Skocz do zawartości

Forumowicze o Sobie VIII


Turambar

Polecane posty

No to widzę, że się ciekawy temat nawinął. Na początek zarzucę wyznaniem: mam 15 lat i jestem dziecinny. Jak cholera. Tak, robię to specjalnie. A dlaczego? Bo jakby spojrzeć na zagadnienie ludzkiego życia bardzo obiektywnie, wyglądałoby to tak: rodzi się berbeć. Berbeć dorasta i żyje. Wyrośnięty berbeć umiera. A wszystko, co osiągnął w życiu idzie się kochać, za przeproszeniem. No to skoro wszystko idzie w pip, to dlaczego by nie uatrakcyjnić życia? Oczywiście każdy ma swoją definicję uatrakcyjnienia: jeden się schleje do nieprzytomności, a drugi będzie się z kumplami nawalał jajkami i ganiał za piłką. Należę do tej drugiej kategorii, z czego jestem dumny (proud to be a child ^^). Właśnie dlatego nie wstydzę się faktu, że razem z bratem oglądam Kaczora Donalda, a w wolnych chwilach lubię sobie "pozwałować"(ten wyraz już nie jest trendy/si/jazzy). Bo żyję się raz, prawda? I ogólnie, wieczne dzieci FTW !!111!!!1!

Aha, byłbym zapomniał: wiem, kiedy zachować powagę, no i staram się ją zachowywać. Ale wiadomo, że ona zabija powoli, dlatego Alleluja i do przodu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,5k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
*unosi brew* Jakaś aluzja?

Yyy? Aaa... nie, to akurat był przypadek, zresztą jestem opozycyjnie nieobecna na zjazdach i nie mam bladego pojęcia o świństwach, które tam wyprawiacie. ;) Niemniej myślę nad zaszczyceniem swoją osobą najbliższego spędu... alebędziealebędzie! :>>>

No więc - misiek, co dostałeś do swego miśka na Walentynki?

Misia. Pluszowego.

W Internecie, Panno Szanowna i Szanowana Wielce, w Internecie.

W Internecie, powiadacie... sprawa z poznawaniem potencjalnych partnerów w Internecie ma co najmniej dwa oblicza. Z jednej strony to rzeczywiście łatwiejsze, bo możemy od razu przedstawić drugiej osobie przekrój swoich zainteresowań i odwrotnie, a na żywo to raczej niewykonalne, zwłaszcza, że tak szybko oceniamy po pozorach... z drugiej strony, in face naszą uwagę zwraca aparycja, zachowanie, gestykulacja, mimika, poruszanie się czy głos, a dopiero później przychodzi do porównania gustów. Internet niewątpliwie zmienił dotychczasową "naturalną selekcję" w doborze drugiej połówki i pozostaje po prostu pytanie, co kto woli - zaufać Sieci, w której przewijają się tysiące innych samotnych i gdzie można bez trudu odnaleźć ludzi o podobnych pasjach, czy liczyć na swoisty łut szczęścia i być może doświadczyć tego niepowtarzalnego gromu z jasnego nieba, który zwie się "miłością od pierwszego wejrzenia". :) Obydwa sposoby mają swoje oczywiste wady i zalety, bo i spotkanie po wcześniejszej korespondencji nie wyklucza piorunów i innych takich, i wpadnięcie na siebie na ulicy nie gwarantuje jakiegokolwiek wspólnego punktu odniesienia poza ewentualnie wzajemnym fizycznym zainteresowaniem... a ja wychodzę z założenia, że udaną parę musi łączyć - między innymi - hobby. Tak czy owak, jeśli Tobie, Jakubie, udało się przez Internet do tego stopnia, że skończyło się ślubem, to nie mogę jednoznacznie zawyrokować, że posieciowe związki są "udawane" czy skazane na porażkę. Najwyraźniej wszystko zależy tylko i wyłącznie od ludzi, a że mje nikt nie koha i nie lóbi i wogle i dórzo innyh woguli to powszechnie wiadomo. : (((

Studia

Hmm... studia. Rzeczywiście są szansą na spotkanie interesujących ludzi, o ile nie jest się totalnym smarkaczem, który wybiera się na uczelnię tylko po to, by zakosztować "wesołego", stereotypowego życia studenta, bo w takim przypadku to jeszcze żałośniejsze niż szczeniaki ze szkół średnich, w wiadomy sposób pozujące na "dorosłych". I cóż, tu dochodzimy do tego, o czym właśnie mówicie - kwestii dojrzałości i niedojrzałości, która ma niewiele wspólnego z umiejętnością zachowania w sobie magii dzieciństwa. Osobiście dorastanie było i jest moją największą bolączką, głównie dlatego, że w miarę upływających lat świat tracił swój wszelki urok i mistyczność, a wyzierała szara, paskudna rzeczywistość i wszystko przestawało być bajką i świetną przygodą do przeżycia. Sztuka polega właśnie na tym, by potrafić zatrzymać w sobie tego czterolatka i nigdy nie zapomnieć, jak kiedyś odbierało się wszystko wokół i jak czarodziejskie to było. To wcale nie kłóci się z dojrzałością, którą postrzegam tak jak wiele osób przede mną - jako odpowiedzialność, słowność, umiejętność określenia, co jest najważniejsze w życiu, brak absurdalnej potrzeby adaptacji w towarzystwie debili z pomocą używek i tak dalej. Niedojrzałość to po prostu gówniarstwo, które jakie jest, każdy wie i nie ma ono nic wspólnego z pielęgnowaniem w sobie zdolności do dostrzegania w świecie magii.

Dracia ma akurat rację co do tego, że mężczyźni dojrzewają emocjonalnie znacznie wolniej, co przysparza też mnóstwa problemów, ale to nadal podział na dojrzałość i niedojrzałość. Pokażcie mi chłopaka, którego w wieku, powiedzmy, 18 lat można z ręką na sercu nazwać "dojrzałym", a który nie jest po prostu "starym-malutkim" - do bólu poważnym, zgorzkniałym gościem, który zachowuje się, jakby nie miał lat 18, tylko 81. Powtarzam, że zachowywanie się jak człowiek dorosły (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) przy jednoczesnym dysponowaniu magią dzieciństwa i umiejętności uczynienia z burej egzystencji bajki to prawdziwa sztuka... znałam jednego, jedynego człowieka (poza mną, dodam nieskromnie), który to mniej więcej potrafił, ale zdaje się, że jego też dopadła proza życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studia to też dobry sposób, ale najlepszym jest szukanie... dosłownie po zainteresowaniach :D Po prostu wybiera się takie swoje zainteresowanie, które jest najbardziej pro-społeczne i integrujące(bo jednak trochę trudno znaleźć osobę, która by też kochała książki... przyczaić się wtedy w bibliotece? Ukrywać za półkami w empiku i wyskakiwać na ludzi? Dlatego załóżmy, że to będą RPGi :] ). Rozpuszcza się sieć informacji, dowiaduje się, gdzie się spotykają i czy można się przyłączyć... A ponieważ jesteśmy fanami systemów RPG, dlatego tam zaczęliśmy szukać, szybko znajdujemy ze wszystkimi wspólny język. A, że RPGowcy zwykle sami tworzą sieć znajomości z innymi, to mamy okazję do poznania wielu nowych osób.

Sposób sprawdzony przeze mnie i polecany :D Jednego dnia wymyśliłam, następnego zrealizowałam, tydzień później przestałam być samotna i trwa to już prawie 3 lata :D

Natomiast związkom rozpoczętym przez internet mówię zdecydowanie NIEEEEE xD W większości przypadków to jednak durny pomysł :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dobry przykład na to że mÓndrość przychodzi z wiekiem ;] (Tatuś wie co mówi). Dość tych romantycznych temtów bo 14 luty przyjdzie szybciej ;).

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną? Ćwiczycie coś czy jak 70% polskich nastolatek unikacie wychowania fizycznego na 112 różnych sposobów ? Szczególnie panienki robią sowie "wf"owe wolne bo to a tamto, a potem rosną z was krzywólce i pokraki :D. Systematyczne męczenie się to inwestycja w siebie, mało kto teraz myśli o tym co będzie jak 50 stuknie, a wtedy lepiej by stukało w stawach i kręgosłupie jak naj mniej ;). Sam miałem 2,5 roku przerwy w jakimkoliek sportowym życiu z powodu wybuchu kolana ;) ale powoli wracam do formy :>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Totoro :* long time no see.

Muaaaa :*

Nawet ja z wyglądem naćpanego borsuka mogę cieszyć się drugą połówką.

A może właśnie dzięki tej aparycji? :happy: Nigdy nie wiadomo czy w człowieku nie siedzi miłośnik naćpanych borsuków. O tym można się przekonać jedynie w obecności Feo lub na łonie natury...

Naprawdę wolniej dojrzewacie. I to widać. Na przykład ci wszyscy licealiści..Tacy... Trudno to posiać, ale najbliżej będzie właśnie "jeszcze dziecinni".

