Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rankin

Olympus Actionus - temat główny, podejście trzecie

Polecane posty

<Z bliżej nieokreślonego kierunku zaraz po odejściu rady pojawia się Moith w swoim płonącym i rzeżącym statku>

No wspaniale bóg znika na chwilę*,a tu już go olewają.

<Widzi,ze wszyscy uciekają na osiedle. Katem oka spogląda na zbulwersowanego Miecia>

Pan się ie martwi,kiedyś ich wszystkich pozabijam to oduczą się nas olewać.

<Miecio znika>

A nich ich wszystkich zaraza strawi

<Ze statku wydobywają się coraz dziwniejsze odgłosy. Moith kieruje statek na portal i wlatuje do niego.

Nad osiedlem pojawia się ognista kula,słychać świsty... kula uderza w pobliżu Lwiej Skały i wybucha. Słychać czyjeś narzekania>

Wspaniale, czemu ten złom musiał się rozpaść....(zbyt dużo przekleństw by kontynuować)

<Do pałacu wchodzi osmolony Moith, pstryka palcami i strój jak i on znowu są czyści>

Nigdy więcej nie będę się zadawał z tymi idiotami z rady. Ciekawe co zrobią jak odkryją,że zabrali bombę ze sobą.

------------------------------

*Szkoła i nowa gra to ZUO i złodzieje czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Ravenos siedział sobie nadal w kokpicie kradzionego pojazdu. Czuł, że o czymś zapomniał. Nie wiedział tylko, czego. Włączył radyjko i nagle usłyszał komunikat nadawany przez Tytokusa. Nieciekawa sytuacja zważywszy na to, że za jakieś kilka sekund miała wybuchnąć bomba, która unicestwi tą planetę i okolice raz na zawsze, nie wyłączając boga i Kendry. Przynajmniej już nie strzelają... Pytanie brzmi, jak w kilka sekund dotrzeć do planety tak bardzo oddalonej od Osiedla...>

-Myśl, Raven, myśl! Zaraz... 3 zasady przenoszenia się czasem. Pierwsza - skupienie na celu. Druga - odprężenie się, wyczyszczenie umysłu ze wszelkich myśli. Trzecia - zamknąć oczy i liczyć. Tak więc raz... Dwa...

<poczuł drobne szarpnięcie, otworzył oczy>

-...Trzy. Działa lepiej niż sądziłem.

<Oczywiste, że działało lepiej. O podróżach czytał w księgach dla śmiertelnych, a on był bogiem. Pełna kontrola nad czasem czasami się przydaje. Teraz musi znaleźć tylko szybko swoich przyjaciół i...>

-Dziękujemy za skorzystanie z usług firmy KosmoDemo. W przypadku, gdyby zażyczyli sobie państwo wysadzić inny układ, możecie cieszyć się obniżką.

<Usłyszał to nad sobą, mechaniczny głos, który zapowiadał uruchomienie ładunku. Widocznie jeden rada zabrała ze sobą, drugi został... Ale nie było za późno. Usłyszał straszliwy huk, widział falę ognia zmierzającą w jego stronę, jednak skoncentrował się, po czym...>

<Czas stanął w miejscu. Jego oczy podziwiały wspaniałe barwy ognia, wyzwolonej energii bomby. Kawałki planety były w koło niego, patrząc w dół oślepił się bijącym żarem jądrem. Resztki statków, rozpadające się podłoże... To wszystko zamarło w oczekiwaniu na wolę Ravenosa. Spacerował powoli po tym pobojowisku, ciesząc się wspaniałym widokiem. Nad głową wciąż błyszczało potężne światło wybuchu gwiazd. Wreszcie, po kilku minutach chodzenia po nielicznych, wciąż całych kawałkach podłoża zobaczył wrak statku boga pomarańczy i jego właściciela we własnej osobie kryjącego Kendrę. Sekunda, może mniej i byłoby po nich. Spokojnie zbliżył się i chwycił ich za ramiona>

-Trudno się będzie skoncentrować, są spore szanse, że wyrzucę was gdzieś "po drodze", bo nie zdążę się przenieść. Ale może będziemy mieli szczęście. 3 zasady...

<Powtórzył wszystko. Świat powoli ruszał, wszak moc słabła z dala od Osiedla. Fala ognia coraz bardziej się zbliżała, bóg liczył. Przy sześciu zaczął się niepokoić, grunt rozsypywał się. W ostatniej chwili czas ruszył pełnym tempem, ogień niemal spalił tą trójkę... Szczęśliwie moc zadziałała i z wielkim hukiem Ravenos przeniósł ich w sam środek fontanny na środku placu na Osiedlu. Twarz miał osmaloną, ubrania trochę przypalone>

-Mała rada... Nie róbmy tego więcej.

<Po czym padł wycieńczony>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A toś się pośpieszył, MacTavish. To ja miałem zamknąć dziurę. No nic, przyjmijmy, że ten post wydarzył się przed twoim.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czas nadszedł. Holzen wyzwolił energię trzeciej galaktyki. Lunarion i Bajcurus cisnęli włócznię w czarną dziurę. Teraz kolej Abyssala.

Crash chwycił wbitą włócznię. Abyssal wymawiał słowa rozpraszające zaklęcia trzymające Crasha w całości.

-Co zostało wstrzymane, niech pójdzie w ruch ponownie! Co było poza zasięgiem czasu, niech zostanie przez niego dogonione! Koniec, który został odwleczony, niech nadejdzie! Powróć do pustki!

Crash zaczął się rozpadać. Potężne masy skał z rozbitych planet i asteroid oraz góry wraków statków kosmicznych i samochodów odczepiły się i poszybowały w przestrzeń. Ognie zgasły, agonalne echa ucichły, a umęczone dusze odleciały w niebyt. Utrzymywane w zastoju supernowe i materia ze zgaszonych gwiazd, które tworzyły wnętrze Crasha, wniknęły w dziurę tworzącą jego centrum, która z kolei została wchłonięta przez włócznię. Chwilę potem włócznia przyjęła na siebie energię wysłaną przez Holzena.

Broń utonęła w czarnej dziurze całkowicie, która następnie rozciągnęła się w dziwaczny sposób, jakby próbowała wessać samą siebie do środka. Po chwili rzeczywiście tak się stało i nie było po niej śladu. Dziwne statki w tajemniczy sposób zniknęły.

Tymczasem Abyssal razem ze swoją załogą, Vanasayo i Jalem, pojawili się na Osiedlu. Wyszli z czarnej wyrwy w ziemi, znajdującej się w środku pałacu Abyssala.

-Wygląda na to, że wyścig się skończył. Kiedy inni wrócą, dowiemy się, kto wygrał. Ja tymczasem zobaczę, kim jest ta dziwna istota, która odwiedziła Osiedle. Niby nie śmiertelnik, ale też nie heros. Ale przedtem muszę z wami porozmawiać.

Zwrócił się do Jala.

-Jal, wywiązałeś się ze swoich obowiązków tak dobrze, że przedłużam naszą umowę. Możesz się uważać za mojego chowańca. Nie masz żadnych mocy i musisz się mnie słuchać, ale cię nie zniszczę.

-Dzięki za łaskę... - odpowiedział Jal, po czym się oddalił. Wyglądał na zasmuconego faktem, że pożyje jeszcze trochę. Ale szybko mu przeszło. W końcu im dłużej żyjesz, tym więcej masz okazji do zabijania, czyż nie?

-Vanasayo, ty też spisałaś się dobrze.

-Dziękuję, panie, ale mam jedno pytanie. Dlaczego zatrzymałeś przy sobie Jala?

-Z tego samego powodu, dla którego uczyniłem cię herosem. Mam wrażenie, że mnie w pewien sposób dopełniacie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Statek doleciał akurat w tym momencie, gdy hologram zaczął wyczytywać nazwiska. Kiedy Selena usłyszała swoje, nie przejęła się tym za bardzo. Następnie dyskusje, potem wstawiennictwo Blade'a. Kiedy Asari powiedziała, że mają 2 minuty na ucieczkę, bogini westchnęła>

-Spotkamy się na Osiedlu, Markosie.

<Uśmiechnęła się i pocałowała ukochanego, następnie teleportowała się do swego domu, jednocześnie przenosząc Creana, o którym dopiero teraz sobie przypomniała>

-Zapomniałaś o mnie. Przyznaj się!

<Zaśmiał się, powstrzymując zawroty głowy po niepożądanym kręceniu się w zniszczonym statku>

-Nie przyznam się. Idziesz na ucztę, bo ja nie mam nastroju.

-Nie? Szkoda. W takim razie ja zostanę z tobą.

<Przysiadł się obok, zdejmując kaptur z głowy>

-Pamiętasz co się wtedy wydarzyło w świątyni? To przeze mnie tu trafiłeś. Nie powinnam cię mieszać.

-Szukasz punktu zaczepu, by siebie o cokolwiek obwinić, pani. To był i mój wybór. Wiesz może gdzie jest Kendra?

-Jest bezpieczna z Tytokusem, a co?

-Nic, nic... Z ciekawości pytam. Napijesz się?

<Nie wiadomo skąd, wyjął butelkę wina i dwa kieliszki>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Dzięks Math ;q)

- No świetnie. Ci sobie pojechali, i zostawili mnie z nierozwiązanym problemem...

<paliwo w rakiecie się wyczerpało. Jane dryfowała, a licznik wielkiej bomby liczył 10... 9...

Jane wymontowała moduł repulsorowy, i przyczepiła go do rakiety. Stanęła na rakiecie.

BUM!!!

<Gorączkowo urochomiła moduł. Okolicą wstrząsnął wybuch bomby.

Fala uderzenia prawie do niej dotarła, moduł zadziałał. Jane ruszyła na rakiecie jak na desce, a zaraz za nią pędziło same piekło w chmurze ognia, pyłu i Bóg wie czego jeszcze.

Jane nie była bogiem.

Uniknęła meteoru, ogień za nią po prostu go unicestwił.

Przygazowała.

Zachwiała się, prawie tracąc równowagę. Ruszyła w stronę portalu.

- Nie zdążę!

Włączyła trzeci magazynek, jednak nie było szans. Zwalniała.

Czuła żar na plecach. Tunel był ledwie kilka metrów od niej, ale nie miała szans.

Skokiem pokonała kolejny metr, odwróciła się, i celnym strzałem z glocka wysadziła rakietę, na której leciała.

Wybuch wyrzucił ją przez portal.

Upadła i potoczyła się po ziemi.

Wstała.

- Dzięki za ratunek! - warknęła poirytowana. - Na szczęście umiem o siebie zadbać.

<Spostrzegła Ravenosa leżącego w fontannie>

- Rany, on się utopi!!

<podbiegła, i wyciągnęła boga z wody. Nie oddychał>

- No dobra, for the greater good...

<rzekła, i zrobiła 'resuscytację'. Po kilku próbach, Ravenos złapał powietrze>

- Żyjesz? Uff...

<pomogła mu wstać, i lekko zachwiała się - w końcu prawie zginęła. Byłą cała poraniona, a na dodatek przemoczona>

---

(dzięki Bioware ;q)

Cisza.

Lubię ciszę.

Każdy umysł potrzebuje spokoju.

Każde ciało potrzebuje ciszy.

Jednak bez ciała nie byłoby ciszy, a bez umysłu spokoju.

A może?

Otrząsnąłem się z medytacji. Siedziałem przy biurku, spoglądając na las znajdujący się tuż za moim domem. Wzrok Asasyna jest zawsze wyostrzony. Prawie jak sokoli. Podziwiałem sokoły. Z tej odległości, z której ja nie widzę żółtych motyli, sokół mógłby dotrzeć mrówki biegające po korze drzewa.

Wyciągnąłem dwa palce, i usiadł na nich Chic. Wbil się pazurkami w część skórzanej rękawicy, i spojrzał na mnie przyjaźnie.

Mogłem mieć sokoła... Dlaczego wybrałem wróbla?

Odpowiedź była prosta - posiadam Chica od czterech lat, i nigdy bym go nie pozostawił. Teraz jednak pomyślałem o przywilejach posiadania sokoła.

Poczułem coś puszystego na policzku. Ponownie otrząsnąłem się z medytacji, i ujrzałem Chica, który łasił się, prosząc o trochę ziarna.

Zwykły sokół by tego nie zrobił; Poleciałby na polanę i upolował jakąś mysz lub ryjówkę.

Wysypałem kilka ziarenek na biurko, a gdy Chic zaczął konsumpcję, wstałem i zszedłem na dół. Zauważyłem Dantego spoglądającego na duży telewizor w moim pokoju. Przywitałem się gestem dłoni. Dante do dobry chłopak; Jest dość młody, a życie już rzuca na niego ogromne ciężary. W dodatku musi radzić sobie z nimi sam.

FNG właśnie kończył rozstawiać najróżniejsze dania. Usiadł, i spojrzał w stronę drzwi. Podążyłem za jego wzrokiem, i ujrzałem Holzena, który postanowił wpaść na ucztę. Byłem wyciszony, a jego donośny głos dość mocno mnie pobudził. Nie mogę go przecież winić; jest radosny, bo wygrał wyścig.

- Biba? Hmm, jest przed twoimi oczami - zaśmiałem się z kiepskiego żartu, bo lepiej się śmiać niż mieć kamienną twarz jak Holzen.

Ten 'drugi' żart mi się spodobał, ale nie opowiedziałem go Holzenowi - mógłby nie podzielać mojego entuzjazmu. Nikt nie lubi, gdy się z niego żartuje.

Przynajmniej nie ja.

- Gratulacje, wygrałeś wyścig! - rzekłem. - Chodź, chcesz chyba nagrodę, nie?

Gestem ręki pokazałem, żeby szedł za mną. Wyszedłem za dom, i wskazałem na dużą maszynę.

- To prezent od Rady. Maszyna do robienia planet i cywilizacji! Holzenie, możesz stworzyć sobie dwie planety, jakie tylko chcesz! - Rzekłem z lekką zazdrością w głosie. Nie próbowałem jej ukryć - ludzie bardziej cieszą się z nagrody, gdy wiedzą, że inni im zazdroszczą.

______

Zmieniłem sposób pisania Asasynem :)

Do jutra mamy imprezkę. Wpadajcie do domu, włączajcie muzę i gadajcie między sobą ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Nagle na Osiedlu pojawił się portal, z którego wyleciała Nami. Chowaniec uderzył głucho o ziemię, robiąc w niej dziurę.>

Nie no, Hisa miała rację. Ten fortepian jest naprawdę przeklęty... Ale jak w takim razie klątwa nie dotyka Dream?

<Wstała i spojrzała w niebo. Wyjątkowo nie padało. Po chwili zobaczyła latającego Cygnusa.>

A myślałam, że te skrzydła to tylko ozdoba.

<Poszła do domu i w progu omal nie wywaliła się o stosy książek.>

Hej, co jest?

<Wtedy dostrzegła dwie rzeczy na stole, które oglądała Naoko. Jedna przypominała przepiękną zbroję, a druga była pierścieniem z kamieniem, którego "ozdobą" były ohydne twarze czasem pojawiające się na kamieniu.>

Co to jest?

Moje dwa artefakty. Wreszcie je znalazłam.

<Wtedy wszystkie rzeczy wróciły na swoje miejsce, a artefakty zjawiły się w szafie broni. Naoko spojrzała w okno.>

Widać, że pozostali już wrócili stamtąd, skąd byli.

A gdzie byli?

A skąd mam to wiedzieć? Nie interesuje mnie to tak jak twoja amnezja.

Czemu bierzesz jako przykład moją amnezję?

<Nami nie uzyskała odpowiedzi.>

A tak w ogóle, czemu mam amnezję?

Czemu? To proste. Dano ci truciznę, przez którą masz amnezję.

Rzeczywiście to dużo tłumaczy...

<Mruknęła z sarkazmem Nami i wyskoczyła przez okno, skąd weszła na schody prowadzące do podziemi*.>

-------

*Tak, pod domem Naoko są podziemia :tongue: A w nich istny chaos, bo tam przebywa najczęściej Nami :tongue:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<W ostatniej chwili przelatuje przez portal (tuż za Jane). Ląduje niedaleko posiadłości Asasyna. Zbroja z duszą wychodzi na zewnątrz.>

EVE, Spooni, zobaczcie jak tam sytuacja w Twierdzy. Zostali tam lekarze, a nigdy nie wiadomo, na jaki genialny pomysł wpadną.

<Wspomniani odchodzą. Casul powolnym krokiem idzie w stronę domu Blade'a.>

Piąte miejsce. Mogło być lepiej, ale nagroda taka sama jak za pierwsze czy drugie, więc nie pogardzę. Ale ten Miecio? Jest... Podejrzany. Zwykły śmiertelnik na rozwalającym się rowerze przetrwał. To niemożliwe. On musi mieć nadnaturalną pomoc. Odgrażał się. Nie dostał nagrody. My dostaliśmy. Porwałby się na atak na nas? Może...

<Jest przed drzwiami. Zbiera mu się na przemyślenia o sobie.>

Uczty. Materialni często ucztują. Dla mnie to strata czasu. Nie jem, nie piję. Chociaż... Zawsze coś się dzieje na takich spotkaniach. Akcja.

<Otwiera drzwi.>

Czuję się... Samotny. Tak, to dobre słowo. Z kim ostatnio rozmawiałem? Z Siostrą Asasyna i Robotem. Nie pamiętam więcej rozmów. Z niektórymi nawet słowa nie zamieniłem. Inni mają przyjaciół, bliskich. Najbliższą mi osobą jest Wybuchass, ale on znowu gdzieś zniknął. Ciekawe, co on robi w tym czasie? Jeszcze są EVE, Spooni i od biedy Hałsowie.

<Przekracza próg.>

Czuję się, jakby były tu dwa światy. Jeden ze mną, drugi z resztą. Aż tak się odizolowałem?

<Przechodzi przez dom i podchodzi do machiny Rady.>

Planety. Ogólny zarys gotowy, ale potrzba czegoś precyzyjniej opisanego.

<Duma nad sobą i zdobytymi planetami.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Później wrócę na osiedle, teraz mam coś innego do roboty.
*PUF*
Pojawiam się w jaskini, której współrzędne niedawno odkryłem w różnych tajnych zapiskach z całego wszechświata. Widocznie uznano, że najlepiej będzie dla świata, jeśli ten starożytny artefakt zostanie ukryty... Nie udało się. W jaskini, czy też krypcie, panuje całkowita ciemność. Jednak dzięki odpowiednim sprzętom optycznym widzę doskonale. Nie ma do tego pomieszczenia żadnych wejść, ale na środku znajduje się prosty cokół, bez żadnych zdobień. Na nim stoi niewielka, kryształowa piramida, pokryta dziwnymi runami. Podchodzę do niej, i dotykam lekko. Błysk rozjaśnia ciemność, a nad piramidką pojawia się hologram postaci odzianej w skórzaną zbroję i płaszcz. Jej twarz przykrywa skórzana maska. Odstępuję na krok, i zaczynam słuchać, co strażnik ma mi do powiedzenia...

Postać dziwi nagły tłum, który pojawił się na Osiedlu. Kiedyś nie pozwoliliby śmiertelnikowi, który nie jest wyznawcą żadnego z tutejszych bogów od tak wejść na osiedle. No cóż, czasy się zmieniają... Postać rusza tam, gdzie chyba wszyscy, czyli do domu, który mgliście kojarzy jako siedzibę Asasyna... Wchodzi, szukając znajomych twarzy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Obudził się w lesie przykryty mchem i omszałymi liśćmi. Zdawało mu się to dziwne tym bardziej, że ostatnio znajdował się w kawiarence na stacji wypoczynkowej i pił jakiś sok... Sok.... Taaa... Chciał wyciągnąć notes i zapisać sobie, żeby nigdy więcej nie kupować nic nie pić na nieznanych lokacjach bez dokładnego sprawdzenia składników. Lecz pomacał się po piersi, ale nie mógł znaleźć kieszeni! Co więcej nie miał na sobie swojej kurtki! Co jeszcze więcej nie miał na sobie nic! Wszystkie jego rzeczy osobiste przepadły! Nagle przeraził się jeszcze bardziej i zaczął gorączkowo przeszukiwać najbliższy teren. Nie znalazł żadnych znaków gwałtu. Odetchnął z ulgą i wytarł spocone czoło. Rozejrzał się po okolicy. Nie widział gdzie był więc włączył szósty zmysł aby to określić. Był na planecie XE-83 w ludzkiej nazwie. Nie miał tu żadnych interesów, więc chiał się teleportować do swojego domu na osiedlu gdy przypomniał sobie, że nie ma swojego domu na osiedlu. Ech... Przeskoczył do swojego pokoju w rodzinnym panteonie, ubrał się, pozabierał potrzebne rzeczy. Był przezorny dlatego zawsze miał kopie całego swojego ekwipunku. Dowiedział się o kolejnej bibie u Blade'a i przeszedł do jego domu. Zapukał i wszedł..>

Siema wszystkim. Jak było na wyścigu bo jakoś mam zamazana pamięć?

<Przypomniał sobie o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Wyciągnął szare pudełko z guzikiem, nadusił go i schował do kieszeni.>

<Zobaczył swoje łupy i ucieszył się. Nie przejrzał nawet ćwiartki rzeczy w tej ukradzionej kamizelce, a już pieniądze ze sprzedaży zapewniły by mu i dziesiątemu pokoleniu po nim dostatni żywot. Ucieszył się jeszcze bardziej i schował łup do plecaka. Zamierzał pójść do karczmy oblać swoje szczęście gdy usłyszał pikanie.

pip

Pip

PIP

PIP!

BOOOOOMMMM

Wszystkie galaktyki w promieniu 1000 lat świetlnych zostały starte na proch. Mieszkańcy dalszych zostali oślepieni blaskiem wybuchu. Niektórzy na stałe inni tylko chwilowo.

10 lat po wybuchu:

Szwajcarski naukowiec Dajmar Achtu zauważył nowe źródło światła. Po dokładnych badaniach stwierdził, że to czerwony super olbrzym. Po dokładniejszych badaniach stwierdził, że jego średnica przewyższa największą znaną gwiazdę - Canis Majoris - 60 krotnie co czyni zeń największą znana obecnie gwiazdę. Dajmar donosi o swym odkryciu królewskiej akademii nauk, która ogłasza to światu. Szwajcarski naukowiec dostaje dofinansowanie w wysokości 100tyś funtów na dalsze badania.

15 lat po wybuchu:

Trwają badanie nad największą gwiazdą. Achtu ogłasza teorię, że porusza się ona ze stałą prędkością.

20 lat po wybuchu:

Podczas badań wynikło, że słynna gwiazda nie jest gwiazdą tylko podmuchem energii po jakiejś ogromnej eksplozji i w następnych latach może zagrozić istnieniu Ziemi.

Jednocześnie zaczęto obmyślać plan obrony.

25 lat po wybuchu:

Pokonując ostanie linie obrony ludzi energia mknie dalej. Zrozpaczona ludzkość masowo ucieka ze swej ojczystej planety pozostawiając ją na pastwę żywiołu. Energia coraz bardziej się zbliża. W końcu dosięga Ziemię i spopiela ją całkowicie. Ocalali ludzie kierują się od baz kosmicznych zaczynając życie od nowa.

30 lat po wybuchu:

Energia załamuje się i przestaje istnieć. Na jej miejscu powstaje czarna dziura i kilkaset nowych galaktyk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy się stąd wynosili, Bajcurus się odłączył, więc i Angelwing z Lunarionem powinni wrócić na Osiedle. Wcześniej jednak dokładnie przeskanowali przestrzeń i znaleźli kapsułę ratunkową. Czyli jednak Allimir i Engineer się uratowali, widać umiejętności magiczne tego pierwszego pozwoliły ukryć kapsułę przed wrogami. Teraz przygasły już organiczny mech chwycił kapsułę i przeszedł przez portal.

Na Osiedle spadł nagle 50 metrowy, smukły i opancerzony humanoid. Trzymał w ręce kapsułę, którą upuścił na ziemię. Jednak to jedyne co zrobił, chwilę po tym zamarł w bezruchu.

Lunariona nie było. W głównym kokpicie Angelwing unosiła się tylko sama szata, opaska na oko i włócznia. Zupełnie scalił się z mechem, zsynchronizował w stopniu daleko wykraczającym poza relację pilot-pojazd. BYŁ teraz tym kolosem na dziedzińcu. Nie chciał tego jednak. Chciał wrócić. A raczej nie on chciał, co oni chcieli. Nie było teraz jego, byli oni. Bez wyraźnego podziału, nie wiadomo gdzie zaczyna się jeden, a kończy drugi.

