Z czystej ciekawości zdecydowałem się rzucić okiem na tematy pracy pisemnej, jakie były częścią tegorocznej matury z języka polskiego. Wystarczyło pobieżne przejrzenie całego arkusza, bym całkowicie się zagotował. Nadszedł czas poruszyć temat, który irytował mnie niewiarygodnie przez cały okres trwania liceum.
Może na początek po prostu zacytuję wspomniane tematy:
Temat 1. Analizując wiersze "Gdy tu mój trup..." Adama Mickiewicza oraz "Światło w ciemnościach" Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, porównaj ukazane w nich obrazy świata marzeń i rzeczywistości. Wykorzystaj właściwe konteksty.
Temat 2. Analizując podane fragmenty powieści Zofii Nałkowskiej "Granica", przedstaw obraz Justyny i jej związku z Zenonem w oczach różnych bohaterów powieści. W kontekście całej powieści wyjaśnij, jakie konsekwencje wynikają z zestawienia odmiennych spojrzeń na bohaterów i relacji pomiędzy nimi.
Po przeczytaniu wyżej wymienionych tematów, przyszła mi do głowy tylko jedna myśl.
Co za stos bezwartościowego [beeep].
Na poważnie - dzisiejszy sposób kształcenia młodzieży w zakresie języka polskiego w szkole średniej jest karygodny, śmieszny i całkowicie bezwartościowy.
Zdolności językowe moich rówieśników, którzy ten egzamin mają już za sobą są po prostu żenujące. A to wszystko wynika z tego, że zamiast porządnie nauczyć nas, jak władać naszym ojczystym językiem zmuszano nas do bezustannej nadinterpretacji i wymuszonego uwielbienia wątpliwych 'dzieł' literackich, które ja określiłbym mianem - gówniane. Lektury szkolne z bardzo nielicznymi wyjątkami są tragicznie nudne i bezwartościowe gdy spoglądam na nie z perspektywy czasu. Dlatego też większość uczniów ich zwyczajnie nie czyta - ja byłem jedyną osobą w swojej klasie (w renomowanym ponoć liceum), która przeczytała wszystkie obowiązujące wówczas lektury. Zniechęca to ludzi do czytania książek w ogóle i doprowadza do cofania się młodzieży w rozwoju.
Ja akurat byłem jedną z lepiej interpretujących przekazy autorów wierszy osób. Od mojej matury minęły już trzy lata i mogę z całą pewnością powiedzieć, że cały ten przedmiot w liceum był dla mnie całkowicie bezwartościowy. Wszystkie zdolności językowe jakie zdobyłem wyniosłem z gimnazjum. W liceum były tylko wiersze i nudne lektury, a także ograniczenie do jednej, maturalnej formy - analizy i interpretacji. Nie było pisania listów, recenzji, referatów, felietonów ani zwyczajnego dokształcania w zakresie poprawnego wysławiania się.
Jedna wielka pieprzona strata czasu. Zawsze byłem pod tym względem straszliwie cięty, a moja polonistka mi tego nie ułatwiała, odpowiadając na moje pytanie 'po co to wszystko?' zabawnymi w jej odczuciu słowami, że 'może kiedyś w teleturnieju dostanę takie pytanie'.
Na reformę edukacji nie ma co liczyć, każda kolejna bowiem zdaje się być gorsza od poprzedniej. Cały system nauczania w tym kraju, na każdym etapie kształcenia po prostu leży. Trudno mi wskazać przedmiot w szkole średniej, na którym wyłożono niezaprzeczalnie przydatną wiedzę. W szkole średniej przedmioty humanistyczne są stratą czasu, a ścisłe są zrealizowane w nudny i nieprzydatny dla człowieka niezamierzającego kontynuować edukacji w tym zakresie sposób. Natomiast gdy ktoś jednak zdecyduje się pójść w tym kierunku, to na studiach boleśnie przekona się, że w szkole średniej najzwyczajniej marnowano jego czas i nie nauczono go tego, czego trzeba. I wtedy istnieje kilka możliwości - albo ta osoba zawsze interesowała się tematem na wyrost i posiada potrzebną wiedzę dzięki własnemu wysiłkowi, albo błyskawicznie nadrobi zaległości ucząc się we własnym zakresie, albo też zostanie w danej dziedzinie zwyczajnym ciołkiem przynoszącym wstyd swoim kolegom po fachu. Takie ciołki bardzo często zdobywają nawet tytuł magistra, bo system oceniania na studiach nie jest sprawiedliwy i nieraz bez trudu udaje im się przeciskać poprzez kolejne semestry.
A nie potrafią tak naprawdę nic.
Reasumując - jeśli ktoś chce się uważać w tym kraju za człowieka wykształconego, nie powinien w ogóle polegać na organach edukacji, a zdobywać wiedzę we własnym zakresie. Na każdym etapie edukacji uczy się człowieka niepotrzebnych rzeczy, a o tym, co tak naprawdę jest potrzebne w życiu/w zawodzie/na studiach człowiek najczęściej przekonuje się boleśnie na skutek własnego nieprzygotowania do sytuacji, które przed nim się pojawią.
23 komentarzy
Rekomendowane komentarze