Skocz do zawartości

Amdarel

Forumowicze
  • Zawartość

    773
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Amdarel

  1. Amdarel
    Jak to imć ...AAA... napisał "Ciekawostki to coś co przyjmie każdy mózg". Historycznych informacji w takiej formie od dawna na forum nie serwowano, pomyślałem więc, że spróbuję. Poniżej znajdziecie ich 21, opracowanych na podstawie stron internetowych, własnej wiedzy historycznej, oraz magazynu "Mówią Wieki".


    1. Nazwa damskiego stroju kompielowego "Bikini" wywodzi się od atolu Bikini czyli wyspy na Pacyfiku na której testowano broń jądrową w ramach operacji Crossroad w 1946 roku. Wedle sloganów reklamujących, śmiałość w odkrywaniu kobiecego ciała miała dostarczać równie "wybuchowych" doświadczeń.

    2. Jeden z najbardziej znanych angielskich władców Ryszard Lwie Serce, miał tak naprawdę mało wspólnego ze swoim wyidealizowanym odpowiednikiem. Król traktował swe państwo głownie jako źrodło dochodów na wojny oraz wyprawę krzyżową. Sam nigdy nie nauczył się angielskiego, a na wyspach bywał okazjonalnie.

    3. Dzisiejsze znaczenie słowa poganin wywodzi się jeszcze z czasów cesarstwa Rzymskiego. Gdy religia chrześcijańska stała się najpierw oficjalnym wyznaniem, a później jedynym dozwolonym, wyznawcy starych bóstw przenosili się na wieś (z lac. pagus) gdzie nikt nie zajmował się ich ściganiem.

    4. Jedna z najbardziej znanych broni dystansowych, kusza, została w XII wieku uznana przez papiestwo za wynalazek tak straszny, że pod groźbą ekskomuniki zakazano jej stosowania w wojnach między europejskimi władcami. Poczynionio jedynie wyjątek dla armii walczących z muzłumanami na krucjatach.

    5. Najsłynniejsze słowa kojarzone z Juliuszem Cezarem czyli "I ty brutusie przeciwko mnie?" nie są dokładnym przekazem słów Cezara. Jest to wyobrażenie tamtej sceny, pochodzące ze sztuki "Juliusz Cezar" autorstwa Szekspira, który przekształcił nieco przekaz historyków rzymskich. Wedle nich, Juliusz powiedzieć miał "tu quoque, fili mi" co tłumaczyć można jako "ty także, mój synu?"

    6. Przeciwnik Aleksandra Wielkiego, Dariusz III posiadał blisko 10 tysięczną gwardię zwaną Nieśmiertelnymi. Według Herodota nazwa ta pochodziła od tego, że gdy ginął jeden z jej żołnierzy, natychmiast zastępowano go następnym tak by wydawało się że gwardzista nigdy nie zginął.

    7. W starożytności oraz średniowieczu nierzadkim było bojowe wykorzystanie... pszczół. Owady łapano do garnków które następnie ciskano we wrogie miasta bądź oddziały.

    8. Benito Mussolini słynął z wielu romansów. Gdy wizytował jedno z miasteczek w którym przebywał za młodu, między nim a burmistrzem wywiązał się taki oto dialog :
    - Ekscelencjo, my wszyscy tu zebrani jesteśmy twoimi dziećmi.
    - Gruba przesada. Tu może być ich najwyżej dziesięcioro - odparł z uśmiechem włoski przywódca.

    9. W średniowieczu przyjęte było wyjątkowo ostre karanie samobójstwa. Zgodnie z literą prawa zwłoki często palono, łamano kołem, dziurawiono kołkiem, wieszano lub nawet dekapitowano.

    10. Wśród wikingów panował wyjątkowo duży jak na średniowiecze poziom równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Jednym ze zwyczajów wpisujących się w tę regułę było to, że gdy powracający z paroletniej wyprawy mąż zastawał w domu więcej dzieci niż zostawiał, wszystkie uznawał za swoje nie bacząc na podobieństwo "potomków" do tych którzy w okolicy pozostali.

    11. Popularna gra "Monopoly" miała swój udział w działaniach tajnych służb podczas II wojny światowej. Niektóre z egzemplarzy planszówek , które czerwony krzyż razem z innymi dobrami dostarczał do Niemieckich obozów jenieckich, były wzbogacone o specjalne, dobrze ukryte elementy takie jak kompas, mapa, pilnik, nieco prawdziwej waluty czy fałszywe dokumenty.

    12. George Bernard Shaw znany był z ciętego języka. Podczas pobytu w Moskwie, jeden z dziennikarzy zwrócił się do niego z pytaniem :
    - Mistrzu, czy wierzy pan, że motory wyprą zupełnie zwierzęta pociągowe? Czy znikną konie, muły i osły?
    - Proszę się nie martwić. Osłów nigdy nie zabraknie - odpowiedział po chwili pisarz.

    13. Znany dziś wszystkim wulgarny gest angażujący środkowy palec najprawdopodobniej wywodzi się jeszcze z czasów średniowiecznych. Podczas wojny stuletniej Francuzi obcinali złapanym angielskim łucznikom służące do naciągania cięciwy dwa palce (wskazujący i środkowy). Po jakimś czasie zwyczajem, który zaczęli uprawiać wyspiarscy strzelcy przed bitwą było uniesienie tych dwóch palców skierowawszy je w stronę Francuzów, tak by ich obrazić i dać im do zrozumienia, że posłużą one do zabicia jeszcze wielu z ich rodaków.

    14. Rzymianie byli ludźmi przesądnymi, zwracali więc uwagę na przepowiednie oraz omeny. Z niezbyt ciekawej sytuacji z tym związanej wybrnął Juliusz Cezar. Gdy lądował on na brzegu Afryki potknął się upadając na ziemię. Zanim jednak ktokolwiek zdążył odebrać to jako zwiastun porażki, Cezar krzyknął głośno "Ziemo afrykańska biorę cię w swe ramiona". Jak się później okazało - miał rację.

    15. Nazwa pedagog pochodzi od greckiego paidagogos oznaczającego niewolnika prowadzającego dziecko do szkoły, pomagającego mu w zajęciach, oraz bawiącego sie z nim.

    16. Jedną z ciekawszych rozrywek wikingów było... jeżdzenie na łyżwach po zamarzniętych jeziorach i rzekach. Wykonywali je oni z odpowiednio przyciętych kości zwierzęcych, a do odpychania się służyły im kijki. Niektórzy historycy twierdzą, że "lodowych nóg" używano także do komunikacji między wioskami.

    17. Do dziś nie nie wiemy czym naprawdę była choroba znana pod nazwą Angielskich potów, która nawiedzała Europę, a zwłaszcza Wyspy Brytyjskie w XV i XVI wieku. Nie zachowały się żadne fizyczne dowody na istnienie tej choroby, poza zapiskami w kronikach. Niektórzy naukowcy podejrzewają, że była to jakaś odmiana eboli.

    18. Kardynał Richelieu znacznie wyżej cenił interesy Francji, niż kościoła. Jednym z najbardziej znanych działań potwierdzających jego miłość do ojczyzny było ciche wspieranie protestanckich landów niemieckich oraz Skandynawii. Zajęte walkami wewnętrznymi Niemcy nie mogły dzięki temu zagrażać w żaden sposób interesom francuskim.

    19. W 1949 roku przyznano jedną z najbardziej haniebnych nagród nobla. Dostał ją Egas Moniz za badania nad leczniczymi skutkami lobotomii. Zabieg ten stosowany u osób chorych na zaburzenia psychiki takie jak schozofrenia, polegał na wbiciu ostrego przedmiotu takiego jak szpikulec do lodu, głęboko w czaszkę pacjenta przecinając m.in. włókna nerwowe. Miało to doprowadzić do "uspokojenia" pacjenta, co często się udawało, niosąc za sobą także inne efekty nieodwracalnych uszkodzeń mózgu jak apatia, dziecinnienie, bezwolność czy niemożność kontrolowania procesów fizjologicznych.

    20. Wbrew powszechnej opinii Stanisław August Poniatowski nie był ostatnim królem Polski. Tytuł ten używany był później przez Romanowów, aż do 1917 roku.

    21. Winston Churchill obok swoich zasług historycznych, zasłynął także z anegdot opowiadających o jego niepoprawnym wychowaniu i ciętym języku. Wedle jednej z nich gdy Bessie Braddock oskarżyła Churchilla o to, że jest pijany, odpowiedział on słowami "Ale jutro będę trzeźwy, a pani, madam, nadal będzie brzydka."
    Ciąg dalszy zależy od was.
    P.S. Podziękowania dla Trymusa za wskazanie błędów i zasugerowanie poprawek.
  2. Amdarel
    Wikipedia to obecnie najpopularniejsza i największa encyklopedia, bez której wielu z nas nie wyobrażałoby sobie internetu. Ma ona jednak opinię zawodnej i zawierającej sporo błędów. Jakie były te największe?


    Wikiwandalizm - atak znudzonych trolli
    Najbardziej irytującym i jednocześnie najmniej niebezpiecznym zagrożeniem dla Wikipedii zawsze byli zwykli wandale. Ludzie ci celowo zmieniali wpisy, umieszczając tam śmieszne bądź wulgarne informacje dotyczące osób przez siebie nielubianych. Idealnym przykładem takich niesmacznych choć na szczęście szybko usuwanych wpadek, było zamieszanie jakie wytworzyło się po meczu Polska - Austria podczas poprzedniego Euro. Zirytowani kibice praktycznie co sekundę edytowali wpis o Howardzie Webbie, który sędziował feralne spotkanie. Ci najbardziej kulturalni poprzestawali na sugestiach sprzedania meczu. Ci mniej wybredni zamieszczali jawne obelgi, obraźliwe obrazki, a nawet groźby śmierci. Po paru godzinach możliwość edycji wpisu została zablokowana, a sam wpis poprawiony.
    Nie jest to oczywiście jedyny taki wypadek w historii darmowej encyklopedii. Innym, długo komentowanym żartem, był wpis o Robbiem Williamsie, do którego autor dodał zdanie twierdzące, że piosenkarz zarabia na życie, jedząc pluszowe chomiki. Ten ewidentny wybryk znudzonego internauty został szybko naprawiony przez administrację.
    Zdarzały się niestety także pomyłki które nie wzbudzały wesołego (lub zażenowanego) uśmiechu na ustach. Na taką natrafił w 2005 roku John Seigenthaler, dawny asystent R.Kennedy'ego przeglądając swój życiorys. Okazało się że notatka zawiera sugestie i informacje wskazujące na jego udział w zabójstwie obu braci Kennedych, oraz nazistowskie przekonania. Po długich poszukiwaniach ip okazało się, że zmiany wprowadził znajomy poszkodowanego, który bronił się twierdząc, że nie zdawał sobie sprawy jak wiele osób czerpie informację z wikipedii, a sam wpis miał być jedynie głupim dowcipem. Cała sprawa okazała się na tyle głośna, że po tym incydencie wielu wydawców gazet i magazynów oficjalnie zakazało swoim pracownikom używania wikipedii jako źródła informacji.

    Jimmy Wales - założyciel wikipedii
    Nadgorliwość twój wróg
    Drugim popularnym powodem gaf wikipedii są zwykłe pomyłki. Jako, że encyklopedię można edytować w każdej chwili, zdarza się że na podstawie niepewnych jeszcze przypuszczeń podawanych przez media, ktoś zmienia treść wpisu. Tak stało się z senatorem Edwardem Moorem Kennedym, gdy zasłabł on w trakcie lanchu u prezydenta Obamy. Ponieważ zmagał się on z rakiem, zostało to omyłkowo uznane za jego śmierć. Błąd szybko naprawiono, a sam senator zmarł dopiero pół roku później
    Podobny przypadek przeżycia własnej śmierci spotkał jeszcze wielu celebrytów, w tym Vernona Raya. Po wypadku rejsu w którym uczestniczył w 2008 roku, mylnie ktoś na wikipedii uznał to za jego śmierć. Za wikipedią, poszły inne media przekazując informację o śmierci DJa. Sam Vernon musiał nie tylko uspokoić swoich przyjaciół, ale i także wydać oficjalne oświadczenie o tym... że jeszcze żyje.
    Batutą po łapach
    I tak dochodzimy do najgłośniejszych gaf wikipedi, zmian lub całkowicie nowych haseł, które nie zostały wyłapane przez wiele miesięcy. Powód? Nie wyglądały one na tanią prowokację, ale na rzetelnie zrobione wpisy. Niestety, celowo wprowadzające w błąd, zwykle po to by udowodnić nasze bezrefleksyjne podejście do informacji zamieszczonych w internecie.
    Taką własnie motywację podał student Dublińskiego uniwersytetu Shane Fitzgerald gdy w 2009 przyznał się do edycji jednego z haseł wikipedii. We wpisie dotyczącym niedługo wcześniej zmarłego kompozytora Maurice Jarra dopisał nieprawdziwy cytat muzyka :
    "Mogę powiedzieć, że moje życie było jak długa ścieżka dźwiękowa. Muzyka była moim życiem, muzyka dała mi życie i przez muzykę będę zapamiętany na długo po tym, jak opuszczę ten świat. Gdy umrę, to ostatni walc zagra w mojej głowie i tylko ja będę go słyszał."
    Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że przez miesiąc między edycją hasła a przyznaniem się Fitzgeralda cytat ten jako oryginalny, w swoich artykułach zamieściło wiele popularnych czasopism takich jak The Guardian.
    Eksperyment Fitzgeralda blednie jednak, przy wyczynie grupy polaków zwących się Armią Batuty. Chcąc dowieść zarówno bezrefleksyjnego podejścia do informacji z internetu, jak i braku znajomości patronów ulic umieścili oni wpis o całkowicie fikcyjnej postaci - Henryku Batucie na którego cześć rzekomo miałaby się nazywać ulica Batuty w Warszawie (w rzeczywistości nazwanej tak od terminu muzycznego). Wedle fikcyjnego wpisu Henryk Batuta był komunistą który w I połowie XX wieku odcisnął spore piętno na historii Polski będąc m.in. jednym z założycieli Komunistycznej Partii Polski i Związku Patriotów Polskich, a nawet miał mieć bohatera inspirowanego swoją osobą w twórczości Hemingwaya.
    Wpis utrzymał się na wikipedii przez 15 miesięcy, a wzmianki odnośnie Henryka Batuty pojawiły się na wielu innych stronach. Dopiero paru dziennikarzy Gazety Wyborczej i Przekroju zdemaskowało nieistniejącego oszusta w artykułach które ukazały się 9 lutego 2006r. Wikipedia najpierw usunęła wpis, później jednak umieściła pod tym hasłem wyjaśnienie całej afery oraz treść fikcyjnego wpisu:
    "Henryk Batuta, właśc. Izaak Apfelbaum (ur. 1898 w Odessie, zm. 1947 pod Ustrzykami Górnymi) - polski komunista, działacz międzynarodowego ruchu robotniczego. Uczestnik wojny domowej w Rosji, po powrocie do kraju członek Komunistycznej Partii Polski. Na mocy partyjnych wyroków organizował zabójstwa tajnych współpracowników policji politycznej, których wykonawcą był m.in. Wacław Komar. Sprawa ta wyszła na jaw dopiero w latach 50. W latach 1934-1935 więzień Berezy Kartuskiej, później na emigracji. Uczestnik wojny domowej w Hiszpanii. W czasie II wojny światowej w ZSRR, od 1943 członek Związku Patriotów Polskich, major Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zginął w 1947 pod Ustrzykami Górnymi w starciu z UPA. Jego osobie poświęcona jest ulica w Warszawie (Służew nad Dolinką). Po 1989 r. pojawiały się liczne głosy, by zmienić jej nazwę, jednak do zmiany nie doszło."

    Podrobione zdjęcie ulicy Batuty
    Wikipokuta
    Wszystkie te błędy miały jednak także i pozytywny aspekt. Praktycznie po każdym z nich administracja podejmowała działania mające na celu spowodować zwiększenie wiarygodności internetowej encyklopedii. Podjęto decyzję m.in. o podziale na przejrzaną i nieprzejrzaną wersję wpisu, podawaniu bibliografii czy ograniczeniu prawa do edycji przez użytkowników niezarejestrowanych.
    Miejmy nadzieję, że nie ustaną w tych działaniach, gdyż niezależnie od tego jak bardzo na wikipedię pomstuje świat nauki, wyparła ona prawie wszystkie tradycyjne encyklopedie z obiegu. Zanim jednak przedrukujemy jakąś informację z wiki - warto poszukać potwierdzenia w innych źródłach.
    P.S. Tym wpisem chciałbym przywitać się po dłuższej nieobecności na blogach - wracam do regularnego umieszczania wpisów
    P.S.2. Czy chcecie kontynuacji serii o odnawialnych źródłach energii?
  3. Amdarel
    Dziś 11 listopada. Święto, które teoretycznie powinno skłonić nas do głębszych refleksji, na temat historii własnego kraju. Niestety praktyka pokazuje, że jest zupełnie inaczej.

    Nie będę pierwszym który postawi tezę, że w ostatnich dwudziestu latach pojęcie patriotyzmu zostało wyświechtane. Tą deewalucję wartości idealnie obrazuje własnie 11 listopada i sposób naszego "świętowania".
    Bitwa pod Grunwaldem? Lepsza flaga na fb!
    W ciągu ostatnich paru dni wiele osób zaczęło wyrażać swój "patriotyzm" na wiele sposobów. Najbardziej kuriozalnym z nich jest chyba wspomniana wyżej flaga biało-czerwona, którą można dodać do swojego zdjęcia profilowego na facebooku. Oczywiście, wiele osób od razu rzuciło się na tę aplikację i ubarwiło swój profil w podobny sposób jak parę miesięcy temu zrobili to "wąsami dla Adasia".
    Ta właśnie aplikacja idealnie obrazuje jak pusty i przepełniony nic nie znaczącymi gestami jest nasz patriotyzm. Pierwsi jesteśmy do wywieszania flag (których połowa ma w rogu logo browaru z czasów promocji na mistrzostwa świata), czy dodawania flagi na FB. Nie wymaga to od nas wysiłku i pokazuje wszystkim w okół jak "kochamy" swoją ojczyznę. Jednocześnie ogromna część tych osób nie była na wyborach z czystego lenistwa, a historię własnego kraju zna znacznie gorzej niż fabułę "M Jak Miłość".
    Patriotyzm czy już Nacjonalizm?
    11 listopada jest także czasem, kiedy uaktywniają się wszelkiego rodzaju nacjonaliści, których z roku na rok przybywa. Od rana różnego rodzaju demonstracje na czele z warszawskim "Marszem Niepodległości" przypominają nam jak niebezpieczne są skrajne postawy. Ludzie ci "w imię poszanowania i miłości dla własnego kraju" głoszą faszystowskie i nacjonalistyczne hasła, demolują ulicę, a nawet napadają na policję, znieważając tym samym (o ironio) tego ukochanego przez nich białego orła. Niestety do tych ludzi nie dociera (i zapewne nie dotrze), to że hasła takie jak "Raz sierpem, raz młotem, czerwona hołotę", nie mają nic wspólnego z patriotyzmem, zaś lewica jest normalną częścią sfery politycznej w każdym demokratycznym kraju.
    Mimo że takie marsze skupiają niewiele ludzi, podobne poglądy wyznaje bardzo wielu polaków. Mylą oni wyraźnie nacjonalizm z patriotyzmem, a otwartość na inne zdania i poglady, ze zdradą ojczyzny. Na nasze nieszczęście mesjanizm, który niegdyś był istotną częścią polskiej tożsamości i miał jakąś rolę w czasach zaborów, teraz powoduje że ludzie tracą możliwość zdrowej oceny sytuacji. Idealnym przykładem takiego zachowania mogą być żądania części środowisk prawicowych do oficjalnego świętowania 400-lecia hołdu ruskiego, czyli tego jak najechaliśmy Rosję, co zakończyło się zdobyciem i roczną okupacją Moskwy. Ma to być nasz triumf wymazany przez "ruską cenzurę". Ciekaw jestem jednak jak te same osoby zareagowałyby, gdyby w Niemczech, Rosji albo Austrii oficjalnym świętem narodowym ustanowiono rocznicę pierwszego rozbioru, skoro za antypolskie święto uznali oni nawet... rocznicę wypędzenia polaków z Moskwy, nie zauważając jednocześnie, że idąc tym tropem obchody 11 listopada można by uznać za święto antyrosyjskie.
    Dzisiejszy Patriota
    Widząc, co dziś uważa się za patriotyzm - zaślepienie na punkcie własnego kraju, obciachowe flagi czy nudne apele w szkołach, na których często sami nauczyciele przysypiają, nie sposób dziwić się osobom które wolą stać obok tego wszystkiego. Teraźniejsza "miłość do ojczyzny", mimo celebrowania Powstania Warszawskiego czy odzyskania niepodległości, przypomina raczej czcze sarmackie przechwałki. A może dałoby się inaczej? Może zacząć przestać wydawać pozwolenia na demonstracje narodowców, skoro rok w rok kończą się one przemocą? Może zamiast corocznego gloryfikowania Piłsudskiego, zabrać uczniów na jednodniowy wolontariat lub urządzić akcję sprzątania okolicznego parku? Może wreszcie zacząć szanować historię własnego kraju, znając więcej niż parę dat i mogąc spojrzeć na wszystko szerzej niż to się robi na obchodach 11 listopada?
    Dzisiejszy patriotyzm musi się przekształcić by współgrać z dzisiejszym światem. Do tego jednak potrzebnych jest więcej refleksji i działania, mniej zaś pustych słów i gestów. No, ale kto ma na to czas i chęci...

  4. Amdarel
    Kontrowersje dotyczące energii jądrowej towarzyszą jej od parudziesięciu lat. Mimo to od dawna wzrasta jej udział w zaspokajaniu zapotrzebowania energetycznego naszej cywilizacji. Jednak ostatnie wydarzenia w Japonii, oraz raporty Worldwatch Institute, które stwierdzają że w 2010r. udział energii ze źródeł odnawialnych prześcignął energię atomową, dają nam do myślenia. Czy atom znajdzie się w odwrocie?


    Bombowe początki
    Pierwsze projekty reaktorów jądrowych i próby ich użycia datuje się na początki lat 50tych. Były one głownie efektem ubocznym badań nad militarnymi możliwościami użycia energii atomu. Pierwsza elektrownia, powstała w Obnińsku na terenie ZSRR w 1954 roku i dysponowała mocą zaledwie 5MW (dziś przeciętna elektrownia dysponuje mocą 1000-2000MW) . Jej celami było zasilenie w energię pobliskiego instytutu atomowego, oraz produkcja wzbogaconego materiału rozszczepialnego do produkcji broni atomowej. W tym samym okresie zaczynano budować elektrownie atomowe także w innych krajach. Pierwszą większą, Calder Hall uruchomiono w Wielkiej Brytanii w 1956 roku. Na początku dysponowała ona jedynie jednym reaktorem o mocy 50 MW, jednak w następnych latach uruchomiono kolejne 3 bloki, zwiększają tym samym moc elektrowni do 200 MW.
    Od tego momentu nastąpił szybki rozwój energetyki jądrowej, która zaczęła być postrzegana jako nieawaryjna i na dłuższy okres opłacalna. Dopiero katastrofy w Three Mile Island i Czarnobylu ostudziły zapał w budowaniu elektrowni atomowych. O ile w latach 80tych rocznie oddawano do użytku średnio 22 elektrownie, to na początku lat 90tych liczba ta spadła do 5. Z kryzysu zaufania wydobyto branżę energetyczną dopiero 10 lat temu, gdy zaczęto się obawiać o bezpieczeństwo energetyczne w związku z wyczerpującymi się paliwami kopalnymi, a rozwój techniki pozwolił na zwiększenie bezpieczeństwa reaktorów jądrowych.
    Energia atomowa dziś
    Warto przyjrzeć się stanowi energetyki jądrowej na chwilę obecną. Dostarcza ona około 15% światowej energii pochodzącej z blisko 500 placówek. Jest ona rozwijana zwłaszcza w krajach najbogatszych. Przoduje tu Francja która uzyskuje w ten sposób aż 80% energii. Czemu własnie atom? Elektrownie jądrowe po poniesieniu nakładów na ich budowę, są niezwykle tanie w eksploatacji. Są mniej szkodliwe dla środowiska niż tradycyjne elektrownie węglowe. Jednocześnie przy wszystkich tych zaletach mogą być używane praktycznie wszędzie w przeciwieństwie do silnie uzależnionych od czynników klimatycznych, odnawialnych źródeł energii.
    Niestety energia ta nie jest całkowicie bezpieczna. Sporym problem są odpady radioaktywne powstałe w wyniku użytkowania reaktorów jądrowych. Przeciwnicy elektrowni zwracają także uwagę na dużej koszty zamykania starych placówek. Jednak mimo całej szkodliwości nie to jest głównym źródłem kontrowersji wobec elektrowni atomowych. Mimo że są one mało awaryjne, a obecna technologia jest wyposażona w bogate zabezpieczenia w ludziach ciągle tkwi strach przed powtórka z Czarnobylu, który na skutek awarii wydzielił ogromną ilość szkodliwego pyłu i radioaktywnych substancji. Szczególnie dokładnie widać to w Polsce gdzie do tej pory nie wybudowano żadnej elektrowni atomowej, a działa u nas jedynie jeden reaktor jądrowy o mocy 30MW znajdujący się pod opieką Instytutu Badań Jądrowych.