My... my musimy... musimy... wrócić. Ale jak? Co jest moje... nasze? Gdzie ja... my... gdzie niby jesteśmy? Stoję tutaj, nie ruszam się. Ale to przecież nie ja... my, nie takiego się... nas pamiętam. Ja... ja. Tylko ja. Nie my. Ja i on, osobno! Tak jak przedtem!

Angelwing zadrżał. Krótki, szybki wstrząs. Nagle w miejscu gdzie bitwa zostawiła pamiątkę w postaci naruszonego pancerza i odsłoniętego, czerwonawego ciała pojawiła się rana. Stosunkowo niewielkie skaleczenie, ale nagle wysunęła się z niego ręka. Rana poszerzyła się, ciemna krew trysnęła, a w ślad za ręką z piersi Angelwing wyszedł bark, potem głowa i reszta ciała. Upadło ciężko na ziemię sporo niżej, całej szczęście, że należało do boga. Lunarion półprzytomny i umazany posoką od stóp do głów podniósł się na kolana. Podpierał się na rękach i ciężko dyszał.

- No, w końcu jestem ja.

------------------

Goloman znalazł holokron Sithów! :ohmy: No ładnie, ciekawe co z tego wyniknie. Zakładam, że dla nas nic dobrego :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Holzen słucha Blade'a.

- Piękna maszyna, a propozycja jakże kusząca... Niemniej muszę odmówić...

Czyżby był to wyraz zdziwienia?

- ... na razie. Abyssal był pierwszy i jemu pierwszemu przysługuje stworzenie sobie światów i pozbawienie dziewictwa...

^.- ?

- ... tej maszyny. Potem dopiero ja, HRB-35 i tak dalej...

^^

- W każdym razie coś tam podsłuchałem... No wiesz, ma Pani lubi, jak się ją lubi... Miło mi, że doceniasz jej działanie i pozycję...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Holzenie, postępujesz szlachetnie - rzekłem, bo tak uważałem. Chcial pozbawić się przyjemnści, aby uhonorować zwycięzcę.

Spojrzałem w lewo.

Do maszyny zbliżył się Casul. Zmierzyłem go wzrokiem. Wiedziałem, że pod tą zbroją znajduje się wrażliwa osoba. Ale wyczuwałem samotność.

Samowystarczalność.

Ale czy to wada?

Czy to w ogóle ważne? Casul tu stoi, można więc zamienić z nim słowo. Gestem przywitałem się z nim.

- Gratuluję zwycięstwa w wyścigu. Dwie planety to niezły dodatek do imerium - uśmiechnąłem się. Nie wiem, czy miał oczy i to widział, ale nie zaszkodzi spróbować.

<Odpowiada wyrwany z rozmyślań.>

Imperium? Jakie imperium? Prawie wszystko, co miałem straciłem przez błąd Moderatusa i wybuch. Ludzie z Ziemi nie pamiętają moich reform. Rynek święconej platyny zniknął. Ostały się tylko ziemie na PWB. Muszę zaczynać niemal od zera. Ale jednak masz rację. Dwie planety to dobry start.

Wziął to na serio. Nie dziwię się.. w świecie złych ludzi nie istnieje ironia. Gdy ktoś mówi 'zabiję cię!', brane jest to na poważnie.

Dwie planety... Dwie planety...

- Zdajesz sobie sprawę, że ta nagroda to dla nas nic, bo jesteśmy bogami i możemy sobie je stworzyć bez pomocy jakichś maszyn?

Zamyśliłem się. Nikt ich jednak nigdy nie tworzył. Może dlatego powstała maszyna, aby o tym przypomnieć?

Zdaję sobie z tego sprawę, lecz cóż to byłyby za planety, jeśli wyszłyby spod mojej ręki? Kościane pustkowia pełne trupów i łyżek. Nie zrozum mnie źle, Asasynie. Nieumarli to dobra siła robocza i armia, ale w walce lepsi są jednak myślący, a szczególnie na wyższych szczeblach. Duch walki, fortele, taktyka. Trupy są umysłowo ociężałe. Poza tym przyjemniej jest coś wyrwać z rąk innych lub wygrać niż bawienie się w stwórcę. Taki organiczny nawyk.

Zaśmiałęm się w duchu, bo na zewnątrz nie przystoi. Casul zbyt serio brał siebie, i świat.

- Casulu... Świat to nie tylko władza i śmierć, to też zabawa, rozrywka, przyjaciele... Trzeba cieszyć się życiem. Spójrz, co ze sobą zrobiłeś. Nawet nie czujesz smaku potraw.

Poklepałem go po 'ramieniu' zbroi.

- Wuj Bajcurus opowiadał mi o tobie. Mimo jego niepochlebnych słów wyczytałem wiele atutów. Dobro, rozważność, spokój... Przyjacielskość. Co się stało?

Co zrobiłem? Wyzwoliłem się z więzienia, którym jest ciało. Czuję upływ czasu tak , jak ty ziemię pod stopami i wiatr na twarzy. Mogę posiąść ogromną wiedzę. Wykorzystać ją.

<Chwila zastanowienia.>

Chociaż trochę brakuje mi smaku jedzenia, mimo że to zabiera cenny czas.

<W hełmie zbroi pojawiają się błyszczące rubiny imitujące oczy. Patrzy na Blade'a.>

Dobro, rozwaga, spokój... Nie pamiętam. I wątpię, aby te słowa padły z ust Kota.

- Hmm, nie dosłownie. - zaśmiałem się. - Rozwaga... Kot mówił, że jesteś strachliwy i zamiast walczyć, stoisz. Reasumując, planujesz. Nie jedna bitwa musiała powieźć się dzięki twym umiejętnościom. Dobro... Każdy, kto wojował z Bajcurusem nie może być zły, Aye? A spokój... Nigdy nie byłeś porywczy, co kot tłumaczył jako strach. Materiał na wojownika i wodza. Ale do granic. Ciało... Ma wady, ale nie możesz pozbawiać się tego wszystkiego. Uczuć... Jane wypłakiwała mi się w ramię. Uważała, że odwróciłeś się od niej. Całkowicie.

A to najsilniejsza kobieta, jaką znałem. - mój ton zmarkotniał lekko.

Jedyna bitwa, którą miałem większy wpływ, to bitwa o Sewastię, gdy ciebie na świecie nie było. Cygnus zaginął, a Sewastia rozpanoszyła się. Zostałem razem z Aquosem na PWB, by odeprzeć szturm, a reszta szukała Hyogę. Piękna bitwa... Może umniejszam swoją rolę? Nie wiem. Walka z Bajcurusem? Może już wtedy tliła się we mnie iskierka wyrachowania? Usuń złych, bo mogą ci zagrozić. Trzymaj ze słabymi, by zwyciężyć większe niebezpieczeństwo. Ale kto to jest silny? Różnie można kogoś tak nazwać. Lunarion i Abyssal są jednak znamienitymi wojownikami. Hmm... Odbiegłem od tematu. Ze spokojem nie zgodzę się. W czasie wyprawy po Cygnusa, twemu wujowi coś odbiło i znowu zwrócił się przeciwko nam w samym środku batalii. Ciąłem wtedy wszystkich. Uczuć nie pozbyłem się. Nie całkowicie. Nie czuję bólu, który spowalnia. Jednak nie utraciłem poczucia samotności. Inaczej straciłbym swoje "ja". A Jane? Czy to ma sens? Spójrz na mnie i odpowiedz sobie.

- Patrzę... I widzę osobę, która wierzy, że przyjaźń jest słabością. Czy tego naprawdę chcesz?

Nie. Jeśli chcesz mieć wiernego sojusznika, musisz mieć w nim przyjaciela.

Nieoczekiwanie dla samego siebie pokręciłem głową z dezaprobatą.

- Czy tylko to widzisz w przyjaciołach? Sojuszników? Czy oczekujesz od nich tylko zbrojnej pomocy? Nie chciałbyś być znany i poważany przez wszystkich? Jane dostrzegła w tobie kogoś więcej, a potraktowałeś ją... Bezdusznie. A obaj wiemy, że mimo, że nie posiadasz ciała, masz duszę.

Może masz rację. Może zbyt przedmiotowo traktuję innych? Może powinienem widzieć w innych coś więcej? Może... Ale taka "sława i szacunek" o jakiej mówisz, jest chyba dla mnie nieosiągalna. Chyba...

<Rubiny zlatują z powrotem do wnętrza torsu.>

Dałeś mi wiele do myślenia. Zanim wrócę do moich rozważań, mógłbym zadać ci dwa pytania?

