Skocz do zawartości
  • wpisy
    192
  • komentarzy
    3216
  • wyświetleń
    226897

Moja przygoda z pustkowiem #2 - Fallout 2 cz.1


Lord Nargogh

949 wyświetleń

Postnuklearnych wspomnień ciąg dalszy.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

(Ponownie przestrzegam przed spoilerami)

Świeżo po skończeniu Fallouta 1, zabrałem się ponownie za drugą część. Tym razem znałem już uniwersum gry, wiedziałem kim jest główny bohater i rozumiałem zasady, na jakich funkcjonowało pustkowie.

Start nie był prosty. Nie wiedząc gdzie iść i skąd wziąć lepszy sprzęt, błąkałem się po początkowych mieścinach (Klamath i Den) wykonując najróżniejsze (choć niezbyt trudne, ograniczało mnie moje słabe uzbrojenie) zadania. Pomogłem Torrowi obronić jego 'Moo-moo' i wykupiłem kaucję Sulika. Pomogłem pijaczynie uzupełnić zapas drewna w jego bimbrowni. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o szczurzym bogu kryjącym się w osadzie traperów, o Toxic Caves nie wspominając.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

W Den znalazłem nieco więcej pracy, pomagając gangowi Lary zdobyć fuchę u Metzgera, rozwiązując problem z nawiedzonym domem i wykonując kilka pomniejszych questów dla właścicielki jednego z kasyn. Ogólnie mieścina wyjątkowo nie przypadła mi do gustu. Była brudna, zaćpana i niebezpieczna. Dopiero za jednym z kolejnych przejść gry dowiedziałem się, że był to zabieg polityczny wykonany przez jedną z rodzin w New Reno. Zawładnąć miastami za pomocą silnie uzależniającego narkotyku - Jet. Ten sam problem miało górnicze miasto Redding, ale do niego dojdziemy.

Moją niechęć do Den potęgowało istnienie w nim siedziby głównej łowców niewolników pod wodzą Metzgera, chociaż nie ukrywam że możliwość dołączenia do nich (i oszpecenia się na całe życie za pomocą tatuaża na czole) była intrygująca.

Zdobyłem nieco doświadczenia, wiedziałem już jak dość dobrze strzelać podstawową bronią palną, a także słowami (rozwinąłem retorykę). Zirytowany tym, że nie wiem gdzie mogę jeszcze pójść sięgnąłem po solucję żeby rozejrzeć się za Bractwem Stali (nie liczę placówki która była jeśli dobrze pamiętam w Den i w której nie można było NIC zrobić).

W ten sposób (nie bez przygód) dotarłem do San Francisco. Taka podróż na tym etapie kosztowała mnie wiele nerwów i naprzemiennego zapisywania i odczytywania gry. Na miejscu przyjąłem zadanie zdobycia planów Vertibirda z bazy Enklawy w Navarro. Zadanie zadziwiająco proste, jeśli posiadało się retorykę na przyzwoitym poziomie i dotarło się na miejsce bez incydentów w postaci random encounter.

I tam spotkał mnie mały szok. Bez zbytniego wysiłku zdobyłem za darmo drugi najlepszy pancerz w grze, dużo dobrego uzbrojenia i GÓRĘ punktów doświadczenia. Za pierwszym razem zrobiłem z tego użytek od razu, za kolejnymi unikałem wkładania pancerza wspomaganego aż do samego końca gry, nawet pomimo zdobywania go dość szybko. Nie podobała mi się łatwość i płytkość takiej rozgrywki.

Oczywiście nie mógłbym nie wspomnieć o możliwości zdobycia robo-psa (jednego z dwóch, jakich możemy mieć za towarzyszy) i podenerwowania pułkownika Enklawy.

*stojąc na dożywotniej warcie przy Vertibirdzie obserwowany przez kręcącego się non stop pułkownika* - 'Totally worth it'.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

Zwykle po wykonaniu tego zadania, mając już postać na przyzwoitym poziomie doświadczenia kierowałem się do New Reno, w celu zdobycia tytułu mistrza boksu wagi ciężkiej.Ogólnie postać ukierunkowana na 'charyzmatycznego intelektualistę mistrza kung fu' stała się moim podstawowym i ulubionym buildem (czyli wysoka int, cha, zdolności naukowe/medyczne/retoryczne, i rozwalanie całych patroli Enklawy gołymi pięściami w pancerzu co najwyżej bojowym). Wykonywałem też zadania dla większości rodzin w New Reno, ale nie będę przykładał do nich wagi w tym wpisie bo tematyk mafijna mnie nie kręci. Wykonałem je tylko dlatego, że zależało mi na punktach doświadczenia. No i na zwiedzeniu niezwykłej lokacji - Sierra Army Depot.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

To zarazem intrygujące i irytujące, że można tak łatwo przeoczyć możliwość zwiedzenia tak interesującej lokacji. Ja sam ją odnalazłem dopiero za kilkunastym przejściem Fallouta 2, dzięki skorzystaniu z solucji. Nie można było jej po prostu 'napotkać' wędrując po mapie świata, trzeba było wykonać serię zadań dla mafijnej rodziny Wright, której siedziba znajduje się na wschodzie New Reno i którą łatwo przeoczyć z tego powodu.

Ale wracając do SAD. Wrażenie wywarła na mnie niesamowite. Silne (i jak sądzę uzasadnione) skojarzenia z The Glow z pierwszej części gry - ponownie badamy starą instalację wojskową, w której przeprowadzano przed wojną liczne eksperymenty. Z tym, że tym razem holotaśm i sprzętu do odnalezienia jest dużo więcej. Bardzo mi się podobała możliwość porozmawiania (co prawda przez chwilę, ale zawsze) z człowiekiem z czasów sprzed nuklearnej apokalipsy. Był też ciekawy, ale nieco niedopracowany pomysł z konstrukcją robota, który zostaje naszym towarzyszem. Napisałem 'niedopracowany', bo do dnia dzisiejszego nie udało mi się 'zainstalować' w nim broni - co czyni go kompletnie bezużytecznym (nie walczy wręcz).

Youtube Video -> Oryginalne wideo

Następnym krokiem na ścieżce oświeconego wojownika kung fu było pobieranie nauk u Dragona w San Francisco, a następnie stawienie czoła najpierw kolejno jego uczniom, a później uczniom złowrogiego Lao Pana (a także jemu samemu). Walka nie miała być na śmierć i życie, ale precyzyjne i zabójcze ciosy mojego bohatera zwykle kończyły się śmiercią przeciwnika już po pierwszym uderzeniu. Widok rosnącego z każdym wygranym pojedynkiem stosu ciał był równie niepokojący, co... satysfakcjonujący. Następnym krokiem była chęć uzyskania audiencji u Cesarza Chi. Kopię planów Vertibirda miałem już ze sobą, pozostało jeszcze wyczyszczenie siedziby Hubologist-ów. Zrobiłem to z łatwością i przyjemnością, ponownie miażdżąc ich kruche ciała swoimi gołymi pięściami. Pomogłem także pechowemu Chipowi odzyskać jego śledzionę. Zadanie równie interesujące, co nierealistyczne. Człowiek może bez problemu funkcjonować bez śledziony.

W swoich podróżach zawitałem także do rolniczej mieściny Modoc, w której nie było zasadniczo żadnych ciekawych możliwości, poza szansą na zdobycie żony (lub męża) i pokrycie budynków wokół latryny do której wkładamy ładunek wybuchowy kałem.

Stosunkowo niedaleko Modoc znajduje się górnicze miasto Redding.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

W tym mieście mamy szansę zostać zastępcami szeryfa i wykonać dla niego kilka zadań. Jednak dla mnie najciekawsza jest możliwość wykupienia zainfekowanej Wanamingos-ami kopalni za grosze, i sprzedania jej z dużym zyskiem po oczyszczeniu jej z tych stworów. Wbrew obiegowej opinii, nie są to Obcy. Gdzieś czytałem wyjaśnienie twórców gry na ten temat - prawdopodobnie Fallout Bible.

Dodatkowo z tym miastem związana jest możliwość rozprowadzenia uzyskanej w Vault City odtrutki na narkotyk Jet i tym samym udzielenie pomocy uzależnionym od niego górnikom.

Myślę, że na dzisiaj tyle wystarczy. Zdecydowałem się podzielić wpis o drugiej części serii na dwie części, bowiem była to gra znacznie dłuższa i bardziej rozbudowana od 'jedynki' - samych lokacji było znacznie więcej. Ciąg dalszy nastąpi.

17 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nigdy nie lubiłem i nigdy nie polubię pierwszych dwóch Falloutów (w inne nie grałem). Co prawda spędziłem nad nimi kilkadziesiąt godzin, ale klimat mi nie leży. Wolę Arcanum. Wiem, zostanę zlinczowany, ale trudno:)

Link do komentarza

SPOILERY z mojej strony!!!

W swoich podróżach zawitałem także do rolniczej mieściny Modoc, w której nie było zasadniczo żadnych ciekawych możliwości, poza szansą na zdobycie żony (lub męża) i pokrycie budynków wokół latryny do której wkładamy ładunek wybuchowy kałem.

Warto też wspomnieć o queście związanym z nawiedzoną farmą i podziemnymi ludźmi. Jak pierwszy raz tam zawitałem, to mi autentycznie skóra ścierpła. Droga prowadząca prosto na farmę, po lewej i prawej pszenica (albo kukurydza, nie pamiętam), a po bokach drogi, na całej jej długości, "las" pali z powbijanymi ludzkimi szczątkami. I wszędzie krew oraz flaki. Robiło to wrażenie :].

Swoją drogą, to ten quest jest nieco zabugowany. Żeby go rozwiązać, trzeba odnaleźć w Den właściciela farmy. Problem w tym, że ta zapijaczona morda raz na kilkanaście rozmów chciała ze mną rozmawiać na temat farmy (na ogół ta opcja dialogowa W OGÓLE się nie pojawiała). Myślałem, że to może być spowodowane za mała INT, CH, albo Speechem. Nawet posunąłem się do tego, że ściągnąłem sobie FALCHE, by wymaksować skille swojej postaci. Nic nie dało.

@Up

Dziękujemy, my fanboje, żeś się podzielił z nami tą zatrważającą informacją. Od dziś czekam, aż powinie Ci się noga. Będzie ban przyjacielu :trollface:.

Link do komentarza

Iselor - ja postrzegam Arcanum jako 'Fallout z magią i w steampunku'. Te gry różnią się zasadniczo tylko uniwersum, mechanika jest bardzo podobna ;]

Stillborn - prawda, zapomniałem o tym queście. I faktycznie jest zabugowany. Bardzo łatwo się permanentnie 'psuje' i nie jesteśmy w stanie dogadać się z tym pijakiem aż do wyczyszczenia Ghost Farm przez mieszkańców Modoc.

Link do komentarza

Taa... trzeba przyznać, że rozrost gry pociągnął za sobą także znaczny wzrost populacji bugów. I że klimat też jakby trochę się rozmył. "Jedynka" była bardziej... spójna pod tym względem.

Ale w zamian dostaliśmy tony miejsc do zwiedzenia i rzeczy do odkrycia, co też dawało nielichy fun. Coś za coś.

Link do komentarza

Skynetowi (robot z Sierry) można dać tylko strzelbę albo karabin, bo do innych broni twórcy nie zrobili mu sprite'ów :P Nawiasem mówiąc, gdy 1 raz zawitałem do SAD, to na widok tej masakry przy wejściu z miejsca stwierdziłem, że może pozwiedzam kiedy indziej.

