił do państwa aurorian załatwić swoje interesy>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i po Mietku. Teraz chyba pora przygotować sobie planety. Pojawił się na Osiedlu i podszedł do maszyny.

- Pierwsza moja planeta niech nazywa się Flux. Ma być... niestała. To nie ma być planeta, to ma być wir, zmieniająca się kula barw, żywiołów i materii. Najłatwiej będzie jeśli wyrwiesz kawałek sfery Limbo, tak to powinno wyglądać. Niech żyją tam stworzenia o silnej woli, takie które potrafią dostosować się do zmian.

Maszyna zabrzęczała, zabuczała i umilkła. Czekała teraz na następne wytyczne.

- Druga planeta ma nosić nazwę Karasutra. Niech panuje n niej ciągła noc, a księżyc i gwiazdy nigdy nie znikają z jej nieba. Lądy mają być pokryte lasami pełnymi nocnych stworzeń i zamieszkanymi przez mój lud, Lunarów. Mórz niezbyt wiele, ale pełne ryb. Do tego specjalna odmiana boskiej herbaty, które wystarcza światło księżyca.

Urządzenie znowu trochę pobuczało i zamilkło. Lunarion udał się do Pałacu nieco odpocząć. Spotkał tam jednak ciężko ranną Jane i opiekującymi się nią lekarzami. Sam nie znał się na leczeniu, więc niezbyt wiedział co robić. Gdzie są inni? Może oni by coś poradzili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus szybko uwolnił się z lin. Następnie podziękował Neko za ratunek od upokorzenia na NK. Odleciał na Boski Rynek. Zobaczył tam otwarty portal, do którego wskakiwał Casul.>

- Eee... Casulono? Co ty...

<Wskoczył. Ciekawy świata lew podszedł bliżej. Nagle jakaś siła zaczęła o wartości 30000 N zaczęła na niego działać ruchem jednostajnie prostoliniowym unosząc go i wciągając do portalu. Przelatując przez portal Cygnus widzi siebie jako człowieka. Ląduje plackiem zaraz przed Ravenosem i Casulonem.>

- Uch! Nie wszystkie koty spadają na cztery łapy.

<Wstaje doprowadza się do porządku.>

- Nie pytajcie jak. Coś wciągnęło i tyle.

<Powiedział i zademonstrował uśmiech jak w awatarze.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm. Zmniejszony robot... Zmiażdżony robot. Tydzień pracy na marne. Dlaczego się zmniejszył?

Muszę obejrzeć resztę laboratorium. I patrzeć pod nogi.

Hm, wszystko wygląda normalnie. Ale lepiej dmuchać na zimne, przeskanuję pomieszczenie.

Uruchomiłem skany. Nic nie zostało ruszone. A może? Niewielki alarm na półce z latarkami. Tak, ktoś coś tak ruszał.

Zbliżyłem się do półki, i podniosłem latarkę. Przeskanowałem ją ponownie. Tak, to ona została ruszona i włączona. Może to powiązane z robotem?

Zaświeciłem ją w ciemność. Mysz... Tak, w laboratorium mieszka parę myszy.

Zaraz, zaraz... Mysz się zmniejsza?

Wyłączyłem latarkę. To miało sens! Najpierw robot, potem owa mysz. Postaram się jej teraz nie rozgnieść.

Ostrożnie wyszedłem z laboratorium. Miałem pomysł, wiedziałem jak uleczyć moją siostrę!

Pobiegłem w stronę Orła, i pomniejszyłem go. Był wielkości kontrolera do Xboxa 360. Mogłem go pomniejszyć do rozmiarów niewielkiej pigułki i dalej, ale na razie nie chciałem.

Wpadłem do Głównej Sali ze statkiem w ręku.

- Bogowie, posłuchajcie! Możemy się zmniejszyć, i zwalczyć chorobę od środka! Jeśli ktoś...

Zamilkłem. Co ja sobie wyobrażam? Chcę ich prosić o pomoc? Kto, kto mi pomoże? I dlaczego? Nikogo nie obchodziłem ani ja, ani Jane.

A sam sobie nie poradzę.

Opadłem na fotel, i spojrzałem na Orła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jakżem już mówił - swe zadania spełniasz należycie, a to, że czasem omsknie Ci się ster i przywalisz w kogoś, jak choćby w mój statek, to pikuś.