- Oczywiście. Nie musisz się krępować, uważam cię za przyjaciela, tak samo jak każdego innego.

Powiedziałem to z całkowitą szczerością w głosie, bo - koniec końców - tak uważałem.

Ty i Jane jesteście rodzeństwem, a waszymi rodziacami są Pymp i Nina. Jak to się stało, że ty jesteś bogiem, a twoja siostra jedynie śmiertelną z domieszką boskiej krwi?

- Hah, mnie się po prostu poszczęściło. Jestem bogiem, jak mój ojciec. A Jane jest półboginią. Jej matka była smiertelniczką, ojciec bogiem, Jane to półbogini. Ona posiada jakąś moc, ale jej nie używa... I nigdy nie powiedziała mi, jaką.

Wzruszyłem ramionami.

Odpowiedziałeś mi też na drugie.

<Powoli wraca do medytacji.>

Dziękuję za rozmowę, Johnie.

Skłoniłem się i oddaliłem.

Bo co inaczej mógłbym zrobić? Pomachać? Nie przystoi. Odezwać się? Rozpoczął medytację, i wyraźnie zakończył rozmowę. Najstosowniej się więc było ukłonić. W końcu Casul uważa się za Władcę, Mrocznego Pana. Ludzie mu się kłaniają. Tak, to było najlepszym rozwiązaniem.

Zadowolony, że uspokoiłem myśli i porozmawiałem z Casulem, udałem się do domu.

Cisza.

Cisza, cisza, cisza.

Nienawidzę ciszy.

Wstałem, i włączyłem muzykę. "Numa Numa"... Muzyka jak każda inna, a dyskotekówka pozwala odprężyć umysł i ciało, zrelaksować się i zabawić.

- Przyjdźcie na imprezę, nie będziecie tak sami siedzieć

Wysłałem zaproszenia do bogów. Bo skoro mamy się nudzić... To lepiej w większym gronie, nie?

A może?

_______

;q co powiecie o charakterze Blade'a?

Zapraszam na imprę, no chodźcie!

No i, ofkoz, z Orzelkiem ustalone wszystko ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, odzyskuję świadomość. Coś dziwnie pluska w uszach... Przez to przejście jeszcze niczego nie czuję... Spróbujemy otworzyć oczy...

ARGH! To był zdecydowanie zły pomysł! Do dzienniczka - woda w naszej fontannie najpewniej pochodzi z morza. Nasypcie do szklanki wody 5 łyżek soli i polejcie sobie na wasze narządy wzroku... Mniej więcej to samo poczułem przed chwilą.

Z ciekawszych rzeczy, to już nic nie pamiętam. Widocznie musiałem przysnąć w tej sadzawce. Trochę denerwuje mnie smak soli i siarki. Zaraz, siarki? Skąd tu siarka?!

Po otwarciu oczu czekał mnie dosyć niespodziewany widok, jakim była Jane. Pomogła mi wstać, dobra z niej osoba. Tylko nie wiem nadal skąd siara. Wypadałoby podziękować...

-Ehm, no cóż, ja chciałem, wiesz...

To brzmi zaraza trochę dziwnie. Jak warkot głodnego paszczaka. A paszczaki, to wredne bestie, które... Zaraz, mnie tu ratuje osoba, z którą niemal nigdy nie rozmawiam, a myślę o paszczakach... Na nie będzie czas kiedy indziej. Weź się za siebie Kruku, nie możesz mieć problemy w rozmowie z każdą osobą, co ci tyłek ratuje. Raz się żyje...

-Dziękuję za uratowanie mnie od niechybnej śmierci w fontannie. Raczej nie jest to rodzaj zgonu, o którym śpiewa się pieśni... Nie, raczej nie. Ale wiesz... Może zamiast zajmować się mną, poszłabyś się wyleczyć, czy coś? Może Tytokus jest... hmm, niedyspozycyjny, ale...

Chciałbym się jakoś odwdzięczyć. Tylko jak, zaraza, jak?! Cóż, pomyślę o tym później. Teraz trzeba z tymi ranami powalczyć. Wytrzymała dziewczyna, ale nie dziwię się, mieć za brata Johna... Hihi, no dobra, starczy żartów. Czas wziąć się do pracy.

-...Może pomogę ci dojść do domu brata. Pewnie poradzisz sobie sama, ale, no ratujesz mnie, to jednak lepiej będzie, jak o ciebie zadbam. Opcjonalnie możemy poczekać tutaj. Albo ja zostanę... Otwartym na propozycje.

Hmm, przypomniałem sobie, że nie mam domu. Trzeba to naprawić! Wyciągnąłem szybko hamak z chciwca, zaczepiłem o dwa drzewa przy fontannie. Postawiłem stoliczek obok... I tadam, moje nowe mieszkanie! I tak pewnie długo tu nie posiedzę, przynajmniej mogę łatwo zmieniać miejsce pobytu.

-Jak chcesz, połóż się na hamaku. Nówka, czyściutki...

No dobra, to była kiepska mowa. Ale czego po mnie się mogłem spodziewać. Siadłem sobie na gzymsiku fontanny. Pytanie na tą noc - skąd ta siarka? Po czym pogrążyłem się w półśnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skierował się w stronę domu Asasyna. Raz, że tam znajdowała się maszyna, dzięki której mógł stworzyć sobie dwie planety, a dwa, że najwyraźniej tam poszedł dziwny gość.

Po kilku chwilach Abyssal znalazł się na miejscu. Słychać było muzykę, a FNG uwijał się przy kuchni. Było też kilku bogów, w tym Casul, który wyraźnie nad czymś rozmyślał. Gdzieś z tyłu stała nagroda za wyścig, czekająca na użycie. Nie tego jednak szukał.

W końcu znalazł. Zagadkowy ni to bóg, ni to śmiertelnik stał w wejściu, wyraźnie zakłopotany. Abyssal podszedł do niego, starając się sobie przypomnieć, czy już go gdzieś nie widział.

-Kim jesteś, wędrowcze? Śmiertelnicy nie mają tu wstępu, a ty wyraźnie nie jesteś bogiem. - rzekł ze swoim zwyczajowym stoickim spokojem, w którym jak zawsze czaiła się odrobina groźby. - Jak tu się w takim razie dostałeś? Ach, poczekaj, jednak masz w sobie iskrę potęgi. Jest ona jednak bardzo nikła, za słaba na najsłabszego z herosów. Raz jeszcze, kim jesteś? Upadłym bogiem? Herosem, któremu jego pan wyciął okrutny żart?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Markos wrócił na Osiedle. Od słońca parzyła go skóra, postanowił znaleźć więc jakieś miejsce w cieniu. Siadł sobie pod jednym z drzew i otworzył korkociągiem butelkę "soku malinowego". Napił się trochę. Spojrzał w górę i ujrzał Selenę siedzącą na gałęzi>

- Oho. Szybko działa ten soczek...

<Selena w tym czasie piła mocne wino zostawione przez herosa jakiś czas temu. Wszystko robiło się kolorowe, utrzymywanie sie na gałęzi było coraz trudniejsze. Nie wiadomo skąd, usłyszała głos Markosa>

-Chyba za dużo wypiłam...

<Po tych słowach dziewczyna po prostu zachwiała się i straciła równowagę. Zsunęła się z gałęzi i spadła>

<Bard naprawdę zdziwiony przeczytał etykietkę na butelce>

- "Bezalkoholowy soczek malinowy". Taaa... Jasne. *hik!*

<Podniósł Selenę i usadził obok siebie>

- No to co mi *hep!* masz do powiedzenia? *hik!*

-O! A co ty tutaj robisz hę?

<Rozejrzała się w poszukiwaniu napitku, zobaczyła "soczek" malinowy Markosa>

-Hej, daj łyka.

<Nie czekając na odpowiedz, wyjęła butelkę z jego ręki i wzięła solidny łyk>

- Ja *hik!* no... eee... Nie pamiętam. Chyba zabiłem Johna. *hep!* Bo wiesz, że *hik!* ja Cię strasznie kocham, nie?

<Spojrzał w stronę Seleny spojrzeniem "nieobecnym". Miał czerwony nos>

- I nie przejmuj się. Mam *hik!* więcej.

<wyjął "soczek jabłkowy" w puszce i zaczął pić>

-Coś tak poczerwieniał? Skąd wytrzasnąłeś ten soczek hę? Babcia ci dała? Chyba po cichutku coś tam dolała. No nic.

