Zanim przejdziecie do tekstu słowo wyjaśnienia. Po pierwsze niektóre problemy zostało celowo wyolbrzymione, po drugie zaś podobne słowa mógłbym napisać praktycznie o każdym innym gatunku, a nawet ? stworzyć tekst całkowicie odwrotny, wielki pean i podpisać się pod nim.
Stwierdzenie ?czasami nienawidzę? stało się już dość popularnym tytułem wielu tekstów i stwierdziłem, że sam chętnie podjąłbym się wylania własnych żali na wirtualny papier. Tym razem nie zamierzam jednak nienawidzić gier, a coś, co niegdyś uwielbiałem, wspaniały pożeracz czasu, jakim były książki z nurtów fantasy i science fiction. Niestety oba te kierunki idą jak dla mnie w niewłaściwą stronę dążąc w stronę przepaści. Nie ukrywam, że chodzi mi tu głównie o dzieła nowsze i pewne zagubienie ich twórców, wśród których wyjątki znaleźć co prawda można, ale i tak stanowią one niewielką cząstkę całości. Prawda jest jednak taka, że szeroko pojęta literatura fantastyczna zbrzydła mi ostatnimi czasy niesamowicie. Dlaczego?
Problem wizualny
Od współczesnych powieści z tego nurtu odrzuca mnie już praktycznie od chwili przekroczenia progu księgarni. Z tych wszystkich książek Fabryki Słów tylko krzywe gęby i kolesie z wielkimi mieczami na mnie spoglądają, ewentualnie kosmici czy osiłki ze spluwami w ręce. Nie znaczy to, że Fabryka dobrych książek nie ma, ale ta wszechobecna stylistyka okładkowa przyprawia mnie o mdłości. Wrażenie to jest dodatkowo wzmocnione przez dalej zaśmiecające mój mózg wspomnienie niemiłych chwil spędzonych z Wylęgarnią autorstwa Zamboha. Akurat to jedno z jego ?dzieł? zapamiętałem, bo dalej uśmiecha się do mnie krzywo z półki. Wiecie, zapłacił człowiek za jednym zamachem za dwa tomy to i szkoda oddać bibliotece nawet jak do niczego jest.
Obok stoją jednak mocno średnie Samozwańce Komudy, a patrząc na nie automatycznie człowiekowi się i inne twory tego autora nasuwają. Co by o nich nie mówić trochę uciekają od typowych, szpetnych grafik obrazkowych, a i warstwa historyczna (jakkolwiek umowna, uzupełniona elementami fikcji) warta jest poznania. Nie powiem, Galeony Wojny też okładką przyciągają, ale na wielu książkach tego autora też znajdziemy niesamowicie wykrzywione mordy. Okładkowo jak i treściowo błyszczą również Łzy Nemezis Rafała Dębskiego uzupełnione o dodatkowe opowieści rozszerzające wątek poprzedniczki. Wyprawy krzyżowe czy wojna przeciw Saladynowi częstokroć ustępuje miejsca pustynnym demonom. A może zwidom spowodowanym żarem jaki leje się z nieba? Bądź co bądź wśród piasków i z czterdzieści Celsjuszy może się trafić.
Piszę akurat głównie o fabryce słów, bo wydawnictwo to kojarzy mi się właśnie z takimi okładkami. Wiem, że nigdy nie sięgnę choćby po książki Mai Lidii Kossakowskiej. Może i są dobre, ale jakoś tak mam już dość tych diabłów z kałachami, które wylewają się z okładek. Po tych zwierzeniach na temat okładek (i niejako mojej osobistej teorii, że okładki Fabryki słów zniechęcają do czytania) czas już jednak przejść do tego, dlaczego grafiki okładkowe dobiera się w ten sposób. Anioły z kałachami, rycerze o ponadnaturalnie skrzywionych mordach to dziś codzienność. Może jest tak dlatego, że same książki niewiele więcej oferują? Coś w tym musi być. Spróbujmy sobie pokrótce wyjaśnić dwa pojęcia: fantasy oraz science fiction, ale żeby nie było zwykłego zaglądania do słownika chcę odnieść się do współczesnego rozumienia.
Co to jest fantasy i science fiction
Fantasy? Bez średniowiecza się nie obejdzie. Trzeba dać bohaterom miecze do łap, wpuścić ich do karczmy i po całodobowej libacji alkoholowej wypuścić na nich wściekłego smoka. Oczywiście przydadzą się też wampiry, wszelkiego rodzaju potwory, a wielką trójcę stanowić będą elfy, krasnoludy i ludzie. Wydarzenia zapewne napędzi jakaś bitka, nie ważne kto z kim się zmierzy o ile odpowiednio zaiskrzy i autor będzie mógł napisać, że smok leciał nad wieżą i rozpie*dolił wieżę ogonem, że banda uciemiężonych herosów zbiera baty, stan bitwy początkowy ? 1 dobry na 10 złych, stan końcowy - 0,3 dobrego na 10 złych. Wtedy oczywiście w jednym z wojowników obudzi się heros, który rozbije całą armię przeciwników, a na koniec zginie i ogłoszą go bohaterem.
Fantasy już mamy, teraz czas na science fiction. Tak naprawdę trzeba po prostu przenieść powyższy akapit w nowoczesne czasy, wybaczcie, że nie będę się wysilał i dokonam jedynie drobnych modyfikacji poprzedniej cząstki tekstu. Bez lotów w kosmos się nie obejdzie. Trzeba dać bohaterom karabiny pulsacyjne, wpuścić ich na statek kosmiczny, zepsuć układ sterujący i rzucić na nich w pizdu większy statek. Oczywiście przydadzą się też potwory, goście z zieloną glacą zabarwioną chlorofilem i uszami Shreka. Wydarzenia zapewne napędzi jakaś kosmiczna bitka, nie ważne kto z kim się zmierzy o ile odpowiednio zaiskrzy i autor będzie mógł napisać, że poszedł silnik i wywaliło pół kosmosu, że banda uciemiężonych herosów zbiera baty i traci ostatnie statki. Wtedy oczywiście w jednym z wojowników obudzi się heros, który rozbije całą armię przeciwników, a na koniec zginie i ogłoszą go bohaterem.
Czego nie dostaję
Uważam, że autorzy tworzący powieści z tych gatunków częstokroć niewłaściwie podchodzą do pracy. Wyznacznikiem obu znienawidzonych (i jednocześnie lubianych) nurtów stały się właśnie niezwykłe światy, bohaterowie dopasowani do realiów przeszłości bądź przyszłości. Nie ukrywam, że bardziej przeszkadza to w przypadku literatury science fiction, który to termin odnosi się do futurystycznych wizji życia w przyszłości. Pisarze zaczęli ścigać się wynajdując coraz to ciekawsze, ale również odrealnione wizje, które z czasem zatraciły gdzieś pierwiastek ?science?. Prywatnie jestem człowiekiem nie lubiącym marnować czasu na twory bezwartościowe i zawsze staram się znaleźć we wszystkim, co czytam jakąś wartość: instrukcja pomoże mi złożyć szafki, a Wells przestraszyć, gdy uświadamiam sobie jak bardzo jego wizja przypomina współczesność.
Chciałbym, żeby gatunek science fiction na każdym kroku uświadamiał mi dlaczego należy się obawiać przyszłości. Dawno temu wierzono, że rok 2000 będzie ostatnim w dziejach Ziemii, bo co to za dziwna data. W końcu jednak przekroczyliśmy tę barierę i popularne wizje świata uzależnionego od technologii, ale też malejących złóż surowców stały się prawdziwe. Niby skomputeryzowanie jest dobre, bo ułatwia życie, z drugiej jednak strony zmniejsza ludzkie możliwości. Tak naprawdę umiemy obsłużyć komputer, ale gdy ktoś nam go odbierze, wtedy nagle okazuje się, że człowiek od maszyny niezależny choć ma cięższe życie, potrafi sobie poradzić w sytuacjach, kiedy nie dajemy sobie rady. Wszystko to śmiesznie brzmi, ale kto wie czy za jakiś czas nowe technologie nie zubożą nas do tego stopnia, że bez nich staniemy się nieporadni jak małe dzieci.
Niestety współczesne książki pomijają ten temat. Autorzy karmią mnie naiwnymi bajeczkami o wspaniałym życiu w przyszłości. Co prawda praktycznie wszystkie te światy są ogarnięte wojną, ale to wcale nie jest coś, co mogłoby mnie poruszyć. Dlaczego? Odpalcie sobie dowolną stronę z informacjami, a wieści na temat jakichś walk znajdziecie bez problemu. Wojna jest czymś znanym człowiekowi (tylko nasza natura powoduje, że ciągle wybuchają kolejne), ale już skutki ludzkiej beztroski są dobrym tematem do fantazjowania. Mamy technologię, która może doprowadzić do zniszczenia może nie tyle całej cywilizacji, ale sporych fragmentów świata już tak. W tych wszystkich powieściach tylko piękne eksplozje laserami.