<bierze łyk>

- Oho, słyszę, że chyba Blade ma jakieś zmartwienie... Normalnie bym Jane nie pomógł, bom się już sporo ostatnimi czasy natrudził, a trusia to z niej żadna i trochę po mnie pojechała, ale... czuję, że powinienem to uczynić.

<drapie się po potylicy>

- A może to po prostu odbija mi się po soku?

<beeek>

- Pardon! Tak, to było to drugie. Niemniej i tak usłużę i w tym zadaniu swą postacią.

<dopija sok>

- Cenie wielce twe towarzystwo, więc daruj i pozwól, że podziękowawszy Ci pierwej za sok - dziękuję! - oddalę się chyżo w kierunku nowego zadania.

<odkłada szklankę i ukłoniwszy się, następnie odchodzi>

Konsekwentnie szedłwszy, Holzen dochodzi do Głównej Sali i widzi siedzącego Blade, wpatrującego się z nietęgą miną w Orła.

- Ja Ci usłużę swymi usługami, na tyle, na ile zdołam. Wiesz wszakże, że prawie li przygoda nowa od obijactwa i czasu przyjemnego, wszakże to przeze mnie ulubionego, oderwać zdoła.

<Wyjmuje swój młot>

- Masz mój młot!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gdy Neko spokojnie drzemała w ogródku, a Nami i Ness konstruowały swój chowańcowy artefakt w podziemiach, nagle Naoko, dotąd leżąca na trawie i oglądająca chmury, kątem oka dostrzegła, że z lasu koło jej polany wychyla się... Lampart. Mały lampart, który podbiegł do bogini i lekko ją podrapał w policzek(ciało miała w końcu opancerzone), by odwróciła się do niego.>

O co chodzi?

<Wtedy dostrzegła, że lampart trzyma w pysku białą kopertę z pieczęcią w kształcie shurikena. Wzięła list, otworzyła go i przeczytała. Gdy skończyła, napisała na liście coś krótko, schowała list do koperty, a kopertę dała lampartowi, po czym wstała.>

Herosowe sprawy... Trzeba to jakoś ogarnąć.

<Po czym pobiegła w las, a za nią pobiegł lampart.>

<A tymczasem w kuchni, na stole leżała melonowa bułka. Z pozoru zwykła bułka, ale nagle górna część wyskoczyła do góry. A górną część trzymała Nao, która zaczęła tanecznie się kołysać i śpiewać: >

Pan, pan, pan, pan, melon pan!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<kiedy król demon miał atakować Ramex'a przeniósł go portal>

brzymmmm.....

<wypadł z portalu i rozejrzał sie>

R:gdzie ja....jestem...

[wszystko było zasypane piaskiem...tą straszną tragedie nie przeżył nikt ze zwykłych ludzi...]

<Ramex poszedł dalej i zobaczył kilka piaskowych widm[Ramex myślał że to zwykli ludzie>

R:...a jednak ktoś przeżył...

<pobiegł w ich strone i nagle jeden z nich krzykną do Ramex'a>

R:piaskowe widma?hmmm...

W:Ju toking tu mi?!

R:0_o

W:?!!!

R:;D

W:... Goł attak!

R:Nie znam Widm'owego ale on chyba mówi do ataku;P wiec do ataku

W:Kij Hym!

R:yyyy.this is sparta

W:Tis is Madnessss!

<zdziwiony Ramex z widm zrobił piaskową kaszanke z sosem piaskowo-ziemnym>

R:dobra ide dalej...

<a oczywiście portal przeniósł go do...Bowser Castle>

R:nie no to są już żarty

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nudziło mu się w przeszłości. Miał być tylko on i Casul, a teraz dopchał się futrzak i chodząca puszka... W sumie, portal może być otwarty, nic się nie stanie. Sami sobie wrócą. Podszedł do boga łyżek i dał jakiś mały kamyk>

-Słuchaj, wy sobie kopcie te zwłoki, ja niezbyt lubię bezczeszczenie trupów. Ten kamyczek rzucony otworzy portal. Poradzicie sobie, podróż w przeszłość jest niemożliwa samotnie, ale powrót to zwykły spacerek. Ja tam wolę ratować przyjaciółkę.

<Zapalił fajkę i zniknął. Po prostu zniknął, nieznanym nikomu sposobem. W tym samym momencie w Sali Balowej, w kominku coś trzasnęło. Dymiło się, a po chwili z dymu wyszedł Ravenos i zobaczył Blade'a, który wygłaszał coś tam o zmniejszaniu się i podróży do wnętrza Jane>

-Widzę, że masz moją latarkę i chcesz się przelecieć po organizmie siostry. Szczerze mówiąc... To super pomysł! Tylko musimy to zrobić SZYBKO! Domyślam się, jak działa trucizna. Wytłumaczę wam to szybko...

<Ściągnął kapelusz, wyciągnął jakąś tablicę z mazakami, po czym postawił zestaw obok łóżka z półboginią i coś tam malował. Po chwili był tam kontur jej ciała z najważniejszymi narządami>

-Ok, więc mamy Jane i organy wewnętrzne - serce, mózg, płuca, nerki, wątroba i inne. Miecio pozyskał nasze moce i zrobił truciznę. Wiecie, jak działa platyna? Święte cząsteczki połączone z jakimiśtam innymi, boskimi cząsteczkami w naszej krwi tworzą... coś. I to coś nie pozwala nam się regenerować i wypala nas od środka. To jest trochę gorsze.

<Skorzystał z innych kolorów. Każdy organ zaznaczał czymś nowym>

-Moc ognia wypali jej nerki, od natury płuca zarosną mchem, czas postarzy wszystkie kości... To dopiero początek, będzie coraz gorzej. Śmierć nastąpi w męczarniach, nawet nie będzie można pomóc. Uśpić. Jakaś moc zapewne zablokuje pomoc. Musimy tam polecieć i usunąć źródło każdego patronatu. Niektóre zapewne padły, to silna kobieta. Lecz inne pozostały. Wbijamy do środka, robimy piekło w organizmie i oddajemy ją w ręce Tytokusa. To chyba ostatnia szansa.

<Nasypuje czegoś do fajki i zaczyna kaszleć. Chowa tablicę i pije kawę z piersiówki>

-To musi być szybka akcja. Jak najszybsza! Dawaj ten stateczek...

<Złapał latarkę i pojazd, przełączył jakieś kabelki w tej pierwszej i powiększył środek transportu>

-Wchodźcie. Im więcej nas, tym lepiej. Ja was dam do strzykawki i podam dożylnie, po czym przeniosę się do was. A przynajmniej spróbuję...

<Zaczął szukać strzykawki>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma co, Pan Miecio to przykładny Bad Boss - nawet po śmierci robi nam kłopoty. Ja się oczywiście zgadzam, nie pozwolę jej tak zwyczajnie umrzeć. Powinienem się wam przydać.

Wchodzi do pojazdu. Siada na fotelu nawigatora.

- Tylko wiecie, mam nadzieję, że nie przesadzicie. Mamy w końcu ją uleczyć, a nie dobić. Aha, Tytokusie, rozumiem, że zostajesz na zewnątrz i nam pomagasz w miarę możliwości? Jakieś lekarstwo wstrzyknięte w dobrym momencie mogłoby nam bardzo ułatwić zadanie.

Oby nam się udało... Nie chcę żeby umierała. Nie mam z nią zbyt wiele wspólnego, ale jednak. Przywołał do siebie kilka atlasów anatomicznych i ksiąg z zapisanymi zaklęciami. Szkoda, że Abyssal nie zna się na białej magii tak jak kiedyś, teraz to mógłby pomóc gdybyśmy chcieli ją zamienić w zombie albo wyhodować macki na głowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bogini po stworzeniu planet postanowiła odwiedzić Kendre. Idąc dróżką doszła do domu Tytokusa, ale kiedy miała zapukać, zatrzymała się i opierając dłoń o drzwi, zamyśliła się. Czuła że coś jest nie tak, ale nie miała odwagi tego sprawdzić. W końcu poddała się i odstąpiła. Nie miała ochoty patrzeć na umierającą przyjaciółkę, powrót do domu był dla niej bezcelowy... Jedyną pociechą wydał się Selenie, Kazune marnie plącząc się pod nogami. Dziewczyna była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła kiedy zwierzak do niej podszedł. Uklękła i pogłaskała chowańca uśmiechając się>

-Przepraszam jeśli cię ostatnio zaniedbywałam malutki. Obiecuję że to naprawię.

<Przytuliła go do siebie, ten nie szukał drogi ucieczki. Wiernie stał, merdając ogonem, a kiedy bogini go puściła, polizał ją w ramię. Przez przypadek przykleił mu się listek do języka>

-No już, idź. Niedługo wrócę.

<Kazune wydawał się zrezygnowany, ale wiernie usłuchał swej pani i pozwolił jej odejść. Selena przypomniała sobie jak po śmierci ojca, parę miesięcy później dostała od brata szczenię żywiołaka ziemi. Był wtedy maleńki, nie miał tylu liści. Pamięta także resztę szczeniąt. Żywiołak ognia, wody, lodu, piorunów, powietrza, czasu i przestrzeni oraz planet, a także słońca i księżyca. Niezwykłe stworzenia, które rzadko można spotkać w jednym miejscu. Selena nie mając co robisz poszła do Głównej Sali, podsłuchując rozmowę innych bogów i wysłuchując wykładu>

-Chętnie pomogę Jane. Zrobię wszystko by ją uratować.

<W myślach jednak dodała: Nie chcę śmierci Jane, bo jej nie zniosę. Taka jest moja Natura. Cierpienie innych sprawia mi ból, ale nic na to nie poradzę>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus po wypiciu szklaneczki soku z Holzenem, postanowił pójść jego śladem. Powiedział mu jeszcze:

- Dzięki Holzenie. Naprawdę mi pomogłeś.

Idzie do Pałacu, gdzie przebywa Blade. Co ciekawa, okazuje się, że to tam leży Jane. Sądził, że przebywa w pałacu Casulona, gdyż nie wypuszcza on swoich lekarzy z niego nawet o krok. Przynajmniej tak mu się zdawało. Chce podejść do Jane, gdy naglę znikąd pojawia się Rav i zaczyna tłumaczyć co jej dolega. Tytokus słucha uważnie. Gdy Ravenos każe wchodzić i mówić, że to on 'wszczepi' statek ze strzykawką wstaje i mówi.

- Nie Ravenosie, ja to zrobię. Ja i tak tu zostaję, ktoś musi obserwować tą akcję z zewnątrz. A podróże i przenoszenie się w czasie i przestrzeni jest niebezpieczne i nie ma co ryzykować. Wskakuj.

Słyszy przy okazji pytanie Aidena, który już wszedł. Zakłada sobie na głowę słuchawki, by kontaktować się z innymi. Podaje po parze słuchawek każdemu bogowi, który wchodzi na pokład statku.

- Tak, zostaje tutaj. Stąd łatwiej będzie kierować waszą akcją ratunkową. Przy okazji, muszę do strzykawki muszę znaleźć jakąś substancję obojętną, która nie zaszkodzi, ale też nie pomoże... Podając powietrze zabije ją, lub dołożę cierpień, a woda tylko rozcieńczy jej krew... O mam pomysł.

Zasysa pełną strzykawkę jakiejś pomarańczowej substancji. Kładzie ją na stole.

- Dobra, pakujcie się szybko na ten statek. Ale migiem, bo za niedługo moce szklane i diamentowe naszych golemów utwardzą skórę i nie będę mógł przebić jej igłą. Pakujcie się na statek. Pamiętajcie, że macie słuchawki, do porozumiewania się ze mną i ze sobą.

Wchodzi na chwilę na statek, zaznacza w jednym z atlasów anatomicznych Aidena czerwonym krzyżykiem miejsce 'desantu' statku, a niebieskim pierwszy cel - Serce.

- Wstrzyknę was w ramię, ponieważ droga przez połknięcie, a potem układ pokarmowy jest zbyt długa. Zresztą nie mamy dokładnych informacji, co może się zmieniać, więc nie można ryzykować, bo okaże się, że utknęliście w tym układzie na amen. Najpierw trzeba układem krwionośnym przepłynąć do serca i oczyścić je z obecnej tam mocy. Na razie nie mam dokładnych informacji, jaka moc może tam działać. Może też się zdarzyć, że będziecie płynąć 'pod prąd' ale postaramy się tego uniknąć. Wiem, że dacie radę.

Klepie Aidena po ramieniu. Jako nawigator, będzie miał mnóstwo roboty. Rozkłada ogromną plansze, na której zaznaczone są cele 'defensywy' i aktualna pozycja statku. Tytokus bierze do ręki boski pomarańczowy długopis, który otrzymał kiedyś od Markosa, dzięki czemu będzie mógł poprawiać samodzielnie pomyłki komputera. Zakłada słuchawki i zaczyna dokładnie sprawdzać wszystkie systemy łączności i przygotowane lekarstwa, stojące na biurku obok. Sprawdza czy wszystkie są i czy są gotowe do natychmiastowego zaapilkowania. Sprawdza igły i strzykawki. Ogólnie krząta się straszliwie.

- Pospieszcie się, bo potem może być zbyt późno. Niech pojedzie was tam jak najwięcej. Mówcie, kiedy wszyscy chętni już wsiądą.

Tytokus dalej porządkuje swoje lekarstwa i czeka na znak, że są gotowi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Serce pierwej? W porządku! Postarajcie się jeno tutaj, abyśmy jej cierpienia przysporzyć więcej nie dali. Wszakże nie wiadomo, jakiż to mocy użyć nam przyjdzie...

Zakłada słuchawki od Tytokusa.

- Przyda się!

Holzen wchodzi do pojazdu.

- Musimy pamiętać, aby uważać na zastawki i przegrody... A właśnie! Przegrody... Będziemy musieli działać w dwóch częściach serca, do których droga jest inna... Ale głowa w tym naszego doktora!

Znajduje sobie gdzieś miejsce, siada i podziwia wnętrze.

- Kawał dobrej roboty... Można by co prawda otworzyć jeszcze jakiś barek, ale i tak jest fajny!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kładę na podłodze cztery zmniejszone repliki Orła.

- Dziękuję za pomoc, ja... Dziękuję.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Włączyłem latarkę, i zacząłem się zmniejszać. Czułem, jak wszystko wokół rośnie... Krzesła, stół... Nogi Holzena stawały się jeszcze większe. W końcu zaczęły przypominać dwa pnie ogromnych dębów, a potem.... Przestałem je widzieć.

Byłem wielkości kropki w książce. To, co widziałem na półtora metra do przodu było rozmazane... odległe.

Wskoczyłem do orła, i uniosłem się w powietrze. Teraz byłem wielkości... Trzech kropek. Nie chciałem o tym myśleć.

*tsst* Tytokusie, jestem gotów. Uwaga wszyscy, ląduję na stole. Uważajcie... *tsst*

Osiadłem na kancie stołu.

________

Tyt0k albo kto inny, możecie mnie zmanipulować do strzykawki ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ogląda kamyk od Ravenosa.>

Herbowi nie spieszy się do przejścia. Trzeba to załatwić szybko i zatrzeć wszelkie ślady. Tak na marginesie: Cygnusie, dziwnie wyglądasz w tym kolorowym futrze. Stój na czatach.

<Nadciąga burza. Niebo jest zasnute chmurami. Zaczyna padać i grzmieć. Idealna aura na rozkopywanie grobu. Po paru minutach znajduje grób.>

Tu leży <Grzmot zagłusza imię.> No to do roboty.

<Zaczyna kopać. Robi to powoli, nie chce uszkodzić trumny. Po godzinie kopania wyciąga skrzynię z truchłem. Otwiera lekko wieko.>

Żadnych śladów rozkładu, lekko blada skóra, rany niezaszyte.

<Zamyka trumnę. Z trudem wyciąga ją, zakopuje dół i zaciera ślady. Wraca ze skrzynią do portalu, do Cygnusa. Upewnia się czy niczego nie zostawił. Wrzuca kamyk do portalu. Ten zmienia kolor z żółtego na niebieski.>

Cygnusie, muszę cię zaciągnąć do przyszłości. Nie chcemy katastrofalnych zmian w przyszłości. Poza tym chcę szybko wrócić i pomóc Jane.

<Trumnę bierze na ramiona, a Hyogę pod pachę. Przeskakuje przez przejście. Są na "ich" Osiedlu. Wypuszcza Cygnusa, sprawdza stan zdobyczy.>

Same kości?

<Bierze jednego świetlika.>

Chcę, żeby te kości wróciły do stanu sprzed podróży przez tunel.

<PYK Prośba spełniona. Casul wzywa sześciu sługusów i każe im zabrać trumnę do Kuźni (bo najbliżej). Casul chowa pięć świetlików do swojego wnętrza.>

Przepraszam Cygnusie za ten mało wygodny powrót.

<Daje ostatnie światełko Cygnusowi jako rekompensatę. Casulono idzie do bogów.>

Widzę, że znaleźliście sposób na uratowanie Jane.

<Ogląda tablicę Ravenosa.>

Sądzę, że cały układ odpornościowy lub pojedyncze organy zostały osłabione klątwą. Jadę z wami.