<Powoli Selena wdrapała mu się na kolana>

-A ja wiem że mnie kochasz. Też cię kocham. A to morderstwo ci wybaczam.

<pił "soczek" głośno siorbiąc>

- Aaaa... Wiesz co? Trochę mi *hik* niewygodnie... Ale powiedz mi? Eeee... Czy *hep* podobam Ci się taki... szary?

-Szary? Co masz na myśli?

<siorbał coraz głośniej>

- Eeee... No spójrz na mnie.

<podłubał chwilę w nosie>

- Jestem dr... *hik!* dro... dryy.. dwr... drow... mrocznym elfem, nie? *hep!* No i podobam Ci się taki?

-Mi się podoba... eee... ty? Mroczny bard... Ładnie to brzmi.

<Połowa słów do niej chyba nie dotarła. Ignorując fakt że Markosowi jest niewygodnie, dodała>

-Mroczny powiadasz. Cóż... czasem boje się tego twojego blasku w oczach.

<Popatrzyła na niego mało przytomnym wzrokiem>

-Wiesz o co mi chodzi.

<Poklepała go po głowie>

-I przestań na bogów tak siorbać!

- Co? A. Dobra. *hep!*

<Zamyślił się na chwilę. Popił starając się nie siorbać>

- No... Bo wiesz... *hik!* Ja to bym nie pozwilił Cię zkrzywdzić. Może życia bym nie oddał, bo mi się do tego *hep!* nie pali jakoś...

<ciche siorbanie>

- Ale dla Ciebie to się zrobiłem... *Hik!* szary.

<spojrzał na nią tym samym wzrokiem>

- Patrz mi na usta. T-e-ż c-h-c-e-s-z- b-y-ć s-z-a-r-a?

<mlasnął i oczekiwał odpowiedzi>

<Zastanowiła się przez momencik i pociągnęła kolejnego łyka trunku>

-Szara? Ale ja nie lubię... kolorku takiego. Jest taki smutny i eee... szary. Jeśli szukasz mrocznej dokładki, poflirtuj z Cadzycą. Gdzieś się tu kręci paskuda jedna.

<Dziewczyna przekręciła się co wywołało zawroty głowy>

<zasmucił się>

- Szkoda. Fajno by było... *hep!* Zły może więcej... Nie trzeba płacić mandatów, wa więcej niż 4 posty limitu... *hep!* może być ogólnie zły...

<popił jeszcze trochę>

- Dobrze się czujesz? *hep!* Kompot Ci zaszkodził? Babka mówiła, że może być przeterminowany... Ale *hik!* powiedz mi jedno...

-Ciii, ciii. Nic nie mów.

<Położyła mu palec na ustach i uśmiechnęła się. Widziała czterech swych ukochanych i nie wiedziała który jest prawdziwy>

- To i tak powiem. *hep!* Powiedz mi...

<buduję napięcie>

- Co z nami będzie, kiedy spotamy się na zakręcie? *hik!*

<Zrobiła dziwną minę i zaśmiała się>

-Rozum mi popaliło. Chyba już nie rozumiem co do mnie mówisz. Tak bywa...

<Pocałowała narzeczonego po czym pociągnęła kolejny łyk. bogini padła nieprzytomna, całkowicie upita alkoholem>

- Ja bym Ci mrugnął światłami...

Zasnęli obok siebie, by wstać parę godzin później i zapomnieć o całej rozmowie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Słyszy muzykę, rozpoznaje utwór i robi facepalma>

Kto normalny puszcza na imprezie taką muzykę*

<Wstaje i idzie do domu Blade>

Zresztą po co? I tak uważają mnie za kompletnego freaka i faceta z obsesją

<Przechodzi koło fontanny i widzi Ravenosa** siedzącego na fontannie>

Jednak do niego jeszcze trochę mi brakuje

<Siada z drugiej strony fontanny,pochyla się i zakrywa twarz w dłoniach,rozmyśla>

Jaki jest sens mego istnienia? Nie mam wyznawców,rodziny,a nawet przyjaciół. Reszta bogów ma to wszystko i czasami nawet więcej,mają dziewczyny chłopaków,a ten którego zabiłem miał nawet dzieci.

Ojciec wolał mojego brata,brata zabiłem,a bratankowi wmówiłem,że to jego wina i próbowałem go zabić-bezskutecznie. Nawet moi głupi sojusznicy mnie zostawili,może dlatego,że ich zdradziłem?

I co mi pozostało? Obsesja na punkcie władzy i żądza zemsty. Kiedyś wrócę i wszyscy zapłacą za to co mi zrobili.

<Wyciąga sztylet>

A może to wszystko niema sensu?

<Patrzy na nadgarstek>

Wystarczy jedno cięcie i wszystkie problemy i zmartwienia znikną?

<Przykłada sztylet do żył i naciska. Spod ostrza wypływa strużka krwi>

NIEE

<Rzuca sztylet o fontannę,słychać uderzenie i plusk>

Nie zabiję się. Nie ułatwię nikomu zadania

<Wraca do pozycji z głową w dłoniach. Z nadgarstka skapuje kilka kropel krwi>

----------------------------------

Pochyłym dalej myśli,normalną czcionką mówi na głos

---------------------------------

Matrix twój post jest "straszny" filozoficzna gadka nad czyimś życiem jak u psychologa:D

*Ja bym puścił,jeszcze umiem to zaśpiewać z pamięci.

**Math twoja postać przeraża mnie bardziej niż potwory i zombi. Wolałbym je spotkać w nocy na ulicy bo wiadomo czego się spodziewać, po twoim wyglądzie nie wiadomo czego się spodziewać:ataku,prośby o 5zł na coś,rozmowy nad sensem życia czy może porwania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Naoko wyszła na balkon i spojrzała na Osiedle. Jej uwagę przykuła fontanna, przy której jakiś bóg chciał popełnić samobójstwo, ale zrezygnował.>

"Znam to."

<Wyszła z domu i poszła na spacer po Osiedlu. Tuż obok niej posłusznie dreptała Neko.>

Słyszysz jakąś muzykę?

<Spojrzała w stronę domu Blade'a.>

Znowu organizuje imprezę? Z jednej strony nie ma co robić, a z drugiej raczej nie wypada mi iść, bo nie uczestniczyłam w tym wyścigu, w którym podobno brali udział. A poza tym tam jest Kieł...

<Mówiąc to, poszła dalej, ale Neko została i wpatrywała się czujnie w dom Asasyna. Wtedy powiał lekki wiatr i jaguar odniósł wrażenie, że w tym wietrze widzi anielicę, która go głaszcze i uśmiecha się. Jednak anielica po chwili znikła, a Neko poczuła senność, więc się położyła na ziemi i zasnęła.

Minęło kilkanaście minut...

Naoko podeszła do jaguara i próbowała go obudzić. Nie udało się, więc wskoczyła na najbliższe drzewo. Wyczuwała obecność kogoś znajomego...>

"Ona nie żyje. Więc jak tu może być?"

----

Kim jest anielica-to wyjaśni się w moim queście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*PUF*
Chowam przy sobie artefakt... Zawiera dużo ciekawych informacji. Teraz, gdy już jestem na Osiedlu, powinienem chyba odebrać nagrodę... Podchodzę do maszyny, i widzę, że muszę poczekać aż ci, którzy zajeli wyższe miejsca odbiorą planety... No cóż...

- Upadły bóg... Tak, to chyba dobre określenie. Byłem kiedyś bogiem, nawet mieszkałem tutaj... Ale zaraz! Toż to Solarion! Nie poznałem cię od razu... - Książek zdejmuje kaptur...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Przypomina sobie wizję z tunelu.>

Tam przyłączyli się do mnie. Spontanicznie. To świadczy o tym, że nie było żadnych paktów. Czy jest jeszcze możliwe takie oddanie?

<Nagle coś do niego dociera.>

Więc to prawda... Ale jak to się stało? Osobiście zabiłem go. Widziałem jego ciało. Jego grób. Po resecie nic nie powinno po nim zostać. Jedynie wspomnienia. Ale to znaczy, że... Każdy przeszyty święconą platyną może wrócić. Wrócić i kontynuować żywot. Dokończyć sprawy. Sprawy... Ja mu przerwałem.

<Idzie do Książka. Mówi do niego.>

Jak?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Impreza trwa w najlepsze. Vanasayo znalazła gdzieś gitarę i teraz siedzi na uboczu, cicho

brzdąkając.

