Skocz do zawartości

MattiR

Forumowicze
  • Zawartość

    1067
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wpisy blogu napisane przez MattiR

  1. MattiR
    "Twórca Reksia nie żyje w biedzie i nie jest twórcą Reksia" - takim tytułem atakuje internetowe wydanie tabloidu Fakt. Chodzi oczywiście o sprawę pana Mariana Wantoły, wieloletniego pracownika Zespolu Filmowego Śląsk (obecnie Studio Miniatur Filmowych)w Bielsku Białej, który przez blisko pięćdziesiąt lat pracował jako animator, między innymi nad "Reksiem", "Bolkiem i Lolkiem", czy "Lisem Leonem" - absolutnymi klasykami i cennym dziedzictwem polskiej kultury.
    O panu Marianie zrobiło się znów głośno po wyemitowaniu, przed dwoma tygodniami, programu "Sprawa dla Reportera", w którym ekipa redaktor Jaworowicz pokazywała materiał nakręcony w kamienicy, w której mieszka pan Marian. Ogólny przekaz? Twórca Reksia żyje w skrajnej nędzy! Tyle że w ekipę TVP zaprosili sąsiedzi. Cytując za Fakt.pl



    http://www.youtube.com/watch?v=rKu2WqAks8YMateriał TVP od którego wszystko się zaczęło

    O jakie pieniądze w sieci? O sumę blisko 100.000 złotych zebranych za pośrednictwem crowdfundingowego serwisu Indiegogo.com, na którym można znaleźć prośby o pomoc w finansowaniu ciekawych przedsięwzięć, między innymi tworzenia gier komputerowych.
    W akcje zaangażował się między innymi Krzysztof Gonciarz, znany z tvgry.pl, autor książki "Wybuchające Beczki". "Pan Beczka" miał zorganizować akcję wraz z Panem Rysownikiem, lecz, jak wyjaśnia ten drugi na swoim fanpage na Facebook'u:
    Czyli materiał TVP był zmanipulowany, ogólny przekaz mówił że problem dotyczy całej kamienicy i dotyka również pana Wantoły, co okazuje się być bzdurą. Jednak w całej tej akcji pojawia się też inna rzecz, która już mnie interesuje to sposób w jaki pan Wantoła ewoluował z ANIMATORA w TWÓRCĘ Reksia.


    Klasyka polskiej animacji - Reksio w reżyserii L.Marszałka
    Nikt z organizatorów akcji, ani DuDuL, który udostępnił reportaż na YouTube, ani Krzysiek Gonciarz, ani Pan Rysownik nie użyli wobec pana Wantoły sformułowania "twórca Reksia". Ten tytuł przypada jedynie Lechosławowi Marszałkowi. Użyła go wyłącznie organizatorka akcji na indiegogo i błąd ten został szybko sprostowany. Rewelacje takie jak uczestnictwo pana Wantoły w EXPO w Szanghaju i przedstawianie go jako twórcy Reksia, pojawiły się w relacjach innych mediów.
    Wyjaśnijmy jedną rzecz. Pan Marian, jako animator, czyli de facto, współtwórca postaci studia z Bielska ma wielkie zasługi dla polskiej kinematografii i ogólnie kultury. Hasła przytaczane w artykule Faktu zostały głównie stworzone przez "dziennikarzy" tabloidu.
    I już, po opublikowaniu przez parę stron informacji pod tytułem ""Twórca Reksia nie jest twórcą Reksia", od razu zaczął się internetowy hejt - zarówno pod adresem organizatorów, którzy pośpieszyli z pomocą człowiekowi, który jej nie potrzebował i jak i samego starszego pana, co jest już absolutną głupotą.
    Nie po to człowiek przez pół wieku, dużo dłużej niż większość użytkowników tego forum żyje, siedział współtworząc polską kulturę, żeby banda "gimbusów", którym takie coś jak kultura jest kompletnie obce, jechała sobie po starszym panu, na którego pracy wychowały się przynajmniej dwa pokolenia. Bo w ich świadomości istnieje tylko ta kwota, $30,176 i nic innego się nie liczy.

    I jeszcze raz oddajmy głos Rysownikowi. Jaki miał być cel całej akcji?
    No i piękna reklama. Miało być dobrze, wyszło jak zwykle. Ale spokojnie, Rysowniku! Polską animację można odbudować też w inny sposób. Tworząc dobre rzeczy tym co mamy. "Lucky Day Forever"(2011) Alka Wasilewskiego jest z pewnością dobrą reklamą polskiej animacji.

    Okej, to ja dopijam kawkę, biorę książkę i zaiwaniam do szkoły ^^

    .
  2. MattiR
    Zdawać by się mogło że w Internecie widzieliśmy już wszystko. Rozmaite prowokacje i inne dziwadła, których nie wymienię, pływające w morzu obrazków z kocimi memami. Wczoraj za to stało się coś, co sprawiło że po raz kolejny przesunąłem granicę zwaną ?Nic Na Tym Świecie Mnie Już Nie Zdziwi?. Z Maincraftem i YouTube w tle.
    Zaczyna się dość niewinnie. Jak wszyscy wiemy, najpopularniejsze polskie kanały na YouTube specjalizują się w grach. Pośród 23 kanałów, które przekroczyły 100 000 subskrybentów, znajduje się 14 kanałów zaklasyfikowanych jako ?Games/Gaming? (albo ?Entertaiment? ale w przypadku gdy większość filmów dotyczy gier to mała różnica), natomiast wśród 30 największych kanałów na YT, 20 dotyczy gier.
    Stąd też, przez to że wiele z tych najpopularniejszych ?growych? kanałów ma w swojej nazwie słowo ?Minecraft?, a główną zawartością jest gra od Mojang, utarło się że najprościej jest wybić się na YouTube (i przy okazji, a może przede wszystkim zarobić) tworząc tysięczną serię o rozbitkach na wyspie z sześciennych bloków.
    Poniekąd słusznie, bo popularność filmów z tej gry, utrzymuje się już w naszym kraju tak długo, że aż jest to niepokojące. Były już przy okazji różne afery, dotyczące żebractwa, pseudo-konkursów, oszukiwania widzów, ale teraz polska scena Minecraft na YouTube może zostać doszczętnie zdyskredytowana, gdyż ujawniona wczoraj Afera może dotyczyć nawet 1/4 kanałów zajmujących się tą tematyką.
    Słowo Afera napisałem wielką literą. Wszystko co było dotąd to nic nieznaczące głupstwa, nie żadne ?łapki-srapki?, ?oddam gift code'a z komentarz?. Tym razem, możemy mieć do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą. Oczywiście na istnienie takiej grupy jednoznacznych dowodów nie ma. Wszystko to piszę w kategoriach ?być może?, spekulacyjnych, jednak gdy się nad tym zastanowimy to takie podejrzenia mogą mieć sens.
    Sprawa ma związek z modyfikacją MineCash, która okazuje się być chamskim KeyLoggerem kradnący dane kont wypisywanych przy logowaniu do gry. Dowodzi tego analiza kodu dokonana przez jednego z użytkowników znanego forum o tzw. ?zagrajmerstwie?.
    Modyfikacja była promowana przez mniej lub bardziej znanych ?zagrajmerów?, w zamian za ?korzyści nie materialne? jak ataki DDoSowe wymierzone w konkurencję, a wszystkie dane z keyloggerów trafiały do autorów ?moda?.
    Tak przynajmniej twierdzi jeden z najbardziej znanych uczestników Afery, który wczoraj przyznał się publicznie do udziału w tej sprawie. Nie będę rzucał ksywkami, ani jakimiś zarzutami ? od tego są inni ludzie. Skąd w moim tekście termin ?zorganizowanej grupy przestępczej?? Zapewne z lekkiej przesady, szukania sensacji, itp.(ale się podkopałem ^^) Zdefiniować w ten sposób sprawę może formalnie tylko prokuratura, jeśli jednak informacje, przekazane przez jednego z youtuberów są prawdziwe sprawa może zostać w ten sposób zakwalifikowana. A wtedy to już nie będą tematy na forum, filmiki na YouTube, czy wpisy na blogach ? temat kradzieży przy pomocy gier i YouTube, w końcu klasyczne keyloggery służą do kradzieży haseł do kont bankowych, może stać się tematem nowej dyskusji uderzającej w dobre imię uczciwych graczy, modderów i youtuberów. Na tej samej zasadzie na której dziesięciu bandytów pali krzesełka na stadionie, a media mówią ?Kibice zdemolowali stadion?. Zaraz, demolowali wszyscy, czy dziesięciu? Nie ważne. Napiętnowanie zostaną gracze, modderzy i youtuberzy, bez wrzuceni do jednego worka, bez względu na to co robią na co dzień ? wszyscy zostaną nazwani złodziejami.

    Skruszony złodziej pozostanie złodziejem, nie ważne czy kradnie kasę z banku, czy konta w grze ? to bez różnicy. Z drugiej strony, oprócz napiętnowania złodzieja, czy też większej liczby takowych osobników, za bycie sk***em okradającym dzieci, należy zwrócić uwagę na straszliwą naiwność użytkowników internetu, którzy bardzo łatwo dają się wrobić w tego typu akcje. Czy nie przypomina wam się coś?

    Kradzieży przez Minecraft jeszcze w tym teatrze nie grali, premierę widzieliśmy. Kanałów, których sprawa dotyczy bezpośrednio i jawnie, już w sieci nie ma. Tylko tak się zastanawiam, czy żeby takowe cwaniak przestały kombinować, jak sobie dorobić na nicnierobieniu (granie w majnkrafta), koniecznie kilku z nich musi zgarnąć prokurator? Może powinien. Anonimowość w sieci? Anonimowość to mit.
  3. MattiR
    Wracamy po paru miesiącach do codziennego(aha?) wrzucania czegoś o anime... Hmm... Dużo tego nie było.
    BTOOOM! - kolejne anime w tym roku opierające się o motyw gry, tym razem popełnione przez studio MADhouse, na podstawie mangi Inoue Junya.
    Sakamoto Ryota jest 22-letnim NEET'em spędzającym całe dnie na graniu w sieciowego TPS'a "BTOOOM!" - swoistego CS'a, w którym broń została ograniczona do kilkunastu rodzajów bomb. O stopniu noł-lajfienia Ryoty najlepiej świadczy fakt że dostał się do najlepszej dziesiątki rankingu najpopularniejszej gry świata. Jednak pewnego razu Ryota się budzi w gęstej dżungli, wisi na spadochronie i ocieka własną krwią. Od tego momentu powoli zaczyna zdawać sobie sprawę o co w tym wszystkim chodzi.
    [media=]http://www.youtube.com/watch?v=WbG7gEE2-DM
    Do powyższego wideo dopowiem tylko że odcinek czwarty jest megapsychopatyczny i jest w nim Miyuki Sawashiro, która gdziekolwiek się w tym roku pojawi, daje 20% bonusu do fajności postaci.
    Krótko o reszcie - fajna kreska, openingu właśnie słucham po raz setny, czyli brzmi fajnie, manga jest ciekawa. Nic tylko oglądać. A teraz wybaczcie - muszę iść nadrobić zaległości, nie tylko z anime.
  4. MattiR
    Udało się osuszyć Basen Narodowy w Warszawie i rozegrać mecz z Anglią, choć zapewne gdyby Angole wiedzieli że pod trawą jest mniej niż 5cm gleby i goły beton to raczej nie chcieliby grać na takiej prowizorce.
    Udało się zagrać mecz. Anglikom udało się dopić herbatkę, bo w pierwszym kwadransie Polacy nie potrafili przedrzeć się przez siedzących w szatni Anglików. Z resztą udało się im zaraz po wyjściu na boisko strzelić bramkę. Nam udało się pod koniec wyrównać i zremisować - a Bohaterom Stadionu wlepić najłagodniejsze możliwe wyroku. Same sukcesy!
    A frajerami tygodnia zostają Niemcy - bo jak się na pół godziny przed końcem prowadzi 4:0 i nie wygrywa to powinno się wracać do domu pieszo, ukrywając niczym ninja.
    Coś jeszcze? Aha, mojej szkole - II Liceum Ogólnokształcącemu w Suwałkach im.gen. Zygmunta Podhorskiego - stuknęła czterdziestka. Kolejny sukces, za który wypadałoby wypić, co też czynię. I jeszcze parę razy przed weekendem też się uda.
    A teraz coś co właśnie przeczytałem - zdaniem ministra Boniego rozwój szerokopasmowego internetu w latach 2014-'20 ma doprowadzić do wzrostu PKB o 4%... Może po prostu nie rozumiem zasad gospodarki na tyle by docenić geniusz tego projektu, ale jakoś nie jestem przekonany... Tak czy owak, szykuje się kolejny sukces. Same sukcesy, nie?
    O sukcesie, odnalezienia blogera, który wrzucił zdjęcia zmasakrowanych ofiar katastrofy smoleńskiej wspomnę tylko tak. Kaczyński pewnie chce dla niego kary śmierci, ja chcę wprowadzenia prawa zabraniającego politykom gadać głupoty.
    I na koniec, jeśli kogoś to obchodzi, link do mojego nowego "szoł", które może będę kontynuował: http://www.youtube.com/watch?v=C4MrovaCdgA&lc
    Uprzedzam - ANIME, ale bez anime ^^
    Coś jeszcze? Nie? To idę po następną szklaneczkę. Kampai!
  5. MattiR
    Krótko. We Wrocławiu Brazylijczycy rozbili Japonię po golach Paulinho, Neymara, samobójczej Yoshidy i Kaki. Mecz na dość średnim poziomie, bo po co się przemęczać w środku sezonu w meczu towarzyskim na jakiejś polskiej wsi. Trochę samby, trochę fajnych rajdów i kontr. A przede wszystkim Japończycy zobaczyli ile im jeszcze brakuje do światowej czołówki.
    W tym momencie mają dwóch piłkarzy klasy światowej(w Brazylii dałoby się znaleźć nawet dwustu takich), czyli Honda Keisuke i Kagawa Shinji, w tle przewijają się ci starsi - Endo Yasuyuki i Hasebe Makoto oraz ci młodsi, którzy po eksplozji Kagawy w BVB trafili do Niemiec. Trochę mało, co nie zmienia faktu iż od dwóch lat, od kiedy selekcjonerem ich kadry jest Alberto Zaccheroni - przynajmniej w mojej opinii - Japończycy naprawdę szybko się rozwijają. Coraz więcej fajnych grajków trafia do Europy, zwłaszcza do Bundesligi, gdzie ich kolonia zaczyna przypominać nieco tę polską sprzed dziesięciu lat.
    Dziś dostali mocne lanie od Canarinhos, ekipy, która ma ze związanymi nogami wygrać najbliższy Mundial. Jednak rozwój ich piłki jest imponujący, więc nie wiadomo jak będzie za dwa lata. Może pół-bogowie pokroju Neymara będą musieli się ugiąć pod samurajską kataną. Dlaczego nie ^^
    A wieczorem podejmujemy Anglię. Tak - tę słabo grającą, dodatkowo osłabioną personalnie Anglię, która ostatnio męczyła się z Ukrainą, bla bla bla. Na pewno wygra wielka Polska, która była na Euro tak gościnna że zajęła ostatnie miejsce w swojej grupie, a ostatnio w fatalnym stylu pokonała Mołdawię(którą Anglicy koncertowo sprali trzy dni wcześniej). Wygramy. Na pewno. W końcu skoro BATE rozniosło Bayern...
  6. MattiR
    Playarena, czyli ogólnopolskie piłkarskie mistrzostwa dzikich drużyn dedykowane amatorom, to rozgrywki specyficzne chyba na każdy możliwy sposób. 17 września będziemy świętować piąte urodziny rozgrywek, a i być może osiągniemy liczbę Stu Tysięcy zawodników biorących aktywny udział w mistrzostwach poszczególnych miast, których jest aż sześćdziesiąt.

    W pięć lat prawie sto tysięcy zawodników, niemal cztery tysiące drużyn i ponad 150 lig w 60 miastach. I wiele sukcesów. Playarena jest partnerem UEFA Grassroots, PZPN, czy Nike. Co więcej, rozgrywki zmieniły strategię światowego giganta, jakim jest firma Nike, w sprawie "Szansy", czyli ogólnoświatowego programu wyszukiwania młodych talentów. W Polsce, jako jedynym kraju świata, o dostaniu się do Wielkiego Finału decydowały mecze ligowe w miastach i turniej finałowy w Warszawie, podczas gdy na całym świecie zawodnicy brali udział tylko w specjalnych testach indywidualnych.

    Co roku sezon Playarena kończy się turniejem Playarena Cup, który od roku 2011 poprzedzany jest dwoma turniejami półfinałowymi. Tradycyjnym miejscem rozgrywania finału jest Wrocław, choć w tym roku zawody przeniosły się do podwrocławskiej Trzebnicy. Zmiana miejsca rozgrywania turnieju przyniosła też inną zmianę. Po hegemonii zespołów z Wrocławia, które wygrywały wszystkie dotychczasowe finały, 2 września 2012 roku puchar dla Mistrza Polski podniósł kapitan zespołu Maniana Squad Gorzów Wielkopolski. Relacja i podsumowanie turnieju znajduje się TUTAJ.

    Jednocześnie z turniejem finałowym trwała ostra selekcja, gdyż parę dni wcześniej podjęto decyzję o powstaniu Reprezentacji Polski Playarena! Pierwszym jej selekcjonerem został Ojciec Chrzestny Ambasadorów Łukasz Zajm, a pierwszym przeciwnikiem była reprezentacja Czech, wicemistrz Europy w piłce nożnej sześcioosobowej. Ten mecz już za nami. Pomimo ambitnej walki debiutujący na tym szczeblu Polacy nie byli w stanie pokonać szykujących się do batalii o mistrzostwo Starego Kontynentu Czechów.
    Kadra reprezentacji Polski na mecz z Czechami:
    Co zasługuje na uwagę? Łukasz Zajm nie boi się powoływać zawodników młodych, choć to akurat był mus, bo zdecydowana większość uczestników finałów to zawodnicy między 20-25 rokiem życia. Jednak powołanie 16-letniego Maćka Horny reprezentującego na co dzień barwy kieleckiego Bechera. Zwycięstwo z Czechami zapowiadał kapitan reprezentacji, bramkarz Paweł Łopaciński, choć doświadczenie przemawiało za Czechami, którzy od dłuższego czasu grają w tym samym składzie, podczas gdy Polacy zagrali w takim zestawieniu po raz pierwszy.

    NAGRANIE WIDEO Z MECZU CZECHY - POLSKA
    Mimo porażki powołanie reprezentacji Polski Playarena uważam za pewien krok do przodu, tym bardziej że rok ten jest dla zespołu zarządzającego rozgrywkami bardzo trudny, z różnych względów. Nam pozostaje czekać na kolejne mecze reprezentacji i jej pierwsze zwycięstwa, które kiedyś muszą przyjść. Wcale nie gramy gorzej niż inne nacje, choć Z-kadra PZPN usiłuje nas o tym przekonać.

    5 lat, 60 miast, 150 lig, 4.000 zespołów, 100.000 zawodników, co roczny wielki turniej i reprezentacja narodowa. To nie puste liczby. To piłkarska rewolucja.




    Jak dołączyć do rozgrywek? To proste wystarczy z dokonać szybkiej rejestracji na www.playarena.pl, założyć zespół, zaprosić znajomych i dołączyć do jednej z istniejących lig w swoim mieście. Później wystarczy umówić się na mecz na dowolnym miejskim obiekcie sportowym, zagrać i wpisać wynik, który automatycznie zostanie wpisany do tabeli ligowej. Zwycięzcy lig miejskich po zakończeniu sezonu zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w Playarena Cup!
    Wyjdźcie na boisko. Spotkajmy się na Playarena Cup!
  7. MattiR
    Na początek ciekawostka. Od 1 stycznia 2013 roku rolnik który zabije świnię, nie posiadając odpowiednich papierów, może zostać ukarany grzywną w wysokości 250 złotych.
    Nie wiem czemu, ale ta informacja mnie rozbawiła. Nie, nic nie piłem. Ani nie paliłem.
    * * * *
    A teraz druga, mniej śmieszna. Nie chce mi się usuwać tego pornospamu, który spamboty zalęgły w komentarzach do moich starych wpisów. Czy moderacja mogłaby rozwiązać problem spambotów? Nie proszę żebyście usuwali komentarze, tylko o to żeby akurat te konkretne się nie pojawiały.
    * * * *
    Może to z powodu wizji nocnej posiadówy nad literaturą antyku. Po co uczyć się wcześniej, skoro można zarwać nockę przed testem. Nauczyłbyś się w końcu idioto, że tak się nie robi, bo ni cholery się nie nauczysz. Co najwyżej zaśniesz nad pustą kartką, psia mać. Okej, szybka powtórka z "Króla Edypa", Horacego, Wergiliusza, tragizmu, dramatu, poglądów filozoficznych, kanonu... Damy radę -_^

    * * * *
    Za tydzień będzie gorzej - Średniowiecze T_T
    * * * *
    O renesansie i baroku nawet nie chcę myśleć...
    * * * *
    Tak BTW, "grafikę wpisu" znalazłem na stronie VIIILO w Bydgoszczy(okej, wujek Google mi ją znalazł). Mam nadzieję że żadne actapodobne cuś mnie za to nie przyatakuje.
    * * * *
    Z innej beczki. Byłem dziś na meczu Wigier z Motorem Lublin. W tym sezonie kibolski młyn zamieniłem na dziennikarską dziuplę. Wydaje mi się że o wiele lepiej wyszedłbym, gdybym pisał relację z perspektywy młyna niż stamtąd, gdzie przez 60 minut gry nie widzę nic, bo po oczach wali mi słońce.
    Piłkarze zapewne w pewnym momencie też nic nie widzieli, kiedy lunęła na nich ściana wody.
    Wraz z deszczem na głowy piłkarzy spadały piłki. Wigry wygrały 2:1, a wszystkie bramki padły jak gole Miro Klose na Mundialu w Korei i Japonii. Z główki.
    * * * *
    Wiem że mam c***owy wzrok, ale nie sądziłem że aż tak. Może to otwiera mi drogę do paraolimpizmu? Pamiętam jak kiedyś przesiadywałem w szkolnej bibliotece, a obok to samo robiła Asia Mendak, która niedawno trzeci raz z rzędu zdobyła złoty medal na paraolimpijskiej pływalni. Dobra, bez żartów. Ja to nawet wśród niepełnosprawnych uchodziłbym za kalekę.






    Asia Mendak w towarzystwie profesora Edwarda Deca. Trza mu będzie jutro na WF pogratulować



    ^^

    * * * *
    Pay-per-view? Oficjalnie tylko tak zobaczymy jutro mecz Z-kadry w Czarnogórze. 20 złotych, żeby zobaczyć jak Vucinić z Joveticiem wkręcają naszych internacjonałów w glebę? Nie, dziękuję.
    Wolę mniej oficjalnie. Na przykład w telewizji czarnogórskiej. Może znajdę coś na dekoderze. Jak nie to zostaje Weszło! A jak nie oni? Oj, coś się znajdzie.
    * * * *
    Wracając do meczu Wigry - Motor. Fajnym kompanem okazał się irlandzki policjant Paul, który przyjechał do Suwałk i wpadł na stadion jako gość naszych speców od bezpieczeństwa. Jako że dostałem miejsce tuż przy obsłudze tablicy świetlnej, która swoją drogą dzisiaj była zepsuta, to siedziałem w centrum dowodzenia ochrony, czyli jak tylko coś się dzieje to wszystko słyszę
    Ale wracając do naszego Irlandczyka. Stadion mu się spodobał. Gra nieco mniej. Najlepiej ocenił bramkarza gości o wdzięcznym nazwisku - Oszust. Zgodnie z przewidywaniem naszego gościa, Oszust jak miał okazję to zawalił. Ale w momencie gdy zawaliła cała obrona to raczej bramkarz jest poważnie usprawiedliwiony
    * * * *

    Swoją drogą w Motorze nie dzieje się dobrze. Chyba że Wojciech Kowalewski pomaga działaczom Wigier w przekonaniu Piotra Świerczewskiego do objęcia posady w Suwałkach. Obaj panowie całą pierwszą połowę przegadali tuż przed moim stanowiskiem, a po przerwie przenieśli się gdzieś gdzie ich już nie widzieliśmy. Ale byli na pewno.
    I na pewno "Świrowi" spodobał się nasz bramkarz. I nie tylko jemu, bo Salik od dłuższego czasu jest najlepszym zawodnikiem Wigier
    Swoją drogą byłoby ciekawie. "Gianni" w Jadze, "Świr" w Suwałkach. Do kompletu brakowałoby Majdana w Łomży.
    * * * *
    Dobra, dość. Za długo to pisałem. Na koniec zarzucę tylko filmikiem i spadam.


    [media=]
    http://www.youtube.com/watch?v=RIy5h90BRX8


    Oto pan JJJ kradnie serię Panu Rysownikowi.

    Koniec zabawy w Zarzecznego, przynajmniej na dzisiaj. Yaa neee!
  8. MattiR
    Telewizja Polska zrezygnowała z transmisji meczu reprezentacji PZPN, przynajmniej meczu z Czarnogórą. Skoro nasz krajowy nadawca zrezygnował ze współpracy ze Sportfive to pośrednik postanowił wcisnąć "swój" produkt stacjom komercyjnym - TVN i Polsat - ale działają na trochę innej zasadzie, bo zmiana ramówki nie wchodzi w grę. Z prostej przyczyny. Kasa.
    W czasie meczu na Polsacie leci "Got to Dance", czyli gruba kasa wydana na licencje musi się zwrócić, wszystkie bloki reklamowe na czas GtD zostały już dawno "wyprzedane". Podobnie na TVN, gdzie będzie leciał jeden z tych syfiastych "Zmierzch"ów... Nie wiem kto to ogląda, zarówno jedno, jak i drugie, ale mecz z Czarnogórą nie jest aż tak atrakcyjny ze względów finansowych i na pewno zyski z niego nie pokryłyby strat związanych ze zmianą ramówki (czyli zastąpienie 10 bloków reklamowych w trakcie filmu, sześcioma, krótszymi, między meczem a studiem).
    I w tym momenci przedstawiciel handlowy PZPN, firma Sportfive, wpada na genialny pomysł sprzedaży meczu poprzez system PPV, czyli coś jak walka Adamka z Kliczką, jak zapłacisz to obejrzysz. W teorii - czysty geniusz. Murowana Nagroda Nobla w dziedzinie ekonomii.
    Problemy zaczynają się gdy schodzimy z chmur i przestawiamy się na odbiór rzeczywistości.
    Przede wszystkim czym innym jest walka o pas mistrzowski w najbardziej prestiżowych federacjach bokserskiej wagi ciężkiej, między bokserami ze światowej czołówki, a czym innym mecz Czarnogóra-Polska, które według sierpniowego rankingu FIFA klasyfikują się na miejscach 50 i 54(nie muszę mówić że Czarnogórcy są wyżej?)
    Proste pytanie - kto to kupi? Bo ja napewno nie zamierzam dodatkowo płacić za pokaz kalectwa, mam to u siebie na podwórku, a za te wasze 39,90 to sobię pójdę do jakiegoś empika i kupię dobrą książkę. Czysty zysk.
    Druga rzecz. Problem z walką Adamek-Kliczko był taki że posiadacze platformy N mogli całkowicie olać pomysły Polsatu, bo będący w ofercie eNki niemiecki RTL transmitował tę walkę bez żadnych PPV, więc walkę można było spokojnie obejrzeć, chyba nawet bez komentarza, o ile dobrze pamiętam.
    Więc sorry Sportfive, ale w konfronatcji waszego PPV z jakimś czarnogórskim stream'em... Nawet nie chcecie wiedzieć iloma bramkami prowadzi stream.
    PS. Krótkie wyjaśnienie, na mocy jednej z dość nowych ustaw(chyba) mecze drużyn narodowych muszą być transmitowane w paśmie otwartym ogólnodostępnych stacji. Aże nadawcy ogólnodostępni są tylko trzej ^^ Nie mam też pojęcia jak ta ustawa się ma do PPV, ale skoro Sportfive uważa że będzie to w porządku, to nie ma problemu. I tak, i tak, mogę z nich się śmiać
  9. MattiR
    Druga część z dziennika(czy też może pamiętnika?) zawodowego lenia, który za dużo ogląda anime, a za mało zajmuje się tym co ważne... Na przykład snem. Pora wyrwać się z dziwnego stanu, który dopadł mój mózg i skrobnąć parę zdań na temat nie mniej dziwnego anime...



    SKET Dance to dziwna seria, której emisja rozpoczęła się zimą/wiosną 2011 roku i szczerze mnie zdziwiła, gdyż wbrew tytułowi nie jest to historia jakichś tancerzy lecz Szkolnej Grupy Wsparcia Akademii Kamei SKET-Dan, której założyciel(grupy, nie akademii) Yuusuke "Bossun" Fujisaki postawił sobie za życiowy cel pomagać każdemu kto tego potrzebuje.
    I to nie jedyny powód, bo seria o której pierwowzorze dość długo nie miałem zielonego pojęcia w moim przekonaniu miał trwać 13 do 26 odcinków, a ma ponad 70 i dalej trwa. W dodatku tomy mangi, która wydawana jest w tygodniu Shounen Jump wydawnictwa Shueshia(Dragon Ball, One Piece, Naruto, Bleach, Fairy Tail, Death Note, Beelzebub i miliard innych tytułów) cały czas plasują się w czołówce najlepiej sprzedających się mang w Japonii. Ale o tym dowiedziałem się dopiero po tym jak stwierdziłem że kierując się zasadami ekonomii SKET Dance musi mieć masę fanów w Japonii. Tylko tak można wytłumaczyć pakowanie kasy w ten tytuł, czego przykładem są piosenki Gackt'a i the Pillows, czyli jednych z najlepiej rozpoznawalnych marek w japońskiej muzyce.
    Z resztą anime zajmuje się nie byle kto, tylko ludzie z Tatsunoko Production, którzy siedzą w branży od 1962 roku tworząc między innymi "Yattermana" czy "Samuraje z Pizza Kot"
    Kim właściwie są członkowie SKET-Danu?
    Yusuke Fujisaki, ps. Bossun - charyzmatyczny lider, który nie zawaha się pomóc nikomu kto znajdzie się w kłopocie. Lubi anime z mechami i dziwne figurki.
    Hime Onizuka, ps. Himeko lub Onihime - "piękniejsza" część ekipy, nieco bardziej zrównoważona niż szef, ale za to jest esencją brutalności i twardych rządów wprowadzanych kijem do hokeja na trawie i lizakami "Pelocan".
    Kazuyoshi Usui, ps. Switch - hardkorowy otaku i spec od komputerów. Gada przez syntezator i robi za bazę danych o uczniach Kamei.
    Fabuła SKET Dance składa się z pojedynczych przygód, czasem jednej lub dwóch na odcinek, rzadziej z dłuższych arców (2-4 odcinki).
    Do standardowych czynności bohaterów zalicza się:
    a) pomoc kolegom ze szkoły/nauczycielom/znajomym
    b) gadanie o dupie maryni w pokoju klubowym
    c) kłótnia Bossuna z Sasuke Tsubakim, członkiem rady uczniowskiej
    d) inne (do innych zaliczamy na przykład wizyty bohaterów Gintamy w SKET i odwrotnie)
    Muzyka i rysunki są całkiem znośne, choć ścieżki dźwiękowe z op'ów i ed'ów oceniam lepiej niż resztę, co z resztą dziwne nie będzie, bo Pillows'ów uwielbiam, a i Gackt'a miło mi się słucha.
    Krótko podsumowując: całkiem miła seria, czystej krwi komedia z charakterystycznymi bohaterami, masą postaci pobocznych(o czym oczywiście nie wspomniałem) i masą całkiem znośnych gagów. Całej serii bym na pewno nie przetrwał, są momenty tak idiotyczne że mam ochotę natychmiast to wyłączyć i skasować serię z mojego MAL, ale oglądając pojedyncze odcinki każdy znajdzie coś dla siebie.



  10. MattiR
    W wakacje uczę się hiszpańskiego. Teoretycznie. Gram w starsze tytuły, które już znam, jak np. Populous 3, a także inne dziwactwa pokroju Minecraft. I przede wszystkim oglądam anime. O tym co wcześniej oglądałem napiszę w innym AWD, czyli moim dzienniku, który postaram się wrzucać codziennie xD Jak znowu mi się nie odechce... -_-
    Pierwszy AWD poświęcony jest tytułowi z obecnego sezonu, Lato 2012 - Sword Art Online. Tytułowi który chyba najbardziej z mojej listy nadaje się do opisania na forum czasopisma dla GRACZY.
    I pamiętajcie, to nie recenzja, chociaż zapewne mogę się nieco rozpisać w moim recenzenckim stylu xD Piszę to po zaledwie trzech odcinkach serii.



    Protagonistom serii jest Kazuto Kirigaya (??? ??), miłośnik gier MMORPG, były beta-tester innowacyjnej gry Sword Art Online.
    Ale od początku. W roku 2022 wreszcie udało się stworzyć wirtualną rzeczywistość(dalej VR) z prawdziwego zdarzenia. Jest to gra MMO Sword Art Online, korzystająca z technologii NerveGear, czyli swoistego hełmu rzeczywistości wirtualnej, za którą stoi niejaki Kayaba Akihiko.


    UWAGA, poniżej znajduje się mały spoiler.

    Podczas pierwszego dnia rozgrywki szybko okazuje się że nie wszystko działa jak trzeba. Standardowy motywe, jedyny usprawiedliwiający umieszczenie akcji w rzeczywistości wirtualnej - z menu znika opcja "Log Out", jedyna umożliwiająca bezpieczne opuszczenie gry. Akihiko okazuje się być szaleńcem, który uwięził 11 tysięcy graczy w swoim świecie. Dodatkowo konstrukcja NerveGear oraz zmiany poczynione przez twórce powodują iż próba zdjęcia hełmu lub śmierć w grze powoduje również śmierć w realu.


    KONIEC spoilera.

    Zacznijmy od tego że SAO jest tytułem opartym na nowelce Reki Kawahary, twórcę Accel World (również opartej na grze MMO) publikowana przez ASCII Media Works w magazynie "Dengeki Bunko"(m.in. "Baccano", "Durarara", "Toradora!" i "Toaru Majutsu no Index"). Za serię anime odpowiedzialne jest studio A-1 Pictures, znane z takich tytułów jak "Kuroshitsuji", "Fairy Tail", "Pokémon Adventures" czy "Ao no Exorcist".
    Do rzeczy. Przede wszystkim, nie jestem graczem MMO, poza freestylową zabawą w Minecrafcie raczej spędzam czas na tytułach single, więc nie jestem pewien co do przedstawionych relacji między graczami, wynikającymi z ich gry. Zdaje sobie natomiast sprawę że przyrównywać bohaterów SAO do realnych graczy jest lekkim nadużyciem: nie dość że porażka oznacza śmierć to jeszcze są to postaci z kreskówki. Cóż, MMO to nie moja działka. Ograniczyłem się do zaglądania bratu przez ramię.
    Mogę się natomiast wypowiedzieć o stylu rysunku, muzyce itp.
    W pierwszej kolejności zwracam uwagę na tła, które uważam za najmocniejszą część oprawy wizualnej. Ładne, szczegółowe, świetne kolorystycznie, idealnie oddające klimat MMO fantasy.
    Dużo słabsze są postaci. Wiele z nich ma podobne projekty, więc czasem ciężko rozróżnić niektóre z nich. Do tego rozwalił mnie zez głównego bohatera. Hej!, on ma nick Kirito, a nie Derpy Hooves.
    Animacja też nie powala, co z resztą jest w anime standardem, gdyż ta gałąź animacji jest bardzo oszczędna w środkach, choć nienaturalność ruchów można wrzucić do ogródka VR, w którym osadzony jest świat, jednak kuje mnie to lekko w oczy.
    Muzyka przywodzi mi na myśl motywy z MMO fantasy, które zdarzyło mi się podejrzeć przez czyjeś ramię, ale raczej nie jest to coś co słuchałbym poza grą/serialem(jeśli was to interesuje to za grę z najlepszym soundtrackiem uważam
    ). Do tego całkiem dobry opening i klimatyczny ending.http://www.youtube.c...h?v=3HBfbowGqW4
    O fabule za wiele nie powiem. Poza tym że wiedząc z opisu że chodzi o MMO bez problemu byłem w stanie stwierdzić co się będzie działo w pierwszych dwóch odcinkach. Wszystko przewidziałem idealnie, żadna wielka filozofia, gdyż te motywy zostały już tak oklepane że aż dziw bierze że można coś jeszcze nowego na ich podstawie wymyślić.
    O postaciach natomiast wiele powiedzieć nie mogę. Główny bohater sprawia wrażenie samotnika, do którego nie dotarła jeszcze odpowiedzialność jaka ciąży na nim, jako na najbardziej doświadczonym z beta-testerów. Jeszcze mniej mogę powiedzieć o dwóch postaciach, które zdają się mieć ważną rolę w fabule - Klain i Asuna. Klain jest pierwszym graczem spotkanym przez Kirito w pełnej wersji SAO i od samego początku sprawia wrażenie kogoś kto najpierw będzie bronił swojego towarzysza, a później zatroszczy o siebie. Asuna natomiast tworzyła pierwsze "party" z bohaterem i zajmuje niemal pół openingu, więc coś jest na rzeczy.
    Co zatem sprawiło iż postanowiłem obejrzeć SAO, skoro wiedziałem o co chodzi bez oglądania? Ciekawość. Zaciekawiło mnie parę wpisów na forach oraz tekstów poświęconych sezonowi. Według redakcji strony AnimeZone.pl Sword Art Online drugi odcinek był mocno oczekiwany przez użytkowników strony, co może oznaczać że cieszył się dużo większym zainteresowaniem niż pozostałe serie, o których nikt nie raczył wspomnieć.
    Poza tym, nie ukrywam, jestem ciekaw co będzie dalej. Jak na razie SAO mocno pracuje na tytuł "Anime Sezonu". Żadna inna seria nie sprawiła bym chciał obejrzeć trzy odcinki pod rząd i czekać tydzień na kolejny.
    Ogólnie - mamy sztampowe anime fantasy, osadzone w realiach gry MMORPG, oparte na standardowym motywie. Jest całkiem niezłe i widzę w tym niezły materiał na tasiemca, ale na razie bohaterowie levelują jak szaleni.