    Rozmieszczenie elektrowni jądrowych w Europie
    Atom w Polsce
    Do tej pory podjęto tylko jedną próbę zaopatrzenia Polski w energie jądrową. W latach 1982-1990 powstała elektrownia w Żarnowcu. Po katastrofie w Czarnobylu nastroje społeczne pogorszyły się jednak na tyle że wiele organizacji zaczęło otwarcie protestować przeciw jej powstaniu. W końcu z powodu transformacji oraz wzrastajacego sprzeciwu ludzi, zaniechano budowę.
    Sprawę tę podjęto ponownie w 2005 roku. 4 stycznia rząd przyjął dokument "Polityka energetyczna Polski do 2025 roku", w którym przeczytać możemy :
    "Ze względu na konieczność dywersyfikacji nośników energii pierwotnej oraz potrzebę ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, uzasadnione staje się wprowadzenie do krajowego systemu energetyki jądrowej."
    "Ponieważ prognozy wskazują na potrzebę pozyskiwania energii elektrycznej z elektrowni jądrowej w drugim dziesięcioleciu rozpatrywanego okresu, to biorąc pod uwagę długość cyklu inwestycyjnego konieczne jest niezwłoczne rozpoczęcie społecznej debaty na ten temat."
    Opinie Polaków na temat energetyki jądrowej w Polsce są niezwykle podzielone. W badaniach statystycznych zleconych w 2008 roku 48% opowiedziało się przeciw, 42% za, 10% zaś wstrzymało się od wydania jednoznacznej opinii. Warto jednak zauważyć że większość sprzeciwiających się tej decyzji nie zdaje sobie sprawy jak wiele elektrowni działa przy granicach Polski. W odległości nie większej niż 310 km znajduje się 10 działających placówek o łącznej mocy 18 GW. Mimo kontrowersji kolejne rządy jednak przyjęły plany budowy elektrowni. Obecnie rozważanych jest 28 punktów w całej Polsce które stać się mogą lokalizacją elektrowni jądrowych w ciągu następnych 10 lat.
    Co nas czeka?
    Na chwilę obecną zauważyć można ponowny wzrost niepokoju w sprawie energetyki jądrowej. Przyczyniła się do tego katastrofa japońskiej elektrowni Fukushima. Nie przełoży się to jednak na spadek ilości planowanych elektrowni. Powód jest niezwykle prosty - nie mamy innego wyboru. Paliwa kopalne wyczerpią się w przeciągu najbliższych parudziesięciu lat, a zapotrzebowanie na energię na całym globie wzrasta z roku na rok. Mimo wzrastającej pozycji odnawialnych źródeł energii nie możemy sobie jeszcze pozwolić na oparciu gospodarki tylko na nich. Na dodatek awaria Fukushimy była spowodowana przez ogromnych rozmiarów kataklizm, nie zaś przez zaniedbanie bądź awarię sprzętu, co pozwala sądzić że Europa jest bezpieczna.
    Największą nadzieją na rozwiązanie tego konfliktu interesów jest nauka. Być może już za parę lat uda się wprowadzić reaktory oparte na torze( thorium). Mają być nie tylko jeszcze bezpieczniejsze, ale także znacznie bardziej ekologiczne dzięki wykorzystaniu odpadów radioaktywnych w procesach spalania.
    Jaka będzie dalsza przyszłość energetyki jądrowej? Drogi są dwie. Albo uda się nam uczynić ją w 100% bezpieczną i ekologiczną, albo jak elektrownie węglowe będzie jedynie długim etapem przejściowym, nim uda się nam rozwinąć i zastosować na całym globie energetykę opartą na odnawialnych źródłach energii takich jak słońce.
    P.S. Artykuł ten jest pierwszym omawiającym źródła energii. Jeśli będziecie chcieli, w następnych omówię energetykę alternatywna na chwilę obecną, oraz naukowe projekty, badające nowe źródła energii .
  5. Amdarel
    O Adamie Darskim nie przestaje być głośno. Chwilę po tym jak uniewinnieniem zakończył się proces o obrazę uczuć religijnych, wszyscy myśleli że media zmienią temat. Wrzawa na temat Nergala rozgorzała na nowo.

    Lucyfer w TVP
    Pod koniec sierpnia Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy poparte przez hierarchów kościoła katolickiego wystosowało protest przeciw udziałowy Nergala w TVP. Wedle nich, prawicowych polityków i mediów, oraz kościoła Adam Darski jako "satanista" i "przedstawiciel wszystkiego co złe" który obraził uczucia religijne nie ma prawa występować w telewizji publicznej. Niektórzy nawet wysuwają teorię że zamierza za jej pośrednictwem propagować negatywne wzorce. Kościół w imię sprzeciwu namawia nawet do... łamania prawa czyli niepłacenia abonamentu jeśli Nergal nie zostanie z jury usunięty.
    Satanista czy artysta?
    W całym tym natłoku oskarżeń giną tłumaczenia TVP. Prezes Juliusz Braun poinformował media że Nergal w umowie ze względu na swój kontrowersyjny wizerunek ma zapis w umowie o obowiązku wypowiadania się na antenie wyłącznie na tematy muzyczne. To jednak także nie wystarcza. Oskarża się go o udzielenie promocji medialnej sataniście który poza Voice of Poland będzie promował antywartości.
    Obrońcy Nergala używają argumentu, że zakazać mu wystąpień w programie muzycznym, z tego powodu to jak zakazać profesorowi ekonomii wygłosić opinię na temat gospodarki, tylko dlatego że jest np. pastafarianinem. Decyzją sądu Adam Darski został uniewinniony, nie ma też żadnych wcześniejszych kłopotów z prawem. Sama zaś obecność odnośników do szatana jest normą w całej muzyce metalowej poczynając od klasyków takich jak Iron Maiden, a na Behemocie czy Vaderze kończąc. Co do samego zaś Nergala - sam wypowiada się on że jest to element jego wizerunku, a on sam jest raczej po prostu przeciwnikiem kościoła.
    Walka o coś więcej
    Im dłużej przypatruję się tej aferze tym większej nabieram pewności że już nie o samego Nergala tu chodzi, lecz o próbę siły politycznej. Kościół Katolicki i część najbardziej zagorzałych wyznawców twierdzi że jest to ruch obywatelski, i że walczą o wolność i szacunek . Problemem jest, że tylko dla nich. Nie widzą żadnych kontrowersji gdy lewicowe media alarmują, że w skrajnie prawicowych środkach masowego przekazu jak Radio Maryja czy Gazeta Polska promowane są poglądy antysemickie, a także atakujące mniejszości światopoglądowe bądź seksualne. Bardzo wymownym sygnałem jest tu także niezwykle szybka mobilizacja biskupów, przy jednoczesnym braku jakiegokolwiek sygnału potępienia w sprawie pomnika w Jedwabnem.
    Spór ten ma także ogromny związek ze zbliżającymi się wyborami. Z jednej strony Rada Etyki Mediów nie widzi problemu , gdyż jak mówi jej przewodniczący Ryszard Bańkowicz "Filozofia życiowa Adama Darskiego ma wielu zwolenników i nie godzi w misyjność telewizji publicznej, która powinna uwzględniać różnorodność światopoglądową odbiorców". Z drugiej zaś strony mamy wyraźny sygnał od Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu że jest to naganne. W oświadczeniu ( wydanym tylko głosami posłów PiS, gdyż PO i PJN opuściło salę ) czytamy że "Komisja Kultury i Środków Przekazu uznaje, że obecna sytuacja w Telewizji Polskiej S.A. stwarza poważne zagrożenie dla ładu demokratycznego w Polsce" oraz "W TVP S.A. doszło do bezprecedensowego ograniczenia wolności słowa i swobody debaty publicznej. Wielomilionowe audytorium o światopoglądzie konserwatywnym zostało pozbawione oferty programowej a opinia publiczna dostępu do pełnego spektrum poglądów. Jest to stan niezgodny z konstytucyjnymi zasadami równości wobec prawa oraz swobodnego dostępu do informacji.".
    Paradoksalnie jednak, niezależnie od tego jak się ten spór zakończy, największym jego beneficjentem stanie się Nergal. Pominę oczywistość taką jak to że im o celebrycie głośniej tym lepiej. Tu sprawa idzie dalej. Dla osób sprzeciwiających się próbom utrzymania monopolu na jedyna słuszną rację w wykonaniu Kościoła i prawicowej siły politycznej, kłótnia ta stała się wyraźną walką o kierunek w którym zmierza nasz kraj. Czy będzie to kraj wyznaniowy czy świecki, i jak wyglądać powinna wolność słowa oraz gdzie są jej granice. Czy tego chcemy czy nie Adam Darski stał się symbolem tych sporów, tak jak rok temu był nim krzyż przed pałacem prezydenckim.
  6. Amdarel
    Stało się - przekraczamy kolejną granicę. Wedle raportu ONZ już 31 października populacja Ziemi wyniesie 7 miliardów osób.
    Glob sprzeczności
    Przekroczenie tej linii - mimo że symboliczne, skłania do rozmyślań na temat naszej cywilizacji. Jak powiedział sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon ?7-miliardowy mieszkaniec Ziemi urodzi się w świecie pełnym sprzeczności. Mamy mnóstwo żywności, a miliony nadal głodują. Widzimy ludzi, którzy prowadzą luksusowy styl życia, podczas gdy miliony innych cierpią ubóstwo. Mamy przed sobą nie tylko ogromne możliwości postępu, ale także musimy pokonać ogromne przeszkody.?
    Trudno nie zgodzić się z jego słowami. W czasie gdy w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Japonii ludzie żyją w luksusie (nawet jeśli sami tego nie zauważają), ogromna część ludności głoduje, nie ma dostępu do kanalizacji czy elektryczności, nie wspominając o opiece medycznej. Problemem nie jest brak zasobów, ale złe ich wykorzystanie przez bogatą cześć społeczeństwa. Problem będzie się powiększać nieustannie, jako że populacja rosnąć ma o około 80 mln rocznie co da nam ponad 9 mld ludzi w 2050 roku. Ponad 90% z nowo narodzonych będzie obywatelami gorzej rozwiniętych krajów, z czego aż 49% mieszkać będzie w najbiedniejszym rejonie świata - Afryce.