<Bierze słuchawki i wsiada do pojazdu.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Na ziemiach Nekomimi panował chaos, jakiego mało. Wszyscy stali przed Jeziorem Czarnego Deszczu i przypatrywali się czemuś, co przypominało jakąś postać. Nie człowieka, nie Nekomimi. Postać miała wyraźną demoniczną rękę i krótkie włosy. Próbowała się poruszyć, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Jedna z młodych adeptek Akademii, Rie, podeszła ostrożnie bliżej.>

Przepraszam, coś się stało? Czy mamy wezwać me...

<Rie odskoczyła, bo demoniczna ręka omal nie uderzyła jej w brzuch. Nagle z tłumu wyłoniła się Hisa, a tuż za nią szły jej dwie służące: San i Sei. Heros spojrzał na postać w jeziorze.>

O, jakiś gość. Od jakiegoś czasu mamy gości bardzo mało.

<Wtedy...>

Co się tu dzieje?

<Spytała się Naoko. Nie czekając na odpowiedź, podeszła do jeziora.>

Kim jesteś?

<Postać z trudem uniosła głowę, ale to bogini wystarczyło. Odwróciła się do Nekomimi.>

Nie wiem, jakim cudem, ale znalazła się tu osoba z cywilizacji Darkness. Znam boga, który się opiekuje tą cywilizacją, więc zajmijcie się tą dziewczyną. Możliwe, że miała wypadek w czasie podróży.

<Mówiąc to, Naoko znikła. Zjawiła się w swoim domu na Osiedlu i poszła prosto do ogrodu.>

-----

Przepraszam za natłok kolorów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus znów upadł nie na cztery łapy. Z ciężkim "Uff!" wstał i rzekł tylko: >

- Wiem że mi nie do twarzy. Nie wiem co ma do mnie Ewolucja, ale coś ma na pewno. Choć czy to jej wina, tego nie wiem...

<Nie widząc natomiast koło siebie nikogo poszedł kierowany przeczuciami do domu Blade'a. Jak gdyby nigdy nic wszedł. Jak gdyby nigdy nic przeszukał dom w poszukiwaniu żywego ducha. I jak gdyby nic wszedł do pokoju. Tam zastał Tytoka trzymającego strzykawkę, Jane na łóżku i tablicę z narysowaną Jane od środka.>

- Nie wnikam co tu się dzieje. Nie wnikam co tu robicie. Nie wnikam jak to zrobicie. Ja, naczelny futrzak Boskiego Osiedla, chcę pomóc koleżance bogince. Nie wiem co jej grozi, ale wiem że to coś złego. Chcę pomóc!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzleciałem w powietrze, i przełączyłem Orła na moduł kopania. Tył pojazdu zaskrzypiał. Blacha wygięła się i przemieściła, formując sześcian. Przód Orła spłaszczył się, szkło wydało niebezpieczny odgłos jakby pękania, a z byłej 'maski' wyłonił się duży, szpiczasty świder.

Wszystko w pół sekundy.

Odpaliłem tylne silniki, i runąłem w dół. Wgniotło mnie w fotel. Widziałem, jak blat stołu zbliża się. Skręciłem, i wycelowałem w Jane.

Tylko ociupinkę w lewo...

JAZDAAA!!!

Przebiłem się przez cienką skórę, i wpadłem do... żyły, albo tętnicy.

Hmm, rozejrzyjmy się. W środku nie ma zastawek, a krew płynie prędko... to tętnica. W takim razie lecę prosto do serca.

Przełączyłem na moduł podwodny. Tył statku wydłużył się, świder stopił z kadłubem i rozciął na dwie płaskie 'deski', które utrzymywały głębokość, a środkowy silnik rozpłaszczył się i podzielił, formując śmigło. Cała konstrukcja zaokrągliła się, formując opływowy i futurystyczny kształt. Na koniec, z dachu wyłoniły się dwie okrągłe wyrzutnie rakiet, załadowane i groźne.

Silniki zaświeciły się niebieskim światłem, i ruszyłem w kierunku prądu.

Nie podobał mi się kolor krwi. Zieleń świadczy o zombiakach, a nie o normalnych ludziach. Tym bardziej muszę dostać się do serca.

Przyspieszyłem. Zielona maź utrudniała mi widoczność, skorzystałem więc z echolokacji. Hm, wygląda na to, że przede mną znajduje się masywna...

ŁŁUP

Odbiłem się od zastawki. Nie, to nie żyła, to serce. Nareszcie. Ale wygląda jakoś inaczej. Hm, popatrzmy... Tam, na ścianie. Coś... nienormalnego. Kula! Odłamek kuli przewędrował przez układ krwionośny i zatrzymał się w sercu, a zielona trucizna rozprzestrzeniła się po całym ciele. Teraz trzeba to rozwalić.

Wyrzutnie rakiet wysunęły się na przód statku. Wdusiłem czerwony przycisk.

- Jipikajej,

TY... TY... KULO!

Cztery rakiety odpaliły, i poszybowały w stronę kuli.

B000M!!

Rozłupałem odłamek kuli na pojedyncze protony. Bez źródła trucizny krew powoli zaczęła przybierać kolor czerwony.

Teraz wynieść się stąd. Wlazłem do tętnicy, i ruszyłem w stronę płuc. Dopalacz dodał mi skrzydeł. Wpadłem do płuc przez pęcherzyk płucny. Statki przelatujące przez płuca nie były w planie organizmu Jane. Kaszlnięcie wyrzuciło mnie na powierzchnię.

- Cha cha, udało się!

Nie uruchomiłem echolokacji, a moja widoczność na metr do przodu... Orzeł wyrżnął o ścianę zamku, i spadł jak mucha od packi.

_____

Nikt nie gra, więc kończę questa. Bardzo dziękuję za 11 h niepisania.

THE END.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie szukał materiału na wyrzeźbienie nowego chowańca, gdy z nieba zaczęły wolno opadać dziwne świetliste punkciki. Zaciekawiony wyciągnął rękę i pozwolił, by jeden wylądował na jego masywnej dłoni. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym zamknął dłoń i westchnął

- No dobra, czas najwyższy na wskrzeszenie Hevdiego, lub przynajmniej jego cząstki...

ZzzZythh!

Nastąpił bardzo krótki błysk z wnętrza jego dłoni. Gdy bóg wreszcie odzyskał wzrok, ujrzał stojącego przed sobą chowańca. Przetarł oczy. Chowaniec był realny i też wyglądał na zszokowanego. Zaskoczony bóg zezował to na swojego podopiecznego, to na swoją dłoń. Światełko zniknęło...

- Może mi ktoś powiedzieć, co tu się znowu dzieje? - zapytał nie zwracając się do nikogo konkretnego i spojrzał na marmurowego golema, który odzyskał już równowagę psychiczną po nagłym ściągnięciu z Krainy Wiecznych Rzeźbień.

- Hevdi, to ty?

- Ehm... chyba tak, panie. Chyba że to nie ja. Nie powinienem być martwy? - zapytał z miną kogoś na skraju załamania nerwowego.

- Uzgodnimy to później - powiedział Glatryd powoli i spokojnie, widząc stan w jakim jest chowaniec - Chodź, usiądziemy na chwilę, a później zbudujemy od nowa Niebiańską Hutę i znajdziemy nową cywilizację.... - urwał i spojrzał na krążące nad nim światełka. Szybkim ruchem pochwycił jedno z nich. - Chcę mieć nowiutką, w pełni wyposażoną Niebiańską Hutę - szepną gdy Hevdi ruszył w kierunku najbliższej ławki.

ZzzZythh!

Z nieba z gracją spadła ogromna szklana dwudziestościenna kostka. Idealnie odwzorowana Niebiańska Huta. Glatryd spojrzał na nią z obłędem w oczach.

- Jednak będziemy mieć więcej czasu wolnego, niż sądziliśmy, Hevdi - Wychrypiał tylko wciąż patrząc na Kostkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Jaguar chodził sobie po ogrodzie, aż w końcu dotarł do Naoko leżącej na trawie. Bogini powoli otworzyła oczy, gdy tylko poczuła szorstki język na swojej twarzy. Spojrzała na Neko.>

Co chcesz? Melonową bułkę? Od razu mówię, że ostatnia już jest w rękach Nao.

<Neko coś warknęła.>

PWB?

<Znowu warknięcie.>

Sugerujesz, że mam się przenieść na PWB? Skoro tak twierdzisz...

<Naoko w tej chwili znikła i zjawiła się na PWB.>

Ciekawe, o co jej chodziło...