Między jeszcze a dziecinni dodać zbyt i wszystko będzie OK. Rzeczywiście - facetom dojrzewanie przychodzi ze sporo większymi oporami. Ale kobietom czasem zdarza się przegiąć w stronę drugą - czasem bardzo szybko 'dziadzieją'. Na studiach, a nawet w liceum, miałem okazję poznać kobiety, które w wieku lat 18-23 zachowywały się bardziej jak matrony rodu. Albo na takie pozowały.

Szkoda, że ten czas tak szybko leci. Będąc dzieckiem, chciałem jak najszybciej dorosnąć, a teraz żałuję, że dzieciństwo mam praktycznie za sobą...

Ja tam wolę nie żałować, nic z tego dobrego nie wychodzi. Z jednej strony chciałoby się wrócić czasem do tej beztroski czasów minionych, ale jak się pomyśli co za bzdury się wtedy wygadywało, wyrabiało to aż szkoda gadać. Zwłaszcza, że w tym wieku tej swojej niedojrzałości się nie dostrzega - a odrobina mądrości w tamtym czasie odmieniła by taaaak wiele.

Misia. Pluszowego.

A skąd wiesz, co Feo dostał? Czyżbyś była jego Miśką?

Tak czy owak, jeśli Tobie, Jakubie, udało się przez Internet do tego stopnia, że skończyło się ślubem, to nie mogę jednoznacznie zawyrokować, że posieciowe związki są "udawane" czy skazane na porażkę. Najwyraźniej wszystko zależy tylko i wyłącznie od ludzi, a że mje nikt nie koha i nie lóbi i wogle i dórzo innyh woguli to powszechnie wiadomo. : (((

A propos mojego przypadku - u mnie było o tyle nietypowo, że bardzo szybko mieliśmy okazję spędzać se sobą sporo czasu w trybie całodobowym, że tak to ujmę. Inaczej jest, gdy spędza się ze sobą regularnie po kilka całych dni, a inaczej gdy spotkania są możliwe raz na miesiąc i pełne są wielkich uniesień, a nie codzienności.

Co do samego poznawania się przez neta - odwraca ono po prostu kolej rzeczy. Aspekt wizualny i styl bycia poznawane są dopiero na spotkaniu, a do tego czasu poznawane są osobowości. Ułatwia to sprawę osobom nieśmiałym czy też zakompleksionym, ale znacznie ułatwia też fałszowanie obrazu samego siebie. Nie zawsze to fałszowanie jest zresztą świadome - to naturalne, że chcemy zaprezentować się z jak najlepszej strony. Ale może wyjść mało zabawnie, gdy gadu-gadowy erudyta na żywo nie potrafi sklecić porządnego zdania. Sprawia to, że rzeczywiście takie związki mogą być udawane - wielu osobom szkoda jest zaangażowania, które pojawiło się w sieci, i długo godzą się z tym, że jednak rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Wtedy przez jakiś czas podtrzymują sztucznie ten związek, licząc na jakieś 'odrodzenie'.

I cóż, tu dochodzimy do tego, o czym właśnie mówicie - kwestii dojrzałości i niedojrzałości, która ma niewiele wspólnego z umiejętnością zachowania w sobie magii dzieciństwa.

Ot i właśnie. Bez tego wewnętrznego dziecka dziadziejemy, a nie dojrzewamy. Często ludzie zbyt szybko zaczynają się przejmować tym, że 'to wypada', 'w tym wieku nie przystoi' a 'to takie dziecinne'. Ja tam chętnie śmigałem sobie w tym roku na sankach - z siostrzenicami i sam - i nosie miałem to, że może to wyglądać nieco komicznie. Jedynym ograniczeniem była wytrzymałość sanek. Oczywiście - trzeba wiedzieć, kiedy na takie wygłupy można sobie pozwolić, ale to przeca oczywiste.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A skąd wiesz, co Feo dostał? Czyżbyś była jego Miśką?

Eee, nie, wolę niedźwiedzie z głupawą od naćpanych borsuków. Po prostu, ju noł, intuicja, ju noł. :icon_cool:

Szczególnie panienki robią sowie "wf"owe wolne bo to a tamto, a potem rosną z was krzywólce i pokraki

CHYBA TY!!11 Moim skromnym zdaniem szkolny wf to najlepszy sposób na zniszczenie sobie kręgosłupa i stawów, biorąc pod uwagę głupotę większości nauczycieli tego przedmiotu. Tak czy owak, rozumiem, że to moment, w którym Yennefer chwali się wszem i wobec, że w dbałości o figurę i relaks zapisała się na jogę. :icon_cool: Joga jest sroga, a oprócz tego rzeczywiście fantastycznie odpręża i ma w sobie to mistyczne "coś", o czym mówi każdy, kto zaczął ją ćwiczyć. Osobiście jestem sceptycznie nastawiona do wszelkiego "skupiania energii" czy innych czarów, ale podejrzewam, że to po prostu brak praktycznej wiedzy wśród ludzi o tym, jakie fizyczne działania mają poszczególne asany i jednemu z drugim wydaje się, że osiągają nirwanę podczas masażu wątroby.