    Wind of changes
    Po II wojnie światowej w Europie i Stanach Zjednoczonych wykształcił się model silnie konsumpcyjny. Nikt nie martwił się emisją gazów cieplarnianych czy wyczerpywaniem się zasobów naturalnych, bo żyło tak zaledwie 100-200 mln osób. Z czasem jednak w innych krajach, zaczęto dążyć do podobnego do naszego modelu. O ile jednak na początku kraje takie jak Chiny czy Indie traktowaliśmy jedynie jako "wyrobników", z czasem stały się naszymi partnerami, których społeczeństwa dążą do zachodniego ideału.
    Stało się to ogromnym problemem, z prostego powodu - nasza planeta nie jest w stanie utrzymać 7 mld osób żyjących tak jak my. Zachodni model konsumpcji jest nieekonomiczny, co zaczęło być widoczne w ostatnich latach. W momencie kiedy Europa i Stany starają uporać się z kolejną falą kryzysu, kraje takie jak Chiny, Indie czy Turcja mają ogromny wzrost gospodarczy i rozwijają się z zadziwiającą szybkością, przejmując ekonomiczną i polityczną władzę od starzejących się i coraz mniej wytwarzających zachodnich społeczeństw.
    Pozostaje także problem Afryki, w której wiele krajów nie ma prawie żadnych dochodów. Wpadły w spiralę biedy, z której same nie mają możliwości się wydostać. Pożyczki i datki jakich udzielają kraje bogatsze, zezwala jedynie na ograniczoną doraźną pomoc dla głodujących społeczeństw.
    Zmiany na naszej planecie są nieuniknione. Pytanie tylko czy przeprowadzimy je w sposób łagodny i przemyślany, tak by skorzystali na nich nawet ci najsłabsi, czy będą to zmiany brutalne, na których najbardziej ucierpią kraje najbiedniejsze. Warto przemyśleć sprawę oglądając film jaki z tej okazji przygotowało dla nas National Geographic.

    P.S. Dziś niestety zamiast długiego wpisu, jedynie krótka notka. Z braku wolnego czasu teksty będę zamieszczał rzadziej niż wcześniej. Mam nadzieję że pod koniec listopada sytuacja wróci do normy.
  7. Amdarel
    Każde dziecko wie, że w związku z coraz gorszym stanem środowiska, oraz wyczerpywaniem się zapasów paliw kopalnych, od kilkudziesięciu lat świat dąży do rozwoju energetyki alternatywnej, której największą gałęzią są OZE, czyli odnawialne źródła energii. Jako, że do 2020 roku Polska zobowiązała się pozyskiwać aż 15% energii ze źródeł odnawialnych, warto przyjrzeć się tej gałęzi energetyki, poszczególnym rozwiązaniom, oraz nadzieja nauki na przyszłość.
    Stara nowość
    Mimo że pomysł uzyskiwania energii bezpośrednio ze słońca uznawany jest za nowość, nie jest to prawdą. Już starożytni Grecy i Rzymianie starali się budować domy pod takim kątem by jak najmniej drewna potrzebne było na ogrzanie pomieszczeń. W podobny "naturalny" sposób ludzkość wspomagała się słońcem przez następne parę tysiącleci, aż do wieku XIX, kiedy to wielu ludzi nauki zaczęło badać energię słoneczną i efekt fotowoltaniczny. Jeden z nich, Auguste Mouchout w 1861 skonstruował silnik parowy napędzany energią słoneczną, niedługo potem zaś z sukcesem skonstruował pierwszą baterię słoneczną. Niestety to odkrycie nie rozpoczęło rewolucji technologicznej, ani nawet lawiny badań nad tą technologią. Powodem okazały się koszta badań i produkcji, co w połączeniu z brakiem potrzeby poszukiwań alternatywy dla paliw kopalnych, doprowadziło do uznania metody za nieekonomiczną.
    Nie oznacza to jednak że zaprzestano eksperymentów nad wykorzystaniem energii słonecznej całkowicie. Za badania nad efektem fotoelektrycznym Albert Einstein uzyskał w 1921 roku nagrodę nobla. To doprowadziło do poszerzenia możliwości poznawczych dotyczącymi energetyki słonecznej, której rewolucyjny okres przypadł na przełom lata 40 i 50 XX wieku. Własnie wtedy Maria Telkes pracowała nad konwersją fototermiczną, pojawił się pierwszy napędzany energią słoneczną samochód "Sunmobile", a wystrzelony w kosmos satelita Vanguard 1C posiadał nadajnik radiowy zasilany sześcioma bateriami słonecznymi. Niestety, to wszystko ciągle traktowano jako ciekawostki, których ze względu na koszty nie brano pod uwagę w kontekście masowego użycia. Dopiero kryzys naftowy w latach 70tych spowodował dostrzeżenie przez rządzących oraz przedsiębiorców, potrzeby znalezienia alternatywy dla paliw kopalnych, co zwróciło ich uwagę na OZE, w tym także energetykę słoneczną.

    Silnik Augusta Mouchouta
    Słońce - Wielka bateria
    Gwiazda oświetlająca Ziemię, jest z naszego ludzkiego punktu widzenia, niewyczerpanym źródłem energii. Wedle wyliczeń naukowców, mimo że aż 70% docierającej do nas energii słonecznej, odbija się z powrotem do kosmosu, gdybyśmy posiedli technologię będąca w stanie przetwarzać i magazynować pozostałe 30% bez żadnych strat, roczne światowe zapotrzebowanie na energię elektryczną pokryto by w 40 minut. Niestety dostępne obecnie metody są znacznie mniej skuteczne.
    Najpopularniejsze obecnie, są ogniwa fotowoltaniczne, zbudowane z półprzewodników. Zasada działania ogniw oparta jest na zjawisku fotoelektrycznym, zachodzącym pod wpływem światła wewnątrz struktury półprzewodnikowej. Jako że moc pojedynczego ogniwa wynosi zwykle około pół Volta, łączy się wiele sztuk w gotowe do użycia baterie słoneczne. Mimo znacznie wyższych kosztów w porównaniu do innych sposobów pozyskiwania energii na skalę masową, fotowoltaniki zyskują na popularności. Jest to zasługą ich mobilności oraz liniowej zależności kosztu od wielkości dostarczanej energii. Dzięki temu bardzo dobrze nadają się one do zasilania małych urządzeń przenośnych, pojazdów czy budowli wzniesionych w trudno dostępnych miejscach oraz urządzeń umieszczonych w przestrzeni kosmicznej.

    Ogniwa fotowoltaiczne
    Ilość użycia ogniw słonecznych w naszym otoczeniu rośnie z roku na rok. W krajach dominujących w rozwoju energetyki alternatywnej (Niemcy, USA) powstały już pierwsze elektrownie słoneczne wytwarzające prąd taką własnie metodą, a montowanie ich w roli wspomagającej stało się już dosyć powszechną praktyką. Niestety, w obecnej postaci mają one sporo wad. Pierwszą i najbardziej hamującą rozwój, jest ich niska efektywność, co przeszkadza zwłaszcza w opracowaniu środków transportu mogących w pełni polegać na tej technologii. Z tego własnie powodu, mimo że od pierwszego samochodu napędzanego energią słoneczną dzieli nas ponad 50 lat, zaś od pierwszego samolotu (Solar Challenger) równo 30, nauka ciągle nie potrafi opracować wehikułów mogących osiągnąć prędkość i efektywność porównywalną z tej do której przyzwyczaiły nas pojazdy spalinowe. Dodatkową wadą są szkodliwe materiały takie jak kadm, arsen, selen czy tellur z których wykonane są baterie słoneczne.

    Obok fotowoltaniki popularną metodą pozyskiwania energii jest konwersja fototermiczna, czyli przetwarzanie promieniowania słonecznego, na energie cieplną za pomocą kolektorów słonecznych. Wykorzystać można je do dodatkowego ogrzewania domów, ogrzewania wody czy nawet zasilania klimatyzacji. Dobrze zainstalowana instalacja potrafi zaoszczędzić, nawet do 70% energii koniecznej do podgrzania wody użytkowej oraz 30% energii do centralnego ogrzewania. Na dodatek droższe kolektory próżniowe, wychwytują także promieniowanie rozproszone które przebija się przez chmury, pozwalając na działanie instalacji cały rok. Dostępność tej technologii jest na tyle duża(w czym w wielu krajach pomagają dodatkowe dofinansowania), że coraz częściej obok przedsiębiorstw, wspomagają się nią prywatne domostwa.

    Kolektory słoneczne zamontowane na dachu domku jednorodzinnego
    Pieśń przyszłości
    Przyszłość energetyki słonecznej jest obecnie zagadką, jednak na horyzoncie już teraz pojawiło się parę projektów które mają szansę na znaczne powiększenie jej atrakcyjności.
    Pierwszą opcją jest oczywiście wspomniany już wcześniej rozwój fotowoltaniki. Nowe ogniwa zbudowane z polimerów lub w przyszłości innych związków organicznych umożliwią zarówno spadek cen produkcji, jak i wzrost efektywności. Jeśli uda się poprawić także wydajność przy niewielkim naświetleniu lub nieoptymalnym kącie nachylenia, otrzymamy technologię która znajdzie szerokie zastosowanie w transporcie i budownictwie.
    Inną dostępną ewentualnością, jest przetworzenie uzyskanego ciepła na energię elektryczną za pomocą słonecznych elektrowni cieplnych. Na chwilę obecną szczególnie obiecujące wydaja się trzy metody.
    Pierwszą jest technologia układów rynnowych, które skupiają energię w wielu podłużnych lustrach o parabolicznym kształcie, przekazując ją następnie do wymienników ciepła w których płynie ciecz. Podgrzana ciecz wytwarza parę wodną która napędza generator prądu elektrycznego. Technologia ta już działa w paru elektrowniach słonecznych na świecie.
    Drugą możliwością jest wykorzystanie silnika Stirlinga, który przetwarza energię cieplną na energię mechaniczną, bez procesów wewnętrznych takich jak spalanie które zachodzą w normalnym silniku. Połączony z układem luster skupiającym promienie słoneczne, napędza on generatory prądu Wedle przewidywań naukowców oraz przeprowadzonych testów sprawność konwersji promieniowania słonecznego na energię elektryczną wynosi do 30% co jest sporym krokiem w przód.
    Ostatnią wypróbowaną z sukcesem technologią opartą na konwersji fototermicznej są układy luster z centralną wieżą. Proces działania jest prosty - wszystkie zwierciadła na dużym obszarze odbijają światło w kierunku wieży w której zmagazynowana jest substancja dobrze przyjmująca ciepło. Nagrzana ciecz wydziela parę wodną która tak jak w poprzednich metodach napędza silniki połączone z generatorami prądu.
    Mimo że te metody znacząco poprawią wydajność energetyki słonecznej, nie stanie się ona podstawowym rodzajem energii dopóki nie poradzimy sobie z wysokimi kosztami, zmniejszeniem zależności od zmian pogodowych oraz efektywnym magazynowaniem energii. Jedno jest pewne - to jest własnie energia przyszłości oferująca ogromne źródło elektryczności bez efektów ubocznych dla środowiska. Kto wie, może jeszcze za naszego życia nauka zrealizuje największe i najambitniejsze projekty, takie jak masowe uzyskiwanie energii w procesie sztucznej fotosyntezy lub zainstalowanie ogromnych baterii słonecznych w kosmosie?