-----

Jakby co, pierwsza teleportowałam się na PWB, by później nie zapomnieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzeba było jedynie kilku godzin i całej zawartości znalezionego na rogu automatu z kawą, by Glatryd wraz ze swoim chowańcem doszli w końcu do porozumienia. Zadecydowano, że spadające z nieba gigantyczne dwudziestościany to zjawisko rzadkie, ale jak najbardziej naturalne. A wskrzeszenia zdarzają się tu i ówdzie. Na pewno gdzieś istnieje bóg specjalizujący się wskrzeszeniami i może akurat przechodził...

Glatryd lubił Racjonalne Wyjaśnienia. Były... no, racjonalne i pozwalały nie martwić się że wokół nagle zaczną roić się wielkie fioletowe brokuły, bo skoro nagle zaczynają się zdarzać rzeczy niemożliwe, to wszystko może się zdarzyć. A zwłaszcza fioletowe brokuły. Były w tym przypadku niemal pewniakiem.

Zadowolony z osiągniętego spokoju ducha, lecz nieco nerwowy po kilku litrach kawy, Glatryd Usiadł w kokpicie Niebiańskiej Huty, choć może "usiadł" to za wiele powiedziane. Krzesło było stworzone dla znacznie mniejszych humanoidów, podczas gdy on stał zazwyczaj na mostku i komenderował. Ale teraz nie było nikogo, kim mógłby komenderować...

Usiadł... i zamarł. Oczywiście nie licząc niekontrolowanych drgawek wywołanych niekontrolowanym spożyciem kawy.

- Dobra - pomyślał - Mam Niebiańską Hutę, mam mojego chowańca. Ale nie mam cywilizacji. Potrzebuję cywilizacji. Co to za bóg bez cywilizacji? Zaaaaa duuużo kawyyyy! - mruknął i rozejrzał się dookoła. Spojrzał na światełko. Chwycił je. Pijany z radości zawołał - Do najbliższej bezbożnej cywilizacji, proszę!.

ZzzYtH!

- Oho! Hevdi, kurs na PWB. Brzmi zachęcająco - powiedział wpatrując się we współrzędne wyświetlone na ekranie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Widząc frustrację w domu Blade'a Cygnus natychmiast wyleciał przez okno wybijając szybę. Nie wiadomo dlaczego. Być może się śpieszył. Poleciał do swych Sewastian - ale się mocno zdziwił, zastając metropolię, dobrze prosperującą, zamieszkaną przez okrągły milion mieszkańców.>

- Moi kochani!

<Wszyscy zwrócili się do Cygnusa twarzami. Słuchali w wytężeniu co ich bóg ma do powiedzenia.>

- Uznałem, że gotowi jesteście by zasiedlić PWB. Jesteście tylko duszami, lecz sprawię byćcie mieli i ciała.

<Cygnus wyciągnął z worka jeden świetlik.>

- Chcę, by Sewastianie mieli ciała adekwatne do ich ducha!

<Świetlik wydał dźwięk harfy i znikł. Sewastianie mieli ciała.>

- Widzicie że się zmieniam. Ze mną i moja ziemia - z zimnej w gorącą i suchą. Wasz niebieski kolor do niczego się nie przyda. Chcę byście byli koloru ziemi!

<Kolejny odgłos harfy i kolejne spełnione życzenie.>

- A teraz ostatnie: Chcę byście zamieszkali PWB!

<Odgłos harfy zasygnalizował że wszystko jest dobrze. Dwa świetliki zniknęły. Miasto zniknęło. Gdy Cygnus zobaczył je na PWB ucieszył się i uśmiechnął.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wychodzi z pojazdu. Prawie zdeptuje Orła.>

Czuję cię.

<Delikatnie unosi statek z Johnem.>

Niestety, nie znam się na powiększaniu, to nie moja działka.

<Kładzie Orła na stoliku. Zwraca się do lekarzy.>

Teraz jej nic nie grozi. Dopilnujcie, by doszła do siebie. To raczej nie przewyższa waszych umiejętności.

<Słyszy coś w stylu: "Jednak wyszła na prostą, ale tochę inaczej niż się spodziewałem." Casul wychodzi. Wzywa szkielety z trumną. Na wieku są narysowane dziwne znaki i rysunki przedstawiające czaszki. Bóg odsyła kuźnię z trupami z powrotem do unoszącej się nad Osiedlem Fortecy. Wokół trumny rysuje okrąg i gwiazdę siedmioramienną. Z każdego ramienia wyrasta kościany obelisk. Zaczyna wydobywać się z nich blask. Energia zaczyna spływać do ciała. Trumna powoli otwiera się. Casul niepewnie podchodzi do niej.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...