-Solarion? Kiedyś tak mnie zwano. Już nie. Zmieniłem się. Jestem Abyssal. Strażnik zakończeń, pan pustki, patron rozkładu i przemijania, jak również boski sędzia i badacz zapomnianej, prastarej magii. Po zniszczeniu uniwersum część bogów zniknęła, a inni wrócili odmienieni. Niektórzy od razu, a w innych zmiany zachodziły stopniowo, aż w końcu stali się tacy, jacy są teraz. Może lepsi, może gorsi. Nie wiem i szczerze mówiąc nie interesuje mnie to. A co z tobą? Umarłeś. Zastrzelono cię pociskiem ze święconej platyny, a kiedy leżałeś w grobie, wszechświat się zresetował. Powinieneś ciągle być martwy, Kniv'tropie. A jeśli już jakimś cudem wróciłeś, to dlaczego jedynie z marną resztką swojej dawnej mocy? Co się stało z naszym Książkiem?

Zanim Książek zdążył odpowiedzieć, Abyssal dodał cicho:

-Uważaj na Markosa. Na pewno pamięta, że kiedyś konkurowałeś z nim o Selenę, a ostatnio zrobił się odrobinę paranoiczny na punkcie jej wierności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po oczyszczeniu się z krwi Lunarion otworzył kapsułę ratunkową. Obaj pasażerowie byli nieprzytomni. Allimir wyraźnie zemdlał z wycieńczenia od podtrzymywania zaklęcia, a Engineer z utraty krwi (paskudna rana, pewnie jeszcze podczas ucieczki z White Base oberwał). Wyjął obu i zarzucił sobie na ramiona, a następnie poszedł w stronę domu Blade'a.

- Widział ktoś Tytokusa? Mam pacjentów - powiedział wchodząc do środka i kładąc ich na kanapie - Niech się nimi zajmie, w końcu to jego praca.

Usiadł ciężko na jakimś fotelu i westchnął. Nie pamiętał jakie miejsce zajął i nawet go to nie obchodziło. Planety nie są takie ważne, grunt, że wszyscy mają się dobrze, a on nie rozpłynął się na dobre w Angelwing. Szkoda, że Kota tu nie ma, miałby mi kto kolana grzać. Zaczął przyglądać się gościom i kogoś zauważył. Jego brat z nim rozmawiał.

- Hej bracie, gościa mamy? Ale dlaczego nie czuję w nim żadnej... Chwila... - przybrał zaskoczony wyraz twarzy - Kniv? Ten Kniv? Kniv'trop nazywany Książkiem? Ale jak, w końcu umarłeś, sam Markos składał kwiaty na twoim grobie. Jak wydostałeś się spod władzy śmierci i to tak osłabiony? W dodatku po tym jak poprzedni świat zwyczajnie się skończył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie lubiłem Książka nigdy, moze dlatego teraz wybuchłem.

-Ty?! Co ty tu robisz? Widzę, że ktoś nie poradził sobie z tobą platynową kulą.

Zerknąłem an Casula z lekkim wyrzutem.

- Może mam dokończyć robotę?! - moje oczy zalśniły jakby płomieniem.

<Gdy Ravenos zdał sobie sprawę, że Jane go uratowala i zaczął się wokół uwijać i przymilać, Jane stała bez słowa i przyglądała się.

W końcu wzięła się pod boki>

- Auć!

<w jej lewym boku sterczał dość duży odłamek jakiegoś meteoru. usiadła obok Ravenosa, i ruchem ręki wyszarpnęła sobie odłamek spomiędzy żeber>

- Auć po raz drugi... - westchnęła.

<Spojrzała się na Ravenosa>

- Nie musisz się tak przejmować, mogę sobie poradzić.

<przeniosła wzrok na hamak, i z powrotem na Rava>

- Nie możesz tu mieszkać. Chodź, mój dom jest duży, znajdzie się pokój dla ciebie. No i jakieś ubranie... W tym przemoczonym płaszczu nie będziesz chodził.

<wstała, i podała mu zakrwawioną dłoń>

-Dzięki, ale sam wstanę. Oszczędzaj siły, bo cię nawet Tytokus nie pozszywa. Ale wiesz, lubię swój płaszcz, nie chcę czegoś innego!

<Podniósł się, lekko zachwiał, wszak sił wciąż brakuje po skoku przez przestrzeń. Już zaczynał tęsknić za swoją fontanną, ale propozycji od osoby, która cię ratuje się nie odrzuca>

-Ehm, dobrze wiesz, że trzymanie boga gadżetów i złomu pod jednym dachem... Cóż, teraz możesz się liczyć z tym, że nie wiesz, co znajdziesz w salonie... Czy nowy komputer, czy kilkutonowego robota na parę.

Uśmiechnęła się.

- Wierz mi, lubię życie na krawędzi.

<spojrzała, i oceniła, że wyglądał słabiej niż ona. "Przytuliła" go więc prawą ręką, i pomogłą iść>

- Gadanie. Blade się nie obrazi na nikogo, a na pewno nie na ciebie.

<pomyślała chwilę, a potem rzekła>

- Moja matka opowiadała mi, że niezbyt za nią przepadałeś. Ściślej mówiąc, byłeś do niej niemiły. Tak naprawdę nie wydajesz się taki zły. Chodź na piętro, weź prysznic - jesteś cały w błocie. Czuj się jak u siebie.

-Miło z twojej strony, że proponujesz mi zamieszkanie. Ale ta fontanna...

<Spojrzał na nią trochę przybitym wzrokiem, zrobiło mu się nieco wstyd tego, jak zachowywał się wobec jej matki. Zresztą nic dziwnego, skoro jej córka teraz nie żywi do niego urazy>

-Chciałem jeszcze... Przeprosić za zachowanie wobec twojej matki. Cóż, to było dosyć dawno temu, po prostu, nie zgadzaliśmy się w wielu sprawach. Mam nadzieję, iż z nami będzie inaczej, nie mam zamiaru się kłócić.

- No mam nadzieję, że nie będziesz się kłócić. Bo proponuję ci zamieszkanie u mnie.

<weszli na piętro. Jane wskazała trzy pokoje>

- Ten na lewo należy do mojego brata. Ten w środku jest mój. Ten trzeci jest pusty, przyda się więc i lokator. Możesz się wprowadzić... Spójrz, jest tu balkon i miły widok na las. A tu...

<odchyliła dywan. Ukazała się klapka>

- Tu jest wejście do laboratorium mojego brata. Z pewnością spodoba mu się twój patronat złomu, hm? Może skonstruujecie coś... Przydatnego, dla odmiany.

<uśmiechnęła się>

- Na tej ścianie jest uniwersalny bot, który podaje jedzenie, zmywa talerze, czyści ciuchy, i wszystko, co tam zechcesz. No i, na przeciwko tych trzech pokoi znajduje się łazienka z prysznicami.

<wskazała>

- To jak, zostajesz? Miło będzie mieć 'sąsiada'.

<Spojrzał na laboratorium, oczy mu się zaświeciły>

-Coś przydatnego... Może niezniszczalna wata cukrowa... Albo lek dla szalonych naukowców na mówienie do siebie! Albo... Ehm, wybacz, poniosło mnie. Naprawdę dziękuję za gościnę.

<Zdjął cylinder i wykonał tradycyjny, zapomniany niemal ukłon dworski. Gdzie się tego nauczył - nie wiadomo. Ale czy ktoś wie, w jakich miejscach się szlajał po opuszczeniu Osiedla?>

-Ja... Powinienem się odwdzięczyć za to wszystko i... No niestety, za bardzo nie mam co ci dać. Stary hamak, kilka płaszczów... Chyba, że...

<zaglądną do Chciwca i włożył rękę. Po kilku sekundach macania na oślep wyciągnął... kwiatka. Jednego, zwykłego, żółtego tulipana>

-Może to skromny prezent, jak na kogoś, kto swobodnie może chodzić wśród bogów, ale raczej nie spodziewałem się okazji do wręczenia kwiatka, toteż nic lepszego nie trzymałem.

<wręczył roślinę Jane, jeszcze raz się ukłonił, po czym wszedł do "łazienki">

<delikatnie ujęła kwiatek i spojrzałą na niego.

Jeszcze nikt nigdy nie podarowal mi kwiatka... - pomyślała, i postawiła go w swoim pokoju w wazonie. Nalała wody, i usiadła na łóżku.

