Polska Roszczeniowa
Trwa kampania wyborcza. Ten okres, jak żaden inny pokazuje czego chcą poszczególne grupy społeczne. Problem w tym że niektóre z nich, zamiast przysłowiowej wędki, żądają stałej dostawy ryb....
Podobne tendencje nie są niczym nowym. Wiadomym jest że od upadku socjalizmu minęły "zaledwie" 22 lata.To że ludzi którzy całe życie przeżyli w tym ustroju zmienić się nie da (albo jest to niezwykle trudny proces), było rzeczą oczywistą. Nie oni jednak są tu problemem, jako że zwykle są już od dawna na emeryturze. Warto przyjrzeć się jak wygląda sytuacja ludzi młodszych oraz tych w wieku średnim. I to nie tylko w Polsce, ale i w Europie.
Kryzys ekonomiczny i populiści
Od paru lat gospodarka zachodnia przeżywa skutki kryzysu. Nagle okazało się że potęga gospodarcza Europy i Stanów Zjednoczonych nie jest nieskończona. Zaczęto zauważać, skutki życia na kredyt oraz zbyt rozrzutnego rozdawania pieniędzy przez polityków, byle tylko zjednać sobie głosy wyborców. A że z raz danego przywileju wycofać się jest niezwykle trudno, ilość dodatków socjalnych, ulg podatkowych i innych dodatków dla ludzi zaczęła przekraczać wszelkie dopuszczalne normy. Sytuacja niektórych krajów, a zwłaszcza Grecji zaczęła niebezpiecznie blisko zbliżać się do bankructwa. W celu ratowania zarówno Unii jak i strefy Euro wkroczyły do akcji bogatsze i lepiej radzące sobie z kryzysem państwa wspólnoty. Ustalono że Grecja oraz inne państwa Unii zaczną oszczędzać. A to oznacza cięcie wydatków socjalnych....
Skutki można było zauważyć w mgnieniu oka.Widok niezadowolonych Greków, protestujących przeciw reformom i domagających się całkowitego umorzenia długu od innych krajów długo był tematem numer jeden mediów. Mimo że w innych krajach aż takich demonstracji nie ma (zamieszki w Anglii były spowodowane wieloma czynnikami i socjolodzy nie wskazują jednoznacznie na przyczyny ekonomiczne jak w przypadku Grecji), widać rosnące niezadowolenie ludności. Tu do gry wkraczają populiści.
Idealnym przykładem ich działań jest obserwowana przez nas od paru miesięcy kampania wyborcza. Widać wyraźnie jak politycy wszystkich partii poza rządzącą przekrzykują się w obietnicach wyborczych. Jedynie rząd milczy. Jest tak jednak, nie z powodów moralnych, a niezwykle pragmatycznych - wszak sam zobowiązał się do oszczędności przed partnerami Polski. Zbyt wybujałe obietnice wyborcze mogłyby więc spowodować podniesienie oprocentowania pożyczek.
Wypłacz się do kamery
Znamiennym dla obecnej kampanii jest jednak to, że jest całkowicie skierowana do ludzi nastawionych na branie z budżetu państwa. Nie ma tu mowy o żadnych rozwiązaniach systemowych ułatwiających komuś pracę, o sensownych reformach czy o planach rozwoju infrastruktury.Nie jest to więc oferta skierowana do zaradnego obywatela który portfel budżetu zasila. Jedynym o czym się słyszy, to zarzuty braku interwencji państwa w każdym najdurniejszym przypadku, oraz obietnice rozbudowy socjalu.
Efekt? Kurs franka rośnie, zawieśmy kredyty. Nie jest przecież ważne że brali je całkowicie na własną odpowiedzialność, wiedząc jakie jest ryzyko pożyczki w obcej walucie. Nie ubezpieczyłeś upraw papryki? Domagaj się rekompensaty od premiera! Ktoś dokonał próby samobójczej, winiąc za swoja sytuację materialną państwo? Na pewno tak jest! Polityk ma przemówienie? Wypłacz się przed kamerami, to parę dni później załatwią ci pracę.
Niejeden stwierdzi że to tylko obietnice przedwyborcze i niewiele znaczące gesty. Problem jednak leży głębiej. Po pierwsze, odzwierciedla się on w niemożności przeprowadzenia niezbędnych działań takich jak reforma służby zdrowia czy nakazanej już przez trybunał konstytucyjny likwidacji KRUSu. Mimo oczywistych pozytywnych stron tych działań dla budżetu i na dłuższą metę dla społeczeństwa, żaden rząd tego nie tknie. Skazałby się na ogromną stratę poparcia o co zadbaliby populiści z opozycji.
Drugi aspekt sprawy jest jeszcze poważniejszy. Zachęcani przez polityków ludzie zaczynają domagać się coraz więcej od państwa. Skoro wmawia się im że tak wiele im się należy, to po co się starać? W efekcie społeczeństwo nam dziecinnieje. Nie chce podejmować własnych inicjatyw, ponosić odpowiedzialności za własne czyny. Idealnym przykładem jest afera z roku 1997r. z udziałem Włodzimierza Cimoszewicza, który początkowo nie chciał wypłacać odszkodowań tym którzy stali się ofiarami powodzi, pytając wprost, czemu się nie ubezpieczyli. Niezwykle szybko opinia publiczna oraz inni politycy zmusili go zmiany zdania.
Warto się zastanowić czy własnie takie podejście do życia powinno być nagradzane i promowane? Daleki jestem oczywiście od założenia że każdy powinien radzić sobie sam. Jest wiele sytuacji w których państwo powinno wesprzeć jednostkę. Rozróżnijmy jednak niezbędną pomoc czy pchnięcie kogoś w dobrym kierunku, od wygodnych roszczeń, i te drugie niszczmy w zarodku. Nie chcemy chyba mieć kraju pełnego Ferdynandów Kiepskich.
Wpis inspirowany artykułem z tygodnika "Polityka" z dnia 26.09.11
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze