Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Cardinal

Sesja Vampire: The Masquerade

Polecane posty

Nie zwlekam ani chwili - mimo rozproszenia, niszczę blokady spowalniające moje ciało i uciekam z naszyjnikiem w jednym ręku, a Monikę ciągnąc drugą - jeśli nie nadąża, zarzucam ją sobie na ramię. O ile jestem w stanie. Staram się wyminąć stworzenia i biec w stronę absydy, ponieważ zgodnie z logiką tam powinny być drugie drzwi - nie bezpośrednio na ulicę - a wiem dobrze, że taki widok jak ten zbyt przyciągnąłby uwagę ludzi na zewnątrz - być może nawet złamałby Prawo Maskarady-na to pozwolić nie mogę...

Staram się ciągle mrugać, by krwawe łzy spodowowane poczuciem... bycia oszukanym... zdradzonym? Nie przesłoniły mi widoku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - Dawno tego nie czułeś... zbyt wiele czasu upłynęło, od kiedy ostatni raz poczułeś tę moc, zaraz pod bladą skórą... Nie możesz wiele dostrzec, ściskasz mocno dłoń Moniki, która o dziwo nadąża; przemykasz między postaciami, nawet nie próbując zorientować się w chaosie, który zaistniał. Napierasz ramieniem na drzwi - słodki zapach krwi, ściekających pod ich drewnianej powierzchni uderza Ci do głowy, wreszcie czujesz, że ucie... gdy wpadasz na stojącą za drzwiami postać...

Tak, nie czułeś go od dawna - to uczucie osaczenia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pełen wściekłości i rozżalenia - a przede wszystkim niezrozumienia dla tego, co dzieje się dookoła mnie - odpycham stojącą za drzwiami postać z całą siłą, którą daje mi uczucia, zaskoczenie istoty za drzwiami i otworzone blokady - mimo tego wszystkiego -dalej chronię Monikę, próbując nie myśleć o najgorszym, a tak oczywistym!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - Odpychasz postać na parę kroków, zaskoczony mężczyzna nie traci jednak równowagi. jak zaszczute zwierzę obrzucasz małe pomieszzcenie wzrokiem. Coś przykuwa Twoją uwagę. Dwa całkiem matowe, małe i ściśnięte w szparki oczy mężczyny. W jednym momencie czujesz coś na kształt implozji w swoim mózgu, wszystkie myśli i uczucia zostają wymiecione. Nie możesz już czuć, docierają do Ciebie suche informacje. W dłoni mężczyzny dostrzegasz butelkę, z wtłoczoną do szyjki mokrą szmatą. Fala grozy, pierwotnego lęku uderza w ścianę Twej apatii. Wszystko wraca.

Szmata pali się jasnym, wysokim płomieniem.

Rötschreck.

Jak przez mgłę widzisz, jak postać zbliża się do drzwi, którymi wbiegliście, uchyla je i wrzuca do środka butelkę. Zaczynasz trząść się. Mężczyzna, widząc to, podchodzi do Ciebie. Nie jesteś w stanie się ruszyć. Znów patrzysz w te paciorkowate oczy. Przelewasz w nie cały swój lęk.

Zapada kurtyna mroku.

...

Jesteś w samochodzie, pędzącym brukowana uliczką. Czujesz - wcale nieodległe - echo pierwotnego lęku, makabry, zapachu krwi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak oto, poprzez czyjś nieprzewidziany ruch, zachodzi ledwie uchwytna zmiana. Wiatr wyje przeraźliwie zdając się szydzić z moich nadziei, przyjemny chłód nocy oraz dobrze znane uczucie rozkosznego oczekiwania nagle bezpowrotnie znikają. Światło pobliskich lamp ulicznych sączy się leniwie pogrążając resztę świata w ponurych ciemnościach, a uczucie złości zaczyna powoli górować nad zawiedzeniem. Za dużo, doprawdy zbyt wiele czasu już poświęciłem, bym miał tak po prostu się poddać! Miejsce bezpiecznej pewności, przewidywalności zajmuje obawa przed skrytymi wyrokami losu, zagadkami przyszłości. Ponownie zaczynam czuć przepływający obok mnie prąd czasu, nie może mnie dotknąć, ale wiem, że on tam jest. Zdaję sobie sprawę z faktu, iż piasek w klepsydrze zaczął się przesypywać. Mam bardzo mało czasu. Podbiegłem prędko do taksówki i otwierając drzwi zawołałem, wskazując oddalający się pojazd:

- Za tym samochodem! - Staram się nadać swemu głosowi ton spokojny lecz stanowczy, nie znoszący sprzeciwu. Zupełnie tak, jakbym wydawał rozkaz. Siadam we wnętrzu taksówki i na zachętę podaję kierowcy 30 tutejszych "złotych" w dwóch banknotach dziesięcio- i dwudziesto- złotowych.

- Drugie tyle, jeśli ich dogonisz, chłopcze - dodaję na zachętę.

Nie zaniedbuję przy tym okazji, gdyby kierowca odwrócił się po pieniądze, by sprawdzić czy przypadkiem nie jest jednym z nich. Przezorny zawsze ubezpieczony. Opieram ręce na lasce trzymając ją między nogami i staram się wypatrzyć co się dzieje na drodze podczas jazdy, przedtem jednakże obrzucając podejrzliwym wzrokiem wnętrze samochodu. Jest czyste, zbyt czyste, jak na tutejsze standardy.

- Nie zgubmy go - polecam na ostatek chłodno młodemu - góra dwudziestopięcioletniemu - kierowcy.

Gra się skończy, ale na moich warunkach... Nie pozwolę, by to błędne koło toczyło się dalej. Dlatego tu jestem. Jestem tu, by powstrzymać ten obłęd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę patrzę pustym wzrokiem przed siebie, po chwili dopiero powracają mi wspomnienia...Na tyle na ile mogę, podnoszę się z wrzaskiem, nie zwracając uwagi, czy leżę na fotelu czy też to ja prowadzę samochód - nie obchodzi mnie to teraz! Szukam jakiegokolwiek punktu zaczepienia, kogoś, kogo mógłbym o to wszystko oskarżyć, kogo mógłbym ukarać... albo chociaż czekokolwiek znajomego... kogokolwiek! Monika! Rozglądam się w szale dookoła siebie, szukając jej lub tych paciorkowatych oczu... spoglądam na swoje dłonie, chcąc przypomnieć sobie wszystko.

A może nie chcąc?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - Czujesz, że dźwięk, zrodzony z wszystkich emocji ostatnich chwil, powinien rozsadzić całego Ciebie, cały ten samochód i cały ten przeklęty świat! Jednak to, co z siebie wydajesz, załamuje się prawie natychmiast i jesteś zmuszony milczeć. Oszalałym wzrokiem rozglądasz się, nagle czujesz jakieś ciepło... Dłoń w dłoni, uspokajasz się, jej dłoń lekko ściska Twoją; masz ochotę zapłakać, ale nie chcesz skalać swymi krwawymi łzami tej istoty, wydającej się śnieżnobiałą. Monika

Na fotelu obok kierowcy siedzi mężczyzna, spogląda na Ciebie. Czarne paciorki nie są już teraz tak przerażająco głębokie, spoglądają czujnie. Przez skórę czujesz, że to Kainita; ubrany w ciemny garnitur.

Daj rękę - przemawia cichym głosem. Dopiero teraz czujesz krew, wylewającą się z przestrzelonego na wylot przedramienia, zmysły zdają się wirować.

Janus - Kierowca jest zaskoczony, ale czując w Twym głosie rozkaz, rusza z piskiem opon. Bez słowa wdaje się w pościg, w międzyczasie biorąc od Ciebie pieniądze. Krew znaje się buzować wprost pod Twoją skórą, nie możesz opanować tego szczególnego podniecenia, perwersji. Pędzisz wąskimi uliczkami z kocich łbów, na zakrętach rzuca Tobą po wnętrzu samochodu.

Dies irae, diea illa, solvet saeclum in favilla.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet gdy odbijam się, siłą bezwładu, od lewych drzwi do prawych w moim umyśle ani na moment nie gaśnie ostrzegawcza lampka. Obracam się, by spojrzeć w tylną szybę. Przed czym, albo raczej; przed kim oni tak uciekają? Przypomniałem sobie wydarzenia poprzedzające ten karkołomny pościg. Wiedziałem, że w społeczeństwie Kainitów nie ma zgody, ale wydarzenia dzisiejszej nocy, tak nieoczekiwane - niezwykłe mogły sprawić, że lada chwila stanę się obiektem zainteresowania jakiejś wampirzej grupy. Nie chciałbym tego, do mojej pracy potrzebna jest dyskrecja. Wiedząc, że już nic nie zdołam na to poradzić staram się bacznie obserwować pędzący wóz przed nami. To niczego nie zmieni, wszelkie wysiłki, mające na celu oddalenie nieuniknionego, pójdą na marne. Ale ta sytuacja wymaga przemyślenia, strategii. Świeżego podejścia, innego spojrzenia. Jednak - niezależnie od wszystkiego - koniec zawsze będzie taki sam. Sięgam ręką pod ubranie, do wybrzuszonej wewnętrznej kieszonki znajdującej się na mej piersi. Książka, kieszonkowe wydanie, ale tak samo piękne. To dla Ciebie. I robię to dla nich, choć oni tego nie wiedzą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Układam swoją głowę na ramieniu Moniki, próbując w niej znaleźć ukojenie - w niej i w jej cieple. Nie chcę i nie mogę płakać, więc drżę tylko w jej ramionach, znajdując w tym wielką przyjemność. Całkowicie ignoruję mężczyznę, skupiając się tylko na niej. Przez chwilę zastanawiam się nad tym, jak to się stało, że jej przed chwilą zimna ręka znów jest ciepła - ale już po chwili przestaje mnie to obchodzić, liczy się tylko ona. Powoli zaczynam myśleć normalnie, zaczyna obchodzić mnie krew na ramieniu -tak ważna, tak pełna sensu, jak wszystko. Czyli wcale. Zastanawiam się, czy teraz nie jest odpowiednia chwila na wzmocnienie naszej więzi - mojej i Moniki, zanim znów coś nie spróbuje nas rozdzielić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - wprost przez skórę czujesz emocje Moniki, to, że chce być teraz przy Tobie. Podnosisz swą zranioną rękę, rana wygląda odpychająco; sączy się z niej krew, plamiąca Twe ubranie. Dochodzisz do wniosku, że spijanie krwi, choć samo w sobie zjawiskowo przyjemne, z takiej rany mogłoby być przykrym doświadczeniem. Rozmyślania przerywa miły szept Moniki, mówiącej Ci wprost do ucha o tym, że boi się o Ciebie i o tym, że chciałaby móc przelać do twego ciała trochę własnego ciepła, gdyż wie, że w Twojej głowie już ono jest...

Powoli zaczynasz się czuć osłabiony. Mężczyzna ponawia prośbę, mówiąc, że chce Ci pomóc. Tymczasem samochód zatrzymuje się przed jakimś znajomym budynkiem. Kierowca szepce coś do ucha mężczyźnie.

Janus - Po paru chwilach, gdy czytając święte słowa umacniałeś się w postanowieniu, samochód zatrzymuje się. Nieopodal widzisz ściagany przez Ciebie samochód, który stoi przed jakąś okazałą posiadłością, wciśniętą pomiędzy kamienice. Taksówkarz przypomina o zapłacie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kładę sobie laskę na kolanach i swą prawicą, odzianą w schludną białą rękawiczkę, wręczam drugą część umówionej sumy. Wychodzę przez drzwi, jestem nieco obolały od karkołomnej jazdy, ale nic nie szkodzi. Stukam lekko laską w szybę i mówię, uśmiechając się przyjaźnie:

- Bardzo dziękuję, mój dobry człowieku.

Nie czekając na odpowiedź taksówkarza ostrożnie zmierzam w kierunku opuszczonego, jak mniemam, samochodu. Gdyby moje podejrzenie się sprawdziło badam dokładnie wnętrze wozu starając się odgadnąć ile osób w nim siedziało i czy nie dałoby się czegoś wydedukować z pozostawionych przez nie śladów. Jeśli natomiast widzę w aucie jakieś postacie podchodzę doń jakby to było zupełnie naturalne zachowując jednak skupienie i pełną gotowość. Po drodze otrzepuję się chusteczką, gdybym zauważył na sobie jakąś plamkę kurzu lub brudu ścieram ją marszcząc przy tym brwi. Porządek mimo wszystko.

- Gabrielu, musimy porozmawiać! - wołam obojętnie zbliżając się.

Niech cię... obaj wiemy, że nie możesz wiecznie mnie unikać. Jeszcze zbyt wiele jest do zrobienia, bym mógł sobie pozwolić na takie zabawy w chowanego... Ta gra wymaga również twego udziału, w przeciwnym razie wszystko pójdzie na marne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę marzę o tym, by się zatopić w jej cieple, znaleźć w niej ukojenie - na moment to pragnienie przytłacza moją zdolność myślenia. Ale po chwili budzę się', przytulając ją tylko mocniej, nie przejmując się krwią na ramieniu. Wiem, że gdy raz ją teraz poczuję, nie będę potrafił się od niej oderwać, boję się, że zatonę w tym cieple, i już się nie obudzę, jakbym zamarzł na śmierć - bo ponoć to jest najpiękniejszy jej rodzaj - najpierw jest przeraźliwie zimno, a już pod koniec, nagle spływa najpiękniejsze, ostatnie ciepło w życiu... nie staram się ukryć tych myśli, przestaje mnie obchodzić, czy ona je przeczyta, czy nie. Jednak po chwili lekko przestraszony słyszę

'Gabrielu, musimy porozmawiać! - i patrzę na nią ze strachem, czy to ona... Nie, jednak nie - ze zrezygnowanym uśmiechem zmęczonego człowieka, nie zważając na mężczyzn przed nami, prawie jak pijany wytaczam się z samochodu i opieram się o niego, częściowo tylko będąc dalej w nim, by mi Jej nie zabrali...

Jestem już na to zbyt zmęczony...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staję w bezpiecznej odległości, około trzech i pół metra, od samochodu i opartej o niego postaci. Trzymam obydwie dłonie na rękojeści swej laski, która jest wbita tuż przede mną tak, by moja postać wydawała się wyższa, autorytatywna. Potem bacznie lustruję wzrokiem mężczyznę. Był wyjątkowo wysoki i szczupły oraz bardzo przystojny, miał długie włosy koloru blond a to wszystko dopełniała krótka bródka. Mimo jego mizernego stanu rozpoznałem tego wampira. Znowu poczułem się bezpieczniej, pewniej. Zaiste, nie przypominasz stereotypowego wampira, Gabrielu, raczej jakiegoś młokosa, podrywacza może nawet hulakę, ale nikt nie skojarzyłby z tobą Kainity. Zauważyłem też krew na jego koszuli, ale nawet ranny jest potencjalnym zagrożeniem. Pocieram dwoma palcami podbródek. Czy dobrze go oceniłem? Nie wygląda na groźnie, ale to jeszcze o niczym nie świadczy... Pierwszy ruch należy do mnie, należy to wykorzystać. Ponownie kładę ręce na lasce będąc gotowy na każdy gwałtowny ruch mego rozmówcy.

- Witaj, Gabrielu, dobrze cię znowu widzieć - wypowiadam to zdanie tonem całkiem naturalnym, jakby w całej tej sytuacji nie było nic niezwykłego, uśmiechając się uprzejmie i skinąwszy przy tym lekko głową na powitanie.

Obserwuję go spokojnie, z uwagą. I czekam na jego ruch. "Podaj tylko tyle danych, ile musisz. Nie mniej i nie więcej".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Znowu...znowu? to musiało być bardzo dawno temu, ostatnio... Ciebie pewnie również miło widzieć, musiałbym tylko o tym pamiętać' - spoglądam na wampira, starając się skupić na nim wzrok. Kiedy nagle zaczyna mi się kręcić w głowie, zaciskam mocniej palce na jednej z blach wozu. Przy okazji staram się przypomnieć sobie tą osobę - zważając na to, iż sprawia wrażenie, że tylko migoczący neonowy napisa 'aurorytet' na czole mógłby go bardziej zadowolić niż sposób jego zachowania, można się spodziewać po nim przynależności do Ventrue lub Lasombry, ale nawet w tej chwili nie mam sił się nad tym zastanawiać. Nie chcąc go urazić, próbuję również zagrać w jego gierkę - prostuję się i próbuję wygładzić ubranie, kompletnie ignorując krew na moim ramieniu, zastanawiając się, kiedy zacznie się zasklepiać.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Unoszę wysoko brwi w niemym zdziwieniu.

- Doprawdy? - pytam tak, że w moim głosie pojawia się nutka żalu, a częściowo i niedowierzania. - Ranisz mnie, mój drogi. Doszło do tego, iż rozmawiamy jak dwie, zupełnie obce sobie osoby... - opuszczam wzrok i wbijam go w ziemię, jakbym głęboko się nad czymś zastanawiał. Po czym unoszę oczy, by spojrzeć na ramię Gabriela.

- Może porozmawiamy o tym nieco, później. Wbrew temu, co chcesz mi pokazać, ta brzydka plama na twym ramieniu na pewno ci doskwiera. - wskazuję laską miejsce na jego koszuli, całe czerwone od krwi.

- Tak się składa, że mogę ci pomóc, ale wiesz jak to jest; "Życie za życie, przysługa za przysługę"...

Wyjmuję z jednej z wewnętrznych kieszeni torebkę z krwią i pokazuję ją złotowłosemu. Podchodzę na odległość półtora metra i zostawiam ją na chodniku trzymając jedną rękę - z laską w dłoni - w górze, a drugą po przeciwnej stronie tak, by wiedział, iż nie żywię doń złych zamiarów, choć w razie ataku będę się próbował bronić. Wracam na poprzednią odległość i wnętrzem otwartej dłoni wskazuję plastikową torebkę pełną życiodajnego płynu.

- Możesz przyjąć, albo odrzucić. Wybór należy do ciebie.

Udowodnij swą wartość. Pokaż mi, kim naprawdę jesteś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ale ja i tak już nie żyję" - mówię nieco melancholijnym tonem, uśmiechając się przy tym. Przy okazji powracają mi zdrowe zmysły, zaczynam się zastanawiać - czego to on ode mnie może chcieć? Widać, że potrzebuje mojej współpracy, ale pomysł, żeby mnie kupować, bynajmniej nie przypada mi do gustu.

"Wiem, że krew jest dla nas cenniejsza niż złoto, ale i tak nie ma dla mnie w tej chwili wielu rzeczy wyżej cenionych niż wiedza. O tym, kim ty jesteś, czemu potrzebujesz mojej pomocy, w czym, i co cię łączy z tymi wampirami w samochodzie. "

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkładam sobie laskę pod pachę i zaczynam powoli klaskać.

- Brawo, brawo, brawo - akcentuję każde słowa klaśnięciem dłonią w dłoń. - A jednak jesteś na tyle inteligentny, by nie kupować kota w worku. To dobrze, że nie omyliłem się co do ciebie, Gabrielu.

- Możesz mnie nazywać Janusem - chwytam laskę za rączkę prawą dłonią, zaś lewą zdejmuję cylinder wykonując wytworny ukłon w trakcie wymawiania mego imienia, po czym ta część garderoby wraca na swoje miejsce.

- Skoro chcesz wiedzieć, co wiem o twoich towarzyszach podróży... - wzruszam ramionami. - Wiele nas łączy, choć jeszcze więcej nas dzieli, to jedyna odpowiedź, jakiej mogę ci teraz udzielić. Ale to nie jest odpowiednie miejsce na taką rozmowę. Znam lepsze, to niedaleko stąd. Wszystko ci wyjaśnię, kiedy się tam znajdziemy - spoglądam z niepokojem na niebo. - Czas ucieka, boję się, że możemy nie zdążyć przed świtem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - Czujesz coraz większe zmęczenie, ten wszechogarniający rodzaj zmęczenia, gdy kształty wokół zdają się wyostrzać i kąsać... Sennym nieco wzrokiem spoglądasz pod nogi - niewielka kałuża sączącej się krwi, Twojej krwi, w której stoisz... Drzwi wozu otwierają się, wychodzi dwóch meżczyzn i Monika. Ona podchodzi do Ciebie, z poważną miną. "Musimy iść z nimi. Tam czeka Chevalier, chce nam pomóc", szepta Ci do ucha. Potem uśmiecha się niepewnie i wplata swoją dłoń w Twoją. Właściciel paciorkowatych oczu staje obok Ciebie, patrzy jednak na przybysza. Słabość wlewa się falą do Twej jaźni, opierasz się na ramieniu Moniki... Po chwili czujesz, że prowadzi Cię ona w kierunku posiadłości.

Janus - Widzisz na obliczu Gabriela zmęczenie. Z samochodu wychodzą trzy postacie, dwóch mężczyzn, jedna kobieta. Piękna kobieta. Ta podchodzi do Gabriela, szepta mu parę słów do ucha i splata swą dłoń z jego dłonią. Widzisz w tym wielką czułość... Twój wzrok przyciąga postać stojąca obok Gabriela; ubrany w czarny garnitur Kainita przypatruje Ci się. W jednej chwili widzisz tylko jego oczy... Przez chwilę Ty i on ścieracie sie w jakimś przedziwnym starciu spojrzeń, mocy i sił woli. Kapitulujesz po bardzo krótkiej chwili. Choć kapitulacja to złe słowo - przygnieciony porażką, przegraną. Ostatkiem sił walczysz, aby nie ugiąć przed nim karku. Ktoś kładzie Ci na ramieniu rękę, ty nie możesz i... nie chcesz się sprzeciwić. Przecież nie ma sensu, to przecież właściwe, tu nie ma miejsca na sprzeciw...

"Chodźmy" mówi Kainita. Stawiasz krok w kierunku posiadłości...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwalam Monice się prowadzić do przodu, mimo wszystko jednak nie pozwalajac jej przejąć na siebie mojego ciężaru. I chociaż z każdym krokiem czuję się słabiej, czuję, że nawet ponownie mógłbym się zmienić w wampira, o ile ona by mnie do tego doprowadziła... Nie potrafię się powstrzymać, nie wiem, czy to sprawa kolejnego zawrotu głowy, czy nie - odwracam się do niej i krótko, czule całuję ją w usta, a po chwili w czoło, mówiąc jej w myślach 'będzie dobrze'. Patrzę na chwilę na to, co dzieje się z Janusem, i chyba rozumiem - ale pozwalam temu rozumieniu odpłynąć w dal, skupiam się tylko na cieple Moniki i stawianiu kroku za krokiem, aby dotrzeć do domu Chevaliera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Instynktownie rozumiem, że muszę iść. Po chwili przestałem już sobie zawracać głowę tym, cokolwiek niemiłym faktem, że ktoś kontroluje moje ruchy, tak długo jak nie zagraża to mojemu życiu lub nie naraża mnie w jakikolwiek inny sposób - nawet nie bezpośredni. Zmierzając w stronę willi porządkuję fakty jakie przed chwilą miały miejsce, składając ją z tym co już wiem, starając się w międzyczasie obserwować okolicę. Oczywiście miarę moich ograniczonych możliwości. Kobieta ma jakiś wpływ na Gabriela, który jest im widocznie do czegoś potrzebny. Jednym z moich oprawców jest wampir, co wyklucza ich przynależność do Stowarzyszenia Leopolda. O ile mi dobrze wiadomo za żadną cenę nie wpuściliby między siebie Kainity w obawie infiltracji ich organizacji... Powoli z tych faktów składałem wzór wstawiając w je odpowiednie miejsca, jednak niezależnie od moich usiłowań ostateczny wniosek brzmiał: "Brak wystarczającej ilości danych". W każdym razie - niezależnie od tego do jakiej grupy należała ta hanza wiedziałem, że nie jest dla mnie bezpiecznie być w ich rękach. Przed oczyma nachalnie ukazywała mi się wizja mojego ciała, które leżało przebite kołkiem na jakimś pustkowiu w oczekiwaniu na nieubłagany świt. Niewesoła perspektywa... Moja praca nie jest jeszcze zakończona. Nie pozwolę, by to się tak skończyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel -> Monika lekko, jakby nieśmiało odwzajemnia pocałunek. Czujesz sie przy niej silniejszy, jednak po chwili wszystko przesłania mgła. Nagle zdajesz sobie sprawę, że siedzisz na krześle w jakimś przestronnym pomieszczeniu, oświetlanym nienachalnym światłem przesłoniętych ciemymi materiałami lamp. Na ustach, brodzie, w przełyku i całym sobie czujesz vitae... Nagle przejmuje Cię zgroza, że w nieświadomości pozbawiłeś kogoś życia - nie jednak, widzisz obok siebie pusty kielich i bardzo starą, zakurzoną butelkę. Senność mija, jakby nieświadomie zasklepiasz ranę na ręce mocą krwi. Obok Ciebie stoi Monika. Na krześle naprzeciwko widzisz znajomą twarz... Chevalier. Wygląda na bardzo, ale to bardzo smutnego.

Janus - Odzyskujesz nad sobą panowanie w skromnie urządzonym pokoju; łóżko, stół i dwa krzesła oraz biblioteczka pełna książek. Drzwi właśnie się zamknęły, słyszysz zgrzyt przekręcanego klucza. Jakiś głos w Twjej głowie mówi Ci "Nie sprawiaj kłopotów." Pomieszczenia nie ma okien, jest oświetlane lampą owiniętą delikatnym, purpurowego koloru materiałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmarszczyłem brwi. Czyżby ktoś sondował moje myśli? Badam stan drzwi, ich zawiasy - skupiając się szczególnie na ich mechanizmie - i jak mocny jest zamek, jeśli nie mogę stwierdzić żadnej słabości w każdym z tych elementów, to postanawiam skupić się na książkach, nachylam się, by dokładniej przyjrzeć się grzbietom wybierając te, które bardziej wyglądają na wiekowe. A więc i starsze, mądrzejsze. Przesuwam wyciągniętym palcem po nazwach idąc od prawej strony do lewej w poszukiwaniu... No właśnie, czego? Większość ksiąg jest stara, tak stara, że nieczytelna. Jakie to przykre... - rozpaczam chwilę nad straconymi woluminami, by potem uczcić ich pamięć minutą ciszy, po czym wracam do szukania odpowiedniej księgi. Mój wzrok pada na "Lewiatana", biorę tom do ręki i siadam na wygodnie krześle opierając laskę o oparcie tak, by w razie czego mieć ją pod ręką. Wygląda na to, że mogę tylko czekać, więc wolę spożytkować ten czas na lekturę. W międzyczasie sprawdzam czy mam przy sobie któryś z tych przydatnych małych, ostrych, drewnianych przedmiotów i ważę księgę w ręku opukując przy tym okładkę, by sprawdzić jej twardość.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przejęty miną Chevaliera bardziej, niż tym, co się ze mną dzieje, patrzę na niego pytająco - bo wiem, że zadawanie jakichkolwiek pytań nie ma sensu. Jeśli mam się o czymś dowiedzieć, on mi powie. Staram się mimo to przypomnieć sobie, jakie zdarzenie pamiętam jako ostatnie. Przy okazji staram się w jakiś sposób pozbyć się zaschniętej krwi z twarzy, zastanawiając się, jak mogłem dopuścić do tego, aby tak się zachowywać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel - Chevalier przez długą chwilę wpatruje się w Ciebie, przelotnie spogląda na Monikę. Widzisz w jego oczach, że toczy w sobie walkę i wcale nie próbuje tego ukryć. Wreszcie wstaje, gestem każe Ci iśc za sobą. Monika idzie za Tobą, jednak w pewnym oddaleniu. Zrównujesz się z Chevalierem. Ten przemawia cicho:

- Żałuję, że wplątałem w to Ciebie i Twoją towarzyszkę. Ze względu na to jednak, że przeżyliście pierwszy akt tego tragicznego spektaklu, którego końca nijak nie mogę przewidzieć... Bez własnej woli, zapewne, objęliście stronę w cichym konflikcie. Nie mogę więc odmówić Wam pomocy...

Chevalier otwiera drzwi i wchodzicie do przestronnego pomieszczenia, w którym, przy podłużnym stole, siedzi kilka postaci. Jesteś zbyt zmęczony, aby dokłądnie sie przyglądnąć, określić, ocenić; siadasz na wskazanym krześle, obok zajmuje miejsce Monika. Chevalier wychodzi z pomieszczenia, gestem prosząc o cierpliwość.

Janus - Książka jest wydana w języku rosyjskim, strony zapełnione cyrylicą nijak do Ciebie nie przemawiają. Książka jest dość ciężka, ze względu na jej grubość. Drzwi wydają się być normalnymi drzwiami z drewna, o mosiężnej klamce. Czujesz się dziwnie, jakby ktoś na Ciebie patrzył... Nagle do twych uszu docierają nikłe odgłosy kroków, coraz bliższe. Po chwili słyszysz je całkiem wyraźnie, ktoś zbliża się do drzwi po przeciwnej stronie, klucz z metalicznym chrzęstem wsuwa się do zamka...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmieję się cicho. A więc przyszli po mnie? Biorąc pod uwagę, że mnie nie związali, to moi oprawcy są bardzo potężni. Albo bardzo pewni siebie. Wstaję, kładę książkę na krześle, rozstawiam nogi, by uzyskać pewne oparcie dla nóg. Lewą ręką obejmuję jeden koniec laski prawą kładę zaś rączce. Jeśli sytuacja będzie tego wymagała, to bez wahania zrobię użytek z tego przedmiotu... Przy tym pamiętam o fakcie, by nie patrzyć w oczy mojemu przeciwnikowi. Staram się ustawić tak, że mam plecy zabezpieczone ścianą. Przez chwilę żałuję, iż odebrano mi mój rewolwer. Gdyby nie to już stałbym z tym cackiem wycelowanym tak, by czary otwór lufy patrzył wprost między oczy nieznajomego. Jednak na razie muszę się obejść bez niego i zdać się na to, co aktualnie mam pod ręką. Ciekawe jak masywna jest ta biblioteczka? - szybko sprawdzam czy stoi pewnie oraz to, czy przy użyciu odrobiny siły dałoby się ją przewrócić - Może nie zaszkodziłoby wyprowadzić ją z równowagi? - szybkim wzrokiem ogarniam ciężkie, stare tomiszcza uśmiechając się złowrogo - Wszak wiedza to potęga...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...