Niby jest seria Metro, której akcja rozgrywa się pod ziemią, w jedynym miejscu jakiego człowiek zniszczyć nie zdążył. Może jest to ciekawszy scenariusz, niż wyświechtane loty w kosmos, ale i ta wizja nie spełniła do końca moich oczekiwań. Tak naprawdę poza otwartymi przestrzeniami podziemny świat jest taki sam, jak ten na powierzchni. Ludzkość przystosowała się do nowych warunków, odbudowała stare struktury społeczne, a przy okazji teren pozbawiony jakichkolwiek rządów był podatnym gruntem do odbudowy faszyzmu i nazizmu. Wszystko pięknie, jest element refleksji, ludzie płaczą nad dawnymi błędami i żyją pod ziemią tylko dlatego, że na powierzchni już się nie da, a strach i chęć przeżycia sprawia, że wolą spędzić całe życie w tunelach, niż chwilę na powierzchni. Zabrakło mi jedynie jakiejś wizji postępu w tym podziemnym świecie. Całość przypomina zaledwie współczesność przeniesioną w inne miejsce. Ja tam jestem pewien, że ludzkość będzie przeć do przodu cały czas.
Opowieści wcale nie fantastyczne
Przejdźmy jednak na chwilę do książek odnoszących się do dawnych czasów. W nich również chciałbym znaleźć ? ostrzeżenie. Wiemy wszyscy przecież jak wyglądała historia ludzkości. ?Wyższe cywilizacje? nie potrafiły się zachować, kiedy stanęły przed czarnoskórymi, mordowano w imię wiary, przykładów możnaby znaleźć jeszcze więcej. Zapominamy o nauce zwanej historią, która przestrzega przed błędami. Właśnie doświadczenie jest kluczem do sukcesu. Technologia pędzi do przodu, a my pozostajemy z wieloma, nierozwiązanymi dotychczas problemami, które przybierają na sile. Nasze możliwości z użyciem maszyn rosną, ale jako ludzie wcale nie idziemy do przodu. Nieleczone przywary przybierają na sile czyniąc nas okrutniejszymi. Przezwyciężyliśmy wzajemne niechęci? Nie. Zrozumieliśmy, że wojny są złe? Może i używamy takich sloganów, ale jednocześnie wciąż do nich dążymy.
Chciałbym, by literatura fantasy była ostrzeżeniem przed tym wszystkim, nie tylko kolejnymi, naiwnymi bajdami o smokach z wielkimi zębami czy mrocznych rycerzach, którzy krążą po świecie z mordem wypisanym na twarzy. Na tej wielkiej machinie zwanej technologią jest taka kontrolka zwana pamięcią o przeszłości. Niestety kontrolka ta zapala się rzadko. Nie da się wybudować naprawdę dobrego sprzętu, jeżeli każdy kolejny model mimo większej mocy powiela błędy poprzedniczek. Dlatego szkoda, że obecnie książki nie chcą już zajmować się tematami naprawdę poważnymi.
Głównym powodem opisanej nienawiści jest właśnie brak jakiejkolwiek wartości. Niektórzy autorzy trzaskają kolejne książki maszynowo, nawet po kilka rocznie. Rozumiem, z czegoś trzeba żyć, ale ja nie chcę już czytać kolejnych, odpicowanych wizji współczesności albo co chwila być przekonywanym o tym, że smoki istnieją. Niech sobie z resztą to wszystko w tych książkach będzie, ale niech dotykają czegoś głębszego. Tak mało ostatnio jest tekstów, które sprawią, że po ich lekturze będę się cieszył z tego, że żyję w XXI wieku, z drugiej zaś również odetchnę z ulgą patrząc na datę i uświadamiając sobie, iż zostało jeszcze te kilkanaście, kilkadziesiąt, a może kilkaset dni do czasu, kiedy spełnią się najczarniejsze sny. Bo na to, że wielcy mędrcy przemyślą swoje błędy nawet nie liczę?
PS. Po czasie zdecydowałem się wyrzucić z tekstu parę przykładów książek, które oceniam pozytywnie, bo całość ma być o znienawidzeniu czegoś, znużeniu. Być może za jakiś czas wykorzystam te wycięte fragmenty dopisując coś do nich i powstanie druga część o odwrotnym wydźwięku. Ten jest jednostronny, ale tylko dlatego, że taki właśnie tekst chciałem stworzyć.
PS2. Obrazki z Internetu.
21 komentarzy
Rekomendowane komentarze