Sposób sprawdzony przeze mnie i polecany :D Jednego dnia wymyśliłam, następnego zrealizowałam, tydzień później przestałam być samotna i trwa to już prawie 3 lata

Oj, a jeśli ktoś jest taaaki wstydliiiwy i taaaki nieśmiaaały?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WF? Dziękuję ale to nie dla mnie. Męczyłem się i męczyłem a teraz gdy 20 już wiosen mija mam oba stawy kolanowe jak 50-latek. Nikomu jakoś nie przyszło do głowy to, że jak nie mogę ruszać nogą bo ni trzeszczy, to oznaka nie blefowania a czegoś złego.

Teraz mam zwolnienia na studiach, ale co 3 dni na basenik z ojcem śmigamy - i nie, nie po to aby opierdzielać się na jacuzzi ;) Raczej celem aktywnego wypoczynku połączonego z zadaniem "Kto więcej razy przepłynie 50m bez zatrzymania" ;) Na basenie najlepiej się ćwiczy i najszybciej traci wagę. Choć w moim przypadku to niebezpieczne - mam za mało takowej ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną? Ćwiczycie coś czy jak 70% polskich nastolatek unikacie wychowania fizycznego na 112 różnych sposobów ?

U mnie z kondycją jest bardzo dobrze. Codziennie robię spacery po kilka kilometrów jak nie więcej. Z racji zimy za oknem i braku wf na pierwszym semestrze, obecnie spędzam czas mniej aktywnie niż zazwyczaj. Gdy pogoda dopisuje, najczęściej można mnie spotkać na boisku, uganiającego za piłką. Nigdy nie opuszczałem wf z braku chęci uczestnictwa w zajęciach. Jeśli już się zdarzało to w liceum, kiedy zimą mieliśmy wf o 7:30 i za bardzo wstawać mi się nie chciało. Jednakże zdarzało się to bardzo rzadko. Generalnie lubię pograć w każdą dyscyplinę sportu. Jedynym elementem, którego nigdy nie lubiłem to gimnastyka. Talentu do niej nie mam, a przez to ryzyko kontuzji było bardzo wysokie.;) Za to w liceum bardzo polubiłem biegać. Wiosenny, chłodny poranek i bieg 2km na rozgrzewkę przez park. To było coś. Zawsze po takiej przebieżce czułem się o wiele lepiej. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach och narzekania na wf - problem, w tym, że dla wielu dzieciaków to jest ostatnia szansa, by się troszkę poruszać, bo poza tym całe dnie spędzają przed kompem/konsolą (/książką, kekeke). Oczywiście jak zacznie się szybciej ruszać raz na tydzień, to zaraz sobie coś zrobi, zapłakani rodzice wypisują zwolnienie i/lub kierują sprawę do Trybunału w Strasburgu, po czym następuje dalsza degrengolada córuchny bądź syneczka - aż się takie wyrwie spod kurateli rodzicielskiej i samemu stwierdzi, że czas ze sobą coś zrobić.

ale powoli wracam do formy
Ale pamiętaj Feo, w twoim przypadku zero tańców :D Od teraz bawisz się tylko odpowiedzialnie 8)

I cóż, tu dochodzimy do tego, o czym właśnie mówicie - kwestii dojrzałości i niedojrzałości [...] znałam jednego, jedynego człowieka (poza mną, dodam nieskromnie), który to mniej więcej potrafił, ale zdaje się, że jego też dopadła proza życia.
Oj, to jest takie stereotypowie pierniczenie. Skąd w ogóle jakieś rozgraniczenia na dojrzałość i niedojrzałość? To upraszczanie sprawy. Każdy mierzy sobie własną miarą i nic innym do tego... Po prawdzie jedyny quasi-obiektywny wskaźnik 'dojrzałości' jaki potrafię znaleźć, brzmi następująco: dorasta się wtedy, kiedy przestaje się kategoryzować siebie i innych poprzez dojrzałość/niedojrzałość. Howgh.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną?

Nie raz i nie dwa razy próbowałem się przemóc i uzyskać może nie tyle figurę Pudziana, co chociażby dobrze zbudowanego faceta - gwoli ścisłości, z BMI itp. u mnie w porządku, kompleksów żadnych nie mam.. tyle, że jak przychodzi co do czego i trzeba zaprezentować siłę / wytrzymałość fizyczną to już nie jest tak kolorowo*. Za pierwszym razem robiłem sobie nawet tabelki do wypełniania, coby się zmotywować (nie śmiać się!) i ćwiczyłem różnym sprzętem pokroju hantli, sprężyn, roweru etc. przez jakieś 1,5 miesiąca.. po czym darowałem sobie**. Drugi raz podobnie. Co najśmieszniejsze, np. w kwestii gier mam znacznie silniejszą wolę. Kiedyś zagrywałem się po kilka godzin dziennie, dziś, jak odpalę coś raz na kilka dni, to będzie dobrze.

*Zresztą wiadomo, że nie chodzi tylko o silę ale i zdrowie - logiczne, ale nie dla każdego łatwe do realizacji.

**Spytacie: dlaczego. Nie z powodu słabej woli, a przynajmniej nie przede wszystkim. Ze zniechęcenia, bo efektów nie było widać żadnych, mimo odpowiednich ćwiczeń - przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną? Ćwiczycie coś czy jak 70% polskich nastolatek unikacie wychowania fizycznego na 112 różnych sposobów ?

Jak co semestr obiecywałem sobie, że zacznę regularnie chodzić na siłownie, jak co semestr wyszło jak zwykle (byłem 3 razy). Może ja jestem jakiś dziwny, nietolerancyjny, nie potrafię zrozumieć innych, ale jak siedzę na siłowni (a wszędzie słychać wypas-umcyk radyjko) i patrzę na tych ludzi i słuchając ich rozmów, to nie mogę przestać się śmiać. Może gdzieś jest jakaś normalna siłownia, ale pewnie nie jest zaraz koło mojego miejsca zamieszkania.

Poza tym to zapisałem się na koszykówkę w tym semestrze, co obaliło moją tezę, że jestem dość wysoki. Jak było tak było, ale przynajmniej sobie pobiegałem i pomęczyłem raz w tygodniu.

A w LO na WFie pojawiałem się zawsze, ale prawie nigdy nie byłem zaabsorbowany tym co działo się na zajęciach.

Po prawdzie jedyny quasi-obiektywny wskaźnik 'dojrzałości' jaki potrafię znaleźć, brzmi następująco: dorasta się wtedy, kiedy przestaje się kategoryzować siebie i innych poprzez dojrzałość/niedojrzałość. Howgh.

Czyli jestem dorosły. Ja kategoryzuje ludzi na głupich, mniej głupich, trochę głupich i niegłupich. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o mnie z kondycją, cóż w czasach szkoły biegałem mnóstwo czasu, dziś trochę się zaniedbałem. :P Pora zadbać o siebie. :) A co do dojrzałości, moim zdaniem jest kilka typów ludzi.

Dojrzali emocjonalnie, czyli tacy którzy nawet w wieku 14 - 20 lat, już zachowują się na dorosłych.

Dojrzali mniej emocjonalnie, czyli tacy którzy mieli praktycznie dobre dzieciństwo ITP.

Mniej dojrzali, czyli tacy co albo udają głupich by spodobać się społeczeństwu, albo tacy którzy chcą być głupi.

Dzieciarnia, tutaj jest najgorzej, oni myślą że wszystko im wolno, chwalą się jacy są super po dokonaniu nawet najmniejszej błahostki, lub ewentualnie dostają wszystko na złotej tacy.

Tak mnie się wydaje, że tak to nie więcej wygląda, bez urazy.

A wracając do kondycji, ja w latach podstawówki / gimnazjum uwielbiałem WF, byłem chwalony nawet przez nauczyciela, ale jakoś nigdy nie udało mnie się dostać żadnego wyróżnienia z WF'u, no ale to nic, ważne że mnie nauczyciel chwalił, aż zacytuje. "Ten chłopak ma pasje, i chęć do gry w zespole, nie powinno się tego pomijać." :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cardinal dobrze prawi, chleba mu! Dla jednej dziewczyny chłopak dojrzały, to po prostu starszy o te 2-3 lata, i tyle, a dla innej - ktoś, kto umie zachować się na poziomie. Dla jeszcze innej to taki ktoś, kto już ma prawko, i własny samochód.

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną?

2 intensywne treningi judo w tygodniu zupełnie wystarczają... W ferie i wakacje dochodzi gra na hali, tak z 3-4 godzinnki dziennie. Spacery z kolei to dla mnie coś w rodzaju efektu jojo - zawsze gdy trochę pospaceruje, to chce mi się jeść, i tym samym zamiast spalać kalorie po spacerku, nadrabiam je z podwójną siłą w domciu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną?