  11. MattiR
    Poznaliśmy pierwszego finalistę EURO, obrońców tytułu - Hiszpanów. Euro w Polsce i na Ukrainie jest potwierdzeniem ich hegemonii, czy tylko... pokazem nieziemskiego fuksa. Tak, tak. Fuksa.
    Pierwsze co zauważamy w grze Hiszpanów to ustawienie. 4-6-0, gra bez napastnika, za to z 4-5 środkowych pomocników i skrzydłowym. Wyrywanie kła, coś jak kiedyś Lech w eliminacjach pucharów z Interem Baku - za Wichniarka wszedł Kiełb i automatycznie gra stanęła. Spodziewałem się u Hiszpanów czegoś podobnego i... prawie miałem rację.
    Hiszpanie klepali cały mecz, pisząc baśnie tysiąca i jednego podań, z których absolutnie nic nie wynikało. Co więcej, gdyby nie obsada bramki i kapitan "La Roja" Iker Casillas Hiszpanie nie wyszliby nawet z grupy. To bramkarz Realu Madryt chronił kolegów przed blamażem przeciw Włochom i Chorwatom. Trafność, a raczej jej brak, taktyki Vincente del Bosque widać było w meczu przeciwko Francji, gdzie zespół taki jak Niemcy przejechałby się po Francuzach jak walec drogowy, aplikując co najmniej 4-5 bramek. Hiszpanie męczyli się wymieniając podania, a bramki padły po rajdach Jordiego Alby(czyt. Hordi'ego*) lewą stroną.
    Spójrzmy na mecz z Włochami - sytuacji było tyle że do przerwy powinno być... 5:0 dla Włochów. Casillas w bramce i wszystko jasne. Podobnie było przeciw Chorwacji, gdzie Chorwacji powinni wygrać mecz, mieli ku temu mnóstwo okazji, ale było też fatum w postaci bramkarza Realu.
    Dzisiaj, Portugalczycy obnażyli wszelkie słabości drużyny hiszpańskiej. "La Roja" grali nieskładnie, niedokładnie, nieskutecznie. Nie dlatego że zagrali słabiej niż w poprzednich meczach. Przyczyna leżała w ich przeciwnikach, którzy od początku rzucili się na Hiszpanów z wysokim, agresywnym pressingiem, który dla tiki-taki jest niemal zabójczy, zwłaszcza gdy do kilku oryginalnych trybików mechanizmu dołoży się parę podróbek. I tutaj ujawniło się niesamowite szczęście Hiszpanów, którzy byli w stanie przetrwać napór rywali, a w samej końcówce jeszcze zaatakować, przy czym w większości były to ataki takie jak wcześniej - bijące głową w mur.
    No i tiki-taka. Styl gry Barcelony przeniesiony na grę reprezentacji Hiszpanii. Niby wszystko w porządku, jednak jest jeden znaczący problem. Nazywa się Leo Messi. Messi, a raczej brak Messiego w drużynie Hiszpańskiej. Czemu tiki-taka Barcy wygląda tak spektakularnie? Nie wygląda, po prostu jest tam Messi, który wymusza na partnerach przyśpieszenie gry. Kiedy Messiego nie ma na boisku tiki-taka Barcelony szwankuje. Podobnie w kadrze, tylko tu gra tiki-taką, bez zawodnika będącego w stanie przez cały mecz przyśpieszać grę doprowadziło do stanu, kiedy reprezentacja Hiszpanii zaczęła grać to na co tak się ostatnio pomstuje - antyfutbol. Setki. Tysiące podań, wymienianych jak podczas gry w dziada, nic nie wnoszące do wyniku. To jest prawdziwy antyfutbol.
    Moja konkluzja jest prosta - Hiszpanie grają słabo na tym turnieju i jeśli zdobędą mistrzostwo to będą najbardziej dziadowskim Mistrzem Europy w historii turnieju. Wymieniają mnóstwo podań, które nie przynoszą żadnego skutku, poza grą na czas, mają masę szczęścia i Ikera Casillasa. Jutro mecz Niemcy-Włochy i już wiem, niezależnie od wyniku tego meczu, komu będę kibicował w finale.
    _______
    *W języku hiszpańskim literę "J" zawsze wymawia się jak "H". Wymowa "J" jako "Ż" występuje w języku portugalskim.
  12. MattiR
    Od samego początku Mistrzostw Europy towarzyszą nam transmisje Telewizji Polskiej. Najważniejsza impreza w kraju jest oczywiście transmitowana przez narodowego nadawcę, który specjalnie nie musiał się męczyć z konkurencją o zakup licencji. Od początku mistrzostw TVP wyemitowała ponad 12,5 godziny reklam od sponsorów mistrzostw zarabiając ponad 80 mln złotych. Władze spółki mówią jednak o stratach na poziomie 50mln... I tak się w sumie zastanawiam... Co generuje te straty?
    Dane, którymi nas się karmi są zastanawiające. Po pierwsze te wspomniane reklamy, po drugie, bite w trakcie mistrzostw kolejne rekordy oglądalności. Mecz z Rosjanami oglądało na antenach TVP ponad 16mln ludzi.
    Nie wiem. W ceny strat wliczają wynagrodzenia dla pracowników, wykonujących swoje normalne obowiązki, wynajęcia i urządzenia "studia" na dachu fabryki "E.Wedla", czy zakup licencji? Tego nam raczej nie powiedzą.
    Inna sprawa to wręcz żenujący poziom transmisji w TVP. Krótkie studio w przerwie między blokami reklamowymi, gdzie żaden z zaproszonych gości nie jest w stanie powiedzieć nic specjalnie interesującego, a prowadzący im tylko przytakuje(inna sprawa że jak zacznie mówić taki Engel, czy Gmoch, to siedzący obok Żurawski wygląda jak element wyposażenia studia).
    Studio na dachu "Wedla". Fajny pomysł prawdopodobnie najlepszy ze wszystkich... Tylko, kurna, było to od początku studio dla celebrytów. Choćby Katarzyna Zielińska, którą kojarzę tylko dlatego że cały czas jej morda pojawia się obok Kurzajewskiego i mnie kobieta po prostu wkurza, bo ani nie jest śmieszna(choć wpycha się do kabaretonów), ani nie jest dobrą aktorką. Znana bo znana. To w zasadzie łączy wszystkich gości w tym studiu. Podobnie jaki ich zerowa znajomość futbolu. Jedyną osobą, którą przyjemnie oglądało się w tym studiu był Marcin Daniec, co szczególnym zaskoczeniem nie jest.
    Funkcja reporterska TVP jest absolutnie zerowa. Krótkie wejścia na żywo w TVP Info się nie liczą(kto ogląda TVP Info ). W tej kwestii TVP zostało zdystansowane przez niewielką stację Orange Sport, która od początku zgrupowania reprezentacji Polski w Austrii zasypuje nas masą absolutnie genialnych materiałów dotyczących mistrzostw.

    Pomijam też fakt że materiały OS łatwiej znaleźć w internecie niż materiały TVP. OS jako mała stacja jest bardzo ugodowa i pozwala, na swoich warunkach, na publikację ich treści. Takie coś w przypadku TVP to czyste science fiction - materiały znikają z YT szybciej niż się pojawią i bez dyskusji. Cóż, mają do tego prawo.
    No i na koniec - obsada komentatorska. Dariusz Szpakowski, Jacek Laskowski, Maciej Iwański, Tomasz Jasina, Michał Zawacki, Jacek Jońca i eksperci(Andrzej Juskowiak, Mirosław Trzeciak, Rafał Ulatowski, Radosław Gilewicz, Marcin Żewłakow, Jacek Zieliński.
    To i tu się zaczyna horror znany już z poprzednich turniejów. Szpakowski - legenda komentatorska, ale od pewnego czasu jedzie na doświadczeniu i jest notorycznie nie przygotowany do transmisji. Młodego komentatora od razu by wywalili na zbity łeb, ale nie "Szpaka". On ma to coś w głosie co sprawia że jak krzyknie "Goool!" to biorą ciary, ale podczas meczu z Czechami doprowadzał do szewskiej pasji cały czas pieprząc o nadziei, jaka pozostała w sercach kibiców. Przez całe cholerne 45 minut przypominał że za kilka minut odpadniemy z Euro, chrzaniąc przy tym coś o nadziei w sercach.
    Jacek Jońca - nudziarz jakich mało, z dowcipem w stylu Strasburgera. Zatrudniłbym go do czytania książek dla dzieci na dobranoc, bo nie raz zdarzyło mi się już przysnąć podczas meczu komentowanego przez tego pana. A jego żarty, jak nieśmiertelny dowcip o wznowieniu kariery przez Macieja Szczęsnego można skwitować TAK
    Tomasz Jasina - hybryda komentatorska jakich mało. Nikt inny nie potrafi mówić głosem tak pozbawionym emocji i wydzierać się jednocześnie.

    Jacek Laskowski - nie ma wątpliwości, że to właśnie on jest najlepszym komentatorem na Euro w TVP, do której wrócił na czas mistrzostw po 14 latach. Widać że nie próżnował w tym czasie, będąc m.in. szefem komentatorów Canal+, gdzie komentował Ekstraklasę i ligę hiszpańską, oraz relacjonując mecze piłkarskie dla Eurosportu. Ostatnio komentował mecze Ligi Mistrzów dla Nsport, po tym konflikt z Andrzejem Twarowskim doprowadził do odejścia Laskowskiego z C+. Od lat komentuje tak samo. Nie opowiada bajek na antenie tylko relacjonuje suche fakty. Nie próbuje być gwiazdą transmisji Jest do niej nic nie znaczącym dodatkiem, taką ciekawostką przyrodniczą. Po prostu nie przeszkadza.
    Maciej Iwański - możecie mu podziękować za ten wpis, to on natchnął mnie do napisania tego tekstu, swoimi wczorajszymi popisami podczas meczu Hiszpania-Francja. Jego po prostu nie dało się słuchać.Cały czas wychodziło jego fanbojstwo tiki-taki*, kompleks Gran Derbi, o którym cały czas gadał, bajdurząc o konfliktach miedzy piłkarzami Realu i Barcelony, a jak realizator mu przez pięć minut pokazywał Ribery'ego w rozdartej w pół koszulce to pewnie do tej pory nie wie czemu francuz zmieniał trykot w trakcie meczu. Po przerwie już go nie słuchałem. Włączyłem TV Rossija. -_-
    Michał Zawacki - o nim akurat może świadczyć fakt że z jego transmisji zapamiętałem Marcina Żewłakowa, który czasami gadał zupełnie od rzeczy. Zawacki jest w porządku, nie przynudza, nie przeszkadza, ale też nie umila widzowi oglądanego meczu.
    Taki więc stwierdzam: Euro w TVP to straszna lipa, podobna do ostatniego Mundialu. Władze telewizji przyznają się do ogromnych strat z tytułu Euro2012. Z sześciu komentatorów dwóch da się normalnie słuchać bez zgrzytania zębami, czy szukania transmisji na innym kanale. Od strony reporterskiej wygląda to równie ubogo jak w RPA, gdzie Kurzajewski miał jechać robić materiały o RPA, a tak naprawdę pojawił się tylko dwa razy: przy okazji meczu otwarcia i finału.
    I oni się dziwią że ludzie nie chcą finansować tej parodii telewizji? TVP musi dać coś od siebie, jeśli chce żeby ludzie płacili Abonament RTV.