Ostatnią postać w F2 też miałem na walkę wręcz (między innymi), ale z jakichś przyczyn po pokonaniu kilku przeciwników na arenie pięściarskiej w San Fran następowało wywalenie do pulpitu. Pewnie przeładowanie sejwa, albo jakiś konflikt z RP albo cuś.

A co do klimatu, mnie nawet odpowiadało, że był taki bardziej "współczesny", świat przedstawiony w jedynce sprawiał wrażenie wziętego z obcej planety.

Link do komentarza

Wraca cała masa wspomnień - na początku nie umiałem przejść świątyni, potem sam się śmiałem z tego. Śmiech mi zrzedł, jak dowiedziałem się, że nie uratowałem Arroyo :(

Also:

fallout.png

Prześmieszny żart, no nie? :P

Link do komentarza

[spoiler ALERT]

Falloutowy fanboy pisze swój "lecplej"? W teorii brzmi cokolwiek sztampowo, ale że sam do wielbicieli należę, to czytało się naprawdę ciekawie. Szkoda, że nie wspomniałeś o bardzo ciekawym przyjacielu, jakiego można spotkać w New Reno -> ZA DARMO nieźle ulepszy prawie każdą broń ;) Smaczków jest naprawdę wiele, że wspomnę o moim ulubionym dialogu, gdy chcieliśmy wystartować w lidze bokserskiej w New Reno. Cholera, im dłużej piszę o F2, tym bardziej mam ochotę znów w niego zagrać! ;)

Iselor - ja postrzegam Arcanum jako 'Fallout z magią i w steampunku'. Te gry różnią się zasadniczo tylko uniwersum, mechanika jest bardzo podobna ;]

:pokerglass:

Obywatelu, zaczynam posądzać Cię o zdradę gatunku isometric RPG. Ja do tej pory czekam na reinkarnację Troiki. Inna sprawa, że strasznym fanem Steam/BioPunku jestem.

Link do komentarza

Amigos - wiem, że może używać tylko określonych broni. Próbowałem z dokładnie tymi, które znalazłem na innych, pokonanych robotach w SADZie. Próbowałem 'wsadzić' broń przed aktywacją Skynetu i po aktywacji. I NIC za każdym razem -_-.... nie wiem, co robię źle.

Link do komentarza

Znaczy co, chciałeś mu na kadłubie ją zamontować? Tak się nie da, trzeba mu przekazać pukawkę do szczypiec własnych poprzez okno handlu, jak każdemu innemu towarzyszowi. Polecam snajperkę. Na gaussa szkoda amunicji, bo Sky nie celuje w oczy.

Link do komentarza

Przekazywałem przez okno handlu, po czym klikałem 'wybierz najlepszą broń'. Nie zakładał nic, nawet w czasie walki. Próbowałem ze strzelbą bojową i tym karabinem który używa tej samej amunicji, co minigun. Kiedyś założyłem temat w 'Pomocnej Dłoni' z pytaniem jak to rozwiązać, ale nikt nie był w stanie mi pomóc.

Jakby co, to używałem najlepszego, cybernetycznego mózgu. W najgorszym wypadku ludzkiego.

Link do komentarza

Lord, nie wiem czy mówimy o tym samym robocie(choć mózg cybernetyczny mocno mnie nakierował), to ja nie miałem najmniejszych problemów z przekazaniem mu "lżejszych" karabinów. Na plus zasługuje fakt, że o ile dobrze pamiętam robot nie wpisuje się w ograniczenie ilości towarzyszy.

Bozara mu nie dasz... :chytry:

Link do komentarza

Z tego co sobie przypominam przy jego naprawie mozna mu było rozne mózgi wsadzić i od tego co mu wpakowales zalezaly jego umiejetnosci. Juz nie pamietam jaki umysł ja mu podłączyłem ale bezproblemowo gazówki (tak z bratem zwyklismy nazywac karabin Gaussa :) ) mógł używać.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...