    Układ paraboliczny z elektrowni Nevada solar one
    P.S. Dalszy ciąg cyklu jak zwykle zależy od was
  8. Amdarel
    Wybory za kilka dni i kampania wyborcza powoli dobiega końca. Media bombardują nas artykułami i debatami dotyczącymi sporów i przechwałek trwających ostatnie 3 miesiące. Jak w zaciętej walce politycznej o każdy głos, poradziły sobie największe partie?
    SLD - Stara gwardia i pomysłowa młodzież

    Sojusz Lewicy Demokratycznej jest niewątpliwie jednym z większych przegranych w tej kampanii wyborczej. Mimo niezwykle dobrych warunków do powrotu do władzy, poparcie SLD systematycznie spada. Znamiennym jest to, że przed rozpoczęciem się kampanii wyborczej wróżono SLD wynik sięgający nawet 20%.
    Niestety Sojusz nie popisał się w kampanii wyborczej. Najpierw uderzyła nas afera dotycząca kłótni o miejsca na listach wyborczych. Osoby z poza SLD takie jak Robert Biedroń czy Wanda Nowicka, pochodzące z organizacji z partią współpracujących, rezygnowały ze współpracy z SLD, twierdząc że zostały oszukane. Zamiast obiecanych, dosyć wysokich pozycji na listach wyborczych przesuwano ich dalej, tak by zrobić miejsce dla osób z partii. Afera ta, skumulowana z dosyć ponurą sławą Grzegorza Napieralskiego jako lidera promującego wyłącznie "swoich" i niszczących innych, dosyć mocno nadwyrężyła autorytet SLD. Widząc to, część z bardziej rozpoznawalnych i lubianych twarzy Sojuszu takich jak Dariusz Rosati czy Bartosz Arłukowicz także postanowiło opuścić starą partię.
    Kolejnym ważnym elementem kampanii były występy samego lidera, Grzegorza Napieralskiego. Problemem jednakże stał się fakt, że dziennikarze oraz ekonomiści otwarcie szydzili z jego obietnic. Mimo, że były one taką samą fantastyką jak obietnice innych partii, to własnie Napieralskiemu zarzucono największy populizm. Dlaczego? Powody są dwa. Pierwszym, jest to że jest to przywódca partii wzbudzający chyba najmniejsze zaufanie, nie mając jednocześnie tak twardego elektoratu jak PiS czy PSL. Drugim zaś to, że nawet członkowie jego własnej partii komentowali zapowiedzi swego lidera z dystansem. Do tej pory pamiętam jak Leszek Miller, zapytany o to jak zamierzają spełnić zapowiedzi o tablecie dla każdego ucznia, podwyższeniu pensji i emerytur, czy lekarzu i dentyście w każdej szkole, stwierdził że kampania wyborcza to czas wielu obietnic, i to do wyborcy należy ocena ich realności.
    Ostatnim i jednocześnie najświeższym akcentem kampanii SLD, są pomysły młodych kandydatów na posłów. W sierpniu media zaskoczył pomysł spotu zrealizowanego w konwencji piosenki hip-hopowej w wykonaniu Łukasza Naczasa. Jedni wtedy mówili o pomysłowości, inni zaś o obciachu (przeważały głosy tych drugich). Ostatnio jednak młodzi obcia...to znaczy zdolni, widząc niedostatek funduszy osób na dalszych miejscach list, zaczęli wymyślać sposoby na wybicie się do mediów i poinformowanie wyborców o swoim istnieniu. W ten sposób otrzymaliśmy już piosenkę metalową, opowieść o ratowaniu niewiasty w potrzebie oraz.... striptiz.
    http://www.youtube.com/watch?v=9xHIkB_6vzU&feature=related
    PiS - Przygarnij kibica, postrasz antychrystem

    Jedną z większych niespodzianek tej kampanii, okazał się PiS, którego kampania wyborcza mimo sporych niespójności wizerunkowych wydaje się być niezwykle skuteczna. Dużo w tym zasługi tymczasowego odejścia od tematu Smoleńska, który znudził już prawie wszystkich Polaków. Zdecydowano się za to na częściowe ocieplenie wizerunku PiSu oraz samego Kaczyńskiego zastępując Smoleńskiego mściciela, mężem stanu. Mamy więc młode posłanki które na plakacie i w spotach wyborczych pokazują nową twarz partii, oraz prezesa, który otwiera drzwi automatyczne przed młodymi ludźmi. Jednocześnie zapewnia on, że Polacy zasługują na więcej, i obiecuje złote góry, w przeciwieństwie do Donalda "Nic nie mogę Tuska".
    Dlaczego więc wspomniałem o niespójności wizerunkowej? Odpowiedź jest prosta. Prezesowi Kaczyńskiemu nigdy nie przestają towarzyszyć kontrowersyjne decyzje i wypowiedzi. Doskonałym przykładem jest chociażby wypowiedź określająca Ślązaków jako ukrytą opcję Niemiecką. Warto także wspomnieć o książce Jarosława, której jeden z rozdziałów dotyczący kanclerz Angeli Merkel wywołał niemałą sensację. Kaczyński ma w niej sugerować niejasne przyczyny uzyskania przez Merkel stanowiska kanclerza, oraz chęć podporządkowania sobie Polski. Prezes PiSu zapowiada procesy mediom, które takie informacje podały, twierdząc że jest to błędna interpretacja jego słów.
    Mimo ogólnych prób złagodzenia wizerunku PiSu, nie zapomniano o starym i niezwykle odbiegającym od norm elektoracie. Nim zajęli się kontrowersyjni współpracownicy prezesa, którzy w tej kampanii zeszli z głównego planu. Udzielają się oni głownie w mediach skrajnie prawicowych i katolickich, przypominając o złych rządach Tuska, sprawie smoleńskiej czy "posłach przeciwnych życiu" jak nazwani zostali ci, którzy zagłosowali przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej.
    Obok starych zwolenników, Prawo i Sprawiedliwość nieoczekiwanie znalazło nowych sojuszników. Stali się nimi kibole, ci którzy od niedawna są zagorzałymi przeciwnikami Tuska. Jako że nie od dziś wiadomo, że wróg wroga staje się przyjacielem, okazało się, że dawni chuligani to dziś patrioci. Co więcej, posłowie PiSu nie wahali się poręczyć za jednego z przywódców bojówek Legii, oskarżonego o rozbój. Gdy sąd poręczenie odrzucił, media prawicowe zaraz wysnuły oczywisty wniosek - Staruch jest więźniem politycznym, za to że śmiał na stadionach protestować przeciw premierowi.
    Na sam koniec, omawiając kampanię PiSu nie sposób nie wspomnieć o sprawie, która dominowała we wrześniu w mediach. Chodzi oczywiście o naczelnego antychrysta III RP, Adama Darskiego. Media prawicowe, posłowie PiSu oraz spora część kościoła katolickiego, nie omieszkała rozpętać wokół Nergala afery, pokazując czyim "ziomem" jest wokalista Behemotu. Wniosek, podsuwano oczywisty - PiS stanęło w obronie wiary katolickiej, PO zaś stoi po stronie "zła".
    http://www.youtube.com/watch?v=3PKmcm6b0K8&feature=related
    PO - Tuskobusem po Polsce w Budowie

    Kampania PO była jedną z najbardziej zachowawczych jakie mogliśmy obserwować. W czasie gdy PiS, SLD czy PSL prześcigiwały się w obietnicach, kandydaci PO dostali odgórny nakaz - nie obiecywać, a jedynie pokazywać co zostało zrobione, i co jest w planach. W związku z tym głośno mówiono o Polsce w budowie, a w całym kraju z podwójną mocą ruszyły kolejne budowy. Platforma wiedząc, że na obietnice sobie pozwolić nie może (rząd zobowiązał się przed Unią i wierzycielami, do cięcia kosztów i oszczędzania w ramach przeciwdziałania kryzysowi), postanowiła wykorzystać pozytyw tej sytuacji i ukazać się jako jedyna zdrowo myśląca partia, z najbardziej kompetentnymi kadrami, która nie okłamuje wyborcy obietnicami El Dorado.
    Poza tym, PO nie popisało się w tej kampanii niczym nowym. Główną bronią, miało być straszenie rządami PiSu i ukazywanie się jako jedynej rozsądnej alternatywy. Wielu sądziło, że im więcej mówi Jarosław Kaczyński, tym lepiej dla PO. I rzeczywiście, o ile na początku kampanii taktyka ta znów zaczynała działać, tak w pewnym momencie okazało się że Polacy się już PiSu nie boją. W oczach tłumu prezes Kaczyński znowu złagodniał odpuszczając temat Smoleńska, dawni zwolennicy PO głośno głosili zmęczenie polityką strachu przed powrotem IV RP, której z kolei sporo nowych młodych wyborców, nawet dokładnie nie pamięta upatrując w prezesie Kaczyńskim zmiany na lepsze.
    Wtedy do akcji wkroczył Tuskobus. Premier, wiedząc że walczą o każdy przewagi nad PiSem zaczął jeździć po miejscowościach obiecując niewiele, ale osobiście, przejmując się losem jednostek i tłumacząc się przed wyborcami. Mimo incydentów takich jak spotkanie paprykarza pytającego "Jak żyć", odbiór społeczny premiera, nieco się poprawił. Pytanie, czy na tyle by raczej niezdecydowany i zmęczony starymi śpiewkami, elektorat PO poszedł do wyborów.
    http://www.youtube.com/watch?v=1R1Ryjvsc48
    Ruch Poparcia Palikota - Błazen na salonach

    RPP można uznać za zdecydowanie największą niespodziankę ostatnich miesięcy. Gdy Palikot odchodził z PO, nikt nie dawał jego inicjatywie szans. Okazało się jednak, że biznesowe podejscie do polityki jest całkiem skuteczne.
    Co takiego zrobił Palikot? Uderzył w tę lukę na rynku wyborczym która była niezapełniona. Obok gospodarki, skupił się na rewolucji kulturalnej. W ten sposób najgłośniejszymi punktami programu RPP stały się prawa mniejszości seksualnych,liberalizacja przepisów aborcyjnych, legalizacja marihuany, czy upragnione przez wielu zmniejszenie roli kościoła w Polsce.
    Niewiele jednak pomogłoby Palikotowi straszenie sześcioma godzinami religii w szkole, gdyby nie potknięcia SLD i PO. Z tego pierwszego przygarnął Roberta Biedronia i Wandę Nowicką, którzy od dawna reprezentują walkę o równouprawnienie i prawa mniejszości. Zyskał w ten sposób znacznie na wiarygodności. Z PO zaś zawalczył własną publikacją, w której opisuje złe strony i skandale rządu Tuska, nie krepując się przed oczernianiem dawnych kolegów.
    Warto zauważyć że wielu deklarujących poparcie dla RPP, nie wyobraża sobie Janusza Palikota w roli premiera, nawet jeśli zgodnie ze swoimi ostatnimi zapowiedziami, optowałby za rządem złożonym z fachowców, nie zaś członków własnej partii. Uważają jednak że ktoś taki jak Palikot przyda się w sejmie, by głośno podnosić te postulaty, których mainstreamowe partie nawet kijem nie tkną. Mało kto natomiast przyznaje się do drugiego, dosyć oczywistego powodu poparcia - samodzielny Palikot jest nowością, dla osób znudzonych partiami od dawna występującymi w życiu politycznym. A nowość, nawet nieco kiczowata, daje nadzieje na zmiany.

    PSL - Ludowy negocjator

    PSL w tej kampanii nie zaserwował nam gwałtownej zmiany wizerunku. Prowadził ją ostrożnie i nieco nijako jasno pokazując, że nie bije się o największą stawkę, a raczej o zachowanie statusu quo. Mimo to znalazło się parę aspektów tej kampanii wartych wskazania.
    Pierwszym i najważniejszym jest spokojny wizerunek PSL. Na tle wojny PO-PIS, Ludowcy pokazać się chcą jako spokojni negocjatorzy, umiejący delikatnie skrytykować zarówno koalicjanta, jak i opozycjonistę. Widać to było wyraźnie zwłaszcza na przełomie sierpnia i września, gdy PO i PiS kłócili się o możliwości i warunki debat. PSL zaproponował wtedy, że on weźmie na siebie ciężar przygotowania debaty między dwoma gigantami.
    Wizerunek małego, ale kompetentnego, nieco gryzł się niestety, z niezwykle rozbuchanymi obietnicami wyborczymi, takimi jak całkowicie bezpłatne przedszkola czy emerytura obywatelska. Szczęśliwie dla PSL, mało kto zadawał pytanie jak partia będąca jedynie pomniejszym koalicjantem, chce przeforsować tak kosztowne projekty w okresie zagrożenia następnym kryzysem.
    Na sam koniec warto zwrócić uwagę na spoty wyborcze PSL. Obok tych poważnych, zachwalających kandydatów, znalazło się miejsce na piosenkę wyborcza w rytmach potańcówki wiejskiej, czy nawet spotu który sugerowałby drugą, lepszą twarz PSLu.

    PJN - Rozbitkowie bez pomysłu

    Przez całą kampanię obserwujemy wzloty i upadki poszczególnych jednostek czy ugrupowań. Polska Jest Najważniejsza, niestety z miesiąca na miesiąc pokazywała tendencję spadkową. Partia, która w momencie wydzielenia się z Prawa i Sprawiedliwości dawała sporą nadzieję na stworzenie się nowej i bardziej konstruktywnej prawicy, obecnie walczy o osiągnięcie progów 3 lub 5 procent, tak jak tonący o każdy wdech.
    Powodów stopniowego upadku tej partii jest wiele. Pierwszym i najważniejszym był rozpad klubu poselskiego już na początku kampanii. Najpierw z powodów różnic ideologicznych z PJN do PO przeszła była prezes partii Joanna Kluzik-Rostkowska. Partia zaś ponownie zbliżyła się do PiSu, tracąc w międzyczasie kolejnych członków, co spowodowało zamianę klubu poselskiego, na koło poselskie.
    Na kłopoty partii nałożyły się kolejne czynniki, takie jak ocieplenie wizerunku PiSu czy brak funduszy na efektywną kampanię wyborczą. W efekcie, w opinii publicznej PJN funkcjonuje jako rozbitkowie z PiSu, bez pomysłu na siebie. I jeśli, nie uda im się osiągnąć progu wyborczego w tych wyborach, faktycznie polska scena polityczna ich w taki sposób potraktuje. Zostaną wyłowieni przez ciągle pływające okręty, lub utoną.

  9. Amdarel
    Trwa kampania wyborcza. Ten okres, jak żaden inny pokazuje czego chcą poszczególne grupy społeczne. Problem w tym że niektóre z nich, zamiast przysłowiowej wędki, żądają stałej dostawy ryb....


    Podobne tendencje nie są niczym nowym. Wiadomym jest że od upadku socjalizmu minęły "zaledwie" 22 lata.To że ludzi którzy całe życie przeżyli w tym ustroju zmienić się nie da (albo jest to niezwykle trudny proces), było rzeczą oczywistą. Nie oni jednak są tu problemem, jako że zwykle są już od dawna na emeryturze. Warto przyjrzeć się jak wygląda sytuacja ludzi młodszych oraz tych w wieku średnim. I to nie tylko w Polsce, ale i w Europie.
    Kryzys ekonomiczny i populiści
    Od paru lat gospodarka zachodnia przeżywa skutki kryzysu. Nagle okazało się że potęga gospodarcza Europy i Stanów Zjednoczonych nie jest nieskończona. Zaczęto zauważać, skutki życia na kredyt oraz zbyt rozrzutnego rozdawania pieniędzy przez polityków, byle tylko zjednać sobie głosy wyborców. A że z raz danego przywileju wycofać się jest niezwykle trudno, ilość dodatków socjalnych, ulg podatkowych i innych dodatków dla ludzi zaczęła przekraczać wszelkie dopuszczalne normy. Sytuacja niektórych krajów, a zwłaszcza Grecji zaczęła niebezpiecznie blisko zbliżać się do bankructwa. W celu ratowania zarówno Unii jak i strefy Euro wkroczyły do akcji bogatsze i lepiej radzące sobie z kryzysem państwa wspólnoty. Ustalono że Grecja oraz inne państwa Unii zaczną oszczędzać. A to oznacza cięcie wydatków socjalnych....
    Skutki można było zauważyć w mgnieniu oka.Widok niezadowolonych Greków, protestujących przeciw reformom i domagających się całkowitego umorzenia długu od innych krajów długo był tematem numer jeden mediów. Mimo że w innych krajach aż takich demonstracji nie ma (zamieszki w Anglii były spowodowane wieloma czynnikami i socjolodzy nie wskazują jednoznacznie na przyczyny ekonomiczne jak w przypadku Grecji), widać rosnące niezadowolenie ludności. Tu do gry wkraczają populiści.
    Idealnym przykładem ich działań jest obserwowana przez nas od paru miesięcy kampania wyborcza. Widać wyraźnie jak politycy wszystkich partii poza rządzącą przekrzykują się w obietnicach wyborczych. Jedynie rząd milczy. Jest tak jednak, nie z powodów moralnych, a niezwykle pragmatycznych - wszak sam zobowiązał się do oszczędności przed partnerami Polski. Zbyt wybujałe obietnice wyborcze mogłyby więc spowodować podniesienie oprocentowania pożyczek.
    Wypłacz się do kamery
    Znamiennym dla obecnej kampanii jest jednak to, że jest całkowicie skierowana do ludzi nastawionych na branie z budżetu państwa. Nie ma tu mowy o żadnych rozwiązaniach systemowych ułatwiających komuś pracę, o sensownych reformach czy o planach rozwoju infrastruktury.Nie jest to więc oferta skierowana do zaradnego obywatela który portfel budżetu zasila. Jedynym o czym się słyszy, to zarzuty braku interwencji państwa w każdym najdurniejszym przypadku, oraz obietnice rozbudowy socjalu.
    Efekt? Kurs franka rośnie, zawieśmy kredyty. Nie jest przecież ważne że brali je całkowicie na własną odpowiedzialność, wiedząc jakie jest ryzyko pożyczki w obcej walucie. Nie ubezpieczyłeś upraw papryki? Domagaj się rekompensaty od premiera! Ktoś dokonał próby samobójczej, winiąc za swoja sytuację materialną państwo? Na pewno tak jest! Polityk ma przemówienie? Wypłacz się przed kamerami, to parę dni później załatwią ci pracę.
    Niejeden stwierdzi że to tylko obietnice przedwyborcze i niewiele znaczące gesty. Problem jednak leży głębiej. Po pierwsze, odzwierciedla się on w niemożności przeprowadzenia niezbędnych działań takich jak reforma służby zdrowia czy nakazanej już przez trybunał konstytucyjny likwidacji KRUSu. Mimo oczywistych pozytywnych stron tych działań dla budżetu i na dłuższą metę dla społeczeństwa, żaden rząd tego nie tknie. Skazałby się na ogromną stratę poparcia o co zadbaliby populiści z opozycji.
    Drugi aspekt sprawy jest jeszcze poważniejszy. Zachęcani przez polityków ludzie zaczynają domagać się coraz więcej od państwa. Skoro wmawia się im że tak wiele im się należy, to po co się starać? W efekcie społeczeństwo nam dziecinnieje. Nie chce podejmować własnych inicjatyw, ponosić odpowiedzialności za własne czyny. Idealnym przykładem jest afera z roku 1997r. z udziałem Włodzimierza Cimoszewicza, który początkowo nie chciał wypłacać odszkodowań tym którzy stali się ofiarami powodzi, pytając wprost, czemu się nie ubezpieczyli. Niezwykle szybko opinia publiczna oraz inni politycy zmusili go zmiany zdania.
    Warto się zastanowić czy własnie takie podejście do życia powinno być nagradzane i promowane? Daleki jestem oczywiście od założenia że każdy powinien radzić sobie sam. Jest wiele sytuacji w których państwo powinno wesprzeć jednostkę. Rozróżnijmy jednak niezbędną pomoc czy pchnięcie kogoś w dobrym kierunku, od wygodnych roszczeń, i te drugie niszczmy w zarodku. Nie chcemy chyba mieć kraju pełnego Ferdynandów Kiepskich.
    Wpis inspirowany artykułem z tygodnika "Polityka" z dnia 26.09.11
  10. Amdarel
    Temat wiecznie aktualny. Ostatnie ożywienie się dyskusji, oraz przeczytany przed chwilą artykuł w Newsweeku natchnęły mnie do zamieszczenia własnej opinii o niesławnej liście lektur.


    Jak doskonale wiadomo czyta coraz mniej Polaków. Ludzi w każdym wieku, nie tylko tych którzy są w szkole lub edukację zakończyli niedawno. Eksperci zaś mając złudną nadzieję na choć częściowe odwrócenie trendu, proponują reformę systemu edukacji i listy lektur, twierdząc że należy "Dziady" zastąpić "Harrym Potterem", a "Krzyżaków" zamienić na "Zmierzch". Inni znawcy z kolei twierdzą że to bujda i że szkoła ma wychowywać w wartościach narodowych, a naszych "wieszczy" nie można niczym zastąpić.
    Problem skrajności
    Spory te zwykle jednak o zgrozo przypominają raczej starcie skrajnych konserwatystów z supernowoczesnymi liberałami, gdzie idea ginie, przytłoczona walką starego z nowym. A może by tak zaproponować rozwiązanie pośrednie?
    Obecny kanon lektur to przypomina bardziej skansen niż listę tytułów mogących poruszyć młodego człowieka. Warto zastanowić się czy wszystkie te utwory literackie powinny być obowiązkowe. Daleki jednak jestem od gwałtownej rewolucji, jednak lektury ( mimo pozytywnych zmian co jakich czas) ciągle dobierane są głownie nie pod względem ich wartości ogólnej, lecz jedynie wydźwięku historycznego lub nawet martyrologicznego. Krytycy literaccy głośno zwracają uwagę że niepotrzebny jest nam nadmiar Sienkiewicza w szkole. Nie przekazuje on żadnych większych wartości, nie powala stylem, a jego powieści często mijają się z faktami historycznymi. Wystarczyłyby 1-2 jego pozycje. Podobnie sprawa ma się z Mickiewiczem. O ile "Dziady" są niezwykle znaczącym w historii kraju utworem przekazującym naprawdę sporo, to taki "Konrad Wallenrod" nie przekazuje sobą żadnych wartościowych wzorców, ukazując jednocześnie hipokryzję Polaków. Bohaterem pozytywnym wszak okazuje się tu... zdrajca.
    Daleki jednak jestem od napakowania listy lektur tytułami modnymi, zwykle dosyć niskich lotów. Omawiane w szkole lektury mają być trudne i poruszające dosyć niespotykane tematy tak by wykształcić człowieka o szerokich horyzontach. Dlatego uważam że zamiast zamęczać uczniów starymi lekturami, powinniśmy wymienić część z nich na książki wartościowe acz bardziej uniwersalne i lepiej przemawiające do ludzi żyjących w XXI wieku. Autorzy tacy jak Umberto Eco, Ryszard Kapuściński czy Gabriel Marquez doskonale nadadzą się by ich pozycjami zastąpić archaiczne tytuły.
    Brak chęci i... czasu

    Przy tych wszystkich sporach i propozycjach takich czy innych zmian, nie zauważa się jeszcze 2 innych spraw. Pierwszą jest brak czasu na przeczytanie wszystkich lektur. Po reformie szkolnictwa zostały 3 zamiast 4 lata liceum, program jednak utrzymano podobny. Lektury zaś omawiane są epokami, a że na romantyzm i pozytywizm przypada ich najwięcej, osoba w II klasie liceum otrzymuje listę 20-30 tytułów(kiedy w I jest ich poniżej 10). Pędzi się więc z omawianiem kolejnych utworów literackich nie patrząc na to ze uczeń ma obowiązki z innych przedmiotów. Nie mówiąc już o chęci przeczytania czegoś własnego. W efekcie nawet osoba lubiąca książki, zniechęcona kolejnym archaicznym utworem woli czytać coś bardziej interesującego, a lekturę przeczyta w formie bryka.
    Ostatnim problemem jest zaś niedocenienie przez szkołę niektórych gatunków literatury uważanych przez starszych pedagogów za "niewartościowe". Szkoła jako jednostka dająca podstawy edukacji powinna dać także wiedzę (choćby elementarną) o powieściach fantasy, kryminalnych, science-fiction czy wojennych. Jako że gatunki takowe są także bardziej dla młodego człowieka interesujące, zachęćmy ich przysłowiową marchewką omawiając z nimi postacie dla tych gatunków ważne na przemian z tytułami trudniejszymi. Lepiej będzie dać im do ręki Sapkowskiego, Lema , Waltari czy Doyla. Zainteresują ich bardziej niż "Dziady", jednocześnie ucząc znacznie więcej niż "Zmierzch".

    Autorzy komiksu : Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie
  11. Amdarel
    Poproszę 20 dag pasztetu z świerszczy, opakowanie pasty z mrówek, wije w sosie sułtańskim i...a co tam zaszalejmy 10 dag szynki drobiowej.

    Że niby jestem obrzydliwy? Że to nieśmieszne? To nie żart, gdyż prawdopodobnie tak będzie za 20-30 lat wyglądało nasze zamówienie w sklepie mięsnym.
    Zabraknie baleronu?
    Światowy popyt na tradycyjne mięso ciągle rośnie. W 2015 roku zwiększy się do 315 mln ton, czyli o 20% w stosunku do 2008. FAO(Food and Agriculture Organization of the United Nations) ostrzega że już dziś 70% gruntów rolnych wykorzystywana jest pod produkcję zwierzęcą. Kończą się nam możliwości, a ludności na świecie przybywa. Wedle ekspertów już niebawem zaczniemy odczuwać powoli narastający kryzys produkcji mięsa.
    Zdrowy owad
    Aż 80% populacji na świecie włącza owady do swojej diety. Wedle dietetyków, entomofagia (jedzenie owadów) zapewnia dużą ilość niezbędnych nam protein i dobrych tłuszczów nienasyconych. Jak podaje daily telegraph "Mogą także zastąpić niektóre suplementy witaminowe:­ ? jeśli cierpimy na niedobór wapnia, powinniśmy sięgnąć po świerszcza, a w przypadkach deficytu żelaza w organizmie, najlepsze będą termity. Jeśli komuś brakuje w organizmie miedzi i witaminy B, niech skosztuje larw jedwabnika. Natomiast pszczoły zwiększają libido"

    Europejczycy dadzą się przekonać?
    Istnieje 2000 jadalnych gatunków owadów. Są one przysmakiem w Meksyku, Azji czy Afryce. Czemu więc nie wprowadzić ich do europejskiego menu? Unia Europejska planuje rozpocząć kampanię promocyjną mającą przekonać europejczyków do zalet jedzenia insektów. Kosztować ma ona na 3 mln euro.
    Czy to może się udać? Moim zdaniem w ramach tego programu nie, jednak sam fakt że Unia dostrzegła problem stanowi ogromny krok naprzód. Nie zmieni się to w parę lat, jednak prędzej czy później zaczniemy jeść owady. Proces oswajania nas z nową dietą będzie zapewne stopniowy. Najpierw zacznie się promować te insekty, które w człowieku wzbudzają raczej sympatię niż wstręt, takie jak chrząszcze, świerszcze czy koniki polne. Poza oczywistą promocją ze względu na walory ekonomiczne czy zdrowotne, zacznie się namawiać do nowości za pomocą... naszego ego. Stworzy się modę na nowe potrawy, przekazując nam "światowość" owadziej diety, tak jak zrobiono to w Polsce z powszechnymi już dzisiaj, a kiedyś kompletnie niejadanymi przez polaków sushi czy owocami morza. I zaczniemy objadać się prażonymi świerszczami w restauracjach lub Big Bugami w McDonaldzie. Oficjalnie, z powodu mody, obycia ze światem i dbałości o nasze zdrowie. Nieoficjalnie zaś, dlatego że przestaniemy mieć jako społeczeństwo inny wybór.
  12. Amdarel
    Niecały miesiąc temu z wiezienia po odbyciu 6,5 z 10 lat kary pozbawienia wolności wyszedł kapral Charles Graner. Parę lat wstecz on i paru innych żołnierzy armii USA byli przyczyną międzynarodowego skandalu gdy na światło dzienne wyszły fotografie i informacje o traktowaniu przez nich irackich więźniów. Większość oczywiście potępiła tych "psychopatów" i "odszczepieńców", jednak w ich obronie wystąpił znany amerykański psycholog Philip Zimbardo który zgodził się wystąpić jako świadek obrony, zaznaczając jednak że obrona nie oznacza usprawiedliwienia.
    Prof. Philip Zimbardo przypomniał zarówno sądowi jak i opinii publicznej przeprowadzony przez siebie eksperyment. W roku 1971 postanowiono sprawdzić jak otoczenie wpływa na zupełnie przypadkowe osoby. W piwnicy uniwersytetu Stanford postanowiono założyć eksperymentalne więzienie a badanych podzielić losowo na dwie grupy czyli więźniów i strażników.Z ochotników wybrano 24 młodych studentów którzy po badaniach okazali się być zdrowi psychicznie, fizycznie i wolni od uzależnień.
    Po podziale "więźniów" odesłano do domów skąd miała ich zabrać prawdziwa policja i przed dostarczeniem do placówki przeprowadzić standardowe procedury aby eksperymentowi nadać bardziej realnych wymiarów. "Strażników" zaś zebrano i poinformowano o tym że mogą stosować rygor i wszelkiego rodzaju kary z jednym zastrzeżeniem - nie wolno im było użyć przemocy fizycznej. Strażnikom rozdano uniformy, pałki oraz inne kojarzone z władzą atrybuty, więźniów zaś po przybyciu zaopatrzono w więzienne ubranie, numer oraz łańcuch na nogę mający symbolizować ich nowy status.
    Początkowo żaden z badanych nie brał eksperymentu poważnie jednak już drugiego dnia zaczęła się dziać rzecz niezwykle dziwna.Badani zaczęli "wchodzić" w narzucone im role. Strażnicy, aby podporządkować sobie więźniów zaczęli stosować wymyślne kary i znęcać się nad nimi psychicznie.Zamykano ich w kacerze, zabierano prycze, upokarzano na wiele różnych sposobów na codziennym apelu. Nawet wyjście do toalety stało się przywilejem! Więźniowie zaś mimo początkowego buntu, zaczęli już od trzeciego dnia poddawać się bez słowa sprzeciwu nawet najbardziej wymyślnym szykanom. Pozbawiono ich poczucia godności i własnej wartości a nawet indywidualności, gdyż niektórzy już po paru dniach pod listami pisanymi do rodziców podpisywali się... własnym więziennym numerem.
    Eksperyment przerwano po zaledwie sześciu dniach. Jak sam Zimbardo później przyznawał, on także zbytnio wczuł się w rolę naczelnika więzienia i dopiero jedna z jego studentek po zapoznaniu się z zachowaniem więźniów i strażników, zwróciła mu uwagę że granice etyczne zostały przekroczone, a kontynuowanie może spowodować trwałe urazy psychiczne u badanych.
    Mimo przedwczesnego zakończenia, eksperyment udowodnił jak ogromny wpływ na zachowanie człowieka mają czynniki zewnętrzne, zwłaszcza w przypadkach ekstremalnych takich jak więzienie czy wojna gdzie presja otoczenia jest nieporównywalnie większe niż w codziennym życiu. Jednocześnie prawdziwość samego eksperymentu potwierdzają takie jak wydarzenia jak torturowanie więźniów w Abu Gharib czy rzeź plemienia Tutsi przez ich sąsiadów w Rwandzie.
    Jakkolwiek zachowania takie zasługują na potępienie, to pamiętajmy że ludzie ci są podobni do nas i dopóki nie zostaniemy postawieni w podobnej sytuacji nie wiadomo jak sami byśmy postąpili. Nie wydawajmy więc jednoznacznego wyroku z tonem człowieka wszystkowiedzącego siedząc przed ekranami telewizorów...

    "Choć prawdopodobnie uważasz, że Twoja osobowość jest niezmienna niezależnie od czasu i miejsca, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak nie jest. Nie jesteś tą samą osobą, gdy pracujesz sam i gdy znajdujesz się w grupie; w romantycznym otoczeniu i w szkole; gdy jesteś z bliskimi przyjaciółmi i w anonimowym tłumie; gdy podróżujesz za granicą i kiedy jesteś w domu."
    Prof. Philip Zimbardo, fragment książki "Efekt Lucyfera"
    P.S. Zainteresowanych tą tematyka odsyłam do książki "Efekt Lucyfera" i dokumentu "Cicha furia" obrazującego przebieg eksperymentu. Polecam także pozycję "Władca Much" Williama Goldinga i jej ekranizację.
  13. Amdarel
    Określenia takie jak ?ekologiczny terror? czy ?ekoterrorysta? przewijają się przez media już od pewnego czasu. Czym jest więc przytaczane tak chętnie przez polityków zjawisko i czy mamy się czego obawiać?

    Ekolog to jednostka znana każdemu. Jedni definiują go jako aktywistę walczącego o słuszną sprawę, inni zaś jako śmiesznego ludka w zielonej koszulce z wizerunkiem Ziemi i napisem "ratujmy pingwiny" przypinającego się do drzew. Co jednak jeśli niektórzy z nich zamienią transparent na karabin, a pod zieloną koszulką umieszczą ładunki wybuchowe?
    A zaczęło się tak niewinnie...
    Początki ekoterroryzmu datuje przełom lat 60tych i 70tych XX wieku. Wtedy to, grupa studentów Uniwersity of Arizona nazywająca się Eco-Raiders , zaczęła dewastować place budowy protestując przeciwko zaludnianiu pustyni. Szybko znaleźli oni zarówno fanów jak i przychylnych im dziennikarzy którzy zaczęli wydawać takie pisma jak ?Enviromental Action?.
    Naśladowcy i aktywiści ruchu szybko zaczęli się mnożyć i wymyślać własne akcje. Początkowo miały one wymiar mało szkodliwy. Przykładem mogą być aktywiści Greenpeace'u którzy zasłaniali foki własnymi ciałami chcąc ratować je przed myśliwymi, czy sabotowali próby jądrowe przedzieraniem się na tereny do nich przeznaczone. Także prekursorzy ruchu animalistycznego, ugrupowanie Underground Railroads które zasłynęło z uwolnienia dwóch delfinów z laboratorium morskiego wpisywali się w wizerunek nieszkodliwych "wyskoków" miłośników Ziemi.
    Z czasem jednak to zaczęło nie wystarczać. Pod koniec lat 70tych Paul Watson, usunięty z zarządu Greenpeace utworzył Sea Shepherd Conservation Society której specjalnością stało się.... taranowanie statków wielorybniczych. To rozpoczęło lawinę stowarzyszeń które walczyły o ekologię za pomocą coraz bardziej brutalnych metod. Bojówki takie jak Earth First czy People for Ethical Treatment of Animals nie wahały się niszczyć helikopterów rozpylających środki chwastobójcze, rozwalać linii energetycznych, podpalać domów towarowych czy nawet... planować ataki na elektrownie jądrowe. Niektóre z powstałych wtedy ugrupowań istnieją do dziś czego dobrym przykładem jest Animal Liberation Front świętujące 35 lat działalności. Grupa ta ma na koncie pokaźną ilość podpaleń , kradzieży zwierząt czy nawet podkładania ładunków wybuchowych pod siedziby i laboratoria firm postępujących ich zdaniem amoralnie.

    Osama Green Laden
    Czy mamy się czego obawiać? Zdaniem ekspertów jak najbardziej. W końcu ekologiczni ekstremiści przejdą także do zabijania ludzi. Co gorsza, nie chodzi tu tylko o przypadkowe ofiary ataków na wybrane symbole kapitalizmu bądź firmy i jednostki szkodzące środowisku, ale także i o całą populację ludzką. Niektóre z organizacji, jasno stawiają sprawę uważając że ludzkość jest chorobą ziemi, a jedyną szansą na jej ratunek jest odtworzenie społeczeństwa zbieracko-łowieckiego. To właśnie ci ekstremiści pracują nad użyciem broni biologicznej na masową skalę. Niektóre ugrupowania takie jak R.I.S.E. czy Weather Underground pierwsze próby zatrucia zbiorników wodnych czy nawet ataków za pomocą pierwiastków promieniotwórczych mają już za sobą. Zagrożenie to stało się na tyle realne że FBI uznało ekoterroryzm za bardzo poważny problem, a niektóre z organizacji trafiły na listę najbardziej zagrażających bezpieczeństwu państwa.

    Protestujący ekolog = ekoterrorysta
    Jak zawsze w takich przypadkach istnieje niestety druga strona medalu. Określenie ekoterroryzmu stało się tak popularne, że media oraz politycy traktujący ekologów jak niczym dziwne szkodniki, rzucają nim na każdym kroku czesto sprzecznie z definicją którą jest "niezgodne z prawem, radykalne metody wywierania presji przez obrońców przyrody na rządy i przemysłowców w celu uzyskania konkretnych celów politycznych".
    Najlepszym przykładem takiego nadużywania może być nasze własne podwórko. Mimo że w Polsce nie doświadczyliśmy prawdziwego ekoterroryzmu, określenie to pada bardzo często. Słyszymy o nim zarówno w kontekście globalnego ocieplenia, jak i obywatelskich i niełamiących prawa (co najwyżej nieco je naginających co podpada pod wykroczenie, nie przestępstwo) zwykłych protestów obywatelskich. Ci sami politycy którzy pochwalali protesty górników czy stoczniowców, straszyli ekologicznym terrorem w sprawie Doliny Rospudy. Na to miano protestujący zasłużyli skierowaniem wniosku o rozpatrzenie sprawy ponownie do Komisji Europejskiej, która przyznała rację ekologom wytykając braki oceny rzetelniej oceny wpływu obwodnicy na ekosystem i brak rozpatrzenia innych bardziej korzystnych dla środowiska wariantów, oraz akcją protestacyjną w której największym aktem terroru było... przypięcie się do drzew.
    Koło absurdu zatacza jednak coraz większe kręgi, gdyż obecnie nieprzychylni ekologom przedsiębiorcy i politycy mówią nawet o "ekoterroryzmie naukowym" jak określają naukowe publikacje określające szkodliwość dla środowiska danych inwestycji i działań człowieka.
    Warto więc zastanowić się czy dany polityk, dziennikarz czy inny "ekspert" określając daną akcję mianem ekoterroryzmu mówi prawdę, czy może przypina niewinnym ludziom łatkę stosując czarny PR. Po co przecież wysilać się na merytoryczną krytykę? A i oglądalność większa będzie....
    P.S. Na waszą prośbę dodałem ankietę dotyczącą opisywanego zjawiska
  14. Amdarel
    Jak będzie wyglądać miasto przyszłości? To pytanie zadaje sobie wiele osób. Od dawna twórcy gier, filmów oraz autorzy książek roztaczają przed nami najróżniejsze wizje ludzkiego osiedla przyszłości. Takie jednak już powstaje, i to nie w mającej niebawem premierze Anno 2070...

    Masdar City - Arabskie Źródło
    Masdar City to projekt pierwszego bezemisyjnego, nieprodukującego żadnych odpadów i zasilanego całkowicie ze źródeł odnawialnych miasta na świecie. Powstające 17 kilometrów od stolicy Abu Dhabi, stolicy Emiratów Arabskich miasto to inicjatywa władz kraju oraz organizacji WWF powzięta w ramach programu "One Planet Living".
    Budowę osiedla zaprojektowanego przez firmę Foster+Partners zaczęto w 2006 roku. Masdar city zajmować ma 6km kw. i stać się domem dla 50 tysięcy mieszkańców oraz miejscem pracy dla 70 tysięcy w 1500 przedsiębiorstwach. 30% powierzchni zostanie przeznaczone na budynki mieszkalne, 24% na ośrodki biznesowe i naukowe, 13% na działalność handlową, w tym przemysł lekki; 6% na instytut MIST (Masdar Institute of Science and Technology), 19% na usługi i transport, a pozostałe 8% na cele obywatelskie i kulturowe.

    Ekopolis

    Masdar city ma być zasilane jedynie za pomocą odnawialnych źródeł energii na czele z energią słoneczną pozyskiwaną za pomocą zamieszczonych na dachach paneli fotowoltanicznych. Samo słońce i temperatura ma jednak nie przeszkadzać mieszkańcom miasta, gdyż budynki stawiane będą tak by dawały cień a na terenie całego miasta obecny będzie system chłodzenia zasilany energią słoneczną. Powstający zaś w ramach projektu budynek Masdar Headquerters jest przykładem pierwszego budynku o dodatnim bilansie energetycznym.
    Dzięki zastosowanym rozwiązaniom technologicznym Masdar ma zużywać 75% mniej energii elektrycznej niż podobnej wielkości tradycyjne miasto (200MW zamiast 800MW), oraz ponad połowę mniej osłodzonej wody ( 8000 m3 dziennie zamiast 20000 m3).Projekt zakłada także aż 99% recycling śmieci w tym także i odpadów organicznych które mają być gazyfikowane a uzyskany gaz przerobiony na energie.
    Warto także zwrócić uwagę na transport. W mieście będzie obowiązywał całkowity brak samochodów. Funkcję komunikacji miejskiej przejmie zaś PTS ( Personal Transport System ) czyli napędzane energią elektryczną samochodziki poruszające się po liniach oplatających całe miasto. Pojazd ten, nie wymagajacy kierowcy mieści do 4 osób i rozwija prędkość do 25km/h.

    Projekt a rzeczywistość
    Masdar City ma być zakończone do 2016 roku. Budżet przedsięwzięcia wynosi 22 mld dolarów czyli blisko 80 mld zł (dla porównania budżet Polski na rok 2011 wyniósł ok. 270 mld zł). Władze Emiratów Arabskich zakładają że przyczyni się on do 2% PKB, a oszczędności na normalnym paliwie zużywanym w tradycyjnym mieście wyniosą (licząc wedle obecnych cen) 2mld dolarów w perspektywie 25 lat! Warto zaznaczyć że pierwsze budowle już powstały. Na wybudowanym już uniwersytecie pracują pierwsi pracownicy dojeżdżający do niego pierwszą wybudowaną linią PTS.
    Aby być w pełni ekologicznym, Masdar powstaje z materiałow budowlanych pochodzacych z recyclingu, drewno zaś pochodzi z kontrolowanych i racjonalnie zagospodarowywanych lasów z certyfikatem FCS.

    Niezależnie od naszego nastawienia, Masdar City to poważny projekt. Jeśli powstałe miasto spełni pokładane w nim nadzieje, na pewno zmieni to podejście całego świata do planowania zmian i innowacji istniejącej już infrastruktury miejskiej oraz powstanie podobnych osiedli na całym globie.
    P.S. Zainteresowanych odsyłam do oficjalnej strony - Masdar City
  15. Amdarel
    Ekościema czyli Greenwashing, to zjawisko które narodziło się w latach 80tych w Stanach Zjednoczonych. Wtedy to dziennikarz New York Timesa, Jay Westerveld opisał hotel w którym to właściciele prosili gości o rzadszą wymianę pościeli i ręczników uzasadniając to dbałością o środowisko. Jak się okazało, jedynym prawdziwym motorem ich działań była oszczędność.
    Dziś Greenwashing to biznes które dostarcza producentom krociowych zysków. Jak łatwo zauważyć teraz wszystko jest "Eko", "green", "natural". W znacznej większości przypadków nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością gdyż wśród tych produktów jedynie parę procent uzyskało autentyczne certyfikaty cenionych organizacji ekologicznych. Cała reszta żeruje na nieświadomości konsumentów i stara się na siłę przekonać ich o swej dbałości o środowisko. Poniżej lista 7 najczęstszych numerów na jakie nabierają nas producenci (wd. TerraChoice w tłumaczeniu portalu ekologia.pl)
    1.Schowane koszty alternatywne. Jeżeli firma podaje błędne informacje na temat cech produktu, odnoszących się do jego oddziaływania na środowisko (np. energooszczędna elektronika wykonana z niebezpiecznych dla środowiska materiałów).
    2.Brak dowodów. Nie ma dostępnych informacji o ekologiczności produktu, ani też żadnych wiarygodnych certyfikatów.
    3.Brak precyzji. Opisy produktów są nieszczegółowe lub niesprecyzowane, mogą być źle zrozumiane przez konsumenta. Przykładem jest określenie ?All-natural?, bowiem arsen, uran, rtęć czy formaldehyd też występują w naturze, ale są trujące. ?Naturalny? niekoniecznie oznacza ?zielony?
    4.Brak związku. Odwoływanie się do czegoś, co nie ma racji bytu (np. twierdzenie na rynku amerykańskim, że coś ?nie zawiera CFC? ? czyli chlorofluorowęglowodorów, których użycie w USA zostało zakazane jakieś 20 lat temu.
    5.Mniejsze zło. Na przykład ?ekologiczne? papierosy czy ?przyjazne dla środowiska? pestycydy.
    6.Białe kłamstwo. Firmy nielegalnie i bezpodstawnie używają ekologicznych znaków i certyfikatów.
    7.Kult fałszywych oznakowań. Stosowanie zbyt przerysowanych, sugestywnych obrazów, podawanie zmyślonych danych, mających poświadczyć ekologiczność wyrobu. Innymi słowy fałszywe etykiety, które mają wprowadzić klienta w błąd.
    Warto przytoczyć pare przykładów z naszego polskiego podwórka. Allegro.pl pozwala wykupić opcję "ekologiczny sprzedawca" nawet jeśli produkty w ofercie są wysoce szkodliwe dla środowiska. Orlen sprzedaje ekodiesel, zwykły olej napędowy którego posiada przedrostek eko jedynie z powodu spełniania podstawowych norm środowiskowych.Biopaliwa tak promowane także i w Polsce są mniej szkodliwe, ale popyt na nie spowodował destruktywny dla środowiska wyrąb lasów tropikalnych celem założenia tam nowych upraw.Na koniec jednym z najlepszych przykładów są sklepy i hipermarkety które ze swej oferty bardzo ochoczo wycofały foliówki, co pozwoliło im na oszczędności i ekologiczny marketing w tym samym czasie. Część naukowego środowiska twierdzi jednak że nowe "ekotorby" dostępne w Tesco czy Carrefourze także są szkodliwe dla środowiska.
    Przykładów mniej lub bardziej bezczelnego nadużywania ekologii jest bardzo wiele na całym świecie. Nie dajmy się zatem na to nabrać. Jeśli faktycznie chcemy być eko , prześledźmy cały cykl życia produktu i szukajmy oryginalnych znaków takich jak koniczynka unijnej organizacji Ecolabel.

    P.S. Jako że to mój pierwszy wpis a blog powstał nie tylko po to by dzielić się własnymi poglądami, ale i także z powodu chęci poprawy umiejętności twórczego i poprawnego pisania będę wdzięczny za wszelkie uwagi dot. zarówno treści jak i stylistyki.
  16. Amdarel
    Dziś postanowiłem napisać parę słów o firmie która zdobyła moją ogromną sympatię. Uczucie to jest spowodowane jednak nie tylko wydaniem dwóch genialnych RPGów w świecie mojego ukochanego Wiedźmina, lecz także coraz rzadziej spotykaną w naszych czasach chęcią sprzedania mi kompletnego produktu bez wyłudzania ode mnie dodatkowych pieniędzy.
    Od paru lat jak wiemy kwitnie niestety branża DLC. Pół biedy gdy są to dodatki stworzone po premierze gry, jednak w ostatnich latach jednak coraz częściej dostajemy produkt który przed premierą zostaje bezczelnie okrojony w nadziei na to że dopłacimy mikropłatnościami dodatkowe 30-50% ceny produktu aby cieszyć się nim w pełni. Na dodatek niektóre firmy są tak bezwstydne że masowo produkują nowe DLC, jednocześnie na wydanie niezbędnych patchy i fixów czekając miesiącami ( pewno niedługo i to będzie płatne).
    W zupełnej opozycji do tego procederu stoi producent i wydawca obu Wiedzminów. Przy pierwszym Wieśku po wydaniu edytora Djinii i 2 przygód zapewniających 3-4 h zabawy dano nam możliwość kompletnie darmowego ściągnięcia nowości ze strony producenta. Podobnie CDP postąpił także z Wiedzminem 2. Przy okazji nowych patchy umieszczało tam nie tylko niezbędne poprawki ale także i dodatkowe ulepszenia i questy które spokojnie można by wydać w formie osobnych i płatnych DLC
    Działanie takie nie tylko przedłuża samą żywotność gry, ale i także ogromnie zwiększa prestiż firmy w branży której klienci coraz częściej czują się nabijani w butelkę i robieni w jajo byle by tylko wyciągnąć od nich kolejne parę zł. A CPD dzięki szanowaniu klienta zyskuje wiernych klientów lepiej niż robi to niejedna reklama...
×
×
  • Utwórz nowe...