    PS. Furorę robi za to Tomasz Zimoch i jego "biało czerwony pomnik". Gdyby zamiast Abonamentu można było wpłacić dotację na dowolne medium publiczne dotowałbym PR "Jedynkę" i PR "Trójkę".
    http://www.youtube.com/watch?v=kS8qLJ-k75Q
    Ilekroć tego słucham łapią mnie ciary.
  13. MattiR
    Zaczęło się fajnie, od przewrotki Dudki, cisnęliśmy pierwsze 15-20 minut. Potem wszystko padło. Padła obrona, skrzydła, środek, nie było ataku. W meczu z Czechami Polacy nie istnieli. Trzeźwo patrząc na obraz całego Euro w wykonaniu kadry Smudy taki wynik był... do przewidzenia.
    A było to tak. Zaczęliśmy mocno z Grekami. Cisnęliśmy, cisnęliśmy, aż wcisnęliśmy. Znaczy, Lewandowski wcisnął, po wrzutce Kuby Błaszczykowskiego. Było 1:0, prowadziliśmy grę i dostaliśmy prezent od Papastathopoulosa, który jeszcze przed przerwą był tak miły że zszedł z boiska. Potem było już tylko gorzej.
    Na początku drugiej połowy nie zdążył Boenisch, nie pomógł Rybus, nie dał rady Wasilewski, pomylił się Szczęsny, a Salpingidis załadował piłkę do pustej bramki. Przed blamażem uratował nas rezerwowy bramkarz, Przemysław Tytoń, który zastąpił wyrzuconego za faul Szczęsnego i wybronił rzut karny. Było po równo, 10 na 10, ale nawet grając w przewadze byliśmy słabsi, a potem już w ogóle zawodnicy spuchli. Tragiczni byli Polanski z Murawskim, Obraniak nie miał siły biegać, a Boenisch co przyjął piłkę to odskakiwała mu na pięć metrów. Mając połowę ogniw niesprawnych nie dało się nic więcej uratować z tego meczu, tym bardziej że trener Smuda doprowadzał kibiców na stadionie, strefach kibica i przed telewizorami, do szewskiej pasji nie dokonując zmian(przygotowany do wejścia był Grosicki, ale sędzia zdążył zakończyć mecz, peszek<peszko?>).
    Drugi mecz, z Rosją, był przykładem czego media robić nie mają prawa, a jednak to robią. Wiem że to media kreują rzeczywistość, ale do jasnej cholery, Rosjanie to fajni ludzie, tylko mają zawsze pecha do władzy, która zawsze ma imperialistyczne zapędy, które jakimś dziwnym trafem zawsze wiążą się z najazdem na nasz kraj. Poza tym że od wieków politykom naszych państw rządzą idioci nie mamy żadnych powodów by tłuc się z ruskimi. Tymczasem media jak zawsze, prowokują do bycia debilem, żeby potem mieć o czym pisać. Zapewniam was, gdyby nie pismaki do żadnych starć by nie doszło.
    W takiej atmosferze przeszliśmy prawdopodobnie do jednego z lepszych meczów na tych mistrzostwach. Wyrównane, szybkie spotkanie. Takie mecze można oglądać bez końca. W po bramce Błaszczykowskiego było 1:1, wcześniej dla Rosjan strzelił Ałan Dzagoev(tak, Dzagoev, nie Dzagojew). W końcówce mieliśmy przewagę, mogliśmy strzelić gola na 2:1. Skończyło się 1:1.
    Zwycięski remis. Wielki mecz. Wielka radość kibiców. Z perspektywy czasu pytam się, na kiego był wam ten remis? Mankamenty były w zasadzie te same. Człapiący Obraniak, nieprzydatny Murawski, brak zdecydowania w ataku. Tego nie dało się tak wygrać.



    Znaczy kapitan.

    I na koniec mecz o wszystko. Pierwszy raz od dawna ostatni mecz nie był tylko o honor, ale to marne pocieszenie. Po pierwszym kwadransie, w ulewnym deszczu, burzą szalejącą nad wrocławską bryłą byliśmy zespołem lepszym. Potem inicjatywę przejęli Czesi, a nasi coraz bardziej puchli. Znowu przerżnęliśmy mecz, którego nie mieliśmy prawa przegrać. Znów człapał Obraniak. Nie dość że człapał, jeszcze każdy jego kontakt z piłką to była strata, podobnie jak Murawski. Boczni obrońcy, czyli Piszczek i Boenisch, wyglądali przy czeskich skrzydłowych jak stare Syreny przy najnowszych modelach Ferrari. Długie podania na Lewandowskiego miały małe szanse powodzenia. "Lewy" po prostu nie miał z kim grać. W BVB każdą piłkę zgraną przez polskiego napastnika natychmiast przejmował ktoś z trójki Kagawa, Grosskreutz, Błaszczykowski. Ten ostatni nie był w stanie tego robić w kadrze, bo musiał grać jako środkowy pomocnik. Przegraliśmy 0:1. Tragedia narodowa.


    [media=]http://www.youtube.com/watch?v=vnDRkkFHY4E

    Mówi się że dobry trener wygrywa mecze zmianami. W tym akurat wypadku odniosłem wrażenie że nasz trener próbował raczej oddać grupę walkowerem. Zmiany "Franiu" miał tragiczne. Poczynając od ich braku, poprzez nic nie wnoszących zawodników, jak Matuszczyk, Mierzejewski i Brożek, po Grosickiego, który wpasował się w ogólny obraz gry naszej drużyny w meczu z Czechami. Jedyną dobrą zmianą w turnieju był Tytoń, jednak taka w tym zasługa selekcjonera, jak moja w budowie Partenonu(pierwotnie chciałem powiedzieć o budowie stadionów, ale wolę nawet nie liczyć ile musiałem się do tego dorzucić w ramach podatków, wystarczy mi wiedzieć iż według Instytutu Globalizacji do każdego biletu na Euro podatnik musiał dopłacić ok. 12tys. złotych).
    Kiedy trzeba było wpuścić Grosickiego żeby mógł coś wnieść, nie, siedział na ławie.
    Wolski, który powinien być jak nie pierwszy, to drugi na zmiany, pewnie nawet nie ruszył do rozgrzewki.
    Brożek? W czasie kiedy był na boisku nie miał bodaj jednego kontaktu z piłką po którym czesi nie ruszyliby z akcją. Widać że facet od stycznia prawie nie gra w piłkę. Zero orientacji przestrzennej.
    Mierzejewski natomiast miał dwa fajne podania i masę tragicznych rogów i wolnych. Zawodnika z taką konsekwencją dośrodkowującego na głowę PIERWSZEGO OBROŃCY dawno nie widziałem.
    Matuszczyk wszedł na... 10 minut(?) i nie miał ŻADNEGO podania do przodu.
    Mam inne ważniejsze pytanie: jako on do cholery tak mógł zniszczyć potencjał "Polnische Borussen"? Jak on to k*rV@ zrobił?
    Przeszkadzał dach. Przeszkadzał deszcz. Przeszkadzał przeciwnik. Przeszkadzał własny trener. Tak właśnie zapamiętam grę reprezentacji Polski na Euro2012. Kadrę która wylatuje z "grupy śmiechu" z ostatniego miejsca. Jeśli ta sytuacja ma mieć jakieś pozytywne konsekwencje to oczekuję na jesień i huczny wypad Leśnych Dziadków z PZPN. A bajadurzący o legendarności swej drużyny Smuda? Cóż. Smudzie już kontrakt się skończył.
  14. MattiR
    Dzisiaj króciutka notka. Jak podało Radio5, już jakiś czas temu z resztą, 39-letni były reprezentant Litwy, ostatnio grający w Wigrach Suwałki Gražvydas Mikul?nas postanowił zawiesić buty na kołku.
    Ostatnim meczem w karierze wilnianina będzie spotkanie Wigry Suwałki - Widzew Łódź, które zostanie rozegrane 7 lipca w Suwałkach.
    Mikulenas rozpoczynał karierę w Žalgirisie Wilno w 1991 roku, z którym zdobył dwukrotnie mistrzostwo Litwy i cztery razy puchar tego kraju. Największe tryumfy święcił warszawskiej Polonii i chorwackim NK Zagreb w barwach których zdobywał mistrzostwo Polski i Chorwacji oraz grał w Lidze Mistrzów. W Wigrach grał od 2010 roku i mimo zaawansowanego piłkarsko wieku był jednym z najlepszych zawodników w II lidze wschodniej, co potwierdza tytuł króla strzelców sezonu 2010/11.
    Być może "Miki" nie jest i nigdy nie był najlepszym piłkarzem na globie, a nawet w swojej ojczyźnie, a z roku na rok biegał coraz wolniej, jednak wniósł do Wigier pewną jakość, którą trudno będzie zastąpić młodym chłopakom z Wigier. "Miki" był na Wigrach bogiem, który teraz odchodzi w chwale. To jak będzie go brakować okaże się dopiero w przyszłym sezonie.
  15. MattiR
    Przenieśmy się w sentymentalną podróż, do roku 2007, kiedy mały jeszcze MattiR spędził niemal cały jeden dzień z uchem przy radioodbiorniku, nasłuchując kto zorganizuje piłkarskie mistrzostwa europy w roku 2012. W momencie, w którym pojawiła się informacja że Michel Platini wyciągnął z koperty kartkę z napisem "POLAND AND UKRAINE", nie tylko on, ale także wszyscy wokół niego oszaleli ze szczęścia. A potem... zaczęli dorastać, choć nie wszyscy jak widzę.
    Parę miesięcy później kadra Leo Beenhakkera awansowała do Euro2008, gdzie poniosła sromotną klęskę w fazie grupowej, podzielając los kadr Engela i Janasa z Mundiali 2002 i 2006. Potem przyszła klęska w eliminacjach do Mundialu w RPA i perturbacje "orłów" Smudy, w tle z rządem i PZPN.
    Zmieniało się też moje nastawienie do Euro. Od euforycznej radości, przez uspokojenie(jeszcze mnóstwo czasu), po wściekliznę(koniecPZPN) i ostateczne zobojętnienie i zażenowanie tuż przed Euro.
    Przede wszystkim poraża mnie głupota, czy też perfidia, władz naszego kraju. W telewizji szopka, zapewnianie że jesteśmy gotowi i Euro będzie wielkim sukcesem. Po drugiej stronie szklanego ekranu tak pięknie nie jest, ponieważ przygotowania do Euro to masowa zbrodnia przeciwko polskiej gospodarce i Skarbowi Państwa. Miliardy złotych wyrzucone w stadiony to tylko wierzchołek góry lodowej, bo zaraz potem mamy bankrutujące przedsiębiorstwa. Wszystko zaczyna się od autostrad. Nie dość że są niedokończone, pełne niedoróbek i budowane za horrendalne pieniądze, to jeszcze... skarb państwa zalega z należnościami wobec wykonawców robót. Ci z kolei zalegają podwykonawcom, którzy nie są w stanie uregulować swoich należności wobec Skarbu Państwa. Zamknięty krąg, działający destrukcyjnie na naszą gospodarkę i zostawiający po sobie tylko kolejne wnioski o zasiłek dla bezrobotnych. Więcej TUTAJ i TUTAJ.


    Wiadukt pozwalający zwierzętom przedostać się na drugą stronę autostrady. Tylko na jednym odcinku autostrady A2 zbudowano takich kładek i przejść podziemnych za sumę 1,3 miliarda złotych. źródło: Weszlo.com

    Euro2012 miało być wielkim wydarzeniem i sposobnością do wzbogacenia się naszego kraju. Nic z tego, gdyż UEFA została zwolniona z opłacania CIT-ów, cła i ogólnie podatków, co oznacza że Skarb Państwa straci kolejne setki milionów, jeśli nie miliardy złotych.(TUTAJ) W momencie gdy o tym usłyszałem moją pierwszą reakcją było stwierdzenie że cały ten rząd powinien bezwarunkowo trafić przed Trybunał Stanu, a potem do kolonii karnej i własnoręcznie stawiać kolejne kilometry autostrad. Zerknijcie TUTAJ. Czy was też to tak bulwersuje jak mnie?
    Inna sprawa: wreszcie media zainteresowały się Tomaszewskim i zwyczajnie zaatakowały go jako wroga narodu i Euro2012 i to tak jakby bohater z Wembley nagle stanął przed ludźmi i zaczął pleść dyrdymały. O ile dobrze pamiętam to Tomaszewski powtarza dokładnie to samo od jakichś... pięciu lat? Że będzie kibicował Niemcom mówił już dawno. Wszystko czym media próbują teraz Tomaszewskiego gnoić, on mówił już dawno temu i od dłuższego czasu powtarza dokładnie to samo. Nie mówię że Tomaszewski ma rację. Owszem, są rzeczy gdzie ma rację i tam gdzie plecie bzdury, jednak są pewne granice, których przekraczać się nie powinno, a polskie media robią to nagminnie. Chodzi o granicę między rzetelną informacją, a tanią sensacją.
  16. MattiR
    Portal newgrounds.com, dom i siedlisko wszelkiego internetowego zła w formie ruchomej (nie mylić z 4chan'em), oprócz swoich zwykłych odpałów żyje teraz wydarzeniem, które przyciąga najlepszych z najlepszych z najlepszych pośród internetowych animatorów. To czas wielkiego turnieju animacji, the First Newgrounds Annual Tournament of Animation rozpoczął się na dobre!
    Dziś o północy czasu nowojorskiego (6 czasu polskiego) zakończyła się faza wstępna, na którą wpłynęły 53 animacje na wskazany temat, a spóźnialscy wciąż mogą wysyłać pracę do godziny 5 NY (11PL), jednak muszą liczyć się z ogromną karą punktową.
    O co chodzi? NATA jest kontynuacją tradycji TOFA(Tournament of Flash Artists), turnieju który wyłaniał gwiazdy wśród internetowych animatorów. O istotności TOFA w NATA świadczy fakt iż zwycięzcy TOFA z ostatnich lat zasiadają u jury NATA.
    "Zawodnicy" mieli 25 dni na wykonanie animacji na temat podróży w czasie i musieli trzymać się kilku ograniczeń, jak na przykład, animacja nie może być krótsza niż minuta, nie może zawierać scen "Mature", czy łamać praw autorskich.
    Teraz jury, w składzie Tom Fulp, Elliot Cowan, Dave Bruno, NitWitt i SymphyBunny, spośród 53 zgłoszonych prac wybiorą 32, które wezmą udział w pierwszej rundzie, która rozpocznie się za kilka dni, a pod koniec października dwóch mistrzów, którzy skopią pozostałych konkurentów, zawalczy w śmiertelnym boju o nieśmiertelność. Czy jakoś tak.

  17. MattiR
    Minęło parę dni, powoli zapomina się już o powołaniach na Euro, ja natomiast pisząc komentarz na jednej ze stron krytykujących polską piłkę nożną tak się rozpisałem że skończył mi się limit znaków i postanowiłem przerzucić to tutaj.
    Powołania jakie były wszyscy wiemy. Ale co by się stało, gdyby Smuda dotrzymał swoich obietnic? Że grają tylko Polacy, nie farbowane lisy, tylko ci co grają w klubach, tylko ci w formie?
    Żeby uwzględnić obietnice selekcjonera to z szerokiej kadry wylecieliby:
    Fabiański - 7 meczów w sezonie, ostatni w lutym, potem ława
    Boenisch - w trzech meczach łącznie 70 minut i czerwona kartka; farbowany lis.
    Jodłowiec - grając na stoperze seryjnie zawalający bramki w Polonii
    Perquis - złamany łokieć, nikłe szanse gry. To nie czasy i nie tak klasa co Beckenbauer grający z ręką przywiązaną do korpusu, do tego farbowany lis.
    Matuszczyk - cztery mecze wiosną dla Fortuny, głównie z ławki; niby farbowany lis, ale jednak jeszcze kiedy trenerem był Beenhakker olewał powołania na kadry juniorskie Niemiec.
    Mierzejewski - największe rozczarowanie w Turcji, niby grał ale noty miał fatalne
    Brożek - trzy mecze w Celticu, z ławki lub zdejmowany z boiska, przy czym Lennon(trener Celticu) zapowiadał że Brożek będzie grał jak zapewnią sobie mistrzostwo, a potem okazało się że jest nawet na to za słaby
    Kucharczyk - rezerwowy w Legii
    Sobiech - rezerwowy w Hannoverze.
    Polanski - lis farbowany najgrubszą warstwą, jednak ten deklarował się że jest Niemcem i jak nie dostanie powołania na mecz z Niemcami to im będzie kibicował. Do tego grał w kratkę w Bundeslidze, a ostatnio zanotował mocny spadek formy.
    Obraniak - lis, bo lis, ale już te 20 meczów w naszej reprezentacji zdążył zagrać i grał całkiem dobrze, czego o Polanskim nie powiem.
    To jedenaście nazwisk, z których co najmniej piątka to niemal pewniacy do gry w podstawowej jedenastce.
    Do tego poza trójką z Dortmundu i od biedy Tytoniem, Rybusem i Wolskim, wszyscy pozostali grali ostatnio słabo lub nic(jak zawieszony "Wasyl", czy kontuzjowany Dudka), podczas gdy w kadrze powinni zdecydowanie znaleźć się Piech i Frankowski. Nie rozumiem zupełnie jak można wziąć Kucharczyka a dwóch najskuteczniejszych napastników ligi(pomijam Łotysza Rudneva) zostaje pominiętych.
    Szczytem wszystkiego jest sprawa z Kuszczakiem, któremu Smuda najpierw mówił że pojedzie na EURO jak zmieni klub i będzie grał. Kuszczak poszedł do Watfordu, wyczyniał cuda w bramce, a na końcu selekcjoner mówi "że nie będzie brał faceta który pół roku sobie pograł, a wcześniej przez 5 lat nie", co brzmi śmiesznie kiedy porównamy statystyki tych bramkarzy i stwierdzimy że od lata 2007, czyli przyjścia Kuszczaka do United i Fabiańskiego do Arsenalu, Kuszczak częściej wychodził na boisko w brawach "Czerwonych Diabłów" niż Fabiański w trykocie "The Gunners", a po wypożyczeniu do Watfordu "Kusza" zdystansował w tej statystyce konkurenta".
    W tym momencie Smuda sam się wsadza na minę, zabierając jako drugiego bramkarza człowieka, którego forma jest zagadką nawet dla samego zawodnika. Jeśli do tego dodamy słabą formę, w ostatnich meczach, Wojciecha Szczęsnego, okazuje się że nasza bramka może nas martwić, w sumie po raz pierwszy od czasu histerii pt."Kto zastąpi Jerzego Dudka", czyli roku 2005.
    Linia obrony już w tym dwuletnim okresie przygotowawczym budziła zastrzeżenia. W tym momencie najbardziej prawdopodobną linią, znaczy taką której można się spodziewać po Smudzie, jest czwórka Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch.
    Czyli mamy znajdującego się w dobrej formie przez cały sezon Piszczeka, który z resztą znalazł się w "Jedenastce sezonu" w Bundeslidze, a który, nie zapominajmy, ma wyrok za korupcję.
    Wasilewski ma grać na stoperze, a w Anderlechcie gra przecież na boku. Samo doświadczenie nie wystarczy.
    Perquis ma kontuzję, nie wiadomo czy zagra, a jak już będzie grał na EURO to przecież to będą jego pierwsze mecze od połowy marca, czyli jego forma, podobnie jak Fabiańskiego, jest niewiadomą.
    Boenisch przez półtora roku leczył kontuzję, a potem zagrał parę minut z Portugalią, co było bodajże jego pierwszym meczem, potem wszedł z ławki, odpowiednio na 18 i 32 minuty, a na końcu zagrał dwadzieściakilka minut z Gladbach i wyleciał z czerwoną kartką. Biorąc to pod uwagę to nawet Brożek z Fabiańskim bardziej zapracowali na powołanie. No, sorry, ale powołanie Boenischa to najbardziej frajerska nominacja w historii. Nie słyszałem nigdy o zawodniku, który w ogóle nie musiał grać żeby pojechać na Mistrzostwa.
    Popatrzmy na Mundial w Niemczech. Nie pojechał Dudek, nie pojechał Frankowski. W kraju szok, ale Janas nie chciał brać zawodników, którzy w klubach służyli co najwyżej za ruchome ręczniki do grzania ławek rezerwowych i o ile można by się zastanawiać ile mógłby wbić "Franek" swoim cwaniactwem, o tyle szybko zapomnieliśmy kim jest Dudek, gdy okazało się że przeciw Niemcom Boruc czynił cuda w bramce.
    Teraz powołany został zawodnik, który w przeciwieństwie do niby nie grającego Kuszczaka, naprawdę przez prawie dwa lata nie grał w piłkę, a przez rok nawet nie mógł trenować. I teraz jedzie, na pozycję na której powinien grać Wawrzyniak albo Lisowski(tak, LISOWSKI z Korony Kielce!), którzy przez cały sezon harowali w Ekstraklasie, a lisek z Bremy dostał powołanie na "Trainer, ich bin gesund".
    Ja się pewnie nie znam na piłce, nie jestem trenerem, i tak dalej, ale patrząc na to co mamy do gry, to prawa obrona jest w porządku, natomiast środek i lewy bok to dramat. Skreślony już dawno przez Smudę został nasz najlepszy stoper - Michał Żewłakow - który swoją grą właściwie, do spółki z Kuciakiem, uratował Legii wiosnę, bo "Legioniści" grali taki piach że już ponad miesiąc temu powinni podzielić los Wisły i przestać liczyć się w walce o tytuł. W ciągu ostatnich 10 meczów Legia strzeliła tylko 7 bramek, wygrała 3 mecze i tylko w jednym spotkaniu strzeliła więcej niż jednego gola. Poza ostatnią kolejką i 1:0 przeciw Koronie Legia poprzedni mecz wygrała równo miesiąc wcześnie, w 25. kolejce z Ruchem(2:0). Potem były same remisy lub porażki. Strata zaledwie pięciu bramek w tych meczach to wyłącznie zasługa Kuciaka i Żewłakowa.

    Poza byłym kapitanem reprezentacji na środku powinien znaleźć się Celeban, który przez cały sezon grał solidnie w Śląsku i wywalczył majstra, a przy tym był bardzo skuteczny jak na obrońcę(6 bramek) i był NAJLEPSZYM! strzelcem swojego zespołu.
    Do tego jeszcze powołałbym Adama Banasia, który wszedł do szatni Zagłębia i jak stał załatał wszystkie dziury w obronie i został liderem drużyny, a tego zawodnika nikt nie docenia, tylko dlatego że grał w klubach takich jak Górnik czy Zagłębie. Z Legii, Lecha czy Wisły trafiłby do kadry od razu. Tak samo jak Lisowski.
    Cóż, podsumowując obronę: zawsze mamy Dudkę do łatania dziur.
    Środek pomocy? Polanski, Matuszczyk, Murawski. Zerowy potencjał ofensywny, tak naprawdę żadnego zagrożenia bramki przeciwnika. Tu przydałby się Kaźmierczak, który jest wysoki, świetnie gra głową, twardo walczy o piłkę i potrafi huknąć z dystansu, o co wymienionej wyżej trójki nie bardzo bym posądzał. Już nawet Cezary Wilk z frajerskiej w tym sezonie Wisły lepiej by się nadawał do gry na EURO.
    Skrzydło, mamy będącego w gazie Kubę Błaszczykowskiego i od biedy Wolskiego i Kucharczyka, którzy absolutnie nie nadają się na tę pozycję. Wolski dużo lepiej czuje się w środku, a Kucharczyk... nie wiem czy on w ogóle dobrze się czuje będąc na boisku. Skorża wystawiając go na skrzydłach robi mu ewidentną krzywdę, gdyż facet zupełnie nic tam nie gra i nie pasuje do takiej gry. Brakuje Peszki, jednak po ostatniej "aferze" było do przewidzenia że jego akurat zabraknie. Poza tym noty w Kickerze oscylujące około 5 to kiepska rekomendacja do gry.
    Z drugiej strony Obraniak i Mierzejewski. Pierwszy żeby grać zmienił zimą klub i dobrze na tym wyszedł, a jego mecz przeciwko byłemu klubowi, Bordeaux-Lille, przeszedł już chyba do historii francuskiej piłki. Mierzejewski natomiast był podstawowym zawodnikiem w Trazbonie, jednak poza paroma przebłyskami na początku przygody z Turcją, był tam kompletnie bezużyteczny. Sytuację może uratować Grosicki, który może grać na obu skrzydłach, a do tego był bardzo chwalony w Turcji, gdzie miał duży wpływ na grę Sivasspor, oraz znajdujący się ostatnio w niezłej formie Rybus.
    Tu przydałby się... Zieńczuk, lub od biedy Sobota. Zwłaszcza ten pierwszy przeżywał w tym sezonie drugą młodość, ciągnąc grę ofensywną Ruchu Chorzów. Jeszcze parę miesięcy temu mocno hajpowałbym Patryka Małeckiego, jednak "Mały" wiosną zamiast grać w piłkę wolał grać szopkę, a jak już wychodził na boisko to rzadko było widać jakąkolwiek różnicę, a ten zawodnik potrafi swoimi rajdami siać popłoch.
    Znając Smudę - za napastnikiem musi być jeszcze jeden zawodnik, czyli ofensywny pomocnik, lub podwieszony napastnik. Na tej pozycji mogą grać Obraniak, Mierzejewski, Wolski. Może też zagrać Sebastian Mila, czyli bez wątpienia najlepszy zawodnik tego sezonu T-Mobile Ekstraklasy. 4 bramki i 14 asyst to bilans o którym większość kadrowiczów, może Mili pozazdrościć. Mogą też pozazdrościć pucharu, który Mila wzniósł jako kapitan i lider Mistrza Polski. I jaka forma! Dwa ostatnie mecze to 4 asysty. Cztery podania, które dały Śląskowi mistrza.
    Do tego Majewski. Długo nie grał, fakt, ale jak wrócił od razu strzelił hat-tricka i zaczął ciągnąć grę Nottingham Forest.
    A teraz napastnicy. Lewandowski jest w ogóle poza krytyką. 22 bramki, 10 asyst, miejsce w "Jedenastce sezonu" w Bundeslidze i opaska kapitańska tej jedenastki(za którą uważam tytuł Piłkarza Sezonu) mówią wszystko w jakiej formie jest Lewy. Poza nim w ataku nie ma nikogo! Słuszna zdaje więc się taktyka - "mamy jednego napastnika, to gramy jednym". Brożek, Sobiech i Kucharczyk to na pewno nie są piłkarze w formie by chociaż usiąść podczas turnieju na ławce. Tu ewidentnie brakuje Frankowskiego i Piecha, o czym pisałem wyżej. Popatrzmy na statystyki zawodników:
    Brożek - przez cały sezon zagrał w 10 meczach i strzelił jedną bramkę.
    Sobiech - 12 meczów, jeden gol, bodajże ani razu w podstawowym składzie
    Kucharczyk - 25 meczów, co może i robi wrażenie jak spojrzymy na panów wyżej, ale trzy gole przez cały sezon? Nawet najlepszy napastnicy spadkowicza z Bundesligi - Kaiserslautern - częściej trafiali do bramki.
    Trzech powołanych napastników RAZEM strzeliło w tym sezonie MNIEJ bramek niż SAM Piotr Celeban.
    Bitch Please! Pominięty jest Frankowski, który jest tak dobry że będąc "dziadkiem" strzela najwięcej bramek w Ekstraklasie(cały czas pomijam Rudneva), a jego los podziela Arkadiusz Piech, który strzelając 12 bramek dał Ruchowi wicemistrzostwo. Czy to jest normalne? Na upartego do kadry można też wepchnąć Jankowskiego, który część bramek Piechowi wypracował, a sam strzelił niewiele mniej. Patrząc na listę strzelców Ekstraklasy wysoko jest
    Szymon Pawłowski, ale to tylko dlatego że miał dzień konia przeciw Polonii(albo Polonia zagrała tak frajersko, co też w sumie jest powodem).
    I tak, kadra według mnie wyglądałaby tak:
    Bramkarze: Szczęsny, Kuszczak, Tytoń
    Obrona: Piszczek, Wasilewski, Żewłakow, Celeban, Banaś, Kamiński, Wawrzyniak, Lisowski, Glik, Dudka,
    Pomoc: Błaszczykowski, Grosicki, Wolski, Murawski, Kaźmierczak, Mila, Obraniak, Majewski, Zieńczuk, Rybus
    Napad: Lewandowski, Frankowski, Piech, Jankowski
    Jakieś zastrzeżenia?
  18. MattiR
    Sytuacja w naszej Ekstraklasie jest znana. Prowadzi Legia, przed Śląskiem, mają po 50 punktów. Zaraz za nimi są Ruch, Lech i Korona, a cały wyścig sprawia wrażenie jakby tytuł mistrzowski był rozżarzonym kawałkiem węgla. Liga jest wręcz tragicznie nudna, a dziennikarze, trenerzy i piłkarze są zadowoleni, bo poziom rozgrywek się podnosi i wyrównuje.
    Wyrównuje się na pewno, ale czy podnosi? Polemizowałbym.


  19. MattiR
    KOMENTARZ DNIA: (z weszlo.com)



    Znamy finalistów Ligi Mistrzów sezonu 2011/12. Na Allianz Arena w Monachium zmierzą się FC Chelsea i Bayern, które w półfinałach wyeliminowały hiszpańskich gigantów - Real i Barcelonę.
    Tydzień temu pierwsze mecze oglądałem na granicy totalnego znudzenia. Momenty były, w meczu Bayern-Real, ale meczu w Londynie nie dało się normalnie oglądać. Chelsea stawiająca autobus w polu bramkowym i waląca głową w mur Barca nie były przyjemnym widokiem.
    Wczoraj było podobnie. "Duma Katalonii" musiała jednak wygrać dwiema bramkami żeby awansować.
    I jeszcze przed upływem 45. minuty Barcelona była w raju. 2:0 i gra z przewagą zawodnika, ponieważ kapitan Chelsea - John Terry poddał pod wątpliwość, czy rzeczywiście ma 32 lata, gdyż bezmyślność jaką się "popisał" w "starciu" z Alexisem Sanchezem była godna 12-latka. W doliczonym czasie gry natomiast geniuszem wykazał się Frank Lampard podając do Ramiresa, który z zimną krwią przelobował Victora Valdesa. 2:1. Barca musi strzelić jeszcze jedną bramkę.
    Obraz gry po przerwie wyglądał dokładnie tak samo jak w meczu na Stanford Bridge. Barca ciśnie, Chelsea wybija piłki. Około 60 minuty stwierdziłem że gdyby jeden z zawodników Chelsea został przy linii środkowej i dostał tam piłkę to byłaby egzekucja. W 92. minucie moje słowa spełnił Fernando Torres. "El Nino" strzelił kolejną w karierze bramkę pogrążającą Barceloną, po tym jak został z przodu po nieudanej próbie wyjścia z własnej strefy obronnej. 2:2. Barcelona odpada.
    Mecz na Allianz Arena przed tygodniem był niezły, podobnie pierwsza połowa dzisiejszego meczu na Santiago Bernabeu. Po kwadransie Cristiano Ronaldo wprowadził "Królewskich" do finału dwoma golami. Przed końcem połowy na 2:1 strzelił z karnego Robben, który odpokutował w ten sposób zmarnowaną "jedenastkę" z meczu przeciw BVB.
    Druga połowa była beznadziejna. Żaden z zespołów nie potrafił poważnie zagrozić bramce rywala, gwiazdy światowego futbolu gubiły piłkę jak juniorzy i w ogóle szczena aż sztywniała od ziewania. Wreszcie sędzia Viktor Kassai się zlitował i zarządził rzuty karne, których bohaterami okazali się bramkarze. Najpierw dwie jedenastki obronił Manuel Neuer, powstrzymując CR7 i Kakę, a po chwili Iker Casillas wybronił strzały Kroosa i Lahma. O wyniku "jedenastek" zdecydował Sergio Ramos, który posłał piłkę w trybuny. Po chwili formalności dopełnił Schweinsteiger i Bayern będzie walczył o Puchar Europy na własnym obiekcie.

    W ten sposób szalony sezon hiszpańskich gigantów został zastopowany. Wygląda na to że Real zdobędzie mistrzostwo, a Barcelona będzie musiała zadowolić się Pucharem Króla. Za to gimbaza w internecie szaleje. Srsly, czy jest drugi kraj na świecie gdzie nagle pojawiło się tylu "sezonowych fanatyków"? Pseudofanów, którzy nigdy nie poczuli atmosfery piłkarskiego święta, jakim powinno być Gran Derbi. Bandy "hejterów", których jedyny wkład w to święto jest wznoszenie wulgarnych okrzyków przeciw rywalowi. LITOŚCI!
    Poważnie, dawno nie czułem takiego obrzydzenia do futbolu, jak kiedy słyszę o Gran Derbi i czytam komentarze nie ograniętych gimbusów i te ich "Hala Madrid!" "Vamos Barca". Żadnej wiedzy na temat przeszłości klubów, żadnego pojęcia o historii rywalizacji i powodach "nienawiści" między fanami. To nie są kibice. To są pseudofani i je***i sezonowcy.

    Chelsea zagrała antyfutbol? Przeciwko Barcelonie tylko szaleniec gra do przodu. W tym biznesie nikogo nie obchodzi piękno gry. Kiedy stawką jest awans do finału liczy się zwycięstwo, a nie zabawa piłką.
    Real przegrał na własne życzenie. W pierwszym meczu zagrali na pół gwizdka, w drugim w pewnym momencie się zacieli. A Bayern, jak to Niemcy, grał do końca i się to opłaciło.
    Antyfutbol? Niszczenie piłki? A może determinacja i żelazna konsekwencja? Jak zwał tak zwał. Ważne że w finale na Allianz Arena zobaczymy Bayern i Chelsea, a hiszpańscy giganci muszą się zadowolić trofeami z krajowego podwórka.
  20. MattiR
    "Prawie każda jego biografia rozpoczyna się wzmianką,
    że jedyną rzeczą jaką można bezsprzecznie stwierdzić jest to, że rzeczywiście istniał"(s.11),
    a jego życie przypada na przełom okresów Azuchi-Momoyama i Edo
    (mniej więcej gdy w Europie rozpoczyna się Barok).
    Samuraj który zasłynął nietypową techniką walki, niepokonany wojownik,
    człowiek który urodziwszy się w epoce Sengoku zostałby wybitnym dowódcą,
    a w późnym Edo mistrzem sztuk walki i znanym artystą. Racjonalny do bólu,
    poza jednym marzeniem, którego nie był w stanie spełnić.
    Twórca stylu Niten Ichi-Ry?, autor Gorin-no Sho - Miyamoto Musashi.

    "I oto w godzinie tygrysa, dziesiątego dnia października biorę do ręki pędzel i zaczynam pisać" - Miyamoto Musashi, Jo-no Maki, wprowadzenie do Gorin-no Sho (s.21)
    13 czerwca 2009 roku studio Production I.G (wcześniej "Ghost in the Shell", czy "FLCL"<wspólnie z Gainax>) wypuściło 72 minutowy film paradokumentalny poświęcony postaci jednego z najsłynniejszych japońskich wojowników. Nie ukrywam że długo czekałem by obejrzeć ten film, który kisił mi się na dysku dobry rok. O samym filmie nie czytałem wiele przed jego obejrzeniem, więc nie zdawałem sobie sprawy że to nie jest film fabularny, lecz dokument. Nawet dobrze, bo film mnie mocno zaskoczył swoją formą.
    Głównym obiektem wokół którego koncentruje się film jest oczywiście wspomniany wyżej samuraj, którego biografię przybliża widzowi badacz życia wojownika - Inukai Kiichi - który postawił sobie za cel wyplenienie fałszywego wizerunku Musashiego ze świadomości widza i poznajemy jego historię, od pierwszej bitwy, aż po czasy gdy Japoński rząd wykorzystywał postać Miyamoto dla celów propagandowych.

    Film jest klasycznym paradokumentem. Autorzy przytaczają kolejne etapy życia wojownika, często przy tym dając upust domysłom, w miejscach gdzie stwierdzenie autentyczności historii jest niemożliwe. Przytaczają też treść napisanych przez Miyamoto w końcowej fazie życia zwojów Gorin-no Sho(Księga Pięciu Kręgów). Dokładnie wyjaśnione zostało dlaczego Musashi zasłynął stylem walki dwoma mieczami, jaką przewagę dawał mu ów styl, oraz jego źródło. Dokonano również dokładnej analizy najsłynniejszych potyczek Fujiwary ("To ja, samuraj urodzony(...). Imię moje Genshin.Nazwisko Fujiwara z rodu strażników krainy Musashi" - Gorin-no Sho, s.11), oraz wyjaśnione zostaje znaczenie tytułu tego wpisu ^^
    "W walce na śmierć i życie chcę zawsze wykorzystać wszelką broń, jaką posiadam ? niepoważna byłaby śmierć z bronią przypiętą do pasa" - Miyamoto Musashi, Chi-no Maki(Krąg Ziemi), pierwszy zwój Gorin-no Sho(s.31)

    Film został wykonany w hybrydzie trzech gatunków filmowych, a mianowicie animacji 2D(klasyczne anime), animacji 3D oraz wstawek filmowych "z kamery". O ile fragmenty anime i wstawki filmowe dobrze się uzupełniały i były świetnie dobrane i dopracowane, o tyle fragmenty generowane 3D mogą być ciężkie do przetrawienia. Inukai Kiichi i jego asystentka często, zupełnie niepotrzebnie, stają się postaciami komediowymi, które pasują do tego filmu jak pięść do nosa. Podczas szczególnie długich sekwencji 3D aż brała mnie ochota by po prostu rzucić to w diabły i dać sobie spokój. Na szczęście tego nie zrobiłem, bo merytorycznie film jest naprawdę ciekawy.
    Kreska anime jest znakomita. Na prawdę, nie mam pojęcia ile razy z moich ust w trakcie seansu wyrwało się słowo "zacne" gdy widziałem jakiś doskonale wykonany kadr, ale było tego dość sporo.
    Jak stwierdził kolega, z którym oglądałem film, został on wykonany dla nikogo. Animacja 3D została wykonana z myślą o młodszych odbiorcach, natomiast 2D to krwawe anime dla dorosłego widza. Przy czym nie ma tak, że grafika 3D nie ma swoich zalet w tym filmie. Pierwszą, która przychodzi mi do głowy, jest przednia animacja przedstawiająca walkę Japończyków, a raczej ich ucieczkę przed uzbrojoną w bagnety rosyjską armią (wojna rosyjsko-japońska na początku XX wieku).

    Muzyka natomiast jest wręcz genialna. Mająca w sobie mieszankę europejskiej muzyki klasycznej, czy barokowej, rodem z westernów czy też tradycyjnych japońskich dźwięków. Duże wrażenie robią fragmenty w których słychać shamisen, z lekkim akompaniamentem gitary i recytującego r?kyoku barda.
    "W <pustce> jest Dobro. Zła nie ma. Mądrość jest w niej i Zasada. jest Droga. Duch jest <pustką>" - Miyamoto Musashi, Ku-no maki (Krąg Pustki), piąty zwój Gorin-no Sho - s.104
    Miyamoto Musashi: S?ken ni haseru yume, jest to tytuł który polecam głównie osobom, które zainteresowane są historią Kraju Kwitnącej Wiśni, czy też samą osobą Musashiego Miyamoto. Reszta, czy to dlatego że nie lubią anime, czy nie interesuje ich historia, mogą sobie spokojnie go odpuścić, chociaż uważam że poświęcenie 72 minut na taki film to dość mało, a nuż, kogoś zainteresuje, czy też zachęci do pogłębiania swojej wiedzy w temacie. Sposób opowiadania może nużyć, jednak oprawa audiowizualna powinna trzymać przy życiu.
    Tak czy owak, jako osoba interesująca się historią, jako nauką budującą świadomość personalną i narodową(aluzja do reformy oświatowej) i tak dalej, jestem za wprowadzeniem tego filmu do kanonu obrazów, które powinno pokazywać się na lekcjach historii.

    "Miyamoto Musashi: S?ken ni haseru yume"(???? ?????????; en. "Musashi: The Dream of the Last Samurai")
    Premiera: 13 czerwca 2009
    Produkcja: Production I.G
    Gatunek: akcja, historyczne, sztuki walki, samurajowie, dokument
    Długość: 1 godzina i 12 minut
    Cytaty pochodzą z "Gorin-no Sho" w tłumaczeniu Agnieszki Żuławskiej-Umeda, wydanej w Polsce przez Diamond Books, wydanie drugie, Bydgoszcz 2010.
    W nawiasie podano strony z tego wydania na których znajdziecie owe cytaty.
  21. MattiR
    Kogo obchodzą Real Madryt i FC Barcelona, kogo derby Manchesteru, Mediolanu, mecz na szczycie Ligue 1, czy jakikolwiek inny mecz. Ponad dwieście stacji telewizyjnych, miliony widzów przed telewizorami, pół miliona chętnych by zdobyć bilet na stadion, atmosfera święta od samego rana, szumne zapowiedzi, porównania, medialna wojna. O 20:00 piłkarski świat zamarł. Rozpoczęło się spotkanie przezwane niemieckim Gran Derbi.

    http://www.youtube.com/watch?v=YmlnW0G8EwM "Ściana" przywitała Manuela Neuera, byłego kapitana znienawidzonego Schalke.
    Już od samego rana tematem numer jeden w Dortmundzie był ten mecz. Nikt nie myślał o niczym innym. Już wczesnym popołudniem dało się zauważyć przyjezdnych z Monachium. Całość odbyła się w atmosferze piłkarskiego święta. Biletów brakowało od dawna, a te które trafiły na czarny rynek osiągały zawrotne ceny. Nic dziwnego, w końcu ponad 500 tysięcy osób zadeklarowało chęć kupna wejściówki na ten wieczór.
    Za kulisami natomiast trwała wojna na słowa i spekulacje. Borussia jak zwykle twierdziła iż to Bayern jest faworytem. Christian Nerlinger, wychowanek BVB, obecnie dyrektor Bayern Monachium stwierdził iż BVB jest drugim najsilniejszym zespołem, lecz typ Franza Beckenbauera dobitnie świadczył iż Monachijczycy obawiają się konfrontacji. "Cesarz" obstawiał przed spotkaniem remis 2:2.
    Osłabienia personalne? Nawet na ławce znów nie pojawił się Mario Götze, który wciąż nie może grać po kontuzji, na ławkę trafił Ivan Perisić, a także, zdawałoby się niezniszczalny i nie do posadzenia, Sven Bender. Po drugiej stronie barykady na ławce mecz zaczął Bastian Schweinsteiger, a od zespołu odsunięty został Brazylijczyk Breno, któremu grozi do 15 lat więzienia za podpalenie wynajętej willi.
    Od początku do ataków rzuciła się Borussia. Pierwszy strzał oddał Jakub Błaszczykowski, który już w drugiej minucie znalazł się w sytuacji sam na sam z Neuerem i tylko niecelny strzał zewnętrznym podbiciem buta "Kuby" uratował Bayern przed utratą gola. Chwilę później Neuer był wielki. Dośrodkowanie z prawej strony, strzał z bliska Großkreutza bramkarz reprezentacji Niemiec wybronił udem, a potem wyłapał dobitkę Lewandowskiego. Borussia zdominowała Bawarczyków, nie dając Bayernowi szans na stworzenie zagrożenia pod bramką Weidenfellera. Jedynie Toni Kroos był w stanie groźnie uderzyć zza pola karnego i to niezbyt celnie. W końcówce pierwszej połowy znów groźnie strzelał Lewandowski, który przy dośrodkowaniu Kuby Błaszczykowskiego zawisł w powietrzu niczym niegdyś Michael Jordan i... trafił w słupek.


    Großkreutz trafia w Neuera. Reprezentant Niemiec już na początku spotkania mógł otworzyć wynik.
    Drugą połowę z większym animuszem rozpoczęli Bawarczycy, którzy raz po raz usiłowali stworzyć zagrożenie pod bramką. Szarpał Ribery, coś próbował rozgrywający słabe zawody Robben, Mario Gomez był zupełnie odcięty od podań, a Thomas Müller był kompletnie niewidoczny i bezproduktywny. Naprawdę, obserwuję tego gościa od ładnych trzech lat i ani razu nie trafiło się bym obejrzał mecz w którym zagrałby przynajmniej "dobrze". Müller grał tragicznie i nikogo nie zdziwiła szybka zmiana zaraz po przerwie.
    Prawdziwe emocje rozpoczęły się na kwadrans przed końcem, gdy na boisku pojawili się Moritz Leitner i Ivan Perisić, którzy rozruszali ofensywę Borussii, co dało efekt w postaci rzutu rożnego w 77. minucie. Leitner rozegrał rzut rożny do Schmelzera, wrzutkę wybił co prawda Toni Kroos, ale do piłki dopadł Großkreutz który z pierwszej piłki huknął w kierunku bramki Neuera, a gola zdobył stojący na linii strzału Robert Lewandowski, który piętką zmienił tor lotu piłki, kompletnie myląc Manuela Neuera. To był dwudziesta bramka "LewanGOALskiego" w tym sezonie, dzięki czemu wyrównał 21-letni rekord Jana Furtoka, który jak dotąd strzelił najwięcej bramek w jednym sezonie spośród polskich piłkarzy w Bundeslidze.

    http://www.youtube.com/watch?v=0IUeGVtF_w4 Lewandowski zaskakuje Manuela Neuera. Szalona radość na Signal Iduna Park
    Potem emocje tylko rosły. Bayern ruszył do ataku. W 84. minucie błąd popełnił Roman Weidenfeller, który zamiast pozwolić Hummelsowi wypchnąć Robbena poza światło bramki, rzucił się pod nogi Holendra prokurując rzut karny. Do piłki podszedł sam poszkodowany, ale bramkarz BVB tego dnia zdawał się mieć wycięty układ nerwowy i pewnie złapał ten strzał doprowadzając Signal Iduna Park do euforii.

    http://www.youtube.com/watch?v=9KXihzNHXZE
    Weidenfeller łapie rzut karny, żółto-czarna :Ściana" za bramką Neuera oszalała za szczęścia, bramkarz BVB utonął w objęciach kolegów, a zszokowany Robben nawet nie słyszał krzyków Nevena Suboticia - fot: bundesliga.de
    W doliczonym czasie gry Robben mógł się zrehabilitować. Wrzutkę w pole karne BVB przeciął Subotić, który skierował piłkę w kierunku własnej bramki, poza zasięgiem Weidenfellera. Odbita od poprzeczki piłka spadła pod nogi Robbena, który z czterech metrów posłał piłkę... wysoko ponad poprzeczką. Sekundę później poszła kontra gospodarzy, Lewandowski wywalczył piłkę na środku boiska, przejął ją Owomoyela, który błyskawicznie wypuścił napastnika reprezentacji Polski do sytuacji sam na sam z Neuerem. I znów Neuera uratowało obramowanie bramki, tym razem poprzeczka, w którą trafił lob "Lewego".
    Po chwili arbiter Knut Kircher zakończył spotkanie, dzięki któremu Dortmund oddala się od Bayernu już na sześć punktów. Pomimo pokonania najgroźniejszego rywala Borussia wciąż musi zachować koncentrację. Do końca sezonu pozostały cztery kolejki, a już w ten weekend Borussen jadą na Revierderby do Gelsenkirchen, a potem podejmują rewelację rozgrywek - Borussię Mönchengladbach i znajdujący się ostatnio w wysokiej formie Freiburg.
    Borussia Dortmund - Bayern Monachium 1:0 (0:0)
    Bramka: Robert Lewandowski (77.minuta, asysta: Kevin Großkreutz)
    Signal Iduna Park (81.000 widzów)
    Noty(wg skali niemieckiej)
    Borussia: 1. Roman Weidenfeller 1,5 - 26. Łukasz Piszczek 2,5; 4. Neven Subotić 2; 15. Mats Hummels 1; 29. Marcel Schmelzer 2 - 5. Sebastian Kehl(K) 2,5; 21. ?lkay Gündo?an 2 (75.-7.Moritz Leitner) ; 16. Jakub Błaszczykowski 1,5 (88-25.Patrick Owomoyela); 23. Shinji Kagawa 2,5 (75.-14.Ivan Perisić); 19. Kevin Großkreutz 1,5 - 9. Robert Lewandowski 1
    Bayern: 1. Manuel Neuer 1,5 - 21. Philipp Lahm(K) 2,5; 17. Jerome Boateng 2; 28. Holger Badstuber 2; David Alaba 2 - 30. Luis Gustavo 3; 39. Toni Kroos 2; 10. Arjen Robben 4,5; 25. Thomas Müller 5,5 (60.-31.Bastian Schwiensteiger 2,5); 7. Franck Ribery 1,5 - 33. Mario Gomez 2,5 (78.-11.Ivica Olić)
    Sędzia: Knut Kircher(Rottenburg) 1,5
    Statystyki spotkania:
    Kartki: 0-0 - czyste spotkanie, bez poważnych przewinień. Sędzia doskonale panował nad wydarzeniami na boisku, dopuszczając zdecydowaną grę.
    Faule: 10-9
    Spalone: 2-3
    Rzuty rożne: 3-4
    Strzały na bramkę: 13-7
    Posiadanie piłki: 44%-56%
    Wymienione podania: 291-458
    Dokładność podań: 80.4%-84.4%
    Dośrodkowania: 12-8
    Przebiegnięty dystans: 121.4km - 116.5km - po raz kolejny potwierdziły się słowa Jürgena Kloppa, który stwierdził kiedyś że zespół, który przebiegnie ponad 120km nie przegrywa.
    Statystyki zawodników:
    Przebiegnięte kilometry: Sebastian Kehl 12,88km - Luiz Gustavo 12km
    Sprinty: Robert Lewandowski 26 - David Alaba 23
    Strzały: Robert Lewandowski 4 - Toni Kroos, Fanck Ribery, Arjen Robben po 2
    Dośrodkowania: Jakub Błaszczykowski 5 - Philipp Lahm, David Alaba po 3
    Wygrane pojedynki: Robert Lewandowski 20 - David Alaba 17
    Kontakty z piłką: Neven Subotić 65 - Toni Kroos 100
    Podania: Ilkay Gündogan 35 - Toni Kroos 65
    Straty: Neven Subotić, Ilkay Gündogan po 10 - Arjen Robben 12
    Źródło statystyk: www.bundesliga.de
    Znakomite spotkanie. Co prawda padła tylko jedna bramka, a przecież kibice kochają gole, ale o ile futbol byłby uboższy i przede wszystkim nudniejszy, gdyby każdy mecz kończył się egzekucją. Wolę oglądać twardą grę, piękne strzały, wspaniałe parady, 120% zaangażowanie i radość po wymęczonym zwycięstwie niż bramkarzy których łamie w krzyżu od schylania się po leżącą w bramce piłkę.
  22. MattiR
    Wychodzimy na zakupy. Kupujemy:

    a także

    11,50 PLN... Dziękuję bardzo. Idę zjeść trochę śniegu, przynajmniej to jest w miarę tanie.
×
×
  • Utwórz nowe...