WFy w szkole, długie wypady na rower & wyścigi, 100 pompek i 100 brzuszków (choć te pompki i brzuszki na razie mam przerwę). Nie jest źle, jest dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, to jest takie stereotypowie pierniczenie.

Ojej, tak mówisz? Czy powinnam zaufać ocenie eksperta od stereotypowego pierniczenia? Popytam wśród publiczności. :x

Skąd w ogóle jakieś rozgraniczenia na dojrzałość i niedojrzałość?

[cięta riposta]...z d... .[/cięta riposta]

To upraszczanie sprawy. Każdy mierzy sobie własną miarą i nic innym do tego...

No, więc o-co-cho? Swoją własną miarę przedstawiłam powyżej i "nic innym do tego", hm?

Po prawdzie jedyny quasi-obiektywny wskaźnik 'dojrzałości' jaki potrafię znaleźć, brzmi następująco: dorasta się wtedy, kiedy przestaje się kategoryzować siebie i innych poprzez dojrzałość/niedojrzałość.

Ach. No cóż, skoro tak mówisz, to pewnie masz rację, ale mnie "nic do tego" i nie widzę problemu w swoim swobodnym dzieleniu ludzkich zachowań na gówniarskie i mniej gówniarskie według moich własnych kategorii.

to nie mogę przestać się śmiać.

Wiesz, śmiech to najlepszy sport, o niebo zdrowszy niż jakiekolwiek wyciskanie na pakerni. ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już parę stron wcześniej było o sprawności fizycznej, jak chcecie to poszukajcie moich wypowiedzi. Potem wygonił nas moderator, ale jak wy o tym gadacie to pozwolę sobie znowu zabrać głos.

Otóż uważam, że wf do niczego w życiu się nie przydaje. Po co mam robić jakieś ćwiczenia ku uciesze znęcającego się nauczyciela, który na sali czuje, że ma jakąś władzę i może ją wykorzystać? Sport to jedno z moich zainteresowań poza szkołą - w domu hantle, brzuszki, pompki, w lecie piłka nożna i kosz z kolegami. To mi wystarczy, nie muszę wcale biegać jak głupi ze schodów w górę i w dół przez 2 lekcje (zdarzały się takie zajęcia), żeby być sprawny fizycznie. Mam prawie 190cm i ważę 65-70 kg, więc żadnym tam spasieńcem nie jestem, jak mam do wyboru kompa i piłkę to zawsze wybiorę to drugie (inna sprawa, że czasem nie ma z kim grać). Denerwuje mnie jak ktoś uważa, że niećwiczenie na wfie = ukryte kalectwo i pasienie brzucha przed TV. Osoby niećwiczące mają różne powody - ja staram się unikać wfu kiedy mogę, bo nie jest mi on do niczego potrzebny (nie to, że jestem tak wysportowany, że juz bardziej się nie da, po prostu nie lubię formuły zajęć). Zamiast zachęcić uczniów do aktywności fizycznej, to wfiści robią coś odwrotnego - głupi system oceniania, beznadziejne zaliczenia itd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam zapytanko jak u was z kondycją fizczną?

Lepiej niż było kiedyś, gorzej niż bym chciał. Chodzę na wszystkie wuefy, w gimnazjum miałem nawet 100% frekwencji, ale poza tym raczej niewiele ćwiczę. Czasami pojedzie się gdzieś na rowerze, pospaceruje gdzieś po górskich szlakach, zimą pozjeżdża na nartach i tyle. Nie gram w piłkę, nie chodzę na siłownię i nie pływam choć teoretycznie powinienem. Czasami myślę, że warto by było coś poćwiczyć, ale zazwyczaj brakuje mi samozaparcia :]

Wiesz, śmiech to najlepszy sport, o niebo zdrowszy niż jakiekolwiek wyciskanie na pakerni. ;]

O tak, można sobie potrenować przeponę, mięśnie brzucha i twarzy, przewentylować się, rozluźnić. Same zalety :)

Po co mam robić jakieś ćwiczenia ku uciesze znęcającego się nauczyciela, który na sali czuje, że ma jakąś władzę i może ją wykorzystać?

Jeśli trafiałeś na takich nauczycieli to współczuję. Ja tam zazwyczaj szczęście miałem, nauczyciele byli nawet nieźli i żaden nikogo od grubasów nie wyzywał, ani nie wyżywał się w inny sposób.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, więc o-co-cho? Swoją własną miarę przedstawiłam powyżej i "nic innym do tego", hm?
Naw. Jeśli chodzi jedynie o kategoryzowanie ludzi własną miarą to spoko spoko. Natomiast jeżeli chodzi o ocenianie ich wedle siebie... A akurat miara gówniarz/agówniarz jest wybitnie ocenogenna, że się tak wyrażę.

nie widzę problemu
Ja także (; Ale hej, dawno mi nikt nie odpowiedział na jeden akapit czteroma cytatami, więc pokuszę się o wyjaśnienie, bo coś widzę, że się nie zrozumieliśmy :> tl;dr warning.

Powiedz mi, kiedy przyjęłaś sobie poziom dorosłości jako istotną zmienną? Robię daleko idące założenie, że gdzieś między 11. a 14. rokiem życia (jak to uroczo ujęłaś 'z d...', niektórzy mówią na to 'okres buntu' - zazwyczaj wtedy ludzie ustalają co właściwie jest ich własnymi przekonaniami). Przepraszam, ale co osoba w tym wieku tak naprawdę wie o dorosłości? Jajco. Krótko mówiąc, by zachować ważność, miara gówniarstwa musi cały czas się rozwijać wraz z człowiekiem - i nagle się okazuje, że to co kiedyś było gówniarstwem teraz jest poważane i na odwrót. Rzeknę: o kant rzyci rozbić kategoryzację, która jest zależna od osoby, życiowego doświadczenia i kontekstu sytuacji.

Wydaje mi się, że tutaj zanegowałem jakiś istotny element Twojej tożsamości (daję głowę, nie spodziewałem się tak energicznej odpowiedzi), więc tylko pozostawiam pod rozwagę: pomijając jakiekolwiek roszczenia do empatii, większość osób w pewnym momencie orientuje się, że miara gówniarstwa daje zupełnie inne odpowiedzi, niż się od niej oczekuje. A co się robi z nietrafnymi klasyfikacjami? Odrzuca...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mniej dojrzali, czyli tacy co albo udają głupich by spodobać się społeczeństwu

A to też dziwne, bo jak przy chłopakach, dziewczynach, i dojrzewaniu jesteśmy, to też rzuca w się w oczy jeden element. Było z kilkanaście razy na demotywatorkach - czemu osoba robiąca z siebie kompletnego głupka i debila ma zawsze duże branie u płci przeciwnej? Ja rozumiem, poczucie dobrego humoru, i tym podobne, ale robienie z siebie głupka na każdym kroku, i nazywanie tego dojrzałością (,,och, jaki on zabawny"), jest lekkim przegięciem :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ opti

Wyobraź sobie, że z tym się spotkałem niedawno.. bo na na I roku na studiach. Gość (kto dokładnie - przemilczę) "dowcipniś", ot taki trochę "laluś" (to określenie do niego prawie pasuje) zaczął opowiadać idiotyczne dowcipy / żarty / akcje w jakich miał zaszczyt brać udział (wpisz sobie tu coś równie kretyńskiego) w towarzystwie płci przeciwnej. Efekt? Równie głupi jak efekt "axe" - dziewczyny co i raz chichotały - a w szczególności już co te głupsze - bez urazy dla nich, ale i takie się zdarzają.

Jak widać na powyższym przykładzie, dziecinność /gówniarstwo / nazwij to sobie jak chcesz objawia się w każdym wieku.. Oczywiście, sam też czasem się wygłupiam, ale to raczej z uwagi na towarzystwo, którego pozbyć się nie mogę, a z którym współpracować muszę (znajdą się i ludzie normalni, wbrew pozorom) - studia bez współpracy = marny Twój żywot. Wracając do sedna - zdarzy mi się zachować jak głupek*, ale znajduję w tym umiar i się hamuję, a w dodatku zachowuję się po ludzku tam, gdzie jest to wręcz wskazane - w miejscach publicznych, np. w tramwaju, ofcoz.

*Nie, wróć. Źle określiłem. Chodzi raczej o niezbyt mądre zachowania, jak np. kopanie kołpaka ze znajomymi wzdłuż tunelu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość luq92
Jak widać na powyższym przykładzie, dziecinność /gówniarstwo / nazwij to sobie jak chcesz objawia się w każdym wieku.. Oczywiście, sam też czasem się wygłupiam, ale to raczej z uwagi na towarzystwo (...) Wracając do sedna - zdarzy mi się zachować jak głupek, ale znajduję w tym umiar i się hamuję, a w dodatku zachowuję się po ludzku tam, gdzie jest to wręcz wskazane - w miejscach publicznych, np. w tramwaju, ofcoz.

A czy to złe, że człowiek lubi się czasem powygłupiać? Ile to można być poważnym. Ja uchodzę za poważnego, ale jak przyjdzie co do czego, to i nauczyciele płaczą ze śmiechu. I nie mam siebie za jakiegoś głupka, bo lubię czasem się powygłupiać. Nawet wydaje mi się, że dziewczyny lubią takich wesołków, ale którzy potrafią się zachować jak trzeba :) Także nie ma co oceniać ludzi po tym, że lubią się powygłupiać czasem i z umiarem. Być może on jest normalnym i fajnym człekiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli trafiałeś na takich nauczycieli to współczuję. Ja tam zazwyczaj szczęście miałem, nauczyciele byli nawet nieźli i żaden nikogo od grubasów nie wyzywał, ani nie wyżywał się w inny sposób.

Przypomniało mi się właśnie, że ja też miałem takiego psychopatę w gimnazjum :D. Naszą znajomość dość śmiesznie zakończyłem zresztą. Do rzeczy - chodziło o to, że miałem (w gimnazjum) same bdb albo celujące (oprócz polskiego - dyskelsja) ale że byłem rok młodszy od wszystkich z klasy to na wfie widocznie odstawałem. No i z tego powodu miałem dostać w pierwszej klasie gimnazjum dostateczną (czyli żegnaj czerwony pasku). Moja matka jak się dowiedziała o co kaman załatwiła sprawę tak sprawnie, że 30 minut później miałem 4. Pamiętając chyba o owym przypadku, w trzeciej klasie owy nauczyciel wychowania fizycznego dał mi bdb, co mnie przytkało aż, bo nie zasługiwałem na to (szkoła sportowa to była i musieli trzymać poziom). Należy nadmienić, że krążyły plotki, że owy Pan ma nieco hmmm, niesprecyzowaną orientację seksualną (chłopcy są bliżsi jego sercu). Mimo wszystko, z nieograniczonej radość postanowiłem mu dać prezent za jego hojność. Kwiatów z wcześniej wymienionego powodu nie mogłem dać, flaszka odpadała (no nie wypada za bardzo), została bombonierka. Poszedłem do tego śmiesznego kantorka, gdzie WF iści siedzą - byli wszyscy oprócz głównego bohatera opowieści zatem uśmiechnąłem się i dałem przypadkowej osobie mówiąc - "Dla pana X, on już będzie wiedział za co". Wszyscy się popatrzyli na mnie bardzo dziwnie, a ja poszedłem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak dwuznacznie mogło zabrzmieć to co powiedziałem w zderzeniu z krążącymi po szkole plotkami. Wyrazu twarzy wysportowanej odnogi ciała pedagogicznego nie zapomnę :)

Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja chciałbym się was o coś zapytać. Jak przeżywacie śmierć bliskich wam osób. ? Bo ja przeżyłem już trzy śmierci bliskich mi osób i powiem szczerze.

Za śmiercią pierwszą, szalałem jak opętany z złości, ale co się dziwić. ? Miałem chyba pięć lat.

Dwa lata temu zmarł mi dziadek, o dziwo wtedy zachowałem dziwny spokój, i to mi się tutaj nie podoba, zwykle byłem nerwowy przez coś takiego, a tutaj proszę, cisza, spokój, żadnych szaleństw. Czy to możliwe że wyrosłem już z cwaniactwa. ?

Kilka miesięcy temu zmarła mi druga babcia, o dziwo tutaj też spokojnie, jednak że, zacząłem współczuć ojcu bo to była mu jedyna bliska rodzina, no poza mną, braćmi i matką.

Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co tu chodzi. ? :) Wybaczcie że poruszam wątek życia i śmierci, ale jakoś tak mam sporo nie jasności. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość luq92

Być może wyrosłeś z tego. Ja w wieku 5 lat pamiętam jak się zarzekałem, że nie pójdę do szkoły :) Jak byłem starszy o 2-3 lata powiedziałem, że nie będę się całował z dziewczynami, bo to obrzydliwe :) Jak widać jakoś mi przeszło. Być może z Tobą jest to samo. Każdy się przecież zmienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sppriggs - wiesz, jest takie ładne przysłowie: "Kiedy się rodzisz, to ty płaczesz, a inni się cieszą, a kiedy odchodzisz, to ty się cieszysz, a inni płaczą" :)

Mi wydaje się, że stopień przeżywania śmierci bliskich, zależy od spokrewnienia i kontaktów z daną osobą. Jeżeli były one średnie, to przeżywanie będzie średnie, a jeśli bardzo bliskie (jak, np. śmierć ukochanej Ci żony), to mógłbyś nawet nie otrząsnąć się po wielu miesiącach, bądź nawet latach. Tobie zmarli dziadkowie - jeżeli ich kochałeś, to powinno być Ci przynajmniej smutno, że odeszli i że ich już nigdy nie zobaczysz. Jednak przesadą byłoby według mnie, opłakiwanie ich kilka miesięcy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...