Nie czuła się dobrze.

Czułą się gorzej niż źle, ale nie chciała tego okazywać.

Ale chyba musiała>

- Tyt0kusie...? Niewątpliwie posiadasz leki na oparzenia, rany cięte, i nie wiadomo co jeszcze... hę?

<spojrzała na podłogę. Zostawiła plamę krwi.

Przeniosła wzrok na tulipana. Gdy go dostała, był biały... teraz lekko zachodził czerwienią.

Czerwienią?

Zajrzala do wody. Kiedy ją wlewała, kapło do środka trochę krwi, a tulipan ją wchłonął>

___

Ustalone z Mathem ;]

<mam dosć pisania tych powiadomień o braku manipulacji, to w końcu oczywiste ;q>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Gdzieś w podziemiach po schodach schodziła Nami.>

297, 298, 299... O! Koniec!

<Zeszła z ostatniego stopnia i szybko podbiegła do mlecznobiałego teleportera.>

Chyba się nie obrazi, jeśli ją tu ściągnę?

<Mruknęła, po czym zaczęła klikać chaotycznie rozmaite guziki na tablicy na ścianie.

Minęła godzina...

Nami podała tylko 30% szyfru.

Minęły 2 godziny...

60%.

Minęły 3 godziny...>

Skończone!

<Wykrzyknęła Nami, po czym zaklaskała w ręce, a wtedy z portalu wyłoniły się czarne włosy, głowa, ręce... Wreszcie ukazała się Ness.>

Nom! Radzę ci zmienić szyfr, bo ten podawałam 6 godzin...

No cóż, miał być chaotyczny, co nie? A poza tym gdzie jesteśmy? Schody!

<Ness ruszyła w stronę schodów, ale zatrzymała ją Nami.>

Nie idź tam! Musimy zostać tu, w podziemiach.

A czemu?

Bo będzie źle. Bardzo.

Ok. Ale co mamy robić? W końcu nie jestem tu bez powodu, nie?

Zróbmy artefakt.

Artefakt? A po co nam artefakt?

No wiesz, taki specjalny, chowańcowy...

<Nami wyszeptała Ness do ucha coś.>

Ok!

Dobra, wszystko uzgodnione. Idziemy?

Nom!

<Obydwie ruszyły na koniec podziemi.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarzucasz mi brak doświadczenia w zabijaniu?! Mordowałem, gdy ciebie jeszcze na świecie nie było!

<Zaciska rękawicę. Po chwili rozluźnia.>

Doskonale pamiętam to całe zajście. *BŁYSK* Słychać Cienia dającego koncert. Nie zagłusza to jednak waszych słów skierowanych do Kniva. Wyglądam przez okno. Dziura w ścianie domu Książka. Biorę pistolet Jane. Przeładowuję go. W magazynku są dwie błyszczące kule z platyny. Idę tam. Zaglądam przez wyrwę. Są tam: Wybuchass, Lunarion, Solarion i Blade. Wszyscy, prócz mojego bratanka, próbujecie przekonać bga-samobójcę do zmiany decyzji. Mierzę w prawy nadgarstek. Strzelam. Trafiam. Wchodzę i proponuję, że go zabiję. Blade wychodzi. Po drodze potrąca mnie, Lunara i Solara. Po chwili wpadłą Selena ze swoimi sztuczkami. Drobna sprzeczka między Słońcem a Wybuchassem. Kniv'trop ma wątpliwości. Zakańczam to wszystko strzałem w ramię. Pada bez życia. *BŁYSK* Więc jak przeżyłeś?

Jak? Sam nie wiem... Po prostu wróciłem. Zauważyłem jednak, że wiele się tu zmieniło... Coś się stało?

Przecież zastrzeliłem cię. Dostałeś dwa razy. DWA! Po prostu unikasz odpowiedzi.

<Uspokaja się.>

Wiele się zmieniło. Od czego zacząć?

Hmmm... Od czego? Po kolei... Co sie stało z Solarionem?

Teraz to Abyssal. Po resecie świata zmienił się całkowicie. Z uosobienia dobra w coś...

<Chwila zastanowienia.>

Zdecydowanie mniej dobrego. Pana pustki.

Pustka... Tak, to nie jest nic dobrego. Zauważyłęm też, że pojawiło się sporo nowych... Jakiś kamienny człowiek do mnie zagadał. Pojawił się ktoś ciekawy?

Kamienny brodacz to Holzen. Z nowych są jeszcze: Dante - posłaniec Śmierci, HRB - robot Glatryd - obecnie pod postacią jaja, które ma Tytokus, Ksento - bóg plag i żółwi oraz Moith - pojawił się tuż po zniknięciu Pympa.

A właśnie. Co u... <Wyraźne zmieszanie> Seleny? Znaczy, słyszałem radosną nowinę, inaczej bym nie przychodził, ale z chęcią poznam szczegóły...

Wybacz bezpośredniość. Zaręczyła się z mrocznym elfem Markosem. Nie obchodzi mnie ich szczegółowe życie uczuciowe.

Właśnie o zaręczynach mówiłem, mając na myśli dobrą nowi... MROCZNYM elfem?!

Tak, mrocznym elfem. Stracił skrzydła, zbladł, ma złowieszczy blask w oku. Na dodatek jest chorobliwie zazdrosny o Selenę. Przez to prawie zabił Blade'a.

Jak to: Zabił?

Prawie. Dźgnął go w serce. Z zazdrości.

Z zazdrości? Jak to? Czy Blade chciał coś zrobić Selenie?

Nie chciał jej nic zrobić. To było tak:

Został zorganizowany wielki wyścig. Selena i Blade byli w jednym pojeździe. Markos w innym. W czasie ostatniego etapu Markos wrócił na Stację, na której przebywaliśmy pomiędzy etapami. Do Blade'a. Dalej można się domyślić. Pewnie rozmawiali spokojnie, a potem... BACH! Leży jeden.

Nie chciał jej nic zrobić, to dlaczego Markos go zaatakował?

Jak już mówiłem, Markos stał się bardzo zazdrosny. Sądził, że Selena coś czuje do Zabójcy.

<Mówi jakby do siebie.>

Dobrze, że mam to za sobą.

Zazdrość? Czyli egoizm... No cóż, dzięki za informacje...

Może zabiłem cię, ale zasługujesz na szacunek za powrót do materialnych. Dlatego ci odpowiadam.

___

Rzecz jasna uzgodnione.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Do dziennika: przed tknięciem czegokolwiek w domu Blade'a - zapytać. Właśnie się dowiedziałem, że to coś, co wygląda, jak prysznic nie jest prysznicem, a, cóż, najwidoczniej narzędziem do palenia brudnych ubrań. Kto mógł się domyśleć, że ze słuchawki będzie tryskać ogień? A co najlepsze, prysznic uruchamiało się kodem cyfrowym, a woda kapała z sufitu. Na szczęście drobne oparzenia można przeboleć>

<Ubrania też nowe się wzięło. Dosyć ciekawa maszyna, klonuje ciuchy. Bez brudu, rzecz jasna. Przynajmniej teraz wyglądam normalnie, a nie jak kloszard z najciemniejszych ulic Miasta. Świeży, pachnący materiał... Taaak, to jest to! Niestety, Chciwiec musiał zostać wyprany ręcznie, kopia nie będzie magiczna. A szkoda, można by zbić na tym fortunę>

<Kawosz zszedł na dół i przystanął w przedsionku. Nikt go nie widział, na szczęście. Mógł swobodnie obserwować sytuację. Solarion przeszedł przemianę, ale poza tym wszystko wydaje się takie samo. Jest kilku nowych i... Książek?! Ale on przecież nie żyje! Ravenos szybko wyszedł z cienia, gdzie był praktycznie niewidzialny i wszedł do pomieszczenia zapalając fajkę>

-Kto by pomyślał, że zbierze się tu tak zacne towarzystwo. Stęskniliście się za mną?

<Podszedł do Kniva i dmuchnął mu kółkiem z dymu w twarz>

-Imć Kniv'Trop, nasz kochany emo-bóg. Nie mi oceniać twoje chęci samobójstwa, ale, cóż, ciekawi mnie, jak sobie poradziłeś ze zmartwychwstaniem po platynie... Może to reset pomógł? Tak, czy siak - witaj ponownie!

<Chwycił ze stołu kubek... czegoś i rozpoczął powolną konsumpcję>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...