Kiedyś czytałem artykuł o ludziach niepotrzebujących do sprawnego funkcjonowania pokarmu. Zarzekali się, iż nie trzeba im nic poza wodą i rozcieńczonymi zupkami. Co prawda wyglądali jakby przed momentem oswobodziła ich Armia Czerwona, ale z dumą twierdzili, że na ciele, duchu i umyśle są całkowicie zdrowi. Nie myślałem wtedy, że trafię na jeszcze większych gastronomicznych dziwaków. Myliłem się. Jakiś czas później usłyszałem o sprawie bretharianów - osób których podstawowe pożywienie stanowi... kosmiczna energia.
Żyjąc praną
Postanowiłem sprawdzić co rzeczywiście oferuje bretharianizm i natrafiłem na swego rodzaju manifest. Jego twórca szczerze wierzy w to, iż nasze ciała odżywiają się fizycznym pokarmem, ponieważ sami je do tego zmuszamy. Białko wcale nie jest niezbędne do pracy mięśni. Jesteśmy tym czym myślimy, a ograniczenia wynikają jedynie z naszych przekonań. Niestety nie znalazłem informacji co bretharianie sądzą na temat ewolucji i jak tym samym tłumaczą fakt posiadania przez nas zębów w jamie ustnej. Zamiast tego dowiedziałem się, że podstawą diety każdego człowieka powinna być kosmiczna energia - prana - czyli wibracja o częstotliwości wyższej niż światło widzialne. Dalej autorzy odwołują się do biologii pisząc, że szyszynka i przysadka mózgowa zwiększają swoje rozmiary po zaprzestaniu jedzenia, co ich zdaniem jest dobrym objawem. Największą jednak zaletą przyjęcia prany są korzyści materialne i czasowe.
Ile czasu spędzasz pracując by zapłacić za jedzenie, które konsumujesz?
Ile czasu spędzasz kupując to jedzenie w sklepach spożywczych?
Ile czasu spędzasz na przygotowaniu posiłków?
Ile czasu spędzasz na jedzeniu posiłków?
Ile czasu spędzasz na sprzątaniu po posiłkach?
Ile czasu spędzasz na wyrzucaniu zbędnego jedzenia?
Ile czasu spędzasz na ćwiczeniu aby przeciwdziałać tyciu i szkodliwym efektom jedzenia?
Ile czasu spędzasz na odsypianiu stresu związanego z jedzeniem?
Ile wynoszą dzienne straty produktywności związane ze zmęczeniem po posiłkach?
Innymi słowy: nie robisz jedzenia - zużywasz mniej energii - potrzebujesz mniej jedzenia. Ciekawe rozumowanie. Sam kiedyś próbowałem podobnej techniki ze snem - niestety bez skutku. Dziwi mnie jednak lekko odwoływanie się do tak przyziemnych argumentów przez osoby uważające się za mocno uduchowione.
Brak jedzenia jednak zabija
Prawdopodobnie grup podobnych (choć może lepszym określeniem byłaby sekta) istnieje znacznie więcej, jednak bretharianizm zdążył zyskać szczególnie czarną sławę. W latach '90 kilkukrotnie świat obiegały wiadomości o zgonach bretharian, nieustępliwie odmawiających sobie pożywienia. Za przykład może tu posłużyć historia młodego nauczyciela z Monachium - Timo Degena. Niemiec postanowił pójść na całość i z marszu przejść 21-dniowy cykl inicjacyjny. Żadnego pokarmu, żadnej wody. Tylko on i spływająca na niego energia wszechświata. Ledwo Timo dobrnął do połowy swojej ścieżki, a już nękały go urojenia i problemy ze wzrokiem. 19 dnia nauczyciel zapadł w śpiączkę. Lekarz porównał stan Degena do więźnia obozu koncentracyjnego. Układ krążenia uległ niemal całkowitemu załamaniu, a mózg doznał nieodwracalnych zmian. Nauczyciel zmarł wkrótce po wybudzeniu.
To tylko jeden z całej serii przypadków, w których prana okazała się niewystarczająca do życia. Oczywiście, nie pisałbym o tym wszystkim gdyby cała afera nie zahaczała o prawo. Tak się bowiem złożyło, że inspiracją dla każdej z martwych osób stanowiły prace autorstwa pewnego duchowego przewodnika.
Bez jedzenia byłoby nudno.
Jasmuheen
Ellen Greve, lepiej znana w ezoterycznych kręgach pod pseudonimem Jasmuheen, to jedna z czołowych postaci bretharianizmu. Życiu Australijki w młodości zagrażał nowotwór. Już wtedy przeszła ona na szczególną dietę, porzucając wszelkie mięso, słodycze i jedzenie zawierające elementy nienaturalne. Jak sama przyznała - właśnie ten post połączony z wielogodzinnymi sesjami medytacji dał jej siłę do walki z rakiem. Kobieta wygrała i poszła na całość ogłaszając wszem i wobec, że nie potrzebuje do życia niczego poza energią światła. Oszustwo wykryto szybko. Telewizyjny program 60 Minutes zaprosił Grave do testu prowadzonego pod obserwacją lekarza. Jak można się domyślić cały eksperyment okazał się klapą. Już po 48 godzinach organizm badanej był bliski odwodnienia i prowadzący musieli interweniować. Jasmuheen broniła się twierdząc, że to wina zepsutej miejskiej atmosfery. Nie zniechęciła się swoim potknięciem w mediach i nadal zachęcała ludzi do odżywiania się praną. Po śmierci Timo Dagena i innych, na Ellen Greve spadła lawina krytyki. Oto jak skomentowała śmierć jednej ze swoich uczennic: zignorowała wskazówki przekazane w mojej książce. Przestała jeść i pić, jednocześnie przez kilka dni beztrosko podróżując. Zakończyła życie, padając z wycieńczenia. Zmarła z powodu braku substancji mineralnych w organizmie. Tym samym Australijka nie wzięła na siebie moralnej odpowiedzialności za ofiary niejedzenia. Pojawiły się pogłoski o pozwaniu mistyczki przez rodziny bretharian, jednak o ile wiem nic z tego ostatecznie nie wyszło i Jasmuheen nadal "naucza" (świadczy o tym chociażby kilkuset lubiących jej profil na Facebooku).
Nikt nie ma wątpliwości, że osoby pokroju Greve - mistycy, kuglarze, szarlatani - potrafią być niebezpieczni dla środowiska. Zazwyczaj wyznaję zasadę, że głupota ma boleć i uczyć, jednak tu mam wątpliwości. Wśród ludzi nie brakuje elementów wyjątkowo słabych, podatnych na wpływy innych, niedoświadczonych, zagubionych lub po prostu tępych. Na śmierci tych ostatnich korzysta przynajmniej natura, jednak resztę być może należy chronić. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której to nasze dziecko natrafia na nauki Greve i daje się ponieść jej demagogii. W idealnym świecie rodzic powinien natychmiast zareagować i pokazać dziecku którędy droga. Rzeczywistość jest jednak inna i w tym wypadku trudno nie mieć choćby szczątkowych pretensji do bretharian.
Polski Kodeks Karny w art. 151 zawiera przepis namowy i pomocy do samobójstwa: Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Ellen Greve co prawda nie podaje nikomu naładowanego pistoletu, ale w swoich książkach otwarcie zachęca do zaprzestania spożywania czegokolwiek. Moim zdaniem, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i konwencjonalnym postrzeganiem zdrowia, wstrzymanie się od jedzenia jest równoznaczne z targnięciem się na życie. Mało tego - pomoc w samobójstwie osoby małoletniej lub niepoczytalnej może być potraktowane jako zabójstwo. Niestety zdaje się, że Jasmuheen chroni jedno słowo - namowa. Przyjmuje się, że "namowa" powinna być traktowana węziej od "nakłaniania", obejmującego każdy sposób zmiany czyjegoś nastawienia. To prawdopodobnie oznacza, że również w naszym państwie tego typu mistycy mogą namawiać kogo chcą do czego chcą. Czy to dobrze? Oceńcie sami.
22 komentarzy
Rekomendowane komentarze